Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-09-2010, 12:53   #71
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Pteroslaw


Podczas gdy Eburon oraz Ian nieśli niziołka on rozmyślał. To że nie dostali informacji co się dzieje w mieście było na ten czas niezbyt przychylną im okolicznością. Gdyby mieli jakiekolwiek informację mogliby opracować jakiś plan, ot choćby czy do tego miasta powinni się udać, czy im nic tam nie grozi. Wbrew powszechnej opinii brak wiadomości to nie zawsze dobra informacja. To iż teraz nie było żadnych informacji mogło oznaczać wszystko, od tego, że orkowie zaatakowali i zdobyli to miasto, że ich zwiadowca po prostu uciekł, lub też że miasto jest wolne lecz zwiadowca jeszcze nie powrócił.

krew na liściach, jej kolor nie był ludzki. Później Mylay zobaczył ciała goblinów, rozczłonkowane, wiszące na gałęziach. Choć zabójca był przystosowany do takich widoków zwymiotował opierając się o drzewo. Ciała goblinów okropnie cuchnęły. Możliwe że to jest u nich całkiem normalne. Mylay popatrzył w kierunku wskazanym przez Eburona, ścieżka była wyłamana wśród gałęzi.

-Idziemy tam?-
Spytał.

Nemo


Marysia doświadczała w swoim życiu bólu nie raz, nie dwa, krwawić też się jej zdarzało. Gdy Cie biją, to boli; bardzo logiczne i w pełni dla młodej wiedźmy zrozumiałe. Znała uderzenie kija, znała też zęby niektórych leśnych kreatur. Zdarzało się też cierpieć z powodu własnej nieuwagi i niezgrabności. Z powodu tych doświadczeń, Marysia miała pod swoim kapeluszem ulepione pewne oczekiwania względem tego, co przeszyje jej organizm gdy ostrze spenetruje jej skórę. Nic tak wielkiego, prawda, to samo co zwykle tylko więcej prawda, nie ma się czego bać, prawda?
Byłaby to prawda, gdyby dyscyplinarne pacnięcie kijem było porównywalne do grzmotnięcia toporem z intencjami definitywnie bardziej morderczymi niż dydaktycznymi. Skutki miał również inne niż zwykle; zamiast pokornego spuszczenia głowy, zaowocował kanonadą wyszeptanych przekleństw w nieczystych językach, które sprawiłyby że nawet najgorszy z demonów zawstydziłby się i spuścił uszy. Prawdę mówiąc, teraz gdy Marysia spoglądała na płonący czerep zielonego potwora, bardzo żałowała że to nie ona go zabiła. Z wielką przyjemnością poprowadziłaby włócznię przez oko, do mózgu. Oraz najlepiej pochwyciła jego dusze i przerobiła na mikstury lecznicze o smaku porzeczkowym. Tak. Wypić go, by zwrócił co zabrał. Niestety, ten poziom był jeszcze poza jej zasięgiem...jeszcze!

Wściekła dziewczynka zagryzająca zęby i trzymająca łzy w ryzach wymruczała kilka słów podziękowań w stronę prostaczka, który pomógł jej z ranami. Nie była to robota mistrzowska, ale hej; przynajmniej nie będzie krwawiło. Bo bolało. Oj oj oj oj bolało! W dodatku, zepsuło jej strój, będzie musiała go naprawić...albo zrobić nowy. Grrrrrrr orkowie, od dzisiaj nienawidziła orków. Miała nadzieje że dusza tego paskudnika będzie cierpieć wieczne męki. A przynajmniej jego sprzęt niech się na coś przyda! Chociażby na nową sukienkę, o, tak. Niech wynagrodzi jej po śmierci krzywdy! I żeby nie zapomnieć, podniosła kuszę z ziemi, bojowo przerzucając sobie ją przez ramię, wcześniej ładując kolejny bełt by w razie pogotowia móc strzelać bez zbędnych przygotowań. Będąc gotową na atak nawet wściekłych pryzmatycznych smoków mocy, przyjrzała się ekwipunkowi zielonych bandytów. Starając się nie dotykać ich paskudnego cielska (fuj!), dopatrzyła się 40 srebrników, oraz...listu. Zamachała woreczkiem, dając do zrozumienia wszystkim że nic nie wsadza do buta, a następnie pogrążyła się w lekturze listu w języku zielonych. Zaowocowało to uniesieniem jednej brwi dziewczyny, a gdy upewniła się że treść nadaje się dla towarzyszy, przeczytała go głośno:
-"Wykarczujcie przedni Las. Przygotujcie się i ruszajcie na poszukiwania. Zapłata będzie sowita." Hmm...pismo jest ładne, a to jest chyba...nie wygląda na krew, hm, atrament? Wygląda na to że ktoś naszym orkom szefuje, i to niekoniecznie jakiś ork. Intryga...ktoś chce zobaczyć? Aha, a te topory...można je sprzedać za jakieś, nie wiem, dwadzieścia sztuk złota sztuka? Podobnie pancerze. Można byłoby je wziąć i sprzedać...nie wiem, ja ich nie będę ściągała ze zwłok, jeszcze czego, brrr. Starczy że ledwo uniknęłam skąpania we krwi tego tego tutaj...swoją drogą, ładny strzał. Wiedźma kiwnęła głową z szacunkiem w stronę elfa -Ale na przyszłość, zwiadowca mógłby być trochę dalej niż my, by w razie czego był pewien dystans który pozwoliłby nam się przygotować na...ał ał ał.
Jęknięcia dziewczynki mówiły chyba same za siebie.

Qumi


Przez cały czas Lajl ledwo utrzymywał świadomość, słysząc tylko niektóre słowa, widząc tylko niektóre obrazy. Walka z wilkiem za pomocą drewnianego miecza nie była najlepszym pomysłem, ale jedyną opcją według niziołka. Ani druid ani Ian nie byli wstanie przeżyć tej walki.

Po drodze natrafili na parę zabitych goblinów, z tego co przynajmniej zrozumiał Lajl. Niestety żaden z nich nie miał nic do uleczenia ran niziołka. Westchnął on tylko zatem na słowa druida i dalej koncentrował się na niestraceniu przytomności, co nie było wcale zbyt łatwe.
 
Ajas jest offline  
Stary 12-09-2010, 12:59   #72
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Falanthel otrząsnął się na dźwięk słów "ładny strzał". Zorientował się, że wpatruje się w ziemię na drodze, więc podniósł wzrok, aby ujrzeć delikatne kiwnięcie głową wiedźmy. Uniósł nieco rękę, co miało oznaczać "dziękuję". Wciąż tkwił w lekkim szoku i wolał się nie odzywać. Dopiero kolejne słowa dziewczyny po części zmusiły myśliwego do otwarcia ust:

- Wypuszczenie zwiadowcy do przodu nic by tu nie dało. Ja byłbym już martwy, a wy wpadlibyście na tę parkę chwilę później. Co więcej byliby oni gotowi do walki, a nie zaskoczeni tak jak teraz - elf nie miał pojęcia dlaczego nie wypatrzył wrogów z daleka. Zbyt duża pewność siebie? A może po prostu brak czujności? Czyżby był aż tak pewny, że na trakcie nie spotkają więcej nieprzyjaznych istot? - Jeżeli pozwolisz mi wyrazić swoje zdanie, proponowałbym dalszą podróż zaplanować następująco. Idziemy w las tak by nie móc być dostrzeżonym z drogi, ale jednocześnie nie oddalając się zbytnio od niej. Dalej maszerujemy wzdłuż gościńca pod osłoną drzew, przynajmniej do momentu aż ten las będzie się ciągnął. Niewątpliwie to nas spowolni, ale przynajmniej będziemy bezpieczniejsi. O leśne zwierzęta nie macie się co martwić, wiem jak unikać tych niebezpiecznych - po krótkiej przerwie dodał - W każdym razie proponowałbym ruszać zaraz. Orki mogą mieć w pobliżu sojuszników. Raczej w dwójkę całego lasu wykarczować nie mogły - to mówiąc podszedł do jednego z truposzy i wyciągnął strzałę z jego oka. Orcza krew okropnie cuchnęła.
 
Col Frost jest offline  
Stary 12-09-2010, 13:15   #73
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Nathias


Timmy rzucił się w stronę krzaków. Był przerażony. Znowu to samo. Znowu walka. Znowu wrzawa. Znowu strach. Czy to się nigdy nie skończy? Czy już zawsze będzie musiał walczyć o wszystko? O przetrwanie? O jedzenie? O co jeszcze? Rzucił się panicznie w stronę krzaków. Musiał mieć czym się bronić. Czymkolwiek. Chodź prawdopodobnie i tak na wiele mu się żadna broń nie przyda. Nigdy żadnej w dłoni nie miał. Biegł. Biegł ile sił w nogach. Biegł i nie patrzył na nic dookoła. Nagle coś złapało go za nogę. Chwyciło, ścisnęło i pociągnęło. Timmy stracił równowagę. Trzasną o glebę. Coś cały czas go trzymało za kostkę i im mocniej się szarpał, tym mocniej uścisk się zaciskał. Spanikował. To był już jego koniec. Jednak chciał spojrzeć na bestię, która wciągnie go w otchłań i... Timmy znieruchomiał. Korzeń. Zwykłe, elastyczne korzenie, jakich dookoła wystawało pełno. Noga musiała mu się wsunąć pomiędzy mocne witki jakiejś nieznanej chłopakowi rośliny i pod wpływem szamotaniny oplotła się mocno wokół nogi młodzika. Timmy odetchnął. Jednak niebezpieczeństwu nie było końca. Tam dalej, jego towarzysze cały czas walczyli o życie. Chłopak szybko sięgnął do kostki i uwolnił się z mocarnego uścisku leśnej ściółki. Wstał i pobiegł dalej w krzaki. Szukał. Omiatał pokrytą liśćmi ziemię w poszukiwaniu czegokolwiek. Ten za mały. Ten za krótki. Ten za duży. Nie było. Nigdzie nie było nic, co by pomogło jemu i jego kompanom w walce. W końcu zauważył, wiszący na kilku włóknach z pobliskiego drzewa, konar. Nadawał się. Z resztą teraz i tak nie miał czasu szukać dłużej. Szarpnął i w końcu zdobył jakąś prowizoryczną broń. Zważył ją w ręku. Znalazł środek ciężkości i ruszył. Biegł z powrotem na trakt. Gdy w końcu wybiegł na trakt okazało się że jeden z orków już nie żył a drugiego właśnie przeszyła strzała elfa. Spóźnił się, ale na szczęście wszyscy żyli. Gniew wezbrał w młodzieńcu, bo znowu okazał się bezużyteczny. Miał potencjał - wiedział o tym, jednak nie potrafił go wykorzystać. Trzeba to zmienić.

Ajas


Trakt

Jako że plan Falanthela wydawał się rozsądny i logiczny grupka przystała na niego bez zbędnych pytań i dyskusji. Z ciał wrogów zabrali to co mogli unieść i nie było kłopotliwe, wiedźma wzięła mieszek ze srebrnikami i list, gdyż rana uniemożliwiała jej noszenie ciężkich przedmiotów. Timy wziął na swe ręce obie zbroje, mimo smrodu i śladów krwi mogły przydać się jako cenne towar do przehandlowania. Sandro z niemałym wysiłkiem uniósł olbrzymi topór. Jako broń był on dla kapłana bezużyteczny, ale jako źródło złota był idealny. Reszty rzeczy nie mieli najzwyczajniej jak zabrać. Elf nie chciał zajmować sobie rąk zbędnym balastem na wypadek nagłego ataku wolał od razu sięgnąć po strzałę, a nie pierw zajmować się łupami. Reszta grupy zaś nie była wstanie unieść więcej.
Dzieci zeszły z traktu kryjąc się w gąszczu, tak by jednak nie spuszczać drogi z oczu. Szli oni powolnym tempem by nie robić zbytecznego hałasu. Ponadto wiedźma musiała podpierać się swoją włócznią, gdyż rana dawała o sobie boleśnie znać. Czar kapłana jedynie powstrzymał krwawienie, ale bólu nie uśmierzył prawie wcale.
Tak więc grupka podążała powolnym krokiem przez las, jednak po dwudziestu minutach krętej drogi natrafili na coś co całkowicie krzyżowało ich plany. Najpierw słychać było uderzenia, i stukoty, potem gwar chrapliwych rozmów. Grupka ukryła się w zaroślach i bezszelestnie zbliżyła się do miejsca z którego dochodziły te dźwięki. Jednak domyślali się co zobaczą.

Grupa orków i goblinów zawzięcie karczowała las. Zapewne dójka którą spotkali wcześniej była zwiadowcami, lub zwyczajnie uciekinierami od ciężkiej pracy. Siekiery poruszały się rytmicznie, powalając kolejne drzewa. Mali zielonoskórzy zajmowali się głównie usuwaniem mały krzaczków i zarośli. Drzewa rąbali orkowie, zaś powalone pnie wynosił ogromny i niezwykle umięśniony stwór. Wyglądał niczym olbrzymi i gruby humanoid, o tępym wyrazie twarzy. Co rusz szedł on na drogę gdzie rzucał wielkie pniaki niczym piórka. Prace szły potworom dość sprawnie, i już spory kawał lasu został zniszczony.
Jednak dla grupki dzieci ta wycinka stanowiła ciężki orzech do zgryzienia. Miejsce było praktycznie nie do ominięcia! Droga oraz ta część lasu aż jeżyła się do orków. Niewiadomym też było jak daleko potwory zagłębiły się w las. Uciekinierzy musieli podjąć szybką decyzję co do działań. Jedne było pewne nikt nie chciał spotkać się z owym gigantycznym stworem w walce!

Puszcza


Oskar
udał się we wskazanym przez nieznajomego kierunku a reszta ruszyła za nim. Teraz droga wydawała się jak gdyby łatwiejsza. Drzewa prawie same ustępowały im drogi a kolce nie haczyły już tak często o skórę i ubrania. Po niedługim marszu światło zaczęło przebijać się przez listowie i drużyna wyszła na polanę, z której tu przybyła! Zmasakrowane ciała goblinów rozrzucone były po całym terenie, co kapłan skwitował krótkim kaszlnięciem i zwróceniem śniadania. Jednak gdy już otarł usta, zdał sobie sprawę ,że nie są tu sami. Zwłoki ich niedoszłych oprawców przeszukiwał nie kto inny jak Eburon i Ian . Cóż za radość ogarnęła czwórkę uciekinierów, ale i z drugiej strony szczęście było wielkie. Wszyscy zebrali się szybko wokół noszy na których spoczywał Lajl by ustalić co dalej, skąd się tu wzięli no i przede wszystkim, by pokazać Oskarowi ranę niziołka.

Ulli


Widząc, że las z wolna się przerzedza Oskar odetchnął z ulgą.
- Dziwak dobrze nas pokierował – rzucił do grupki.

Wkrótce jego oczom ukazała się dobrze znana polana. Teraz zgodnie z przypuszczeniami była zasłana rozszarpanymi szczątkami goblinów. Gdy jego uszu dobiegł odgłos kroków i rozmowa zrobił zwrot, gotów rzucić się znowu do ucieczki. Pewnie by tak zrobił gdyby Harril i reszta nie rozpoznali towarzyszy z którymi nocowali w grocie.

Wkrótce Oskarowi ukazali się Eburon, Ian, Malay i niesiony Lajl.
Radość powitania została przyćmiona troską o rannego niziołka.

- Jak to się stało?!


Nie czekając aż otrzyma odpowiedź, pochylił się nad rannym i zaczął go badać. Skutkiem oględzin było kilka ukłuć bólu, które wywołał u Lajla i za które ten odwdzięczył mu się stosownymi połajankami za niezdarność. Poza tym stwierdził połamane żebra. Pochylił się jeszcze raz nad rannym przykładając ucho do jego klatki piersiowej.

- Nie słyszę świstów i charczenia!- powiedział z ukontentowaniem i uśmiechnął się do siebie.

- Żebra chyba nie przebiły płuc, znaczy się będziesz żył Lajl.

Dowiedziawszy się od Eburona o zastosowanym dotychczas leczeniu pokiwał z zadowoleniem głową i również przyłożył ręce do piersi Lajla. Po krótkiej chwili modlitwy jego ręce zaczęły promieniować energią, która zaczęła wnikać w ciało niziołka.

Odetchnąwszy z ulgą po rytuale, powiedział.

- To nie koniec. Trzeba jeszcze założyć mu choćby najprymitywniejszy gorset.



Przejrzał zawartość plecaka, ale jedyne co mogło posłużyć do tego celu to nóż. Nie zabrał z domu żadnych środków opatrunkowych, bo nie było na to czasu.

Utyskując i mrucząc pod nosem niezrozumiałe dla innych narzekania, wziął więc do ręki nóż i zaczął uważnie rozglądać się po okolicy. Wkrótce ruszył w kierunku młodej lipy, która bardziej niż inne drzewka wybiła się z podrostu. Przy pomocy noża zdarł dwa dość długie i szerokie kawałki lipowego łyka. Jak się okazało w zupełności wystarczyły na niedużą klatkę piersiową niziołka. Oskar rozczepił jeszcze końcówki pasm żeby łatwiej je było związać.

- Wypuść powietrze Lajl. Trzeba założyć je na wydechu żeby unieruchomić połamane żebra-
zwrócił się do niziołka.

Następnie przepasał nimi małego pacjenta i zawiązał nie zważając na jego narzekania.

- Obawiam się, że jakiś tydzień będziesz musiał w tym pochodzić.

Powiedział uśmiechając się pod nosem. Zaiste niziołek przystrojony w drzewne łyko związane w efektowne kokardki na plecach wyglądał nieco dziwnie, ale cóż było począć.
 
Ajas jest offline  
Stary 12-09-2010, 13:40   #74
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie wyglądało na to, by któryś z kompanów miał ochotę podążyć głębiej w puszczę. Los goblinów stanowił dostateczne ostrzeżenie dla wszystkich, prócz kompletnych głupców.
Nim jednak zdążyli chwycić nosze i ruszyć w stronę, skąd przyszli, wśród drzew dał się dostrzec jakiś ruch.
- Na Panią Lasu... - wyszeptał Eburon.
W pierwszym momencie nie był pewien, czy to czasem nie zbliża się ogromny wilk, który zmasakrował gobliny, ale na szczęście okazało się, że zbliżają się zdecydowanie bardziej przyjaźnie nastawione istoty, a wśród nich - Oskar.

- Lajl walczył z wilkiem w obronie Malay'a i Iana - w wielkim skrócie Eburon zrelacjonował ich przygodę. - Dobrze, że cię znaleźliśmy, Oskarze.

Kro kogo znalazł, to było pojęcie względne, ale najważniejsze było to, że wreszcie byli razem. Przynajmniej w większości.

- Nie możemy tu zbyt długo bawić - powiedział druid. - Co widać. Proponowałbym jak najszybciej wyjść z tej części Puszczy, a potem przemknąć się na wschód. Jeśli jakieś gobliny nie staną nam na drodze, to dojdziemy nad rzekę.
- Trochę wody dobrze zrobi każdemu z nas, a po drodze można by spróbować coś upolować.
- Chociaż rosołu dla rannego nie ugotuję
- dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-09-2010, 16:20   #75
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Zodiaq


Po zakończonym przeszukiwaniu zielonych trupów Ian przysiadł
w cieniu opierając się o konar rozłożystego drzewa. Przez moment sprawdzał swoją zdobycz. Zadziwiające było to, iż łuk zachował się, w porównaniu do jego poprzedniego właściciela, w bardzo dobrym stanie. Chłopiec zamknął oczy, mimo tego iż minął niespełna dzień, w życiu mieszańca wydarzyło się tyle rzeczy...razem z tą myślą uświadomił sobie, że tego właśnie chciał..."Może tak miało być, może jedynym sposobem na wyrwanie się z tej
przeklętej wiochy było jego zniszczenie, kompletne wyrwanie z map, na których i tak najprawdopodobniej nigdy nie gościła"

Błyskawicznym ruchem poderwał się na równe nogi jednocześnie napinając cięciwę z założoną nań strzałą...szelest. Las pełen jest takich odgłosów, jednak wystarczyło spojrzeć na minę stojącego obok druida aby zrozumieć i upewnić
się w tym, że to coś więcej...mimo wszystko coś powstrzymywało go przed puszczeniem strzały w bujny gąszcz, z którego dość niepewnym krokiem wyszedł znany Ianowi kapłan, nie okrywający radości płynącej ze spotkania Eburona, Lajla, Maylaya i celującego w jego klatkę piersiową Iana. Lekko zdziwiony tym widokiem pół-elf spuścił broń zdejmując strzałę z cięciwy. Polana zapełniła się lekką wrzawą, z chaszczy wyszli jeszcze baryłkowaty wojownik i "bohater dnia dzisiejszego", złodziejaszka z którym wcześniej prowadził zwiad. Większość skupiła się wokół rannego. Ian lekko przysiadł na swoje miejsce po czym z daleka obserwował poczynania kapłana owijającego niziołka w prowizoryczny gorset.

- Nie możemy tu zbyt długo bawić, Co widać. Proponowałbym jak najszybciej wyjść z tej części Puszczy, a potem przemknąć się na wschód. Jeśli jakieś gobliny nie staną nam na drodze, to dojdziemy nad rzekę.
Trochę wody dobrze zrobi każdemu z nas, a po drodze można by spróbować coś upolować.


Pomysł druida był ciekawy..na tyle, żeby go poprzeć...może w końcu znajdą wyjście z tej przeklętej puszczy...


Boyos


Słuchając rozmowy Oskara i nieznanego człeka zaobserwował pare spraw. Narazie, zostawił je dla siebie i czekał aż rozmowa się zakończy. Nie czekając długo ruszył za Oskarem drogą, którą wskazał nieznajomy. Po drodze starał się zapamiętywać drogę, w razie czego by móc wrócić.

Gdy las się przerzedził i wyszli na polane, zobaczył trójkę znajomych. Nikt nie zwrócił nawet uwagi na Elliota gdyż niziołek był ranny. Kapłan bez zwłoki przystąpił do akcji ratunkowej. Z tego co usłyszał łotrzyk, Lajl sam pokonał wilka. Zyskał tym szacunek u samego chłopaka, bo zrobił to ze względu na obronę innych. Gdy znalazł trochę miejsca, podszedł do leżącego Lajla i powiedział :
- Dobrze walczyłeś, ale następnym razem postaraj się by nie trzeba było Cię zbierać. - powiedział do niego uśmiechając się przy tym. Był to pierwszy raz gdy szczęście ogarnęło Elliota. W końcu ma chwilę by nie uciekać przed niczym. Kiwnął głową w stronę każdej osoby na polanie w celu przywitania się. Większość i tak pewnie wolałoby, aby zamiast niego kto inny się odnalazł, ale niestety nie tym razem. Korzystając z sytuacji wziął płat mięsa i ugryzł kawałek. Jako jedyny pewnie nie jadł od tygodnia dlatego mięso przez chwilę przyćmiło jego umysł. Po ugryzieniu jeszcze dwóch gryzów wymaganych do zachowania czystości myśli spojrzał na resztę.
- Czy jest ktoś potrzebujący jedzenia? Mogę się podzielić płatem mięsa. - stwierdził, chodź z bólem. Wszyscy rozmawiali o tym, gdzie powinni się udać, więc mogli nie usłyszeć pytania łotrzyka. Czekając na to jak wszystko dalej się potoczy i czy będą chcieli go ze sobą zabrać, usiadł pod drzewem w ciszy starając się odzyskać siły.


Pteroslaw


Mylay poroztrącał końcem laski przeróżne części ciał które leżały na ziemi, po wszystkim wytarł tenże koniec o trawę aby nie było na nim resztek goblinów czy też krwi. Mylay miał tego dnia urodziny, jakoś nigdy ich specjalnie, wbrew powszechnym zwyczajom, nie świętował. Był to po prostu jeszcze jeden dzień w roku, po prostu taki w którym kiedyś, ileś tam, lat temu narodził się człowieczek o imieniu Mylay.

***

Myaly
z pewnym zafascynowaniem patrzył jak Oskar pewnymi ruchami bada niziołka, a później jeszcze przygotował mu gorset. Venterin nosił taki kiedyś gdy podczas treningu, po kilku mocnych ciosach jego żebra po prostu nie wytrzymały. To były tylko dwa tygodnie chodzenia, a w zasadzie jedynie leżenia. Wysłuchał propozycji Druida, zadał tylko jedno pytanie.

-Jedna sprawa, nasz plan opiera się na założeniu że nie spotkamy goblinów. A co będzie jak jednak gobliny się trafią?


Qumi


Lajl czuł się źle. I nie chodzi tutaj tylko o rany, zawroty głowy i ciężki oddech… czuł, że jest tylko dodatkowym obciążeniem, a powinien przecież być bohaterem, który ocalił towarzyszy? Gdyby tylko nie dał się zranić wilkowi… jego wspaniały drewniany miecz okazał się nie być aż tak wspaniały. Potrzebował miecza ze stali, takiego, który za pierwszym razem utnie głowę wilka, zamiast tylko nabić mu guza. Oskar założył mu coś jakby gorset, co wprawiło niziołka w zakłopotanie, bo czy gorsety nie są dla kobiet? Zarumieniony starał się nie patrzeć nikomu w oczu.

- Dobrze walczyłeś, ale następnym razem postaraj się by nie trzeba było Cię zbierać. – powiedział Eliot do Lajla uśmiechając się przy tym.

Niziołek odpowiedział uśmiechem, czuł się już lepiej, mógł nawet wstać. Co zresztą zrobił.

-Dzięk.. kuję, postaram się.- odpowiedział entuzjastycznie, choć nieśmiało. Nie przywykł do komplementów od innych wioskowiczów. Skorzystał również z propozycji wspólnego posiłku. Musiał w końcu odzyskać siły.

-Myślę, że Eburon ma rację.- dodał przegryzając kawałek jedzenia – Ktoś powinien iść parę metrów przed nami jako zwiadowca, aby w razie czego ostrzec resztę, nie przykuwając zbyt dużo uwagi do siebie.
 
Ajas jest offline  
Stary 12-09-2010, 17:53   #76
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Falanthel obserwował barbarzyńców i zastanawiał się. Nie miał najmniejszego zamiaru walczyć, myślał tylko nad kolejną drogą, która chociaż odrobinę zbliży całą grupę do celu. Wówczas jednak odezwała się Marysia:

- Jakieś pomysły? Odwracamy się i szukamy innej drogi, czy może próbujemy jakieś dystrakcji? Trochę ognia powinno dać nam chwilę na przemknięcie...zakładając że nie umrę w trakcie biegu. Ał.

- Ognia?! - spytał z niedowierzaniem Falanthel. - Ognia?! Chcesz dokończyć za nich robotę? Co to za różnica czy oni wytną te drzewa czy ty je spalisz? Kto jak kto, ale wiedźma powinna umieć docenić piękno natury, a nie bezmyślnie przyłączać się do dzieła zniszczenia - elfowi ogromnie było żal ścinanych drzew, zwierząt które przez wściekłą bandę śliniących się orków tracą teraz własne domy i są przepędzane głębiej w puszczę. Skojarzenie z obecną sytuacją dzieci z Brim, było oczywiste. - Wycofujemy się i to już - tym razem nie pytał nikogo o zgodę.

- Oczywiście, że ognia! Wolę przyczynić się do dzieła zniszczenia by wydostać się z pułapki, niż cofać i czekać grzecznie, aż wszystkie drogi ucieczki będą odcięte. Dokładnie, co za różnica, czy oni je zetną, czy ja je spalę? Żadna. Może nie licząc tego, że ork przerobi ścięte drzewo na strzałę, którą pewnie kogoś zamorduje, a spalonego już nie bardzo. Nie ma żadnej różnicy, nie licząc że jedno z wyjść możemy wykorzystać na swoją korzyść. Wycofujemy się...i co? Czekamy uprzejmie aż do nas dojdą i utną nam głowy, ewentualnie coś nas zje? Nie chcę być w tym lesie. Chce być w mieście, daleko od orków, daleko od prowadzonej przez nich wycinki, nie myśląc o ich wycince, siedząc wygodnie na drewnianym fotelu, doceniając palcami fantastycznie wykonane oparcie, delektując się komfortem, które dostarczyła mi praca rzemieślnika, który pochwycił drewno i bezlitośnie zniewolił je i nadał mu formę, czyniąc z niego sługę. Chcę siedzieć i wiedzieć, że podobnie jak ten rzemieślnik, wykorzystałam drzewo które jest zasobem, zasobem do wykorzystania ku mojej radości i wygodzie, do uratowania swojej kiecy. Jestem wiedźmą Falanthelu, nie druidką. Szanuję naturę za to, że jest podręcznym źródłem surowców, ale niczym ponad to. Surowce są po to by je wykorzystywać. Oczywiście, jeśli wszyscy pójdziecie, nie będę sama szarżowała, ale jestem przekonana że powinniśmy szukać drogi do przodu, czy to poprzez ogień czy też inne środki, a nie cofać się do tyłu, czekając aż zielona fala zamknie się wokół nas, czyniąc z nas piękne danie. Fuj.

- Źródłem surowców - powtórzył łowca. - Drzewo to żywa istota, nie żaden surowiec. Miałem o tobie lepsze zdanie, okazałaś się jednak taka sama jak ci, którzy teraz stoją przed nami. Nie różnisz się od nich absolutnie niczym. W takim wypadku radź sobie beze mnie - myśliwy zaczął się wycofywać. Nie był z siebie dumny za ten wybuch, ale nie potrafił zrozumieć takiego bezlitosnego sposobu myślenia. Nie uważał wiedźmy za dobrą osobę, ale nie spodziewał się, że może być ona taka sama jak wielu ludzi. Wszystko co wokół widziała to jedynie okazja do zarobku. Z pewnością nie zamierzał z kimś takim podróżować. Skradając się w kierunku, z którego dopiero co przyszła cała grupa, nie zważał na to co się dzieje za nim.
 
Col Frost jest offline  
Stary 12-09-2010, 17:58   #77
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ajas

Puszcza

Pomysł podróży do strumyka spotkał się z powszechną aprobatą. Wszyscy szybko wstali z trawy, Oskar zaś kazał niziołkowi położyć się na powrót na noszach. Jako kapłan nie mógł pozwolić by chłopak uniósł się brawura i podróżował o własnych nogach. Bądź co bądź musiał wyzdrowieć jak najszybciej. Prowadzenie przez Eburona ruszyli krętymi leśnymi ścieżkami w stronę strumyka.
Dla grupy która dopiero co opuściła wnętrze puszczy miłą odmianą było przedzieranie się w oświetlonym lesie, w którym nie grasują ogromne wilki, a rośliny nie wydają się wrogie. Wszyscy maszerowali równym krokiem, a Harill wraz z Oskarem nieśli noszę Lajla , który był lekko zażenowany tą sytuacją. Na szczęście w dotarciu nad rzekę nic im nie przeszkodziło i po kilkudziesięciu minutach słyszeli już szum wody. Piękny, czysty strumyczek był pięknym widokiem który na chwilę pomógł im wyrzucić wizję rozszarpanych goblinów z głowy. Kilka osób od razu pognało w stronę lodowatej wody by napić się i orzeźwić. Niektórym nawet przez myśl przeszła wizja kąpieli. Nosze z rannym dzieci umieściły pod dużym drzewem by nie grzał się w słońcu, lecz zaznał trochę cienia. Nareszcie mogli choć na chwilę zapomnieć o zmartwieniach i zaznać odpoczynku. Przedyskutować co się z kim działo, obmyślić dalszy plan działania, no i trochę się zrelaksować przed kolejną podróżą. Kto wie może zostaną tu przez resztę tego pięknego dnia?
Jedyne co martwiło niektórych to, to iż wciąż brakowało kilku osób. Falanthel wiedźma Timmy no i Sandro gdzie byli pozostawało tajemnicą. Niektórych zaś zjadała ciekawość co się stało z wioską, bo póki co żaden z niedoszłych zwiadowców nie raczył się tym faktem podzielić. Jedno było pewne, czekała ich długa rozmowa.

Obozowisko drwali


Nikt nie poparł pomysłu Marysi o podpaleniu terenu. A dziewczyna chcąc nie chcąc musiała się z tym pogodzić. Wszyscy cicho wycofali się w głąb lasu, obejście orków raczej proste nie będzie i wymagało szczegółowego planu. A plan wymagał dyskusji, tylko gdzie mogli znaleźć do tego dobre miejsce? Błądząc między krzewami tropiciel wypatrywał jakiejś kryjówki, i tym razem jego bystry wzrok go nie zawiódł. Wielkie drzewo pokryte licznymi winoroślami i bluszczem, o wielkiej liściastej koronie stało przed nimi. Dostanie się na górę sprawiłoby ,że wypatrzenie grupki było by praktycznie niemożliwe. Oczywiście gdyby nie ranna Marysia wszystko było by o wiele prostsze gdyż rośliny porastające wielki pień stanowiły idealną drabinę. Jednak ryzyko otwarcia rany było zbyt wielkie. Jeżeli grupka chciała się tu ukryć musiała wymyślić coś by przetransportować dziewczynkę na górę. A wiadomym było że Marysia pod spódnice zaglądać sobie nie da, a więc podnoszenie dziewczyny raczej nie wchodziło w grę. Stali przed wyborem, próbować się tam dostać czy może ruszyć w poszukiwaniu innej kryjówki?

Zodiaq


Znów marsz, mimo wszystko szło się lepiej...wizja, krótkiego bo krótkiego, ale zawsze odpoczynku, no i rozrzedzający się las...po kilkunastu krokach Ian uczepił łuk do pasa do którego przymocowana była pochwa ze sztyletem po czym wyciągnął zza peleryny swoją lutnię. Najdziwniejsze było, że po tym co przeszła...pożar i te wszystkie potłuczenia w czasie biegu...mimo to była cała, prawie niezniszczona, jedynie w kilku miejscach drewno było wytarte.

Pół-elf zwinnym ruchem brzdękął w struny po czym z instrumentu popłynęła piękna i dość smutna melodia do której chłopak dorzucał co jakiś czas słowa w mowie elfów...tym samym starał się aby całośc była słyszana w małym promieniu, czyli po prostu grał o wiele ciszej...

Po jakimś czasie w końcu usłyszeli szum strumienia...Ian zakończył utwór po czym schował lutnię na swoje miejsce, instrument został natychmiast zamieniony na łuk, jednak na brzegu nie spotkali nikogo...z jednej strony był szczęśliwy...z drugiej lekko zawiedzony, mimo wszystko liczył w końcu na rozmowę z Falanthelem, który był chyba jedyną osobą z grona uciekinierów z którą mógłby bezproblemowo sie dogadać, a raczej z którą chciałby się dogadać.

Chłopak rozłożył się pod jednym z drzew, delikatnie odpiął pelerynę, chyba po raz pierwszy od ucieczki z wioski i bardzo starannie złożył ją w kostkę, na niej ułożył cały swój ekwipunek...lutnię, łuk, strzały, sztylet i tubę z papierami. wszystko to ostrożnie podniósł i położył obok noszy Lajla:
-Popilnujesz?- zagadnął niedbale do rannego po czym podszedł do strumyka, zrzucił z siebie przepoconą, lnianą koszulę, zawinął nogawki u spodni i wszedł do krystalicznie czystej wody, zaczynając od wypicia kilku litrów orzeźwiającego płynu, kończąc na spłukaniu z siebie kilku poprzednich dni i wypraniu lnianki...po kilku minutach wypełzł z wody po czym rozłożył na trawie swoją koszulę, tak aby wyschła w palącym słońcu dnia. Podszedł do noszy i sprawdzając czy wszystko leży tak jak pozostawił rzucił stanowczym do Lajla: -Mam nadzieję, że nie szperałeś- po czym zabrał swoje rzeczy i usiadl w odległości kilku metrów od rannego oczekując na rozwój wydarzeń...chociaż i tak przeczuwał,że w końcu ktoś zapyta, będą chcieli wiedzieć co się działo w wiosce. Mieszaniec starał się ułożyć w głowie słowa, którymi mógłby opisać Brimm...
 
Ajas jest offline  
Stary 12-09-2010, 19:41   #78
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Eburon szedł na czele małej grupki, rozglądając się na wszystkie strony i bacznie nasłuchując. Zdecydowanie najmniej upragnioną rzeczą byłoby zetknięcie się w tym momencie z grupą goblinów czy orków. Co prawda Ulv stanowił swoiste dodatkowe zabezpieczenie, ale nie mogło być tak, by Eburon zaniedbał swoje obowiązki, zwalając je w całości na barki przyjaciela.

Las był cichy i spokojny.
Zachowanie ptaków świadczyło o tym, że ich grupka była w najbliższej okolicy jedynymi intruzami. Jednak nie za bardzo można było ufać takim sygnałom. Wystarczyła wszak chwila spokoju by z małych ptasich umysłów zniknęła pamięć o zagrożeniu. Starczyło zaszyć się w krzakach i nie ruszać się przez parę chwil, by ptasie trele na nowo zaczęły rozbrzmiewać wśród drzew.

Tym razem jednak na wędrowców nie czekała żadna niemiła niespodzianka. Bez problemów dotarli nad rzekę.
Być może jakiś przybysz uznałby, że było przesadą używać tego słowa w stosunku do tej akurat wody, ale jak na strumień wody tu było za dużo. Ryby pływały wcale nie takie małe, a i przejście w bród nie we wszystkich miejscach zakończyłoby się powodzeniem.
Dla nie znających wielkiego świata mieszkańców małej wioski była to po prostu rzeka...

- Może uda się wam złapać jakąś rybę - powiedział Eburon, gdy już rozgościli się na brzegu. - Ja w tym czasie spróbuję załatwić coś na obiad. Jak wrócę to się zastanowimy, co robić dalej.
Sprawdził łuk i strzały a potem, w towarzystwie Ulva, ruszył w las.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-09-2010, 09:05   #79
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ulli



Gdy przyszło do wymarszu Oskar uznał za naturalne, że będzie niósł rannego. W końcu nikt nie zrobi tego tak dobrze jak on, no i z Harrilem są najsilniejsi.
Podchodząc do noszy z jednej strony zawołał jednocześnie na Harrila.
- Dawaj Harril, teraz nasza kolej. On nie może iść.

Idąc nad strumień opowiedział odnalezionym uciekinierom o tym co ich spotkało od chwili rozdzielenia, ze szczególnym uwzględnieniem tajemniczego kręgu i dziwaka opowiadającego o sercu puszczy.
Informacje o wiosce go w tej chwili nie interesowały. Fakt, że za zwiadowcami popędziła horda goblinów dostarczył ich aż nazbyt dużo. Jasnym było dla niego, że zielonoskórzy zatrzymali się w wiosce na dłużej, jego bliscy najprawdopodobniej nie żyją, zaś on nie może w żaden sposób zaradzić nieszczęściu.

Tymczasem dotarli nad strumień. Ułożyli Lajla w cieniu, po czym Oskar wyjął bukłak z plecaka i ruszył nad strumień. Najpierw sam się napił a następnie napełnił bukłak i zaniósł go Lajlowi.

- Masz mały bohaterze.- powiedział uśmiechając się do niziołka i dając mu bukłak.-Zabić wilka mieczem zabawką, niezły wyczyn. Szkoda, że Moradin nie obdarzył mnie większą łaską, bo uleczyłbym cię od razu, a tak musisz się jeszcze pomęczyć. Poczekaj z walkami dopóki nie znajdziemy ci lepszego miecza.

- Może uda się wam złapać jakąś rybę - powiedział Eburon, gdy już rozgościli się na brzegu. - Ja w tym czasie spróbuję załatwić coś na obiad. Jak wrócę to się zastanowimy, co robić dalej.


- Dobra myśl. - rzucił Oskar.


Wyjął swój nóż, plecak i kij zostawił pod opieką Lajla i ruszył w kierunku strumienia. Na brzegu zzuł buty, podwinął nogawki i zaczął brodzić w wodzie.

- Jeśli są ryby to ja ich nie widzę.-odrzekł przez ramię do grupy.

Po chwili bezowocnego ciaplania się w wodzie przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Zaczął rękami i nogami rozkopywać piach i żwir na dnie. Po pewnej chwili trafił rękami na coś co nieomylnie było muszlą małża. Przy pomocy noża otworzył ją i po opłukaniu w wodzie połknął miękkie ciało mięczaka w całości, zamykając przy tym oczy, żeby nie widzieć co je.

- Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś otruł się małżom, to i ja przeżyję.


Czynność powtórzył jeszcze około pięciu, czy sześciu razy. Przerwał gdy zaczęło mu się brzydko odbijać.

- Lajl lepiej niech poczeka na to co upoluje Eburon.- powiedział do siebie.- Choremu jeszcze by zaszkodziło.

Po wyjściu z wody i założeniu butów zabrał się za przeczesywanie okolicznych zarośli w poszukiwaniu jagód i grzybów.
 
Ajas jest offline  
Stary 14-09-2010, 14:13   #80
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Falanthel wzburzony niedawnymi słowami Marysii wycofywał się nie zważając na dyskusje pozostałych. W tej chwili najchętniej porzuciłby pomysł dotarcia do miasta i pozostał w leśnej dziczy, gdzie zawsze czuł się najlepiej. Nieprzebyte przez człowieka i nieznane mu tereny oszałamiały pięknem przyrody. Były również znakomitym miejscem na kryjówkę, a raczej byłyby gdyby nie banda grasujących orków i goblinów, systematycznie wyniszczających to wszystko co elf tak ukochał. Na dodatek jedna z jego towarzyszek najwyraźniej bardzo chętnie przyłączyłaby się do tego dzieła zniszczenia. Prawdopodobnie powstrzymywał ją tylko fakt, że barbarzyńcy niezbyt chętnie widzieliby ją w swoich szeregach, a sama z nimi walczyć nie zamierzała. Łowca wziął głęboki oddech. Musiał się uspokoić. Wściekanie się na innych w niczym tu nie mogło pomóc. Jedno jest jednak pewne, myśliwy nie będzie dalej prowadził grupy, której członkiem będzie ta wiedźma. Chłopak pierwszy raz w życiu odniósł się do tego słowa z pogardą.

Gdy wycofał się na wystarczająco długi dystans, by móc swobodnie się poruszać, a nawet rozmawiać, odwrócił się, by spojrzeć kto poszedł w jego ślady. Okazało się, że wszyscy, nie wykluczając czarownicy. Falanthel nie chcąc niepotrzebnie się unosić nie oznajmił jeszcze co zamierza. Mogła wyniknąć z tego niezła sprzeczka, a wrzaski pod nosem orków to ostatnia rzecz jakiej teraz potrzebują. Pozostawało więc znaleźć kryjówkę na noc, gdyż zmierzch zbliżał się nieuchronnie.

Grupka krążyła po lesie, trochę bez celu. Elf miał spore problemy z wypatrzeniem jakiejś dobrej kryjówki. W tej części lasu nie było żadnych jaskiń, a wątpił by jego towarzyszom odpowiadały jamy i nory mniejszych zwierząt. Dopiero po jakimś czasie myśliwy wpadł na pomysł, by schronienia szukać wyżej. I wówczas, niemal natychmiastowo, znalazł idealne miejsce. Ogniska co prawda tam nie rozpalą, ale nikt i nic nie będzie w stanie ich niepokoić. Ogromne drzewo, z olbrzymią koroną z liści, zasłaniającą wszystko co znajdowało się wewnątrz niej.

Łowca poinformował towarzyszy o swoim odkryciu, nie przewidział jednak jednego. Marysia, w stanie w jakim się znajdowała, nie była w stanie sama dostać się na górę. Falanthela niewiele to obeszło. Dla niego wiedźma mogła spać pod drzewem, albo szukać schronienia na własną rękę. Przestała być osobą, o którą warto by się było martwić. Elf zwinnie wdrapał się na jedną z wyższych gałęzi, zachęcając jednocześnie do tego Sandro i Timmy'ego.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172