Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-01-2009, 15:45   #161
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Przejrzała zawartość niewielkiej podróżnej sakwy: Po za zamienną odzieżą podróżną i kilkoma przydatnymi narzędziami zabrała manierkę z wodą i trochę jedzenia. Nie planowała długiej wyprawy, więc nie było sensu nadmiernie się obciążać.
Berniego znowu nie było na miejscu. Oczywiście odszukanie zbiega nie stanowiło większego problemu. Jak zwykle umoszczony w jej bieliźnie leżał w pełni zadowolony.
- Tu się schowałeś łobuzie ile razy Ci mówiłam byś się trzymał z dala od damskich majtek? Kiedyś sprowadzi to na nas poważne kłopoty! – powiedziała wesoło delikatnie podnosząc go i chowając do środka torby – Czeka nas wyprawa, więc siedź cicho na miejscu i nie sprawiaj kłopotów.

Gdy wychodziła z komnaty z dołu dobiegły ją odgłosy rozmowy przy drzwiach wejściowych. „Pewnie kolejny petent do mistrza” pomyślała i już miała zejść na dół, kiedy przypomniała sobie o jeszcze jednej rzeczy, którą powinna była spakować. Z górnej półki szafy zdjęła pokaźna księgę i wpakowała ją do bagażu.
„No i to tyle jeśli chodzi o ograniczanie ciężaru. Diabelstwo waży więcej niż reszta mego bagażu. No ale trudno, jak mam być magiem muszę to dźwigać ze sobą!” Westchnęła zrezygnowana.

Już miała zbiec ze schodów, gdy dotarł do niej sens rozgrywającej się na dole sceny. Przystanęła przysłuchując się przez chwile z rozbawieniem i ciekawością. Ten chłopak miał gadane, choć plótł wyraźnie co mu ślina na język przyniosła, potrafił gadać długo bez nabierania oddechu... ciekawe... ciekawe...

W końcu jednak doszła do wniosku, że należy przerwać przedstawienie i schodząc z gracją po schodach odezwała się swym niskim zmysłowym głosem:
- Przestań sobie żartować z naszych gości Simmusie, bo jak się zorientują, że nie jesteś magiem mogą Ci boleśnie kości porachować.
Następnie popatrzyła po stojących w pomieszczeniu osobach z życzliwością, ale i uwagą w pięknych fiołkowych i dziwnie skośnych oczach.
- Rozumiem, że szukacie mistrza Martusa. Niestety jest on nieobecny. Czy mogę w czymś pomóc?
Uśmiechnęła się zachęcająco:
Nazywam się Alexandra Merrik i jestem uczennicą mistrza Kallora, a ten dowcipniś to jego sługa Simmus – W oczach mężczyzny wyczytała mieszaninę złości i rozczarowania, coś na kształt „.. a musiała to... taka owaka... właśnie teraz złazić po schodach?!” Zignorowała to jednak czekając na odpowiedź przybyłych.

Zebrani w komnacie stanowili ciekawą gromadę, wiekowo dość do niej zbliżoną i wyraźnie rozczarowaną jej ostatnimi słowami.
Oni także wpatrywali się w nowo przybyłą, a trzeba było przyznać, było na co popatrzeć. Dziewczyna była wysoka, wyższa od niejednego mężczyzny, a jednocześnie smukła i wiotka. Włosy kruczoczarne i lśniące spięte w ciasny warkocz obijający się o jej uda przy każdym kroku. Usta pełne, karminowe odsłaniające w każdym uśmiechu olśniewająco białe ząbki i oczy... najbardziej niezwykły element tej postaci. Oczy w kolorze intensywnego fioletu, o migdałowym kształcie ocienione czarnymi i wprost nieprzyzwoicie długimi rzęsami.

Promieniowała od niej jakaś aura spokojnej pewności siebie i czegoś nieokreślonego, wzbudzającego mimowolne zaufanie.

Alexa, ubrana w podróżną suknię w kolorze ciemno liliowym jeszcze bardziej podkreślającą niezwykłą barwę oczu, trzymała w smukłej dłoni wypchana sakwę, a spod sukni wystawały czubki znoszonych skórzanych butów. Najwyraźniej szykowała się właśnie do jakiejś wyprawy.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 13-01-2009 o 16:01.
Eleanor jest offline  
Stary 13-01-2009, 16:27   #162
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Jak zwykle obudziła się w porze świtania, której tak naprawdę mogła się domyślać jedynie z własnego zegara biologicznego. Niebo zasnuły ciężkie ołowiane chmury, co tylko pogorszyło i tak zły nastrój dziewczyny. Po porannej modlitwie, która nie wyszła tak naturalnie z jej ust jak zawsze, oraz po raczej wmuszonym niż zjedzonym z przyjemnością śniadaniu była gotowa do drogi. Miała zamiar znaleźć szewca, później maga, poszukać świątyni Lathandera i jak najszybciej wynieść się z Midd, które niewiadomo dlaczego irytowała ją niezmiernie. Nie wdawała się w rozmowy przyjaciół milcząco idąc wśród nich. Dopiero uwagi Silli wyrwała ją z zamyślenia i tylko wzmogła irytacje. Czy ona i Bety naprawdę myślą, że najlepszy sposób testowania jej poczucia humoru to negowanie kodeksu palatyńskiego??? Milczała przez chwilę zastanawiając się czy nie zignorować uwagi, ale w końcu zdecydowała się odpowiedzieć.
- Nie, nie zabiłabym dla sukienki, bo jak mogłaś zauważyć nie noszę takiego odziewku.

Była naprawdę szczęśliwa jak dotarli do szewca, co oznaczało, że byli trochę bliżej celu. Ciepłe powitanie jakiego doznali prawie całkowicie przegoniły chmury zalegające na jej sercu. Niestety Elizabeth wszystko musiała popsuć. Lilla westchnęła cicho- powoli stawało się to regułą. Nie dyskutowała z Manillo tylko pokornie wyszła. Nie robiła też żadnych uwag koleżance zakładając, że i tak do niej nie trafią. Postanowiła za to porozmawiać z Aldymem na kolejnym postoju, bo wydawało się iż posiadał największy wpływ na rudowłosą.

Jak łatwo było się domyślić slumsy również nie pomogły. Ten obraz smutku, nędzy i rozpaczy wołający o pomoc Lathandera w każdym możliwym wydaniu. Pochodząc z najbiedniejszej rodziny w Taldze. Lilla znała głód i biedę, ale jakoś wśród życzliwych sąsiadów, wśród wzajemnej pomocy nie przyjmowała ona takiego obrazu. Rozglądając się uważnie zastanawiała się jak można tym ludziom pomóc. Wszystkie koncepcje wydawały się niestety zbyt nierealne bądź po prostu głupie, kiedy zniszczona kobieta z tobołkiem na ramieniu pociągnęła ją za rękaw.
-Dajcie miedziaka piękna Pani, na mleko dla małego- jej nieprzyjemny oddech uderzył z całą mocą, a nieprzyjemny, świszczący głos świdrował w uszach. Paladynka sięgnęła do sakiewki i wyjęła monetę srebra, na widok której kobiecinie zaświeciły się oczy i po którą wyciągnęła zachłannie rękę. Zbyt zachłannie. Niechcący odsłoniła tobołek przy piersi ukazując, że w całości wypełniony był pakułami i innymi śmieciami. Lilla błyskawicznie zatrzymała rękę i wyszeptała cicho.
- Proszę pomóż mi Panie Poranka poznać intencje i sumienie tej kobiety.
Tuż po wypłynięciu z ust tych słów, zło wokół żebraczki stało się dla Kelvarówny niemal namacalne. Odsunęła się gwałtownie z grymasem niechęci na twarzy.
- Udaj się do świątyni jakiegokolwiek dobrego bóstwa i błagaj o wybaczenie za swe uczynki. Może wtedy łaska, któregoś z nich spłynie na Ciebie i nie będziesz zmuszona do proszenia o jałmużnę. - dziewczyna oddaliła się szybko doganiając drużynę i chowając sakiewkę głęboko. Bluzgi i przekleństwa nędzarki jeszcze długo brzęczały w jej uszach.

Nie mogła się skupić na rozmowie z magiem ciągłe starając się w myślach rozgryźć zawiłość ludzkiej natury, dopiero gdy znaleźli się w środku postanowiła się skupić na jakże ważnych wydarzeniach teraźniejszych. Niestety już w połowie przemowy Eleva zgubiła się, nie rozumiała też trochę w jakim celu chłopak wdaje się w takie szczegóły- to we wsi była raczej domena jej brata- Dereka, a nie poważnego Eleva. Od wydarzeń dzisiejszego dnia głowa ją zaczęła boleć, ale wtedy na szczęście zeszła ta śliczna dziewczyna i wyjaśniła pomyłkę.
- My musimy odnaleźć mistrza Kallora, to sprawa niezwykłej wagi. I proszę nie sugeruj się naszym wyglądem czy też nie obyciem w świecie, to naprawdę bardzo ważne. Powiesz nam gdzie możemy znaleźć Twego mistrza?
- Niestety nie mogę udzielić wam dokładnej odpowiedzi - W oczach dziewczyny przez chwilę widać było smutek - Mistrz Martus ponad dziesięć dni temu udał się na bagna w jakichś ważnych celach badawczych. Od tego czasu nie mam od niego wieści, a ponieważ miał wrócić po tygodniu postanowiłam iść go poszukać - Na potwierdzenie tych słów uniosła do góry trzymaną w ręku sakwę.
- Ohhh nie! -Lilla aż przysiadła zmartwiona, ze jej wizyta w świątyni Pana Poranka znów się odwlecze- W takiej sytuacji chyba będziemy musieli udać się z Tobą. Chciałam Cię zapewnić o czystości naszych intencji i o tym, że nie mamy żadnych wrogich zamiarów- dodała szybko by przekonać do siebie dziewczynę i jakby na potwierdzenie słów wskazała na symbol Lathandera na swej piersi.
Przez chwilę Alexa uważnie spoglądała w oczy rozmówczyni, a jej oczy ponownie rozjaśnił ciepły uśmiech - Nie wyglądacie na rządnych krwi zabójców... chyba mogę zaryzykować...
Po raz pierwszy chyba tego dnia na wargach paladynki pojawił się uśmiech, przekonała do nich magiczkę i pozostawało mieć tylko nadzieję, że Elizabetha swoim zwyczajem nie powie czegoś głupiego. Lilla popatrzyła jeszcze tylko na Sille czekając na jej zdanie, bo w końcu jej sprawa ich tu przygnała.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 13-01-2009 o 16:50.
Nadiana jest offline  
Stary 13-01-2009, 21:14   #163
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Fakt, starzec zaprosił ją na górę, na co stanęła jak wryta z wyrazem zakłopotania na twarzy. Jeśli w istocie był to arcymag, to nie miałby najmniejszego problemu by wymusić na niej cokolwiek, i nawet protesty jej drużyny niewiele by tu pomogły. Najpierw lekko zadrżała na myśl, że znów ona sama, i jej długi jęzor, wpędziły ją w kłopoty, ale później odezwał się Elev. Zaczął się rozwodzić nad damskimi biustami i wszelkimi walorami kobiecego ciała, co Silię wyrwało ze stanu otępienia i przyniosło, nieodpowiednią może do sytuacji, falę wesołości. Silia w końcu nie wytrzymała i zaczęła chichotać. Tak mocno, że nie zdołała nawet odpowiedzieć Aldymowi.

A wtedy stanęła przed nimi ta piękna kobieta. Tak piękna, że Silia aż lekko usta rozdziawiła. Jej wyjaśnienia spowodowały, że w półelfce znów zawrzało. Zerknęła z ukosa na wysuszonego dziadunia i chwyciwszy za najbliższy, zwinięty w rulon pergamin, zaczęła go nim okładać gorliwie po głowie.

- Stary lubieżnik! Zbereźnik! A co najgorsze kłamca! Dziewczęce rzycie ci się marzy oglądać? I dlatego się pod arcymaga podszywasz? - ta czynność, choć tamtemu krzywdy żadnej nie uczyniła, to sprawiła, że Silia się zziajała. Jęknęła znów rozeźlona łapiąc się pod boki i cmoknęła kilkakrotnie gadając dalej do siebie z politowaniem w głosie – Głupia łatwowierna gęś ze mnie. I wszystko ci łazęgo wygadałam! Jeśli komuś choć słowo piśniesz, co ci dziś zdradziłam to wrócę tu i własnoręcznie zadbam byś na własnej rzyci za szybko nie usiadł!

Sługa zaczął kłaniać się jej w pas i przepraszać uniżenie, na co czarodziejka tylko zagryzła z zapałem wargę powstrzymując się by znów go nie zdzielić po tym durnym łbie.

Zerknęła na pozostałych, którzy w milczeniu przyglądali się jej małemu przedstawieniu. Niektórzy, jak Elizabetha, rozbawieni, inni, jak Lilla, zdegustowani.
- No co? - rzuciła tylko półelfka ciskając pergamin z powrotem na biurko.

- Panno Merric – skinęła czarodziejce głową na powitanie. - Jestem Silia... - miała dodać z Talgi, ale na przeciwko tak wytwornej pani wydało się jej to nagle głupie i uwłaczające, toteż postanowiła ten fakt przemilczeć - Jeśli pozwolisz udamy się z tobą. Mamy niezwykle pilną sprawę do arcymaga Kallora. A tak z innej beczki, powinniście roztropniej sługi dobierać, bo ten to wyjątkowa kanalia, z tego przynajmniej co mi się wydaje.

Potem zaś zwróciła się do przyjaciół:
- Wszyscy są jednomyślni, że powinniśmy udać się z tą panią na bagna w poszukiwaniu Kallora? Jeśli ktoś ma obiekcje to najlepszy moment by wypowiedzieć je na głos. Nie mówię, że mamy pannie Merrick nie ufać, ale od świtu spostrzegłam, że pewien człowiek nas śledzi. Ten sam, który odprowadził mnie do „Małego Johana” po tym jak się zgubiłam. Kolejny raz, gdy go spostrzegę dam wam znać. Może uda nam się go dopaść i wypytać czego od nas chce.

- Jest jeszcze jedna sprawa nim wyruszymy. Nie ma sensu dźwigać dłużej ze sobą tego zdobycznego żelastwa. Po zbójach zostały nam, zdaje się, trzy kusze i dwa miecze. Trzeba je upłynnić, wiadomo gotówka zawsze się przyda. Chyba, że ktoś chce coś z tego sprzętu dla siebie?

Elev odpowiedział pierwszy, choć wzrok wbił gdzieś w ścianę unikając czyjegokolwiek spojrzenia. Głos miał jak zwykle chłodny, choć widać było, że jego wcześniejsza tyrada trochę go zawstydziła. Jak się teraz okazało, była niepotrzebna, choć zdaniem Silii wojownik miał jak najlepsze intencje i była mu za nie szczerze wdzięczna.

- Co do upłynnienia, pełna zgoda, co do owego śledzącego osobnika, może Elizabetha by się nim zajęła? Chyba spośród nas ma największa szansę na śledzenie z kolei jego. Może gdzie dalej pójdzie? A możne, po prostu, jak zresztą sadzę, nie może o tobie zapomnieć. A co do Kallora ... wcale nie mam ochoty, ale na bagnach na pewno zgubimy tego osobnika, bowiem trudno mi sobie wyobrazić, żeby nas tam śledził, jeżeli to jednak nie zakochany amant.

Silia poczerwieniała a później parsknęła śmiechem:
- Zakochany amant? Schlebiasz mi Elevie, ale aż tak wysoko się nie cenię. Zresztą, nie jesteśmy w Midd bez powodu. Moim zdaniem ktoś może chcieć pokrzyżować nam szyki, lub choćby czegoś się w tej sprawie wywiedzieć. Musimy spojrzeć prawdzie w oczy. Porwaliśmy się na poważne zadanie. To oczywiste, że komuś nasze plany będą nie na rękę. Myślę, że nie powinniśmy zbyt błaho traktować naszego ogona. Myślę, że ktoś chce nam przeszkodzić w dotarciu do Kallora. Może nawet chcą nas zabić? - ostatnią myśl wypowiedziała na głos, zbyt późno zdając sobie z tego sprawę. Nie chciała wywoływać w drużynie popłochu, ale trzeba być realistami. Nie zdziwiłaby się, gdyby za sprawą ataku na wieżę stała mocniejsza, zorganizowana grupa. Przeszkodzili nekromancie w jego zadaniu, być może ściągnęli tym na siebie czyjś gniew i w istocie coś im zagrażało? - Bethy może go śledzić, ale to zabrałoby nam sporo cennego czasu. Myślę, że trzeba go wspólnymi siłami złapać. On co prawda zna miasto, ale nas jest sześcioro... siedmioro – poprawiła się patrząc na nowo poznaną czarodziejkę. - Moglibyśmy skręcić w zaułek i tam czekać, aż się za nami zrówna. Albo rozdzielić się na dwie grupy, by zajść go wówczas z dwóch stron i ograniczyć możliwość ucieczki. Oczywiście tylko proponuję... – usiadła na krześle i wpatrywała się w resztę. To dopiero początek ich misji a Silia poczuła się nagle potwornie tym wszystkim zmęczona.
 
liliel jest offline  
Stary 13-01-2009, 22:28   #164
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Alexa z pewnym zaskoczeniem przyglądała się poczynaniom półelfki. Wyraźnie miała ona duże kłopoty z panowaniem nad swymi uczynkami. Ponieważ jednak scena była raczej dość zabawna, a i Simmusowi słusznie się należało za oszukanie dziewczyny nie skomentowała tego zachowania.

- Sługa to wierny i dyskretny, co w magicznym powołaniu cenione jest wielce – Dziewczyna stanęła jednak w końcu w obronie karła - Czasami trochę go zachłanność ponosi, ale przydatny potrafi być wielce. Dom jak widzicie w należytym porządku utrzymuje i na wytwarzaniu mikstur magicznych zna się niezgorzej. Pewnie byście od niego za odpowiednia cenę wiele interesujących likworów uzyskali.Jeśli naprawdę wyruszyć ze mną chcecie nie będę oponować, ale panią mnie nie nazywajcie, bo ani zamężna, ani stara, ani wysokiego stanu nie jestem.
Tym co spoglądali jej w oczy zdawało się, że żartobliwie mrugnęła
- Wszyscy wołają na mnie po prostu Alexa. Bagna zaś to miejsce niebezpieczne więc bez przewodnika raczej się tam nie warto wybierać. Człowiek zejdzie ze ścieżki i ślad po nim wszelaki zaginie i podobno plugastwo różnorakie je sobie obrało za mieszkanie. Mój mistrz wybrał się tam dlatego, że jakieś koniecznie mu potrzebne rośliny tylko tam wyrastają. Droga do bagien dwa dni zajmuje. Same bagna też za wielkie nie są i tak długa jego nieobecność bardzo mnie zaniepokoiła.
Nie bardzo wiem gdzie przewodnika odpowiedniego można znaleźć, ale do dziadunia mego zmierzałam po drodze, może mi w rozwiązaniu tego dylematu dopomoże. Kto chce może udać się wraz ze mną.


Przysłuchując się planom gości nalała sobie do kubka wody z dzbana stojącego obok tego z winem. Po ostatnich słowach dziewczyny nazywającej się Silią pokręciła głową i odrzekła:

- Co do waszych planów handlowych dziadunio zna kilku kupców, może wam doradzi z którym warto pohandlować. Jeśli chcecie mogę wam w samym handlowaniu wspomóc, bo podobno mam do tego smykałkę. Co do innych planów...
Wyraźnie zastanowiła się co odpowiedzieć, by nikogo nie urazić.
- Organizowanie zasadzek zdecydowanie odradzam. Z tego co zrozumiałam miasta nie znacie i przeciwnika pewni nie jesteście. Jaką możecie mieć gwarancję, że sam będzie? Jaką mocą włada? To dość niebezpieczne przedsięwzięcie i po co niepotrzebnie ryzykować?
 
Eleanor jest offline  
Stary 14-01-2009, 00:56   #165
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
- Dziękuję – przez łzy uśmiechnęła się do Jensa. – Można na Ciebie liczyć.
Słowa chłopaka sprawiły jej wielką przyjemność. Potrójną. Po pierwsze - też się nie dał zwieść uśmiechowi szewcówny, po drugie - nareszcie przestał się na nią gniewać, po trzecie i najważniejsze -nabrał się na urządzone przez Elizabethę przedstawienie. Ucałowałaby go, gdyby mogła to zrobić nie wychodząc z roli.
- To będziemy się w łuku ćwiczyć? – pytała trąc oczy rękawem – Znowu mnie lubisz?
Kiedy wszyscy wychodzili nieprzeciętnie spostrzegawczy szewc obdarzył siedemnastolatkę nieprzychylnym spojrzeniem. Rudowłosa nadal płakała, choć już ciszej, jakby usilnie próbowała przestać, co zresztą było akurat prawdą, bo rozpędziła się w tym szlochu i wcale nie łatwo było go teraz urwać. W międzyczasie zdążyła rozejrzeć się po uliczce dokładnie, obejrzeć sąsiednie zaułki, zróżnicowane domostwa najróżniejszych rzemieślników i szyby szewskiego warsztatu. Zastanawiała się, czy wszyscy w tych Ostrzach są tacy wszechwidzący - pewnie z każdą obciętą komuś dłonią uczą się coraz lepiej analizować ludzkie charaktery.

Z fascynacją oglądała całe Midd. Nawet uliczki pełne nędzarzy. Choć gdyby ona była panią takiego bogatego miasta, nikt nie musiałby żebrać o chleb, to pewne.
Kiedy Lilla miast nawracać dobrym słowem dawała żebraczce srogie upomnienie, Elizabetha aż jęknęła ze zdumienia. I oczywiście poczuła więź z besztaną nędzarką. Odczekała aż wszyscy się oddalą, choć zerkającego na nią Aldyma musiała odpędzić gestem i rzuciła kobiecinie srebrną monetę. Żebraczka wyciągnęła ją z błota. Gryzła srebro z niedowierzaniem na twarzy. Które udzielało się i Elizabethcie.
„Ależ jestem rozrzutna, gdy chcę komuś dokuczyć”. Dogoniła Aldyma śmiejąc się w głos
- Chwalmy Lathandera, Sune, Selune, Tymorę i całą resztę też. Piękny mamy deszcz, prawda? Szalenie drogi ten spacer. Długi, znaczy się. – Podskakiwała rozbryzgując wodę z kałuży.
- Oczywiście, że zrobię Ci ten zaszczyt – odpowiedziała na pytanie chłopaka. – A o czym chcesz rozmawiać?
- Żartuję. Zrozumiałam, że później.

W wieży arcymaga trzymała się z boku, poza zasięgiem kazań paladynki. Cała historyjka wymyślona przez Silię, podchwycona ochoczo przez maga zbereźnika, a potem druga, opowiadana przez Eleva jeszcze poprawiały jej humor. Aż chwilę się zastanawiała, czy Elev też chadzał nad strumień podglądać kąpiących się tam Talgijczyków obu płci. Nigdy by nie przypuszczała, ale kto wie. Nagle zdała sobie sprawę, że widziała nago chyba wszystkich tu obecnych mieszkańców wioski. Chichot wzbierał w niej niczym na poważnej uroczystości ku czci Charuntei, kiedy człowiek wie, że powinien zachować powagę, ale to tylko wzmaga szalone rozbawienie. A już kiedy z góry zeszła ta dziewczyna i okazało się, że staruszek jest tylko sługą a Silia cudownie rozzłoszczona zaczęła go okładać pergaminem, rudowłosa nie mogła dłużej powstrzymać radosnego śmiechu.
Potem wszyscy zaczęli wszystko wyjaśniać. Najciekawsze było to, co Silia powiedział o śledzącym ich mężczyźnie. Czy może raczej Silię, bo Elizabetha nie wykluczyłaby tak szybko teorii Eleva o amancie. Czego nie omieszkała powiedzieć.
- Musimy koniecznie dowiedzieć się, o co chodzi. – Stanęła obok krzesła Sili - Ale wiesz – zwróciła się do pólelfki – jakby chciał Cię zabić, czy skrzywdzić, to miał przecież świetną okazję. Zamiast tego Ci pomógł. Zakładając, że to nie adorator, co przecież nie jest wykluczone, to myślisz, że zaczął Cię śledzić dopiero po Twojej wyprawie w miasto? Czy raczej, gdy miałaś kłopoty zaryzykował ujawnienie swej tajnej osoby, żeby Ci pomóc?
- Ja założyłabym, że to nie wróg. Choć na pewno Lila się ze mną nie zgodzi. – uśmiechnęła się do paladynki - To po prostu ktoś, kto o naszej sprawie – aż zamilkła na chwilę, orientując się, że po raz pierwszy, bo dotąd nie zrobiła tego nawet w myślach, nazwała sprawę Sili, również swoją – wie w jakimś sensie więcej niż my i pilnuje jak daleko dojdziemy w poszukiwaniach. Taki szpieg. – Kiedy o tym mówiła jej szare oczy błyszczały z podekscytowania. – Zasadzka to świetny pomysł. Może zmusimy go żeby z nami porozmawiał. To znaczy skłonimy. A jeśli się nie uda, to nic się przecież nie stanie, poza tym, że będziemy w tym samym punkcie, co teraz.
- Tylko trzeba nam to zaplanować. Chodźmy na obiad jakiś. Może tam gdzie spaliśmy? Wy sobie odpoczniecie, a ja wyjdę tyłem i rozejrzę się za dobrym punktem na tę zasadzkę, to nie potrwa długo, bo chyba widziałam dobre miejsce, potem wrócę po Was i razem go przyłapiemy.
- Proszę – popatrzyła na Eleva, Jensa i Aldyma – zróbmy tak. Kto nie próbuje, ten niczego się nie dowiaduje – zrymowała.
- Mądry sługa wielkiego arcymaga też zdaje się hołduje tej zasadzie – roześmiała się i uściskała Silię – Byłaś wspaniała z tą historia o znamieniu.

- A jak się czegoś o tajemniczym nieznajomym dowiemy, możemy ruszać. Siódemka to chyba nasza szczęśliwa liczba – uśmiechnęła się do mieszkanki wieży.
Mimo, że chętnie zostałabym. Chociaż do jutra – z piersi Elizabethy wydobyło się pełne smutku westchnienie. -To takie wielkie miasto, jeszcze nic nie zobaczyłam.
- Co do tych rzeczy, też chętnie spróbowałabym je sprzedać. Lubię się targować, chociaż może w tym wypadku warto Tybalda poprosić o radę. Bądź co bądź handel to jego fach i na pewno wie którzy z miejscowych kupców są uczciwi. My przecież nawet okrawanych monet możemy nie rozpoznać.


Kiedy wychodzili z wieży, Elizabetha specjalnie się ociągała, udając nagłe zainteresowanie okładkami książek na półkach. Simmus oczywiście nie spuszczał z niej wzroku. Gdy wszyscy znaleźli się za progiem, Elizabetha mrugnęła do starego sługi.
- Niezłe to było. Masz w nagrodę. – Na chwilkę podniosła kurtkę i koszulę, a starzec otworzył szeroko usta.
 
Hellian jest offline  
Stary 14-01-2009, 14:18   #166
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Potężny czarodziej okazał się być jedynie staruszkiem i pomocnikiem. Cóż...za szybko Silia z Elevem wyciągnęli wnioski. Niewątpliwie musieli zrobić na schodzącej po schodach piękności zabawne wrażenie. Zwłaszcza Elev...Jednak mimo pieprznych opowieści Eleva, dziewczyna uśmiechnęła się. Była ładniutka, nic więc dziwnego, że na widok jej kszt...ehmm... fiołkowych oczu Aldym promiennie się uśmiechnął.
Gdy tylko się okazało, iż Martusa Kallora nie ma, Lilla zgłosiła ich na wyprawę. Aldym mógł tylko westchnąć...nie przypominał sobie, by grupa uzgadniała chęć udzielenia pomocy. Nie to, że Aldym by nie pomógł. Miał jednak dobrą pamięć, w której wspomnienie besztania przez paladynkę było jeszcze świeże. I o ile dobrze pamiętał, oberwało się jemu i Elizabethcie, za podjęcie decyzji za całą grupę. A więc Lilla łamała te same zasady, których stosowanie próbowała wymóc na innych.
~Ślepe miłowanie prawa, zawsze prowadzi do tyranii. Bez względu na to jak szlachetne pobudki za umiłowaniem prawa stoją.~ pomyślał patrząc na tą scenkę.
Na burzliwe zachowanie elfiej czarodziejki również zareagował uśmieszkiem. Przecież nie tak dawno temu, mówiła iż świetnie potrafi obronić swą cnotę. A nawet nie trzeba było przystojnego gagatka, by sama Silia podstawiła się w sytuacji godzącej w jej dziewictwo.
~Mądraś moja pani, aleś zbyt zadufana w swój intelekt. A o męskich pułapkach zastawianych na dziewczęce wdzięki wiesz niewiele.~ zażartował w myślach, co by nie prowokować gniewu pięknej Silii wobec swojej osoby.
Na słowo o broni, Aldym rzekł.- Jedną kuszę zachowam dla siebie, jeśli nikt nie ma nic przeciwko temu.
Dalszą dyskusję między Elevem, a Silią zignorował. Choć znów byłby po stronie Eleva. Sila stanowczo przeceniała ich rolę. Aldym bardziej podejrzewał iż po prostu szpiedzy tutejszego władcy mają oko na grupki awanturników łażące po mieście. I właśnie na takiego szpiega natrafiła Silia. Ale nie chciał być stroną w sporze...przynajmniej póki gniew i wstyd mieszają się ze zdrowym rozsądkiem.
Zamiast tego, zajął się przyjemniejszą stroną sytuacji. Podszedł do Alexy, skłonił się nieco dworsko i rzekł.- Aldym Garncarz, uniżony sługa jej wspaniałości Sune. Powiedz mi Alexo, jak to się stało, że terminujesz u Kallora. I czy to prawda, że jest tak stary, jak powiadają?
Wysłuchał odpowiedzi uwagą...a potem...Cóż, Elizabetha użyła najprostszego triku i jednocześnie najskuteczniejszego. Uśmiechnęła się i z błyszczącymi oczkami poprosiła, między innymi, Aldyma o poparcie. ~ Sprytna szantażystka ~Pomyślał wesoło kapłan, wiedząc, iż nie może odmówić. Niemniej rzekł.- Wątpię by tutejsze straże pobłażliwym okiem patrzyły na zasadzki Elizabetho, a i później ciężko byłoby nam się wytłumaczyć z napadania na innych, tym, że jesteśmy tymi...dobrymi. Niemniej nie widzę nic przeciwko zajściu naszego wielbiciela pólelfiej urody z kilku stron, by dać mu do zrozumienia, że nie umie kryć tak dobrze jak mu się zdaje...i zaproszenie go do rozmowy. Zaproszenie tylko. Nie potrzebujemy ściągać na siebie dodatkowych kłopotów. –
Potarł czoło.- Chyba ci się nie spieszy aż tak do tych bagien Alexo? Bo chyba zabawimy w Midd jeszcze parę chwili. A samotnej kobiety, nieważne jak biegłej w Sztuce, na niebezpieczne bagna puścić nie możemy.
Po czym zwrócił się do reszty drużyny.- Myślę, że możemy na bagienka wyruszyć jutro o świtaniu. Do tego czasu, załatwimy wszystkie nasze sprawy w mieście, nieprawdaż ?
Uzyskawszy opinię reszty na temat długości pobytu w Midd, ruszył do wyjścia z wieży.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-01-2009, 22:14   #167
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Simmus kłaniał się i kłaniał, z usłużnym uśmiechem cofając ku schodom w dół, już od chwili, w której na schodach pojawiła się uczennica maga. Nie uniknął w ten sposób oberwania po głowie od Silii, ale jakoś nie na przejętego tym faktem. Bardziej był... rozczarowany, zresztą nie można było mu się też dziwić, jako brzydki i zgarbiony karzeł w życiu zbyt wiele kobiet to on raczej nie miał.
-Tylko pana spraw pilnowałem, by ludzie niezadowoleni nie byli. Tylko pilnowałem.
Chwilę potem on i jego nieprzyjemny głos zniknęli pod ziemią, na czas, w którym naradziliście się co dalej. Martus Kallor był nieobecny i niestety wydawało się, że samo czekanie to może być zbyt mało. Ale najpierw droga wiodła ku miastu i nawet jeśli nieszczególnie podobało się to Alexandrze, to nie dała po sobie tego poznać. Albo po prostu zdawała sobie sprawę, że ten dzień i tak trzeba poświęcić na przygotowanie i znalezienie jakiegoś chętnego do pomocy tropiciela. Wychodziliście już, gdy wrócił Simmus, niosąc w dłoniach sześć małych flakoników i pakując je do torby uczennicy Kallora. Odprowadził was do drzwi, uśmiechając się tęsknie za Silią. I tym samym zostając całkowicie zaskoczonym przez Elizabethę, która na osłodę postanowiła pokazać mu swoje wdzięki. Szczęka wciąż mu się nie zamykała, gdy uradowana dziewczyna wybiegała przez drzwi.

Powrotna droga przez miasto nie była już zbyt ekscytująca. Podobne ulice, podobni ludzie. Część już nawet nie nagabywała tak jak za pierwszym razem, zapewne pamiętając wasze prawie obojętne przejście. Silia nie zauważyła swojego "ogona", a przynajmniej nie była pewna, czy widziała tego człowieka. Było kilku podobnych, ale to było za mało, by urządzić zasadzkę. Pomyłka mogła być kosztowna. Nie potrafiła również przekazać innym jego wyglądu na tyle dokładnie, by móc polegać również na oczach swoich towarzyszy. Rozmawialiście więc o planach na następny dzień, a także nieco dokładniej omówiliście potencjalną zasadzkę. Aż w końcu doszliście do domu dziadków Alexandry - piętrowej kamieniczki, w uboższej dzielnicy rzemieślniczej. Szyld co prawda przedstawiał pierścień, ale był to raczej ubogi jubiler, z tych tworzących biżuterię tańszą, chociaż nie zawsze brzydszą. Tutaj też postanowiliście się rozstać. Panna Merrick zostawała u siebie, zaś Elev ofiarował się jej towarzyszyć - również w szukaniu znającego okolicę tropiciela. Silia i Jens postanowili ruszyć na targ, sprzedać broń i może zakupić sobie coś ładnego. A przynajmniej czarodziejka miała takie zamiary, gdyż tropiciel miał pewne problemy pieniężne. Tybalda już dawno w mieście nie było, więc rady zasięgnąć nie można było, ale według Alexy za te marne jakości miecze mogli wziąć coś koło 5 a za kusze - po 15 srebrników i to po dobrym targu. Lilla wreszcie mogła udać się do świątyni Lathandera, zaś Elizabetha i Aldym przez chwilę szli jeszcze razem, rozmawiając, by potem również się rozdzielić. Rudowłosa wolała zwiedzać miasto w samotności, Aldymowi zostało więc tylko poszukiwanie świątyni swojej bogini. Umówiliście się na wieczór w "Małym Johanie", do którego już każdy umiał trafić, by omówić dalsze plany. Deszcz szczęściem przestał padać, ułatwiając załatwianie swoich spraw czy zwykłe zwiedzanie.







 
Sekal jest offline  
Stary 16-01-2009, 00:43   #168
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Nie należał zapewne do głodomorów, ale dobry domowy obiad to coś, na co intensywnie produkowana ślina gwałtownie zaatakowała jego kubki smakowe. Ponadto ogólnie: reszta miała swoje plany, kompletnie niezwiązane z jego towarzystwem. Silia miała Jensa, Elizabeth, zdaje się, chciała podyskutować z Aldymem. Liczył na Lillę, mogliby się radośnie poobstukiwać kijami robiąc kolejne sińce, które dołączyłyby do kolekcji starych, zbieranych codziennie rankiem, ale ona też zmyła się gdzieś do świątyni. Zostawała albo samotność, albo ich nowa znajoma Alexandra Merrick. Oczywiście nie to, żeby miał coś przeciwko towarzyszeniu ładnej, ba, zabójczo ładnej, dziewczynie, ale zdawał sobie sprawę, że nawet, jeżeli udają się razem do jej nauczyciela, to kiedy go znajdą, powiedzą sobie do widzenia. Alexa miała tu swoje życie, a oni szwędali się po Faerunie w sprawie świec. Była jednym z wielu ludzi, których spotkali oraz mieli spotkać na szlaku. Ot, normalnym chwilowym towarzyszem drogi. Miała swoje sprawy, swoją naukę, swoją rodzinę.

~ Ale to co z tego? ~ Zapytał w myślach sam siebie. ~ Obiad u Alexy to piękne towarzystwo, które choć na początku, można było sądzić, ostro zadziera nosa, ale za to urodą rekompensuje wady charakteru. Może zresztą okaże się sympatyczniejsza, niż to się wydawało? Ponadto domowe jedzenie i zawsze to kilka chwil spędzonych w z kimś, a nie w paskudnej samotności. Co innego, gdyby był naprawdę sam, ale przecież Silia, Elizabetha, Lilla, Aldym, Jens także byli z Talgi. Jednak oni wybrali swoje ścieżki, mieli swoje sprawy i, oby Selune dała im co dobre, ale nie chciał być sam. Dlatego teraz dreptał obok dziewczyny, za którą oglądały się wszystkie męskie spojrzenia, do jej rodziny.

Warsztat Gregora Merricka nie był zbyt bogaty. Była tu część dla klientów, zajmująca połowę pierwszego pomieszczenia. Stał tu stojak na płaszcze, niewielka ława i stolik, teraz całkiem puste, gdyż klientów w zakładzie nie było. Dalej była spora lada, za którą siedział skulony, siwy mężczyzna, który jeśli jeszcze nie przekroczył sześćdziesiątki, to niewiele mu do niej brakowało. Dzwonek zawieszony nad drzwiami obwieścił ich wejście i skupił na sobie wzrok właściciela warsztatu, zarówno normalnego, jak i szklanego oka, które zresztą zdjął za chwilę. Zwało się to ponoć "binokl" i wyglądało co najmniej dziwacznie, jak miniaturowa szybka wtłoczona w mosiężną oprawkę.
-Kogoż to moje oczy widzą! Alexa! I to z jakimś przystojnym młodzianem, ciekaw byłem, kiedy sobie wreszcie jakiegoś znajdziesz.
Wstał i mrugnął, otwierając przejście w ladzie i ściskając dziewczynę. Alexa zaśmiała się ucałowała go i komentując przywitanie:
- Oj dziadku, dziadku, tak byś mnie szybko chciał komuś innemu na głowę zwalić? To Elev, który wraz z grupą znajomych chciał się spotkać z moim nauczycielem. Tymczasem, niestety, Kallor wyjechał na bagna zbierać składniki potrzebne do jakichś badań. Ponieważ już trochę minęło od wyjazdu sama zaczęłam się niepokoić i chciałam wyruszyć za nim. Tymczasem właśnie spotkałam Eleva wraz z innymi. Oni też mieli do niego jakąś sprawę, toteż postanowiliśmy się połączyć i razem udać się na bagna.

Starszy, jowialny pan wysłuchał uważnie wnuczki, potem podał rękę Elevowi, uśmiechając się przyjaźnie.
-Gregor Merrick, dziad tej tu piękności, ale to już pewnie wiesz.
Odwrócił się i gestem wskazał na drzwi w głąb kamienicy. Prowadziły do warsztatu, całego zarzuconego różnymi materiałami i przyrządami do wytwarzania biżuterii.
-Luizo! Mamy gości, przyjmij ich po ludzku!
Poklepał chłopaka po ramieniu, ale został z tyłu.
-Muszę zająć się potencjalnymi klientami, moja żona zajmie się wami doskonale, jak mniemam.
Alexa poprowadziła w górę, do prosto urządzonego salonu i kobiety, również starszej, chociaż nie tak bardzo jak Gregor, ale wciąż zachowującej piękne rysy i czarne włosy, mimo, że miejscami przetykały je siwe pasma. Uścisnęła dziewczynę i uśmiechnęła się łagodnie do chłopaka, wskazując stół.
-Siadajcie proszę. Dawnoś u nas nie była, moja droga.
Zaczęła się krzątać, przygotowując jakieś jedzenie, które swymi zapachami mile łechtało powonienie Eleva.

***

Nie zawiódł się. Obiad był przepyszny.
- Jest pani świetną kucharką. Niemal zazdroszczę pani mężowi - zwrócił się do babci Alexy Elev. - Przyznam, ze nie jadłem tak od ... hm, nie pamiętam odkąd. Dziękuję, że mnie tu zabrałaś - zwrócił się do dziewczyny. - Bo i smacznie i sympatycznie i, skoro mamy razem podróżować, choby tylko na bagna, może powiedziałabyś cos o sobie? - Zapytał w przerwie pomiędzy kolejnymi pierogami.
- Nie ma wiele do opowiadania: urodziłam się w Midd i mieszkam tu całe życie. To raczej ty pewnie masz wiele do powiedzenia, jako dzielny poszukiwacz przygód - powiedziała Alexandra przełknąwszy kolejny kęs posiłku.
- Jeżeli mieszkanie przez całe życie w okolicach małej wioski kilka dni drogi stąd, to biografia dzielnego poszukiwacza przygód? Osobiście wątpię, bo nic wielkiego nam się nie przydarzyło, poza zielonoskórymi, jakimiś bandytami o poziomie inteligencji mniejszym, niż szanujący się sześciolatek. Nic specjalnego. Jeden z kupców najął nas jako ochroniarzy, to przyjechaliśmy z nim do Midd, a tu trafiliśmy do twojego nauczyciela. Osobiście nie znam wielu magów, poza Silią, z którą rozmawiałaś już. Dlaczego młoda dziewczyna o tak niepośledniej urodzie zapragnęła zostać magiem? - Zapytał. Nie dodał oczywistej rzeczy, że mogłaby zdobić swoją urodą niejedną siedzibę rycerską, czy dom bogatego kupca i nie wątpił, że całe tabuny potencjalnych amantów zjeżdżały się do dziadka Alexy. Pewnie niejeden zamawiał nawet coś u niego licząc na konfidencję z wnuczką. Pewnie zdecydowana większość dziewczyn mając taki atut, jak uroda, oddałoby się radośnie rozkoszom życia domowego i mężowskiego łoża bogato wychodząc za mąż. Ale nie Alexa. Silia zresztą, także nie. Co te dziewczyny goniło do ciężkiej pracy, czy nauki? Jeszcze Silię mógł zrozumieć, która, choć była nie tylko urodziwa, a półelfie pochodzenie dostarczało jej egzotyki, dla jednych odrzucającej, dla innych niezwykle pociągającej, to jednak na wsi nie miała wielkich perspektyw. Zresztą przy antypatii, którą żywili do niej, jak się dowiedział, niemal wszyscy, łącznie z własną rodziną, nawet normalna droga zamążpójścia nie byłaby łatwa. Ale Alexa?
- Myślę, że kwestia bycia magiem nie zależy od niczyjego wyboru - zawahała sie na chwilę szukając właściwego porównania. - To jest tak ,jak na przykład z kapłańskim powołaniem. Po prostu, kiedy odkrywasz w sobie moc - przysłuchująca się rozmowie babcia Luiza chrząknęła znacząco, a Alexa poprawiła się natychmiast - kiedy inni sie orientują, że ją w sobie masz - uśmiechnęła się czule do starszej kobiety. - Wtedy trzeba ją kształcić odpowiednio. Jeśli się tego nie czyni pod kontrolą kogoś doświadczonego, może być czasami naprawdę niebezpiecznie.
- Możliwe, że masz rację. U nas we wsi to każdy uczył się u ojca
– nie musiał dodawać, że tyczyło się to wyłącznie chłopców, bowiem dziewczyny wiek wiekiem zostawały zawsze gospodyniami domowymi. Poza, rzecz jasna, wyjątkami, jak Silia, Elizabetha i Lilla. - Ale mam starszych braci, oni przejęli ciesiołkę i kołodziejstwo, ja zaś mogłem iść gdzieś albo za parobka, albo wyjechać. Akurat trafiła się możliwość przyłączenia do niejakiego da Singwy, którego nasz sołtys wynajął do wyniszczenia bandy goblinow, które osiedliły się niedaleko. Skorzystałem, a dalej to już poszło jakoś samo i ot, takie to przygody. A siłę magii cenię, choć jej nie rozumiem. Tam, kiedy wałczyliśmy z goblinami, Silia poradziła sobie z kilkoma naraz. Bardzo wtedy pomogła. Ty też byś potrafiła coś takiego? - Zapytał zaciekawiony zastanawiając się, czy w razie jakiegoś starcia na bagnach mogłaby sie okazać silnym wsparciem.
- Nie jestem jeszcze zbyt biegła w sztuce magicznej. Nigdy nie miałam okazji używać magii do zabijania kogokolwiek czy czegokolwiek i wątpię, bym coś takiego potrafiła uczynić. Co do przyuczenia w zawodzie ... - Alexa zręcznie zmieniła temat wyraźnie nie przejawiając ochoty do jego kontynuacji - … dziadek uczył mnie, jak szlifować kamienie i jak je komponować do biżuterii czy broni - wymieniła wesołe spojrzenie z siedzącym naprzeciw mężczyzną, który także przybył z warsztatu na obiad. Przez chwilę trwała między nimi … jakby nić czułego porozumienia. - Więc można powiedzieć, że też jestem wyuczona po rodzinnej profesji.
- Może, ale biorąc pod uwagę, jak gotuje twoja babcia, mogłabyś również próbować zrobić karierę w kucharzeniu. Te pierogi to istna rozkosz dla podniebienia, zwłaszcza z dodatkiem tych ziółek, cokolwiek to jest. Natomiast co do magii, twojego nauczyciela przedstawiano nam jako wielkiego czarodzieja. Skoro zaś ktoś taki wziął cię na naukę, musiał wyczuć duże możliwości. Ale co tam, magia, bagna i inne będę później. Ufff, pyszne. A co robimy po obiedzie? Szukamy przewodników? Ale gdzie
?

Na wzmiankę o możliwości gotowania przez Alexandrę cała rodzina wybuchnęła szczerym śmiechem. Zaś pan Merrick, obcierając łzy cieknące mu z tego rozbawienia z oczu, skomentował wesoło:
- Oj, lepiej jej chłopcze nie proś, by coś gotowała, bowiem nie tylko, że nawet karaluchy tego nie będą jeść chciały, to jeszcze cała chałupę z dymem puści.
~ No cóż, nie można mieć wszystkiego
~ skonstatował w duchu Elev, kiwając smętnie głową i dodając:
- Będę o tym pamiętał. Ponieważ w podróży pełniący ostatnią wartę zawsze przygotowuje śniadanie, pewnie Alexandra nigdy tej kolejki nie dostanie
- To co, jakieś pomysły co do przewodników
? – Zapytał dziewczynę, ale znowu odpowiedział jej dziadek
- I słusznie uczynisz - pokiwał głową dodając:
- Co do przewodników ... idźcie najlepiej pod "Rączego jelenia", bo tam większość tutejszych tropicieli przesiaduje. Spytajcie się karczmarza o radę i powołajcie przy tym na mnie. Ostatnio zadowolony był wielce z brosz, które dla jego córek sprawiłem.

~ Konkretna pomoc
~ ucieszył się w duchu Elev dodając głośno:
- Wobec tego, prowadzisz Alexandro, bo nie dość, ze jestem tu od wczoraj, to oprócz "Małego Johana", gdzie spaliśmy, innej karczmy nie znam. I bardzo państwu dziękuje za obiad. Nie będę się w stanie go nachwalić przed resztą mych towarzyszy i dajże wam wszystko, co dobre za tą gościnę - Elev szykował sie do wstania i popatrzył pytająco na dziewczynę. Ona także uniosła się, ale chwytając swój talerz i sztućce dodała:
- Może i gotować nie potrafię, ale posprzątać po obiedzie mogę - mrugnęła wesoło to chłopaka i dodała. - Mam nadzieje, że się nie dasz dziadkowi zjeść żywcem jak was na chwilę samych pozostawimy.
- Dziękuję, jak trzeba to pomogę.


Okazało się wszakże, że pomoc nie jest konieczna, natomiast starszy pan okazał się miłym i niezbyt dociekliwym towarzyszem, przynajmniej, jeżeli chodzi o szczegóły ich wyprawy. Owszem, pytał o wieści spoza miasta, ale Elev wyznał, że tak naprawdę, wie niewiele, ot tyle, że po drodze spotykali Ostrza, które szczegółowo przeszukiwały eskortowanego przez nich kupca sugerując, że są problemy z handlem kobietami. Natomiast znacznie dokładniej usiłował wypytać go o relacje z Alexą. Nie, żeby się narzucał, czy czynił to nachalnie, ale jego pytania owijały się zręcznie wokół wnuczki. Widać, że niepokoi się o nią i, nawet, jeżeli był zadowolony, iż wreszcie ma jakieś męskie towarzystwo, to chciał wiedzieć, czy ten ktoś jest odpowiedni dla jego ukochanej dziewczynki. Rozmowę obydwu mężczyzn zakończył dopiero powrót pań ze zmywania garów.
 
Kelly jest offline  
Stary 16-01-2009, 11:53   #169
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Bardzo miły chłopiec... – Luiza wyraźnie próbowała podpytać wnuczkę.
Alexa roześmiała się i objęła starszą panią – Oj babciu babciu, przecież to tylko znajomy. Poznałam go zaledwie kilka godzin temu.
-Wiem kochanie, ale żyjesz w tej wieży jak odludek. Nie spotykasz się z nikim, a zwłaszcza z ludźmi w twoim wieku. Powinnaś częściej nas odwiedzać –
Dodała z lekkim wyrzutem.
- Nie martw się babciu, kiedyś pewnie spotkam kogoś miłego, kto zaakceptuje mnie taką jaka jestem i będziemy żyli długo i szczęśliwie i mieli dużo dzieci – Aleksa żartem skwitowała lekkie poczucie winy, bo faktycznie ostatnio niezbyt często odwiedzała staruszków.
Luiza uścisnęła dziewczynę – Chcemy tylko żebyś była szczęśliwa. Jaką drogę życia sobie wybierzesz to twoja sprawa, pamiętaj jednak by innym i sobie jak najmniej cierpienia swoim postępowaniem przynosić.
- Kocham Cię babciu
– Aleksa przytuliła się mocno do kobiety.
- No już dobrze słonko, chodź wrócimy do panów zanim dziadek biednego chłopaka do szczętu przenicuje.
***
Po wymianie pożegnalnych uścisków ruszyli w stronę wskazanej przez dziadka gospody. Przez chwile szli w milczeniu oddając się swoim własnym rozmyślaniom, w końcu jednak Alexa zdecydowała się zadać chłopakowi pytanie, które nurtowało ja od samego początku:
- Dlaczego tak bardzo zależy wam na spotkaniu z moim Mistrzem?
- Żeby być szczerym, nie orientuję się do końca. Wiesz jak to jest z takimi drużynami przemierzającymi świat, jak nasza. Otrzymują jakieś zadanie i szukają później rozmaitych ścieżek rozwiązań. Powiedziano nam, że czarodziej Kallor brał kiedyś udział w pewnych obrzędach magicznych niedaleko naszej wioski. Zresztą, pewnie słowo "obrzędach" w stosunku do maga jest niewłaściwe. W każdym razie ponoć miał coś wspólnego z jakimś czarem rzucanym obok Talgi, zdaje się ochronnym, ale to musiałabyś zapytać Silii. To ta, z którą rozmawiałaś dłużej w wieży. Ona także zajmuje się magią i znacznie więcej mogłaby ci opowiedzieć o tych sprawach niż ja. Ze mnie człowiek miecza, a raczej dwóch mieczy. Przynajmniej tak próbuję, ale strasznie trudno mi skoordynować jednoczesne działanie dwóch rąk.

- Zawsze kiedy próbujesz wymigać się od odpowiedzi stosujesz tak wiele słów? -
Powiedziała cicho Aleksa swoim niskim zmysłowym głosem. Choć było to powiedziano bardzo poważnym tonem, kiedy chłopak popatrzył na jej twarz zobaczył w oczach wyraz szczerego rozbawienia.
- Zawsze - pokiwał głową. - Wiesz, stosuję bardzo prostą zasadę: Jeżeli masz swoje tajemnice, zachowaj je dla siebie. Jeżeli znasz tajemnice swoich przyjaciół, zachowaj je dla nich. Tak naprawdę, cały ten wyjazd to sprawa Silii i jej się musisz zapytać. My jej tylko towarzyszymy, bo jest dla nas, przynajmniej dla niektórych z nas - poprawił się - kimś ważnym: przyjaciółka, koleżanką z jednej wsi, ukochaną - zamyślił się na chwilę. - Ponadto wydawało się, dla przykładu, mi, że to wspaniała okazja na wyrwanie się z wioski, skąd i tak musiałbym odejść, bo nie starczyło dla mnie ojcowizny. Dlatego wybacz ogólnikową odpowiedź. Nie, żebym ci jakoś nie ufał, pewnie zresztą, kiedy spotkamy maga Kallora i tak wszystko powie swojej uczennicy, ale po prostu nie chcę być paplą rozgadującym cudze sprawy.
- Tak rozumiem to
- Dziewczyna pokiwała głową - Po prostu żartowałam, ale to bardzo dobrze o tobie świadczy, że szanujesz tajemnice innych - Przez chwile jakby wahała się nad tym co powiedzieć i kiedy w końcu zaczęła jej ton był już całkowicie poważny - Wiedza na temat cudzych tajemnic to niewyobrażalna potęga. a umiejętność zachowania ich dla siebie jest wielką i trudną sztuką.
- Ech, dla was magów, pewnie tak. Dla przykładu; ty. Kim jesteś? Uczennica, jak słyszę, wielkiego maga, czyli pewnie kiedyś staniesz się sama potężną czarodziejką. Gdyby Kallor myślał inaczej, zapewne by cię nie wziął do terminu. Ale wieśniacy, jak ja, mają raczej proste sprawy na głowie, które nie wiem, czy mogłyby kogokolwiek zainteresować. Dlatego pewnie nam łatwiej jest milczeć, bo po prostu jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nie mamy wiele do powiedzenia
- Zapewne trochę żartował, a trochę mówił serio, bowiem mrugnął lekko do niej okiem, zarazem nie zmieniając zwykłego, poważnego wyrazu twarzy.
- No popatrz, popatrz, kto by pomyślał, a ja myślałam zawsze, że najlepszą rozrywką wieśniaków jest obgadanie wszystkiego co się wydarzyło w obejściu sąsiada - Choć mówiła to kpiącym tonem nie było w tym cienia złośliwości.
- Bo to zapewne normalnie prawda. Ale Talga była tak mało cywilizowana, że ta rozrywka jeszcze do nas nie dotarła. Wiesz, mało miastowych odwiedzało nasze sioło - zrewanżował się. - Ale czekaj, czy to nie ten "Jeleń”, który wspominał twój dziadek - pokazał na szyld wiszący nad wejściem gospody, nie tak okazałej jak "U małego Johana", ale i tak dość sporej.

- Tak to tutaj - Alexa skinęła głową. Dawno nie bawiła się tak dobrze jak dzisiaj. Dziadek zdecydowanie miał racje co do tego, że brakuje jej towarzystwa w odpowiednim, czyli zbliżonym do jej wieku. Życie u maga może i dawało możliwości na przyszłość, ale było tez jednocześnie dość monotonne. Dotknęła delikatnie dłoni Eleva - Dziękuje Ci za dzisiejsze popołudnie - Uśmiechnęła się i dodała - Wejdźmy więc i zobaczmy czy uda nam się tutaj kogoś ułowić.
- Nie ma problemu. Miłe i smakowite popołudnie. Polecam się i twojej babci na przyszłość. Zresztą dziadek to także niezwykle miły starszy pan. masz sympatyczna rodzinę
- Mówił otwierając drewniane drzwi, które zaskrzypiały odsłaniając dość pustawe wnętrze. Po południu bowiem prawie wszyscy jeszcze pracowali i dopiero wieczorem gromadzono się w gospodzie, jedynym miejscu prawdziwej rozrywki. - Nie ma zbyt wielu klientów. To dobrze. Będzie łatwiej chwile porozmawiać z karczmarzem.

- Przepraszam, można na chwilę?
- Zwrócił się do grubego, łysego człowieczka o bielmie na lewym oku. - Czy jest pan właścicielem? - A kiedy ten skinął głową, dodał - Chcieliśmy zamienić kilka słów.
Aleksandra nachyliła się do ucha chłopaka i szepnęła cicho:
- Pozwolisz, że sama z nim porozmawiam?
Zaś zwracając się do karczmarza dodała:
- Oczywiście najlepiej będzie porozmawiać przy łyku dobrego wina.

Skinął głową nie zamierzając wchodzić miejscowej dziewczynie w paradę. Przecież ona wiedziała znacznie lepiej, jak się zachować i jak uzyskać, najtaniej, potrzebne informacje. Toteż nic nie mówiąc przysłuchiwał się, jak ona załatwia te sprawy. Nawet był ciekawy, bowiem wszystkie sprawy wymagające odrobiny dyplomacji należały w drużynie do niego i z chęcią obserwował, jak to robią inni.
Patrząc na obwieszone jelenimi porożami wnętrze, Alexa doszła do wniosku że karczma powinna raczej nosić nazwę „Martwy jeleń”, albo „Pod jeleniami, którym nie udało się uciec”.
Usiedli przy niewielkim stoliku niedaleko szynkwasu i prawie natychmiast zjawił się właściciel lokalu stawiając przed nimi dwa aromatycznie pachnące kubki. Może i karczma nie była najelegantsza w mieście, ale goście wyraźnie mogli liczyć na łyk przedniego trunku.
Sam gospodarz przysiadł się do nich, nie miał zbyt dużo klientów, a ta parka wyglądała na takich co mają w zanadrzu jakąś ciekawa historię.
- O czym chcieliście pogadać? - widząc minę oglądającej ściany dziewczyny dodał z dumą – Piękne prawda? I wszystkie moje, z czasów kiedy jeszcze ganiałem wolny po lesie. Potem się żonę z gospoda wzięło i skończyła się swawola...
- Przysłał mnie do pana mój dziad Georg Merrik i powiedział, że jest pan jedyną osoba, która może nam poradzić kogo nająć jako przewodnika po bagnach, bo jak się wyraził tylko w „Rączym jeleniu” przesiadują prawdziwi tropiciele
– Obdarzyła mężczyznę czarującym uśmiechem i dodała – To pewnie dlatego, ze jako były myśliwy najlepiej i dusze pan rozumie.
Karczmarz obrzucił ich kpiącym spojrzeniem:
- A to się wam młodym zachciewa tak łazić po moczarach. Jak ty wnuczka Merrika to przecie na nauce u maga jesteś co ci połażeniu po bagnach?
- W jego oczach widać było rosnąca ciekawość.
- Mistrz Kallor udał się na bagna w celach badawczych i nie wiadomo kiedy wróci, a ten tu młody człowiek z przyjaciółmi pilnie potrzebują jego pomocy.
- Wielu przewodników raczej teraz nie znajdziecie, bo po lasach siedzą. Jak Mirtul się skończy wrócą, przyjdźcie wtedy to jakiegoś najmiecie.
- Ale to strasznie długo, nie możemy tyle czekać. Poza tym jeden całkowicie wystarczy...

Wyraźnie zwlekał z radą, by jeszcze jakieś informacje od nich wyciągnąć. Popatrzyła gospodarzowi przeciągle w oczy – Proszę nam pomóc...
Mężczyzna odwrócił się lekko do tyłu i zawołał na siedzącego w kącie drobnego, ponurego człowieczka:
- Hej Jorg chodź no ku nam, chyba ci robotę znalazłem.
Zawołany podniósł się ociężale z miejsca, z którym był już wyraźnie bardzo zżyty i zbliżył się do siedzących przy stole.
- Taaa... - Powiedział drapiąc się po nosie
„Matko miej nas w swojej opiece” Przeleciało dziewczynie przez głowę.
Nachyliła się do karczmarza i wyszeptała:
- Jesteś panie pewien, że się nadaje...
Ten poklepał ja uspokajająco po dłoni i odrzekł:
- Nie martw się dziewczyno jak Jorg jest trzeźwy, to lepszego przewodnika od niego na wiele mil dokoła nie znajdziesz, a już ja się postaram, by do jutra dostatecznie wytrzeźwiał. Zrobię to dla twojego dziada, bo dobry i uczciwy z niego rzemieślnik i dla ciebie boś taka miła i ładniutka.
Aleksa uśmiechnęła się miło na taka ripostę.
- To co z tą robotą? - Zapytał Jorg osuwając swe ciało na ławę koło Eleva – Słyszołem, że po bagnach chcecie se pochodzić, tak byle gdzie czy jakieś miejsce?
- Tam gdzie rośnie Hyperis Wilis
– Dostrzegła wzrok Jorga i dodała pospiesznie – Niebieski kwiat z kolcami.
- A.... Dupnik... trzeba było od razu po ludzku gadać, ale on w wielu miejscach wyrasto, troche się nachodzicie
– Obrzucił uważnym spojrzenie ubranie dziewczyny – Ty mi się jeno na bagnach w tej kiecce nie pokazuj. Gacie se na dupe załóż jak chcesz po moczarach chodzić. I buty jakie porządne nie te fikuśne pantolfki co to se damulki zazwyczaj na giry zakładają .
- Myślę, że coś odpowiedniego w swojej garderobie znajdę
– Powiedziała Alexa powstrzymując rozbawienie – A co do zapłaty...?
- Dziesięć srebrników... z góry!

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko:
- Pięć płatne po wykonaniu zadania.
- Trzy z góry pięć po robocie?
- Pewność siebie Jorga rozpływała się w jej spojrzeniu
- Sześć po robocie i ani miedziaka więcej – Oczy miała teraz zimne jak stal – I nic z góry, bo byś gdzieś na boku na wódkę wydał.
Przewodnik pokiwał smętnie głowa utyskując pod nosem - Co to za czasy, że baba chłopa tak za nos wodzi!
- Dobrze skoro wszystko uzgodnione spotkajmy się jutro o świcie przy wieży maga – Dodała jeszcze wstając
- Cztery miedziaki - usłyszeli od karczmarza.
Elev nie zastanawiał się, czy to dużo, jak na ceny Midd, czy mało. we wsi byłaby to kupa grosza, ale tutaj. Jakby nie było, nie wypadało, żeby dziewczyna płaciła. Wysupłał wiec z chudego mieszka kilka monet i podał karczmarzowi ładnie dziękując za gościnę.
- To wychodzimy. doskonała robota - pochwalił swoja towarzyszkę za negocjacje.

- Myślę, że możemy iść na spotkanie z reszta chyba, że masz jeszcze jakieś plany? - Spytała Alexa gdy wyszli już na zewnątrz.
- Nie mam, nie znam miasta i nie wiem, jakie tu można mieć plany. Jeżeli masz ochotę, to idźmy na spotkanie z resztą, ale nie najprostszą drogą. Ot, oprowadź mnie trochę po Midd. Po tak dobrym jedzeniu, jak u twojej rodziny spacer dobrze mi zrobi.
- Dobrze, chętnie się przespaceruję, nie pamiętam kiedy robiłam to po prostu dla przyjemności.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 16-01-2009 o 12:56.
Eleanor jest offline  
Stary 16-01-2009, 12:30   #170
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Z Aldymem spędziła tylko chwilkę, bo ciągnęło ją na tę samotną wędrówkę po mieście. Najpierw zgodnie z obietnicą obejrzała spokojną, wąska uliczkę całkiem niedaleko „Małego Johanna”, skręcającą od innej szerszej pod wąskim kątem ze sporymi domami z kagankami i dwoma zakrętami daleko w głębi. Po jednej jej stronie biegł głęboki dół ściekowy, dlatego strasznie tu śmierdziało a wszystkie okna wychodzące na nią pozamykane były na głucho. Wydawała jej się idealnym miejscem na zasadzkę, jeśli oczywiście tajemniczy prześladowca Sili znowu się pojawi. Tutaj nie da rady obserwować ich z zewnątrz, ani przewidzieć gdzie pójdą dalej, natomiast oni będą mieli wiele miejsc, żeby się zaczaić. Obeszła uliczkę dwa razy, sprawdziła gdzie prowadzą jej odnogi i była usatysfakcjonowana.

Potem zajęła się własnymi dociekaniami. Na ćwiczenie kradzieży widziała inne idealne miejsce. Mały, otoczony kamienicami placyk. Miejsce dość bogate, ale patrol straży pojawiał się tam co najwyżej raz na pól godziny. Może dlatego, że tuż obok był większy plac z tawernami i sklepami, gdzie tłum ludzi i arkady wysokich kamienic stanowiły idealne środowisko dla złodzieja. Ale dla lepszego od Elizabethy. Spacerowała wokół placyku dobrą godzinę planując i ledwie panując nad niecierpliwością i chęcią działania. W końcu wybrała ofiarę. Jako że była sama, musiała zastosować najstarszy trik świata z potykaniem się i przepraszaniem. Wybrała nietypowo - młodego mężczyznę, całkiem przystojnego i odstrojonego, co właśnie przyciągnęło Elizabethę. Miał modne chyba buty, wysokie za kolana, z wielkimi zakręconymi czubkami za to cienkimi cholewkami, dziwne szerokie spodnie i bardzo wąski płaszcz. Widać było jak całe to przebranie ogranicza swobodę ruchów.

Elizabetha zrobiła minę głupiej zagubionej wieśniaczki i dziarsko ruszyła przed siebie. Wszystko odbyło się jak trzeba. Potrącenie. Pisk przestrachu i „przepraszam jaśnie panie” i pewnie by się udało, gdyby dobrze ubrany mężczyzna nie okazał się chamem i prostakiem i po odruchowym „nie ma za co” nie spróbował Elizabethy klepnąć w tyłek. Czy można się dziwić, że wypadła wtedy z roli pokornego cielęcia i zręcznie odskoczyła wykrzywiając do tego twarz w grymasie złości i przedstawiła swą opinię o lubieżnym wieprzu krótko, lecz dosadnie?

Niestety ta przemiana nie umknęła uwadze ograbionego i spowodowała nagłe olśnienie ograniczonego umysłu. Mężczyzna zaczął wrzeszczeć „straż, łapać złodzieja” a Elizabetha musiała uciekać.

W jednym się nie pomyliła. Sam okradziony nie ryzykował pobrudzenia swego drogiego stroju. Ograniczył się więc do krzyków. Uciekała wybraną wcześniej drogą i straży, która nadbiegała z daleka umknęłaby bez trudu. Gorzej było z goniącymi ją „ochotnikami” Przeklinała w myślach ludzką gorliwość, wspinając się na kilkumetrowy mur i dwukrotnie ześlizgując na śliskim kamieniu. Nie pomyślała, że tak będzie a przecież powinna, bo wybrała tę drogę licząc na swoją zręczność i łatwe pokonanie tego, co dla innych będzie trudniejsza przeszkodą. Zapomniała wziąć poprawkę na to, że cały dzień padało i proste stało się trudniejsze. Pogoń w postaci dwóch mężczyzn i wyrostka zbliżyła się niebezpiecznie.
Rudowłosa rozsupłała ukradzioną sakiewkę i cisnęła nią jak najdalej przed siebie. Zadziałało. Ani jej cnota ani wolność nie zostały wycenione na więcej niż upadające w błoto monety. Dziewczyna opanowawszy drżenie rąk precyzyjnie ważyła ruchy. Mur został pokonany.

Po dwudziestu minutach kluczenia po Midd poczuła się bezpieczna. A tajemnice miasta znowu zaczęły kusić.


I wtedy wlazła w ten zaułek. Dziecko znikające w klapie w ziemi musiało być złodziejem, członkiem potężnej organizacji Złodziei z Miasta. Galopująca wyobraźnia Elizabethy miast rozpamiętywać niedawną wpadkę zajęła się dużo przyjemniejszym tworzeniem obrazu podziemnego świata - miasta w mieście, ciemnego i dusznego, lecz o wyuzadanym przepychu, miasta groźnych silnych mężczyzn i pięknych kobiet. Odchylała klapę do swojego raju, gdy zaułek zaroił się od ludzi.

Ależ byli dobrze zorganizowani. Naprawdę potrzebowała chwili, aby w miejsce fascynacji pojawił się strach. Po jej pieniądze wyciągał się z tuzin rąk i nie wiadomo kiedy znalazła się na ziemi otoczona złowrogimi sylwetkami.
Radość, jaką poczuła na widok Hansa była współmierna do zagrożenia, z którego ją ocalił. Gdy pokazywał jej znak i tłumaczył, czym jest Ścieżka wreszcie czuła, że dowiaduje się ważnych rzeczy. Ważnych dla niej. Nie dla świata, talgijczyków, czy Sili. Och, dziś w wieży podjęła w końcu decyzję, że pomoże półelfce i będzie się starała jak dla siebie samej. To była decyzja ostateczna i świadoma. Ale to w niczym nie zmieniało faktu, że dotąd nie miała żadnej okazji zająć się własnymi sprawami. I teraz przez krótki, cudowny moment było inaczej. Elizabetha przy Hansie czuła, że są ludzie, którzy podążając taką drogą jak ona mogą coś osiągnąć. Coś więcej niż wkurzanie paladynki i romans z kapłanem. I przez krótki moment myślała, że właśnie spotkała pierwszą osobę, która traktuje ją poważnie.

Ale Hans poświęcił jej minutę.

Zniknął w budynku a Elizabetha została sama. Jak psiak pogłaskany w przelocie i w przelocie uratowany przed okrutnymi psotami dzieci.
Może gdyby jej nie pocałował nie czułaby się tak fatalnie.

Niestety wtedy pobiegła do „Małego Johanna”. I spotkała Aldyma. I poszła z nim na tę nieszczęsną randkę.
 
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172