Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2008, 10:07   #91
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Myth Drannor, 20 Kython 1385 (Rok Błękitnego Ognia)


Mimo pewnej niechęci Raetara co do pomysłu zbadania magicznego kręgu i kuli, reszta drużyny była wyjątkowo zgodna co do tej sprawy. Zostaliście w końcu zatrudnieni, aby zbadać i oczyścić te tereny przez elfy. Dobrze wiedzieliście, że ta praca do łatwych należeć nie będzie i choć może daleko wam jest do rzucania się w ogień w imię elfie sprawy, to ryzyko było czymś z czym musieliście się liczyć.

Krąg na kamiennym podniesieniu składał się z 3 części. Właściwie to dopiero teraz zauważyliście trzecią część, po przyjrzeniu się z bliska, choć mogliście przysiąść, że nie było jej widać przedtem, a przynajmniej tak wyraźnie.



- Nie zauważyłem tego wcześniej… zapewne magia maskująca musiała osłabnąć, może ma to związek z Beholderem, a może ktoś zwyczajnie zapomniał doładować zaklęcie… - po chwili namysłu powiedział Lave przyglądając się kręgowi.

- Mamy tu trzy magiczne kręgi, trzy zaklęcia tworzące jeden potężny magiczny krąg – kontynuował Lave, bo choć magicznie uzdolnieni członkowie drużyny w większości sami rozpoznali runy to nie tylko takich ich grupa posiadała – Pierwsze z nich to ten błękitny krąg, który odpowiada właśnie za magię maskującą, przy czym najwidoczniej jego głównym zadaniem jest maskowanie trzeciej części kręgu. – wskazując palcem zaklinacz pokazał delikatnie błyszczący błękitnym światłem krąg.

- Drugi to zaklęcie teleportacyjne połączone z kulą jako medium. – Linie drugie kręgu były delikatne, małe czarne krzywe i linie proste, tworzące skomplikowane wzory, tworzące jednak wolną przestrzeń w środku kręgu, gdzie znajdowała się kula.

- Trzeci krąg… jest nieco problematyczny. To zapewne jakaś pułapka, sposób ochrony przed nieproszonymi gośćmi. Nie wiem co dokładnie robi, po bokach widać malutkie kręgi symbolizujące kolejno od góry, w prawo: krew, ziemię, ogień, wodę, wiatr. Sam krąg wyglądem przypomina krąg przyzwań, a te mniejsze mogą być kondensatorami z których czerpie moc. – Obchodząc dookoła krąg smoczy potomek wskazywał kolejne malutkie kręgi.

- Pozostaje teraz tylko pytanie: co zrobimy z tymi informacjami? – z uniesioną brwią spytał Raetar. Prawdę mówiąc ciężko było czasami stwierdzić czy mówi znowu do siebie czy do grupy, tym razem również nikt nie miał pewności.
 
Qumi jest offline  
Stary 26-10-2008, 13:17   #92
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dwoje oczu patrzyły wprost na krąg, podczas gdy te na skroniach obserwowały otoczenie jak i towarzyszy Sembijczyka. Ich przenikliwe spojrzenie zdawało się wnikać w głąb ich ciał, umysłów...A może to było tylko złudzenie. Pasma mgły wirowały wokół starca, tworząc od czasu do czasu zarysy pazurów, szponów, pysków straszliwych bestii...
- Trzeci krąg składa się z pięciu małych pseudoświatów, każdy z nich istotą będącą strażnikiem i źródłem energii jednocześnie. Chronią siebie nawzajem, więc jeśli jedna pieczęć zostanie usunięta za pomocą magii, one ją odtworzą. Chyba, że zostaną jednocześnie usunięte, albo ...- tu starzec przerwał.-... zniszczone od wewnątrz. Trzeba przenieść się do poszczególnych półplanów połączonych z kręgiem. Tam pokonać istotę będącą źródłem energii i zapewne jedynym mieszkańcem półplanu. A fala uderzeniowa załamującego się wymiaru powinna wyrzucić śmiałka z powrotem do nas.Wystarczy jedynie dotykać jednego z owych symboli żywiołu lub krwi przez minutę, by dostać się na odpowiadający mu plan...Tyle jeśli chodzi o teorię.
Raetar kucnął przy kręgu i przesuwając palcem tuż nad nim by uniknąć dotknięcia go. Mówił niczym nauczyciel do swych podopiecznych.- Ziemia, ogień, powietrze, woda...Zapewne ich twórca poszedł po najmniejszej linii oporu i owe półplany są po prostu małymi kieszeniami żywiołów. Mamy więc miniaturowy Plan Ognia, Wody, Powietrza i Ziemi. Ich strażnicy zapewne są stworzeni tak, by wiecznie egzystować w swoich „więzieniach”. Ja bym więc umieścił żywiołaki ognia, wody, powietrza, ziemi...Krew...Plan Krwi teoretycznie istnieje, więc i żywiołak krwi także. Jako że każdy plan wewnętrzny ma odpowiadające mu istoty żywiołu...jego manifestacje, że tak powiem.
Wyprostowawszy się, rzekł.- Oczywiście, co do strażników i natury owych, to głównie spekulacja. Myślę że jest to prawdopodobny obraz sytuacji.
Na koniec ocenił sprawę.- Strasznie skomplikowana pułapka jak na byle portal.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 26-10-2008, 23:31   #93
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Są czasem takie chwile, gdy nie można nic zrobić by komuś pomóc. Tak było i w tym przypadku. Furgrim wpatrywał się w klejnot zawieszony na szyi Natali i czuł się bezradny. Wiedział, że niema nic gorszego niż klątwy, gdyż nie dało się ich zwalczyć oczyszczającą siłą ognia. To samo tyczyło się wielu przeklętych przedmiotów. No bo owszem, można spalić taki przedmiot, ale wraz z przedmiotem spłonąłby także aktualny właściciel owego fanta. A o spopieleniu kapłanki nie było nawet mowy. Przynajmniej teraz.

W końcu drużyna postanowiła udać się na spoczynek. Ruszyli, więc w jakimś bliżej nieokreślonym dla krasnoluda kierunku. Nie miał on, bowiem szans zastanowić się gdzie idą, gdyż na jego barki spadło niesienie okropnie ciężkiego i nieporęcznego bagażu.

- Co wy kurwa, na głowy poupadali?! Ja pierdole czy ja jestem koniem jucznym? Czy ja wam wyglądam na tragarza?! Chędożeni popaprańcy, skarłowaciałe huje! Sami sobie nieście tego gościa! - wskazał Ognisty Ślad na golema i wykrzyczał, co myśli o pomyśle jego towarzyszy. Wiedział jednak, że to właśnie on najbardziej się przyda, jeśli chodzi o niesienie czegoś ciężkiego, zakasał rękawy i już po chwili wraz z innymi niósł kryształowego golema. W końcu nie mógł pozwolić by takie cacko zostało same, prawda?
Będę musiał sobie to jakoś odbić - pomyślał wojenny mag.

Niestety nie dane było mu się napić tak jak sobie wymyślił. Wino Natalii się bowiem skończyło, a on sam stłukł swoją butelkę w trakcie walki z beholderem. W końcu więc, cholernie wkurzony, krasnolud poszedł spać. Jego podświadomość musiała być mocno pobudzona, gdyż śnił o różnych sprawach.

***

Twarda i mokra podłoga. Piski szczurów. Krzyki. Odgłosy kuźni. Uderzania kilofa w skały. Cieknąca powoli po plecach krew, kapiąca na posadzkę, na kamienie. Podpuchnięte oczy od łez, piasku i krwi. Pustynia w gardle i pragnienie...ciągłe i nieustanne. Jęki i modlitwy o skrócenie tych mąk.
Nigdy jednak nie wysłuchane. Brak litości. Zamiast tego trzask bata. Krew. Gorąca krew i zimne kamienie w celi. Skrzypienie żelaznych krat. Sen, który nie przyniesie ukojenia. Wieczna ciemność.


Ile jest w stanie znieść człowiek? Ile w stanie jest znieść krasnolud, czy elf? A ile gnom, albo niziołek? Co może zmienić ich naturę? Co może spowodować, że zamieniają się w demony i diabły nieludzko traktujące innych. I dlaczego? Tylko dlatego, że są "lepiej urodzeni"?

- SPALĘ WAS SUKINSYNY! BĘDĘ PATRZYŁ JAK SKÓRA ODCHODZI WAM OD KOŚCI, BĘDĘ SŁUCHAŁ JAK KRZYCZYCIE Z BÓLU! MIEJCIE ODWAGĘ STANĄĆ ZE MNĄ DO WALKI!

Krzyki i wrzaski. Ból. Wszechogarniający ból. Zapach i smak krwi. Ciemność. Chłód kamieni i piski szczurów.

***

Furgrim Ognisty Ślad przebudził się zlany potem. Czuł suchość w gardle, oraz lekki ból na plecach dokładnie w miejscu gdzie trafiło go pnącze gnilnika. Był podobny do bólu gojących się ran zadanych batem. Krasnolud doskonale znał to uczucie.

- Ach te wspomnienia... - mruknął cicho krasnolud. Wstał z łóżka i podszedł do kominka. Dorzucił drwa i już po chwili ogień wesoło tańczył na palenisku. Zakochany w ogniu wojownik wpatrywał się w ten widok. Chłonął jego spokój, jego harmonię, widział piękne wzory, obserwował niezliczone opowieści jakie przekazywały tańczące płomienie. Krzewił iskrę w swym sercu, wlewał sobie do niego żar, żar siły ducha. Podziwiał piękno czerwonego żywiołu. Po chwili wyciągnął rękę i zatrzymał ją nad ogniem. Wiedział, że tak niewielki płomyk nie zrobi mu najmniejszej krzywdy. Czuł tylko lekkie mrowienie i łaskotanie. Spoglądał jak mały płomyczek obejmuje jego dłoń i zlewa się z tatuażem na nadgarstku, który przedstawiał ognistą kometę. Jego myśli jednak się oczyszczały, wypalały się w nim złe wspomnienia i złe uczucia, a także trudny dni minionych. Sny, które nawiedziły go tej nocy przypomniały mu Suilim i jej ostatniej walkę. Mimo iż była z rodziny, której krasnolud nienawidził z całego serca, ona była dobrą towarzyszką i być może jego pierwszą prawdziwą przyjaciółką. Oddała życie za niego i jej towarzyszy. Furgrim miał nadzieję, że jeśli zginie, to że stanie się to w tak samo chwalebny sposób. W obronie przyjaciół. Śmierć w chwale. Ale śmierć jest tylko drogą do chwały. Droga do niekończących się biesiad z krasnoludzkimi przodkami. Z największymi wojownikami świata. Chwała. I tylko w chwale będzie mógł usiąść wraz nimi. Nie zhańbiony niewolnik, tylko wielki wojownik oddający swe życie za przyjaciół.

Kątem oka zobaczył jak Natali wymyka się z chatki. Musiał z nią porozmawiać. Wstał więc i poszedł się ubrać.

Po chwili szedł już w stronę czarnej kapłanki siedzącej na jakimś korzeniu w pobliżu strumienia. Nagle jednak zatrzymał się, bo usłyszał jak Natali mówi sama do siebie.

- Zjednoczymy się kurwa? - krzyknęła, wymachując rękoma jak szalona - Prędzej sobie łeb rozwalę, albo Furgrim mi go zetnie, niedoczekanie twoje głupia krowo. Skoczę w jakąś przepaść i tyle, nie dam się... - przerwała nagle, gdyż zobaczyła krasnoluda stojącego nieopodal. Musiała go usłyszeć co nie było trudne, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę podzwaniającą koszulkę kolczą oraz niezliczone ilości bransolet na rękach. Słyszał ją jednak dokładnie i przyglądał się jej z niepokojem. Ona za to wyglądała na straszliwie zmieszaną. Po chwili kiwnęła na niego, więc podszedł do niej. Spojrzeli sobie prosto w oczy. To, co krasnolud zobaczył nie spodobało mu się. Nie były to do końca jej oczy. Takie przynajmniej przez chwilę odniósł wrażenie.

- To przeklęty przedmiot. Dopadła mnie ponownie moja przeszłość. Ta brosza będzie mnie zmieniać, stanę się... Będzie źle, będzie coraz gorzej. Musisz mnie pilnować, uważnie pilnować. Te cholerstwo niejako żyje, jest w nim pewna esencja zła, możesz ją wyczuć - powiedziała, po czym chwyciła szorstką dłoń wojownika i położyła ją na broszy. Krasnolud poczuł mrowienie w palcach i ledwo wyczuwalne dudnienie jakby bicie serca, ale czy mógł mieć pewność?

- Furgrimie... - Szepnęła kapłanka po czym poczęła robić coś, zwłaszcza jak na nią niewiarygodnego. Jej ręka, wraz z ręką krasnoluda ruszyła powoli pod sukienkę. Po chwili dłoń maga przykryła naga pierś kapłanki. Krasnolud spojrzał w jej oczy i zobaczył znowu coś niepokojącego. Coś się w nich czaiło. Ona nie była sobą. Wyrwał się jej i syknął do niej dość cicho, choć miał ochotę na nią nawrzeszczeć i dać jej zdrowego kopa w tyłek.
Zamrugała kilka razy i jej oczy zmieniły wyraz tak samo jak twarz. To znowu była kapłanka Kelemvora. Tylko na jak długo?
- Odejdź proszę, chcę się pomodlić - Opuściła zmieszana głowę.

Ognisty Ślad odszedł kawałek dalej. Zatrzymał się przy strumyku i spojrzał w taflę wody. Zobaczył tam swoją niemłodą twarz. Krasnolud miał potargane włosy, brudne od krwi i żywicy. Postanowił więc je umyć. Rozsiadł się wygodnie na brzegu strumyczka, rozwiązał sobie warkocze i rozebrał się powoli. Gdy był już w samym kilcie wszedł do wody i nachylając się umył włosy najlepiej jak umiał. Następnie związał je w gruby warkocz. Jak tylko będę miał trochę czasu postawię je w irokeza - pomyślał i zaczął się ubierać.

Gdy drużyna zmierzała z powrotem w stronę miejsca wczorajszej potyczki, krasnolud szedł na końcu pochodu wraz z Alhallą. Oczy miał jednak utkwione w kapłankę Władcy Umarłych. Zauważył, więc jej spojrzenie i gesty w stronę Chuderlaka jak lubił nazywać Wakasha Furgrim. Chudzielcowi chyba podobały się te gesty, co strasznie wkurzyło krasnoluda. Zapłonął w nim gniew. Przyspieszył kroku i już po chwili był dokładnie za Wakashem. Chwycił go brutalnie za pas i szarpnął do tyłu.

- Rusz ją tylko chłoptasiu, a Cię wykastruję! - syknął mu w twarz, tak by tylko on to słyszał, robiąc przy tym naprawdę groźną minę, taką jaką potrafił zrobić tylko on. - Wykastruję a później spalę tego patyczka, żebyś wiedział, że żadna magia Ci go nie odtworzy! Następnie połamię Ci te Twoje schorowane łapska, żeby nie sięgały po to co nie ich! Jak to nie wystarczy i jeszcze będziesz się ślinił do Natali to urwę Ci głowę, nasikam do ust i zagram nią w pierdolony rzut kulą! Rozumiesz, co do Ciebie mówię dzieciaku?! ONA NIE JEST TERAZ SOBĄ!! - Furgrimem targała złość, którą dało się odczytać z jego oczu i tonu wypowiedzi. To, co mówił nie było żartami i Wakash na pewno to wyczul. Zrobił, bowiem lekko przestraszone oczy, więc krasnolud dodał już z lekkim uśmiechem
- A teraz chodźmy razem ubić jakiegoś tępego hujka.

Tego już było dla Wakasha za dużo... wodospad obraźliwych słów ochlapał łotrzyka i do dosłownie bo piana jaką toczył z ust krasnolud, który w tej chwili wyglądał jak zaśliniony pies, bryzgała przy tym na wszystko wokół... a swój honor łotrzyk posiadał i nawet kompani powinni czasem uważać na swój język, bo czasem można przesadzić ze słowami, a tak się właśnie stało teraz. Wakash wyrwał się z uścisku krasnoluda okręcając się wraz z nim w taki sposób by bark kranoluda lekko strzelił i z pewnością zabolał, co miało szansę otrzeźwić narwańca. Łotrzyk zbliżył swoją twarz do ucha krasnoluda i wyszeptał tak by krasnal wiedział, iż łotrzyk jest w tej chwili równie serio, co krasnolud przed chwilą.

- Bacz na swe słowa przyjacielu, bo są granice, których nawet kompani przekraczać nie powinni. A jeśli wielkość przyrodzenia proporcjonalna jest do wzrostu, to na Twoim miejscu nie wypowiadałbym się o ich wielkościach. Natomiast, co do dobierania się do kapłanki... ona jest wystarczająco dorosła by dysponować sobą jak jej się podoba, poza tym o ile nie oślepłem przez noc to nie widzę, by się ktoś w tej chwili do niej dopierał... - nastała chwila napiętej ciszy kiedy krasnolud przetrawiał to, co łotrzyk miał mu do powiedzenia, po czym Wakash wybuchł śmiechem widząc zaskoczoną minę kompana najwyraźniej nie oczekującego takiej odpowiedzi łotrzyka - Haha! A teraz zgaś, że ten swój topór, bo płonie aż nazbyt wielkim płomieniem, a zimny i mokry chlust wody by mu się przydał, bo ma tendencję do szczekania nie pod tym drzewem.

Huśtawka nastrojów, jaka malowała się w tej chwili na twarzy łotrzyka była typowa dla jego zachowania - od gniewu, przez wściekłość do wesołości, jednak pod tą maską było skupienie i gotowość na reakcję, gdyby Furgrim nieopatrznie próbował kontynuować tą debatę innymi środkami.

Krasnolud spojrzał łotrowi prosto w oczy. Ten zobaczył w nich coś dziwnego. Nie bylo w nich takiego ognia jak zwykle, coś bylo inaczej. W oczach krasnoluda malowała się troska. Frugrim westchnął ciężko i rzekł
- Obyś tylko nie przychodził do mnie później z płaczem. Pamiętaj, że ja to robię dla waszego wspólnego dobra. - te słowa powiedział spokojnie i cicho. W stylu w jakim rzadko kiedy przemawiał. Nie zastraszał i nie wyśmiewał, a prosił. Przez chwilę był dyplomatą i to cholernie dobrym. Po chwili jednak oczy maga odzyskały swój blask. Na twarzy zagościł uśmiech.
- Dobra nie ma co, stać na środku drogi! Ruszamy chuderlaku!


Gdy drużyna dotarła już do świątyni okazało się, że ciała beholdera już tu nie ma, co bardzo się krasnoludowi nie spodobało. Wyciągnął "Piromana i pocałował jego ostrze, które zaraz zaczęło płonąć. Nie było jednak widać żadnych wrogów, więc wszedł tak jak inni do wnętrza świątyni by przyjrzeć się magicznemu kręgowi.
Na początku nie mógł się połapać, o co chodzi z całym tym teleportacyjnym kręgiem. Lave i Raetar wytłumaczyli to jednak naprawdę dobrze, tak że w końcu i wojenny mag załapał o co chodzi. A jak już zrozumiał, co i jak, zauważył błąd w wypowiedzi starego sembijczyka.

- Cholera Staruszek ma rację - rzekł - choć nie do końca. Gdy tak słuchałem jak mówił, postanowiłem przyjrzeć się ognistej pieczęci. Jest tam faktycznie jakieś powiązanie z planem ognia, ale jakieś takie nie pełne, dziwne. Istnieje tu jeszcze jakiś popieprzony czynnik, który cholernie gmatwa teorię Raetara. Czym jest ten czynnik, tego niestety moja łepetyna pełna spalonego siana nie jest w stanie zrozumieć. Widzę tylko, że jest coś inaczej. Bo jeśli ta pieczęć - wskazał na symbol ognia - miałaby prowadzić do małego planu ognia, to czułbym falę gorąca, skwar jak na pustyni, gdy słońce jest w zenicie i pali wszystko, żar niczym z pieca. Ja jednak czuje ciepło, jakby słońce było za chmurą, albo jakby był już koniec lata, bardziej jesień. Nie ma rozżarzonych węgli tylko dogasające już ognisko. Rozumiecie? Jest to tylko coś podobnego do sfery ognia. A z tego wnioskując można śmiało powiedzieć, że inne pieczęcie też nie prowadzą do miejsc typowo elementarnych, ale raczej do pseudo elementarnych. - skończył swoja wypowiedź patrząc na Raetara.

Furgrim mimo, iż był uważany za szalonego, furiata, psychola i maniaka ognia posiadał także sporą wiedzę i był dość inteligentny. Nie raz udowodnił, ze na jego wiedzy można polegać, zwłaszcza, jeśli idzie o sfery, ogień i potężne zaklęcia niszczące. Miał więc nadzieję, że jego monolog nie został wygłoszony na darmo, zwłaszcza, że krasnolud nie cierpiał tego typu przemów.

- Jeśli się nie mylę, będzie trzeba wejść do tych sfer tak? Jeśli szukacie ochotników to macie już jednego i to cholernie napalonego! - rzekł i ucałował Piromana.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 31-10-2008 o 23:22.
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 28-10-2008, 22:13   #94
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Całe towarzystwo niemal identycznie jak poprzedniego dnia ponownie zebrało się za badanie wnętrza świątyni, tym razem jednak wszyscy byli o wiele bardziej ostrożni i podejrzliwi, do czego poza "wypadkiem" Natali przekonał drużynę również brak śladu po ciele pokonanego Beholdera, oraz leżących wcześniej na podłodze kościach. Być może zajęły się tym jakieś miejscowe zwierzęta, możliwe jednak, że całkiem kto inny.

Kryształowy Golem za sprawą trudów Linvaela jako tako funkcjonował, podobnie jak Kapłanka Kelemvora, której nieco przeszło z dziwnym zachowaniem, i ponownie snuła się w milczeniu między towarzyszami. Nowy dzień nie obył się jednak bez drobnych scen, którą zafundował dla odmiany Furgrim potrząsając, prawdę powiedziawszy bogom winnego Wakasha, mającego najwyraźniej w oczach Krasnoluda czelność reagować na jej wcześniejsze zaczepki. Sama mówiła, i sama prosiła, żeby jej pilnował z powodu przeklętego przedmiotu, musiał jednak aż tak bardzo brać do serca byle błahostkę??. Nie bardzo rozumiejąc takiego wybuchu Natali pokręciła tylko głową, a następnie już po "scenie", wysłuchała wywodów paru towarzyszy, dotyczących dziwnego kręgu w świątyni, będącego w rzeczywistości portalem, czy nawet portalami, prowadzącymi ponoć w wiele odległych miejsc w innych światach.

Niewiele rozumiejąc z ich dyskusji również tylko lekko pokręciła głową, będąc myślami zupełnie gdzie indziej.

Przyglądała się dyskretnie każdemu z towarzyszy przymrużonymi oczami, zupełnie jakby mieli się w jakiś sposób zmienić w ciągu nocy. Obserwowała ich, zastanawiając się nad naprawdę wieloma rzeczami. Dlaczego są, kim są?. Dlaczego się nią przejmują?. Po co tu są, jaki jest cel tej całej eskapady, czy wyjdą z niej cali, czy ona zasługuje, żeby się nią tak przejmować?. No i co się stanie, jeśli ktoś wbiegnie w portal?.

- I tak wszyscy zginiemy! - Cisnęło jej się na usta, przygryzła jednak wargę, nadal milcząc. Stała z założonymi rękami, blada, cała odziana w czerń, obserwując otoczenie i towarzyszy. W końcu podeszła do dziwnego kręgu, kucnęła, i przez chwilę wpatrywała się w kolorowe symbole. Wiedziała dobrze, że wiele osób z drużyny uważnie obserwuje każdy jej ruch, musiała więc wymyślić coś sprytnego. Stanęła więc przed Furgrimem, wpatrując się Krasnoludowi na moment prosto w oczy, po czym przeniosła wzrok za niego, prosto na wejście do świątyni, robiąc przy tym dziwną minę.

Zadziałało.

Właściwie to wszyscy na moment odwrócili się w tamtym kierunku, chcąc wiedzieć, na co tak nagle zwróciła uwagę Natali. Dało jej to więc odpowiednią chwilę ich nieuwagi, by zrealizować swój zamiar, i Kapłanka skoczyła prosto w magiczny krąg, zręcznie unikając nadepnięcia na któryś z kolorowych symboli, będących według Raetara odpowiednikami różnych planów. Pokonała parę metrów dwoma szybkimi susłami, po czym dotknęła prawą dłonią kryształowej kuli, okazało się jednak, że jak na ironię wcześniejszej sytuacji i jej dziwnego zachowania, Wakash jako jedyny z całego towarzystwa nie dał się nabrać na jej blef, i zdążył do niej dobiec i chwycić ją za lewą dłoń. No cóż, najwyżej zginą oboje... .

Dziwna, zamaskowana postać, znajdująca się w nicości, przyglądająca przez chwilę kobiecie i mężczyźnie.

Oślepiający na drobną chwilę błysk teleportującej magii, i oboje znaleźli się w nowym miejscu. Okazało się, że było to kolejne pomieszczenie, dalsza część świątyni, sprytnie ukryta i dostępna jedynie dzięki portalowi. Nowe miejsce wyglądało niczym jakaś zapuszczona pracownia alchemiczna, pełna zakurzonych regałów z książkami, fiolek, butelek, i innych, podobnych takiemu miejscu narzędzi.
- Furgrim się pewnie wku*wi - Przemknęło jej przez głowę, niemal wywołując na jej ustach złośliwy uśmieszek.

Natali spojrzała na nieco zdziwionego, i rozglądającego się po pomieszczeniu Wakasha, który nadal trzymał ją za dłoń. Z błyskiem w oczach przylgnęła nagle niezwykle mocno do niego swym ciałem, po czym obdarowała go wyjątkowo namiętnym pocałunkiem, nie zapominając w tych igraszkach o użyciu języka. Wszystko jednak równie szybko się skończyło, co zaczęło, gdy Kapłanka nieco brutalnie odepchnęła zaskoczonego towarzysza od siebie, wśród krótkiego, chrapliwego śmiechu, i pojawiającego się z boku błysku, oraz charakterystycznego dźwięku, oznajmiającego pojawianie się kogoś przechodzącego przez portal... .





***

Działania podejmowane przez Natali uzgodnione z MP
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 29-10-2008, 09:22   #95
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Myth Drannor, Świątynia Labelasa Enoretha, 20 Kython 1385 (Rok Błękitnego Ognia)

Kapłanka Kelemvora spojrzała nagle z przerażeniem na wejście świątyni, wydając z siebie nieartykułowany dźwięk. Mając w pamięci wydarzenia z ostatniego dnia, wszyscy badający krąg nagle się odwrócili, najpierw sprawdzając czy nic się jej nie stało, a następnie zwrócili swój wzrok w stronę tego co ją tak przeraziło, Alhalla ruszyła szybko w stronę wejścia, aby sprawdzić co się tam czai, podczas gdy Natali zręcznie obruciła się w stronę kręgu i ruszyła w jego kierunku.

Wykorzystując moment wahania reszty towarzyszy, Natali szybkim krokiem, pełnym gracji, ale i pośpiechu wyskoczyła w stronę kręgu. Niespodziewanie chwycił ją Wakash, było jednak za późno. Kapłanka stała przy piedestale dotykając zielonej magicznej kuli. Przez ich ciało przechodziły dreszcze i magia, tworząc na ich skórze małe błękitne, skaczące iskierki. W kręgu, obok nich, ukazała się czarna, wysoka postać.



Diabeł był odziany w czarną zbroję i długi płaszcz, który zakrywał większość czarnego metalu. Dziwny hełm ukrywał jego czające się w mroku rozżarzone oczy. Biły one przebiegłością i nienawiścią. Cała ta nienawiść była wręcz namacalna w całym pomieszczeniu, sprawiając, że powietrze stało się dziwnie ciężkie. Jego wzrok obszedł najpierw spoczął na zdziwionej i oszukanej drużynie przez [b]Natali/b] , która w nadzieji na samobójstwo i koniec swych męk, rzuciła się w krąg. Następnie kątem oka zerknął na samą kapłankę i łotrzyka, którzy zdziwieni na równi ze swoimi towarzyszami, również się mu bacznie przyglądali. Całe zdarzenie trwało może zaledwie parę sekund, ale w pewnym sensie ciężka atmosfera, która zapanowała w komnacie zdawała się ją wydłużać w nieskończoność.

Jego twarzy nie można było dostrzec, lecz mimo to, w głębi serca, każdy mógł poczuć niepokojące ukłucie: „on się uśmiecha”. Zignorował zupełnie dwóch śmiałków, którzy rzucili się do kręgu, a ci z kolei zniknęli w obłoku błękitnego światła, zostawiając resztę towarzyszy samych z diabłem. Z jego pleców wystrzeliły dwa cienie, przypominające chude Osyluthy, trzymające się blisko pleców swego pana.

- Witajcie – pierwsze słowo, które wypowiedział diabeł zdawało się znajdować w wręcz niemożliwej, nieludzkiej intonacji. Był to niski głos, który jednocześnie przerażał, podczas gdy z innej strony kusił tak mocno jak ciche szepty kochanki, oplątującej namiętnie swymi ramionami kochanka podczas tańca. Dalszą część swojej mowy kontynuował w tym właśnie tonie.

- Moje imię brzmi Vestigrox’ashur’prixivq, ale możecie się do mnie zwracać Vestigrox – uprzejmie się przedstawił, kłaniając się w stronę drużyny w sposób, który można nazwać tylko parodią ukłonu – Jestem strażnikiem tej kuli. Te impertynenckie Fey’ri zdołały mnie tu uwięzić, abym strzegł wejścia do ich twierdzy, wykorzystując do tego moc pięciu potężnych Alchemików za pomocą których mnie związano z tym miejscem. Ostatnio oddały wejście w opiekę potężnego Beholdera, ale jak wnioskuję po waszej obecności, nasz stary dobry ”Mistrz” Xoaltyhimurioth nie jest już właścicielem tego miejsca.

Diabeł właśnie podzielił się z drużyną naprawdę sporą ilością informacji, co było stosunkowo dziwne jak na strażnika, który miał przecież strzec kuli i zabijać intruzów, poza tym większość diabłów jest bardzo sprytna i przebiegła, dzielą się informacjami tylko wtedy gdy mają jakieś plany wobec napotkanych osób, są też mistrzami kłamstwa, więc nikt nie mógł gwarantować czy jego słowa są prawdziwe.

- Aby utrzymać mnie we władzy mistrzowie magii Fey’ri musieli odprawiać co parę dni krótki rytuał odnawiający pakt. Jednakże zaniechali tej czynności ostatnio, podczas swojej małej przeprowadzki, uznali chyba również, że mogą zostawić Beholdera na moją pastwę, jeśli zachciałoby się mu badać ich twierdzę, bardzo niegodziwe są te Fey’ri czyż nie? Najpierw podpisują umowę, której się potem nie trzymają i naginają do swoich potrzeb, żadnego poczucia odpowiedzialności.- Cienie za plecami Vestigroxa zaczęły się niespokojnie poruszać, lecz po chwili przestały, zupełnie jakby w jakiś niewidzialny i niesłyszalny sposób zostały skarcone przed swojego pana.

- Ja jednak dotrzymuję swoich umów i mam dla was pewną ofertę, która jak sądzę wyda się wam wręcz nazbyt hojna. Jeśli chcecie zobaczyć jeszcze swoich towarzyszy to musicie mnie uwolnić, jeśli mimo to nie chciecie tego zrobić to mogę wam dodatkowo podarować pewien magiczny przedmiot, a w razie gdyby wasze umysły nadal były przeciwne temu pomysłowi to po prostu rozerwę was na strzępy zostawiając jednego, który chętnie zrobi co mu każę. Chciałbym jednak tego uniknąć, gdyż w takim stanie w jakim się teraz znajdujecie bardziej mi się przydacie.

- Pakt Fey’ri już mnie nie obowiązuje, lecz moc alchemików nadal mnie więzi w tym miejscu, chcę abyście się udali do ich miniplanów i tam ich pokonali, niszcząc w ten sposób zaklęcie, obiecuję, że nie zabiję was po spełnieniu warunków, macie na to moje słowo diabła, a to moi drodzy więcej niż cokolowiek o co moglibyście prosić. Już zbyt długo tkwię w tym miejscu i nie mam zamiaru zostawać tu dłużej, nawet jeśli miałaby to być jakże sympatyczna rozrywka polegająca na obdzieraniu ze skóry paru mieszkańców planu materialnego... Więc?

Diabeł wpatrywał się w zmieszanych propozycją i groźbami diabła towarzyszy. Nie mieli zbyt wielkiego wyboru...

Myth Drannor, Twierdza Fey’ri, Laboratorium Alchemika, 20 Kython 1385 (Rok Błękitnego Ognia)

Trzymając kuli, z kolei Wakash trzymając Natali, nagle poczuliście jakby wszystkie wasze członki zaczęły zmieniać się we mgłę, obłok pary, który mimo zmiany skupienia nadal był wyczuwalny jako wasze ręce, nogi, wasze ciało. Przez chwilę wasze nowe ciała wymieszały się w niewyobrażalny sposób, przechodząc przez siebie, obejmując się mimowolnie, było to bardzo tajemnicze, ale i jednocześnie erotyczne przeżycie, którego wynikiem był namiętny pocałunek, po tym jak kula wessała was do środka, a następnie „wypluła” do nowego pomieszczenia.



Byliście teraz sami, wszędzie wokół was panowała niezmącona cisza. Po waszej prawej znajdowała się piękna sofa, bogato rzeźbiona w raczej diabelskimi motywami Sukkubów uwodzących śmiertelników, jak i Inkubów. Na wprost, na mocno zakurzonym i przysłoniętym pajęczynami piedestale znajdowała się ogromna księga. Na lewo stały może i nawet bardziej zakurzone regały z księgami traktującymi o alchemi, różnych jej gałęziach i zastosowaniach.

Był tam też stół Alchemiczny, na którym wciąż leżały rozrzucone odczynniki, jakieś kryształy. Znajdowały się na nim wyryte trzy znaki alchemiczne, ale z braku wiedzy na jej temat nie potrafiliście określić co oznaczają. Był tam też kominek, który zdawał się bić ogniem, lecz nie ciepłem. Na ścianie wisiało swoiste trofeum – głowa czarnego smoka, mocno zakurzona i pokryta sporą ilością pajęczyn. Całe pomieszczenie oświetlały niby pochodnie, które magicznym blaskiem zapewniały widoczność w pomieszczeniu, przynajmniej dla łotrzyka.

Oprócz części przy portalu i sofy, pomieszczenie wydawało się dawno nieużywane, zostawione same sobie, zupełnie zignorowane. Obok portalu, którym tym razem była spora niebieska kula lewitując w powietrzu, znajdowały się schody na niższe piętro.

Kapłanka czuła się dość dziwnie od momentu przybyciu do tego miejsca, przeklęty amulet zdawał się był cieplejszy, lecz mimo to mniej rozmowny. Pulsował gorącem, a czasami wręcz kapłanka miała wrażenie, że w środku przelewa się od dawna zastygły płyn. Było to nieco tajemnicze i nietypowe, z tego co wiedziała o tych naszyjnikach takie rzeczy nie miały prawa się dziać. To miejsce… wydawało się jej, że jest powiązane z naszyjnikiem w jakiś sposób.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 29-10-2008 o 10:16.
Qumi jest offline  
Stary 30-10-2008, 17:01   #96
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Vestigrox’ashur’prixivq.- mimo że ton głosu Raeatara się nie zmienił, to jednak wydawało się jego towarzyszom, że to nie starzec mówi .- Pamiętam cię czarcie. Oddziały pod twoim dowództwem doprowadziły do klęski ofensywę legionów Graz'zta w Krwawej Szczelinie. Bardzo odważny i bardzo sprytny manewr. Jakimże to cudem, generał Asmodeusza został zredukowany do psa wartowniczego bandy fey’ri?-
Diabeł spojrzał na Raetara z pewną dozą zaskoczenia. Jego wzrok zdawał się przeszywać przez ciało, duszę i poza granice duszy paktującego. Uczucie to sprawiało, że zimne dreszcze przeszły ciało Sembijczyka, w ustach poczuł słodki smak, jakby krwi, a w sercu ukłucie gorąca, nie tego typowego gorąca, lecz takiego jakie się czuje gdy mroźny lód dotyka skóry sprawiając wrażenie jakby jego obecność parzyła.
Trwało to chwilę, a w pomieszczeniu na ten czas zapadła absolutna cisza, gdy przerwał ją diabeł swoim głębokim głosem, uczucie jakiego doświadczał Raetar ustało.
- Wiem kim jesteś, ale na twoim miejscu ścierwo, które nosi w sobie brzemię szaleństwa... mimo wszystko uważałbym kogo nazywasz psem! - mroźne uczucie pojawiło się znowu na chwilę, niby powracające echo, lecz równie szybko znikło gdy diabeł zaczął kontynuować swoją mroczną mowę.
- Dobrze wiesz, że magia w zamierzchły czasach była tak potężna, że ludzie mogli nawet stawać się bogami za jej pomocą... co prawda nie jest ona już tak silna, lecz mimo to fey'ri znalazły odpowiednie zaklęcia, odpowiednie artefakty, odpowiednie informacje... z chęcią rozerwałbym je teraz na strzępy, ale nie mogę... moc mnie powstrzymuje... nie muszę ci nic więcej mówić łatwowierny Geryonie, nie jestem tak głupi jak ty, nie jestem tak naiwny, zasłużyłeś sobie na swój los żałosnej egzystencji, w piekle nie ma miejsca dla naiwnych! A ty wyplute i oszczane przez szczury ścierwo, nie drażnij mnie, bo jest was więcej niż pięciu, a tylu minimalnie potrzebuję.-
Cztery oczy Raeatara spojrzały na czarta, a na
- No właśnie diable...potrzebujesz.- odparł Raeatar.- Zachowaj swą dumę na inną okazję. Możesz uznać psa łańcuchowego za obelgę, ale mimo iż to boli twą dumę, dobrze wiesz iż do takiej funkcji fey’ri cię zredukowały. Owszem, może i byłbyś nas w stanie zabić. O ile nie uciekniemy poza tą komnatę, bo tam już twoja moc nie sięga. A wtedy utkniesz tu na wieczność. A może w naszym posiadaniu jest już przedmiot, dzięki któremu cię uwięziono? Nieważne zresztą. Jestem skłonny cię uwolnić, ale...na moich warunkach.
Tu przerwał na moment.- Nie będę tak złośliwy jak ci którzy cię uwięzili. Nie potrzebuję twoich usług przez następne sto lat, czy podobnych bzdur. Oto moje warunki...
Uniósł w stronę diabła palec.- Po pierwsze, zanim zabierzemy się za uwalnianie ciebie, musisz przysiąc, że po uwolnieniu nikogo z nas nie zaatakujesz, ani nie uczynisz nam żadnej krzywdy.
Podniósł następnie drugie palec.- Po wtóre musisz przysiąc iż opuścić, że po uwolnieniu, natychmiast Toril i nie powrócisz na tu przez...następne 200 lat.
Unosząc kolejny zaś rzekł.- Po trzecie musisz własnym życiem zagwarantować bezpieczeństwo osób, które przed chwilą wskoczyły do portalu i powiedzieć wszystko co wiesz o przeklętym przedmiocie jaki opętał Natali.
Kolejny palec w górze i kolejny warunek został wypowiedziany przez Raetara.- Wreszcie po czwarte, skoro obiecałeś przedmiot magiczny, to byłoby niegrzecznością odmówić, prawda? Niemniej przekażesz nam także wszelką wiedzę, jaką o tym przedmiocie masz. A już na pewno przestrzeżesz, jeśli jest to przedmiot obdarzony jakąś klątwą.
- To by chyba było tyle, jeśli chodzi o umowę, która miałaby obowiązywać zarówno ciebie, jak i twych piekielnych pachołków kryjących się w cieniu.- odparł Raetar.- Jak widzisz niewiele różni się od twej oferty, poza „szczegółami”, które najwyraźniej ci umknęły, prawda?
Dwie pary oczu patrzyły spoglądały na czarta, a usta starca wygięły się w złośliwym uśmiechu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-10-2008 o 17:05.
abishai jest offline  
Stary 30-10-2008, 18:10   #97
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Myth Drannor, Świątynia Labelasa Enoretha, 20 Kython 1385 (Rok Błękitnego Ognia)

Kiedy Raetar skończył swoje przemówienie stało się coś dziwnego. Zamarł. Przestał się po prostu ruszać, oddychać, mrugać, stał jakby był jedną z rzeźb monarchów w swych pałacach. Wyraz jego twarzy daleki był jednak od dumnego wzroku królów, jego twarz wykrzywiało przerażenie, ból. Zaczął się szybko i gwałtownie pocić. Chwila ta trwała zaledwie minutę i dziwne zachowanie paktującego ustało.

- Tak, rzeczywiście człowieku – rozbawionym głosem odpowiedział diabeł – masz wiele racji w tym co mówisz, ale to nie wy macie ów przedmiot, wspomniałem przecież, że to fey’ri są bezpieczni, to oni mają przedmiot, ich książe, ale wątpię abyście mogli mu go odebrać. Widzę jednak, że twój mały sojusznik, Geryon, ma na ciebie wielki wpływ, gdyż swoją naiwnością nawet jego przewyższasz, a może to ty nauczyłeś go tej sztuki?

- Może nie zauważyłeś człowieku, ale w tej chwili znajdujecie się w tym miejscu, gdzie moja moc „tylko” sięga i zapewniam cię, że stąd nie uciekniecie – w tym momencie wyjście zasłoniła półprzezroczysta kolumna cieni, który kształtem przypominał ogień, był jednak czarny niczym najciemniejsza, bezgwiezdna noc, podobna kolumna pojawiła się również wokół kuli na piedestale – więc nie myśl, że zyskałeś jakąkolwiek przewagę, przynajmniej nie trzeba było się nią tak chwalić żałosny ścierwojadzie! Jeśli nie będziecie chcieli współpracować to sprawię, że nabierzecie ochoty, wręcz będziecie błagać by móc mi pomóc!

Diabeł wyszedł z kręgu i zanim Raetar się zorientował, diabeł chwycił go za gardło i przyciągnął go swojej głowy. Paktujący poczuł znajomy chłód, a wraz z nim wróciła pamięć o niedawnej wizji, czuł jakby jeszcze raz to wszystko przeżywał. Wtedy Vestigrox puścił go. Furgrim chciał już uderzyć w diabła toporem, gdy przed nim i za nim pojawiły się cieniste Osyluthy, czekając co zrobi krasnolud.

- Jeśli chodzi o twoje warunki to mogę wam powiedzieć czym będzie ów magiczny przedmiot, jak i również was nie zaatakuję czy uczynię krzywdy, przynajmniej w tym dniu, bo jeśli nasze drogi się skrzyżują jeszcze raz to mogę nie mieć ochoty być tak łaskawym! A co do twoich przyjaciół to wszystko zależy od ich rozwagi, jak wspomniałeś moja moc ogranicza się do tego miejsca. Czy teraz rozumiesz swoje miejsce sembijczyku? Wiem skąd pochodzisz, wiem kim jesteś, nie próbuj przechytrzyć diabła, każdy śmiertelnik, który tego próbował nie doczekał się szansy, aby spróbować jeszcze raz!

Diabeł odsunął się znowu od drużyny stojąc bliżej kolumny czarnego ognia otaczającego kulę.

***
Raetar jest zmęczony z uwagi na charakter iluzji, nie może biegać oraz szarżować, a jego siła i zręczność spadają o 2 punkty.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 31-10-2008 o 05:54.
Qumi jest offline  
Stary 31-10-2008, 22:19   #98
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Ikeda z rozbawieniem patrzyła na następujące po sobie sytuacje. W czasie, gdy mężczyźni się kłócili, ona oparła się swobodnie o pobliską ścianę i zaczęła nucić pod nosem. Scena była zabawna i kobieta nie miała zamiaru się wtrącać.

Raetara-san nie mogła rozgryźć. Jak długo się znali, za każdym razem ją zaskakiwał. Wiedzą. Możliwościami. Zmiennością. Za każdym razem był kimś innym, a każda osobowość była równie interesująca. W pewnym sensie było to pociągające. Pociągające i zakazane.

Wakash-san był zupełnie inny. Taki jak Ikeda. Mimo ewentualnych uczuć, okazywanych innym członkom drużyny, był egoistą. Tylko własne bezpieczeństwo, tylko własna przyjemność. Własne ciało, prywatny umysł i dusza. Na wyłączność. Przez wieki.

Wieki samotności.

W Ikedzie odezwała się melodramatyczna część duszy. Zawsze była sama. Nigdy nie miała nikogo i niczego, co byłoby jej bliskie. Właśnie dlatego opuściła Kara-tur. Chciała się uwolnić, wyzwolić z murów, zbudowanych przez społeczeństwo kastowe, samotność i inny sposób rozumowania.

Choć była cenionym towarem, to nigdy nie miała wolności. W ojczyźnie czekało ja tylko niewolenie i powielanie określonych schematów.

Koniec duszy.

Ikeda otrzęsła się z negatywnych wspomnień. Liczyło się to, co tu i teraz. Na powrót stała się gejszą, uwodzicielką z dalekiego wschodu, obserwującą rozmowę z tajemniczym uśmieszkiem na ustach.

Nagle, z góry rozległ się krzyk. Paru towarzyszy pobiegło na górę, sprawdzić, co się stało. Ona nie musiała. Krzyk Natali-san, zamkniętej w jednym pomieszczeniu z porywczym Fugrimem-san. Nie trzeba było być wizjonerem, żeby dojrzeć oczyma duszy, co się stało. Dwie dorosłe, bliskie sobie osoby, mające odrobinę prywatności i inwencji twórczej…

Istniała oczywiście inna możliwość.

”Biedne imoł znów się pocięło”- przemknęło Ikedzie przez głowę w chwili, gdy krwawiąca kapłanka Kelemvora została zniesiona na dół. Tajemniczy uśmieszek minimalnie się powiększył, a policzki zadrgały, gdy Yuriko patrzyła na jej rany. Biedna Natali-san, tak przewidywalna.

Nie pierwszy raz zrobiła coś w tym stylu. Igły, płakanie nad każdym zabitym goblinem, powtarzanie „Wszyscy zginiemy” w tej czy innej formie, czasem nawet bez użycia ust. Trzeba przyznać to kobiecie- wiedziała, jak być w centrum zainteresowania.

Zasadniczo, były takie same. Ich egzystencja nie miała sensu bez ciągłego zwracania na siebie uwagi. Bez bycia tymi, które łamią prawa. Bez ciągłej, mniej lub bardziej udanej manipulacji resztą drużyny. Tak, obie grały w tą grę, każda na swoich zasadach.

Każda tłumiła samotność.

Między innymi dlatego Ikeda tak bardzo lubiła prowokować właśnie ją. Jej gra w wampirzycę była niezła, naprawdę, ale zabawa zaczynała się dopiero w momencie, gdy dwie porcelanowe maski zupełnie dwóch kobiet stykały się. Obie pracowały, by odkryć sekrety drugiej. Nawet jeśli nie były tego do końca świadome, ich wspólne przedstawienia miały na celu jedno- skończenie odgrywania sztywnych ról, które na siebie nałożyły.

Właśnie z tego powodu zerwała się, by pomóc Natali-san. To była doskonała okazja, by ją podniecić.

Towarzyszka weszła w grę, jak zawsze. Świadomie lub nieświadomie, dawała Ikedzie znać, że jest piękna. Że jej pożąda, że pragnie jej czułości, jej ciała. A ta tylko prężyła swoją piękną szyjkę i uparcie patrzyła w inną stronę, niemo drocząc się z Natalią.

Jakimś cudem udało im się opuścić świątynię, targając z sobą Szmaragdowego Golema, półprzytomną kapłankę i wszelkie spory, podejrzenia i podniety, które skrywali przed resztą. Jak widać, każdy nosił swoją własną, porcelanową maskę.

~*~

Zaraz po wyczarowaniu chatki zaczął się kolejny spór- o to, kto będzie nocował na podłodze. Albo ludzie nie chcieli ustąpić, albo sprzeczali się, zapewniając o niepowstrzymanej chęci spania na podłodze i jedzenia na dworze.

- Jeśli tak bardzo chcecie, to mogę spać z kimś- zaproponowała Ikeda. Ku jej rozczarowaniu, zignorowaną ją po raz pierwszy od dłuższego czasu. Zrobiła więc obrażoną minę i uparcie patrzyła w sufit, czekając, aż ktoś przebłaga ją pocałunkiem, co też nie nastąpiło.

~*~

Zaraz po przebudzeniu się, towarzysze zastali przed sobą Ikedę, ubraną, pomalowaną i rozbudzoną. Wstała najwcześniej i obserwowała wszystkich z tajemniczym, uwodzicielskim uśmieszkiem, dając się podziwiać ze wszystkich stron i udając, ze nie widzi rozpalonych spojrzeń wodzących po jej ciele.

A było na co patrzeć. Gejsza przebrała się w piękna, czarną, obcisłą suknię podkreślającą jej biodra i karnację. Założyła czerwone rękawiczki, a w włosy wplotła kwiat czerwonej, dzikiej róży. Zrezygnowała z swojego zwyczajowego, wyzywającego makijażu na rzecz trupiobladego, przypominającego ten, który preferowała Natali-san. Różnica tkwiła w tym, że makijaż kapłanki miał odpychać, a ten podkreślał młodość Ikedy, jej pełne, czerwone wargi oraz kobiecą dumę.

Była piękna. Po prostu piękna.

Droga do świątyni minęła w miarę spokojnie. Ikeda zamknęła się w sobie po wczorajszej „zniewadze”, co oznaczało szlaban na seks, pieszczoty i inne zachowania, z których słynęła. Dla niektórych była to tragedia, dla innych wybawienie.

Dopiero w świątyni [b]Yuriko[/]b zaczęła odzyskiwać dawną formę. Z uwagą słuchała wypowiedzi poszczególnych towarzyszy na temat sfer żywiołów, napędzających magiczną pułapkę. Przypomniało jej to rodzime Kara-tur. Shugenja, odprawiających ceremonie poświęcone duchom natury, przesilenia i równonoce, w które żywioły zstępowały z duchowego świata do ludzkiego. Gejszę znów opętało to samo melancholiczne uczucie, co wczoraj.

- Duch wiatrów…- szepnęła sama do siebie, kucając i gładząc dłonią fioletową, runiczną pieczęć. Poczuła szum powietrza, trzepot skrzydeł, ryk rozsadzający bębenki od środka i to błogie uczucie wolności, podniecenie z powodu swej ucieczki i wyjścia na przód nieznanemu.

Kiedy się ocknęła, Natali-san i Wakash-san zniknęli, a w środku kręgu stał wysoki, umięśniony, opancerzony mężczyzna. Sam jego widok budził w niej jakieś… zwierzęce pożądanie?

Przybysz przedstawił się jako Vestrigox-san i okazał się być demonem, jednym z niższych duchów, stworzonym przez ludzkie grzechy. Wyniosły, pewny siebie, silny. Obok pożądania w Kiedzie rozbudziły się też inne żądze. Żądza zdobycia, której nie zaznała od dawna, i pragnienie zaimponowania diabłowi. Chciała, by zwrócił na nią swą uwagę. Na nią i tylko nią. By był tylko i wyłącznie jej.

- Jesteś generałem, Vestrigox-san?- spytała, podchodząc do niego i niedbałym ruchem ręki odganiając potencjalne cieniste sługusy- Wydaj mi więc rozkaz, wodzu- stwierdziła, podchodząc do niego i frywolnie zarzucając mu rękę na kark, drugą gładząc jego tors i zsuwając ją powoli w dół, tak bardzo, że w pewnym momencie stało się to wręcz „niebezpieczne”.

- Pójdę do sfery ducha i pokonam go. Ale mam jeden, jedyny warunek: Twoje ciało- ni to oznajmiła, ni to zażądała, zbliżając swoje krocze do diabelskiego. Następnie, z żalem odkleiła się od generała piekieł, po czym wyjęła swój wachlarz bojowy i skierowała się w stronę pieczęci wiatrów.

Znów chciała poczuć potężne uderzenia skrzydeł, ryk i chłodne powietrze. Znów chciała być wolna.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 01-11-2008 o 13:31.
Kaworu jest teraz online  
Stary 01-11-2008, 00:39   #99
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Gdy Natalii dotknęła kuli świat wokół nich zaczął wibrować, tak jakby za chwilę miał się rozlecieć w wyniku drgań. Obok nich w świecie otworzyła się ziejąca czernią szczelina, a postać z niej wyglądająca przyglądała się przez chwilę dwójce ludzi mających czelność wyzwalać moc kuli. Wakash mógłby przysiąc, że owa zamaskowana postać, mimo iż nie widział czy istotnie tak było, uśmiechała się... złowieszczo.

Drgania przybrały na sile, a i po chwili cały świat rozlał się w tęczy kolorów, a łotrzyk wraz z kapłanką wessani zostali przez czarną szczelinę. Mknęli z niewiarygodną prędkością między światami, poprzez plany i poza czasem, a ich siała mimowolnie splotły się ze sobą. Ich usta spotkały się, a język Natalii zaczął wywijać kółka wokół języka Wakasha pieszcząc również podniebienie swym dotykiem, który w normalnych okolicznościach stanowiłby zapowiedź zbliżającej się seksualnej przygody, w której nasz łotr z chęcią by się zatracił, jakkolwiek zacieśniająca się wokół nicość i wspomnienie złowrogiej istoty będącej najpewniej strażnikiem, o którym wspominał Raetar powodowało że owy namiętny pocałunek złożony mimowolnie był raczej jedynie czymś mokrym niźli przyjemnym...

Nagły błysk światłą wyrzucił ich w nowe miejsce wyglądające na zapuszczoną pracownię alchemiczna znajdującą się gdzieś poza czasem i poza granicami znanego im świata, pełną zakurzonych regałów z książkami, fiolek, butelek, i innych, podobnych takiemu miejscu narzędzi. Wakash błyskawicznie rozejrzał się wkoło - pomieszczenie było schludnie i stylowe urządzone, choć zapuszczone tak jakby nikt od wielu lat tutaj nie zaglądał. Słabe oświetlenie nie stanowiło wielkiego problemu, choć znajdująca się z nią tutaj kapłanka, którą łotr wciąż trzymał za rękę, mogła czuć się nieco zagubiona w ciemności. Wakash zaczął energicznie grzebać wolną ręką w jednej z kieszeni swojego pasa, gdy Natali przyciągnęła go do siebie ponownie całując, nie szczędząc przy tym pracy językowi. Łotr puścił jej rękę i dotknął ciepłej, miękkiej piersi kapłanki Kelemvora... odepchnął ją od siebie równocześnie, gdy ona odepchnęła jego. Łotr skończył wreszcie grzebać w kieszeni wyciągając z niej prostą różdżkę z czarnej stali wywijając nią już wokół siebie i wykrzykując słowo zaklęcia, po którym przed łotrzkiem pojawiła się czarna, cieńsza od włosa, acz skuteczniejsza niźli stal, tarcza zasłaniająca całą jego postać i tańcząca wkoło niczym błazen zabawiając króla. W tej samej chwili za plecami łotrzyk usłyszał dźwięk jakby ktoś przechodził przez portal. To wystarczyło by w dłoni Wakasha pojawił się pochłaniający całe resztki światła rapier gotów bronić zarówno skóry właściciela, jak i jego niedoszłej kochanki... Łotrzyk z nierozgarniętego i roztrzepanego złodziejaszka zmienił się w mgnieniu oka... bądź może w błysku portalu w wyglądającego na zaprawionego w bojach szermierza i nie zamierzał sprzedać tanio ani własnego dupska, ani co dupska kapłanki, które nawiasem mówiąc miał ochotę wziąć kiedyś dla siebie.


___________________
Wakash zaraz po przejściu przez portal rzucił na siebie zaklęcie Tarczy. Ponadto widzi w ciemnościach, o czym MG zdaje się zapominać. Postawy: Stance of Clarity i Assasin's Stance.
 

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 01-11-2008 o 00:41.
Cosm0 jest offline  
Stary 03-11-2008, 22:41   #100
 
Leonidas's Avatar
 
Reputacja: 1 Leonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znany
Nagłe pojawienie się diabła było zupełnie niespodziewane. I dość niebezpieczne. Początkowo druid zastanawiał się nad walką z Vestigrox’em jednak z każdą chwilą upewniał się w przekonaniu, że diabeł góruje nad nimi siłą. Słowa Raetara tylko go w tym utwierdziły. Zaraz potem, stało się coś, co zdziwiło go znacznie bardziej niż pojawienie się generała armii mroku - Ikeda. Gdy podeszła do czarta i zaczęła chodzić ręką po jego pancerzu, prawa brew druida uniosła się w geście zaskoczenia. Gdyby nie fakt, że diabeł mógł ich łatwo zniszczyć cała sytuacja wydałaby mu się komiczna. Chwilę odprowadził Ikede wzrokiem po czym skoncentrował się na przybyszu. Podszedł powoli kilka kroków w stronę kręgów i zwrócił się do diabła:
-Wygląda na to, że chcąc nie chcąc musimy Ci pomóc, nie traćmy więc czasu. Jeśli naszym towarzyszom może grozić tam niebezpieczeństwo to lepiej żebyśmy się pośpieszyli. Co do samego zadania dla nas – uściśli proszę – wspomniałeś na początku, że wystarczy Ci jeden z nas a potem, że jednak minimalnie pięciu. To jak, znaczy, że pokonanie alchemików jest na tyle proste, że jeden z nas sobie z tym poradzi czy też jest to zadnie trudniejsze? – Noaki mówił jak zawsze w sposób spokojny i opanowany. Prawda, że mieli przed sobą potężnego przeciwnika który mógłby zgnieść ich nie wysilając się za bardzo, jednak to on bardziej potrzebował ich, a to z kolei pozwoliło mu opanować się i myśleć w sposób wolny od jakiegoś zagrożenia oraz skoncentrować się na dalszych działaniach.
 
Leonidas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172