Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2008, 21:32   #41
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wycieczka pod wodzą sir Leonardo śmiało wędrowała, robiąc sobie jedną przerwę...którą uprosiła Lilla od Kelvarów, i która podobnie jak ona, Aldym wykorzystał na cicha modlitwę o przychylność swej bogini dla uczestników wyprawy....i rozpalenie serca Ognistej Beth ku pewnemu słudze Sune.
Słonko przygrzewało, po niebie chmurki płynęły. A Aldym widział energię która rozpierała Elizabethę przy każdym kroku. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął maszerować tuż za resztą grupy umilając sobie podróż śpiewem. A dokładniej przyśpiewkami.

Pewnoś moja piękna pomarańcze jadła
Wtedyś to prościutko do serduszka wpadła

Jadła winogrona, jadła też i wiśnie
Za to ją mężulek do serca przyciśnie

Policz pani młoda wszystkie dziury w dachu
Tyle będziesz miała w pierwsza nockę strachu

Skarżyła się panna, że jej gach ubogi
On jej kupił suknię do samej podłogi

pożegnaj ja mamo
prawą rączką na krzyż
bo ostatni raz
na jej wianeczek patrzysz

wypij ze mną młody
kieliszeczek wódki
żeby twój interes
nie był dziś za krotki

Chwaliłaś się młoda,
że umiesz haftować
A ty nawet płaszcza
nie umiesz cerować.


A gdy skończyły się przyśpiewki, zajął się pogwizdywaniem. Chyba tylko Aldym nie podchodził do tej wyprawy zbyt poważnie, machając trzymanym w ręku wiklinowym koszem pełnym wiktuałów i z napoczętą butelką wina.
Młody kapłan zbliżył się do idącej poboczem drogi paladynki i pogwizdując szedł chwile obok niej. Po czym przerwał pogwizdywanie i spytał.- Lilla, mogę cię o coś spytać?
Lilla spojrzała na młodego kapłana i skinęła głową z lekkim uśmiechem.
Uzyskawszy zgodę, spytał.- Wśród kleryków jak i paladynów Sune, celibat nie istnieje. Wszak głównym przykazać jest szerzyć miłość i piękno. Ale nie wiem jak to jest u kleru Lathandera i paladynów tego boga. Mogłabyś mnie oświecić w tej sprawie?
Aż po koniuszki uszu, twarz paladynki oblała się szkarłatem. Szybko przypominając sobie oficjalne zalecenia w tej kwestii odpowiedziała:
-Nie ma obowiązkowego celibatu. Jeśli jednak , któryś z wyznawców Lathandera wybierze tą ścieżkę jest ona uszanowana. Gdy jednak zdecydujemy się z kimkolwiek związać musimy być pewni, że to jest prawdziwe i ... - Lilla zamyśliła się szukając odpowiedniego słowa- ... i jedyne.
- Mądre słowa, w ślicznych ustach.- rzekł wesoło kapłan.- Miłość bowiem jest jak krzak róży...Pielęgnowana porośnie pięknym kwieciem. Duszona stanie się kolczastym krzewem. Wiec kiedy i u ciebie zacznie serducho trzepotać na kogoś widok...Nie duś tego w sobie, pozwól rozkwitnąć tym różyczkom. Bo ciernie duszonej miłości boleśnie kaleczą serce.
- W razie czego, zawsze możesz liczyć na mą pomoc.- dodał kapłan i ruszył wesoło pogwizdując.

Goblin śmierdział ...był martwy i brzydki. I nie zrobił na kapłanie wielkiego wrażenia. Aż dziw, ze sołtys zrobił z jednego pokurcza tak wielką sprawę. Przecież ubić takie coś byle chłop widłami potrafił. Od goblina bardziej interesowały go przepychanki między półelfką, a Jensem. Tę parkę trzeba będzie cały czas ich obserwować i dopilnować by te miłosne podchody między nimi zakończyły się uczuciem...Póki co, interwencja kapłana nie była potrzebna, ale Aldym czuwał.

Gdy dotarli do ruin zamku, zmierzchało, a zamiast wielkiej armii goblinów, podróżnicy znaleźli dwóch towarzyszy sir Leonardo. Aldymowi cisnęły się na usta słowa. „A nie mówiłem.” Ale ostatecznie przemilczał. Widać było że towarzysze de Singwy doświadczonymi wojakami są.
Nic więc dziwnego, że najpierw Elev, potem wypchnięty przez Silię Jens dostali ostre bęcki, nawet Lilli nie potraktowali ulgowo. Sam kapłan jakoś do sparingu nie miał ochoty. Zresztą, jeśli już, to od walenia się kijkami wolał walkę na pięści...w której w zasadzie był lepszy. Gdy skończyło się łojenie skóry paladynki,rzekł głośno, by wszyscy usłyszeli.
- Dobra walka zaostrza apetyt, a mam nadzieję że wasz na pewno. Bo zabrałem ze sobą spory bochen chleba, duże pęto kiełbasy i gomółkę sera...Sam tego nie zjem, więc wszystkich zapraszam na ucztę...No i mam jeszcze, nieco napoczęte, ale dobre...wino do osłody posiłku.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-10-2008 o 21:40.
abishai jest offline  
Stary 31-10-2008, 22:09   #42
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Pierwsza godzina wędrówki minęła bardzo szybko. Gdy Jens pokazał im zwłoki, zdziwiła się jak niesamowicie blisko Talgi podszedł ten goblin. Samo truchło, podobnie jak Silia, obejrzała z ciekawością - dziwne, koślawe chude i małe ciało, które zapewne śmierdziało i za życia. Nie dało się ukryć, że patrząc na nie czuła obrzydzenie, ale i tak przede wszystkim zachłysnęła się myślą o tym ile jeszcze przed nią. Bo mimo całej swej obrzydliwości zielony stwór w jakiś pokrętny sposób symbolizował dla Elizabethy jej nowe nadzieje. Pomyślała, że chciałaby wiedzieć o nim wszystko. Zrozumieć, co tu robił? Dlaczego zapuścił się aż pod ludzką siedzibę? Skąd przyszedł? I najważniejsze, czy naprawdę w starym zamku było ich więcej?
Tak dziwnie wszystko się na tym świecie przeplata, że martwe wrogie stworzenie oddało Elizabethcie prawdziwą przysługę, umożliwiło pierwszy krok w nieznane. I o tym przede wszystkim rudowłosa dziewczyna myślała.
Ale pomówić miała ochotę o czym innym.
- Trudno uwierzyć, że takie coś może być groźne – powiedziała, gdy zaciekawiona Silia poruszyła trupa patykiem. Elizabetha patrzyła teraz na muchy, które krążyły też nad wielkim, niegdyś groźnym wilczurem, przebitym goblińskim mieczem - martwym dowodem na to, że gobliny mogą jednak być niebezpieczne.
- I że umieją robić broń. Nawet tak marną. Ciekawe, jak wygląda gobliński warsztat kowala?
- Szkoda mi tego psa. –posmutniała nagle - Cieszył się na polowanie, a zginął.
- Za to my cieszymy się na wycieczkę, czyli piknik – wygłosiła ponure prawie proroctwo – Boicie się? – zapytała z błyskiem w oku stojących najbliżej Lillę i Aldyma.
Lilla nie wyglądała jakby się bała. Dla Elizabethy z całego towarzystwa była największą zagadką. Najmłodsza córka kowala miała wrażenie, że Lilla zawsze taka była, poważniejsza od innych dzieci. Urodziły się w tym samym roku, ale z Lillą nie poszłaby kraść jabłek, ani nikogo szpiegować. Chyba nawet trochę wstydziłaby się zaproponować jej coś takiego. Z całej gromadki paladynka budziła w niej największy respekt, choć oczywiście respekt, nawet największy, w przypadku Elizabethy nie był zbyt duży.
W trakcie tej wędrówki również Aldyma Elizabetha nie zaczepiała. Z nieco innych powodów. Wcześniej, przed gospodą pociągnęła z butelki, którą wręczył jej żartując. Zresztą w sposób, który znowu ustawił Elizabethę na granicy dwóch reakcji. Bo mimo, że roześmiała się wesoło i pokazała kapłanowi język, miała prawdziwą ochotę trzasnąć butelką o ubitą ziemię a samego Aldyma poczęstować kopniakiem. Niemniej wino posmakowało jej bardzo. Szkoda, że mogła upić tylko łyka i szkoda, że zupełnie nie wiedziała jak ma swoje stosunki z kapłanem ułożyć. Pluła sobie teraz w brodę, że wcześniej nie załatwiła sprawy romansów. Mogła przecież wypytać Neli, jak to jest z chłopakiem na sianie i spróbować z którymś z miłych i ładnych rówieśników, takim, na którego miałaby haka, żeby nic nikomu powiedzieć nie mógł. Teraz Aldym naprzemiennie traktował ją poważnie i żartował sobie i miał ten atut w ręku, że pewnie wiedział, o czym mówi, zaś Elizabetha postawiona została na rozdrożu, między ciekawością, obietnicą jej spełnienia, a chęcią by być zawsze górą.
Niemniej sprawy damsko-męskie zaprzątały ją tylko od czasu do czasu, bo nawet pąki na drzewach w dniach, kiedy rodzi się wiosna mogą być ciekawsze i bardziej absorbujące, a przecież na horyzoncie myśli cały czas majaczył niekoniecznie opuszczony zamek, w którym, teraz pluła sobie w brodę, szalenie dawno nie była, to wielki wstyd dla dziewczęcia, które ma ambicje wiedzieć wszystko.
Nie mogła jednak unikać wszystkich. Lilla budziła respekt, Aldym obawy, Jens i Silia zajęci byli sobą, a Elev szedł z pochmurną miną, która nie wiedzieć gdzie miała swoje źródło. Być może był tutaj z nimi z obowiązku i nie wierzył, że ta wyprawa jest jedynie miłą przechadzką, odmianą i okazją do śmiechu. Elizabetha zawsze go lubiła. Mimo, że jej nie rozpoznał i mimo, że zawistne opijusy wzięły ich na języki. Ale Elev nigdy nie nazwał jej rudzielcem, co pamiętała z lat dziecięcych Aldymowi i Jensowi i nigdy nie wyjawiał do końca swych myśli, co z kolei stanowiło dla Elizabethy zachętę by ciągnąć go za język i zmuszać do zwierzeń. Krótka rozmowa nie rozproszyła jednak ponurego nastroju chłopaka.
Podjęła też w trakcie drogi przez las, w momencie, gdy widok sir Leonardo na koniu zaczął bardzo przeszkadzać jej zmęczonym nogom, pertraktacje o małą przejażdżkę. Z niewinną miną wcielonego dobra poprosiła wrednego fircyka by pozwolił jej chwilę się przejechać. Niestety Leonardo jak widać nie przepadał za chudymi rudymi siedemnastolatkami i odmówił stanowczo, tonem kaznodziei upominając Elizabethę "Trzeba swoje wycierpieć chcąc zostać bohaterem, moja kochana".

***

Patrzyła na potyczkę Eleva z wypiekami na twarzy. Może to po alkoholu, którego spory łyk pociągnęła z ciężkiego bukłaka Erno.
- Nie przejmuj się tak bardzo – Elev jakoś źle zniósł swoja przegraną – przecież oni są starzy, na pewno kiedyś im dorównasz. Poza tym myślę, że świetnie wyglądasz – zaczerwieniła się - z dwoma kijkami.
A kiedy Elev spojrzał na nią poważnie, zaczerwieniła się jeszcze mocniej. Sama nie była pewna, czy w tej chwili zaprzyjaźnia się z Elevem, czy droczy z Aldymem. Może jeszcze tego nie wiedziała, ale pewnych przywar niewieścich była przykładem idealnym.
A kiedy wszyscy już dostali swoje cięgi, uznała, że jej też się należą.
- Czy i ja bym mogła spróbować się na miecze, to znaczy na kij – zapytała Hansa – i to krótki? Tylko nie bij mnie tak mocno jak Eleva, żebym jutro chodzić mogła.

A gdy ułożyli się do spoczynku długo nie mogła zasnąć. Słuchała oddechów towarzyszy i liczyła gwiazdy. Potem, gdy mimo ekscytacji i zimna tej nocy początków wiosny jednak zachciało jej się spać, miała już inny plan.
Cierpliwie czekała do momentu, gdy wydawało jej się, że wszyscy zasnęli. Bezgłośnie odłożyła swój koc i na palcach wyszła z kręgu światła rzucanego przez ognisko. Postanowiła zakraść się do zamku. Po cichutku, na zwiad tylko. Bo to przecież tak blisko, że aż grzech spać, gdy być może tam czeka jakieś prawdziwe wyzwanie. Oczywiście wyobraźnia podpowiadała jej wiele wyzwań niekoniecznie przyjemnych, ale tym bardziej na przekór resztkom rozsądku, musiała sobie udowodnić, że pomimo, iż nie potrafi czarować, ani władać mieczem, szlak przygody jest właśnie dla niej stworzony.
 
Hellian jest offline  
Stary 01-11-2008, 14:57   #43
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Gdzie jesteś Kołtun, sierściuchu zatracony? - cicho mruknął Jens. Kot swoim zwyczajem gdy zmrok zapadł na dobre, ruszył za głosem instynktu w las, by coś upolować, a że bydle było rozleniwione i rozbestwione sypiając na zapiecku, złapanie go nie powinno być trudne. Nigdy zresztą nie było. A tym razem Jens miał przygotowane coś specjalnego. Już gdy wyszli wieczorem z lasu, zauważył na łące parę kęp rośliny, której nazwy nie znał, a której jedną z właściwości z braćmi rozgryzł będąc jeszcze dzieciuchem. Chodziło o białe mleczko obecne w dużych ilościach w pędach. Przy zetknięciu ze skórą, powodowało drażniące i uporczywe swędzenie, które będzie idealną zemstą za psikusa półelfki. Już widział jej niezręczną minę gdy będzie nieustannie drapała się przy da Singwie. Wystarczyło tylko złapać Kołtuna.

Wytropienie kota, nie zajęło mu dużo czasu, a i przy złapaniu nawet obeszło się bez podrapań i głośnych miauknięć. Czarny zwierzak fuczał tylko cicho w niezadowoleniu gdy Jens przez liście łopianu nacierał gęste futro zgniecionymi pędami. Syknął z bólu zginając przy tym palce niechcący.
- Spokojnie. Zaraz cię puszczę. Ty przez to futro nic nie poczujesz. Tylko pamiętaj by wskoczyć jutro Silii na ręce jak zawsze.
Po chwili puścił napuszonego kota. Miał nadzieję, że zwierzak nie będzie się lizał za bardzo bo to choć nietrujące to gorzkie paskudztwo, a do jutra wieczora powinno obeschnąć i samo odpaść.

Dumny z siebie ruszył na powrót do obozowiska gdzie tlił się jeszcze ogień. Nie mógł już doczekać się jutra.

~ Zobaczymy co teraz powie liszka mała ~ zaśmiał się sam do siebie w myśli.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 01-11-2008 o 16:23.
Marrrt jest offline  
Stary 03-11-2008, 14:58   #44
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Obaj byli towarzysze byli szczerze zdziwieni tym, że prawie każdy, prócz gładkiego i bardziej lubiącego dobry napitek niż walkę Aldyma, chciał się koniecznie z nimi spróbować, licząc przy okazji, że czegoś się przy tym nauczy. Pierwszy, który spróbował, leżał teraz na trawie i odchodach jakiegoś zwierzęcia, zmęczony i poobijany. Nie nauczył się praktycznie nic, prócz tego, że nauczyć się musi jeszcze bardzo wiele. Hans przykucnął nad nim, kręcąc z niesmakiem głową.
-Jak będziesz walczył o życie, to lepiej korzystaj tylko z jednego na raz. I załatw sobie jakąś solidną tarczę i zbroję.
Nie było to szczególnie pokrzepiające, ale Hans do osób kogokolwiek chwalących raczej nie należał. Nie powiedział już słowa i tylko zdziwiony przyglądał się następnym chętnym.
-Poważnie chcecie też tak dostać?
Najwyraźniej chcieli.

Hans dostał jeszcze jednego przeciwnika. Silię bowiem zignorował.
-Niczego cię nie nauczę bo nic nie wiem o machaniu kosturem. Musisz poczekać na swoją kolejkę u Enro.
Elizabetha złapała rzucony jej kij bez większych problemów, wywołując lekkie uniesienie brwi u Midritha. Nie był to łatwy i spodziewany rzut. Wstała i trzymając kijek przesunęła się na otwartą przestrzeń, obserwując przeciwnika. Na dobrą sprawę nigdy nie używała broni. I to niestety było widać. Hans nawet nie pytał.
-Zręczna jesteś. Ale czy szybka?
Doskoczył i pchnął kijem bez ostrzeżenia. Dziewczyna uskoczyła, napinając wszystkie mięśnie i unikając "broni" przeciwnika. Udało się jej nawet utrzymać równowagę, ale po chwili poczuła drugi kij Midritha, dotykający jej pleców.
-Nie nauczę cię walczyć. Mam tylko dwie rady. Nie próbuj wdawać się w wymianę ciosów. Dźgnij i uciekaj. Ciało masz sprawne, pracuj nad nim. Twoją bronią będzie szybkość i zwinność. Jeśli dożyjesz.
Wzruszył ramionami i ruszył w jej stronę. Próbowała go pchnąć sztychem, ale prawie niezauważalnym odgięciem nadgarstka zbił na bok jej broń na bok i niespiesznym krokiem podszedł tak, że widziała dokładnie jego twarz i czuła oddech. Niespodziewanie kąciki jego ust uniosły się nieco.
-Wybacz, lubię imponować pięknym kobietom.
Chwycił jej rękę i poprawił ułożenie palców na rękojeści.
-Ćwicz. Ze wszystkimi, to wyrobi odruchy.
Klepnął Eleva, który już siedział przy ognisku i usiadł obok.
-Ciebie też to dotyczy. Jeśli chcecie przeżyć, to musicie się wiele nauczyć.
Strasznie często powtarzał słowo "przeżyć", ale może miał w tym jakiś cel? Teraz jednak zamilkł już, obserwując poczynania Enro i pozostałych Talgilczyków.

A Enro bawił się doskonale. Wychyliwszy kilka solidnych łyków mocnej gorzałki, a i przecież nie wiadomo, czy przed waszym przybyciem nie wypił jeszcze więcej, teraz był rozluźniony i wesoły. Jens, który wypchnięty do starcia niezbyt był na początku pewny, zaatakował szybko, chcąc zarówno skończyć potyczkę jak najszybciej jak i niepełną dyspozycję Havisa wykorzystać. Na niewiele jednak mu się to zdało, gdyż walczący znacznie większym drągiem wojownik, po prostu odbił jego broń razem z nim samym. I dzierżąc drąg jedną ręką, machał nim z przerażającą szybkością. Szybko jednak męki tropiciela zakończył, śmiejąc się do rozpuku prawie cały czas.
-Synu! Nie daj się kobietom do walki wypychać, bo całe życie z sinikami będziesz chodził!
Wciąż się śmiejąc kiwnął na Silię.
-No dziecinko. Tobie to nie do walki się pchać z tym kijaszkiem. Uszy długie, ale zaokrąglone. Jedno z rodziców z tutejszych lasów? Pewnie jakbyś go kiedy spotkała to by cię tymi drewienkami nauczył machać. Ja ci powiem tyle. Tobie trzeba się kryć za resztą, a jak już do walki przyjdzie stawać, to bronić jeno i na potknięcie przeciwnika liczyć.
Podszedł do dziewczyny, biorąc od niej drąg.
-Po pierwsze jest za lekki. Kostur to czuć w łapach trzeba.
Dobre sobie, Silia i tak uważała, że jest za ciężki.
-Na niego całe żelastwo będziesz przyjmować, więc takie coś to złamie się nagle i po zabawie. Dłonie trzymasz tak.
Pokazał jak, dzieląc nimi kij na mniej więcej trzy równe części.
-Najważniejsze to uważać, by ci ostrze paluchów nie ucięło i wroga na dystans trzymać.
Oddał jej kij i podniósł swój.
-Dolne ataki przyjmujesz na krańce kija, górne koniecznie na środek. Słabe masz ręce. Spróbuj mnie zablokować.
Uderzył od góry, szybko. Półelfka instynktownie podniosła kij, tak, że ten od Enro uderzył w środek tego jej. Ręce jej zadrżały a ona sama cofnęła się o krok, rozmasowując zdrętwiałe ramiona.
-No właśnie, A pomyśl sobie jakbyś wyglądała gdybym uderzył z boku. Ktoś jeszcze?
Wystąpiła Lilla, zaś Silia usiadła przy ognisku, zastanawiając się, jakby to było, gdyby uderzył mieczem. Jej kij nagle wydał się bardzo cieniutki.
-Zabawa i żarciki kiedyś się skończą.
Hans nawet nie spojrzał na nią, więc nie wiadomo było, czy mówił ogólnie czy tylko do półelfki. Przytyk był jednak wyraźny.

Paladynka tymczasem przypięła sobie już tarczę do przedramienia i chwyciła drąg, mający być zamiennikiem długie miecza. Chwyt miała pewny, a sam kij nie ciążył w przyzwyczajonych do miecza dłoniach. Enro aż się zagapił, zdziwiony nieco. Zwrócił się w stronę pozostałych, rozkładając ramiona w niedowierzającym geście.
-A gdzieście w tej swojej wsi wojowniczkę wyhodowali?
Wrócił wzrokiem do swojej przeciwniczki i pokiwał głową z uśmiechem. Również chwycił tarczę i stanął w pozycji. Nie zignorował ani nie zlekceważył przeciwniczki, wymieniając kilka pierwszych ciosów. Prostackich, prosto na tarczę. Dziewczyna się nie cofnęła co jeszcze bardziej musiało mu zaimponować.
-Nieźle wojowniczko Lathandera. Chociaż uchowałaś się w przedziwnym miejscu, tuż tuż przy oczach Selune. I jeszcze bardziej zazdrosnej Sune, jak sądzę. Czemu nie pani księżyca?
Mówiąc, nie przestawał walczyć, zmuszając powoli zadyszaną dziewczynę do cofania się. W końcu zaatakował inaczej, szybciej, zwinniej, sprawniej. Jego miecz ominął jej tarczę i zahaczył o biodro.
-Nigdy nie trać koncentracji.
W odpowiedzi dziewczyna skontrowała, lekko dotykając piersi Enro. Gdyby miał na sobie zbroję, to nawet by nic nie poczuł. Ale jednak. Szybko przestał gadać i zasypał dziewczynę gradem ciosów, aż potknęła się o jakiś korzeń i skończyła z kijem przytkniętym do szyi.
-Nie martw się , nie było tak źle - pocieszył ją Enro podając bukłak - Tak po prawdzie byłaś dziś najlepsza. Będziesz jeszcze sławnym rycerzem dziewczyno!

W końcu "treningi" dobiegły końca. Zmęczeni całodziennym marszem i krótką nauką walki, legliście na swoich prowizorycznych posłaniach, wcześniej przekąszając coś ze swojego lub Aldymowego prowiantu. Nikt nawet nie pomyślał o nocnym wartowaniu, nawet Hans czy Enro. Zamek, widoczny w świetle księżyca, sprawiał wrażenie posępnego i lekko przerażającego, lecz większość złych rzeczy podpowiadała wam własna wyobraźnia. Zasnęliście szybko, a przynajmniej zrobiła to część z was. Jensowi wystarczyło, że usnęła Silia, by wykraść się z obozu w celu poszukiwania jej kota. Miał szczęście, że ten miauknął goniąc polną mysz, bowiem inaczej nigdy by go nie znalazł. Jeszcze większe szczęście miał kota łapiąc, gdy ten ową mysz próbował skonsumować. I owszem, natarł zwierzaka. Ale to, by ten się nie wyrywał, miał niestety tylko w swoim umyśle. Zmuszony do czegoś, czego bardzo nie chciał, kocur zaczął wściekle miauczeć i wyrywać się, drapiąc pazurami absolutnie po wszystkim. A kota utrzymać w rękach i jeszcze próbować mu coś zrobić w tej samej chwili jest niezwykle ciężko. Wrócił więc Jens do obozu cały podrapany. Kilka czerwonych rysek na twarzy i znacznie więcej na dłoniach i przedramionach, było ceną za próbę zemsty. Elizabeth, która czekała na jego powrót, niecierpliwiła się już bardzo. Doczekała się jednak jego spokojnego oddechu i wstała, znikając na dłużej niż tropiciel...



***

Obudzono was tuż po świcie. Lilla już odmawiała swoją modlitwę, całkiem rozbudzona. Enro i Hans również się podnieśli, oporządzając konie i szykując się do wyruszenia. Leonardo i kilka innych osób spało jednak twardo, tylko mrucząc przez sen by ich nie budzić. Ale i im ciężko było utrzymać się we śnie, gdy duża część obozu była w ruchu. Rozmawiając, szczękając bronią czy siorbając i mlaskając przy porannym posiłku. Konie również rżały i ostatecznie wszyscy obudzili się, chociaż nie wszyscy mieli ochotę wychodzić spod koców.

Dzień wstawał piękny. Co prawda nad ziemią unosiła się spora mgła, zaś trawy były całkiem pokryte zimną rosą, lecz niebo było całkiem czyste a wschodzące słońce dawało już prawdziwe, wiosenne ciepło. Oczywiście wciąż to nie było lato i ciepłe koce były o tej porze zbawieniem, ale i tak przychodziły do głowy tylko przyjemne myśli. Przynajmniej póki nie spojrzało się na spowity mgłami zamek.

W końcu Enro, ubrany już w swoją zbroję, z mieczem przy pasie, odezwał się, mącąc odgłosy budzącego się leśnego życia.
-Czas nam w drogę, przyjaciele.
Uściskiem dłoni żegnał się z tymi, którzy już wstali. Hans tylko skinął głową, wsiadając na swojego wierzchowca.
-Ostatnia szansa na rady i pytania!
Havis zaśmiał się, wsiadając na wierzchowca. Pognał go, zapewne w celu rozgrzania konia. Hans pożegnał was wzrokiem, ale Elizabetha była pewna, że patrzył głównie na nią. Coś zafalowało wokół niej, zupełnie niewidoczne. Coś co niosło obietnicę ponownego spotkania. Jeźdźcy zniknęli w końcu w tym samym miejscu, z którego wyjechali oni sami zaledwie wczorajszego wieczora.

Leonardo, na pozór przynajmniej, zupełnie nie wydawał się tym przejęty. Wstał, ubierając cieplejszy kubrak. Zatarł ręce, dźgając patykiem wygasłe ognisko.
-Trzeba by ogień rozpalić. Zawsze przyjemniej posiedzieć. Będziesz tak dobry? Tak, ty Jens. Wyglądasz młodzieńcze, jakbyś całą noc z jeżami baraszkował.
Zachichotał i sięgnął do juków, wyjmując chleba z kiełbasą, które pewnie w karczmie Talgijskiej dostał.
-Śpieszyć się nie ma co, mamy cały dzionek. Przemyśleliście wszystko dokładnie? I nadal chcecie wejść w te straszliwe mury ponurej, otoczonej mgłami twierdzy? Ciekawe jak się nazywała, tak o świcie to doskonale pasuje "Mgliste Zamczysko". Albo "Cienista Twierdza", chociaż tu lepiej nie używać tego określenia. Tsurlagol to prawdziwie nieprzyjemne miejsce.
Gdy ognisko już wesoło buchało, a ostatnie śpiochy podniosły się z posłań, de Singwa wskazał resztką pętka na zamek.
-Każda dobra wyprawa musi mieć plan. A i zwiad by się przydał? Może są chętni? Jak nie to zawsze wszyscy razem zwiedzać będziemy. Taki piękny obiekt. Może nawet jakiś olbrzymi i przeokropny goblin nam się trafi? Brrr.
Wydawało się, że mógłby gadać jeszcze trochę. Nie wiadomo było tylko, czy faktycznie w ogóle ma zamiar się tam ruszać. Mgła powoli opadała, słońce zaczynało przygrzewać. A i zamek mniej ponury się zdawał. Ale Leonardo i tak spieszno nie było...
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 03-11-2008 o 15:07.
Sekal jest offline  
Stary 03-11-2008, 21:27   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Oj wiele się dzisiaj działo...wędrówka, truchło goblina, potyczki i wieczorna uczta. Dlatego też nie mógł zasnąć i wspominał co ciekawsze momenty dzisiejszego dnia...
Gdy przy zebranej nad trupkiem Elizabetha zapytała o to czy się boją, młody kapłan uśmiechając się do niej wesoło rzekł.- Dlaczego miałbym się bać, obronisz mnie przed goblinami, prawda?
Zresztą, dlaczego miałby Aldym bać się istoty o ponad połowę od niego niższej?
Także i uwaga Enro wzbudział w kapłanie potrzebę odpowiedzi.
-Nieźle wojowniczko Lathandera. Chociaż uchowałaś się w przedziwnym miejscu, tuż tuż przy oczach Selune. I jeszcze bardziej zazdrosnej Sune, jak sądzę. Czemu nie pani księżyca?
- Nie szerzcie herezyi mości Enro.- odparł pół żartem pól serio Aldym.- Każdy, kto choć trochę w teologii obeznan, wie że zazdrość bardziej mrocznej Shar bądź Beshaby jest dziedziną. Takie słowa, jedynie gniew Sune i jej klątwę sprowadzić mogą, ochotę do miłości cielesnej na zawsze odbierając... Chcielibyście się jeszcze wykazać przed dziewczętami w łożnicy? To gniewu Sune nie prowokujcie.-
Nie wiedział Aldym czy tymi słowami uraził Enro czy nie. Ale jego kapłańskim obowiązkiem było dobrego imienia bogini pilnować...
Innym powodem dla którego Aldym jeszcze nie spał, było to, iż Elisabetha spała dosłownie na wyciągnięcie ręki...I słyszał jej wiercenie na prowizorycznym posłaniu, których przyczyny domyślać się jedynie mógł. Jednak jakoś do głowy przychodziły mu jedynie frywolne tłumaczenia. Niemniej sen w końcu zmorzył i kapłana.
Ranek wstał dość wcześnie, sądząc po krzykach Enro i Hansa. Kapłan pozbierał co zostało z uczty. Czyli na wpół opróżnioną butelkę, trochę chleba i sera. Po kiełbasie zostały jedynie wspomnienia. Bo ile innych zapasów towarzysze sir Leonardo nie mieli, o tyle w gorzałę zaopatrzeni byli dość hojnie. Widać poszukiwacze przygód, nie chlebem, a piwskiem się żywią.

-Ostatnia szansa na rady i pytania!
Aldym pytań żadnych nie miał...Może poza jednym. Po kie licho zjawili się tutaj wczoraj. Ale wątpił by na te pytanie udzielili mu odpowiedzi.
Wkrótce towarzysze podróży de Singwy, znikli jak sen złoty.
Leonardo, na pozór przynajmniej, zupełnie nie wydawał się tym przejęty, zamiast tego zaczął wydawać rozkazy grupce dzielnych bohaterów z Talgi.
-Śpieszyć się nie ma co, mamy cały dzionek. Przemyśleliście wszystko dokładnie? I nadal chcecie wejść w te straszliwe mury ponurej, otoczonej mgłami twierdzy? Ciekawe jak się nazywała, tak o świcie to doskonale pasuje "Mgliste Zamczysko". Albo "Cienista Twierdza", chociaż tu lepiej nie używać tego określenia. Tsurlagol to prawdziwie nieprzyjemne miejsce.
- Skoro nastolatki tu sobie schadzki czasem urządzały.-
spytał ironicznie Aldym, sir Leonarda. Barda zapewne, sadząc po kwiecistej mowie.- To my mamy się pietrać? Mury jak mury...jak sięgam pamięcią jedynie co tu straszyło, to sowy.-
Usiadł następnie naprzeciw de Singwy i grzejąc ręce od ognia powiedział.
- Powiedzcie sir Leonardo, ale tak z ręką na sercu. Wierzycie, że w tych ruinach jest coś groźnego? Czy tylko idziecie z poczucia obowiązku wobec sołtysa? Ostrożność to chwalebna rzecz, ale podsycanie nadziei na wielką przygodę...cóż...Niektórzy mogą boleśnie przeżyć rozczarowanie.-
Tu spojrzał na Ognistą Beth, która wydawała się palić entuzjazmem. A przynajmniej tak się Aldymowi wydawało.
Później sir Leonardo zaproponował zwiad...I młody kapłan byłby zapewne ostatnią osobą która by się na niego zgłosiła. Ale istniały dwa przypadki w których podniósłby rękę jako ochotnik. Jeśliby się zgłosiła Elisabetha, ale to oczywiste...No i jeśli Silia by się zgłosiła, gdyż kapłan nie puściłby tak delikatnej dziewczyny samej. Może i władała czarodziejskimi mocami, ale i tak była nie przywykłą do walki dziewczyną.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-11-2008 o 21:30.
abishai jest offline  
Stary 03-11-2008, 22:15   #46
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Jak widać, nieszczęścia chodzą parami. Zwłaszcza w postaci lania. Przedwczoraj sprał go ojciec, oczywiście, Z CZYSTEJ RODZICIELSKIEJ MIŁOSCI, wczoraj zaś oberwał od Hansa, rzecz jasna, Z PRZYCZYN WYŁACZNIE SZKOLENIOWYCH. W przeciwieństwie jednak do ojca, przekonanego, ze lanie syna przed wyprawą pomoże mu zachować cenne oraz niezwykle miłe wspomnienie rodzicielskiego domu, Hans bynajmniej nie przejawiał takich złudzeń. Nie ma śmiechu! Bolał go tyłek, bolały go ręce, nogi, a najbardziej bolała go własna duma, która wykopyrtnęła się oraz legła bezwładnie na ziemi wraz z wpadnięciem w królicze bobki po jednym z ciosów Hansa. No, jednakże oberwać to jedno, natomiast dostać najgorzej z całej drużyny, to zupełnie co innego. Tymczasem on, materiał, jak sobie wyobrażał, na super wojownika, dostał w trąbę gorzej nawet od mahoniowłosej Elisabethy, która przedtem broń trzymała pewnie tylko po to, żeby oganiać się przed natrętnymi chłopakami. Bo plotki, że jakoby wcześniej była uważana za dosyć brzydką, to wydały mu się po prostu śmieszne.

Wiadomo, jak człowiek jest zraniony na dumie i ambicji, to choćby był kapłanem Ilmatera z powołania, a masochistą z usposobienia, krew się w nim burzy i szlag trafia każdą jej kroplę. Toteż na słowa sir Leonarda odpowiedział niezupełnie grzecznie, za to na pewno tonem, któremu starał się nadać zimne i rzeczowe brzmienie, chociaż czasem chyba średnio mu wychodziło:
- Może jestem mniej doświadczonym poszukiwaczem przygód niż przeciętna pchła na grzbiecie pańskiego konia, sir, ale jeżeli mamy tak podróżować, to może faktycznie, przegadajmy i przeleniuchujmy cały dzień, a jutro o świcie ruszymy. My, chłopi ze wsi, jesteśmy przyzwyczajeni do pracy od świtu do nocy, a nie od południa. Że plan jest potrzebny, to oczywista prawda, tylko chyba lepiej było pomyśleć o tym zawczasu. Skoro jednak zabraliśmy się do tego teraz, to ja jestem prosty chłop. Jeden kupiec, z którym rozmawiałem, rzekł kiedyś: chcesz załatwić coś w Waterdeep, to idź do Waterdeep. My mamy załatwić coś w zamku, więc wypada tam ruszyć, a nie mitrężyć czas na pogaduchach. Niech rzeczywiście idzie kto naprzód, kto najlepiej zna tutejszy teren. Jens może bywał w tych stronach i dobrze radzi sobie z lasem. Alboli Elisabetha, jeżeli zechce, bo wydawało mi się, że także radzi sobie dobrze w lesie. Ewentualnie, niech idzie jedno z nich i dobrze sobie do pomocy towarzysza na wszelki wypadek, a reszta będzie szła ze dwieście kroków dalej. Bo żeby być szczerym, to widzę tu dwa problemy. Po pierwsze moja skórzana zbroja, choć ćwiekami nabijana ni szeleści, ani zgrzyta, jak metalowe. Osoby więc ciężej opancerzone powinny iść w drugiej grupie. A druga sprawa, to koń. Co zrobić z nim, nie wiem, ale jeżeli gobliny byłyby w tym zamku, to kogo jak kogo, ale konia zobaczą znacznie prędzej niż człowieka, który się przecież może podkraść, skryć etc. Ponadto wreszcie, jeszcze jednak sprawa, nie wiem, czy to prawda, ale gobliny ponoć radzą sobie nocą lepiej, niżeli za dnia. My odwrotnie. Im więcej dnia mamy przed sobą, tym lepiej. Przecież, niby do zamku będzie, góra, milę, to nie wiadomo, czy nie będziemy musieli kluczyć. Jest to jeszcze jeden powód, żeby nie mitrężyć sprawy. Dlatego krótko i treściwie proponuję: każdy niech się wypowie i ruszamy, bo nie ma na co czekać. Proponuję także nie jeść śniadania, a przynajmniej niewiele. Rozumiecie, cios w brzuch przy pełnym kołdunie, hm, sami rozumiecie. Niekiedy nawet czary kapłańskie wtedy zawodzą. Możliwe, że niepotrzebna to ostrożność przy naszym ojcu Aldymie, ale widziałem już taki wypadek, wprawdzie przy pracy na roli, ale lepiej uważać. Tyle mojego. Waść jest dowódcą, więc twoja decyzja, co zrobić – zwrócił się do sir Leonarda. – Byle szybko.
- Zaraz wrócę, idę umyć ręce
– dodał jeszcze po wypowiedziach innych i ustaleniach. Po oczyszczeniu buta z kozich bobków mył ręce już kilkanaście razy, mimo że czyścił nie dłońmi, a wiechciem trawy i jakimś patykiem. Nieopodal był strumyk i właśnie tam planował się na chwilę udać.
 
Kelly jest offline  
Stary 04-11-2008, 21:05   #47
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Przez to wszystko wygramoliła się spod koca jako ostatnia. Tej nocy we śnie zwiedzała ponure zamczyska, walczyła z goblinami, latała na widmowych ptakach i całowała brodatego mężczyznę o źle widocznej twarzy. Gdy wreszcie uwolniła się od natarczywych wizji i stanęła na nogi, obydwaj znajomi Leonardo wsiadali już na konie.
- Ostatnia szansa na rady i pytania – powiedział Hans jakby w odpowiedzi na natłok myśli w głowie Elizabethy. Och miała mnóstwo pytań i może gdyby wstała chwilę wcześniej nawet odważyłaby się któreś zadać. W tej chwili jedynie odprowadziła wzrokiem obydwu mężczyzn, z nietypową dla siebie ponurą miną i lekko zadrżała, gdy poczuła zimny podmuch, bo sen i jawa na tę chwilę stały się jednością, a Elizabetha, mimo, że nie wiedziała jeszcze za wiele, poczuła jak jedna z dróg jej życia staje się bardziej realna.
Odjechali. Rudowłosa dziewczyna nadal bardziej we wczoraj niż w dziś usiłowała się obudzić. Gdy Leonardo pół poprosił pół kazał Jensowi rozpalić ognisko, sama zaoferowała, że przyniesie chrust. Zbierając suche patyki mogła przemyśleć, co powiedzieć o nocnej eskapadzie swoim towarzyszom.
Wróciła z drewnem bardzo szybko. Tak, że mogła wziąć udział w rozmowie Nim sama zaczęła mówić chwilę zbierała się w sobie, choć fuknęła gniewnie, gdy Leonardo stwierdził, że mają cały dzień, przecież jedno już wiedziała - zabijać gobliny chodzi się za dnia. Nie opowiedziała nawet na żarty Aldyma, że w zamku straszą, co najwyżej sowy.
Wytrzymała również całą długa przemowę Eleva. Może dlatego, że był taki zły, że nawet Elizabetha rozumiała że musi się wygadać. A poza tym podobało jej się to, co mówił.
- Właśnie. Trzeba tam iść jak najszybciej. Bo w zamku są gobliny. Sama je w nocy widziałam –przedstawiała nocną przygodę po swojemu – Bo tam poszłam – rozejrzała się po wszystkich triumfalnie, nagle wspomnienie własnej odwagi przyćmiło inne, mniej korzystne. – A gobliny w dzień śpią. I to jest nasz przewaga. Do zamku można wejść przez bramę, nic nie zagradza drogi. Tylko goblinów jest tam sporo. Ale nie wiem ile – opuściła wzrok i szybko wypluła z siebie te mniej chwalebne informacje – bo bałam się wejść do zamku, no i do goblinów nie zakrada się w nocy, trochę głupio zrobiłam. Chyba zauważyły nasząmoją obecność, ale nie atakowały. Trzeba o tym pamiętać, bo musiał być jakiś powód. Coś trzyma je w zamku.
- Nie wiem czy drugi zwiad jest konieczny. – zwróciła się do Eleva – Ale jeśli tak uznacie to ja chętnie pójdę. Dobrze się skradam, no i już tam byłam.
- I też myślę, że Leonardo musisz zostawić konia
– Przejście na ty było wyrazem gniewu, który mimo wielu ważniejszych spraw wciąż towarzyszył Elizabetcie, bo jakże ten bawidamek mógł odmówić jej małej przejażdżki.
 
Hellian jest offline  
Stary 05-11-2008, 20:16   #48
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
-Nieźle wojowniczko Lathandera. Chociaż uchowałaś się w przedziwnym miejscu, tuż tuż przy oczach Selune. I jeszcze bardziej zazdrosnej Sune, jak sądzę. Czemu nie pani księżyca?

Po skończonej walce Lilla poczuła się w obowiązku odpowiedzieć.
- To bogowie nas wybierają, nie my ich. Zarówno Selune jak i Sune są dobrymi boginiami i nie sądzę by miały coś przeciwko służce Lathandera.
Nie ciągnęła wątku dalej uznając sprawę za zamkniętą, zwłaszcza, że Aldym wystąpił z płomienną przemową broniącą honoru jego bogini.

***
Obudziła się o świcie, umyła twarz w pobliskim potoku i nieśpiesznie odmówiła modlitwę. Jadła śniadanie, kiedy Enro i Hans odjeżdżali w swoją stronę. Nie miała żadnych pytań, a przynajmniej żadnych takich na , które dali by radę szybko odpowiedzieć.
Poczekała aż reszta członków wyprawy dojdzie z sobą do ładu i uważnie wsłuchała się w słowa Leonardo. Nie spodobało jej się takie podejście, mieli zadanie do wykonania , siedząc przy ognisku z pewnością będzie wesoło, ale wszak nie o to chodziło. Już miała powiedzieć, że na zwiad się nie nadaje, ale ubiegli ją inni. Wysłuchała Eleva, ale słowa Elizabeth aż ją zapowietrzyły. Jak można być tak nieodpowiedzialnym???
- Coś ty sobie myślała dziewucho? - powiedziała cicho patrząc prosto na Beth - Że uzyskałaś kilka ciepłych słów od Hansa i jesteś już pełnokrwistym poszukiwaczem przygód? Czy może przejdziesz się po zamku pełnym goblinów i zadziałasz na nich swym urokiem? Życie to nie tylko praca i zabawa w Taldze, głupia. Są na nim rzeczy, o których nawet Ci się nie śniło. Mi zresztą także.

Spojrzała na zbesztaną jeszcze raz uważnie. Miała nadzieję, że nie zareaguje na nie gniewem. A nawet jeśli to po ochłonięciu głęboko je przemyśli.

Rozejrzała się po pozostałych.
- Ja jestem za tym by ruszać prosto do zamku. I to teraz.
 
Nadiana jest offline  
Stary 05-11-2008, 22:36   #49
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Skóra na dekolcie swędziała tak dotkliwie, że wybudziła ją z głębokiego snu. Zaczynało świtać. Kołtun leżał wraz z nią pod kocem, zwinięty w kłębek i wtulony w jej pierś, jak to miał zawsze w zwyczaju. W miejscach, gdzie stykała się z jego sierścią, skóra była teraz zaczerwieniona i piekła potwornie.

- Pchły mi jakieś sprzedałeś łazęgo? - szepnęła drapiąc się energicznie i przewróciła na drugi bok. Jęknęła jeszcze zdegustowana widząc tuż przed nosem martwą mysz. Kołtun najpewniej upolował ją w nocy, a trofeum przywlókł swojej pani w wyrazie swego oddania.
- No grzeczny kotek. Przyniosłeś mi swoją zdobycz? - pogłaskała go po lśniącej sierści - Doceniam to słodziutki. Wiem, żeś chciał mi udowodnić jaki z ciebie wspaniały użytek.
Kocur miauknął i zaczął lizać się za uchem ale zaraz przestał z grymasem zniesmaczenia na pysku. Silia przyjrzała się dokładniej jego sierści, dziwnie pozlepianej i sztywnej, zupełnie jakby w czymś się wytarzał.
~Albo ktoś czymś go natarł?~ - przemknęło półelfce przez myśl.
Silia była inteligentną dziewczyną, toteż z łatwością wyciągnęła wnioski. Zerknęła jeszcze to na kota, to na swój zaczerwieniony dekolt, to znów na śpiącego nieopodal Jensa, na którego twarzy widniał błogi grymas godny śpiącego dziecięcia. W swoich domysłach upewniły ją jeszcze ślady zadrapań, doskonale widocznych na skórze łowczego, jako niezaprzeczalny dowód jego winy.

Złapała kawałek mydła i pomknęła głębiej w las, gdzie wolną wstęgą wiła się niewielka rzeczka.
- Takiś dowcipny Jens? - syknęła szorując się gorliwie i spłukując lodowatą wodą strumienia. - Ja ci coś w odwecie zgotuję, niech cię głowa o to nie boli...
Obok wylegiwał się Kołtun i zabawiał się swoją zdechłą myszą, raz po raz atakując ją pazurami i skacząc na zdobycz w iście imponującym akrobatycznym stylu.
* * *

Przysiadła przy nadal śpiącym myśliwym i zaczęła łaskotać go po twarzy długim źdźbłem trawy. Chłopak poruszał przez sen nosem, stroił zabawne miny i przekrzywiał na boki głowę. Silia zachichotała i kontynuowała drażniący proceder. W końcu Jens otworzył jedno oko i łypnął na nią zaspany:

- Zabieraj tą trawę albo cię znów do rzeki wrzucę - mogłoby zabrzmieć to groźnie ale uśmiechnął się przy tym łobuzersko.
Dziewczyna posłała mu szeroki uśmiech.
- No daj już spokój Jens. Pogodzić się przyszłam. Patrz, nawet nam śniadanie zrobiłam.
Chłopak przetarł zaskoczone oczy i usiadł na kocu. Faktycznie Silia rozłożyła obok niewielką ściereczkę, na której leżały teraz kanapki, dwa kubki i bukłak z wodą.

- Pomyślałam, że dość już tych żartów, bo w końcu komuś z nas krzywda się stanie. I wybaczam ci nawet, żeś Kołtuna jakimś paskudztwem wysmarował. Wiesz, mamy misję przed sobą. Chyba wypada byśmy się wreszcie jak dorośli ludzie zaczęli zachowywać.
Znów uśmiechnęła się do niego łagodnie i nawet odgarnęła z jego twarzy pukiel włosów, który bezczelnie zasłaniał mu oczy.
- No masz, jedz. I nie dziw się tak bardzo - wcisnęła mu w dłoń kanapkę złożoną z dwóch solidnych pajd chleba. - Lubię cię Jens, wiesz? - trochę się zaczerwieniła - I nie chcę się już bawić jak dzieci. Jeśliś nie zauważył to wydoroślałam i bliżej mi do kobiety niż do pacholęcia. Zacznij mnie więc traktować jak taką.
* * *

Dołączyła do reszty kipiąca entuzjazmem i dobrym humorem. Wysłuchała cierpliwie relacji przedmówców. O ile słowa Aldyma, Eleva i Elizabethy były rozsądne, to wybuch Lilli trochę ją zaskoczył:

- Hej Lilla, chyba odrobinę przesadzasz? - rzuciła na jej słowa - Zejdź z ojcowskiego tonu bo atmosfera się jakby popsuła. Skoro Elizabetha wybrała się w nocy na zamek, to znaczy, że nie są jej obce samotne wędrówki i umie się cichcem podkraść i teren wybadać. Poza tym dzięki niej wiemy czego się możemy spodziewać, więc chyba było warto? I wiesz, nie spodziewałam się po paladynce takich ostrych osądów. Nazwać Bethy głupią? Zapewniam cię, że rozumu to ona ma więcej niż niejeden człek mi znany. Robi to ci potrafi najwyraźniej, bo przecież w zamku żaden goblin jej nie spostrzegł i przyniosła nam cenne wieści.
Na jej blade policzki wystąpiły rumieńce. Nie rozumiała Lilli. Nie dość, że nocna wyprawa Elizabethy przyniosła same korzyści to paladynka była wyraźnie niezadowolona. Silia dodała już łagodniej:

- Wszyscy mają racje. Trzeba ruszać natychmiast, więc sir Leonardo, z całym szacunkiem dla twojej zacnej osoby, rusz zad i wyruszmy wreszcie. Wolę się z tym plugastwem zmierzyć kiedy śpią, bo nasze szanse wówczas dramatycznie rosną. Proponuję wyrżnąć ich na śnie. Może niezbyt to honorowe, ale na pewno skuteczne. A zwiad dobra rzecz. Niech dwójka ochotników podąża na przedzie. Ja się chyba pchać nie będę. Lepiej żeby to był ktoś zwinny, kto umie się niepostrzeżenie poruszać. Może Elizabetha? - zaproponowała - Skoro raz już wykazała, że nieźle sobie radzi z rozpoznaniem terenu? Może dobierz kogoś i wyruszcie przed resztą?
 
liliel jest offline  
Stary 06-11-2008, 12:27   #50
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przetarł oczy i zamrugał nimi parokrotnie jakby upewniając się, że po każdym mrugnięciu nadal zobaczy tę samą Silię. Nawet ziewnięcie stłumił zatykając usta ręką i z całkowicie bezradnym niezrozumieniem obserwował półelfkę podającą mu jedną z bułek. Gdyby nie znał Silii pomyślałby, że ot i dziewczę poczuło potrzebę poczucia męskiego ramienia. Niemniej jej spuszczony wzrok, zarumienione policzki… To nie możliwe by i tu krył się jakiś podstęp. Nawet Kołtun siedzący obok Silii patrzył na niego bez urazy, a w dodatku z pewnym zainteresowaniem. Podniósłszy się na posłaniu, wyjął ręce spod futra i nadal obserwując jej reakcje, wziął do ręki bułkę. Miękkie pieczywo nosiło znamiona niedawnego wypiekania. Silia nawet nie spoglądając na niego, wzięła drugą bułkę i zaczęła powoli jeść jakby nigdy nic. Może rzeczywiście zmęczył ją już? Wzruszył ramionami i wziął bułkę do buzi. Dopiero gdy zęby natrafiły na jakąś twardszą przeszkodę znajdującą się w środku, dostrzegł końcówkę czegoś co wyglądało jak mysi ogon wystający z drugiej strony bułki. Błyskawicznie wyjął z buzi kanapkę i rozłożył ją na pół tylko po to by upewnić się co do tego co zobaczy, czyli starannie ułożoną mysz polną. Miał tylko nadzieję, że nienaturalnie wykręcony kark zawdzięczała Kołtunowi, a nie jego siekaczom. Plując, szybko złapał za jej kubek z wodą by wypłukać usta.

- No teraz Silia, to się doigrałaś – rzekł do pokładającej się ze śmiechu na ziemi półelfki. Nim jednak mógł się szybko wygramolić spod futra, Silia była już na nogach i widząc, że Jens ma zdecydowany zamiar dobrać się jej do skóry, przez chwilę rozważała jak prędko ma uciekać. Wszystkie rozważania wzięły jednak w łeb gdy drogę przez przypadek zastąpił jej jeden z towarzyszy da Singwy i by Jens jej nie dorwał, musiała co sił rzucić się do ucieczki w las.

- A uciekaj! Uciekaj mucho nieznośna! –
wołał tuż za nią Jens. Minęli krzaki leszczyny i wpadli między większe i starsze drzewa lasu. Na tyle szybko i bezgłośnie na ile umiał, skoczył za jedno z drzew i obserwował nadal umykającą ze śmiechem i piskiem dziewczynę. Po paru krokach obejrzała się za ramię i nie widząc nikogo przystanęła niepewna, czy to młody myśliwy bezczelnie zostawił ją samą umykającą w las, czy też wymyślił na prędce jakąś zemstę za kanapkę. Mimo iż była na tyle blisko obozu, że rżenie koni było nadal bardzo wyraźne, zasłaniające ten kierunek krzaki leszczyny, sprawiły że do serca półelfki wkradło się uczucie, że jest sama. Jens w tym czasie, po cichu, drzewo po drzewie, zbliżał się do niej nieubłaganie.

- Jens? – zapytała bezskutecznie niestety kryjąc niepewność, czy myśliwy faktycznie ją słyszy – Wiem, że tu jesteś! Wyłaź natychmiast!

Cisza, która jej odpowiedziała, nie była jednak znowu taka cicha. Las żył. Dało się słyszeć parę dzięciołów, szum gałęzi… Jens odczekał, aż półelfka stanie tyłem do drzewa, poczym tak szybko i cicho jak tylko umiał, wychynął zza niego z tyłu i nim Silia zdążyła zareagować, poczuła na swojej szyi wpierw ciepły oddech, a zaraz potem zdecydowany dotyk ust młodego tropiciela. Ukłucie jednodniowego zarostu tylko zwiększyło uczucie strachu i półelfka aż odskoczyła całkowicie zaskoczona. Ujrzawszy swojego napastnika spłoniła się cała i uspokoiła. Jens widząc na jej twarzy mieszankę przerażenia, zaskoczenia i czegoś jeszcze, czego niestety nie potrafił rozpoznać, rzekł do niej z pełnym satysfakcji uśmiechem:

- No. To skradłem Ci połowę tego coś mi była winna za taniec.
- Może i drugą połowę niebawem spłacę -
uśmiechnęła się niewinnie, po czym złapała Jensa za rękę i pociągnęła w stronę obozu - Chodź, trzeba do reszty wracać. Pewnie wkrótce przyjdzie nam wyruszać.


Jens powróciwszy do reszty pozbierał swoje rzeczy i oddalił się ku strumieniowi, by się umyć i ogolić. Gdy był z powrotem, Hans i Enro mieli się już ku opuszczeniu ich. Nie miał im za złe lania, które od nich dostali, bo i gdyby na to szerzej spojrzeć, to od Jaspera nie raz i nie dwa obrywał znacznie mocniej. Tylko palce nadal go trochę piekły w miejscach gdzie skóra była pozdzierana, ale nic to. Dzień jak się patrzy ciepły i ładny, mury przygody przed nimi, a i z nadobną Silią co i rusz wymieniali ciekawskie spojrzenia. Czegóż by najmłodszemu synowi wiejskiego gospodarza chcieć było więcej?

Zarządzenie rozpalenia ognia przyjął ze zdziwieniem, ale nie ociągając się zabrał się za nie. Wszak to właśnie de Singwa był tu najważniejszy, a Jens przywykł już do wykonywania pewnych poleceń bez zadawania pytań. Wyjął więc swój nóż i odkroił parę skrawków kory z przyniesionej jeszcze wczoraj brzeziny. Ponieważ jednak drewno zawilgocone było od porannej mgły i rosy, minęło parę dobrych chwil zanim myśliwemu udało się uzyskać wystarczający do utrzymania się płomień. Dumny z siebie, dmuchał jeszcze chwilę w dopalające się skrawki kory i syczącego drewna, by ognisko było wystarczające i odsunął się do tyłu słuchając pomysłów towarzyszy.

Najsensowniej, zdawało mu się, mówił Elev. Wojownik także i dziś nie był w dobrym nastroju i aż prosił się o wychylenie z nim paru głębszych gdy ochłonie po całym dniu. Jens nie znał go za dobrze, ale zwykł osądzać ludzi swoją miarą i uznał, że jemu towarzystwo do kufelka zawsze poprawiało nawet najbardziej markotny nastrój. Uznał jednak, że zarówno Elev jak i Lilla nie potrzebnie psioczą już po pierwszej nocy.

- Mi tam jest za jedno, jak ruszymy – rzekł gdy wszyscy wyrazili już swoją opinię - Jeśli co tam żyło to już by o nas wiedziało zważywszy na ognisko i ćwiczenia. Mogę jednak od drugiej niż Bethy strony podejść. Może coś więcej w ten sposób się zwiedziemy. Jakby nie patrzeć ostrożność nie zawadzi, ale jak już rzekłem nie należy liczyć na zaskoczenie.
Tu z pobłażającą dezaprobatą spojrzał na Silię.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172