Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2010, 15:46   #61
 
zodiaq's Avatar
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
-Nie gap się tak na mnie, jeśli chce walczyć, niech walczy...-syknął chłopak do druida czując jego wzrok na sobie. Obydwaj siedzieli pod rozłożystym drzewem z niecierpliwością wyczekując początku walki, która w oczach Iana była czymś...no cóż, można by powiedzieć, że zaskakującym gdyby nie samo jej zakończenie.
Wszyscy trzej ruszyli do rannego, Eburon zwlekł cielsko zwierza z niziołka po czym zaczął przy nim się modlić, przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy Iana, który usiadł z prawej strony leżącego, z dłońmi opartymi o kolana.
-Widzisz...nie warto walczyć za kogoś-stwierdził dość spokojnym głosem mieszaniec do wydającego z siebie jęki niziołka- mam coś robić czy po prostu nie przeszkadzać?- dokończył, tym razem starając się uchwycić kontakt wzrokowy z druidem.
 
zodiaq jest offline  
Stary 07-09-2010, 16:46   #62
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Czwórka, prowadzona przez Falanthela dotarła wreszcie do traktu, jednocześnie z daleka omijając gobliny i orki. Elf odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że żadne z jego towarzyszy nie ma ochoty na starcie z barbarzyńcami. Obawiał się, że emocje mogą wziąć górę, ale być może przespana noc wpłynęła kojąco na młode dusze i teraz ocaleli z Brim byli w stanie myśleć trzeźwiej.

Myśliwy pobieżnie rozejrzał się po drodze. Świeże ślady kół nie mogły ujść jego uwadze. Gdy przyjrzał się im bliżej stwierdził, że ślady prowadzą w obie strony. Poprzedniego dnia wóz kierował się w stronę wioski, a jakieś dwie godziny temu wracał z powrotem. Było to bardzo dziwne, co więcej zbiegało się z atakiem na dom grupki dzieciaków. "Czyżby orki przyjechały wozem do wioski głównym traktem?" przemknęło łowcy przez myśl.

Ciężko było to sobie wyobrazić, chociaż z drugiej strony widzieli jakiś wóz i plączące się wokół gobliny. Tropiciel był coraz bardziej przekonany, że nie była to zwykła napaść i kryło się za nią coś więcej. Ale co to było? Czego ktoś mógł szukać w tak zapomnianym miejscu jakim było Brim? Jak, pokojowo usposobiona osada, która przygarniała każdego przybysza, mogła komuś wadzić? "Każdego..." Falanthel powtórzył w myślach. Czyżby któryś z mieszkańców miał coś cennego i dlatego uciekał? Nie było to niemożliwe. Każdy miał jakieś tajemnice. Mógł to komuś wykraść i ten ktoś zechciał to odzyskać. Ale co tak cennego mogły mieć barbarzyńskie ludy? Może ktoś inny stoi za tym wszystkim? Ktoś o wiele bardziej potężny? Mogłoby to tłumaczyć obecność wozu.

Elf wstał wiedząc, że jego przypatrywanie się ziemi szybko wzbudzi w towarzyszach zainteresowanie. Postanowił nie dzielić się z nimi swoim odkryciem, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Ich priorytetem powinno być dotarcie do miasta, a nie szukanie tajemniczej osoby, w eskorcie orków. Poinformuje ich o tym, ale dopiero w Vasu. Wówczas każdy obierze własną drogę i będzie mogło zrobić co tylko zechce.

- No to ruszajmy, nie ma na co czekać - oznajmił Falanthel.
 
Col Frost jest offline  
Stary 07-09-2010, 20:15   #63
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Pteroslaw


-No co? W tej chwili liczy się dla mnie przetrwanie. A gdybym sądził że on sobie nie poradzi to bym go powstrzymał.- Powiedział Mylay do Eburona gdy zobaczył jak ten na niego patrzy. Młody łotrzyk czytał gdzieś że wilki to bliska rodzina dla psów, jeśli walczyły tak samo to Venterin wiedział czego się spodziewać. Jednak taka walka zawsze jest fascynująca. Mylay zafascynowany patrzył jak wilk skacze w ataku, jak niziołek broni się i atakuje. Wreszcie po kolejnym ciosie wilk padł, przygwoździł jednak niziołka, wszyscy zerwali się i podbiegli do niego. Mylay fachowym okiem zabójcy na którego był szkolony ocenił ranę.
-Jeśli dacie jakieś bandaże i ewentualnie jakieś zioła lecznicze to będzie żył.
Gdy zobaczył że Eburon pochyla się i najwidoczniej używa swej magii powiedział:
-No to w sumie też może być skuteczne. Może nawet bardziej.

Qumi


Niziołek stanął naprzeciw młodemu wilkowi. Przygotował się, spojrzał mu prosto w oczy. Mały lud był zawsze niedoceniany przez wysoki lud, ale niziołki ciężko było przestraszyć. Mają w sobie wewnętrzny ogień, który rozgrzewa ich serca. Bez strachu przygotował się... i walka się zaczęła.

Lajl ćwiczył wiele dni, choć swój miecz miał od niedawna. Nie był w nim jeszcze tak wprawny, ani przyzwyczajony do jego wagi i długości. Niemniej uderzał najmocniej jak potrafił, z boku, z dołu, z góry, skacząc i robiąc uniki. Wilk mu nie dorastał do pięt, powtarzał sobie, nie miał z nim szans. I stało się - wilk został pokonany, jednak ostatkiem sił zadał ostatni desperacki cios.. i trafił. Wilk nie żył, niziołek mocno krwawił.

Eburon natychmiast użył swojej magii na młodym wojowniku. Ciepłe uczucie z dłoni druida przeszło przez ciało niziołka. Ustabilizowało jego stan, choć wciąż był ciężko ranny i ledwo świadomy.

-Na... następnym... będę pamiętał... ciebie nie ratować...- wykrztusił z siebie.

Mr.Johny

Harril był szczęśliwy nareszcie nic ich nie atakuje ani nie goni żałował jednak tego że sam nie był ogromnym wilkiem z ogromną chęcią rozerwał by goblina czy dwa na kawałeczki zdziwiła go jednak obecność ogromnego kamiennego kręgu w środku miejsca do którego podobno nikt nie wchodzi ale cóź nie czas się nad tym zastanawiać są przecież w miejscu z którego wychodzą dwumetrowe wilki więc trzeba ruszać się szybko Oskar rzekł:
-Zabierajmy się stąd. Wątpię żeby właściciele tego kręgu byli zadowoleni z naszej obecności.
-Racja-odpowiedział Harril-musimy szybko znaleźć inne wyjście z zewnętrznego kręgu a potem iść do jakiegoś większego miasta po pomoc.

Nemo


Woda, woda, błogosławiona woda. Oddalali się od niej z każdym krokiem, krokiem w wydaniu Marysi bardzo niechętnym i obrażonym. Naprawdę, kilkanaście chwil by ich nie zbawiło, ale cóż! Najwyżej, gdy dojdą do miasta, będą brudni i śmierdzący, jak na wieśniaków przystało. Hej, w sumie nie było to takie złe, nikt nie będzie chciał na tak umorusanej niewieście dłoni ze złą intencją położyć! Może trzeba będzie się za bramami gdzieś dyskretnie wysmarować, o, oraz najlepiej tak żeby wyglądało, jakby miała jakąś paskudną chorobę, skutecznie zniechęcając potencjalnych adoratorów. Tak, błyskotliwa Marysia była błyskotliwa. Chociaż stroną negatywną tego zabieg była oczywiście sama procedura brudzenia, która nie należała do najprzyjemniejszych; wywoływała w niej skojarzenia ze świniami i ich właścicielami, wieśniakami. Może nie będzie takiej potrzeby? Oby nie było takiej potrzeby. Właściwie najlepiej by było odnaleźć jakiś zakon paladynów, zrobić słodkie oczęta, poszczuć nimi orków a samej przez chwilę pracować tam jako pomocnica pani w kuchni.

Tylko, żeby którakolwiek z tych idei stała się rzeczywistością, wypadałoby najpierw dotrzeć do miasta w jednym kawałku. Ale dla kąpieli? Było warto!
Właściwie, z jakiegoś dziwnego powodu, humor Maryśki stopniowo się polepszał, a napięcie rozładowywało się, przemieniając w pozytywne myślenie. Mało brakowało, a mała wiedźma zaczęłaby nucić jakąś biesią piosenkę pod nosem. Nawet odkrycie dziwacznych krzaków nie zepsuły jej entuzjazmu. Ktoś penetrował puszczę? Tym lepiej dla niej, im dalej, tym lepiej, tak. Krzyż im na drogę i orkowe topory. Naprawdę, póki samej jej to nie dotyczyło, to mało ją to obchodziło. Reszty grupy co prawda również tutaj nie było, ale cóż, ich sprawa. Może orkowie właśnie ich konsumowali? Jeśli tak, to większa szansa, że się zatrzymają na momencik i dadzą większą szansę na to, by Maryśka z kiecką na miejscu dotrze do cywilizowanych krain. Tak jest, takie myślenie ma przyszłość! Jeno o krok od rozpoczęcia upiornego nucenia, dziewczynka sprawdziła czy bełt znajduje się tam gdzie powinien, zawadiacko zagwizdała i kontynuowała marsz pod elfim przewodem.

Ajas


Trakt do Vasu


Czwórka dzieci postanowiła się nie zatrzymywać i brnąc dalej w stronę miasta. Prowadził ich Falanthell który aktualnie piastował chyba stanowisko nieoficjalnego wodza tej grupy. Dzieci liczyły się ze zdaniem elfa jeżeli chodzi o las, i to jak przetrwać te ciężkie chwile. Grupka zwróciła uwagę na cos specyficznego, co paręnaście metrów w krzakach widoczne były małe wyręby jak gdyby wiele małych grupek postanowiło sobie wyciąć przejście do lasu. Jednak szukanie tych osobników zrzucili na dalszy plan, teraz liczyło się tylko jak najszybsze dotarcie do miasta. Jednak grupa nie uszła kilometra gdy za jednym z licznych zakrętów przywitała ich niemiła niespodzianka. Tropiciel prowadzący grupę jako pierwszy zobaczył nową przeszkodę na ich drodze. Dwóch potężnie zbudowanych orków siedziało opartych o drzewa. Wielgachne topory leżały koło nich w odległości na tyle bliskiej by w razie potrzeby je chwycić. Jeden z barbarzyńców siedział idealnie na wprost elfa, i on tez zobaczył grupę. Jego twarz wykrzywiła się w paskudnym uśmiechu, odsłaniającym kilkanaście kłów i liczne szpary w zębach. Uśmiech dzikiej bestii, która myślenie odkłada na drugi plan. To musieli być orkowie którzy nadają się tylko do jednego, do ciężkich prac fizycznych... no i zabijania. Bestia chwyciła topór i od razu rozpoczęła szarżę w stronę grupy, w tym czasie drugi z zielonoskórych już dźwigał się z ziemi.
Tym razem walka była nieunikniona, a czasu na przygotowanie niewiele...


Tereny wilków.


Z dłoni Eaburon wypłynęło jasne światło. Chwile potrzymał je między złożonymi dłońmi by opuścić je na ranę niziołka. Nie był to silny czar, ale druid nie znał innych. Miał nadzieje ,że ten czyn jakoś pomoże niziołkowi.

Mały wojownik poczuł ciepło, które na chwilę przyćmiło ból, rana zasklepiła się lekko, teraz przynajmniej stan Lajla był stabilny. Jednak samodzielne chodzenie a tym bardziej walka nie wchodziło w grę. Mały osobnik był zmęczony, oczy zamykały się same, strach odniesione rany i niedużo snu w nocy właśnie pokazywało swe skutki. Jednak niesamowity upór małego ludu trzymał go jeszcze w przytomności.

Druid spojrzał na oddalające się wilki, wiedział ,że nie mogą tu zostać. Niziołek potrzebował kapłana a jedynym o którym wiedzieli ,że żyję był Oskar . Jednak krasnoluda nie było tu. Eburon zmrużył oczy próbując przypomnieć sobie gdzie pobiegł kapłan, i udało mu się! Niczym przez mgłę widział wydarzenia sprzed paru chwil, pędzące gobliny i krzyczące dzieci, a wśród nich dwóch małych i muskularnych krasnali. Na pewno oddalali się na północ, a to oznaczało tylko jedno, jeżeli gobliny pognały za nimi to zamknęły ich w kleszczach, między puszczą wewnętrzną ,a swymi ostrzami. Żadna z tych opcji nie brzmiała dobrze. Młody sługa lasu dźwignął się na nogi i powiedział do Iana i Mylaya .

- Sytuacja nie jest łatwa, Lajl potrzebuje pomocy ,a jedyny kapłan o którym wiemy ,że żyję to Oskar. A jak widzicie nie ma go tu, nikogo tu nie ma, nie wiadomo gdzie jest reszta. Mogę jedynie przypuszczać ,że nasz krasnoludzi przyjaciel ruszył na północ. Niezaleznie od podjętej decyzji, ktoś musi ponieść rannego. Macie jakieś propozycje co do dalszych działań? Jedno jest pewne, musimy opuścić leża wilków.

Oczekując odpowiedzi, druid przywołał swego wiernego towarzysza, i pogłaskał go po łbie. Sytuacja była bardzo ciężka, a jemu kończyły się pomysły na dalsze poczynania.

Puszcza część wewnętrzna.


Grupka zostawiła tajemniczy monument w spokoju, ruszając w stronę która ich zdaniem prowadziła do wolności. Łatwiej powiedzieć trudniej zrobić. Niełatwo było się przedrzeć przez gąszcz splątanych gałęzi, a sama puszcza była ciemna, cicha i straszna. Mimo ,że był dzień, tu zdawało się panowała wieczna noc.

Harril starał się torować im drogę swym toporem, Oskar składał ciche modlitwy do Moradina, Eliot i Garret zaś rozglądali się bacznie. Kilka razy musieli skręcić by ominąć zaporę z grubych korzeni, i cierni nie do przebycia. A wyjścia z tego upiornego miejsca wciąż nie było widać, chodzili tak już dobre kilkanaście minut, i zaczynali gubić się w gąszczu. A może już byli zgubieni?

Eliot
kątem oka wychwycił jakiś ruch w mroku, dając swym kompanom gestem znak by się zatrzymali. Coś bez wątpienia ruszało się w mroku, i nie było to zwierzę. Nie próbowało się do nich podkraść jak zrobił by to wilk, szło prosto na nich. Coraz wyraźniej słyszeli chrzęst liści pod stopami tej istoty. Zdawać by się mogło ,że porusza się ona na dwóch kończynach. Tyle przynajmniej zdołali wywnioskować bazując jedynie na słuchu. Grupka chciała zacząć się powoli cofać, gdy do ich uszu dotarły słowa.

- Co tu robicie nieznajomi! Kto pozwolił wam wkroczyć na te ziemię!? – ciężki głos, niczym echo całego lasu zabrzmiało w ich uszach. Mówił to człowiek, bestia czy las? Po tym głosie spodziewać można się było wszystkiego. W ciemności zaś zaczęła pokazywać się sylwetka zbliżającej się postaci.

Przybysz poruszał się powoli ale bez problemu kroczył między krzakami. Najwyraźniej to on zadał im pytanie. Kim był i co tu robił? Tego można się chyba dowiedzieć tylko od niego...

Ulli


Towarzystwo poszło za radą Oskara i rozpoczęła się droga do bardziej cywilizowanej części lasu. Przynajmniej tak im się wydawało...

Krzaki i drzewa o dziwacznych kształtach, unoszący się nad ziemią opar, mrok, szmery i dziwne odgłosy...
Wszystko to czyniło puszczę jeszcze bardziej tajemniczą i obcą. Mimo dziwnie powykrzywianych pni ciężko było o punkt orientacyjny w tej zielonobrunatnej pajęczynie, która mocno chwyciła czwórkę wędrowców w swą sieć i postanowiła łatwo ich nie wypuszczać.

Młody kapłan postępował za innymi, nie zwracając wielkiej uwagi na otoczenie, które już zdążyło mu zobojętnieć. Zauważył poruszenie Elliota wywołane czymś co wypatrzył w głębi lasu. Wkrótce także on usłyszał chrzęszczenie liści i zauważył zbliżającą się postać.


- Co tu robicie nieznajomi! Kto pozwolił wam wkroczyć na te ziemię!?


Słowa raczej nie należały do orka. Oni najpierw używają broni a dopiero potem języka i głowy.

Oskar
wystąpił przed towarzyszy, wyciągnął do nich uspokajająco ręce, by ci zaskoczeni nagłym pojawieniem się postaci nie zrobili czegoś głupiego, po czym odwrócił się do nieznajomego.

- Uciekamy przed pościgiem orków i goblinów. Nie weszliśmy tu z własnej woli. Jesteśmy dziećmi ze spalonej przez orki osady na skraju puszczy – zorientowawszy się, że zachował się niegrzecznie nie rozpoczynając rozmowy od przedstawienia się, po chwili dodał- Jestem Oskar z klanu Lodder syn Eberta.

Po czym wytężył wzrok starając uważniej przyjrzeć się rozmówcy i wyczekując jego reakcji.
 
Ajas jest offline  
Stary 11-09-2010, 00:26   #64
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Zodiaq


-I tak trzymaj-szepną pół-elf do niziołka, po czym podniósł głowę spoglądając na Eburona, z którego dłoni wydobywała się wariacja całej palety kolorów, spoczywająca po chwili na piersiach Lajla. Druid odciągając dłoń podniósł głowę:

- Sytuacja nie jest łatwa, Lajl potrzebuje pomocy ,a jedyny kapłan o którym wiemy ,że żyję to Oskar. A jak widzicie nie ma go tu, nikogo tu nie ma, nie wiadomo gdzie jest reszta. Mogę jedynie przypuszczać ,że nasz krasnoludzi przyjaciel ruszył na północ. Niezaleznie od podjętej decyzji, ktoś musi ponieść rannego. Macie jakieś propozycje co do dalszych działań? Jedno jest pewne, musimy opuścić leża wilków.

Ian spojrzał ukradkiem na zamroczonego niziołka:
-Mały nam odlatuje...-stwierdził dość komedianckim głosem jak na taką "okazję". Nikomu nie było do śmiechu, teraz nie tylko byli przemęczeni ale mieli jeszcze balast do dźwigania w postaci niziołka.
"Będziesz tego żałował"-skarcił sam siebie, po czym wbił wzrok w odchodzące wilki:
-Jeśli twój wilk jest w stanie wytropić kapłana, mogę z nim iść...biegam najszybciej z was trzech, wy w tym czasie gdzieś go przeniesiecie, tak, żeby nic was nie znalazło...gobliny ciągle mogą być w okolicy.-jakże wiele słów...tak czy inaczej lepiej jest rozprostować kości niż biegać wkoło jęczącego rannego
 
Ajas jest offline  
Stary 11-09-2010, 08:10   #65
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lajl żył. Jeszcze. Ale jakoś nie okazywał wdzięczności za pomoc. Dopiero po chwili Eburon zorientował się, że słowa niziołka skierowane były nie do niego, lecz do stojącego tuż obok Iana. I, jeśli się weźmie pod uwagę wypowiedź tego ostatniego, należało przyznać Lajlowi rację. Nie mówiąc już o tym, że Ian sprawiał wrażenie, jakby uznał obecność rannego niziołka za dodatkowy, całkiem zbędny balast.
Wdzięczność Iana była wprost powalająca.
Co do jednej rzeczy złodziejaszek miał rację - Lajla trzeba było natychmiast przenieść w inne miejsce i zapewnić mu lepszą pomoc, niż mógł to zrobić Eburon. Pomoc Oskara.
Natomiast pomysł, by się rozdzielać, w dodatku w taki sposób... Z tym Eburon nie mógł się zgodzić.
- Znam zaciszne miejsce położone niedaleko stąd - powiedział. - Możemy tam przenieść Lajla. W międzyczasie wyślę Ulva na poszukiwanie Oskara. Nie chcę umniejszać twoich umiejętności, ale wilk jest od ciebie szybszy i trudniej go zauważyć.
Nachylił się do ucha wilka.
- Ulv, poszukaj Oskara - powiedział cicho. - Oskara - powtórzył.
Wilk spoglądał mu przez chwilę w oczy, potem warknął potwierdzająco i zniknął wśród zarośli.

Skonstruowanie prowizorycznych noszy z paru drągów i płaszcza nie było rzeczą trudną. Po chwili można było umieścić Lajla na noszach i ruszyć w drogę.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-09-2010, 12:31   #66
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Nathias

Czwórka towarzyszy powoli wycofała się z zarośli i okrążyła krzątających się w okół wozu przeciwników. Grupa ruszyła dalej. Szli spokojnie w ciszy, bo w sumie i o czym mieli rozmawiać. Ostatnie wydarzenia były na tyle silne, że prawdopodobnie jeszcze długo nie będzie między nimi normalnych rozmów. Po dłuższym czasie wyszli na trakt prowadzący do miasta. Dla Timmiego, na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego. Dopiero po zaciekawieniu towarzyszy przyjrzał się drodze. Nie znał się na tropieniu, śladach i całym tym oglądaniu połamanych patyków w krzakach, ale wzdłuż traktu widać było świeże ślady. Jakby wozu? Timmy nie miał pojęcia co to może oznaczać, jednak szybko skojarzył wóz orków z tymi śladami. Czyżby to te zielone demony jechały tym traktem? Jedynym traktem prowadzącym do większego miasta? Wydawało się to co najmniej mało prawdopodobne, jednak chłopak nie chciał zabierać głosu w tej sprawie. Nie znał się na zachowaniach goblinów. Widać było jednak, że reszta była wyraźnie poruszona tym zjawiskiem. Chwilę później Marysia zaczęła oglądać pobliskie krzaki. Co ona tam widziała, tylko bogowie raczyli wiedzieć. W każdym razie pod przewodnictwem Falanthela grupka ruszyła traktem w stronę miasta.

Przeszli spory kawałek w spokoju. Można powiedzieć, że dopadła ich rutyna podróżna i poczuli się trochę bezpieczniej na trakcie niż w środku lasu. I to był błąd. Gdy wyszli zza zakrętu zobaczyli dwóch orków. Tamci byli tak samo zaskoczeni jak i my, jednak szybciej doszli do siebie i zaszarżowali na grupę. Teraz dotarła do Timmiego straszliwa prawda. Nie miał żadnej broni. Nic. Nawet prostego kija. Przez to wszystko co się wydarzyło i to, że kilka razy udało im się uniknąć konfrontacji bez szwanku, Timmy całkowicie zbagatelizował potrzebę posiadania czegokolwiek pod ręką. A teraz było za późno. Chłopak nie myślał zbyt dużo i skoczył w stronę drzew w nadziej znalezienia jakiegokolwiek konara do obrony.

BoYos


Nieznajomy stał w bezpiecznej odległości milcząc. Najwyraźniej oczekiwał odpowiedzi owych intruzów.
Elliot złapał za sztylet jedną ręką, będąc przygotowanym. Obejrzał człowieka dokładnie i miał pare wniosków. Po pierwsze, jest starszy. Po drugie, dziwnie ubrany. Wyglądał na potężnego. Nie ma co lecieć na przysłowiowego “Jana”. Może ich oszczędzi?
- Zostaliśmy przegonieni z naszej wioski przez gobliny i orki. Zniszczyli nasz dom. - zaczął spokojnie, jednak z każdą chwilą zwiększał ton.
- Uciekamy przed nimi bo nas zabiją! To robimy! Nie mamy gdzie iść, gdzie się schować. Jesteśmy brudni, bez nadzieji i przyszłości. Sami na pastwie losów. Niektórzy nie jedli już od dwóch dni. Staramy się przeżyć! - wołał teraz Elliot w stronę człekopodobnego.

Człek przekżywił głowę na bok patrząc na krzyczącego młodziana. Wysłuchawszy go przemówił głosem przypominającym podmuch wiatru.
- Uważaj na swe słowa i ton młodzieńcze! To nie zwykłe miejsce miej do niego szacunek! Nie wiem skąd przybywacie, ani nie wiem nic o goblinach. Powtarzam opuście tę puszczę, jest ona zbyt niebezpieczna dla takich jak wy! - wygłosiwszy te słowa osobnik pogrzebał w torbie wiszącej u jego pasa i rzucił coś w stronę Eliota
- Napełnij żołądek i odejdź! - przekazał młodzieńcowi, gdy duży płat suszonego mięsa wylądował przed nogami złodziejaszka.

Elliot
spojrzał na płat mięsa i złapał go od razu. Popatrzył na istotę z coraz większą ciekawościa.
- Skoro jest zbyt niebezpieczna, to naucz nas w niej przetrwać. Albo pokaż, jak mamy sobie poradzić. Wiem, że jesteś istotą dobrą, bo byś nie karmił nas, gdyby na tym Ci nie zależało.

Coś tu nie grało. Kim naprawdę był ten osobnik?


Pteroslaw


Venterin patrzył na niziołka.
-Skoro jedynym kapłanem jakiego znamy jest Oscar to trzeba go tam zanieść. Szukanie go jest bezsensu gdyż zanim go odnajdziemy, Lalj może zejść. Możemy zrobić jakieś nosze. Może z mojego płaszcza i jakiś gałęzi. Nie bardzo wiem w którą stronę Oscar pobiegł. Nie mam zbyt wielkiej orientacji w terenie.
Mylay rzucił płaszcz na ziemię i udał się w las (ale tak żeby nie stracić polany z oczu) aby ostrzem ze swojej laski ściąć kilka gałęzi aby skonstruować nosze.

Mr.Johnny


Harril oczyszczał swoim toporem drogę dla reszty drużyny był zmęczony ale sił dodawały mu modlitwy które Oskar po cichutku wypowiadał do Mordaina.Eliot zauważył coś i gestem pokazał aby się zatrzymać.Słyszał że coś zmierza w ich stronę powoli zaczął się cofać.

- Co tu robicie nieznajomi! Kto pozwolił wam wkroczyć na te ziemię!? –

Słowa te wypowiedziała ogromna postać.Harril odetchnął z ulgą nie był to wielki wilk ani ork nie zaatakował ich czyli nie było tak źle.Oskar wyciągnął ręce w kierunku grupy Harril od razu zrozumiał mają być spokojni i nie atakować czuł jednak że głównym celem tych znaków był Elliot chyba najbardziej nieobliczalny z nich wszystkich.Elliot prawie prawie od razu powiedział postaci:

-Zostaliśmy przegonieni z naszej wioski przez gobliny i orki. Zniszczyli nasz dom.

- Uciekamy przed nimi bo nas zabiją! To robimy! Nie mamy gdzie iść, gdzie się schować. Jesteśmy brudni, bez nadzieji i przyszłości. Sami na pastwie losów. Niektórzy nie jedli już od dwóch dni. Staramy się przeżyć!
- Uważaj na swe słowa i ton młodzieńcze! To nie zwykłe miejsce miej do niego szacunek! Nie wiem skąd przybywacie, ani nie wiem nic o goblinach. Powtarzam opuście tę puszczę, jest ona zbyt niebezpieczna dla takich jak wy!
-Dokładnie musimy się jak najszybciej stąd wydostać-myślał-Mam nadzieję ,że chociaż pokaże nam w którą stronę się udać.Albo może nawet odprowadzi taki olbrzym nie powinien mieć problemu z orkiem a może nawet z jednym z tych przerośniętych wilków w końcu mieszka w samym sercu puszczy.

Ajas

Ork biegł w stronę małej grupki z uniesionym toporem rycząc wściekle. Każdy z nich sam postanowił co zrobi, nie mieli czasu na konsultację teraz działały instynkty. Pierwszy zareagował Falanthel który naciągnął strzałę na cięciwę i szybko oddał strzał. Jednak brak wprawy w prawdziwej potyczce, oraz stres robiły swoje, strzała chybiła celu nie stanowiąc dla zielonoskórego żadnego zagrożenia.
Następnie wystrzeliła młoda wiedźma, jej kusza zwykle służąca do polowania na króliki wysłał śmiertelnie groźnego bełta w stronę masywnego orka. Jednak i ten pocisk chybił, a Marysia odrzuciła broń na ziemię łapiąc za włócznię.
Ork dopadł do elfa, z wprawą unikając wyprowadzonego przez spanikowaną wiedźmę sztychu włócznią. Jednak łowca wykorzystał chwilę w której ork unikał ataku „królikodźgaja” i uskoczył do tyłu poza zasięg wielkiego topora.
Sandro tym czasem mocniej zacisnął ręce na kiju i uderzył orka swym kijem. Drewno uderzyło o blachę orkowej zbroi odbijając się nie czyniąc zielonoskóremu żadnej krzywdy. W tym samym czasie drugi z barbarzyńców dźwignął się z ziemi i łapiąc topór rozpoczął bieg w stronę grupy.
Timmy zaś pragnął wskoczyć w pobliskie krzaki by chwycić jakiś kij i pomóc towarzyszą, jednak jego stopa zahaczyła o wystający korzeń i młodzian runął twarzą w gąszcz liści i krzewów.
W tym czasie elfi łowca wypuścił kolejną strzałę ze swego łuku, jednak i tam chybiła orka. Ręce drżały Falanthelowi nie mógł skupić się na celowaniu, bał się ,że zaraz nadejdzie koniec. Olbrzymi topór orka był realnym zagrożeniem, wielkie ostrze wyglądało tak jak gdyby było w stanie pozbawić go głowy jednym cięciem.
Barbarzyńca wykrzywił pysk w paskudnym uśmiechu i uniósł broń nad głowę, chcąc zakończyć walkę jednym silnym i celnym uderzeniem. Marysia jednak z głośnym krzykiem ponowiła atak swoją włócznią tym razem robiąc to celnie. Trafiła w wadliwie wykonany bok zbroi który nie stawiał prawie żadnego oporu przed bronią. Broń zatopiła się głęboko w cielsku potwora, który ryknął z bólu i osunął się na ziemię. Najwidoczniej włócznia uszkodziła ważne organy gdyż rana krwawiła obficie a zielonoskóry leżał twarzą do ziemi nie mogąc w żaden sposób zapobiec nadchodzącej śmierci.
Kompan orka zobaczywszy to ryknął wściekle i w biegu zamachnął się toporem na wiedźmę, tej jednak udało się uniknąć ciosu. Sandro uderzył napastnika kijem, ponownie bez rezultatu.
Kolejna strzała świsnęła w powietrzu gdy elf puścił cięciwę. Ta minęła orka o włos, milimetry dzieliły pocisk od ugodzenia potwora w ramię. Zmęczona Marysia wyprowadziła kolejny rozpaczliwy atak. Zielonoskóry jednak był wprawiony w bojach i bez problemu zdołał odepchnąć atak, wykorzystując również sytuacje na swoją korzyść. Ostrze wielkiego topora rozcięło prawy bark dziewczyny. Zapewne gdyby wojownik nie próbował wcześniej odepchnąć jej ataku, to wiedźma nie miała by już ręki. Rana była dość głęboka ,a Maryśka głośno krzyknęła z bólu, ork uśmiechnął się tylko złowieszczo.
Kolejny atak kapłana tak jak poprzednie tyko odbił się od zbroi.
Zaś Timmy który wyłoniwszy się z krzaków zobaczył to wszystko stał jak wryty trzymając kurczowo złapany na szybko kij. Walka wciąż trwała a jej wynik wciąż nie był przesądzony...

Gdzieś w Puszczy.



Eburon
i Ian nieśli zaimprowizowane nosze na których spoczywał ranny niziołek. Młody Veterin zaś ubezpieczał tył pochodu bacznie nasłuchując i wypatrując potencjalnego zagrożenia.
Ulv był bystrym zwierzakiem, poruszał się tak by jego pan bez trudu mógł wędrować po jego śladach, dzięki czemu drużyna mogła powoli kroczyć przez las nie czekając na powrót zwierzaka. Druida niepokoiło tylko jedno, wilk bez wątpienia kierował się na północ, czyli do serca puszczy. Czyżby reszta tam uciekła? Młodzian z całych sił wierzył ,że jednak nikt nie był na tyle głupi by się tam zapuszczać.
Mylay miał zaś inne wątpliwości w głowie. Zdał sobie sprawę ,że ich zwiadowca wciąż nie powiedział im co zastał w mieście . Teraz gdy mieli chwilę spokoju dokładniejsze informacje mogły się przecież przydać.
Lajl nie tracił świadomości, jego stan był póki co stabilny. Niziołek leżał z lekko przymkniętymi oczami jęcząc co jakiś czas z bólu, jedyne co mógł teraz robić to mówić i to w ograniczonych ilościach. Nad jego twarz przewijały się korony drzew, coraz większe i gęściej porośnięte listowiem.

Po dłuższej wędrówce podczas dotarli tropem zostawionym przez wilka na mała polankę, a to co na niej zobaczyli było widokiem makabrycznym. Ulv leżał skulony na środku patrząc się na gęste krzaki prowadzące do serca puszczy. Roślinność zaś obficie pokryta była krwią, kilka ciał goblinów bezwładnie zwisało z grubych gałęzi. Jeden z konających potworów doczołgał się nawet do polany, i teraz jego ciało spoczywało niedaleko młodego wilka. Na ciałach zielonoskórych widoczne były ślady potężnych szczęk, i dziury po olbrzymich zębach. Kilku brakowało kończyn. Widok był tak ohydny, i na polanie pachniało posoka tak mocno ,że chłopcom zebrało się na wymioty. Druid stłumił je jednak w sobie chociaż nie przyszło mu to łatwo. Lajl zbyt pochłonięty własnym bóle nie zwracał uwagi na zapach krwi a ciał nie widział, gdyż jego głowa skierowana była ku górze. Jednak pozostała dwójka nie wytrzymała i opierając się o pobliskie drzewka zwróciła zjedzone wcześniej śniadanie. Dyszeli ciężko ocierając usta, i spojrzeli na Eburona pytającym wzrokiem.
Druid zaś zerknął na swego podopiecznego który jednym szczeknięciem oznajmił to czego sługa natury obawiał się najbardziej: „ Poszli tam. ”, wskazując pyskiem drogę wyłamaną w gałęziach prowadzącą koło ciał goblinów wprost w samo serce lasu...


Serce Puszczy


Nieznajomy patrzył na nich słuchając ich słów. Gdy skończyli już przedstawiać powody swej ucieczki on przemówił ponownie.
- Niczego was nie nauczę! To nie miejsce dla takich jak wy, to miejsce jest dzikie i stare! Musicie opuścić je jak najszybciej, albo nauczyć się tu żyć na własną rękę. Każdy sam musi okiełznać naturę tej części lasu! – powiedziawszy to ponownie na nich spojrzał. Dzieci czuły ,że w tym spojrzeniu jest coś dziwnego, jak gdyby podejrzliwość. Po chwili osobnik przemówił znowu tym razem w jego dziwnym głosie słychać było nieufność.

- Jeżeli zaś gobliny to tylko wasze podłe kłamstwa i przybyliście tu by odnaleźć wejście do serca tego lasu to zapomnijcie byście go tam znaleźli! Byłem tam i nigdy nie widziałem go na własne oczy, on nie istnieje! Musimy się z tym pogodzić! – wypowiedź ta była dla młodzieńców zupełnie niezrozumiała. O kim mówił ten dziwny leśny człowiek, przecież byli w sercu lasu, więc o co mogło mu chodzić?

Widać jednak było ,że istota rozgniewała się lekko. Trawa zafalowała lekko gdy postąpił krok ku nim. Miecz przy jego boku zakołysał się delikatnie, a twarz wciąż skrywał cień drzew. Nie wiadomo co było gorsze, on, wielki wilki czy gobliny , ostatnie dni były takie dziwne.

Nieznajomy wydobył z torby jeszcze kilka kawałków mięsna i rzucił im je pod nogi. Po czym odwrócił się i przysiadł oparty o drzewo. Nie wiadomo czy chciał jeszcze rozmawiać. Cały on był jedną wielką zagadką, tak jak ten las...


Zodiaq


-Lepsze to, niż tyranie go na plecach- gwizdnął Ian po czym podniósł przednie uchwyty noszy i ruszył za wilkiem Eburona.
Ostatecznie mieszaniec stwierdził, że niziołek jest...nieco lżejszy niż przypuszczał. Wędrówka była dość miła, oprócz kilku drobiazgów. Ian idąc śladami zwierzaka lawirował razem z druidem pomiędzy coraz gęściej usadowionymi drzewami...ciągle musiał uważać, aby nie potknąć się, nie upaść, nie uderzyć w coś, przy okazji rozglądać i uważać, żeby nie wywoływać zbyt wielkiego zamieszania wokół swoim przemarszem...nie byłoby tak źle, gdyby nie wycelowany w kark gońca wzrok, przeszywający plecy...Odchylił się lekko, spoglądając spod kaptura.
"Nie" Spojrzał na Eburona co raz spoglądającego na leżącego malca.
-Zdaje mi się- zagadną, starając się nie wykazywać objawów zmęczenia- czy ten las robi się coraz gęściejszy?
W końcu zobaczył prześwit...polana, pierwsze co zobaczył, gdy jego noga przebiła się przez ostatnie chaszcze broniące dostępu do niej to rozłożony na trawie wilk...a obok niego...coś, rozerwane na strzępy, zielone coś...momentalnie, do nozdrzy przebił się świdrujący zapach krwi, wszędzie brzęczały owady ucztujące na porozrywanych resztkach goblinów. Ian dość gwałtownie ugiął nogi po czy m położył nosze na ziemi...zdążył jeszcze doskoczyć do jakichś krzaków po czym zwrócił całą połówkę świetnie doprawionego królika, którą zjadł na śniadanie w towarzystwie młodej wiedźmy. Starając się nie zapaskudzić sobie obuwia lub co gorsza peleryny z ciągle zarzuconym na głowę kapturem zaczął zastanawiać się, gdzie do przeklętego Gruumsha ona teraz jest...gdzie jest cała reszta...jego ciekawość osiągała wyżyny do czasu aż ostatni kawałek uwolnił przełyk Iana.
Szybkim ruchem wytarł wargi rękawem swojej lnianej koszuli, po czym podniósł głowę starając się ogarnąć całe pobojowisko. Spoglądając na twarze lekko zaszokowanych jeszcze towarzyszy...i oczywiście pół-żywego Lajla mieszaniec podszedł do pierwszego ochłapu zmieszanego z odzieniem po czym zaczął przeszukiwać łachmany, przy okazji babrając sobie ręce w śmierdzącej posoce:
-To grupa z wioski- przerwał zbyt długo zalegająca ciszę-gdy tam dotarliśmy było ich całe multum...poniekąd szczęście, że ta cała zgraja zielonych, która obozowała w Brimm nie zleciała się za tym...Eliotem czy jak mu tam-- zakasując rękawy zagrał się do rozgrzebywania kolejnych szczątek...większość z tego co znalazł to połamane maczugi i inne niezbyt ciekawe rzeczy, mimo tego pomiędzy trupami udało mu się odnaleźć dobrej jakości łuk z małym, ale zawsze, zapasem strzał
 
Ajas jest offline  
Stary 11-09-2010, 12:49   #67
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lajl, choć niziołek, aż taki leciutki nie był. W dodatku do jego wagi trzeba było dodać ciężar prowizorycznych noszy. A że do tego wszystkiego dokładały się jeszcze wrażenia dzisiejszego przedpołudnia, nic więc dziwnego, że robili się coraz bardziej zmęczeni.
Parę razy zrobione odpoczynki niewiele dały, wprost przeciwnie - po chwili postoju nosze przez moment stawały się jakby cięższe.

Droga, jaką podążali, choć łatwa, nie wydawała się Eburonowi najlepszą. I to nie dlatego, że kluczyli. Bez wątpienia Ulv kierował się ku zakazanej części Puszczy. Jeśli tam pobiegł Oskar... To było niebezpieczne. Równie dobrze mogło się okazać, że lekarstwo będzie groźniejsze niż choroba...
A z Lajlem aż tak źle nie było. Pojękiwał co prawda od czasu do czasu, ale na tamten świat, przynajmniej na razie, się nie wybierał.

- Masz rację - skomentował słowa Iana. - Jeszcze trochę i pewnie będziemy musieli zawrócić...

Polanka, na którą trafili, znajdowała się już wewnątrz Puszczy. W tej jej części, której Eburon nie znał. I raczej nie pragnął poznać, pamiętając los pewnego starego niedźwiedzia. To, co znajdowało się na tej polance, stanowiło dowód, że chodzenie po tych rejonach lasu jest krańcową głupotą.
Na widok trupów i kałuż krwi Eburon przełknął ślinę, z trudem namawiając śniadanie by zostało tam, gdzie było. Zostawiając na chwilę Lajla zaczął obchodzić polanę, starając się dostrzec jak najwięcej szczegółów.
Znajdujące się na goblinach ślady zębów były imponujące. Od razu widać było, że gobliny nie miały najmniejszych szans w walce ze stworzeniem, które na nich napadło.
Ich czwórkę spotkałby taki sam los...

- Sprawdzę, czy któryś z nich nie miał przypadkiem jakiejś leczniczej mikstury - powiedział Eburon - a potem znikamy stąd jak najszybciej. Nawet jeśli nasi towarzysze poszli tam - głową wskazał kierunek ku środkowi Puszczy - to jestem przeciwny pójściu w ich ślady. Widać, co tutaj spotyka intruzów.
- Boję się, że nikt nie będzie sprawdzać, czy jesteśmy nieszczęśliwymi uciekinierami z wioski
- dodał - czy też bandą rozbójników. Tu raczej nie lubią obcych.

Stwór który pozamieniał gobliny w krwawe ochłapy, ogromny wilk, sądząc ze śladów, równie źle obszedł się z ekwipunkiem szaroskórych stworów. Odzienie, torby, broń... wszystko zostało pozamieniane w nie nadające się do użytku szmaty albo połamane kawałki drewna czy metalu.
Jednak, trzeba przyznać, Eburonowi dopisało nieco szczęście. Jeden z goblinów miał przy sobie dobrej jakości nóż myśliwski, który uchował się przed niszczycielskimi kłami wilka.
Na ziemi, obok innego, leżał dość ciężki, skórzany woreczek. W środku znajdowało się więcej monet, niż Eburon kiedykolwiek w życiu widział. Co, biorąc pod uwagę fakt, że znaczną część życia spędził w małym miasteczku, a resztę w lesie, gdzie dużo łatwiej było o niedźwiedzia, niż choćby o miedziaka.
Nie miał czasu, by je przeliczyć, ale na oko było ich ponad dwadzieścia. Dużo ponad dwadzieścia.
Eburon schował je za pazuchę.
Lailowi żadne z tych znalezisk nie mogło pomóc, ale kiedyś, później, mogło się to przydać...
 
Kerm jest offline  
Stary 11-09-2010, 15:01   #68
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś

Ulii


Oskar podszedł do przybysza.
- Gdzie niby mamy iść? Wszędzie jest puszcza. Jeśli tak zależy ci na naszym bezpieczeństwie to wskazałbyś nam przynajmniej kierunek wędrówki. I co masz na myśli mówiąc o sercu puszczy? Masz coś wspólnego z tym kamiennym kręgiem, który mijaliśmy?
- Nie obchodzi mnie wasze bezpieczeństwo macie po po prostu opuścić ten kawałek lasu lub nauczyć się z nim współpracować. - osobnik podniósł rękę i palcem wskazał drzewa przed sobą. - Tędy można dostać się do bezpieczniejszej części lasu. Co do kręgu, nie jest on mój, to stara rzecz, bardzo stara... - leśny człowiek westchnął głośno i spojrzał do góry, jak gdyby między liściami szukał nieba.

- Nie obchodzi cię nasze bezpieczeństwo, ale mam nadzieję, że nic przeciwko nam nie masz. Musimy odnaleźć naszych towarzyszy, ale nie mogę zaręczyć, że znowu się nie spotkamy. Jeśli orki obstawiły trakt jedyna droga do Vaasu wypadnie nam przez puszczę.
Po chwili dodał z wyrzutem.
- Na pewno nie jesteś zbyt dobrze wychowany, bo nawet się nie przedstawiłeś - Oskar machnął ręką i odwrócił się do grupy.

-Dawno nie używałem swego imienia. Zapomniałem już jak ono brzmi.- mruknął osobnik do krasnoludzkiego kapłana. – Ja nic przeciwko wam nie mam, póki nie niszczycie lasu, lecz las nie lubi obcych. Puszcza chce chronić swe tajemnice chłopcze, lepiej to uszanuj. Nie chcesz wiedzieć co działo się z tymi którzy byli tu wcześniej. Jeżeli chcecie ruszać przez tą część lasu, powinniście się do tego przygotować, i prosić waszych Bogów o łaskę. – mruknąwszy to mężczyzna zaczął gładzic opuszkami palców trawę, niczym zwierzątko domowe.

Oskar
popatrzył z zainteresowaniem na człowieka z lasu.
- Jakie przygotowanie masz na myśli? Jeśli posiadasz wiedzę dzięki której uda nam się bezpiecznie przejść przez puszczę do Vaasu podziel się nią.

Przygotowania zależą od każdego osobno. Trzeba umieć poruszać się po puszczy, rozumieć ją czasem również i walczyć z tym co w niej żyje. Takie są prawa każdego lasu, nie ma w tym żadnej niezwykłości. Niezwykłością jest tylko to co można tu spotkać. - powiedział osobnik i począł wstawać na nogi. Odwrócił się do nich i dodał jeszcze. - Na mnie pora, lepiej opuście to miejsce tak jak radziłem młodzieńcy. To nie miejsce dla takich jak wy - powolnym krokiem zaczął iść w stronę głebi puszczy. Poruszał się prawie nie dotykając listowia czy drzew, tak jak by znał tu każdy kawałek i wiedział gdzie ustawić stopę by niczego nie naruszyć.

Oskar przewrócił oczami i prychnął z rozdrażnieniem.
- Dziwoląg, ale przynajmniej nie chciał nas zabić. Co do jednego ma rację. Zabierajmy się stąd!
Po czym skierował się w stronę, którą wskazał nieznajomy.
 
Ajas jest offline  
Stary 11-09-2010, 18:20   #69
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ork szarżował, a jego ryk mógł zmrozić krew w żyłach. Elf z niemałym przerażeniem zauważył, że olbrzym biegnie wprost na niego. Nigdy dotąd nie brał udziału w prawdziwej walce, jednak nie panikował. Jego jedyną szansą na przeżycie było zachowanie spokoju i w jakiś sposób, podświadomie to wiedział. To pomogło mu podjąć jakiekolwiek sensowne działania.

Prawą ręką błyskawicznie sięgnął po strzałę. Nałożył ją na cięciwę, a następnie szybko wycelował w nadbiegającego przeciwnika. Nie przyłożył się jednak do tej czynności wystarczająco starannie, ponieważ gdy wyprostował palce, a śmiercionośny pocisk wystrzelił do przodu, ork był nadal cały i zdrowy. Strzała minęła go i to o całkiem spory dystans.

Falanthel zdołał jedynie sięgnąć po drugą, ale nie miał szansy by strzelić. Wróg stał już praktycznie przy nim, gotowy do zadania ciosu swoim ogromnym toporem. Wówczas z pomocą przybyła Marysia, starająca się zadźgać potwora swoją włócznią. Ten musiał uniknąć tego ataku, co wykorzystał łowca uciekając do tyłu. Gdy już oddalił się od bezpośredniego zagrożenia ze strony orka nałożył na cięciwę wydobytą wcześniej strzałę i ponowił próbę zgładzenia wroga. Niestety znowu spudłował.

Myśliwy był wściekły na samego siebie. Jak mógł nie trafić w tak wielki cel jeżeli niejednokrotnie zabijał małego zająca i to z o wiele większego dystansu? A teraz niedokładność miała mieć znacznie większą cenę niż brak kolacji. Elf nic jednak nie mógł na to poradzić. Dłonie mu drżały, a serce waliło niczym młot w kuźni wprawionego kowala. Pot spływał po czole. Falanthel nie miał jednak zamiaru rezygnować.

Tymczasem w walce wręcz wiedźmę wsparł Sandro ze swoim kijem. Na niewiele się to zdało. Potężny ork wciąż przeważał i chyba tylko miłosierdziu bogów cała czwórka zawdzięczała życie. Wówczas to Marysia jakimś sposobem wbiła swoją włócznię w cielsko napastnika. Kolejny znak przychylności bóstw? Stwór wolno osunął się na ziemię i więcej się nie poruszył.

Jego towarzysz widząc to wszystko głośno ryknął i wściekle zaszarżował. Łowca starał się go powstrzymać, ale trzecia strzała również chybiła celu. Co prawda minimalnie, ale krzywdy nie wyrządziła żadnej. Walcząca dwójka starała się ubić i tę bestię, jednak bez rezultatu. Barbarzyńca skupił się wyłącznie na nich.

Elf wycelował po raz czwarty. Na krótką chwilę przymknął oczy starając się uspokoić. Gdy je otworzył poczuł się jakoś dziwnie. Wydarzenia widział jakby w zwolnionym tempie. Wszystko, prócz umięśnionej sylwetki orka zdawało się być nienaturalnie rozmyte. Falanthel nie dostrzegał już swoich towarzyszy, ani otaczającego go lasu. Widział tylko przeciwnika i czubek własnej strzały. Wypuścił pocisk z dziwnym przeczuciem, że tym razem nie może chybić.

I rzeczywiście. Strzała poszybowała wprost ku łysej głowie potwora. Trafiła go prosto w oko, powodując niemały wytrysk krwi. Napastnik zwalił się z łoskotem na ziemię. Drgnęła jeszcze jego lewa noga, ale był to ostatni ruch tego potężnego cielska. Myśliwy aż przysiadł ze zdumienia. W chwili obecnej nie był w stanie trzeźwo myśleć. Teraz mógł jednak dać się ponieść emocjom. Było już po wszystkim.
 
Col Frost jest offline  
Stary 12-09-2010, 02:15   #70
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Potężny zielonoskóry ruszył prosto na nich unosząc nad sobą topór. Sandro na chwilę zamarł. Nigdy nie walczył na poważnie. Trening z ojcem na pewno nie mógł zastąpić prawdziwej walki na śmierć i życie. Jednak powinien go do niej przygotować chociaż w małym stopniu. Po prostu trzeba się pogodzić z możliwością śmierci. A przecież to tylko kolejny etap. Możliwość pełniejszego służenia bogini. Tak powtarzał mu ojciec, a Sandro czuł, że zaczyna w to wierzyć. Musiał jeśli miał wypełniać wolę Rubinowej Zaklinaczki na ziemi. W końcu był jej sługą. Mocniej ścisnął w rękach kij i przygotował się na natarcie orka.

Jednak orczy wojownik nie zaatakował kapłana, a zamachnął się swym toporem prosto w Falanthela, który zdążył posłać w niego strzałę jednak chybił. Elfi tropiciel też zdążył zrobić unik i ostrze broni minęło go w bezpiecznej odległości. Walczących wspomogła Marysia ze swoją włócznią. Jednak jej atak nie wyrządził żadnej szkody. Kapłan także włączył się do walki i zadał cios swoim kijem mierząc w twarz orka. Jednak udało mu się trafić wyłącznie w korpus wojownika i jego broń bezskutecznie odbiła się od zbroi. Timmiego nigdzie nie było widać.

Sandro dojrzał, że drugi z zielonoskórych już podnosi się z ziemi i biegnie w stronę walczących. Musieli szybko uporać się z obecnym przeciwnikiem inaczej orki rozerwą ich na strzępy. Jakby w odpowiedzi na myśl kapłana Marysi udało się przebić przez pancerz orka i wbić włócznię w jego bok. Ten stał jeszcze przez chwilę jakby zaskoczony po czym, gdy dziewczyna wyszarpnęła broń, padł martwy na ziemię. Bogini musiała im sprzyjać.

Drugi z wojowników już wpadał na nich szarżując. Jednak jego cios minął wiedźmę o centymetry. Dzieci rzuciły się na orka jednak wszystkie ich ataki okazały się bezskuteczne, a wojownik uśmiechając się paskudnie zdołał wreszcie trafić jedno z nich. Ofiarą okazała się Marysia. Jednak w następnej chwili tropiciel zdołał wreszcie trafić strzałą w przeciwnika i drugi z zielonoskórych padł w drgawkach na ziemię. Walka się zakończyła.

Sandro podszedł do rannej dziewczyny i wymruczał jednozdaniową litanię do swojej bogini. Ojciec uczył go podstaw magii, a to zaklęcie mimo, że służyło do leczenia drobnych skaleczeń chociaż trochę ulży w cierpieniu Marysi. Kiedy oderwał rękę od rany ta wyglądała już mniej poważnie, a ból też musiał się zelżeć.

Kapłan odwrócił się i popatrzył na martwych przeciwników. Kiedy jego wzrok padł na ich zwłoki ich głowy stanęły w płomieniach. Natychmiast spaliła się skóra i pozostała tylko naga czaszka, która wciąż płonęła ciemnoróżowym płomieniem. Ogień się nie rozprzestrzeniał. Sandro cofnął się zaskoczony widokiem, potknął się i zachwiał. Przymknął oczy, a kiedy znów spojrzał na umarłych. Wyglądali zwyczajnie. Nic nie płonęło. Kapłan uświadomił sobie, że był to znak dla niego. Znak, że Kamienna Pani patrzy na jego poczynania i będzie mu udzielać pomocy, którą uzna za najbardziej odpowiednią. Teraz nie pozostało nic innego jak czekać na kolejny znak i podążać zgodnie z jej wolą.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172