Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2009, 19:43   #111
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Wóz toczył się wesoło po placu. Tłum gapił się na nie jak na najgorszą zarazę miasta. Byli obojętni na krzyki Mialee, na prawdę, która powinna ich oślepić. Oczy Vaelle napełniły się łzami bezsilności. Miały zginąć bez szansy na obronę. Jak zwierzęta zarzynane w rzeźni. Ścisnęła kraty klatki tak jakby chciała samą myślą wyłamać pręty.

I wtedy do kolumny zbliżył się ten mężczyzna. Musiał być ważny w mieście, bo żołnierze niemal stanęli na baczność przed nim. Druidka przyglądała mu się zaskoczona. O co tu chodziło? Przecież nie miały nikogo znajomego w tym przeklętym mieście, nie znały tu nikogo. Więc skąd ten się tu wziął?

Nagle całą tą scenę przerwało pojawienie się kolejnego aktora, siląc się na dokładność - aktorki. W zamieszaniu jakie się zrobiło po jej pojawieniu się Vaelle szybko przestała się orientować. Wiedziała tylko jedno – oto miały nadzieję na ucieczkę. Kobieta kopnęła w ich stronę ich ekwipunek, a miecz tropicielki znalazł się bardzo blisko niej. Półelfka od razu próbowała przyciągnąć miecz nogą, a gdy wóz przyspieszył druidka szarpnęła łańcuchami dając Mialee znać, że powinna się pospieszyć.

Wtem na wozie pojawiło się diable. Oczy elfki zrobiły się duże, że zdziwienia. Dotąd nie spotkała się z takim cudakiem, choć widziała stosunkowo wiele dziwów tego świata. A może tylko tak się jej zdawało?

Przez chwilę miała wątpliwości, co do intencji przybyłego, ale gdy otworzył klatkę wszystkie jej wątpliwości zostały rozwiane. Zresztą, nawet gdyby ich wyzwoliciel był złem przesiąknięty do szpiku kości na pewno by nie odrzuciła jego dłoni.

W końcu chodziło o ich życie.

Uchwyciła przepraszający wzrok Mialee. Nie rozumiała o co chodzi półelfce. Przecież to nie była jej wina, że ludzie potrafią być tak okrutni. Nie powinna czuć się winna.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 14-11-2009, 22:42   #112
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Maga pod pachę, co? - roześmiała się na słowa Morgan Tiara i wraz z towarzyszką ruszyła ratować Nathana.

Sytuacja była zresztą do przewidzenia - podstęp niezbyt się udał, strażnicy szykowali się do walki, a stuknięty czarci łeb górował nad wozem w całej swej rogatej okazałości. Laski w klatce radziły sobie też wcale nieźle. Nieprzewidzianym elementem była co prawda błazenka, ale to i lepiej dla nich - najwyraźniej widok jej czerwonych portek działał ma malevańczyków jak płachta na byka: zapominając o wszystkim rzucali się w pogoń. Tyle że tym razem szczęście nie dopisało dzieuszce, a w czerwonych gatkach tkwiła strzała.

W ogłuszającym jazgocie krzyczących mężczyzn i bijących dzwonów półelfka chwyciła miecz - jeden, co by im się nie przypomniało na dokładkę, że dwumieczną elfkę ścigają - i pognała w stronę oponenta maga. Gdy już się z nim rozprawią trzeba wiać w boczne uliczki czym prędzej. Alaceem z wozem służącym za taran na pewno sobie poradzi. A punkt spotkania mieli ustalony.

***

Edit:

Widząc sprawdną rejteradę maga (jeśli mu nikt nie zagraża) Tiara nie wymachuje bronią, tylko również stara wmieszać się w tłum.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 15-11-2009 o 07:22.
Sayane jest offline  
Stary 14-11-2009, 23:36   #113
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Nathan chciał działać, miał po prostu taki kaprys. Czemu niby miał stać, z założonymi rękoma? Był troszkę w nie w humorze, a to za sprawą Uny. Wraca do mnie jak bumerang - pomyślał. Musiał się jakoś rozładować, a uwolnienie dwóch kobiet, z której co najmniej jedna miała gorący temperament, a to już mogło spowodować ciekawe implikacje. Dodatkowym plusikiem tej ryzykownej rozrywki był fakt, że mógł zrobić w konia tych tępych strażników miejskich.

Nathan nie lubił dużych miast, głównie ze względu na takich ludzi jako oni. Znacznie bardziej wolał małe miasteczka czy wręcz sioła. Nie lubił też tłumu. Źle się w nim czuł. Tak jak teraz, gdy przedzierał się przez ludzką tuszę, cuchnącą gorzej niż prosię w zagrodzie, klejące się od potu, brudu, piwa i nie rzadko moczu. Mag nie lubił plebsu, który był zmienny jak chorągiewka na wietrze, nie cierpiał motłochu, który byłby w stanie zadeptać siostrę czy brata za garść miedziaków. Do tego w takich miastach rzadko była szansa spotkać ciekawy ruiny. Dlaczego? A to dlatego, że w wielkich miastach nawet najciekawsze miejsca zajęte w większości przypadków były przez kloszardów bądź miejscowe gangi i gildie złodziejskie. Kanały pewnie były miejscem przesiadywania przemytników czy zabójców, a osiedle szlacheckie należało do najbardziej zdradzieckich i podłych sukinsynów w mieście, mierzących swą wartość według grubości sakiew. I oczywiście kruszcu jaki w tych sakwach się znajduje, czy waluty.

Nathan Corvus ewidentnie wolał małe wioski, takie jak ta w której się urodził. No bo co z tego, że sam ją spalił? Czy ma to jakieś znaczenie?

Mag w postaci szlachcica przedzierał się przez śmierdzący tłum. Pocieszający był fakt, że postać Marcusa, była chyba znana w mieście, bo ludzie usuwali mu się z drogi. Nie, nie usuwali z drogi, ale dawali mu trochę więcej przestrzeni. Czarodziej mógł przynajmniej w miarę normalnie oddychać.

W końcu doszedł do mężczyzny wyglądającego na dowódcę i zaczął mu grozić. To było coś w czym Nathan czuł się dobrze, zwłaszcza że szlachecka gęba Marcusa była dodatkowym atutem. Przywódca strażników mimo zawahania nie chciał wypuścić kobiet. Ciekawe. Albo był człowiekiem o twardym charakterze, albo te kobiety były naprawdę zasłużonymi więźniami. Corvus na moment się wycofał, rzucił szybko bardzo pomocne zaklęcie i już miał je wykorzystać, gdy pojawił się "błazen". Kobietka znowu zaczęła odstawiać cyrki i to w momencie, który według Archeologa z zamiłowania był delikatnie mówiąc cholernie nie w czasie.

Czy ją błyskawica popieściła, czy upiór jakiegoś debila nawiedził, że ona takie głupoty odwala? Na zęby górskiego trola, nie mogła poczekać ze swoim występem kilku chwil. Normalnie baby! Jak zwykle się im wszędzie spieszy, a jak masz do takiej naglącą sprawę, to godzinę się ubiera w szlafrok! Szlag!


Takie o to myśli przeleciały przez umysł maga w pierwszych chwilach teatrzyku błazna. Po chwili jego umysł zaprzątały już takie myśli, że te poprzednie można by nazwać pochlebstwami. Zamieszanie jakie się zrobiło nie poprawiło nastroju magowi. Znudziła mu się ta opera, zwłaszcza że jeden z aktorów, który odgrywał rolę dowódcy wyraźnie był mu niechętny. Nathan zareagował błyskawicznie. Wyciągnął rękę i z jego pierścienia prosto w konia dowódcy straży, uderzył ogromny, niebieski łeb kozła. Rżenie zwierzaka i przekleństwo jeźdźca, były dla maga najpiękniejszym aktem muzycznym tego dnia. Nie patrząc na to co się stało z koniem, a pewnie właśnie się podnosił po dość bolesnym upadku, mag zlustrował sytuację. Widział biegnącego z niezwykłą prędkością Acaleema w stronę pędzącego wozu. Czarodziej nie był więc potrzebny. Szybko zaczął wycofywać się w tłum ludzi - który jak się okazuje w takich przypadkach jest nawet przydatny - zmieniając przy tym wygląd na typowego chłopa...
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 15-11-2009 o 10:43.
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 15-11-2009, 19:56   #114
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Przed świątynią Bane'a



Sever Blake, Paladyn w służbie Tyra, umierał, pokonany przez rozwrzeszczany motłoch przed plugawą świątynią Bane'a, w plugawym mieście Melvaunt. Poczuł w końcu, jak ból przestaje mieć znaczenie, jak rany już tak niemiłosiernie nie rwą, a zamiast tych wszystkich okropnych uczuć w jego ciało wstępuje spokój. Wszelkie odgłosy cichły, i zdawały się dobiegać z daleka, być tak nierealne, nie mające znaczenia.

Wszystko zaś zakrywała coraz większa ciemność.

- Pamiętajcie, by zawsze być sobą! - Krzyczał Talahm Vertiwesdon, popularnie nazywany przez młodych Paladynów "jednookim", z racji braku owego organu - Pamiętajcie, by kierować się sercem, a sprawiedliwość zwycięży!.

Setki Orków były już kilkadziesiąt metrów od nich. To był wyniosły moment, to była pamiętna bitwa, to było zwycięstwo, które wspominali jeszcze wiele miesięcy.

Teraz była jednak już tylko pustka.

I nicość.

Stan obojętności, znalezienia się poza czasem i przestrzenią, poza wszelkimi sprawami dotyczącymi zwykłych śmiertelników, zdawał się trwać wiecznie. A może trwał ledwie kilka chwil?.

Sever Blake, Paladyn w służbie Tyra, otworzył nagle oczy.

Skołowany parokrotnie zamrugał, widzący niebo, po czym rozejrzał się wokół siebie. Nadal znajdował się na bruku, nadal przed świątynią, wśród mocno już przerzedzonego motłochu. Osłupiały podniósł się ociężale, nie mogąc pojąć co się z nim stało. Na jego ciele nadal znajdowały się zadane jemu rany, choć niczego nie odczuwał, ni odrobiny bólu. Z kolei jego tarcza i jego miecz, oraz jego wszelkie oporządzenie wciąż znajdowało się na swoim miejscu, czego nie mógł w żaden sposób pojąć.

Stojący tuż obok niego dwaj mężczyźni z kolei kompletnie nie zwracali na niego uwagi, dyskutując na jakiś idiotyczny temat. Czy należeli do tych, którzy go zabili?. Najprawdopodobniej.

- Co jest do cholery? - Odezwał się do nich Aasimar, co jednak zostało kompletnie zignorowane.

Po chwili zaczynał jednak coś rozumieć, po chwili w której rozmawiający osobnicy zakończyli swoją dyskusję, po czym ruszyli prosto na niego, a jeden z nich... po prostu przeszedł przez Paladyna.


Na placu przed siedzibą straży miejskiej



Mimo, że Mnich miał naprawdę szczere i dobroduszne zamiary nieco namieszał. Otóż bowiem, pochwycił szybko miecz jednej z kobiet, po czym zajął się za jego pomocą blokadą chwilowego więzienia obu niewiast, tym samym niwecząc plany jednej z nich. Półelfka bowiem miała zamiar za pomocą owego ostrza potraktować zarówno swoje kajdany, jak i towarzyszki. A gdyby Druidka była wolna, mogłaby ściągnąć knebel i mając wolne ręce i usta, rzucić pomocne w chwili obecnej zaklęcie. Nikt jednak (no prawie nikt) nie potrafi czytać w myślach drugiego... .

Ranna "Czerowona", trzymając się jedną ręką za krwawiący bok, z wystającym z niego bełtem, nie umiała zapanować nad ciągnącymi wóz końmi. Efektem tego była szaleńcza jazda przed siebie, zbierająca po drodze co tylko możliwe. Miejscowi kupcy, których stragany roznosił w mak pędzący pojazd, nie byli tym faktem absolutnie zadowoleni. Towarzystwo pędziło więc na złamanie karku ze strażą depczącą im po piętach, zdobywając coraz większą uwagę miasta.

I kto wie, jakby to wszystko się skończyło, gdyby nie pewna znacząca sytuacja. Na drodze szaleńców z Melvaunt pojawiła się sześcioletnia dziewczynka. Stała po prostu na drodze pędzącego wozu z wyraźnym szokiem na twarzyczce, oraz łzami zbierającymi się w jej błękitnych oczkach.

"Błazenka", będąc ledwie na skraju przytomności, szarpnęła mocno cugle jedną ręką, kierując ich prosto na... stertę skrzyń i beczek. Jeden z koni instynktownie próbował przeszkodę wyminąć bokiem, drugi z kolei ją przeskoczyć. Oczywiście wszystko to było skazane na kompletną porażkę.

Rozległ się donośny huk... .

Wozem zatrzęsło, kolorowo ubrana kobietka wystrzeliła gdzieś w przód, Acaleem, za pomocą działających niespodziewanie sił fizycznych, wyłamał ostrzem zamek klatki, po czym sam zaczął gdzieś szybować. Miaale i Vaelle w tym czasie rozpłaszczyły się na jednej ze ścian ich więzienia, zdobywając kilka kolejnych guzów.

....


Diablę leżało na placu, próbując dojść ze sobą do składu i ładu. Acaleem nabawił się co prawda paru siniaków, nie było jednak z nim źle. Cała sytuacja polegająca jednak na uratowaniu obu kobiet w klatce prezentowała się wyjątkowo nieciekawie. Kilka metrów od Mnicha leżał miecz jednej z nich, kolejnych parę kroków dalej zwijająca się "Czerwona". Przy upadku bełt w jej ciele mocno się przemieścił, doprowadzając do jeszcze bardziej poważnych ran. W chwili obecnej trzymała się więc już dwoma rękami za bok zalany krwią, leżąc skulona na bruku, a on zauważył nawet krew wypływającą z jej ust. Co dziwne, kolorowa nie krzyczała z bólu, nie klnęła, w ogóle nie odzywała się ani słowem.

Czy ona potrafiła do cholery mówić??.

Miaele i Vaelle miały się jedynie odrobinkę lepiej.

Obie trzasnęły swoimi ciałami o kraty klatki, skutkiem czego Druidce aż pociemniało w oczach. Płynąca krew z głowy była zaś najlepszym dowodem na to, że nie było z nią najlepiej. Elfka znajdowała się na skraju przytomności, wciąż czując zadane jej wcześniej razy, co chwilę zaś pojawiały się nowe rany. Ile można było wytrzymać??.

Tropicielka potrząsnęła głową. Wszystko prezentowało się nad wyraz beznadziejnie, chyba już od momentu, w którym przekroczyły bramę Melvaunt. Teraz z kolei z każdą chwilą bladła nadzieja na ratunek. Obie były bowiem nadal skute, ich wybawcy mieli własne problemy, a do tego wszystkiego sześciu strażników z wyjątkowo zaciekłymi minami było tuż tuż, mając ochotę potraktować ich umęczone ciała halabardami. Klatka co prawda była otwarta, nie było to jednak chyba zbyt dużym pocieszeniem.

A może tak użyć po prostu desperacko swoich sił, lub przywołać pierwotne instynkty natury?.

~


Nieco dalej, Nathan postanowił sprzeciwić się zamiarom dowódcy straży na swój sposób. Niemniej widowiskowy, niż kraksa wozu... .

Koń gwardzisty napotkał na drodze swojego galopu magicznie przywołaną siłę pod postacią dużego łba kozła, który grzmotnął w rumaka. Skutkiem tego, jego wyjątkowo zdziwiony jeździec wystrzelił ze swojego siodła w przód, zataczając piękny, choć krótki lot. Mężczyzna grzmotnął na końcu swojej drogi o bruk, zgubił gdzieś miecz, oraz przede wszystkim, dużą wyrwę do dalszego działania.

Wszystko byłoby pięknie i dobrze, gdyby nie jeden z podwładnych rozpłaszczonego dowódcy. Kusznik obserwował całą sytuację z ledwie paru metrów, ładując po raz kolejny swoją broń. Gdy tylko Corvus załatwił jego przełożonego, zmienił wygląd i starał się wmieszać w uciekający z placu tłumek, strażnik wystrzelił.

Bełt wbił się w okolice prawej łopatki Maga, wywołując spore zaskoczenie na jego twarzy.

Wtedy też zjawiła się Morgan i Tiara, chwytając mężczyznę pod pachy. Obie miały najwyraźniej zamiar wyprowadzić go choćby i przy lekkim użyciu siły z dala od tego całego zamieszania, nie podzielając chyba entuzjazmu w próbie uwolnienia nieznajomych w klatce. Trochę więc wszystko się pokiełbasiło, a parę przypadkowych osóbek, znajdujących się w tym samym momencie na placu co szaleńcy atakujący transport więźniów, pryskało jak tylko szybko mogło, sprawa ukrycia w tłumie również malała więc dosłownie w oczach.


Tawerna "Dziki Kwiat"



- "...Jak widać są ludzie na tyle inteligentni by frzejrzeć tą iluzję. A nigdy nie wiadomo z jakimi umysłami zdarzy się zmierzyć. Frawda? Taki frzykładowo baron Chernin... ."

Milo, jak to Milo, gdy już zaczął, to paplał niczym najęty, nie bardzo chyba będąc świadomym, że właśnie wyjawia nieco wyjątkowo cennych informacji, które w niewłaściwych uszach mogły przysposobić nie dala kłopotów. Na jego słowa, a dokładniej oczywiście wzmiankę o baronie, Anglay Bruill spojrzał zaciekawiony po twarzach nowo poznanych osóbek. Choć nie odezwał się ani słowem, tylko ślepiec by nie zauważył jego zainteresowania wspomnianym osobnikiem.

Jak jednak się pojawiło, tak szybko zniknęło. Zapewne zwyczajna ciekawość na temat wymienionego szlachcica... .

Parę chwil później, kilka kufli, pucharów z winem, oraz kolejnych komplementów dotyczących Kronikarki, pojawił się jako taki plan. Trójka śmiałków postanowiła skorzystać z zaproszenia Anglay'a, nie mając w sumie chyba lepszych perspektyw. Najpierw jednak oczywiście należało się jakoś skontaktować z resztą towarzystwa, wszak po ulicach Melvaunt wciąż gdzieś szlajał się Sever i Wakash wraz z Vanessą, oraz Raisonem.

W tym również okazał się pomocny wybawca jasnowłosej i Niziołka, mający zamiar wysłać z wiadomością Dagala. Osiłek miał udać się do karczmy "Biały Kuc", gdzie miał zostawić odpowiednie dla nich informacje, w końcu nikt nie będzie się uganiał w poszukiwaniu brakujących osób godzinami po ulicach miasta, a prędzej czy później powinni oni sami wpaść na owy genialny pomysł, by powrócić do owego przybytku, w którym po raz ostatni wszyscy razem się widzieli.

Jak więc postanowiono, tak uczyniono. Anglay zorganizował karocę, po czym ruszono do jego posiadłości.

Obiad zaś kosztował 20 złociszy.

Trójka śmiałków przemierzała więc majętną dzielnicę w dosyć luksusowym pojeździe, szlachcic zaś postanowił sam z siebie nieco opowiedzieć w czasie przejażdżki o sobie i swej rodzinie. Ród Bruillów posiadał znaczną władzę w mieście, oraz oczywiście bogactwo, za sprawą wielu kopalń wydobywających szlachetne kamienie. Zwało się to Ravenar, czy jakoś tak, i mogło posłużyć do wzmacniania budowli oraz oręża, przy okazji farbując go na czarny kolor. Potwierdził to krótko sam Anglay, wyciągając do połowy swój miecz z pochwy, który faktycznie miał czarne ostrze.

W skrócie, ród zajmował się więc gromadzeniem swojego bogactwa, oraz polityką i wiecznymi przepychankami przy władzy, którą obecnie w mieście sprawowała Rada Lordów. Ojciec Anglay'a, Vanth Bruil, przesiadywał w sporych rozmiarów fortecy znajdującej się w Melvaunt, którą można było podziwiać w czasie jazdy karocą. Czarne mury, licznie przyczepiony do nich oręż pokonanych wrogów, sporo straży... budziło to wszystko złowrogie wrażenie, całość jednak szlachcic skwitował lekceważącym uśmiechem. Posiadał również brata, niejakiego Halmutha, będącego generałem armii Melvaunt, liczącej pięć setek żołnierzy, oraz zwanego Lordem Kluczy.

Jak widać więc niezwykle "sympatyczna" rodzinka.


Rezydencja Anglay'a Bruilla



Po kwadransie karoca w końcu się zatrzymała, otwarto jakąś bramę, i ruszono dalej. Luna, Milo i Yon znaleźli się już na terenie posiadłości Anglay'a, i szczerze powiedziawszy, robiła ona spore wrażenie, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowała się w mieście. Naprawdę dużo zieleni, spokój, i zupełnie inny świat.



A gdy zatrzymano się już przed głównym wejściem, a wszyscy wysiedli (Luna oczywiście przy gentelmeńskiej pomocy szlachcica podającego jej dłoń do wsparcia), ogród powalił naprawdę już każdego z nóg.

- Witam w mych skromnych progach! - Głośno zawołał Anglay, lekko się swoim gościom kłaniając. Tak, "skromnych".

Służba pędziła już pośpiesznie po schodach w dół, by powitać swego pana i jego towarzystwo, on sam zaś w tym czasie przeciągnął się nieco po pobycie w karocy, po czym spojrzał na swoich gości.




- To na co mają moi mili ochotę? - Spytał szlachcic - Sjestę w ogrodzie, partyjkę jakiejś gry towarzyskiej, odprężającą kąpiel, czy może macie własne propozycje?. Ja chętnie posłucham w końcu o waszych przygodach, aż mi się łezka w oku kręci, gdy sobie przypomnę własne... .




















***

Acaleem 5 stłuczeń (49pw)

Miaele 13 stłuczeń (24pw)

Vaelle 17 stłuczeń (17pw) - "zataczająca się"

~

Nathan 24pw
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 18-11-2009 o 22:37.
Buka jest offline  
Stary 18-11-2009, 21:56   #115
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Stół był nieco za duży, w związku z tym siedzieli dość daleko od siebie.
I tylko z tego powodu Yon nie kopnął Milo z całej siły w kostkę, gdy niziołek zaczął zdecydowanie bezmyślnie mleć ozorem, zdradzając nieco zbyt wiele spraw, które Bruilla interesować nie powinny. A, wbrew pozorom i dość obojętnej minie, interesowały.
Może spowodował to tytuł. Szlachta miała zwyczaj interesować się różnymi sprawami innych przedstawicieli swojej warstwy, czy to z czystej ciekawości, czy to dla chęci późniejszego wykorzystania swej wiedzy dla swoich spraw i interesów.
Była też druga możliwość... Bruill mógł znać Chernina, osobiście lub ze słyszenia, i mógł wiedzieć, kim, a raczej czym, był nieżyjący już baron.
A to mogło mieć dla nich wszystkich najrozmaitsze, mniej lub bardziej przyjemne, konsekwencje.




Dagal wybrał się do "Białego Kuca", by zostawić informację dla pozostałych członków drużyny, którzy, mając mniej szczęścia niż biesiadujący w "Dzikim Kwiecie", nie mieli okazji uczestniczyć w wystawnym przyjęciu i, przede wszystkim, poznać gościnnego Anglay'a Bruilla.
A które to zaniedbanie miało zostać jak najszybciej naprawione, przynajmniej w zakresie zawarcia znajomości.
Pozostali, w wygodnej karecie, mieli wybrać się do miejsca zwanego przez Anglay'a domem.

- To siedziba mego ojca, Vantha Bruilla - szlachcic wskazał okazałą fortecę o czarnych murach.

"Mało przyjemny widok" - skomentował Yon. Nie na głos, rzecz jasna. Nawet gdyby Anglay podzielał to zdanie, to i tak w obecności członka rodziny nie wypadało wygłaszać takich opinii.

Czarne mury wyglądały ponuro, zaś zdobiące mury trofea świadczyły o tym, że Bruillowie nie mieli zwyczaju patyczkować się ze swymi wrogami. A ponieważ nie było wiadomo, do jakiej grupy należy tę rodzinę należy zaliczać, warto było zachować nieco umiaru w dzieleniu się poglądami.
Pewnie okoliczni zwali ją "Czarną Fortecą". Szeptem, by nie ściągnąć na siebie uwagi jej pana.

- Jaką nazwę nosi ta fascynująca budowla? - spytał.

- Bruillhaven - odparł Anglay.

Schronienie... Faktycznie wyglądało na to, że ktoś o nazwisku Bruill mógł tam znaleźć schronienie.



"Ale chata..."

Nie można się było oprzeć wrażeniu, że tylko Anglay mógł nazwać takie miejsce swoim domem.
Siedziba szlachcica była na tyle okazała, że raczej na miano domu nie zasługiwała.
Za duża, zbyt wiele służby...
Prędzej pałac.
I z pewnością miała również swoje miano, którego wcześniej Anglay nie raczył im zdradzić.

- A któż panu broni - powiedział Yon, gdy Anglay o żalu za dawnym, pełnym przygód życiem nadmienił - zostawić te luksusy i znów na szlak ruszyć? Choćby po to, by przyjaciół owych w Cormyrze odwiedzić. Wszak nie lenistwo czy stan zdrowia. Obowiązki rodzinne? Żona? Córka na wydaniu? Interesów nadmiar, których załatwienia przerzucić nie ma na kogo?

Jak na razie nie zamierzał dzielić się wspomnieniami ze swego mniej czy bardziej godnego pochwały życia. Oczywiście historyjek wartych opowiedzenia miał pod ręką dość, by zająć nimi kilka długich wieczorów. W dodatku znaczna ich część oparta była na wydarzeniach autentycznych. Mimo tego jakoś nie miał natchnienia do snucia opowieści.
Najchętniej naprawiłby rapier i zmyłby się z tego miejsca, nie zwracając uwagi na bogate wyposażenie wnętrz, kunsztu kucharza, ciepłą kapiel i zgrabne pokojówki.

Rozejrzał się dokoła zastanawiając się, czy wyjść stąd będzie równie łatwo, jak wejść.

- Małżonki nie mam, potomstwa również, zdrowie dopisuje... Bardziej o rodzinę chodzi, o interesy i tym podobne, które wymagają tu ostatnio mojej nieustannej obecności - odpowiedział Anglay.

Przynajmniej jeden problem ominął Yona. Nie będzie tu napalonej córeczki, która mogłaby sprawić kolejne problemy.

- Interesy... - Yon pokiwał głową. - Paskudna rzecz. Potrafi uziemić człowieka na stałe.

"Gorzej, niż więzienie" - dodał w myślach.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-11-2009 o 22:17.
Kerm jest offline  
Stary 19-11-2009, 14:20   #116
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Beshaba dzisiaj spoglądała na Acaleema. Diablę zaś znowu działało naprzeciw swemu dziedzictwu. Diablęta nie rodzą się na bohaterów, diablęta kryją się w cieniu, diablęta powinny dbać o własne interesy. Acaleem jednak nigdy nie przejmował się takimi sprawami jak stereotypy, robił wszystko według własnych zasad. No i czcił Lathandera, nie Beshabę.
Skupiony na wyłamywaniu zamka mieczem mnich nie obserwował drogi i miało to się na nim zemścić.
Wóz się wywrócił, Acaleem zareagował instynktownie, szykując swe ciało do upadku na ziemie i przetoczenia się po niej. Nauka sztuki walki zaczyna się od nauki upadania.
Tak więc, diablę wyszło z upadku prawie bez szwanku. Przetoczył się po kamiennym bruku i rozejrzał się po sytuacji. Wykrwawiający się błazenek, uwięzione w klatce dziewczyny i sześciu strażników liczących na łatwy łup.
Najgorzej było z błazenkiem...A przecież proponował tej panience miksturę leczniczą. Ech... następnym razem po prostu ją wmusi. Acaleem podszedł szybko bliżej straży sięgając do plecaka i szybkim ruchem wyciągając buteleczkę. Ciśnięta tuż przed halabardnikami, rozbiła się uwalniając strugi cieczy, które w kontakcie z powietrzem zapłonęły. Ognista bariera utworzona z alchemicznego ognia na moment przystopowała entuzjazm strażników. Ich ofiary okazały się nie tak bezbronne jak sądzili. Ogon mnicha owinął się wokół miecza i oręż został ciśnięty wprost do klatki, w pobliże rąk tropicielki.
- Uwolnijcie się i zabierzcie błazenka i spróbujcie ją uleczyć. Ja zabawię kolesiów ze straży.- ryknął mnich. A wokół jego głowy zaczęła krążyć ciemnoczerwona kula. Ostentacyjnie wypił kolejną butelkę wina. I już chwiejnym krokiem zbliżył się do bariery ognia. Alkohol buzował w żyłach diablęcia zwiększając jego siłę i dodając mu humoru. Kilka ruchów ramion dla rozgrzewki, kilka ruchów, kilka pokazowych ciosów, stylu pijanego mistrza. Mimo, że chwiejnie wykonywane wydawały się być groźne.
Mnich zaśmiał się głośno.- Okaleczyłem i połamałem kości każdego strażnika, który wszedł mi w drogę w tym zaplutym mieście. Chcecie dołączyć do kolegów w lazarecie?! To zapraszam.
Po czym wybuchł histerycznym śmiechem, a blask płomieni tylko podkreślał jego piekielne pochodzenie. Ustawił się w pozycji bojowej pomiędzy strażą, a dziewczynami i krzyknął ponuro.- No, to który z was chce umrzeć?! Ci, którzy teraz opuszczą to miejsce dożyją jutra! Dla reszty nie będę miał litości !
Mówił prawdę, nie zamierzał markować ciosów, nie zamierzał ogłuszać. Tym razem mnich zamierzał zabijać. Czekał w postawie bojowej, a po rękawiczkach na jego dłoniach przeskakiwały błyskawice.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-12-2009 o 12:49.
abishai jest offline  
Stary 21-11-2009, 19:39   #117
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Ich wybawcy najwyraźniej sobie nie radzili. Wszystko toczyło się zupełnie inaczej niż powinno Cóż, ideałem byłoby gdyby w ogóle się nie znalazły w tym bagnie. Jednak, niestety, nie udało się. Wszystko poszło nie tak z planem. Najpierw te cholerne kanały, potem użeranie się z urzędnikami, aż w końcu to.

Cholerna klatka, w której były uwięzione jak jakieś zwierzęta. Tropicielka nie miała jednak wyjścia, nie mogła nic zrobić w tej beznadziejnej sytuacji. Gdy w wyniku gwałtowanego szarpnięcia, obie trzasnęły głowami, Mia zaklęła głośno. Vaelle, już i tak nie w najlepszym stanie, walnęła na tyle mocno, że poleciała jej krew z głowy. Zagryzła wargi, niemal do krwi rozważając, co zrobić. Sytuacja była naprawdę nieciekawa. Obie były skute, Vaelle była na dodatek zakneblowana… a gdyby tak ją odkneblować? Tylko jak…

Ich położenia nie poprawiał fakt, że strażnicy z wyjątkowo wściekłymi minami przybliżali się do nich. „Cudownie, po prostu wspaniale” pomyślała, desperacko poszukując w swojej głowie jakiegoś rozwiązania. Nagle, to samo diable, które wyważyło drzwi do ich klatki rzuciło Mialee miecz. Zachwycona tropicielka pochwyciła broń. Miała zamiar uwolnić siebie i Vaelle z kajdan. Najpierw, oczywiście, musiała poradzić sobie ze swoimi, ale potem… potem będą wolne.
 
Callisto jest offline  
Stary 22-11-2009, 11:56   #118
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Ból. Nie do opisania ból, bo zadany z zaskoczenia i to w naprawdę mało przyjemne miejsce. Ból. Odruchowo sięgnął ręką na plecy i poczuł bełta. Jednym szybkim ruchem wyciągnął go z pleców co dało nową dawkę bólu. Krzyk czarodzieja rozniósł się po placu. Ból. Było to coś czego Nathan nie znosił i każdemu, kto zadawał mu jakikolwiek ból trzeba było się odpłacić tym samym. Jeszcze gdy to zaatakował go jakiś zwierz, czy bestia to rozumiał. Dajmy na ten przykład takiego gryfa. Stworzenie silne i dumne, mające swój instynkt i zawsze działające według niego. Nie wyznające jakiś dziwnych teorii czy pokręconych zasad moralnych, stwór który walczy tylko o przetrwanie w tym okrutnym i śmierdzącym świecie. To, że w swej wędrówce trafił na Corvusa, no cóż. Ale człowiek podobno jest istotą myślącą, patrząc jednak na większość społeczeństw zwłaszcza takich jak w Melvaunt nie raz okazywało się, że to nie prawda, a nawet gorzej. Okazywało się, że człowiek to najgorsze łajno chodzące na dwóch nogach, jakie łazi po tym świecie. Dajmy przykład strażnika, który ośmielił się ranić naszego kruczego maga. Wyglądał jak gnojowisko, pachniał jak gnojowisko, a rozumu to gnojowisko zapewne miało więcej niż on. Tak przynajmniej myślał w tej chwili kruczy mag, który już miał wizję jak rozkrawa brzuch tego idioty, gdy nadbiegły Tiara i Morgan, chwytając go pod pachy i próbując odciągnąć od zagrożenia. Na to Nathan nie mógł jednak pozwolić. On musiał się zemścić na pustym łbie z kuszą, zaczął się więc wyrywać i wydzierać jak opętany.

- Kurwa, puście mnie do jasnej cholery, ten idiota we mnie strzelił! Rozerwę go na strzępy, wypruje mu flaki, wyrwę duszę, kurwa zostawcie mnie w spokoju! - ryczał wściekle. Morgan puściła go od razu, zapewne dlatego że bała się, czy mag nie trzaśnie w nią jakimś zaklęciem. Tiara jednak trzymała go dalej za rękę i ciągnęła.

- Goń się leszczu! - krzyknęła i dodała - Możesz ich powybijać zza rogu, a nie wystawiasz się na strzał! - mag jej nie słuchał, bowiem ona nie czuła teraz tego co on: nieopisanej furii, której musiał dać teraz ujście.
- To moja sprawa! Puść mnie na piekielną cytadelę w Malsheem, kurwa na Czarne Słońce, na Cytadelę Dźwięczących Okowów rozpruje temu idiocie flaki i sam jebany Asmodeusz mnie od tego nie odwiedzie! Wy się nie mieszajcie, już i tak za długo przy mnie na sto tysięcy biesów stoicie, spierdalajcie do tej pojebanej gospody!

W końcu go puściła. Mag dosłyszał jeszcze coś w stylu "z wariatem kłócić się nie będę" ale puścił to mimo uszu. On miał teraz jeden jasny cel. Chciał zabijać. Uderzać za to, że ktoś uderzył w niego. Strażnik był teraz jego ofiarą, ofiarą którą on - Nathan - uderzy z całą swą mocą, którego zdepcze niczym robaka. Jest jego ofiarą którą złoży na ołtarzu swej krwawej zemsty. Właściwie to już jest trupem, tylko jeszcze o tym nie wie.

Mag sięgnął do sakiewki i wyciągnął trochę ziemi zabranej z grobu Iluzjonisty, którą zmieszał z cholernie drogim diamentowym pyłem, oraz startymi na proch kośćmi orków. Posypał się tym wypowiadając słowa zaśpiewu. Czy któraś z dziewczyn wpatrywała się teraz w niego? Czy poczuła zimno tak jak on, czy zrobiła się dla nich ciemniej, jakby słońce zostało przysłonięte przez burzową chmurę? Tego nie widział. Wiedział jedno - czas zniszczyć chodzący gnój. Jego skóra po raz kolejny stała się twarda, on zaś dobył swego oręża i kierując się w stronę strażnika zaczął kręcić łańcuchem młynki, gotów do odbijania pocisków.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 22-11-2009, 12:12   #119
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
„Jeśli coś może pójść źle, to prawie na pewno się spieprzy, pamiętaj, że zazwyczaj jak zaczyna się pieprzyć, to jak w najlepszym burdelu wali się dokładnie wszystko i na wszystkie możliwe sposoby. Lepiej więc zawsze szykuj się na najgorsze i miej w pogotowiu jakiś plan „B”, a nawet „C” i „D” choć i to może nie wystarczyć.” Morgan przypomniała sobie jedną z opowieści elfa, tę o buncie na statku, piratach, łowcach niewolników, krakenie i demonicznym wyznawcy Auril na dokładkę. To była najlepsza i najbardziej irracjonalna historia jaką słyszała w swoim życiu. Nie była nawet do końca pewna, czy mężczyzna nie zmyślił przynajmniej jej połowy, ale z drugiej strony zmyślanie czegokolwiek, a już zwłaszcza opowieści jakoś zupełnie nie było w stylu Danyella.

W porównaniu z tamta przygodą, to co działo się na miejskim placu Melvaunt po prostu straszliwie wiało nudą. Nie, nie nudą to nie było dobre słowo, tutaj aż tętniło wszechobecnej bezmyślności. Gdyby głupota miała skrzydła przynajmniej kilka osób właśnie unosiłoby się w powietrzu. Patrzyła i nie mogła uwierzyć swoim oczom.„Bohaterowie od siedmiu boleści” wojowniczka wykrzywiła usta w kpiącym uśmiechu, gdy zraniony mag, zamiast uciekać jak najszybciej z tego miejsce odwrócił się w kierunku swych oponentów, najwyraźniej gotów na dalszą konfrontację. Zresztą to co robił Acaleen było nie lepsze.
Dziewczyna z uwaga wpatrywała się w jego poczynania więc miała cały obraz jak na dłoni: Najpierw oddał lejce w ręce ledwo żywej błazenki, Morgan jakoś się nie dziwiła, że ta nie zdołała zapanować nad końmi. Potem zamiast rzucić broń uwiezionym kobietom by mogły się uwolnić się same, dla siebie postanowił zachować wątpliwy zaszczyt ich uwolnienia. Jakie próżne, jakie nieprzemyślane! No i na koniec stanięcie na wprost oddziału z kuszami, tego już nie potrafiła zaklasyfikować. Przecież wspominał jej kiedyś, że potrafi rzucić czar rozsnuwający w koło zasłonę ciemności. Podobno to było jego mroczne dziedzictwo. Dlaczego tego nie zrobił, umożliwiając sprawną ucieczkę zarówno sobie jak i rannym kobietom doprawdy nie była w stanie zrozumieć.
Chyba miała dość takich widoków. Odwróciła się na pięcie i rzuciwszy jeszcze do dwójki towarzyszy stojących niedaleko półgłosem:
- Nie wiem jak wy, ale je spadam z tego miejsca – Zaczęła pośpiesznie się oddalać. Nathan chyba nawet nie słyszał jej słów, zajęty swoimi magicznymi sztuczkami, ale Tiara, która też w końcu doszła do wniosku, że próby odciągnięcia go z placu są zupełnie bezsensowne, ruszyła za nią.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 22-11-2009 o 12:16.
Eleanor jest offline  
Stary 22-11-2009, 14:48   #120
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
„Akcja ratunkowa” zorganizowana przez, jak się domyślała druidka, zupełnie przypadkową grupę szybko wyrwała się spod kontroli. Kobieta w czerwonym stroju z ledwością trzymała lejce, więc wóz wcale nie był przez nią prowadzony. Prowadzony był przez wystraszone konie, które wcale nie widziały, co się do cholery dzieje.

Nagle wozem szarpnęło i zarzuciło, jakby nagle zwierzęta stwierdziły, że kierunek, w którym dotąd podążały, wcale nie jest taki dobry. Z prawej strony Vaelle dostrzegła zbliżającą się szybko ścianę. Zamknęła oczy, nie chcąc na to patrzeć.

Nagle poczuła, że jej ciało unosi się gdzieś w powietrzu. Niemal w tym samym momencie poczuła szarpnięcie i grzmotnęła o kraty. Dobrze, że miała zamknięte oczy – teraz nie robiło jej to różnicy, ale gdyby miała otwarte zapewne pociemniałoby jej w oczach. Dobitnie o tym świadczyło poczucie jak po głowie spływa jej strużka krwi. Zaraz po tym nadeszła fala bólu, która niemal rozrywała głowę elfki. Jęknęła głośno i otworzyła oczy. W samą porę by usłyszeć słowa ich wybawiciela. Ich sens za nie od razu do niej dotarł, ale miecz w ręku Mialee powiedział jej, że już niedługo będą mogły stamtąd wyjść.

Gdzieś z tyłu słyszała okrzyki pogoni i głos ich wybawiciela. Słyszała też palący się ogień.
- Pospiesz się, Mialee – mruknęła. – On chyba na długo ich nie zatrzyma.

Los im naprawdę dziś nie sprzyjał. Od momentu kiedy przekroczyły granice miasta wszystko szło na opak. A teraz elfka czuła się jakby cały świat nagle stał się ich wrogiem.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172