Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2010, 20:50   #91
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ulli


Pozostawiony sam na sam ze swoim pacjentem Oskar zajął się podjadaniem jagód z pobliskiego krzaczka i dłubaniem swoim kijem w ziemi.
- Zobaczysz Lajl, wszystko się ułoży. Może nawet odnajdą się nasi rodzice cali i zdrowi - powiedział nie patrząc jednak niziołkowi w oczy.

- Ten wilk Eburona jest niesamowity. On i Eburon na pewno wkrótce odnajdą Falanthela i resztę, i wyprowadzą nas z ...

Nie dokończył. Od strony gdzie udali się ich koledzy dobiegł hałas i krzyki. Ktoś biegł. Wszystko to sprawiło, że Oskar podniósł się z ziemi, na której przykucnął i zaczął wyczekująco wpatrywać się w gąszcz.
Trzask gałęzi był znakiem, że ktoś się zbliża. Krasnolud mocniej chwycił trzymany przez siebie kij. Z krzaków wyłonił się jednak zamiast orka najpierw Ulv a potem Eburon.

- W nogi!
Słowa wypowiedziane przez druida nie budziły wątpliwości, a przynajmniej nie powinny. Mieli kłopoty.
Młody kapłan jednak tylko otworzył usta i ze zdziwieniem w oczach patrzył jak Eburon bierze Lajla i uciekają w las.

- Co z pozostałymi?-zszokowany Oskar powiedział do pleców uciekających. Nawet jeżeli usłyszeli nie mieli czasu odpowiedzieć.

"Zostawić ich? Znowu, jak rodziców? Zostawić kolejnych na pastwę orków nie będąc pewnym ich losu
?" Oskar powoli, z każdym krokiem przyspieszając ruszył w kierunku z którego przybył Eburon. Po kilku krokach natknął się na Elliota i Iana.
- Żyją, chwała Moradinowi. Jeszcze dwóch, muszę się upewnić, a jeżeli oni też...
Nie dokończył, z szaleństwem w oczach ruszył w kierunku polany na spotkanie swego przeznaczenia.

Pteroslaw


Mylay
uznał że człowiek z kosą i czaszką wymalowaną na twarzy jest magiem i to niezwykle potężnym. Na jego oko był nekromantą. Bardzo prawdopodobne było, że mag ten kontrolował orków za pomocą magii. To znaczyło jedno, za napaścią na wioskę stał człowiek, nie barbarzyńskie stworzenia, tylko zimny wyrachowany człowiek. Mylay nie bardzo rozumiał co się działo, a tego nienawidził. Tak pogrążony w rozmyślaniach przegapił moment w którym ludzie przyuważyli ich, usłyszał tylko wezwanie do ucieczki. Wykorzystał swoją laskę by odepchnąć się od ziemi i mieć lepszy start. Na wiele się to nie zdało. Jakimś cudem nie został trafiony, co prawda jeden, czy dwóch (Mylay nie był pewien) z jego towarzyszy tak. Chłopak znał zasadę ucieczki, "nie oglądaj się za siebie", nawet sekundy utraty koncentracji mogły spowodować upadek i w rezultacie śmierć. Mylay nie bardzo znał się na uciekaniu w grupie, nigdy tego nie próbował. Na jego rozum bardziej opłacało się ścigać więcej niż jednego uciekiniera, więc w pewnym momencie pomknął w kierunku lasu, tam chciał zgubić ewentualny pościg. Później chciał wrócić do jaskini w której ostatnio spędzili noc, później chciał się zastanowić jak najłatwiej trafić do miasta. To był jego plan. Może niezbyt rozbudowany, ale miał jakieś szanse powodzenia.
 
Ajas jest offline  
Stary 20-09-2010, 11:09   #92
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Sandro zaskoczył elfa. Młody łowca nie spodziewał się, że którykolwiek z jego towarzyszy będzie gotów zostawić ranną wiedźmę. Ucieszył się jednak, oznaczało to, że nie będzie musiał wracać. Wcześniej postanowił bowiem, że jeżeli zostanie sam zamiast iść do miasta ruszy w kierunku Brim, by odnaleźć pozostałych lub przynajmniej tych, którzy ocaleli z pościgu, jaki na nich ściągnęli "zwiadowcy".

Odpowiedź Timmy'ego bardziej przypominała to, czego Falanthel spodziewał się usłyszeć. Zaskoczyły go jedynie nerwy z jakimi chłopak podchodził do sprawy. Pamiętał, że jest on impulsywny i ma problemy z kontrolowaniem własnych emocji, ale niechęć, a nawet otwarta wrogość, płynąca z jego ust, lekko wstrząsnęły myśliwym. Szczególnie ostatnie słowa mogły niepokoić. Przywodziły one na myśl jakiegoś władcę, który w swojej łaskawości pozwala na opuszczenie go przez poddanych. Czyżby brunet uważał się za kogoś lepszego od innych? Widocznie z wiedźmą łączyło go więcej niż można było przypuszczać. A może wszyscy związani z magią prędzej czy później stają się tacy?

Na takich rozważaniach mijały elfowi godziny, gdy nagle dosłyszał ruch między zaroślami na dole. Spodziewając się, że być może orkowie wzięli się za patrolowanie okolicy, przygotował łuk i strzały. Na to zareagowali również inni, którzy na razie nie mogli niczego słyszeć, ale za chwilę wszyscy mieli zobaczyć cóż takiego zmierza w ich kierunku. Okazało się jednak, że nie są to wrogowie pod żadną postacią, a przyjaciele. Dopiero po chwili Falanthel dostrzegł, że dwóch z nich jest w nie najlepszym stanie. Momentalnie ruszył w dół.

Zwinność pozwoliła mu błyskawicznie dotrzeć do celu. Prześlizgiwał się pomiędzy kolejnymi gałęziami, aż zgrabnie wylądował na ziemi. Elliot i Eburon w jednej chwili chwycili za broń, najwyraźniej spodziewając się najgorszego, ale łowca ich uspokoił:

- To tylko ja. Nie mamy wiele czasu. Jeżeli was gonią, lada chwila tu będą. Myślicie, że damy radę ich wciągnąć na to drzewo? - myśliwy miał na myśli Iana i Lajla. Na razie nie pytał o innych, choć go kusiło. Jednak nie pora była na to.
 
Col Frost jest offline  
Stary 21-09-2010, 18:35   #93
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Nathias


Na początku chłopak nie wiedział o co chodziło elfowi. Dopiero po dłuższym zastanowieniu doszedł do wniosku, że musiało chodzić o to palenie lasu, o którym wspomniała Marysia. Widać niezbyt spodobało się to tropicielowi.

Grupa siedziała w ciszy w konarach drzew. Falanthel zszedł na dół po coś do jedzenia, a reszta nie rozmawiała ze sobą w ogóle. Gdy elf wrócił podzielił jedzenie pomiędzy siebie, Sandro i Timmiego. Chłopcy popatrzyli spojrzeli po sobie. Widać nie tylko Timmy miał wyrobione zdanie o zachowaniu ich przewodnika i bez słowa podzielili się z młodą wiedźmą.
Gdy zjedli Falanthel powiedział do wszystkich
- Musimy ustalić pewną sprawę. Otóż po tym jak wiedźma pokazała nam dzisiaj jaka jest na prawdę postanowiłem, że nie będę kontynuował podróży w jej towarzystwie. Pozostaje jedynie kwestia czy wy - tu zwrócił się do dwójki chłopców - wolicie ruszyć ze mną, czy zaopiekować się nią.
Tego Timmy się nie spodziewał. Mógł zrozumieć niechęć, ale zostawienie rannej Marysi w pobliżu dużego obozowiska orków było bezwzględne. Jeszcze większego szoku doznał chłopak, gdy Sandro oznajmił, że dziewczyna sobie poradzi i on idzie z elfem. Timmy patrzył na nich z niedowierzaniem. Jak ludzie mogą tak nagle się zmienić.
-Nie... - szepnął Timmy. Nie tego uczył go ojciec. Chłopak nie miał pojęcia czemu to robi. Czy to przez pamięć o ojcu, czy dla tego, że tak trzeba.
-Ja zostaję. Ale będziecie tego żałować. - mówił to przez zęby. Sam nie wiedział, czy to była groźba czy przekleństwo. Był wściekły i tylko to miał w głowie. Nie dość, że stracili wszystko, to teraz jeszcze tracą tą niewielką szansę na przeżycie. Cóż, jeśli Falanthel i Sandro sobie poradzą, to tym bardziej on i Marysia.
-Jesteście wolni. Nie będziemy was zatrzymywać...

Ajas



Zarośla


Oskar niesiony głosem sumienia ruszył w przeciwną do innych stronę, nikt nie próbował go zatrzymać, każdy dbał o siebie. Młody kapłan już po chwili stał w krzakach w których wcześniej kryli się jego przyjaciele, teraz widział tu tylko dwa trupy. Ciało Garreta wystawało z krzaków jak gdyby ranny bard próbował jeszcze czołgać się w stronę towarzyszy. Teraz leżał już nieruchomo w wielkiej czerwonej kałuży a jego oczy pusto patrzyły w przestrzeń. Niedaleko zwłok młodego barda na plecach leżał Harril również był martwy, z piersi wystawał mu gruby drewniany bełt. Brodę miał posklejaną od krwi, jego puste oczy patrzyły w niebo, topór jego ojca błyszczał mu przy pasie, brudny od posoki młodego wojownika.
Oskar zobaczył cos jeszcze, dwóch kuszników zapewne tych którzy pozbawili jego przyjaciół życia kierowało się powoli w stronę zarośli, z wyciągniętymi i naładowanymi kuszami, gotowi by oddać strzał. Nie wiedział czy go teraz widzą, ale jeżeli wejdą w krzaki a on nadal tu będzie zobaczą na pewno.

Pod Drzewem


Eburon
biegł przez las niosąc na plecach niziołka, ufając swemu zwierzęcemu towarzyszowi, miał nadzieje że Ulv wiedział gdzie go prowadzi. W dość szybkim tempie pokonali dość spory odcinek drogi. Wypadając z krzaków za którymi przed chwilą zniknął wilk druid zobaczył swego zwierza stojącego pod dużych rozmiarów drzewem. Wilk spojrzał na pana a potem uniósł pysk w stronę korony zbudowanej z liści. Eburon dałby wiarę, że słyszy z góry jakieś ciche rozmowy, jednak nie dane było mu się przysłuchać gdyż z krzaków wyskoczył Eliot ciągnący na wpół nieprzytomnego Iana

- Ian jest ranny! – spojrzenie Eliota padła na niziołkach siedzącego na plecach druida. – A z nim co znowu!?

Druid poruszony tym pytaniem przykucnął szybko by niziołek mógł zejść z jego pleców. Mały człowiek bardziej stoczył się niż zeskoczył z barków druida. Czerwona plama powiększała się w miejscu gdzie wcześniej ugryzł go wilk. Szaleńczy bieg po nierówny terenie źle wpłynął na Lajla . Rana, która była praktycznie świeżo zasklepiona otwarła się na nowo. Sytuacja nie wyglądała dobrze, a reszty uciekinierów nie było widać.



Gdzieś w Lesie


Venterin odłączył się od grupy bo jak go uczono samotna ucieczka zawsze była najskuteczniejsza. Jednak nie wziął pod uwagę, że nie zna tych lasów, a wieczór szybko się zbliżał. Wilków po raz kolejny spotkać nie chciał, a o tym, że jaskinia w której ostatnio wypoczywali była dość daleko, akurat miał pojęcie. Teraz stał w paprociach sięgających mu po kolana, otoczony przez szmery traw i szum wiatru. Pocieszał się jednym, nie było słychać tupotu stóp. Ale co z innymi?

Na drzewie

Zdania były podzielone, grupa podzieliła się na dwie mniejsze grupki. Falanthel mógł to przewidzieć, każde wypowiedziane słowo niesie ze sobą pewne konsekwencje. Wiedźma póki co nie wyraziła swego zdania, ale każdy z chłopców powiedział już co o wszystkim myśli. Jednak dalsze dysputy przerwał im hałas, hałas z pod drzewa. Wszyscy rozsunęli listowie milknąc natychmiast. Pod drzewem zobaczyli Eburona Lajla i jego wilka, po chwili z krzaków wyskoczył zdyszany Eliot który pomagał iść Ianowi . Złodziejaszek wydyszał coś do druida a potem niziołek sturlał się na ziemię, widać było że jest poważnie ranny. Półelf podtrzymywany przez Eliota tez nie wyglądał najlepiej, miał zakrwawioną koszulę, i chyba cos wystawało mu pleców, lecz nie było tego dokładnie widać z drzewa. Jednak skryci w listowiu uciekinierzy z Brim zdali sobie sprawę, że ich towarzysze wybiegli z tej samej strony co oni wcześniej. A to oznacza od strony obozowiska drwali. Niektóre wnioski nasuwały się same...

Boyos

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Orkowie, trzask gałęzi, atak i grad pocisków. Sam miał więcej szczęścia od Garreta i zdołał przeżyć. Chaos jaki ogarnął najbliższe otoczenie bez problemu mógł zostać nazwany kataklizmem. Nie wiedział dokładnie CO się dzieję. Nie wiedział przez jakiś czas. Czas, który go wyrwał z zamroczenia nazywał się bólem. Jeden z pocisków smyrnął mu ramię. Na tyle, by rozerwać bluzę, a krew oznaczyła teretorium.
Miał szczęście.

Mimo, że ręka piekła go niemiłosiernie, nie mógł się poddać.Nie w takich warunkach musiał wytrzymywać po tym, jak przybrał życie złodzieja. Jako jedyny z grupy, powinien wyznaczać się największą wytrzymałością. Jak nie fizyczną to chociaż psychiczną. Nie mógł się poddać. Nie w tym miejscu. Widziała jak Ian dostał w plecy. Nie zastanawiając się podbiegł do niego i zarzucił rękę przez plecy.
- Zawijamy stąd! Nie umieraj. To nie jest za dobre miejsce. - był zły, że nie może jakoś pomóc nikomu więcej.
Ciągnął go na ślepo przed siebie. Zastanawiał się gdzie wszyscy mogli się podziać. Dopiero jak wybiegł i przestraszony zobaczył Lajla i Eburona zrozumiał, że na wielkim farcie ich znalazł.
Znowu niziołek leżał ranny. Miał dużego pecha. Tam sądził przynajmniej.
Ledwo zdołał posadzić półelfa a do ich miejsca wparował łowca. Już sięgał po broń gdy jednak odetchnął. Lepszy sojusznik niż kolejny raz banda orków.

Padło pytanie o drzewo.
- Ja raczej nie dam rady nikogo wciągnać...chyba, że jakoś zaradzicie na ten problem, który jest raczej najmnieszy z obecnych.
Dopiero teraz gdy adrenalina minęła rana zaczęła piec. Bardzo piec.

Ulli


Biegł szaleńczo nie zważając na gałęzie siekące go po twarzy i chwytające za ubranie. Zwolnił dopiero widząc światło padające od strony polany. Przypadł do ziemi w rosnących przy brzegu chaszczach. Załkał cicho. Przed sobą w pośmiertnych pozach miał swoich dwóch towarzyszy. Barda prawie w ogóle nie znał, ale strata Harrila zabolała go jakby stracił brata. Został tym samym ostatnim ocalałym krasnoludem z Brim.
-Pozdrów ode mnie przodków w salach Moradina druhu. Ty przynajmniej zginąłeś odważnie jak przystało na krasnoluda. - wyszeptał, po czym rzucił nienawistne spojrzenie w kierunku dwóch strzelców na polanie.

Widząc ich idących w jego kierunku z naładowanymi kuszami zaczął intensywnie myśleć.
"Zostać i zginąć, czy walczyć i zginąć?" Jedno i drugie rozwiązanie go nie satysfakcjonowało. Jeśli mam umrzeć niech przynajmniej moja śmierć się na coś przyda.
Podniósł się z ziemi i najpierw wolno i ostrożnie, a potem coraz szybciej zaczął się oddalać prostopadle w kierunku północnym od ścieżki, którą uciekli jego przyjaciele. Przebywszy dobre 30 metrów krzyknął ile sił w płucach.

- Dalej psy, zabierzcie swoje mięso!

Po czym puścił się biegiem w stronę serca puszczy, oglądając się czy udało mu się zwabić pościg.

Zodiaq


Biegli...początkowo utrzymywał tempo Eliota, lecz im dłużej się poruszali tym stawał się wolniejszy.
Wzrok się zamazywał, wszystkie dźwięki dochodziły do niego z opóźnieniem, jak przez watę...biegł dalej...zaczął wlec nogami, ból go paraliżował, zamknął oczy...głos Eliota, zamazany obraz błyszczącego sztyletu. Głosy były nienaturalnie niskie, wszystko działo się w zwolnionym tempie..widział elfa..znajoma twarz.
Siedział, nie mógł złapać równowagi, głowa...całe ciało bujało się jak liść na wietrze
"Koniec? Tak skończę? A co z Aidanem? Co z nimi? Co z kosiarzem?"
-Posadźcie mnie w gęstych zaroślach- wybełkotał niesamowicie pocąc się przy tym- wdrapywania się na cokolwiek nie przeżyję...a te blaszaki będą tu lada chwila- ciężko dyszał
Czuł że odpływa...powoli zapada w sen...
 
Ajas jest offline  
Stary 21-09-2010, 18:40   #94
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Kapłana jeśli nie zadziwiły słowa Timmiego to na pewno zaskoczył go ton jakim zostały wypowiedziane. Spodziewał się odrzucenia propozycji i zawodu czy niedowierzania w jego słowach, ale to co usłyszał przypominało groźby. Czy ten chłopak nie rozumiał, że trzeba dbać o siebie? Z tropicielem ich szanse na wydostanie się z tego lasu były największe. Zwykły pragmatyzm. Nie było też tak, że zostawili by wiedźmę bez opieki miała broń miała swoje czary. Sandro przed wyruszeniem uleczył by też jej ranę. Było to dla niego oczywiste. Czemu Timmy zareagował tak impulsywnie było dla niego zagadką. Chłód i opanowanie. Tego uczyła jego bogini.

Rozmyślania przerwał mu hałas pod drzewem. Z krzaków po kolei wyskakiwali rozdzieleni towarzysze. Ich stan był różny i kapłan ruszył w ślad za tropicielem by dokładniej im się przyjrzeć. Nerwowym ruchom nowo przybyłym położyły kres słowa Falanthela. Sandro tymczasem zdążył już ocenić ich stan. Najgorzej wyglądał Ian i Lajl. Kapłan podszedł najpierw do półelfa, który powiedział, żeby go zostawić pod drzewem w gęstych krzakach. Faktycznie jego stan był paskudny i gdyby chcieli go wciągnąć po konarach na pewno jeszcze by się pogorszył. Kapłan jednak położył dłonie na jego ranach i czekał przez chwilę. Mijały cenne sekundy i ranny popatrzył na niego bardziej niż trochę zdziwiony. Sandro wreszcie poczuł to szczególne uczucie, o którym wielokrotnie wspominał jego ojciec. Słowa modlitwy popłynęły z jego ust. Wiedział, że to co mówi dosłyszy Rubinowa Zaklinaczka i ześle pomoc przez swojego sługę. Ten osobnik jeszcze nie miał zginąć.

- Kamienna Pani uzdrów niegodnego twej uwagi półelfa. Po śmierci będzie mógł Ci służyć w pełni jednak i teraz może pomóc wypełnić wyznaczoną przez Ciebie misję. W końcu to i tak Ty kierujesz naszymi losami. Twój pokorny sługa prosi byś zasklepiła jego rany.

Z rąk kapłana błysnęło rubinowe światło. Sandro czuł przepływającą przez niego moc i widział jak rany Iana znikają pod jego dotykiem. Wypełniła się wola bogini, która patrzyła na niego łaskawym okiem. Zwracając się do półelfa rzekł:

- Wee Jas jeszcze cię nie wzywa przed swe oblicze, przyjacielu. Powinieneś bez problemu dojść do siebie.

Kapłan podszedł do Lajla by i jemu udzielić pomocy. Jednak idąc podświadomie wiedział, że nie da rady zasklepić jego ran. Były zbyt poważne i w dodatku krew dziwnie pachniała możliwe, że to co spowodowało jego rany jednocześnie spowodowało zakażenie czy chorobę. A na uleczenie ich Sandro nie miał siły.

- Przykro mi, ale jemu już nie jestem w stanie pomóc. Lajl będzie niedługo w pełni służył Rubinowej Zaklinaczce po drugiej stronie.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 21-09-2010, 23:55   #95
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Pod Drzewem


Nim Sandro wypowiedział słowa modlitwy usunął jeszcze bełt z rany. Było to bolesne dla półelfa, ale bez tego rana mogła by zasklepić się dookoła pocisku uniemożliwiając jego wyciągnięcie. Gdy rubinowy blask wypłynął z rąk młodego kapłana Ian poczuł niesamowite ciepło w pobliżu zranionej łopatki. Czuł jak rana zasklepia się nie pozostawiając po sobie jedynie słabo widoczna bliznę. Eburon wiedział, że był to czar silniejszy niż ten którego użył nad rzeką w celu uleczenia rany Laja , widać Sandro miał w rękawie parę asów.
Ian poczuł się o wiele lepiej w mgnieniu oka, ból zniknął zostało tylko lekkie acz dokuczliwe swędzenie, jak gdyby w ranne miejsce ugryzł go wyjątkowy komar. Jednego młodzian był pewien, ręką w mgnieniu oka od bezwładności przeszła w stan naprawdę dobrej kondycji. Teraz drzewo nie stanowiło żadnej przeszkody przed młodym złodziejaszkiem.
Słowa Sandro na temat zdrowia niziołka zwróciły wzrok zebranych na małego człowieczka. Faktycznie jego rana nie wyglądała dobrze a pot lał się po jego twarzy. Druid pomyślał, że wcześniejszy dobry humor Laja mógł być etapem przejściowym przed chorobą. Normalnym było, że ugryzienie przez wilka przenosiło niektóre choroby. Sandro mimo zgubnej teorii prawdopodobnie miał rację, kwestią czasu było nim ich przyjaciel dołączy do swych przodków.
Mimo, że na polance spędzili kilka chwil nie usłyszeli tupotów czy dźwięków przedzierania się przez chaszcze. Czyżby nikt ich nie gonił? A może robił to tak dobrze, że nawet znakomity słuch Falanthela nie mógł się tu na nic przydać? Tak czy inaczej na dookoła panowała absolutna i złowroga cisza, przerywana czasem tylko przez szelest traw lub ciche świergot jakiegoś ptaka.

Północne zarośla

Młody kapłan który nie mógł znieść straty kolejnych przyjaciół postanowił ściągnąć pościg w stronę wewnętrznej puszczy. Czyżby chciał by się tam zgubili? A może liczył, że wielki wilk pożre i ich? Jednak w czasie biegu Oskar zdał sobie sprawę, że nikogo za sobą nie słyszy. Żadnych krzyków, odgłosów stóp uderzających o ziemię czy świszczących w powietrzu bełtów. Zupełnie tak jak gdyby zbrojni zignorowali jego okrzyk i obecność. Teraz był sam w krzakach sięgających mu po pas, nie wiedząc gdzie jest reszta jego drużyny, nie wiedząc czy to za nimi pogonili zbrojni, nie wiedział nawet gdzie do końca się znajduje. A zmierzch zbliżał się nieubłaganie. Samotna noc w lesie nikomu nie wydawała się dobra perspektywą. Zwłaszcza gdy w około grasują orkowie, zbrojni kusznicy i osobnik z wielgachną kosa na plecach.

Pteroslaw



Udało się, nie ścigali go. Ale zmrok zapadał, a on nie znał lasu. Do jaskini było za daleko. Nie wiedział co robić, nie mógł rozpalić ogniska gdyż mogliby go przyuważyć. Dlatego też Mylay przez dłuższą chwilę stał jak głupi i zastanawiał się co robić. Wreszcie wykorzystał wiedzę o lesie której za dużo nie miał. Po pierwsze: nie wszedł jeszcze na tereny wilków (chyba). Po drugie: był sam, odpadał więc problem z tym co chcą inni. Po trzecie: był trochę głodny, trudno przeżyje. Po czwarte: W tym lesie chyba nie występowały stworzenia drapieżne które potrafiły się wspinać na drzewa. Dlatego też Mylay szybko wspiął się na drzewo, tam zamaskował się liśćmi, aby go nie zobaczyli, ułożył się nieopodal dwóch sąsiadujących gałęzi, tak aby nawet gdyby się sturlał te by go złapały, tak się przygotował i poszedł spać.
 
Ajas jest offline  
Stary 22-09-2010, 07:51   #96
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Eburon przyklęknął obok leżącego niziołka. Nie trzeba było być wielkim znawcą by wiedzieć, że Sandro ma rację.
Z Lajlem było coś nie w porządku. Zdecydowanie nie w porządku. Rana, jakiej się dorobił podczas pojedynku z wilkiem nie dość, że się nie zagoiła, to jeszcze zaczęła się paprać.
Wyglądała coraz gorzej i wydzielała niepokojący zapach.
By ocalić niziołka trzeba by dużo więcej, niż potrafili Sandro i Eburon razem wzięci.
- Masz chyba rację - szepnął do kapłana. - Kiepsko z nim.
Stali kilka kroków od Lajla, dzięki czemu ten nie mógłby usłyszeć ani jednego słowa.
- Jeśli go wciągniemy na drzewo - mówił dalej druid - to równie dobrze moglibyśmy mu poderżnąć gardło. - Powstrzymał się przed uwagą, że w ten sposób zapewne oszczędziliby Lajlowi wielu cierpień. - Wejdźcie do góry i schowajcie się, a ja zostanę z nim tutaj. Ulżę mu trochę w cierpieniach.
- Jeżeli nadejdą wrogowie, to Ulv mnie ostrzeże. Zdążę uciec. Ale dopilnuję
- twarz druida spochmurniała - by Lajl nie wpadł w ręce orków.
Powinien nieść pomoc żywym istotom. Niekiedy jednak pomoc ta musiała przybrać nietypowe formy. Lepsza szybka śmierć z ręki przyjaciela, niż to, co mogły zrobić Lajlowi zielonoskóre potwory i ich białowłosy przywódca.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-09-2010, 18:19   #97
 
zodiaq's Avatar
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Był coraz dalej i głębiej...spadał w olbrzymią pustkę...nieprzenikniona ciemność okalała go...był mikroskopijny w porównaniu z jej ogromem...
Złapał haust powietrza przez uchylone usta, klatka piersiowa natychmiast podniosła się, otworzył oczy:
- Wee Jas jeszcze cię nie wzywa przed swe oblicze, przyjacielu. Powinieneś bez problemu dojść do siebie.
W pierwszej chwili był kompletnie ogłupiony..nie wiedział ani gdzie jest, ani co się dzieje.
Obok niego stał jeden z uciekinierów, właściwie już odszedł od niego...Ian
opadł bezwładnie na ściółkę łapiąc głębokie oddechy.
Oparł się na łokciach po czym spojrzał na miejsce, gdzie bełt przeszył jego ciało...koszula była podarta, na skórze wypalona była niezbyt miło wyglądająca blizna..mimo strasznego swędzenia nie dotykał jej.
"Ręka wygląda na całą.."
Pokręcił ramieniem
"...i nie boli...kolejna naprawdę przydatna osoba w tej zgrai"
Spoglądał na młodego kapłana, po czym podniósł się i otrzepał z liści...cała grupa skupiona była nad młodym niziołkiem:
- Wejdźcie do góry i schowajcie się, a ja zostanę z nim tutaj. Ulżę mu trochę w cierpieniach. Jeżeli nadejdą wrogowie, to Ulv mnie ostrzeże. Zdążę uciec. Ale dopilnuję - twarz druida spochmurniała - by Lajl nie wpadł w ręce orków.
Słowa druida zamieszały w głowie pół elfa...:
-Ja zostanę..- sam nie wiedział kiedy, ale powiedział to...w głowie ciągle mu szumiało, szybko wytoczył z siebie argumenty:
-...twój wilk i tak nie wdrapie się na drzewo, a podejrzewam, że szybciej niż ty wejdę na górę...poza tym nie lubię mieć długów.
 
zodiaq jest offline  
Stary 22-09-2010, 18:25   #98
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Falanthel przykląkł przy Lajlu by lepiej mu się przyjrzeć. Niziołek nie wyglądał najlepiej. Chyba już nawet nie zauważał co się wokół niego działo. Elf nie znał się na leczeniu, ale największy głupiec był wstanie zauważyć, że sytuacja jest poważna. Chłopak cały mokry był od potu, a jego przymknięte powieki drgały delikatnie. Czyżby to była już agonia?

Elf mimowolnie przysłuchiwał się też rozmowie Eburona i Iana. Obaj chcieli zostać z rannym towarzyszem. Łowca również stwierdził, że nie może pozostać obojętnym:

- Właźcie obaj na drzewo - powiedział wciąż patrząc na Lajla. - Ja z nim zostanę - zapewnił zwracając wzrok na druida i łotrzyka. - Dopiero co zwialiście bandzie orków, a ty - myśliwy wskazał Iana - niedawno byłeś bliski śmierci. Musicie być zmęczeni, ja natomiast zdążyłem wypocząć. W razie niebezpieczeństwa poradzę sobie lepiej. Zresztą nie było mnie przy nim, gdy to się stało, więc może choć trochę będę w stanie mu to wynagrodzić - do Falanthela nagle dotarła niby oczywista myśl, że nie wszyscy wyjdą żywi z tego lasu. Patrząc na umierającego niziołka zrozumiał, że zawiódł. Przecież wziął za nich wszystkich odpowiedzialność. Las był jego światem, powinien był ich chronić, a tymczasem po rozdzieleniu zgodził się zostawić innych na pastwę losu i ruszyć z tymi, których odnalazł do miasta. Jak mógł tak postąpić? Czy przez to z Lajlem jest teraz tak źle? No i co z innymi?
 
Col Frost jest offline  
Stary 23-09-2010, 13:26   #99
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Kliku z dzieci zaproponowało, że pozostanie przy umierającym już Lajlu i nie pozwoli by wpadł w ręce orków. Kapłan wątpił by w tej chwili niziołkowi robiło to jakąkolwiek różnicę. Prawdopodobnym było, że nie odzyska on już przytomności. Jednak jeśli niektórzy woleli zostać przy konającym Sandro nie miał zamiaru ich zniechęcać. Sam też wolał przy nim czuwać do chwili aż ten w pełni odda się na służbę bogini.

- Ja też zostanę przy Lajlu. Nie mogę uzdrowić go z ran, jednak zmówię za niego modlitwę i powierzę jego duszę Pani Śmierci. Może Wee Jas spojrzy na niego przychylniej, gdy pojawi się przed Jej obliczem.

Dla kapłana robiło się trochę za spokojnie. Przecież podobno nowo przybyłych pod drzewo ścigała zgraja orków. Gdzie więc oni się podziali? Kapłan zwrócił się do Eburona:

- Jeśli tylu z nas zostaje by wspomagać Lajla bezpieczniej będzie jeśli wyślesz swojego wilka na mały zwiad. Będziemy wiedzieć, czy coś nam zagraża ze strony waszej pogoni.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 23-09-2010, 13:38   #100
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Eburon nie miał nic przeciwko propozycji, jaką przedstawił mu Sandro.
Wystarczyło kilka wypowiedzianych szeptem słów, by wilk, ciszej niż zdołałby to zrobić ktokolwiek z nich, ruszył w stronę, skąd niedawno wszyscy przybiegli.
Sam druid nie zamierzał towarzyszyć swemu przyjacielowi. Nie uważał się za kogoś, kto sobie radzi kiepsko w lesie, ale Ulv w wielu przypadkach radził sobie od niego dużo lepiej - na przykład gdy chodziło w wykorzystanie węchu albo słuchu. Czy prędkości.

Nie chcąc przeszkadzać kapłanowi, który wznosił modły do swej bogini, Eburon usiadł z boku, wśród zarośli.
Również zaczął się modlić, jednak nie za Lajla. Leśna Królowa nie narzucała swym wyznawcom zbyt wielu ograniczeń, ale oni również musieli modlić się o czary.
Po modlitwie zaś, gdyby dokoła panował spokój, mógłby się odrobinę zdrzemnąć.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172