Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-09-2009, 22:17   #31
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kose spojrzenie, jakie rzuciła mu Luna, mogło oznaczać tylko jedno - kronikarka znów miała do niego o coś pretensje.
Albo uznała, że nie powinien był nikogo zapraszać do stołu bez konsultacji z nią, albo też błędem było kulturalne odezwanie się do śpiewaczki i wyrażenie słów uznania dla jej kunsztu. Może akurat zachował się nie tak, jak według Luny powinien zachować się pospolity, standardowy łotrzyk.

Powstrzymał skrzywienie ust.
Widać Luna miała ze sobą jakieś problemy, albo też hołdowała nieznanym jeszcze Yonowi stereotypom.
Ani jedno, ani drugie nie stanowiło dobrych podstaw pod przyszłą współpracę, ale i tak można się było spodziewać, że z Luną będzie mniej kłopotów, niż z nie-do-końca-zrównoważoną-kapłanko-paladynką Rosą. Nie-do-końca-świętej pamięci.

Poruszona przez Lunę kwestia zmiany miejsca pobytu zdała się Yonowi pomysłem dość dobrym. Niestety okoliczności można by nazwać mało sprzyjającymi.
Nadciągające chmury zwiastowały burzę, a włóczenie się po deszczu nie było dobrym pomysłem. Lepiej już było posiedzieć pod dachem nawet pozbawionym wielkich wygód niż wystawiać się na strugi deszczu. W dodatku gdyby wyglądali jak zmokłe kury to co lepsze gospody mogłyby zamknąć przed nimi swe podwoje. Nie mówiąc już o tym, że ze znalezieniem owego lepszego miejsca mogliby mieć pewien problem.
Yon rozejrzał się dokoła.
Z wyglądu innych gości tej mordowni raczej można było wywnioskować, że nie znają jakichś lepszych kwater. Prędzej już doprowadziliby ich małą grupkę wprost w ręce jakichś oprychów. Wypytywanie na ulicy również mijałoby się z celem. O taką gospodę pyta tylko ktoś obcy, w dodatku z ciężką kiesą. Innymi słowy - potencjalny łup. A mieszkańcy miasta nie wyglądali na takich, co miłują zbytnio swoich bliźnich.
Poza tym i tak trzeba było czekać na Severa i Milo, którym nagle zachciało się odetchnąć świeżym powietrzem. Ze stratą dla tego pierwszego, bo paladyn, co łatwo było zauważyć, jako pierwszy wpadł vanessie w oko...


Rozmowa przy stole ponownie przyciągnęła uwagę Yona.
O ile mężczyzna towarzyszący bardce był - przynajmniej jak na razie - dość milczący, o tyle dziewczynie wprost nie zamykały się usta.

- Yon Early - przedstawił się, wykorzystując krótką przerwę w potoku słów płynących z ust Vanessy. I do tego ograniczył się jego udział w konwersacji, która bez jego w niej udziału toczyła się bez przerw i tarć.
W każdym razie toczyła się z krótką przerwą spowodowaną pojawieniem się karczmarza.
Luna, odstąpiwszy chwilowo od opuszczenia gospody, potwierdziła rezerwację miejsc noclegowych.
Wyrażając przy okazji bardzo oryginalne życzenie.

Karczmarz spojrzał na nią zdziwiony i po chwili powiedział:

- Wszystkie moje pokoje są z oknem! To nie więzienie, paniusiu.

W jego głosie zabrzmiał ton oburzenia, jakby Luna śmiała sugerować, że w tym szlachetnym lokalu trzyma się gości w piwnicy.
Pokręcił głową, a potem poczłapał w stronę baru.

Yon stłumił uśmiech.

Luna kontynuowała rozmowę z bardką, zaś Yon, jednym uchem przysłuchujący się rozmowie, zaczął od czasu do czasu patrzeć w stronę okna, wypatrując pierwszych kropli deszczu i zastanawiając się, czy Milo i Sever zdążą wrócić przed ulewą.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-09-2009, 13:55   #32
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Znudzona Tiara poobserwowała jeszcze chwilę dziewuszkę, po czym zastanowiła się co zrobić z resztą tego nudnego wieczoru. W mieście nie miała żadnych przyjaciół i choć na ulicach mignęło jej kilka znajomych mieczy czy różdżek, to nie miała ochoty spędzić nocy nad kuflem piwa słuchając przydługich opowieści o - w większości - zmyślonych lub cudzych wyczynach. Jutro powinna przejść się po mieście w poszukiwaniu nowych zleceń, czuła jednak, że będzie to wycieczka bezowocna, podobnie jak wszystkie poprzednie.

Nagły huk wyrwał półelfkę z rozmyślań i sprawił, że spojrzała przed siebie. Na stole nieopodal leżał... ktoś... kogo najwyraźniej znali i niezbyt lubili tutejsi pijacy. Tiara spojrzała w górę szukając dziury, przez którą mógł spaść pajac - po czym z iście naukowym zainteresowaniem zaczęła śledzić rozpoczynającą się właśnie bijatykę. Zawsze sądziła, że im więcej popisów w walce, tym krótszy żywot popisującego; teraz musiała jednak przyznać się do błędu. Błazen bił się nieźle - nawet biorąc poprawkę na przerażenie i popicie obecnego tu pospólstwa. Choć w sumie... jedynie pospólstwa. Zainteresowanie dziewczyny przeszło jednak szybko w bardziej przyziemne sprawy: błazen - a raczej błazenka - wylądował na jej stole, a jego tropem podążała ława ściskana w górze przez podchmielonego osiłka. Półelfka spojrzała na rozbawionego "gościa", który właśnie dopił JEJ wino i wykonując kolejne salto umknął ze stołu; po czym znów na osiłka.Nawet jeśli błazna nie było już na stole wątpiła, żeby powstrzymało to pęd chłopa z ławą.
- Szkoda wina, nawet jak sikacz był - mruknęła do siebie, obiema dłońmi podrywając stół i z całych sił ciskając pod nogi nadbiegających ludzi. Nagła przeszkoda połączona z kałuża rozlanego wina sprawiła, że dzierżący ławę pijak zachwiał się i runął jak długi, blokując drogę pozostałym. Tępi wojownicy zmienili się w bezładną kotłowaninę rąk i nóg, a błazen wykorzystał ten fakt do rozdzielenia kilku kopniaków, zakończonych radosnym wybiciem okna i ucieczką na zewnątrz. Tiara, stojąca w pozie gotowej do walki rozluźniła się nieco - dziwadło na prawdę musiało być kimś, skoro nie rozpoczęła się standardowa bijatyka, tylko wszyscy rzucili się w pogoń. Początkowo dziewczyna planowała opuścić karczmę jak najszybciej (a najlepszą drogą było do tego okno), teraz jednak stwierdziła, że podążenie za błaznem równało by się dla podchmielonego tłumu przyznaniem się do ciążącej na nim winy. Podeszła więc ostrożnie do okna strzygąc uszami i obserwując końcówkę przedstawienia, po czym znalazła sobie nowy stół - tym razem bliżej okna; ot, tak na wszelki wypadek.

Błazen zniknął. Karczma bzyczała teraz jak ul pełen zaniepokojonych pszczół. Choć bańka trutni byłaby znacznie lepszym porównaniem. Tiara przywołała gestem dłoni służebną dziewuszkę, która do tej pory kuliła się za barem, i zamawiając piwo zapytała:

- Co tam, mała, często tu macie takie przedstawienia?
 
Sayane jest offline  
Stary 04-09-2009, 17:00   #33
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
- Jak ja uwielbiam oczarowania – pomyślał Nathan, gdy dowódca strażników spojrzał na niego dziwnym wzrokiem. Mag już wiedział, że mu się powiodło. Strażnik miał słaby umysł, za słaby móc przeciwstawić się jego mocy. Nagiął więc wolę zbrojnego do swoich potrzeb. Sugestia działała a efekty uboczne jak ślinienie się do niego strażnika kompletnie mu nie przeszkadzały, najważniejsze, że osiągnął swój cel.. Mężczyzna przepuścił dwójkę wędrowców, co Nathan skwitował uśmieszkiem i puszczeniem oczka do Uny, po czym ruszył w kierunku bramy prowadzącej do miasta. A samo miasto, cóż. Nie był to szczyt marzeń dla czarodzieja. Od dawna nie wykonywał żadnego zlecenia, nie polował. Jedyne zaś co tu mógł upolować to zapijaczone mordy. No, ewentualnie jakieś wielkie szczury, czy Otyugh w kanałach. Ale to nie był typ istot z którymi Nathan umiał walczyć. Poza tym co by miał z tego? Przecież w takim mieście i tak by mu za to nie zapłacił. Bo za co i po co? Na znalezienie jakiś ruin, czy starej cywilizacji Corvus też raczej nie miał co liczyć. Miasto cuchnęło, a on miał wrażenie, że nawet jeśli są tu gdzieś jakieś ciekawe miejsca do zbadania, to pływają w szambie, a takie „zwiedzanie” średnio go bawiło. Zresztą skąd niby miałby się o takich miejscach dowiedzieć? Kto by mu udzielił takich informacji? Albo inaczej...skąd miałby mieć pewność, że te informacje nie prowadzą do jakiejś meliny, gdzie paru zbirów chciałoby poderżnąć mu gardło? I to w najlepszym przypadku oczywiście. Jedyne co go mogło spotkać w tym obskurnym mieście, to sztylet w plecy, a pewna znana maksyma głosiła, że „nawet najpotężniejszy mag jest niczym, wobec sztyletu wbitego cicho w jego plecy”. Nathan nie wiedział ile w tym prawdy, ale wolał tego nie testować. Zwłaszcza w miejscu takim jak to, gdzie ludzie musieli ginąć z wielkim natężeniem.

- A to by znaczyło – pomyślał mag – że mało kto już zwraca uwagę na morderstwa, pobicia, okaleczenia czy zniknięcia tak? Czyli idąc dalej tym tropem, jakby zniknął oprych lub dwóch, to by raczej się tym nikt nie przejął? Kurcze, fascynujące – oczy bladolicego zabłysły dziwnym blaskiem, a jego ręce zaczęły powoli związywać jego włosy w kucyka. – Jeśli mógłbym wykorzystać kilku ludzi do swych badań, to byłoby coś. Najlepiej takich, którzy potrafią wytrzymywać ból. O takich tu chyba nie trudno. Potrzebny mi chłop jak dąb. Ten ostatni bowiem, który miał nieszczęście posłużyć mi za obiekt moich nieudanych prób, umarł dość szybko. Potrzebuję kogoś, kto będzie długo wytrzymywał, żebym mógł osiągnąć to co zamierzam. Bo przecież to o tym on pisał, prawda? Trzeba spowodować ogromny ból, by móc ją pochwycić i zamknąć w kamieniu. A jak już to uda mi się osiągnąć, to reszta powinna być już łatwa. Chyba, że coś źle rozumiem. Kilka sformułowań jest dla mnie niejasnych. No bo jak osiągnąć wielki ból, nie zadają go? Coś mi umyka, tylko co. Która z tych spraw, sprowadza mnie na zły tor rozumowania? Może uda mi się znaleźć odpowiednią ścieżkę, gdy znajdę sobie paru ludzi do pomocy?

- A tobie co znowu chodzi po łbie? - Spytała przymrużając oczy - Pewnie zaś myślisz o jakiś świństwach, pamiętaj jednak co obiecałeś. – powiedział Una, na co Nathan tylko skłonił się jej, niczym damie na dworze. Widziała już go w takim stanie, widziała jak związywał włosy. Robił to machinalnie i zawsze wtedy, gdy zaczynał myśleć o swych magicznych badaniach. Szukał wiedzy, bo wiedza to potęga. On chciał być potężny, chciał prześcignąć swego nauczyciela, jednak nie było to łatwo, gdyż jego wskazówki były często zawiłe i niejasne. Miał więc ciężką drogę do przebycia, ale to tylko dawało mu sił. Wszystko co robił sprawiało, że wiedział więcej. Badanie ruin czy lochów, odczytywanie ruchów istot, walka z nimi oraz czytanie ksiąg i magiczne eksperymenty. To było to, co miał sprawić, że kiedyś on Nathan Corvus będzie kimś więcej niż zwykłym człowiekiem. Do eksperymentów nad Sztuką potrzebował jednak często pomocników. Teraz uśmiechając się do Uny, trochę żałował, że powiedział jej jak skończył ostatni z nich. Nadzianie na pal bowiem, musiało być niesmaczne, nawet, jeśli cała wioska cieszyła się, że ten „szarlatan” zniknął. Od tamtej opowieści, mimo iż Una sama święta nie była, trochę uważniej mu się przyglądała.

- I jeszcze ta głupia obietnica. No, ale cóż, gdybym Ci wtedy nie obiecał, że nie będę pracował nad tym zaklęciem w tak konkretny sposób, to byś ze mną nie poszła. A ja chciałem byś tu była. Trudno. Badania poczekają. A może będzie jednak okazja....? – pomyślał mag, gdy po raz ostatni odwrócił się w stronę pewnej wyjątkowo ciemnej uliczki. – Ale w sumie to masz trochę racji Sokoliczko, wtedy już chyba przegiąłem...chyba.

- To jak moje słońce, zatrzymujemy się na nocleg? – powiedział wesołym głosem, gdy dostrzegł szyld karczmy. Już po chwili oddawali konie stajennemu, któremu Corvus powiedział szczegółowo w co go zamieni, jeśli jego koń będzie źle traktowany. W końcu Mag wraz z Uną usiedli wygodnie na czymś innym niż korzenie drzew, czy siodło na koniu. Usiedli na krześle w karczmie. Cóż za ulga! Brakowało jeszcze tylko jednego.

- Dwa piwa proszę – powiedział do karczmarza i dokładnie odliczył mu należne pieniądze. Następnie chwycił dwa brudne kufle piwa i zaniósł je na stolik przy którym siedziała Una. Na jej kolanach mruczał cicho jej skrzydlaty kotek, na oparciu trzeciego krzesła zaś siedział Mero wpatrując się w maga.

- Będziesz pił te siki? – zapytał dziwnie nienaturalnie chowaniec, zupełnie jakby te słowa nie były dla niego naturalne. Czarnowłosy mężczyzna uśmiechnął się tylko i stanął plecami do karczmarza. Wykonał nagle dziwny gest ręką nad piwami, wyszeptał kilka słów a trunek zabulgotał na chwilę. Una spoglądała na to obojętnie, nie komentując. Wiedziała co on robił. Sprawiał, że nawet najbardziej rozwodnione piwo smakowało, jakby ważone było przez krasnoludy, czy gnomy. Prosta sztuczka, szybka w wykonaniu, że mało kto to zauważał, a dająca taki miły efekt.

Czarodziej usiadł wygodnie i skosztował piwa. Smakowało rewelacyjnie, choć tak nie wyglądało. Piękno magii. Mężczyzna zaczął rozglądać się po przybytku. Najpierw zobaczył niebrzydką dziewczynę, która zarzuciła nogi na stół. On sam chciał tak usiąść, ale przecież nie będzie jej naśladował, prawda? Było w niej coś intrygującego i miłego dla oka. Potem mag zobaczył jego. Niedaleko niego siedział sobie diabeł. On sam nie miał nic do diabląt, ale ponieważ rzadko się je widywało, to rzucał się w oczy. Najciekawsze było to, że owy mężczyzna był uśmiechnięty, co od razu spodobało się magowi.

Nagle coś przykuło jego uwagę. Najzwyklejsza w świecie dziwka usiadła przed nim i złożyła mu taką propozycję, że Una aż zakrztusiła się piwem.
Mężczyzna spojrzał na prostytutkę. Nie był to jego typ kobiety, uznawał ją wręcz za brzydką...no może nie do końca. Coś w sobie miała, może to ta bezpruderyjność? Jej bezpośredniość? Jednak mimo wszystko Nathan nie miał zamiaru oddawać się rozkoszy. Zwłaszcza, że ta kobieta go drażniła. Zasłoniła mu widok na gości, a jej propozycja była co najmniej śmieszna. Dziwka sprzedająca się za złocisza. Ceniła się nisko, to znaczy że była nikim. Nathan zaś cenił się wysoko. Jeśli już musiał odwiedzić zamtuz, to tylko najlepszy. Poza tym on nie rozumiał zaspokajania swych potrzeb w tak banalny sposób. A gdzie ten dreszczyk emocji i niepewności podczas flirtu? Gdzie uczucie? Może nie chodziło tu o miłość, ale o dreszczyk emocji i podniecenia. Żadna "kobieta wyzwolona" oddająca swe ciało za pieniądze, nie potrafiła dać mu tego czego chciał. Tylko czasem korzystał więc z ich usług, a to głównie wtedy, gdy miał ochotę na coś...specyficznego. Teraz nie miał ochoty na coś tak banalnego jak "obciąganie"...Teraz nabierał chęci na zadanie bólu i strachu. Jego szare oczy wwierciły się w oczy ladacznicy, na jego twarzy wykwitł uśmiech, który mógł spowodować ciarki na ciele. Uśmiech ten wyrażał wszystko o czym Corvus teraz myślał. Potrafił zastraszać samym wzrokiem, często wychodziło mu to lepiej, niż z użyciem słów. Nie na wszystkich jednak to działało.

- KUUUUURRRWAAA - krzyknął nagle skrzekliwy głos za plecami dziewczyny, że ta aż się wzdrygnęła. - Złaź stąd, bo mi KUUUURRRWWWAAA zasłaniasz! Nie pchaj dupy, gdzie Cię krrrrrooowooo nie chcą! - bluzgał dziewczynę Mero, po czym najwyraźniej dziobnął ją w tyłek, bo aż podskoczyła z piskiem. Wtedy mag przestał się uśmiechać. Chwycił ją mocno za nadgarstek, wstał i powiedział zimnym tonem.

- Spokój Mero - rzekł głośno - A Ty szmato, zejdź mi z oczu nim wessę Twą duszę, a Ciebie zmienię w proch.

Kobieta spoglądała wystraszonym wzrokiem to na kruka, to na Maga, będąc najwyraźniej zszokowana taką sytuacją i słowami które usłyszała, co mocno potwierdzały chociażby jej drżące usta.
- Ale... ale... ja... - W końcu z siebie coś wydusiła, choć nie miało to większego składu i ładu.

- Ale ja, już stąd idę Panie - powiedział z naciskiem mężczyzna ściskając ją mocno za rękę i wciąż wpatrując się w jej przestraszone oczy. Słowa wypowiedział z powoli i z naciskiem, dając jej do zrozumienia, co ma powiedzieć i zrobić.
Ladacznica pisnęła z powodu mocnego ściskania ręki, co zwróciło uwagę paru mężczyzn, w tym i karczmarza. Mało kto lubił znęcających się nawet i nad kobietami uprawiającymi najstarszy zawód świata, gorzej jednak było, gdy widział to któryś z sutenerów... .


- Do... dobrze panie - Odpowiedziała mało inteligentnie, jednak jakoś trzymało się to sensu, o jaki chodziło Nathanowi. Chyba jednak przesadził z siłą uścisku. Puścił ją więc, uśmiechnął się jeszcze, choć nie wiadomo było, czy to koniec jego psychicznych tortur, czy zapowiedź większych mąk. Przeczesał włosy rękoma i uśmiechnął się zamykając na moment oczy.

- No, to idź. - powiedział głosem spokojnym do dziewczyny, po czym...dał jej srebrniaka w dłoń.

- Zrozum szaleńca - skomentował cicho Mero, jego wypowiedź nie została jednak skomentowana, gdyż nagle znikąd pojawił się pajac. I to dosłownie. No może nie do końca. Był to błazen, który zaczął bawić część klienteli,. W tym przede wszystkim Nathana, wariacjami na temat, „jak w karczmie zlać skórę idiotom.” Ruchy błazna w czerwieni były szybkie i groźne, a to co się działo z jego przeciwnikami, wprawiało maga w niesamowity humor. Już dawno się tak dobrze nie bawił. Wiedział, że to nie przedstawienie, ale zachowywał się wręcz odwrotnie. Klaskał i śmiał się w głos. W końcu przedstawienie przeniosło się na zewnątrz. Mag był zadowolony. Nie musiał się wtrącać, wiedział że zarówno błazen jak i piękna dziewoja, czy diabełek dadzą sobie w razie czego radę, ze zwykłymi pijakami. Może nie wiedział, ale miał przeczucie. A nawet jeśli coś by się im stało, to jaki on miał w tym interes, by im pomagać?
Mag przeczesał włosy ręką i zobaczył jak diabełek wchodzi po czym....Co on u licha robi? – zastanowił się mag, po czym nie mogąc już wysiedzieć w miejscu, chwycił kufel i spokojnym krokiem podszedł do wpatrującego się w sufit mężczyznę.

- Co tam widzisz? – zapytał wprost i napił się piwa.
Diablę spojrzało na sufit i dodało pocierając róg palcem.
-Żebym to ja wiedział...pewnikiem to samo co ty. A szukam odpowiedzi.
- To samo co ja? - zdziwił się drapiąc po skroni. - Ja w sumie szukam grupy awanturników. Ale fakt, są to odpowiedzi. Chyba tylko zadajemy sobie inne pytanie, co?
- Jeden błazen na sufit jeszcze jakoś się wcisnął...ale grupa awanturników raczej nie wlizie.- zaśmiał się mnich. Po czym dodał.- Nie powinieneś zrobić sobie tabliczki z tekstem "Szukam bohaterów do wynajęcia. Nieźle płacę."...Czy coś w tym rodzaju? To miast nie cierpi na niedobór mieczy do wynajęcia.
- Tylko, że ja nie szukam pierwszych lepszych bohaterów, tylko sławnych Obrońców Rath...słyszałeś o nich może? Bo mi się wydaję, że sławni to oni są tylko w Rath. - powiedział z przekąsem. - Coś jak tutaj pewien błazen - dodał z uśmiechem.
- Nie nie bywałem w tamtych okolicach.- rzekł mnich, podrapał się po rogu dodając.- Obrońcy Rath...nie, nie kojarzę. Ale jak puścisz plotkę że ich szukasz to pewnie ich znajdziesz. Jak jeszcze do plotki dołożysz obietnicę nagrody...Szczurów tu zapewne równie wiele, co strażników od siedmiu boleści.
- Nie wiem tylko, czy jest mi na rękę aby całe to parszywe miasto wiedziało, że oni tu są. Zresztą - przerwa na łyk piwa - kocham tropić, a tropienie w mieście będzie wyzwaniem. - kolejny łyk piwa.
- A to powodzenia w tropieniu.- uśmiechnęło się diablę.- Ja osobiście wolę ciekawsze rozrywki niż ganianie z uchem przy ziemi, zwłaszcza w okolicy rynsztoków.
Po czym przyjacielsko klepnął czarodzieja po ramieniu.- Miło się gadało, ale mnie inne sprawy wzywają.
I po tym pożegnaniu ruszył na piętro karczmy.
- Jak byś chciał napić się piwa w.... - krzyknął za rogaczem Nathan, ale ten wbiegał już po schodach - to potrawie niezłego piwa naważyć - skończył szeptem i ruszył do Uny.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 04-09-2009 o 17:55. Powód: Dialog z Abim :D
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 05-09-2009, 23:47   #34
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
- Jestem Luna Wisewind, miło mi cię poznać Vanesso i twojego kolegę… Raison… tak?

Genasi przyjrzał się rozmówczyni bardki. Krótkowłosa blondynka, poniekąd przypominająca elfkę, choć z pewnością była człowiekiem, sprawiała wrażenie przyjaznej kobiety. Przyjaznej, lecz ciężko doświadczonej przez życie. Mężczyzna widział to w jej oczach, delikatnym uśmiechu, krótkich włosach. W swoim poprzednim, marnym życiu widział wiele takich kobiet. W tym mieście też było ich dużo, zbyt dużo. Smutne, ukrywające własny ból na wiele sposobów, często zatracające się w nałogach i prostytucji. Sam był niewiele lepszy, dawno temu, nim poznał Vanessę.

Jednak Luna była inna. Nie sprawiała wrażenia osoby, która zarabia na życie własnym ciałem, topi żale w kieliszku lub gardzi sama sobą. Ona po prostu... przeszła zbyt wiele w zbyt krótkim czasie i nie zdążyła się otrząsnąć. Być może nigdy nie otrząśnie.

- Ochroniarza, owszem- potwierdził dość ozięble. Być może nie powinien być tak oschły w stosunku do osoby, która sprawiała wrażenie dobitej, ale chciał szybko wyjaśnić nieporozumienie. Nawet jeśli bardzo lubił Vanessę, a ona też miło spędzała z nim czas, to był przede wszystkim jej wiernych sługą. Chciał, by co do tego nie było żadnych wątpliwości.

Nieciekawą sytuację szybko przerwała panienka Vanessa, uwodząc kobietę. Jej dłoń spoczęła na ręce Luny, gdy zaoferowała „ukołysanie do snu” Wisewind. Raison tylko uśmiechnął się, choć gdy tylko bardka się odwróciła, pokręcił głową, wymownie patrząc w górę. Im dłużej był w towarzystwie szlachcianki, tym dłużej myślał, że bogowie jednak nie istnieli. Czasami sama się prosiła o piorun z nieba. No, może taką lekką chmurkę deszczową.

Vanessę zaczął uwodzić jakiś brodacz, ale Raisona to niewiele obchodziło. Była dorosła i sama decydowała o tym z kim jakie ją łączą relacje, a genasi był gotów zawsze pomóc jej odgonić nadgorliwych natrętów, tak jak to uczynił przed chwilą, nim rozgorzała bójka. Zresztą, amant nie wyglądał na takiego, który miał zamiar uwieść Vanessę na serio.

To najbardziej uspokoiło Raisona, z wielu powodów.

Jego czarne, głębokie oczy nie odrywały się od Luny. Coś w niej sprawiało, że pragnął ją lepiej poznać. Na swój sposób przypominała mu Vanessę, co było niedorzeczne, gdyż najwyraźniej miały też skrajnie różne osobowości. Wisewind wyglądała na skrytą, choć miłą, zdawała się też być jedną z tych kobiet, które nie znają się zbyt dobrze na sprawach sercowych, w którym to wniosku umocnił Raisona rumieniec kobiety. Miała też krótkie włosy, nie to co długie, lśniące włosy bardki, obydwie jednak były tak samo jasne. Rysy twarzy też były zbliżone, choć oczywiście Vanessa była znacznie piękniejsza i miała te swoje cudne oczy. Damy były jednak na tyle zbliżone do siebie, by wojownik mógł odnaleźć przyjemność w patrzeniu na Lunę.

- Zastanawiałam się co teraz powinniśmy zrobić skoro już tu dotarliśmy… ale właściwie to teraz jestem bardziej ciekawa co was tu sprowadza? Jakieś interesy czy zwyczajny pęd ku przygodzie?- spytała, wytrącając Raisona z zamyślenia.

- To i to. Panienka Vanessa postanowiła wybrać się w podróż. Ma talent i ciekawość świata, a poznane historie może wykorzystać w swoich pieśniach. Dodatkowo zbiera spore datki od ludzi zachwyconych jej grą, może się zmierzyć z innymi muzykami i odwiedzić ciekawe miejsca. Można powiedzieć, że jest to... letnia przygoda, mimo pory roku- wyjaśnił zwięźle i najlepiej jak potrafił Raison. Postanowił oszczędzić „doświadczonej Lunie”, jak nazwał ją w myślach, wrażeń związanych z odpowiedzią udzieloną przez Vanessę.

- A wy? Nie wyglądacie na zwykłych podróżnych, bardziej na poszukiwaczy przygód. Czy może tylko towarzyszycie temu ciężkozbrojnemu, który wyszedł? To aasimar, paladyn, prawda? Mogę spytać, jakiego bóstwa?

Raisona niezwykle zainteresował osobnik, który opuścił salę. Jeden rzut oka mu wystarczył, by stwierdzić, że jest planokrwisty, podobnie jak on. Odmieńcy już tak mieli, potrafili siebie wyczuwać nawet, jeśli chodziło o aasimary, tak przecież podobne do zwykłych ludzi. Istniały pewne subtelne cechy, które odróżniały niebiańskich od zwykłych blondynów. Wojownik, jako osoba, która sama nie była w pełni ludzka, od razu je wychwyciła.

- Wybaczcie, że pytam, nie chcę być wścibski. Widzicie, z pewnych oczywistych względów jego osoba zwróciła moją uwagę- stwierdził, wskazując na swoje metalowe włosy.
 
Kaworu jest offline  
Stary 06-09-2009, 16:33   #35
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
"Tawerna Barda"


- Zdarza się prawie co dzień pani - Odpowiedziała dziewczynka, po czym ruszyła przynieść Półelfce piwo.

....

- Czy pani pozwoli? - Zamyślona Tiara usłyszała nagle tuż przed sobą jakiś męski głos. Gdy przestała więc wpatrywać się w sufit, rozmyślając nad dalszym działaniem w mieście, ujrzała całkiem schludnie ubranego, i przystojnego mężczyznę, trzymającego w dłoniach dwa puchary wypełnione czerwonym winem.


- Jeśli można, ośmielę się zaprosić urodziwą panią na trunek - Nieznajomy lekko się ukłonił, balansując przy tym zręcznie trzymanymi pucharami, by nie uronić ich zawartości - Zwę się Marcus de Vell, i nie, nie uważam pani za jedną z licznych kobiet zarabiających na życie, za przeproszeniem, swym ciałem, po prostu szukam miłego towarzystwa, jeśli się jednak narzucam, mając na uwadze pani groźnie wyglądający miecz... - Nie dokończył, uśmiechając się nonszalancko.

Półelfka przyjrzała się Marcusowi jeszcze dokładniej, lustrując go od stóp do głowy. Nie wyglądał na jakiegoś łachudrę, wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie zadbanego i majętnego(?). Czyste buty, proste w kroju spodnie, pas z wypolerowanym rapierem, biała, aksamitna koszula, na niej zaś coś w rodzaju skórzni. Mógł być nawet i szlachciem, co jednak taki osobnik robiłby w tak zaplutej karczmie?.

~

- Idę wynająć pokój, a ty postaraj się być grzeczny, i nie strasz więcej pożeraniem dusz - Odezwała się do towarzysza Una, po czym ruszyła zająć się obwieszczonym zajęciem.

Nathan został więc przy stole sam, obserwując od niechcenia klientelę przybytku. Po wizycie tajemniczego Błazna nieznana Elfka zmieniła stół, sprzątano rozbite meble, masowano obite gęby, a mała dziewczynka znowu uwijała się przy stole, roznosząc trunki. Tym razem jednak na jej twarzy widniał wyraźnie świeży, czerwony ślad wokół lewego oka.

A karczmarz masował swoją dłoń.

Poznany parę chwil temu "Diabeł" udał się na piętro, Mag został więc bez towarzystwa, zdany praktycznie na siebie samego, nie licząc oczywiście jego wielce niesfornego chowańca. Nawet lafiryndy nie odważyły się podchodzić już do jego stołu, omijając go za każdym razem szerokim łukiem.

Jednym więc słowem nudy.

Wkrótce jednak zostały one przerwane pojawieniem się patrolu straży miejskiej. Szukali oni jakiegoś "Diobła", a Nathan odniósł nagle wrażenie, że chodzi o owego osobnika, z którym uciął sobie krótką pogawędkę. Karczmarz zaś wypaplał dokładnie co i jak, przez co pięcioosobowy oddział gwardzistów popędził szybko schodami na piętro.

Na którym nie tylko zniknął owy diabełek, ale i również Una.

~

Acaleem, po powrocie do karczmy, dokładnie przyjrzał się sufitowi w miejscu z którego spadł Błazen, nic jednak wielkiego tam nie odkrył, poza sporą plamą dokładnie w oglądanym miejscu. Stał więc przy pustym stoliku, przy którym wcześniej siedziała jakaś Półelfka, która teraz gdzieś sobie poszła. Niespodziewanie zaczepił go dosyć przyjaźnie jakiś blady jegomość, ucięli więc sobie krótką pogawędkę, po chwili jednak Mnich udał się na piętro, licząc na większy łud szczęścia.

Wszystkie pokoje były jednak zamknięte na klucz.

Z paru z nich dochodziły różne odgłosy, w pozostałych zaś panowała cisza, nic jednak nie wydało się Mnichowi warte uwagi. Ot chrapanie, miłosne jęki, czyjaś gadanina o parszywej pogodzie za oknem... . Wkrótce jednak usłyszał coś ciekawego, tym razem jednak dochodzące nie z piętra, a z parteru.

- Diobeł powiedacie panie?. Ano jest, polaz właśnie na górę, a jest za to jakaś nagroda? - Dobiegł go wcale nie tak cichy głos karczmarza.

Zaraz po nim rozległy się również liczne, ciężkie kroki pędzące po schodach, oraz dzwonienie metalu.

Żeby to wszystko... .

~

Po dziwnych perypetiach, rozgrywających się przed karczmą, Morgan w końcu przestąpiła jej progi, mając jeszcze dosyć... osobliwą sytuację z pewnym diabłopodobnym osobnikiem i jego ogonem. Po krótkim zlustrowaniu wnętrza, paru obitych gęb, oraz połamanych mebli, zamówiła u karczmarza alkohol, pokój oraz kąpiel (i to dokładnie w tej kolejności). Wkrótce więc mogła odpocząć na piętrze w małej, spartańsko urządzonej izbie, i rozkoszować się ciepłą wodą w balii, a wszystko przytargane przez małą, wychudzoną dziewczynkę... .

Aż tak długo to jednak nie trwało.

- Otwierać w imieniu prawa! - Rozległy się wrzaski na korytarzu, poparte waleniem w drzwi jej pokoju.

Musiała przyznać, że straż w tym mieście była nie tylko natrętna, ale i dosyć szybka, kurna jego mać.

- Otwierać albo wyważymy drzwi!! - Powtórzył męski głos. A ona siedziała kompletnie naga w balii. Możliwości wiele nie było, drzwi już prawie wypadały z zawiasów, a wzrok Kristaliny szaleńczo skakał po wnętrzu pomieszczenia. Zdezelowana szafa, skrzypiące łoże, okno, jej miecz... naprawdę niewiele do wyboru, a czasu kompletnie brak.


Ulica w Melvaunt


Najpierw zagrzmiało, a następnie lunęło deszczem, w tej jednak chwili nie było to zbyt istotne.

Walka rozpoczęła się z dosyć banalnego powodu, jej przebieg jednak daleko odbiegał od takiego stanu. Sever rzucił się w przód równocześnie z tajemniczym napastnikiem, a obaj wyprowadzili ciosy swoimi orężami. W tym samym momencie Półork zaatakował podstępnie Paladyna od tyłu, biorąc za cel swojego buzdyganu głowę Aasimara, co bez wątpienia mogło być tragiczne w skutkach, gdyby nie Milo.

Mały mężczyzna skoczył do "wielkoluda" dzielnie ściskając swój miecz w dłoni, i podstępnie wyprowadził cios w Półorcze plecy. Uliczny bandzior ryknął z bólu, gdy stal wdarła się w jego ciało w okolicach kręgosłupa, po czym na oślep machnął w tył buzdyganem. Gdyby Milo był wyższy... .

Czy takie postępowanie Niziołka było poprawne moralnie?. Atakować bez litości od tyłu, bez skrupułów, zupełnie jak takie gnidy jak ci z którymi walczyli?. Ciekawe co by na to powiedział dziadunio. Półork zalewał krwią ulicę, w jego oczach jednak malowała się nieopisana wściekłość. Zacisnął obie dłonie na swoim buzdyganie stojąc już twarzą w twarz z Milo.

Po kilku szaleńczych ciosach sługa Tyra zdołał w końcu dosięgnąć przeciwnika, zadając pchnięcie swoim mieczem w jego opancerzony tors, i cios przebił blachę zbroi, był jednak zbyt słaby by wywrzeć odpowiednie skutki. Zakończyło się więc jedynie na płytkiej ranie w klatkę piersiową, na co przyszła szybka kontra raniąca Severa po lewej nodze. Kolejne cięcie zadane przez Paladyna znad głowy zostało wkrótce zablokowane, podobnie jak atak na żebra, odpowiedzią zaś było draśnięcie młodziana w prawą rękę, a następnie, i na szczęście, ostrze skierowane w jego głowę, zatrzymane przez wysłużoną tarczę.


Karczma "Biały Kuc"


- Myślę, że tu zostaniemy na noc, co Raisonku? - Bardka zwróciła się wyjątkowo słodkim głosikiem do swojego towarzysza... gładząc go przez chwilę przy wszystkich lekko zgiętym palcem po policzku.

Izby były jednak wolne już tylko dwie, z czego jedną z nich zamówiła Luna.

- Macie ochotę na wspólny nocleg? - Vanessa zwróciła się nagle do Yona i Wakasha z niezwykle rozbrajającą miną. Ten ostatni podkręcił z tego powodu z szelmowskim uśmiechem wąsik, a Luna po raz kolejny poczuła się dosyć dziwnie w obecności owej jasnowłosej kobietki.

Do karczmy zawitał wkrótce patrol straży miejskiej, szukający ponoć jakiegoś... Diabła!. Zaatakował on paru gwardzistów, a następnie uciekł, za pomoc w jego schwytaniu wyznaczono zaś pięćdziesiąt złotników. Strażnicy jednak w "Białym Kucu" poszukiwanego nie znaleźli, po paru minutach opuścili więc owy przybytek.

- Chodzi ci pewnie o naszego Paladynka Tyra - Odezwał się do Raisona nieco ściszonym głosem Wakash, po czym dodał, już sam do siebie szeptem - A właśnie, ciekawe gdzie ten się wieczorami szlaja w tym deszczu... .

Dzień kończył się ulewą, licznymi rozterkami, oraz rozmyślaniem nad naprawą złamanego rapiera. Byli jednak wszak w mieście pełnym kowali, z tym ostatnim więc nie powinno być problemów. Za to Sever i Milo wybrali się gdzieś w nieznane, a reszta grupki przebywająca w karczmie nie umiała się najwyraźniej do końca zdecydować, czy w niej przenocować, czy nie.


Kanały pod miastem Melvaunt



- Jesteś pewna, że dobrze idziemy? - Spytała białowłosa Elfka.
- Tak - Odpowiedziała zwięźle po raz piąty Tropicielka.
- Ale na pewno? - Nie odpuszczała Druidka.
- Tak.
- I on tu jest? - Nie przestawała pytać Półelfka.
- Na pewno, i proszę, ciszej! - Syknęła jej towarzyszka.

Przemierzały więc ostrożnie, ramię w ramię, zalane często po kolana fekaliami kanały. Elfka i Półelfka, obie gotowe na walkę z nieznaną kreaturą, którą obecnie tropiły, i za którą mogły skasować sporą nagrodę. Bowiem żaden organ władzy nie jest wyjątkowo szczęśliwy, gdy w jego kanałach grasuje jakiś potwór, pożerający przypadkowe osoby.

Nawet w Melvaunt.

Problem jednak polegał na tym, że owy potwór, działający tylko nocą, tak naprawdę nie zżerał mieszkańców, lecz przemieniał ich w Zombie, których dwa tuziny obie kobiety już pokonały. Nie obyło się jednak bez paru zadrapań, rany te były jednak na szczęście jedynie lekkie.

....

- Uwa...!! - Nie dokończyła Druidka, gdy nagle z jakiejś wnęki nad ich głowami skoczył ścigany przez nie stwór prosto na jej towarzyszkę.

Przeklęty zasadził się na nie w dogodnym miejscu, ze zwierzyny stał się więc myśliwym, doprowadzając do zaskakującego ataku na Mialee, której łuk na nic się nie przydawał w tak bliskim starciu.


Gnijący, niezwykle silny mężczyzna zaczął szaleńczo okładać Tropicielkę swoimi pięściami, ta z kolei desperacko próbowała się jakoś od niego uwolnić, oraz zasłonić przed razami łukiem. Sytuację utrudniał również fakt, że spadający na nią wróg zwalił ją z nóg, szamotanina miała więc miejsce w cuchnących ściekach, gdzie Mialee ledwie co miała twarz ponad poziomem owej brei. W pewnym zaś momencie, z sinych ust mężczyzny wystrzelił wyjątkowo długi, i obleśny jęzor różowej barwy, zakończony małymi szczękami, który dosłownie w ostatniej chwili Tropicielka zdołała pochwycić dłonią tuż przed swoją twarzą.

A tu już nadlatywała znowu niezwykle silna pięść mężczyzny.

Valle miała nie lada problem z przystąpieniem do walki, wszak jej towarzyszka szamotała się dziko z Mhorgiem, o wypadek było więc niezwykle łatwo, z drugiej strony jednak należało przystąpić natychmiast do działania.










***

Sever 56pw

Valle 50pw

Mialee 55pw
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 09-09-2009 o 18:40.
Buka jest offline  
Stary 08-09-2009, 22:10   #36
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Walka oczyszczała umysł z trosk i zmartwień. Dla aasimara pozostawało tylko tu i teraz. Był tylko on i jego przeciwnik. Założenie że walka będzie uczciwa było aż zanadto naiwne nawet jak na paladyna.
Ryk i widok przeciwnika młucącego powietrze buzdyganem mówiło samo za siebie. Ci dwaj planowali go ogłuszyć i w najlepszym wypadku okraść...w najgorszym zaś zabić i wrzucić do rynsztoku. Wyglądali obaj na tęgich rębajłów lecz trafili na kamień bo ktoś odciągał uwagę drugiego przeciwnika. Proporcje wyglądały na ponownie wyrównane. Niecny plan spalił na panewce.
Wojownik z toporami starł się na środku ulicy z sługą Tyra, Sever wyprowadził pchnięcie celując sztychem prosto w pierś przeciwnika. Topornik zbyt późno zrozumiał swoją sytuację - garda którą próbował wyprowadzić była niedostatecznie szybko sformowana. Rana nie była poważna lecz stanowiła dobry początek.

Pierwsza krew dla mnie ! - zatryumfował paladyn szczerząc zęby pod osłoną przyłbicy

Przeciwnik wyprowadził kontrę toporem trafiając Severa w lewe udo. Zraniona kończyna utrzymywała jego ciężar toteż wywnioskował że nie jest poważnie uszkodzona. Kontynuując walkę atakiem z nad głowy blondyn wykonał wykrok lewą nogą zaś miecz po skosie wycelowany był by opaść na bark i szyję z prawej strony gdzie łączył się napierśnik z hełmem. Cięcie zostało zablokowane poprzez obydwa topory wzniesione w pozycji obronnej.Stal miecza zadźwięczała donośnie stykając się z ciężkimi ostrzami toporów zamiast z gardłem. Przez chwilę zamarli w bezruchu siłując się w powietrzy w grze której stawką było życie. Żaden nie mógł uzyskać przewagi toteż po chwili obaj odskoczyli. Młodszy a przez to szybszy aasimar wykorzystał swoją przewagę tnąc adwersarza w żebra, gdyby nie dobrej jakości pancerz który doprowadził do ześlizgnięcia się miecza po płytach metalu...
Wycofując się do kolejnej postawy młodzik otrzymał niewielkie draśnięcie w prawą dłoń. Mimo że rana nie była poważna wywołała falę skurczów na całym odcinku aż do barku. Tarcza poznaczona wieloma śladami minionych walk ocaliła mu kolejny raz życie przed błyskawiczną dekapitacją. Obserwując przeciwnika przez wizurę czekał na całkowity powrót sprawności zbrojnej ręki. Jego młodość ograniczona przez kontuzję ścierała się z doświadczeniem atakującego...Zapowiadała się ciężka walka.
 
Grytek1 jest offline  
Stary 11-09-2009, 13:56   #37
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Zaatakował. Jego cios celnie trafił w plecy wielkiego, jak na niziołka, przeciwnika. Miecz gładko wszedł w kręgosłup. Taka robota, mimo, że nie uczciwa i potępiana przez wielu zacnych wojowników, była bardzo skuteczna. Bo jak to pewna znana maksyma głosiła...

Jednak tym razem skrytobójcze ostrze nie zabrało nieszczęśnika na drugi brzeg. Półork, zapewne zaprawiony w wielu bojach, nie padł od pierwszego uderzenia. Co więcej. Miał siły by zamachnąć się buzdyganem za siebie. Ciężka głowica broni świsnęła maluchowi nad głową. Nawet nie chciał sobie wyobrażać co by się stało gdyby celował niżej.

- Cholera... jak to nie dobrze poprawiać po sobie robotę... - myśl przemknęła mu przez głowę, gdy jego przeciwnik stanął do niego twarzą w twarz. - Nie dobrze... - konfrontacja z takim wyjadaczem słabych przeciwników nie była tym co niziołki lubią najbardziej. Ba! Wręcz tego nienawidziły. Zresztą, może nie tyle co z wielkimi półdzikimi wygami co z ich maczugami, toporami czy mieczami.

Niziołek niewiele myśląc skoczył w bok lewą ręką sięgając do sakiewki przy pasku. Jednak teraz musiał go użyć. Musiał stać się nie widzialny.


Złoty pierścień, z pozoru zwykła biżuteria krył w sobie magiczną moc. Moc którą teraz sprawny łotrzyk zamierzał wykorzystać. Moc która mogła przybliżyć mu zwycięstwo.

Gdy tylko założył obrączkę, nie czekał na oklaski. Robiąc jeden krok w lewo zaatakował złoczyńcę.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 11-09-2009, 20:47   #38
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
~No i tak sobie diabła za ogon złapałam~ pomyślała Morgan ~Chociaż w tej bajce o spełnianiu przez niego po tym życzeń, było chyba o łapaniu za rogi i całonocnym ujeżdżaniu?~ Dziewczyna uśmiechnęła się tylko na jego ripostę i wypuściła zdobycz z ręki. Teraz marzyła o porządnej kąpieli, a zwłaszcza o wymyciu włosów. Cuchnęła jak kloaka i czuła jak cały bród z włosów spływa na tył jej odzienia. Przyda się więc i pranie, ale do spełnienia tego życzenia, nie potrzebowała pomocy diabelskiej. Wystarczyła pomocnica karczmarza, co wody gorącej do balii nanosi.
Bez problemu dostała butelkę wina, pokój na piętrze i obietnicę szybkiej kąpieli. Chyba karczmarz nie miał ochoty by w takim stanie siedziała przy innych klientach, a na wyproszenie wojowniczki najwyraźniej zabrakło mu odwagi. Poszła do przeznaczonego dla niej pomieszczenia, solidnie pociągając po drodze z butelki.
Pokój okazał się całkiem przytulny, zwłaszcza gdy zapaliła dwie świece, które w nim znalazła. Szerokie łóżko wyglądało na średnio czyste, ale do tego zdążyła się już przyzwyczaić. Wyglądało za to dość solidnie. No i w drugim kącie obok stołu i dwóch krzeseł stała na podłodze spora drewniana balia. Bez problemu, jak oceniła dziewczyna zmieściłyby się w niej nawet trzy osoby jej postury.

Zaraz potem zjawiła się mała służka, dziewczynka zaledwie, uginająca się pod ciężarem wiader z wodą. Służąca jak na gust Morgan była trochę za mała do takiej roboty, szybko jednak i sprawnie napełniła balię. Gdy odchodziła wojowniczka wcisnęła jej do rączki złotą monetę i uśmiechnęła się lekko. Potem rozebrała się i z rozkoszą zanurzyła w wodzie. Zaledwie jednak zaczęła myć brudne włosy, gdy na korytarzu rozległy się hałasy. Najwyraźniej kogoś poszukiwano. Czyżby poturbowani strażnicy zdążyli się już na nią poskarżyć? Jak jednak zdołali tak szybko ją odnaleźć? Chyba jednak "ogon", który za nią wędrował okazał się donosicielem.

Słysząc walenie do drzwi i krzyki, Morgan odruchowo wyskoczyła z wody i sięgnęła w kierunku broni, ale w tym momencie pomyślała, że jeśli jej szukają to wypatrują właśnie wysokiej wojowniczki z mieczem. Szybko obrzuciła pokój wzrokiem: Niewielka świeczka umieszczona na stoliku koło łóżka i drugą na podłodze koło balii z wodą nie dawały wiele światła, jeśli ustawi się odpowiednio powinna skutecznie skryć rysy twarzy. Zresztą nie sądziła, by akurat na twarz zwracali wtedy uwagę strażnicy. Włosy po zmoczeniu zmieniały kolor na ciemnobrązowy, wiec i po nich nie łatwo będzie ją rozpoznać.
Zarzuciła na miecz spory kawał płótna przeznaczony do wycierania i ułożyła tak by nie rzucał się w oczy komuś wchodzącemu do środka, a jednocześnie łatwo było po niego sięgnąć. Elementy zbroi zarzucone były resztą ubrań, nic więcej nie miała już i tak czasu robić. Ściągnęła z łóżka prześcieradło, zręcznie owinęła się nim jak togą i podeszła do drzwi. Zanim je jednak otworzyła ugięła lekko nogi w kolanach. Zmniejszyła się o dobre cztery cale: Chodzenie na zgiętych nogach miała doskonale opanowane dzięki latom ćwiczeń szermierczych, a zwoje materiału skutecznie skrywały dziwną pozycję. Szybko odsunęła skobel i otwarła szeroko drzwi, zanim rozwaliło je kolejne kopnięcie.
Skryła się lekko za skrzydło drzwiowe z nieśmiałą przestraszoną miną:
- Cooo się stało? - zapytała z drżeniem w głosie, niczym delikatna krucha istota, na jaką właśnie pozowała. Nieco nieogolony strażnik z halabardą w łapie, na widok półnagiej kobiety najpierw rozdziawił gębę, a następnie pojawił się na niej ten typowy, męski wyraz twarzy...
- Sikoreczka tu tak sama? - Spytał łagodnym już tonem, zerkając jej przez ramię do wnętrza izby, jednak niemal cały czas jego wzrok błądził po jej skąpo odzianym ciele.
Dziewczyna uniosła niedbale dłoń wskazując na prawie pustą butelkę wina stojącą przy bali i powiedziała wydymając lekko usta:
- Z mężem, ale wina nam zabrakło i poszedł na dół po następne. Powinien zaraz wrócić. Służba tu jakaś taka mało sprawna. Widziałam, w zasadzie jak dotąd tylko jedną małą służącą - Dodała rozkapryszonym tonem i wzruszyła ramionami - A panowie kogo szukają? - zapytała.
- Męża powiadasz? - Zagadnął dziwnym tonem strażnik, po czym nachalnie wepchał się do pokoju, i żeby się z nim nie zderzyć (czego pewnie by chciał świnia jedna), Morgan cofnęła się dwa kroki w tył.
W tym czasie gwardzista... zajrzał pod łoże i zerknął do szafy, szukając kogoś w izbie kobiety, naturalnie jednak nikogo nie znalazł.
- Rogacza szukamy cholernego, coś jak Diabeł wygląda, a karczmarz gadał, że tu jest! - Mężczyzna łypnął na wojowniczkę okiem, po czym zrobił krok w jej kierunku...
- Diabła? Widziałam jednego na dole jak czerwonego błazna gonili - Powiedziała Morgan, z ulgą uświadamiając sobie, że to jednak nie jej szukają. Odruchowo cofnęła się przed mężczyzną i chwytając drzwi wskazała mu wyjście:
- Jak widać nie ukrywam diabelstwa pod łóżkiem. Może powinien poszukać pan gdzie indziej? W końcu to chyba spora nagrody za takiego bandytę?
- Nie pyskuj kobieto bo...
- Gwardzista uniósł dłoń, zupełnie jakby chciał Morgan spoliczkować, wtedy jednak rozległ się głos jego kolegi na korytarzu:
- Ter znalazłeś co?. Ruszaj się tu, sierżant się wkurwia...
Strażnik opuścił więc izbę wojowniczki z wyjątkowo wredną miną, ta zaś za nim dokładnie zamknęła drzwi. Nie było łatwo opanować odruchu walnięcia go w te wredną mordę, ale Morgan miała już zdecydowanie dosyć przeżyć jak na jeden wieczór. Pobicie strażnika wiązałoby się pewnie z koniecznością natychmiastowej ucieczki i szukania kolejnego miejsca na nocleg. Zasunęła zasuwkę i oparła głowę o drewno. Kilka głębszych oddechów pozwoliło jej opanować nerwy.
Potem odwróciła się podeszła do balii i usiadła na jej brzegu. Prześcieradło zsunęło jej się z ramion i zatrzymało na krągłych biodrach. Zanurzyła rękę w wodzie. Na szczęście była ciągle jeszcze gorąca. Teraz pragnęła tylko porządnej kąpieli i spokojnego wypoczynku.
Uniosła ręce do góry i zaczęła osuszać kawałkiem płótna umyte wcześniej włosy.

 
Eleanor jest offline  
Stary 12-09-2009, 17:12   #39
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gadanina o tym mordującym błaźnie była chyba tylko wymysłem pijanych głów, bo Acaleem nie znalazł trupa, ani śladów morderstwa. Ani, niczego wartego uwagi...za to straże znalazły „Diobła”. Zapewne w tej chwili cała banda ciołków z prawem po swej stronie, aresztuje wszystkie diablęta w Malveunt. Zaprawdę, to musi jakaś spokojna mieścina, skoro strażnikom aż tak się nudzi.
Pech prześladował Acaleema od wejścia w mury tego miasta. Można było sądzić, że jego buźka, wystarczyłaby jako informacja, że lepiej go nie zaczepiać. Ale nieee...Tutejsi strażnicy, jeden po drugim wręcz upraszali o to, by im sprawił lanie.
Z gardła diablęcia wydobył się ponury półzwierzęcy pomruk. Tutejsza straż znowu testowała jego wyrozumiałość i cierpliwość. Tym razem im daruje...Tym razem.
Mnich podszedł do okna w korytarzu wychodzącego na tyły karczmy i otworzył je na oścież. Założył kolce na stopy i pazury na dłonie...wylazł na ścianę karczmy i krok za krokiem pełzł po niej niczym pająk. Ciemności które juz zapadły i szary płaszcz który na sobie nosił, powodował, że diablę zlewało się z budowlą.Krok za krokiem...gdy strażnicy, szukali go wewnątrz budowli, on zamierzał dotrzeć do jednego z przeszukanych przez nich pokoi. Nie miał zamiaru ganiać od karczmy do karczmy przez całą noc.
Wreszcie dotarł do jakieś pokoju, z otwartym oknem, wlazł na okienną framugę i zobaczył, że nie jest to pusty pokój.
Pech...Bo reakcja kobiety, na wchodzącego do jej pokoju, rosłego rogatego mężczyznę może być tylko jedna. A że nad diabłem krążyła czerwona kulka, a pomiędzy rogami tkwił czarny klejnot...to bynajmniej tylko wzmacniało aurę niesamowitości. Już nie mówiąc o żelaznych pazurach na rękach i żelaznych kolcach na stopach. Co prawda nie służyły one do walki, a były częścią zestawu wspinaczkowego. Niemniej wyglądały dość złowrogo.
Słysząc hałas w oknie dziewczyna popatrzyła w tamtym kierunku i w pierwszym momencie zaniemówiła: Widok rogatego stwora pewnie zrobiłby na niej większe wrażenie gdyby nie to, że widziała go pół godziny wcześniej przed gospodą. Teraz stał na oknie i bezczelnie gapił się na jej gołe cycki. Zasłoniła je materiałem, którym osuszała włosy i powiedziała opanowanym tonem:
- Wyglądasz jakbyś pierwszy raz nagą babę zobaczył.
- Więc...- rzekł Acaleem zdejmując z siebie kolce do wspinaczki.- ...baby to mi się zdarzało widzieć. Nagie także. Ale ładne kobiety, o wiele rzadziej.
Starał się stanąć tak, by dziewczyna nie mogła zobaczyć gwałtownej reakcji jego organizmu, na ten kuszący widok. Jak wielu potomków czartów, Acaleem był dość hojnie obdarzony w dolnych partiach ciała.
- No proszę, a ja myślałam że ktoś taki jak ty, to od kobiet odpędzić się nie może - Powiedziała lekko kpiąco wyraźnie nie speszona sytuacją. Doskonale widziała jego podniecenie, bo rzeczywiście trudno byłoby coś takiego ukryć!
- Rozumiem, że planujesz się tutaj jakiś czas gościć? Za co cię ścigają? - Zapytała całkiem poważnym tonem.
- Za moją krytykę wobec tutejszej straży miejskiej.- usiadł pod oknem, widząc że nie ma co ukrywać, w wielu znaczeniach tego słowa. Spojrzał na kobietę i dodał.- Oni obrazili moją mamusię, ja pozbawiłem płodności pyskacza. A potem przeczepili się jak rzep do psiego ogona, więc...broniłem się. Paru z nich przez kilka dni nie wyjdzie z łóżka.
Kobieta zaśmiała się pogodnie i pokiwała głową:
- Tak, tak mogę to sobie dokładnie wyobrazić. Powiedzmy, że też mam już pewne doświadczenia z poziomem kulturalnym tutejszych strażników. No cóż, skoro już się rozgościłeś - Wzruszyła ramionami - czuj się jak u siebie w domu, ja nie mam zamiaru marnować ciepłej kąpieli.
Wstała a płócienna tkanina osunęła jej się do kostek, ukazując długie i pięknie umięśnione nogi. Wyraźnie świadoma swojego wyglądu bez skrępowania weszła do balii i zanurzyła w ciepłej wodzie:
- Mam na imię Morgan – Dodała namydlając dłonie.
- Acaleem.- odparło diablę, przełknęło nerwowo ślinę.- Acaleem de Maloch, Acaleem Maloch...ale możesz mówić mi Wesoły Diabeł. Co jestem winien za twą wspaniałomyślność Morgan ?
Mnich nerwowo potarł dłonią rogi, dotąd rzadko miał okazję znajdować się w towarzystwie nagiej kobiety. Nie wspominając, że zazwyczaj owe kobiety nie były świadome jego obecności. Było bowiem z młodego Acaleema niezłe ziółko w klasztorze.
Wyciągnęła do niego rękę z namydlonym małym kawałkiem tkaniny:
- Skoro już tu jesteś możesz mi umyć plecy.
Diablę podeszło bliżej kucnęło obok i zaczęło powolnymi ruchami dłoni, pocierać tkaniną plecy dziewczyny. Robiło to starannie, acz Morgan mogła wyczuć pewną nerwowość i napięcie u mnicha. Widoczne zwłaszcza w ruchach ogona, które czubek zanurzył się w balii i przesuwał w wodzie, o czasu do czasu ocierając się o udo kobiety. Acaleem jednak tego nie dostrzegał, zbyt zajęty sumiennym wykonywaniem nowego obowiązku.
Czując łaskotanie na nodze Morgan odruchowo wyciągnęła dłoń i chwyciła przyczynę łaskotek:
- Twój ogon wyraźnie lubi się o mnie ocierać - Powiedziała z uśmiechem - Dziś już drugi raz go na tym przyłapałam.
- Możesz go oskarżyć o wiele pani.- uśmiechnął się żartobliwie mnich.- Ale nie o brak dobrego gustu.-
Nie przejmował się w ogóle tym, że Morgan trzymała go za ogon. Było to na swój sposób... ekscytujące. Mnich przysunął twarz do szyi Morgan i powąchał ją.- A więc tak pachnie piękna kobieta...Przyjemnie.
Po czym wrócił do mydlenia pleców, podwijając przy okazji rękawy swych szat. Bowiem trzeba było już je opłukać.
Poczuła jego oddech na swojej skórze i odchyliła lekko głowę by na niego spojrzeć. Choć trudno wprost to było sobie wyobrazić, ale pewna rzecz w jego spodniach stała się jeszcze większa:
- To musi być dość niewygodne – Powiedziała wymownie kiwając głową.
-W zasadzie... ty pokazałaś mi się w pełnej krasie. Coś ci jestem winny.- rzekł Acaleem wstając i delikatnie wysuwając ogon z dłoni dziewczyny. Mnich zaczął się powoli rozbierać. Odsłoniwszy górną połowę ciała zaprezentował Morgan, wyrobione latami treningów muskuły, oraz tatuaż stylizowanego skropiona, skomponowanego ze srebrnych nici pokrywający jego lewy bark i ramię. I pięknie komponujący się z barwą jego skóry. Ciało diablęcia było muskularne, choć nie nadmiernie rozrośnięte. Widać w nim było równowagę siły i gibkości. Potem zsunął resztę i Morgan mogła dojrzeć wszystko...także „sporą fanfarę” wywołaną swym widokiem. Spojrzał na dziewczynę w kąpieli i dodał.- Skoro już się rozebrałem, to mogę skorzystać z kąpieli po tobie?
Morgan patrzyła z ciekawością nie odrywając wzroku od interesującego widoku. Naprawdę było na co patrzeć: Pomijając osobliwą fizjonomię miała przed sobą ciało warte grzechu. Delikatnie przejechała językiem po nagle spierzchniętych ustach i powiedziała:
- Miejsca wystarczy dla nas obojga, potem woda zrobi się chłodna...
Acaleem powoli wszedł z przodu do ciepłej wody...spoglądał na kobietę, starając się nie spoglądać na jej piersi i niżej... w każdym razie nie za często. Zmieścili się oboje naprzeciw siebie. Prawie...ogon Acaleema wylądował pomiędzy udami, na brzuchu Morgan, czubek ocierał się o jej piersi.
- Chyba mam coś w sobie z diabła...lubię ciepłą wodę. –zażartował Acaleem, a jego ogon wykonywał nerwowe ruchy na ciele Morgan. Dodał tylko patrząc.- Z tym ogonem to zawsze są jakieś kłopoty.
Kobieta zanurzyła się głębiej i oparła głowę o burtę bali. Przymknęła oczy i powiedziała cicho:
- Nie przeszkadza mi, to wręcz całkiem przyjemne...
Ruchy ogona zwiększyły swą częstotliwość ocierania się, świadcząc o nerwowości właściciela. Acaleem czuł się zagubiony. Oto znalazł się w balii z nagą piękną kobietą. Kobietą która nie wrzeszczała na jego widok, nie patrzyła na niego ze strachem. I nie wiedział co robić...To znaczy, teoretycznie wiedział. Znał opowieści o tym co się robi z kobietą, jak się to robi...Tyle że bredzący w pijackim upojeniu mężczyźni, nie byli raczej wiarygodnym źródłem informacji.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-09-2009 o 18:49.
abishai jest offline  
Stary 12-09-2009, 22:06   #40
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Acaleem siedział przez chwile bezradnie obserwując dziewczynę. Bał się ją pocałować uznając, że mogłoby to wywołać jej gniew. Jednak Morgan pachniała tak kusząco, miała taką miękką skórę, że w końcu nie wytrzymał i nachylił się do przodu rozchlapując przy tym nieco wody. Chciał sprawdzić jak to jest... I wargami musnął skórę Morgan tuż nad piersią, a potem przejechał po niej językiem.
Lekkie falowanie wody ostrzegło ją, że mężczyzna zmienia pozycję, nie zaprosiłaby go jednak do wanny gdyby nie była przygotowana na to, że będzie zainteresowany czymś więcej niż kąpiel. Ona też była zainteresowana. Od czasu gdy rozstała się z Danyellem pół roku temu, nie kochała się z żadnym mężczyzną. Nie żeby nie było chętnych, po prostu żaden nie wydał jej się dostatecznie interesujący... aż do dzisiejszego wieczoru.
Czując delikatne muśnięcie jego języka westchnęła lekko i dotknęła dłonią umięśnionego barku. Ten dotyk na moment zastopował Acaleema. Mnich zaczął się gorączkowo tłumaczyć:
- Ja ten...tego...wiesz...bo...
Nie zważał na śmigający nerwowo pomiędzy udami dziewczyny ogon. Acaleem się zaczerwienił jak chłopiec przyłapany na kradzieży cukierka. Nie mogąc znaleźć żadnej sensownej wymówki, tkwił z twarzą nad biustem Morgan. Czekał na karę, jaka mu się należała, za nadużycie jej wspaniałomyślności i niecne wykorzystanie sytuacji.
Na twarzy Morgan zagościł delikatny uśmiech. Kobiecy instynkt od początku podpowiadał jej, że nie jest on istotą myśląca tylko o zaspokojeniu własnych potrzeb. Miło było się przekonać, że się nie pomylił. Nieśmiałość i zmieszanie diabła była wręcz urzekająca. Przejechała delikatnie ręką po ramieniu i szyi, a potem dotknęła policzka.
Z gardła diablęcia wydobył się pomruk przypominający nieco... pomruk kota drapanego za uchem.
- Masz taki delikatny dotyk Morgan - szepnął cicho. Delikatnie ucałował szyję kobiety. Czekał przez chwilę na to, by go zbeształa, a gdy tego nie uczyniła, zaczął wargami muskać jej szyję coraz bliżej twarzy. Odwróciła głowę wychodząc ustami naprzeciw jego warg. Choć twarz Acaleema mogłaby się wydawać odstręczająca, najwyraźniej nie była taka dla Morgan. Historia jej rodziny i osobiste doświadczenie już dawno nauczyły ją jednego: Nie należy nikogo oceniać po jego wyglądzie, bo czasami za piękną twarzą skrywała się istota podła i podstępna, a czasami zniekształcone rysy przesłaniały niezwykłe piękno duszy. Tak więc usta Morgan połączyły się z ustami diablęcia, a ten zdębiał. Nie był na to przygotowany, przez chwilę jedynie dociskał swe wargi do jej, a gdy opanował drżenie serca, zaczął powoli całować dziewczynę, lekko wysuwając język do przodu. Dziewczyna objęła rogatą głowę drugą ręką i wysunęła swój język na spotkanie jego. Zapraszając do wspólnej zabawy. Pocałunek ten przeszył go niczym piorun, objął dziewczynę przyciskając swe ciało do niej. Drżał, po części z pożądania, po części ze strachu. W jego objęciach wydawała mu się taka krucha i bezbronna. W naiwności swej sądził, że się jej narzuca... że wymusza te coraz odważniejsze pieszczoty. Skupił się na namiętnym całowaniu warg dziewczyny, zapominając że przyciska do jej ciała swą "męską dumę".

Morgan była dużą osóbką, swoim wzrostem dorównującą, a nawet przewyższającą bez problemu większość mężczyzn. Tymczasem przy tym diablęciu poczuła się nagle jak drobna, krucha istotka. Nie tylko z powodu, iż był od niej dobre cztery cale wyższy, ale głównie dlatego, że traktował ją jak kruchą porcelanową laleczkę, z którą należy się obchodzić z najwyższą ostrożnością. To było bardzo interesujące doświadczenie i musiała przyznać, że bardzo jej się to podobało. Tak samo jak naprężone ciało, które się do niej przytulało. Prowokacyjnie poruszyła biodrami, by poczuć je w całej okazałości.
Z gardła diablęcia wydobył się jęk pożądania... czuł narastające pragnienie i spojrzał w dół. Jej ciało i jej ruchy wyzwalały coraz silniejszą reakcję w ciele diablęcia. Teoretycznie Acaleem wiedział co ma robić... Umieścić kluczyk w dziurce. Problem jednak był taki, że kluczyk był dość spory, a dziurka wydawała się malutka. Spojrzał błagalnie na Morgan... Przecież nie mógł tak po prostu sforsować jej kobiecości. Bił się z myślami, a jego ogon bił o wodę w balii rozchlapując ją na boki. Nachylił się więc i objął pieszczotami ust obszar jej piersi... Był zachłanny w całowaniu i lizaniu jej skóry. Jednak to nie gasiło jego pragnienia, wręcz przeciwnie powodowało wzrost napięcia w ciele mnicha.
Wyczuwając wahanie partnera dziewczyna położyła mu dłonie na ramionach i wyszeptała:
- Przekręć się na plecy.
Acaleem posłusznie wykonał polecenie Morgan opierając głowę o burtę balii i spoglądając na nią błyszczącymi z pożądania oczami, a ona przełożyła jedną ze swych długich nóg przez jego ciało i usiadła mu biodrach. Potem uniosła się w górę, naprowadziła swe ciało na właściwe miejsce i osunęła w dół. W tym momencie doszła do wniosku, że całe szczęście, że zrobili to w wodzie, bo ciecz przynajmniej częściowo zminimalizowała poważne dysproporcje, ale i tak przez chwilę czuła się znów jak dziewica.
Widząc ból w jej oczach szepnął cicho:
- Przepraszam...
Ale po chwili poczuł jak eksplozja doznań, prawie go zamroczyła. Czy to była ta nirvana, niebiańska równowaga ciała, ducha i umysłu, do której się dąży? W każdym razie było to niezwykle przyjemne uczucie. Eksplodował też w dziewczynie, co zmniejszyło nieco dysproporcje i ułatwiło ruchy. Diablę bowiem odruchowo, wprawiało siebie i połączoną z nim Morgan w ruch... coraz szybszy i energiczny. Ogon owinął się wokół talii Morgan pieszcząc skórę jej brzucha, a usta mnicha zaczęły uwielbiać piersi kobiety, pocałunkami i drobnymi pieszczotami nieco chropowatego języka. Nagłe wyzwolenie Acaleema pozwoliło jej przyzwyczaić się do jego wielkości. Zaczęła poruszać się w odwiecznym rytmie coraz szybciej i szybciej, upajając się tym odwiecznym tańcem. Oderwała głowę diablęcia od swych piersi i połączyła usta z jego w namiętnym pocałunku. Czuła wyzwolenie zbliżające się wielkimi krokami. Przyśpieszyła jeszcze tempo i w końcu jej ciałem też wstrząsnęły skurcze, a w usta partnera wzleciał pełen namiętności kobiecy krzyk.


Czuł jej żar...sam również czuł jak wewnętrzny ogień rozpala jego ciało, z każdym jej ruchem, zbliżającym obojga do wielkiego finału. Zakończył się on dwoma ciałami drżącymi w ekstazie. I połączonymi w pocałunku. Acaleem przytulił jej ciało do swego, dłonią masował jej plecy i szepnął żartobliwym tonem głosu do ucha:
- Czy to oznacza, że do łóżka też mnie wpuścisz?
Zaspokojona i zmęczona kobieta, leżąc na jego ciele niczym na najlepszej kanapie i wtulając głowę w zagłębienie jego ramienia zachichotała cicho. Przesunęła dłonią po jego piersi kreśląc, na niej małe kółeczka wokół sutka odpowiedziała:
- Muszę to sobie przemyśleć... - Uniosła głowę i popatrzyła mu w oczy:
- To był twój pierwszy raz prawda?
- Bzdura...miałem kobiet... o cho cho, tyle że... no tak
- westchnął w końcu Acaleem gubiąc się we własnych słowach. Poczerwieniał i dodał cicho:
- Wyszło aż tak źle?
Ogonem pocierał pośladek i udo dziewczyny i zapragnął czegoś jeszcze. Zbliżył twarz do jej twarzy i pocałował powoli i delikatnie jej wargi. Uśmiechnął się:
- Cóż...jakoś nie miałem okazji stracić wcześniej, przepraszam.
Morgan odpowiedziała na jego pocałunek i przez chwilę cieszyli się tą chwilą czułości:
- Czy ja mówię, że było źle? - uśmiechnęła się – Po prostu w pewnym momencie miałam wrażenie, ze nie do końca wiesz jak się za to zabrać... - zaśmiała się cicho – Ale muszę równie szczerze przyznać, że jak już przywykłam do twojej imponującej wielkości było przyjemnie... nawet bardzo przyjemnie.
Acaleem czul się niezręcznie gdy wspomniała o jego „rozmiarze”. Nie była to rzecz, która zwykł się chwalić. Chyba że w żartach. Spojrzał na kobietę, tak intrygującą w swej nagości i bezpośredniości. ~Dlaczego to zrobiłaś, dlaczego kochałaś się ze mną?~ bardzo chciał zadać jej to pytanie. Zamiast tego jednak spytał:
- Dlaczego tu jesteś. Co sprowadza cię do tego miasta?
- W sumie mogę Ci powiedzieć, bo to nie żadna tajemnica. Poszukuje rodzinnego klejnotu i czarodziejki, która nam go ukradła
– Powiedziała, a potem dodała – Chyba jednak zaproszę cie do łózka, bo woda robi się zimna i dalsze leżenie tutaj zrobi się zaraz mało przyjemne.
Słysząc te słowa diable chwyciło dziewczynę w ramiona i wstało unosząc ją ociekająca wodą do góry. Była dość ciężka, od razu było widać że to wojowniczka, a nie kruchutka czarodziejka. Następnie diablę położyło nagą Morgan na ręczniki i zaczęło energicznie wycierać. Acaleem uśmiechnął się mówiąc:
- Nie dam ci zamarznąć, możesz być tego pewna – a potem dodał:
- Wiesz, nie to że chciałem być wścibski, ciekawy jeno byłem. Jak chcesz to teraz ja odpowiem na jedno twe pytanie.
- Tylko jedno pytanie?
- Patrząc na niego z dołu i poddając się zręcznym zabiegom wydęła żartobliwie wargi:
- A niania w dzieciństwie opowiadała mi bajkę, że jak się złapie diabła za rogi to życzenie łapiącemu spełni...
- Cóż...jakie są twe trzy życzenia pani?
- odparł żartobliwie Acaleem wycierając Morgan włosy, jak służka dziewczęcemu podlotkowi. Trzeba przyznać, że mnicha bawiła ta rozmowa i cieszyło przebywanie tutaj. Przy Morgan czuł się odprężony... no i podniecony, troszeczkę. Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło:
- Coś takiego? Czyli bajki jednak nie kłamią? A mogę sobie te życzenia zostawić na kiedy indziej teraz chyba możemy zrobić małą powtórkę? - Dodała przeciągając się i kokieteryjnie prężąc ciało. Widziała, że diablę znowu zaczynało być gotowe do dalszej zabawy.
Acaleem objął ramionami dziewczynę w talii, a potem jego dłonie lekko zacisnęły się na piersiach Morgan. Całując wargami jej szyję i bark szeptał:
- Potrafisz być bardzo przekonująca, moja droga.
Morgan roześmiała się radośnie.
 
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172