Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-07-2008, 00:17   #91
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
Johan Blavith

Blavith stał w deszczu czekając na odpowiedź nieznajomej. Czuł teraz bardzo intensywny zapach tytoniu. Kobieta bardzo go intrygowała. Bez wahania mógł stwierdzić, iż jest niezwykła, wyjątkowa. Był bardzo ciekawy, co robi w tym mieście, gdzie bardzo łatwo można pożegnać się z życiem. Po krótkiej chwili milczenia z jej strony, podczas której dalej pykała fajkę odpowiedziała:

- Lubię deszcz, lubię w nim spacerować, jest to dla mnie bardzo odprężające. Mówisz, że staracie się temu miastu pomóc?. A co jeśli ono nie potrzebuje pomocy? - mówiła patrząc na Johana. Ten dostrzegł, iż wzrok kobiety jest jakiś pusty, jakby nie tliło się w niej żadne życie. To dało wojownikowi wiele do myślenia. Coś jest nie tak - myślał - lepiej być ostrożnym... Na słowa nieznajomej odpowiedział krótko:

- Wydaje mi się - tu przerwał przenikając wzrokiem swoją rozmówczynię - że jednak potrzebuje - skończył. Po jego słowach kobieta przedstawiła się i jakby poweselała. Najemnik uspokoił się. Pewnie mi się coś przewidziało - mówił do siebie w myślach - i to nie po raz pierwszy dziś. Yalcyn bo tak miała na imię nieznajoma uśmiechając się do mężczyzny powoli oblizała swą dolną wargę. To zachowanie można było różnie interpretować. W co ona ze mną gra? - pytał się w myślach wojownik niemniej jednak odwzajemnił uśmiech. Nagle kobieta zauważyła coś za mężczyzną, coś, co wyraźnie ją wystraszyło. Yalcyn szybko zsunęła się z beczek tracąc przy tym płaszcz, którym była okryta. Tymczasem wojownik machinalnie położył dłoń na rękojeści swojego miecza odwracając się przy tym. W myślach już wyobrażał sobie potwora, z którym przyjdzie mu walczyć. Myślał o tym ile chwały mogłoby przynieść pokonanie stwora, lecz zawiódł się, gdyż za jego plecami nie było nikogo. Ulica była pusta. Już odwracał się do kobiety chcą zapytać ją, co takiego widziała, gdy coś bardzo mocno złapało go za rękę, którą cały czas trzymał na rękojeści "Defendera". Chciał się wyszarpać, lecz to, co go trzymało teraz go przewróciło. Mężczyzna całym impetem uderzył potylicą oraz plecami w brukowaną uliczkę. Ogłuszony nie był w stanie się bronić. Wykorzystała to postać, która w tej chwili na nim siedziała. Poprawiła uścisk w nadgarstku i przyjęła dogodniejszą pozycję do ataku. Mężczyzna oddychał głęboko. Gdy otwarł oczy ujrzał nad sobą dużo czarnych włosów a wśród nich twarz kobiety, z którą przed chwilą rozmawiał. Ta dalej trzymała go za nadgarstek nie pozwalając dobyć miecza. Jej druga ręka błyskawicznie znalazła się na szyi Johana niemal miażdżąc mu grdykę. Dusząc się spojrzał ponownie na jej twarz. Rysy się wyostrzyły, oczy zrobiły się krwistoczerwone a wśród białych zębów znajdowała się para kłów. Blavitha ogarną strach. Wiedział, co się teraz stanie. Bał się, że Yalcyn skończy z nim zaraz po tym jak dostanie tego, czego chce. Poczuł w sobie niezwykłą chęć życia. Dopiero teraz, gdy stał w obliczu tak wielkiego zagrożenia poczuł, że chce żyć. Wampirzyca opuszczając swą głowę do szyi wojownika powiedziała jeszcze:

- Pytałeś, co tu robię? Szukałam obiadu!

Brodacz widząc, że nie wyciągnie miecza postanowił bronić się w inny sposób. Zamknął pięść lewej ręki i uderzył najmocniej jak tylko mógł. Niestety nic to nie dało. Kobieta dalej zbliżała swoje usta by w końcu zatopić swe kły w karku nieszczęsnego awanturnika. Ten krzyknął głucho starając się wolną ręką odepchnąć głowę agresora, lecz była to daremna próba. Chwilę jeszcze wierzgał się, ale niedługo najwyraźniej pogodził się z faktem gdyż leżał nieruchomo dając wampirzycy skończyć w spokoju. Tak naprawdę Johan Blavith nie miał siły się już bronić. Gdy kły przebiły jego skórę a kobieta zaczęła sączyć krew czuł, że razem z krwią odpływa od niego życie. Mężczyzna powoli opadał z sił, tracił energię. Niedługo potem Yalcyn oderwała się od szyi brodacza, uśmiechnęła się do niego i odeszła pozostawiając człowieka leżącego na uliczce z otwartymi ustami i tępym wzrokiem wpatrzonym gdzieś w zachmurzone niebo. Po pewnym czasie mężczyzna trzęsąc się z zimna wykrzesał w sobie ostatki sił i wstał. Podszedł do swego płaszcza i narzucił go sobie na plecy. Chwilę później na twarz spuścił kaptur i słaniając się na nogach ruszył w kierunku karczmy. Szedł powoli dziękując Bogom za to, że nie założył zbroi. W tej byłoby mu o wiele ciężej. Co jakiś czas mężczyzna z barku sił upadał na ziemię jeszcze bardziej brudząc się błotem. Po drugim upadku odezwał się ból głowy i poparzenia spowodowane kulą ognia. Po długiej wędrówce bardzo wycieńczony dotarł do karczmy. Podobnie, jak gdy wchodził tu po raz pierwszy tak i teraz wywołał zainteresowanie. Momentalnie zrobiło się cicho. Ludzie chyba nie za bardzo wiedzieli, co sądzić o człowieku. Ten wyglądał fatalnie. Cały ubabrany w błocie zmieszanym z krwią z mokrymi rozczochranymi włosami i brodą. Ponadto delikwent nękany był jakimiś drgawkami. Johan rozejrzał się po gospodzie. Szybko wypatrzył znajome twarze. Ruszył w ich kierunku powłócząc nogami i podpierając się o wszystko lewą ręką gdyż prawą zasłaniał sobie dwie ranki na szyi, z których dalej sączyła się powoli krew. Gdy podszedł do stolika zwrócił się do Luny:

- Proszę Cię, chodź na chwilę na stronę sama - powiedział słabym głosem, po czym ruszył gdzieś w kąt, tam gdzie trudno by było ich podsłuchać. Mężczyzna skulił się pod ścianą i zwrócił się do dziewczyny ponownie:

- Powiem Ci wszystko, co się stało, jeśli obiecasz, że nie wyjawisz nikomu tego, co Ci powiem - mówił patrząc jej prosto w oczy. Jeśli Luna przytaknęła Johan ponownie przemówił:

- A więc dobrze, ale najpierw odpowiedz na moje pytanie. Co wiesz o klątwie wampiryzmu? - zapytał poważnie. Wiedział, z jaką reakcją może się spotkać, ale postanowił zaryzykować. Niewiele wiedział o wampirach, więc na wszelki wypadek wolał się dowiedzieć, co mu grozi...
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...
Kud*aty jest offline  
Stary 12-07-2008, 08:51   #92
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Elf ubrał się i podszedł do okna patrząc na błyskawicę przecinające niebo. Nad miastem wisiały czarne chmury zwiastujące nieszczęście, co napełniło Elhana lekką obawą. "Dziś stanie się coś złego..." - pomyślał przełykając ślinę. Odwrócił się od okna. Tara stała już ubrana w swe codzienne szaty gotowa do zejścia na dół. Posłał jej lekki uśmiech, gdy wychodziła, a sam został w pokoju. Postanowił zejść trochę później, aby nie wyglądało podejrzanie, że żona Mivala była z nim.

W końcu ruszył w stronę drzwi. Gdy wychodził zamknął je tylko na klucz i zeszedł schodami na dół. Już z góry słyszał narzekanie Mivala na żonę. Po głosie elf wywnioskował, że karczmarz jest mocno podpity. Westchnął cicho i pokręcił głową pokonując ostatni stopień. Tara zniknęła za drzwiami do kuchni w ostatniej chwili posyłając Elhanowi uśmiech, który to wojownik odwzajemnił. Przy szynku Blajndo pił z karczmarzem, który to mocno wstawiony, biadolił coś od rzeczy. Elhan usiadł na jednym ze stołków przy ladzie i przysłuchiwał się rozmowie Blajnda z karczmarzem. "Więc Mival też był poszukiwaczem przygód?" - pomyślał. Patrząc obecnie na karczmarza i widząc potężny mięsień piwny, nigdy by nie przypuszczał, że kiedykolwiek Mival szukał przygód. Jednak, pozory mylą...

Wkrótce ze schodów zeszła Luna. Na jej twarzy malowało się ukrywane przerażenie, jednak elf zasłuchany w opowieściach karczmarza nie zdołał tego zauważyć. W krótkim czasie po zejściu Luny, na schodach pojawił się Siabo razem z Zorą. Na propozycje Siabo co do omówienia pewnych spraw Elhan skinął ze zrozumieniem głową i podniósł się ze stołka.
- Tak, musimy zastanowić się nad pewnymi sprawami. - rzekł do Siabo i poszedł w kierunku stołu wskazanego przez Siabo. Luna również dosiadła się do towarzyszy. Elf ukłonił się lekko w stronę Kronikarki.

"- Chyba musimy porozmawiać o tym, co się tu dzieje, prawda? "

- Mhm - przytaknął elf, jednak nim rozpoczął dalej Siabo już pędził schodami w górę. Gdy wrócił usiadł na krześle i zaczął od porządkowych pytań. Trzeba było to wszystko poukładać w spójną całość, tak, aby drużyna miała jakiekolwiek szanse z zagrożeniem.
- Johan siedział razem ze mną przy jednym stoliku, gdy przyszliśmy z ratusza, lecz później poszedłem do swojego pokoju wziąć kąpiel i nie wiem co się z nim stało. - odpowiedział elf - Być może poszedł gdzieś razem z innymi. O ile sobie przypominam Milo wyruszał z nami do ratusza. Dopiero na miejscu zauważyliśmy, że go nie ma. Może się zgubił? Potwór raczej nie zaatakowałby na zatłoczonej ulicy. - Elhan zrobił pauzę przetrawiając w myślach każdą informację.
- Cóż... To coś, co zobaczyłem za oknem bardzo przypominało jakiegoś przerośniętego ghoula. Pozbawione skóry, ociekające krwią, bez oczu, w paszczy szereg kłów, a po całym ciele chodzą jakieś robaki. Nic innego mi nie pasuje do tego opisu, choć moja wiedza jest ograniczona. Może ktoś z Was będzie wiedział co to? - zapytał poprawiając się w krześle. Siabo nieco rozjaśnił też sprawę ataku w ratuszu.
- Czarcie tygrysy? Niewątpliwie ktoś, kto je przyzwał musi być potężnym i doświadczonym użytkownikiem magii. Jestem pewien, że ta kula ognia i te dwa tygrysy, to nie wszystko na co stać naszego tajemniczego prześladowcę. Myślę, że to było tylko ostrzeżenie z jego strony, abyśmy zajęli się swoimi sprawami i zostawili Rath w spokoju. Ciekaw jestem też, co się stało z Rosą, Marą i innymi, którzy przybyli do karczmy razem z nami. Kto z nich wyszedłby na taką ulewę na ulicę? A może coś ich zmusiło do opuszczenia karczmy, albo co gorsza, porwało? Ta ostatnia wersja jest jednak według mnie mało prawdopodobna. Z pewnością usłyszelibyśmy odgłosy walki, gdyby cokolwiek tutaj zaszło. Nie widać też żadnych śladów. - po swoim monologu Elhan oparł się na krześle czekając na reakcję innych.
 
Sinthael jest offline  
Stary 12-07-2008, 10:56   #93
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Popijając drugi kufel piwa pół-elf słuchał opowieści karczmarza z coraz mniejszym zainteresowaniem. Początkowo było w miarę ciekawie, choć narastająca wada wymowy Mivala utrudniała całe zrozumienie. Z kolejnymi łykami trunków każde jego "Ż" czy "RZ" zamieniało się w "SZ". Wszelkie inne głoski wymagające większego wykorzystania strun głosowych i języka stwarzały mu z każdą chwilą większe problemy, co doprowadziło do tego, że Blajndo miał już ochotę zabrać swój kufel w odosobnione miejsce i wypić go samotnie. Uratowała go jednak niewierna żona mężczyzny, którą ten też w swoim upitym języku zbeształ. Uśmiech na twarzy chłopaka przemknął niczym świst przelatującej strzały - nie chciał po sobie niczego pokazać, choć wewnątrz siebie śmiał się do rozpuku.

Gdy kolejni towarzysze zaczęli się wyłaniać na schodach odczuł lekką ulgę. W sumie o obecności Elhana wiedział, aż za dobrze, jednakże zastanawiali go inni. O dziwo brakowało wojownika Johana i jego małego skrzeczącego koleszki, no i wciąż niejasnym było gdzie podział się zabawnie mówiący niziołek. Resztą jakoś się nie przejmował, gdyż nawet dobrze ich nie poznał, do tego mogli być przejazdem - co go tak czy siak nie obchodziło.

Słysząc prośbę Siaba uśmiechnął się już normalnie, bez ukrywania i rzekł:

- Wybacz Mivalu, ale jak widzisz kompania chciałaby conieco omówić. Tak więc muszę do nich dołączyć. - uśmiechając się wciąż, dodał - Dzięki za to dobre piwko!
- Dopsze, hep, n-n-nie ma spławy. - wybełkotał i wziął kolejny porządny łyk jakiegoś wina, a chłopak dosiadł się do stołu przy, którym siedział już Siabo, Elhan i Luna. Odczekał chwilę aż mag skończy zadawać pytania i nim elf się wypowie. Dziewczyna jak narazie była cicho, więc ten wtrącił tylko swoje trzy grosze:

- Jeśli chodzi o moje zdanie na ten temat to powiem tak: Z opisu Elhana jasnym jest, że bestia ta to jakiś nieumarły, choć nie powiem bym sobie kiedykolwiek takiego przypomniał z lat krucjaty jaką pędziłem z mym ojcem. Może jest to jakaś nowa kreatura, albo po prostu potężniejsza wersja ghula czy zombiaka, stworzona przez jakiegoś potężnego nekromante. Oni miewają naprawdę nieźle nawalone w głowie. W dodatku ta ognista kula w biurze, z pewnością jak już powiedziałeś, to robota potężnego maga. Być może właśnie danego nekromanty, który obudził te bestię czy też i inne do życia. Bo tak po prawdzie to nie wiemy czy jest ich więcej czy tylko tamta jedna, ale pewnym jest, że ktoś żywy za tym stoi. Bo chyba tylko licze, z nieumarłych istot, są w stanie rzucać tak potężne czary jak wcześniejsza ognista kula czy właśnie wezwanie tych potwornych kotów. No ale mogę się mylić, bo podczas polowań z ojcem na te... - przełknął ślinę biorąc przy tym dodatkowy oddech - ...truposze, głównie napotykaliśmy szkielety, ghule i zombiaki, kilka wampirów i przeróżne cieniste stwory. Te dwa ostatnie zawsze sprawiały najwięcej problemów. Bo pierwsze czasem ciężko rozróżnić od człowieka, do tego są bardzo sprytne, a znowu te drugie ciężko w ogóle w nocy dojrzeć. - odetchnął, a następnie dodał:

- No to by było na tyle. Jakoś wątpie by moja wiedza na wiele więcej się tu przydała, bo niestety nie nabrałem jej aż tyle w tym żywocie. - uśmiechnął się nieznacznie - Ale chętnie wysłucham opini naszej nowej towarzyszki. - spojrzał na Lunę wciąż się uśmiechając - Wyglądasz pani na osobę chyba najbardziej z nas rozeznaną w świecie informacji, więc może rozjaśnisz conieco sytuację, czy też może się mylę? - znowu się uśmiechnął lecz tym razem już nic nie dodał, oczekując odpowiedzi.
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 12-07-2008 o 11:27.
ŚLePoX jest offline  
Stary 12-07-2008, 13:53   #94
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Widać było od razu, jak w Rosie gotuje się wściekłość. Widocznie biedaczce nikt nie wyjaśnił różnicy miedzy kłamstwem a mówieniem prawdy. Nie jest ważne, ile się kłamie, tylko czy się kłamie. Złodziejem jest ten, kto zabierze cudzą własność - nie jest istotne, czy to dwa miedziaki, czy sakiewka pełna złota. Kłamcą jest każdy, który mówi nieprawdę. Tak jak Rosa.
A może zdawało jej się, że wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Kto wie...
Yon wzruszył ramionami. Dyskusja na takie tematy z "nawiedzoną" Rosą były bez sensu. Kapłanka i tak nie była w stanie niczego zrozumieć.

Strażnicy wokół magazynu poukrywali się całkiem fachowo i gdyby nie doświadczenie Yon z pewnością większości by nie zauważył.
- Jeden człowiek? I wszedł przez okno? - upewnił się Yon.
- W takiej sytuacji ja też nie wchodzę frontem - skomentował.
Tylko że mnie byście nie zauważyli - dodał w myślach.
Zlekceważył złośliwą uwagę Rosy i ruszył w stronę "zapasowego" wejścia.

Dotarcie do okna nie sprawiło Yonowi większej trudności. Budynek był stary, a jego mury nierówne, co sprawiało, ze wchodzenie było równie łatwe, jak wspinanie się po drabinie. Dla kogoś, kto miał trochę wprawy, rzecz jasna.
W magazynie było dość ciemno, a liczne skrzynie i wozy utrudniały poruszanie się. Ciemność nie stanowiłaby zbyt wielkiej przeszkody dla Yona, gdyby nie okazyjne błyskawice, których światło rozjaśniało co prawda mrok, ale równocześnie uniemożliwiało przystosowanie wzroku do ciemności.
Dodatkowo sprawę utrudniał deszcz, który złośliwie bębnił w dach z zapałem kilku ogarniętych pasją werblistów.

Mara i Rosa weszły do środka.
Kolejne źródło hałasu - pomyślał Yon.
Było rzeczą niemożliwą, by zakute w stal kobiety poruszały się bezszelestnie. Na to jednak nie można było nic poradzić. Samotne penetrowanie magazynu nie byłoby rzeczą najmądrzejszą.
Niespodziewany stuk za plecami sprawił, że Yon odruchowo odskoczył na bok i odwrócił się.
Oczywiście nikogo nie było, bo trick był stary jak świat...
Nieznajomy, który nagle wyrósł przed Yonem parł do przodu nie zwracając uwagi na ostrze rapiera, które wbijało się w niego coraz głębiej i głębiej...
- Stój! - powiedział Yon. - Stój! - powtórzył.

Zanim osłupiały Yon zdążył się cofnąć nieznajomy uniósł rękę...
Był szybki i silny, a jego cios zwalił Yona z nóg.
- Żałosne - usłyszał jeszcze Yon, zanim zwaliła się na niego sterta skrzynek i zobaczył gromadę gwiazd.

- Co sie stało? - usłyszał pytanie zadane przez Marę.
Na szczęście hałas sprowadził obie kobiety.
- Dzięki - powiedział, gdy kobiety pomogły mu uwolnić się spod największej ze skrzyń, na szczęście pustej...
Rozbity nos i boląca głowa...
Mogło być gorzej - pomyślał.
- Widziałeś kogoś? - spytała paladynka - Kto to, lub co?.
- Jakiś truposz - odpowiedział Yon, zły na siebie, że wcześniej się nie zorientował. - Szybki i silny...
- On tu nadal jest... - szepnęła Rosa.
Wredny śmiech, jaki rozległ się w magazynie potwierdził słowa kapłanki.

- Przydałoby sie trochę ognia - stwierdził Yon. - To dość dobra metoda na większość stworzeń... Macie może jakieś czary...?
Jednak ani jedna, ani druga kobieta go nie słuchała.
Rosa wymyśliła jakiś genialny plan i, nie zwracając uwagi na to, że Yon nie miał zaufania ani do niej, ani do jej planu, postanowiła ów pomysł zrealizować zrealizować...

(*)
Stanie w miejscu i czekanie na pojawienie się nieumarłego miało swoje plusy... Ale i minusy...
Nadlatująca z wysoka beczka zwaliła z nóg Marę.
- Tam jest - zawołał Yon, wskazując kierunek, z którego nadleciała beczka.
- Mara jest ranna!! - krzyknął w stroną wyjścia, mając nadzieję, że któryś ze strażników usłyszy i przybiegnie by pomóc paladynce.
W tym momencie błyskawica rozdarła niebo. W jej świetle ukazała się ciemna postać stojąca na stosie skrzynek.

Widząc cel Rosa rzuciła czar.

Yon nie potrafił powiedzieć, czy to było odpędzanie nieumarłych, czy też co innego. W każdym razie zaklęcie podziałało. W jakiś tam sposób, bo Yon nie wiedział, czy akurat taki efekt planowała Rosa...
A może truposz usiłował zrobić jakiś unik...
W każdym razie stracił równowagę i runął na dół z głośnym łomotem. Padł na twarz i, oszołomiony upadkiem lub zaklęciem, miotał się po podłodze nie mogąc wstać.
Kątem oka Yon zobaczył, że Mara się podnosi.
(*)
Sekundę potem był już przy umarlaku, usiłując jednym silnym ciosem przyszpilić go do podłogi...

-----------
(*) Fragment uzgodniony z MG (*)
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-07-2008 o 16:39.
Kerm jest offline  
Stary 13-07-2008, 20:36   #95
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Z pusty żołądkiem udała się Luna na parter, do gospodarza, i zamówiła porcję zupy, kawałek chleba oraz coś co karczmarz nazwał tajemniczo „niespodzianką wieczoru”, a że Luna uwielbiała tajemnice odkrywać to nie mogła się oprzeć. Kilkoro członków grupy, z którą ostatnio się sprzymierzyła, siedziało już przy stołach. Cała ta afera z bestią i atakami na mieszkańców sprawiła, że na chwilę zapomniała o swoim prawdziwym celu… jedząc zupę nie mogła nie zauważył tajemniczego symbolu i swoistej mieszkanki zaniepokojenia i podniecenia. Mag, ktoś kto należał do grupy, którą Luna ceniła szczególnie i szanowała, po kolei pytał każdego, czekając chwilę na odpowiedź, po czym zadał pytanie Lunie, która właśnie kończyła zupę i oczekiwała „niespodzianki”. Przysłuchiwała się odpowiedziom Elhana i Blajndo. Wysnuli oni dość logiczny wniosek, że to jakaś odmiana nieumarłego, wskazuje na to wygląd… przez co popełnili mały błąd – wygląd to zawsze za mało.

-Hmmm… owszem jestem dość obeznana z wieloma kategoriami wiedzy czy nauki, w tym wiem sporo o różnego rodzaju monstrach, ich słabościach. Specjalizuję się głównie w tematyce religijnej oraz magii wtajemniczeń, ale nie obca mi jest wiedza o podziemiach, naturze czy planach, ostatnio zainteresowałem się również nieco medycyną…- na chwilę odpłynęła w myślach o nowych informacjach jakie wyczytała z ksiąg Aremiego. Chciała poszerzyć tę wiedzę, ale nie mogła zapominać o innych dziedzinach, które wciąż musi doskonalić.

-Rzeczywiście po wyglądzie „można” sądzić, że chodzi o nieumarłego, lecz… istnieje wiele innych możliwości. Może to być nawet sugerowany mag, który zmienia postać, ktoś obłożony klątwą, demon lub diabeł, gdyż często przybierają oni postacie makabryczne i przerażające dla ludzi, w tym przypominające nieumarłych jak na przykład Osyluth, który bardziej przypomina szkielet od typowego diabła. Opcji jest zbyt wiele by wydać wyrok, ale ogólnie przychylam się do przypuszczenia, że to nieumarły. Można to sprawdzić tworząc nieco święconej wody i zwyczajnie następnym razem rzucając w bestię.

Mieszając łyżeczką w herbacie, którą przed chwilą zamówiła, kontynuowała swoją małą mowę.

- Już od dłuższego podejrzewam, że ktoś inny za tym stoi, być może to nawet tylko dywersja… odwrócenie uwagi… nie wiem jednak w jakim celu. Myślałam, że to może czyjaś zemsta lub jakiś żądny władzy mag, ale kiedy byłam u Aremiego… - na chwilę przerwała, lepiej było gdyby nie wspominała o księgach…- i kiedy przejrzałam kroniki miasta, nie znalazłam niczego co by wskazywało na to kto to mógł być. Chyba, że celowo nie wspomniano o nim… albo ktoś ukrywa przed nami coś… Uważam, że powinniśmy unikać poszukiwań w nocy, polowania urządzać roztropnie i z planem, lecz najpierw dobrze by było poznać naturę tego z czym walczymy.

Zdziwiona działaniem Johana, otworzyła jeszcze szerzej oczy kiedy usłyszała jego pytanie... nachyliła się ku niemu i postarała się odpowiedzieć jak najlepiej umie na jego pytanie...

- Wampiryzm... hmmm... wampiryzm, podobnie jak likantropia to dość szczególna choroba, tylko moim zdaniem nieco gorsza. Aby zarazić się wampiryzmem ofiara musi wypić nieco krwi wampira i umrzeć, dopiero po śmierci powstanie jako wampir... dla takiej osoby nie ma już odwrotu, jedynie śmierć może przynieść jej ulgę, choć nie jestem pewna czy zbawienie... Czasem kiedy żywa kobieta zajdzie w ciąże z wampirem może narodzić się dziecko mające cechy wampira, będąc jednak żywym. To tak zwany półwampir. Wampiry są bardzo wrażliwe na słońce, które je pali, niektórzy mówią, że wdały się one w wojnę z Amaunatorem, starożytnym bogiem słońcem, który przeklął je tak, że dotyk jego życiodajnych promieni jest dla nich śmiercią. Podobno... podobno istniej rytuał, który kapłani tegoż boga potrafili odprawić, który potrafił odmienić wampira z powrotem w istotę żyjącą, ale nie wiem ile w tym prawdy... Co do historii stworzenia wampirów to nie wiele wiem, mógł to być jakiś eksperyment Netherillijskich magów, albo klątwa mrocznego bóstwa, lub nawet jego błogosławieństwo. To bardzo ciekawy temat, lecz nie wiem zbyt dużo... wiem na pewno, że aby zabić wampira trzeba mu przebić serce kołkiem lub spalić, ogniem lub słońcem, najlepiej i tym i tym. Ale powiedz mi... czemu pytasz? Ah tak.. słyszałem również o amulecie, którego noszenie może zmienić cię w wampira, ma on potężną moc, którą kusi jego właściciela, ale każde użycie jej coraz bardziej przybliża go do wampiryzmu.

Spojrzała na twarz Johana z lekkim zaniepokojeniem, oraz na resztę towarzyszy przyglądającym się im, nie chciała kazać im zbyt długo czekać....
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 15-07-2008 o 18:07.
Qumi jest offline  
Stary 15-07-2008, 18:36   #96
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Karczma "Smoczy Łeb"


W przybytku dyskutowano i naradzano się, czekając przy okazji na kolację, a na dworze wciąż lało i grzmiało. Pogoda była naprawdę beznadziejna, czasem mocno pogłębiając już beznadziejne klimaty, panujące w miasteczku Rath. Dla grupy awanturników zmiana warunków atmosferycznych nie stanowiła jednak niczego szczególnego, a tym bardziej nie wpływała na ich morale. Wkrótce żona Mivala podała do stołu, zastawiając go wyjątkowo obficie, a sam karczmarz zaś, już ledwie trzymając się na nogach, opierał się o blat baru, mamrocząc coś do siebie pod nosem, i jasnym było, że niedługo padnie na pysk, po sporej konsumpcji trunków z własnych zasobów. Na słowa o brakującym towarzyszu nieco jednak oprzytomniał, i wyciągnął z kieszeni zmiętolony kawałek pergaminu.

- O teho małeho wam chosi?. Taki kurupel co jak bachor wygląąądał, dał mi to - Wybełkotał niespodziewanie, a Blajndo wziął od niego papier i głośno przeczytał:

"Frzyjaciele, wybaczcie moje zniknięcie, muszem przemyśleś wiele spraf, niemal zabiłem przyfadkowo człeka. Fciąsz pozostanę w mieście i możecie na mnie liczyć jeśli trzeba. W życiu każdego następuje taka chwila, gdy musi fszemyśleć sens swego istnienia i postępowania. Jeszcze raz wybaczcie, niedługo frócę.

Milo."


No cóż, sprawa z Niziołczym towarzyszem najwyraźniej się wyjaśniła, musiał sobie przemyśleć pewne sprawy i zapewniał was, że wróci. A więc nikt go nie porwał, nie dopadł go potwór, Milo najzwyczajniej w świecie potrzebował chwili spokoju, no cóż... . Towarzystwo wróciło więc do dalszych dyskusji, posilając się przy kolacji. "Dziwnym" trafem Elhan otrzymał talerz z największym i najbardziej apetycznym kawałem kaczki, wraz z kolejnym, skrywanym uśmiechem żony karczmarza. Tara była najwyraźniej baaardzo wdzięczna.

Luna niestety posiadała wciąż za mało informacji na temat domniemanego "potwora". Ledwie opis jego obrzydliwej gęby i informacje dotyczące sposobów jego działania pozostawiały naprawdę wiele możliwości, nie bardzo jednak pasowało to do zjawy, ghoula, zombie, czy innego podobnego nieumarlaka. Strapiona Kronikarka przymarszczyła na chwilkę swoje brewki ciężko myśląc nad tym zagadnieniem, nie potrafiła jednak jeszcze rozgryźć natury ich przeciwnika. Co do proponowanych przez towarzyszy stworzeń była jednak pewna, to nie mogło być żadne z nich. Tu mieli do czynienia z czymś naprawdę całkiem innym, oczywiście jeżeli za wszystkim nie krył się jakiś zwykły Mag.

Karczmarz po przywaleniu barem w drzwi prowadzące do kuchni zniknął na zapleczu, wlokąc się pewnie do łoża, jego żona Tara zajęła więc miejsce za barem i przejęła pieczę nad przybytkiem wysyłając złorzeczącego pod nosem Sergora do czyszczenia garów, a Zora przycupnęła blisko was na krześle, słuchając z dużym zaciekawieniem rozmów grupy awanturników. Karczma poza tą grupą była nadal wciąż pusta, nikomu najwyraźniej nie chciało się wychodzić z domu "na jednego", gdy tak lało i lało, do tego wszystkiego dużymi krokami zbliżał się wieczór, a wraz z nim wiadome już wszystkim niebezpieczeństwo błąkające się po ulicach miasteczka.

Po pewnym czasie w karczmie zjawił się jednak niespodziewany gość. Był to nienagannie ubrany mężczyzna w średnim wieku, ze stroju mogący uchodzić za szlachcica. Przez otwarte na chwilę drzwi przybytku "Smoczy Łeb" można było zauważyć stojącą przed karczmą karocę.
- Oho - Podsumowała wchodzącego Tara.

- Witam wszystkich, i mam nadzieję, że dobrze trafiłem? - Zawołał głośno od progu nieznajomy - Czy wy panowie i pani jesteście grupką śmiałków pracujących od dziś dla burmistrza?... Cieszę się, że bez problemu was odnalazłem, jestem Grivo, w służbie Barona Chernina, który mnie przysyła - Grivo ukłonił się - Baron zaprasza was dziś, za dwie godziny, na kolację do swego zamku, mój pan chciałby was poznać i spędzić miły wieczór, nie muszę chyba wyjaśniać, że obowiązują wytworniejsze stroje? - Spojrzał na wasze zbroje i oręż - skoro nie ma żadnych pytań więc do zobaczenia wkrótce.

Po wyjściu Grivo, zanim ktokolwiek z was zabrał głos, odezwała się żona karczmarza.

- Widzę że macie już zajęcie na resztę dnia i być może nocy - Powiedziała. Czy w jej głosie dało się wyczuć zwątpienie skierowane do Elhana? - Idziecie na wytworne sale panowie i pani!.

Zora cichutko westchnęła, może z powodu tego, iż nie będzie blisko niej Siabo, a może i z niedostępnej dla niej wizji dworskich pomieszczeń, bogactw i przepychu, którego nie było dane poznać każdemu. Wieczór był tuż tuż, wciąż lało, choć półmrok spowodowany burzą przemienił się nieco w "szarość", nie było więc tak ciemno jak wcześniej, a co za tym szło, osoby na zewnątrz budynków byłyby względnie bezpieczne?.

- Weźmiesz mnie ze sobą? - Szepnęła rudowłosa do Maga, by jej matka niczego nie słyszała - Powiesz, że jestem twoją uczennicą... - Zora niespodziewanie zaczęła kombinować jak mogła.


Opuszczony magazyn


Mara, Rosa i Yon uporczywie wypatrywali swojego przeciwnika w półmroku magazynu, co pewien czas rozświetlanego gromami szalejącej nad Rath burzy. O jakimkolwiek nasłuchiwaniu można było zapomnieć, uniemożliwiał to nieprzerwanie waląca po dachu ulewa, która jak na złość sprzyjała poczynaniom nieznajomego mężczyzny. Stojąc kilka metrów ponad trójką szukających go ludzi, na jednej z wielu poprzecznych belek, łączących pionowe belki podtrzymujące ciężar dachu, i tworzące coś na kształt siatki wysoko ponad głowami osób na ziemi. Być może budynek miał kiedyś piętro, a może po prostu został tak zbudowany... .

Mężczyzna ciszej niż kot zeskoczył na stertę skrzyń, a tam pochwycił jedną, jedyną, stojącą na tej stercie beczkę. Nie była ona zbyt duża, prawdopodobniej przechowywano w niej kiedyś wino, beczki na piwo były stanowczo większe. Ta jednak była w sam raz. Cisnął nią bez większych problemów, a nietypowy pocisk pomknął prosto w Paladynkę, rozbijając się na drzazgi, po trafieniu kobiety prosto w tors. Mara siłą ciosu została odrzucona w tył, gubiąc gdzieś miecz i tarczę. Żyła jednak, a nawet nie straciła przytomności, co można było wywnioskować po jej cichych jękach.

Wtedy też, naprowadzona torem lotu beczki i krzykiem Yona, Rosa de Burbon uniosła swój medalion Torma, przyzywając moce swego patrona, by przepędzić, czy też nawet zniszczyć "poniekąd" nieumarłego przeciwnika. Wynik jej działania był naprawdę zaskakujący. Mężczyzna drąc się z bólu spadł parę metrów w dół, po czym zaczął się tarzać po podłodze, a jego ciało wyraźnie dymiło.

Yon nie czekając na dalszy obrót spraw doskoczył szybko do drącego się jegomościa, po czym z całych sił zadał pchnięcie w dół rapierem, przybijając przeciwnika do podłogi!. Ten zaryczał, najprawdziwiej na świecie dziko zaryczał, nie z bólu, ale z wściekłości, niczym jakiś zwierz, obnażając swoje spore kły. Łotrzyk lekko się wzdrygnął, będąc już pewnym, że czarnowłosy przyszpilony orężem przez brzuch nie jest człowiekiem.



Wtedy też nadbiegła Mara, z bojowym okrzykiem na ustach i mieczem trzymanym w obu dłoniach, biorąc zamach na tors leżącego.
- Giń siło nieczysta! - Paladynka użyła jednej ze swych mocy wspomagających ją w walce ze złem, i jej miecz rozbłysnął mocnym blaskiem, opadając w dół. Trysnęła fontanna krwi, zalewając zarówno Marę, jak i spodnie Yona, a ukośnie rozcięta klatka piersiowa straszyła wewnętrznymi organami i dziwnym skwierczeniem mięsa, wywołanym prawdopodobnie przez oręż zdziwionej po chwili kobiety. Wampir dziko ryczał, ryczał tak głośno, że rozsadzało to niemal uszy dwójki bliskich jego ludzi. Zrobił jednak również coś, co doprowadziło do poważnego zastanowienia się wszystkich nad dalszym rozwojem wypadków.

Półleżąc podniósł się szybko w górę, ignorując przebijający brzuch rapier, i znowu zafundował widowisko świadomego nabijania się coraz bardziej i bardziej na ostrze Łotrzyka. W końcu był wystarczająco blisko, by zacisnąć swoje niesamowicie silne łapska na szyi Yona, zgniatając jego szyję bez większego wysiłku. Wtedy jednak nadbiegła Rosa, ratując niejako Yona i całą sytuację. Kapłanko-Paladynka najzwyczajniej w świecie wyprowadziła od boku cios swoim mieczem, ucinając mężczyźnie łeb.

Mara i Yon wstali, dysząc i spoglądając na bezgłowe ciało, które razem z odciętą łepetyną zaczęło nagle mocno dymić i uległo samoistnemu spaleniu, zamieniając się w proch.

- Ufff... - Mara odetchnęła i spoglądnęła na twarz Yona, a następnie Rosy - Czy to był wampir??. Dziękuję wam za pomoc, bez was bym sobie nie poradziła - Uścisnęła każdemu z nich dłoń, po czym na jej twarzy zagościł grymas bólu, a kobieta złapała się za okolice prawej piersi - Chyba mam coś złamane... .

- Raczej już nic tu po nas co? - Spytała po chwili, i dodała z drobnym uśmiechem coś, co mogło zostać odebrane naprawdę na wiele sposobów - Chodźmy Yonie i Roso, Paladynko-Kapłanko-Tyra i Torma.






***

Branie Zory na zamek Barona Chernina nie jest dobrym pomysłem.

Rosa i Yon mogą iść gdzie chcą, Mara pewnie pójdzie z nimi.

W następnym poście rozdam PD-ki, oraz zaczniemy nowy rozdział.
 

Ostatnio edytowane przez Buka : 15-07-2008 o 20:34.
Buka jest offline  
Stary 15-07-2008, 19:56   #97
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Luna była bardzo zirytowana brakiem informacji o bestii... tak wiele jeszcze nie wiedziała... a w między czasie ginęli kolejni ludzie...

-Ehhh....

Wydobył się z niej odgłos zmęczenia, nie fizycznego a psychicznego, dzisiejszy dzień był pełen wrażeń...

- W każdym razie uważam, że to żaden ghul, zombii czy zjawa... one działają w inny sposób... są mniej... wyrafinowane... ktoś za tym musi po prostu stać! A jeśli tak, to ta "bestia" może nie być jedyną ze swego rodzaju...

Kronikarka niemal podskoczyła gdy otworzyły się drzwi, oto właśnie przed nią rysowała się straszna wizja armii "bestii" gdy ich zaproszono uroczystą kolację. Kiedy ludzie giną, cierpią, ona będzie na uroczystej kolacji... ale to miało i dobre strony... zapewne hrabia ma własną bibliotekę, może jest w niej coś co umknęło kapłanom Helma. Myśl o nowych książkach, które będzie miała w swoich dłoniach mimowolnie wymusił na jej twarzy uśmiech. Będzie tylko musiała jakoś się wymigać z towarzystwa i dotrzeć do biblioteki...

Mina Luny nieco zrzedła wiedziała bowiem, że jeśli będzie chciała się wymigać, będzie musiała się wdać w gry i walki słowne, te małe niuanse, z których tak słyną dwory. Będzie musiała się do tego przygotować... musi też poprawić fryzurę, ubranie, przemyć się raz jeszcze... tyle roboty a tylko 2 godzin na przygotowanie i dojazd...

-Cóż to dość niespodziewane... niemniej jednak może okazać się korzystne, być może hrabia chce się z nami czymś podzielić? W każdy razie mamy niewiele czasu... idę do pokoju, muszę się przygotować.

Tak też zrobiła, poszła do pokoju się przygotowywać, ubrała najładniejsze ubranie, odświętną szatę kapłanów Shaundakula, w srebrno-błękitno-niebieskie wzory, wiatru, gwiazd, zwieńczoną broszką/świętym symbolem Shaundakula. Włosy rozpuściła, podobno lepiej tak wyglądała, choć było to niewygodne w podróży czy czytaniu. Część włosów przełożyła przez ramiona, a część swobodnie opadała z tyłu pleców. Teraz najgorsza część pracy ją czekała - szczegóły, musiała wszystko ładnie ułożyć, aby wyglądało idealnie i zajęło jej to większość czasu im danego.

Kiedy skończyła zeszła na dół, powoli po schodach niczym szlachcianka, widziała takich wiele w życiu i choć nie potrafiła ich idealnie naśladować, to potrafiła chodzić z pewną gracją. Stanęła w gospodzie i oczekiwała przyjścia reszty towarzyszy, aby udać się na kolację.
 
Qumi jest offline  
Stary 15-07-2008, 20:44   #98
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cios wyszedł nad wyraz dobrze. Ostrze wbiło się w podłogę, nie pozwalając nieumarłemu na ruszenie się z miejsca. Pełen wściekłości ryk truposza dotarł do najodleglejszych kątów magazynu i Yon był pewien, że dotarł nawet do czających się wokół budynku strażników miejskich.
Z trudem opanowując chęć zasłonięcia obolałych uszu mocniej przytrzymał rękojeść rapiera mając nadzieję, że nieumarły nie wstanie do chwili przybycia Mary i Rosy.

Paladynka nadbiegła z okrzykiem na ustach.
W łeb go... - pomyślał Yon, ale nie zdążył udzielić tej rady na głos. Cios Mary, chociaż rozpłatał klatkę piersiową potwora, oprócz wściekłego wycia, wywołał nieoczekiwany skutek.

Nieumarły, wampir sądząc po długości kłów, zaczął wstawać nie zważając na tkwiące w jego plecach ostrze. Wyginając się w zadziwiający sposób wyciągnął swe długi ręce w stronę gardła Yona. Zapewne czując nieuchronny kres swego istnienia chciał pociągnąć za sobą przynajmniej jednego ze swych zabójców.

Yon usiłował się cofnąć, ale zanim zdążył to zrobić poczuł na gardle stalowe palce nieumarłego. Przed oczami zaczęło mu się robić ciemno...
Dwie i żadna palcem nie kiwnie... - ostatnia, jak mu się zdawało, myśl przemknęła się przez umysł.
Nagle uścisk zelżał...

Bezgłowe ciało leżące u jego stóp rozpadło się w proch.
- Dzięki za pomoc - powiedział Yon.
Ale mogłaś być nieco szybsza - dodał w myślach, pocierając obolałą szyję.
Z pewnym wysiłkiem wyrwał rapier z podłogi. Obejrzał ostrze. Ani śladu krwi. Tylko trochę pyłu, który sfrunął po lekkim dmuchnięciu.
Yon przetarł ostrze i schował broń.

Wysłuchał podziękowań paladynki i uśmiechnął się.
- Nie znam się na tym, ale sądząc po ząbkach był to ładny okaz wampira. A większość podziękowań należy się Rosie.
Uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń Mary, a potem powiedział:
- Mam nadzieję, że to nic poważnego. Zresztą... Rosa z pewnością uleczy ranną w walce towarzyszkę broni.

Pochylił się i otrzepał spodnie. Chociaż krew wampira, tak jak i sam potwór, zamieniła się w popiół, stale miał wrażenie, że jest brudny.
- Chodźmy - powiedziała paladynka
Yon ponownie uśmiechnął się do niej.
- Jeśli zaprowadzisz mnie do wanny, to mogę iść z tobą na koniec świata - ukłonił się elegancko i mrugnął łobuzersko do paladynki, w taki sposób, by Rosa tego nie widziała.
Wolał nawet nie zastanawiać się nad tym, jakie pełne oburzenia myśli zaczną się kłębić w głowie Rosy.

- Panie przodem, proszę - szarmanckim gestem zaprosił paladynkę i kapłankę w stronę wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-07-2008 o 20:47.
Kerm jest offline  
Stary 16-07-2008, 12:34   #99
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Po przeczytaniu listu niziołka, Blajndo spojrzał na towarzyszy i skwitował:

- I wszystko jasne. - lekko się uśmiechnął, bo już mieli potwierdzenie, że bynajmniej jemu nic się nie stało. Odłożył kartkę na blat barku i wrócił z powrotem do stołu. Akurat na jego miejsce dotarł talerz z obiado-kolacją, który obejrzał sobie tym razem dokładniej. Tym posiłkiem postanowił się bardziej rozkoszować, zamiast go pochłaniać jak wygłodniały pies, nad którym ktoś stoi. Po chwili poczuł szturchanie spod stołu, no tak, Wherkens też był głodny:

- Pszem Pani, mógłbym prosić o jakąś miskę z mięchem dla tego tu marudy pod stołem? Ile już w ogóle jestem winien Waszemu lokalowi za wszystkie te usługi? - spytał z miną jakby teraz sobie uświadomił, że od wczorajszej zapłaty za nic więcej nie dał nawet złamanej blachy.

Zanim dotarła dana micha, chłopak co czas kawałki nie ogryzionych kości zrzucał pod stół swojemu przyjacielowi, tak jak gdyby ten był jakimś zwykłym psem - na szczęście wilk niczym nie gardził. Blajndo podniósł nos od swojej miski i zobaczył talerz Elhana, na którym leżała praktycznie cała kaczka. Pokręcił głową uśmiechając się przy tym skrycie - wiedział za co to i ta myśl odziwo teraz go rozbawiła.
Po piwie zawsze powracał mu humor, co by się nie działo, wystarczyło żeby wypił choć jeden kufelek. Tak też było w tym przypadku, popijając sobie już trzeci kufelek do obiadu zapomniał o wszystkich zdarzeniach i problemach, choć rozmowy wciąż toczyły się wokół jednego tematu. On natomiast był w tej chwili w "swoim świecie", powiedział co wiedział i nie czuł dalszej potrzeby by nad tym teraz rozmyślać. Co więcej, jak się okazało, razem z elfickim wojownikiem się najprawdopodobniej mylili, a przynajmniej byli daleko od prawdy, gdyż ta bestia według Luny nie musi być wcale nieumarłym. Fakt faktem, potwierdziła się wcześniejsza teoria, że może to być jakiś mag, albo nawet i o dziwo - demon! Ale tak czy siak, czas pokaże jaka jest prawda - powtarzał sobie zawsze, gdy nie wiedział co go czeka. Przez to też w tym momencie już nad tym nie rozmyślał. A gdy nadejdzie taka potrzeba to z pewnością coś się wykombinuje.

Otwarte "z hukiem" drzwi przerwały jego wizytę "w swoim świecie", a co za tym idzie również cały jego posiłek. Natychmiast się odwrócił i zobaczył "dobrze" odzianego mężczyznę:

- A ten co? Kolejny bubek od burmistrza? - pomyślał w mig, nim tamten zdążył się przedstawić - Grivo? Baron Chernin? - zdziwiony powtórzył w umyśle usłyszane imiona.

- Pięknie... - pokręcił głową z niechęcią - Kolejne miejsce pełne bogatych gogusiów... Cholera... - ostatnie słowa wymamrotał tak, że praktycznie nie dało się ich usłyszeć, po czym podniósł głowę i już chciał coś powiedzieć, gdy przerwała mu Tara:

- Widzę że macie już zajęcie na resztę dnia i być może nocy. - co zabrzmiało dla niego jak jakiś zarzut zamiast typowego stwierdzenia - Idziecie na wytworne sale panowie i pani! - dodała, po czym już sam się odezwał:

- Prawda... choć... nie wiem jak Wy ale ja jakoś nie mam ochoty tam iść, po pierwsze jak się pewnie już domyślacie nie lubię takich miejsc... w dodatku zapewne znów mi każą Wherkensa zostawić z tyłu, a jak widzicie idzie noc i pogoda jest co najmniej okropna. - podrapał się po głowie jakby nad czymś myślał - W dodatku niby skąd ja mu wezmę nagle jakieś wytworne ciuchy? Nigdy takiego czegoś nie musiałem kup... - przerwał ostatnie słowo i rzucił tak jakby na coś nagle wpadł - To mi śmierdzi jakimś podstępem! Kto by w tak niebezpiecznym mieście, nocną porą i przy takiej pogodzie gości zapraszał do siebie? Ciekawe... - ostatnie słowo powiedział już znacznie ciszej i spojrzał na Wherkensa siedzącego pod stołem, zajętego namiętnym ogryzaniem kości.
Wiedział już, że i tak będą chcieli iść, przez co dodał:
- Jeśli jednak zdecydujecie by tam wyruszyć... to pójdę również, ale niech tylko usłyszę, że Wherkens gdzieś ma zostać... - mina mu spoważniała - To ten co to powie będzie zbierał zęby! - stwierdził twardo - I niech nikt nie liczy na to, że rozstanę się z moją zbroją i ekwipunkiem. Nie będę się stroił dla jakiegoś buraczanego Barona. - zakończył spokojnym tonem i wrócił do jedzenia.
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 16-07-2008 o 12:39.
ŚLePoX jest offline  
Stary 16-07-2008, 15:30   #100
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rosa zamknęła oczy i z całych sił starała się usłyszeć swego przeciwnika. Krople deszczu i gromy skutecznie jej to uniemożliwiały. Mimo to skupiła się i z wyciągniętym przed siebie symbolem Torma, żelazną rękawicą zastygła w bezruchu, niczym kobra gotowa do skoku w każdej chwili. Stała tak przez zdawałoby się wieczność. Wieczność, którą monstrum postanowiło spożytkować.

Huk pękającej beczki i krzyk Mary wyrwał Rosę z transu. Niby mnich z klasztoru jednym płynnym ruchem odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i skierowała ramę z relikwią w stronę nieumarłego. Jasne, długie włosy zafalowały, a z symbolu wydobył się ledwo widoczny poblask, gdy święta moc przeszyła ciało paladynki i ruszyła w stronę potwora. Ten, w kontakcie z mocą Torma krzyknął i cofnął się panicznie przerażony o kilka kroków wprost w objęcia podłogi.

Zaskoczona Burbonówna wpatrywała się w pustkę, która zastąpiła spadającego nieumarłego. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Po dłuższej chwili pobiegła za Marą, by wykończyć kreaturę.

To, co ujrzała, było niesamowite. Potwór, z brzuchem przybitym do podłogi przez rapier Yona i rozszarpanym torsem najzwyczajniej w świecie unosił się z podłogi. Tego było dosyć. Nie czekając na dalszy obrót spraw, Rosa zaszarżowała na bestię i ścięła jego głowę w momencie, gdy ten był zajęty duszeniem Yona.

- Dzięki za pomoc- odezwał się nieoczekiwanie Yon.

To było największe zaskoczenie wieczoru. Yon podziękował Rosie. Ten sam typ, który ciągle krytykował jej poczynania, podkopywał autorytet i robił wszystko żeby jej dopiec teraz jej podziękował. Kobieta spłonęła rumieńcem, który postanowiła zamaskować. Odwróciła głowę i stwierdziła:

- Nic wielkiego.

Może nie było to szczególnie miłe ani na miejscu, ale Rosa nie chciała, żeby Yon sądził, że coś się miedzy nimi zmieniło. Nie chciała, żeby sobie pomyślał, że się martwiła lub (co gorsza) pochlebia jej podziękowaniem. Znała Yona dość dobrze i wiedziała, że okazywanie mu uczuć mija się z celem. Był buntowniczym cynikiem, który miał za nic prawa, chyba ze mógł je wykorzystać by pognębić obrońców sprawiedliwości. Dlatego nie mogła być teraz miła. Gdyby mu odpowiedziała, mógłby to wykorzystać by znów ją gnębić i szydzić. Najpewniej z samego rana. Dlatego bezpieczniej było być oschłą. W ten sposób żadne z nich nie robiło sobie nadziei.

- Chyba mam coś złamane- głos Mary wyrwał Burbonównę z zadumy.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego. Zresztą... Rosa z pewnością uleczy ranną w walce towarzyszkę broni- rzekł Yon.
-Ja?- spytała wciąż półprzytomna kobieta.
- Tak ,tak, oczywiście ze uleczę. Daj Maro, żebra, tak? Łotr jeden, rzucać beczką w ludzi. Nawet nie miał odwagi stanąć z nami twarzą w twarz. Pokaż, bardzo boli?- spytała z troską w głosie.
- A co z tobą Yon?- spytała obojętnie, gdy zajmowała się raną paladynki.
- Niestety, nie jestem w stanie zagoić tej rany. Może Aremi mógłby pomóc?- stwierdziła z żalem.

Gdy jasnowłosa zajęła się już ranami towarzyszy, usłyszała kolejną uszczypliwą uwagę Bersk.
-Chodźmy Yonie i Roso, Paladynko-Kapłanko Tyra i Torma.
Tego już było za wiele…

Nagle strażnicy na zewnątrz usłyszeli głośny, kobiecy śmiech. Gdyby zajrzeli wtedy do magazynu, zauważyliby trzy postaci, z których jedna leżała na podłodze i najzwyczajniej w świecie tarzała się ze śmiechu. Biedna Rosa złapała się za brzuch i starała stanąć na nogi, co nie najlepiej jej wychodziło. Jej twarz była mokra od łez, a ciało mimo wysiłku nie chciało jej się podporządkować i uspokoić. W końcu, gdy już udało jej się trochę opanować, wstała i wycierając łzy, powiedziała.

-Błagam… nie mów tak więcej bo… bo… bo kiedyś p-pęknę- wyksztusiła, po czym znowu wybuchła chichotem.

Po prostu Mara w przeciwieństwie do Yona potrafiła dopiec człowiekowi w ten cudny sposób, który wywołuje drgawki kącików ust.

-Chodźmy do.. do światyni ule... uleczyć Marę- wyszeptała po pokonaniu powtórnego ataku śmiechu.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 16-07-2008 o 18:16.
Kaworu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172