Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-05-2011, 17:56   #361
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ogień był rozwiązaniem!
Czemu na to wcześniej nie wpadł.
Cały ten zamek należało sfajczyć. Wampiry mimo wszystko nie są ognioodporne.
W piwnicy był chaos... ekipa rozpierzchła się na boki, kapłanka niemal padła pod nawałą wrogów, Milo gdzieś wcięło, Yon radził sobie sam, a Acaleem wspierał Gween.
Reszta też jakoś sobie radziła.
Rozbici i rozproszeni przez wrogów, musieli ścierać się to z pająkami, to z wyjcami, to z wampirzym tałatajstwem.
Płonący w ogniu bynajmniej nie piekielnym, wyjec spowodował pożar.
Żadna różnica dla mnicha, czy zginie z rąk wampira, z zębów kolczastej bestii czy jako ogniskowa kiełbasa. Ale wyraźna różnica dla ich przeciwników, bo zaczęli sobie odpuszczać, a mnich uzupełniwszy zapas alkoholu chwytając po drodze butelki, ogonem ciskał trunki w ogień, licząc na zwiększenie pożaru.
Jeśli już odejść z tego świata, to z hukiem, nieprawdaż?

Zoe zajęła się leczeniem najbardziej poszkodowanego. A tymczasem mnich z Gween zajęli wywaleniem butelek z jednej z bułek. Po czym wyrwaniem jej i zrobieniem z dechy prowizorycznych noszy. Acaleem wziął z jednej strony, a któryś z drużynowych osiłków z drugiej i... ruszyli w kierunku światła. Dosłownie.
Bowiem jedyną iskierką nadziei, na następne parę godzin życia, było wyjście z piwnicy.
Acaleem nie wiedział, dokąd ono prowadzi. Możliwe, że do gorszego miejsca niż ogniste piekiełko które rozpętał za sobą.
Ruszył tak szybko, jak się dało niosąc delikwenta i mając nadzieję, że wszyscy rzucą się do ucieczki. I dotrą szczęśliwie do kolejnej komnaty. Nie bardzo bowiem miał możliwość się wrócić po kogoś.
W duchu zastanawiał się, ile jeszcze pociągną. Każda walka pozbawiała ich sił i magii, dając niewiele w zamian.Przetrwają jeszcze jedną potyczkę, dwie... góra trzy. Czwartej nie przeżyją.
Acaleemowi to nie przeszkadzało. Kiedyś trzeba umrzeć. Miał jedynie nadzieję, że nie obudzi się kolejnej nocy ze spiczastymi kiełkami i apetytem na krew.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 03-06-2011, 20:34   #362
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Kapłanka czuła się jakby właśnie Wyjec, którego siekli mieczami zeżarł ją i wypluł ze swoich wnętrzności. Wszystko ją bolało, każdy ruch wymagał skupienia się i zaciskania zębów aby nie syczeć. Jednak słysząc okrzyk “Quvross jeszcze żyje!!” ruszyła w stronę skąd dochodził. Przez jej głowę przeleciała myśl: “On musiał bardziej oberwać ode mnie, wszak ten okrzyk znaczy iż uważali, że już po nim.” Kiedy dobiegła na miejsce zobaczył leżącego na ziemi Quvrossa z którego piersi wystawał bełt i pochylonego nad nim Yona.
- Ra..tujcie... - Szepnął półżywy Kapłan, a z kącika jego ust popłynęła stróżka krwi.

Zerknęła jak Yon używa leczniczej różdżki aby pomóc rannemu kapłanowi i uklękła koło nich. Zaczęła się zastanawiać, wszak zanim zacznie go leczyć trzeba usunąć bełt tkwiący w jego piersi. Zacisnęła ręce na drzewcu tkwiącym w ciele rannego aby usunąć go zanim zacznie go leczyć, wywołując u Quvrossa grymas bólu na twarzy. Nie mogła pozwolić aby bełt wrósł w ciało. Słyszała głos Yona, który mówił, iż trzeba było zabrać z tego pomieszczenia rannego Quvrossa, przyznawała mu rację, jednak wolała podleczyć go zanim ruszą go z miejsca.
- Zoe... - Jęknął Kapłan - Co nie zrobisz, i tak będzie bolało... musisz jednocześnie wyciągnąć i leczyć... poradzisz sobie...
- Wiem... - odparła drżącym głosem, wyciągnęła strzałę z kołczanu i wcisnęła mu między zęby drzewiec mówiąc przy tym - postaraj się mocno zagryźć zęby na niej...

Słyszała trzask ognia, czuła gorąc, widziała strzelające w górę płomienie, jednak cała swoją uwagę skupiła na leżącym przed nią kapłanie, którego pierś unosił się w powolnym oddechu, świadczącym, że jeszcze jest z nimi. Dopóki oddychał była jeszcze nadzieja, że mu pomoże.
Przymknęła oczy i zaczęła szeptać prośby do swego boga o pomoc zarówno w usuwaniu z ciała kapłana tkwiącego w sercu bełtu jak również pomoc w leczeniu go. Wiedziała, że musi się pospieszyć, że nie mięli czasu na zmarnowanie. Zacisnęła zęby w myślach wzywając błagalnymi modłami pomocy swojego boga i pociągnęła za bełt strzały równocześnie lecząc rannego Quvrossa.

Bełt z dziwnym ni to mlaskiem, ni chrupnięciem, opuścił ciało Kapłana. Sam Kapłan z kolei... przegryzł strzałę trzymaną w zębach w chwili niesamowitego bólu, po czym zwiotczał. Zoe zamarła z przerażenia. Czy właśnie go zabiła??. Z drżącymi ustami wpatrywała się przez dłuższą chwilę w leżącego przed nią mężczyznę, w końcu jednak, widząc, że oddycha, nieco się uspokoiła. Quvross żył, choć był nieprzytomny.

Nie pozostawało więc nic innego, jak zapakować go na prowizoryczne nosze i wiać, w szczególności, iż dym i płomienie rozprzestrzeniały się po coraz większym obszarze piwnicy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 03-06-2011, 22:28   #363
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Post powstał przy pomocy Buki i Kaworu - Dzięki wam za to...

iękki całun ciemności niczym kurtyna przesłonił świadomość młodego szermierza. Nie było już bólu,zwątpienia - nie było niczego. Dręczone torturami i walką ciało po prostu odmówiło posłuszeństwa przeciwstawiając się woli właściciela. Nieświadomość bytu okazać się mogła jednak błogosławieństwem gdyż poza okaleczonym ciałem które przepełniał ból pozostały mu tylko brutalnie zmiażdżone nadzieje na szczęście.
Zawiódł.
Miał wrażenie że spada gdzieś bez końca nie widział nic mimo że starał się wysilić wzrok. Niespodziewanie poczuł kopnięcie gdzieś w okolice bioder. To co zobaczył nie napawało go bynajmniej radością.
...Yalcyn...

- Dlaczego takie podłe suki jak ty nie chcą zwyczajnie zdechnąć gdy się je przebije mieczem ? - Paladyn mimo że był już niemalże martwy zachowywał swoją butę i ciętość języka. Jedno było pewne - trudno go było zastraszyć. Nie lękał się śmierci. Odkąd tylko opuścił rodzinne strony towarzyszyła mu wyłącznie kostucha. Szła za nim wiernie krok w krok dopadając kolejne osoby a on nie oglądał się za siebie. Aż do tej pory - teraz stał z nią twarzą w twarz i przyjęła ona postać przeklętej wampirzycy. Takie było życie paladynów - krótkie i zakończone zazwyczaj brutalną śmiercią.

Na twarzy Yalcyn pojawił się mały grymas złości, po czym wydając z siebie pomruki niezadowolenia, i pokiwała karcąco do Severa.
- Chyba się przesłyszałam... - Warknęła, i wypowiedziała kilka niezrozumiałych dla Paladyna słów, a z jej palca wystrzelił nagle jakiś zielonkawy pocisk. Nie był on jednak skierowany w mężczyznę, lecz w grupkę kwilących w kącie.

I jedna z młodych dziewczyn, krzyknęła przeraźliwie z bólu, gdy kwas poranił jej ciało, trafiając prosto w lewą pierś, czy to zamierzenie, czy i celowo. Same zaś jej pełne bólu krzyki doprowadziły szybko wampirzycę do zmarszczenia brwi, pozostali więc po chwili... zakryli usta cierpiącej własnymi dłońmi. Yalcyn zaś odezwała się ponownie do Severa:

- To była pierwsza lekcja. Jeśli nie będziesz się zachowywał, nie ucierpisz jedynie ty, lecz i ci, którzy akurat przypadkowo się tu znajdują... zacznij więc raz jeszcze - Spojrzała na niego wyczekująco.

Paladyn widząc działania wampirzycy postąpił krok do przodu i aż sapnął ze złości. Bestia w ludzkiej skórze ! Jak mogła zrobić coś tak obrzydliwego ? Nie mógł ogarnąć umysłem kogoś kto był zdolny do takiego okrucieństwa. Teraz nie miał już wątpliwości że nawet za cenę własnego życia będzie musiał ją zabić choćby miał dokonać tego gołymi dłońmi. Przez krótką chwilę tylko niewyraźnie coś mruczał po czym spytał :

- Czego ty właściwie ode mnie chcesz ? - jego głos był opanowany mimo że wprost szarpały go za trzewia złość i chęć mordu.

- To nie te pytanie mój drogi - Rudowłosa uśmiechnęła się, odgarniając niedbale kosmyk włosów z twarzy, i bawiąc się na całego sytuacją, oraz... widokiem nagiego Paladyna - Zadaj mi inne, dobrze wiesz jakie, w końcu po to tu jesteś... jesteście.

- Cóż, nie wiem o czym mówisz - strzelił paladyn chcąc dowiedzieć się jak wiele o grupie wie wampirzyca.

- Więc jesteś typowym, zakutym w blachę idiotą, och jaka szkoda... - Uśmiechnęła się do niego drwiąco.

- Cóż mogę rzec, jestem jaki jestem.- stwierdził sentencjonalnie aasimar teatralnie rozkładając ramiona. Mimo prowokującej nagości Yalcyn nie patrzył na jej kuszące bądź co bądź ciało tylko prosto w oczy. Wolał nie dać jej satysfakcji i wciąż zachowywał "zimną krew" - jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało mając na uwadze towarzystwo Nosferatu.

- A po co tu jesteś? - Wampirzyca podparła podbródek na obu dłoniach, leżąc sobie na brzuchu. Przyjęła pozę wielkiego niewiniątka, wpatrując się w Severa swoimi zielonymi oczami, i wielce słodko uśmiechając.

- To po co tu jestem oficjalnie zależy od tego jak wiele wiesz Ty. Nie sądzisz chyba że wyjawie Ci cel naszych...odwiedzin.

- Trochę zaczyna mnie to czcze gadanie drażnić... - Zielone oczy Yalcyn nabrały nagle czerwonego blasku, a na jej palcu zatańczyła znowu zielonkawa energia - A nie chcesz chyba, żebym się znowu złościła?. Paladyn na słowa nieumarłej nerwowo oblizał spierzchnięte wargi. Dopiero teraz uświadomił sobie jak dawno niczego nie pił. Nie była to jednak potrzeba którą mógł się przejmować - zapewne nie będzie żył dostatecznie długo by pragnienie stało się poważnym problemem.

- Więc jeżeli oboje wiemy po co tu jestem to... Gdzie to jest ?

- "To"? - Zdziwiła się wampirzyca, i powtórzyła raz jeszcze - "To"?. Czego jak czego, ale nie spodziewałam się, że traktujesz kobietę jak przedmiot, teraz jednak już rozumiem dlaczego Luna postąpiła jak postąpiła w kilku sytuacjach...

- No cóż przyznam że moja gra słów miała na celu wybadanie Twojej wiedzy. Chylę czoła przed zasobem informacji które posiadasz. Szczerze liczyłem że nie znasz powodów dla których tu jestem - wyraźnie podkreślił ostatnie słowo. - A teraz, bądź tak łaskawa i powiedz mi gdzie ona jest i czego chcesz w zamian za jej uwolnienie ?

- Ma się dobrze, póki co - Yalcyn podkreśliła ostatnie słowo. Następnie kokieteryjnie przekręciła się na plecy, nie spuszczając wzroku z Paladyna, prezentując Severowi już całkowite widoki na swoje ciało. Wplotła dłonie w swoje włosy, wpatrując się w mężczyznę "do góry nogami".

- To zależy, co masz do zaoferowania - Uśmiechnęła się wyrafinowanie - Przedstaw jakąś ofertę, kartę przetargową... choć nie wiem, czy ją uwolnię. Na początek może pozwolę ci ją jedynie zobaczyć...

- Nie posiadamy wiele - stwierdził wplatając celowo liczbę mnogą - Mogę zaoferować jedynie to że wycofamy się z zamku...

- Reszta mnie nie interesuje, rozmawiam w końcu tylko z tobą - Odpowiedziała Yalcyn - A wielka oferta wycofania się jest... no cóż, bezużyteczna. To jedynie kwestia czasu, nim w końcu padną wszyscy. Ty z kolei, kochasiu, starasz się wyjątkowo kiepsko ratować swoją "ach jakże to wielce ukochaną" Lunę - Wampirzyca przewróciła oczami - Naprawdę kiepsko się starasz, po prostu wstyd.

- Czego więc chcesz?. Złota?. Klejnotów?. Nie mam nic co mogę Ci zaoferować. - W duchu aż się skręcał ze strachu przed niewypowiedzianymi przez wampirzycę życzeniami.

- Oj nie bądź taki materialista... taki, taki prymitywny... - Rudowłosa oburzyła się wielce teatralnie, przykładając wierzchnią stronę palców dłoni do czoła. Szybko jednak przestała, po czym wbijając wzrok w Severa, jej oczy zabłysnęły złowrogą czerwienią.

- Usiądź tu, na łożu - Powiedziała, wpatrując się Paladynowi głęboko w oczy, a ten... ten poczuł nagle, jak ulega jej słowom, jak wykonuje polecenie, podchodząc i siadając na brzegu dużego łoża. Yalcyn zaś, podciągnęła się dwa razy na łokciach ku zaskoczonemu Aasimarowi, i w końcu... usadowiła swoją głowę na jego udzie, leżąc sobie w ten sposób tuż przy nim, czy i może częściowo w końcu na nim.

- Co byś zrobił dla ukochanej osoby?. Do czego byłbyś zdolny, by ją ponownie zobaczyć, móc trzymać w ramionach, utulić, pocałować?... - Jej oczy ponownie odzyskały zwykłą zieleń, wpatrując się dosyć tajemniczo w jego twarz. Paladyn westchnął boleśnie czując jak jego dusza rozbija się nagle na milion kawałków niczym drogocenne szkło. Zamknął oczy starając się uspokoić bicie serca. Irracjonalnie nie mógł się oprzeć wrażeniu że łomot jego serca obijającego się o żebra słychać w całym pomieszczeniu. Potrafił poskromić strach w obliczu niechybnej śmierci, hord wampirów lecz teraz czuł się niczym zając w szponach sokoła. Po chwili nieco drżącym głosem wyszeptał:

- Po prostu ich wypuść... Proszę. - Ostatnie słowo ledwie przeszło mu przez gardło jakby było wykonane z metalowych siekańców.

- Wciąż pozostaje kwestia przetargu... ty zaś stawiasz coraz więcej wymagań - Nagle odrobinkę chłodna dłoń Yalcyn znalazła się na umęczonym torsie Paladyna, i delikatnie po nim przejechała w dół, do brzucha... wampirzyca jednak cofnęła ją po chwili z dala od ciała Severa.
Całe ciało paladyna mimo że poranione i poobijane spięło się, twardniejąc niczym kamień. Wbrew sobie spytał:

- Czego żądasz w zamian ? - Jego mięśnie napięły się w oczekiwaniu. Wyglądał niemal tak jakby spodziewał się ciosu w żołądek.
W kącikach wydatnych ust Yalcyn zabłądził mały uśmieszek.

- Wyczuwam twoje serce... - Szepnęła, i nagle lekko oblizała usta - Wyczuwam ciepło, wyczuwam twoją krew... - Dłoń wampirzycy znalazła się ponownie na jego ciele, sunąc po brzuchu, coraz niżej i niżej.
- Żądam ciebie, i twoich usług - Yalcyn pochwyciła w końcu dłonią to, gdzie owa dłoń przez chwilę podążała - Na czas bliżej nieokreślony. Wszelkich usług, jakich zapragnę. Wtedy też Luna będzie ponownie twoja, a gdy już nie będę potrzebowała twych usług, oboje będziecie mogli odejść.

- Chcę by pozostali mogli bezpiecznie opuścić zamek, potem będzie jak zechcesz.- Wbrew jego woli mięśnie powili zaczynały się rozluźniać drgając nerwowo na świeżych i starszych bliznach. Był tak zmęczony i senny, że myślenie i kontrola nad własnym ciałem przychodziły mu z coraz większym trudem. Krew którą tak hojnie zrosił pola walki wciąż leniwie krążyła po ciele powodując trudności z zachowaniem świadomości. Wiedział że za kilka chwil jego ziemska powłoka odmówi posłuszeństwa odsyłając umysł w niezbadane przestworza. Jednakże dopóty zachowywał świadomość był całkowicie nieczuły na pieszczoty nieumarłej, bądź co bądź, kobiety.

- Przysypiasz? - Spytała Yalcyn, i nagle przycisnęła nieco mocniej w miejscu, które nie powinno raczej być tak traktowane, przez co Sever zyskał ponowne skupienie...
- Tak już lepiej - Uśmiechnęła się perfidnie - Z mojej więc strony zgoda, będą mogli opuścić zamek, ale to już całkiem inna sprawa, czy będą chcieli, nieprawdaż?. I mamy więc umowę, tak?.

- Niech będę przeklęty - szepnął niemal bezgłośnie po czym dodał już całkiem głośno:

- Tak, pozwól mi przekonać pozostałych by odeszli.

Sever Blake właśnie przestał istnieć dla świata.

Wampirzyca spojrzała Paladynowi w oczy, głaszcząc go czule dłonią po policzku. Jednocześnie również się uśmiechała, ukazując nieco swoje kły...
- Myślałam, że da radę nieco inaczej, jednak najwyraźniej się na tobie zawiodłam - Jej oczy stały się nagle wyjątkowo krwiste, a sam Sever poczuł się naprawdę dziwnie.

- Co...co ty robisz ? - Chciał odskoczyć lecz wydawało mu się że całe ciało jest niczym z ołowiu. Niczym mały ptak zahipnotyzowany przez węża wpatrywał się w oczy wampirzycy. Czuł że dzieje się z nim coś bardzo niedobrego lecz nie mógł nic na to poradzić. Był sparaliżowany.

Uśmiechająca się do niego Yalcyn pogłaskała go czule dłonią po policzku, a Sever poczuł dziwny, wewnętrzny spokój.
- Wszystko będzie dobrze - Szepnęła, ukazując minimalnie swoje wampirze kły.

Paladyn zaś stracił przytomność. W ostatnich myślach zaś uznał że mimo całego powabu ciała Yalcyn, nie wywarła ona na nim najmniejszego wrażenia. Była poprostu zła, niezależnie od tego czy była by najpiękniejszą czy najszpetniejszą musiał ją zabić...

(***)

Miał bardzo dziwny, i nieco niepokojący sen.

Tuż przed młodzieńcem stała zwrócona bokiem postać ubrana w szaty wysokiego kapłana. Krój odzienia nie wywoływał jednak skojarzenia z żadnym bóstwem które było by Severowi znane. Kaptur zarzucony głęboko na twarz uniemożliwiał spostrzeżenie nawet konturów twarzy. Miał wrażenie że zna tę zjawę...Po chwili dokładnej lustracji przymoniał sobie o stworze którego spotkał w świątyni Bane'a w Melvaunt.


- Ah, witaj, mój chłopcze - przywitał się kapłan, podnosząc dłoń. Obszerna, luźna szata zakrywała nawet tą część jego ciała, przez co można było odnieść wrażenie, iż duch składał się z samego habitu, powietrza i głosu- A więc znów się spotykamy.

- Kim ty do wszystkich piekieł właściwie jesteś ? Zjawiasz się i znikasz a pozostają po tobie wyłącznie kłopoty. Czegóż znów ode mnie chcesz i komu służysz ? - Wypluwał swoje pytania, jedno po drugim aasimar pomijając grzeczności. Zastanawiało go co właściwie stało się z nim w Melvaunt, i sądził że stojący przed nim tajemniczy osobnik ma odpowiedzi na te pytania.

- Pytania, pytania- zakapturzony pokręcił głową- Znacznie ważniejsze od tego, komu ja służę, jest pytanie, komu Ty służysz. Myślę, że byłoby naprawdę właściwe, gdybyś to wyjaśnił. O ile to wiesz, oczywiście.

- Służę mym ramieniem wszystkim tym którzy są uciśnięci i gnębieni przez niesprawiedliwość.Służę Tyrowi. - Wbrew pozorom mówił to co czuł naprawdę. Bez patosu i bez zbędnego owijania w bawełnę. - Teraz mów mi prawdę i nie nawet nie myśl o łganiu.

- Hmmmm...- zwykły odgłos zamyślenia w ustach ducha zabrzmiał niezwykle sarkastycznie- Nie wątpię, iż służysz swym ramieniem bezbronnym... podobnie, jak męskością nienasyconym- kapłan zachichotał, zakrywając usta rękawem szaty, niby jakaś niewiasta, która z braku wachlarza musiała zasłonić uśmiech wyszukanym ruchem nadgarstka. Kiedy jednak kontynuował, jego głos był znów poważny.

- Widzisz, synu, gdybyś był nieco starszy i bardziej obeznany, nie tylko z płcią niewieścią, ale i z życiem w znaczeniu ogólnym, wiedziałbyś, jak wielki błąd popełniłeś. Po pierwsze, nie dość, że nie rozumiesz samego siebie, to nie rozumiesz także swojego wroga. Pomyśl, jaka jest Yalcyn? Czego pragnie najbardziej we wszechświecie? Zadawać innym cierpienie? Uwodzić ich, być kokietowaną? Pragnie seksu? A może chce władzy? Czy gromadzi pieniądze dlatego, że bogactwo jest jej celem, czy to tylko środek do zrealizowania jej prawdziwych pragnień? Takie samo pytanie powinieneś sobie zadać odnośnie każdej czynności, która jest dla niej charakterystyczna. Ale nie zrobiłeś tego. A teraz, gdy miałeś okazję poznać ją lepiej, zawiodłeś. Prawdę mówiąc, straciłeś przytomność, zostając sam na sam z niebezpieczną wampirzycą. Nie masz pewności, czy się obudzisz, a nawet jeśli, to czy dalej będziesz człowiekiem. Co, jeśli zostaniesz przemieniony? Pomyśl tylko, umięśnione, jurne, bezwarunkowo oddane swej matce zwierzątko służące jej do zabaw seksualnych. Czyż nie jest tak, iż wszystkie niewiasty pragną, by był przy nich prawdziwy rycerz? Gdybym był Yalcyn, na poważnie bym się zastanowił, czy Cię nie przemienić w jednego z wampirów. Tym bardziej, iż ze względu na swą psychikę i profesję zadałoby Ci to wielki ból, nie tylko psychiczny, ale i moralny. Obłędny paladyn, rozdarty między honorem a pragnieniem ludzkiej krwi. Wampirzyca miałaby rozkosz z samej obserwacji twych zachowań. Jak więc widzisz, to, co zrobiłeś, nie było zbyt logiczne. Gdybyś miał trochę oleju w głowie zamiast pięknych, choć nieco pustych idei, zacząłbyś ją pieścić. Tak, pieściłbyś ją tak, jakby od jej rozkoszy miał zależeć los świata. Kobiety ogarnia niezwykły żar, gdy mężczyzna je zaspokaja. Żar tak wielki, iż zniewala umysł, obezwładnia ciało i rozplątuję język. Wyśpiewałaby Ci wszystko, byleby poczuć kolejne, mocne pchnięcie. Ale cóż, szlachetny Sever Blake nie mógłby wykorzystać takiej okazji, prawda? Ah, plugawe ciało i ohydny akt cielesny skalałyby Twą cnotę, z którą tak się obnosisz. Wszak to jest najważniejsze, czystość ciała pięknego, zadbanego rycerzyka.

Widząc wyraz twarzy rycerza, duch uniósł wysoko dłoń, uciszając go na wypadek, gdyby chciał mu przerwać- Oh, nie, daruj sobie prawienie frazesów, też kiedyś byłem taki jak Ty. Młody, piękny, oddany sprawie i bóstwu, któremu poprzysiągłem wierność. Całe swe życie poświęciłem na spełnianiu woli swego bóstwa i szerzeniu chwały kościoła, do którego należałem. Pozwalałem sobie tylko na takie przyjemności, które pochwalało moje bóstwo, odrzucając od siebie wizje tych, które były przez nie potępiane, tak jak Ty ratujesz teraz dziewice a unikasz seksu z nieumarłą. Myślisz, że dzięki swej całej szlachetności po śmierci trafisz do jakiegoś raju? Że sam Tyr w swej przeboskiej osobie przybędzie Ci na przywitanie, chwaląc Twą odwagę i honor? Myślisz, że jest silniejszy niż jakakolwiek inna siła we wszechświecie?- spytał, wyraźnie wzburzony kapłan. Z każdym jego słowem gestykulował coraz mocniej, unosząc swój głos, by w końcu wybuchnąć, wyraźnie wściekły i rozżalony- TO jest los, jaki szykują nam bogowie po śmierci!- krzyknął, unosząc ręce do góry- TO jest wdzięczność, jaki mają dla swych najwierniejszych sług. Lata w boskiej niewoli, słuchanie ich rozkazów, życia tak, jak oni chcą, by po śmierci wylądować tu, nigdzie! Oto, co Cię czeka! Lata troski o honor, cnotę, lata spędzone na wypełnianiu rozkazów bogów i przełożonych, tylko po to, by po śmierci przebywać w niebycie, pustce między dwoma światami! Dlatego przestań pieprzyć, zasłaniać się jakimiś boskimi prawami, nakazami i rytuałami! PO prostu rób to, co właściwe i miej w rzyci bogów, tak jak oni mają Cię! Gdyby Tyr lub ktokolwiek inny naprawdę dysponowali taką mocą, jaką sobie przypisują, nie pozwoliliby na to, by ścierwa pokroju Yalcyn stąpały po powierzchni Ziemi! A Ty, jeśli zamiast wykorzystać okazję i choć spróbować dowiedzieć się czegoś o niej, postanowiłeś stać się jej marionetką, to znaczy to tylko tyle, że...

Nagle siła, gniew, pogarda, wszystkie negatywne emocje, jakie wyrzucał z siebie duch, po prostu z niego uciekły. Pochylił głowę, opuścił ręce, którymi jeszcze przed chwilą tak żywiołowo gestykulował i zdawało się, iż zapadł się sam w sobie. Gdy po krótkiej chwili przemówił, rozbrzmiał cichy, drżący, zmęczony głos. Głos osoby, która zbyt długo czekała na zbawienie, by teraz wierzyć w jakiekolwiek świętości, sprawiedliwość czy choćby w to, iż ktoś ukróci ostatecznie jej cierpienia, zabijając. Ducha nie można było zabić. Ale można go było złamać. To właśnie stało się z kapłanem. Złamano jego ducha, jedyne, co z niego zostało.

- Jeśli odrzuciłeś taką okazję, by coś zmienić w swym losie, to znaczy, że jesteś równie żałosny jak bogowie, w których wierzysz. Bądź więc przeklęty tak jak i oni.

- Walczyć i ginąć w obronie miłości oraz prawych idei jest czynem z wszech miar słusznym. Twój patron cię nie porzucił. To ty swoim zwątpieniem poddałeś własną duszę na wieczną tułaczkę.- Próba zasiania zwątpienia w patrona wywołało w aasimarze pełne oburzenie toteż jego głos pozostawał zimny niczym stal z którego wykonano jego miecz i pewny niczym dłoń która go dzierżyła w wielu bojach. Pustka otaczająca rozmawiających nie dawała jednak echa toteż głos rozmywał się w obszernej nicości tracąc na sile.
- Jesteś młody, taki młody, a taki butny- stwierdziło powoli widmo- Czekałem na zbawienie, modliłem się długo po swojej śmierci, wierząc w boską mądrość i łaskawość, potem w boski plan, następnie w to, iż mój patron po prostu o mnie zapomniał. Ale nie, me bóstwo wyparło się mnie. Ciebie też. Zostawiło Cię z całym tym bólem, jako dar dla Yalcyn. Wiesz, czemu ona jest lepsza zarówno ode mnie, jak i od Ciebie?

- Nie jest. Jest niewolnicą własnych żądz. Nie potrafi kontrolować swojego życia. Moje ciało to tylko naczynie dla ducha. Zginę z jej ręki ? Trudno, jestem tylko trybikiem większej maszyny i poczucie obowiązku sprawia że moje życie ma sens. Za mną przyjdą kolejni i kolejni aż któregoś razu ktoś przebije te jej czarne serce i sprawi że świat stanie się lepszym miejscem w którym nikt nie musi się bać po zapadnięciu zmroku.

- Teraz tak twierdzisz, jak i ja niegdyś. A co, jeśli po śmierci zostaniesz sam, tu, z śmiertelnikami, jako duch,cień samego siebie? Jesteś świadom tego, że to możliwe? Już raz umarłeś. Gdzie były wtedy anioły Twego bóstwa? Nikt po Ciebie nie przyszedł.

- Moja wiara jest wieczna. Nie mnie sądzić decyzje bogów.Każdy poległy paladyn staje się świadkiem wiekuistej chwały swego opiekuna. Jesteś człowiekiem małej wiary, odejdź i błagaj swego patrona o wybaczenie za zwątpienie a może kiedyś twoje modły zostaną wysłuchane !

- Nie rozumiesz. Mówisz pięknymi frazesami, ale Twoje słowa są puste. Ty sam jesteś pusty. A teraz odejdź, zmęczyła mnie ta rozmowa. Błagaj swych żałosnych bogów, byśmy nigdy nie zamienili się miejscami.

Ostatnie słowa kapłana zagłuszył zrywający się znikąd wiatr który wydawał się potępieńczo wyć. Szata smagana podmuchami falowała raz za razem zaś po chwili opadła na ziemię rozsypując się w pył który szybko znikł wraz z snem. Po kapłanie nie został nawet ślad.

(***)

Gdy powrócił na jawę, wzrok nieco odmawiał posłuszeństwa, izba odrobinę wirowała, a całe ciało Aasimara zdawało się wprost płonąć z panującego w nim gorąca. Nie czuł się jednak aż tak źle fizycznie jak po ostatnich walkach, tu w grę wchodził bardziej stan... dziwnego upojenia. Tylko czym?. Sever bowiem był już parę razy w swym życiu naprawdę mocno pijanym, tym razem jednak wprost rozsadzała go niewytłumaczalna, dziwna energia...

Baron Chernin charczący w jego dłoniach.

Bestia z Rath, oprawca niewinnych, podła kanalia. Sever na chwilę oniemiał, próbując jakoś ogarnąć sytuację, i wpatrując się we własne, jednak dziwnie w obecnej chwili obce dłonie, duszące gardło szlachcica, który zdawał się nie mieć szans z Paladynem, kończącym żywot tyrana, przez którego zginęło tak wiele bliskich sercu Aasimara osób.

Za Siabo, za Marę, za rodzinę Zory, poległych towarzyszy... dłonie miażdżyły grdykę charczącego Chernina coraz mocniej i mocniej. Wydawało się że ciało przeciwnika pozbawione zostało nagle całej siły niczym pacynka porzucona przez lalkarza. Czuł jak palce zaciskają się niemal samoistnie i bez większego wysiłku na gardle sprawiając że oczy ofiary niemal opuszczają oczodoły.

Czując dziwne uniesienie, zaczął cytować fragment jednego z psalmów Tyra.
- "Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dziatek. I dokonam srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci, i poznasz, że On jest Panem sprawiedliwym, gdy wywrę na tobie swoją zemstę."
Po chwili szpnął mu do ucha :
- W imię sprawiedliwości. Za pokrzywdzonych przez ciebie ludzi, wyrządzone zło wszelakie... odbieram ci życie. Niech bogowie cię osądzą w swej łaskawości gdyż ja nie znajduję dla ciebie litości.
 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 03-06-2011 o 22:44. Powód: Cytat określony jako psalm pochodzi z filmu Pulp Fiction
Grytek1 jest offline  
Stary 05-06-2011, 12:38   #364
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Quvross wydawał się już być zdatny do transportu. Przynajmniej na krótkie odległości. Acaleem zajął się załatwianiem prowizorycznych noszy dla kapłana, zaś Ronir rozkazał Jambenowi i Kelerowi je nieść.

Paladyn zastanawiał się jednocześnie, czy aby puszczenie tego wszystkiego z dymem było najlepszym rozwiązaniem… w końcu to pomieszczenie obok mogło się okazać ślepym zaułkiem, czyż nie?
Wtedy wszyscy by się spalili i pięknie uwędzili. Niekoniecznie w tej kolejności…

Jednakże kiedy wychodzili z winnej piwniczki, paladyn przewrócił najbliższy z regałów powodując wściekły ryk podsycanego ognia. I poszedł za pozostałymi do drugiego pokoju…
Który na szczęście nie był ślepym zaułkiem.

Paladyn usiadł z ciężkim westchnieniem na podłodze, próbując nacieszyć się odrobiną świeżego powietrza. Czy raczej „świeższego niż w piwnicy”.
Z pozycji pobocznego obserwatora Ronir patrzył, jak pozostali naradzają się szybko którędy iść.
Mieli w sumie całkiem przyzwoity wybór – trafili bowiem do wielkiego holu z bogatym wnętrzem w postaci obrazów, rzeźb, gobelinów… Ludzie „Świętego” czuliby się tutaj jak w raju.
Mieli w sumie do wyboru schody w obie strony i po dwa korytarze w lewo i w prawo.
W sam raz, żeby rzucić kostką i iść tam, gdzie ich los pokieruje…

Wszędzie rozlegały się dzwony alarmowe. Ktoś poszedł sprawdzić co jest na górze i na dole – to samo! Takie same korytarze.
Paladyn nie chciał się do tego mieszać – jego poczucie kierunku było czasami gorzej niż koszmarne, więc zdał się w tej kwestii na innych towarzyszy.
 
Gettor jest offline  
Stary 05-06-2011, 19:32   #365
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzielna drużyna podpalaczy... znaczy się, poszukiwaczy przygód, opuściła czym prędzej piwnicę, wśród huku eksplodujących flaszek i szalejących płomieni. Rannego Kapłana niesiono na prowizorycznych noszach, i póki co, jeszcze dychał. Droga z piwnicy prowadziła przez uchylone drzwi, za którymi znajdowały się schody prowadzące w górę. Na końcu owych schodów pojawiły się kolejne drzwi, z którymi wyjątkowo łatwo poradził sobie Yon. Za drzwiami zaś znajdował się ogromny hol, wystrojony z tak wielkim przepychem, że niejeden prosty człek mógłby nabawić się zawrotów głowy...




Czegóż tu nie było: wspaniałe obrazy, gobeliny, rzeźby i płaskorzeźby, wielki, wypchany niedźwiedź, srebrne żyrandole i świeczniki, bogate meble, pozwalające w ewentualnej potrzebie odsapnąć na chwilę przemierzając wielkie pomieszczenia. A fakt, że były wielkie, wychodził wprost z każdego zakamarka owej wampirzej cytadeli... w piwnicy szalał ogień, dym z kolei docierał za grupką, drogą którą właśnie przebyli. Odruchowo zamknęli więc drzwi, choć minimalnie go ograniczając.

Korytarzami niosły się odgłosy dzwonów alarmowych, logicznie należało więc dać nogę jak najdalej z tego miejsca. W końcu jeśli ktoś się pojawi by gasić ogień, z pewnością trafią na nich właśnie w tym miejscu. Problemem jednak pozostawał wybór drogi, tych mieli bowiem w naddatku, schody w górę i w dół, oraz cztery korytarze po bokach.

- Ene due rike fake... - Acaleem wypowiedział z ironicznym uśmiechem dziecięcą wyliczankę - ... schodami w górę, drugi korytarz po lewej!.

Pozostali wzruszyli ramionami.

W gruncie rzeczy bowiem, obrany kierunek i tak był jedną wielką nieznaną, a więc i ten wypowiedziany przez Mnicha powinien się nadawać. Na początek jednak, sam Acaleem wraz z Gween pobiegli na zwiady, sprawdzając powyższe piętro. Nic widocznego nie stało tam na przeszkodzie, po chwili więc zawołali resztę za sobą, by schować się przed nadciągającymi mieszkańcami, którzy z pewnością mieli zamiar właśnie podjąć walkę z podłożonym przez nich ogniem.

Wyższe piętro było niemal lustrzanym odbiciem niższego. Prawie identyczny wystrój, ten sam rozkład korytarzy, brakowało jedynie wypchanego futrzaka... nie czekając więc na ewentualne, przypadkowe spotkanie z kimś wyjątkowo niechcianym w tym momencie, jak najciszej wbiegli do wybranego korytarza, pełnego drzwi. Przed nimi rozciągały się znowu liczne komnaty, nie chcąc zaś pozostawać łatwo zauważalnymi, wpadli do pierwszej lepszej z nich.

Na szczęście była pusta.

Mogli więc odsapnąć, zastanowić się co dalej, i mieć cichą nadzieję, że może jednak wampirom uda się zagasić pożar. W końcu podpalenie twierdzy wydawało się dobrym pomysłem, jednak jeśli głębiej się nad tym zastanowić, mogło być fatalnym w skutkach błędem. Nieumarli wszak nie mieli problemu z działaniem w gęstym dymie, nie musieli bowiem oddychać... same zaś płomienie, może i by zniszczyły ich siedlisko, jednak jednocześnie i mogły okazać się zgubą dla nich wszystkich. Nie znali wszak drogi powrotnej do domu, nie wiedzieli nawet gdzie teraz się dokładniej znajdują, a co dopiero stanąć w obliczu takich zagadnień, otoczonym przez trawiący wszystko ogień, oraz duszący dym.

- Chyba nie jest z nim dobrze - Powiedział Tharven, spoglądając na rannego Kapłana.

Faktycznie, Quvross był wyjątkowo blady i oddychał dosyć dziwnie, co wziąwszy pod uwagę, iż został uleczony przez Zoe, było nieco niepokojące.

- To co robimy? - Odezwał się Jamber, dłubiąc czubkiem miecza w bogato wyglądającym, czerwonym fotelu ze skóry - Palimy dalej i ścinamy wampirze łby, czy jak?.


....


Po pewnym czasie usłyszeli muzykę, niosącą się echem po korytarzach. Głośną muzykę, dobiegającą gdzieś z wcale nie tak odległych zakątków. Spojrzeli po sobie zdziwieni. Skoro twierdza płonęła, to kto przy zdrowych zmysłach urządzał sobie właśnie w niej zabawę?. A może było już po pożarze, może "muzykanci" jeszcze sobie z niego nie zdawali sprawy?. Te, i wiele innych myśli krążyło w głowach niemal wszystkich.

Samozwańczy zwiadowca (czy może raczej zwiadowcy?), cicho pokonując dwa korytarze, podążali do źródła muzyki. Wkrótce natrafili na drzwi, za którymi z całą pewnością trwała w najlepsze zabawa. Leciutko je uchylili, zaglądając do środka... i doznali sporego szoku. Wewnątrz bawiono się w najlepsze, korzystając z wielu muzyków i magicznych, muzycznych przedmiotów. Cała masa, całe tuziny, może i dwie setki, w wielkiej sali i na otaczających ją balkonach, wszyscy pogrążeni w rytmie, zarówno osoby wyglądające na zwykłych, egzotycznie odzianych ludzi, jak i wampiry, a być może i między nimi wampirze pomioty, nie tak znowu potężne, jak ich nieumarli stwórcy...






Popędzili więc na powrót do pozostałych, by zdać im relację z tego co widzieli. Widok owy zaś z całą pewnością nie napawał optymizmem...






Inne miejsce, ten sam wymiar




Dłonie Severa zaciskały się bez litości na grdyce Chernina, doprowadzając u barona poza charczeniem do pojawienia się w ustach starucha(?) i piany. W końcu mężczyzna przestał stawiać opór, jego oczy ukazały białka, a ciało zwiotczało. Chernin padł przed Paladynem na podłogę, schodząc z tego świata, miejmy nadzieję, że po raz ostatni. Sam Sever wpatrywał się przez dłuższą chwilę w leżące przed nim ciało, a następnie w swoje dłonie.

Z owego letargu wyrwało go dopiero pojedyncze, wręcz teatralne klaskanie.

- Prawda, że to niezwykłe uczucie? - Spytała Yalcyn, szczerząc kły - Być panem czyjegoś życia i śmierci, narzucić swoją wolę, i osiągnąć własny cel. Chernin był jednym z wielu, i nie był pierwszym, ani ostatnim. Przed nim nieskończone morze podobnych jemu, po nim tak samo. Często jednak można to zmienić, zapobiec temu, na co nie mają siły i możliwości inni. Napij się... - Wskazała na stojącą w pobliżu butelkę wina.

Paladynowi zaś nie trzeba było powtarzać dwa razy. Chwiejnym krokiem podszedł do stoliczka, i pociągnął solidnie z flaszki. Już naprawdę długi czas niczego nie jadł ani nie pił, teraz zaś, miał niezwykłym obrotem spraw, podwójnie wyschnięte gardło. Samo wino smakowało zaś naprawdę dziwnie, najważniejsze jednak, że gasiło pragnienie?.

Wampirzyca pstryknęła palcami, a dwóch wychudzonych młodzian pochwyciło ciało barona za ręce, po czym wywlokło go z izby. Półprzytomny Aasimar rozejrzał się zaś po komnacie, dochodząc do wniosku, że znajdują się w innym miejscu, niż te, które pamiętał wcześniej, przed niezwykłą czerwienią wpatrujących się w niego oczu Yalcyn.
- Do dokonania wielkich czynów potrzeba jednak i wielkiej woli. Ta zaś nie zawsze idzie w parze z pewnymi przekonaniami - Kontynuowała rudowłosa.
- Jak... - Wychrypiał Paladyn, lecz nie było dane jemu dokończyć.
- Wiem o tobie wszystko - Przerwała Aasimarowi Yalcyn - Obserwowałam od dawna niemal wasz każdy krok. I wiem co się stało przed świątynią... i w świątyni - Spojrzała na niego mrużąc oczy - Nie oszukasz przeznaczenia, własnego, głęboko ukrytego instynktu, własnych pragnień. Wiemy oboje, że Luna jest jednym z nich, że to ona pozwala ci tyle znieść, że przez nią, i dla niej, gotowy jesteś nawet na śmierć. Śmierć jednak, to jedynie kolejny krok na naszej drodze.

Yalcyn podeszła do jakiejś szafy, wyciągnęła z niej spodnie, i rzuciła nagiemu Severowi pod nogi.
- Chodź, chcę ci coś pokazać...


Dwa korytarze później, Paladyn doznał naprawdę dużego szoku.

Być może największego w swym życiu.

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 11-06-2011, 16:32   #366
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Prawdziwy pałac.
Wprost wymarzone miejsce dla kogoś, kto lubił się otaczać cennymi i pięknymi przedmiotami. Z tego samego powodu było to idealne miejsce dla kogoś, kto lubił takie przedmioty wynosić z cudzych domów... Z obiektywnych przyczyn Yon musiał zrezygnować z tego pomysłu. Gdyby tak mieć mały portal i móc przerzucić kilka rzeczy stąd w bezpieczne miejsce... Ale nie miał nic takiego.

Było to również wymarzone wprost miejsce dla kogoś, kto lubił się bawić w chowanego. Nie wiadomo ile kondygnacji, różniących się od siebie zapewne tylko małymi szczegółami, dziesiątki sal na każdym piętrze. Mogły się tu bawić setki gości i można się było spodziewać, że będzie się tu kręcić wielu służących. W końcu zabawa w wielkich panów nie polegała na tym, że się samemu zamiatało podłogi czy przynosiło posiłki.

Co prawda dzielną drużynę powitała cisza, to jednak wnet się okazało, że w zamku toczy się ożywione życie towarzyskie. Jak to na własne oczy zobaczył Acaleem, bal na sto par toczył się w najlepsze, a bawiące się towarzystwo za nic miało dzwonki alarmu dobiegające z różnych stron. Chyba że ich nie słyszeli, mając uszy pełne dźwięków wydobywających się z najrozmaitszych instrumentów.

- Może warto by zdobyć jakieś pasujące do tych balowiczów stroje - powiedział Yon - a potem wybrać się na mały spacerek. We dwie, może trzy osoby? Wkręcenie się na bal może nie byłoby najlepszym pomysłem, ale pozwiedzanie w ciszy i spokoju kolejnych kondygnacji mogłoby się udać. Może przy okazji trafilibyśmy na jakąś zabłąkaną owieczkę, chętną do podzielenia się swoją wiedzą...
 
Kerm jest offline  
Stary 12-06-2011, 21:05   #367
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Chwila oddechu.
Chwila poświęcona na odpoczynek.
Chwila która przydałaby się na leczenie ran.
Ile już błądzili po tym piekielnym zamku? Acaleem stracił rachubę, ale znużenie ciała mówiło mu, że już zbyt długo.
- To co robimy? - Odezwał się Jamber, dłubiąc czubkiem miecza w bogato wyglądającym, czerwonym fotelu ze skóry - Palimy dalej i ścinamy wampirze łby, czy jak?
-Szukamy bezpiecznej kryjówki i odpoczywamy. Jakoś ścinanie głów nam ostatnio nie wychodzi.- mnich zerknął na Quvrossa, który prawdopodobnie wkrótce wyjdzie z tej twierdzy...tyle że nogami do przodu. No cóż... Diablę uznało, że i jego czeka taki koniec.
Wzruszył ramionami dodając.- No i odpoczywamy, tu... Ja pójdę na zwiad i...-
Rozejrzał się w poszukiwaniu chętnych. Zgłosił się Yon. I pewnie zgłosiłaby się i Gween.
Ale jej Acaleem zabronił. Powinna odpocząć.
Przynajmniej te kilka chwil.
Ruszył więc z Yon na poszukiwania... czegoś... przydatnego. Właściwie to mnich miał konkretne nadzieje. A mianowicie zapomniana i niesprofanowana świątynia dobrego bóstwa.
Przecież ten zamek nie powstał chyba jako wampirza siedziba. Musiał kiedyś należeć do ludzi. I to czczących dobre bóstwa.
A poświęcona ziemia dawała nadzieję, że krwiopijcy będą omijać to miejsce szerokim łukiem. Poświęcona ziemia dawała nadzieję, na spokojny sen.
A tymczasem natknęli się na wampirzą bibkę.




Blade gębusie i ciałka wirowały w rytm szalonych tańców, w dużych wazach królował krwisty napój, dosłownie krwisty.
Cudnie...
Acaleem podrapał się za uchem, policzył drewniane kołki. I dodał.- Eeee, chyba mi nie starczy amunicji.
Powrócili z powrotem. I Yon wyłożył swój pomysł a Zoe śmiały plan, wkręcenie się na bal.
Zaś mnich odmówił uczestnictwa słowami.- Z taką czerwoną gębą jak moja nie mogę udawać pijawki. Yon, ty z Zoe idź, tylko pilnuj kapłanki jak oka w głowie. No i Zoe... nie ryzykuj bez potrzeby, tylko odganiaj pijawki, jeśliby zdecydowały was napastować. Co do mnie. Ruszę sam, albo z Gween na poszukiwanie... biblioteki. Może kroniki zamkowe cosik pomogą nam w tej walce z pijawami. Albo mapy znajdziemy? Tak czy siak, dalsze łażenie na oślep doprowadzi nas tylko do śmierci.- wzruszył ramionami.- Reszta niech zostanie tutaj. Możecie oskrobać parę kołków przy okazji. Postaram się wrócić jak najszybciej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-06-2011 o 21:57. Powód: poprawki związane z ustaleniami, co kto proponuje
abishai jest offline  
Stary 15-06-2011, 20:08   #368
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Zoe szła raz po raz zerkając na leżącego na prowizorycznych noszach kapłana. Podleczyła go, jednak wiedziała, że to jest “kropla w morzu potrzeb”. Wyglądał już lepiej niż na początku, gdy jeszcze z jego piersi wystawał bełt jednak nadal oddychał z trudem i widać było, że szale jego istnienia się kołyszą nie wiedząc na którą stronę się przechylić. Idąc schodami w górę posapywała z wysiłku - jak dotąd cały czas albo gdzieś wchodzili po schodach albo gdzieś schodzili po schodach, nie licząc pierwszej przyspieszonej szaleńczej jazdy w dół, dzięki której “zwiedzili” pomieszczenie z pułapką. Drzwi i kolejne drzwi i aż przystanęła w progu gdy za kolejnymi ujrzała tak zadbany i wystawnie urządzony hol. Rozglądała się po nim z uwagą i zainteresowaniem. “Tu by się bardziej obłowili niż w tamtych pomieszczeniach po których do tej pory łaziliśmy”, przemknęło jej przez myśl na wspomnienie wypchanego worka “dobrami”.

Z lustrowania okolicy wzrokiem wyrwał ją unoszący się dym, który zawędrował do tego pomieszczenia wraz z nimi. Odwróciła się do tyłu aby zobaczyć, jak któryś ze współtowarzyszy zamyka drzwi odgradzając piękny hol od tego co zostawili po sobie w piwnicach, a co w postaci gryzącego dymu podążało za nimi schodami w górę. Towarzyszył im również hałas dzwonów bijących na alarm. Pożar to niebezpieczne zjawisko zarówno dla nich jak i mieszkańców tego zamczyska. Zoe rozglądała się czy zza jakiś drzwi nie wypadną “ochotnicy” spieszący do ugaszenia pożaru. Przed nimi rozpościerało się tyle dróg którymi mogli teraz podążyć. “Którą z nich wybrać?” zastanawiała się kapłanka zerkając raz w lewo raz w prawo i po kolejnych drzwiach widocznych w holu. Odetchnęła z ulgą gdy Acaleem drogą wyliczanki wyznaczył im kierunek “ucieczki” i podążyła wraz z innymi, kiedy tylko Mnich wraz z Gween wrócili ze zwiadu i zakomunikowali, że droga jest “wolna”.

Kolejne piętro z zadbane, pełne przepychu, przyciągało dalej oko swymi cudami jednak już nie zaskakiwało tak jak pierwsze pomieszczenie. Kiedy schowali się w pierwszej komnacie, która dała im chwile wytchnienia Zoe z niepokojem pochyliła się nad dziwnie oddychającym kapłanem. Zerkając na niego z bliska musiała przyznać rację Yonowi, że “nie jest z nim dobrze”, niepokoiło ją to bardzo, przecież go leczyła, czy nie powinien mimo wszystko jednak wyglądać trochę lepiej. Niepokoił ją też ten jego dziwny oddech, nieśli go na prowizorycznych noszach, więc wchodzenie po schodach, ani też przemieszczanie się nie powinno sprawiać, że tak oddychał.

Jej uwagę od ledwo dychającego kapłana odwróciły dźwięki muzyki i jak Acaleem wraz z Yonem podjęli decyzje o rozejrzeniu się w miejscu z którego one dochodziły Zoe dołączyła się do nich.

Kiedy dyskretnie zaglądali do sali w której odbywał się bal, kapłance przyszedł do głowy pomysł wkręcenia się na bal. Przesunęła wzrokiem po sobie i doszła do wniosku, że w zbroi nie bardzo tam pasuje, a wręcz od razu rzuci się w oczy. Poinformowała półgłosem Yona i Acaleema o swoich zamiarach i zaczęła się rozbierać. Najpierw ściągnęła zbroję, potem, koszulę i portki.

Zoe wybrała się na “polowanie” na wampiry, uzbrojona w ochronny pancerz, jednak pomimo iż kapłanka, to mimo wszystko kobieta. Pod spodem miała czerwone wdzianko, które akurat bardziej pasowało (według niej) jako ubranie na bal wampirów niż zbroja, rozpuściła jeszcze włosy.



Spojrzała na swoich współtowarzyszy i spytała:
- Chyba powinnam się wtopić w tłum, co nie?
A mnichowi szczęka opadła...metaforycznie oczywiście.Niemniej gały wyszły na wierzch, dosłownie. Ale nic nie powiedział, poza słowami.
- Nie zapomnij jakoś ukryć... świętego symbolu swego bóstwa. I w razie czego odganiaj pijawki
Wytrzeszcz oczu Acaleema zdał się Yonowi reakcją nieco przesadzoną. Owszem... było na czym położyć oko, ale nie należało popadać w przesadę. W końcu Zoe nie miała niczego, czego by nie miały inne kobiety. Fakt, jej ‘wyposażenie’ było wysokiej jakości, ale mnich z pewnością niejedno w swym życiu widział. Chyba, że była to reakcja na kolor czerwony...
- Wtopić się, to może nie do końca - powiedział, zlustrowawszy strój dziewczyny. - Chyba nie jesteś tak do końca na bieżąco z tutejszą modą. Ale ogólnie biorąc nie mam nic do zarzucenia twemu wyglądowi. Może tylko zdałoby się trochę złota i diamentów.
Istniało pewne niebezpieczeństwo, że zbyt skromnie przyodziana kapłanka zostanie potraktowana nie jak ważny gość, ale jako zestaw darmowych drinków.

Zoe nachyliła się do swoich portek i pogrzebała chwilę w kieszeni. Wyprostowała się i wcisnęła Yonowi w garść ucho, które wcześniej zwinęła z pracowni “alchemika”. Mówiąc przy tym:
- Popilnujesz mi ciuchów? A zwłaszcza tego... jestem do niego przywiązana. - uśmiechnęła się przy tym próbując sobie dodać animuszu i pewności, że dobrze robi włażąc w sam środek wampirzej zabawy.
- Nic ci nie zginie - zapewnił Yon, nie do końca będąc pewnym prawdziwości swych słów. Wszak Zoe powinna zdawać sobie sprawę z tego, że w razie konieczności najważniejsze będzie ratowanie życia, a nie jej (takiej czy innej) kreacji. - A tego ucha nie zgubię- zapewnił.
Nic nie powiedział o ewentualnym wyrzucaniu...
- Gdzie jest drugie, to do pary? - spytał. - Może za pomocą tego słychać, co mówią posiadacze drugiego ucha? Albo też na odwrót...
- Przystaw do drzwi jak do środka wlezę i sprawdź -odrzekła mu na to Zoe - … złota i diamentów nie mam, więc włażę bez nich...
Zerknęła na mężczyzn i zaczerpnęła oddech pełną piersią. “Raz kozie śmierć”, przemknęło jej jeszcze przez myśl i wśliznęła się do pomieszczenia, w którym odbywał się bal.
Nie dało się ukryć, że oddech pełna piersią w wykonaniu Zoe wykazał, iż kapłanka ma czym oddychać, oraz że wdzianko jest ciut przyciasne. Jeśli Zoe miała zamiar wejść i wyjść w miarę dyskretnie, to raczej nie osiągnie swego celu.
Yon stanął tuz przy drzwiach, które nie do końca się zamknęły i nasłuchiwał, ciekaw, jak zostanie przywitana reprezentantka ‘tych dobrych’.
Powodzenia - pomyślał. - Przyda ci się.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 16-06-2011, 00:28   #369
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Odpoczynek był im bardzo potrzebny. Lecz nie do końca był w sumie możliwy, bo świadomość że po nim będą musieli tak czy siak zmierzyć się z kolejną watahą wampirów trzymała Ronira w nerwowym i bojowym nastroju.

Toteż koniec postoju przywitał z większą ulgą niż jego początek. Nawet jeśli przyszedł w postaci dziwnej muzyki… Czy raczej wampirze zabawy wspomaganej muzyką. Doprawdy, gospodarze mieli niezły tupet by wyprawiać sobie takie imprezy podczas gdy w twierdzy są agresorzy.
Ale z drugiej strony czy wampiry miały się czego tak naprawdę obawiać?

Paladyn Tempusa stanowczo odmówił przyłączeniu się do tej rozpusty, nawet w celach wywiadowczych. Swoim podwładnym zaś polecił, że jeśli któryś chce tam iść to musi bezwzględnie zostawić wszelkie symbole Tempusa. No, chyba że potrafi je dobrze schować.

Pomysł Acaleema paladyn przywitał z o wiele większym entuzjazmem.
- W takim razie my tutaj zostaniemy. – wypowiedział się za siebie i resztę swojego „oddziału”. – Chyba że ktoś bardzo chce iść z Yonem i Zoe. Przy okazji poszukamy potencjalnie ciekawych rzeczy, tak jak po pierwszej walce. – mówiąc to miał na myśli głównie mikstury lecznicze, gdyż Ronir był *pewien* że będą ich potrzebować. W końcu kapłani mogli z siebie wykrzesać tylko ograniczoną ilość magii.
 
Gettor jest offline  
Stary 16-06-2011, 22:54   #370
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
iał wszystkiego szczerze dość.Nie miał najmniejszego pojęcia co wokół niego jest jawą a co snem. Miał wrażenie że wkrótce obudzi się z tego koszmaru nadal śpiąc sobie gdzieś w zakamarkach jakiejś ciepłej karczmy. Chciał by to wszystko okazało się zwykłym koszmarem, rojeniem umysłu...Czymkolwiek innym niż tą popieprzoną paranoją w której się znalazł. Chciał móc poczuć się wreszcie bezpiecznie, odetchnąć i uznać że ma to już za sobą. Jego pragnienia jednak nie miały jakiegokolwiek znaczenia. Miał swoje zadanie i tylko ono teraz się liczyło.

(***)

Ubranie otrzymane od wampirzycy okazało się być za małe, niemiłosiernie piłowało go w kluczowych miejscach powodując nieprzyjemne uczucie napięcia. Wolał jednak się nie skarżyć, bądź co bądź miał wreszcie na sobie coś co okrywało jego ciało przed tą maniaczką. Gdyby jeszcze tylko miał swój miecz błyskawicznie zakończyłby egzystencję nieumarłej choćby miało go to kosztować własne nieco postrzępione istnienie. Gdy wszedł do wskazanego przez Yalcyn pomieszczenia jego oczy ujrzały bibliotekę. I choć mężczyzna nie był przysłowiowym molem książkowym, pomieszczenie, jakie ujrzał, wywarło na nim spore wrażenie. Biblioteka była bowiem wprost ogromna, posiadająca zapewne tysiące woluminów, których mogło pozazdrościć niejedno królestwo.





Wszystko to zaś, rozmieszczone na kilku poziomach, dostępnych za pomocą spiralnych schodów, i przyprawiające niemal o mały zawrót głowy swym rozmachem.





Przy jednym ze stołów, zasłonięta wieloma stosami ksiąg, pracowała zaś jakaś samotnie tu przebywająca osoba.

- Przyprowadziłam gościa - Oznajmiła jej rudowłosa wampirzyca.
- Wiesz Yalcyn, ile razy... - Rozbrzmiał znajomy głos, a owy "mól książkowy" wstał z fotela, ukazując się ponad górą spoczywających przed nim woluminów.

- Sever - Szepnęła zaskoczona Luna, a jej oczy błysnęły na moment... czerwienią.

Sam Aasimar był zaś zszokowany. Wielce zszokowany wieloma istotnymi faktami, spoglądając na uśmiechającą się do niego tajemniczo "Kronikarkę". Wcześniej gdyby miał miecz zabiłby Yalcyn, teraz miał ochotę sprawić w tym przeklętym miejscu istną masakrę. Jego mroczna część umysłu podsycała wyobraźnią pełne krwi obrazy które z trudem stłumił.Gdzieś po krzyżu spłynęła mu kropelka zimnego potu który niespodziewanie pojawił się na ciele nieszczęśnika. Był już niemal pewien że Luna została przemieniona. Zgrzytnął zębami lecz po chwili się uspokoił.
- Bogowie dajcie mi siłę - poprosił w myślach. Czuł że przedłużająca się cisza staje się krępująca. Serce miał pełne bólu, dłonie aż paliły się do miecza zaś umysł pozostawał skonfundowany.

W końcu zmusił się by wypowiedzieć cicho do Yalcyn kilka słów:
- Zakpiłaś ze mnie. Zabiję cię za to. - Jego głos mimo że zniżony do szeptu pozbawiony był emocji. Nie było w nim ni gniewu ni furii. Obiecywał on wyłącznie srogą zemstę. Z pewnością młodzieniec podchodził do tej sprawy śmiertelnie poważnie i naprawdę zamierzał spełnić swoją...obietnicę.

Wampirzyca spojrzała na Severa, mrużąc oczy. Spokojnie wysłuchała co miał do powiedzenia, po czym... wybuchnęła śmiechem. Głośnym, perlistym śmiechem prosto niemal w twarz Paladyna, któremu chyba właśnie pękła żyłka...

- To ja was zostawię samych robaczki - Powiedziała Yalcyn, na chwilę powstrzymując się od śmiechu, po czym skierowała się do wyjścia biblioteki, zaśmiewając się w dalszym ciągu ze słów Aasimara. Ten zaś niepewnie przestąpił z nogi na nogę. Nie miał pojęcia co może powiedzieć TAKIEJ Lunie. Mimo że wcześniej upił nieco wina teraz czuł suchość w ustach niczym przed pierwszą bitwą z orkami na dzikim pograniczu. Nie chcąc dać odczuć kronikarce że jest zmieszany postanowił pierwszy mówić.
- Czy to bolało ? - spytał.
- Witaj Severze, miło cię widzieć - Odpowiedziała z przekorą Luna - Dawno nie widziałam nikogo znajomego.
Ponownie się do niego uśmiechnęła, zakładając rękę na rękę, i przyglądając się Paladynowi, on z kolei przyglądał się jej, nie mogąc oderwać wzroku od jej wyjątkowo skąpego stroju. Sever nerwowo przygryzał wargi niczym uczniak przyłapany na niecnym filgu. Rozmowa była dla niego niezwykle delikatna. Odwzajemnił uśmiech choć wypadł on blado. Miał jej wiele do powodzenia ale to co się wydarzyło mocno go zmieszało.
- Wybacz.- Było to proste i esencjonalne wyrażenie tego co czuł.
- Co mam wybaczyć? - Zdziwiła się, po czym pokręciła lekko głową, posyłając kolejny uśmiech - Nic a nic się nie zmieniłeś Severze... opowiadaj, co się wydarzyło, jak tu trafiłeś, gdzie pozostali?.
- Wybacz mi że nie było mnie przy tobie gdy Cię porwano, wybacz mi że zawiodłem gdy mnie najbardziej potrzebowaliście. Lista moich win jest długa jak na jednego paladyna.- Jego głos pełen był skruchy. Mimo że dziwnie czuł się w towarzystwie nowej Luny postanowił mówić szczerze i od serca. Jego ton nie pozostawiał wątpliwości że mówi to co myśli. - Popełniłem wiele błędów. Przepraszam.-dodał.
- I tak nie rozumiem... - Wzruszyła ramionami, po czym rozejrzała się po najbliższym otoczeniu stołu który zajmowała - Siadaj gdzieś, co tak będziemy stać! - Zaproponowała Severowi, po czym jak sama powiedziała, tak też zrobiła, siadając na zajmowanym wcześniej fotelu.
Młodzieniec również zajął miejsce odgarniając sterty drogocennych woliumów. W głowie miał mętlik i nie wiedział od czego zacząć.
- To co Cię spotkało to wszystko moja wina. Co te bestie Ci zrobiły...
- To nie do końca tak... - Szepnęła Luna, a Sever zaczął poważnie się obawiać, co też za chwilę jeszcze niezwykłego będzie dotyczyło "Kronikarki" - To nie są bestie - Powiedziała już poważnym tonem - Yalcyn nie jest wcale tak straszna jak się wydaje, ona... ona jest samotna.
- Samotni to mogą być ludzie w podziemiach trzymani tam w roli żywego inwentarza. Tam są nawet małe dzieci... Luna czy ty wiesz kogo bronisz ? Oni zabijają i będą zabijać bo taka ich zła natura ale naszym zadaniem jest zakończyć ich proceder. Nie broń ich. - Spokojnie perorował aasimar. Po czym ciągnął dalej - Twój los nie jest jeszcze przypieczętowany pomóż nam odepchnąć wampiry od Faerunu dla dobra ludzi.
- Kłamiesz! - Oburzona Luna trzasnęła pięścią w stół - Yalcyn by nigdy nic takiego nie zrobiła!. Prawda, ona jest wampirzycą i żywi się krwią, ale nie zabija tych na których się pożywia. Mnie na początku co prawda porwała, ale szybko wyjaśniła swoje zamiary. Jestem tu żeby jej pomóc, a jak się uda, nikt już nie będzie miał więcej powodów aby zabijać!.
Słysząc zarzut kłamstwa paladyn zbladł. Nie mógł uwierzyć że powiedziała to Luna.
- Czym sobie zasłużyłem na tytuł kłamcy ? Czy kiedykolwiek splamiłem się nieprawdą ? Jeśli mi nie wierzysz na słowo to pójdź do podziemi i przekonaj się sama.
- Byłam tam, widziałam zakurzone piwnice, i nic więcej! - Odpowiedziała - Ty ją jednak chcesz zabić tylko i wyłącznie z powodu, że jest wampirzycą. To tak samo, jakbyś chciał zabić każdego napotkanego Goblina, tylko dlatego, że jest Goblinem!.
- Więc zapewnie to co wydarzyło się w Rath to też tylko mój wymysł ? Pamiętaj o tym jak skończył się los omamionej przez Yalcyn Rosy, lecz przede wszystkim ile ofiar przyniosły jej dotychczasowe działania. Luna nie wierz w ani jedno jej słowo. Ona jest Panią na tym zamku i pokazuje Ci tylko to co chce byś ujrzała... Widziałem na własne oczy tych nieszczęśników uwięzionych w celach. Nigdy Cię nie okłamałem, uwierz mi i tym razem.
- Powiesz mi w końcu dlaczego tu jesteś? - Spytała - Po co mnie odszukałeś, by uratować?. Nie jest to jednak jak widzisz potrzebne, mam się dobrze. Każdy obiera jakąś ścieżkę w życiu, a ja jestem tu, ponieważ tego chcę. Powiedz mi więc w końcu konkretniej o co ci chodzi.
- Czy Ty naprawdę nie widzisz co się wokół Ciebie dzieje ? Przelewaliśmy krew by wyciągnąć Cię z tego przeklętego miejsca a ty w zamian zarzucasz mi kłamstwo i robisz wymówki. Czyż nie jesteś już tą samą kobietą która próbowała pomagać ludziom swym talentem? Pamiętam jak wspólnie walczyliśmy w obronie niewinnych. Jeszcze nic straconego. Naprawdę chcesz wspierać Yalcyn ? Z jej strony grozi światu wyłącznie zło i zepsucie. Zastanów się zanim dokonasz wyboru.
- Masz rację, nie jestem już tą samą kobietą co dawniej... zmieniłam się, nie żyję już przeszłością... jak ty. A o Yalcyn to ty się nie martw, jeśli powiodą mi się moje badania, nie będzie już żadnego wielce strasznego zła i zepsucia. Wyboru zaś już dokonałam - Spojrzała na niego poważnie.
-Przeszłością ? Jeśli zwyczajnie nie wierzysz mym słowom, wykorzystaj swoją magię, i przekonaj się sama że mówię prawdę. Boli mnie jednak twój brak zaufania, i to po tym wszystkim co razem przeszliśmy.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - Wycedziła przez zęby - Po co tu jesteś?.
- Jestem tu bo Cię kocham.- wyszeptał delikatnie aasimar.- A myślałaś że dlaczego byłbym gotów zastawić swoją duszę i wleźć do najgłębszych poziomów piekieł ? - W głowie miał mętlik zaś wzrok bujał mu niczym po nadmiarze krasnoludzkiego speciału. Mimo to kontynuował :
- Na świecie jest wiele kobiet, pięknych i potężnych lecz to właśnie Ty sprawiasz że moje serce bije, że każdy poranek ma sens tylko jeśli jestem przy tobie. Kocham Cię i nic tego nie zmieni. - Miał wrażenie że wszystko to co dzieje się dookoła to tylko sen, mówił szybko niczym człowiek trawiony przez wewnętrzną żar. Myślał że to co powiedział jest jedynie urojeniem jego umysłu, urealnieniem marzeń zawartym w śnie. Czuł że nie miałby odwagi powiedzieć tego na jawie. Był największym tchórzem bo bał się siebie samego.
Luna miała naprawdę zaskoczoną minę. Wpatrywała się w Severa milcząc przez dłuższą chwilę, od czasu do czasu mrugając jedynie oczami. W końcu na jej ustach pojawił się drobny uśmiech... błędnie odczytany przez Paladyna.
- Severze... - Szepnęła, po czym odkaszlnęła. Najwyraźniej zaschło jej w gardle - Severze, to co mówisz jest niezwykle miłe, i ja już wcześniej się w sumie domyślałam... no ale... jakby to powiedzieć... ja nie żywię do ciebie podobnych uczuć... - Ostatnie słowa wypowiedziała niezwykle cicho, ledwie co na granicy słyszalności.

Aasimarowi zaś pękło serce.

- Nie będę żebrał więc o twoją miłość. -Odparł dumnie unosząc głowę.- Wiedz jednak że stawanie w obronie Yalcyn jest złe. - wstał z miejsca i ruszył w stronę sączącego się od lampy światła.- Ja już jestem trupem bo wolę śmierć niż dołączenie do tej przeklętej sekutnicy.- Znajdował się już blisko światła. Cienie rozpoczęły swoją odwieczną grę na jego twarzy sprawiając, że trudno było by teraz dojrzeć jej wyraz. - Moim zadaniem jest zakończyć jej działalność i zrobię co będzie konieczne by tego dokonać.- W jego głowie kiełkował śmiały plan.
Luna poruszyła się nerwowo na fotelu.
- Nikt nikogo do niczego tu nie zmusza - Szepnęła - Osądzanie innych jednak nie zawsze pozostaje w naszej mierze. Proszę, nie czyń niczego pochopnego, ja tu prowadzę naprawdę przełomowe badania...
- Właśnie widzę. Żądza krwi lub wpływy Yalcyn wpływają na twoją zdolność do oceny świata. Nikt tu do niczego nie zmusza ? Ciekawe więc po co mnie torturowali. - rzucił w przestrzeń wciąż gapiąc się w światło lampy. - Pewnie takie mają tu oryginalne powitanie. - kontynuował.- Nie zamierzam działać pochopnie, ja poprostu zrobię to co jest konieczne.
- Nic mi się nie rzuciło na mózg, w przeciwieństwie chyba do ciebie. Zapominasz bowiem, że zarówno ja, jak i ty, jesteśmy w tym miejscu intruzami. Różnica między nami polega zaś na tym, że ja tu jestem tolerowana... - Luna wstała z miejsca, uważnie obserwując Severa - Nie rób czasem nic głupiego, bo ściągniesz na siebie kłopoty.
- Kłopoty to moja zawodowa specjalność - Odparł tajemniczo się uśmiechając paladyn. - Poza tym jestem wciąż żywy i nie dam się zwampirzyć Yalcyn bez zaciętej walki.- Wiedziony chęcią zemsty aasimar chwycił oświetlającą pomieszczenie lampę,zamachnął się, po czym posłał ją beztrosko w stronę zastawionych księgami regałów. Nim niezwykły pocisk osiągnął swój cel zaczął biec w kierunku następnego źródła światła, rozglądając się na boki za możliwością ewakuacji z tego miejsca. Miał zamiar puścić całą norę wampirów z dymem.
 
Grytek1 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172