Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2008, 12:26   #121
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Walka się zakończyła, przywódca rozbójników umarł, ten raniony przez Jensa był jedynym który pozostał, reszta uciekła. Kapłan wzruszył smętnie ramionami...nie ma się co obwiniać. Wszak to te dzieciaki wybrały swój los. Biorąc oręż do ręki, należy liczyć się ze własną śmiercią. Paladynka wołała go by pomógł zranionemu.
Kapłan spojrzał na postrzelonego przez Jensa chłopaka. Nie miał opatrunków przy sobie, medykiem sprawnym nie był. Wolał w tych przypadkach polegać na łasce Sune. Problemem jednak było to, że był zbyt mało doświadczony, by go Sune dużymi łaskami obdarzała.
Rana z ramienia mocno krwawiła i choć z pozoru niegroźna, mogła jednak chłopaka życia pozbawić. Aldym skupił się na modlitwie.- O Sune przynosząca miłość i piękno, ulecz tą ranę by ten człowiek mógł za twe łaski dziękować. O Sune, okaż swą miłość temu światu, lecząc zranienie.-
Lilla przedstawiła swój zamysł, bynajmniej nie po myśli kapłana. Niemniej zanim Aldym mógł wypowiedzieć swoje zdanie, swoje trzy grosze wtrącił Elev.
- Ja tam nie widzę żadnej różnicy, pomiędzy pozwoleniem mu umrzeć tu, a oddaniu go katom w najbliższej osadzie. Chyba jedynie taką, iż tam będzie umierał boleśniej.-dodał kapłan.- Galernikiem nie zostanie, bo do morza daleko, a w kopalniach też pewnie długo nie pożyje...Choć w tym przypadku, mylić się mogę. Pewnikiem jednak go powieszą na rozstajach, ku przestrodze innym zbójom. Ale decyzję, co z nim robić, pozostawiam tobie Lillo.
Było w tym trochę złośliwości kapłana, który najpierw uświadamiał córce Kalvarów, iż praktycznie sama wydaje wyrok śmierci na nastoletniego bandytę, a potem sam zostawiał ją z podjęciem decyzji. Niemniej nikt nie powiedział, że podążanie drogą dobra jest łatwe, prawda?
Elev gdzieś zniknął. Silia nadal tkwiła w ramionach Jensa, a kapłan zdawał sobie sprawę, że póki co, niewiele może zrobić. Aldym wyczerpał już cały zapas potężniejszej magii i zostały mu jedynie drobne sztuczki. Poza tym, tego co mogłoby pomóc czarodziejce, spokojnego snu, nie miał w swym magicznym arsenale. Nie znał także usypiających ziół, jego wiedza na temat tego typu specyfików, ograniczała się do środków „pobudzających”, w szerokim znaczeniu tego słowa. Na chwilę obecną, obecność Jensa była najlepszym lekiem.
- Mości Tybaldzie, może rozpoczniemy wędrówkę w poszukiwaniu...lepszego miejsca na obozowisko. Jak tylko Elev powróci? –spytał kapłan Tybalda. To miejsce bowiem nie nastrajało go na sen. Zyt wiele nieprzyjemności tu zaszło.
Podszedł następnie do Elisabethy, którą spuścił w z oka. Uśmiechnął się wesoło, choć jakoś blado wypadł ten uśmiech. I rzekł.- Cieszę się, że nic ci się nie stało. Zwłaszcza, że nie za bardzo spisałem się...jako twoja tarcza. Ale ty, dobrze radzisz sobie bez niczyjej pomocy.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-12-2008 o 12:15.
abishai jest offline  
Stary 17-12-2008, 21:23   #122
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Gdy Aldym dotknął jej twarzy i szeptał modlitwy do Sune cała złość i gorycz nagle się zmniejszyła. Nie uleciała całkiem bo wciąż potworne zdarzenie było nazbyt świeże, ale wróciło Silii utracone po drodze poczucie bezpieczeństwa. Była wśród przyjaciół. Każdy tutaj dobrze jej życzył i się o nią martwił, co było teraz niezwykle pokrzepiające. Uściskała kapłana tak mocno, że pewnie mogłaby go udusić gdyby tylko nie była takim chuchrem, a że Aldym był potężnej postury, to pewnie nawet nie poczuł z jakim zapałem zacisnęła ręce wokół jego szyi.
- Dziękuję. Tobie oraz Sune – szepnęła cichutko i poszła do wozu wciąż uczepiona Jensowego ramienia. Nie chciała być sama a obecność łowczego uśmierzała skołatane nerwy. Weszła na wóz, gdzie znalazłszy cienki rzemyk spreparowała sznurowanie na rozerwanym dekolcie. Nie miała nigdy talentu w dłoniach i do prac domowych też się nie nadawała, także efekt daleki był od perfekcji i znać było fuszerkę. Niemniej sukienka zakrywała na powrót wszystko co powinna i Silia odetchnęła wreszcie z ulgą. Zaczynała się uspokajać. Jens pogłaskał ją znów po włosach i przytulił do piersi, ale szybko poszli do reszty, bo walka chyba miała się ku końcowi i wszyscy zebrali się teraz na polanie. Lilla i Aldym opatrywali rannego zbója, obok zaś leżał martwy herszt. Jego porzucone na ziemi ciało kuło jakoś w oczy toteż Silia okryła go kocem od stóp po czubek głowy.

W między czasie wrócił Elev, który na moment gdzieś przepadł. Był blady i patrzył na nią jakoś nieprzytomnie. Silia się już tak kurczowo Jensowej koszuli nie trzymała a Elev położył jej dłoń na ramieniu i zapytał wreszcie:
- Naprawdę nic ci nie jest? - zdawało się też Silii, że w jego głosie dosłyszy jakby troskliwy ton.
- Nic. Przyrzekam. - odparła poważnie, już jakby spokojniej. Zerknęła spłoszona to na myśliwego, to na wojownika i ciągnęła dalej lekko drżącym głosem – Choć przyznam strachu się strasznie najadłam - znów łza się jej w oku zakręciła i potoczyła po policzku - Wiecie... On mnie skrzywdzić chciał. Ale to moja wina. Nie powinnam się była głupia tak wyrywać w pojedynkę. Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Erno miał rację. Może i w drugim szeregu jakiś pożytek ze mnie będzie ale pchać się ludziom pod miecz to ja nie mogę. Bo tam w lesie... - złapała mocniej oddech - On mi ręce skrępował i... ja nic zrobić nie mogłam. Nic. Czarodziejką niby jestem. Brzmi to niby dumnie. Ale wtedy... Wtedy bezbronna byłam i bezradna jak dziecko. Jeno szczęśliwy traf mi dopomógł - przetarła oczy rękawem i zaśmiała się jakoś histerycznie przez łzy – no może nie traf. Kołtun mnie wyratował... – porwała zwierzaka na ręce i znów przytuliła go mocno.

Dołączyli do reszty, i aby rozwiać raz na zawsze wszelkie wątpliwości, znów pośpieszyła z wyjaśnieniami, bo biorąc pod uwagę w jakim opłakanym była stanie różne historie mogli jej towarzysze przypisywać jako tego powody.

- Nic mi nie jest, naprawdę – zapewniła pośpiesznie - Nic mi nie zrobił. Broniłam się tylko, wyjścia nie miałam i teraz... Jest z Hugo już stygnący trup... Moja to wina, ja wiem, i choć był z niego nędznik i kanalia, i już w Taldze się na mnie uwziął, to na taki los nie zasłużył. Mój to więc obowiązek by mu właściwy pochówek zapewnić - chciała by jej głos zabrzmiał hardo, ale wyglądała nadal żałośnie ocierając ukradkiem łzy. Zebrała się jednak w sobie i pomaszerowała do rudowłosej Bethy:
- Widziałam żeś szpadel ze sobą zabrała. Pożyczyć go mogę?
Libby skinęła głową a Silia powiedziała jeszcze do reszty:
- Pochować ich trzeba na skraju polany. Nie będziemy przecież zwłok taszczyć dwa dni aż do Midd. Gnić zaczną bo dni ciepłe zaczynają być. Smród będzie nie do zniesienia. Zresztą im już wszystko jedno gdzie ich szczątki spoczną... A co do warty to ja też chcę pomóc. Weźmiemy z Jensem pierwszą zmianę, prawda Jens?

Nie chciała już dłużej rozmyślać nad tym co się stało, dlatego wpadła w wir pracy. Zająć się czymś, skupić.
- Jens, Elev, Aldym. Czy moglibyście tego nieszczęśnika tutaj przytargać? - znów się skrzywiła jakby miała płaczem wybuchnąć ale się powstrzymała – A ja zacznę dół kopać.
- Pomogę ci – odparła Elizabetha, a i Lilla się zaoferowała. Poszły razem na skraj polany z jakimiś grobowymi minami bo i się cieszyć z czego nie było. Zmieniały się przy łopacie dość często. Obie z Bethy tężyzną nie grzeszyły i szybko się męczyć zaczęły, dopiero Lilla wyręczyła je na dłuższą chwilę. Szpadel lekko wchodził w miałką ziemię więc nie szło im najgorzej.

Silia mimo to czuła się jak przestępca. Babrały się wszystkie w wilgotnej ziemi, w kompletnych ciemnościach, przyświecając sobie jedynie pochodnią. Jakby ze zwłokami jakąś tajemnicę niechlubną miały pogrzebać. Zabiła człowieka. W obronie własnej niby, ale czy to ją nie stawiało na równi z rzezimieszkami? Zabójstwo to zabójstwo. Jeśli się wyda to czy może problemy mieć z tego powodu? A poza tym jeśli do Talgi wróci to jak rodzicielom Hugo ma powiedzieć, że ich syna zadźgała i w lesie pochowała? Nie, nie powie. W twarz im już nigdy nie spojrzy...

Chłopcy gdy tylko wrócili też pomogli im w kopaniu, a w zasadzie całkiem przejęli pałeczkę. Silia przeszukała jeszcze martwego Hugo oraz herszta bandytów. Na mały stos poczęła rzucać najpierw zdobyczną broń a później niewielki mieszek. Zerknęła do środka. Oprócz paru srebrnych na jego dnie leżał pierścień. Ciekawie obruciła go w dłoni a później podała dalej w obieg:
- Niedobrze – rzekła – Pierścień z herbem. Oby z tego kłopoty nie wynikły.

Wrzucili dwa trupy do zbiorowej mogiły i przysypali ziemią, a Aldym powiedział kilka słów by dopełnić ceremonii. Przyszedł czas na wartowanie i Silia nadal upierała się, że z nią wszystko dobrze i pierwszą szychtę z Jensem podejmie.
 
liliel jest offline  
Stary 18-12-2008, 10:24   #123
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Lilla za bardzo nie miała pomysłu jak postąpić z jeńcem. Zostawiła go związanego na wozie, ale co rusz upominała samą siebie o tym jak może być niebezpieczny.
- ... Choć w tym przypadku, mylić się mogę. Pewnikiem jednak go powieszą na rozstajach, ku przestrodze innym zbójom. Ale decyzję, co z nim robić, pozostawiam tobie Lillo.
- Wiem o tym Aldymie, ale takie jest prawo, a on wybierając zbójectwo sam się zdecydował na jego złamanie. I powinien ponieść jego konsekwencje. I dlatego musimy wziąć go do Midd jako, że my nie mamy żadnych uprawnień by te konsekwencje wyciągnąć.

Dziewczyna nie poruszała więcej tego tematu, jeszcze przed wieczorem napoiła i trochę nakarmiła jeńca korzystając ze swych zapasów, ignorując jego błagania o uwolnienie. Gdy Silla poprosiła ją o pomoc w kopaniu grobu z ochotą przystała na pracę fizyczną, która choć trochę odganiała ciemne myśli.

Elizabetha nie mogła znieść ciszy przy tej pracy, więc trzymając pochodnię zaczęła gadać.
- Naszemu Gromowi sama kopałam grób. Zdechł zimą i ziemia była zmarznięta. Potem nie chciałam już mieć psa. Położyliśmy tam ładny kamień, żeby zaznaczyć miejsce. Grom był najzabawniejszym psem na świecie. Umiał robić fikołki i chodzić na dwóch łapach, przednich.

Lilla zdziwiona przyjrzała się Beth. Czy ona naprawdę myślała, że pogawędka o wesołym psie sprawi, że ta noc stanie się przyjemniejsza? Paladynce nie wydawało się to odpowiednie, szczera, autentyczna rozmowa chyba była by lepsza.
- Pamiętam jak chowaliśmy Jankę i Alvina, z reguły zawsze nosiliśmy stare podniszczone ubrania, ale na pogrzeb mama kupiła nowe. Gdy Derek trzy zimy temu zachorował na to straszne zapalenie płuc mama już zaczeła szyc. Na szczęście wyzdrowiał. Pamiętam z jakim zapałem matula darła tą pieknie zdobioną, drogą szatę...
- Pogrzeby zawsze przykre są. Nie ważne kogo się chowa. Psa, rodzeństwo czy może łotra, który nastawał na twoją cnotę. Ale Hugo z Talgi był. Nie jakiś tam anonimowy zbir. Od dziecka go znałyśmy wszystkie, tym ciężej ten dół kopać – na chwilę Silla przestała machać łopatą i przetarła czoło rękawem sukienki - . I jako wyrostek nawet uroczy był, ale później się jakoś zmienił. Myślę, że mnie nienawidził. I chyba z wzajemnością.- znów zrobiła kwaśną minę jakby miała zacząć płakać - Eh, nie lubię siebie dzisiaj. Nic dziwnego, w końcu człowieka zabiłam. Ten dzień pamiętny dla mnie będzie. Wcale nie jestem taka dobra jak ongiś sądziłam. A ty Lilla jak się taka szlachetna uchowałaś? Ty pewnie nigdy nikogo nie mogłabyś nienawidzić?

- Ja.. ja się staram być taką jaka mnie postrzegacie, jaka chciałby widzieć Lathander. Ale mam dużo czarnych myśli, niechęci i złości w sobie. Wtedy się modle. Czasami nawet nie klękam i nie obracam twarzy ku słońcu, po prostu proszę boga o pomoc. A to, że dziś nikogo nie zabiłam to traf Tymory. A zresztą pamiętacie zamek i wymówki Aldyma? On miał rację zabijanie goblinów też było złe, ale czasami trzeba wybrac mniejsze zło.
Rudowłosa przytakiwała słowom paladynki

- I wiecie, co wam powiem – Elizabetha mówiła bardzo cicho – że w trakcie tej - przez chwilę szukała słowa – napaści, bardzo się w duchu modliłam, żeby nikt nie zginął, także nikt z nich – ruchem głowy wskazała trupy - Ale już mi ich nie żal – głos dziewczyny stwardniał – Ani trochę. To co się stało to tylko i wyłącznie ich wina. Żal mi jedynie Ciebie Silio, że zostałaś poturbowana i Eleva, który - zawahała się przez chwilę – przeżywa to wydarzenie. Ich wcale. Pewnie jestem bez serca.
- Nie masz za co siebie nie lubić Silio. Raczej odwrotnie, Powinnaś być z siebie dumna, bo sobie poradziłaś. Gdyby skrzywdził ciebie, to tak jakby skrzywdził nas wszystkich, bo przecież jesteśmy… - nie dokończyła, bo zaczynał drżeć jej głos - No więc to jest tak jakbyś obroniła nas wszystkich. – dodała po złapaniu oddechu

-Dumna nie będę, to pewne. Ale może i żal mi z czasem minie. A Elev... Elev sam nie zabił to i się nie ma z czym równać. Ja Hugo najpierw zaklęciem potraktowałam, tak, że wyzierała mu krwawa dziura z piersi, a potem... Potem go sztyletem dobiłam. - Półelfka wyszła z płytkiego jeszcze grobu i podała łopatę Bethy – Twoja kolej bo ja z nóg padam... Patrzyłam jak z niego życie ulatuje. - kontynuowała siadając na ziemi - Jak mu się oddech zwalnia. Nawet dłoń w moją stronę wyciągnął ale nic nie zrobiłam żeby go ratować. Chciałam żeby to się skończyło...

- Aldym. - zmieniła nagle temat - Cóż... Do goblinów dziwne podejście ma. Zawsze słyszałam, że to plugastwo bezduszne i osobiście nie uważam by trzeba było płakać po tym. Ale mimo iż z Aldymem się nie zgadzam w wielu sprawach to jest bardzo dobry chłopak. I chyba się w tobie Bethy podkochuje. Albo mi się tylko tak wydaje – zaśmiała się odrobinę, ale zaraz przestała jakby miała wrażenie, że w tej chwili jej to nie przystoi – A ty? Lubisz go tak jak on zdaje się lubić ciebie?

Pięknie. Elizabetha z wyrzutem spojrzała na Silię, po czym wymieniła pochodnię na łopatę.
- A Ty jak bardzo lubisz Jensa? - wpatrywała się chwilę w czarnowłosą dziewczynę - I o co się dziś boczyliście, czemu na wozie nie chciałaś z nim gadać? Coś się w Taldze wydarzyło? Gdy wypiłaś za dużo wina? – no może trochę przesadziła z tymi pytaniami, ale usprawiedliwiał ją fakt, że zmiana tematu była konieczna.
-Powiem jak ty powiesz czy Aldyma lubisz – odparła z niemrawym uśmiechem na ustach. -Ale najpierw niech Lilla powie, czy jako paladynka z chłopakami nic wspólnego nie chce mieć. Planujesz taką posługę i oddanie absolutne, że... no wiesz...dziewicą chcesz zostać? To znaczy tak do śmierci? - zapytała z ciekawskim wyrazem twarzy bo ten temat od dawna po głowie jej chodził.
Paladynka patrzyła z pewnym zdziwieniem i stopniowym rozbawieniem na koleżanki. Wskoczyła do dołu i energicznie zaczęła pogłębiać dół. Dopiero tak nietaktownie zadane pytanie wybawiło ją na zewnątrz.

- Ja... - zająknęła się lekko, była szczęśliwa iż w ciemnej nocy nie znać było rumieńca - Ja.. nie wiem, nie mam pojęcia. Myślę, że jak kogoś pokocham, kogoś o sercu prawym i szlachetnym.. o licu szczerym ... myślę, że to spodoba się Lathanderowi. - po takiej ogólnej odpowiedzi znów zaczęła z zapałem kopać, szczęśliwa, że tak dokładnie słuchała pieśni Neli i mogła opisać nimi swój ideał rycerza,
Elizabetha nie dała rady powstrzymać śmiechu. Było to krótkie parsknięcie, bo podobnie jak Lili i Sili, rozbawienie wydawało jej się w tej sytuacji niestosowne, ale pomyślała, że jeśli rozmowa dalej będzie się tak toczyć, skończy płacząc z niestosownych powodów.
- Lila a, szerokie barki i zręczne dłonie? I zgrabne pośladki? – znowu parsknęła. – Który z chłopaków waszym zdaniem jest najładniej zbudowany?
- To..są koledzy, jak bracia, nie można ich w ten sposób oceniać- Kelvarówna wydawała się zniesmaczona - Każdy z nich uroczy jest to prawda, każdy swoje zalety ma, ale... -
~...ale żaden nie jest moim ideałem mężczyny
~

- Jak bracia? Ja tak i może do niedawna też o Jensie myślałam... - zamyśliła się czarodziejka na poważnie – Ale teraz już tak nie uważam. Skoro oceniać mamy walory fizyczne to Elev ma smukłe ramiona i długie nogi, twarz tęż niczego sobie, Aldym ładną klatkę i coś dostojnego w rysach, a Jens... Coż Jens ma wszystko w jak najlepszym porządku – mrugnęła bardziej do Bethy niż do Lilli bo ta niezbyt ochoczo podjęła temat – A najbardziej mi się ciepło robi w okolicy serca jak mnie dotknie, tak niby przypadkiem, dłonią muśnie, lub pośle ten swój uśmiech szeroki w którym bym się utopić mogła – nagle speszona spuściła oczy, po czym podjęła temat już jakby ciszej – Całowałam się z nim... Ostatniej nocy w Taldzie. Dlatego się później słowem do siebie nie odzywaliśmy. Chyba mnie trochę wstyd ogarnął i nie wiedziałam jak się zachować. Nadal w sumie nie wiem...

Elizabetha przyglądała się Sili z uśmiechem. A mur, który, jak była wcześniej przekonana, wyrósł miedzy nimi przedwczoraj, rozsypywał się w pył.
- Przecież nie ma nic złego w całowaniu – powiedziała łagodnie.
- Wiem, że teraz ja powinna coś powiedzieć o Aldymie, ale to nie takie proste. Wy wiecie czego byście chciały, a ja… wydaje mi się, że to czego bym chciała… ech… Lubię Aldyma, a on jest dla mnie taki miły. Chciałabym się z nim całować i może nie tylko, ale … nie tylko z nim.
- Myślę, że nie ma takiego rycerza, co by mógł być tym jedynym. – dokończyła już hardo – To tak jakby marzyć, że całe życie będzie się jeść tylko jedną potrawę, bo jest taka dobra. To mi się nie przydarzy.
-ufff, gotowe wreszcie- Lilla wyszła z dołu oceniając, że głębokość jest wystarczająca poczym zwróciła się do Bethy - Jak możesz porównywać miłość do jedzenia? Wszak uczucie to najpiękniejsza sprawa, trzeba o nie dbać, pielęgnować, nie można traktować jak starej koszuli gdy już się znudzi.

-Jej się nie o miłość rozchodzi Lilla, ale o przyjemność. Skoro się miłości jeszcze nie poznało to czy można żal mieć do niej, że chce rozeznanie mieć o co tak naprawdę się rozchodzi między nami z chłopcami? A swoją drogą Bethy, nie ma nic złego w jedzeniu jednej potrawy – dodała z lekkim uśmiechem. Widać, że miła damska rozmowa dobrze na nią wpłynęła i cały stres dzisiejszego dnia zaczynał ulatywać - To znaczy, jeśli ta potrawa ci smakuje oczywiście. Może jak zakosztujesz tej właściwej to zmienisz zdanie i już niczego innego do ust nie tkniesz. A Lilla może jak zakosztuje jakiejkolwiek to też nie będzie taka ostra w osądach - dała paladynce przyjaznego kuksańca w ramię - Ale teraz cicho sza. Chłopcy zdaje się wracają. A my rozmowę dokończymy moje kochane. W końcu dziewczyny razem się trzymać muszą, prawda?
 
Nadiana jest offline  
Stary 18-12-2008, 11:20   #124
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Oj ...głupio czuł teraz Aldym w obecności Jensa i Silii. W przypadku Jensa, bo jemu się półelfka na szyję rzuciła. A powinna łowczemu. W przypadku, Silii bo głupio się zachował.
Gdy przyciśnięta była do niego Silia ukradkiem jej w dekolt zajrzał, dość obnażony dekolt...Aldym wiedział, że to głupie, sztubackie zachowanie, godne bardziej szczeniaka z mlekiem pod nosem, a nie początkującego kapłana. Ale pokusa była zbyt wielka...W dodatku czując przyciśnięte do siebie ciało Silii wyczuł też iż ona zdaje się być bardziej krągła w tych okolicach, niż mu się zdawało. I ciekawość przeważyła.
Dobrze jednak było widzieć, że się Silia w rozpaczy nie pogrążyła. A choć powinna odpocząć, to jednak Aldym nie zaprotestował. Jeśli wysiłek pozwoli jej odgonić złe myśli, to niech popracuje.
-Ja przyniosę Hugo.- zaproponował Aldym.- Jens, Elev, wy zajmijcie się jeńcem i tym drugim trupem. Hugo wielki nie urósł. Nie ma powodów by trzech chłopów, po niego lazło.
Ruszył więc Aldym w ostępy leśne, po drodze sięgając po morgensztern i wypowiadając słowa. – O Sune, piękności królowo, rozświetlająca życie, rozświetl i głowicę morgenszterna, by piękno okolicy oczom mym ujawnić.-Głowica broni rozbłysła jasnym światłem, i Aldym uniósł broń jak pochodnię, udając się na poszukiwanie Hugo. Znalazł go tam, twarz miał, cóż...nie dość że oszpeconą poparzeniami, to jeszcze naznaczoną pazurami kota.
- Prawdę gadały kapłanki, co w sercu tkwi, prędzej czy później na twarz wyłazi. Dobrze, że cię rodzice nie widzą teraz. Pękło by staruszkom serce, gdyby wiedzieli.-rzekł Aldym zarzucając sobie Hugo na barki. Idąc powolnym krokiem Aldym mówił to martwego .- A widzisz? Trzeba było ci dziołchy dobrym słowem łapać, a nie przemocą. Nie skończyłbyś z przyrodzeniem na wierzchu i głupią gębą, w godzinie śmierci...W dodatku, jako prawiczek. Będą się z czego mieli śmiać w zaświatach...Choć po prawdzie, tam gdzie trafisz, nie będzie ci do śmiechu. Oj nie spodoba ci się tam, gdzie trafisz, nie spodoba... Aleć złośliwościami ,okrucieństwem i chorą żądzą sam sobie takiś los ukuł .-
Zrzucił Hugo na ziemię i spojrzał na na trupa.- Tak cię chować nie można, trzeba by trochę powagi...I kto powiedział, że kapłańska posługa łatwą jest?
Schowawszy wystającą rzecz z powrotem do spodni i założywszy spodnie na Hugo zarzucił trupa na bark i ruszył na w kierunku obozu marudząc.- Teraz nie tylko Silia nabawiła się paskudnych wspomnień tej nocy...Dobrze, że to zostanie między nami Hugo. Swoją drogą, nawet pod tym względem, nie masz czym dziewczynie imponować.
Zaniósł trupa do świeżo wykopanego grobu. Wrzucił go, po czym mówiąc.- Zaraz wracam.
Udał się za wozy, przy okazji biorąc plecak i w świetle dogasającego morgenszterna zaczął się wyczyniać różne wygibasy, klnąc przy tym pieruńsko. Następnie wrócił...Jeśli na zabawie bażanta przypominał to teraz był raczej pawiem, w długiej, wzorzystej i obcisłej szacie, uwydatniającej muskuły i sylwetkę kapłana. Przepasany kolorowym pasem o barwach tęczy, z szalem o karminowej barwie owijającym szyję i spadającym na tors dwoma pasmami, oraz wizerunkiem Sune mistrzowskiej roboty wyszytej po obu stronach szaty. Do tego spodnie przylegające do nóg, jakby były drugą skórą i podkreślające muskularne łydki i uda. W dodatku jeszcze fantazyjnie podwinięte czubki butów. Niewątpliwie wszystkich zdziwiła szata liturgiczna Aldyma. Bo w takiej, w Taldze jeszcze się nie reprezentował.
- A więc.. zaczynajmy. Zebraliśmy się tutaj, aby twe dwie dusze przeprowadzić na Plan Letargu.- rzekł po chwili rozpoczynając rytuał. Jako że nie znał patronujących trupom bogów, wyrecytował formułkę dla innowierców. -Sędzio Potępionych przez wstawiennictwo mej pani Sune, błagam cię. Wejrzyj na tych dwóch nieszczęśników, zabierz ich z tego świata, by nie zaznali udręki wiecznej wędrówki. Osądź ich sprawiedliwie według ich czynów i oddaj pod opiekę wybranych przez nich bogów. O to my zebrani tutaj cię prosimy.
Potem dodał.- I to by było na tyle. A teraz pójdę się przebrać w coś wygodniejszego.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-01-2009 o 14:55.
abishai jest offline  
Stary 18-12-2008, 20:25   #125
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przestraszył się o nią. Nie wiedział dlaczego i co właściwie się stało, ale czuł, ze pierwszy raz w życiu bał się o kogoś. Trzeba przyznać, że nie za często miał okazję obawiać się o czyjeś dobro zważywszy na dość monotonny smak życia wiejskiego, ale wrażenie to było dość nieprzyjemne i Jens nie za bardzo miał pomysł co zrobić by ulżyć czarodziejce w jej bólu. Silia z początku tylko pociągając nosem ściskała jego i Kołtuna wyraźnie przeżywając na powrót to co ja spotkało i dopiero zaklęcie Aldyma zdało się przywrócić ją z tego półprzytomnego snu do świata żyjących. Sine rany na czole ustąpiły prawie natychmiast bieli jej alabastrowej skóry, a krew przestała w końcu ściekać po kształtnym nosku przez kącik ust. Kołtun zeskoczył z ramion czarodziejki odsłaniając jej poszarpaną suknię gdy ta rzuciła się objąć kapłana. Jens nie należał do osób łatwo do kogoś urazu nabierających i pozwolił sobie na odetchnięcie z ulgą, że Silii jest już lepiej i tak jak myślał nic więcej się jej nie stało. Jednak widok Aldyma zezującego na na wpół odsłonięte piersi półelfki wprawił go w irytację. Młody myśliwy bardzo cenił sobie zasady męskiej solidarności i takie ich łamanie nie mówiąc już o jego okolicznościach, budziło w nim dość niskie i złe instynkty.

Później gdy zajęła się drżącymi nieco rękoma za zszywanie sukni kawałkiem rzemyka, który mocował beczki razem chciał już zejść z wozu, by dać jej chwilę spokoju, której na jej miejscu by chyba potrzebował, ale zatrzymała go łapiąc za pelerynę. Gdy się obejrzał, nie mógł odgadnąć co kryło się za spojrzeniem tych okrągłych i wciąż mokrych od łez oczu. Wydawało się, że chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego, tylko przyciągnęła go by usiadł obok niej. Tak też uczynił okrywając jej plecy peleryną i przez chwilę siedzieli w milczeniu, Silia walcząc z rzemykiem, a Jens ze zdziwieniem podziwiając jej brak zdolności na tym polu.

Odezwał się dopiero gdy czarodziejka skończyła swoją opowieść

- Marny to pomysł po nocy groby kopać Silia. Lepiej rano to uczynić...
- Ale ja Jens nie usnę w spokoju wiedząc, że Hugo leży gdzieś tam martwy... No nie kłóć się proszę.


Westchnął niechętnie, ale i uśmiechnął się widząc, że chyba już jej lepiej. W końcu sama wiedziała co dla niej lepsze. Nim jednak ruszyli, Aldym ochoczo zgłosił się do przytaszczenia trupa. Jens na tę propozycję wzruszył tylko ramionami. Może to i nawet lepiej było, bo młody łowczy gotów był nawet zbezcześcić ciało umarłego. Żadne zwierzę nie ucieka się do gwałtu. Ludzie, elfy i im podobne wymyśliły ten proceder wbrew wszelkim prawom, jakimi rządzi się natura. Nie odpowiadając skierował się do dębu gdzie powinna być wbita jego strzała. Mrok już zapadł, ale łowczy miał dobrą pamięć do miejsc i szybko odnalazł niecelny pocisk. Drugi został zapewne złamany przy opatrywaniu rannego jeńca siedzącego teraz nieopodal ciała herszta. Obejrzał się na Eleva, który mimo iż podążał powoli za nim, cały czas oglądał się na kopiące dół i co jakiś czas parskające śmiechem dziewczyny. Chłopak faktycznie ciężko znosił fakt, że oto wszystkie Panie pracowały w pocie czoła przy łopacie, a on miał przypilnować przerażonego jeńca. Łowczy więc tylko wrócił się parę kroków po niego i pociągnął za sobą.

- No chodź. Nic im nie będzie jak sobie czasem uświadomią ile roboty nam mus za nie odwalać – uśmiechnął się przyjacielsko do Eleva. Ten jednak mruknął coś tylko pod nosem i nie odpowiedziawszy kopnął kawałek bruku, który najwyraźniej na skutek srogiej zimy i roztopów, musiał wykruszyć się z drogi.

Kamień odbił się raz z głuchym uderzeniem od jedno z drzew i zniknął w ciemnych zaroślach. Zaledwie ułamek sekundy później Jens nie zdążywszy pomyśleć co nowego mogło ugryźć tego humorzastego wojaka, usłyszał łamanie gałązek dochodzące gdzieś z lasu i dojrzał zarys czyjejś sylwetki przemykającej między drzewami. Ktokolwiek tam był, poruszał się niezwykle zręcznie i prawie bezgłośnie. Po chwili też znikł za jednym z drzew. Jens zatrzymawszy się, zastanawiał się czy coś mu się nie przewidziało, po czym pokręcił głową i ruszył dalej za towarzyszem, który najwidoczniej niczego nie usłyszał.

Trup był tam gdzie upadł leżąc na wznak. Herszt szczęśliwie przed śmiercią zamknął oczy i darował im tego przykrego obowiązku. Teraz zupełnie nieruchomy i tak jakoś już z odległości odczuwalnie zimny wzbudził w obu chłopakach nieprzyjemny dreszcz. Elev przymknął oczy próbując skupić się na tym, by opanować ponowny odruch, a Jens pochylił się nad ciałem i jakby z jakimś trudnym do przełamania oporem chwycił ciało za ręce. Gdy Elev zrobił to samo z nogami zbira i przez chwilę byli bardzo blisko, myśliwy pochylił się nieco głębiej i szepnął cicho:
- Widzisz ten dąb z wykrzywioną ku dołowi gałęzią? – Elev na chwilę znieruchomiał, poczym lekko przekrzywiwszy głowę, nieznacznie nią skinął – Dałbym głowę, że ktoś tam jest za nim.... Może któryś z tych bandytów wrócił?
Elev raz jeszcze zerknął w stronę drzew, które będą musieli minąć niosąc ciało do kopanego przez dziewczyny grobu.
- Wątpię... ale sprawdźmy. Ty z lewej, ja z prawej... gdy będziemy najbliżej...
Podnieśli ciało herszta i zaczęli powoli przesuwać się wzdłuż linii drzew do więcej teraz gadających niż machających łopatą dziewczyn.

- Pomiłujcie Panowie – jęknął przez łzy więzień, którego mijali. Ubrany był w lniane portki, kufajkę z owczej skóry, i płócienne zawijaki na nogach. Na całej umorusanej parodniowym brudem twarzy malował się wyraz niebotycznego przerażenia, które widocznie znieczulało ból jaki dopiero będzie odczuwać – Ja pierwszy raz... Nie oddawajcie mnie straży...

- Cichaj jełopie lepiej – rzucił mu tylko Jens. Już zaraz go będą mieli...
- Teraz – rzucił cicho Elev i obaj upuszczając ciało herszta i skoczyli w ciemny las za pokaźnego i dość już starego dąbczaka.

Jens wyskoczył jak zwykle zbyt prędko i zahaczywszy peleryną o jakąś złośliwą gałąź stracił chwilę by się wyplątać. Elev nie popełnił błędu. Dopadł drzewa w niespełna paru sekundach, lecz niczego za nim nie znalazł poza kupką zepsutych zeszłorocznych liści wymieszanych ze skorupkami po żołędziach. Teraz jednak on usłyszał bardzo cichy i oddalający się odgłos czyichś jakby bosych stóp od strony lasu. Gdy Jens dobiegł do niego, chłopak nadal wpatrywał się cicho w ciemności słabo oświetlane przez pokryte paroma chmurami nocne niebo.
- I co? Widziałeś co?
Elev przez chwilę milczał nadal nasłuchując, po czym już samemu nie wiedząc machnął tylko ręką.
- Nie wiem. Ja wracam.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 19-12-2008, 14:19   #126
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
made by Jens&Silia

Zaczęła się ich warta. Reszta spać się położyła a oni siedzieli przy niewielkim ognisku omiatając wzrokiem okolicę. Jens zniknął na moment by zrobić rekonesans a Silia siedziała na piętach z dłońmi wyciągniętymi w stronę ognia by nieco się rozgrzać. Gdy łowczy wrócił i zasiadł przy niej słychać było tylko trzask płomieni i oddzielającą ich ciszę. Silia w końcu przełamała się jako pierwsza. Musieli sobie wiele rzeczy wyjaśnić bo te niedopowiedzenia wiszące między nimi zaczynały ją przyprawiać o roztrój żołądka.

- Jens... - łowczy spojrzał na nią w oczekiwaniu lecz jej milczenie zaczęło się przeciągać - Przepraszam, że rankiem uciekłam i że cały dzień nic nie mówiłam - kontynuowała po chwili ściszonym głosem pocierając ze zdenerwowania dłonie. Cała ta rozmowa mocno ją krępowała - Ale wstyd mnie jakiś ogarnął. To pewnie przez wino... Za dużej śmiałości i swobody nabrałam i... Nie znaczy, że żałuję tego co się stało, ale... - mówiła chaotycznie, bo i nie łatwo było jej szczerze omawiać tego co zaszło. W końcu jakby chcąc jakoś z tego wybrnąć gniewnie ściągnęła brwi i wyparowała może nazbyt głośno – Aleś ty też mnie unikał, całkiem nie wiem czemu! - zapatrzyła się w trzaskający w ognisku ogień i dodała już spokojniej – Żałujesz?

Jens z niepokojem obejrzał się, czy wszyscy nadal śpią, bo i nie dość, że nie chciał się jej tłumaczyć, to już na samą myśl, by reszta słyszała ich rozmowę, cały się czerwienił.
- Tak wiem. Bo to wina brata. Głupot mi nagadał, a że Ty nawet spojrzeć na mnie nie chciałaś, to ja mu wiary dałem.... a potem jeszcze Aldym mi rzekł, że... aaaa – machnął tylko ręką i uśmiechnął się – szkoda prawić o tym wszystkim.... Ale przyznaj się – to już rzekł z takim niepewnym wyrzutem – Zrobiłaś co wtedy wieczorem? No wiesz... czarowałaś coś?

- Czarowałam? - spytała Silia nie bardzo rozumiejąc o co mu się rozchodzi, ale po chwili jakby sens jego słów do niej dotarł. Skoczyła na równe nogi otwierając ze zdziwienia usta – O cóż ty mnie posądzasz? O jakiś urok mnie obwiniasz? - zaśmiała się histerycznie i odwracając na pięcie uszła kilka kroków, jednak zaraz zawróciła i znów podeszła pod sam jego nos – Dowiedz się więc, że wszystko coś uczynił było jeno twoją własną zasługą! A teraz chcesz to na karb moich czarów zrzucić, bo ci tak wygodniej?

- Hola, hola – teraz Jens był zupełnie zmylony. Oparcie jakie dawało stojące za jego plecami drzewo, za nic w świecie nie chciało mu ustąpić gdy odruchowo odsuwał się od grożącego mu palca Silii. Wpatrując się, to w jej zmrużone oczy, to w jej wskazujący palec, widział już oczami wyobraźni tworzące się na jego czubku iskry jakiegoś zaklęcia. Mydlić mu jednak oczu nie będzie liszka jedna – A ty kota nie odwracaj ogonem, bo ja niczego nie zrzucam, jeno byś się przyznała chcę, bom się strachu najadł co nie miara. – spojrzała na niego trochę zdziwiona - A to, że mnie nie powiem co piekliło boleśnie rano, to niby też była moja zasługa?

- A to mogła być sprawka lubczyku – odparła nieco zmieszana – Aldym mi polecił, że niby jak zmieszać z winem, to się ludzie swobodniej po nim czują. To i się poczuliśmy swobodniej. Ale teraz mi wyrzuty czynisz, co mnie tylko utwierdza w przekonaniu, że była to dla ciebie jednorazowa przygoda - skwitowała buńczucznie i urażona odwróciła głowę. - Która w istocie do skutku nie doszła, ale liczy się zamysł... Wnioskuję więc z tego, że... - ciężko jej słowa przez gardło przechodziły – że do mnie nic poważniejszego nie czujesz... Nie chcę cię oceniać ani potępiać. Serce nie sługa, nie dla wszystkich bije. Twoje na mój widok widać rytmu nie przyspiesza. Trudno, tematu nie drążmy. Ognisko przygasa – na jej twarz wypełzł jakiś grymas smutku – Patyki przyniosę coby ognień nie zniknął całkiem - nie czekając na jego reakcję poszła w stronę lasu.

~ Aldym ~ myśliwy zgrzytnął zębami ~ Mąciwoda jeden pstrokaty, psia jego mać ~ Ze złością spojrzał na śpiącego w swoim śpiworze kapłana, po czym znów na znikającą w ciemności Silię. Z jednej strony coś go pchało za nią w ten las, no ale przecież co jej powie. Przecież sam nie wie co do niej czuje.
- Ooohh. Ależ ty jesteś uparta Silia! – skoczył za nią i krzyknął na tyle głośno, że aż Elev mocniej zachrapał i jęknął coś przez sen. Łowczy w paru krokach dopadł czarodziejki. – To ty mnie oszukałaś! Po coś i mi i sobie lubczyku dawała jeśliś czegoś prawdziwego szukała? I teraz mnie za język ciągniesz jeszcze... I co chcesz ode mnie usłyszeć? Nie! Nie było to dla mnie nic jednorazowego. Ale nie wiem co do ciebie czuję. Wiem natomiast, że nie zniósłbym dnia kiedy to moje cholerne serce, by się zwiedziało, że już cię nie ujrzy...

Silia zatrzymała się na moment i zastygła w bezruchu. Słowa Jensa mimo wszystko ją poruszyły. Więc jednak obojętna mu nie jest... Uczyniła kilka kroków w jego stronę odgarniając mu włosy z twarzy i dotykając lekko już szorstkiego od zarostu policzka.
- Wybacz Jens... Nie chciałam kłótni wzbudzać. My... po prostu zobaczymy jak będzie, dobrze? Coś nas ciągnie do siebie, tak to czuję, ale nie chcę na tobie wymuszać obietnic. Na razie więc bez żadnych przyrzeczeń, jeśli tego właśnie chcesz, ale jeśli mi to wystarczać przestanie... - zbliżyła lekko usta do jego warg – wtedy... wtedy się znów rozmówimy i zobaczymy, czy będzie nam dane być razem...

- Silia… - w tym mroku mimo, że dzieliły ich już zaledwie centymetry, prawie nie widział zarysu linii jej twarzy. Po przeżyciach jakie spotkały ją parę godzin temu nie pozostało już prawie żadnego śladu. Jens czuł się w tej rozmowie zagubiony. Lubił jak pewne rzeczy same się okazywały bez potrzeby ich ustalania. Bo czyż była na przykład potrzeba ustaleń między rysiami, który jaką część lasu weźmie? Nie. A półelfka przyznała mu prawo do tego porządku rzeczy. Zamiast ciągnąć więc dalej, uśmiechnął się z wdzięcznością i chwycił lekko jej prawą dłoń, nadal spoczywającą na jego policzku. Przejechawszy po niej swoimi ustami, pocałował parokrotnie w okolicy nadgarstka, po czym przylgnął gwałtownie do jej ust. Parę przypadkowo pozbieranych gałązek, po które wcale tu nie przyszła, upadło z jej lewej dłoni z szelestem na ziemię gdy czarodziejka odwzajemniła pocałunek. Znalazłszy szybko oparcie w postaci drzewa, zarzuciła myśliwemu ręce na ramiona i pozwoliła by zaczął swoimi wodzić po jej talii. Po chwili jednak świeże wspomnienia wzięły górę i czarodziejka odsunęła głowę.
- Przepraszam Jens. Dziś nie jest dobry dzień – rzekła zakłopotana, lecz zaraz uśmiechnęła się leciutko – Poza tym zobacz jak obozu pilnujemy.
Ognisko prawie dogasało i już tylko ostatnie płomyki leniwie lizały jakieś zwęglone resztki.
- Masz rację – odparł nieco niechętnie i schylił się, by podnieść upuszczone przez nią gałązki i rozejrzeć za innymi. Dodał jeszcze ze śmiechem – Ale i tak wiem, że urok na mnie rzuciłaś.

- Nie rzuciłam – obruszyła się i niby urażona szturchnęła go w ramię przewracając oczami. - Ale jeszcze rzucić mogę – zaśmiała się delikatnie – więc lepiej mnie nie podjudzaj.
Zareagował na jej zaczepkę i wolną ręką oplótł ją w pasie aż pisnęła radośnie. Osobiście nie sądziła, by istniały czary, które mogłyby dwóch ludzi w sobie rozkochać. A jeśli istniały, to ona o takowych pojęcia nie miała. Zresztą, jeśli we władzy czyjejś by to być mogło, to pewnie nie czarodzieja, a prędzej kapłana. Kapłana Sune zapewne. Przez moment przeszło jej przez myśl, czy aby w tym co się między nią a Jensem dzieje Aldym przypadkiem palców nie maczał. Ostatecznie jednak uznała, że to mało możliwe, a że między nią a łowczym iskrzyło, to bardziej natury musi być działanie. Jednych po prostu do siebie ciągnie, i choćby nie wiem jak się temu opierali, to i tak już przesądzone jest wszystko. Czuła, że pasują do siebie z Jensem jak dwie połówki jabłka. On nie chciał się co prawda angażować, ale w zasadzie się nie dziwiła. Bo czego się spodziewać po wolnym duchu, który przez ostatnie lata większość czasu spędził w głuszy, w towarzystwie jedynie dzikich zwierząt i starego łowcy? Zresztą nie chciała go na siłę do siebie uwiązać. Taki ktoś jak Jens swobodę musi czuć, wiatr we włosach i dożo przestrzeni, i ona nie będzie tą, która mu tą przestrzeń zabiera.
Na razie postanowiła więc na ten układ przystać. Będą się całować ukradkiem, w tajemnicy. Choć tajemnica ta była dość grubymi nićmi szyta zważając, że dziewczynom już i tak wszystko wypaplała, a i chłopcy się pewnie domyślali, że coś jest między nimi na rzeczy. Ale pozory zachować trzeba skoro Jens tak chce.

Przerwała rozmyślania i idąc w ślady łowczego poczęła zbierać chrust. Później skupili się już na wartowaniu. Sprawdzili jeszcze czy jeniec ma ręce skrępowane należycie, aby się na pewno nie mógł wyswobodzić.
- Nieszczęśnik – Silia szepnęła do myśliwego – Myślisz, że go naprawdę powieszą? Taki młody jest.
- Nie wiem – odparł Jens – Nie nam się nad tym rozwodzić. Skorośmy ustalili, że władzom go oddamy to tak zrobić trzeba. Osądzą go wedle prawa.

Myśliwy poszedł obudzić Aldyma, a Silia pochyliła się nad Bethy potrząsając ją delikatnie za rękaw.
- Wasza kolej – szepnęła.
Usiadła później obok i wpatrywała się w córkę kowala z zagadkowym wyrazem twarzy. Kiedy ta przecierała zaspane oczy kontynuowała ściszonym głosem:
- Znów się z Jensem całowałam – uśmiechnęła się lekko speszona – Ale to sekret, dobrze? Mówi, że nie wie czy do mnie coś czuje – trochę się skrzywiła z wyrazem zawodu wypisanym na twarzy i wetknęła miedzy zęby źdźbło trawy – Na razie niech będzie po jego, a później... później się zobaczy... Eh, myślisz Bethy, że coś z tego będzie?

- Pewnie, że tak - odpowiedziała Elizabetha jeszcze półprzytomna, ale i tak szalenie zadowolona że półelfka jej zdradza swój sekret - Jens jest... - urwała - pewnie się po prostu boi Ci powiedzieć. A jak było? Tylko się całowaliście?

- Tak. Dzisiaj tak. Bo w Taldze trochę na więcej sobie pozwoliliśmy. Ale nie aż na tak dużo – pośpieszyła z wyjaśnieniami przypuszczając co przyjaciółka mogła sobie pomyśleć i zachichotała cicho – A jak było? Przyjemnie – dobrze, że ciemność nocy skryła jej rumieńce – Choć to ciężko opisać... Nogi się pode mną ugięły, coś w środku paliło żywym ogniem i zabrakło mi jakby powietrza, a może po prostu z przejęcia zapomniałam o oddychaniu? - zaśmiała się znowu, ale urwała migiem, bo w ich stronę zmierzali właśnie Jens z Aldymem.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 19-12-2008 o 14:25.
liliel jest offline  
Stary 19-12-2008, 16:03   #127
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Jeszcze nim poszli spać wypatrywała momentu, żeby porozmawiać z Elevem. Właściwie nie wiedziała, co chce mu powiedzieć, ale widziała, co się działo w lesie, gdy poszła za nim, kiedy tak nagle uciekł. Obserwowała jego niedyspozycję tylko przez sekundę, bo nie chciała podglądać chłopaka w krępującej sytuacji i zaraz bezszelestnie się wycofała. Zresztą i bez tego widać było, że Elev bierze na siebie odpowiedzialność za śmierć przywódcy bandytów i źle się z tym czuje.
Było ich na polanie dużo i cały czas się coś działo, więc miała na rozmowę w cztery oczy z Elevem tylko chwilę. Już prawie wypaliła ze swoim „to przecież nie Twoja wina”, kiedy naszły ją wątpliwości, czy te słowa nie obudzą przypadkiem w zamkniętym chłopaku nowych wyrzutów. Coś często na tej wyprawie w obliczu nowych sytuacji wygadanej dziewczynie brakowało słów, jakby miała jeszcze nieukształtowane zdanie, jakby jej poglądy były ciastem, które jeszcze rośnie i dopiero za jakiś czas będzie można wrzucić je do formy i zapiec w określonym kształcie.
Bo na Elizabethę tak właśnie oddziaływała ta przygoda –budząc wątpliwości. Po drodze widzieli już porzucone zwłoki psa, (ten widok cały czas do kowalówny wracał, jak jakaś zła wróżba, bardzo żałowała, że już wtedy nie miała łopaty), martwe gobliny i ludzi. Gobliny i ludzi sami uśmiercali. Elizabetha wyobrażała sobie wcześniej, że kiedy kogoś się zabija, to z nienawiści, a teraz okazało się jak błędne było to założenie. Zabija się przez zbieg okoliczności. Fatum, które krzyżuje ścieżki zabójcy i ofiary. I to był kolejny trudny fakt, z którym musiała się oswoić.
Dlatego przełknęła słowa, które cisnęły jej się na usta i zamiast tego uścisnęła Eleva tak jak rano zrobiła to Silia.
- Jeszcze raz dziękuję za krokusa. Uwielbiam je. – pocałowała chłopaka w policzek, po czym odsunęła się od niego z uśmiechem.

A potem poszukała ładnych okrągłych kamyków. Trzech – w miarę równych i niedużych. I nadała im imiona swoich wątpliwości. Błękitny kamyk dla Sili, czarny dla uśmiercania i biały dla miłości. Wyrzuci te kamienie, kiedy już będzie wiedzieć jak te sprawy rozwiązać, co o nich myśleć, a do tego momentu grzechocząc w kieszeni, będą Elizabethcie przypominać, jak mało wie.

***

Wstała obudzona przez Silię. Aldym już był na nogach. Choć Elizabetha sama zaproponowała, że wezmą tę środkową, najmniej przyjemną wartę i miała w tym swój cel, w pierwszej chwili była z siebie bardzo niezadowolona. Nie cierpiała pobudek z wrażeniem, że ledwie co zamknęło się oczy.
Ale zwierzenia Sili ją rozbudziły. Poza tym polubiła towarzystwo Aldyma i gdyby rozmowy przy kopaniu trwały dłużej, albo Silia jeszcze dociekliwiej zadawała pytania, rudowłosa musiałaby przyznać, że jeśli chodzi o ramiona i nogi i pośladki to właśnie Aldym jest w jej typie. Chociaż wcześniej, w czasie pogrzebu, strojność aldymowych szat liturgicznych przyprawiła Elizabethę o atak śmiechu, który musiała pokryć udawanym kasłaniem.
- Wspaniale się spisałeś w czasie tej napaści – mówiła teraz z ostatnim ziewnięciem - To wygląda niesamowicie, jak śmiertelnika wypełnia boska moc. Czułeś się wtedy potężny? Jak krzyczałeś na bandytów?

Ale szybko głowę jej zaczął zaprzątać plan uknuty wieczorem. Odczekała prawie godzinę warty, żeby od dawna spokojne oddechy reszty towarzystwa nie pozostawiały najmniejszej wątpliwości, że inni śpią. I odciągnęła Aldyma trochę na bok.
Nie wiedziała jak o to poprosić, bo bardzo chciała żeby się zgodził. Najpierw za długo trzymała go za rękę, potem kilka razy nabrała powietrza jakby chciała coś powiedzieć, ale wypuściła je bez słowa, aż na tę jej niepewność zareagował Aldym i objąwszy dziewczynę w talii przysunął ją do siebie. Niewiele brakowało, żeby uległa pokusom tej sytuacji. Przyjemnie było zamiast chłodu nocy czuć ciepło drugiego ciała, a rozmowa z dziewczynami spowodowała, że miała ochotę dotrzymać rzuconego w las słowa i pocałować również Aldyma. Niestety to, co postanowiła zrobić, gdy Aldym roztoczył wizję przyszłości młodego bandyty nie mogło czekać. Odzyskała głos.
- Uwolnijmy jeńca – wyszeptała.
- Uwolnijmy go – powtórzyła, niepewna czy ją usłyszał.
- Dobra...moja słodka buntowniczko - odparł Aldym. - Ty przetniesz, ja będę pilnował czy nas nie nakryją.
Z radości roześmiała się w głos.
- Tak się bałam, że się nie zgodzisz. A gdyby go powiesili, nie mogłabym z tym żyć. Przecież gdybym była chłopakiem, albo jakby mnie w domu bili jak Silię to mogłabym być ja, on na pewno nikogo jeszcze nie zabił i dostał już straszną nauczkę. Obudzę go dam mu prowiant na jeden dzień i oddam jeden sztylet, wszystko już wcześniej przygotowałam.
- Dziękuję Ci Aldymie.

Aldym obserwował obóz, gdy Elizabetha wcielała w życie swój plan. Nim obudziła związanego chłopaka, przykucnęła przy jego piersi i zatkała mu ręką usta. I tak nie zapobiegła hałasowi towarzyszącemu jego nerwowemu poruszeniu się, ale prawie stłumiła pierwszy krzyk. Pokazała mu, że ma milczeć i potem trwali w ciszy kilka minut, czekając czy nikt w obozie się nie zerwie.
Później Elizabetha tłumaczyła szeptem jeńcowi.
- Puszczę cię wolno. To jedzenie i sztylet dla ciebie – poczekała aż pokiwa głową, że rozumie.
- Wracaj do domu, bo tylko raz w życiu los daje taką szansę – wolno puściła usta chłopaka patrząc mu poważnie w oczy.
Nie krzyczał.
Przecięła więzy i wręczyła mu przygotowane rzeczy.
- Powodzenia.
Patrzyła za nim, gdy znikał w lesie. A potem przytuliła się do Aldyma.
 
Hellian jest offline  
Stary 19-12-2008, 20:45   #128
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Silia i Jens objęli pierwszą wartę. Przy wesoło buzującym ognisku leżał zgromadzony stosik drewna. Swobodnie wystarczał na cała nockę. Pomocnicy Tybalda sprawili się gracko, kiedy minął pierwszy przestrach. Widząc, iż niebezpieczeństwo minęło, a strażnicy, których pewnie wcześniej podejrzewali, że są dobrzy pewnie w szybkim uciekaniu, jak to wieśniacy, uratowali im właściwie skórę. Narąbali więc drewienek, złożyli w kupkę i radzi, że sami nie muszą czuwać, zjadłszy co nieco, położyli się spać pod wozami. Elev nie mógł zasnąć. Drzemał, przewracając się z boku na bok. Przynajmniej się starał, ale kłótnia podstawowej pary drużynowych kochanków wcale temu nie pomagała. Zawsze miał problemy z zasypianiem, jednak zazwyczaj zmęczenie robiło swoje. Wreszcie ono także przemogło zdenerwowanie i Elev sobie chrapnął, ze aż miło … dopóki, dopóki jakaś wielka niedźwiedzia łapa nie uparła się, by go tarmosząc wyrwać z objęć słodkiej Selune. Otworzył wściekłe oczy, gotów walczyć z upartym niedźwiedziem, ale to nie był miś, lecz mahoniowowłosa Elizabetha, która kończyła z Aldymem swoją kolejkę.
~ Pewnie się socjalizowali ~ pomyślał, zdając sobie sprawę, że może myśleć bzdury. słyszal bowiem to słowo od jakiego przejeżdżającego przez wieś kupca, ale nie pamiętal dokładnie, co oznacza. Jednak dlaczegoś wydalo mu się ona całkiem na miejscu.

- Jak tam warta, nic sie dziwnego nie stało? – Spytał dziewczynę próbując się dobudzić paroma łykami wody.
- Nic dziwnego – odpowiedziała jakoś sztywno, a może jemu się tak wydawało. Zrzucił to na karb niewyspania. Przeciągnął się, rzucił jej „miłego snu” i podszedł obudzić paladynkę. Wstała niemal natychmiast. Jak przystało na służkę wojenną Lathandera.

Lilla pociągnęła mocny łyk z bukłaku wody i przyjrzała mu się bliżej.
- Myślisz, że naszemu jeńcowi może chcieć się pić? W sumie wieczorem dostał malutko wody... Pójdę mu zanieść.
Wstała żwawym krokiem i ruszyła w stronę miejsca gdzie jeszcze niedawno lezał rabuś, po krótkiej ciszy Eleva dosięgnął jej rozpaczliwy szept.
- Elev, chodź no tutaj. On uciekł, uciekł, źle związałam liny. Musimy go szukać ,zaraz , teraz ... - rozejrzała się po ciemnym lesie - och ... nie ma szans, by go teraz znaleźć.

Rozpaczliwy krzyk Lilli, wyrwał go z sennego odrętwienia, które jeszcze powoli dawało się we znaki.
- Na onuce goblina! – Przeklął pod nosem doskakując do miejsca, gdzie leżał jeniec. Rzeczywiście, młodego bandyty nie było. Zostało po nim jeszcze ciepłe miejsce oraz pogięta trawa.
- Musiał uciec niedawno. Ale masz rację – machnął zrezygnowany ręką. – Jeżeli zwiał, to go nie odnajdziemy. Ech
- To moja wina, dlaczego nie poprosiłam kogoś by sprawdził liny? Oh Elev, a co jeśli on znów będzie napadał i zabijał? Wszystkie jego złe czyny spadną na moją głowę i na moją odpowiedzialność. Jak mogłam być tak nieostrożna, nigdy sobie nie daruję - w oczach paladynki zaszkliły się łzy.

Nie wiedział, jak ja pocieszyć. Przecież miała oczywistą rację.
- Niech to gęś! Szkoda. Może przynajmniej nie był to bardzo podły człowiek? Nie wiem. Ktokolwiek wejdzie na taką ścieżkę, niełatwo z niej schodzi. Może tak się jednak stanie w jego przypadku – starał się ją pocieszyć, ale średnio mu to wychodziło. Zdawał sobie sprawę, że mogła mieć rację, że najprawdopodobniej miała. Że ten uciekinier pewnie zabije jeszcze kogoś. – Trudno, co się stało, to się nie odstanie. Nauczka dla nas wszystkich, bowiem wszyscy popełniamy błędy. No już, proszę, nie płacz, po prostu, stało się. Przecież Elizabetha i Aldym tego nie zauważyli. Powinni. Wszak mieli stróżować. Może zresztą zacisnęłaś więzy dobrze, a facet się wyśliznął mimo to. Może umiał to robić? Może wcale nie był początkujący, lecz jacy bandziory uczyli go, jak się uwalniać od więzów. Słyszałem od jakiegoś barda, że jest możliwe nauczenie się takich sprytnych sztuczek.

Lilla bez przekonania pokręciła głową, wiedziała, że chłopak stara się ją pocieszyć, ale to było na nic.
 
Kelly jest offline  
Stary 19-12-2008, 20:46   #129
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Elizabetha nie mogła zasnąć, przekonana, że zaraz Lila albo Elev domyślą się, co zrobiła. Tymczasem sprawy przybrały inny obrót.
W końcu rudowłosa wstała z posłania.
- Ja go uwolniłam. Jak Aldym sprawdzał jakieś szelesty w krzakach. Twoje węzły były mocne, Lilla.
-Nie chciałam, żeby go powiesili. – wzruszyła ramionami w niewidocznym w ciemności geście. Nie miała wątpliwości, że postąpiła słusznie, ale trochę ją przerażała spodziewana reprymenda. A że fakt, że to ona uwolnił chłopaka i tak musiał się wydać, bohatersko postanowiła sprawę przyśpieszyć.

Lilla z niedowierzaniem patrzyła na koleżankę, na przyjaciółkę, na kogoś komu, jeszcze przed chwilą, myślała, że może ufać całkowicie.
-Jak mogłaś? Jak mogłaś wypuścić tak niebezpiecznego człowieka? A przede wszystkim jak mogłaś nas okłamać? - Na moment dziewczynie zabrakło słów, nie wiedziała kompletnie jak ma wyrazić wszystkie emocje, które nią targały; ten smutek, żal, poczucie krzywdy i strasznego, ale to strasznego zawodu. Nie dała upustu żadnemu z nich. Spojrzała tylko chłodno na rudą i dodała.
- Od dziś bierzesz odpowiedzialność za wszystkie jego czyny. Jeżeli kogokolwiek skrzywdzi, ty jesteś winna. Ty i Aldym - dodała by było sprawiedliwie, bez dalszych słów odwróciła się i wróciła do warty pilnując ogniska. Dzisiejszej nocy coś zostało złamane. Lilla wiedziała, że ani Bethy, ani Aldym nie odzyskają jej zaufania w pełni już prawdopodobnie nigdy.

- Wolę brać odpowiedzialność za jego czyny niż śmierć. I przykro mi, że Ty to widzisz inaczej

- To był bandyta, on dziś nie zawahałby się zabić nikogo z nas. Rabuś, prawdopodobnie morderca i gwałciciel. Nie ty Elizabetho stanowisz prawo, a dziś mu się przeciwstawiłaś. Czasami władze wcielają takich do wojska i na to liczyłam. Ale ty postąpiłaś całkowicie samowolnie, nie licząc się z niczyim zdaniem. Niczym małe rozpieszczone dziecko, które uwalnia wilka z wnyk bo on tak żałośnie skomli.

Elev chciał chyba powiedzieć, zapytać, zrozumieć. Kiwał głową rozkładając ręce przez krotką chwilę wpatrując się w Elizabethę, jakby nie chciał uwierzyć. Gdyby powiedziała, gdyby powiedziała … rozumiał, ze mogła się bać. Domyślał się, że uczyniła to dlatego, żeby ratować życie owemu bandycie i że wszystko to, gdyż ciągle nie mogła się pogodzić z brudami świata. Rozumiał to i byłby nawet gotów, jeżeli chciałaby większość, uwolnić więźnia, albo zostawić go raczej z poluzowanymi postronkami, żeby zdołał się sam rozwiązać, kiedy już daleko odjadą. Jednak nie bolało go jej opinia, lecz robienie tego w ukryciu. Mógł pojąć jej motywy, mógł nawet ocenić, że w jej umyśle był to czyn dobry, właściwy. Wiedział, ze jest bystra i zdawała sobie sprawę, jaki to będzie miało skutek dla niej i dla grupy. Mimo to, oceniła, że wszystko to jest warte dla uratowania tego człowieka.
- Elizabetho– powiedział cicho, - teraz jest nasza warta. Wy mieliście już swoją kolejkę. Idź odpocząć. Tak chyba będzie najlepiej, bo boje się, bardzo się boję, że gdybyśmy zaczęli rozmawiać na ten temat teraz, mógłbym powiedzieć coś, czego bardzo, ale to bardzo żałowałbym. Porozmawiamy rano.

Elizabetha popatrzyła na niego i odeszła. Położyła się, ale czy zasnęła. Ech, machnął jeszcze raz ręką. Starał się, naprawdę starał, żeby ta drużyna była drużyną, żeby mogli na sobie polegać, tymczasem ciągle coś rzucało jakieś kłody pod nogi. Nie chciał teraz na ten temat myśleć. Co do Aldyma, to pokazał podczas walki z goblinami, że drużyna to dla niego frazes. Ale Elizabetha … ech, jeszcze raz machnął ręką. Gdyby to widział ktoś z boku myślałby, ze muchy odgania. Usiadł koło paladynki podając jej flaszkę z wódką:
- Weź łyka. To wierdkowa, najsilniejsza spośród pędzonych na naszej wsi. I proszę, nie zamartwiaj się. Może, może potrzeba po prostu więcej czasu, byśmy dorośli i zrozumieli, że nie bawimy się, ze to nie berek, lecz gra, gdzie chodzi o własne życie. Że każdy może powiedzieć to co chce, ale … ech, sam sobie tez walnę łyka … - uznał

Pociągnęła solidnie z butelki. Chciała by łzy, które spływały po jej policzkach zostały wzięte za efekt mocnego alkoholi i miała szczerą nadzieję, że Elev to zrozumie i uszanuje.
- Ja... ja myślałam, że my naprawdę stworzymy dobrą drużynę, stojącą za sobą murem w każdej sytuacji. Przecież gdyby Elizabetha chciała o tym porozmawiać porozmawialibyśmy, a nie chyłkiem tak.. jak..jak jakiś złodziej.

- W tym problem. Myślę, że ona się po prostu … bała. No wiesz. Lilla. Paladynka. Uosobienie prawości. Jak coś powie, to już mur beton. Kiedy więc podjęłaś decyzję, stwierdziła zapewne, ze nie ma co rozmawiać. Dlatego się chyba na to zdecydowała. Wiesz, Elizabetha nie jest głupim szczeniakiem, który zrobił sobie coś dla kawału. Ona wierzyła, że postępuje dobrze oraz była gotowa za to naprawdę zapłacić. Tylko chyba jeszcze nie rozumie, że nie jest we wsi, że tutaj najmniejszy błąd może zabić wszystkich. Że jest się odpowiedzialnym nie tylko za siebie, ale za drużynę i nie zawsze można robić to, co się podoba. Ale uważam, że ona się tego nauczy. Musi, bowiem inaczej nie wytrzymamy ze sobą. Bowiem cóż po towarzyszach, a jeżeli każdy robi co mu się podoba, jeżeli nie broni swojego kompana, to drużyna nie istnieje. Proszę, daj jej więcej czasu, choć przyznam, że przed chwilą o mało co mnie nie trafiło – powiedział zrezygnowanym głosem - … wiesz co, daj jeszcze łyka. Dobra, choć idzie do głowy - ocenił.

Reszta warty upłyneła milcząco. Rano przygotowali śniadanie, rozpalili mocniej ognisko i zaczeli budzic resztą.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 19-12-2008 o 20:49.
Nadiana jest offline  
Stary 20-12-2008, 17:35   #130
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silia wstała kiedy w obozie panowało już spore poruszenie. Przeciągnęła się leniwie spychając Kołtuna z rąbka swojej sukienki i poszła się wpierw umyć. Gdy wracała od strony strumienia spostrzegła, że miejsce, gdzie jeszcze w nocy siedział ich więzień, teraz zieje niepokojącą pustką. Przetarła ręcznikiem mokre włosy podchodząc do Eleva, który siedział przy ognisku z jakąś grobową miną.

- A gdzie jeniec? - spytała ciągle zaspana i ziewnęła ostentacyjnie.
- Nie ma – odpowiedział chłopak sztywno.
- Jak to nie ma? Na naszej warcie był jeszcze – półelfkaotworzyła szerzej oczy i zaczęła rozglądać się wokoło z niedowierzaniem, jakby mogła go jednak gdzieś w pobliżu wypatrzeć.
- A teraz nie ma – skwitował znów niechętnie, wyraźnie niezadowolony, że to on musi jej temat wyłożyć.
- Ale co się stało? Może się wyswobodził, albo któryś z jego kompanów wrócił aby go uwolnić? Albo... - zaczęła szukać w swojej głowie jakiegoś wytłumaczenia tego zdarzenia.
- Nie. Elizabetha go w nocy puściła wolno – wyjaśnił bez entuzjazmu Elev i dalej konsumował śniadanie.
- Jak to puściła? Samowolnie? - aż się zachłysnęła powietrzem.
- Mnie o zdanie nie pytała. A ciebie? - Elev wpatrywał się w nią nadal z zaciętą miną.
- Jakoś się tłumaczyła?
- Mówiła, że żałowała chłopaka, że nie chciała jego śmierci na sumieniu mieć.
- Rozumiem ją trochę – półelfka usiadła obok na ziemi nadal wycierając wilgotne włosy. - Bardzo młody był. Za młody by go wieszać...
- Ale mnie boli, że nie raczyła nikogo zapytać o zdanie – wszedł jej w słowo - tylko sama decyzje podjęła nie licząc się z nikim. A zdawało mi się, że powinniśmy sobie ufać wszyscy. A tak? Eh... - machnął ręką. – Przepraszam cię Silio, po prostu nie wiem, jak sobie z ta sytuacja poradzić. Chciałem, żeby drużyna była razem. Przecież znamy się wszyscy od dawna. Tymczasem okazuje się, ze każdy sobie rzepkę skrobie. Jeszcze bym pojął ... ech, rozumiem ja także, ale ... jeżeli tak będziemy dalej robić, to wszyscy się rozejdziemy, a bardzo bym tego nie chciał. Jakże bowiem iść razem, jeżeli tak postępujemy.
- Nie przesadzaj Elev – mina jej co prawda zrzedła ale postanowiła bronić trochę Bethy, bo ta miała teraz zapewne większość przeciwko sobie – Ona by nie dopuściła nigdy by któremuś z nas się krzywda stała. Źle zrobiła, wiem, ale co się stało już się nie odstanie. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie wybaczać też czasem muszą. Trzeba jej darować, lecz zastrzec, że więcej tak czynić nie może. Jeśli się grupę tworzy trzeba solidarnie wszystko ustalać. Bethy to zrozumie. Dajmy jej trochę czasu.
- Naprawdę chciałbym. Nie życzę nikomu źle, nawet Aldymowi, który sobie mnie jakoś upatrzył i jestem gotów każdemu pomóc, każdego wysłuchać, porozmawiać. Nie twierdzę, z jestem najmądrzejszy,ale musimy wspólnie wszyscy popracować nad sobą, gdyż jeszcze kilka takich spraw i zwyczajnie będziemy mieli siebie kompletnie dosyć. Zresztą wybacz Silia, ale nie jestem w nastroju by to teraz z kimkolwiek omawiać. Trudne to dość dla mnie. Przepraszam. Porozmawiamy później, dobrze? – odłożył blaszany talerz na ziemię, podniósł się zwinnym susem i zaraz zniknął jej z oczu.

Silia przez dłuższą chwilę rozważała sprawę w głowie. Poszła z powrotem nad strumień, bo wiedziała, że Jensa tam zastanie. Łowczy rozebrany od pasa w górę ochlapywał się właśnie zimną wodą. Objęła go od tyłu rękami i usłyszała w odpowiedzi jego cichy śmiech. Chciała pocałować go w szyję, ale mimo iż wspięła się na czubki palców musnęła go ustami zaledwie w ramię. Rozejrzał się czy nikt na pewno nie patrzy i przyciągnął ją ku sobie, Silia jednak położyła mu dłoń na ustach udaremniając to co chciał zapewne uczynić i powiedziała poważnym tonem:
- Powiedzieć ci muszę coś ważnego. Co się w nocy stało...

Przedstawiła mu całą sprawę pokrótce obserwując jak jego twarz wykrzywia grymas gniewu.
- Jens nie bądź dla niej zbyt ostry. Ona dobrze chciała... - znów wstawiła się za Bethy - Elev i Lilla i tak już kipią złością. Wierzę, że ona zrozumie swój błąd i więcej takiego nie popełni. Ale nie można na niej psów wieszać dlatego, że postąpiła w zgodzie z własnym sumieniem.

- Nie powinna była tego robić... Ten chmyz zbójówał też w zgodzie z własnym sumieniem... - rzekł patrząc chłodno czarodziejce w oczy. Nie chciał złości na nią przelewać, ale próba usprawiedliwienia przez nią postępku Elizabethy była zupełnie niepotrzebna - i nie tłumaczy to ani jego, ani jej, ani Aldyma.

Podniósł zawieszoną na konarze koszulę i przetarł ręką wodę spływającą z włosów. Mięsień z tyłu policzka drgał mu lekko gdy z zaciętą miną ruszył przez las do miejsca ich biwakowania. Po chwili westchnął i zatrzymawszy się obrócił do niej.
- Idziesz Silia? - Mimo całego gniewu jednak, widok jej pełnego przejęcia i chyba chęci załagodzenia sporu, wyrazu twarzy, zmiękczył go całkiem. Westchnął ponownie i spuściwszy wzrok na ziemię dodał - Przepraszam... Niby znam Libby i wiem, że niepokorna jest... ale nie spodziewałem się, że mogłaby... eh... Chodźmy lepiej.

Rudowłosą sprawczynie całego zamieszania dostrzegła dopiero, gdy wozy gotowe były do drogi. Podeszła do niej z łagodnym wyrazem twarzy ale i pewnym zakłopotaniem w oczach.
- Bethy... – położyła jej delikatnie rękę na ramieniu– Niemałą aferę wznieciłaś. Wszyscy są rozjuszeni jak głodne wilki, ale chyba dziwić się im nie można.. Broniłam cię jak mogłam, ale musisz okazać trochę dobrej woli. Może byście z Aldymem przeprosili i obiecali, że bardziej się będziecie odtąd liczyć z grupą? Wiesz... nie chodzi o to, żeście go uwolnili. Sama uważam, że zasłużył na drugą szansę, a oddanie go władzom byłoby okrutne. Za młody był na stryczek. Ale powinnaś była coś wcześniej powiedzieć, a nie działać tak na własną rękę. Jesteśmy drużyną. Ufać sobie powinniśmy. Gdybyśmy sprawę pod głosowanie poddali to pewnie efekt byłby taki sam, a zadziałoby się to we właściwym trybie. O to się tu rozchodzi. O zaufanie. Ty też powinnaś nam trochę zaufać, że razem w stanie jesteśmy dojść do porozumienia i dobre decyzje wspólnie podejmować. Zaufaj reszcie a i oni zapewne zaufają na powrót tobie. Ja... Ja nadal ci ufam, ale co z tym zaufaniem zrobisz dalej to już od ciebie zależy.
Uśmiechnęła się trochę smutno i wskoczyła na wóz. Sporo drogi było jeszcze do Midd, nie mówiąc o calej misji zebrania jedenastu świec. Skoro już na początku takie niesnaski się między nich wkradają to co będzie dalej? ~Aż strach pomyśleć...~
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172