Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-10-2009, 18:18   #81
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Drzwi ustąpiły przed Vaelle i Mialee. Nic nie rzuciło się na nie, nic nie ryknęło głucho. Chyba były bezpieczne… chwilowo. Vaelle do pokoju weszła pierwsza, a za nią tropicielka. Pokoik był schludny i czysty, tak jak reszta domu. Elfka przesunęła wzrokiem po formach znajomych mebli. Wszystko było takie skromne i trochę przypominało jej to rodzinny dom.

Jednak to, co psuło harmonię pokoju to rdzawe plamy krwi i jej metaliczny zapach. Właścicielka domu leżała na zakrwawionym łóżku. Kiedyś niewątpliwie była piękną kobietą, ale jej młodość bezpowrotnie przeminęła… „Tak samo jak życie” pomyślała Vaelle ze smutkiem widząc krwawe plamy na płaszczu.
Na jej prośbę podeszły do starowinki. Elfka wzięła ją za suchą rękę i uścisnęła ją delikatnie.

- Dzięki tobie żyjemy – szepnęła. Nie wiedziała co mogły powiedzieć innego. Słowa były tu raczej zbędne. Były nie na miejscu.

Po kilku chwilach duch zielarki uleciał, zostały same… Vaelle nakryła płaszczem ciało starowinki. Najpierw musiały znaleźć swoje rzeczy, a potem mogły zatroszczyć się o ich dobrodziejkę. Chyba Mialee myślała tak samo jak ona.

- Poszukajmy naszych rzeczy i spadajmy stąd – stwierdziła.
Białowłosa skinęła głową i podeszła do zamkniętego kufra. Tuż za nią Mialee myszkowała w zakamarkach pokoju. Po kilkunastu chwilach względnego spokoju usłyszały cichy szelest materiału. Elfka zerknęła za siebie i zamarła w zdumieniu.

Pomimo, że duch nie mieszkał już w ciele zielarki, te nagle ożyło. Jej oczy zaszły bielmem, a z ust płynęła krew. Teraz, gdy opadł płaszcz zobaczyły, że bok kobiety jest rozgryziony, a żebra połamane. Zmora wstała z łóżka i powolnym, chwiejnym krokiem zaczęła kroczyć w stronę bezbronnych kobiet.
Vaelle zacisnęła mocno wargi i pięści. Tego było za wiele. Te wybryki natury lęgły się niczym szczury. Znów były bezbronne i nieprzygotowane. Chyba, że…
Elfka o mały włos nie roześmiała się w głos. Tak, to musiało się udać.

- Mialee, trzymaj się z tyłu! – krzyknęła do tropicielki. Jednocześnie skupiła się na swojej magii przywołując w umyśle obraz niedźwiedzia. Po chwili zaczęła czuć jak jej skóra pokrywa się łaskoczącym futrem, palce wydłużają się… Przemiana nigdy jej nie bolała, lecz wciąż fascynował ją ten widok. Jednak tym razem nie mogła pozwolić sobie na podziwianie swojej siły.

Tym razem musiała bronić życia, swojego i towarzyszki. Musiała użyć do tego całej siły przybranej właśnie postaci. Całej siły króla, a w tym wypadku, królowej puszczy.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)

Ostatnio edytowane przez Penny : 20-10-2009 o 18:39.
Penny jest offline  
Stary 21-10-2009, 18:56   #82
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Morgan przyniosła swój łup i zadowolona położyła go na stole przed Acaleemem: Zwoje bandażu, kapelusz z szerokim rondem i porządne skórkowe rękawiczki:
- Nathan mówił ci o moim pomyśle? - zapytała.
- Eeee... nie? - spytał zdziwiony całym tym „sprzętem” mnich, a dziewczyna trochę speszona usiadła obok:
- Wiesz... tak sobie pomyślałam, że skoro szuka Cię straż, a cóż... jesteś dość charakterystyczny... to no wiesz... rzucasz się w oczy – Nie wiedziała jak mnich zareaguje i poczuła się nagle niepewnie – Jak przebierzemy cię, tak by nie można było rozpoznać, to będziesz mógł chodzić bezpiecznie po mieście i rozmawiać z kim zechcesz bez problemu.
- I tak się będę rzucał w oczy
- rzekł Acaleem, po czym zaśmiał się dodając:
Kto wie, może przestaną łapać diabła, a zaczną mumię? - Usiadł na krześle dodając - Mam się rozebrać?
Tiara roześmiała się do wizji okutanego w bandaże diablęcia.
- Tutejsza straż najwyraźniej uwielbia ścigać nie tych co powinna, więc pewnie nawet w przebraniu wzbudzisz ich zainteresowanie.
Druga dziewczyna odetchnęła widząc spokojne podejście diablęcia do jej pomysłu i uśmiechnęła się:
- Mamy archeologa, zawsze możemy powiedzieć, że jesteś jego „najnowszym” znaleziskiem – zaśmiała się patrząc przy tych słowach na Nathana – Choć w przypadku mumii to chyba trudno mówić o nowości?
- No nowość to na pewno nie jest, poza tym nie posiadam żadnego pozwolenia na noszenie po mieście zmumifikowanych zwłok, więc myślę, że byłaby to kiepska alternatywa. - powiedział spokojnie mag.
- A na to trzeba mieć pozwolenie? - zdziwiła się Tiara. - Myślę, że w tym mieście tym niespecjalnie się przejmują. A pro po magii to bardziej interesuje mnie skąd wzięła się ta plaga żywych trupów - nie chciałabym mieć dziś wieczorem powtórki z rozrywki, a tutejsi chyba się nią nie zdziwili.
- Też mnie zastanawiało co to w ogóle miało znaczyć, ten świt żywych trupów. Niestety nie miałem czasu by zbadać te ciała, więc nie wiem co się dokładnie dzieje. Musimy być przygotowani na wszystko i tyle - rzekł mag i wzruszył ramionami.
- W tym mieście jest tylu świrów, ze wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ktoś ich specjalnie sprokurował, a wracając do rozbierania się... my z Tiarą już się pokazywałyśmy nago publicznie...
Wojowniczka mrugnęła do półelfki, która zaczerwieniła się wyraźnie. Nie była specjalnie pruderyjna, ale jedno to nie być, a drugie to paradować nago przed obcymi facetami... Cóż, stało się.
- Ano pokazywałyśmy, choć osobiście nie mam zamiaru powtarzać tej rozrywki. Zimno jest -odmrugnęła do Morgan.
- To prawda...Tiarze też się coś od życia należy- zachichotał mnich, sięgając do sznurowania spodni, z wyraźnym zamiarem rozebrania się przed kobietami.

Cała ta rozmowa o rozbieraniu się sprawiła, że Nathan czuł się (o zgrozo!) jak najporządniejszy człowiek na świecie. Tamta trójka znała się w tej konfiguracji parę godzin i już zdążyli co najmniej paradować przed sobą na golasa. A on? Kompletne zero. Nawet nie miał czasu by o tym pomyśleć. Chyba się starzał.

- Wystarczy do pasa słonko, przynajmniej na razie.
- Oj i zawiodłaś nadzieję dziewuszki
- zaśmiał się mnich mrugając znacząco do Tiary. Po czym zdjął koszulę, rozbierając się do pasa, a wojowniczka dokładnie zbadała jego skórę:
- Dobrze nawet jak będzie widać kawałek skóry, bo bandaż przypadkiem się zsunie, to twój naturalny kolor wygląda jak zaczerwienienie i doskonale potwierdza nasza wymówkę, że masz poważną chorobę skórną, nie znosisz światła i musisz się zabezpieczać przed nim. Najwyżej wezmą cię za wampira, ale nie widziałam ogłoszenia że jakiegoś poszukują ostatnio, więc powinno być bezpiecznie. Teraz owinę ci twarz i szyję, zostawiając otwory na oczy nos i usta – Dziewczyna przystąpiła do wykonywania tego co powiedziała.
- Tak... o ile nie spotkamy łowców wampirów - mruknął mnich, a jego ogon owinął się wokół kostki Morgan. Dodał po chwili żartobliwie:
- Diablęta też źle znoszą kołki w sercu.
- Jak spotkamy, będziemy się martwić
– wzruszyła ramionami Morgan
- O ile spotkamy - zaśmiał się mnich - Tutejsi chyba lubią jak nieumarli im ganiają po mieście.
Morgan popatrzyła na swoje dzieło i zapytała resztę:
- Co o tym myślicie? Kapelusz, na głowie zakryje rogi, a rękawice kolor rąk. Najtrudniej będzie z ogonem... może być niegrzeczny...
- O jakiej niegrzeczności mówimy
– Spytał Acaleem, jednocześnie wodząc ogonem po spodniach Morgan na wysokości łona.
- O! O tym właśnie mówię, może w spodniach nie usiedzieć! W końcu nie każdy się może ogonem pochwalić. Poza tym jest dość ruchliwy a jak Ci się nogawka zacznie nagle ruszać, będziesz dość podejrzanie wyglądał... może przywiązać go do nogi?
- Echch...wiem wiem.
- powiedział potulnie mnich, owijając się ogonem w pasie - Droczyłem się z tobą odrobinkę - Następnie naprężył mięśnie dodając ze śmiechem:
- No i jak? Wyglądam tajemniczo i romantycznie?
-Tajemniczo na pewno, co do drugiego to kwestia gustu - roześmiała się Tiara. - Ale tajemniczo bez dwóch zdań. Dobrze że będziemy w kupie chodzić, bo samopas z pewnością nie doszedłbyś nawet do następnej przecznicy a już by straż za tobą gnała. A tak w ogóle to dokąd idziemy? Znaczy się: gdzie najpierw?
- Najpierw to chyba do komendy straży miejskiej popytać o Unę -
powiedziała "mumia", po czym mruknęła:
- Z unieruchomionym ogonem, czuję się jak bez nogi.
Następnie Acaleem kontynuował wypowiedź - Po drodze, możemy też połazić po karczmach.
- Oj nie marudź - Morgan szturchnęła go wesoło - przynajmniej nie będziesz musiał uciekać, na widok każdego strażnika.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 21-10-2009 o 19:04.
Eleanor jest offline  
Stary 23-10-2009, 18:51   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciał raczej nie dałoby się usunąć.
Ani wsunięcie pod tapczan, ani schowanie do szafy nie wchodziło w grę. Wyciągnięcie na korytarz również. Rozbite drzwi i tak wskazywały na to, że nie do końca wszystko było tu w porządku.
Z resztą... I tak na jakiekolwiek działania było za mało czasu.

Yon usiadł na stołku, a jego twarz, jak przynajmniej miał wrażenie, wyrażała spokój i obojętność. Ale z pewnością nie niewinność.
Był pewien, że taki wyraz twarzy, zdecydowanie kłócący się z sytuacją w pokoju, może nieco zdenerwować strażników, których kroki i okrzyki słychać było już na schodach.

Pierwszy strażnik, który wpadł do pomieszczenia zatrzymał się jak wryty.
Cztery ciała leżące na podłodze. Kobieta i mężczyzna, siedzący ze spokojem i bez mrugnięcia okiem wpatrujących się w przedstawiciela straży...

Niemal było widać, jak mały móżdżek we wsadzony stalą głowie pracuje... na granicy niemal przegrzania się.
Sytuacja, z jaką się dotychczas najwyraźniej nie spotkał, zdecydowanie przerastała jego zdolności pojmowania.


Biedak omal się nie przewrócił, popchnięty przez kolegów, spieszących mu z pomocą. Nie chcąc runąc na ziemię zrobił dwa kroki do przudu, zatrzymując sie niemal na jednym z leżących.

- Co się tutaj...?

Nie dokończył, wpatrując się w czarne, gdzieniegdzie zakrwawione, chusty, zdobiące leżących.

"Wreszcie pojawiła się obsługa" - pomyślał ironicznie Yon. - "Proszę posprzątać..."

Nie powiedział tego jednak. Miał wrażenie, że to już by było dla strażnika za dużo i cała historia zakończyłaby się niezbyt optymistycznie.

- Czyja to robota? - spytał strażnik, jakby nieco niedowierzającym wzrokiem obrzucając Lunę i Yona, parę, która zdecydowanie nie wyglądała na pogromców czwórki bandytów.

W pierwszej chwili miał ochotę zwalić winę na krwiożerczego paladyna i wściekłego niziołka, ale wnet zrezygnował z tego pomysłu. Po pierwsze, nie warto było przysparzać towarzyszom kłopotów, nawet jeśli byłaby to zgoła niezasłużona sława obrońców prawa. Po drugie, ważniejsze... Niektórzy z leżących na ziemi nieszczęśników, mimo usilnych starań Yona, jeszcze oddychali.
A gdy dojdą do siebie, z pewnością będą śpiewać jak kanarki, chociaż może mniej pięknymi głosami i powiedzą, kto ich tak potraktował. Wtedy mit o paladynie i jego niziutkim towarzyszu rozpłynie się jak poranna mgła w promieniach słońca, zaś straż zacznie się nadmiernie interesować mijającym się z prawdą lokatorem pewnego pokoju...

- Odpoczywaliśmy właśnie - w tonie zabrzmiała pewna dwuznaczność na temat sposobów spędzania w pokoju przez parę mieszaną. - Oni wyłamali drzwi, wpadli tutaj i chcieli...

Spojrzał na Lunę, jakby nie chciał przy kobiecie omawiać tak przykrych, a równocześnie oczywistych spraw.

- Nie było innego wyjścia - dodał, rozłożywszy bezradnie ręce.

O tym, że z niekłamaną przyjemnością sprawił tamtym tęgie lanie, wolał nie mówić. Nie bardzo chciał wyjść na kogoś żądnego krwi.

- Mam nadzieję, że nie będzie przez to żadnych kłopotów?

- Kłopotów? - spytał strażnik. - Nie, nie... W końcu wyręczyliście nas, wykonaliście za nas niezłą robotę.

- No chłopacy. - Obrócił się w stronę stojących na korytarzu strażników. - Zabieramy ich.

Wysoki mięśniak władował się do pokoju i skierował w stronę Yona.

- Nie ich - powstrzymał go pierwszy strażnik. - Tamtych. - Wskazał na leżące ciała.

W twarzy mięśniaka widać było jakby rozczarowanie, ale nie wyrzekł ani słowa komentarza. Jakby nigdy nic wziął pod pachę jednego z leżących, a gdy ten zaczął się szarpać, uspokoił go jednym, zdecydowanym stuknięciem w głowę.

W parę chwil wyniesiono pozostałych.
Strażnik niedbałym gestem pożegnał Lunę i Yona i wyszedł.

- Zobaczę, co z resztą - powiedział Yon.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-10-2009, 15:36   #84
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Szczerze mówiąc niziołek nie wiedział co z tym fantem zrobić. Sam nie należał do żadnej organizacji, zrzeszającej poszukiwaczy przygód i awanturników i nie miał żadnego zdania o żadnej z nich. A tu nagle dostał symbol harfiarzy od prawdopodobnie jednej z nich. Czy było to zaproszenie do organizacji? Czy może chcieli się z nim spotkać by dowiedzieć się coś więcej o wydarzeniach w Rath? A może czerwony błazen był wrogiem harfiarzy i podrzucił mu tą błyskotkę by sprowadzić na Mila gniew tej zbieraniny, a w rezultacie zemstę wszystkich Obrońców na Harfiarzach...

Łotrzyk siedział sobie przy kominie powoli zaczynając się nudzić. No bo cóż było do roboty? Gdyby wkoło była zielona łąka, pełna kwiatów, to przyjemnie było by tak poleżeć. Albo wartko płynąca rzeka... Albo chociaż jacyś ludzie przechodzący opodal. A tu nic. Widział tylko stare dachówki podniszczonej karczmy. Bezkresny błękit nieba. Przynajmniej na tych wyższych partiach miasta nie czuć było tak smrodu. Teraz nawet się nie dziwił czemu ta kobieta skakała po dachach niźli spokojnie spacerować po mokrych i śmierdzących uliczkach tego miasta.

Na dole coś się działo. Zaciekawiony maluch podpełzł do skarju dachu i ukradkiem zerknął co też się działo na dziedzińcu. Spotkało go miłe zaskoczenie. Przedstawiciele miejscowej straży szybko i sprawnie spacyfikowało czarnoapaszkowców. Niziołek już zastanawiał się by zeskoczyć na dół i pokazać język jego byłym prześladowcom, lecz wstrzymał się w porę. A co jeśli straż zabierze go za spowodowanie zamieszek? Lepiej poczekać aż mężni strażnicy odejdą sobie do swych strażnic. Jego czekanie trochę się przedłużyło. Grupka gwardzistów wpakował się do karczmy. I co oni tam znajdą? Czy będą mieli coś do mych kompanów? Może trzeba im pomóc? A jeśli... Niziołek przyłożył ucho do dachu. Starał się nasłuchiwać czy czasem nie wszczęła się awantura. Yon może i nie był w gorącej wodzie kompany, ale Luna... i Wakash. Gotowi byli by wykłócać się z przedstawicielami prawa. Więc Milo tak leżał, nasłuchiwał i czekał. A gdy zobaczy wychodzących strażników - o ile ich zobaczy - wstrzyma się jeszcze dwie minuty po czym wśliźnie się do karczmy z powrotem.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 24-10-2009, 16:03   #85
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Młodzieniec nie usłuchał, a ręka Luny nie zawahała się. Z jednej strony było jej szkoda chłopaka, był dość młody – miał jeszcze wiele przed sobą, z innej strony było to jej obojętne, już dość się naużalała nad losem innych, z jeszcze innej strony czuła satysfakcję – tacy jak ludzie jak on nie są zbyt praworządni, w dobrym znaczeniu tego słowa, zapewne zgwałcić już parę kobiet w swoim życiu… Yon zajął się resztą. Przyglądała się temu w skupieniu, lecz nie interweniowała, w pewnym sensie ufała Yonowi, jego zdolnościom. Mężczyźni padli więc po chwili, oszroniony młodzieniec nadal był zjadany żywcem przez mróz. Zaklęcie zostało wprowadzone w ruch, teraz nie można było go zatrzymać. Dzięki tej myśli jego śmierć jest tkwiła w sumieniu kronikarki.

Było to zjawisko niespodziewanie często, że straż pojawiała się już po sprawie, po fakcie. Kobieta zaczęła się zastanawiać czy to efekt jakiegoś specjalnego szkolenia strażników, czyli zwyczajna złośliwość Beshaby. Faktem jednak było, że pojawili się po wspomnianym fakcie. Kronikarka zostawiła gadkę Yonowi, wciąż była zmęczona i śpiąca. Drgnęła jej brew na insynuacje Yona co do ich czynności, w których napadli ich bandyci, ale po dzisiejszych wydarzeniach zdołała się powstrzymać przed komentarzem. Strażnicy podziękowali za robotę, zabrali ciała i oddalili się.

- Zobaczę, co z resztą – powiedział Yon.

- Idę z tobą, mogą potrzebować leczenia – dodała Luna. – Na przyszłość jednak, zastanów się nad wersją bycia bratem i siostrą opowiadając strażnikom historyjki… - dokończyła nieco obojętnym tonem, za którym kryła się drobna irytacja.
 
Qumi jest offline  
Stary 25-10-2009, 18:48   #86
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
"Tawerna Barda", następnie ulice Melvaunt


Towarzystwo przebywające w karczmie zjadło dosyć późne śniadanie, po czym opuściło przybytek, szukając... szukając szczęścia w tym mocno stukniętym mieście na zewnątrz, udając się na poszukiwania niejakiej Uny, oraz paru innych spraw. Zostawili za sobą znanego Krasnoluda, który postanowił "zaopiekować" się zapasami alkoholu, wylewnie się z każdym żegnając, oraz nazywając ich towarzyszami broni, mogącymi liczyć w przyszłości na pomoc, jeśli tylko spotkają się jeszcze kiedyś w przyszłości.

Zamaskowany bandażami, rękawiczkami, oraz kapeluszem Acaleem wyruszył na zewnątrz karczmy w towarzystwie nie tak dawno poznanych osóbek. Pech jednak chciał, że zamiast skutecznie maskować jego prawdziwą naturę, dziwny strój jeszcze bardziej zwracał na Mnicha uwagę okolicznej ludności. Imprezujące tłumy co chwilę gapiły się więc na idące Diablęcie, parę razy wprost wytykając go palcami. Reakcje były różne, poczynając od podpitego śmiechu, a kończąc na głośno wyrażanych obawach przed zarażeniem się jakimś świństwem. Jak na razie nikt jednak nie posunął się do niczego innego, czy też i do zaklasyfikowania Acaleema jako... wampira. Wszak było południe.

Dwie bojowo wyglądające kobietki, dziwacznie ubrany osobnik, oraz blady mężczyzna przemierzali więc ulice Melvaunt, szukając siedziby straży miejskiej, i łudząc się na pierwszy sukces ich wyprawy.

Tiara czuła się już o wiele lepiej. Wykąpała się, pojadła, i nieco przespała, co dobrze na nią wpłynęło, podobnie jak... towarzystwo Morgan, oraz dwóch mężczyzn. Do pełni sił i zdrowia sporo jej jeszcze brakowało, przestała jednak swoimi ruchami i samopoczuciem przypominać staruszkę. Do tego odzyskała również swoje rzeczy, oraz małą wiarę w istnienie jeszcze uczciwych ludzi na tym parszywym świecie.

Nadal jednak w głębi duszy żałowała, że nie mogła osobiście ukatrupić zasranego Marcusa.

- Kraaaa! - Odezwał się latający parę metrów nad ulicą zwierzęcy towarzysz Nathana - Kraaaa!. Istny burdel na kółkach!.

Mag uśmiechnął się pod nosem, wyławiając tą opinię z harmidru panującego wokół.

Morgan, przedzierając się przez tłumy z dłonią na rękojeści swojego miecza, psioczyła nieco pod nosem na pomysł przebrania Acaleema, póki jednak co, plan ten, choć wyjątkowo dziurawy, jakoś jednak działał, co potwierdził brak zainteresowania przechodzącego parę metrów od nich patrolu straży miejskiej.


....


W końcu, po dosyć długim spacerze, oraz po paru natarczywych pytaniach, czteroosobowa grupka dotarła we właściwe miejsce. Siedziba straży miejskiej w Melvaunt przypominała (i raczej była) twierdzą w środku miasta. Czterometrowy mur, z wyraźnie widocznymi, patrolującymi go gwardzistami, liczne budynki, oraz brama z opuszczoną kratownicą, po której drugiej stronie stało czterech gwardzistów, robiła słusznie niezbyt zachęcające wrażenie.

Pozostało teraz tylko wymyślić coś sensownego, i wpakować się prosto do środka?.

Było jednak i coś jeszcze. Natrafili na kolejny słup z podobiznami wszelkich poszukiwanych w mieście osóbek. Poza Acaleemem i Morgan, pojawił się również nowy list gończy. Przedstawiał on dosyć nieudany portret Tiary, sama jednak treść omal nie doprowadziła wspomnianej kobiety do palpitacji.

""Poszukiwana kobieta imieniem Tiiara, za próbę zabójstwa jaśnie mężnego Marcusa de Vell, nagroda 150 złociszy. Znaki szczególne: Półelfka, posługuje się dwoma mieczami, mizgoli do mężczyzn.""

Tropicielce niekontrolowanie zadrgało oko. A więc wychodziło na to, że pierdzielony sukinkot przeżył, a teraz o wszystko ją obwiniał, odwracając kota ogonem. Zacisnęła tak mocno pięści, że aż zbielały jej kostki... .

- Tylko głupi by się tam zbliżał - Usłyszeli nagle z boku męski głos, i ujrzeli żebraka-kalekę. Brodaty mężczyzna nie miał nóg, a znajdował się na czymś, co można było nazwać płytką, kwadratową skrzyneczką na kółkach, pozwalająca się jemu poruszać po bruku - A wy na głupich nie wyglądacie - Mówił dalej mocno śmierdzący osobnik, wyciągając w stronę towarzystwa kubek, chcąc zapewne jałmużnę - Co więc was sprowadza tak blisko tego parszywego miejsca?.



Karczma "Biały Kuc", następnie ulice Melvaunt


Po uporaniu się z denerwującym gangiem, i nieco tylko mniej denerwującymi, wątpliwymi przedstawicielami prawa, towarzystwo zebrało się do kupy, celem obgadania dalszych działań. Postanowiono więc w końcu działać, i ruszyć na jakieś poszukiwania, mające na celu rozpoczęcie prowadzania śledztwa, by wyjaśnić wciąż trapiące wielu problemy aż od Rath.

Przy okazji, by zwiększyć szanse powodzenia, postanowiono również się rozdzielić.

Luna, Milo, Yon ruszyli razem ulicami pełnymi rozradowanych idiotycznym zwycięstwem nad nieumarłymi mieszczan, starając się jakoś odnaleźć w całym tym zamieszaniu. To los jednak odnalazł ich.

Przeciskając się przez tłumy, w pewnym momencie na Kronikarkę wpadł na oko dziesięcioletni smark. W tym momencie kobieta poczuła również leciutkie szarpnięcie w okolicach pasa, i nim się zorientowała, było już po wszystkim. Spojrzała jednak na własny pas, stwierdzając z zaskoczeniem brak sakwy. Rzuciła się w pogoń... .

Idący jako ostatni, przemieniony dzięki magii swojej czapki w Elfa Niziołek, zauważył tą dziwną sytuację. Gówniarz gwizdnął właśnie Lunie sakiewkę, po czym rzucił się pędem przed siebie, kobieta zaś za nim.

- Lune okrafli! - Krzyknął do idącego na przodzie Yona, jednak dokładnie w tym momencie jakiś podpity dowcipniś na ulicy użył swojej wyjątkowo głośnej piszczałki, zagłuszając jego słowa. Nie było więc czasu na dalsze krzyki, mały uciekł, Luna za nim, Niziołek ruszył więc pędem za jasnowłosą, mając naprawdę wielką nadzieję, że rudowłosy mężczyzna w porę się zorientuje w zaistniałej sytuacji.


....


Młody chłopaczek był wyjątkowo szybki. Nie dziw, wszak gnał na złamanie karku ze zdobyczną sakwą, na którą mógł stracić nie tylko rękę, a i własne życie. Lawirował więc zręcznie między podpitymi, rozbawionymi dorosłymi, starając się zgubić swoją pogoń, a na jego korzyść przemawiała znajomość ulic miasta. Luna jednak tak łatwo się nie poddawała, pędząc ile sił za "złoczyńcą".

- Stój! - Krzyczała co chwilę, wiedząc jednak, że nic tym nie wskóra.

Wzburzone krzyki potrącanych ludzi i nie-ludzi, jeden, czy dwa, przypadkowo rozwalone stragany, skręt w lewo, skręt w prawo, łomot serca, adrenalina, pogoń była naprawdę dzika. Luna dopadła młodzieniaszka w ślepym zaułku. Ten, jakby zaskoczony, wpatrywał się przez chwilę w ścianę blokującą jego ucieczkę, po czym odwrócił się powoli w jej stronę.

- Oddaj sakiewkę, a nic ci nie zrobię - Odezwała się Kronikarka, na twarzy przestraszonego złodziejaszka pojawił się jednak nagle niepokojący uśmiech.
- Kto co komu zrobi to całkiem inna sprawa - Luna usłyszała zdecydowanie męski głos, z prawej i lewej zaułka wyszło zaś dwóch mężczyzn z budynków, trzymając w dłoniach sztylety, i wrednie się śmiejąc.

Kobieta dobrze wiedziała, że dzieląca ją od nich odległość pięciu metrów zapewni jej wystarczająco czasu, by wyeliminować zagrożenie, nie okazała więc strachu. W tym czasie jeden z mężczyzn odebrał sakiewkę od dzieciaka, po czym przyczepił ją do własnego pasa.

- Co... tu... się fzieje? - Usłyszała nagle za sobą Luna znajomy głos lekko zadyszanego Milo. Przy takim obrocie sytuacji teraz więc na jej twarzy pojawił się dosyć dziwny uśmieszek.

Sprawy się jednak skomplikowały. Tuż za wchodzącym do zaułka Niziołkiem pojawiło się bowiem jeszcze dwóch zbirów, zachodzących niczego nieświadomego Greenbottle od tyłu. Jeden z nich zadał cios pałką w potylicę Elfa, ten jednak przeszedł po prostu przez jego głowę nie czyniąc najmniejszej szkody.

- Co jes?! - Oburzył się Niziołek odskakując w bok, i zdając sobie nagle sprawę, że jego plecak niezwykle mocno świeci na zielono, drugi jednak z napastników, mierząc w plecy Elfa, przyłożył Milo nieświadomie drewnianą pałą prosto w twarz.

Luna zerknęła tylko na chwilę. To jednak niestety wystarczyło. Jeden z "pierwotnych" drabów błyskawicznie do niej doskoczył, łapiąc ją od tyłu w pasie, oraz przystawiając drugą ręką sztylet do gardła.
- Nie wiem co ty koleś kombinujesz, ale jeszcze krok, a poderżnę jej gardło - Warknął.

Czterech mężczyzn, z tego jeden tuż przy Lunie, z ostrzem przy jej gardle, zataczający się Elf, trzymający za głowę, podczas, gdy cios pałką otrzymał w plecy.

Patowa sytuacja.


....


Idący przodem Yon w pewnym momencie po prostu odwrócił się w tył, by powiedzieć coś do Luny, gdy zaskoczony stwierdził całkowity brak towarzystwa idącego za nim. Przeklinając wyjątkowo siarczyście, liczył na malutki, przychylny gest Tymory. Wyciągnął więc szybko miedziaka, po czym krzycząc w twarz pierwszej kobiecie z brzegu, wyraźnie przedstawił jej swoje potrzeby.

- Gdzie oni są?! - Ryknął mocno zdenerwowany, przeczuwając coś złego, a zalana, i dosyć brzydka kobieta, początkowo osłupiała, musiał więc powtórzyć - Gdzie jest ta kobieta i Elf?!.

Zamiast cokolwiek powiedzieć, zaczepiona, rozczochrana czarnowłosa robiąc wyjątkowo idiotyczną minę wskazała drogę paluchem. Yon rzucił się więc biegiem we wskazanym kierunku, mając cholerną nadzieję na chwilową uczciwość kobiety.


~


Postanowiono się rozdzielić. Postanowiono, by Milo nie przebywał razem z Severem, by uniknąć dalszych kłopotów, i aby nie widziano czasem tej dwójki ponownie razem. Vanessę i Raisona uraczono zdawkowymi informacjami, dotyczącymi poszukiwania kleru Shar, by wyrównać z nimi pewne zaległe rachunki. I choć były to jedynie zdawkowe informacje, Bardka przyjęła je niezwykle optymistycznie... ciesząc się, z możliwości wzięcia udziału w czymś większym.

- Będzie cudnie, zobaczycie! - Krzyknęła.

Raison z kolei miał okazję poznać w końcu "młodego blondyna", o którego wcześniej wypytywał. Obaj zaś wywodzili się z rasy Genasi, mimo, że nieco odmiennej gałęzi, mogli nazwać się więc czymś na kształt kuzynów... .

Nieco marudzący pod nosem Wakash zaakceptował dosyć chłodno fakt takiego, a nie innego podziału osobowego, po czym ruszono w miasto. Ogólny jednak problem polegał na fakcie, że chyba nikt do końca nie bardzo wiedział czego, lub kogo szukają. Zabawa trwała za to na całego, a Wakash lubił wszelakiego typu popijawy, czuł się więc niczym ryba w wodzie, przedzierając się mozolnie przez ulice pełne zalanych mieszczan.

- Ale się bawią co?! - Vanessa co chwilę głośno przypominała o swojej obecności.

Z czasem jednak ulice dziwnie opustoszały z tłumów, a mała grupka znalazła się nagle w dosyć dziwnym miejscu. Ludzi co prawda na ulicy przebywało jeszcze sporo, nie bawiono się jednak już tak hałaśliwie jak wcześniej, za to wielu zbrojnych mężczyzn, popijających wszelaki alkohol, zwróciło nieco większą uwagę na czteroosobowe towarzystwo, które... znalazło się przed świątynią Bane'a.

Tak po prostu.

W środku miasta, niczym najnormalniejsza rzecz pod słońcem, stał sobie najprawdziwszy przybytek Pana Ciemności, strasząc plugawymi symbolami na swych ścianach. To było możliwe chyba tylko w Melvaunt. Wakash nagle jakoś zaczął przeczuwać nadchodzące kłopoty w swoich kościach, a Vanessa mocno spuściła z tonu, nie będąc już taką głośną.

- Nie podoba mi się to miejsce... - Burknęła wyjątkowo cicho Bardka.

Jakby na potwierdzenie jej słów coraz większa liczba dosyć groźnie wyglądających mięśniaków wlepiała w nich swoje gały. Czy Sever schował swój symbol Tyra pod zbroję, oraz w jakiś sposób zasłonił jego wymalowany znak na tarczy, było już całkiem osobną kwestią.


Lokacja nieznana, a później ulice miasta


Przemiana w niedźwiedzicę zajęła małą chwilę, którą niestety, ale wykorzystała kobieta-Zombie, rzucając się na Vaelle, i tłukąc ją ze sporą siłą swoimi pięściami. Elfka z kolei, nie zwracając uwagi na zadawane jej razy, ulegała transformacji... Pokrywające jej ciało w wielu miejscach bandaże pękły pod naporem rosnących mięśni, postać zyskiwała na masie i kształcie, a następnie pokryła się szybko futrem.

Wkrótce przemiana dobiegła końca, a nieumarła tłukła pięściami w stojącego na tylnych łapach, sporego ssaka. Sama Druidka poczuła się z kolei odrobinę lepiej, lecząc przy okazji transformacji nieco swoje rany, ciosy zielarki zaś nie wywołały na niej zbyt dużego wrażenia. Ryknęła głośno w nowej postaci, po czym dwa razy machnęła łapskami.

To w zupełności wystarczyło.


Brutalnie urwana głowa kobiety-Zombie odpadła od reszty ciała, a te grzmotnęło jej śladem na podłogę. Obie były więc już bezpieczne, zaś trzymająca się z tyłu Tropicielka ze spoconym czołem, oparła się z wyraźną ulgą o niedźwiedzicę.

Ruszyły więc dalej, wciąż nie wiedząc co spotkają jeszcze na swojej drodze.

W kolejnej izbie spotkała je tym razem miła niespodzianka, oto bowiem znalazły wszystkie swoje rzeczy, starannie poukładane na dosyć dużym stole otoczonym krzesłami. Pomieszczenie wyglądało na jakąś jadalnię z kominkiem, lub być może miejsce, w którym zielarka przyjmowała swoich gości. A może jedno i drugie?. W każdym bądź razie posiadając na powrót swój sprzęt, a przede wszystkim ubrania, było już o wiele lepiej.

Elfka i Półelfka rozpoczęły więc dalsze zwiedzanie, nic jednak już ciekawego nie znalazły. Reszta pomieszczeń wyglądała całkiem normalnie, nigdzie również nie zastały już żadnych Zombie... wróciły za to do swojego "znajomego", który nadal był uwięziony w podłodze. Mialee z nieukrywaną przyjemnością wpakowała jemu z bliska strzałę w głowę, zakańczając egzystencję nieumarłego.


....


Po opuszczeniu domu zielarki obie kobiety znalazły się na ulicach miasta, które... bawiło się na całego. Na ulicach pito i tańczono, dziko, choć radośnie, krzyczano i śmiano się, wprawiając w osłupienie. Z tego wszystkiego wyłowiły parę istotnych informacji, otóż bowiem ponoć w Melvaunt szalały przez pewien czas Zombie, oraz jakieś dziwne psy, które już co do jednego wybito, a teraz oblewano te "chwalebne" zwycięstwo, kompletnie nie przejmując się śmiercią przypadkowych ofiar nieumarłych, czy też samych żywych truposzy, którzy jakby na to nie patrzeć, byli kiedyś znajomymi, czy nawet kimś z rodziny świętujących.

Tropicielka i Druidka, nie bardzo wiedząc co teraz począć, zaczęły przedzierać się przez zapełnione ulice, mając przy okazji świadomość, że to chyba one do tego wszystkiego się przyczyniły, schodząc do kanałów cholernego Melvaunt.

A co z... nagrodą, jaką miały otrzymać za zabicie Morhga?.









***

Info w komentarzach
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 08-11-2009 o 00:15.
Buka jest offline  
Stary 27-10-2009, 20:53   #87
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Niech to...

Starczyła jedna krótka chwila, żeby dwie ofermy gdzieś się zgubiły. Że też nie można było spuścić ich z oczu.
Szlag by...

- Gdzie oni są?! - spytał, może niepotrzebnie zbyt podniesionym tonem, pierwszą z brzegu osobę. - Gdzie jest ta kobieta i elf?!.

- Zapłacę... - dodał.

Rzucił kobiecie monetę.
Rozmówczyni Yona najpierw wyglądała, jakby nie do końca rozumiała, o co chodzi, a potem - jakby chciała sprawdzić, czy pieniądz jest prawdziwy. W końcu wskazała kierunek ręką. Niezbyt czystą.

Co napadło Lunę i Milo, by zostawili go samego i popędzili przed siebie?
Pewnie któryś z bogów, lecz Yon nie sądził, by którykolwiek zechciał łaskawie mu podpowiedzieć - dokąd i po co ruszyli.


Yon wskoczył na stojącą pod ścianą skrzynkę.
Teraz, mając głowę ponad tłumem, mógł zobaczyć daleko przed sobą jakieś poruszenie. Jakby ktoś usiłował przepchać się przez tłum.
Potem... chyba skręcili...

Yon ruszył w pościg.
Wykorzystując latami ćwiczone umiejętności prześlizgiwał się między ludźmi. Dawało to dużo lepsze efekty, niż przebijanie się na siłę, deptanie ludziom po nogach i prowokowanie negatywnych odzywek. I zachowań.

Mimo tego miał wrażenie, że nie zbliża się wcale do ściganych. Od czasu do czasu musiał się zatrzymać, rozejrzeć, spytać...
I co chwila tracił cenne ułamki sekund.



Sam nie wiedział, czemu zwrócił uwagę na tę akurat, stojącą w zaułku parę.
Czarna chustka na czyi mężczyzny? Błysk trzymanego w reku noża?
Dziewczyna krzyknęła, gdy ostrze wbiło się w jej brzuch. Chwyciła się za brzuch, usiłując powstrzymać lecącą krew. Oparła się o ścianę i powoli osunęła na ziemię.
Nikt nie zareagował...
Prawie nikt.

Gdzieś tam byli Luna i Milo. Trzeba było ich znaleźć...
Trzeba było...
Ale Mara by mu tego nie wybaczyła. Nie pozwoliłaby, by przeszedł obojętnie obok kogoś, komu mógł udzielić pomocy...

Przeklinając w duchu swoją głupotę i dobre serce podszedł do dziewczyny.
Równie dobrze za chwilę mógł mieć na karku strażników. Równie dobrze mógł trafić do lochu. Kogo obchodzi czyjaś niewinność. Szczególnie w tym mieście...

Przyodziana w wełniany kubraczek i ciepłą spódnicą ofiara napadu raczej nie wyglądała na kogoś, kogo potraktowano nożem dla zdobycia pieniędzy. Chyba, że za stanikiem przemycała diamenty...
Yon sięgnął po różdżkę.
Złocisty błysk, niezauważony przez nikogo...

- Lepiej się czujesz? - spytał. Sam nie wiedział, czemu nie rzucił tradycyjnego "Sprowadzę pomoc..." i nie opuścił zaułka by zmieszać się z tłumem, nie czekając na ewentualne okazanie wdzięczności.

Dziewczyna uniosła głowę.



Kobieta spojrzała na niego z naprawdę wyraźnym zdziwieniem na twarzy, po czym minimalnie się uśmiechnęła, wciąż jeszcze nieco blada i z kroplami potu na czole.

- Tak panie... już mi lepiej - Szepnęła.

Szansa szybkiego odszukania Luny była już stracona. Mógł zatem chociaż tę sprawę doprowadzić do końca.

- Zdołasz wstać? - spytał. - Dokąd cię zaprowadzić?

- Ja... tego... - Młoda kobieta podała Yonowi dłoń, a ten pomógł jej wstać. Wydawało się, że leczenie nie tylko uratowało jej życie. Chociaż wglądała na ciągle zszokowaną, to, sądząc z zachowania, nie czuła już bólu. Tak, jakby rana została całkowicie wyleczona.

- Dokąd cię odprowadzić? - spytał ponownie Yon. - Chyba, że czekasz tu na kogoś.

- Nie, nie czekam... - wymamrotała. - Czy oczekujesz czegos w zamian za ratunek? - Spojrzała uważniej na Yona.

W tym przeklętym mieście chyba za wszystko trzeba było płacić. Nikt nic nie robił za darmo, zaś coś takiego, jak dobre serce, było wyraźnie towarem deficytowym. Można by nawet rzec, że osoby prezentujące pomagające innym były z definicji podejrzane.

Yon pokręcił głową.

- Może kiedyś, jeśli ścieżki naszego życia się przetną, podasz mi z kolei pomocną dłoń - uśmiechnął się lekko. - A teraz, jeśli możesz, powiedz mi, kto to był i co mu zrobiłaś, że się w taki sposób zrewanżował.

- To był mój znajomy... - odpowiedziała kobieta. - I byl to dobre słowo...

Przejechała dłonią po swoim karku, nieco jakby go rozmasowując. Całkiem zwyczajny gest, mający jednak niezwyczajny finał. Zapięty pod szyję kubraczek nieco się tam rozchylił, okazując... czarna apaszkę obwiązaną wokół szyi.

Yon udał, że nie dostrzega owej chusty. Bardzo źle świadczącej o osobie, która ją nosi.
Z czarnochusteczkowcami miał już do czynienia i nie pałał do nich sympatią. A jak wieści się rozniosą, to będzie to bram sympatii ze wzajemnością.
Ale, mimo wszystko, nie żałował.

- Kiepsko sobie dobierasz znajomych - powiedział. - Nie będę cię o nic wypytywał - dodał. - Moge jeszcze coś dla ciebie zrobić?

- Czasem nie ma sie wyboru - odpowiedziała, choć raczej nie domyślała się o co chodzi konkretniej... Przyjrzała się za to uważnie Yonowi z góry do dolu - A może... postawić ci piwo? - spytała.

Piwo...
Nie cierpiał piwa.
W dodatku dziewczyna miała na brzuchu wyraźną plamę od krwi. W takich lokalach, do których by ja wpuszczono, zwykle łatwo było stracić zarówno sakiewkę, jak i życie. A Yon lubił i jedno, i drugie. Z naciskiem na to drugie.
Poza tym paradując z tak ozdobioną panną po mieście zwracałby na siebie zbytnią uwagę. Nawet w tym mieście. A naczelna zasada każdego mądrego łotrzyka brzmiała "zawsze w cieniu, nigdy na świeczniku".

- Tobie chyba bardziej by się przydało coś na wzmocnienie - stwierdził Yon. - Z drugiej strony... - Obrzucił ją podobnym, równie uważnym spojrzeniem. - Muszę odszukać swoich towarzyszy, którzy przed chwilką udali się w tamtym - machnął ręką w odpowiednią stronę - kierunku. - Mogli wpakować się w jakieś tarapaty - dodał.

- Tu o to nie trudno - odpowiedziała Yonowi, po czym po chwili wahania dodała - To co robimy?

Yon pokręcił głową.

- Nie mogę sprowadzać na twoją głowę moich kłopotów - powiedział. - Prędzej czy później ich odszukam. A ty - uśmiechnął się leciutko - dbaj o siebie,

- Mieliśmy coś wypić... mój wybawco. - Minimalnie się uśmiechnęła.

- W takim razie spotkajmy się jutro, w tym samym miejscu, o tej samej porze - zaproponował Yon. - Do tego czasu z pewnością zakończę moje poszukiwania.

- Szkoda ze nie dziś, no ale zgoda, spotkamy sie wiec jutro - odezwała się nieco zawiedzionym glosem.

- Do zobaczenia! - Yon skinął głową na pożegnanie. - Do jutra.

- Do zobaczenia. - Uśmiechnęła się i machnęła ręką.

Yon odwrócił się i skierował ku ulicy, by kontynuować poszukiwania.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-10-2009 o 21:48.
Kerm jest offline  
Stary 27-10-2009, 22:54   #88
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Gdy wraz z zamotanym w bandaże Acaleenem przemierzali miasto, wątpliwości dziewczyny co do jakości pomysłu przebrania diablęcia, znacząco wzrosły. Zdecydowanie zbyt dużą wzbudzali sensację, a przynajmniej on. Jednak straż miejsca nie okazała zainteresowania i to było wystarczającym argumentem, by przynajmniej na razie w tym dziwacznym przebraniu pozostał. W końcu doszli do głównej siedziby straży. Nie wyglądała zachęcająco, przynajmniej od strony potencjalnych kandydatów na lokatorów tutejszych cel. Od strony obronności wyglądała naprawdę imponująco, a jej kazamaty pewnie ciągnęły się kilometrami. Wprost chciało się zacytować: "Porzućcie Wszelką Nadzieję, Wy Którzy Tu Wchodzicie..." Jeśli chodziło o Morgan, zdecydowanie wolałaby się trzymać od tego miejsca jak najdalej. Jak to dobrze, że miejscy artyści więzienni tak niedokładnie odtworzyli jej portret na liście gończym.

To przyciągnęło jej myśli do słupa ogłoszeniowego. Nie trudno było wśród wiszących tam obwieszczeń dostrzec imię Tiary. Morgan popatrzyła na kolejny list gończy, kolejnej osoby z ich grona, popatrzyła na Nathana, a potem powiedziała:
- Może też powinieneś zwrócić uwagę tutejszego wymiaru tutejszej "sprawiedliwości", by nie czuć się wyobcowanym z naszego, tak bardzo poszukiwanego przez nią grona? - Choć mówiła poważnym tonem w jej oczach wyraźnie lśniły iskierki rozbawienia. Sytuacja powoli stawała się absurdalna.
- A może lepiej jak ty wejdziesz sam do... budynku straży i rozpytasz o Unę, Nathanie. Jak cię zamkną za współudział w wyimaginowanym przestępstwie, to...- "mumia" potarła podbródek ignorując śmiejące się dzieciaki - ...przez kruka powiadomisz skąd cię odbić.
Tiara nie skomentowała słowami faktu, że jej wróg nadal żyje, ale Morgan doszła do wniosku, że jej zacięta mina raczej nie wróżyła mu dobrze na przyszłość.
Nathan także nie odzywał się i nie skomentował ich uwag, wpatrując uważnie w budynek straży miejskiej i co jakiś czas spoglądając w górę. W końcu zobaczył Mero, krążącego w lewą stronę. Wyraźnie nad czymś myślał

Słysząc głos za sobą dziewczyna odwróciła się szybko, a jej dłoń odruchowo powędrowała w kierunku miecza. Widząc żebraka trochę się uspokoiła:
- Zastanawiam się jak sprawdzić czy nasza znajoma przypadkiem się tam nie znalazła? - Morgan podeszła do mężczyzny i wrzuciła do jego kubeczka wyciągniętą z mieszka, złotą monetę.
- Dzięki ci prześliczna panienko, wielkie dzięki, stokrotne dzięki, niech ci bogowie w dzieciach wynagrodzą, i niechaj wasz ród rozkwita - Podziękował wyjątkowo wylewnie żebrak za hojność Morgan, po czym niespodziewanie dodał, słysząc jej słowa - A po co wam się tam pchać?. To paskudne miejsce, ci co tam znikają już nie wracają, cholera by ich, tfu!.

W tym czasie Nathan mamrotał parę metrów z boku coś pod nosem, najwyraźniej jakieś zaklęcie...

- Zdążyłam zauważyć, że prawo i sprawiedliwość w tym mieście mają dość osobliwy wydźwięk - Wojowniczka pokiwała głową z wyraźnym smutkiem.
-Właśnie nasza...znajoma zniknęła i obawiamy się, że właśnie tam- dodał mnich, odruchowo drapiąc się pod dłoniach. Spojrzał na żebraka i spytał:
- A ten Marcusa de Vell, kto on?

Nagle mag zaczął się zachowywać jeszcze dziwniej niż dotychczas: Głośno mamrotał coś pod nosem, a nawet sięgnął po swój łańcuch i mocno ściskając go patrzył w górę. Także mnich kątem oka spojrzał na czarodzieja... Jego mina mówiła jasno: "Magowie, kto ich zrozumie?" Morgan całkowicie popierała jego opinię.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 30-10-2009, 19:11   #89
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Wspólny post Vaelle i Mialee

Mialee z fascynacją przyglądała się transformacji Vaelle. W kilku chwilach, ta drobna elfka zamieniła się w niedźwiedzia i to całkiem sporych rozmiarów.
Nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego. Zwierzę zamachnęło się dwa razy i głowa zombie potoczyła się po podłodze. Półelfka z ulgą oparła się o niedźwiedzia.
- Jesteś wielka. – Uśmiechnęła się lekko. – Oczywiście nie tylko rozmiarem.– Dodała Mia, parskając cichym śmiechem.
Niedźwiedź obrócił łeb i dmuchnął tropicielce w twarz.

Mając pewność, że ten potwór już się nie podniesie, obie kobiety wyruszyły na dalsze zwiedzanie budynku. W kolejnej izbie znalazły swoje rzeczy, poukładane na stole. Tropicielka z westchnięciem zaczęła się ubierać, spoglądając z wdzięcznością na Vaelle, która robiła to samo. Jak dobrze było znowu mieć swoje rzeczy.

Mialee musiała przyznać, że niechęć, którą na początku żywiła w stosunku do towarzyszki gdzieś ustąpiła. W końcu druidka uratowała jej życie. A teraz, na dodatek zajęła się uleczaniem jej ran. Czegoż więcej można było chcieć?

Tak „wyszykowane”, kobiety kontynuowały przeszukiwanie domu, jednak nie znalazły nic ciekawego. Zanim wyszły, na pożegnanie Mialee strzeliła z bliska zombie w głowę. Z uśmiechem satysfakcji, podążyła za Vaelle.

Gdy wyszły z domu, Mialee zamrugała kilkakrotnie zdumiona. Ludzie na ulicach bawili się, świętowali. Ulicy były przepełnione śpiewakami, pijakami i bogowie wiedzą kim jeszcze. Z informacji, które udało się im zdobyć dowiedziały się, że zombie zostały wybite, co do jednego.
Półelfka spojrzała na Vaelle znacząco. To była ich zasługa, zeszły do tych przeklętych kanałów i zabiły cholernego morgha.

- Idziemy po nagrodę. Zanim coś powiesz – chcesz mieć pieniądze na coś do żarcia, na miejsce do spania? To idź ze mną. Jak nie to nie. – Powiedziała i nie czekając na odpowiedź towarzyszki ruszyła w stronę ratusza odebrać to, co im się należało. Vaelle pokręciła głową z dezaprobatą, ale ruszyła za półelfką. Wolała nie zgubić jej w tym mieście.


Przedzierając się przez tłum, nie zważała już na to, co się dookoła dzieje. Niech sobie piją, skoro chcą, co ją to miało obchodzić. Owszem, cieszyła się, że sprawa już się zakończyła, jednak pijany tłum ją tylko irytował. Nigdy nie należała do tłumu i nigdy nie chciała należeć. Zawsze uparcie dążyła do swojego celu, tak też było i tym razem.
Gdy dotarły do ratusza i zażądały nagrody nie spotkały się jednak z najmilszym przyjęciem, bowiem urzędnik upierał się, że nie przypomina sobie nic o żadnej nagrodzie.

- Czego pan sobie nie przypomina? - Spytała druidka unosząc lekko brwi.

Mialee założyła ręce na piersi, czekając na odpowiedź urzędnika.

- Miejmy nadzieję, że już sobie pan przypomniał.

Mężczyzna, wyjątkowo gburowaty należałoby dodać, zmarszczył brwi. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że nad czymś rozmyślał. Po chwili sięgnął po dzwoneczek, leżący na stole i zadzwonił nim.

- Spytam księgowego.



Półelfka przewróciła oczami, tego właśnie tak nie znosiła w urzędach.

- Wspaniale. - mruknęła cicho, starając się jednak nie okazać zbyt jawnie swojego niezadowolenia.

Elfka zaś zareagowała tylko lekkim skrzywieniem ust. Wyglądało to tak jakby próbowała nie parsknąć śmiechem.


Drzwi otworzyły się dość gwałtownie, nie oznajmiając wejścia jakiegoś "zasuszonego" księgowego, lecz czterech wielkich mięśniaków z dużymi, drewnianymi pałkami w dłoniach. Obie kobiety spojrzały zdziwione najpierw na nich, a następnie na mężczyznę za biurkiem, który... celował właśnie raz do jednej, raz do drugiej z dziwnej broni, którą znano pod nazwa pistoletu skałkowego.

- To przez was te trupy wylazły z kanałów! - Krzyknął, a czterech dryblasów rzuciło się z okrzykiem na Druidkę i Tropicielkę.
- PRZEZ NAS?! - Wykrzyknęła tropicielka oburzona. - DZIĘKI nam właśnie się skończyła ta cała plaga! Nie sądzicie, że zasługujemy na trochę szacunku? - Kobieta prychnęła, wyciągając broń i odpierając nią ataki.
- Co?! - Warknęła elfka, zrywając się z krzesła. – Jak śmiesz?!
Wyciągnęła rękę w stronę najbliższego dryblasa inkantując zaklęcie, którym wcześniej tego dnia unieruchomiła zombie. Poczuła niesamowity ból w plecach. No tak, zapomniała o tym nikczemniku, trzeba było się go pozbyć najpierw. Zaklęcie, niestety, nie udało się. Mężczyźni rzucili się na nie ze zdwojoną siłą. To nie była uczciwa walka…
Mia wyciągnęła miecz w trakcie wyciągania go wywijając nim tak, że drasnęła rękę jednemu z dryblasów.

W tym czasie, praktycznie bezbronna Vaelle zasłaniała się dłońmi. Mocno odczuła każdy cios.

- Mialee, wiejemy!- Krzyknęła, odsuwając się na bok. Jej wzrok spoczął na oknie. Chyba nie były zbyt wysoko. Szybko wmieszałyby się w tłum…

- Oknem!- Rzuciła do tropicielki.

Dwóch typków rzuciło się na półelfkę, okładając z całej siły. Gdy mężczyzna uderzył ją w piersi, poczuła jak brakuje jej tchu. Miała ochotę zakląć szpetnie, jednak powstrzymała się. Sytuacja była paskudna już i bez tego. Słysząc wołanie Vaelle, odepchnęła napastnika z całej siły i podbiegła do okna.

Na drodze Vaelle stał jednak wciąż ten cholerny urzędnik. Druidka miała praktycznie zablokowana drogę ucieczki, a na plecach dwóch dryblasów, podobnie jak jej towarzyszka. Wredny urzędas jednak okazał sie wyjątkowo śmialy i zastosował teraz pistolet skałkowy w walce wręcz. Zdzielił nią Elfkę prosto w czoło, tej zakręciło się przed oczami, po czym wyłożyła się na podłodze jak długa...

Mialee zaklęła szpetnie widząc co się dzieje. Podbiegła do Vaelle, uderzając przy tym jej napastnika rękojeścią miecza, mając nadzieję, że to podziała. Łapiąc Vaelle za ręce pociągnęła ja w stronę okna.

Została jednak napadnięta od tyłu i ponownie zmuszona do walki. Broniąc się, niechcący przebiła jednego mieczem na wylot. Była przekonana, że facet zmarł na miejscu. Nie była to jednak miła perspektywa, oznaczało to bowiem jedno: kłopoty.
Chwilę później poczuła, że ktoś ją uderza i przed jej oczami zapanowała ciemność.
 

Ostatnio edytowane przez Callisto : 30-10-2009 o 19:12. Powód: drobna korekta
Callisto jest offline  
Stary 30-10-2009, 19:37   #90
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
~ Szlag jasny, trąd i cholera! Toż to bydle wyżyło?! I nie dość tego, śmiało posłać za nią list gończy? Trzeba było się zniżyć i przykopać "trupowi" w jaja jak nic - Tiara aż gotowała się w środku ze złości. Morgan spojrzała na nią współczująco, najwyraźniej niezbyt przejmując się kolejną poszukiwaną w ich gronie. Zresztą opis był równie konkretny jak w przypadku wojowniczki - wystarczający by wyłapać pół dziewczyn w okolicy. A drugi miecz starczyło schować pod płaszcz czy do plecaka i uszło. Poza tym... klucze do rezydencji Marcusa przyjemnie ciążyły w plecaku, podobnie jak wspomnienie kompletnego braku strażników wokół niej. Nie sądziła, żeby zbok spodziewał się jej powrotu i najął kilku goryli, ale kto się tam wyzna na szaleńcach...

Piekląc się w myślach nie zwracała specjalnej uwagi na rozmowę towarzyszy z żebrakiem i dopiero imię Marcusa zwróciło jej uwagę. Starając się nie okazywać przesadnego zainteresowania skupiła się na kwiecistych słowach łazęgi.

- Marcus de Vell? - powtórzył za Acaleemem żebrak - A słyszałem, słyszałem... to kupiec, awanturnik, a zarazem szlachcic, kuzyn z rodu szlacheckiego Nantherami, co to się po mieście panoszą i z innymi rodami za łby biorą o owe panowanie, to wszystko szuje i nikczemnicy! - mężczyzna splunął.
- Idealnie pasuje do twojego opisu - szepnęła Morgan w ucho Tiary.
Mnich westchnął cicho.- Ino nic nam to nie daje. Plebs i mieszczaństwo zawsze psy na ludziach wyższego stanu wieszają.
- Ano pasuje, choć wolałabym, żeby ten łazęga nie ryczał jego nazwiska na całą okolicę - odszepnęła półelfka, po czym zwróciła się do żebraka:
- A co to za rody i nierody, co? My nietutejsi to się nie znamy. To oni miastem rządzą? - spytała półelfka obracając w dłoniach monetę i rozglądając się wokoło, co by się nimi jacyś strażnicy nie zainteresowali.
- Miastem nie rządzą, ale by chcieli. Ród Nanther, Leiryaghon i Bruil, maczają swoje palce gdzie idzie, intrygują i spiskują, a każdy by właśnie władze nad miastem chciał przejąć, Rady Lordów się pozbyć. Tematy te jednak niebezpieczne do rozmowy, a zresztą ja nic więcej już nie wiem -
kaleki żebrak machnął ręką - To co wiedziałem, powiedziałem, ale to wie chyba każdy miejscowy... .
- A co to za historyja z tymi trupami co? Miasto obleźli nieumarli a nie wygląda, żeby się kto przejął. Często się to u was zdarza? Czy może to taki lokalny zwyczaj, polowanie na zombie raz w miesiącu? - zakpiła Tiara rzucając żebrakowi monetę. Acaleem położył dłoń półelfce na ramieniu i spytał cicho nachylając się do jej ucha.
- Zamierzasz złożyć temu Marcusowi wizytę?
- Jasne. Nawet sobie nie wyobrażasz jak wyglądała moja poprzednia "wizyta" u niego. Draniowi należy się stryczek - a przynajmniej nóż pod żebra. Jak żyje to pewnie ja nie będę ostatnia do jego "zabaw" - ostatnie słowo dziewczyna niemal wypluła. Mnich szybko stanął naprzeciw półelfki, otoczył ramionami jej szyję niczym czuły kochanek i przybliżył twarz do jej twarzy sycząc
- Ciszej Tiaro! To miejsce roi się od szpicli, a takich słów nie wypowiada się głośno - uśmiechnął się i dodał. - Dobrze zrobisz jak teraz głośniej od czasu do czasu powiesz...skarbie...słodziutki albo kotku.

- Mój ty pancerniczku... - zapiszczała słodko Tiara szczerząc zęby w parodii uśmiechu. Żałowała, że ogon był schowany - miała wielką ochotę pociągnąć diable za niego, jak niesfornego kota.
-Ty i Morgan... chyba lubicie się droczyć z moją... namiętnością - rzekł mnich wysuwając język i szepcząc poważnym tonem.- Rozumiem, że spotkało tam cię coś złego, ale zemsta... nie jest rozwiązaniem. Choćby z tego powodu, że zemsta to domena gorącej krwi. A ta może cię wpakować w tarapaty Tiaro, nie dając satysfakcji. Do ukarania de Vella trzeba podejść na spokojnie...z planem. I dyskretnie.
- Ano słyszałem. -
odpowiedział pPólelfce żebrak. - Pojawiły się truposze, ale tylko w jednej dzielnicy, to Rada wynajęła szybko ilu się dało awanturników, posłała straż, a i sami miejscowi się nie ulękli. Paskudne miasto, to się paskudztw nie boi! - Zaśmiał się, a śmiech chybko przemienił się w niezdrowe cherlanie - Cholera mac, muszę się napić...
- Nie macie jakiejś flaszki? - syknęła Tiara do towarzyszy a głośno powiedziała:
- Chyba się jakoś nikt nie zdziwił, że się tak znikąd wzięły. Aż tak paskudna ta wasza mieścina? Czy co gorszego można tu napotkać?
Mnich oderwał się od "romantycznej" rozmowy z Tiarą i z bólem serca dałby żebrakowi butelkę ze swych zapasów, gdyby nie fakt że biedaczyna szybko uciekł na widok przechodzących obok strażników. Miał niezłe tempo jak na kalekę. Widząc to Acaleem szepnął:
- W tym mieście, to już mnie nic nie zdziwi. - Następnie objął poufale półelfkę ramieniem szepcząc jej do ucha:
- To co zamierzasz zrobić z tym de Velle i jak zamierzasz się do tego zabrać? Tylko cichutko mów... i chichocz czasem, by to naturalnie wyglądało.


Morgan słuchała tylko jednym uchem cały czas obserwując poczynania Nathana. Niby wydawał się normalny, ale jakby coś nagle wymyślił albo zrobił niebezpiecznego, wolała być przygotowana.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172