Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-09-2010, 12:20   #51
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wiek zawsze był w Domu istotnym czynnikiem wpływającym na nawiązywanie znajomości. Każdy chciał sobie dodać męskości, czy dorosłości i zwykle nie chciał się przez to bratać z dużo młodszymi, którzy to wizerunek ten bardzo łatwo psuli. Trzmiel może nie przejmował się tym jakoś specjalnie mocno, ale wystarczająco długo przebywał w takim otoczeniu by teraz wzdrygnąć się w całkowicie bezwarunkowym odruchu gdy zobaczył zbliżającą się w kierunku jego dłoni rękę ducha małego chłopca. No właśnie. Ducha. Ten fakt, jakoś nie poruszył go tak mocno. Jakby tak przecież miało być, że w zamian za uwolnienie i walkę ze złem, zostaną uratowani przez umęczone dawno temu dzieci. Trzmiel już za dużo książek przeczytał, by mieć co do tego wątpliwości. Choć dotarło to do niego dopiero gdy czas jakby spowolnił w okowach otaczającej ich złej siły, która napotkała na godną siebie przeciwsiłę...
Wyciągnął powoli dłoń do ducha. Ciekawość i emocje w mig zwyciężyły kruche uprzedzenie. Jeszcze przez chwilę przez jego głowę przeleciało luźno zadane pytanie... Czy poczuje dotyk ducha? Skoro to przecież duch, a nie...
Jasność. Jakby był tylko samymi swoimi oczami zawieszonymi w pokoju o jaskrawo białych ścianach. Gdzieś jakby z poza tego pokoju dochodziły go przytłumione dźwięki jakie zostawił za sobą w tamtym korytarzu. Tu jednak był spokój. Wrażenie ulgi i spokoju, choć przed chwilą przecież serce waliło mu jak młotem, było tu silniejsze niż cokolwiek innego. Przypominało te dni kiedy po ciężkiej, trwającej jeszcze długo po północy, umysłowej pracy w końcu udawało mu się rozwiązać zadanie Anduvala i pójść wreszcie z uczuciem spełnienia spać. Tylko, że tym razem dzień zdawał się być o wiele za długi, a zadanie o wiele za trudne...
Karmiąc się tym uczuciem i siłą jakie niosło ze sobą, nie wytrzymał. Świadomość odpłynęła, światłość się rozproszyła i po chwili jego ciało osunęło się na kamienną podłogę piwnicy...

But Aglahada okazał się szybkim i skutecznym narzędziem budzenia. Trzmiela wcześniej gdy kiedyś zaspał i już nikogo w pokoju nie było kopniakiem tylko raz obudził Brideran. Zerwał się więc teraz z szeroko otwartymi oczami nie wiedząc przez parę dobrych sekund gdzie jest, ani co się stało. Gdy już jednak fakty doszły do jego mózgu z siłą przykrego rozczarowania, podniósł się do pozycji siedzącej i oparł o ścianę nadal przetrawiając coś czego był już doskonale świadom. Znaczy obecności ducha chłopca, która przez niego przeszła i która go uratowała.
- Nie wróci – odparł spoglądając w stronę kraty z wyraźnym niezadowoleniem. Znów dał plamę. Gdyby nie przypadek... lub jak kto woli zrządzenie losu... byłoby po nich. Źle wybrał obiekt czaru. W ogóle nie ostrożny był... przecież czuł to zło już wcześniej... Nogi bardzo niechętnie go posłuchały gdy w końcu podniósł się z podłogi. Ależ mu się spać chciało...
- Wiecie co? - rzekł trochę słabo gdy Amarys też zaczęła dochodzić do siebie. Widać było po nim, że zmęczony jest setnie – Chyba musimy ustalić, czy... - urwał na chwilę bo i takie wielkie słowa rzadko przychodzą z łatwością – Czy chcemy uciekać z Domu. Bo nie wiem jak wy, ale ja chcę. A ta droga jeśli nie kończy się jakimś zawaliskiem, to prowadzi na zewnątrz... znaczy do lasu... chyba.
Spojrzał na nich nie mogąc się zdecydować czy patrzy teraz na nich inaczej... chyba w sumie tak.
- Dziś jednak proponuję sprawdzić co tam jest... tam na końcu korytarza... dla pewności. Potem wrócić do celi... No i ustalić wspólną wersję co do obecności Amarys z nami... Właśnie! Pomijając to, że pewnie skończyłoby się to gorzej gdybyś do nas nie wpadła to... Skąd ty się u licha ciężkiego tu wzięłaś???
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-09-2010, 12:43   #52
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Amy powoli dochodziła do siebie zastanawiając się, skąd miękka poduszka w tym śmierdzącym lochu? Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że ramiona Rava bynajmniej poduszką nie są, a co więcej - obejmują ją przez cienki materiał koszuli! Odepchnęła chłopaka, lądując pupą na zimnych kamieniach i niezgrabnie zaczęła podnosić się do pozycji pionowej, równocześnie próbując zakryć co bardziej newralgiczne części ciała.
- Zaraz tam skąd... I nie przeklinaj! - fuknęła zmieszana na Trzmiela, zastanawiając się jak wytłumaczyć chłopcom swoje nagłe pojawienie się; zwłaszcza boso i w koszuli nocnej. Przestąpiła z nogi na nogę i rozejrzała się wokół, ale myszki nigdzie nie było widać. - Lepiej mi powiedz gdzie w ogóle jest to "tu". Przecież mieliście siedzieć w Dziurze! Mateczka Zimira nakrzyczała na ojca Edrina i miał was z samego rana wypuścić, a wy żeście zwiali. Teraz to na pewno dalej zostaniecie w zamknięciu!

- I siedzimy - odparł Rav, nieco zdegustowany odepchnięciem i brakiem wdzięczności za cucenie. Wstał z podłogi i otrzepał spodnie. - Tyle tylko, że kawałek niżej. To jest korytarz prowadzący z naszej celi... chyba do lasu. Kiedyś to było tajne wyjście z domu radnego. Te dzieci nam pokazały wejście.
-
Jakie dzieci? Te duchy? Po co? - rzecz jasna fragmentaryczne wyjaśnienia nie mogły zadowolić Amarys, która kategorycznymi żądaniami pokrywała zmieszanie. Zerknęła na Trzmiela - wyglądało na to, że tylko została podniesiona z ziemi. Zarumieniła się na wspomnienie ciepłych ramion chłopaka - dobrze, że w słabym blasku pochodni nie było tego widać. Chyba spaliłaby się ze wstydu!

- Dzieci nie widziałaś, czy co? - zdziwił się Rav. W końcu obie sylwetki, chociaż nieduże, świeciły w ciemności tak jasno, że ślepy by je zauważył. - Przyszły do nas w środku nocy i obudziły nas. Bina, Elli, dzieci radnego Bidney'a. Prosiły o pomoc i pokazały nam drogę. A teraz powiedz, skąd ty się tu wzięłaś? Nie siedziałaś w celi razem z nami.
- Poza tym my możemy wrócić do celi, ale raczej nie z tobą. Z Dziury byśmy nie wyszli do końca życia. Wiesz, ile punktów Regulaminu byśmy złamali? A pewnie kilka nowych by dopisano...


No tak... Wymagać od Rava opowieści to tak jak wymagać od Tych Trzech uprzejmości. Amy postanowiła przycisnąć potem Trzmiela o szczegółową wersję zdarzeń, ale póki co Rav w jednym miał rację - ciężko będzie wytłumaczyć ojcu Edrinowi jej obecność w Dziurze.
- Nooo... W sumie to nie wiem. Spałam w łóżku, a potem obudziłam się tutaj. Na początku myślałam, że mi się śnicie
- zełgała. Jakoś nie miała ochoty tłumaczyć się przed nimi ze swojej kapłańskości. Przynajmniej nie teraz. Duma z faktu powołania została przyćmiona przez straszną ciemność i to, że nie umiała sobie z nią poradzić. Poza tym poczuła się na Rava zła. Jakoś dziwnie się zachowywał. I wcale się nie cieszyli, że była tu z nimi! Głupie chłopaczyska.

- Aha... - Rav starał się, by w jego głosie nie zabrzmiał nawet cień wątpliwości. - Szkoda że nie przeniosło wraz z tobą papci. Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili - zmienił temat. O noszeniu na rękach z wdzięczności nie wspomniał - ale teraz trzeba wykombinować sposób, byś nie trafiła przez nas do Dziury.

- I co, może jeszcze śniadanie?!
- warknęła Amy, pocierając o siebie zziębniętymi stopami. - Trzmiel, mówiłeś, że tu jest wyjście? Mogę przecież wrócić tamtędy, a wy pójdziecie do Dziury. Macie tam wrócić, jasne! Nie po to matka Zimira się za wami wstawiała, żeby się teraz okazało żeście są tacy, jak was ojciec Edrin na... e... na-pięt-no-wał!

- Przede wszystkim nie wiemy, gdzie się kończy ten korytarz. Wyjście pewnie jest gdzieś w lesie. Chyba nie sądzisz, że cię zostawię samą. -
W gruncie rzeczy Ravere żałował, że nie mogą od razu sobie iść z Domu w świat, jak o tym wspomniał Trzmiel, ale Amy raczej nie nadawała się na taką wycieczkę-ucieczkę. W takim stroju. - Znajdziemy wyjście, odprowadzę cię do Domu i wrócę, zanim ktokolwiek pomyśli o wypuszczeniu nas z Dziury. I nikt nas nie będzie... i ojciec Edrin nie będzie się czepiać.

- Po... poradzę sobie, nie bądź głupi -
pisnęła Amarys, którą na samą myśl o samotnym spacerze przez las przeszedł dreszcz strachu. Ale przecież tam nie mogło być straszniej niż tu... przynajmniej tu przed chwilą. - Jak przeze mnie nie zdążysz wrócić do Dziury do dopiero będzie!

- Zdążę - zapewnił ją Rav. - A jeśli nie, to będę miał dobre wytłumaczenie nieobecności. W końcu i tak trzeba będzie powiedzieć o tym korytarzu... Co prawda nie sądzę, by ojciec Edrin był zachwycony naszą działalnością. - Wzruszył ramionami. - W końcu i tak zamierzamy opuścić Dom, prawda? Dzień wcześniej, dzień później... Ale lepiej by było, gdybyś nie musiała wcześniej nikomu opowiadać o swoich nocnych przenosinach.

- Jeśli nie pomyliłem kierunku - Trzmiel obejrzał się za siebie w stronę z której jeszcze nie dawno przyszli - to korytarz prowadzi gdzieś do wschodniej części lasu... Tam gdzieś jest opuszczona chata zabita deskami na cztery spusty. No i stamtąd niedaleko do ścieżki, którą Colwyn czasem wybiera się w głąb po jakieś zioła dla kucharek... Ale wiesz Rav... Chodzenie nocą po lesie to... No nie wiem. Jak chcecie w sumie. To już lepiej chyba wcisnąć... znaczy powiedzieć kapłanom to co nam Amy. Za tajemnicze teleportacje kar jeszcze nie ma, a i niech się głowią sami.

- Amy? - Rav spojrzał na dziewczynę. - Ty decydujesz. Zwiedzamy korytarz do końca a potem wracamy do Dziury, czy też odprowadzę cię do Domu?- Wątpię czy uwierzą; stwierdzą pewnie, że wemknęłam się do was w nocy i będzie jeszcze gorzej. - stwierdziła smętnie Amy. - Zresztą nawet wy nie wyglądacie jakbyście mi wierzyli - dodała płaczliwie. - I czemu mówicie ciągle o odejściu; przecież jesteśmy jeszcze za mali. Nawet tobie, Rav, sporo brakuje! A po burze od kapłanki ojciec Edrin na pewno nie będzie już nikogo zamykał w Dziurze.

- Za mali? - Rav taktycznie pominął milczeniem kwestię wiary w opowieść o nagłym przebudzeniu się w podziemnym korytarzu. - Nie pamiętasz, co mówią w mieście? Pół roku temu ojciec Edrin powinien nas odesłać z Domu bo jesteśmy za starzy.
- A w ogóle to może byśmy się ruszyli? I tak idziemy sprawdzić, co jest na końcu korytarza. Zastanowić się nad dalszym postępowaniem możemy po drodze.

- Ale... - jęknęła Amy, nie znajdując argumentu. Jeszcze rano chętnie zwiałaby z Domu gdzie pieprz i wanilia (a najlepiej Skarb), lecz teraz... Teraz sprawa wyglądała inaczej. Była kapłanką... tyle że bezużyteczną. A Zimira mogła ją tyle nauczyć! Jakże by więc mogła teraz odejść z sierocińca? - No dobrze, więc chodźmy do końca, a potem zobaczymy co dalej.
- Eeee... - Nieśmiało burknął Aglahad, który do tej pory jedynie przysłuchiwał się wymianie zdań. - Może moje buty będą dobre na Amarys? - Wziął większy wdech, jakby wzmianka o butach nie była tym co chciał od dłuższego czasu powiedzieć. - A właściwie... właściwie to chciałbym powiedzieć, że ja tam mogę się stąd wynosić. Kocham to miejsce i w ogóle, poznałem tu wspaniałych ludzi, jak wy i eeee... ojciec Eee.. jak wy, ale zawsze kiedy przeglądałem mapy myślałem o tym, że za murami domu jest coś więcej. Cały czekający na odkrycie świat! Nie możemy całe życie pielić tu grządek, kiedy tuż za rogiem może czekać na nas nasze przeznaczenie. No i tyle ee.. chciałem powiedzieć... Chodźmy zobaczyć ten tunel.

- Pewnie, że jest "coś" więcej, też mi odkrycie; zawsze było
- prychnęła Amarys. - Ale mało tego "cosia" zobaczymy bez jedzenia, ubrań i pieniędzy. Co najwyżej przydrożne rowy. "Ucieczka" fajnie brzmi, tylko co dalej, hę? Kraść będziesz? Czy żebrać? Bez sensu zresztą uciekać skoro i tak nas odprawią - wtedy przynajmniej coś na drogę dostaniemy - z chłopakami to zawsze tak samo: wielkie słowa, a zero rozumu. Podniosła zgaszoną pochodnię i odpaliła ją od aglahadowej. - No to chodźcie, bo nas tutaj świt zastanie; albo co gorsza akolici. Ale by mieli uciechę... Choć nie, pewnie baliby się tutaj wejść - roześmiała się złośliwie.

- Kolejne trzy lata z Tymi Trzema i Anduvalem... Ja dziękuję za taką wyprawkę - Trochę z żalem spojrzał na zaledwie rok starszą koleżankę. W sumie miała prawo do swoich tajemnic, a już przecież tym bardziej własnego zdania. Ale jakoś tak szkoda... Wskazał na oczekującą ich ciemność - Pójdziesz przodem Rav?
Rav spojrzał najpierw na Trzmiela, z pewnym zaskoczeniem, potem na Amy.
- Pozwolisz? - spytał, wskazując na pochodnię. - Skoro mam iść przodem, to wiesz... Lepiej by było z jakimś światłem.
Miał co prawda jeszcze zapasowe, ale trzeba było pomyśleć nad drogą powrotną.

Gdy w końcu zaczęli iść Amarys tak pokierowała grupką, by znaleźć się sama obok Degary'ego.
- Słuchaj Trzmiel... - szepnęła. - Skąd ty wiesz... no wiesz, jak czarujesz... to skąd wiesz, co masz wtedy mówić? I że w ogóle to jest poprawne i działa? I że... no... że dasz radę?
 
Sayane jest offline  
Stary 14-09-2010, 13:17   #53
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Działali. Działali i brnęli na przód. Inni pewnie leżeli by skuleni w celi, a oni szli zostawiając za sobą otoczenie, w którym się wychowali... Oczywiście by wrócić... ale zawsze jednak było to coś... coś zdecydowanie fantastycznego co sprawiało, że mimo zmęczenia chciało się iść. Oh jak już chciał stąd wyruszyć... choćby po to by odnaleźć te sekretne miejsca o których wyczytali w starym pamiętniku. I nie być już popychadłem takich klocków jak ci trzej...Czy Amarys mogła mieć rację by czekać. Jak się dobrze zastanowić to nie mogła nie mieć racji. Anduval mimo okropnego usposobienia uczył go wszak. Ale na bogów. Tak go już ciągnęło by...
- Wiem? - powtórzył za nią zaskoczony pytaniem. Jej głos mimo szeptu wyrwał go z zamyślenia na tyle mocno, że zamrugał z początku oczami bez zrozumienia - Aaaa... Magia? No te słowa to język magiczny. Niektórzy nazywają go smoczym. Anduval mnie go uczy, ale jak dla mnie to przypomina on bardziej zbiór pojęć niż język... w sensie taki jak nasz. A skąd znam... Mam książkę z wpisanymi zaklęciami. Właściwie dostałem ją już częściowo zapisaną, ale parę zaklęć już umiem odczytać i zapamiętać. No bo właśnie. Powiedzieć to nie wszystko. Trzeba zapamiętać. Ale nie same słowa tylko też znaczenie, które niosą - spojrzał na nią niepewnie, by stwierdzić, czy dziewczyna właśnie o to chciała zapytać - dopiero wtedy słowa te niosą moc, którą można uformować w czar. Reszta to jak tabliczka mnożenia w pamięci. Jak się skupisz, to się nie pomylisz... w każdym razie zwykle...
Prawdę powiedziawszy był na tyle dumny móc to wszystko powiedzieć, że nie przyszło mu do głowy z początku po co go o to może pytać.
- A ty Amarys... Pytasz, bo... - urwał wyczekująco, ale po chwili szybko dodał - W sensie tam przy kracie... Czułaś coś?

- To znaczy że trzeba znać takie jakby głębsze znaczenie słów, zapamiętać i dopiero wtedy działa? W takim razie czemu każdy nie może nauczyć się czarować? - Amarys była nieco rozczarowana. To było takie proste? Albo czegoś nie zrozumiała. Chyba jednak nie każdy mógł się nauczyć, skoro Anduval tak piłował Trzmiela. - Przy kracie... chyba wszyscy coś czuliśmy, prawda? Nie wiem o którego cosia pytasz... - mruknęła wymijająco. Póki co wolałaby dowiedzieć się jak najwięcej, żeby potem w rozmowie nie palnąć żadnej głupoty. Stanowczo nie chciała czuć się głupsza od Trzmiela, mimo że ten już długo uczył się pod okiem starego maga, a ona dopiero zaczynała. Instynktownie czuła, że jej moc różni się od mocy chłopaka, póki co jednak nie mogła poradzić się Zimiry, musiała więc wykorzystać jedyne dostępne źródło informacji.

- Każdy może. - Kiwnął głową potakująco, po czym zaśmiał się nagle - Tego mi jednak nawet Anduval nie był w stanie powiedzieć kto w rzeczywistości się nauczy. Ani od czego to zależy. Niektórzy po prostu... mhm. Eh. No jeśli nie poczułaś poza strachem wtedy niczego innego... znaczy żadnej siły, którą tętnił ten rycerz... to ciężko mi będzie wytłumaczyć. Niektórzy po prostu nigdy nie będą umieli zapamiętać tych znaczeń... Bo znaczenie to nie jest wyjaśnienie, że na przykład znaczenie słowa światło jest takie, że jest to przeciwieństwo ciemności i że rozchodzi się w każdym kierunku i że bla bla bla... Nie. „Znaczenie” to coś co zrozumieją tylko ci którzy potrafią wyczuć magię. To... hmm... taki magiczny wzór. Ciężki do zapamiętania i odtworzenia. Samo wypowiedziane słowo ma tylko pomóc czarodziejowi w odtworzeniu danego znaczenia i uformowaniu przez to czaru. Rozumiesz?
Wyglądał w sumie na zatroskanego. Jeszcze nigdy nikomu nie tłumaczył na czym polega czarostwo. To jakby tłumaczyć na czym polega spanie, jedzenie, lub sikanie...
- Ale wiesz... sam czar może mieć źródło nie tylko z tych znaczeń. Jego źródłem może być niemal wszystko co ma w sobie jakąś wyczuwalną dla kogoś moc... To może być przyroda. Wiesz na przykład, że Colwyn potrafi porozumieć się z każdym zwierzęciem? Albo muzyka... choć to tak naprawdę niemal to samo co... Albo wiara. Choć tego nie do końca rozumiem, bo to naprawdę już inna bajka.... Bo właśnie... Ty Amarys, nie modliłaś się tam ze strachu, prawda? Chciałaś użyć modlitwy do przegnania tego czegoś.
Trudno było powiedzieć czy ostatnie zdanie jest pytaniem, czy stwierdzeniem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-09-2010, 13:20   #54
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Wtedy... - Amy zająknęła się, przeklinając w duchu przenikliwość Degary'ego. Wolałaby wieścią o objawieniu podzielić się raczej z przyjacielem... tyle, że Rav pewnie by nic nie zrozumiał. Albo ja wyśmiał, że głupoty wygaduje. Ale Trzmiel zaimponował jej, choć inaczej niż Ravere. Był taki... co tu ukrywać - mądry. Uczony wręcz. Choć pod kierownictwem Anduvala nie było to nic dziwnego, a chłopców zawsze lepiej edukowano niż dziewczęta. Na myśl o tym jak musiała żebrać o każdą lekcję czy książkę podniosło jej się ciśnienie. - Wiesz, że dużo przesiaduję w świątyni. - zaczęła od innej strony - Pomagam matce Zimirze, rozmawiam z nią dużo i w ogóle... tam jest tak spokojnie i człowiek może się skupić. Dużo opowiadała o bohaterskich czynach kapłanów, głównie Goldmoon... - westchnęła. - Gdyby Goldmoon nie umarła może ten świat wyglądałby inaczej. Ale przecież była już strasznie, okropecznie stara, więc musiała w końcu umrzeć. W każdym razie wiesz, że wiarą można tyle samo zdziałać co magią - chociaż też nie mam pojęcia czym to się różni i dlaczego - w końcu magami też opiekują się bogowie, prawda? W każdym razie dziś w południe szczur... to znaczy mateczka pokazała mi, że... to znaczy... - zaplątała się, próbując na razie nie wyjaśniać wszystkiego do końca. - No, w każdym razie, że jak się mocno wierzy i prosi, to bogowie cię wysłuchają i pomogą. I w świątyni dostałam o, to - uniosła srebrny wisior ku światłu pochodni, nieświadomie mówiąc z coraz większym zapałem. - Habbakuk mówił, że jeśli będziemy mocno wierzyć i trzymać się razem, i pomagać sobie nawzajem, to wszystko się uda i przetrwamy Trudne Czasy. I udało się!! Choć chyba głównie za sprawą tych duchów - wzdrygnęła się, jakby dopiero teraz uświadamiając sobie, że Duch trzymał ją za rękę. Brrrr! - Ale to było takie straszne, że ten oślizgły Nerakijczyk mieszkał pod samym Domem! Nic dziwnego, że Dziura była taką okropną karą. Myślisz, że ojciec Edrin będzie zły, że go przegoniliśmy? Choć pewnie nie - odpowiedziała samej sobie - dopiero wtedy by się matka Zimira wściekła!

Czuła. Degary uśmiechnął się patrząc cały czas przed siebie. Fajnie jest być tym jedynym, który potrafi. Nawet jeśli mu się tego wzbrania... ale jeszcze fajniej jest wiedzieć, że jest ktoś jeszcze. I że dzieli ten entuzjazm. Bo bez wątpienia Amarys mówiła z przejęciem, które i jemu w pewnym stopniu się udzieliło choć przecież od początku wiedział gdzie jest jego miejsce. Kiedyś zastanawiał się tylko, czy wiara nie stoi w jakimś stopniu w zaprzeczeniu do magii, którą rozumiał zawsze w sposób dość ścisły... Jednak u Anduvala w pokoiku dostrzegł podczas którejś z lekcji kawałek ubrania z wyszytym symbolem czerwonego księżyca. Lunitari. Nie pytał o to zgryźliwego maga, bo i pewnie i tak by się nie dowiedział nic więcej ponadto, że jeszcze za głupi jest. Ale potem poczytał trochę o Pannie Tajemnic. Nie było wokół niej zorganizowanego żadnego obrządku, ale... najwięksi magowie jej szkoły, byli z nią bardzo związani. Jakby roztaczała opiekę nad tymi którzy pod jej okiem tkają magię. Tylko dlaczego Anduval wolał się z tym nie obnosić?
- Może i tak się wścieknie jak się domyśli, że ojciec Edrin mógł w ogóle wiedzieć o tym rycerzu i mimo to nic z nim nie zrobić, a nawet wykorzystywać - zaśmiał się - Nieeee... chyba by...

- Habbakuk mówił? - Rav zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w stronę Amy. - A... to miło z jego strony - dokończył. Nie miał zamiaru o nic wypytywać. W gruncie rzeczy nie powinien był się wtrącać się do rozmowy o nie swoich sprawach. Ruszył dalej, podświadomie przyspieszając kroku.
- To miło z jego strony, miło z jego strony - przedrzeźniła Rava b, czując narastającą wściekłość. Wiedziała, że tak będzie! - Pewnie, że miło, a co żeś myślał? - mruczała pod nosem, nie zwracając uwagi na to, że Trzmiel ją słyszy. - Z tobą to tylko o owcach można rozmawiać. Dureń!
Rav nie odpowiedział. Skoro faktycznie miała go za głupka, to nic dziwnego, że nie chciała z nim o niczym rozmawiać. Za wysokie, jak dla niego, progi, jak widać. A raczej jak słychać. Jak to ludzie się zmieniają, po jednej rozmowie z bóstwem. Nie do wiary.

Przez dobrą chwilę panowała taka strasznie głupia cisza. Nie wiedzieć czemu, na dalszy tor zeszła przygoda, w której przecież właśnie uczestniczyli...
- Emmm... - zaczął Trzmiel, chcąc coś w końcu powiedzieć, ale dopiero teraz sobie uświadomił, że czego nie powie to wyjdzie jeszcze głupiej. Nie chciał drażnić Rava. Jeszcze by tego brakowało by Dom miał swoich Tych Trzech, a specjalnie dla Degary'ego byli Ci Czterej. Ale też jak już zaczęli tę rozmowę to chętnie by ją pociągnął. Nigdy z rówieśnikiem nie rozmawiał na takie tematy... Płomień pochodni zadrżał jakby w samą porę - Widzicie? - Wskazał na pochodnię Rava, na szczycie której ogień zatańczył leciutko - Cug. Albo już ze zmęczenia mi się wzrok pląsa...


Cug... Ciekawe, skąd Trzmiel zna takie słowo, bardziej pasujące do Tych Trzech. Ale chyba miał rację. Płomień jakby się zachwiał. Chyba że wina tkwiła w konstrukcji pochodni.
- Obyś
miał rację - powiedział Rav. - Dobrze by było wyjść już z tego korytarza. Amy powinna jak najszybciej wrócić do Domu, zanim się zrobi kolejna afera.
- Tsss... - Aglahad przystanął na chwile, unosząc jeden palec. Poślinił go i powtórzył gest. - To rzeczywiście może być przeciąg. - orzekł wreszcie, wyraźnie niezadowolony, że ktoś go uprzedził. - Dobrze, że jesteśmy w tunelu, a nie na otwartej przestrzeni. Tak pochłonęło was gadanie o jakiś habakukach, że już dawno mógłby nas podejść jakiś Nerakijczyk. Brrrr..
Oczywiście Aglahad doskonale wiedział kim jest Habbakuk, ale czego się nie robi dla zdobycia swoich pięciu minut.. albo piętnastu sekund.

- Tak przy okazji, to pamiętnik dobrze ukryłam, żeby nikt nam go nie zwędził. Nie uciekniecie przecież bez niego, prawda? - rzuciła Amy, szczęśliwa że znalazła powód by zmienić temat i nakłonić resztę do przełożenia Ucieczki. Zignorowała "jakiegoś habbakuka" tylko dlatego, że wystraszyła się wzmianki o Nerakijczykach i możliwości spotkania kolejnego ducha. - Poza tym nie chcecie się dowiedzieć o czym rozmawiali wtedy pan Anduval i ojciec Edrin?
- W zasadzie to nie mam na myśli ucieczki jako takiej. - Rav na moment obrócił się w stronę Amy i Trzmiela. - W znaczeniu że ciemną nocką wyskakujemy przez okno i biegniemy w las. Przynajmniej nie w tej chwili. Najpierw chyba warto by porozmawiać... z ojcem Edrinem... na temat naszej przyszłości w Domu. Albo spytasz ojca Helbrina. On cię lubi. I powinniśmy powoli przygotowywać się do opuszczenia Domu. Dowiedzieć się o drodze, jaka nas czeka... A jeśli chodzi o tamtą rozmowę to nie sądzę, by mieli ochotę nam wyjaśnić, o czym mówili. Pójdziesz i powiesz 'przypadkiem usłyszałam i chciałabym się dowiedzieć więcej'? Ojciec Helbrin może by ci coś powiedział, ale nie tamci dwaj...
- No jasne że pójdę, jeszcze z kwiatkiem
- zaperzyła się Amy. - "Przypadkiem" moglibyśmy więcej usłyszeć stojąc "przypadkiem" w odpowiednich miejscach. A o ucieczce mówiliście tak, jakbyście chcieli zmiatać już zaraz. Nawet do Dziury nie chcieliście wrócić - głos jej się lekko załamał. Rav wcale nie pytał się jej o zdanie. Czyżby noc spędzona z chłopakami sprawiła, że wolał teraz zadawać się z nimi? "Głupek. Chojrak. Zachowuje się jakby wszystkie rozumy pozjadał. Niepotrzebnie tu przyszłam", rozżaliła się w duchu.
 
Sayane jest offline  
Stary 14-09-2010, 13:21   #55
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rav wzniósł oczy ku niebu. A raczej ku okopconemu sufitowi. Potknął się przy okazji o przegapiony kawałek przypalonej, bliżej nie określonej rzeczy, którą czas i pożar zamieniły w nie wiadomo co.
- Może ja cierpię na tę, no... zapominam, o czym mówię, co? Kiedy powiedziałem, że w tej chwili uciekam z Domu? Że tam nie wracam? - spytał. - Odprowadzę ciebie i wrócę do Dziury. A jak się zorganizujemy, to ruszymy w świat, odszukać miejsce z tej mapy. Sama chciałaś iść, a teraz się rozmyśliłaś?
Swoją drogą był bardzo ciekaw, jak Amy chce zorganizować przypadkowe wysłuchanie ciągu dalszego historii Anduvala i Edrina... On sam nie miałby nic przeciwko temu, ale nie wyobrażał sobie sposobu na uzyskanie tych informacji. Poza otwartym zadaniem pytań. Co z pewnością skończyłoby się kolejną wizytą w Dziurze. Ale jak nie będzie innego wyjścia... Śmiałym ponoć sprzyja szczęście.
- Mówiliście wcześniej - uparła się Amy. - Zaś wyprawę w świat to... e... trzeba zaplanować dokładnie. No. I o to mi chodziło. Nic na wariata. Co to w ogóle za tunel? Skąd wiecie, że wychodzi w lesie?
- No... dzieci nam powiedziały. We śnie. O domku w lesie - powiedział Rav. Nieco niepewnie, ponieważ w tej chwili sen nie nie wydawał mu się zbyt poważnym argumentem. Natomiast nie zamierzał się spierać na temat tego, co kto wcześniej mówił o ucieczce. - A trochę się domyśleliśmy. W każdym razie Bina i Elli mieli tędy uciekać podczas napadu Nerakijczyków. Weszły do tunelu, ale Nerakijczycy wszystko podpalili. Trzmiel powiedział o ruinach domku myśliwskiego i sądzimy, że tunel kończy się właśnie tam.
- Ech... było by prościej, gdybym miał tu swoją mapę. Ja myślę tak samo jak chłopaki. Ten domek chyba nawet mi świta w pamięci, ale nie jestem pewien. Zobaczymy co jest na końcu i wrócimy, a potem będzie można już planować. Profesjonalnie planować, prawda? - Aglahad z żalem porzucił myśl o ucieczce tu i teraz. Trochę się nawet zaczerwienił, kiedy Amarys zarzuciła im działanie na wariata. Przynajmniej w jednym przypadku na trzech, dziewczyna utrafiła w samo sedno. Dobra jest.. pomyślał. On sam zazdrościł osobom pokroju Amarys umiejętności odczytywania nastrojów, czy pobudek. Aglahad zwykł postrzegać innych swoją miarą.

- A jak nie będzie domku? - niepewnie pisnęła Amy. Im bliżej wyjścia i wędrówki przez las tym bardziej niepewnie się czuła. Co prawda planowali z Ravere wyprawę w nocy do lasy, jednak co innego planować, a co innego znaleźć się w nieznanym miejscu w środku głuszy! Chociaż dzięki rozmowie z Trzmielem przynajmniej zapomniała o strachu przed duchami.

- Albo będzie domek, albo ruiny - zapewnił Rav. - Raczej to drugie. Dotychczas dzieci nas nie okłamały, a przecież musiały wiedzieć, dokąd idą. Ale - zdecydował się podzielić się ewentualnymi wątpliwościami - mogą być pewne kłopoty z otwarciem. Ale skoro dzieci by umiały, to my tym bardziej damy sobie radę.
- Po przygodzie z kratą, nie wiem czy chcę już cokolwiek otwierać.. - burknął Aglahad. - Ale właściwie jak robimy. Rozdzielamy się tam na miejscu i Rav idzie odprowadzić Amarys, czy idziemy tam wszyscy? Ja myślę, że razem raźniej.
- Pójdziemy z Amy sami - powiedział Rav. - Ktoś przecież powinien powitać akolitów, gdyby przypadkiem mi się nie udało wrócić na czas. Może w ogóle się nie doliczą, że kogoś brakuje... - uśmiechnął się lekko, czego w mroku korytarza, mimo światła pochodni, nie było widać.
- Noo tak.. ale musimy jeszcze pochować dzieci - Aglahad od dłuższego czasu przyciskał do swojego ciała prowizoryczny pakunek, który wykonał ze swojej koszuli. Zdawał się być nieco zdezorientowany, a na pewno małomówny.
- Ty sobie żartujesz z nas, czy przez sen mówisz? - Rav zdawał się być uosobieniem zaskoczenia. - Wszak to trzeba zrobić oficjalnie, a nie gdzieś pod płotem. To znaczy w lesie. Nie mówiąc o tym - dodał - że ojciec Edrin się ucieszy, że znalazłeś szczątki dzieci Radnego. Na pewno daruje ci kilka win... no, złamań Regulaminu.
- Też tak uważam. Należy im się godny pochówek zwłaszcza po tym, co tutaj przeszły z tą Ciemnością - stanowczo rzekła Amarys. - Biedactwa... Ile lat musiały się tak męczyć? Poza tym nie wydało wam się dziwne, że nigdzie nie było trupa tego Nerakijczyka? Skąd on się w takim razie tutaj wziął?
- Musisz je zabrać ze sobą, Aglahadzie - powiedział Rav. - W końcu Amy nie może ich zanieść do Domu. A ten Nerakijczyk... Może leży gdzieś koło wyjścia. Chociaż nie... - Poprawił się. - W końcu krata była zamknięta.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-09-2010, 15:43   #56
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Przez niezliczone zasłony pajęczej tkaniny, przez grubą warstwę kurzu zaległą na malutkich szybkach okien, nieśmiało przebił się srebrzysty promyczek księżycowego światła. Przesuwał się po szklanych oczach myśliwskich trofeów, by wątło rozlać się po szarej od brudu drewnianej podłodze z kiepsko heblowanych desek i skonać w bezkresnej ciemności z dawno wygasłego kominka. Było w tym miejscu niezwykle cicho, jakby cisza osiadała tu na wszystkich powierzchniach wraz z kurzem. Swój bezszelestny żywot tkaczy pędziły tu niezliczone klany wielonogich pająków a gdzieś pod powałą przysypiał sędziwy, cichoskrzydły puszczyk. Kiedyś pod podłogą zamieszkała okropnie hałasująca lisia rodzina, ale dawno już znikła z okolicy, pozostawiając myśliwski domek w czułych objęciach spokoju i ciszy. Ta noc nie zwiastowała niczego nowego. Pająki przędły a puszczyk zastygł w bezruchu z zamkniętymi oczyma śniąc o dawnych dniach swojej nocnej świetności. I wtedy... Podłoga w miejscu, na który padał księżycowy promień, powoli uniosła się do góry! Wszystko co tylko żyło w stary myśliwskim domku zastygło w bezruchu i nawet puszczyk leniwie podniósł ciężkie od snu powieki. A podłoga, która od niepamiętnych czasów była tym właśnie czym być powinna teraz, w tej chwili postanowiła zmienić swoje przyzwyczajenia i uniosła się w górę. Warstwa od lat zbieranego kurzu i ziemi poleciała na wszystkie strony i... rozległo się kichnięcie. Głośne niczym huk pioruna, rozdarło precz ciszę domku. Jakby tego było mało, spod podłogi zaczęły wydobywać się jakieś głosy a stary znajomy mrok rozświetliło ostre światło pochodni. I wtedy pojawili się Oni. Głośno tupali, powoli wspinając się po z nagła odkrytych schodkach. A jedno z nich bodaj samiczka, mimo tego że na dwóch nogach, to z daleka zalatywała soczyście smakowitym gryzoniem! Jak nic jakieś czary! Tego to już było za wiele, nawet jak dla starego puszczyka. Zahukał głośno i gniewnie mrużąc wielkie świecące oczyska zsunął się z najwyższej krokwi by bezszelestnie poszybować ku spokojnej ciemności nocy. Ludzie zostali sami, nie licząc rzecz jasna czym prędzej chowających się przed światłem pająków.

O okna domku zachrobotały gałęzie pobliskiego buku na chwilę przysłaniając księżycową poświatę. Zdaje się, że zerwał się wiatr, który przez jeszcze przed chwilą spokojne niebo, gna stada opitych deszczem chmur, coraz to przemykających po jasnym obliczu spokojnego Solinari. Ale oto na wschodzie powoli podnosi się czerwony sierp Lunitari a cały las z nagła nabiera niezwykłej szkarłatnej barwy...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 14-09-2010, 15:57   #57
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rav, który jako pierwszy przekroczył granicę między korytarzem a pomieszczeniem w domku myśliwskim, uniósł wysoko pochodnię i rozejrzał się dokoła. Domek ruiną prawdę mówiąc jeszcze nie był, ale zapuszczony był strasznie. Co Ravowi w niczym nie przeszkadzało, ale łatwo potrafił sobie wyobrazić, co powiedziałby na ten widok ojciec Eldrin. I jak by zacierał ręce, mając takie możliwości wysyłania wychowanków do pracy... Oczywiście tych, którzy dali się przyłapać na łamaniu Regulaminu.
- Ale tu fajnie - powiedział, gdy zakończył prowizoryczną lustrację. - Ile ciekawych rzeczy...
Gdyby widział wcześniej o tym domku, to już dawno by odwiedził to miejsce. A tak... ledwo weszli to już musieli iść.

Kiedy Aglahad uniósł pochodnię oświetlone nią pająki zaczęły umykać poza obręb światła - Jak w domu… jak w do.. eee, jak u mnie w skrytce – mruknął pod nosem po czym uważnie zlustrował pomieszczenie. Rzeczywiście, czuł się tu jak na swoim strychu. Pająki, półmrok i rupiecie nadawały pomieszczeniu odstraszający wygląd, ale jednocześnie cztery ściany gwarantowały azyl i bezpieczeństwo. Gdyby wysprzątać kominek, to można by nawet rozpalić w nim niewielki stosik drewna, taki żeby z daleka nikt nie wypatrzył płomyka, a z bliska wziął go za błędny ognik i czym prędzej czmychnął w las. Nikt nie lubił błędnych ogników. No.. poza Aglahadem. Chłopak był pewien, że domek zupełnie inaczej prezentował by się w ciepłym świetle z paleniska. Z żalem porzucił tą myśl, słysząc słowa Rava.

- To co, Amy? Idziemy? - spytał Ravere. Zastanawiał się, czy da się otworzyć bezproblemowo drzwi, czy też trzeba będzie na przykład wychodzić przez okno...

- Nooo... - Amy niepewnie spojrzała za okno. Zarówno mrok jak i pogoda nie nastrajały jej do wędrówki w las. W panice spojrzała na Algahada i Trzemiela, którzy zdawali się bardziej od nich obyci w przydomowej głuszy. Zaraz jednak skarciła sama siebie. W końcu to gdzieś tutaj Degary stracił rękę. Nie powinna ciągać go w miejsce, które przywiedzie tak straszne wspomnienia. - Idziemy, idziemy. Tak sobie myślę... że starczyło by, jakbyś mnie do świątyni odprowadził. Matka Zimira się nie zdziwi ani nie doniesie na mnie, a może uda mi się z nią porozmawiać przed modłami i dowiedzieć coś o tym... czymś tutaj. Zresztą jak ona się za nami wstawi to na pewno za ucieczkę... znaczy się wycieczkę z Dziury nie zostaniecie ukarani. Tak sobie myślę, że ojciec Eldrin to jej się chyba trochę boi...

- Nic dziwnego, sam jej się trochę boję. Kiedyś przyłapała mnie, jak chciałem podwędzić kilka jabłek z sadu. Nawet nic nie powiedziała, a bałem się bardziej, niż jak prowadzili nas do Dziury.. - Aglahad mimowolnie uśmiechnął się do wspomnień. Niezbyt pasowało to do jego okopconej dymem z pochodni i umorusanej po przeprawie tunelem twarzy. Delikatnie rozłożył pakunek z kośćmi na pokiereszowanej przez korniki ławie.

Rav nie bardzo wierzył w to, by ojciec Eldrin miał ich ukarać za znalezienie zwłok dzieci, ale... W końcu Amy mogła mieć rację. A ewentualne wstawiennictwo matki Zimiry mogło im się przydać.
- Trzmiel, Aglahad - powiedział Rav. - Zostawię wam pochodnię. Jedną muszę mieć, gdy będę wracać.
Obszedł pomieszczenie, usiłując wypatrzyć coś ciekawego, co by było przydatne podczas wędrówki przez las. Samotna włócznia, z poprzeczką przymocowaną tuż pod ostrzem, od razu przyciągnęła jego wzrok. Na pierwszy rzut oka kojarzyła się z polowaniem na dzika, ale mogła się przydać i przy innej okazji. Była masywna ale dość krótka i całkiem nieźle pasowała do dłoni Rava. Znalazca potrząsnął nią z zadowoleniem. I natychmiast podjął decyzję zabrania jej ze sobą. Potem podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Mimo niemiłosiernie brudnej szyby widać było, że pogoda jakby nieco się pogorszyła.
- Amy, pospieszmy się... - zaproponował. - Może zdążysz przed deszczem.
- Uhm... - dziewczyna rozejrzała się wokoło, szukając pretekstu do pozostania na miejscu, ale ponieważ chatka również nie zachęcała do zwiedzania (pająki, brrrr!!) ruszyła w stronę drzwi.

To był TEN domek. Właśnie ten! Myśliwska stróżówka, do której czasem się zbliżali z Colwynem po to tylko by łowczy się upewnił, że nikt tu nie zaglądał. Trzmiela wtedy prawie w ogóle nie interesowały sekrety tego mężczyzny. Lubił go, ale nie mógł się opędzić od złej i niesprawiedliwej przecież myśli, że życie łowczego jest tak potwornie nudne... A tu proszę... Czy Colwyn wiedział jaki sekret kryje domek? Oh... Trzmiel wolałby, żeby mężczyzna się tu teraz pojawił i powiedział coś w stylu „Świetnie spisaliście się. Teraz już wszystko będzie dobrze.” Bo bez tych słów otuchy... tego twardego głosu... Jakoś tak gdy wraz z innymi rozglądał się po pachnącym korą i garbnikami pomieszczeniu, odczuwał niepewność i coraz bardziej doskwierającą słabość zmęczonego ciała.
Trzeszcząca głośno podłoga onieśmielała go lekko jako intruza w tym miejscu i wzmagała napięcie. A jeśli chatka nie jest opuszczona jednak? Szeroko otwartymi oczyma przyglądał się wszystkim najciemniejszym kątom, przez moment tylko rozświetlanym pochodnią szperającego pośród skrzyń i szpargałów Rava.
Coś przykuło jego wzrok. Przy ścianie bez okien. Obwieszonej rdzewiejącymi wnykami i przeżartymi przez starość sidłami. Zaraz za gęstą pajęczyną była jakaś nieruchoma... twarz?

Aglahad zastygł w bezruchu, obserwując Trzmiela. Sam chciał zabrać się za myszkowanie, lecz chłopacy go uprzedzili. Czekał więc z ciekawością, by dowiedzieć się co też wypatrzył młody mag. A wypatrzył coś na pewno. Złodziejaszek znał to uczucie, którego musiał właśnie doświadczać Trzmiel i towarzyszące mu objawy, jak zaciśnięte pięści, w tym wypadku pięść, postawa i kupa innych drobiazgów. Chłopak znów uśmiechnął się pod nosem.

Trzmiel obejrzał się na innych walcząc przez chwilę z pokusą by poprosić Aglahada, by to sprawdził. W końcu sam zebrał się w sobie i zbliżył się powoli do niepokojącego obiektu. Jeszcze tylko gęsto tkana pajęczyna pozostawała mu na drodze. Ostrożnie wyciągnął przed siebie rękę i zanurzając ją w lepkiej sieci przedarł odsłaniając po chwili...
Wrzasnął głośno i instynktownie odskoczył niezdarnie do tyłu przewracając tym samym pusty stojak na skóry, który z kolei pociągnął za sobą jeden z regałów. Całość z niebotycznym łomotem przewaliła się na drewnianą podłogę wzburzając w powietrze tuman kurzu. Wrzasnęła także Amy, nie wiedząc co się dzieje. Trzmiel zaś uspokajając się z przerażenia, które teraz powoli spływało z niego niczym zimna gęsta maź, oddychał głęboko po swoim wygłupie. Niedźwiedzi łeb będący teraz siedliskiem moli i muchówek szczerzył zepsute i od dawien dawna nieużywane zębiska, a młody mag dałby głowę, że poczuł jak ścierpła mu dłoń, której przecież nie miał.

Rav
odwrócił się błyskawicznie, z włócznią w dłoni, gotowy do ataku. Widząc, że sprawcą całego zamieszania jest Trzmiel głęboko wciągnął i wypuścił powietrze.
- Branchali niech będą dzięki... - powiedział z ulgą. - Już myślałem...
Opuścił włócznię.
- Nic sobie nie zrobiłeś? - spytał.

- Nieee... Przepraszam – rzekł Trzmiel ze spuszczonym wzrokiem do towarzyszy, których też pewnie nieprzyjemnie wystraszył – To tylko... - kiwnął głową w stronę spowitej w mroku ściany. – A zresztą... - Rzucił okiem na Rava i Amarys, która była już przy samych drzwiach, ściskając mocno klamkę i wpatrując się wielkimi oczami w truchło niedźwiedzia. Naprawdę dawno mu się tak fajnie nie rozmawiało z nikim. I jeszcze z dziewczyną. Jeśli musiałby wybierać z kim z ich trójki miałby uciekać to najchętniej z nią... Była bez dwóch zdań bystrzejsza od tych wszystkich świtezianek co stadami chichotały z byle powodu. No i była też... Oj co ty gamoniu w ogóle wymyślasz? To po prostu poważna rozmowa o magicznej sztuce. Jutro jeśli wszystko dobrze się skończy, poszuka Amarys... - Idźcie już... i uważajcie. Tam w lesie i na polach. Gęstwiny wysokie są w tym roku i łatwo się zgubić...
Nie chcąc czuć się w centrum zamieszania, które wywołał, zaczął stawiać do pionu poprzewracane meble i układać na nich na powrót postrącane przedmioty.
- Zostaw to, bo znów coś paskudnego znajdziesz - zduszonym głosem odparła Amy. - Lepiej wracajcie do Dziury; kto wie co się tam działo. Jak Ci Trzej też coś widzieli jak wy i narobili wrzasku, to akolici już dawno czatują przy wejściu... I... yyy... myślisz, że w lesie nie ma więcej takich niedźwiedzi jak ten? - spytała nieśmiało Trzmiela.

Drgnął lekko usłyszawszy słowa kapłanki. Nie... nie ze strachu przed niedźwiedziem. Bardziej zaskoczony troszkę osobistym nawiązaniem... którego przecież z drugiej strony wcale mogło nie być w jej słowach. Obejrzał się na nią i już otwierał usta, by wyrazić słuszną wątpliwość podyktowaną przepędzeniem niedźwiedzi przez Colwyna z najbliższej okolicy, gdy odezwał się kto inny. Tym razem Trzmiel nie był już tak zaskoczony wtrąceniem kolegi, który jak widać zawsze miał coś do powiedzenia. Ciekawe, czy w życiu przeczytał choćby tysięczną część słów, które wypowiedział...
- Z pewnością żadnego nie spotkamy - powiedział Rav, który, wbrew własnym słowom, więcej miał nadziei niż pewności. - A w razie jakiegoś niebezpieczeństwa można się schować na drzewie. Przecież nie zapomniałaś, jak się wspinać, prawda?
- Ach, jak dobrze że cię mamy Rav! Przy tobie ja nie zapomnę jak się wspinać, ale misio z pewnością! - Amy splotła ręce w ironicznym zachwycie, podświadomie przekuwając swój lęk w złość. - Jesteś taki dzielny, wszystko wiesz, wszystkiego jesteś pewien, zachowujesz się po prostu jak przemądrzały DO-RO-SŁY!! - tupnęła nogą. - Chwilami zastanawiam się, czy jakiś duch w ciebie nie wlazł, bo zupełnie nie jesteś sobą - ze złością szarpnęła klamkę i wyszła na zewnątrz, kuląc się w podmuchach wiatru. - Degary, jest tu jakaś stara ścieżka, którą można kierować się do Domu, czy mamy iść na wyczucie?
Rav wyszedł na zewnątrz w ślad za Amy.
- Jest ścieżka - Trzmiel kiwnął głową patrząc niepewnie na powstały bałagan i podszedł do drzwi, by je zamknąć za nimi. Tak jak prosiła zostawił to wszystko w spokoju, ale wiedział, że przynajmniej powinien te stojaki postawić w pionie. Gdy tylko wyjdą oczywiście - Jak pójdziecie w linii prostej zostawiając drzwi do tej chaty za swoimi plecami to tam gdzieś będzie polana. Z niej sporo ziół ląduje potem u nas w kuchni... Colwyn często tam bywa. Po prawej na skraju polany jest stary zwalony buk. Wielki prawie jak dąb... U podstawy zaczyna się ścieżka. Prowadzi na pola no, a stamtąd do świątyni na pewno traficie... - spojrzał z przekąsem na plecy Rava - I przy odrobinie szczęścia może nawet z powrotem.
- Zioła... chyba wiem gdzie rosną zioła... Myślę, że trafimy - blado uśmiechnęła się Amarys i zrobiła kilka kroków w mrok.

- Baby.. kto je zrozumie. Dobrze, że nie mamy takich problemów jak Rav - Aglahad wyszeptał to do Trzmiela z niekrytym przerażeniem, gdy za pozostałą dwójką zamknęły się już drzwi. - Pssst.. a jak ona go zaciągnie do ślubu? - dodał robiąc coraz większe oczy.
- Ślubu? - Trzmiel wzdrygnął się na samą myśl i niemal cała niechęć do Rava natychmiast go opuściła. Złowrogo to brzmiało. W żadnej książce żaden bohater przecież nigdy nie miał żony... - O bogowie... I pewnie jeszcze dzieci zaraz potem... Wyobrażasz sobie?


***

- Jak... - zaczął tymczasem Rav i nie dokończył. Ściągnął kurtkę i podał dziewczynie. - Ubierz proszę. Zmarzniesz - powiedział cicho.
- Nie chce; nie jestem takim zmarzlakiem jak ty co nawet w domu w kurtce chodzi - mrukneła Amarys unosząc dumnie głowę. I znowu to samo. Po co Habbakuk w ogóle ją tu przysłał, skoro chłopcy muszą ją cały czas niańczyć?! A Rav to już w ogóle traktuje ją jak niemowlaka. Też mi ratunek... i tak wszystko duchy załatwiły tak na prawdę między sobą. Jak jeszcze teraz się pochoruje to... to będzie znaczyło, że cała ta sprawa z oświeceniem to była jedna wielka pomyłka. Może to w ogóle nie był Habbakuk, tylko jakiś pomniejszy bóg robił sobie z niej jaja? Oczywiście nie oczekiwała, że wszystko od razu będzie jej się udawać, jednak tak na początek by mogło. Ot, na zachętę. A tu boso, w koszuli nocnej i jeszcze zaraz zacznie lać, a w Domu czeka ją tylko bura. Piękny początek nowej drogi życia. Bała się spojrzeć w ciemność, skupiła więc wzrok na tym, co miała pod nogami. - Chodź już, późno jest.
Ruszyli.

Rav w milczeniu spoglądał na dziwnie się zachowującą dziewczynę. Pokręcił głową. Nie miał pojęcia, co się z nią stało. Jeszcze niedawno zachowywała się całkiem inaczej, a tu nagle... Jakby ten kontakt z Habbakukiem tak na nią wpłynął. Nawet kurtki się czepia, chociaż wcześniej nigdy jej to nie przeszkadzało. Chyba nie potrafili się już porozumieć... Szlag by trafił.
Wsadził kurtkę pod pachę.
- Nie chcesz iść ze mną, to mów - powiedział. - Znamy się tak długo, że możesz mi to szczerze powiedzieć. I możesz powiedzieć, co ci zrobiłem.
- Nic. Chce do domu - rzekła cicho Amy.
- Dobrze - odparł równie cicho Rav. Skinął głową na znak, że zrozumiał. I że nie będzie jej już więcej zawracać głowy.
 
Sayane jest offline  
Stary 14-09-2010, 16:12   #58
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
MG, Sayane, Kerm

Las czekał na Was niczym upiorny sen. Pełen niepokojących szelestów, trzasków i przeraźliwego nawoływania nocnych ptaków. Każdy krok budził w Was co raz to większy niepokój. Każda gałązka, która pękła pod Waszymi stopami, każde muśnięcie mokrego od rosy liścia na Waszych twarzach... Wszystko to wywoływało z pamięci najgorsze wspomnienia i najstraszniejsze z opowieści. Cień każdego drzewa tylko czekał, by stać się złowieszczym goblinem a każdy szelest zdawał się być niczym innym, jak cicho stąpającym Nerakijczykiem. Chciałoby się uciec w siną dal krzycząc co sił w płucach, ale nie było gdzie, bo las był wszędzie wokół. A myśl o tym co wasz krzyk mógł sprowadzić z ciemności sprawiała, że głos wiązł wam gardłach... tak, że nawet wyszeptane słowo wydawało się nie do wypowiedzenia. Dlatego też szliście dalej przed siebie, bez słowa, wpatrzeni w ciemność rozświetlaną czerwonym blaskiem księżyca wychylającego się zza zasłony chmur, wsłuchani w przeraźliwie głośną noc.


Był ciemny, ciemny las,
a w tym ciemnym, ciemnym lesie,
rosły ciemne, ciemne drzewa.
Wśród tych ciemnych, ciemnych drzew,
wiodła ciemna, ciemna ścieżka.
A tą ciemną, ciemną ścieżką...


Pseudo-wierszyk, który uwielbiały sobie opowiadać dzieci w Domu, szczególnie nocą, gdy już w zasadzie nie wolno było rozmawiać. Zgodnie z Punktem Piętnastym Regulaminu Domu im. Radnego Bidney'a, najczęściej chyba łamanym punktem owego regulaminu.
To, co zdawało się być szalenie emocjonującym, a w późniejszym wieku - zabawnym, zdecydowanie takie nie było, gdy ktoś się znalazł w środku owej opowieści. Las był zdecydowanie zbyt ciemny, drzewa zbyt wysokie, a ścieżka za mało oświetlona i okropnie wąska.
W niczym nie przypominało to wymarzonej wędrówki pod hasłem 'Las nocą'.
- Nie wiem, jak to zrobiłaś - powiedział cicho Rav, gdy w jakimś momencie otaczająca ich ciemność zmniejszyła nieco nacisk na jego gardło - ale dziękuję, że nam pomogłaś.

- Dużo nie pomogłam... w sumie nawet nie wiem co... a i tak więcej kłopotu, bo mnie niańczyć musisz - burknęła... a w każdym razie spróbowała burknąć Amarys. Las i noc robiły jednak swoje i cała złość na siebie i świat dawno opuściła jej młody umysł, ustępując miejsca lękowi przed każdym szelestem i ruchem. Najchętniej wzięła by Rava za rękę - albo jeszcze lepiej, przytuliła się mocno - ale tylko zacisnęła zęby i szła dalej. Przetrwała podziemia z duchami - czemu więc miałaby bać się zwykłego lasu? Co z tego, że ciemnego, strasznego, z burzowym niebem nad głową, szumiącego strasznie w porywach wiatru, huczącego sowami i innymi dziwnymi stworzeniami, lasu który zamieszkiwały wilki, niedźwiedzie, dziki i bogowie wiedzą jeszcze co? No właśnie... czemu?

- Przestań, nie masz racji - odparł Rav, tymi czterema słowami obejmując i kwestię wielkości pomocy, jak i niańczenia. W końcu sam czuł, jak wszystko się zmienia, jak ciemność się odsuwa, gdy nagle, jak spod ziemi, pojawiła się Amy. I żaden późniejszy kłopot, nawet jeśli wiązał się z wędrówką przez ponury las, nie mógł się z tym równać.
Ale nie miał zamiaru się kłócić z Amy. Ani w ogóle, ani - tym bardziej - w tym momencie. Dziewczyna ochłonie, prześpi się... i przestanie opowiadać głupoty.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 14-09-2010 o 16:16.
Kerm jest offline  
Stary 21-09-2010, 19:21   #59
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Gdy między gałęziami drzew zamajaczyły światełka domu, prawie biegliście. Na tle nieba zamajaczył ciemny kształt budynków Domu. Głośne westchnienie ulgi samo wyrwało się z Waszych piersi. Wędrówka nie była długa. Tunel prowadzący do myśliwskiego domku był krótszy, niż mogło się zdawać pod ziemią. Tam wszystko wydawało się zupełnie inne. Gdy dotarliście do skraju zabudowań, nagle rozszczekały się psy trzymane przy zagrodach owiec, ale szybko ucichły, bo z nieba zaczęły padać pierwsze, ciężkie krople deszczu. Chmury zasnuły całe niebo szczelną warstwą szarości. Zatrzymaliście się pod spadzistym okapem kuźni. Rav położył na ramieniu Amy dłoń, po czym dał jej znak. Miał tu zawrócić. Przez chwilę Amarys stanęła zaszokowana myślą o tym, że chłopak miał iść przez las zupełnie sam, ale widząc jego zacięty wyraz twarzy nawet się nie odezwała. Rav również bez słowa zawrócił i w ciągu kilku chwil jego sylwetka znikła w szczelnej zasłonie strug deszczu.

Świątynia o tej porze była pusta i cicha. Światła nie rozświetlały kolorowych witraży, wszędzie panował półmrok jedynie z rzadka rozdarty drobnymi płomykami cieniutkich, ofiarnych świec. Zziębnięta Amarys szła wzdłuż ściany z lekka się o nią opierając. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest zmęczona. Gdy tylko dotarła do niszy, gdzie mieściła się kapliczka Habakuka, opadła ciężko na ławkę i otoczywszy się ramionami, nie wiedzieć kiedy zapadła w głęboki, choć niespokojny sen.

Śniła, że biegnie przez las. Wolna i samotna, otoczona dziką przyrodą. Jej żółte oczy widziały wszystko, jej kosmate uszy słyszały każdy szelest, jej czuły nos prowadził ją tropem ofiary. Czuła głód skryty głęboko w trzewiach. Głód nakazywał jej gnać śladem zwierzyny. Nie znał litości i nie chciał słyszeć o odpoczynku. Głód trzeba było nasycić. Trop był świeży, choć znikał już w lejącym się z nieba deszczu. Trop mówił, że szło tędy dwunogie mięso. Dość dużo mięsa, by na długo nasycić głód, a resztę skryć na później. Nagle przystanęła w biegu wbijając pazury w mokrą darń. Słyszała sapanie, słyszała kroki. Kłapnęła ostrymi zębami i przywarła do ziemi. Teraz czuła wyraźnie. Spocone mięso szło wprost ku niej. Długim różowym jęzorem przesunęła po lśniących zębach. Posiłek był już blisko. Poczuła niepokojącą woń stali, ale to jej nie powstrzyma. Głód wołał, by go nasycić. Stalowe mięśnie napięły się pod szarym futrem, była gotowa do skoku, była...

Obudził ją dotyk szorstkiej dłoni i ciepło wełnianego szala na ramionach. Obok niej siedziała Zimira. Na ciemnym obliczu starej kapłanki błąkał się lekki uśmiech.

- Tak, dziecko. - Rzekła swoim głębokim, pewnym głosem. - Wiem, że masz mi wiele do powiedzenia. Ale najpierw odziejemy Cię w coś i zjesz coś ciepłego. Chodź.

Kapłanka wstała a Amy gotowa była przysiąc, że po jej przygarbionych wiekiem ramionach przebiegła mała, biała mysz, która nie wiedzieć kiedy znikła w szerokim rękawie kapłańskiej szaty Zimiry.

- No chodźże dziecko. Obudzimy wcześniej kucharki. Nawet nie wiesz, jak bardzo to lubią...

Ravere szedł samotnie przez las. Spotniałe dłonie zaciskał mocno na drzewcu krótkiej myśliwskiej włóczni. Bał się nie mniej, niż podczas drogi w tą stronę, ale co było robić... innej drogi nie było, a na dodatek ten przeklęty deszcz wcale mu nie pomagał. Jeszcze tego brakowało, by zgubił powrotną drogę. Idąc wypatrywał charakterystycznych miejsc, jakie zapamiętał idąc z Amarys. Oto i jest powalone drzewo, a za nim proszę, jałowiec o dwóch czubkach, a za jałowcem niskie zarośla jeżyn, które niczym żywopłot prowadzą do pary żółtych ślepiów, za którymi... Przystanął gwałtownie i spojrzał jeszcze raz, mrugając oczami w nadziei, że mu się przywidziało. Ale nie... Za żółtymi ślepiami nie było nic innego, jak reszta wilka. Dużego, szarego wilka o wyszczerzonych kłach i bardzo, ale to bardzo głodnym spojrzeniu. Wilk zawarczał głucho i powoli ruszył ku chłopcu, starając się zajść go od tyłu.
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline  
Stary 21-09-2010, 20:02   #60
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Żółtawe światełka, ku wielkiemu rozczarowaniu Rava, nie okazały się parą zabłąkanych świetlików, nie zważających na lecącą z nieba wodę. Świetliki zwykle nie trzymały się w stałej odległości od siebie. Nie warczały. I nie były przyczepione do szarego, prawie czarnego w mroku nocy futra.
Nie tylko koty w nocy są czarne, pomyślał nie wiadomo czemu.
Spotkanie z wilkiem było ostatnią rzeczą, o jakiej marzył. No, może z wyjątkiem spotkania z niedźwiedziem. I ojcem Eldrinem.
Przez moment pomyślał, że pewnie lepiej by było iść z Amy i schronić się przed gniewem ojca Edrina pod opiekuńczymi skrzydłami matki Zimiry, ale odpędził tę myśl. Było, minęło, przegapił. Teraz trzeba było pomyśleć.
Myśleć, myśleć, myśleć...

Powiem ci w słowach kilku,
Co myślę o tym wilku:
Gdyby nie był na obrazku,
Zaraz by cię zjadł, głuptasku.

Złośliwe myśli podsunęły nie pomysł na pokonanie szarego drapieżcy, a wierszyk, wymyślony przez nie-wiadomo-kogo-nie-wiadomo-kiedy, recytowany przez któreś z dzieci z okazji przybycia jakiejś Bardzo Ważnej Osobistości, chcącej z bliska zobaczyć, na co do cholery są wydawane takie ilości pieniędzy. Ważna Osobistość użyła wówczas jeszcze kilku bardzo ciekawych słów, nie zważając na to, że w Domu wszyscy słyszą wszystko. Prócz tego, co powinni - jak mawiał, nader często, ojciec Eldrin. Pod adresem Rava również.

Wilk przesunął się, chcąc zajść swój najbliższy posiłek od strony pleców. Posunięcie dość mądre, gdyby nie zostało poprzedzone warknięciem informującym o obecności stwora. Atakowany musiałby stać jak kołek w płocie i nic nie robić.
Jeśli ktoś chce cię obejść, to albo się obracasz, albo cofasz.
Ta zasada była znana każdemu, nawet najmniejszemu wychowankowi Domu, chociaż nie przekazywał jej żaden z kapłanów. A może dlatego...
Cofanie się jest jednym z wariantów ucieczki. Takim mądrzejszym, bo nie pokazuje się pleców wrogowi, który zwykle jest szybszy od małego szkraba. I zawsze można rzucić piaskiem w oczy, a potem wiać, gdzie pieprz rośnie, gdy przeciwnik przez moment nic nie widzi.
Cofanie się ma jeszcze jedną zaletę. Jeśli się człowiek cofa odpowiednio długo, w odpowiednim kierunku, to na końcu tego cofania czeka bezpieczeństwo. W tym wypadku - stojący w ciemnym, ciemnym lesie bardzo ciemny, ciemny domek, z jeszcze ciemniejszym pokojem w środku.

Futro z wilka, wiszące na ścianie lub spoczywające na podłodze w charakterze dywanika, stanowiłoby wspaniałe ukoronowanie całej przygody, ale w tym momencie Rav nie myślał o konfrontacji. Wolałby raczej, by każda ze stron konfliktu udała się w inną stronę.
Powoli się odwracał, a gdy znalazł się plecami do poprzedniego kierunku wędrówki cofnął się o parę kroków, ostrożnie wynajdując drogę. Gdyby się potknął i wywrócił, to pewnie nawet odgradzająca go do wilka włócznia w niczym by mu nie pomogła.

Ravere nie odrywał wzroku od lśniących w ciemności wilczych ślepi. Widział w nich głód. Wiedział, że bestia się nie przestraszy, czuł, jak się pręży gotując do skoku. Spotniałe dłonie mocniej zacisnął na wyślizganym drzewcu włóczni godząc jej grotem w kierunku masy szarego futra. Cofał się powoli, krok po kroku.


To był konar powalonego drzewa. Rav nie oglądał się za siebie, nie mógł sobie na to pozwolić. Nie dostrzegł przeszkody. Jeden niewłaściwy krok... Nagle poczuł, że traci równowagę i niczym podcięte drzewo pada w leśną ściółkę. Czas jakby stanął w miejscu. Zdawało mu się, że widzi powoli przelatujące wokół niego krople deszczu. Wymachując niezdarnie rękoma widział, jak oczy wilczydła rozbłysły z nagła zajadle. Zwierz zwietrzył swoją okazję i skoczył. Rav wiedział, że będzie miał tylko jedną, jedyną szansę na to, by przeżyć. Upadając pchnął przed siebie włócznią wprost w wilcze cielsko.

Leżał na ziemi przygnieciony przez zwierzę. Czuł cuchnący dech drapieżnika, który starał się dosięgnąć go przerażająco długimi kłami. Straszny pysk raz za razem zamykał się z trzaskiem tuż przed czubkiem nosa Rava tak, że krople wilczej śliny padały mu na twarz mieszając się z deszczem. Dosięgnąłby go niechybnie... gdyby nie drzewce włóczni, na którą to bestia była nadziana. Rav z całej siły parł na nią, by oddalić od siebie widmo wilczej paszczy.

I udało mu się. Zwierz słabł powoli, aż w końcu zadygotał i zmartwiał. Rav ostatnim wysiłkiem zrzucił z siebie prześladowcę. Leżał, ciężko dysząc a nad nim dalej kłębiły się chmury. Wciąż padało...


Rav podniósł się z pewnym trudem, wykorzystując włócznię w charakterze laski. W końcu wyprostował się i odetchnął głęboko. W tym momencie, patrząc na leżące cielsko drapieżnika, nie czuł dumy ze zwycięstwa, nie upajał się swym sukcesem. Raczej dziękował bogom, ze szczególnym uwzględnieniem Branchali, za niewątpliwą pomoc, bez której mógłby mieć co najmniej duże kłopoty...
Na osobne podziękowania zasługiwała osoba, która zostawiła w domku myśliwskim taką właśnie włócznię. Gdyby nie poprzeczka, zawzięte bydlę pewnie przedarłoby się do Rava i zagryzło go, nie zważając na ostrze wbite w ciało.

Padający deszcz i nagła świadomość, że czas nie raczy czekać, skłoniły Rava do podjęcia działania. Paskudne wilczysko ważyło potwornie dużo, z każdym krokiem wprost coraz więcej, ale Rav nie miał zamiaru pozostawiać na pastwę losu swego pierwszego w życiu trofeum.
Co prawda gdy Rav wlókł się do domku z wilkiem na plecach co raz do głosu dochodził rozsądek, który szeptał mu do ucha, że ojciec Eldrin w życiu mu nie pozwoli zachować tego futra, ale nawet to nie potrafiło skłonić Rava do porzucenia zdobyczy.
Gdy wreszcie dobrnął do domku i zamknął za sobą drzwi był spocony jak mysz i zmęczony bardziej, niż gdyby sam wypielił wszystkie zagonki dość sporego przecież ogrodu Domu. Zrzucił na podłogę cielsko wilka i po chwili, potrzebnej na odzyskanie odrobiny sił, zabrał się za krzesanie ognia. Chociaż korytarz był w miarę prosty, Rav nie miał zamiaru iść tamtędy po omacku, w dodatku potykając się o leżące tu i ówdzie bliżej nie określone resztki.
Wreszcie, gdy kolejna próba zakończyła się powodzeniem, uniósł pochodnię i zszedł po schodach w dół.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-09-2010 o 20:04.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172