Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2009, 15:41   #121
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Obudził się z krzykiem. Właściwie to nie był nawet krzyk lecz dziki zwierzęcy skowyt pochodzący gdzieś z dna trzewi. Ile ciosów dostał ? Zapewne nie było miejsca które trzymało by się reszty ciała.
- Szlag by to parszywe życie trafił...chwileczkę....czy ja nie powinienem być martwy ? Zarobiłem tyle razów że połowy z nich nie pamiętam... Jeśli więc się obudziłem po czymś takim to znaczy że ja..że ja nie żyję ?!?! O bogowie !! Co teraz ?? Usiłował pozostać w miejscu i się nie ruszać. Co się z nim działo ? Czy został potępiony za jakieś zapomniane przewinienia ? Wydało mu się głupim takie leżenie bez ruchu to też otworzył oczy.
Z jasnego nieba nie padł grom, nigdzie nie było słychać dźwięków surm. To samo słońce oświetlało te same budynki publiczne na głównym rynku miasta. Mężczyźni z tłumu który dokonał rzezi rozszedł się jak gdyby nigdy nic. Nawet go nie okradli...Dotknął dłonią powiek. Miał komplet oczu więc nic się nie zmieniło.Po co nieboszczykowi oczy ? Setki absurdalnych myśli przebiegały mu przez umysł. Poruszył palcami lewej dłoni tej którą niemal mu odrąbano. Miał w nich idealne czucie. Mógł nimi ruszać. Czemu nie ? Przecież zmarłemu nikt nie będzie tego żałował.
Nie było mu nawet smutno z powodu nagłego zejścia. Czuł się trochę jak zużyty przedmiot. Wykonał swoje zadanie i koniec. Był dumny że w ostatniej chwili tułaczki po ziemskim padole nie pozbawił się godności ucieczką. Nic nie miało już większego znaczenia.
Jego ciało mimo ran wydawało się w pełni sprawne. Podniósł się. Tuż obok niego stało dwóch z gromady która go zatłukła.

- Co jest do cholery ? - Cała poprawność i wychowanie gdzieś zanikły pozostawiając wyłącznie trudne pytania bez odpowiedzi.

Uśmiechnął się z przekąsem gdy żadna odpowiedź nie padła. Nie słyszeli go. Kto sobie będzie zawracał głowę nieboszczykiem ? Jeden z wyznawców Bane'a ruszył wprost na niego. Zrezygnowany nawet nie drgnął. Kolizji zapobiegła eteryczność paladyna.

- Uchh...- Ramiona Severa wyraźnie opadły.
Ciężko było mu pogodzić się z myślą o braku jakiegokolwiek wpływu na świat.
Co się z nim stało ? Dlaczego nie dołączył do domeny swojego patrona ?
To tylko zły sen...to tylko zły sen. Gorączkowo zaczął obmacywać własne ciało. Nie miał ogona ani kłów czy szponów z czego wywnioskował że nie był demonem. Popełnił jak każdy wiele błędów brnąc poprzez życie ale żeby tak nagle skazywać na wieczną tułaczkę ?
Chciało mu się płakać, ale nie mógł. Oklapł jak marionetka której ktoś nagle podciął sznurki.Coś uwierało go w tyłek, ale nie miał ochoty sprawdzać cóż to takiego. Popatrzył w niebo. Ktoś tam na górze musiał zawalić sprawę i pozostawić go na ziemi tylko dlaczego ? Co takiego zrobił by karać tak okrutnie ? Co ma robić teraz ? Iść straszyć otyłe przekupki na bazarze warzyw ? Nie miał ochoty nikogo zaczepiać. Będzie z niego potępiona dusza jak z koziego zadka trąba...
Zrezygnowany siadł w miejscu i nie miał najmniejszego zamiaru ruszyć się choć na cal nim ktoś mu nie wyjaśni całego tego bałaganu.
 
Grytek1 jest offline  
Stary 22-11-2009, 16:03   #122
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Kretyn kretyna kretynem pogania - stwierdziła głośno Tiara patrząc na Nathana, który wrzeszcząc bez ładu i składu obsypywał się jakimś podejrzanym proszkiem; oraz Alaceema, który zataczając się jak pijany parobek próbował podpalić miasto i siebie przy okazji. Z lekkim współczuciem rzuciła okiem na uwięzione w klatce dziewczyny, po czym zawinęła się i umknęła wraz z Morgan w najbliższą uliczkę.

- Wstyd z do takich się przyznawać - rzuciła z przekąsem, gdy już dysząc z podniecenia zniknęły w ciemnym zaułku - ale i wstyd zostawić - dodała ściągając z pleców łuk. - To co, strzelamy?
- Strzelamy - kiwnęła głową Morgan sięgając po kuszę. Obie dyskretnie wystawiły głowy z półmroku i przycelowały w strażników najbardziej zagrażających ich "chłopcom". Albo w kuszników, jeśli akurat byli na widoku.
- A potem wynoszę się z tego miasta - mruknęła półelfka wypuszczając pierwszą strzałę.
 
Sayane jest offline  
Stary 22-11-2009, 18:16   #123
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Mina Yona mówiła sama za siebie. Nie podzielał milowego entuzjazmu opowiadania o wydarzeniach zaszłych w Rath. Albo przynajmniej tej części i baronie. Niestety niziołek nie zauważył dezaprobaty swego towarzysza. W przerwach między talerzem przyglądał się szlachcicowi. A ten nie podzielał miny Earlego. Więc nie zaprzestał w ostatnim momencie. Nie widząc powodu do skrupułów jadł dalej.

W końcu obiad doszedł do końca. Przyszło płacić. Milo ostawił dziesięć złociszy wymownie patrząc na ludzkiego łotrzyka by ten dorzucił drugie tyle. W końcu to oni stawiali dzisiejszy posiłek, a kobiecie nie wypadało płacić. Dziadek wielokrotnie uczył go zasad dobrego wychowania. Często niektóre maniery były nie logiczne, ale za każdy sprzeciw otrzymywał srogie lanie od swego wychowawcy. A dziadek mimo podeszłego wieku osiemdziesięciu dziewięciu lat miał krzepę w łapach.

Arystokrata, po wcześniejszym wysłaniu gońca z wiadomością do reszty towarzyszy Pogromców z Rath, zabrał trójkę poszukiwaczy przygód na małą przejażdżkę swą karetą do własnego domu. Podróż była dość ekscytująca dla niewielkiego podróżnika. Nigdy wcześniej nie przebywał w podobnym pojeździe. Do tego imponujące widoki cytadeli z czarnego materiału... Dość ciekawego minerału.
- Jak ciężki jest ów Ravenar? Czy nadaje się dobrze na tworzenie fancerzy? I czy jest drogi? - zainteresował się łotrzyk. Szczerze nawet pomyślał o kupnie takiego sztyleciku bądź miecza...

Gdy już dojechali na miejsce aż dech zaparło złodziejaszkowi. "Chata wybudowana w kosmos!" jakby to określił pewny jego znajomy. Iście mistrzowskie dzieło sztuki architektury szlacheckiej. I co robić w takim pałacu? I na dodatek to im zostawił wybór. Wręcz osiołkowi w żłobie dano... Mały pomysł zaświtał niziołkowi.
- U nas fofularna jes fewna dyscyflina. Co frawda sfecjalista to ja żaden, ale chętnie fokazać ją mogę. Folega na trafieniu kamykiem w wyznaczone fole na ziemi. Fól jest... - podrapał się po główce jakby w zamyśleniu - siedem, każde innej wielkości. Kto fierwszy zaliczy wszystkie wygrywa. Frzed rzutem trzeba fowiedzieć w które fole się celuje i tylko te się zaliczy. Dobrze rozwija cela. Chętni? - popatrzył na towarzyszy w oczekiwaniu na decyzję.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 23-11-2009, 21:54   #124
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Na placu przed siedzibą straży miejskiej



Sprawy komplikowały się z sekundy na sekundę, przyprawiając o szczery ból głowy, a wszystko wyłącznie z powodu chęci niesienia pomocy dwóm nieznanym, więzionym kobietom. Odwaga leży jednak wyjątkowo blisko głupoty, a jakby na to nie patrzeć, wśród awanturników zmierzających się dziennie z naprawdę nieciekawymi sytuacjami, te oba czynniki występowały wyjątkowo często.

~

W chwili obecnej najszybszy w podejmowaniu wszelkich decyzji był Acaleem, osobną zaś kwestią pozostawało, czy czasem nie był jednak z nimi za szybki... . Cisnął małą flaszkę w stronę nadbiegających gwardzistów, co doprowadziło do niewielkiego wybuchu, oraz pojawienia się magicznie powstałego ognia. To na drobny moment spowolniło przedstawicieli prawa Melvaunt, jedynie na drobny moment.

Jeden z nich jednak nie zwolnił. Wpakował się rozpędzony prosto w płomienie, które wśród wrzasków objęły jego ciało. Gwardzista okropnie wrzeszcząc płonął, przemieniając się w żywą pochodnię. To z kolei wywołało nie tyle, co spore zaskoczenie na twarzy jego towarzyszy, lecz i jeszcze większą wściekłość. Jeden ze strażników rzucił się na palącego mężczyznę, powalił go na ziemię, po czym zaczął tłumić płomienie własnym płaszczem, pozostali z kolei mieli już wyjątkowo mordercze miny względem występujących otwarcie przeciw prawu napastników.

Uzbrojeni w halabardy byli więc już tuż tuż, gdy z rękawiczek Diablęcia wystrzeliły dwie dziwne błyskawice. Jedna z nich trawiła szarżującego z halabardą gwardzistę w lewą rękę, niemal ją zwęglając, druga ugodziła jego towarzysza w prawą nogę. Pierwszy z nich, wśród swoich krzyków padł na bruk i po chwili zwijania przestał się całkowicie ruszać, drugi z kolei, leżąc i trzymając się za poranioną kończynę, wył z bólu.

Mnich najprawdopodobniej zabił więc znowu jednego ze strażników, a dwóch pozostałych ciężko zranił. Zostało więc już tylko trzech, a raczej dwóch halabardników, jeden wszak gasił płonącego... .

Na Mnicha skoczył więc jeden z nich, wywijając z bojowym krzykiem swoim orężem, drugi z kolei obiegł wóz z drugiej strony, pędząc prosto do "Czerwonej". Wśród zaistniałej sytuacji nikt więc chwilowo nie przejmował się obiema uwięzionymi w klatce.

Acaleem starał się jakoś zbić halabardę wymierzoną w jego brzuch, co wcale do łatwych zadań nie należało. Mężczyzna biegł na niego ze sporą szybkością, Diablę miało zamiar więc pacnąć dłonią oręż w bok, wykorzystując fakt prędkości przeciwnika. Nie do końca jednak poszło, jak zamierzał. Co prawda, nie otrzymał żelastwem prosto w brzuch, jego dłoń została nią jednak draśnięta.

Ranna, krwawiąca "Błazenka" miała o wiele gorzej. Widząc nadbiegającego gwardzistę próbowała w końcu jakoś nieudolnie podnieść się z ziemi, wspierając na łokciu, drugą ręką wciąż trzymając za zraniony bok. Strażnik zastał ją więc w takiej pozycji, i nie okazał żadnej litości. Potraktował jej buźkę solidnym kopniakiem, po którym głowa drobnej kobietki odskoczyła wyjątkowo mocno w tył, a w powietrze wzbiła się struga krwi. Tym razem zwiotczała więc już całkowicie, zalegając na burku na wznak niemal już bez żadnych ruchów, a wyjątkowo brutalny mężczyzna skierował czubek halabardy do jej gardła.

- Ani drgnij! - Ryknął.


~


Tuż obok, na cholernym wozie, w cholernej klatce, Mialee i Vaelle były bliskie załamania. Obie żałowały przybycia do miasta, podjętych decyzji, ich skutków, wszystko po prostu wyglądało beznadziejnie... .

Tropicielka posiadała jednak swój miecz, a drzwi klatki stały otworem. Była więc wyjątkowo nikła szansa. Mialee przystąpiła więc do mocno dziwnego zajęcia, jakim miało być roztrzaskanie ostrzem kajdan znajdujących się na jej własnych nadgarstkach. Trochę jej to jednak nie wychodziło, biorąc pod uwagę długość kajdan, a możliwość wzięcia zamachu orężem. Druidka spoglądała na nią z niknącą nadzieją w oczach, łańcuch był wytrzymały, a ciosy znikome.

Wtedy też Półelfkę olśniło. Mogła przecież spróbował najpierw urąbać łańcuch kajdan łączących ją z kratą, a drugimi kajdanami, znajdującymi się na jej rękach, zająć później, o ile oczywiście będzie jakieś "później". Trzaskała więc z zapałem, walcząc w końcu o swoją wolność i życie, oraz swej towarzyszki. Za którymś, wyjątkowo nerwowym razem, łańcuch uległ.

Wszystko to jednak trwało za długo dla Druidki.

Na migi pokazała towarzyszce, by ta ją rozkneblowała.

- Bierz nasze rzeczy i wiej - Powiedziała, po czym zaczęła coś mamrotać pod nosem. Jej ciało znowu zaczęło się rozrastać, pokrywać włosami, futrem, łańcuchy zaś pękać... a w klatce mogło za chwilę zrobić się wyjątkowo ciasno.

Tropicielka wyskoczyła więc na zewnątrz, a za nią pojawił się sporych gabarytów dziko ryczący niedźwiedź.

Twarze strażników zaś pobladły.


~


Morgan i Tiara ciągnęły za sobą Nathana z dala od tego całego burdelu, jednak Mag nie miał zamiaru ustąpić. Rozwścieczył go bełt w jego plecach, wyrwał się więc obu kobietom, po czym ponownie wrócił na pole walki z wymalowanymi na twarzy, morderczymi zapędami. Wojowniczka i

Tropicielka na takie poczynania ich znajomka nie miały zamiaru już więcej reagować, wszak był dorosły i ponoć wiedział co robi, niech więc da się zatłuc, skoro tak się do tego pali... .

Pognały więc do najbliższego zaułku, by tam jakoś dojść do ładu i składu z całą sytuacją.

W tym czasie, Nathan biegł już do mającego czelność strzelania do jego osoby kusznika, chwytając za swój nietypowy oręż. Jego skóra po wcześniejszym rzuceniu zaklęcia stała się nieco twardsza, odległość między nimi drastycznie malała, a na twarzy gwardzisty dało się dostrzec wyraźny strach. Wystrzelił po raz kolejny, bełt pomknął prosto na Corvusa, trafił w klatkę piersiową, po czym... odbił się.

Szczęście?. Czy raczej logiczne podejście do walki?.

Nathna już dawno opuściło szczęście.

Krzyczeli już obaj. Strażnik z przerażenia, Nathan z wściekłości. Przedstawiciel wyjątkowo wątpliwego prawa w Melvaunt zasłonił się desperacko kuszą, łańcuch jednak znalazł w tej wątpliwej osłonie lukę, uderzając prosto w twarz mężczyzny. Wśród okropnego plaśnięcia pół twarzy gwardzisty zamieniło się w krwawą breję, on sam z kolei z głośnym charczeniem obalił się na bruk.

- Sukinsynu! - Krzyknął znajdujący się ledwie kilka kroków od Maga dowódca masakrowanego oddziału. w końcu się pozbierał, i skoczył na Nathana z mieczem, biorąc za cel jego plecy. Było źle.

Pędząca ze świstem strzała, wypuszczona przez Tiarę, ugodziła prosto w tors dowódcy, obracając nim wokół własnej osi.

Kolejny trup na placu.

Bełt, posłany z kolei przez Morgan, spotkał się z plecami gwardzisty maltretującego "Czerwoną". Innych, widocznych celów kobieta chwilowo nie miała. Ten strażnik z kolei jednak jeszcze żył, choć cały telepiąc się z bólu na kolanach, nie był już raczej skory do niczego.


~


Masakra.

Rzeź.

Inaczej tego nazwać się nie dało. Próba wyzwolenia dwóch kobiet więzionych przez straż zakończyła się prawdziwym morzem krwi, rozlewanym na oczach mieszkańców, oraz towarzyszy zabijanych gwardzistów w twierdzy. Efekt takich działań mógł być tylko jeden.

Z bramy znajdującej się blisko twierdzy wypadli jeźdźcy. Około tuzina, uzbrojeni w długie włócznie, galopując prosto na ośmielających się dokonać okropnych czynów względem prawa w Melvaunt. Było całkowicie pewnym, że nie będzie litość, awanturnicy w kilka chwil stali się bowiem wyjątkowo paskudnymi mordercami, znaleźli się wyjątkowo szybko po drugiej stronie prawa, często nieświadomie. Czasu jednak cofnąć się nie dało, nie przynajmniej zwykłym śmiertelnikom... .

Tuż za konnymi pędziła również spora zgraja pieszych.

Dzwony i trąby rozbrzmiewały już z kolei w całym mieście.

Ulice spłynęły krwią.





Przed świątynią Bane'a




Sam nie wiedział, jak długo tak po prostu przesiadywał na bruku. Kompletnie sam, i kompletnie ignorowany przez cały świat, nie bardzo wiedząc, co teraz uczynić, kim się stał, czym się stał, gdzie jego towarzysze. Został sam jak palec, zmęczony tym wszystkim, i zrezygnowany.

Trójka będących razem z nim najprawdopodobniej nie żyła, pozostali z kolei przebywali w nieznanym jemu miejscu.

Dlaczego nie trafił w zaświaty, nie opuścił Faerunu?. A może opuścił, może już go osądzono i trafił tu na powrót, by teraz doświadczyć kary?. Za co jednak ona miała być, czy postępował źle w swym życiu, czy nie kierował się wpojonym jemu kodeksem, rozzłościł czymś swego patrona, a może stał się z jakiegoś powodu niegodnym poznania odpowiedzi na te wszystkie pytania?. Przez chwilę Sever myślał, by samemu zakończyć swój żywot, i się tego dowiedzieć... chwilka, przecież on już był martwy. Może więc w Piekle poznałby odpowiedź?.

Nagle coś poczuł.

Było to ledwie wyczuwalne, dosyć delikatne. Zupełnie, jakby ktoś lekko trącił jego but. Spojrzał w tym kierunku, jednak nikogo tam nie było, wszystko jednak szybko przybrało na sile, pojawiło się szarpnięcie za jego nogę, on z kolei wciąż siedząc, nie bardzo wiedział o co chodzi. Tajemnicza moc zadziałała z jeszcze większą wyrwą, coś zdawało się go pochwycić, po czym za sobą ciągnąć.

Zaczęto go gdzieś wlec, całkiem tak jak siedział, przez co siłą rzeczy wylądował na swoich plecach. Zdołał się odwrócić na brzuch, starał czegoś złapać, ogarnęła go lekka panika, wkrótce zaczął krzyczeć. Co się dzieje, dlaczego, gdzie, gdzie... Goliath?.

....


Świątynia Bane'a wyglądała w środku zupełnie jak się spodziewał. Półmrok, czarne świece, dziwne rzeźby i malunki, znaki Czarnej Dłoni, zapach stęchlizny, kadzideł, potu i krwi. Oraz zawodzenie, liczne zawodzenie odprawiających modły, choć świątynia była pusta. Przez wejściowe wrota po prostu przeniknął, wciąż ciągnięty przez nieznaną siłę, a zmierzał prosto do głównego ołtarza. Przy nim z kolei ktoś stał, najwyraźniej na niego czekając.


- Wstań - Rozległ się ponury męski głos, wyraźnie skierowany do Paladyna, co potwierdził osobnik ubrany w dziwną czarną togę, przesłaniającą twarz, wskazując kościstym palcem na Severa - Nie wiesz do końca co się stało, jesteś skołowany... wierz mi jednak, nie ty jeden. Znajdujesz się między światami, bez nadziei na powrót do któregokolwiek z nich. Ja zaś mogę ci pomóc, mogę skierować cię w jedną ze stron. Wszystko czego wymagam, to mała przysługa... .

Duży, kamienny ołtarz, przy którym znajdował się Sever, uległ nagle przemianie. Ze zwyczajowego przedmiotu zaczął się przeobrażać w nieprzeniknioną, czarną otchłań. Zupełnie, jakby znajdowało się tam przejście do czegoś, co zdecydowanie do miłych nie należało. Po kilku chwilach w owym mroku zaczęły się pojawiać jakieś małe punkciki, które wkrótce zaczęły się powiększać, aż w końcu przybrały rysy jakiś osób.

Owe osoby wyglądały dosyć odrażająco i niematerialnie, zdawały się z jakiegoś powodu cierpieć, wirować między sobą. Byli tam mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci. Jedna z kobiet przez chwilę znalazła się dosyć blisko Paladyna, blada, zniekształcona, smutna i rozrywana bólem nie-istnienia.


- Są podobni do ciebie - Ciągnął zamaskowany rozmówca - Oni jednak już nie mają wyboru. Przysługa będzie polegała na zakończeniu ich istnienia, i odesłaniu duszy w zaświaty. Potrzebuję do tego ciebie i twojego miecza, tylko ty możesz coś zdziałać przeciw podobnym tobie. I nie, nie należę do kleru Bane'a, i nie mam zamiaru zawierać z tobą żadnych dziwnych umów. Po prostu przysługa za przysługę, a następnie zaznasz natychmiast spokoju, według własnego wyboru.

Tajemniczy osobnik nie był chyba człowiekiem... .





Posiadłość Anglay'a Bruilla




- Możemy spróbować! - Szlachcic odezwał się głośno na propozycję Milo, by zagrać w grę z kamykiem, nim jednak do tego doszło, nakazał służbie przyniesienie do ogrodu wina i piwa, oraz "słodkości", jak sam określił, zupełnie przypadkiem spoglądając w tym momencie na Lunę. Wkrótce przyniesiono więc trunki oraz migdały, lukrecje, ciastka, oraz masę innych, wyjątkowo wyszukanych, i zapewne niezwykle drogich przysmaków.

Gra z kamykiem szybko jednak znudziła Anglay'a.

Aby ratować sytuację, oraz by jego goście nie odczuli nudy, wymyślił jednak coś sam. Wręczył zdumionemu Milo pistolet skałkowy, woreczek z kulami oraz prochem, po czym wyjaśnił sposób działania broni, naprawdę wielokrotnie wspominając, że jest to broń, a nie hucząca zabawka. Po paru minutach tłumaczenia ogród zamienił się więc w strzelnicę, na której Niziołek trenował oko, mając za cel wielgachną donicę ze znajdującym się w nim małym drzewkiem.

Służba jedynie przewracała ze zgrozą oczami, starając się nie zapuszczać na teren za donicą.

- Panie Yonie, pan z kolei wspominał o swoim uszkodzonym orężu, czy ma go pan przy sobie?. Mój kowal znajduje się na terenie posiadłości, o tam - Mężczyzna wskazał kierunek palcem - Łatwo trafić, i ledwie minutka drogi. Jeśli ma więc pan ochotę, może się udać i załatwić swoją sprawę, mogę również posłać z panem kamerdynera. Ja z kolei z panienką Luną pozostaniemy w ogrodzie i dotrzymamy Milo towarzystwa.

Yon przez chwilę myślał nad słowami szlachcica, po czym ruszył do kowala. W końcu nie mieli podstaw by jemu nie ufać. Uratował dwójkę z nich, a teraz zaprosił do swojej posiadłości... czy jednak i wcześniej nie było podobnie?. Tym razem jednak Yon miał jakoś bardziej pozytywne przeczucia, a zresztą Luna nie była taka całkiem bezbronna, a Milo sam otrzymał od gospodarza wyjątkowo sprawną broń.

- Bardzo dobrze panie Milo, widać wprawne palce... panienko Luno, może zje pani daktylka, porozmawiamy o czymś? - Słodził Anglay - Wiesz Milo, mam tu taką zabawkę w zbrojowni, byłaby ona w sam raz dla ciebie, a jaką ma mooooc!.


~


Kuźnia znajdowała się w istocie za dworkiem, ledwie jakieś sto metrów od budynku. Wszystko zaś wyglądało oczywiście zadbane, trawniki wspaniale przystrzyżone, wszędzie spokój, glanc i przepych, przerywany chwilowo pojedynczymi wystrzałami i radosnymi wiwatami Milo.

Yon zastukał w zamknięte drzwi kuźni, nikt jednak nie odpowiedział. Z zewnątrz zaś wszystko wyglądało wprost przeciwnie, niż ktoś miałby akurat w środku pracować. Ani huku młota, żadnego dymu czy skwierczenia paleniska. Mężczyzna postanowił więc w końcu po prostu wejść do środka, ciekawość zwyciężyła. Drzwi nie były zaryglowane, wewnątrz z kolei panowała cisza, jakiej Yon się spodziewał, a nigdzie nie było kowala, nikt nie pracował, piec zagaszony.

Ciszę przerwało czyjeś chrapanie.

Yon podrapał się po swojej króciutkiej brodce, po czym ruszył za źródłem dźwięku. Napotkał kolejne, lekko uchylone drzwi, zajrzał przez sporą szparę i ujrzał... śpiącą kobietę.


Czy była to małżonka kowala?. Zauważył pustą flaszkę na podłodze, tuż obok wiszącej z łoża ręki, nieznajoma była więc najpewniej wstawiona. Czy ten którego szukał znajdował się tam gdzieś z nią, pod nią, czy też obok niej?.
Uwagę przykuł tatuaż kobiety na ramieniu, gruby roboczy fartuch leżący tuż obok łoża na podłodze, oraz podobne buty. A może jednak... .














***

Acaleem 46pw/5 słuczeń

mapka jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 25-11-2009, 15:57   #125
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Polała się krew, zginęli ludzie. Źle się stało. Mnich wzruszył ramionami. Czyż ich nie ostrzegał ? Czyż nie kazał im uciekać?
Acaleem smucił się z powodu przebiegu sytuacji, ale dał im też wybór. Zginęli więc przez swe decyzje i przypadek (wejście w drogę wkurzonemu diablęciu też się w tej kategorii mieściło).
Lecz nie miało to teraz znaczenia. Błazenek była w niebezpieczeństwie.
Mnich też, ale był to szczegół niewarty uwagi Acaleema.

Diablę obróciło chwiejnym krokiem w kierunku krwawiącego błazenka, przy okazji ledwo unikając ostrego ostrza halabardy. Niemniej trzymająca z trudem pion postać diablęcia była trudnym celem. Cóż...procenty procentują, przynajmniej w przypadku pijanego mistrza. Postawa, ustawienie dłoni, lewa z przodu otwarta, prawa z tyłu, ściśnięta pięść. Gdy zamach halabardy uczynił na moment bezbronnym wroga, mnich szybko pochylił się do przodu. Otwarta dłoń chwyciła go za podbródek, zamknięta walnęła go w wystawione przez otwartą dłoń miejsce. Oszołomiony tym ciosem strażnik był chwilowo zneutralizowany. Mnich wyminął chwiejnym krokiem owego strażnika i ruszył na pomoc dziewuszce.
Tymczasem stojący strażnik przyłożył halabardę do gardła błazenka i ryknął.- Ani drgnij!
Jasne...a dziewczyna, wkrótce wykrwawi się na śmierć, lub zginie od topora kata.

Acaleem posłał mu wrogie spojrzenie i szedł dalej. A strażnik cofnął się, zbyt ranny i zbyt osłabiony na konfrontację. Mnich chwycił błazenka w ramiona, delikatnie unosząc ranną dziewczynę. Była w ciężkim stanie, z nosa i ust ciekła jej krew. To nie ułatwiało sprawy mnichowi. No cóż, później się tym będzie martwił.
Na razie ryknął.- Chodu!
Tak głośno, jak się tylko dało...

Nadjeżdżała kawaleria, trzeba było uciekać. A Acaleem trzymając dziewuszkę w ramionach zaczął się cofać do wylotu ulicy. Ogon zaczął wsuwać się do plecaka, by owinąć się wokół torby z pajączkami. Zamierzał ich użyć by spowolnić pościg. Zamierzał też siebie i błazenka, otulić całunem Ciemności. Dziewczyna spojrzała półprzytomnie na mnicha, oczy jej się rozszerzyły ze zdziwienia, a może ze strachu?...i zemdlała. Nie był to dobry czas na mdlenie, bo mnich potrzebował wolnych rąk, by bronić reszty „grupy”, ale...cóż.

Mnich spoglądał w kierunku Tiary i Morgan. Przynajmniej tam, gdzie się ich spodziewał ujrzeć. Nie było tam ich. Miał więc nadzieję, że jak najszybciej stąd ucieły. Co do Nathana... mnich nie mógł mu w żaden sposób pomóc. Nie teraz przynajmniej. Jeśli jednak zginie, to w słusznej sprawie. Choć mógłby magicznie dać nogę i nie stresować Acaleema!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-11-2009 o 16:11. Powód: poprawki ;)
abishai jest offline  
Stary 25-11-2009, 18:29   #126
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cóż miał zrobić wobec takiej propozycji...
Powiedzieć, że musi strzec Luny jak oka w głowie?
Że nie wierzy szlachcie w ogóle, a Anglay'owi w szczególności?
Może akurat Anglay stanowił chlubny wyjątek? Polubił Lunę? Nie miał żadnych złych zamiarów, a raczej wprost przeciwnie?
Byłby to prawdziwy uśmiech Pani Szczęścia. Ale Tymora objawiała swą łaskę w najrozmaitszy sposób.
Mógłby to też być perfidny plan... Za maską sympatycznego mężczyzny mógł kryć się jakiś zwyrodnialec, bardziej pasujący do charakteru tego miasta. Prawdziwa bestia... A rozdzielenie ich byłoby tradycyjnym zagraniem, znanym z podstaw taktyki pod nazwą 'Dziel i zwyciężaj...'

Jak powiadali - na dwoje babka wróżyła.
Yon postanowił nie okazywać swych wątpliwości i zaufać szczęściu. Zrezygnował również z opieki kamerdynera. Wolał po drodze do kuźni rozejrzeć się troszkę.

Ogród był starannie utrzymany.
I nigdzie nie czaili się w krzakach strażnicy. Za to strażników patrolujących otwarcie teren było kilku. Dostatecznie wielu, by zniechęcić przypadkowych intruzów do jakichkolwiek działań niezgodnych z życzeniami właściciela...



Okolice kuźni były równie zadbane, jak pozostała część majątku. przynajmniej ta, którą miał szansę zobaczyć Yon. Jednak sama kuźnia wyglądała na... jakby pustą.

Chrapanie, jakie dało się słyszeć po otwarciu drzwi świadczyło o tym, że jednak ktoś tu przebywa. Nie 'pracuje', a właśnie 'przebywa'.
Ozdobiona tatuażem kobieta spała tak twardo, że nie tylko nie usłyszała wejścia Yona, ale nawet nie zwróciła uwagi na głośne "Dzień dobry".
Wytłumaczeniem takiego stanu, dość dziwnego, biorąc pod uwagę godziny popołudniowe, mogła być pusta butelka, leżąca obok łoża.
Odsypiała nocne hulanki, czy też piła w ciągu dnia? Dla towarzystwa, czy z nudów?
Kobieta-kowal?
Yon nie miał nic przeciwko temu, że 'męskie' zawody wykonywały kobiety. Raz robiły to lepiej, raz gorzej... Różne bywało. Tak samo, jak z mężczyznami.
Może więc i była to kowalka. Fartuch sugerował jedno, Anglay mówił o kowalu...

- Dzień dobry - powiedział ponownie, ciut głośniej.

Na osoby śpiące tak twardo najlepiej nadawało się wiadro pełne zimnej wody, ale Yon wolał nie traktować w taki sposób kowala. Szczególnie jeśli ten, czy też 'ta', miał naprawić mu rapier... Zdecydowanie nie byłby to dobry początek znajomości.
Łapanie za ramię i potrząsanie... To też mogło się różnie skończyć. W zależności od tego, jakie odruchy, albo i sny, miewała budzona w taki sposób osoba.

"Do trzech razy sztuka"

- Dzień dobry! - padło po raz kolejny. - Przysyła mnie Anglay Bruill.

Dodanie nazwiska pracodawcy nic nie dało.

- O piękna pani, może jednak otworzysz swoje oczęta - powiedział pod nosem.

Wtedy ktoś w kotłowaninie koców i kołder zachichotał, i bynajmniej nie była to śpiąca kobieta. Z góry pościeli wyłoniła się... mała, rozczochrana dziewczynka, spoglądająca z ciekawością na Yona.

- Witaj! - Yon ukłonił sie uprzejmie. - Szukam właśnie kowala...

- Mamo! - Dziewczynka zaczęła szarpać śpiącą - Mamo!. Tu jest jakiś pan!

Yon odsunął się o krok i cierpliwie czekał na reakcję. Sam raczej nie zastosowałby takiej metody budzenia kowala. Bez względu na jego płeć.

Kobieta więc w końcu otwarła oczy, po czym spojrzała półprzytomnym wzrokiem na Yona...

- Czego? - Wychrypiała wyjątkowo kulturalnie. Usiadła przy okazji, dzięki czemu Yon mógł w pełni podziwiać widniejący na ramieniu tatuaż, przedstawiający widoczną z profilu głowę smoka.

- Dzień dobry - powtórzył po raz chyba już piąty Yon. Nie zraził się miłym i sympatycznym powitaniem. - Szukam kowala. Przysyła mnie Anglay Bruill.

- Anglay... - Powtórzyła za nim zaspana i wyraźnie niezadowolona budzeniem - Czego on zaś chce?

- Chodzi o naprawę broni. Magicznej - wyjaśnił Yon. - Rapiera, jeśli chodzi o ścisłość.

- Z tym to nie do mnie - odparła, na co Yon poważnie się zdziwił.

- W takim razie, kogo i gdzie mam szukać? I przepraszam, że obudziłem, ale ten kierunek mi wskazano. Poza tym tu jest kuźnia...

Zaspana wyszła spod pierzyn, wśród dziko skaczącej małej na łożu. Yon mógł więc podziwiać kobietę w długiej koszuli nocnej, ta z kolei, zapominając o butach, podreptała spokojnie do kuźni, po czym zaczęła za czymś gmerać wśród rupieci... Wróciła z wiadrem wody, kierując się do łoża, dziewczynka na nim zachichotała, lecz pomogła gwałtownie odsłonić kołdry...

Yon patrzył z zaciekawieniem... Utrzymując należyty dystans.

Po chluśnięciu rozległy się dzikie ryki i wiązanki. Był tam więc ktoś jeszcze, najwyraźniej płci męskiej... . Po chwili Yonowi ukazała się zapita gęba młodego chłystka, mającego... może ledwie 15 wiosen.

- Ktoś do ciebie od Anglay'a - Powiedziała do niego wytatuowana - Chce broń naprawić.

- Bhmmm... wa mać - Odezwał się młodzian.

Czy to był kowal, mąż, i zarazem ojciec?
Jak na kowala wyglądał dość młodo.
Jak na ojca tej dziewczynki - zdecydowanie zbyt młodo. Dziewczynka liczyła sobie jakieś pięć wiosen, jej matka - koło dwudziestu. Młodzian na ojca się niezbyt nadawał. Na męża? Może...

- Dzień dobry - powtórzył Yon, puszczając mimo uszu nieparlamentarne słowa młodzika. Stale miał wrażenie, że trafił pod zły adres. Albo też przyszedł nie w porę.

- Nie taki dobry, jak ci wodę na łeb leją panie... To o co chodzi, jakaś broń do naprawy? - odparł młodzian, przecierając oczy.

- Rapier. Magiczny. Na potworze się złamał - wyjasnił Yon. - A naprawić lepiej, niźli wyrzucić i nowy kupować. Jeśli naprawiający talent ma, a o waszym mistrzostwie Anglay Bruill mnie zapewniał.
- Yon Early - przedstawił się.

- Magiczna? - wyraźnie się zainteresował, wyskakując z łoża. Okazało się że poza koszulą na grzbiecie nie ma... portek. Mała i duża przewróciły oczami, po czym się zaczerwieniły. Odwróciły się jak na komendę, a w chwilkę później wyszły...
- Terr jestem - przedstawił się kowal, całkowicie nie zdając sobie ze sprawy braku części ubioru - To pokażcie panie ten wihajster!

Yon udał, że ani strój, ani fakt spania w środku dnia nie robi na nim żadnego wrażenia. Położył na stole plecak i po chwili wyciągnął szczątki rapiera.

- Prosze bardzo - podał kawałki Terrowi.

Nadal półnagi młodzian zaczął oglądać rapier mrucząc coś pod nosem, i w końcu się odezwał.

- Się naprawi panie, albo niech już nigdy nie wypiję!

Zabrzmiało to nad wyraz poważnie i dodało mocy złożonemu zapewnieniu.

- A moglibyśmy porozmawiać o płatnościach i terminie, mistrzu? - spytał Yon. Wolałby teraz się dowiedzieć, czy czasem kupno nowego rapiera nie będzie tańsze. Albo czy nie przyjdzie mu czekać kilka dekadni.

- Emmm... co? - Młodzian wyrwał się z zamyślenia wciąż wpatrując w złamany oręż - A z tym to do Anglaya panie Yon, nie do mnie... .

- Cena, to owszem - zgodził się Yon. - Ale wszak to nie Anglay będzie młotem w kuźni machać.

Terr podrapał się po głowie, zupełnie nie do końca rozumiejąc, po czym odchrząknął - Jeśli ktoś przychodzi w imieniu pana Bruilla, to pan Bruill płaci za moją pracę, tylko dla niego pracuję i to on jest moim chlebodawcą.

- Ale termin, mistrzu, chyba pan może określić?- Yon sprecyzował pytanie.

- A to ma być na już? - Zdziwił się młody kowal, a wtedy zawiał lekki wiaterek. Ten na to opuścił głowę w dół, po niewielkim przeciągu wpadając w końcu na genialny fakt, że nie posiada spodni.

- Eeee... - Terr naciągnął koszulę w dół do granic możliwości - To zajmie z dzień, może dwa.

- Mistrzu... Im szybciej, tym lepiej. Gdy człowiek nie wie, jak długo w jednym miejscu pozostanie, to i jak najszybciej chciałby swoje sprawy pozałatwiać.
- Rzecz jasna nie chciałbym przyspieszać roboty kosztem jakości - dodał.

- O nic się martwić nie trza, ja fuszerki nie odstawiam, będzie gotowe najdalej na drugi dzień, a teraz musiałbym się napić... - Młodzian był wyjątkowo rozbrajającym osobnikiem.

- W tej materii... - Yon rozłożył bezradnie ręce. - Ma pan gdzieś coś w zapasie, mistrzu, czy też przynieść panu coś?

- Jakiegoś sikacza tu gdzieś mam, ale i lepszym trunkiem nie pogardzę - Na gębie Terra pojawił się szeroki uśmiech.

- Zobaczę zatem, czy da się coś załatwić - odpowiedział Yon. - Ma pan jakiś ulubiony trunek?

- Byleby mocny - odpowiedział, po czym się wydarł - Jatha gdzie moje spodnie?!.

- Tam gdzie je zostawiłeś baranie! - dobiegł wrzask z sąsiedniego pomieszczenia.

Terr w końcu po chwili je znalazł, świecąc cholernym, nagim tyłkiem przed Yonem.

- To coś jeszcze panie? - spytał.

- Nie, dziękuję. - Yon zignorował niezbyt parlamentarne zachowanie swego rozmówcy. - Proszę pożegnać ode mnie obie panie.

- Więc miłego dnia i już zabieram się do roboty! - Terr wykonał parodię arystokratycznego ukłonu...


Yon skinął głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Teraz trzeba było znaleźć Anglay'a i ustalić cenę. A także podyskutować na temat dostarczenia trunku o znacznej mocy do kuźni. Tudzież o ewentualnym wpływie owego trunku na umiejętności Terra.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-11-2009 o 19:00. Powód: Tatuaż oraz wiek niewiast.
Kerm jest offline  
Stary 26-11-2009, 21:10   #127
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Vaele obserwowała poczynania Mialee i była bliska załamania nerwowego. Tropicielka bezskutecznie próbowała rozwalić kajdany na swoich nadgarstkach, a druidka zaczynała się coraz bardziej niecierpliwić. "Czy ta dziewczyna ma problemy z myśleniem w takich sytuacjach?" Pomyślała ze złością.

Po kilkunastu nieudanych próbach półelfkę chyba nagle olśniło. Dzięki ci, Solonorze! Teraz druidka zaczęła liczyć ile ciosów potrzebuje Mialee by rozwalić w końcu ten pieprzony łańcuch. Na szczęście nie dojechała do liczby dziesięciu, gdyż wtedy zapewne elfka miałaby ochotę rozszarpać swoją towarzyszkę niedoli. Gdy łańcuch puścił zaczęła gwałtownie gestykulować, by tropicielka zdjęła jej wreszcie ten zapluty knebel.

Przesunęła językiem po zębach, gdy tylko irytujący przedmiot opuścił jej usta. Splunęła pozbywając się tego nieprzyjemnego posmaku i spojrzała na tropicielkę.

- Zabieraj nasze rzeczy i wiej! – warknęła, po czym skupiła się na tej jednej, jedynej formule, która miała utorować im drogę. Czuła jak jej skóra momentalnie pokrywa się sierścią, jak ręce stają się wielkie i wyrastają z nich ogromne pazury. Kajdany pękły z metalicznym trzaskiem, a Vaelle wydała z siebie ni to zwierzęcy ryk ni to okrzyk zwycięstwa.

Nagle klatka zrobiła się dla niej trochę za mała, więc obróciła się i ruszyła w stronę wyjścia dysząc Mialee w kark. Tropicielka chwyciła za ich rzeczy, a Vaelle w niedźwiedziej skórze zeskoczyła z wozu na ziemię. Potężna niedźwiedzica stanęła na przednich łapach i zaryczała głośno wyrażając tym samym całą swoją wściekłość. A twarze strażników nacierających na diable pobladły ze strachu.

Nie na długo. Wkrótce z siedziby straży wysypały się posiłki. Ich wyzwoliciel szybko i właściwie ocenił sytuację, zabrał błazenka i dał nogę. Vaelle ryknęła jeszcze raz dla postrachu, zarzuciła łbem w stronę Mialee i ruszyła za diabłem.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 28-11-2009, 15:44   #128
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Sever odwracał myśli od tego co go czekało, od całego swojego strachy i przerażenia , obserwując ludzi wokół. Ich normalne twarze, normalne sprawy, normalne rozmowy wokół sprowadzały na jego umysł choć cień uspokojenia. Starał się rejestrować poszczególne obrazy. Dwóch chciwych lichwiarzy kłóciło się o to, kto wymieni przyjezdnemu pieniądze. Kobieta z dziwną małą karocą rozmawiała z koleżanką.

- Zobacz to taki mały wózek z rączką do trzymania. Patrz. Cztery kółka, wkładasz dzieciaka do środka i nie musisz go nosić ! To nowy pomysł mojego męża ale jaka to wygoda !
- Być matką i nie nosić własnego potomstwa na rękach ?! Bogowie cię wyklną

Znudzony dalszymi dyskusjami Paladyn pogrążył swój umysł w zadumie. Odkrył że nie posiadając ciała łatwiej jest mu się odciąć od przyziemnych trosk. Przeniósł się do rodzinnych stron a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nigdzie nie było tak pięknie jak w Neverwinter. Ciepły klimat zapobiegał zamarzaniu wody w dokach toteż przez cały rok na straganach można było znaleźć egzotyczne towary oraz wysłuchać opowieści ludzi którzy podróżują po całym świecie. To właśnie takie historie opowiadane na pachnącym egzotyką rynku pobudzały głód przygody w aasimarze. Chciał zobaczyć wszystkie cudy świata na własne oczy, przeżyć coś niezwykłego, dotrzeć tam gdzie jeszcze nikt z cywilizowanych narodów nie dotarł. Teraz było to poza jego możliwościami. Znajomi mówili że był niespokojnym duchem. Paladyn z sarkazmem zauważył że teraz sprawdziło się to w dosłownym znaczeniu.Wszystko było nie tak jak być powinno.
Nagle coś otarło się o jego łydkę gwałtownie wyrywając z miłych wspomnień. Leniwie otworzył jedno oko. Przed nim nie było niczego, kompletnie niczego. Uspokojony tym faktem na powrót zamknął oczy. Serce nie zdążyło zabić trzy razy gdy nagle coś szarpnęło go za nogę.

- Psia mać...czego znowu ? Nawet po śmierci człowiek nie może mieć chwili spokoju ?!

Szarpanie powtórzyło się z znacznie większą siłą.Wyćwiczonym nagłym ruchem wydobył miecz i wstał jednocześnie. Przybrał defensywną postawę i oczekiwał na kolejny ruch natręta. Przez chwilę nic się nie działo. Zrezygnowany paladyn zrzucając winę za fałszywy alarm na zszargane nerwy odłożył miecz na powrót do pochwy. Nagle coś podcięło mu nogi i zaczęło go ciągnąć. Sunąc się na plecach oszołomiony upadkiem zdołał jeszcze chwycić porzucony w trakcie wcześniejszej walki sztylet. Chcąc zatrzymać szaleńczy poślizg w nieznane wbijał raz za razem krótkie ostrze pomiędzy przerwy w kocich łbach. Wszelkie próby spełzły na niczym.
Zbliżał się do świątyni wielkiego tyrana Bane'a.

- Tylko nie tam !

Po chwili dusza Severa znalazła się w środku, a to co tam zobaczył wcale mu się nie podobało. Ściany były pokryte bluźnierczymi napisami wysławiającymi czyny Bane'a oraz takimi które stanowiły potwarz dla Ilmatera, Torma i Lathandera. Prędkość z którą go ciągnięto stopniowo się zmniejszała, by po chwili całkowicie zniknąć. Znalazł się na wprost obrzydliwego ołtarza zaprzysiężonego wroga swojego patrona.

Przy ołtarzu czekała upiornie wyglądająca istota odziana w czarną przesadnie powłóczystą szatę. Strój musiał mieć swoje lata świetności za sobą gdyż istniała w niej gęsta sieć dziur.


- ...Wstań... -Mimowolnie paladyn słysząc ten głos zadrżał. Był on głęboki z przerażającą chrypką. W głosie istniała taka moc że Sever nie ośmielił się sprzeciwić. Posłusznie wykonał polecenie przybierając godną swojej pozycji postawę. Nieznajomy wyciągnął w jego stronę rękę która dopełniła domysłów aasimara. Jego rozmówca najprawdopodobniej również nie należał do świata żywych.

- Nie wiesz do końca co się stało, jesteś skołowany... wierz mi jednak, nie ty jeden. Znajdujesz się między światami, bez nadziei na powrót do któregokolwiek z nich. Ja zaś mogę ci pomóc, mogę skierować cię w jedną ze stron. Wszystko czego wymagam, to mała przysługa...

Nim prawy sługa Tyra zdążył zaprotestować ołtarz zaczął się zmieniać. Metamorfoza sprawiła że przed nim znalazła się niewyobrażalna brama do jakiegoś innego wymiaru. Z ziejącej czernią otchłani zaczęły się pojawiać byty podobne jemu. Czuł to całym sobą. Cierpienie przybyszy było tak wyraźne, niemal namacalne. Smutek i współczucie wypełniły serce młodzieńca. Tuż przed nim zatrzymała się istota której twarz była wykrzywiona przez niewysłowiony ból. W oczach niematerialnej kobiety dało się wyczytać niemą prośbę o pomoc. Bezwiednie wyciągnął rękę w stronę jej twarzy lecz nim dłoń dotarła do celu umęczona kobieta porwana została do wiru pozostałych duchów.
Wśród umarłych byli zarówno cywile jak i zbrojni. Pełen przekrój społeczeństwa. Śmierć zabierała wszystkich jednakowo w swoje zimne objęcia.


Wiedział że musi pomóc tym nieszczęśnikom. To był jego święty obowiązek ! Tylko czy mógł zaufać nieznajomemu ? Rozwiązania postanowił szukać w mocy pochodzącej od Tyra. Po chwili skupił się na więzi łączącej go z Panem Sprawiedliwości. Zadziwiła go bliskość z obcowania z patronem. Czy śmierć przybliżyła go do Pana ? Nie umiał odpowiedzieć na pytanie które dołączyło do tych które pozostawały bez odpowiedzi. Mimo boskiej przychylności niczego nie mógł ujrzeć takim jakim było naprawdę. Pierwszy raz go zawiodła ta umiejętność.

- Są podobni do ciebie - Kontynuował tajemniczy gospodarz- Oni jednak już nie mają wyboru. Przysługa będzie polegała na zakończeniu ich istnienia, i odesłaniu duszy w zaświaty. Potrzebuję do tego ciebie i twojego miecza, tylko ty możesz coś zdziałać przeciw podobnym tobie. I nie, nie należę do kleru Bane'a, i nie mam zamiaru zawierać z tobą żadnych dziwnych umów. Po prostu przysługa za przysługę, a następnie zaznasz natychmiast spokoju, według własnego wyboru.

- Jeśli nie należysz do Bane'a to dlaczego jesteś w jego świątyni ? Paladyn wątplił w szczerość słów nieznajomego. Węszył podstęp niczym pies myśliwski ofiarę.

- Ważne jest miejsce, patron już mniej... - Obcego chyba bawiło mówienie zagadkami.Paladyna już niestety nie.

- Załóżmy że postanowiłem spełnić twą prośbę co miałbym uczynić ?

- Zakończ ich męki, to wszystko - Szept rozmówcy miał nieprzyjemny, wyjątkowo zimny ton.

- Jak mam to uczynić ? Nie jestem kapłanem. Być może masz niewłaściwego ducha.

Drażniący osobnik pokręcił głową z rezygnacją... lub może bardziej irytacją ? Paladyn patrzył na niego z rosnącymi z każdą chwilą wątpliwościami.

- Już mówiłem, twoim mieczem.

Pozbawiony cudownych mocy swojego patrona paladyn postanowił zdać się na intuicję. Dobył miecza ciesząc oczy koloru szczerego złota jego śmiercionośnym blaskiem po czym zbliżył się do duchów i do swojego rozmówcy. Stojąc na przeciw swojego zleceniodawcy spojrzał w miejsce gdzie powinny znajdować się oczy. Nie miał pewności czy postąpi słusznie lecz wyprowadził silne uderzenie w stronę ołtarza. Pozostało mu mieć nadzieję że postąpił słusznie. Postawił na szali nie tylko swój los lecz również spokój umęczonych dusz. Los postanowił po raz kolejny okrutnie go doświadczyć

Miecz w nienaturalny sposób zatrzymał się na powierzchni ołtarza. Klinga nie wpadła w oczekiwaną wibrację zaś ołtarz pozostał nietknięty. Duch z którym rozmawiał wyjąc rozpłynął się w nicość pozostawiając go na pastwę żądnych krwi upiorów. Duchy wyjąc jeszcze głośniej niźli poprzednio otoczyły paladyna. Wkrótce tłum ruszył na niego bijąc i gryząc w odsłonięte miejsca. To co wydarzyło się później aasimar pamiętał jak przez mgłę. Walczył jak oszalały z gromadą duchów zaś wzrok przesłaniała mu różowa mgiełka.
Ogarnięty szaleństwem wybiegł z plugawej nory Bane'a.

- Weź tylko popatrz na te gwiazdy na niebie,TAM nie wiedzą co to złość, smutek, co to cierpienie,życie się nie kończy, ono dopiero się zaczyna kolego, śmierć jest tylko początkiem czegoś nowego...

Nie miał pojęcia co to miało znaczyć ani kto to mówił. Ostatnio często mu się to zdarzało. Czyżby zaczynał tracić zmysły ? Nagle poczuł że ponownie opada w miękką i przyjazną czerń.
 
Grytek1 jest offline  
Stary 28-11-2009, 21:12   #129
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Widząc wysypujących się z bramy jeźdźców Tiara stwierdziła, że dość na dziś bohaterowania. Nie chciała skończyć dyndając na mele... male... cholerne miasto, nawet na nazwie można język połamać! W każdym razie stryczek jej się nie uśmiechał, a z nimi czy bez szanse diablęcia i maga się nie zmieniały. Toteż przerzuciwszy łuk przez ramię półelfka zwyczajnie dała drapaka z zaułka, ścigana tupotem stóp Morgan. Gdy już znalazły się ulicę czy dwie dalej obie zwolniły do swobodnego, szybkiego kroku zwykłych przechodniów, starając się iść normalnie i, podobnie jak inni, ze zdziwieniem oglądać się przez ramię w stronę hałasu dochodzącego z rynku. Zmierzały w stronę umówionej knajpy.

Tak na prawdę Tiara nie spodziewała się tam zastać reszty towarzyszy, ale... zawsze istniał cień szansy. A jeśli nie pojawią się do wieczora to wybywa z tego miasta i nawet cała straż Meve-bleble jej przed tym nie powstrzyma!
 
Sayane jest offline  
Stary 28-11-2009, 21:26   #130
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Morgan od początku była przeciwna całej tej szalonej akcji zbawczej i decyzję ostatecznej ucieczki przyjęła wyjątkowo skwapliwie. Nie oglądała się za siebie, nie widziała co robi Nathan. Patrzyła na migające przed nią podeszwy butów półelfki i starała się nadążyć za nią, co przy ciężarze ekwipunku rudowłosej wojowniczki nie było wcale takie łatwe. Nie traciła jednak energii na wołanie o spowolnienie tempa ucieczki.

Biegła próbując zapanować nad oddechem

Na szczęście po kilku szalonych zakrętach Tiara zwolniła. Szły już normalnie próbując udawać, ze nic się nie dzieje. Nie musiały rozmawiać Morgan czuła, że towarzyszka ma dokładnie takie samo zdanie na temat męskiej dumy, głupoty i brawury. Bycie kobietą miało jednak wiele zalet, na przykład nie zmuszało człowieka do udowadniania, że jest zdolny do wszystkiego.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 28-11-2009 o 21:29.
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172