Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2009, 17:42   #171
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Do świątyni Lathandera prowadziła dłuższa droga, już przez bogatsze dzielnice. Dopiero teraz Lilla zrozumiała powszechne wychwalanie miasta. Pięknie zdobione domy z marmurów, pełne ozdobnych rzeźbień i portyków wzbudzały w niej niekłamany zachwyt. Ludzie ubrani w atłasowe szaty zachowywali się zupełnie inaczej niż w Taldze, czy gorszych dzielnicach Midd. W swojej kolczudze i wioskowej odzieży paladynka po raz pierwszy poczuła się jak prowincjuszka. Nie była jednak niepokojona przez straże, symbol na jej piersi całkowicie wyjaśniał gdzie zmierzała.
W końcu dziewczyna dotarła do miejsca przeznaczenia… i otworzyła szeroko usta. Świątynia była największym budynkiem jaki w życiu widziała. Piękne zdobienia, złote ornamenty, cudowne kolumny i olśniewające statuy. Wokół był cudowny ogród pełen roślin, których nazw prawdopodobnie Kelvarówna nie umiała wymienić. Jakże to wszystko było inne od małej kapliczce w Taldze! Przez króciutki moment miała ochotę odwrócić się i uciec, ale było to tchórzostwo niegodne paladyna. Dumnie podniosła głowę i z poważną miną wkroczyła do środka. W środku było jeszcze piękniej. Ale ani kolorowe witraże, ani ławy ze szlachetnego drewna nie mogły odwrócić uwagi dziewczęcia od przystojnego kapłana, który wyszedł na spotkanie.
- Pani! Witaj w świątyni Lathandera, Pana Poranka. Dziś co prawda bóg jest nieco zachmurzony, lecz na pewno obdzieli cię swą radością i łaską!
Był niczym awatar bóstwa, twarz jego była gładka, otoczona jasnymi włosami, błękitne oczy wpatrywały się w nią z uśmiechem. Wyrzeźbiona muskulatura doskonale została podkreślona żółto-białą szata. Na drodze Lilli stanął właśnie ideał mężczyzny. Awatar czy też nie, jego uwagę skupiły duże piersi dziewczyny, a co za tym idzie symbol.
- Wierzysz, czy służysz, piękna pani? Me imię Joseph, pozwól, że oprowadzę cię po Middyjskiej świątyni. Smutek na twym obliczu zasępia mnie i na pewno zasmuca naszego pana. W końcu czyż nie kazał on nam się radować z każdego dnia?
- Wierzę i służę -w końcu udało jej się wydukać słowo, kiedy piękny młodzian wziął ją pod rękę i zaprowadził w głąb świątyni- Ja nie jestem smutna, tylko… zdziwiona. Nie widziałam jeszcze nigdy niczego tak przepysznego.
-Mówisz o świątyni? Zaprawdę staramy się uczynić ją godna naszego Pana, ale to jeszcze nic. Musiałabyś zobaczyć świątynie w Procampur. A skąd pochodzisz skoro obce jest Ci wygląd świątyń Pana Poranka?
- Z Talgi, to kilka dni drogi od Midd. Jest tam mała świątynia, kapliczka raczej i tam odkryłam swe powołanie.
- Z Talgi powiadasz… starszy Kapłan Alastair wspominał kiedyś, że miał tam znajomych z lat młodości również stanu kapłańskiego. Myślę, że chętnie usłyszy co u nich słychać. Jeśli Ci się nie spieszy mogłabyś z nim porozmawiać.


Lilli nigdzie się nie śpieszyło, a nawet jeżeli pięknego chłopaka mogła by słuchać (i patrzeć) godzinami zapominając o świecie. Tak więc bez żadnych protestów zostawiła broń w odpowiedniej komacie i pozwoliła się zaprowadzić do części niedostępnej dla wiernych, do komnat prywatnych. W pokoju siedział staruszek o dobrotliwym spojrzeniu, ubrany w czerwono-żółte szaty.
- A kogo mi prowadzisz Josephie drogi? Ooo paladynka, witamy witamy.
- Ona pochodzi z Talgi Dawco Świtu, pomyślałem, że to Cię zainteresuje.
- Z Talgi doskonale, czyli rozumiem, że uczyłaś się w tej małej kapliczce nieopodal. Powiedz mi czy nadal przewodzi tam Dawca Świtu Jacob?
- Niestety nie, zmarł jakieś dziesięć zim temu, nie zdążyłam go poznać.
- Tak czasami bywa… Dobry był z niego człowiek, ale marny kapłan Lathandera. Nigdy nie rozumiał podstawowych dogmatów i zdaje się, że tworząc tą swoją małą trzódkę na uboczu nie przekazywał tego co zostało przekazane… Josephie drogi może zaprosisz naszego uroczego gościa na lekcję dla młodzieży, co by mogła skonfrontować swoje nauki i może rozchmurzyć uroczą twarzyczkę?


Młodszy kapłan ukłonił się tylko i z uśmiechem powiódł paladynkę do innej komnaty, tłumacząc pod drodze, że w sprzyjającej aurze lekcje odbywają się na świeżym powietrzu. W niedużej, odrobinę skromniejszej komnacie, na środku stała śliczna kapłanka, wokół której siedziała gromadka dzieci. Lilla i Joseph przysiedli trochę dalej by nie przeszkadzać w nauce, ale na tyle blisko by dokładnie wszystko słyszeć. Uczniowie opowiadali właśnie co zapamiętali z dogmatów boga słońca. Kelvarówna słuchała ich na tyle uważnie, że zapomniała nawet o swym przecudnym towarzyszu, wstrząsnęła nią myśl, jak to wszystko było nowe!

„Staraj się zawsze pomagać, dawać nadzieję, krzewić nowe idee i walczyć o powodzenie dla całej ludzkości oraz jej sojuszników. Twym świętym obowiązkiem jest dbać o wzrost roślin, pielęgnować rozwój istot i pracować nad odrodzeniem oraz odnową wszystkiego, co żyje. Doskonal siebie i bądź płodny w kwestiach ciała i umysłu. Gdzie się tylko udasz, rozsiewaj nasiona nadziei, nowych idei i planów.”-dziecęcy głosik gładko wyrecytował prawdy wiary.
To znała, tego ją uczyli, może niedokładnie w tych słowach, ale rozumiała to sercem.

”Przedstawiaj wszystkim ich przyszłość w różowych barwach. Rozważaj konsekwencje swoich działań tak, aby nawet twój najmniejszy wysiłek przyniósł największą i najlepszą nagrodę. Unikaj wszelkiego zła, mając przy tym na uwadze, że ze śmierci rodzi się życie, że zawsze nadchodzi nowy poranek, że porażkę można przemienić w sukces.
Większy nacisk kładź na pomaganie innym niż na ścisłe posłuszeństwo regułom, rytuałom i dyskusjom starszych.”


Tak naprawdę te słowa zszokowały dziewczynę. Jak to tak? Najmniejszy wysiłek? Nieposłuszeństwo regułom? Jakże to tak???

Próbując to pojąć, przestała patrzeć i słuchać roześmianych dzieci. I dopiero te słowa kapłanki przywróciły ją do rzeczywistości:
- … jak widzicie Dawca Świtu przywiódł ku nam gościa, to święty wojownik Lathandera, myślę, że jak będziecie miały jakieś pytania to chętnie na nie odpowie.
Dzieci jak na zawołanie otoczyły Lillę i jedno, przez drugiego śmiało poczęły zadawać pytania.
- A gdzie masz miecz, słyszałam, że Paladyni mają duuuuże miecze…?
- A ilu goblinów, i orków, i ogrów i trolli i bandytów i złych zabiłaś…?
- A widziałaś północne zimne krainy…?
- Albo chociaż Procampur…?
- Dlaczego zostałaś paladynem …?
- A masz konia…?
(…)

Pod takim naporem pytań i wątpliwości, widząc zaciekawione dziecięce twarzyczki, po raz pierwszy tego dnia Kelvarówna się roześmiała i z ochotą przystąpiła do odpowiadania.
Po pewnym czasie przerwał to Joseph.
- Dobrze już dobrze, bo zamęczycie naszego gościa. Zmykajcie na obiad- gdy gromadka w końcu się rozeszła wstał i podając dworsko rękę pomógł wstać Lilli- Ty też pewnie jesteś głodna, uczyń nam ten honor i zjedz z młodszymi kapłanami. I cieszę się, że w końcu usłyszałem Twój śmiech.
- Wszystkie te dzieci przystąpią do stanu kapłańskiego?
Joseph przecząco pokręcił głową.
- Tylko niektóre, większość odejdzie by zarządzać majątkami swych szlachetnie urodzonych rodziców. Ale któż wie, może któreś z nich po dzisiejszym dniu zdecyduje się zostać paladynem, tak zachęcająco o tym opowiadałaś. - spojrzał na nią żartobliwie i z uśmiechem poprowadził do refektarza. W środku miejsce już zajmowała rozbawiona młodzież płci obojga, wesoła i flirtująca. Z nieustannym śmiechem znaleźli miejsce dla Lilli i błyskawicznie wciągnęli ją w dyskusję, sprawiając, że zapomniała o swych brakach w wykształceniu i chłopskim pochodzeniu, bez żadnych kompleksów wdając się w rozmowę. Na stole było już wyszukane (przynajmniej jak dla Talgijki) jadło: delikatne mięsa w pysznym sosie, zupa, którego smaku nie mogła rozpoznać i świeże pieczywo.
Po posiłku wraz z nowymi przyjaciółmi paladynka udała się do sali ćwiczeń. Tam wdała się w pozorowane pojedynki pełne śmiechu, ale jednak męczące. Dopiero promienie zachodzącego słońca przywołały dziewczynę na powrót do rzeczywistości. Pożegnała się z kapłanami i w towarzystwie Josepha, zabierając po drodze swoją broń, udała się na dziedziniec.
- Muszę wrócić do swoich przyjaciół- usprawiedliwiła się, ale na jej twarzy z powrotem pojawił się smutek.
- Pewnie macie jakąś ważką misję do wypełnienia jak to zwykle mają paladyni - roześmiał się, po czym ręką podniósł jej podbródek sprawiając, że spojrzenie dwóch par błękitnych oczu spotkało się-Nie smuć się, masz za ładny śmiech by pozbawiać świat jego brzmienia.Do zobaczenia.
Pochylił się i jego usta musnęły wargi Lilli, po czym wrócił do świątyni zostawiając zdumioną dziewczynę samą.


Lilla jak nieprzytomna wracała do karczmy. Nie pamiętała twarzy ludzi mijanych, nie pamiętała ulic, przed oczami miała ciągle twarz młodego kapłana. Tylko instynkt ją chyba doprowadził na miejsce. Przed samym wejściem potrząsnęła kilka razy głową by przywrócić się do rzeczywistości, po czym wkroczyła do środka, od razu dosiadając się do przyjaciół, którym z napięciem poczęła opowiadać cuda jakie widziała.
- …a te portyki, witraże… Musielibyście zobaczyć ogrody, pełne owoców, drzew egzotycznych i statuy Lathandera…- zamilkła jakby jakaś myśl ją uderzyła. Będąc w swojej matczynej świątyni obecność boga, mistycyzm były niemal dla niej namacalne, to głównie przez nie w głowie dziecka zrodziła się idea służby bogu. A w świątyni w Midd ani przez moment nie doświadczyła tego. Gdzie w takim przypadku był Pan Poranka w Middyjskiej świątyni?
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 16-01-2009 o 18:31.
Nadiana jest offline  
Stary 16-01-2009, 23:52   #172
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post powstały z pomocą Hellian

Nie było ogona, nie było problemu...Aldym w duchu liczył, iż ów śledzący Silię „dobroczyńca” jest tylko efektem jej wyobraźni i nadmiernej czujności. Elev pognał za Aleksandrą, Jens i Silia (razem !) udali się na zakupy. Trochę żałował iż Lilla samotnie uda się tam, gdzie miała się udać. A los bywa ironiczny. Okazało się bowiem, że i jemu przypadła samotna wędrówka. Elizabetha bowiem sama udała się w i miasto, po krótkiej rozmowie z Aldymem. No cóż...Osamotniony kapłan ruszył w miasto, martwiąc się nieco bezpieczeństwem rudowłosej wybranki swego serca. Niestety, niewiele mógł poradzić na obecną sytuację.
Midd...Miasto było spore i dostarczało Aldymowi tylu wrażeń, chodził po uliczkach i oglądał wystawy, przy okazji zakupił też bełty do kuszy. Poszedł też do największych świątyń w mieście by podziwiać ich zdobienia i dzieła sztuki w nich zgromadzone. Gdy nasycił już pięknem swe oczy oraz dozbroił się, zajął się głównym celem swej wędrówki.
Krótka rozmowa z przechodniami potwierdziła istnienie świątyni Sune w Midd, choć ciężko było dowiedzieć się, gdzie dokładnie ów przybytek się znajduje. Niemniej uzyskawszy jako takie wskazówki. Świątynia znajdowała się w lepszej części miasta, ukryta wśród rezydencji...Pojawienie się tutaj Aldyma niektóre kobiety przyjęły z ciekawością, a nawet wręcz nadmiernym entuzjazmem. Ale na słowach się to kończyło, jakoś bowiem Aldym nie miał ochoty na nawiązywanie gorętszych znajomości.
Sama świątynia była malutka, choć urokliwa...Otaczający ją ogród współgrał z pięknymi rzeźbami (które ciężko było posądzić o skromność) wskazującymi wejście do środka.
W środku świątyni była tylko jedna kapłanka, mające już swe lata. Mimo to nawet czas nie zdołał zetrzeć piękna z jej twarzy, ani zniszczyć nienagannej figury. A szaty tylko podkreślały jak piękna była kiedyś, i jak wiele piękna zachowała do dziś.
- Nowicjusz Aldym z świątyni Amberhill składa pokłon opiekunce świątyni z Midd.- rzekł skłaniając się przed kobietą.
Kapłanka skineła z uśmiechem głowę i wskazała marmurową ławkę obok mówiąc.- Witam cię w Midd Aldymie, jestem Cersi, naczelna kapłanka świątyni Sune. Co nowicjusza z Amberhill sprowadza do tego miasta?
- Dla mnie nastał czas wędrówki. A los, oraz pewna kobieta zagnały mnie do Midd.- odparł Aldym siadając na marmurowej ławce.- Choć zdziwion jestem ciszy jaka tu panuje. Myślałem że w tak wielkim mieście jak to, świątynia Sune będzie bardziej ... pełna życia. Ile kapłanek tu służy?
-Nie jest to miasto łaskawe dla Sune. Służę tu tylko ja i Erica, moja uczennica. Dbamy o ten przybytek, resztą zajmują się władze miasta. To miasto Waukeen, Aldymie. Niewielu ma tu czas na miłość.-
odparła kapłanka z lekką melancholią w tonie głosu.
- Rozumiem.- odparł Aldym, spojrzał na ołtarz i zawieszony nad nim symbol. Następnie rzekł. - Arcymag Midd, Martus Kallor. Czy będzie niegrzecznością, spytać o twoją opinię na jego temat?
Kapłanka zamyśliła się słysząc to imię. I dopiero po chwili odparła.- Nie znam go, chociaż jak każdy słyszałam o nim wiele. Mieszka tu od bardzo dawna, ale niezbyt często opuszcza swoją wieżę, chyba tylko po to, by stawić się na żądanie księcia Midd.
-A Alexandra Merrik. Czy to imię jest ci znane?-
spytał Aldym.
- Nie kojarzę imienia. Szukasz jej?- odparła Cersi.
-Nie...bynajmniej nie ona jest źródłem mych wędrówek.- odparł ze śmiechem Aldym.- To inna kobietka jest źródłem mych pasji...i kłopotów.
- Kobiety zawsze są źródłem kłopotów dla mężczyzn, a mężczyźni dla kobiet. W tym także tkwi urok miłości.-
rzekła z łagodnym uśmiechem Cersi.- Jeśli jednak chcesz się zwierzyć ze swych kłopotów, to cię wysłucham. Po to tu jestem.
- Wyruszamy na jakieś bagna, opiekuję się grupką Talgian...To mi ziomkowie. Na tyle na ile się da podtrzymuję i rozpalam wśród nich żar Sune.
- rzekł kapłan. – Przyznaję, jednak że jest wśród nich kobieta, która...Do której me serce ciągnie, ale jednocześnie...To skomplikowana. Ona jest skomplikowana. Nie wie czego chce. A może ja, zbyt wiele wymagam. Sam już nie wiem... Może się mylę.
-Młodość, mój drogi nowicjuszu, rządzi się swoimi prawami. Ostatecznie wszystko zawsze się klaruje a nasze serca kierują się we właściwym kierunki. Zważ na to, czy sam wytrzymałbyś z jedną kobietą. Czy nie przeszkadzałoby to szerzyć naszych nauk. Pochopne decyzje są tymi najgorszymi, zwłaszcza, jeśli myślisz o czymś poważniejszym. -
kapłanka mrugnęła okiem i uśmiechnęła się lubieżnie, jasno dając do zrozumienia, że przelotne "znajomości" nie są dla niej niczym złym.
Na koniec wypytał Aldym Cersi, o karczmę godną polecenia i zaczął szykować plan, który miał go doprowadzić... do całkiem innego rezultatu, niż ten który ostatecznie się wyszedł.
Kapłan podziękował Cersi za pomoc i rady, pomodlił się wspólnie z nią do Sune, o powodzenie swych planów. I obiecał jej , że tu wróci...I zamierzał dotrzymać tego słowa, choćby po to, by poznać Ericę. Nie tylko dlatego, że zapewne była skorą do zawierania „znajomości” i piękna dziewuszką (jak wszyscy członkowie kleru Sune), ale że była nowicjuszką jak on. Aldym był jedynym uczniem w świątyni Amberhill i chciał poznać innych uczniów.
Gdy młody kapłan przyszedł do karczmy ”Mały Johan”, zastał tam tylko Rudowłosą Beth. Takiej okazji nie mógł przegapić. Była tylko ona i miał dość czasu by zrealizować swój plan.
Podszedł więc do niej, skłonił się dworsko.- Czy uczynisz mi ten zaszczyt milady? I udasz się ze mną na zwiedzanie i posiłek?
- Przestań już z tą milady. –
Elizabetha uśmiechnęła się na widok Aldyma - Pewnie, że się udam. Jeszcze mamy dużo wolnego czasu.
Ruszyli przez miasto. Aldym prowadził ją poprzez targ, by mogła oczy swe nasycić tą najbarwniejszą częścią miasta. On sam zaś zabawiał ją opowiadając anegdotki ze swego dzieciństwa i służby we świątyni. A to jak raz z Jensem i bratem Lilly i jeszcze dwoma chłopakami starego Berta udali się w nocy na leśne jezioro co by rusałki tańczące goło podpatrzeć. Takie bowiem historie usłyszał w świątyni.
- Żadnej rusałki żeśmy nie zobaczyli, za to komary wielkie jak wróble pokąsały nas piekielnie. Przez tydzień byłem bardziej „piegowaty”, niż ktokolwiek w Taldze.- zaśmiał się Aldym kończąc tą historię, a zaczynając kolejną. O tym jak powrzucał do szuflady z bielizną kapłanek nasiona róży. I jak nie mogły się powstrzymać od drapania w strategicznych miejscach podczas ślubnej ceremonii...
-Natarły mi wtedy uszu, oj natarły...jak tylko dowiedziały się czyja to sprawka.- mrugnął okiem do Elizabethy.- Ale i tak warto było.
Wkrótce przysiedli się przy jednym ze stolików w niedużej karczmie ozdobionej od frontu różanymi krzewami. Widać było, że właściciel skupił się jedynie na serwowaniu posiłków, nie noclegach. Bowiem sala jadalna była wielka, a jednocześnie sprawiała przytulnej, dzięki ozdobom rozwieszonym na ścianach, kwiatom przy oknach. I ładnym stolikom z wygodnymi krzesełkami. Czujnym oczom Elizabethy nie uszło także to, iż było tu pełno par.
-Elizabetho...-zaczął Aldym mówić nieco innym tonem niż dotąd.- chciałbym wiedzieć, co cię tak poirytowało u szewca.
- Poirytowało? – Elizabetha zmarszczyła brwi – No, może i tak. Przecież szewcówna odwróciła Twoją uwagę, siedziałam tuż obok Ciebie, Twoja sakiewka opadała luźno na ławę, a mi i tak się nie udało. Faktycznie trochę się zdenerwowałam. – podparła głowę ręka i wydęła usta niczym kilkuletnie dziecko – Ty jak się modlisz do Sune to Ci wychodzi, a ja ma dwie lewe ręce i jestem głośna jak niedźwiedź. – mówiła patrząc na kolorowy obrus na stole - Ale nie chcę teraz o tym myśleć. Bardzo Ci dziękuję, że chciałeś zostać w Midd na noc i zgodziłeś się na zasadzkę. Jesteś prawdziwym przyjacielem.
Aldym wybuchł śmiechem. - Elizabetho, co ty porównujesz. Każdy potrafi się modlić do bogów, a czary które rzucam są tylko wyrazem łaski Sune wobec mnie. Nie ma w tym żadnego talentu. Co innego garnki...Robiąc je, mogę sprawdzić swoje umiejętności. Ale magia? Nie ma z tym nic wspólnego. Nic dziwnego, że mi wychodzi, skoro tak naprawdę nic przy niej nie robię.
- To kapłanowi zawsze się udaje wymodlić to co chce? Nie wiedziałam. Będziemy coś jeść? Nie chce mi się iść na te bagna. Nie można by z tym Kallorem porozmawiać za pomocą czarów? –
Roześmiała się. – Jak Silia już będzie potężną czarodziejką to na pewno będzie potrafiła takie rzeczy.
-Cóż...skoro cię zaprosiłem.-
rzekł Aldym, przywołując kelnera skinieniem ręki. Po czym rzekł do niego.- Dwa kubki wina i co tylko sobie ma towarzyszka zażyczy.
-Też dwa kubki wina –
mrugnęła do kelnera, ale nie udało jej się utrzymać powagi – żartowałam, ja dziś nie piję wina Aldymie, mam jeszcze sprawy do załatwienia a zjem to co Ty.
-Tobie chyba też się miasto podoba, dużo ludzi z różnych stron, towary i barwy wszelakie, zgiełk. Miasto ma swój urok.-
rzekł Aldym obserwując z założonymi dłońmi Elizabethę.- Chociaż, nie aż taki jak by się mogło zdawać. Joisan mimo całej swej urody nie mogła odwrócić mojej uwagi od ciebie.
- To dobrze, szewc mimo całej swej urody też nie odwrócił mojej uwagi, to wyrównuje naszą cnotliwość. –
uśmiechnęła się do kapłana promiennie jakby nie mówiła nic złośliwego.
-Jak stwierdził jej ojciec...Niedawno zmarła jej matka i to sprawiło, że jest obecnie w takim stanie, jakim jest. Zastanawiałem się jakby tu jej pomóc. Ale skoro wyruszamy tak szybko...chyba nie będę mógł.- westchnął Aldym.- Do tego trzeba więcej czasu.
Aldym uparcie wracał do osoby szewcówny, mimo, że Elizabetha poprosiła go o zmianę tematu.
- Czemu chcesz jej pomagać? Do życia nikogo nie przywrócisz. A ona nawrzeszczała na mnie bez powodu i musiałam odgrywać tę komedię. Ja tam jej nie lubię. Ani jej ojca ucinacza rąk. Brzydkiej też byś tak chciał pomóc? Czy brzydka i niemiła to już za wiele?
Aldym już się prawie nabrał na te Elizabethy słowa o frustracji. Ale ten wybuch gniewu... To zimna niechęć. Kapłan westchnął. Kelner przyniósł kubek wina dla kapłana i dwa udka kurczaka w sosie buraczkowym.
- Wiesz...są różne rodzaje piękna.- odparł Aldym.- Czasami ciężko je spostrzec za pierwszym razem, ale...ono jest ukryte. Czeka tylko by je wydobyć.
Schylił się tak, że jego twarz znalazła się blisko twarzy Elizabethy. Spojrzał na nią, uśmiechnął się i rzekł.- Jesteś piękna w tym wzburzeniu, z wargami lekko wygiętymi, oczami pełnymi ognia, noskiem...drżącym. Wcieleniem ognistej burzy jesteś.
I pocałował ją delikatnie, czule...ale także i namiętnie. Tym razem gdy Aldym ją całował zamknęła oczy. Nie zrobiła tego ani razu tej wspólnej nocy nad jeziorem, gdy chłonęła wydarzenia wszystkimi zmysłami. Ten pocałunek był inny. Smutny, przynajmniej dla niej, czuły, przynajmniej ze strony Aldyma i niezbyt długi, bo nagle oderwała jego ręce od swego ciała i odsunęła się na drugi koniec ławy.
- Teraz mogłam ukraść Ci sakiewkę – powiedziała – Łatwizna. Może tak to będę robić.
Te słowa Aldym zbył wzruszeniem ramion...Miała rację, ale skoro myślała tylko o sakiewce. To trochę zabolało.
-A co do twego pytania. Pomijając płynna definicję piękna. To tak, pomógłbym ładnej dziewczynie i brzydkiej dziewczynie, krasnoludowi i elfowi. Półkorkowi jak i ...hmm... skończyły mi się przykłady.- Aldym przesunął dłonią po brodzie.- To naprawdę przyjemne uczucie...pomóc komuś. Zresztą sama wiesz o tym. Pamiętasz jak czułaś się uwalniając tego niedouczonego bandytę? Ja tak czuje się często.
- Nie pomogłam mu, bo chciałam, tylko bo musiałam. A Ty jesteś stuknięty. Pomaganie całemu światu to zajęcie dla wariata.-
Przez chwile milczała zastanawiając się nad dalszymi słowami. Faktycznie była wzburzona i poetyckie porównania Aldyma nie były dalekie od rzeczywistości. Może gdyby Aldym mniej skupiał się na uszczęśliwianiu całego świata zauważyłby, że przyszła do karczmy już zdenerwowana, a może nie, bo przecież usilnie starała się to ukryć. Niemniej Elizabetha poczuła się … dotknięta. Słowami o ukrytym pięknie, które potraktowała osobiście: „Jakbym była wybrakowanym przedmiotem, który jak się go ustawi w odpowiedni sposób, to nawet nie wygląda na zepsuty. Niech sobie głupek znajdzie nieukryte piękno” i podejrzeniem, że Aldym traktuje ją jak dziecko, a jej pragnienia jak dziecięce kaprysy.
-I jeszcze chciałam powiedzieć, że pomaganie komuś, kto źle traktuje twoich przyjaciół to nielojalność – Elizabetha wstała. – Pojdę już sobie. Następnym razem jak mnie wyciągniesz na schadzkę wynajmij po prostu pokój. Och! – tupnęła nogą –muszę iść, bo inaczej chyba Cię czymś walnę. Do tego głodna jestem.
I rudowłosa wybiegła z karczmy.
Aldym pobiegł za nią aż do drzwi karczmy i w nich krzyknął.- Nie będzie następnego razu...Teraz to wiem! Omyliłem się co do ciebie! Myślałem, że jesteś dobra i wrażliwa, myślałem że potrzebujesz przyjaźni...Do licha!...Myślałem, że jestem dla ciebie chociaż przyjacielem. A wygląda na to, że tylko sługą! Myślałem, że chociaż wobec siebie jesteś szczera. Ale teraz widzę, że się łudziłem! W wielu dotyczących ciebie sprawach!
Wykrzyczawszy swą furię, wszedł z powrotem do karczmy. Zamknął z hukiem drzwi i usiadł przy stoliku... Przyjaźń! Co oni wiedzą o przyjaźni?!
Elizabetha, Elev...nawet Lilla. Dla nich przyjaciel, to piesek wiernie słuchający ich rozkazów, idący za nimi bez cienia wątpliwości i sprzeciwu. Niewolnik z własnej woli. Pochlebca potakujący przyklaskujący każdej ich wypowiedzi...
Aldym nie zamierzał być tego rodzaju przyjacielem... dla nikogo.
Kapłan uderzył ręką w stół, wyładowując swój gniew. Nie wszystko co powiedział w drzwiach było prawdą, ale Aldym uznał, że wszystko to musiała Elizabetha wysłuchać.
Kapłan miał dość...czekania, łudzenia się że wreszcie dziewczyna uporządkuje swe życie uczuciowe, znoszenia jej zmiennych nastrojów, potakiwania jej we wszystkim i usługiwania...Aldym miał dość towarzystwa Elizabethy. Przynajmniej na jakiś czas.
Potrzebował odpocząć od niej i od tej, coraz bardziej irytującej, relacji między nimi. Myślał nawet nad pozostaniem w Midd podczas gdy reszta drużyny uda się na bagna, ale obiecał Silii pomoc. Na szczęście na bagnach nie będą mieli okazji do przebywanie tylko we dwoje...I dobrze! Bo była to bowiem rzecz, której Aldym pragnął najmniej.
Do karczmy „Mały Johan” wrócił Aldym dość późno i w wstanie wskazującym. Był jednak nie dość pijany, by jego krok był chwiejny, a mowa bełkotliwa. Jednak rumieniec na policzkach świadczył o płynących w jego żyłach alkoholu. Był też poirytowany i ponury... Nie zainteresował się nikim, a spojrzenia Elizabethy i jej samej, wręcz unikał. Nie zauważył też rozanielonej miny Lilly. Którą, w innej sytuacji, na pewno by się zainteresował. Wzburzony i posępny, usiadł z boku i wpatrywał się w stół. Przez głowę przelatywały mu różne myśli. Pamiętał o planach zasadzki, na natrętny ogon czarodziejki. Zasadzki, teraz całkowicie obojętnej Aldymowi...Niemniej miał zamiar w niej uczestniczyć. Choć tylko dlatego, żeby nie dopuścić do niepotrzebnego rozlewu krwi.
Ale samo planowanie zasadzki obchodziło kapłana tyle, co zeszłoroczny śnieg.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-01-2009 o 14:11.
abishai jest offline  
Stary 17-01-2009, 00:12   #173
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Wybiegła z karczmy trzaskając drzwiami. Jakby nie usłyszał niczego, z tego, co mówiła, i jeszcze okazało się, że wszystko, co się zdarzyło, to było jakieś dostrzeganie ukrytego piękna. Jakieś cholerne ćwiczenie wyobraźni.

Aldym wybiegł za nią. Zwolniła z nagłą nadzieją, że ją dogoni i powie, co trzeba, a ona sama przestanie czuć się jak nie dość ładne i grzeczne dziecko. Ale kapłan wykrzyczał swoje pretensje.

Teraz Elizabetha przestała już biec. Nie odwróciła się, ale słuchała uważnie, idąc coraz wolniej i tylko z każdym zdaniem Aldyma podnosząc wyżej głowę.

Miał oczywiście rację. Nie była dobra ani wrażliwa. I nie potrzebowała przyjaciół. Świetnie radzi sobie sama. Aldym przecież nie wiedział nawet o połowie jej występków a już ją znienawidził. To najlepiej świadczyło o tym jak jest zła i samolubna. Nie dziwi się wcale, że jej nie polubił. Sama sobie zawiniła i, w tym też ma rację, siebie też okłamywała - jak mógł ją lubić skoro jej w ogóle nie znał? A teraz jeszcze uznał, że nie warto poznawać.

Nagle okazało się, że to okropne wspomnienie - tamta noc pod gwiazdami, kiedy Aldym opowiadał jej o niej samej, trochę poetyckimi słowami i dużo bardziej dotykiem, pocałunkami i namiętnością. Jakże teraz żałowała, że wszystko pamięta tak dobrze, że starała się wtedy by nie umknął jej żaden szczegół. Powinna była zachowywać się wstrzemięźliwiej. Przecież to jest możliwe. Inne dziewczyny to potrafią. Nie muszą tak od razu pchać się w ogień. A ona? Jakby gnał ją dziki gon. Wszystko zaraz. Wszystkiego musi dotknąć i spróbować sama. Czuła jak robi się kredowo biała, prawie chora z zażenowania i wstydu, że to, co brała za prawdziwą namiętność było tylko darem od kapłana Sune, który lubił pomagać wszystkim.

Szła przez Midd pchana intuicją, wolą przetrwania instynktowną jak u zwierzęcia. Pewnie zraniona fizycznie zachowywałaby się podobnie, jakby umysł wycofał się głęboko, bo wszystkie myśli prowadziły w złe strony. Kierowały nią zmysły, bo te tak łatwo nie przestawały działać i wreszcie zatrzymała się w miejscu, do którego szła, sama nie wiedząc o tym, i do którego kierowana pamięcią pewnie by nie doszła. Ten warsztat kowalski w ubogiej dzielnicy mijała raz. Przypatrywała mu się wtedy chwilę, niezbyt długą, wabiona przez inne, obce, bardziej atrakcyjne rzeczy. Teraz weszła do środka.

Było tu bardzo ciepło i raczej brudno. Przy palenisku stał żylasty mężczyzna, bosy, ubrany jedynie w czarny fartuch i spodnie. Czeladnik, nie mistrz kowalski, ale tego Elizabetha nie wiedziała, nie znała restrykcyjnych przepisów cechowych ograniczających ilość rzemieślników. Elizabetha zatrzymała się naprzeciwko niego wpatrzona w wielki młot spadający właśnie na żelazo.
-Co jest? To nie sklep dziewucho. Poszła.
Pokręciła głową zaprzeczając temu nie –przyjęciu.
- Zostanę chwilę.
Nie widziała kosego spojrzenia, oceniającego czy jest wariatką, którą trzeba pogonić. Najwidoczniej zdała jednak egzamin, bo bez przeszkód usiadła na pieńku przy piecu i dalej wpatrywała się w miarowe uderzenia młota. Na szerokich plecach mężczyzny drgały mięśnie, mocne, napięte od ciągłego wysiłku, zapach rozżarzonego żelaza wwiercał się w nozdrza. Bladość dziewczyny ustąpiła rumieńcowi, czuła jak po plecach i dekolcie spływają jej kropelki potu. Ściągnęła kurtkę, lniana bluzka kleiła jej się do ciała.
- Podaj cęgi – mężczyzna postanowił zrobić użytek z niespodziewanego gościa.
Podała.
- Nie te. Większe. Te są dobre do podków.
- Trzymaj – ułożył jej dłonie - Tylko nie puść, bo sobie krzywdę zrobisz. Zastąpisz chorego dzieciaka, skoro chce Ci się tutaj siedzieć.

Kawał metalu podskakiwał na kowadle. Dźwięk roznosił się niewielkim echem, bolały ją zaciśnięte dłonie. Nie czuła mijania czasu. Miała mało siły, dlatego i ojcu niezbyt często zdarzało jej się pomagać, ale zawsze lubiła kuźnię. Teraz męcząc się nad rozgrzaną surówką, patrząc jak wygniata ją ciężki młot, czuła jak we dwójkę zmieniają zasady świata. Panowali nad metalem.

Kiedy skończyli uśmiechnęła się z wdzięcznością do mężczyzny. A jego wzrok zatrzymał się na jej wilgotnej bluzce.

Zadrżały jej ramiona. Pamięć pocałunku, sama nie wiedziała już którego, uderzyła ją niczym haust gorącego powietrza. Mężczyzna zrobił krok w jej kierunku a rozgrzane narzędzie wypadło z rąk. Nie wiedząc co robi spróbowała zatrzymać upadek. Krzyknęła z bólu unosząc oparzoną dłoń.
- Pokaż – chwycił jej rękę wręcz brutalnie. Po twarzy Elizabethy ciekły łzy bólu.
- Siadaj. Zaraz wrócę. – Posadziwszy nieopierającą się Elizabethę z powrotem na pieńku ruszył w kierunku drzwi do wnętrza domu - I nie bój się - rzucił jeszcze przez zaciśnięte zęby - Nic ci nie zrobię.

Wrócił zaraz z garnczkiem zsiadłego mleka. Elizabetha z ulgą zanurzyła dłoń.


Wracała do karczmy umorusana i spocona. Z policzkami brudnymi sadzą rozmazaną łzami, z dłonią cały czas wetkniętą w podarowany garnek. Od czasu do czasu po jej buzi toczyła się nowa łza. A dziewczyna zastanawiała się czy powinna dziękować Tymorze za to zdarzenie powstrzymujące ją przed pokusą, którą czuła tam w kuźni, czy też raczej nie łudzić się, że coś powstrzymała, bo niektóre wydarzenia są tylko kwestią czasu i nie oszuka swojej natury tak łatwo.

Za to teraz wiedziała, który pocałunek najsilniej palił jej wspomnienia.
 
Hellian jest offline  
Stary 18-01-2009, 13:22   #174
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
L & M

Wyprawę za miasto wziął za dobrą monetę. Nie dość, że było zabawnie to jeszcze poznali w końcu kogoś kto w całym tym kipiącym garnku miejskich małostek wydawał się sympatyczny. Alexa, jak kazała na siebie wołać, wyjaśniła więcej niż było trzeba i kwestia dalszego planu znów była prosta. Pójść na bagna i odnaleźć zaginionego Kallora. Prawdziwe bagna. Koło Talgi nie było nawet trzęsawiska, nie mówiąc już o bagnach z prawdziwego zdarzenia. Myśl, że w końcu zobaczy i pozna tak niebezpieczne miejsce podsycała w nim zapał i podniecenie i w efekcie chłopak całkiem już zapomniał o utraconych oszczędnościach. Pogwizdując sobie gdy wracali do miasta widział już oczami wyobraźni podtopiony łęg olchowy i porastające go, las trzciny i mięsożerne rośliny, o których Jasper czasem wspominał gdy potrzeba było nastraszyć gówniarzy. Obszar niezbadany z natury, który mieli zbadać...

Silia zaproponowała, że skoro i tak wybiera się na targ, to postara się sprzedać wspomniany ekwipunek. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zachować sobie jednego z mieczy tak jak Aldym postąpił z kuszą, ale jakoś tak stal mu specjalnie nie leżała w ręku i w końcu odparł tylko, że w takim razie z przyjemnością pomoże jej taszczyć ten cały osprzęt. I tak po krótkim umówieniu się u Małego Johana po chwili zostali sami we dwójkę. Jens wziął miecze i jedną z kusz przełożył poprzecznie za łuk. Silia wzięła ostatnią kuszę, a drugą ręką chwyciła łowczego za dłoń i pociągnęła go pospiesznie, bo już widziała na sobie ten cudny materiał w odcieniach zieleni i koniecznie chciała mu się pod nim zaprezentować.

Targowisko mogłoby swoim rozmiarem pochłonąć całą Talgę. Było w tym coś przerażającego zważywszy na fakt, że Silia obejrzawszy parę sukni, w niskiej granicy cenowej, stwierdziła że żadna do niej na razie nie przemówiła. Cokolwiek by to miało znaczyć. Przy piątym już straganie włókienniczym, Jens obwiązał całe uzbrojenie, którego jeszcze nie spieniężyli, swoją liną i położył przy swoich nogach. Zapowiadało się, że szybko stąd nie odejdą. Bardzo pomocna handlarka pokazywała oczarowanej półelfce cały świat sukni z najtańszego włókna lnianego i nieco droższej wełny. Ta z kolei co i rusz brała którąś do ręki i przykładając do siebie pytała łowczego, czy dobrze by leżała, czy nie za bardzo wykrojona, czy nie za skromna, czy pasuje pod kolor oczu, czy dobrze w talii wcięta i tym podobne pytania. Łowczy z początku patrzył z rozbawieniem na jej zaaferowanie, ale już wkrótce senność zaczęła go morzyć i raz po razie musiał się odwracać, by nie zauważyła jak ziewa. Nie chciał psuć jej przyjemności. Jego uwagę natomiast przykuł stragan obok. Na stołach porozkładane były skóry zwierzyny łownej zarówno w formie surowej do dowolnych zastosowań jak i wytrawionej do celów grzewczych i ozdobnych. Z tyłu na krześle siedział niebyt imponująco ubrany starszawy mężczyzna, który bez większego zainteresowania przyglądał się ludzkiemu kłębowisku przewalającemu się przez bazar.
- A ta??? - Silia przyłożyła do siebie kolejną sukienkę i kołysząc nią i swoim ciałem spojrzała na Jensa wyczekująco.
- Ładna – rzekł obrzuciwszy okiem niczym chyba nie różniący się od poprzednich, fason – Kolor mi się podoba – dodał by wykazać nieco więcej czujności. Półelfka jednak spojrzała na nią raz jeszcze z przekąsem i odłożyła, by dalej czegoś szukać.
Uwaga Jensa na powrót skupiła się na sąsiednim straganie. W końcu nie wytrzymał i zapytał handlarza:
- Skupujecie też skóry, czy tylko sprzedajecie?
- Sprzedaję –
odparł krótko handlarz i obrzucił wzrokiem łowczego i po chwili dodał wskazując na małej wielkości skórę o srebrzysto szarym odcieniu – No chyba, że ci w ręce wpadnie takie cudo.
- To jakiś gronostaj? –
spytał łowczy przyglądając się skórze – Nie widziałem jeszcze takiego.
- Pewno że gronostaj. Biały. Ludziska często o niego pytają. Latem ma bure futro, a zimą białe. Zanim jednak całkiem zmieni, wygląda o właśnie tak. Jest go trochę na mokradłach na północy, a i na naszych można uświadczyć. Jak upolujesz, to przyjdź do mnie. Dogadamy się.
- Ta chyba za szeroka, nie? - głos Silii zmusił go by znów zainteresował się sukienkami – Co myślisz?
Odpowiedział zupełnie szczerze i nie pierwszy już dziś raz:
- Wolałem cię w tej jasnej – po czym nagle uśmiechnąwszy się szatańsko, dodał – choć najbardziej w skórce własnej.
Zaśmiała się na te słowa i szepnęła mu do ucha:
- Jeszcze mnie bez sukienki nie widziałeś... - niewinnie zamrugała oczami – I pewnie prędko nie zobaczysz – dała mu kuksańca w głowę za zbereźne myśli i wręczyła trzy srebrne monety handlarce.

Jak to z babami bywa, przed dobrą godzinę przejrzała tuziny sukienek a ostatecznie kupiła obcisłe spodnie, koszulę i kurtkę.
- Sukienki cudne, nie przeczę, ale spodnie bardziej praktyczne.

Wreszcie dotarli do miejsce, gdzie mieli sprzedać broń. Stragan obfitował we wszelakiego rodzaju używaną broń poczynając od zwykłych noży, a kończąc na wyszczerbionych toporach. Kupiec musiał zapewne mieć jakiś dobry układ z lokalnym kowalem i nie margał specjalnie na jakość zaproponowanych produktów. Łowczy rozwiązawszy pakunek jeszcze przez chwilę wahał się, czy nie zabrać dłuższego z brzeszczotów. Wziąwszy go do ręki zmarszczył jednak brwi i odłożył na stół.
- No weź ten miecz uparte nasienie! - Silia ponownie wcisnęła mu broń do ręki – Samym łukiem się nie zawsze obronisz. Łuk jest dobry tylko do ataku z dystansu. Możesz też sobie go używać żeby zapolować w lesie, ale jak dojdzie do zwarcia to sobie łukiem możesz co najwyżej w nosie pogrzebać! Albo co, wroga strzałą w oko dźgniesz? Bądź że rozsądny. Bierz ten miecz po prostu. Poćwiczysz trochę z Lillą i Elevem żeby chociaż względnie leżał ci w dłoni. -Wiesz, tak żeby w ostateczności był pod ręką.
- Aleś ty mucha natrętna. Ino opędzić się nie da jak sobie co ubzdurasz boś większa. -
odłożył miecz z powrotem na stół handlarza - Nie chcę miecza. Mierzi mnie stal. Ciężkie to, zimne, rdzewieje... eeee. Nie i już. Już prędzej sobie jakąś włócznię sprawię, albo kij solidny na początek. A łuku ty się nie czepiaj, bo jeden sprawny łucznik lepszy trzech wojów w zbroje okutanych.
- Dobrze, ale zanim sobie tą włócznie sprawisz weź na razie miecz. Zawsze będzie czas go później sprzedać, a w między czasie może się nadać
– zgarnęła miecz ze stołu i znów wcisnęła mu w dłoń.
- Aaaaaaa! Skaranie boskie! Nie, rzekłem. Nie chce miecza i koniec! Ja z mieczem to prawie jak Ty z... nie wiem... z tym korbaczem Aldyma. - odłożył miecz ponownie tym razem dalej od niej zastawiając dostęp do niego swoim ciałem. Gdy Silia sprytnie sięgnęła po drugi ze sprzedawanych, handlarz nie wytrzymał:
- No to ile tych mieczy będzie w końcu?
Odpowiedzieli niemal równocześnie:
- Jeden!
- Dwa!

Mężczyzna popatrzył na nich ze zrezygnowaniem, ale nic nie rzekł. Sam miał babę w domu.
- Dwa Silia. Nie wezmę tego żelastwa i jeszcze słowo na ten temat, a normalnie wyjdę z siebie i stanę obok.
Zaplotła ręce na piersi wyraźnie naburmuszona:
- Sprzedamy dwa – a do Jensa syknęła jeszcze z przekąsem – A jak ktoś będzie szarżował na ciebie i łuk cię zawiedzie to pomnisz me słowa. A ja cię ratować nie będę. No... Przynajmniej nie od razu. Może jak cię kto w ten łeb uparty parę razy zdzieli to coś do ciebie dotrze i lekcję jakąś wyciągniesz.

Silia mocno się targowała przy ustalaniu ceny i wreszcie stanęło na tej, którą wcześniej zasugerowała Aleksa. Półelfka jednak nie rezygnowała. Wzięła sobie chyba za punkt honoru, aby wyciągnąć od niego choćby ze dwie sztuki srebra więcej. -Handlarz był cierpliwy ale i jego zaczęła czarodziejka w końcu irytować swoją nieustępliwością.
- Mówię, czterdzieści srebrnych i ani miedziaka więcej.
Jens w końcu wziął do ręki oferowaną zapłatę i energicznie pociągnął rozgadaną półelfkę za sobą rzucając krótkie:
- Dobrze z panem robić interesy.

- Co myślisz o Aleksie? Ładna jest. - spojrzała na niego spod lekko ściągniętych brwi gdy powoli opuszczali targowisko w Midd - Ładniejsza ode mnie, prawda?
- Alexa? Aaaaa Alexa... - wywrócił oczami szukając odpowiedzi po najbliższych straganach - No wiesz... ma takie śmieszne oczy...
- Śmieszne? – takiej odpowiedzi się nie spodziewała, w efekcie zaśmiała się w głos – Masz rację, są trochę dziwne... - zadowolona z, -poniekąd mało błyskotliwej, ale bardzo dyplomatycznej odpowiedzi Jensa złapała go za rękę przeciskając się przez tłum przechodniów. - Sprawy ważne załatwiliśmy. Mamy trochę wolnego czasu, masz jakiś pomysł jak go spędzić? - spojrzała na niego wymownie i prowokacyjnie oblizała językiem usta. -
- Aaa wiesz... - błysnął porozumiewawczo białymi zębami - Skoro o tym mowa to chyba nie chce mi się wracać do tego Johana, a widziałem nie daleko domu Minillo dość spory park i taką fikuśną kamienną budowlę z wodą. Może się przejdziemy i zobaczymy? - i jeszcze dodał ciszej - tylko schowaj gdzieś te monety dobrze.
Odebrała od niego mieszek i przywiązała do paska dodatkowo zakrywając go połami płaszcza. A potem ujęła Jensa ufnie za rękę i z uśmiechem szepnęła:
- No to prowadź do tego parku. Zimno trochę co prawda, ale to nie przeszkoda, bo ja nie planuję nawet płaszcza zdejmować – zachichotała rozbawiona, ale widząc lekkie rozczarowanie na jego twarzy puściła mu oko i dodała – Chociaż, jeśli park będzie wyludniony to może się poświęcę. Zrzucę tą zmaltretowaną sukienkę i włożę nowiuśkie ubranie. Nie po to je w końcu kupiłam żeby teraz w plecaku nosić.

Na takie dictum tym razem on ją złapał za rękę i wybiegłszy spod okrywającego targowisko płótna, ruszyli biegiem przez leniwie padający kapuśniaczek, w kierunku przyświątynnego parku. Nie uszli jednak nawet pięciu metrów gdy drogę zastąpił im człowiek o pewnym siebie wyrazie twarzy i wręcz nachalnie wyciągniętym do półelfki bukietem kwiatów. Jens sięgnął po zatknięty za pas nóż.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 21-01-2009 o 19:39. Powód: usunięto zbędne informacje;]
Marrrt jest offline  
Stary 18-01-2009, 17:48   #175
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
kwestie i przemyślenia Jensa napisane przez Marrrta

Grupa się rozeszła i każdy otrzymał wreszcie okazję by skupić się na własnych sprawach. Cała ich wyprawa miała oczywiście nadrzędny cel, ale czasem to wręcz niezbędne, aby zająć się samym sobą. Aby odrobinę sobie dogodzić, odpocząć od siebie nawzajem i tego ciężaru odpowiedzialności, który dociąża ci barki. Bo Silia niestety czuła, że na jej wątłych barkach spoczywa aż za wiele. To fakt, że przyjaciele dzielili z nią ten ciężar i sprawiali, że rzeczywistość jawiła się bardziej znośną. Teraz jednak, gdy wmieszali się wraz z Jensem w tłum przechodniów, poczuła się jak pies spuszczony z łańcucha, jak liść na wietrze, jak dziecko biegnące po łące w słoneczny dzień! Nawet parszywa pogoda nie odebrała jej cudnego nastroju. Od razu się zaśmiała i chwyciła rękę łowczego zaciągając go w wyludniony zaułek i, dość niespodziewanie, wpijając się w jego usta.

Jens był zaskoczony, ale tylko przez moment. Prędko podjął jej grę, lecz Silia była zbyt podekscytowana i zniecierpliwiona. Powstrzymała go, kiedy chłopak właśnie zaczął poddawać się nastrojowi chwili.
- Później Jens – pocałowała go ostatni raz – Teraz chcę sukienkę kupić, potem sprzedamy broń, a później... Później zajmiemy się sobą – w jej oczach błysnęła iskra obietnicy.

Jens był chyba znudzony, mimo że dość zgrabnie starał się ten fakt zatuszować. Gdy półelfka śmigała między straganami z odzieżą, łowczy stał oparty o ścianę kamienicy i cierpliwie czekał aż dziewczyna da upust swoim kobiecym słabostką. Silia dostrzegła co prawda jego kilka stłumionych ziewnięć, nie była jednak ani na tyle litościwa by wszystko przyspieszyć, ani by choćby wyłączyć go z procesów decyzyjnych i dać mu święty spokój. Co chwila pytała myśliwego o opinię, bo przecież jemu się chciała podobać, ale gdy wreszcie po raz kolejny odparł, że „ta jest chyba najładniejsza”, a na suknie rzucił okiem zaledwie przez moment, Silia postanowiła dłużej go nie zadręczać i wreszcie coś kupić. O ironio, choć marzyła jej się modna sukienka, stanęło ostatecznie na zestawie podróżnym, ze spodniami, koszulą i kurtką.

Ze sprzedażą broni wcale nie poszło im szybciej. Kłótnie zdawały się same pchać się miedzy nich całkiem nieproszone. Ot, od słowa do słowa, i już się w nich obojgu gotowało, a wtedy przechodzili do wrzasków i strojenia min. Silia nie lubiła w sobie tych napadów złości. Przecież Jens był dla niej kimś ważnym, dlaczego więc nie potrafiła się z nim porozumieć? Może właśnie jego osoba wyzwalała w niej aż za duże emocje. Gdy ją dotykał czuła żar, gdy się zaś odzywał, i przypadkiem miał zgoła od niej samej odmienną opinię, wówczas z miejsca się piekliła.

Nagle jak spod ziemi wyrósł przed nimi ów człowiek, którego podejrzewała, że ją śledzi. Teraz w świetle dnia mogła dokładniej mu się przyjrzeć. Był od nich starszy, mógł liczyć sobie koło dwudziestupięciu lat. Rysy miał surowe, ale twarz całkiem przystojną. Długie włosy puszczone luźno, prosty nos i wąskie usta.



Zaskoczona zacisnęła dłonie na wręczonym jej bukiecie i nim się zorientowała mężczyzna wmieszał się w tłum i zniknął, tak samo szybko i tajemniczo, jak też się pojawił.
Wpatrywali się oboje z Jensem w karteczkę dołączoną do kwiatów. Wreszcie Silia, nieco speszona, odezwała się jako pierwsza:

- I tak mu nie ufam. Nie sądzę bym mu najzwyczajniej wpadła w oko. I o co chodzi z tym, że ktoś się interesuje naszymi poczynaniami? Może więc miałam racje? Może ktoś chce pokrzyżować nam plany?

- A kto mógłby o nas wiedzieć? - łowczy nachmurzył się nieco, a mina mu zmarsowiała - Przecież tylko Minillowi mówiliśmy co i jak, a Tyś tego paniczyka wczoraj spotkała... Tybald o niczym nie wie, a de Singwa ruszył w innym kierunku... Zresztą po co miałby o nas gadać. To jakiś zboczylas zbereźny, ot co.

- My nie musieliśmy nic nikomu mówić... - zerknęła na niego lekko poirytowana - Nie pomyślałeś o tych, którzy mogą na ten przykład trzymać z nekromantą? Jego co prawda zabiliśmy, ale nie wiemy czy nie był z kimś w zmowie. Z kimś kto wie o tej sprawie równie dużo co my, albo nawet więcej. Moim zdaniem to, kwestia czasu nim ten ktoś trafi na nasz trop. A na tego człowieka źle nie gadaj, pomógł mi zeszłej nocy, choć wcale nie musiał.

- A wyobraź sobie ze pomyślałem - rzekł rozdrażniony tym komentarzem - I jakby trzymał z nekromantą to by Cie wczoraj przecież nie odprowadzał. A w ogóle to co go tak bronisz skoro mu nie ufasz - spojrzał na nią podejrzliwie.

- Rety Jens! - znów na niego warknęła - Nie mówię, że ten, który dał mi kwiaty jest w zmowie z nekromantą! Wszystko przekręcasz, Mystra mi świadkiem, że ty po prostu nie słuchasz co ja do ciebie mówię! Twierdzę jedynie, że ktoś inny mógł być z w zmowie z nekromantą, mógł znać jego plany i wie już o jego porażce. Jeśli to intryga na tak dużą skalę to z pewnością nie działał sam. Zresztą facet od kwiatków mówił, że ktoś się nami interesuje, co potwierdza mnie w tych obawach – obróciła w palcach bilecik – A ta harfa to co w ogóle? To bard jakiś? Jak na barda za dużo wie. I wcale go nie bronię. W końcu sama chciałam byśmy go w zasadzkę złapali.

- No dobra, może masz rację - mruknął pod nosem zły na siebie, że na to nie wpadł... i zawstydzony, że mu to wypomniała - Ale i tak nie rozumiem po co ostrzega nas... to znaczy Ciebie. Mam złe przeczucie. Pomocna dłoń... myślałby kto.... Eh... Pokaż ten bilecik - wziął do ręki karteczkę z pośpiesznie lecz bardzo starannie napisanymi, paroma słowami i przyjrzał się uważnie znaczkowi - To raczej podpis, a nie jakiś tam znaczek. Pieczęć... spójrz. Tu się trochę rozmazało. Skoro się tak podpisuje to pewnie pod tym symbolem jest znany.... Myślę że powinniśmy przejść się raz jeszcze do tego Minilla przed pójściem do parku i zapytać go o to.

- Świetny pomysł. Może ta harfa, nie oznacza wcale pojedynczego człowieka a grupę, którą reprezentuje? Inaczej pewnie podpisałby się imieniem? Chyba, że znów wyolbrzymiam i to bard po prostu – zaśmiała się chcąc rozładować atmosferę, bo znów kłótnia nabrała rumieńców i trochę się zagalopowali we wzajemnych oskarżeniach – Do Minillo pójdziemy, ale najpierw chcę się przebrać i pozbyć się tej zrujnowanej brudnej sukni – patrzyła na niego jakoś prowokacyjnie i by potwierdzić prawdziwość swych słów zaczęła wolniutko rozwiązywać sznurowanie przy dekolcie.

- Ooo nie... Nie tu - rzekł i złapał ją za rękę nim rzemyk całkiem puścił poły dekoltu sukni. Uśmiech powrócił na jego usta gdy sama zbyła tamten temat. Odwrócił się i dodał - Wskakuj mi na plecy. Skoro tak się wstydzisz to z przyjemnością Cię zaniosę i nikt nie zobaczy tej "oh ah zrujnowanej brudnej sukni"... no przynajmniej nie tam gdzie ona teraz najwięcej pokazuje - odwrócił do niej głowę i puścił oko.

Nie musiał powtarzać jej drugi raz. Zakasała sukienkę i wskoczyła mu na barana perliście się śmiejąc. Jens obrócił się kilkakrotnie wokół własnej osi, aż zakręciło jej się w głowie, co przyniosło kolejną falę pisków i rozradowania. Do parku dotarli cali przemoczeni, bo deszcz ciągle zacinał. Skrawek zieleni był całkiem wyludniony, pewnie przez pogodę, ale im to było nawet na rękę. Weszli do malutkiej kamiennej altany i Silia niewiele myśląc zaczęła się rozbierać.

- Nie podglądaj Jens, bo cię czarami potraktuję – mrugnęła do niego okiem. Poczekała aż odwróci się do niej plecami i pośpiesznie zrzuciła z siebie sukienkę.

- No co ty? Ja? Podglądać? - na jego twarzy wykwitła mina niewinnego chłopca. Odwrócił się jednak i rozejrzał się po parkowych alejach, czy nikogo nie ma. Deszcz robił się coraz bardziej nieznośny więc nie dość, że nikogo nie zobaczył, to jedyne co słyszał to nabierające na sile dudnienie kropel wody o dach altanki. - Albo poczekaj chwilę - i obejrzał się z premedytacją wiedząc, że już ściągnęła sukienkę. Była taka jaką sobie wyobrażał wtedy gdy całowali się na sianie. Spływająca po nagich ramionach woda z przemoczonych włosów nadawała jej gładkiej skórze czarującego blasku... Nie dał jednak po sobie znać i tylko puścił do niej z uśmiechem oko szepcząc bezgłośnie.
- Mam cię.

Warknęła widząc kątem oka, że jej się przyglądał. Nic jednak nie powiedziała, bo zamiast znów wywoływać kłótnię chciała się zwyczajnie jak najszybciej ubrać. Długą chwilę zmagała się ze spodniami próbując wciągnąć je na wilgotną skórę. Potem sięgnęła po bluzkę ale Jens ją w tym ubiegł, wybitnie z siebie zadowolony. Półelfka oplotła się rękami zakrywając nagość i płonąc purpurą z wściekłości, a łowczy z uśmiechem triumfu zamachał jej przed nosem kawałkiem materiału.
- Jens nie bądź dziecinny. Oddaj albo... - nie mogła się zdecydować czym by go tu postraszyć – Albo... Albo cię zaczaruję, Mystra mi świadkiem! - odpowiedziała wymijająco i tupnęła bosą nogą.

Jej krzyki musiały zwrócić czyjąś uwagę bo za chwilę w progu altany stanął strażnik miejski bacznie się im przyglądając:
- Co tu się dzieje? - Silia usłyszała jego tubalny głos i zakłopotana otworzyła usta. Wyrwała Jensowi z ręki koszulę i wciągnęła ją na siebie, dzięki czemu przez krotką chwilę zarówno Jens, jak i niemłody już strażnik, mieli okazję podziwiać jej, mało imponujących rozmiarów, biust.
- Jens nie daruję ci tego – wrzasnęła znów czarodziejka całkiem nie zwracając uwagi na mężczyznę w mundurze i pośpiesznie kończyła się ubierać.
- Dzieciaki, za takie nieobyczajne zachowanie powinienem was do aresztu wtrącić. Park to nie miejsce na schadzki - strażnik wyglądał na stanowczego typa.
- Aresztu? - zapytali Jens i Silia prawie równocześnie z paniką malującą się na ich twarzach.
Rysy mężczyzny odrobinę złagodniały, jakby sam sobie przypomniał, że też był kiedyś w ich wieku i może nie powinien nazbyt surowo ich traktować.
- Dziś zakończy się tylko na pouczeniu, ale na bogów, znajdźcie sobie pokój! Żebym was tu więcej nie widział, zrozumiano?

Pokiwali głowami i na gwałt stamtąd wybiegli. Zatrzymali się dopiero pod drzwiami Minillo. Silia kompletnie zziajana, z wypiekami na twarzy, Jens zaś, w odróżnieniu od niej oddech miał miarowy jakby ten szaleńczy wyścig w ogóle nie miał miejsca. Ich spojrzenia nagle się spotkały i wybuchnęli, jak na zawołanie, nieskrępowanym śmiechem.

Minillo nie pałał może nadmiernym entuzjazmem na ich widok, niemniej zaprosił ich do środka i wysłuchał ich pytań. Półelfka zgięła kartkę na pół, by nie miał wglądu w treść wiadomości ale zarazem mógł przyjrzeć się dokładnie symbolowi harfy.

- Harfa? Dwie rzeczy mi się tylko z harfami kojarzą. - odparł rzeczowo - Elfy i Harfiarze. Ale ani o jednych, ani o drugich wiele nie wiem, tyle tylko, że o tych drugich lepiej nie pytać kogo popadnie. Bardzo pilnują swoją prywatności. Ale to nikt zły, tak słyszałem - wzruszył ramionami. - Chociaż nigdy nie słyszałem o nich zbyt wiele tu u nas, w Midd.
- A czym się owi harfiarze zajmują panie? Czy powinniśmy się obawiać, że się nami interesują? - dopytywała się dalej Silia.
- Nikt mi nigdy nie wyjaśnił, czym się zajmują. Chronią pokój, czy inne bzdury? Tak bym zgadywał. De Singwa pewnie by wiedział więcej, on zawsze wie. - skrzywił się
- Dziękuję panie za poświęcony nam czas – grzecznie się pożegnali i ruszyli już bezpośrednio do „Małego Johana”.

Jak się okazało do karczmy zawitali jako ostatni. Dosiedli się do stolika, przemoczeni i przemarznięci, i od razu zamówili po kubku grzanego wina. Wyłożyli reszcie nowiny o pojawieniu się tajemniczego „harfiarza”, jak i te skąpe wyjaśnienia, którymi podzielił się z nimi szewc.
Silia wyjęła z kieszeni zwitek papieru i puściła go w obieg by i reszta mogła dokładnie się przypatrzeć znakowi harfy. List nie był długi:

Cytat:
Ktoś interesuje się waszymi poczynaniami. Jeśli dowiem się więcej, to dam znać.
Ps. Twe lico naprawdę jest iście cudowne.
Treść postscriptum wolałaby co prawda zachować dla siebie, ale nie było potrzeby robić z tego wielkiej tajemnicy.
- Wygląda na to, że ktoś ma nas jednak na oku. Musimy mieć się na baczności, ale nie ma co popadać w paranoję. - powiedziała wychylając kubek do dna.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 18-01-2009 o 17:57.
liliel jest offline  
Stary 19-01-2009, 21:53   #176
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wieczór powoli zapadał, wy zaś powoli zbieraliście się w karczmie. Każdy prawie pogrążony we własnych rozmyślaniach lub z własnymi sprawami, teraz opowiadając o nich głośno albo kontemplując je w milczeniu. Alexa i Elev zdali relację z wynajęcia przewodnika, zaś dziewczyna dodatkowo zaproponowała nocleg w wieży maga, w jednej wolnej, kilkuosobowej sypialni. Nie wszyscy byli pewnie zainteresowani, ale zawsze był to darmowy nocleg. Wypiliście jeszcze po kubku wina czy kuflu piwa i rozeszliście się za swoimi sprawami i potrzebami. W większości pewnie spać, ale kto mógł tam to potwierdzić. W każdym razie na rano byliście umówieni pod wieżą Martusa Kallora. Podróż miała trwać dwie doby w jedną stronę, więc zapasy na pięć dni byłyby niczego sobie. Tam też mieliście się spotkać z przewodnikiem, tutejszym tropicielem o wdzięcznym imieniu Jorg.

***

11 Mirtul, Wiosna 1375

Dzień wstawał równie pochmurny jak poprzedni. Padało lekko, chociaż wiosennej mżawki prawie się nie odczuwało, wśród rosy, krzaków i drzew przy wieży arcymaga Midd. Jako pierwszy stawił się tam Jorg, już od świtu czekając na was cierpliwie. Średniego wieku mężczyzna nie miał zbyt ładnej aparycji, ale czego można było chcieć od człowieka spędzającego większość życia w lasach? Nieogolony, z brudnymi i zmierzwionymi włosami, siedział na pniaku, strugając sobie jakiś kijek. Uzbrojony w bardzo wysłużony łuk i kołczan z kilkoma strzałami, nie wyglądał zbyt groźnie. Nie miał też wiele więcej - myśliwski nóż i przewieszaną przez ramię torbę, wypchaną jednak dość solidnie. Również jego strój - mocna skóra, płaszcz z tego samego materiału i solidne buty, mówiły sporo o jego doświadczeniu.

Gdy zebraliście się już wszyscy, obrzucił was lustrującym spojrzeniem i cmoknął głośno.
-Ale się ferajna uzbierała, no.
Splunął na ziemię, odpędzając złe duchy.
-Słuchajta, bo nie bedem powtarzał. Leziemy dwa dni, w jedną stronę, ta?
Pytajnik na końcu zdania był bardzo retoryczny, zresztą nikt i tak nie miał zamiaru mu odpowiadać, a on nie miał zamiaru na odpowiedź czekać.
-Niby jakiego kwiata szukata, ale mnie to nie obchodzi. Ja prowadze do bagien, czekam aż skończyta i wracamy. Pierwszy dzień to lasy, ale trudne lasy. Drugi dzień to już mokradła. Ścieżkami zwierząt będziem się poruszać, więc łazić mi po moich śladach i nawet nie myślta, by kroka w bok zrobić!
Popatrzył groźnie, jakby chciał się upewnić, że dobrze zrozumieliście.
-Ty z łukiem. - wskazał na Jensa - Leziesz na końcu i baczysz, czy nic nie odkryło naszego przejścia. Nie dotykata nic i nie włazita nigdzie, jasne?
Splunął jeszcze raz.
-Bagna są groźne, baczta na to. Jakieś pytania? Jak nie to ruszamy zadki.
Cmoknął jeszcze raz i pogrzebał sobie w zębie, czekając na ewentualne pytania.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 20-01-2009 o 20:04.
Sekal jest offline  
Stary 20-01-2009, 11:34   #177
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Podziękowała za propozycję darmowego noclegu. Wołała zostać w gospodzie. I jako że spotkanie szybko dobiegło końca udała się do pokoju spać. To był długi i męczący dzień, ręka ją bolała a głowa płonęła od pooparzeniowej gorączki. Nie miała siły ani wsłuchać się w relację paladynki, ani przejąć jeszcze bardziej zachowaniem Aldyma. Nawet obcisłe spodnie Sili umknęły jej uwadze. Wszystkie plany ustąpiły przed potrzebą odpoczynku.

Wstała bardzo wcześnie. Napisała list do rodziców zapewniając, że jest zdrowa, bezpieczna, szczęśliwa i otoczona przyjaciółmi, jeszcze nie bogata, ale już na pewno niedługo a wtedy przywiezie tacie pieniądze na rozwój warsztatu a mamie i siostrom cudowne suknie z Midd. I żeby się nie martwili.
Mały Johann list przyjął, obiecując oddać go jakiemuś kupcowi podróżującemu w stronę Talgi.

I kąpiel wzięła rano, bo już śmierdziała nie tylko ogniskiem.

Potem zjawiła się pod wieżą. Razem ze wszystkimi wysłuchała Jorga. Pytań do przewodnika nie miała.

Kusiło ją jedynie żeby spytać Silię, czy na pewno Elizabetha jest im wszystkim na tych bagnach potrzebna, ale nie miała jeszcze siły, by stawić czoła szczerej odpowiedzi.
 
Hellian jest offline  
Stary 20-01-2009, 23:13   #178
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post powstały z pomocą Hellian & Eleanor

Krótkie spojrzenie na list, zakończyło się jedynie wzruszeniem ramion u Aldyma. Znaczek harfy, tajemniczy liścik od przyjaznego i przystojnego„nieznajomego”...Klasyczna sztuczka podrywania kobiet, których słabym punktem była ciekawość i zamiłowanie do intryg. Wypisz wymaluj, kobiet takich jak Silia...Skoro jednak i tak wyruszali na bagna, to kapłan wolał nie rozpraszać złudzeń dziewczyny. A i taka niegroźna konkurencja może jedynie zmotywować Jensa, do większych starań o serce półeflki. Częsta wymiana spojrzeń tych dwojga, „przypadkowe” trącania dłoni...Przynajmniej ich romansowi sprzyjał klimat miasta.
Śmieszyły nieco Aldyma, te nieudolne próby ukrywania ich związku. ~Nie ma żadnych nas...jasne. Równie dobrze, już mógłbym związać szalem wasze dłonie.~ Pomyślał ironicznie kapłan wspominając słowa czarodziejki. Jednak coś nurtowało Aldyma...Harfa, gdzieś już słyszał o znaku harfy, ale mimo usilnych prób nie mógł sobie przypomnieć. No, ale były ważniejsze sprawy na głowie, niż jakaś tajemnicza organizacja bardów...Jak grupka Talgian poradzi sobie z tym, co dopadło arcymaga Midd? Nie były to jednak problemy na pełną alkoholu, gniewu, goryczy i wyrzutów sumienia, głowę Aldyma. Udał się więc spać...Jako, że Elizabetha wybrała karczmę, on wybrał parter wieży. Jakoś wola to miejsce, od gościnnych pokojów na piętrze. Zresztą...wolał nie sprawdzać, na ile alkohol pomieszał jego zmysł równowagi. Przed snem uprosił jeszcze o zaleczenie obtarć dłoni.- O Sune, najwspanialsza, przywróć splendor swemu słudze i ulecz jego rany,
A potem zapadł w sen.
Rankiem dokonał obmycia, pomodlił się do Sune, ubrał w strój podróżny, zawieszając nowy nabytek swego arsenału, lekką kuszę, z boku plecaka by mógł po nią sięgnąć bez problemu. A trzy bełty zatknął za pasem...Kusza była kłopotliwą sprawą dla kapłana. Umiał się nią posługiwać, jeśli posługiwaniem określi się jedynie jej załadowanie i naciśnięcie spustu. Natomiast trafienie, to inna para chodaków. Kapłan strzelcem był marnym i w jego rękach kusza była jedynie straszakiem. Gdy już drużyna zebrała się w oczekiwaniu na przewodnika, Aldym zauważył poparzenie na dłoni Elisabethy. I wiedział, że nie mógł tego tak zostawić.
Aldymowi gniew i gorycz przeszła podczas snu...Nadal jednak melancholiczny, nietypowy dla kapłana, uśmiech. Aldymowi zerkającemu od czasu do czasu na Elizabethę nie umknęła poparzona dłoń dziewczyny...Podczas więc do niej i zadziwiająco cichym, ale mimo to władczym tonem głosu rzekł.- Pokaż dłoń Elizabetho.
Dziewczyna nie boczyła się, ani nie protestowała. Tylko podała dłoń kapłanowi.
Aldym położył swa dłoń na poparzeniu i powoli rzekł.- O Sune dająca piękno, przywróć piękno tej skórze...Usuń z niej szpecące ją poparzenia.
Elizabetha odrzekła cicho.- Dziękuję.
A Aldym...uśmiechnął się do niej tak jak dotąd zawsze uśmiechał na jej widok. Zmieszał się jednak tym odruchem. Puścił nagle jej dłoń, którą dotąd trzymał w swych dłoniach. Znowu melancholiczny uśmiech zagościł na twarzy Aldyma.
Na szczęście potem pojawił się Jorg. Kubek w kubek podobny do mentora Jensa. Przynajmniej według Aldymowej oceny. Powiedział przez co będą iść, i że od teraz mają go słuchać. I że bagna są złe, niebezpieczne....Wszystko czego kapłan się spodziewał usłyszeć.
Sam Aldym słuchał tego jednym uchem, zdając sobie sprawę, że wszelkie wczorajsze postanowienia, dotyczące Elizabethy, właśnie się stopiły niczym lód na wiosnę.
Aldym znowu miał mętlik w głowie...i żeby zając czymś myśli podczas wędrówki, podszedł do Alexy i zapytał.- A co ty wiesz o tych bagnach Alexo? Znasz tamtejsze zagrożenia? Wiesz, po co wybrał się twój mentor i co go tam mogło spotkać?
A dziewczyna odparła.
-Mój mistrz szukał składników do mikstur alchemicznych. Pewnie coś z Simmusem znów wykombinowali. Co do zagrożeń, to trzeba spytać Jorga, ja nigdy nie byłam na bagnach. Wiem tylko, że są niebezpieczne.
Aldym nie miał ochoty na rozmowę z Jorgiem, zresztą Jorg na gadatliwego nie wyglądał.
Zamyślony kapłan zajął się obserwowaniem drogi w nadziei wypatrzenia niebezpieczeństwa, zanim niebezpieczeństwo wypatrzy ich.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-01-2009 o 12:28.
abishai jest offline  
Stary 21-01-2009, 00:34   #179
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
kwestie i przemyślenia Jensa napisane przez Marrrta, Eleva przez Kelly'ego

Przez cały wieczór w karczmie Silia miała przedni nastrój. Nie odzywała się wiele, ale uśmiechała za to często i gęsto. Najpierw do Lilli, którą uściskała za szyję mówiąc:
- Cudownie widzieć cię w tak doskonałym humorze. Wizyty w świątyni ci służą moja kochana. Może następnym razem i ja się z tobą wybiorę? Jeśli mnie weźmiesz oczywiście? - zachichotała wgryzając się zapalczywie w indyczy udziec.

Później próbowała zagadnąć Elizabethę, ale nijak jej nie szło. Rudowłosa nie chciała nic powiedzieć, ani jak spędziła ten dzień, ani jak sobie poparzyła dłoń. Potem krótko pomówiła z Elevem, wypytując go co on przez cały dzień porabiał, a on streścił jej obiad u dziadka czarodziejki, ponoć jubilera. Udała się też do szynkwasu po kolejny kubek grzańca, i przepychając się obok Aldyma zmierzwiła mu ręką bujne włosy uśmiechając się łobuzersko.
- Rozchmurz się. Jutro na bagna pójdziemy, fajnie będzie. - Wino lekko zaszumiało jej w głowie rozwiązując język. Może nie do końca z rozmysłem mówiła, to co mówiła, ale mijając kapłana chciała zwyczajnie się odezwać i jakoś tak słowa same nasunęły się na język.

Wypiła jeszcze jeden kubek szczebiocząc jak dzieciak. Śmiała się z pijanego człeka przy barze, który nie mógł kubkiem między wargi trafić, podskakiwała pupą na drewnianej ławie w rytm przyśpiewki lokalnego, i jakże kiepskiego, barda, oraz komentowała, kto wygra potyczkę, kiedy dwóch mężczyzn zaczęło się, krótko acz intensywnie okładać po mordach. Rozbawiona sceną, szepnęła do Jensa, który siedział obok pałaszując talerz zasmażanych ziemniaków z cebulą.

- I co? Podobają ci się? - zapytała szeptem, a pod stołem przydepnęła go z rozmysłem boleśnie w stopę.
Prawie zakrztusił się z bólu gdy zabierając stopę gwałtownie uderzył kolanem w blat stołu, a kawałek zarumienionej cebulki niezbyt estetycznie zawisł mu na ustach. Pośpiesznie pochylił głowę i oblizawszy usta zerknął na rozbawioną czarodziejkę. Na jego twarzy zagościł uśmiech gdy odpowiedział:
- Że niby spodnie? Nooo pewnie. Ładnie ci w nich. Szczególnie na tył... na tyle... to znaczy... wiesz... No nie odstają i w ogóle... dobry zakup.

- Głupiś – wyprowadziła udawany cios z łokcia i szepnęła jeszcze ciszej, wprost do ucha łowczego – Nie o spodniach gadam. Moje piersi. Pytam o moje piersi oczywiście. Podobają ci się? Zakładam, że przyjrzałeś się dokładnie, gdy byłam gdzieś pomiędzy wyszarpywaniem koszuli z twoich rąk, a naciąganiem jej na grzbiet – zakrztusiła się ze śmiechu, parskając winem wprost na siedzącego na przeciwko Eleva.

- Wybacz Elevie – uśmiechnęła się do chłopaka zatykając dłonią usta – Wypiorę to jutro, obiecuję!
Elev odwrócił powoli głowę, jakby z opóźnieniem dostrzegł wino na swojej pelerynie oraz odpowiedział spokojnie:
- Nic się nie stało, nie trzeba, Dziękuje, sam to zrobię.
Przytaknęła tylko i znów pochyliła się nad Jensem bo zaczął szeptać jej do ucha.
Przełknął odruchowo ślinę na wspomnienie pokrytych wilgocią z deszczu wdzięków półelfki. Nie to że były duże, bo co to to nie, ale... gładka jędrność błyszczącej skóry jakoś tak aż wołała do młodego łowczego, by je objął. Ba. By rzucił się na nie całując, lekko przygryzając i...
- Więc?
Zamiast odpowiedzieć, pochylił się nad jej uchem i szepnął:
- Wiec są takie, że następnym razem gdy je ujrzę to lepiej miej na mnie jakiś silny czar przygotowany, bo inaczej nie ręczę za siebie... - odchylił się po czym z szelmowskim uśmiechem dodał - rozumiem ze nie masz dziś żadnego takiego czaru pod ręką, hm? Bo wiesz... umyć się trzeba w końcu...

- Doskonały pomysł, i mnie kąpiel chodziła po głowie - klepnęła go po ramieniu wstając od stołu – Trzeba jeszcze podgrzać wodę i zataszczyć wiadra do łaźni, ale z twoją muskulaturą to chyba nie problem? A co do czaru... Prawdziwa czarodziejka zawsze ma w zanadrzu odpowiedni czar na odpowiednią okazję – zaśmiała się lekko i skierowała się w stronę łaźni.

- Hmpf... Też se znalazłaś jelenia... - obruszył się nieszczerze i nawet na nią nie spojrzał przez krótką chwilę. Gdy jej zdziwienie osiągnęło apogeum, parsknął śmiechem i rzekł - No ale co racja to racja. Trzeba korzystać z ciepłej wody więc na nas już czas dzisiaj.

Silia spojrzała na towarzyszy i, lekko się gubiąc w tłumaczeniach wykrztusiła z siebie:
- Pójdę zaznać kąpieli. Jens...on... pomoże mi wodę nosić – i czym prędzej zapragnęła wyjść na zewnątrz.

Elizabetha, osowiała i dziwnie przygaszona też się właśnie zbierała mówiąc, że nocuje dziś w gospodzie.
- Ja więc zostanę z Bethy – dorzuciła Silia – ale wy jeśli chcecie możecie iść. Krzywda nam się nie stanie póki razem będziemy. A jutro spotkamy się przy wieży.

Uściskała jeszcze Bethy nim ta weszła na schody:
- Wiesz, że jesteś mi najdroższą przyjaciółką? Widzę, że coś cię gnębi, ale nie zapytam dziś co to. Kładź się spać a jutro pociągnę cię za język i się rozmówimy, dobrze?
Elizabetha uścisnęła ją z wdzięcznością i, nie oglądając się już za siebie, pobiegła na spoczynek do karczemnej izby.

* * *

Przy wejściu do wieży była o czasie. Pan Jorg, jak się zdawało ich przewodnik, nie zrobił na niej zbyt dużego wrażenia. Ani oka nie było na czym zawiesić, ani autorytetu nie wzbudzał, ani nawet ciekawie nie gadał. Do tego pluł co chwila na ziemię, jakby nie dość było, że deszcz siąpił.

-Ty z łukiem. - wskazał na Jensa - Leziesz na końcu i baczysz, czy nic nie odkryło naszego przejścia. Nie dotykata nic i nie włazita nigdzie, jasne? - splunął jeszcze raz, na co Silia, szeroko się uśmiechając, zebrała całkiem sporo śliny w ustach i splunęła mu w odwecie, dziwnym trafem na sam czubek butów.

- Jasne, pewnie, że jasne – uśmiechnęła się tyrpiąc Bethy łokciem, rozbawiona jaki im się burak potworny za przewodnika trafił. Dość romantycznych wizji tej przygody. Midd to taka sama wioska jak Talga, i pełna wieśniaków, takich jak oni. No może z małymi wyjątkami. Czasem trafiają się ludzie, którzy nos mają wyżej niż czoło przeciętnego obywatela – pomyślała zerkając z ukosa na uczennicę arcymaga. - Może to kwestia wzrostu, a może usposobienia...

~Zazdrosna jesteś Silia. Zazdrosna, paskudna i całkiem zawistna. - zganiła się w myślach - Nic ci dziewczyna nie uczyniła. Tyle, że ładniejsza jest, mądrzejsza od ciebie, uczył ją nie jakiś tam wioskowy szarlatan, ale na bogów jeno arcymag. Do tego w dobrą rodzinę wkupiona. Dziadek jubiler, jak Elev gadał, elokwentna, etykietę pewnie zna. Założę się, że taka nigdy nie musiała w polu robić... Ale to nie jej wina przecież, nie jej wina... - powtarzała w myślach, nie wpartując się w Aleksę nawet przez moment - A ty Silia, szara gęś, zazdrosna jesteś. Wstydź się, wstydź za siebie...~

- To co idziemy? - zapytała odkopując dalej jakiś kamień i zarzucając na ramiona plecak. A potem oddała mieszek za sprzedaną broń Elizabethcie, bo to ona miała pilnować finansów drużyny.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 21-01-2009 o 00:59.
liliel jest offline  
Stary 21-01-2009, 02:04   #180
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Słów paladynki słuchał z zainteresowaniem. Zdawało mu się wpierw, że i jej średnio miasto przypadło do gustu, ale jak widać każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie. Nawet on koniec końców spędził dziś przyjemny dzień. Co prawda wielkie gmaszysko widzianej z parku katedry nie zrobiło na nim wrażenia, ale spodziewał się, że nieugięta niczym surowa stal, dusza Lilli właśnie w takim monumentalnym dziele ludzkiej ręki znajdzie obiekt podziwu, by nie powiedzieć wzruszenia. Gdy dziewczyna urwała wpół słowa nie wiedzieć zupełnie czemu i wbiła wzrok gdzieś za słuchaczy uznał, że samo wspomnienie opisywanego widoku ją tak poruszyło.
- No no Lilla. Fajnie się przekonać, że pod tą zbroją kryje się nie tylko śmiertelna powaga – uśmiechnął się do nadal zamyślonej paladynki i upił nieco ze swoje kufla – Eeeh... nawet całkiem słuszne piwo tu mają. Trochę za słodkie... nie Aldym?
Mało było powiedzieć, że siedzący obok kapłan był nie w sosie. Sune zaiste musiała smutnieć dzisiaj na widok swego wiernego. Szkoda go trochę było. Chłop na schwał, a tak się dał omotać... a może on też się dał omotać? Ojciec zawsze mówił, że babę to trzeba krótko trzymać. Załamałby się pewnie gdyby ich tu zobaczył... no ale z drugiej strony Aldym wcześniej był w przednim nastroju, a on w podłym. Taka kolej rzeczy znaczy się. Łowczy przez chwilę rozważał, że nie dobrze by było się z tej okazji spić w trupa z kolegą z młodości, ale nie miał już nawet własnych oszczędności, a za wspólne przeca pić nie będą. Stuknął więc tylko w kufel Aldyma i spojrzawszy na niego wymownie wypił w myślach jego zdrowie.

Potem wieczór potoczył się umiarkowanie swobodnie. Nie wszyscy mieli cokolwiek do powiedzenia, ale trudno ich było za to winić. Miał zamiar pozostać dziś nieco dłużej niż wczoraj przy stole, ale znów ktoś wpłynął na jego decyzję. Silia... ta niesamowita dziewczyna gdy już mu się wydawało, że wiedział, czego się po niej spodziewać, zaskakiwała go. A najgorsze było to, że w jej przypadku zaskakiwanie było całkowicie nieprzewidywalne, w przeciwieństwie do ekscesów Libby. Czarodziejka z dnia na dzień chyba piękniała, a może to jemu się to wydawało. Zgadywał jednak, że to przez jej coraz częściej goszczący na ustach uśmiech. Uśmiech, w którym nie było cienia fałszu. Uśmiech, w którym młody łowczy nie miał by nic przeciwko by się nim zachłysnąć i utonąć.


W łaźni gdy już w końcu wykonał odpowiednią ilość kursów po wodę wpierw ze studni do paleniska, a potem do bali, zaczęło robić się duszno i parno. Zamknął więc drzwi i gdy zaczął ściągać koszulę zawahał się. Nie należał do najwstydliwszych, w stosunku do dziewek, ale przy Silii zawsze się czuł... oceniany? Podszedł do czarodziejki, która usiadłszy na brzegu bali delektowała się ciepłem parującej wody.
- To kto pierwszy? - spytał próbując bezskutecznie odgadnąć po jej wyrazie twarzy co też może sobie myśleć.
Czarodziejka podniosła się i stanąwszy naprzeciw niego szepnęła mu na ucho jednocześnie rozpinając koszulę do końca:
- Ty...
Gdy objął ją w talii, dłońmi poczęła wodzić po jego klatce piersiowej. Raz wewnętrzna ich stroną, a raz zewnętrzną pocierała barki stojącego przed nią młodego mężczyzny. Jens lekko przesuwając nosem po czole dziewczyny, podniósł jej twarz ku górze i po chwili wpili w siebie mocniej palce gdy ich usta sczepiły się w pocałunku. Tym razem, żadne z nich się nie denerwowało, ani nie śpieszyło. Mogli wreszcie oddać się tej przyjemności bez opamiętania smakując w doznaniach jakie sobie wzajemnie dawali. Zatracać się w sobie w oczekiwaniu na każdy kolejny krok i to coś więcej... Nie tracili więc ani chwili więcej z tego pięknego wieczora...

Noc była już niemłoda kiedy dwie postaci kobiety i mężczyzny wyszły z łaźni ku uciesze następnych chętnych do mycia i stojąc przed drzwiami do gospody pocałowały się na do widzenia i dobranoc.


Poranek był bardzo przyjemny. Bliskość lasu dało się wyczuć w powietrzu, a świergot wracających z zimowania ptaków, w niczym nie dał się porównać do pijackich pieśni niosących się wczesnym rankiem po ulicy przed gospodą. Do tego dochodził jeszcze zapach z kuchni wieży gdzie Simmus jajecznice przyrządzał, ale jak się później okazało, cap złośliwy jeno dla siebie ją robił. To jednak Jensowi przypomniało o wspólnych pieniądzach na racje żywnościowe jakie dostał odchodząc jako ostatni z gospody. Toteż umywszy jeno głowę w wiaderku wody, narzucił na siebie na prędce swoją pelerynę z wilczego futra, pobiegł do miasta. Skórzane spodnie i buty, trzymały się nadal nieźle, ale lniana koszula bez oka matki zaczynała upodabniać się odcieniem do koloru ciemnoburej ziemi na której zbudowano Midd. Mus będzie niedługo pranie jakieś uczynić... niestety.. i być może nowy pas sprawić, bo w tym teraz zatknięty nóż myśliwski koło biodra porobił już wiele przypadkowych nacięć.

Na targu pilnował tym razem sakiewki jakby i od tego miały zależeć losy ich misji. Być może wyglądał przy tym trochę zbyt ostentacyjnie, ale jeśli taka miała być cena nie utracenia tych paru srebrników, to taką będzie płacić. Zakupił trochę podpłomyków, mięsa ususzonego nieco, dwie solidne gomółki sera i do bukłaka wina rabarbarowego. Z tym co im zostało gdy jedli na koszt Tybalda, powinno tego spokojnie starczyć na wypad na bagna. Wrócił toteż z dobrem tym całym pośpiesznie pod wieżę gdzie wszyscy zdążyli już się zebrać.

Jorg, czyli myśliwy znaleziony przez Eleva i Alexę, w żadnym stopniu nie budził w Jensie zaufania. Widać było, że traktował las jedynie jako sposób na życie. Zero szacunku i zrozumienia dla natury. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Czy posiadał doświadczenie to już była inna sprawa, ale po pierwszym wrażeniu, młody myśliwy obiecał sobie dokładnie oglądać drogę ich przejścia w razie gdyby musieli wracać na własną rękę. Miał nadzieję, ze wybór Alexy nie okaże się chybiony. Dziewczyna swoją drogą była osobą dość interesującą. Nie wywyższała się co udowodniła spędzając z nimi wczorajszy wieczór i w dodatku była niezwykle uprzejma. Dzięki niej mogli wyspać się wygodnie, ciepło i kameralnie z dala od tego całego zgiełku... No i nie dało się ukryć, że byłą wręcz nieziemsko piękna. Wczoraj gdy było szaro, nie było to tak widoczne, ale dziś... dziewczyna jeśli faktycznie jak mówił Elev była wnuczką jubilera, to z pewnością stanowiła najdoskonalszy klejnot ze wszystkich z jakimi musiał się zetknąć.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 21-01-2009 o 09:07.
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172