Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2009, 23:02   #141
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rozsiedli się. Tybald się rozgadał, a jej nadal nie było. Łowczy zaczął się porządnie niepokoić. Przecież obiecał sobie mieć ją na oku i trzy dni nie minęły jeszcze, a już zawalił.

W gospodzie waniało nieco mniej niż na zewnątrz, ale wśród zapachów palonej buczyny i pieczeni był nadal silnie odczuwalny smród gnojówki.
Myśliwy nie do końca wiedział co było tego przyczyną, ale na pewno nie był to rynsztok oddalony nieco bardziej od wejścia. Wychodząc z gospody za potrzebą odkrył prawdziwy i dość oczywisty powód duszącego zapachu.
Bywalcy miast szorować pod drzewo jak każdy inny żywy zwierz, załatwiali się w dobudowanym do budynku wychodku, którego zawartość w momencie przepełnienia, drenem uchodziła do ulicznego rynsztoka. Tak też było teraz i Jens korzystając z tej usługi miał jakże płonną nadzieję, że będzie to jego pierwsza i ostatnia noc w mieście.

Opuszczając wychodek, starał się dokładnie patrzeć gdzie stawia nogi i prawie pośliznął się na wstrętnie śliskiej ziemi gdy usłyszał dochodzące zza budynku gospody śmiechy i pokrzykiwania. Przez moment nie był pewien, czy przejść na tym do porządku dziennego, bo generalnie całe to Midd było głośne niemiłosiernie, czy też sprawdzić okolicę, czego zawsze uczył go Jasper, ale w końcu wygrała natura myśliwego. Za gospodą znajdowało się mizerne gospodarstwo o ile można było tak nazwać walącą się ruderę z przegniłego drewna z przyłączonym chlewem przed którym teraz znajdowały się cztery osoby. Trójka z nich zdawała się być młodzikami w jego wieku ubranymi jak większość tutejszych paniczyków znaczne lepiej niż skóry, czy lniane spodnie. Jeden z nich popijał właśnie z butelki, a dwóch pozostałych ze śmiechem starało się podnieść marnej postury kalekę z niewielkiego, drewnianego wagonika, na którym ten spoczywał i którego uparcie nie chciał puścić. Jens pojęcie dowcipu rozumiał dość szeroko, ale pastwienie się nad beznogim z pewnością nie leżało w tej definicji.

- Hej! – krzyknął do nich nie myśląc specjalnie o konsekwencjach – Co wy psia jucha wyprawiacie?
Tamci z początku puścili biedaka i cofnęli się tracąc rezon, że ktoś ich przyłapał, jednak oceniwszy z kim mają do czynienia zmienili strategię i chwiejąc się lekko na nogach podeszli o krok do przodu.
- A co to za wsiok?
- Właśnie. To ttwój znajomek Burvil? –
spojrzał na gramolącego się kalekę.
- Zjeżdżaj ssstąd leiej kmiocie, boo i ty oberwiesz…

Jens zostawił oczywiście swoją torbę podróżną w gospodzie, ale z łukiem do pleców przypiętym rzadko się żegnał. Wiedział, że należy teraz po niego sięgnąć. Ta trójka była zbyt pijana, by być niebezpieczna dla kogokolwiek zdrowego, ale jakiś taki wewnętrzny opór zamroził mu dłonie w bezruchu.
- Zzostawcie go – powiedział starając się, by nie było słychać, że głos mu drży.
- Bo co?! – Środkowy młodzian wykonał gwałtowny gest jakby chciał wystraszyć łowczego. Ten odruchowo cofnął się do tyłu i by całkiem nie stracić pola szybko dobył łuku i założył strzałę, celując w najbliższego – Oooo i ccoo chcesz zrobić?

Cięciwa groźnie zaskrzypiała gdy Jens przystawił sobie dłoń trzymającą do skroni. Nie tak go uczono, ale tylko w ten sposób mógł złagodzić drżenie dłoni.
~ O Bogowie… co ja zrobiłem… pomóżcie ~ myślał zagryzając dolną wargę tak, że aż poczuł słonawy smak swojego potu i krwi. Środkowy młodzik, który najprawdopodobniej przewodził reszcie zawahał się widząc, że Jens nie ustępuje i po chwili, czy to pod wpływem bogów wysłuchujących próśb łowczego, czy też zdrowego rozsądku przebłyskującego spod ciemnoty pijaństwa rzucił tylko przez zęby:
- Dobra chłopaki. Idziemy… Do jutra Burvil – kopnął wagonik beznogiego tak że ten musiał rękoma przytrzymać się ogrodzenia chlewika – A tyy… Ty lepiej wyjedź z miasta. – wskazał na łowczego, poczym odwróciwszy się zaczął odchodzić.

Jens mierzył w niego, póki nie zniknął. Dopiero wtedy rozluźnił cięciwę i kładąc broń na ziemi podparł się dłońmi o kolana, by uspokoić walące serce.
- Zbyteczna fatyga – doszedł go zachrypnięty głos kaleki – I tak mnie jutro, lub pojutrze dopadną… niemniej doceniam dzieciaku. – kółka skrzypiały paskudnie gdy jego wagonik zbliżał się do Jensa.

Łowczy uniósł głowę, by przyjrzeć się temu jegomościowi. Wyglądał na wychudzonego i wynędzniałego osobnika o nikczemnej i zgarbionej postawie, który z powodu dość wyraźnego braku nóg, poruszał się po mieście na drewnianym wagoniku. Jego twarz, mimo że czas odcisnął na niej już wiele zmarszczek i innych defektów przykrywanych w większości przez gęstą acz krótką czarno-siwą brodę, zdawała się na pierwszy rzut oka jednak czysta, a sama broda zadbana. Na głowie miał również dość dobrze wykonaną i czystą, choć starą czapkę futrzaną ozdobioną wiewiórczą kitą. Nie można tego samego było powiedzieć o brudnych szmatach, jakie okrywały jego wymizerowane ciało.

- Burvil mnie zwą… a ciebie? Jakie imię w tych czasach nosi przyzwoitość?
- Eeee… Jens…
- Jens, Jens… dobre. Dobre, bo krótkie. A więc Jensie, bardzo ci dziękuję za ten zupełnie niepotrzebny gest i cieszę się, że swojej szlachetnej lekkomyślności nie musiałeś przypłacić czymś gorszym. Niestety nie mogę Ci się nijak odwdzięczyć.
- Nie ma… nie ma sprawy –
odparł łowczy podnosząc swój łuk i wkładając strzałę do kołczanu. Nadal czuł przypływ emocji – powinieneś donieść na te zbiry strażom, albo Ostrzom.

Burvil zamrugał oczami parokrotnie z niedowierzaniem.
- Wyraźnie jesteś tu po raz pierwszy, co? No nic. Czas na mnie. Jeszcze raz dziękuję i bywaj – to rzekłszy zaczął z piskiem kółek odjeżdżać w stronę głównej alei. Jens jeszcze chwilę próbował się uspokoić i ruszył do karczmy.



Gdy ciepło izby ponownie go przywitało, dostrzegł przy ich stole czarodziejkę. Posilała się właśnie w towarzystwie rozgadanej dziś drażniąco Libby, Aldyma i Lilli, bo Elev stał przy szynkwasie i gestykulował to wskazując na ich stół to pokazując cztery palce przewyższającemu go karczmarzowi o łagodnym, acz bardzo rzeczowym wyrazie twarzy. Silia uśmiechnęła się na jego widok. Mimowolnie westchnął z uczuciem ulgi, ale wewnętrznie coś go jednak pieruńsko gryzło i żółci do gardła wlewało.

- Gdzieś ty się podziewała Silia?! – rzekł do niej gdy stanął przed ich ławą – My tu ze skóry wychodzimy, czekając na ciebie, a ty gdzieś się szwendasz po tym niebezpiecznym mieście. No oczadziałaś chyba.
Czarodziejka otworzyła szerzej usta i mrugnęła kilka razy z niedowierzaniem, że Jens ją tak od progu ruga. Na moment aż na twarzy pociemniała ze złości aż w końcu krzyknęła w obronnym geście:
- A może byś tak zaczął: dobrze, że nic ci nie jest Silio? A ty od razu na mnie naskakujesz jakbym tobie coś złego uczyniła.

Jej wzrok palił a zaciśnięte usta zdradzały poirytowanie. Mięsień policzka mu zadrgał gdy usłyszał zamiast spodziewanego "przepraszam", tak bezczelną próbę odwrócenia kota ogonem.
- Oooh dziewczyno! Sobie mogłaś co złego uczynić, nie mnie. A jak sobie, to i siłą rzeczy nam. A teraz miast się wytłumaczyć jeszcze wieńców oczekujesz.

Teraz to już była kompletnie osłupiała. Podniosła się z krzesła żeby pozbawić łowczego przewagi wysokości, bo jak tak na nią tak z góry patrzył to wzbudzał mimowolnie jakieś poczucie winy. Teraz patrzyła mu prosto w oczy zadzierając lekko głowę:
- Nie oczekuję pochwał, ale też bata na mnie nie wywlekaj – powiedziała chłodno, bez emocji, choć widać było, że zachowanie spokoju dużo ją kosztuje. - I jeśli nawet sobie coś złego uczynię, to zapewniam, ciebie nie będzie bolało więc się tak nie unoś. Co do tłumaczeń zaś, to mówiłam co zaszło, ale cię nie było. A po chwili wpadłeś jak rozjuszony byk i od razu na mnie naskoczyłeś! Ominęła cię ta chwila kiedy biję się w pierś i skomlę o przebaczenie. Jeśli tak ci zależy to mogę ci urządzić prywatne przedstawienie żebyś mógł się upoić moją głupotą. Mam wszystko jeszcze raz wykładać jak krowie na miedzy? - za chwilę pożałowała swoich słów, ale jak to w złości bywa było już za późno żeby cokolwiek cofnąć.
- Nie - wycedził przez zęby i usiadł na swoim miejscu. - Nie trzeba...- Nim jednak zabrał się za swój kufel, wyciągnął dziewięć srebrników z sakwy z torby i rozłożył przed nią dodając krótko - Od Tybalda.

Zły i markotny zaczął jeździć paznokciem po desce, na której jeszcze przed chwilą był chleb. Przygrywki lokalnego barda też już go drażniły. Nie umywały się do tonów jakie potrafiła wydobyć z instrumentu Neli. Nie wspominając już o jej głosie. Szczęśliwie, krepujące milczenie nie trwało długo i po chwili wrócił Elev przedstawiając im rewelacje od karczmarza. Wzruszył tylko ramionami po wysłuchaniu całości, bo jakoś zupełnie nie miał teraz głowy do obmyślania noclegu. Równie dobrze mógłby spać na podłodze za miedziaki i niech go ktoś nadepnie. W takim nastroju nie ręczył za siebie. Tym bardziej pomysł Libby jako przechowującej ich pieniądze wydał mu się dziwny. Z jednej strony dziewczyna ta od małego z tego pamiętał miał dość duże poczucie własności i raczej dbała o swoje niż o cudze. Z drugiej jednak strony, z ich szóstki, chyba jej najciężej byłoby zabrać pieniądze więc może w tym szaleństwie była jakaś metoda? Tak czy siak nie odezwał się pozwalając, by inni o tym zadecydowali. Dopiero pytanie paladynki trochę go ożywiło:
- I to byłoby najlepsze rozwiązanie. Nic tu po nas.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-01-2009, 00:02   #142
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Silia, a Ty rozpoznasz innego czarodzieja? Tak jak ta kobieta Ciebie? Widziałaś wokół niej poświatę? – dopytywała ją Bethy po spotkaniu z patrolem Ostrzy.
- Mogłabym rozpoznać – odpowiedziała po chwili - ale dopiero jeśli bym zaklęcie rzuciła. Naprawdę nie wiem jak ona to zrobiła. Może jakiś magiczny przedmiot jej w tym pomaga? To bardziej jednak domysły niż moja wiedza przeze mnie przemawiają. Nie wiem Libby... Na prawdę nie wiem.

* * *

Drzwi karczmy otworzyły się na oścież wpuszczając do środka chłodny nocny wiatr podrywając odrobinę sukienkę Silii. Od razu wypatrzyła przyjaciół siedzących przy wspólnym stole nad sutą kolacją. Ku jej zdziwieniu Jensa z nimi nie było co ją trochę zaniepokoiło. Na podłodze siedział Kołtun w najlepsze zajadając jakiś soczysty kawałek mięsa, który niechybnie upadł komuś pod stół.

Silia szła do kompanów dość opieszale, z zakłopotaniem malującym się na twarzy. Spodziewała się reprymendy. W końcu znów zabłysnęła lekkomyślnością oddalając się od grupy i gubiąc się w gęstej sieci uliczek i zakamarków miasta. Zupełnie obcego i niebezpiecznego miasta trzeba podkreślić.

Kołtun wybiegł jej na spotkanie. Kilka razy zamachał ogonem, co można było odebrać jako oznakę zadowolenia i pozwolił wziąć się na ręce ziewając lekko znudzony. Od stołu wstała też Lilla. Na jej twarzy wyczytała jedynie ulgę. Paladynka przez moment się chyba zawahała czy wyściskać ją solidnie, ale nim zdążyła sama podjąć decyzję półelfka już rzuciła jej się na szyje a później opadła na drewniane krzesło zmęczona tą swoją nocną przygodą. Chwyciła kromkę chleba i kawałek mięsiwa i zaczęła jeść tak zachłannie jakby ostatnimi dni co najmniej głodem przymierała.

- Wybaczcie, zgubiłam się – powiedziała z pełnymi ustami lekko zawstydzona. - Goniłam pewną żebraczkę, a później się zapuściłam do dzielnicy... - zamilkła - W każdym razie, tam gdzie chodzić przyzwoita dziewczyna nie powinna... Przepraszam, wiem, że zawaliłam sprawę. Przecież mogło mi się znów coś przytrafić. Ale jakiś dobry człowiek odprowadził mnie do gospody, więc na szczęście się wszystko dobrze zakończyło – po słowie „dobry” zrobiła krótką pauzę, bo właściwie nadal nie wiedziała czy ów poznanego szlachcica mogła w ogóle określać tym mianem. Może faktycznie zbyt ufna była? Musi wypracować w sobie większą ostrożność w stosunku do obcych - pomyślała jeszcze.

A później wpadł Jens i rozgorzała między nimi kłótnia. Silii było nie w smak, że wszyscy są świadkami ich małej wojny, ale na szczęście szybko się opanowali, choć gdzieś pod skórą wyczuwała, że to jeszcze nie koniec awantury. Mimo to wzięła kilka głębokich oddechów żeby się na powrót opanować i wysłuchała już spokojniej przemowy Eleva, który wrócił właśnie po rozmowie z karczmarzem, całkiem nieświadomy, że przegapił tą dość intensywną wymianę zdań. Silia przyglądała się dziewięciu srebrnikom, które położył przed nią Jens. Przez chwilę bawiła się monetami by tylko na niego nie spoglądać. Pewnie upajał się tym, że to on zakończył spór będąc górą. To ona się uniosła, ona sprowokowała, a on układnie i potulnie uciął temat. Jeśli chciał w niej wzbudzić wyrzuty sumienia to mu się to na bogów udało!

Elev zaproponował by odłożyć po cztery srebrniki od głowy do wspólnej sakwy, na co Silia tylko przytaknęła bez entuzjazmu. Wychylając dzban cienkiego piwa odliczyła wspomnianą sumę z własnej doli. Wetknęła monety w dłoń córki kowala nie analizując zbyt długo tego pomysłu. W ślad za nią podążyła Lilla. Jej mina wskazywała może, że nie jest całkowicie przekonana czy ów pomysł jest doskonały, ale postanowiła się raczej podporządkować ogółowi. Jens wahał się dłużej, jakby specjalnie jej na złość chciał zrobić i się przeciwstawić tylko dlatego, że ona tak łatwo pomysł zaakceptowała. Czuła na sobie przez moment jego palące spojrzenie, ale ostatecznie położył też przed rudowłosą swoje cztery monety i tylko wzruszył ramionami.

Elev chciał zapewne dać Bethy szansę na odkupienie swych grzechów i odzyskanie zaufania. Silia z kolei uważała, że pieniądze na wspólne cele faktycznie mogą okazać się niezbędne toteż dobrze byłoby je odłożyć na kupę, żeby nie korciło by je bezsensownie wydać. Tym bardziej, że w mieście sporo pokus czyhało na młode dziewczęta i aż się prosiło o rozrzutność. O ile można w ogóle mówić o rozrzutności kiedy twój majątek sprowadza się do dziewięciu, a teraz już pięciu, srebrnych monet.

Nastrój miała w każdym razie parszywy. Jadła w milczeniu, choć wysiliła się kilka razy by coś zabawnego z siebie wykrzesać, że to niby kłótnia z Jensem na niej takiego dużego wrażenia nie zrobiła. Potem zwróciła się do niej Lilla:
- Nie mamy dużo pieniędzy. Myślę, że dobrze by jutro było odnaleźć tego człeka i ruszyć dalej. Mamy wiele do zrobienia. Wiele do odnalezienia.
Jens szybko się z nią zgodził:
- I to byłoby najlepsze rozwiązanie. Nic tu po nas.
Silia także przytaknęła:

- Rano pójdziemy do szewca. Mam nadzieje, że nasze sprawy w Midd szybko załatwimy i dowiemy się gdzie przyjdzie nam się udać dalej.

Po posiłku łowczy, jako pierwszy wstał od stołu, a Silia podążyła w ślad za nim, może nazbyt energicznie. Podeszli do karczmarza i zapłacili mu po srebrniku od łóżka w czteroosobowej izbie, którą Elev zaproponował. Jesn nie czekał na nią, tylko od razu poszedł na górę, ale półelfka zrównała się z nim nim zniknął jej z oczu.

- Jens – dogoniła go u szczytu schodów i złapała za ramię zmuszając by się odwrócił w jej stronę – Zły na mnie jesteś, prawda? - spytała zmieszana zagryzając nerwowo wargę.
- Nie - popatrzył jej w oczy i rzekł odruchowo próbując zbyć tę rozmowę. Dopiero po chwili odwrócił wzrok szukając czegoś na ścianie karczmy na czym mógłby go zawiesić - No dobra. Jestem. Coś to zmienia?
- Nie wiem – oplotła go niepewnie rękami posyłając mu pełne skruchy spojrzenie i próbując się do niego przytulić – Ty mi powiedz czy zmienia. Jens... ja przepraszam. Wiem, że głupio zrobiłam. Ale nie karć mnie jakbym była dzieckiem. I nie krzycz na mnie nigdy, słyszysz? Nigdy. Mój ojciec zawsze na mnie złość wyładowywał kiedy tylko się zachowałam nie tak jak należy i... Sam wiesz, jaki był z niego ojczym. Nie bądź do niego podobny. Odpuść mi po prostu... - ostatnie zdanie wypowiedziała już całkiem rozgniewana choć nie cofnęła oplatających go w pasie rąk.

- Odpuszczam – uśmiechnął się lekko i pocałował ją w czoło, a później wyplątał się jej objęć. Niby zakończył kłótnię ale nie z takim rezultatem jakby sobie życzyła. Napięcie nadal wisiało w powietrzu i dało się odczuć niepewność, która się pomiędzy nich wkradła – Chodźmy spać - dorzucił na odchodnym obracając się za nią na moment.

- Zostanę jeszcze – odparła lekko zbita z tropu – Ale ty idź. Wyśpij się. Jutro czeka nas długi dzień.
Odwróciła się na pięcie i wróciła do stolika na parterze.

Posiedziała jeszcze przy stole dłubiąc niemrawo w swoim talerzu. Odczekała chwilę by mieć pewność, że Jens już zasnął. Jakoś nie miała ochoty iść prędko do izby i zastać go na nogach, kiedy dopiero do snu się szykował. Ziewnęła tylko przeciągle patrząc na siedzącą wciąż naprzeciwko Elizabethę:
- To co? Łóżka tylko cztery a nas sześć osób. Weźmiemy może jedno żeby nie robić ceregieli? Obie jesteśmy drobne to i się wyśpimy jak należy.

Bethy tylko skinęła na co Silia uśmiechnęła się do niej ciepło. Faktycznie, łóżko, choć wąskie, okazało się dla ich dwójki aż na wyrost. Leżała obok Libby z rękami zaplecionymi pod głową i wzrokiem wbitym w sufit. Nie mogła zasnąć bo wciąż jej chodziła po głowie sprzeczka z Jensem. Taka bezsensowna i zupełnie niepotrzebna.
- Beth, śpisz? - szepnęła przerywając zalegającą ciszę.
- Hmm – szepnęła kowalówna obracając się jednak do niej twarzą.
- Pokłóciłam się z Jensem, zresztą nie sposób było nie zauważyć... A teraz mi to leży strasznie na sercu. Ehhh – sapnęła ciężko – Może ja za dużo od niego oczekuję? Może powinnam odpuścić, wiesz? Skoro razem podróżujemy, mamy wspólne sprawy, to romanse nie są nam po drodze? Chociaż ja go chyba... Ehhh... – zniżyła jeszcze bardziej głos – Nieważne. Słyszałaś jak dziś na mnie naskoczył? Fakt, że dałam mu niewielki powód, ale myślałam, że się ucieszy, że jestem cała i zdrowa. A on? Zaczął mnie besztać i pretensje jeno wygłaszać. A może miał racje? Może to ja przesadzam?

Dwie dziewczyny leżały obok siebie w zupełnych ciemnościach i prawie stykały się nosami. Silia poczuła w tej jednej chwili jak Bethy jest jej bliska i jak dobrze mieć ją u swego boku. Odgarnęła dłonią loki z twarzy dziewczyny i uśmiechnęła się do niej leciutko. Nie chodzi tylko o to, że można jej się wyżalić, pożartować wspólnie czy poplotkować na dziewczyńskie tematy. Bethy była przyjaciółką. Chyba pierwszą w Silii życiu, dlatego nie sposób było tego nie docenić. Gdy to do niej dotarło, tak nagle i niespodziewanie, przez chwilę walczyły w niej sprzeczne uczucia. Śmiech i łzy. W końcu oba równocześnie wzięły górę. Emocje dziesiejszego dnia wyrwały się na zewnątrz, mieszając chichot z cichutkim szlochem.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 05-01-2009 o 07:44. Powód: bo zapomniałam odpowiedzieć na pytanie Lilli;)
liliel jest offline  
Stary 05-01-2009, 12:10   #143
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post powstały z pomocą Hellian

- Jens...rusz makówką chłopie. To Midd, nie Talga.- syknął cicho Aldym łowczemu do ucha.- Tam mogłeś być jedyną ostoją dla Silii. Ale tutaj? Tu, na jedno jej skinienie wyskoczy tuzin słodkoustych gachów. Czas żebyś wykazał więcej inicjatywy, pokaż jej, jak ci na niej zależy. W razie czego, pomogę ci.
Odsunął się od Jensa i spoglądał w kierunku Tybalda i zasypującej go pytaniami Elizabethy.
Aldym z uśmiechem a ustach spoglądał na trajkoczącą wesoło dziewczynę. Elizabetha zmieniła się...może nawet nie zdając sobie sprawy. Pamiętał rozmowę przy studni, rozmowę o szpadlu...Rudowłosa Beth, była pełna goryczy i zniechęcenia, a teraz? Żywa iskierka, pełna pytań, ruchliwa niczym pszczółka na łące. Aż wzrok kapłana nie mógł za nią nadążyć... A Aldym często skupiał spojrzenie na tym ogniku miłości. Była bowiem śliczniutka... pamiętał jej nagie ciało w promieniach słońca, ale dla niego w każdym stroju Elizabetha była piękna.
Niemniej także i kapłan dał się wciągnąć w podziewanie miasta... I różnych ludzi i nieludzi. Nie zapominał obdarzyć każdej ładnej panny uśmiechem. Ale nie zatrzymywał się na pogawędki. Nadal trzymał się wraz grupą. Krasnoludy i elfy nie zrobiły na Aldymie większego wrażenia, podobnie jak niziołki. Czasami nieludzie przybywali do świątyni Sune, by podleczyć rany. Głownie elfy i pólelfy, nie dało to jednak kapłanowi zakosztowania miłości z elficą, choć była pewna historia z nieludźmi...ale to już opowieść na inną okazję ( z dużą, bardzo dużą ilością wypitego wpierw piwa lub wina).
Wkrótce dotarli do gospody i zasiedli przy stole, póki co czarodziejka nie dotarła, co gryzło Aldyma...Bał się o jej bezpieczeństwo. Silia była mądra, mądrzejsza od kapłana...co niechętnie musiał przed sobą przyznać. Ale była tez bardzo delikatna, o wiele słabsza od pozostałych dziewcząt. Szczególnie ona, nie powinna podróżować sama.
Dopiero jej powrót , poprawił atmosferę. Pierwsza temat noclegu poruszyła Elizabetha, akurat gdy Elev targował się już na temat noclegu.
- Popieram...Karczma wygląda na godna kompaniji jaką jesteśmy .- powiedział żartobliwie kapłan pomiędzy jednym a drugim kęsem.- Więc spocząć tu możemy.
Elev oddalił się do karczmarza, a Elizabetha skorzystała z okazji, że Jens urządza scenę powracającej czarodziejce. Na dwór wyszła ciągnąc za sobą kapłana, który za bardzo się nie opierał. Śmiesznie to wyglądało, taki wielki chłop, ciągnięty przez drobniutkie dziewczę. Poszła więc plotka, a za nią żarty, że jakaś kobitka męża swawolnika i pantoflarza do domu zaciąga.
Oboje zaszli w cień budynku, tak by być słabo widzianym. Sylwetka Elizabethy w świetle padającym z karczmy wydała się Aldymowi niezwykle piękna i kusząca, wręcz nieziemska.
Dziewczyna miała do niego sprawę...która powoli wysłuchał. Poprosiła go...To było słodkie i roztkliwiło Aldyma.Kapłan rzekł jednak z dziwnym błyskiem w oczach, żartobliwym głosem.- Tylko po to mnie z karczmy wyciągnęłaś?
Zanim zdążyła odrzec, przybliżył sie do niej, niemal przypierając ją do ściany budynku położył jej palce na ustach...na miękkich , ciepłych ustach. Aldymowi zadrżały kolana na wspomnienie owej nocy. Opanował się jednak i rzekł wesoło..- Jeśli takie jest życzenie milady, możesz mi mieszek skraść. Oczywiście będę się pilnował przed twymi zgrabnymi paluszkami, co by ci za łatwo nie poszło. Mam też i ja prośbę, a właściwie dwie. Jedna z nich to taka, byś w miasto sama nie chadzała. Przynajmniej dopóki się z nim nie oswoimy, i byś zawsze mówiła gdzie eskapady urządzać zamierzasz. Druga jest innej materii...zabierać bezszelestnie rzeczy potrafisz, a pomogłabyś mi pewne rzeczy podłożyć nieświadomym osobom?
Wypowiedziawszy te słowa, odsunął dłoń od twarzy dziewczyny.
- Też się trochę niepokoiłam jak Silia zniknęła. Ale może przesadzamy trochę. Jesteśmy wszyscy dorośli, a Midd to nie wilcza jaskinia. Nie martw się o mnie, zawsze spadam na cztery łapy.
Słowa dziewczyny, nie były takie jakie oczekiwał. Bynajmniej nie czyniły go spokojnym. Kapłan spoglądał na te wargi kuszące czerwienią, na te piersi, oddechem poruszane. Wyglądała tak pięknie, kusząca...Schylił się nieco by dotknąć ustami warg, dziewczyny, nadal czujny na wszelkie oznaki niechęci. Tamta noc, nie oznaczała przecież jej całkowitej przychylności...nadal łatwo było ją spłoszyć.
Ich wargi dotknęły się, ale Elizabetha skupiona była na czymś innym. Lekko odepchnęła Aldyma.
- Nie teraz, teraz lepiej mi powiedz co takiego planujesz.
Elizabetha słuchała kapłana z enigmatyczna miną. Ale w środku wcale nie była spokojna. Gdy się odezwała w jej pytaniu brzmiały kpiące nuty.
- Chcesz organizować schadzkę dla Sili i Jensa? Dolewać wodę do rzeki? Chodzi o to, że w ten sposób służysz Sune?
Aldym tylko westchnął...Posługa kapłańska nie jest czymś, co da się opowiedzieć w dwóch, trzech słowach. A dziewczyna kontynuowała.
- A Elev i Lillia? Oni co dzień spotykają się we dwójkę o brzasku, kiedy świat jest jeszcze taki cichy, na trawach leżą sznury korali z rosy a pierwsze promienie słońca witają dzień razem ze śpiewającymi ptakami. Czy to mało romantyczne okoliczności?
Tak, pamiętał o tym. Okładali się przy tym kijami. Bardzo romantyczne zachowanie.Problem z Lillą polegał na tym, że najpierw widziała siebie jako paladynkę, a potem jako kobietę. A miłość prędzej rozkwitnie, gdy Lilla zrozumie że jest paladynką i kobietą. Uważał, że rozmowa w karczmie, bardziej temu by sprzyjała.
Potem Elizabetha zmieniła temat.
- Zastanawiałam się nad czymś. Widzisz tę dziewczynę? - Wskazała na posługaczkę wnosząca do karczmy beczułkę jakiegoś trunku.- Jest śliczna, prawda? – dziewczyna o wielkich sarnich oczach i zgrabnej sylwetce, mniej więcej w ich wieku. Faktycznie była bardzo ładna – Zwróciłam na nią uwagę już wcześniej, bo jest taka smutna i zerkała na ciebie. Czy gdybyś się z nią umówił, rozproszył na trochę jej troski, nie służyłbyś swej bogini lepiej?
~ I kto tu się bawi w swatkę.~
Pomyślał Aldym boleśnie odczuwając te słowa. Ale zacisnął wargi, zmusił się do uśmiechu. Robiąc dobrą minę do złej gry.
- To, że jest nas sześcioro nie znaczy, że musimy stworzyć trzy pary.- Elizabetha miała rację, Aldym zdawał sobie z tego sprawę. Najgorsze było to, że on z Elizabethą mogli nie zostać parą. Wiedział, że bez błogosławieństwa Sune nie jest to możliwe. A nawet będąc kapłanem tej bogini nie mógł żądać władzy nad sercem innego człowieka. Jednak ludzkie serce, rzadko zgadza się z rozumem w sprawach miłości. A Aldym czuł się jak strącony ze szczytu człowiek, który wie, że musi podjąć mozolną wspinaczkę z powrotem...I boi się, że nie starczy mu sił. Mógł powiedzieć wiele. Mógł w końcu stwierdzić, że skoro dziewczyna nie zgadza się na jego warunki, on nie pozwala jej kraść jego sakiewki. Ale wolał, by bawiła się w przecinanie rzemieni u jego pasa, niż żeby popadła w jakieś kłopoty. Odsunął się w cień, nie chciał by widziała wyraz jego twarzy. Niech uzna, że go przekonała. Pozwolił jej odejść, sam zaś wyładował gniew uderzając pięścią w ścianę karczmy...Bolało, ale na moment zagłuszyło, przejmujący ból serca.
Wrócili tuż przed tym, zanim Elev przybył do stolika wraz z warunkami utargowanymi w rozmowie karczmarza. Usiadł osowiały i z niewielkim zainteresowaniem przysłuchując sie rozmowie. Wspólne mieszkanie...cóż. Co innego obozowisko, a co innego karczma. Dziewczęta, mogłyby się temu sprzeciwić. Ale Aldym nie miał nic przeciw temu pomysłowi.
- Niech i tak będzie, lepszy wspólny pokój, niż izba ogólna.- rzekł kapłan popierając Eleva. W jednym ten punkt mu się podobał, we wspólnym pokoju mógł łatwiej przypilnować Elizabethy. Kto wie jaka inicjatywa wpadnie jej do głowy?
Kolejny pomysł wydawał się...rewolucyjny. Już widział w myślach głośny sprzeciw Lilly. Czy Silia lub Jens się zgodzą, nie wiedział. On sam, nie przejawiał zbyt wielkiego zainteresowania pieniędzmi. Wychodząc, może naiwnie, z założenia, że jakoś to będzie. W końcu był i kapłanem Sune i świetnym garncarzem...Znajdzie sposób na zarobienie grosiwa, gdy będzie mu potrzebne.
- Jak Elizabetha się zgodzi być skarbnikiem.- wzruszył ramionami kapłan.- Albo ktokolwiek, to czemu nie...
Pomysł Eleva, ani go ziębił, ani grzał...Skoro chciał zgromadzić taki fundusz, to kapłan nie miał specjalnie nic przeciwko temu. Aldymowi na pieniądzach, zbytnio nie zależało. Ani także na tym, kto będzie ową kasę trzymał. Nie zależało mu także na tym, czy pomysł Eleva przejdzie czy nie...On miał inne sprawy na głowie i dłonią nerwowo pocierał obtarcia na prawej dłoni. Od czasu do czasu zerkał na dziewczę które wskazał mu Elizabetha. Miała rację, rzeczywiście smuntnie spoglądała w jego kierunku...W jakim celu? Aldym odetchnął głęboko. Wstał od stołu, zaraz po tym jak Silia zaplanowała kolejny poranek, i ruszył w kierunku sarniookiej. Przez chwilę rozmawiali zbyt daleko, by nawet nawykłe do nasłuchiwania uszy Jensa mogły coś wyłapać. Podczas rozmowy, owe dziewczę o sarnich oczach spąsowiało. Aldym nachylił się, a ona szepnęła mu wtedy coś do ucha. Kapłan uśmiechnął się, pogłaskał dziewczę po włosach, coś do niej rzekł i ruszył w kierunku zgromadzonej przy stole drużyny. Minę miał spokojną i dość nie pasującą do sytuacji. Rzekł krótko i bez emocji.- Biorę siennik, nie czekajcie na mnie, wrócę późno. Jens, możesz moje rzeczy zanieść do pokoju? Dzięki.
Po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku dziewczyny, która skończyła rozmawiać z karczmarzem. I oboje znikli na zapleczu.
Kapłan wrócił późną nocą, dzięki uprzejmości karczmarza udało mu się wejść do pokoju towarzyszy. Szybko zrzucił odzienie, i zasnął na wolnym sienniku, bacznie pilnując sakiewki, przyciśniętej ciałem w okolicy jego pośladków.
Nie dlatego że jej zawartość, teraz większa, niż przed spotkaniem z dziewczyną, była dla niego ważna. Powodem było to, że obiecał Elizabethcie iż nie ułatwi jej zadania. A kapłan starał się dotrzymywać obietnic.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-01-2009 o 11:19.
abishai jest offline  
Stary 05-01-2009, 13:28   #144
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Sama dokładnie nie wiedziała, co takiego wzburzyło ją w tej rozmowie, ale do stolika wróciła z podniesioną głową i uśmiechając się beztrosko.
Fakt, że została skarbnikiem drużyny przyjęła ze spokojem. Jej akurat pomysł Eleva wydawał się ze wszech miar mądry i słuszny. Wiadomo, że z nich wszystkich ją najtrudniej okraść. Przykro tylko jej się zrobiło, że to Jens wydawał się mieć najwięcej zastrzeżeń. Ale zdawała sobie sprawę, że nie chodzi tak naprawdę o nią tylko o kłótnię z Silią, więc szybko powściągnęła nagłą ochotę dokuczenia chłopakowi.
Dużo dziwniej się poczuła, gdy Aldym ruszył w stronę ładniutkiej kelnerki. Aż wypiła jednym haustem kubek wina, i to nie swój oczywiście. Ale potem ze śmiechem pochwaliła trunek i dolała sobie jeszcze szklanicę. Dobrze się dzieje, tego właśnie chciała.
- Za przygody – podniosła kubek. Aldym odszedł, Silia i Jens skupili się na patrzeniu w talerze, Lilla prawie nie piła wina, a Elizabetha mrugnęła do Eleva.
- Aldymowi chyba się Midd podoba –odprowadzając wzrokiem kapłana i kelnerkę wypiła duszkiem i drugą szklankę.


Chciała szybko zasnąć, bo nie podobały się jej myśli chodzące jej po głowie. Zakryła twarz kołdrą, ale wtedy przyszła Silia.
Pólelfka mówiła, a Elizabetha myślała o tym, że właśnie wyśmiała Aldyma, który chciał pomagać Sili i Jensowi. Kiedy Silia rozpłakała się kowalówna ujęła jej dłoń i powiedziała cicho.
- Wszystko się ułoży – w to wierzyła. Ale co dobre dla jednego nie musi być dobre dla drugiego. Silia miała okropne życie i nic dziwnego, że teraz marzyła o miłości, a Elizabetha… Elizabetha wiedziała, że czułość nakłada więzy, miłość zakłada sobie domostwa. A małżeństwo mądrość i talent rozmienia na gwoździe i podkowy, zapewniające dzieciom jedzenie i przyodziewek i pewnego dnia nadchodzi starość, a miecz wykonany na egzamin mistrzowski nadal jest najpiękniejszym przedmiotem, jaki się stworzyło.
- I osiągniesz to, o czym marzysz – pocieszała chyba je obie.
 
Hellian jest offline  
Stary 06-01-2009, 13:10   #145
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Tak, za przygody – przypomniał sobie toast wzniesiony wieczorem przez piękną mahoniowłosą istotkę, która została mianowana skarbnikiem drużyny i z którą całował się jeszcze niedawno ... a może wiek temu. To było najpiękniejsze i najdziwniejsze przeżycie, jakie dotychczas go spotkało. Całował się już kiedyś wcześniej, z taką jedną, po kryjomu przed jej rodzicami, ale to ... dziwne. Czy dlatego, że ma18 lat? Alboli ponieważ, Elizabetha wyznała mu wtedy, że jeszcze nigdy z nikim tego nie robiła? Śliczna, dziewicza, radosna, czysta, z sercem ciekawym świata i przenikliwym spojrzeniem. Taką ją widział „U małego Johana”. Choć akurat wtedy musiała być nieco zdenerwowana, skoro wypiła wino z jego kubka.

~ Nie ma sprawy, niech jej idzie na zdrowie ~ pomyślał nie mówiąc na ten temat ani słowa.
Ale skąd te nerwy? Czyżby nie pochwalała tego, co robi Aldym zajmujący się jakąś kelnerką? Pewnie tak, bo obserwowała ich i rzuciła kilka słów komentarza na ten temat.
~ Nic dziwnego. Świat, widać, jest znacznie bardziej rozwiązły, niż w swej skromności Elizabetha może pomyśleć. Aldym, niewątpliwie, szybko nawiązuje bliskie znajomości. Za szybkie, jak widać, na jej akceptację wynikającą z surowego, zapewne, wychowania w Taldze ~ ocenił. Elev jednak, z tego co słyszał na temat Sune, widział w tym coś normalnego i zaczął bronić kapłana, bo choć ten niespecjalnie go, mówiąc eufemistycznie, lubił, jednakże nawet Aldymowi nie życzył, żeby obrywał nie za swoje winy:
- To ponoć całkiem normalne – wyjaśnił. –Aldym wydaje się naprawdę mocno zaangażowanym sługa bogini, który chce szerzyć miłość wszędzie, gdzie tylko można, wszędzie, gdzie widzi piękno oraz chęci. Aldym wie, że choć pewnie wyruszymy gdzieś, ale wspomnienie zostanie dziewczynie na bardzo długo, nawet po jego odejściu. Wspomnienie, które doda jej może śmiałości oraz pewności siebie. Przecież chyba po to zostaje się kapłanem Sune, żeby siać miłość, po to uczy, w specjalnych lekcjach sztuki ... no, sztuki ... – nie wiedział, jak powiedzieć, by nie urazić jej delikatnych uszu. – Zresztą, nie wiem, pewnie ten bard gadał nieprawdę. Porozmawiaj z Aldymem sama. Jak poprosisz, pewnie wyjaśni ci to znaczne dokładniej, bardziej szczegółowo i na pewno lepiej niż ja kiedykolwiek zdołałbym.


Zmieniali się ... wszyscy. Jedni na gorsze, tak jak on, inni na lepsze. Kiedyś Elev lubił się śmiać. Dawno? Właściwie nawet nie. Co go tak zmieniło? Pocałunek? Niebezpieczeństwa podczas wspólnej wyprawy? To dziwne, myślał, że będzie miło, fajnie, nawet ciężko, ale że będą coś do siebie czuli wyjątkowego. Prawdziwa przyjaźń w grupie straceńców. Okazało się to ułudą, która sprawiała, że bardzo poważanie rozważał, czy nie zostawić ich i nie zacząć gdzieś od nowa, samotnie, z czystą kartą. Elev chciał lubić innych, przyjemność sprawiała mu możliwość pomagania, ale kiedy jego wysiłki rozbijały się niczym fale o wysoki brzeg, zniechęcał się. Jednak pewna nadzieja powstrzymywała go, zobowiązanie wobec Silii oraz nadzieja.

Jednak inni rośli.
~ Silia ... Silia ... tak, Silia. Ech, Silia. Gdzie ja miałem oczy, ze nie widziałem cię takiej, jaką jesteś teraz? Wypiękniałaś, zmężniałaś w ciągu tych kilku dni. Czy to dzięki Jensowi? Czy dzięki wyprawie? ~ Zastanawiał się, choć nie wiedział, jak bliskie stosunki ich łączą. ~ Całkiem możliwe, że było to zwykłe koleżeńskie robienie sobie psikusów, a może nie? A może ... nieważne ... ~ odpędził od siebie myśl. ~ Tak czy siak, dobrze cię widzieć znacznie bardziej radosną i szczęśliwą niż w Taldze – dumał. ~ Jens okazał się rozsądnym gościem, chociaż trzymającym się z boku milczkiem. Zresztą normalne, w lasach mógł gadać jedynie z wiewiórkami czy innymi zwierzakami.

Aldym, w lepszym humorze, przynajmniej przestał mu robić na przekór. To była miła zmiana. Wprawie Elev nie wiedział, co ja spowodowało, ale przypuszczał, że to uśmiechnęło się szczęście jakiegoś dobrego bóstwa. Może Selune spojrzała na swego wyznawcę łaskawym spojrzeniem? Dobrze by było, gdyby popatrzyła także pod innym kątem, byłby jej naprawdę wdzięczny. Zaskakująco dobrze dogadywał się także z paladynką. Lilla okazała się całkiem niebrzydką, dzielną dziewczyną, dobrym towarzyszem i wojownikiem. Warto mieć kogoś takiego u boku idąc gdziekolwiek na wyprawę. Nie wątpił, ze swoją żarliwością oraz prawością serca sprawi, iż albo stanie się naprawdę kimś wyjątkowym, albo padnie młodo, czego jej bynajmniej nie życzył.
~ Kiedyś pewnie, kiedy zabijesz wielką liczbę potworów, może bardowie będą śpiewać o twoich czynach. Będę pamiętał, że jesteś z Talgi, podobnie jak my wszyscy tutaj, że kiedyś walczyłem przy tobie ~ pomyślał z niekłamanym uznaniem.

***

Noc. Miasto spało. Poza nim i niewieloma osobami, którzy teraz robili właśnie to, na co naprawdę mieli ochotę. Czego pragnęli. Czego on pragnął od dawna. Krew zaczynała pulsować w ciele szybciej, choć momentami rzeczywiście było naprawdę gorąco, momentami zimno płynęło mu po plecach przyprawiając jego ciało złowrogim dreszczem. Ale nie żałował tej nocy, którą inni spędzali w normalnych łóżkach, choć zapłacił za nią krwią ze zranionego policzka. Po niej poczuł się świeższy, silniejszy niż jeszcze wieczorem, mający w sobie więcej radości i optymizmu. Nawet cięcie na policzku nie przeszkadzało mu skrzywić raz czy drugi w uśmiechu wargi, czego nie robił od dawnego czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 06-01-2009 o 14:11. Powód: literówki
Kelly jest offline  
Stary 07-01-2009, 22:08   #146
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
10 Mirtul, Wiosna 1375

Dzień wstawał pochmurny i dżdżysty, jakby Midd chciało was przywitać w jakiś swój wysublimowany sposób. Ciemne i niskie chmury wisiały na niebie, dobra pogoda, którą mieliście od dekadnia najwyraźniej postanowiła się popsuć. Nic to nie zmieniało, może prócz tego, że nie do końca wybrukowane ulice powoli zmieniały się w bagienka, a samo przejście po mieście bez ubrudzenia się bardziej niż do kolan, zaczynało stanowić wyzwanie. Oczywiście nie zmieniło to zupełnie ilości ludzi na ulicach, tłumy wciąż przewijały się we wszystkie strony. A wszystko to mogliście obserwować z okien karczmy, wciąż jeszcze ciepłej i suchej.

Na śniadaniu zebraliście się dość szybko. Lilla jak zwykle była pierwsza, wstając z łóżka już przed świtem. Dalej był Elev, który chyba nie przyszedł w ogóle do pokoju w nocy, za to zarobił jakąś ranę na twarzy. Elizabetha, Silia i Jens zeszli mniej więcej jednocześnie. Ostatni jak zresztą dość często - Aldym, który wyglądał tak, jakby spał zdecydowanie najmniej. Dostaliście śniadanie, pożegnaliście się z Tybaldem.
-Pamiętajcie co mówiłem! Niech bogowie was prowadzą na nowej drodze życia.
Może i nie wiedział dokąd zmierzacie, ale i tak uśmiechnął się wesoło, mrugając do was niemal łobuzersko, jakby sam przypomniał sobie dni swojej młodości. Wy zaś zaplanowaliście sobie dalszą część poranka i drogę do szewca Minillo. Najłatwiej było wrócić do placu przy bramie i ruszyć według wskazówek de Singwy, co zresztą mieliście zamiar uczynić.

Dzielnica, do której was zaprowadziły, wyglądała na typowo przemysłową. Jedno lub dwupiętrowe kamieniczki stały po obu stronach wąskich, brukowanych uliczek, nad którymi wisiały dziesiątki szyldów, najczęściej nawet bez nazw. Stolarz, dekarz, krawiec, kowal, płatnerz czy szewc. Było tu niemal wszystko! Były nawet niewielkie wystawy, przyciągając wzrok, zwłaszcza u krawców czy szewców. Niektórzy rzemieślnicy proponowali swoje towary również na małych stoiskach na zewnątrz warsztatów, większość jednak wyraźnie prowadziła prace na zamówienie, a sama dzielnica była bardziej nastawiona na wytwarzanie niż sprzedawanie. Było tu nieco mniej ludzi niż na placu czy w drodze do karczmy, ale w zasadzie niewiele mniej. A wypatrując szyldu Minillo, co i raz wpadaliście na jakiś ludzi. W końcu odnaleźliście opisany szyld, wiszący przed dwupiętrową kamieniczką, która lata świetności miała już dawno za sobą. Zapukaliście do drzwi, wchodząc do środka.



Stłoczyliście się przy wejściu, zajmując sporą część niewielkiego warsztatu. Nie było tu wiele sprzętów, wszędzie tylko leżały kawałki skór, kawałki czy całe buty.Starszy już mężczyzna, siedzący na małym taboreciku, obok stołu zastawionymi butami i materiałami, obrócił się ku wam zaraz jak weszliście, przez chwilę przyglądając się w milczeniu. Gdy się odezwał, głos miał gruby, nieprzyjemny.
-Czego chceta?
Po chwili milczenia pierwszy odezwał się Elev.
-Mości Minillo?
-Nie znam żadnych mości.

Szewc wrócił do pracy, odwracając się od was i skupiając na zszywanym właśnie obuwiu.
-Szukamy Minillo, czy pan nim jest?
-A czego go szukacie? Bo na klientów to mi nie wyglądata.
-Jesteśmy z Talgi, pewna osoba z zamku leżącego niedaleko naszej wsi, poinformowała nas, ze powinniśmy zasięgnąć u niego rady.
-Szewcami chceta zostać? W tej swojej Taldze? Nie szukam uczniów.
- Nie, szewcami nie, ale sir Leonardo da Singwa wspominał, że jest pan jego przyjacielem. Spotkaliśmy go właśnie w Taldze i on nas do pana skierował.
-Ah, de Singwa. Przysłał was, by spłacić swój dług?

Podniósł głowę, unosząc do góry brew.
- O dłuuugu - rzekł przeciągle Elev - to nie wspominał. Raczej zaznaczył, ze jest pan jego druhem i chętnie nas ugości, podzieli się wiedzą na temat miasteczka i okolic. Wyrażał się o panu bardzo pochlebnie. A to wspaniały szewc, doskonały rzemieślnik, dobry przyjaciel.
Minillo popatrzył na was, przez chwilę na jego twarzy widniał dziwny grymas. A potem roześmiał się w głos, wstając ze swojego stołka. Teraz dopiero było widać jak wielkim i dobrze zbudowanym człowiekiem był.
-Cały de Singwa, niech go cholera jasna. Zrzucił mi na głowę szóstkę młodzików z jakiejś wsi na końcu świata i szczęśliwie potruchtał w innym kierunku. Jak ja go kiedyś dorwę...
-No, to, o ile się orientuję, ma pan szanse, jeżeli wyruszy pan do Procampur. Póki co jednak, jesteśmy my, szóstka młodzików z jakiejś wsi na krańcu świata. -
powiedział z lekkim przekąsem Elev.

Niespodziewanie Minillo wytarł dłoń w znoszone spodnie i podał ją na przywitanie. Jego twarz znaczyły zarówno zmarszczki, jak i stare blizny, które nie mogły powstać na skutek szycia butów. Przywitał się z każdym twardo, po żołniersku. I wskazał na znajdujące się z boku drzwi.
-Przeca was nie zostawię z niczym dzieciaki, bez obaw.
Poklepał Eleva po plecach, prowadząc do drugiej izby, zajmowanej głównie przez spory stół. Z boku była jeszcze kuchnia, no i schody do góry. Schodziła po nich właśnie młoda, cziemnowłosa dziewczyna, patrząc pytająco.

-A a kogoś do domu przyprowadził, tatko?
-Znajomków naszego kochanego Leonardo.

Popatrzyli po sobie, sobie pewnie tylko znanym spojrzeniem. Dziewczyna skrzywiła się, a Minillo westchnął. Wskazał krzesła.
-Wybaczcie proszę, stare dzieje. To moja córka, Joisan. A ja zwę się Minnil et Hardsson. Minnillo tylko dla najlepszych znajomych.
Machnął ręką, jakby nie było to ważne.
-Oczywiście de Singwa wszystko przekręca. Joisan, przygotuj coś dla gości, nie możemy wyjść na skąpców.
Błysk w jego oczach był dość wyraźny. Przyjrzał się wam jeszcze raz. -Muszę wracać do roboty, będę obok. Możecie mojej córce powiedzieć wszystko to, co chcielibyście powiedzieć mi. Zna miasto, może pomóc. Ale w razie czego - będę obok.
Odwrócił się i wyszedł do swojego warsztatu. Jego córka postawiła przed wami gliniany gąsiorek, z którego pachniało miodem i... alkoholem. Nie znaliście wcześniej takiego trunku, czyżby był miejscowy? Nalała do prostych kubków, wy zaś mieliście chwilę by się rozejrzeć. Wiele do oglądania zresztą nie było, to było proste mieszkanie, dom niezamożnych ludzi. Wyróżniał się tylko solidny, jednosieczny topór i niebieska tarcza z wyblakłym już herbem - kotwicą skrzyżowaną z mieczem - obie rzeczy zawieszone były na ścianie. Joisan usiadła w końcu przy stole, uśmiechając się.
-Mówcie więc, co was do nas sprowadza? Bo chyba nie tylko de Singwa?
Bawiła się kosmykiem swoich włosów, uprzejmie czekając na odpowiedź.
 
Sekal jest offline  
Stary 08-01-2009, 12:30   #147
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień Aldyma rozpoczął się od modlitwy, tym razem przed lusterkiem. W mieście ganianie za miską wody wydało mu się zbyt kłopotliwe. Krótki, potem poprawił włosy, przystrzygł brodę.
Odetchnął głęboko...Spojrzał na obtartą na dłoni skórę, zapomniał ją wczoraj uleczyć przed snem. Elisabetha, ich wzajemne relacje, były strasznie... skomplikowane. Miało to oczywiście swój urok, ale...czasem przerastało kapłana Sune. Ale teraz najważniejszą sprawą było śniadanie. Które odbyło się po rozmowie pomiędzy Silią a Aldymem. Rozmowie na uboczu...Śniadanie kapłan zjadł w milczeniu. Aldym nie był w zbyt wesołym nastroju, zupełnie jakby chmury nad Midd spoczęły na sercu kapłana. Aldym jakoś nie potrafił wykrzesać z siebie energii do żartów, flirtowania. Zresztą, obecna sytuacja nie sprzyjała takiemu zachowaniu. Potem była wędrówka przez miasto...w kierunku warsztatu Minillo. Kapłan mało zwracał uwagi na trasę, podążając za resztą drużyny. A bardziej na sklepy. Oglądał wystawy, przyglądał się towarom. Choć nie był zainteresowany kupnem, nie omieszkał pochwalić szczególnie udanych dzieł rzemieślników, rzucić krytyczne uwagi, tam gdzie były potrzebne. Udzielić błogosławieństwa Sune, tym którzy swymi dziełami upiększali świat, jak i tym, którym to upiększanie nie wychodziło. Kto wie, może łaska Sune, doda im talentu. Nie szafował jednak magią, a jedynie dobrym słowem. Był trochę rozczarowany tym, że na swej drodze do Minillo nie napotkali zbyt wielu warsztatów garncarskich, ale...Zapewne znajdują się one w innej części miasta.
Warsztat szewski nie wyglądał zbyt bogato, ale sam szewc okazał się człowiekiem serdecznym...Zaś jego córka, pięknym dziewczęciem. Aldym powoli pił ów napój delektując się jego smakiem. Bacznym wzrokiem, łapał spojrzenie dziewczyny, która wydawała się zadowolona widokiem, jaki miała przed sobą. Kapłan był ciekaw, który z nich szczególnie przyciągnął spojrzenie Joisan. Intencje szewca były bowiem dla Aldyma dość jasne...Panna była na wydaniu, a starzejący ojciec chciał dopilnować by znalazła sobie godnego męża, zanim zejdzie z tego świata. A, że był również kochającym ojcem, dawał jej w tym wolną rękę. Trzeba przyznać, że szczupła, ciemnowłosa Joisan była łakomym kąskiem, a w dodatku wydawała się zaradnym dziewczęciem. Idealna kandydatka na żonę. Spojrzenie na topór potwierdziło tylko podejrzenia, iż szewc w czasach młodości, był żołnierzem. Pewnie gdyby było dość czasu, Aldym wypatrzyłby na toporze szczerby i otarcia, świadczące o częstym jego używaniu. Ale nie przybyli tu by poznawać przeszłość Minillo. Czas zając się głównym zadaniem.
Przez chwilę, ważył w myślach słowa...Nie mógł wszak rzec. ~ Duch z zamku, pilnujący świeczki przysłał nas na poszukiwanie czarownika, również świeczki pilnującego. Chcielibyśmy się z nim spotkać, i wypytać o parę spraw. Miedzy innymi, ile prawdy jest w słowach owego ducha.~
Brzmiałoby to, nie tyle niezwykle, co głupio. Sam Aldym czuł się niezręcznie w roli chłopca na posyłki ducha, niekoniecznie dobrego, czarodzieja.
Zamiast tego, rzekł z uśmiechem.- Słodki trunek, przez słodkie dłonie podany. I w pałacu książęcym lepiej nas ugościć, trudno by było.
Następnie Aldym spytał.- Przybyliśmy w sprawach... rodzinnych. Poniekąd powiązanych z obecną tu Silią.- wskazawszy czarodziejkę kontynuował.- Szukamy członków rodu Kallorów, a dokładnie Martusa Kallora. Czy słyszałaś o takim rodzie lub osobie ? To dla nas dosyć ważne.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-01-2009 o 13:37.
abishai jest offline  
Stary 08-01-2009, 21:12   #148
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Do Minillo poszli zaraz po śniadaniu, którego Elizabetha akurat, niepomna matczynych upomnień, nie jadła. Zbyt był podniecona wszystkim, co miało się wydarzyć. Szczęśliwie nie odczuwała skutków wypitych poprzedniego dnia szklanic, może właśnie w wyniku owego podniecenia. W tej chwili nawet spokojne siedzenie na ławie w karczmie było dla niej zbyt trudne. Dlatego pożegnawszy się grzecznie z Tybaldem zaraz z niej wstała, by mimo dżdżystego poranka podpierać zewnętrzną ścianę karczmy i obserwować życie miasta. „Drużyna” zebrała się całkiem szybko, ale wcześniej Elizabetha znalazła jeszcze czas na wypytanie Eleva o ranę na policzku.

Stali wtedy oboje przed drzwiami karczmy mimo wilgoci otwartymi na oścież, chwilowo sami, moknąc w wiosennym deszczu. Dla Elizabethy zafascynowanej Midd pogorszenie się pogody właściwie nie miało znaczenia.
- Co się stało? – dotknęła delikatnie rany na policzku chłopaka – myślałam, że bijecie się kijami. Czy Ty w ogóle spałeś w izbie? – nie chciała jednak urazić Eleva wścibstwem, więc zaraz dodała już żartem - Szkoda marnować takie drogie łóżko.


Aldym za dobrze pilnował sakiewki, przynajmniej jak na umiejętności Elizabethy, toteż cierpliwie czekała na okazję, na moment, gdy uwaga chłopaka będzie zajęta czymś innym. Starała się też nie zastanawiać nad tym, co kapłan robił w nocy. Bo myśli o tym trochę ją zasmucały a przecież sama sprowokowała Aldyma do działania i … tak było o wiele łatwiej. Elizabetha bywała bardzo konsekwentna, choć co niektórzy nazywali tę cechę oślim uporem, i skoro uległa przeświadczeniu, że miłość oznacza kłopoty postanowiła zażegnywać je zawczasu. Wierzyła też, że kapłan nie rzucał słów na wiatr i mogą być z Aldymem najlepszymi przyjaciółmi.
Zresztą, gdy tak szukali szewskiego warsztatu bez trudu skupiła się na tym, co najważniejsze.

Bo tak to już jest, że niektóre informacje wpadają do ucha nie wiadomo kiedy i skąd. Tak jak ta kołacząca w głowie dziewczyny - Ostrza za kradzież obcinają rękę, ale w mieście gdzie ich nie ma, trafia się po prostu do więzienia. Elizabetha uznała więc, że Midd jest znakomitym miejscem na ćwiczenie jej zdolności. Gdy szli miastem zapamiętywała układ uliczek, liczyła patrole, szukała wzrokiem kieszonkowców. Uczucie, które jej wtedy towarzyszyło przypominało głód. Co prawda Elizabetha nigdy nie doświadczyła prawdziwego niedostatku, ale widziała głodnych ludzi i pragnienie mieszkające w ich oczach. Pragnienia rudowłosej zaspokoić mogły tylko czyny.
Trzeba przyznać, że był też drugi powód tej bacznej obserwacji. Dziewczyna poważnie traktowała zaszczytną funkcję skarbnika. Jeśli ma wystrzegać się złodziei, pilnować pieniędzy swoich i drużyny, musi wiedzieć przed kim. Oczywiście łatwo było zlokalizować podejrzane dzieciaki, czy nawet wyrostków niewiele młodszych od talgijczyków, ale Elizabetha chciała zobaczyć więcej. Nie pojedyncze dzieci, ale grupę, w której ktoś jest czujką, ktoś odwraca uwagę i jeszcze ktoś inny kradnie. Była przekonana, że tak to musi się odbywać, że w takim dużym zbiorowisku ludzi, gdzie jest i pokusa i zagrożenie, złodzieje muszą się organizować.

W warsztacie Minillo się nie odzywała. Po pierwsze ją akurat ominęła większość słów wypowiedzianych przez Leonardo, po drugie, tutaj znowu odezwał się jej dumny a może raczej niepokorny charakter, nie potrafiła przemawiać w sprawie, w której była tylko zbędnym dodatkiem, świadkiem czyjegoś dziedzictwa. Nie spróbowała też poczęstunku, jej dzisiejsze plany obejmowały całkowicie trzeźwą głowę.
Za to podjęła inną próbę. Moment wydawał się idealny. Aldym zapatrzył się w piękną córkę gospodarza i obdarzał ją pięknymi słówkami – oto wyczekiwana okazja. Niestety Tymora nie sprzyjała dziś szarookiemu dziewczęciu. Może dlatego, że pomysł obcinania mieszka w chwili, gdy nie wszystkie zdradliwe myśli na mieszku były skupione, nie był najlepszy. Nie dość, że jej się nie udało, to jeszcze Aldym zauważył, co Elizabetha robi i do tego nawet nie odwrócił swej uwagi od nabzdyczonej czarnowłosej szewcówny a jedynie ujął dłoń Elizabethy, ściskając ją delikatnie, jakby była jakimś dzieckiem. Rudowłosa poczuła się upokorzona.
Po prostu musiała coś zrobić, odgarnęła burzę rudych loków, spojrzała na Joisan i słowa wyprzedziły myśli.
- A co ci ten Leonardo zrobił? Wykorzystał i porzucił?
 
Hellian jest offline  
Stary 08-01-2009, 23:20   #149
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dziewczyna wysłuchała słów Aldyma z tym samym, nie schodzącym z ust uśmiechem. Chociaż zniknął on w chwili, gdy kapłan kończył swoją przemowę. Spojrzała na niego z raczej nierozumiejącym spojrzeniem i czymś, co mogło być wyrzutem. No i zdecydowanie nie wydawała się być zainteresowana kimkolwiek z was.
-Mówicie mi, że przybyliście akurat tutaj, powołując się na de Singwę, by zapytać o arcymaga Midd, którego może wam wskazać każdy człowiek w tym mieście? Czemu tutaj? Czemu....
Nie zdążyła dokończyć. Elizabetha postanowiła dać swojemu językowi wolne i nie trzymając go na wodzy wypaliła ze swoim pytaniem. Joisan wyraźnie zatkało. Najpierw pobladła, potem poczerwieniała, wpatrując się w Elizabethę. Gdy się odezwała, mówiła prawie szeptem.
-A więc to tak? Co on wam nagadał, co? Ugościliśmy was, przyjęliśmy pod swój dach, chociaż nie powinniśmy. Myślałam, że was po prostu oszukał, że nic nie powiedział. Przyszliście się wszystkiego dowiedzieć, pod pretekstem swojej durnej historyjki? Po coś przecież was tu przysłał, prawda? Byście wtykali nos w nie swoje sprawy? Wynoście się!
Powiedziane szeptem, miało jednak swą moc. Zresztą chwilę potem wstała gwałtownie, z drgającymi ustami, próbując się powstrzymać od płaczu. Krzesło za nią upadło głośno na podłogę. Nie tak głośno jak jej powtórzone żądanie.
-WYNOŚCIE SIĘ!
Rozpłakała się nagle i pobiegła na górę, unosząc w górę swoją sukienkę. Drzwi do warsztatu otworzyły się, a stojący w nich Minnil obrzucił was nieprzyjaznym spojrzeniem. Stanął z boku, odsłaniając drzwi.
-Chyba nadużyliście naszej gościnności. Powodzenia gdzie indziej.
Głos miał spokojny, wyważony. Przesłanie było jednak bardzo jasne.
 
Sekal jest offline  
Stary 09-01-2009, 12:00   #150
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
kwestie i przemyślenia Aldyma napisane przez abishai

Obudziła się, o dziwo, w bardzo dobrym humorze. Fakt, że wczorajsza sprzeczka z Jensem nieco ją przed snem przybiła, ale gdy rankiem otworzyła tylko oczy, złość i rozczarowanie zupełniej z niej wyparowały. Miewała zmienne nastroje, to fakt. Potrafiła płakać, a już po chwili zanosić się śmiechem. Niektórych mogło to drażnić, ale zasadniczo uważała to za swoją zaletę. Bo i dzięki temu nigdy się długo nie gniewała, ani nie chowała do nikogo urazy. Z drugiej strony jednak zdarzało jej się szybko wpadać w złość, lub też wyłożyć dosadnie własny pogląd nim raczyła choćby przemyśleć, co powiedzieć należy. Tak jak przed śniadaniem, gdy spostrzegła Aldyma schodzącego po schodach. Doszła do niego bez słowa i pociągnęła za rękaw zmuszając by odszedł z nią w przeciwległy kraniec gospody, tam gdzie nikt im nie będzie przeszkadzał. Trochę go zaskoczyła tą nagłą napaścią, ale bez słowa poszedł za czarodziejką.

Zaciągnięty potajemnie w kąt Aldym ze zdziwieniem obserwował Silię. Czarodziejka zmieniła się...Stała się odważna, pewna siebie. Romans z Jensem, dobrze jej służył – pomyślał.
- Gdzieś tak wczoraj zniknął z tą kelnerką? Długo cię nie było i wyglądasz jakbyś się co najmniej ciężko w polu napracował - spoglądała na niego podejrzliwie, a do tego szeptała konspiracyjnie - Czy ty z nią... no, wiesz? Myślałam, że Bethy lubisz - Ostatnie zdanie powiedziała z nieukrywanym już wyrzutem.

Kapłan pogłaskał półelfkę po głowie, mówiąc:
- Masz złote serce Silio i jesteś bystra. Ale na romansach to ty się nie znasz. To prawda, że lubię Elizabethę, może nawet tak bardzo jak ty Jensa, albo on ciebie. Wybacz mu jego niezdarność, dla niego to też nowość, polować na łanię za pomocą języka, nie łuku.

Silia się zaczerwieniła.
- Nie mieliśmy mówić o Jensie a o tobie. Zresztą... - tu już prawie szepnęła mu do ucha nie zwracając w ogóle uwagi, że zaczął głaskać ją po głowie. Uznała, że to taki braterski gest, więc mu nie przerywała. Toż to kapłan miłości, pewnie musi okazywać ludziom sympatie - między mną a Jensem nic nie ma.
Trochę ją jej własne słowa zabolały, ale przecież łowczemu obiecała, że ich zażyłość pozostanie na razie ich słodką tajemnicą. Może to i była tylko ich sprawa, ale Silia nie miałaby nic przeciwko temu, żeby tą sprawę wykrzyczeć też światu. Ale obiecała uszanować jego prośbę więc teraz musiała się gmatwać w swoich małych kłamstewkach. Nie żeby mówienie nieprawdy sprawiało jej jakąś ogromną trudność.
~Każdy z nas pewnie czasem kłamie – pomyślała – No może z wyjątkiem Lilli.

Na ustach Aldyma wykwitł kpiący uśmieszek. Kłamała i to kiepsko. Kłamała jak mała dziewczyna złapana za rękę podczas kradzieży.
- Powiedz lepiej coś z tą karczmarką wyczyniał – Silia zmieniła szybko temat.

-Jestem kapłanem Sune i jak każdy kapłan muszę spełniać posługę kapłańską - rzekł w odpowiedzi. - Posługę która bynajmniej nie polega na chędożeniu każdej napotkanej ładnej buzi. – po czym zażartował. - Gdyby tak bowiem było, ani twoja, ani Lilly cnota nie byłyby bezpieczne.

- Ty się o moją cnotę nie martw – zaśmiała się rozbawiona. – Nie tak łatwo się do niej dobrać. O cnotę Lilli też się jakoś nie boję. No dobrze, skoro więc jej nie... – „chędożenie” jakoś nie przechodziło jej przez gardło – Z nią... nie... skoro... wy nie... – zaplotła razem palce obu dłoni, jakby wizualne wskazówki miały go naprowadzić co jej się w głowie zrodziło – Ehh.. To cóż pół nocy robiłeś?

Aldym tylko westchnął na szybką zmianę opinii czarodziejki, najpierw miała go za lubieżnika, co to zaciąga dziewczyny do łóżka. A teraz w ogóle nie wierzy w jego potencjał.
- Ona ma na imię Hanna. Szykuje się do ożenku. Wiesz jak to jest, prawda? Ten pierwszy raz. Każda z was marzy by był wyjątkowy – rzekł kapłan.- Cóż, Hanna nie jest pod tym względem wyjątkiem. Bardzo ją to martwiło. Poprosiła mnie o pomoc. To jej pomogłem. Powiedziałem jak będzie, pouczyłem jak przygotować romantyczny nastrój, jak się zrelaksować, jak dawać i brać przyjemności z intymnego kontaktu z mężczyzną...Tylko powiedziałem. Jako kapłan Sune mam pielęgnować i pomagać miłości, tam gdzie ją znajdę. A nie chędożyć dziewki po stajniach.
Po czym znów pogłaskał pólelfkę. - Masz dużo szczęścia Silio, kochasz i jesteś kochana.

- Kocham i jestem kochana? Nie za szybko Aldymie wnioski wysuwasz? - w jej głosie znów dało się wyczuć lekkie rozdrażnienie. Bynajmniej nie słowami Aldyma, ale tym, że Silia tak naprawdę nie wiedziała zupełnie na czym stoją ich relacje z łowczym. – Mówisz o miłości, a ja przez całe swoje życie jej nie zaznałam, to też i ciężko mi takową rozpoznać. Trudno mi określić co do Jensa czuję, nie mówiąc o tym, co on, jeśli w ogóle, odczuwa w stosunku do mnie. Na razie przypomina mi to ganianie się dwóch ślepców... - złapała się za głowę całkiem skołowana. Ta rozmowa okazywała się trudniejsza niż pierwotnie Silia przypuszczała. – Nieważne. Zrób coś dla mnie, dobrze Aldymie? Nie myśl za dużo o mnie i o Jensie. Nie myśl o nas, bo... - klasnęła w dłonie uśmiechając się wymuszenie, jakby miało to urwać temat – bo nie ma „nas”. Jestem „ja” i „on”. - Na słowo „ja” zacisnęła jedną pięść, na słowo „on” drugą. Obie pięści trzymała przed sobą, a później oddaliła je od siebie, chcąc podkreślić ich odrębność.
- Rozmawialiśmy zdaje się o tobie i o Bethy. Powiedz lepiej jak to z wami wygląda, bo od niej niewiele mogę wyciągnąć.

~ Biedne dziecko, miłość, zauroczenie, czy nawet zwykła sympatia. Z każdego uczucia warto czerpać radość.~ Wzruszyła Aldyma to pełne niewinności zaprzeczenie. Choć dziwiło go, że Talgijki tak się boją własnych uczuć. To pewnie kwestia wychowania.

- Elizabetha...Cóż...- podrapał się po głowie. - Ona jeszcze nie wie czego chce. Szuka wolności i niezależności, ale znajdzie raczej samotność. Bardzo mi na niej zależy i nie pozwolę, by czuła się źle. Ale nie chcę, nawet gdybym mógł, wpłynąć na jej serce. Za bardzo ją...ona jest sikorką. Wolnym ptaszkiem, który być może zrozumie kiedyś że miłość to nie kajdany które krępują, a wiatr który uskrzydla. Modlę się o to do Sune...Ale...jestem tylko człowiekiem, a być może Sune przeznaczyła mi gdzieś ostateczną wybrankę.

Silia się zaśmiała i klepnęła kapłana w ramię. Może trochę mało delikatnie i po męsku, w geście jakim przyjaciel chce dodać otuchy drugiemu przyjacielowi:
-Nie martw się. Bethy jest uparta, to prawda, ale doceni w końcu twoje uczucie. Jeśli Sune ciebie szczęściem w miłości nie obdarzy, to pewnie żadne z nas na ten przywilej nie zasłuży.

Wzruszył się kapłan i uściskał mocno dziewczynę, szepcząc jej tylko do ucha:
- Dziękuję ci Silio czarodziejko, za te słowa...wiele dla mnie znaczą. Wiedz że zawsze możesz liczyć na me wsparcie.
Po czym puścił dziewczynę żartując:
- Oby nas teraz tylko Jens nie przyłapał, mógłby nie uwierzyć w nasze tłumaczenia.

Wrócili do stołu i Silia od razu zajęła się pałaszowaniem śniadania. Apetyt jej dopisywał. Aż dziw brał, że taka malutka drobna osóbka mogła zjeść tyle za jednym posiedzeniem. Przełknęła solidny kęs chleba, zagryzając jajecznicą na bekonie i popijając świeżym mlekiem. Zaczepnie kopnęła jeszcze pod stołem Jensa, co zaczynało już wchodzić jej w krew. A później pogroziła mu kilka razy drewnianą łyżką, aż ostatecznie z uśmiechem smagnęła go nią w bark mówiąc:
- Mało ze strachu dziś nie umarłam przez ciebie. Następnym razem masz nam zgotować milszą pobudkę. Możesz nam na przykład przynieś śniadanie do łóżka – zaśmiała się radośnie. Po jej złości na Jensa nie zostało śladu. Miała nadzieje, że i on już o wczorajszej kłótni zapomniał.

* * *

Poranna wyprawa przez miasto przyniosła kolejną falę zachwytu. Silia była oczarowana miejskim harmidrem, mimo dżdżystego deszczu i otaczającego ich błota, w które półelfka zapadała się niemal po kolana. Zrównała się z Elevem pytając:
- A ty gdzieś się w nocy włóczył? Przebudziłam się na moment i nie widziałam cię w łóżku. A rano spostrzegłam, że jesteś bogatszy o nową szramę, to sobie myślę, że coś się chyba działo? Powiedz nam wszystkim cośmy przegapili – i chwyciła wojownika pod ramię, żeby mieć w nim podporę, kiedy przedzierała się przez błotniste kałuże.

Raz nawet na dłuższą chwilę zatrzymała się przed wystawą sklepu krawieckiego przyglądając się, jak urzeczona, białej atłasowej sukni, przetykanej srebrną nitką. Westchnęła żałośnie upajając się jej widokiem.
- Och dziewczyny! - pisnęła – Patrzcie jaka wytworna i elegancka! Pewnie kosztuje fortunę. Lilla, czyż za taką suknie nie można by zabić? - zaśmiała się puszczając jej oko. Półelfka ceniła sobie Lillę pod wieloma względami, ale paladynka traktowała wszystko zdecydowanie za poważnie. Silia postawiła sobie za punkt honoru sprawienie by Lilla nabrała trochę swobody i nie przejmowała się wszystkim aż tak mocno. No i nie traktowała każdego słowa tak dosłownie. Ciekawe czy się na jej komentarz oburzy, czy raczej podejmie dowcip.

Silia zaniosła się śmiechem, który w ułamku sekundy zniknął z jej twarzy. Jej wzrok zatrzymał się gdzieś w tłumie przechodniów. Coś zobaczyła. Coś, co ją zaniepokoiło, ale na razie postanowiła nie wygłaszać na głos swoich obaw.
~Może to zwykły zbieg okoliczności? - pomyślała przyglądając się oddalającej się sylwetce niedawno poznanego człowieka - Jeśli zobaczę go niebawem po raz trzeci, to będzie iście podejrzane, ale na razie nie będę sobie tym głowy zaprzątać. - Przyspieszyła kroku by nie zgubić grupy.

Minillo zrobił na niej pozytywne wrażenie. Nieco szorstki człowiek, ale za to szczery i życzliwy. Jego córka ugościła ich mocnym trunkiem, ale Silia grzecznie podziękowała. Picie alkoholu od świtu nie kojarzyło jej się z niczym pozytywnym. Jej ojczym miał taki zwyczaj i skończył na samym dnie. A Silia nie chciała robić nic, co choć odrobinę mogłoby ją do niego upodobnić.

Rozmowa potoczyła się nad wyraz szybko, szczególnie od momentu kiedy Bethy wypaliła kwestię o domniemanym „wykorzystaniu i porzuceniu” dziewczęcia przez Leonardo. Gdy Joisan wybiegła z płaczem z izby Silia przewróciła tylko oczami :
- Cudownie Bethy, cudownie. Wygląda na to, że zgadłaś o co się rozchodzi! Gratuluję wyczucia i taktu...

Minillo pojawił się po chwili. Zachował spokój, ale nie wyglądał jakby był w humorze do dalszej pogawędki. Co by nie mówić i tak byli w oczach szewca już przegrani. Przypieczętowali swój los w chwili, gdy doprowadzili jego córkę do łez. Zresztą, czy można było mu się dziwić? Zasługiwali na to by ich teraz wyrzucił za próg. Dlatego Silia nawet nie starała się tłumaczyć, bo to, w jej mniemaniu, i tak zdane było z góry na niepowodzenie. Szybkim krokiem skierowała się po prostu do wyjścia.

- Wybacz nam panie Hardsson - powiedziała tylko z nieskrywanym żalem - Nie ma dla nas wytłumaczenia i rozumiem, że właśnie zrównaliśmy się w twoich oczach do wielkości karaluchów. I trudno cię za to winić. Eh, czasem się chce dobrze a wychodzi odwrotnie. Przepraszam cię panie, niemniej chciałabym zadać ostatnie pytanie. Później opuścimy twój dom i więcej nie będziesz nas musiał oglądać. Powiedz proszę tylko, gdzie mogę znaleźć arcymaga Midd, Martusa Kallora. Wytłumacz choć oględnie drogę i już nas tu nie ma.

Znać drogę, to zapewne jedno, a dostać się przed obliczę tak szacownej persony, to już inna kwestia. Silia obawiała się, że może to niemal graniczyć z cudem. Ale spróbować trzeba. Tylko jak sprawić by ktoś o pozycji arcymaga zechciał do siebie dopuścić grupkę dzieciaków ze wsi na końcu świata? Sprawę trzeba będzie dobrze przemyśleć. Może gdyby jakiś strażnik zaniósł mu prośbę o rozmowę i pokazał jej pierścień? Zapewne Kallor znał strażnika wieży, może więc widok herbu Ellendila wkupi ich w łaski czarodzieja?
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172