Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-03-2011, 19:09   #421
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie nie miała ochoty zastanawiać się nad listem Harveka. "Pomocnicy" jakich im podrzucał byli tak wątpliwej jakości, że "swego rodzaju wojownik" nie był żadną niespodzianką. Zresztą nie miała czasu na domysły, pędząc kilka sekund później za Rogerem w stronę drzwi karczmy. Na widok zakrwawionych towarzyszy pociemniało jej w oczach - na szczęście pozycja Drucilli wynikała z niemowlęcego chodu, nie z odniesionych ran. Zanim przepchnęła się przez straż i gapiów i elf i magini byli już podleczeni. Na widok Lilawandra, który wręczył kapłance flaszkę, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął udawać, że pilnuje gnomki wojowniczkę krew zalała; zwłaszcza że jednym uchem słyszała relację służki. Na szczęście zanim zdołała zrobić awanturę na parter wpadł podpity, ciskający gromy Kastus, który rzucił się na Dru i oddzielił Sabrie od towarzystwa.

Niespodziewany widok schodzącej za kapłanem Tausersis jeszcze pogorszył humor wojowniczki. "Zaufaj towarzyszom", dobre sobie. Ile razy spuszczę ich z oka, tyle razy efekty są coraz bardziej opłakane! I jeszcze sama schodzę przy nich na psy!, sarkała w myślach, przypomniawszy sobie pożegnalne słowa miłosnej zaklinaczki. Miee'le, pilnuj mnie, żebym się nie dała więcej wciągać w tak kretyńskie akcje!, jęknęła w eter, po czym podeszła do Kastusa.
- Jak wytrzeźwiejesz mógłbyś mnie uleczyć w najbliższej świątyni? Rany po twojej byłej pani - rzekła z naciskiem - nie chcą się goić.
Nie dodała, że drobne "dziękuję" by się przydało. Po tej krzyżówce leniwca, kundla i pantofla nie spodziewała się wdzięczności. Potem miała zamiar wrócić do swoich obowiązków - czyli pilnowania kapłanów i wozu. Dość durnego, nieodpowiedzialnego awanturnictwa; wyrosła z niego jeszcze jako nastolatka.

Myśl o młodości przypomniała jej o dziewczynce... Sabrie chętnie wzięłaby ją do Marchii, jednak podróż była zbyt niebezpieczna... Może po misji udało by się po nią wrócić? Na razie jednak nie miała zamiaru niczego dziecku obiecywać. Mogła przecież nie przeżyć drogi do Silverymoon, a dziewczynka miała już dość strat i rozczarowań.
 
Sayane jest offline  
Stary 23-03-2011, 19:38   #422
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Psiarnia zdecydowanie zwracała na niego uwagę... choć i tak nie było tam za wiele ludzi, żeby mogli skierować swe zniesmaczone spojrzenia na Revaliona i jego stadko.

Usłyszawszy imię "Narelanna", bard zatrzymał się instynktownie i przysłuchał przez chwilę rozmowie.
Później jeszcze dłuższy moment rozmyślał nad różnymi za i przeciw, jednak dwa argumenty w końcu wzięły górę nad pozostałymi - Sybilis jest w końcu dużą (duchem!) dziewczynką i da sobie radę. A poza tym jego szczekająca psiarnia doprowadzała barda do szału.

Odesłał więc zwierzęta i zaczął nucić magiczną pieśń Krasomówstwa na siebie. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się dobry blef...
- Przepraszam najmocniej. - wyśpiewawszy zaklęcie, bard podszedł do rozmawiających elfów. - Wiem, że to niebywale niegrzeczne podsłuchiwać, jednak zdaje mi się że mogliście rozmawiać o kimś mi potencjalnie bliskim... Zwę się Revalion Autermit. Jeśli to nie kłopot, moglibyście mi powiedzieć czy ta Narelenna o której rozmawialiście nie ma przypadkiem zielonych oczu i długich, kruczoczarnych włosów?

Spiskowcy zbaranieli, kobieta w zbroi zachowała sie bardziej spokojnie. W końcu jednak mag zebrał się w sobie i rzekł.- Imię niewiele mi mówi bardzie. Kimże dla niej jesteś?
- To skomplikowane... - bard podrapał się niezręcznie w tył głowy, zdając sobie sprawę w jak głupią i nieistotną dla niego rzecz się wplątał. Jednak ukrywanie faktów nie miałoby sensu, jeśli faktycznie chce ją znaleźć. - Ale podejrzewam, że to moja siostra. Przyrodnia, rzecz jasna. Nigdy jej nie spotkałem twarzą w twarz, ale wiem że ona mnie przez pewien czas szukała.

- Wspominała o kimś. O bracie który ponoć nie chciał jej widzieć.- odparła elfka zamyślając się wyraźnie. A czarodziej rzekł z irytacją.- Tak. To idealny moment na przypominaniu sobie przez bękarta o rodzinnych więzach.
- Co rozumiesz, przez idealny? Jest w niebezpieczeństwie? - spytał pospiesznie, nie bacząc na obelgi.

-Wybacz Gaellenowi, ostatnio żyje w stresie.- odparła spokojniej elfia kapłanka. Po czym rzekła. - Narelenna badała zaginięcia elfów w Wysokim Lesie i na trakcie prowadzącym tuż obok Wysokiego Lasu do Everlund. Straciliśmy z nią kontakt.
- To... całkiem daleko. - bard próbował zachować spokój, na wzór elfki w zbroi. - Dawno to było? I tylko elfy giną w tym obszarze? Jak dla mnie to co najmniej... dziwne. - "żeby nie powiedzieć, rasistowskie", dodał w myślach.

-Nie giną. Znikają bez śladu.- odparła kapłanka, a elf dodał.- Podejrzewalibyśmy drowy, ale to Wysoki Las. Teren Turlanga.
Revalion kojarzył Turlanga - samozwańczy władca Wysokiego Lasu, czy raczej jego części, drzewiec. Jednak bard nie słyszał, by ów władca był wrogo nastawiony do elfiej rasy... chyba nawet była gdzieś tam w okolicy elfia enklawa.
- Zamierzacie tam jechać i sami zbadać sprawę? - spytał Rev jakby z nadzieją w głosie. - Mogę pomóc! Mógłbym pojechać z wami i... pomóc...

- Owszem... zamierzamy. Ale bez twojej pomocy.- odparł mag. A dotąd milcząca kobieta w płytowej zbroi rzekła. - To potajemna misja. Im więcej osób brałoby w niej udział tym... mniejsze są szanse powodzenia.
I tu odezwała się kapłanka. - Irianis. Paladynka Lathandera i członkini Zakonu Astra.
Blondynka tylko nieśmiało się uśmiechnęła.
- Miło mi. - bard odwzajemnił uśmiech i skłonił się lekko. - I... rozumiem. Chcecie zachować się incognito tak długo jak się da. Jednakże ja i... grupa moich znajomych kierujemy się w tamtą stronę tak czy siak. Z czymś w rodzaju karawany, rozumiecie. Może przyłączylibyście się do nas na czas podróży? Rozumiem, że sama misja wymaga dyskrecji, ale na szlaku im nas więcej tym bezpieczniej. - uśmiechnął się szczerze.

- Co za grupa twoich znajomych? W jakim celu podróżujecie?- zainteresowały się kobiety. Jedynie mag uśmiechnął się ironicznie.
Przez chwilę Revalion zastanawiał się w stopniu zaawansowanym nad jakimś dobrym blefem. Jednak w końcu pomyślał... po co? Skoro mają ewentualnie razem podróżować, to co da kłamanie w takich sprawach. Skrzywił się nieznacznie, gdyż wiedział co powiedzą elfy po jego szczerej odpowiedzi...
- Jedziemy do Silverymoon, każdy właściwie w swoim celu. Ja, na ten przykład, do kolegium bardów. W międzyczasie, dla dodatkowego towarzystwa i rozrywki, połączyliśmy się tymczasowo z wędrownym cyrkiem. Zdaje się że do Yartaru jedziemy razem, potem zaś się rozdzielamy.

- Cyrk? Chyba żartujesz sobie uważając, że szlachetnie urodzone elfy będą się kryły pomiędzy błaznami.- obruszył się mag, a i kapłanka była wyraźnie negatywnie nastawiona do tego pomysłu. - Nie potrzebujemy się kryć w drodze do Yartaru.
- A kto tu mówi o kryciu się? Mówiłem tylko o towarzystwie. I bezpieczeństwie. Ponoć szlak na północ stąd jest ostatnimi czasy regularnie napastowany przez orków...

- Nie boimy się paru zielonoskórych. I nie szukamy towarzystwa. - stwierdził mag. A paladynka dodała. - Cyrk nie sprzyja dyskrecji. A my nie potrzebujemy się ni kryć, ni bać orków. Do Yartaru droga krótka i w miarę bezpieczna. Częste patrole Dwunastek tego pilnują. Potem... musimy ruszyć w głąb Wysokiego Lasu.
- Rozumiem, nie będę się więc więcej narzucał. Gdybyście jednak się czegoś dowiedzieli, albo nawet znaleźli Narelennę, dajcie mi proszę znać w jakikolwiek sposób. To samo, jeśli będziecie jednak potrzebować pomocy. - półelf znów się uśmiechnął.
- Będziemy pamiętać. - odpowiedziała kapłanka i dodała.- Salemniss. Tak mam na imię.

Revalion raz jeszcze się przedstawił, tak dla pewności i na pożegnanie. Następnie skłonił się i odszedł by zająć się swoimi sprawami.

- Ciekawe co z tą oblężoną karczmą... - wymamrotał sam do siebie, będąc już w znacznej odległości od elfów. - I w ogóle wypadałoby porozmawiać z Rogerem o ich wycieczce na plan cienia.
Jak stwierdził, tak zrobił - skierował swe kroki ku tawernie.
 
Gettor jest offline  
Stary 24-03-2011, 14:39   #423
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bajzel w karczmie szybko się uporządkował. Część przedstawicieli prawa i porządku zabrało trupa kobiety. Pozostali wiązali jej partnera.
A Roger zgłosił się w sprawie nagrody, do typka który wyglądał na przywódcę. Ten spojrzał na Morgana i zdziwił się.- Przecież my ją ujęliśmy i jej partnera.
-Ale to dzięki niej.
- Roger wskazał palcem zszokowaną Sylphię. Natomiast strażnik rzekł.- To niech ona się wykłóca. Nie pan.
Problem w tym, że czarodziejka nie była się w stanie wykłócać. Zapewne była w szoku, po tym jak po raz pierwszy w życiu stanęła na skraju śmierci. Z tym jednak poradziła sobie Tausersis upraszając miłych panów o pomoc przy zaprowadzeniu czarodziejki do jej pokoju.
Jednooka półelfka wpierw podejrzliwie przyglądała się temu działaniu nieznanej jej zaklinaczki, ale widząc że przy wejściu na schody pomaga i Kastus i Zaisher ... wzruszyła ramionami i poszła zamówić kufel piwa dla siebie.
A kapłan poszedł z wściekłą jak osa Sabrie w kierunku najbliższej świątyni. Co prawda najemniczka niewiele mówiła, ale Kastus potrafił rozpoznawać gniew u kobiet.
Sabrie ruszyła przodem, kapłan za nią wprost do świątyni Tymory. Bóstwa chaotycznego dobrego i przyjaznego poszukiwaczom przygód. Świątynie Tymory zawsze były konsekrowane więc, można tam uleczyć rany wojowniczki. Tyle że wpierw należało uzyskać zgodę na to.


Świątynia zbudowane na sztucznym wzgórzu, górowała nad miastem, swą bryłą i zdobiła ją przepięknym witrażem nad głównym wejściem. W środku widać było przepych i... przygotowania do remontu.
A w bocznej nawie można się było natknąć na parę kapłanów.


O dziwo. Jednym z tych kapłanów był kleryk Gonda. Wysoki mężczyzna o krótko obciętych włosach i brodzie, w zbroi płytowej z materiału, którego Sabrie nie mogła zidentyfikować.
-Ach jak dobrze zobaczyć kogoś ze swoich w tym mieście. Careth Lores architekt zatrudniony do przebudowy tego miasta i wierny sługa Gonda! Co ciebie sprowadza do tego miasta?- rzekł wesoło Careth.
-Na imię mi Kastus, neofita Gonda. A powodem mego pobytu tutaj jest misja zlecona przez świątynię w Waterdeep. Tajna misja.- odparł Kastus cicho, acz z uśmiechem.
-Aaaa.. jak tajna to o nic nie pytam. Ale jak bym mógł pomóc, to nie krępujcie się poprosić.-rzekł Careth. Po czym dodał.- Ja sam pochodzę z Domu Najwspanialszych Cudów we Wrotach Baldura. Ale ponoć waterdeepska też piękna.
- Trochę na uboczu, a nie w centrum, jak być powinna.-
odparł Kastus po czym spytał.-A jak możemy załatwić pozwolenie na leczenie na terenie tej świątyni?-
Careth rzekł wzdychając smętnie.- Wpierw musicie poczekać, aż jej dostojność Stella, najwyższa kapłanka Tymory i pierwsza wieszczka świątyni skończy swą sesję nad misą wróżebną.
Po tych słowach wskazał kciukiem milczącą kapłankę o twarzy zakrytej kapturem, która


wpatrywała się w misę pełną czystej wody i mamrotała coś pod nosem. Po czym uniosła głowę i spojrzała na Sabrie mówiąc ponurym głosem.- Strzeż się najliczniejszych i najmniejszych, aczkolwiek nie z powodu ich siły, a tego że wzrok twój odwrócą od ważnej sprawy.
Po tej ponurej przepowiedni, spytała już normalnym głosem.- O co chodzi Carethcie, kim są ci ludzie?
I reszta... była już tylko formalnością z poparciem Loresa.

Magini obudziła się w łóżku. Magini obudziła się w bieliźnie. Po szoku jakim była dla niej agonia. Po szoku przebywania na granicy życia i śmierci, Sylphia była jak lalka. Pierwszy raz prawie zginęła. Pierwszy raz doznała śmiertelnej rany. I po raz pierwszy uświadomiła sobie kruchość własnego życia.
Nie pamiętała co się stało, po tym, jak Drucilla przeciągnęła z granicy śmierci, do życia. I dlatego była zdziwiona.

-Cieszę się, że już ci lepiej.- znajomy głos. A potem znajoma twarz. Sylphia zorientowała się że jest w pokoju Tausersis. Zaklinaczka nachyliła się nad nią, mówiąc.- Już ci lepiej? Byłaś strasznie rozbita psychicznie, więc się tobą zaopiekowałam. Och... nie musisz mi dziękować. Ubranie oddała praczkom, nie martw się. Tylko ubranie. Magiczne przedmioty twoje leżą bezpieczne.- Tau trajkotała z uśmiechem na twarzy.-Twoim towarzyszom nic się nie stało. A jak poczułaś się lepiej poszukam kogoś, by przyniósł ci zapasowy strój.
Magini zerkała na Tau z mieszanymi uczuciami, wynikającymi z niedawno przeżytych przeżyć, własnego ognistego charakteru i kojącego acz niejednoznacznego wpływu samej Tau. Co gorsza maginię korciło, by pocałować dziewczynę nachylającą się nad nią i relacjonującą sytuację. Na szczęście... tylko troszeczkę.

Wczesny wieczór.... dobra okazja by omówić sprawy i określić plany co do dalszych działań.
Przy ognisku rozpalonym pomiędzy wozami, za gospodą zebrali się wszyscy.
Była oczywiście Jadeira Swift, był Yoshimaru który... zgubił druidkę. I była reszta cyrkowej ekipy. Byli dzielni podróżnicy poprzez Plan Cieni: Teu, Sabrie i Roger. Była dwójka kapłanów Gonda. Oraz ich ochrona: Lilawander, Sylphia oraz zamyślony Revalion. Była też Tau. Co prawda zaklinaczka nie była i nie czuła się częścią wyprawy, to jednak była życzliwa. I podróżując w tą samą stronę, mogła mieć użyteczne informacje dla drużyny.

Były też sprawy do załatwienia.
Jak choćby kwestia małej znajdy. Revalion wspominał coś o tutejszym sierocińcu. Shandri proponowała by dziewczynka została w cyrku.
Była kwestia dalszej wyprawy. Jadeira potwierdziła, że wie o jakiej lokacji wspominał harfiarz w swym liście. Aczkolwiek na temat ewentualnego wsparcia nie potrafiła się wypowiedzieć. Swift wolałaby też pozostać tu przez dwa dni, by choć jednym występem podreperować budżet, ale...
Syblis zniknęła i Swift stwierdziła, że druidka ma pewne jakieś sprawy niekoniecznie zgodne z prawem do załatwienia w mieście, więc być może trzeba będzie wyruszyć wcześniej, zanim zrobi się gorąco lub wyjdzie na jaw prawdziwa natura gnomki. O której jednooka półelfka wolała się nie wypowiadać.
Tau zaś ze swej strony, potwierdziła że białowłosy mag planuje pułapkę w Yartarze, bowiem za miastem zaczynają się obszary Srebrnych Marchii, a tak Bractwo z Luskan czuje się niepewnie. Więc to dla niego ostatnia szansa, na otwartą napaść.
No i... sprawa owej tajemniczej skrzynki zabranej Pomrokom. I kwestia podziału łupów. Nie wszystko nadawało się do sprzedaży. Handlowanie świętymi symbolami było podejrzanie. A na sprzedających miecze z symbolem Bane’a patrzono krzywo. O tak...wiele trzeba było omówić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-03-2011 o 14:43.
abishai jest offline  
Stary 29-03-2011, 11:37   #424
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Wszyscy dookoła mieli coś do roboty oprócz niego. Kiedy udało mu się spotkać Sabrie i pozostałą dwójkę, która była na Planie Cienia na dłużej niż kilka sekund, dowiedział się o dziwnej skrzynce, którą w międzyczasie zdobyli.

Zaskoczyła go również wieść, że Yoshimaru nie zdołał znaleźć druidki. Co prawda tropicielem nie był, ale widok z dachów powinien być wystarczający żeby... zresztą nieważne.

- Róbcie, co uważacie za słuszne. - powiedział bardziej do Shandri chętnej, by zatrzymać dziewczynę, niż do ogółu. - Wszak nas za kilka dni i tak z wami już nie będzie, więc to od początku do końca będzie wasze zmartwienie, jeśli ją zatrzymacie. Chociaż myślę, że żywot cyrkowej akrobatki byłby dla niej o wiele ciekawszy, niż mętna rzeczywistość w sierocińcu, by stać się w końcu kapłanką Ilmatera... - barda na samą myśl o tym ostatnim ciarki przeszły.

Na temat Sybilis i tego, że z jej powodu będą musieli się szybciej zwijać, nie wypowiedział się.
Druga rzecz, jaką mógł się zainteresować to problem ze sprzedawaniem łupów.
- A nie można ich jakoś usunąć? - spytał przyglądając się broni z symbolem Bane'a. - Zdaje się, że Drucilla ma jakiś zestaw narzędzi do reperowania swojego wozu. Chyba nadadzą się do zdeformowania tych symboli?
- Sprzedawcy można później sprzedać ładną bajeczkę o tym, czemu ta część miecza wygląda tak, a nie inaczej. - półelf podparł się łokciem o oparcie krzesła. - Bo to wielcy wojownicy walczący z orkami dzierżyli tą broń i dzięki jej właściwościom udało im się sparować niezliczone ciosy orkowych toporów. Czy jakoś tak.
 
Gettor jest offline  
Stary 29-03-2011, 17:45   #425
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nad czym niby mieliby się tu zastanawiać. Dla nich priorytetem była, przynajmniej teoretycznie, Przesyłka. Wszystko, co tylko mogło im przeszkodzić w tym zadaniu było czymś, co powinni omijać bardzo szerokim łukiem. To, co mogła planować Syblis należało do tej właśnie kategorii. A skoro nawet Jadeira proponowała jak najszybszy wyjazd, nie było nawet nad czym dyskutować.
Roger uśmiechnął się mile do Tau, a potem wysłuchał słów Revaliona. Aż dziw, że bard szerokim łukiem dla odmiany ominął problem Syblis.

- Najważniejsza sprawa to wyjazd - powiedział Roger, ledwo Rev skończył mówić. - Skoro Jadeira uważa, że powinniśmy wyjechać, to nie ma nawet o czym rozmawiać. Inne sprawy są dużo mniej ważne i można je załatwić później.
- Nasza młoda pasażerka, Julisa... Jeśli wam nie będzie przeszkadzać
- spojrzał na Jadeirę - to dobrze by było, gdyby została w cyrku. Nie znam się na dzieciach, ale ja osobiście wybrałbym cyrk, gdzie są ludzie, którzy mnie kochają, niż najlepszy nawet sierociniec. Poza tym... w tej chwili, jak sądzę, Julisa dobrze się czuje w towarzystwie Shandri. Co prawda nie zdążyła aż tak się przyzwyczaić do nas wszystkich, ale kolejna zmiana z pewnością nie wpłynęłaby na nią dobrze.
- Ten cały sprzęt, o którym mówisz, Revalionie, warto by sprzedać, to fakt. A nawet trzeba, bo nie leżymy na pieniądzach, a gotówka zawsze może ułatwić życie. Jednak teraz może lepiej by było pozbyć się tego, co łatwo sprzedać i co nie zostawia żadnych wyraźnych tropów. Pozostałe rzeczy mogą poczekać na lepszą okazję.
- Naprawdę proponuję zacząć się zbierać do wyjazdu
- podkreślił raz jeszcze - zanim nas obciążą za wszystko, co ktokolwiek w tym mieście zdoła wymyślić.
- Czy ktoś ma jakieś podejrzenia co do tego
- spytał jeszcze - co może planować Syblis?
 
Kerm jest offline  
Stary 30-03-2011, 21:02   #426
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Lilawander wciąż jeszcze przeżywał swoją niedawna “śmierć”. Kąpiel i przebranie miało jednak dobroczynny wpływ, czuł się jak nowonarodzony i z odnowionym zapasem energii i pomysłów.
Wsłuchał się uważnie w problemy drużyny i jak mało kiedy wyczerpująco nakreślił własne stanowisko, decyzje jak zwykle pozostawiając jednak … nie tym razem nie zamierzał specjalnie pozostawiać innym decyzji - a jeśli już to nie wszystkim. Co prawda nie miał osatecznego głosu, ale...

- Dziewczynka dla dobra wyprawy powinna zostać w sierocińcu. Jest idealnym materiałem na szpiega, być może jedynie z powierzchowną pamięcią o traumie, być może specjalnie utkaną na tą okazję, nie zapominajcie, że nasi przeciwnicy to nie byle kto i mają dostęp do magii o której możemy snuć jedynie domysły...
No ale ryzykujemy już i tak co krok, z naszej
( niechcący wzrok powędrował mu na chwilę w stronę Sylphii) lub nie naszej winy, więc zabranie jej ze sobą może niekoniecznie wywołać katastrofę... Z jej wyglądem i postawą można by ją wysłać do zbierania pieniędzy po występie... na sama litość jaką wzbudza zyski powinny się podwoić... Chmm o ile ktoś nie zamknie tego cyrku z powodu znęcania się nad dziećmi - dodał po chwili namysłu. - Zrobicie jak chcecie, przydatna to raczej nie będzie, wręcz dodatkowa osoba do ochrony, a jak mówiłem, zawsze to może być podstęp...

Zastanawiał się przez chwilę nad zniknięciem Druidki i nad sprawą jaką mogła mieć do załatwienia. Po czym dodał - Że tak sobie pozwolę przypomnieć, nasza sprawa też tak całkiem oficjalna i legalna to nie była - przez chwilę przetoczyły mu się obrazy z masakry jaką urządzili byłej szefowej Kastusa i jej obstawie - a jednak Syblis nam pomogła... Może i przydała by się jakaś pomoc, jeśli ktoś wie gdzie przebywa? - rzucił pytanie do ogółu, - A jeśli nie mogę próbować ją odnaleźć - dodał po chwili. Wiedział, że cokolwiek by nie zamierzała, jego dwa teleporty mogły przynajmniej dopomóc w szybkim wydostaniu się z niebezpiecznego miejsca. No i zawsze dodatkowy mag to nie przelewki - wystarczyło przypomnieć sobie rozjuszoną wyznawczynię pięści po tym jak potraktował ją swym wyładowaniem...

O dodatkowych łupach z Podmroku nic nie wiedział więc się nie wypowiadał. Dodał jednakże pamiętając, że nie widział tez wszystkich łupów z kapłanki wraz z obstawą:
- Jeżeli kapłanka miała jeszcze coś ciekawego co mogłoby mnie zainteresować... ? Bo wiecie , odkąd zniknęliście, to właściwie nie było okazji do przyjrzenia się całości zdobyczom. Nie to, żebym dysponował jakimś zapasem gotówki, gdybym wiedział jak wyglądać będzie ta wyprawa, na pewno zapożyczył bym się chociażby na jakieś eliksiry... No ale może znajdzie się tam coś dla mnie przydatnego... choćby z odroczonym terminem płatności?

Elf w tym momencie przypomniał sobie, że sam ma do sprzedania miecz i będzie on dobrym źródłem gotówki na eliksiry... mając berło nie będzie machał mieczem... Wiedział, że jedyną okazją będzie handel z samego rana i na tę okoliczność zamierzał się przygotować.

Zauważył też przyglądająca mu się sowę, zastanawiał się przez moment, czy nie było to jedno ze zwierząt druidki, jakiś nocny szpieg wrogów, czy może zwyczajna sowa - jeden z wielu drobiazgów, które w nowym życiu elf zaczął dostrzegać.

 
Eliasz jest offline  
Stary 05-04-2011, 19:17   #427
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Idąc do gospody elf ciągle myślał nad zadaniem wyznaczonym mu przez Silvanusa i o zamiarach gnomie druidki. Wątpił aby inni pochwalili ich działania ale… Teu teraz był nieco bardziej religijny, starał się otworzyć to co zostało z jego serca na nauki Silvanusa i druidów. Syblis było jego prawie jedynym łącznikiem z tym światem i miał szczere chęci spełnić oczekiwania Silvanusa które również ona chciała wypełnić.

Sęk w tym, że obawiał się nieco następstw tych oczekiwań. Miał jutro odebrać zwój od czarodziejki i trzeba było jeszcze sprzedać resztę łupu.. masowa ucieczka zwierząt nie musiała, ale mogła mu w tym przeszkodzić. Jedno było pewne, nie mógł dać się poznać. Będą musieli działać po cichu. Co o ile druidka nie znalazła klucza do klatek może się okazać co najmniej trudne.

-Ehhh… gdybyśmy mieli więcej czasu na przygotowania… i ewentualne wsparcie choćby Rogera – westchnął, bo nie liczył na ani jedno ani drugie, przy czym Roger był na tyle pragmatyczną osobą, że wolałby sobie elf rękę obciąć niż mu powiedzieć.

Wchodząc do gospody rozejrzał się dookoła. Nie widział nikogo z trupy cyrkowej. Zaczął się rozglądać, Vraidem został przed gospodą. Elf nie chciał na siebie zwracać zbytnio uwagę, więc nie pytał nikogo o zdanie…

-A powinieneś mnie był spytać.- nagle odpowiedział Chowaniec. Elf musiał nieświadomie przekazywać mu swoje myśli.

-Ah, tak, wybacz.- było mu głupio że o tym nie pomyślał.

Vraidem westchnął.

-Ostatnio mało rozmawiamy… ciągle chodzisz zamyślony… martwię się… – odpowiedział.

-Nie ma o co… po prostu tyle się dzieje… ale jesteśmy coraz bliżej naszego celu, w końcu zrzucimy tę klątwę z siebie, w końcu naprawię krzywdę którą ci wyrządziłem… – poczuł ukłucie w klatce, wciąż czuł się winny tej sytuacji, gdyby to tylko on był… ale jego najbliższy przyjaciel, towarzysz, chowaniec również stał się ofiarą jego eksperymentu.

- To… nie jest takie złe, nie tak bardzo. Naprawdę nie musiałeś… cieszę się oczywiście… zawsze lubiłem zielony… – starał się humorem pocieszyć swego pana.

Elf oparł się o ścianę gospody, aby nie zwracać na siebie uwagi stojąc nieruchomo podczas tej rozmowy.

-To tylko kolor, swój oryginalny niestety i tak straciłeś… ważne abyś odzyskał w pełni swoją duszę, którą ja skaziłem ciemnością… wiesz, myślałem o tym wszystkim, o tej równowadze cienia i światła w naturze, o cyklach i wiem, że ciemność nie jest nienaturalna, ale to co my reprezentujemy… nie jest.

-Przesadzasz… w każdym razie są za gospodą, wyjdź a cię zaprowadzę. – zmienił szybko temat.

-Zgoda. – nie miał zamiaru zmuszać towarzysza do rozmowy której nie chciał przeprowadzić.

Wyszedł zatem, Vraidem wskazał mu drogę i bardzo szybko znalazł resztę grupy i cyrkowców. Ułożyli się wokół ogniska i zaczęli rozmawiać. Teu usiadł obok Sylphi. Na wieść o poszukiwaniach druidki elf poczuł się trochę nieswojo, jednak na razie przemilczał sprawę. Była też kwestia dziewczynki.

-Jeśli uważasz że może być szpiegiem użyj jakiegoś zaklęcia rozpraszającego iluzje jak prawdziwe widzenie dla pewności. Sądzę jednak, że kwestia przyjęcia jej do trupy pozostaje w waszej gesti, Shandi, my w końcu jesteśmy tylko gośćmi.

Była też kwestia sprzedania sprzętu i podziału złota.

- Całkowicie zgadzam się, że przydałoby się nieco więcej złota nam podczas podróży, dlatego aby było sprawiedliwie przy podziale powinniśmy uwzględnić to czy ktoś już coś wziął. – dodał elf, a jako że w sumie wziął tylko parę alchemicznych flaszek to liczył na dość spory przydział złota.

-Po drodze może uda nam się spotkać kolejną enklawę czerwonych czarodziei, ewentualnie wędrownych kupców… im można by było sprzedać te… nieco podejrzane przedmioty.

Rozmowy toczyły się dalej, elf tymczasem szeptem zaczął mówić do Sylphi.

-Z tego co pamiętam to jesteś gorącą wyznawczynią Mystry, czyż nie? – chwycił za swój magiczny worek i ostrożnie wyciągnął za plecami pudełko ze znamionami Mystryl, nie chciał aby znajdowało się w blasku ogniska.

-Być może będziesz wstanie coś z tym uczynić.- wyciągnął też zwój który znalazł, zdawało mu się, że Sabrie będzie wiedziała co z nim zrobić.

-Jeśli będziesz miała problem z jego odczytaniem to może Sabrie coś pomoże, przydałaby się kopia we wspólnym, albo smoczym przynajmniej. Nie wiem co jest na zwoju, ale może to być ważne, a ja… będę dziś zajęty w nocy. – dodał nieco konspiracyjnie. Miał nadzieję, że szept spowoduje, że jej temperament nie wybuchnie z powodu tej małej prośby, oraz że pudełko ją zafascynuje.

Obrócił się do całej grupy zebranej przy ognisku i odchrząknął. Nie miał raczej w zwyczaju kłamać a i wolał uprzedzić innych, choć trochę. Wstał.

-Co do Syblis- zaczął skupiając na sobie wzrok zgromadzonych.- Spotkałem się z nią. – poczekał chwilę i kontynuował - Nic jest nie jest… jest teraz na misji zleconej jej przez Silvanusa i niedługo do niej dołączę… są to pewne bardzo ważne sprawy, ale jako że to sprawa Silvanusa to nie mogę wam powiedzieć o co chodzi. - wyciągnął monetę, lśniła miedzią w nieregularny rytm płomieni ogniska.- Więc raczej wolałbym, abyście mnie nie śledzili.- wystrzelił kciukiem monetę w ogień, która uderzyła z głośnym trzaskiem w palące się drewno, żar się nie rozsypał ale na chwilę uniósł wyżej niż normalnie.


Ta mała dywersja wystarczyła elfowi, aby skryć się w mroku i wraz ze swoim chowańcem ruszyć do miejsca gdzie czekała na niego Syblis. Idąc rozglądał się dookoła, zwracając uwagę na to czy ktoś ich śledzi.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 05-04-2011 o 19:21.
Qumi jest offline  
Stary 05-04-2011, 20:35   #428
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie siedziała wokół ognia, słuchając co ma do powiedzenia reszta. Nad wróżbą tutejszej kapłanki przeszła do porządku dziennego. Co prawda zanotowała ją głęboko w mózgownicy, lecz obecnie wywoływała w niej jedynie irytację - Strzeż się najliczniejszych i najmniejszych, aczkolwiek nie z powodu ich siły, a tego że wzrok twój odwrócą od ważnej sprawy. "Najmniejszych, dobre sobie. Właśnie jedno takie małe cały czas odwraca moj wzrok od ważnej sprawy, choć samo jest najważniejsze", sarkała w myślach spoglądając na gnomkę. Co do innych mniejszych członków wyprawy: o bezpieczeństwo Julisy w podróży obawiała się dość mocno, ale nic nie wiedzieli o rodzinie dziewczynki, a drugiej takiej okazji na zdobycie odpowiedzialnych i lojalnych opiekunów może już nie mieć. Akurat tu Roger miał rację, będąc tego wieczoru głosem rozsądku. Przez chwilę miała ochotę dać Lilkowi w zęby na jego insynuacje jakoby dziecko miało być szpiegiem, ciężarem w drodze (w końcu to cyrkowcy będą się nią opiekować tak na dobrą sprawę) oraz wykorzystywania jej jako skarbonki (co bardziej brzmiało jak "żebraczki"), lecz musiała mu przyznać słuszność, iż powinni być lojalni wobec Syblis, skoro ta pomogła Kastusowi. Toteż ze słodkim uśmiechem zwróciła się do elfa:
- W takim razie wyruszamy przed świtem, zaraz po otwarciu bram. Oczekuję, że wszyscy będą wtedy spakowani i gotowi do drogi.
Kastus, zajmiesz się zakupem prowiantu - i tylko tego! Nie mamy pieniędzy na alkohol, niech cudowna machina Drucilli go produkuje, skoro ją suszy.
Ty zaś Lilawanderze, skoro masz jak mniemam teleport na podorędziu zostań tu i czekaj na druidkę by zabrać ją do nas.
- i tak się na niewiele przydajesz, dodała w myślach. - Nie jestem przekonana, czy wobec obecnej aktywności straży oraz wszelkich bandziorów sprzedawanie naszych łupów jest dobrym pomysłem. Możemy zwrócić na siebie niepotrzebnie uwagę bardziej niż obecnie. Starczą nam kłopoty czekające w Yartarze. Chyba że po naszym odjeździe Lilawander pozbędzie się najmniej trefnych przedmiotów i zakupi co trzeba - dodała tak, jakby pozostanie elfa w mieście było już ustalone.

Zdobyczami z Planu Cienia możemy się zająć na kolejnym popasie; zresztą to i tak działka Teu. Mogę pomóc w odczytywaniu zapisków jeśli trzeba
- zwróciła się do cienistego maga, który właśnie zjawił się przy ognisku. Okazało się jednak, że Teuavive ma własne plany co do spędzenia nocy. Sabrie skrzywiła się lekko, biorąc zwój, zaś znikającemu magowi nie poświęciła większej uwagi. Pozer. Kolejny z własnymi sprawami. Jak zawsze.
W takim razie, jak mniemam, Teu zaopiekuje się Syblis... i wyciągnie do niej pomocną dłoń w owych tajnych sprawach, które zlecił im Silvanus
- rzekła, pocierając skronie. Pewnie miało to coś wspólnego z dziwnym zainteresowaniem, jakie elf wykazywał na arenie, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. Może powinni wyjechać jeszcze dziś w nocy? Odwróciła się do Tausersis, która jak zwykleposzła za nimi.
- Tau, czy znasz jakąś dobrą drogę by ominąć Yartar? - co prawda harfiarz napisał o alternatywnej trasie... jednak Sabrie wolała własne alternatywy. Póki co nie chciała myśleć czemu znów natknęli się na miłosną zaklinaczkę, choć ta powinna ich wyprzedzać o kilka dni. Miała dość zmartwień.
- Jak bardzo alternatywną drogę chcesz wybrać?- spytała Tausersis, po czym wzruszyła ramionami. - Na południe stąd jest bardzo stary i ponoć w dobrym stanie słynny Kamienny most. I da się nim przeprawić. Tyle że oznacza dla was kilka dni straty i wiele dni przez absolutne bezdroża. No i...- zamyśliła się zaklinaczka -...jest jeszcze możliwość przeprawy przez rzekę tratwami i łodziami. W dowolnym miejscu. Może są i jeszcze inne sposoby, ale te znają przewodnicy po Północy Fearunu, których można w tym mieście wynająć. - Łodzie raczej odpadają - Sabrie pomyślała o ciężarze armaty. - Zresztą na przewodnika i tak nas nie stać. A droga przez most jest bezpieczna? W miarę oczywiście?
-Kiedyś może tak, ale teraz?- wzruszyła ramionami zaklinaczka.- Teraz jedynie poszukiwacze przygód czasem wędrują przez most, który nie łączy żadnych większych skupisk miejskich. Wyruszenie na most, to wyprawa w dzicz.
- Czyli nadłożymy jakiś dekadzień drogi, tak? - zadumała się wojowniczka. I tak musieli się najpierw spotkać z Harvekiem. Potem będą ustalać dalszą drogę, choć trasa harfiarza byłaby z pewnością krótsza. Pytanie czy mniej czy bardziej niebezpieczna. No i wtedy musieliby opuścić Jadeirę.
A ty, Kastus, nie rozpowiadaj wszystkim że jedziesz z tajną misją. Jeśli coś jest tajne, to nie mówi się o tym wcale - fuknęła jeszcze na mężczyznę. Ciekawe kim był wcześniej tamten gondyjczyk - kapłanem Cyrica?


***

Po rozmowie wojowniczka poszła do koni. Oporządziła Miee'le, nasypała jej do żłoba solidną porcję owsa i dała świeżej wody. Wyczyściła poplamione krwią siodło i resztę rzędu oraz porządnie wytrzepała derkę. Przeprała swoje rzeczy i rozwiesiła je na wozie, choć raczej nie było szans by wyschły do rana; podobnie jak buty, na których było jeszcze znać ślady wędrówki po bagnach. Zrobiła porządek w plecaku, przy okazji rzucając Sarze kawałek suszonego mięsa, który zaplątał się między pakunkami. Elf nie dbał zbytnio o swojego psa. Potem odczyściła tarczę i zbroję, prowizorycznie wyklepując wgięte miejsca. Po tej podróży zdecydowanie trzeba będzie oddać je do naprawy. Nasmarowała paski, wytarła sprzączki, na końcu zaś usiadła z mieczem na kolanach i powoli zaczęła go ostrzyć. Ta monotonna czynność zawsze ją relaksowała. Raz po raz skrupulatnie przeciągała osełką po ostrzu, odruchowo nucąc pod nosem modlitwy do Helma. Klacz dołączyła do niej mentalnym pomrukiem - co prawda sprawy bogów były jej dość obojętne, ale doceniała opiekę jaką bóg wojny otaczał jej panią i wspólne modlitwy stały się niejako ich rytuałem.

Gdy Sabrie skończyła pielęgnację ostrza przystąpiła do treningu. Nie nadwyrężała się; świeżo zagojone rany piekły i ciągnęły. Z obrzydzeniem pomyślała o skażonym dotyku przeklętego ostrza kapłanki Bane'a. Że też Kastus był kiedyś jej akolitą... choć pewnie przyłączyłby się do każdego, kto by na niego wystarczająco długo krzyczał. Ech... Najchętniej wyrzuciłaby wszystkie przedmioty z symbolami Czarniej Ręki do rzeki. Ohydna, wypaczona wiara. Pewnie pozbędą się ich dopiero w Everlund; szkoda, że brat Sorbusa mieszkał w Nesme, mógł pomóc im je sprzedać...
Myśli wojowniczki popłynęły dalej, wraz z kolejnymi wymachami miecza. Nie chciała już rozważać potencjalnej zdrady, dziwnej, nietypowej organizacji całego przedsięwzięcia, rozlicznych pobocznych celów, jakie mieli jej "towarzysze" i różnych "przypadkowych" spotkań... ostatnio zaczynała nawet wątpić, czy dostanie zapłatę za swoją fatygę. Nie! Należało zapewnić bezpieczeństwo kapłanom i dowieźć armatę do Silverymoon. To wszystko. Bez pobocznych zadań, bez angażowania się w cudze problemy, bez bohaterowania i szukania skarbów. Prosto do celu... okrężną drogą, ale prosto. Teraz się skupi na zleceniu. Jak zawsze.
~ Jak zawsze
~ jak echo powtórzyła Miee'le. ~ A potem zrobimy sobie długie wakacje w klasztorze. I polecimy w góry. ~
- Mhm... - mruknęła nieuważnie Sabrie, zajęta swoimi myślami. Najliczniejsi i najmniejsi... powtórzyła w myślach słowa kapłanki Tymory. Jedyne co przychodziło jej do głowy to koboldy... no i gnomy. I mrówki. Potrząsnęła głową. Skupi się na zadaniu i koniec. Boska interwencja tylko utwierdziła ją w przekonaniu że dobrze robi. Co prawda miała średnie zaufanie do zmiennej, chaotycznej bogini, ale bóg to bóg i z pokorą powinna przyjmować każdą pomoc z góry. Kobieta przyklękła i zmówiła krótką dziękczynna modlitwę do patronki awanturników, po czym wzięła broń i poszła do kapłanki. Miała zamiar spać obok Drucilli - niezbyt przyjemne zajęcie zważywszy na unoszące się wokół kapłanki opary alkoholu, ale któż ma jej strzec jak nie ona? Dość włóczenia się po knajpach i nocnego pijaństwa. Kolacja, kąpiel i spać. Choćby miała wiązać to uparte babsko. Płacono jej za ochronę, nie niańczenie. I w imię Helma spełni swoje zdanie!

I oczywiście plan w pięć minut demony wzięły. Bo przy ognisku Jadeira ostro postawiła sprawę - druidki samej w mieście nie zostawią i koniec. Sabrie musiała się mocno nagimnastykować by przekonać szefową cyrku, że Teu jest mistrzem ucieczek i w razie problemów przeciągnie Syblis na Plan Cienia wraz z jej pupilkami. Drugie tyle czasu strawiła by namówić ją na wyjazd już teraz, nie zaś rano gdy szalona dwójka postawi - najprawdopodobniej - na nogi całą tutejszą straż i jak wtedy uciekną z ciężkimi wozami? A z komentarzy cyrkowców wynikało, że nielegalne wyskoki były u gnomki normą. Cecha rasowa czy co? W końcu Jadeira dała się przekonać, Sabrie dała jej zaś słowo, że w razie kłopotów wrócą tu po druidke.

- Pakować się! Wyjeżdżamy
! - ryknęła wojowniczka na cały obóz, gotowa spłazować każdego kto ośmieli się jej sprzeciwić. A że za sobą miała aprobatę Jadeiry... reszta nie miała wielkiego wyjścia, czyż nie? Cyrkowcy zabrali się do zaprzęgania koni. Co prawda miejskie bramy były już o tej porze zamknięte, ale czegóż nie osiągnie stanowcza pólelfka i miłosna zaklinaczka? Mogli wyjeżdżać.

Sabrie podeszła do Rogera - prócz cyrkowców był najrozsądniejszy w tej grupie. Nie spuszczaj Drucilli z oka. Sam widzisz co się dzieje, gdy... - skinęła głową w stronę Lilka i Sylphie. Mogli stracić kapłanów przez głupi zbieg okoliczności. Postanowiła zaryzykować... ostatni raz. Na prawdę ostatni. - Pojadę na spotkanie z Harvekiem; do popołudnia powinnam obrócić w obydwie strony. Wy jedźcie w stronę Wzgórz; na wieczorny popas powinna być gospoda, ale spotkamy się wcześniej. Jeśli okaże się, że trasa Harveka jest bardziej niebezpieczna niż ta Tausersis, odłączymy się od cyrku i zawrócimy w stronę Mostu. I błagam - nie daj wplątać kapłanów w ten bałagan z Syblis i Teu - cokolwiek planują nie wyjdzie nam to na dobre. Niech nie ruszają się z karawany.

Potem poszła do Lilawandera.
- Pożycz mi proszę do jutra swojego gryfa
- "proszę" brzmiało co prawda jak rozkaz... ale było. - Przywiozę na nim tego tajemniczego wojownika, którego sprezentuje nam Harvek. Tak będzie najszybciej.

Wreszcie spakowała co trzeba, osiodłała Miee'le i ostatni raz rozejrzała się po obozie. Oczami wyobraźni widziała bezlik katastrof, jakie przez te kilkanaście godzin mogły dotknąć karawanę, ale udawało im się już tyle razy... może i tym razem się uda? Choć plany Teu i kręcący się po mieście zbóje... i sama karawana wyjeżdżająca w środku nocy zwracała już uwagę... Ech, tak źle i tak niedobrze. Potrząsnęła głową i ścisnęła Miee'le piętami. Klacz wystartowała z gracją, błyskawicznie wzbijając się w przestworza. Chwilę krążyły nad miastem póki Miee'le nie namierzyła Vraidema i nie przekazała mu informacji na temat wyjazdu cyrku i miejsca spotkania. Potem zaś obie ruszyły na północ, planując o świcie znaleźć się na Wzgórzach. I oby Harvek stał gdzieś na widoku...
 
Sayane jest offline  
Stary 06-04-2011, 20:50   #429
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wpatrywała się prosto w twarz pochylającej nad nią Tau. Wyjątkowo blisko znajdującą się twarz, z oczami w których można było się zagubić, z wydatnymi ustami, które z pewnością smakowały...stop!. Sylphia zamrugała oczami, odchrząknęła, po czym ugryzła się w język. Tak specjalnie, i z premedytacją, by przywołać się do porządku i ostatnio wyjątkowo brutalnej rzeczywistości dotyczącej jej "skromnej" osóbki.
- Dzię... dziękuję - Wydusiła w końcu z siebie, a jej ręce wyjątkowo powoli przemieszczały się pod kołdrą - Miło... miło z twojej strony. Nie trzeba było... - Dłonie dotarły już do rąbka kołdry a wtedy, wtedy Magini naciągnęła ją sobie aż na nos, z wciąż znajdującą się tuż tuż Zaklinaczką. Zupełnie jakby była to nienaruszalna bariera, mogąca odgrodzić od siebie obie kobiety.
-Och... drobiazg. Przecież nie mogłam cię tak zostawić. No i ktoś musiał cię rozebrać.- odparła Tausersis spoglądając na maginię z uśmiechem. -Masz bardzo ładne ciało. Dużo jeździsz konno, czy może tańczysz, by utrzymać je w formie?
- Eeeee
- Nie bardzo wiedziała przez chwilę co powiedzieć, zmieszana faktem, że Tauseris mogła ją sobie do woli oglądać półnago, oraz przeczuwała pewną pułapkę w tej wypowiedzi "przyjaciółki" - Od czasu do czasu jeżdżę, jak to w podróży konieczne... a i potańczyć sobie lubię, nic niezwykłego - Odpowiedziała wyjątkowo ogólnie.
Tau przesunęła palcami dłoni po czole Sylphi.- Jesteś bardzo spięta panno van der Mikaal. A zazwyczaj wydajesz się być osobą niezwykle pewną siebie.
Po czym przyłożyła swą dłoń do ust (na szczęście też swoich) i zaśmiała się perliście.- Chyba cię nie peszę, albo zawstydzam?
- A właśnie, że tak
- Wypaliła już bez zająknięcia Magini - Trudno się skupić w twojej obecności, a ja wiem, że za to jest mocno odpowiedzialna magia, i zastanawiałam się wyjątkowo długo, czemu wybrałaś taką... dziedzinę. Lubisz... no wiesz... z każdym i wszędzie czy jak?.
-Magia. Och... to nie ma nic wspólnego z magią. Umiesz rzucić wykrycie magii, prawda? Mogłabyś rzucić na mnie i się przekonać sama. Chociaż musiałabym się rozebrać do naga, by... żaden przedmiot nie zakłócał odczytu.
-po czym spojrzała wprost w oczy Sylphii, odpowiadając na jej pytanie.- Nie z każdym. Ale... z ludźmi i nieludźmi pięknymi, istotami namiętnymi, uroczymi, fascynującymi.
Przesunęła po owalu twarzy Sylphi palcami dłoni.- Choć przyznaję, że płeć nie ma w tym przypadku znaczenia. Czymże jest płeć dla maga? Drobnostką.
Następnie wyprostowała się dodając.- Ale satyrem nie jestem. I nie uprawiam figli z każdym kto się nawinie.
Gdy Tau dotknęła palcami twarzy Magini, po ciele tej ostatniej przeszła wyjątkowo dziwna fala gorąca. Sylphia, z dziwnie migoczącymi oczkami wpatrywała się w kobietę. W końcu odchrząknęła gdzieś pod kołdrą.
- Czyżby cię aż tak korciło paradować przede mną nago? - Spytała, będąc niemal całkiem pewną odpowiedzi. I aby nie podjudzać sytuacji, szybko dodała - Jeszcze raz dziękuję za opiekę, czuję się już lepiej, ubrałabym się więc, i zeszła na dół. Jaka tam sytuacja?.
-Przecież jesteśmy obie kobietami, prawda? Co w tym dziwnego, że nie wstydzę się chodzić na golasa przed kobietą.
- odparła z uśmiechem zaklinaczka. Przekrzywiła na bok głowę.- I nie ma co się chować przed uczuciami.- po czym zmieniła temat.-Nie wiem czy moje stroje ci by pasowały. Są co prawda równie wyzywające, ale... w inny sposób. No i... nie mam tak,- zamilkła szukając odpowiedniego określenia.-...imponującego biustu jak ty.
- Biust biustem, ale to nie ma chyba teraz nic do sprawy... podobnie jak paradowanie przed kimś nago - Magini wyściubiła nieco więcej nosa spod kołdry - Ja mam kilka moich kreacji w zapasie, jeśli byłabyś więc tak łaskawa przynieść mi je z mojej izby...
-A gdzie właściwie jest twoja izba?
- spytała zaklinaczka. No tak w tym całym bajzlu jeszcze nie zajęli pokoi. Po czym dodała.- Ależ ma... myślę, że w innych partiach ciała mamy podobne wymiary, ale biust to ty masz większy.
- Dobre pytanie... nie wiem w którym pokoju jestem...
- Zastanawiała się przez chwilę Magini - W każdym bądź razie, to była trzecia, albo czwarta izba po prawej?. Gdzieś tu miałam klucz... no chyba, że... a właściwie czemu nie! - Sylphia usiadła na łożu, owinięta szczelnie kołdrą. W końcu i przekręciła się w bok, postawiła stopy na podłodze, i wstała, jako tako zakryta.
- Weźmiesz może proszę moje rzeczy, i przejdziemy do mojej izby?.
-Zapraszasz mnie do siebie? Ach, nie wiem czy powinnam. To taka śmiała propozycja z twojej strony. Ach. Trochę mnie to kusi i trochę się tego boję. Ojej.
- zaklinaczka przyłożyła dłoń do swej piersi i w udawanych rozterkach trzepotała rzęsami. Po czym dodała już nieco poważniejszym tonem głosu.- Jasne. Chętnie ci pomogę.
I zaczęła zbierać z podłogi rzeczy czarodziejki, nieświadomie wypinając się w kierunku magini. I wywołując nawał różnych myśli. Niektórych kusząco kosmatych.
To było dziwne... dziwne uczucie. Gapić się na wypięty tyłek innej kobiety, i czuć jakieś wewnętrzne gorąco, tak dobrze znane wewnętrzne gorąco... Magini odchrząknęła. Raz, i drugi. Pokręciła głową, spojrzała w sufit, wzięła głęboki oddech. Co tu też się wyprawiało, żeby ona, Sylphia van der Mikaal, była zawstydzona obecnością innej kobiety?.
I nagle... zupełnie nie wiedząc czemu, a czując się niczym jakiś widz, patrzący na to wszystko jej oczami, podeszła do wypiętej Tausersis i... klepnęła ją w zadek, aż strzeliło.
Równocześnie czując, jak do twarzy uderza jej fala gorąca.
-Hej. Nie robi się tak.-odwróciła się Tau równie zaczerwieniona na twarzy. I dodała z uśmieszkiem.- Nie, bez konsekwencji.
I nachyliwszy się, szybko cmoknęła Sylphię, delikatnie w usta mówiąc.- No to rachunki wyrównane, prawda?
Czerwona niczym piwonia odskoczyła natychmiast w tył.
- Dobra, już dobra - Wymamrotała, zbierając się jakoś w sobie do porządku, i (nieświadomie) wyzwalając spod osobistego uroku zaklinaczki - to idziemy?.
-Tak, tak... idziemy. Jak by ci się nudziło to możemy we dwie...
- przez chwilę Sylphia bała się co też może ta zaklinaczka zasugerować, patrząc swoim spojrzeniem wprost na nią.-... wybrać się później, na łowy, na tutejszych przystojniaków.
Po czym otworzyła drzwi i rzekła.- Chodźmy.
- Zastanowię się nad tym
- Sylphia uśmiechnęła się przelotnie, choć raczej bez polotu. No i poszły... Zaklinaczka przodem, z całym bajzlem należącym do Magini, a ta za nią,owinięta jedynie kołdrą.
-Zastanów się nad moją propozycją. I nad innymi pragnieniami, jakie przychodzą ci do głowy.- odparła Tau bardzo zmysłowym głosem wprost do ucha magini, sprawiając że włoski na jej karku stanęły i bynajmniej nie ze strachu. Po czym dodała chichocząc.- Odniesiesz sama moją kołdrę do pokoju, czym mam wejść z tobą do twojego?
- Prz... przy... przyniosę...
- Wydusiła z siebie Sylphia z przymkniętymi oczami, i wyjątkowo niespokojnym oddechem - "A żeby ją szlag trafił!".
-Będę czekała. Chyba...- zachichotała Tau dobrze się zapewne bawiąc tą sytuacją.
Potarła kciukiem swoją wargę dodając.- Musisz być bardzo namiętną kobietą, wiesz?
Po czym opuściła w końcu maginię, dając jej czas na pozbieranie się do kupy. I ubranie też.

***

We własnej izbie Sylphia w końcu coś na siebie ubrała, po czym spoglądała naprawdę długi czas dziwnym wzrokiem przez okno. Następnie nieco przekąsiła, napiła się wina, a na końcu, z braku pomysłów, i by jakoś w miarę pożytecznie wykorzystać czas, zajęła się tym, co w chwili obecnej jako jedyne jakoś jej wychodziło.



***

Jakiś czas później nastąpiło kolejne spotkanie całej grupy, i nowe planowanie dalszej podróży. W owym spotkaniu Sylphia ponownie nie brała udziału, tym razem jednak nie z powodu swego wybuchowego charakterku i podejścia "wy sobie planujcie, a ja mam wszystko w nosie", lecz przez ostatnie zajścia, jakie dotyczyły jej (nie)skromnej osóbki.
Magini bowiem, szokując niejako samą siebie, doszła bowiem do wniosku, że... się marnuje. Marnuje swoje życie, marnuje swój talent, i ostatnimi czasy w żaden sposób nie doprowadziła do - jakkolwiek to brzmiało - zasłużenia sobie na łaskę Mystry.
Siedziała więc z obojętną miną, wyciszona i zadumana nad własnymi sprawami...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 07-04-2011, 22:39   #430
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- A nie można ich jakoś usunąć? - spytał pólelfi bard przyglądając się broni z symbolem Bane'a. - Zdaje się, że Drucilla ma jakiś zestaw narzędzi do reperowania swojego wozu. Chyba nadadzą się do zdeformowania tych symboli?
-Nie znasz się na tworzeniu magicznych przedmiotów.-
odparła z wyższością gnomka. Po czym rozpoczęła wykład.- Magiczny przedmiot jest tworzony bardzo precyzyjnie. Musi to być przedmiot wykonany mistrzowsko i najlepiej projektowany już w celu konkretnego umagicznienia. Niby teoretycznie każdy mistrzowski oręż da się umagicznić. W praktyce jednakże mało kto tak czyni. Bo widzisz...- kapłanka sięgnęła po swój rozkładany krótki miecz i wędrując po nim palcem mówiła.- cała struktura przedmiotu jest klatką na zaklęcia, za pomocą których magicznej broni nadano się magiczne właściwości. Uszkadzając jakikolwiek fragment magicznego oręża mogłabym zniszczyć sam przedmiot i pozbawić go magicznych właściwości.
A Jadeira rzeczywiście chciała wyjechać jak najszybciej, czyli natychmiast po powrocie druidki. Nie wcześniej.
A potem rozmowa zeszła na Syblis, podczas której wykazał Teu się wiedzą (nic niezwykłego), umiarkowanym fanatyzmem religijnym (a tego po elfie trudno się było spodziewać, choć... ostatnio rozmawiał z kapłanami), oraz zamiłowaniem do dramatycznych wyjść.
A potem rozpoczeły się przygotowania do podróży... i wylotu.

Sabrie przekazała wiele informacji Rogerowi, zaplanowała wiele działań przejmując ( a raczej de facto utwierdzając się w roli nieformalnej przywódczyni grupy). Zapomniała o drobiazgu, zapomniała o przepowiedni. Nie tyle zapomniała o niej, co... zapomniała o niej powiedzieć Rogerowi. Detal, który w przyszłości miał się okazać ważny.
Na razie jednak oderwała się od ziemi wraz Miee'le i pofrunęła w niebiosa uwalniając się od trosk jakie ciążyły jej na barkach. I od kłopotliwych towarzyszy. Długi nużący lot trwał wiele nocnych godzin. I był szczególnie męczący dla towarzyszki.
Ale... w końcu dotarli.


Na szczęście opis Jadeiry pozwalał znaleźć miejsce spotkania zaplanowane przez Harveka, na Jaszczurzym Wzgórzu. Tyle, że harfiarza nie napotkała. Jedynie opuszczone przed kilkoma minutami traperskie obozowisko. Sam Harvek zjawił się półgodziny później, z upolowaną łanią.
-Sabrie? A co ty tu robisz tak szybko? I gdzie jest reszta?-spytał wyraźnie zaskoczony harfiarz.
Na nos wojowniczki spadła pierwsza kropla deszczu. Nad Jaszczurzym Wzgórzem zaczynało padać.

A karawana ruszyła dalej. Cyrkowcy zwinęli obóz i drużyna wyruszyła wraz z nimi. Mała dziewczynka dość szybko zaakceptowała swoją zastępczą matką, jaką była Shandri, a i jej zwierzak cierpliwie znosił paskudną rolę przytulanki osieroconej dziewuszki.
Wozy opuszczały Triboar kierując się ku Yartarowi, kolejnemu przystankowi na tej trasie.
Skład ochroniarzy przesyłki był mocno uszczuplony. Sabrie odleciała na rozmowy z Harvekiem, Lilawander został w mieście by sprzedać zdobycze. Teu został wraz z Syblis w tajnej misji zleconej przez (chyba?) Silvanusa.
Tak więc przesyłkę, oprócz cyrkowców pilnowała magini, Roger, Revalion Kastus i... Tausersis. Zaklinaczka co prawda nie zamierzała wyruszać razem z drużyną, ale obiecała pomóc, przy wyjeździe z miasta.
Wyjeżdżający cyrk obserwowała też para oczu. Para nieprzyjaznych oczu.
Sylphia van der Mikaal siedziała na wozie, obok śpiącej mocnym snem gnomki. I w dłoniach trzymała pudełko. Niezwykłe pudełko.
Na razie nie zastanawiała się zbytnio nad nim. Ostatnie wydarzenia uświadomiły jej wyraźnie kruchość jej żywota. I zwróciły uwagę na fakt. „ Co chcę robić w życiu i co chcę po sobie pozostawić.” Zamyślona czarodziejka bezwiednie gładziła pudełko, czując niemal kryjąca się w nim moc. Nie był to przedmiot magiczny, jakie można znaleźć w ruinach. O nie, to był wyjątkowy przedmiot, zapewne artefakt. A te były skarbami o wielkiej wartości. Problem w tym, że pudełko zazdrośnie chroniło swe właściwości... i jeszcze bardziej, zawartość.
Tausersis trzymała się pomiędzy Rogerem a Revalionem. Przedstawiła się uśmiechając promiennie do półelfa.- Tausersis Achnetep z Untheru.
Jej głos tak przyjemnie brzmiał w jego uchu, wprawiając serce barda w szybsze bicie. Spojrzenie zaklinaczki wydawało się być obietnicą zmysłowych rozkoszy. Szkoda, że obdarzała nim zarówno barda jak i Morgana.
Trzej strażnicy przy bramie miejskiej nie wykazywali zbytniego entuzjazmu co do swej roboty.


Ich szef, mający już wiele lat na karku, oznajmił, że w nocy bramy miejskie są zamknięte. Ale wtedy naskoczył na niego tandem Jadeira i Tausersis. Atakowany z jednej stracony twardymi argumentami, z drugiej urokiem osobistym i dyplomatycznymi trikami, wpierw bronił się dzielnie. Potem... powoli miękł pod ich atakami.

Nagle tę rozmowę przerwał szum. Coraz głośniejszy i otaczający grupę. Coś się zbliżało.
Coś licznego.
Coś małego.
Karawanę i strażników zaatakowało robactwo. Całe setki małych paskudnych robali.


Dziwaczne małe robale otoczyły chmarą karawaną atakując każdą żywą istotę swymi żądłami i tnąc szczypcami. Koni zaczęły się szarpać w panice. Te które ciągnęły wozy, próbowały się wyrwać z uwięzi. Pozostałe zaś wierzgały, nie tyle próbując pozbyć się jeźdźców, co uwolnić od chmary kąsających je robaków. Roger i Tau swoje wierzchowce opanowali. Revalion zaliczył upadek na miejskie błotko (to jest bruk), a jego koń zaczął uciekać.
A to że, ta napaść dziwacznych robali nie była przypadkowa, potwierdziło obecność trzy i pół metrowego monstrum idącego na karawanę.


Stworzenie wyglądało na zbudowane ze ślimaków i ruszało się dość powoli. Ale było niebezpieczne. Potwierdzał to szkielet ludzki, który utknął w nim.
A oczy... czyjeś nieżyczliwe oczy, obserwowały sytuację, chichocząc złośliwie.
Ukąszenia owadów wywoływały irytujące swędzenie i paskudne pryszcze, utrudniające koncentrację.
Strażnicy rzucili się do ucieczki, po drodze rozbierając się by dostać się palcami do swędzących miejsc.
Loxo wpierw ruszył na potwora, ale słowa jednookiej usadziły go w miejscu.- Randżit, brama, usuń!
I Loxo popędził na bramę, by ją rozwalić okutą żelaznymi pierścieniami maczugą.
Jadeira próbowała rzucić zaklęcie, ale spartoliła je, oznajmiając to światu głośnymi przekleństwami. Drucilla wyjęła ze swych przepastnych kieszeni żelazną z malunkiem płomienia


i próbowała rzucić w górę wprost w chmarę owadów, ale Kastus chwycił za broń mówiąc.-Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł rzucać tym rodzajem granatu.
Zaś gnomka się darła.-Królestwo za miotacz ognia!
- Tu są beczki pełne prochu dymnego. Pani proszę się opanować.-
panikował kapłan.
-Spopielę te paskudy! Zrobię z nich skwarki! -wrzeszczała Drucilla.
Tymczasem Tausersis sięgnęła po butlę ze swych juków i pod wpływem słowa rozkazu, z butli wystrzelił gejzer zimnej wody uderzając w robactwo i mocząc ich skrzydełka. Potworne latające bestyjki opadały na ziemię.
A ślimakowy kolos szedł wprost na wóz, na którym kapłanka spierała z Kaktusikiem o prawo rzucenia metalowej kulki.
Przeciw niemu zaś stawał Yoshimaru, bo pozostali członkowie cyrkowej ekipy starali się zapanować nad rozdrażnionymi chmarą owadów zwierzętami.

W tym czasie inne pary oczu, były skupione na arenie. Gnomka wyczuła Teu, zanim on Vraidem wyczuł ją. Co poniekąd było, irytujące. Syblis nie marnowała też czasu, tylko od razu zaprowadziła elfa do swej kryjówki tuż poza miastem. Był to mały zagajnik pilnowany przez Salomona rosnących w pobliżu sporych wrót, wybudowanych po przeciwnej stronie od głównego wejścia na arenę. Pilnował jeden mężczyzna, ale widać że zaprawiony w bojach.


Łysy brodacz w nietypowym pancerzu, znudzonym spojrzeniem lustrował okolicę, zręcznie wymachując dwuręcznym, niewątpliwie magicznym młotem. Towarzyszyła mu rudawa, wredna bestia, o sporych kłach i agresywnym charakterze.


Przez pomyłkę chyba zaliczana do psiej rasy. A były to jedynie pierwsze przeszkody do pokonania.
-Przez te wrota sprowadzane są zapasy żywności dla zwierząt. A i same bestie i nie tylko. Tędy się wedrzemy.- zadecydowała druidka. Problem w tym, że... nie wiedziała jeszcze...jak.

A Lilawander siedział w karczmie bezpieczny od zakusów natury. Pozostał w karczmie sam, jedynie ze swym chowańcem. Sara bowiem ruszyła z karawaną. W zasadzie zadanie miał prozaiczne. Sprzedać łupy, jeśli się da to... sprzedać także kłopotliwe łupy. Choćby na czarnym rynku. Oczywistym było, że taki rynek w Triboarze istnieje. Tak samo, jak oczywistym było że niełatwo do niego dotrzeć osobom z zewnątrz, osobom bez reputacji w miejskim półświatku. Miał też pomóc ewakuować Teu i Syblis jak zrobi się gorąco. Oczywiście potrafił, ale... teleportacja jaką dysponował, miała swoje ograniczenia. Skoki do nieznanych miejsc, były ruletką. A gryfa Sabrie wzięła. Bo elf widząc jej minę nie śmiał oponować.
Tak więc mimo, że siedział w wygodnej karczmie i nie zagrażała mu nawet niepogoda, o wrogach nie wspominając, to miał na głowie... wiele problemów. Ale był przecież zdolnym czarodziejem, czyż nie?
A alkohol poprawiał elfowi humor. Podobnie jak kręcące się między stolikami.


damy negocjowalnego afektu. Niestety z dość wysokim cennikiem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-04-2011 o 12:52. Powód: ważna poprawka
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172