Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2009, 19:41   #81
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Na wiadomość o śmierci Lususa coś w Meave pękło. Nie znała go długo, ale zdążyła polubić... Na swój sposób. Czuła się za niego odpowiedzialna, to była jej wina… Nie zważając na ból zacisnęła mocno pięści, powstrzymując łzy napływające do oczu. Musiała być przeklęta, bo gdy tylko polubiła mężczyznę… Kończyło się to źle.
Reakcja Tui wcale nie pomogła jej ukoić bólu. Co ta szczeniara sobie myślała? Odzywać się do niej w ten sposób… Miała ochotę ją uderzyć, ale tylko wrodzona powściągliwość powstrzymała ją od tego. Przez chwilę obie prowadziły istną wojnę na spojrzenia. Wzrok potrafił powiedzieć więcej niż tysiąc słów. Gdy w końcu Tua zajęła stanowisko, rudowłosa mogła spokojnie ruszyć za Lidią.
Gdy dotarły do komnaty oczy Meave zaszkliły się. Czuła, że życie już uszło z młodego wojownika, a starania Lidii… Wprawiły ją w jeszcze większy smutek. Widząc jej szamotaninę zrobiło jej się żal. Czyżby pomimo tak krótkiej znajomości jej towarzyszka zdążyła coś poczuć do młodego Lususa? Któż to wiedział…
Kap, kap, kap. Łzy spływały po policzkach Meave spadając na podłogę. Jej bystre, bursztynowe oczy były teraz mokre od łez. Cały świat stał się przez to niewyraźny, jakby zamazany. Dostrzegła jednak jak Lidia rysuje symbol swojej bogini na podłodze.
Wiedziała, co musi zrobić. Podeszła bliżej do Lidii i uklękła obok niej, biorąc ją za rękę. Modlitwa się rozpoczęła:

O Mystro, matko wszelkiej magii!
Usłysz me wołanie! Wiem, że nie należałam do najwierniejszych twych dzieci, jednak znam twą łaskę i pokładam nadzieję w twojej wyrozumiałości.
Stało się coś strasznego, co stać się nie powinno. Ta młoda, niewinna dusza zbyt wcześnie odeszła, pozostawiając nam smutek.
O Pani Tajemnic, proszę cię, dopomóż nam! Ześlij swą boską moc i ponownie tchnij życie w tego młodego rycerza!
Dzielny człowiek oddał swe życie by chronić przyjaciół, zasługuje na nagrodę.
O Selune! O Mystro!
Połączone naszym wołaniem was prosimy: zwróćcie nam Lususa de Crowfielda! Usłyszcie nasz płacz, dopomóżcie w tej trudnej godzinie!
W zamian poświęcę swoje życie wam obu, oddam swoją wolność i podporządkuję waszym rozkazom!
Błagamy was, usłyszcie nasz płacz! Zwróćcie nam tego młodzieńca…


Meave przerwała modlitwę. Nie była w stanie już opanować łez. Ściekały ciurkiem po jej policzkach, a język plątał się, odmawiając posłuszeństwa. Mimo tego nie puszczała ręki Lidii, wciąż spoglądając na Lususa.
 
Callisto jest offline  
Stary 25-09-2009, 20:22   #82
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Tua wodziła wzrokiem od związanego drowa do zejścia do lochów, próbując wypatrzyć tam niewiadomo czego. Po sprzeczce z Meave wciąż była jeszcze wzburzona. Nieświadomie mocno zaciskała palce na sztylecie.

„Cóż za samolubna kobieta! Myśli tylko o sobie!” Dziewczyna prowadziła wewnętrzny monolog. „Zbrzydło jej stanie przy jeńcu, więc naraża na śmierc jednego z towarzyszy?! Lususa trzeba ratować, ale i Kalel w niebezpieczeństwie, zdany na łaskę bądź niełaskę tego przeklętego drowa! Mogłyśmy obu pomóc, ale nie, bo jej zbrzydło jeńca pilnowanie!” Potrząsnęła głową odrzucając z twarzy włosy, które wymknęły się z warkocza. Wzięła głęboki wdech. „I ten cios, który powstrzymała w ostatniej chwili… Bo jej się sprzeciwiłam? Ależ jest w sobie zadufana!
Lusus jest silny. Na pewno doczekał przybycia Lidii, ale niech tylko uda im się go uratować, niech znajdą sposób, niech tylko im się uda. Proszę. I niech drow okaże się zbyt słaby, by chcieć Kalela zranić. Proszę…”

I tak snując pobożne życzenia stała na posadzce czekając w napięciu na rozwój wydarzeń. Z całej siły wytężała słuch próbując wyłowić jakiekolwiek odgłosy z góry lub z dołu. Nie zapomniała jednak o swoim zadaniu. Obserwowała jeńca z cichą nadzieją, że nie będzie musiała go usypiać.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 25-09-2009, 22:15   #83
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Tua, przycisnęłaś plecy do zimnej ściany mocno ściskając sztylet. Nie wiesz, czy byłabyś go w stanie użyć patrząc komuś w oczy, niemniej jednak dodaje Ci on otuchy. W kącie obok leży nieprzytomny mężczyzna, podobny z ubioru do tego, którego ścigałyście. Nie możesz rozpoznać rysów, gdyż jego twarz stanowi maskę z osocza i poparzonej skóry. Masz wrażenie, że smród kwasu, spalonego ciała i potu wypełnia cały korytarz. Nie wiesz, co Maeve zrobiła więźniowi ani jak długo udało jej się wysiedzieć z nim sam na sam, ale nie dziwisz się już tak bardzo, że nie chciała zostawać tu dłużej. Starając się nie zwracać uwagi na fale mdłości lustrujesz korytarz, ale nie widzisz ani nie słyszysz nic podejrzanego - jeśli nie liczyć groźnych ryków, które nasiliły się w czasie Twojej kłótni z Maeve, a teraz powoli cichną. Jedyne co możesz teraz zrobić, prócz pilnowania więźnia (w sumie niewiadomo po co, skoro jest związany i ranny) to z nadzieją czekać na powrót towarzyszek.

Kalel, po ucieczce Hisila odczekałeś aż bastor się wyryczy mając nadzieję, że Twoi towarzysze zaraz przybędą Cię uwolnić. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Korytarz był tak samo ciemny i pusty jak do tej pory, a na schodach nie było słychać niczyich kroków. Rany drowa jednak świadczyły wg. Ciebie o zwycięstwie towarzyszy i to dodawało Ci ducha. Pozostało Ci więc cierpliwe oczekiwanie na ratunek.


Lidia, Maeve, uklękłyście obok ciała Lususa modląc się każda do swojej bogini, zjednoczone w skupieniu tak, jak Wasze patronki. Krew Waszego towarzysza krzepnie powoli na podłodze i ubraniu półelfki, a Wy nadal się modlicie. W sumie nie wiecie dlaczego - nie raz i nie dwa widziałyście ludzi godzinami przesiadujących w świątyniach i kaplicach po śmierci swoich bliskich; płaczących, modlących się, czy też po prostu czerpiących pociechę z faktu, że zmarli są teraz w domenie bogów i przez modlitwę mogą być w jakiś sposób blisko nich. Jednak jeszcze nigdy w swoim krótkim życiu nie widziałyście, by modlitwa przywróciła komuś życie. Owszem słyszałyście o takich przypadkach, były to jednak legendy o bohaterach lub opowieści o potężnych magach czy kapłanach. Nic tak rzeczywistego czy potwierdzonego, byście mogły czerpać z tego jakąś nadzieję. Mimo to modlicie się, bo modlitwa daje pocieszenie i ukojenie, którego Wam tak bardzo potrzeba w sytuacji zetknięcia się ze śmiercią kogoś, kto nie dość, że znałyście, to jeszcze spoczywa na Was ciężar jego poświęcenia dla Was. A przynajmniej w takich kategoriach rozpatrujecie jego lekkomyślny atak na drowy. A może dlatego, że tak na prawdę na jego miejscu mogło być teraz każde z Was (albo Wy wszyscy). To Wy mogłyście leżeć teraz w kałuży krwi, z rozbitą głową i rozciętym bokiem. To Wasze ciało należałoby obmyć i pochować, a Wasze rodziny nigdy nie dowiedziały by się co się z Wami stało. Albo - co gorsza - drowy rzuciłyby Wasze szczątki potworowi w podziemiach. Może nawet niekoniecznie całkiem martwe szczątki...

Nie było fanfar, błyskawic, śpiewających dziewic czy powodzi kwiatów. Po prostu nagle duszę Lidii zalała fala jasności, miłości i pokory. Dziewczyna poczuła łagodny, pełen mocy głos, który zdawał się wydobywać z jej własnego serca, a równocześnie otaczać ją ze wszystkich stron, wypełniając każdą komórkę jej ciała.

- Czy wiesz, o co prosisz... dziecko...?
- ciepłe tchnienie objęło Lidię swym blaskiem. Serce dziewczyny zadrżało z nieopisanej radości. Jeszcze nigdy nie czuła się tak spokojna i bezpieczna. Srebrna Pani, za którą pólelfka podążała przez swe życie, odpowiedziała na jej wołanie. Jej bogini była teraz przy niej. Lidia odezwała się w duchu:
- Pani łaskawa... –
spod zamkniętych powiek wypłynęły kolejne gorące łzy. – Jesteś przy mnie...
- Nawet bogowie nie mogą bezkarnie sprzeciwiać się prawom natury... –
kontynuował łagodny głos tak piękny dla uszu śmiertelnika, iż dziewczyna nie mogła opanować wzruszenia.
- O Selune... ja wiem, że ma prośba jest wielka, ale zważ, że on walczył w naszej obronie...
- Dlategóż błagasz o życie obcego Ci stworzenia...? Niejeden zginął broniąc i chroniąc... taki los wybrało to dziecię. Świadomie ryzykował życie i zginął śmiercią, jakiej pragnął.
- Wiem o Srebrna Pani, że wielu poległo broniąc uciśnionych lub oddało swe życie w słusznej sprawie..... ale on bronił nas, a nie musiał przecie... mógł odejść... a nie zostawił nas... był obcy nam, a my jemu, a mimo to został…
- Sam wybrał taki los...

- Wiem, że taka była jego wola, ale… Lusus poświęcił swe życie aby chronić ludzi, od których niczego nie chciał w zamian... o Pani proszę... Selune... Ty wiesz jaką mam skazę w sercu... wiesz jaką niechęcią darzę mężczyzn, zwłaszcza handlarzy i kupców... a Lusus... on sprawił, że uwierzyłam w ludzkie dobro.... ja wiem, że wielu przed nim niosło pomoc innym i zginęło, ale to... to bezinteresowne dobro spotkało mnie… ja tego doświadczyłam.... o Księżycowa Panno ten człowiek sprawił, że jestem skora wybaczyć Aradanowi…
- Prosisz więc dla siebie, nie dla niego - głos stał się jakby nieco smutniejszy. Dziewczyna poczuła boleść w sercu, iż sprawiła smutek swej bogini. Tak bardzo pragnęła ocalić Lusua, lecz zawód wyrządzony Selune mógł złamać serce pólelfce.
- Nie o Pani.... nie dla siebie... ja pragnę mu podziękować...
- Kiedyś przyjdzie na to czas...
- O Moja Srebrna Pani ... czy chcesz powiedzieć, że jego rola w świecie żyjących już dobiegło końca? Że taki był jego los… nie było mu pisane nic więcej...? - Lidia poczuła bezradność. Pragnienie życia dla Lususa wciąż było silne, lecz szansa na to poczęła się jej wydawać coraz bardziej nikła. Skuliła się wewnątrz siebie. Świadomość, iż zawiedzie ponownie i tym razem nie tylko jego… sprawiała, że znalazła się na dnie swojej świadomości… „ zawiodłaś mnie… rozczarowałaś mnie…” Lidia zawsze starała się, aby takie słowa nie były przeznaczone dla niej. Potrafiły one ugodzić tak boleśnie.

- Wiem, że w niebiosach będzie szczęśliwszy... - odparła spokojnie - ...ale Ty Księżycowa Panno, będąc świadkiem ludzkich dziejów, wiesz... że na ziemi... w ludzkim życiu, dzieją się rzeczy, których można doświadczyć tylko tu… na tym ziemskim padole...
- półelfka ścisnęła mocniej swe ramiona, gdy przeszył ją dreszcz. Wtem spojrzała na Lususa oczami duszy. Nieświadomie się uśmiechnęła widząc jego młodą, spokojną twarz.

-
O Bogini... wejrzyj w serce Lususa... ja nie znam jego tajemnic, nie wiem czego on pragnął... pragnę jednak abyś dała mu szansę spełnić się... Selune... daliście mu się narodzić... kierowaliście jego życiem tak, że ukształtowaliście szlachetnego człowieka... który miał marzenia... który pragnął dokonywać wielkich rzeczy.... zaszczepiliście mu w sercu pragnienie aby stać się rycerzem bogów... on pragnął służyć swemu bogu i pragnął spełnić się jako człowiek prawy... walczyć ze złem jak Ty Księżycowa Panno… on poświęcił swe młode życie ideałom paladyńskim i pragnął aby jego bóg miał w nim upodobanie... o Selune, nie wiem jak wielu jest takich jak on... nie wiem ile ludzi się modliło za innych takich jak on... ale ja modlę się o niego... pozwól mu spełnić jego marzenie, pozwól mu dokończyć to co zaczął... nie proszę o to dla siebie, proszę o to dla niego...
- Jesteś dobrym dzieckiem... Nigdy nie skrzywdziłaś niewinnego... Twa dusza jest czysta, nieskażona jeszcze trudami życia... Wszystko jednak ma swoją cenę... a ceną życia jest inne życie...
- Słucham Cię o Bogini....
- serce Lidii poczęło bić wolniej... czas nie miał znaczenia... słowa, które miały przyjść, stały się teraz wszystkim.
- Zwrócę tchnienie temu ludzkiemu dziecku, dziecku, które ukoi tęsknotę wypełniającą Twe serce... Jednakże... ceną jego życia będzie Twoje... Ile lat przeżyje ów chłopiec tyle zostanie Ci zabrane... Twoje światło życia, twoje ziarnka piasku wypełnią jego klepsydrę... Jeśli będzie mu pisane dożyć późnej starości Ty nie ujrzysz twarzy swych dzieci i wnuków... Jeśli umrzesz przed swoim czasem, umrze i on... Czy pojmujesz tę cenę, dziecko...?

- Pojmuję o Pani... - Lidia odparła w zadumaniu. Wspomnieniami powędrowała w przeszłość, przypominając sobie czym jak dotąd wypełniła swe życie. Wspomniała te szczęśliwe i smutne chwile. Spojrzała teraz, na pewne sprawy inaczej... inaczej mogła postąpić w niektórych sytuacjach. Czego jednak najbardziej żałowała, to tego, że jeśli zaraz by miała odejść z tego świata, to zaprzepaściła szanse aby pożegnać się z najbliższymi. Motywowana tym, że tak będzie lepiej, opuszczając rodzinny dom nie zostawiła nawet listu. Czuła, że jej rodzina wiedziała co się stało, gdy półelfka nie pojawiła się tamtego ranka przy wspólnym stole. Wtedy list kojarzył jej się z ostatecznym pożegnaniem... że już nigdy nie wróci. Teraz jednak pomyślała sobie, że taki list mógłby mimo wszystko dać im ukojenie. "...Ty nie ujrzysz twarzy swych dzieci i wnuków..." - słowa Selune były jasne i nie pozostawiały wątpliwości. Lidia miała 19 lat, jednak myśli o założeniu rodziny nie trapiły jej jak dotąd. Teraz zrozumiała, że może to wszytko stracić, a jeszcze nawet nie zaczęła o tym marzyć i pragnąć tego. Jedyną namiętnością w jej marzeniach, była historia miłości jej rodziców. To opowieści jej mamy, w których ożywała pamięć o jej ojcu skłoniły ją do odszukania go. To było największym marzeniem Lidii, to był jej cel. Odnaleźć elfa, którego choć nigdy nie poznała, to była jego częścią. Jej mama była przy jej ojcu naprawdę szczęśliwa. Zawsze opowiadała o nim w taki szczególny sposób, że Lidia z każdym dniem tęskniła co raz bardziej i bardziej za swoim ojcem. Znów spojrzała oczami duszy na Lususa. "Ja... ja nie mogłabym wymarzyć sobie piękniejszego dzieciństwa... wspanialszej rodziny" pomyślała uśmiechając się do niego "... jeśli to ma być tego kres, to mogę rzec, że miałam... że byłam w swoim życiu szczęśliwa... że wiele dostałam od losu... dziękuję za to."

- Selune, Moja Srebrna Pani... dziękuję ci za te łaskę dla niego... - Lidia poczuła jak błogie uczucie spokoju spływa na nią z każdym wypowiedzianym słowem - ...niech się stanie.
- Jesteś dobrym dzieckiem...
- po chwili ciszy powtórzył głos. - Niewielu jest zdolnych do takiego poświęcenia... niejeden kapłan i paladyn mógłby się od Ciebie uczyć... Jesteś prawdziwą córą Księżycowej Pani... a Twój czyn został dostrzeżony... Chroń to porywcze dziecko i nieś miłosierdzie tam, gdzie zostało zapomniane... Póki nie zboczysz ze swej ścieżki srebrny blask Selune zawsze będzie przyświecać Twym czynom.

Światło rozbłysło tysiącem gwiazd i zniknęło. Lidia powoli otwierając oczy czuła, jak wypełnia ją niezwykła moc, której istnienia nawet nie podejrzewała. No tak... wszyscy modlili się do bogów - lecz nikt nie oczekiwał tak na prawdę, że bogowie odpowiedzą. Tu jednak, w tym przeklętym miejscu na granicy życia i śmierci młoda pólelfka usłyszała głos swojej Pani, głos, który zostawił w niej cząstkę swej mocy. Lidia wodziła wzrokiem wokół siebie. Wszystko wokół wydało się jej blade, nierealne, obce... a równocześnie niesamowicie wyostrzone, jakby widziała świat po raz pierwszy. U stóp pólelfki leżał Lusus, a jego pierś unosiła się w słabym, lecz rytmicznym oddechu.



***


Lusus, gdy ponownie otworzyłeś oczy głosy bliskich i te ledwie znajomych młodych dziewcząt zlały się w jeden niewyraźny szum. Wokół Ciebie wirowały zanikające właśnie drobinki światła, a wspomnienia bólu zadanego Ci przez drowa paliły jeszcze ciało. Ku swemu zdumieniu nie widzisz jednak na swoim ciele żadnych ran. Co więcej, nie znajdujesz się w kamiennej komnacie, lecz na rozległej, szarej równinie. W zasadzie cały krajobraz składa się z różnych odcieni szarości... Wszędzie wokoło wałęsają się istoty różnych ras i wieku, wydające się równie zagubione co Ty. Niektóre trzymają się w grupach, niektóre stoją samotnie, niezainteresowane nikim i niczym. Rozglądasz się wokoło... po czym zaskoczony i przerażony sięgasz po miecz... sięgnąłbyś, gdybyś miał miecz, jednak masz na sobie tylko spodnie. A nieopodal, naprzeciw starszego mężczyzny jakiejś egzotycznej rasy stoi trzymetrowy potwór o zdeformowanej paszczy, rogach na łbie i niewielkich, błoniastych skrzydłach. Demon peroruje właśnie głosem, który ma chyba wydawać się przyjazny: jakby do żelaznego garnka wrzucić kilo gwoździ i doprawić jeszcze rozbitym dzbanem.

- Dyć Ci powtarzam kmiocie, żeś jest na Planie Letargu. Znaczy się: nie żyjesz. Jasne? - powtórzył demon, tym razem głośniej. Nastała chwila przerwy, w której mężczyzna najwyraźniej coś odpowiadał.
- A skąd mam wiedzieć na co żeś umarł, wróżka jestem czy co? Trup został tam na dole, a ty jesteś tutaj, duszą, kapujesz? Nieśmiertelną duszą - demon zarechotał. - Pomyśl jakie to perspektywy przed Toba otwiera chłopie! Choć w sumie to nie wiem, czy otwierają, dyć bluźnierca z Ciebie jakich mało... - potwór zarechotał ponownie słuchając odpowiedzi duszy starca, który żywo gestykulował.
- No, przerąbane masz jak stąd do wieczności, jak Cie ten twój Cyryk dopadnie. Ale demony nie mają tego problemu, wiesz? Mógłbym wziąć Cię pod swoje skrzydła i nie miałbyś się czego obawiać... - na dowód zamachał skrzydłami, nieproporcjonalnie małymi w stosunku do całej sylwetki.

Nie słuchałeś już dalej - usłyszałeś już najważniejszą kwestię: jesteś martwy. Co prawda jak przez mgłę pamiętałeś walkę z drowem, ale żeby tak od razu zginąć? Tego w zakonie nie uczyli. Chwalebna śmierć, owszem, ale tak zaraz w pierwszym pojedynku? Jednak im dłużej rozglądałeś się wokół, tym bardziej wydawało Ci się to prawdopodobne. Nie czujesz fizyczności swojego ciała; jest ono wręcz nieco przeźroczyste, podobnie jak innych stworzeń wokoło. Tylko demony wydają się jak najbardziej materialne, spacerując po równinie pewnym krokiem i zaczepiając przerażone i zdezorientowane dusze. Zacząłeś się zastanawiać gdzie jesteś - tego na pewno nie było na wykładach kapłanów. Co prawda podczas lekcji i na codziennych modłach nie uważałeś zbytnio, ale nie wydaje Ci się, żeby domena Helma tak wyglądała. Powinna być bardziej... w każdym razie na pewno jakoś bardziej. I na pewno bez demonów. Poza tym utracone niedawno życie nadal pulsowało w Twojej duszy, która wcale nie zapomniała o tym jak dobrze jest mieć fizyczną powłokę. Mimo, że tak nie powinno być to nadal czułeś się spragniony i zmęczony, pod stopami, których nie było czułeś twardość gruntu i ziąb powietrza. Wcale nie czułeś się martwy. I gdy pomyślałeś, że miałbyś spędzić wieczność w tej szarej krainie nie doświadczywszy niczego ponad to, co zdążyłeś przeżyć...

Nie wiesz, ile czasu minęło: minuty czy godziny. Zauważyłeś jednak, że w Twoją stronę idzie wysoka, barczysta postać, wyraźnie różniąca się od wałęsających się wokół baatezu. Co prawda jej rysy dalece odbiegają od ludzkich, ma jednak zbroję i miecz, a potwory rozstępują się przed nią z szacunkiem i strachem. Za nią idzie kilka osób; w jednej z nich rozpoznajesz sir Haladara. Jeszcze zanim archon doszedł do Ciebie instynktownie wiedziałeś, kto to jest: posłaniec Helma, który ma zaprowadzić Cię do dziedziny Twego pana. Jednak w chwili, gdy archon stanął przed Tobą, nieopodal otworzył się niewielki, błękitny portal. Psiogłowy posłaniec spojrzał w jego stronę, po czym na Ciebie z nieco drapieżnym, lecz przyjaznym uśmiechem.



- No, na co jeszcze czekasz? Dostałeś drugą szansę, wskakuj! - zahuczał ciepłym barytonem, wskazując na lśniący owal, który silnie przyciągał Cię swym blaskiem - blaskiem, który znamionował życie.

- Dlaczego? Czy zrobiłem coś złego? - spytał zdezorientowany Lusus. Ledwie tu przybył a już go odsyłają! - Czuję jakąś dziwną pustkę w sercu. Czy to normalne?

Posłaniec wzruszył ramionami. Nie wiem, nigdy nie byłem martwy. Zapewne ta pustka to tęsknota za życiem...

Z grupy prowadzonej przez archona wyłonił się sir Hadalus. Wyglądał nieco inaczej niż wtedy, gdy go ostatni raz widziałeś - jak gdyby brzemię smutków doczesnych zostało zdjęte z jego barków - i skłaniając się w stronę posłańca odezwał się surowo, wchodząc mu niemal w zdanie:

- A czy dopełniłeś obowiązków względem boga i ludzi? Zginąłeś z pieśnią na ustach i honorem w sercu jak przystało na sługę Helma i mego giermka?
- Oczywiście! Mistrzu... zrobiłem wszystko co było w moich siłach aby ująć tych łotrów... próbowałem ich skłonić do honorowej walki lecz oni pluli na mój honor... może kilka razy postąpiłem niehonorowo lecz oni nie dali mi wyjścia... poległem bo byłem słabszy choć wróg już ledwie zipał i pewno długo nie pożyje. Poświęciłem życie i niczego nie żałuje...
Stary paladyn zmarszczył surowo brwi, przypominając Ci tym samym czemu miał on opinię dziwaka i fanatyka.
- Nic nie usprawiedliwia skazy na honorze - zagrzmiał. - Mówisz, że splamiłeś swe imię i niczego nie żałujesz? Wróg nadal żyje, a Ty niczego nie żałujesz? - mężczyzna aż kipiał z oburzenia, dopiero stanowczy gest archonta ostudził jego moralizatorskie zapędy. Inne dusze patrzyły na niego z lękiem lub podziwem na twarzach.

Lusus padł przed nim na kolana; ze spuszczoną głową, i trwogą na twarzy odpowiedział:
- Wybacz mi o Panie. Jam ledwie uczeń, młody słaby. Wróg przewyższał mnie liczebnie i pod względem doświadczenia, i wyszkolenia. Również pod względem wyposażenia. Nie godne to bym tak się tłumaczył... nie mam nic na swoją obronę... wybacz mi moją słabość i porażkę... zawiodłem cię...
Paladyn chrząknął ni to z aprobatą ni to z dezaprobatą, nie chcąc najwyraźniej nadużywać cierpliwości archona, który najwyraźniej nie miał zamiaru ganić Lususa za jego doczesne uczynki.

- Więc mogę wrócić? Dlaczego? Skąd ten przywilej?
- Nie nam sądzić wyroki boskie
- patetycznie oznajmił sir Hadalus. Archon uśmiechnął się tylko, odsłaniając śpiczaste zęby.
- Widać ktoś gotów był poświęcić się dla Ciebie. Masz bardzo szlachetnych przyjaciół młodziku... albo takich, co są na dobrej stopie z bogami - wyszczerzył się wesoło. Najwyraźniej niewiele dusz zdarzało mu się odsyłać spowrotem do świata żywych i ten rzadki przypadek wprawiał go to w dobry humor.
- Hmmm... - zamyślił się Lusus. - Mistrzu, tym razem cię nie zawiodę!
- Nieś chwałę i światło Helma dokądkolwiek podążysz - poważnie i z namaszczeniem wyrecytował paladyn. - I... powodzenia - dodał ciszej, a w jego oczach zabłysło coś jakby... tęsknota?

Odprowadzany zazdrosnymi spojrzeniami innych dusz wkroczyłeś w portal. Kilku zmarłych chciało podążyć za Tobą, lecz powstrzymał ich wielki miecz i surowy wzrok posłańca. Rzuciłeś ostatnie spojrzenie na Plan Letargu i magiczne wrota objęły Cię swoją mocą.

Zamrugałeś kilka razy chcąc przyzwyczaić się do jasnego światła. Zamiast jednak błękitu portalu zobaczyłeś kamienny sufit... sufit przeklętej twierdzy. Leżysz na zimnej ziemi czując się straszliwie słaby i obolały, a nad Tobą klęczą płaczące dziewczyny: Maeve i Lidia, która... wydaje się w jakiś sposób odmieniona. Próbujesz się poruszyć, ale ciało nie do końca chce Cię słuchać. Masz wrażenie, że byłeś gdzieś, rozmawiałeś z kimś ważnym ale te wspomnienia zacierają się z każdą mijającą sekundą.

Maeve, Lidia, zatopione w modlitwie straciłyście poczucie czasu. Powtarzając w kółko te same, płynące prosto z serca frazy powoli puszczałyście swoje ręce, poglążąjąc się w modlitewnym skupieniu. Jednak po jakimś czasie czujecie, że coś się zmnienia - jakby w pomieszczeniu znajdował się ktoś trzeci, kto wypełnia go całym sobą. Po chwili wrażenie mija, a gdy zaskoczone otwieracie oczy widzicie, że pierś Lususa unosi się w słabym lecz miarowym oddechu, a on sam patrzy na Was półprzytomnym wzrokiem.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 16-04-2010 o 19:34.
Sayane jest offline  
Stary 28-09-2009, 15:16   #84
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Czas mijał, a entuzjazm Kalela razem z nim. Każda kolejna chwila przynosiła ze sobą rozczarowanie, że to jeszcze nie teraz, że znowu nikt się nie pojawia, że trzeba czekać dalej na to co przyniesie los. Kalel po raz setny juz chyba poderwał się z ławy i podszedł do krat. "Po co ja właściwie od nich się ruszam?" Zastanowił sie przez moment, lecz po chwili juz zapomniał o tym pytaniu, całkowicie zajęty myślami na temat tego co się może dziać tam na zewnątrz. Jak sobie radzą jego towarzysze. Czy wszyscy są cali i zdrowi. I kiedy w końcu przyjdą wyciągnąć go z tego zamknięcia? Ponownie zacisnął dłonie na prętach i wystawił pomiędzy nimi głowę. I nic. Ani wzrok, ani słuch nie uzyskały śladu podpowiedzi o tym co się działo. Wciąż cisza, wciąż nikt się nie pojawiał. Zrezygnowany ruszył by przysiąść na ławie, lecz tak jak i poprzednio zawrócił po dwóch krokach i ponownie przylgnął do kraty.
Już nawet bastor był znudzony jego zachowaniem i zaprzestał porykiwania za każdym razem gdy słyszał kroki. "Na pewno sobie dali radę, Hisil zdrowo oberwal i było widać że się pogubił. Działał pod presją. Oni muszą więc żyć i zaraz tu będą" Palce zaciśnięte na metalu aż pobielały od siły z jaką się zaciskały. "Jeszcze tylko chwila... juz za moment tu będą...."
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 29-09-2009 o 11:22.
Epimeteus jest offline  
Stary 29-09-2009, 22:38   #85
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Oczy młodzieńca szkliły się od łez jakby szczęścia lecz na jego obliczu malował się smutek, zupełnie jak po utracie czegoś pięknego i upragnionego. Jego usta poruszały się jakby z kimś jeszcze rozmawiał. Po chwili potrząsł nieznacznie głową, oprzytomniał. Na początku wpatrywał się tępo w sufit niczym osoba dopiero przebudzona z bardzo głębokiego snu. Następnie jego spojrzenie spoczęło na dwóch niewiastach klęczących przy nim i płaczących.
-…moja rodzina …mistrzu… demony… gdzie jest Drow?... – majaczył jak w gorączce Lusus, zdawało się, że próbuje przypomnieć sobie coś bardzo ważnego ale bezskutecznie. Uniósł się na łokciach i posłał uśmiech obu pannom. Powstał gwałtownie i zatoczył się jak pijany. Oparł się o przewróconą ławę aby utrzymać się na nogach. Dostrzegł miecz którym walczył i ślady krwi prowadzące do wyjścia z pokoju. W tej chwili jakby wszystko do niego wróciło. Chwiejnym krokiem podszedł do leżącego zakrwawionego ostrza i podniósł je, po wyprostowaniu się jego mięśnie odmówiły posłuszeństwa i Giermek upadł ciężko na kamienną podłogę.
Przez moment wydawało się, że szlocha ale on się śmiał. Chichotał się jak małe dziecko. Sam nie do końca znając przyczynę tej radości.
- Koniecznie musicie mi wszystko opowiedzieć. Co się stało z Drowem? Gdzie reszta? Przepraszam, że was zawiodłem, był silniejszy ode mnie. Wybaczcie jestem słaby.- wciąż mówił choć wydawało się, że zemdleje w każdej chwili. Był wyraźnie zmęczony, tak fizycznie jak i duchowo.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.
madman jest offline  
Stary 30-09-2009, 14:43   #86
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Meave nie miała pojęcia, jak długo się modliły. Czas płynął, a one wciąż pogrążone były w modlitwie. Nigdy wcześniej młoda kobieta nie odczuwała czegoś takiego. Nigdy nie czuła tak silnej potrzeby proszenia bogini o pomoc. Jako „Dziecko magii”, jak sama siebie nazywała, zwykle radziła sobie sama. Jednak tym razem wszystko wykroczyło daleko poza jej kompetencje. Sytuacja znacznie ją przerosła.
Łzy obu kobiet utworzyły już małą kałużę. Szloch wydobył się z gardła zaklinaczki, która nie była w stanie wypowiedzieć już żadnego słowa poprawnie.

Kap, kap, kap…

Odgłos spadających na podłogę łez i cichy głos Lidii, który zdawał się słabnąć, jakby jej towarzyszka traciła już nadzieję. Skąd bowiem mogły mieć pewność, że boginie ich wysłuchają? Niejednokrotnie Meave widziała ludzi siedzących w kaplicach, błagających swoich patronów. Zwykle nie przynosiło to rezultatu. Dlaczego miałoby być tak teraz? Szloch wstrząsnął ciałem rudowłosej ponownie. Nie wiedziała czemu tak wypłakuje oczy. Niemalże nie znała Lususa, a jednak coś kazało jej go opłakiwać.

Czy opłakiwała tak też jedynego mężczyznę, którego do tej pory kochała? Nie miała pojęcia… Zupełnie jakby to wspomnienie znikło w mrokach jej świadomości. Zatarło się, jakby nigdy się nie wydarzyło, jakby istniało tylko w jej wyobraźni…
Ścisnęła mocniej rękę Lidii, chcąc dodać jej otuchy. Sama modliła się w duchu, nie będąc w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
Przypominało jej to czasy, gdy była małą dziewczynką. Jej matka często chodziła do świątyni modlić się. Kilkuletnia Meave niewiele wtedy rozumiała, jednak pamiętała modlitwy matki i zasadę, którą wpoił jej do głowy ojciec – nie ma nic za darmo.
Magiczka wiedziała, że musi zaoferować coś Boginiom, aby przywróciły Lususa. Poświęcenie się im wydawało się jedynym logicznym rozwiązaniem. W końcu nie mogło to być aż takie straszne czy trudne, prawda? Przywrócenie młodego wojownika było w jej zdaniu tego warte. Czuła się za niego odpowiedzialna w trudny do wytłumaczenia sposób.

Modlitwa trwała i trwała. Meave w końcu się uspokoiła i wróciła do powtarzania tych płynących z serca słów. Uścisk obu kobiet się powoli rozluźniał, a kobieta wpadła w coś jakby… trans, a przynajmniej ona to tak odczuła. To było dziwne i nieznane, ale dość przyjemne.

Nagle, coś się zmieniło… W komnacie pojawił się ktoś trzeci, ktoś o bardzo silnej aurze. Czy mogła to być jedna z bogiń? Rudowłosa modliła się jeszcze żarliwiej, aż wrażenie minęło. Po chwili pierś Lususa zaczęła się unosić, a on sam otworzył oczy. Zaklinaczka przerwała modlitwę i otarła łzy. Miała ochotę uściskać towarzysza, jednak powstrzymała się, spoglądając na Lidię. Wciąż nie była pewna, czy ta dwójka przypadkiem nie… poczuła czegoś.
”Dziękuję wam, boginie!” Pomyślała rudowłosa, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Miło cię znowu zobaczyć, Lususie. – Powiedziała, obserwując go z troską.

Zanim zdążyła go powstrzymać wstał. Gwałtowność tego sprawiła, że przez chwilę nie mógł złapać równowagi. Meave spojrzała na niego z troską. Cała jej szorstka powierzchowność gdzieś znikła, jakby lód otaczający jej serce nareszcie się stopił. Gdy podniósł zakrwawione ostrze musiał to być zbyt duży wysiłek dla jego osłabionego ciągle ciała, bowiem giermek przewrócił się. Zaklinaczka podbiegła do niego, chcąc się upewnić, że wszystko z nim w porządku. Jego śmiech, który bardzo przypominał jej szloch, zdumiał ją. Musiał się bardzo cieszyć, że żyje…
- Koniecznie musicie mi wszystko opowiedzieć. Co się stało z Drowem? Gdzie reszta? Przepraszam, że was zawiodłem, był silniejszy ode mnie. Wybaczcie jestem słaby.

- Nie przejmuj się, ważne, że tu jesteś. Nie nadwerężaj się, dużo przeszedłeś. Nie jestem do końca pewna jak to wszystko działa… Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam…

Meave spojrzała na Lidię, jakby oczekiwała, że ona wprowadzi Lususa w to, co się wydarzyło. Ona była zbyt przejęta tym, że się udało.
 
Callisto jest offline  
Stary 04-10-2009, 01:18   #87
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
Gdy Meave delikatnie ujęła dłoń Lidii, a ta poczuła jak po jej karku przeszedł dreszcz. Mimo to półelfka nadal w skupieniu pogrążała się w modlitwie, ale w duszy zareagowała na gest towarzyszki. „ Dziękuje…” serce jej mimowolnie zadrżało. „ Meave… jest nadzieja, zawsze jest nadzieja…” Lidia w pewnym momencie poczuła, że komnatę wypełnia coś niezwykłego i że oprócz zaklinaczki i jej samej, jest ktoś jeszcze. „ Jest nadzieja” pomyślała ponownie a ręce obu młodych kobiet powoli się rozłączały. Łuczniczka zagłębiła się w modlitwie i swych rozważaniach. To uczucie, które wypełniło komnatę, wydawało się Lidii takie cudowne, że zapragnęła je czuć już zawsze. Obecność Boga… chciała aby to uczucie nigdy nie minęło, aby przy niej zostało. Lecz to wrażenie bliskości zniknęło. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i powoli otworzyła oczy. Spojrzała na leżącego przed nią Lususa, a po jej policzku popłynęły dwie gorące łzy. Jego pierś unosiła się w słabym lecz miarowym oddechu. Rany były zasklepione, w ich miejsce pojawiły się blizny a gdzieniegdzie krwiaki. " Żyjesz..." wyszeptała w duchu. Chłopak patrzał na obie towarzyszki półprzytomnym wzrokiem. Coś mamrotał powoli przytomniejąc. „ Selune… o łaskawa Księżycowa Panno… dzięki Ci” pomyślała ocierając łzy. Lidia patrzyła jak chłopak o własnych siłach wsparł się na łokciach. Żywe zielone spojrzenie powędrowało do obu towarzyszek a zaraz za nim uśmiech chłopaka. „ Już nic Ci nie jest…” pomyślała widząc jak on się uśmiecha i odwzajemniła ten uśmiech najcieplej jak umiała. Jej twarz była teraz taka spokojna, łzy zastygały na lekko piegowatych policzkach. Oczy jej lśniły, lecz nie od łez. „ Jesteś bezpieczny… żyjesz ” te myśli cały czas były przy niej. Niebiosa się zlitowały, stał się cud!

- Miło cię znowu zobaczyć, Lususie – była to odpowiedź Meave na posłany uśmiech. Lidia nie spojrzała na towarzyszkę lecz czuła w jej głosie ciepło. Łuczniczka nie zareagowała gdy Lusus gwałtownie wstał, tylko wodziła za nim bacznym wzrokiem. Była taka szczęśliwa widząc go znowu żywego, że lekko zmarszczyła nosek w drobnym uśmiechu, widząc jak się zatacza aż w końcu znalazł oparcie. Przypomniała sobie dzień, w którym Sara jedna z matek w jej wsi, wyprowadziła raz swoją maleńką córeczkę Maję przed chatę. Kilkuletni bracia małej dziewuszki biegali śmiejąc się i bawiąc wokół siostrzyczki. Mała stawiała wtedy swoje pierwsze kroki i nie raz upadła na ziemię. Mimo to z kwileniem lub nie, zawsze się podnosiła i dreptała dalej. Lidia obserwując to, zerkała raz po raz na Sarę. Widziała jak ta patrzyła z troską i uwagą na córeczkę, która była bezpieczna pod jej czujnym wzrokiem. Gdy Lusus upadł na kamienną podłogę dzierżąc znów miecz w dłoni, Lidia powoli się podniosła ze swojego miejsca. Meave podbiegła do młodzieńca upewniając się, że jest z nim wszystko w porządku, bo upadł dość ciężko. Widać było, że jest wciąż słaby, mimo to chichotał jak małe dziecko

- Koniecznie musicie mi wszystko opowiedzieć – odparł ciężkim głosem - Co się stało z drowem? Gdzie reszta? – oddech miał ciężki, wyraźnie zmęczony - Przepraszam, że was zawiodłem, był silniejszy ode mnie – słysząc jego głos obie czuły, że nie tylko wycieńczony był on sam co i jego duch – Wybaczcie, jestem słaby.

- Nie przejmuj się, ważne, że tu jesteś – odparła z przejęciem Meave - Nie nadwerężaj się, dużo przeszedłeś. Nie jestem do końca pewna jak to wszystko działa… - zaklinaczka patrzyła jak żywy, lecz wyczerpany leży przy jej kolanach - Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam… - rzekła spoglądając pytająco na Lidie. Wtem półelfka podeszła i przykucnęła przy towarzyszce.

- Nie przejmuj się Meave – w kąciku ust Lidii pojawił się maleńki uśmiech – Spójrz – odparła gładząc Lususa po głowie, gdzie jeszcze kilka chwil temu miał okropną jątrzącą się ranę - On żyje, jego rany się zagoiły.

Zaklinaczka wpatrywała się w łuczniczkę widząc blask wiary w jej złotych oczach. Wyczytała ona z tej rozpromienionej twarzy, że łuczniczka nie posiadała się z radości iż ich wspólne modlitwy zostały wysłuchane. Wiara w łaskę i nadzieja w jej spełnienie, zaowocowały cudem. Półelfka patrzyła na młodzieńca serdecznie się uśmiechając. Odzyskała towarzysza „Selune… Dzięki Ci o Srebrna Pani” wyszeptała w duchu.

- Lususie, ty nas nie zawiodłeś, ty nas ocaliłeś - w tonie Lidii dało się wyczuć, że w jej oczach Lusus zrobił wszystko co tylko mógł, a nawet więcej niż można by się było spodziewać od obcego - Skupiłeś na sobie tego drowa dzięki czemu dałeś nam czas aby pojmać kupca, który był na usługach obu mrocznych elfów. Ten kupiec wyznał nam, że obłąkany mag Margat ukradł pierścień dla niejakiego Vorgena, kapłana mrocznych elfów - półelfka spoglądała raz po raz to na młodzieńca to na rudowłosą zaklinaczkę - Ale pierścień, ponoć okazał się mało magiczny i pozostałe dwa drowy są teraz w drodze nad Srebrne Jezioro aby go sprzedać, na tamtejszym jarmarku - Meave uważnie słuchała słów towarzyszki
- O maga nie musimy się już martwić. Parę dni temu przywołał z czeluści jakąś bestie, która miała go chronić przed gniewem drowów, ale… biedak się przeliczył i skończył w pysku tego… Bastora. Ale nie martwcie się, Verna i Rang są bezpieczni. Kupca dobrze związałyśmy i trzymamy w stajni -
półelfka znów spojrzała na Lususa - Tua pilnuje tego mrocznego elfa, którego wraz z Meave udało się wam obezwładnić. Teraz zostało nam uwolnić Kalela. Ten kupiec mówił, że on żyje i trzymają go w celi w podziemiach, podobnie jak to bydle, które pożarło maga - łuczniczka na chwilę zamilkła i zerknęła w stronę dobytku mrocznych elfów. Wspomniała jak kupiec mówił, że drowy trzymają klucze od celi przy sobie, ale czuła też, że nie znajdzie ich przy tym, którego jak sądziła, pilnuje Tua. Za to wśród tych pakunków odkryła coś, co mówiło jej, że klucze może nie będą aż tak niezbędne. Meave dostrzegła na jej łagodnej twarzy narastające skupienie, jednak za nim zdołała zapytać ją o to, łuczniczka kontynuowała:

- Musimy się zastanowić co dalej - Lidia spojrzała na towarzyszkę pewnym a zarazem serdecznym wzrokiem - Rangowi nie spada gorączka i jeśli nic z medykamentów, co są w tych tobołkach - wskazała głową pod ścianę - mu nie pomoże, to jedyną szansą dla niego będzie cyrulik lub kapłan. Choć najbliżej będzie nam chyba do zielarza Fardana. Był on jedyną przychylą nam osobą w wiosce Podkosy i może zdoła mu pomóc. Rang nie da rady jechać wierzchem a w stajni jest przeto pięcioro koni, a mamy i wóz.

I tu pojawił się problem. Czas naglił, mroczne elf oddalały się wraz z nieszczęsnym pierścieniem, a Rang potrzebował pomocy i to prędko. Z jednej strony trzeba było towarzyszom jak najszybciej wskoczyć na konie i pognać za drowami. Z drugiej zaś Rang, nie mógł z nimi jechać, za to powinien zostać czym prędzej bezpiecznie odwieziony pod opiekę medyka. To wymagało dodatkowego czasu, którego drużyna nie miała, a co więcej konieczność rozdzielenia się. Jedna grupa pogna za drowami a druga pojedzie wozem??? Wszyscy zdawali sobie sprawę, że Verna nie zdoła obronić siebie i Ranga, jeśli mieliby ją wysłać w kilku dniową podróż wozem do Podkosów. I czy jej uwierzą na słowo? Lusus zaś wymagał porządnego wypoczynku, gdyż mimo wskrzeszenia i cudownego zagojenia ran, zaschnięta krew na jego ciele wymownie świadczyła o tym jakie jeszcze braki ma jego organizm. Lidia myślami też była przy Kalelu, który jak głęboko wierzyła, wciąż żył i czekał gdzieś w tych lochach, aż jego kompani po niego przyjdą. To skłoniło ją do kolejnej myśli. Hisil, ranny drow zdołał uciec w podziemia i wciąż mógł stanowić dla nich zagrożenie.

- Drowy zapewne trzymają się głównego szlaku, który wiedzie nad Srebrne Jezioro i podróżować będą po zmroku. Wyruszyli nocą, temu mają nad nami pół dnia przewagi. Wciąż mamy jednak szanse ich dogonić konno. Gdybyśmy nie zdołali ich złapać na szlaku, to do samego jarmarku konno będzie z jakieś cztery dni co sprawi, że zajedziemy tam w dzień jego rozpoczęcia. Jeśli bogowie nam będą sprzyjać to, zdążymy nawrócić w kolejne cztery dni do wioski, akuratnie w ostatni dzień jaki nam dali mieszkańcy Podkosów. Przeszukałyśmy z Tuai tego kupca i znalazłyśmy przy nim trochę rzeczy... w tym jakiś pierścionek, który ponoć jest zwykłą błyskotką... ale na wszelki wypadek zatrzymałyśmy wszystko. Jeśli zaś chodzi o tego drowa, z którym walczyłeś... - półelfka zwróciła się ku Lususowi - to wraz z Tuai nie dałyśmy mu rady. Mimo, że go tak rozpłatałeś to zdołał uciec w podziemia choć… nie wiem jak długo będzie tak kuśtykał, gdy krew się z niego tak leje. Został teraz zupełnie sam, a tutaj są wszystkie ich zapasy - Lidia na chwile zamilkła i ze smutnymi oczami dodała - Lususie, kupiec nam też wyznał, że twój mistrz, sir Hadalus nie żyje… przykro mi.
 
Bażna =^^= jest offline  
Stary 05-10-2009, 22:22   #88
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Lusus oprzytomniał już zupełnie, przestał się śmiać a jego ruchy stały się spokojniejsze i przez to pewniejsze. Pomimo zmęczenia zdawało się, że choć odrobina sił mu wróciła. Podpierając się na mieczu ponownie powstał tym razem utrzymując równowagę. Uważnie słuchał słów Lidi i Mave, nie chciał aby żadna informacja umknęła mu.
- O sir Hadalusie wiedziałem już szybciej, przeklęty drow nie zapomniał się pochwalić swą nikczemnością. Dobrze się wszystkie spisałyście, zajęłyście się wszystkim jak należy… przepraszam ja… wcześniej was nie doceniłem, ale to tylko dlatego bo was nie znałem, skąd mogłem wiedzieć, że jesteście takie harde.- tłumaczył się giermek spoglądając to na półelfkę, to na magiczkę.
- Drowem myślę, że na razie nie musimy się martwić, dostał sporą nauczkę i jeżeli ma trochę rozumu to nieprędko tu wróci. Jeżeli bogowie okażą mu łaskę to dadzą przeżyć aby oczyścił swój honor splamiony tchórzliwą ucieczką. Dla nas teraz najważniejsze jest zebranie się razem i obmyślenie planu działania. Chodźmy po Tue i Kaela i zbierzmy się w stajni, Lidio zabierz wszystko co mogłoby pomóc Rangowi. Nie ma czasu do stracenia. – po tych słowach skierował się w stronę schodów lecz coś przykuło jego uwagę. Jak zahipnotyzowany podszedł do tobołów pod ścianą, do zdobionego miecza oburęcznego. Niedbale odrzucił zakrwawione ostrze drowa na bok. Przyklęknął przy swoim własnym, pierwszym prawdziwym mieczu. Z niemalże czcią dotknął długiej rękojeści oraz szerokiego jelca swej broni. Objął obiema dłońmi szerokie ostrze i uniósł ku górze niczym jakąś relikwie, głowę spuścił nisko i pogrążył się w cichej modlitwie. Po chwili zakończył, powstał i ponownie z czcią rozpoczął zakładanie kolczugi, która zdawała się być zrobiona na jego miarę, zupełnie jak miecz.
Wspomnienia powędrowały w przeszłość do zakonu w którym szkolił się na Paladyna. Przypomniał sobie słowa starego kowala „Nie ma gorszego połączenia niż broń, głupota i strach. Wszystkiego najgorszego można się wówczas spodziewać.”
Starszy rzemieślnik nauczył go szacunku do tego kawałku żelaza. Wykuł go dla niego na jego wzrost i siłę, nazwał go Derre Sul to podobno po krasnoludzku „Światło w ciemności”.
Oblicze młodzieńca z każdą chwilą się zmieniało. Można by powiedzieć, że poważniał lub mężniał w oczach.

Gdy zakończył, wyprostował się prezentując swą zbroje zdobioną pięknym błękitnym płótnem z wyszytym herbem jego rodu – w czarno-żółtej szachownicy kruk i wierzba. Długa suknia kolcza sięgała łydek i chroniła jego nogi, przepasał ją gruby pas do którego przypięta była pochwa z mieczem prawie tak dużym jak sam rycerz, jelec wystawał wręcz z pod pachy szlachcica. Młodzian uniósł głowę lekko do góry i odgarnął swe czarne włosy do tyłu spoglądając na przyglądające mu się ze zdumieniem dziewczyny. Znów z jego twarzy zniknęła powaga gdy posłał im przecudny uśmiech odsłaniając bielutkie ząbki.
Nieco się zachwiał po pierwszym kroku. Widać było, że ciężar zbroi jak i wysiłek jaki kosztował go jej przywdzianie osłabiło dumnego rycerza jeszcze bardziej. Jednak gestem zabronił niewiastom sobie pomagać. Sam utrzymał równowagę i stawiał kolejne, coraz pewniejsze kroki uśmiechając się przy tym z lekką nutką smutku.
- Ehh… w najbliższym czasie to na wiele wam się nie zdam.- powiedział ze smutkiem w głosie.
- Prowadźcie do Kaela i reszty, musimy postanowić co zrobimy dalej.- ruszyli schodami w dół.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.

Ostatnio edytowane przez madman : 05-10-2009 o 22:27.
madman jest offline  
Stary 06-10-2009, 21:02   #89
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Młoda rudowłosa czekając bez ruchu zaczynała się niecierpliwić. Mimo, że z natury jest osobą spokojną, napięcie i ta nietypowa sytuacja, w której się znalazła powodowało u niej zdenerwowanie. Zapach, który wypełniał jej nozdrza również miał na to wpływ. Przynosił on na myśl jej najgorsze koszmary, z których niegdyś budziła się zlana potem. Zaczynała rozumieć reakcję Meave, jej niechęć do pozostania przy pojmanym. Jednak mimo wszystko, nadal ją za to potępiała, wiedząc, że sama w tej sytuacji by zrobiła to, co jej sugerowano. A już z pewnością nie próbowałaby nikogo pobić.

Z całego serca chciała teraz zbiec schodami w dół, by zobaczyć, co się dzieje z Kalelem. Nie słyszała stamtąd żadnych niepokojących odgłosów, co pozwalało mieć nadzieję, że z jej towarzyszem wszystko w porządku.
Cisza też dobiegała jej uszu z piętra. Niczego innego się nie spodziewała, ale niepewność, co do powodzenia planu odratowania Lususa, powoli zabijała całą jej siłę woli.

Jak bardzo chciała się stamtąd ruszyć! Chciała działać, mimo iż wiedziała, że nie na wiele może się przydać. Słowa MeaveA ty, co zrobiłaś?” bolały. Wiedziała, że kobieta ma rację, ale wiedziała też, że dużo więcej zrobić nie mogła. Nie była w stanie.
A teraz chciała iść i pomóc, ale wiedziała, że ma tylko dwie możliwości: zostać tu albo zejść do lochów. Serce wołało w dół, ale powstrzymywała je wrodzona ostrożność. A co jeśli drow się zbudzi? Jest poważnie ranny, związany, ale… Wciągu tego całego czasu, gdy jedynym zapachem, jaki czuła był odór spalonego mięsa, zdążyła wygrzebać z najdalszych zakamarków swojej pamięci, wszystkie legendy i historie o mrocznych elfach. Jawiły się w nich jako postacie potężne, straszne i nieprzewidywalne. Były zdolne do wszystkiego, ale czy ranne, związane, z poparzoną twarzą nadal były groźne? Czy spuszczone z oka mogły nawet w takim stanie narobić kłopotów? Tua wątpiła, ale się bała. A co jeśli się pomyli? Jeśli podejmie złą decyzję?

Zatykając nos, pochyliła się nad drowem, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno jest nieprzytomny. Zdawał się być pogrążony w bardzo głębokim śnie.
Popatrzyła w kierunku schodów. Nadal słyszała od czasu do czasu tylko ryki bestii. Mocniej przylgnęła do chłodnej ściany i ponownie zastygła w bezruchu. „Tchórz.” Pomyślała o sobie.

Nagle usłyszała dobiegające z góry odgłosy kroków. Odwróciła w tamtą stronę głowę, z nadzieją ujrzenia całej trójki swoich towarzyszy. Nie zawiodła się. Gdy tylko ujrzała postać mężczyzny, szeroki uśmiech zakwitł na jej twarzy i bezwiednie postąpiła kilka kroków jego stronę.
-Lusus! – powiedziała. – Jakże się cieszę! - Na nic więcej nie było ją stać, ale wprawne ucho pochwyciłoby z jej głosu ogromną radość i ulgę, które teraz ją wypełniły.
- Udało wam się. – spojrzała z uznaniem i wdzięcznością na obie kobiety.
- Chodźmy do Kalela. – zaproponowała, gdy tylko oswoiła się z myślą, że Lusus żyje.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 08-10-2009, 15:07   #90
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Lidia, Maeve, Lusus, wciąż oszołomieni wydarzeniami ostatnich kilkunastu minut schodzicie w milczeniu po schodach. Dziewczęta dyskretnie asekurują giermka, który wciąż stawia niepewne, słabe kroki uginając się niemal pod ciężarem zbroi, która obciera nagą, ledwie wygojoną skórę. To, co stało się w komnacie drowów przekracza Wasze pojmowanie, żadne z Was nie zaczyna więc rozmowy na ten temat. Ważne, że Lusus żyje.
Z komnaty zabraliście jedynie najpotrzebniejsze przedmioty: broń, leki, pochodnie oraz komplet wytrychów; po czym jak najszybciej opuściliście zalaną krwią komnatę. Po resztę zawsze można wrócić; poza tym teraz priorytetem jest uwolnienie Kalela. Wszystkich Was dręczy niepewność, zwłaszcza dziewczyny: mając do wybory dwa wyjścia wybrały pomoc obcemu chłopcu. A co jeśli uciekający drow zabił Kalela? Albo zabrał ze sobą w roli zakładnika? Czy nie przedłożyłyście życia jednego młodzieńca nad życie drugiego? A może ranny wróg czai się gdzieś w plątaninie korytarzy gotów uderzyć Was znienacka? Lub - co gorsze - wyszedł innym wyjściem i udał się do stajni?

Te, jak i inne rozważania przerywa radosny okrzyk Tuai, która Lususa ostatni raz widziała w kałuży krwi. Skrzepła posoka nadal plami jego ciało, lecz rany nie mogły być aż tak poważne, skoro giermek nie dość, że żyje to ma się najwyraźniej całkiem dobrze, skoro jest w stanie przywdziać kolczugę. W grupie od razu poczuliście się bezpiecznie - jedynie smród bijący od uwięzionego drowa przypomina Wam, że do prawdziwego bezpieczeństwa jeszcze Wam daleko.

Sam Dilij wydaje się w nie najlepszym stanie. Od dłuższego czasu nie odzyskał przytomności, za to zaczął gorączkować, a spalona kwasem twarz (cud, że nie stracił wzroku) pokryła się białą, śliską wydzieliną, na której coraz chętniej siadają muchy i inne robactwo. Cóż... przynajmniej macie względną pewność, że nie ucieknie; w czwórkę kierujecie się więc w stronę ziejących zimnem i ciemnością schodów do piwnicy.

Po chwili zastanowienia rozpalacie kilka pochodni i pojedynczo, z bronią w ręku zaczynacie schodzić po krętych, pokruszonych, śliskich od wilgoci schodach. Jeden stopień, drugi, trzeci... po dwudziestym stajecie na podłodze - zakurzonej, pełnej gruzu oraz śmieci naniesionych przez sączącą się tu od wieków wodę i mieszkające w zamku zwierzęta. Na dole nie jest zupełnie ciemno - mdłe światło dnia sączy się przez niewielkie, zakratowane okienka znajdujące się w celach po obu stronach szerokiego korytarza. Bo loch, do którego zeszliście ewidentnie stanowił więzienie: duże cele zamknięte mocnymi kratami ciągną się wzdłuż korytarza i znikają w ciemnościach. Tylko gdzieniegdzie widać niewielkie wnęki - najwyraźniej miejsca dla strażników. Na Wasze szczęście cele są puste: gdzieniegdzie walają się tylko kawałki muru, spróchniałe fragmenty mebli czy przegniłe szmaty; lecz póki co nie widać żadnych pozostałości dawnych lokatorów.



Może sprawia to światło padające z zewnątrz, ale loch nie wydaje Wam się aż taki straszny. Zapomnieliście już o opowieściach zielarza na temat zła, które wypełza z zamku i własnych wczorajszych obawach co do duchów czy innych nieumarłych w podziemiach. Teraz liczy się tylko odnalezienie Kalela. W zalegającym podłoże brudzie wyraźnie widzicie wiele śladów stóp, oraz świeże plamy krwi które prowadzą na prawo. Zresztą nie musicie się długo zastanawiać - echo Waszych kroków i dyskusji niesie się po podziemiach, szybko więc do Waszych uszu dolatuje dźwięk jakby coś ostrego ocierało się o kamienie, oraz schrypnięty, znajomy głos wołający:

- Heeeeeeeeeeej! Tu jestem!! Heeeeeej!!

Bez wahania ruszacie w tamtym kierunku. Za zakrętem, jakieś trzy pomieszczenia dalej, po lewej widzicie dużą celę, którą oświetla jedynie wątły blask płynące z małego okienka pod sufitem. W środku zaś siedzi Was zagoniony towarzysz - a raczej niemal wisi na kratach, wystawiając przez nie głowę na korytarz i wołając Was zapamiętale. Jest brudny i blady, na twarzy ma duży siniak i guz; poza tym jednak wydaje się cały i zdrowy. Drzwi do jego celi są zamknięte na kłódkę.
Nie macie czasu na czułe powitania - z sąsiedniej celi dobiega Was głośnie warczenie i dźwięk, jakby coś metalowego obijało się o ściany i kraty.

- Bastor - wyjaśnia krótko Kalel. - Ale nie martwcie się, jest dobrze zamknięty.

Mimo jego zapewnień wolicie to sprawdzić; ostrożnie podchodzicie więc do sąsiedniej celi. Śmierdzi z niej krwią, zepsutym mięsem i zwierzęcymi odchodami. Zardzewiałe kraty zamknięte są tym razem na mocny skobel oraz gruby łańcuch zabezpieczony wielką kłódką. Nie musicie się zastanawiać czemu potrzebne były takie zabezpieczenia - w celi siedzi... coś..., które na dźwięk waszych kroków odwraca się z cichym warknięciem.



Coś - a raczej potwór z Waszych najgorszych koszmarów - ma ponad dwa metry długości, jakieś półtora metra w kłębie, umięśnione, porośnięte futrem i łuską cielsko, przypominający wielki morgersztern ogon, długie kły i grube łapy zakończone ostrymi pazurami, w których... Lusus, gdzieś na obrzeżach świadomości słyszysz, jak Twoi towarzysze nabierają głośno tchu, słyszysz ciche jęki Lidii i Tuai, stłumione przekleństwo Maeve... Jednak mimo, że i Tobie żołądek podchodzi do gardła nie możesz oderwać wzroku od poszarpanych, zmasakrowanych zwłok Twojego dawnego pana leżących między łapami stworzenia. Poznać go możesz w zasadzie jedynie po zakrwawionym odzieniu z wyhaftowanym rodowym herbem, gdyż ciało nie przypomina już ciała ludzkiej istoty. W kącie celi leżą zaś szczątki jakiegoś innego nieszczęśnika - czy też nieszczęśników...

Po raz drugi widzicie zamordowanego człowieka - jednak w przeciwieństwie do sytuacji z ciałem Pankracego Hallusa tutaj nie możecie zamknąć oczu - nawet gdy oderwiecie wzrok od na wpół zjedzonego ciała paladyna nie możecie wyłączyć innym zmysłów, które z bolesną wyrazistością ukazują Wam jaki koniec spotkał paladyna i maga; jaki koniec mógł spotkać Kalela... i Was.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 08-10-2009 o 15:42.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172