Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2011, 10:00   #191
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
To nie tak miało być.
To nie tak, kurwa, miało być.
Czy to kara za to, że chciał żyć inaczej? Nie tak, jak jego ojciec i dziad? Nie więcej, ale inaczej? Cztery śmierci to mało? Teraz tkwił w jakimś zamku na końcu czasu i świata, wplątany w wojnę z którą nie chciał mieć nic wspólnego. Wściekłość na siebie, Panią, spadkobierców, Griefa i cały świat buzowała w nim jak wulkan przed wybuchem.

Snucie się za Myszą i zdawkowe rozmowy z tutejszymi łucznikami nie poprawiały sprawy.

A potem nadciągnęły orki i nie było czasu na myślenie.

Stuk. Stuk. Stuk. Echo siekier odbijających się od twardych pni szło po lesie, płosząc ptaki i płową zwierzynę. Męskie oddechy posapujące w rytm uderzeń. Szelest gałęzi ociosywanych przez czeladników. Wesoła pieśń kobiet niosących im strawę. Ale pot nie był nigdy tak lepki i śliski, nie rozlewał się pod stopami gęstą mazią, po której każdy krok groził upadkiem. Lecąca na ziemię kora nie miała ostrych, krwawych odłamków, nie lepiła się do skóry zielonkawą, łuskową tkanką. Drzewa nie padały charcząc i drgając w agonii. Piosnki przy robocie nigdy nie było gardłowym, wojennym zewem. Las nie oddawał ciosów. Las umierał w milczeniu. Las nie wabił stad padlinożernych kruków, które niecierpliwie czekały na ucztę.

I dostały swoją ucztę.

Ból palił, szarpał i rozdzierał całe jego ciało; nawet w miejscach których dziegieć nie dosięgnął. Unoszący się wokół lekki zapach brzozy jakby drwił sobie ze smrodu spalonego ciała i posoki. Robert słyszał dziwny, nieludzki wrzask, wycie jakby wilka złapanego w żelazne paści. Świat rozmywał się, dziwnie wykrzywiony i nieostry. Poczuł, jak coś szarpie się pod nim, jak wyrzucony na brzeg szczupak. Z trudem przewrócił się na bok, uwalniając otroka. Nic ci nie jest? - spróbował powiedzieć, ale ciało nie chciało go słuchać. Chłopiec wrzasnął z grozą, wpatrując się w poparzoną twarz i umknął na czworakach wołając mamy. Czy Pola też będzie tak krzyczeć gdy go zobaczy? Czy zginie tutaj i oszczędzi jej widoku okaleczonego, obcego ojca?

Kolejna fala bólu dotarła do mężczyzny, przebijając się do samej świadomości i Robert zawył ponownie, drapiąc rękami kamienie. Czuł, że ktoś odciąga go od kałuży zabójczej mazi, i zostawia pod murem. Z góry słyszał znajomy głos, wrzeszczący: Morgan! Morgan gdzie leziesz?! Morgan!! Kurwa, zdychaj wreszcie, głupi orku, Morgaaan!! Szlag, więcej was maciora nie miała?! Morgan do cholery!- Półelfka próbowała przebić się przez ostatnią falę przeciwników. Magiczne ostrza wirowały wśród ciężkich mieczy i toporów przeciwników, zadając śmierć tak samo nieuniknioną jak ciosy Alta. W końcu to mieczem Tiara zarabiała na życie.- Hej! Szlag! Wracaj, ty głupia dupo, wracaj!

Jego dłoń zacisnęła się na samotnej kępce trawy, wystającej spomiędzy kamieni. Z trudem pociągnął nieco mocy, w sam raz tyle by uśmierzyć ból. Ciała wcale nie interesowało, że dziegieć zasechł już na nim w mocną skorupę i nie parzy; rwało jak szalone. Z trudem otworzył zdrowe oko i powiódł nim po okolicy. Był teraz tak łatwym celem... Na dziedzińcu było jednak więcej ludzi niż orków. Zobaczył Marie i Alta jak biegną gdzieś razem, przerażenie i rozpacz wykrzywiały im twarze. Od dłuższego czasu dziewczyna z niezrozumiałych powodów zaczęła przypominać mu Annę; miała w sobie coś znanego czego nie umiał zidentyfikować, ale co sprawiało, że chciał ją chronić. Dobrze, że był przy niej Alto... Zamknął powiekę, gdy para dobiegła do ciała Brana. Gdy je otworzył ponownie, ciało leżało samotnie; tylko znajome plecy znikały w zamku. Steki przekleństw towarzyszyły sprintowi Tiary, która również się tam kierowała. On nie miał siły. Wydawało mu się, że minęły wieki nim znów uniósł spojrzenie. W oknie coś migotało; błękitno, magicznie; znajomo.

Zostawią go, cholera, zostawią!

Z trudem podniósł się do klęczek; zemdliło go z bólu gdy zaschnięta skorupa naciągnęła się i rozdarła. Nie zostanie tu, nie powita Poli w Elandone jako zgrzybiały dziad proszalny!
- Ej, a ty dokąd? Leż! Zaraz cię ktoś opatrzy! - dobiegł go obcy głos, ale on nie zwrócił uwagi. Zataczając się kuśtykał wzdłuż muru, w stronę blasku portalu. Nie pozwoli żeby go zostawili! Nie tu, nie teraz, nie tak! Gdy nienaturalne światło nagle zniknęło poczuł, jakby coś w nim umarło. Nogi ugięły się pod nim i bez czucia zwalił się na ziemię.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 30-07-2011 o 12:42. Powód: literowka
Sayane jest offline  
Stary 30-07-2011, 11:55   #192
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Stał na murach jak posąg, przyglądając się nadchodzącej armii. Jego myśli krążyły wokół szans obrony i tego, jaki sens miało pozostawanie w tym miejscu i bronienie tej sterty kamieni, na której się znajdowali. Rozejrzał się po tych ludziach, których mu przydzielili i wzniósł dłonie w górę.
- Panie, daj nam siłę w tej nadchodzącej bitwie i obdarz swoją odwagą, tak aby każdy mógł stanąć potem przed tobą z podniesioną głową lub zwyciężyć w chwale!
Jego krótka publiczna modlitwa przyniosła jak zawsze wymierny skutek, choć tylko on wiedział, że to co teraz wlewało się w serca żołnierzy, pochodziło od boga, którego uwaga tego dnia niewątpliwie kierowała się w to miejsce. Kapłan czuł ją całym sobą wiedząc, że łaska Tempusa mogła spłynąć na każdą ze stron. Podstawą dogmatu był fakt, że zawsze trzeba było dać z siebie wszystko, nie licząc na pomoc, a gdy ta nadejdzie - podziękować. Olbrzym resztę modlitwy wypowiedział w ciszy. Jego ludzie już dawno stali na pozycjach, doskonale wiedząc co mają robić.

Gdy zaczęła się bitwa, jego odruchy stały się automatyczne, wyuczone i pewne. Nigdy nie czuł niepewności w czasie walki, nigdy jej po sobie nie pokazywał wiedząc, że może odebrać mu życie. Może odebrać życie także innym ludziom. Jego głos wykrzykiwał rozkazy, choć nie było ich dużo - każdy zdawał sobie sprawę z tego, co powinien zrobić. Wbijał im to do głowy od chwili, gdy mu ich przydzielono.
Dlatego teraz mógł skupić się na walce. Zabijaniu.
Uderzał tępym końcem nadziaka, nie chcąc zgubić tej broni w czasie bitwy, nawet jeśli to były mniej zabójcze uderzenia. Pękające czaszki wrogów pozostawały poza nim, gdy dopadał do każdego miejsca, gdzie potrzebna była jego pomoc. Kilka tylko razy zwracał uwagę na swoich towarzyszy, którzy niejako zostali od niego oddzieleni.
I zapewne przez to właśnie, dopiero po tym jak horda zaczęła się cofać, zauważył, że coś jest mocno nie tak.

Nie wiedział ile czasu minęło, ale gdy dopadł do Brana, to ten był już martwy, ze strzałą sterczącą ze stygnącego ciała. Olbrzym westchnął i położył dłoń na jego czole w kapłańskim geście.
- Panie, przyjmij go przed swoje oblicze. Zginął jako rycerz i wojownik i tak będzie zapamiętany.
Wykonał jeszcze kilka gestów szybkiego, bitewnego pożegnania. Potem wstał i rozejrzał się, dostrzegając jeszcze plecy Myszy i Gareta. Zszedł na dziedziniec, wołając Aramisa. Gdy mag ognia, od którego teraz niemal bił żar, stanął obok niego, Wulf wskazał mu wrogą armię.
- Zignoruj teraz rozkazy tutejszej władczyni i innych dowódców. Masz inne zadanie. Spróbuj wyśledzić wodza tej hordy. Wiem, że masz jakieś sposoby. Alto i Marie mają pierścienie niewidzialności, możesz je od nich pożyczyć i wznieść się nad wrogą armią. A potem zabić im wodza. Tylko nie ryzykuj zanadto.

Czarodziej się oddalił, a Wulf ponownie obejrzał okolicę. Widział już zbyt dużo śmierci, aby kilka kolejnych zrobiło na nim tak silne wrażenie, by zapomniał o całym świecie. Dostrzegł jednakże padającego Roberta i rzucił się w jego stronę, klnąc jeszcze głośno. Tropiciel jednakże wciąż miał puls, choć wyglądał paskudnie. Olbrzym uniósł go bez trudu, kierując się w kierunku, w którym zniknęła reszta ich towarzyszy.
I gdy wszedł, zatrzymał się zaskoczony. Choć nie na tyle, by trwać tak zbyt długo. Spojrzał na Gareta, układając Roberta przy ścianie.
- Tu także potrzeba twojej pomocy.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-07-2011, 21:27   #193
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Megara stała na murach jeszcze przez chwilę, obserwując jak jej magia odrzuca od zamkowych murów ostatnich przeciwników. Zaklęcie, które rzuciła, było bardzo skomplikowane i wymagało ciągłego skupienia, ale pozwalało kontrolować cały ten odcinek murów. Robiła na nim co tylko było w jej mocy. Mury się lekko wybrzuszały, odpychając drabiny lub tworząc kamienną dłoń, która urywała liny. Zarzucane przez wroga haki nagle natrafiały na całkowicie gładką powierzchnię, o którą nie mogły się zahaczyć. Kilka razy blanki stały się nagle zbyt wysokie, aby wróg mógł się na nie wdrapać po swojej linie i spychały go w dół. Nie mogła jednak zająć się zupełnie wszystkim, dlatego spora część przeciwników i tak docierała do szczytu, gdzie ścierała się z czekającymi żołnierzami. Skupiona Meg potrzebowała ochrony, dlatego też zorientowała się, że Morgan zniknęła. A przedstawione przez Waltera zachowanie nie wróżyło nic dobrego.

Rozejrzała się, najpierw dostrzegając Brana. Zszokowana zamknęła oczy, z całych sił powstrzymując cisnące się do nich łzy. Zawsze była silną kobietą i także tym razem udało jej się powstrzymać od niekontrolowanych emocji. Musiała być silna! Na refleksje i płacz przyjdzie jeszcze czas. Otworzyła oczy, ale spojrzenie miała skierowane już w innym kierunku, patrząc za wchodzących do budynku towarzyszy. Wulf niósł najwyraźniej nieprzytomnego Roberta. Kolejna ofiara wojny, w której nie powinni uczestniczyć? Wiedzieli, że może to być niebezpieczne, ale chyba dopiero teraz zaczynało do nich wszystkich docierać jak bardzo.

Do pomieszczenia weszła jako ostatnia. Nie od razu zorientowała się w tym, co działo się dookoła, ale od razu uderzyła ją obecność ogromnej, aktywnej mocy. Potem dostrzegła obie Marie, rannego Alto i pozostałych. Podeszła do Morgan, odsuwając od niej Mysz i szepcząc kilka słów. Tak potężnej magii, jaką posługiwał się Grief, nie mogły rozproszyć zwykle policzki. Moc delikatnie wniknęła w wojowniczkę, chociaż Megara nie miała pojęcia, czy to zadziała. Zupełnie bez słowa usiadła pod ścianą, biorąc w ręce zawinięty w szmatkę kryształ. Jego moc promieniowała, a czarodziejka nie musiała badać go długo. Wszyscy się już w tym czasie uspokoili, a wokół panowała cisza, gdy odezwała się cichym głosem.
- Mogę ponownie otworzyć ten portal. Możemy go dorwać... a potem wrócić do siebie. Powinniśmy to zrobić.
Nie dodała, że nie wszyscy byli w stanie podążać za wrogiem. Teraz bowiem każdy miał już interes w tym, aby go powstrzymać.
 
Lady jest offline  
Stary 03-08-2011, 22:29   #194
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Morgan, od momentu gdy odzyskała panowanie nad własnym ciałem, klęła we wszystkich językach jakimi potrafiła się posługiwać, a przynajmniej w jakich znała przekleństwa. Był to zaś zasób całkiem szeroki.
Słysząc słowa czarodziejki powiedziała porywczo:
- Na co czekać? Chodźmy tam i zabijmy drania! Marie – popatrzyła na jasnowłosą bardkę – możesz nam dokładnie opisać miejsce z którego przybyłaś?

Garet, który doszedł do wniosku, że nie uzyska natychmiastowych odpowiedzi na swoje pytanie, podszedł do stołu i zapalił leżące na nim świece, a potem pochylił się nad Robertem i zaczął przesuwać dłońmi nad jego ranami. Cicha modlitwa, która płynęła z jego ust, choć tropiciel nie rozumiał z niej nawet słowa, niosła ze sobą spokój i uśmierzała ból. Gdy kapłan podniósł się w końcu jego twarz była wyraźnie szara ze zmęczenia. Popatrzył na otaczające go osoby i powiedział zdecydowanym tonem:
- Ten człowiek, którego chcecie ścigać chciał zabić mnie. Nie mam pojęcia dlaczego i skąd wy o tym wiedzieliście. Jestem przecież tylko skromnym sługą Ilmatera, nie posiadam żadnego majątku ani koneksji. Nie mam pojęcia jaki ktoś miałby interes w odbieraniu mi życia... - Przerwał na chwilę jakby się zawahał, a potem kontynuował - Wasz towarzysz poświęcił za mnie życie, więc teraz zrobię wszystko by dopaść tego drania i wymierzyć sprawiedliwość. Nawet jeśli nie zechcecie mi niczego wyjaśniać. Jestem gotów iść kiedy zechcecie, Ironspur to jednak mój dom i byłbym wdzięczny za pomoc w jego uratowaniu. Zwłaszcza pomoc magów byłaby nieoceniona. Poza tym macie rannych, potrzebują nieco odpoczynku by dojść do siebie.

Na wzmiankę o poświęceniu życia rudowłosa wojowniczka, która cały czas przemierzała pomieszczenie nerwowym krokiem zatrzymała się i powiodła wzrokiem po wszystkich, a potem zaklęła jeszcze raz i wybiegła na zewnątrz.
Minęła się w wejściu z niemłodą, wyraźnie roztrzęsioną kobietą, której towarzyszył ubrany w tunikę herbową strażnik. Mężczyzna zlustrował pomieszczenie i wskazał leżącego pod ścianą drwala:
- To ten człowiek Dormo.
Kobieta dopadła do półprzytomnego Valstorma i potrząsnęła jego prawą ręką:
- Och panie! Jak mam Ci dziękować za uratowanie naszego panicza Robina! Mały niecnota wymknął się ochronie w przebraniu kuchcika, bo chciał obejrzeć bitwę! Strażnicy widzieli twoje poświęcenie. Gdyby nie ty, stracilibyśmy ostatniego męskiego potomka Berengerów! Niech cię bogowie błogosławią, niech wiecznie szczęście ci sprzyja, niech...

Tę tyradę przerwał niespodziewanie Walter wchodząc jej w słowo:
- Daj spokój kobieto! Nie widzisz że chłop ledwie żywy, a twoje potrząsania tylko przyprawiają mu bólu? Mamy ważniejsze sprawy niż roztkliwianie się nad jakimś bachorem!
Niewiasta sapnęła z oburzenia i skierowała wzrok w miejsce skąd dochodził głos. Widząc czarnowłosą kobietę trzymającą w ręku spory, czarny kostur otworzyła usta ze zdziwienia.

W tym momencie na zewnątrz zagrały trąby. Nieprzyjaciel najwyraźniej przystępował do kolejnego ataku.
- A wy wykorzystajcie do walki moc trzech kryształów – powiedział tymczasem kostur do reszty.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 03-08-2011 o 22:39.
Eleanor jest offline  
Stary 08-08-2011, 21:36   #195
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wulf nie zamierzał zbyt długo czekać z podjęciem decyzji, gdy Megara stwierdziła, że portal można ponownie otworzyć. Dla niego było to proste.
- Udam się tam od razu, wezmę ze sobą Aramisa. Nie możemy zwlekać, bo ślad zatrze się całkowicie a Grief nie dość, że ucieknie, to jeszcze wszystko po sobie posprząta. Wezmę też zwój z teleportem do smoka, gdy nam się powiedzie, poprosimy go o zabranie stąd pozostałych. Dość już poświęciliśmy.
Spojrzał ostro na Gareta. Rozumiał jego przywiązanie do niejako rodzinnego miasta, ale go zupełnie nie podzielał. Nie przybyli tu ratować kupę kamieni.
- Nie możemy zwlekać. Ten, który chciał cię zabić to cel, jedyny powód dla którego jesteśmy tu gdzie jesteśmy. I gdzie nie chcemy być, dopowiem dla jasności. Jeśli macie jakiś powód, dla którego miałbym nie wchodzić teraz w portal chętnie posłucham. Potem będzie za późno. Nikomu też nie zabraniam iść ze mną, ale jeśli ty zostajesz - tu ponownie spojrzał na Ilmaterytę - to sugeruję, aby ktoś z nas także został. Zwłaszcza, że chwilowo nie wszyscy są w pełni zdolni do walki.
Nie musiał nawet wspominać o kogo chodzi. Nie zamierzał też długo dyskutować. Czas się liczył teraz najbardziej. Podszedł do jakiegoś z przechodzących właśnie żołnierzy i polecił mu sprowadzić maga ognia.

Megara tylko spojrzała na Wulfa, uśmiechając się smutno do przyszłego króla. Po cofnięciu się tyle lat w tył jednego tylko wciąż była całkiem pewna - tego, że nie pozwoli, aby coś rozdzieliło ją od kapłana. Nie odezwała się nawet słowem, nie było potrzeby.

Alto wstał wspierając się lekko na Myszy i po raz setny przyjrzał się zabandażowanemu kikutowi. Ból dzięki magii Gareta i miksturze ćmił już tylko, ale łotrzyk był osłabiony. Podszedł do Roberta i przypatrzył się jego ranom, z bliska wyglądało to niezbyt dobrze pomimo zabiegów kapłana. Co do decyzji odnośnie portalu, nie zastanawiał się długo. Nie miał zamiaru tkwić tutaj. W walce niewiele pomoże, ale przynajmniej popatrzy sobie jak Wulf rozwala mu łeb.

Robertowi trudno było skupić się na rozmowie i relacji małej Marie z jej porwania. Co prawda modlitwa Gareta przywróciła mu zmysły i odgoniła ból, lecz jedyne o czym mógł myśleć to to, czy odzyska wzrok, czy nie. Pomarszczona dziegciem skóra ciągnęła, z każdym ruchem, przypominając o obrażeniach. Cieszył się, że udało mu się uratować dzieciaka (zdawało mu się, że jego nazwisko powinno mu coś mówić, ale niezbyt go obchodziło co) i nie żałował tego. Przerażał go jednak koszt, jaki musiał przy tym ponieść. Chociaż Wildborowowie zrekonstruowali odgryzioną rękę Tiary Veloren; może oko również da się odzyskać? Było go na to stać...
Stanowczy głos Wulfa wyrwał go z otępienia. Ani mu się śniło pozostawać w Ironspur, w przeszłości. Miał już to, po co przyszedł - Marie. Zemsta, wojna, to go nie obchodziło. Nie będzie miał nawet sił by cieszyć się z porażki Griefa. A gdyby to Wulf przegrał... Robert miał zamiar zapewnić kobietkom powrót do domu. W ostateczności można było przeteleportować von Blancka do smoka razem z nimi - gad zapewne by się nim zajął.

Ani Mysz, ani Marie także nie zamierzały zostawać same w oblężonym zamku.
Tak więc decyzja została podjęta. Garet nie protestował. Nie zamierzał wycofywać się z deklaracji którą złożył i kiedy do grupy dołączył wezwany przez Wulfa mag ognia, a Megara przy użyciu mocy zgromadzonej w żółtym krysztale otworzyła portal, bez wahania przekroczył go, zaraz za sługą Tempusa.
Po kolei wszyscy pokonali tę samą drogę, którą wcześniej uciekła od Griefa jasnowłosa bardka, i dotarli do opisanej przez nią, znajdującej się na szczycie wieży, uszkodzonej komnaty.

Pomieszczenie było puste, ale ponowne otwarcie się portalu z pewnością nie mogło być niezauważone przez znajdujące się na wyspie osoby. Na zewnątrz panowały nocne ciemności, a blask przejścia był na tyle mocny, że z powodzeniem wieża mogłaby w tym momencie służyć za morska latarnię.
Dochodziła do tego jeszcze ogromna emanacja mocy, z pewnością łatwo wyczuwalna przez wszystkie osoby wyszkolone w jej wykrywaniu.
Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że Grief, jeśli nadal przebywał na wyspie, mógł nie zauważyć niespodziewanych odwiedzin.
W przeciwieństwie do swych wrogów miał czas by uciec, ukryć się, a może nawet przygotować pułapkę...

Problemy zaczęły się gdy tylko weszli do mieszkalnego pomieszczenia usytuowanego poniżej, tego do którego się teleportowali. Niespodziewanie Morgan zaatakowała stojącego po jej prawej stronie Wulfa, a potem Tiara uniosła swój miecz, zamierzając się na Gareta. Rozproszenie magii rzucone przez Megarę pozwoliło im na szczęście szybko przezwyciężyć urok i po wymianie zaledwie kilku ciosów, oszołomione dziewczyny opuściły swą broń. Ich złość i determinacja by pokonać czarodzieja bawiącego się ich umysłami wzrosły jeszcze bardziej.

Pozostała część budowli była pusta, a wykrycie magii szybko ujawniło pozostałe pułapki. Po sforsowaniu solidnych i zamkniętych magicznie drzwi wydostali się na zewnątrz.
Błysk otwieranego teleportu kilkanaście metrów dalej na czarnej linii lasu, był oznaką że ich wróg znowu próbuje ucieczki.
Tym razem Alto, nieograniczony działaniem czaru i nadal dysponujący jedną sprawną ręką, bez wahania rzucił sztylet w stronę niewyraźnej sylwetki majaczącej na tle światła. Broń odbiła się od czegoś, co mogło być niewidzialną barierą, ale jego drugie działanie nie zostało powstrzymane. Światło przejścia zniknęło. Wkoło zapanowała smolista i niczym niezakłócona, całkowicie naturalna ciemność, po chwili rozproszona magicznymi ogniami wyczarowanymi przez Aramisa.
Grief zniknął, najwyraźniej chowając się w lesie.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 08-08-2011 o 21:38.
Eleanor jest offline  
Stary 13-08-2011, 11:02   #196
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Roberta mdliło lekko od kolejnych magicznych skoków, lecz gdy na twarzy poczuł rześkie, wieczorne powietrze otrzeźwiał. Chwile tracone na rozbrajanie kolejnych pułapek i usuwanie zabezpieczeń dłużyły mu się niepomiernie. Z każdym oddechem czuł, jakby odzyskiwał siły, choć rany ćmiły przecież tak samo, skóra wcale nie chciała się wygładzać a zamknięte oko nie widziało światła. Ale tu nie śmierdziało śmiercią, ogniem i żelazem, krwią, ekskrementami i strachem. Tu pachniało ziemią, próchniejącym poszyciem i wiatrem. Teraz każdy las pachniał dla niego podobnie. Pachniał domem. A do jego domu właśnie wdarł się intruz.

Gdy tylko dobiegli do linii lasu Robert pochylił się i dotknął ziemi, badając strukturę lasu. Krew w skroniach łomotała mu coraz wolniej, jednocząc się z pulsem tutejszej natury. Słyszał łopot skrzydeł umykających w popłochu ptaków, czuł trwożliwe bicie serca leśnych gryzoni w ich norach. Czuł zdumienie sowy, której ktoś spłoszył ofiarę i irytację głodnego lisa. I słyszał ciężki tupot obutych ludzkich stóp tratujących poszycie, donośny jak wojenny bęben.

- Jest - warknął, wskazując kierunek ucieczki Griefa, lecz nie ruszył się z miejsca. Już nie czuł się zmęczony i obojętny. Teraz chciał dopaść drania, który wykorzystał małą Marie a ich chciał skierować przeciwko sobie nawzajem. Zebrał całą otaczającą go moc, o wiele więcej niż kiedykolwiek śmiał i wpuścił w glebę. Korzenie drzew, krzewów i innych roślin poruszyły się niespokojnie i pomknęły w ślad za von Blanckiem. Valstrom wstał chwiejnie i rozejrzał się za jakimś nocnym ptakiem, który mógłby posłużyć mu za przewodnika. A potem pobiegł z pozostałymi, wskazując im drogę.
 
Sayane jest offline  
Stary 14-08-2011, 21:37   #197
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wulf wszedł w portal niezwykle skupiony, wiedząc, że takie coś było lepsze od układanych starannie planów. Przeciwnik miał niewiele czasu na przygotowanie swoich pułapek i szybko okazało się, że ich jakość nie jest zbyt wysoka - poradzili sobie bez większych problemów, pomimo kolejnych zawirowań umysłu Morgan i jej przyjaciółki. Olbrzym nie dociekał co i jak, cierpliwie czekając, aż magowie poradzą sobie z pozostałymi przeszkodami. Nie mieli wielkiego wyjścia - musieli gonić przeciwnika najszybciej jak mogli, mając nadzieję, że ten nie wyteleportuje się na tyle daleko, by im uciec.
Strasznie skomplikowałoby to sprawy, zmuszając im do ponownego czekania na jego ruch. Kapłan nienawidził bezczynności, zwłaszcza, że teraz miał wroga na wyciągnięcie ręki.

Gdy Robert zaczął badać tropy, Wulf zmówił cichą modlitwę, a błogosławieństwo Tempusa spłynęło na nich zupełnie bez wizualnych efektów, pozwalając jeszcze bardziej rozpalić ich serca i umysły. Kapłan nie robił wiele więcej, słusznie uznając, że na tropieniu się nie zna. Czekał na to, aż wskażą mu kierunek, aby mógł tam podążyć i pozbyć się śmiertelnego już wroga. Przedmiot, który wziął od smoka do tego właśnie miał służyć, a Grief jak na razie, prócz teleportacji i magii umysłu, nie posługiwał się niczym więcej. Ostatecznie gdy tropiciel już wstał, najwyraźniej znajdując uciekiniera, olbrzym skinął Aramisowi i pokazał palcem do góry.
- Czas żebyś użył zabawki smoka. Znajdź go jeśli dasz radę.

Mag ognia wzbił się w powietrze, a Wulf zważył w dłoni swój nadziak. Zerknął jeszcze na pozostałych, prawie niezauważalnie uśmiechając się do Megary, a potem ruszył we wskazanym kierunku. Choć wiedział, że taki łatwy cel jak on nie powinien podążać przodem, chociażby ze względu na zacieranie tropów. Był jednak gotów do walki, a cichy warkot dobiegający z jego ust dawał do zrozumienia, że jest spragniony krwi.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 15-08-2011 o 17:38.
Sekal jest offline  
Stary 15-08-2011, 14:28   #198
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Alto wszedł w portal, po czym rozglądnął się pilnie. Wylądowali w miejscu, które opisała Marie, Griefa nie było nigdzie widać. Zeszli na dół, dzięki mocy Megary wpływ na umysły szybko został zneutralizowany, bo gdy Morgan i Tiara rzuciły się na Wulfa nie było wesoło. Łotrzyk trzymał się za kikut i skupił się na neutralizowaniu pułapek. Nie było czasu na żadne finezyjne rozwiązania. Część obeszli, a część Mysza rozbroiła. Nie mógł wiele pomóc, ale poszło sprawnie. Podpowiadał jej trochę, ile mógł jedną ręką to pomagał.

Na zewnątrz już zauważył skurwiela szykującego się do zniknięcia w kolejnym portalu. Cisnął smoczy sztylet i zrobiło się ciemno. Rozproszyła się bariera magiczna wokół Griefa, znikł błyszczący owal. Alto zaś wydobył drugi z noży, zakładając wcześniej monokl z infrawizją do oka. Robert pochylił się i wskazał po chwili kierunek w którym uciekał czarodziej. Alto spojrzał w tamtym kierunku ale nic nie wypatrzył przez drzewa i liściastą zasłonę. Ruszyli w stronę lasu, łotrzyk zaś ostrożnie odszedł kilkanaście kroków w bok, tak jednak by nie tracić z oczu Roberta. Poprawił artefakt, by nie spadł mu z twarzy i ruszył w kierunku jakim pomknęła energia Natury ciśnięta przez tropiciela. Każdy ze spadkobierców szukał Griefa na znane sobie sposoby. Aramis wyfrunął w powietrze, Alto zaś podniósł rzucone wcześniej ostrze, ścisnął w ręce drugi ze smoczych sztyletów i ostrożnie ruszył w las. Pora kończyć z tym skurwysynem. Pora go zarżnąć i wracać do domu.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 15-08-2011 o 14:31.
Harard jest offline  
Stary 15-08-2011, 21:37   #199
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Grief znowu wymykał im się z rąk co wprawiało Mysz w nerwowe drgawki. Bogowie świadkiem jak bardzo chciała to już zakończyć. Zabijanie nie przychodziło jej łatwo. Tylko raz pozbawiła kogoś życia, dawno temu. Ale tym razem aż drżała z niecierpliwienia przed konfrontacją. Chciała jego śmierci. Tak po prostu. Tu nie było miejsca na półśrodki ale zwykłą sprawiedliwość.

Każdy wysilał się aby wytropić złoczyńcę. Mysz nie była pewna co mogłaby zrobić. Pieśń przesiąknięta sugestią aby nakazać mu do siebie przyjść? Biorąc pod uwagę, że parał się magią umysłu istniały marne szanse że się ugnie. Pozostał podstęp. Mysz zrozumiała, że musi go wyprowadzić z równowagi. Był inteligentny ale również porywczy. Pytanie czy da się sprowokować na tyle aby się ujawnić? Co mogłoby go doprowadzić na taki skraj opanowania i uwolnić wszelkie pokłady agresji i emocji?

Podkasała rękaw koszuli i zaczęła szeptać. Złoty tatuaż przedstawiający węża zadrgał na jej ciele by zaraz zacząć się wić niespokojnie. Poczuła jak magia mrowi i szczypie jej skórę. Nie przestawała mówić do siebie, a raczej do pasożyta, który tkwił gdzieś w niej tchnięty tam wolą smoka.

Powietrze wokół bardki zgęstniało i zadrgało. Rysy jej twarzy zaczęły zmieniać się jak płynne żelazo, tam kurczyć, tu rozciągać. Zyskała na wzroście, jej włosy przybrały barwę śnieżnej bieli, szaty łopotały na wietrze. Kiedy się odezwała miała już JEJ głos. I była niemal pewna, że się udało. Niemal bo niechybnie w lustrze przejrzeć się nie mogła.

- Postaram się go sprowokować – szepnęła i wysunęła się znacznie na przód. - Jeśli połknie przynętę i się pojawi, wy zaatakujecie.

Kobieta wyglądająca jak Pani Jeziora skinęła na pozostałych i wpuściła się las. Melodyjny donośny głos brzmiał tak obco, że Mysz nie mogła się przywyczić.

- Grief! - krzyknęła donośnie, z mocą. - Grief, czas to zakończyć! Pokaż się, musimy pomówić!
Gałązki zachrzęściły pod butami.
- Zawsze byłeś takim rozczarowaniem… – prychnęła. - Co chcesz osiągnąć? Myślisz, że możesz mi dorównać? Mi? Nieudacznik! Parszywy nieudacznik! Nigdy cię nie chciałam! Nie mogłabym pokochać kogoś kto wszystko potrafi jeno spartaczyć... No chodź tu mój przygłupi syneczku! Imbecyl niewymowny, haha. Krew z mojej krwi? Żart stulecia. No chodź tu ofiaro losu! Czy będziesz trząsł portkami? Biedny Grief... Oferma, mięczak i trzęsidupek! Jesteś całkiem jak twój ojciec, rzygać m się chce... Powinnam była usunąć problem kiedy jeszcze tkwił w moim łonie! Jesteś ochydą, abominacją, robakiem! Miej trochę jaj i powiedz mi, że się mylę!

Mysz trzęsła się ze strachu ale nie kończyła tyrady. Z jej ust wypływał sam jad. Słowa tak przykre i raniące, że samo ich wypowiadanie powodowało mdłości. Miała nadzieję, że zrobią na Griefie wrażenie na tyle duże, że puszczą mu nerwy i pozwoli by gniew wybuchnął w nim i przejął nad nim kontrolę.
 
liliel jest offline  
Stary 16-08-2011, 20:59   #200
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Przeszli przez otworzony na nowo portal. Meg nawet nie wiedziała, skąd całą ta wiedza, podejrzewając tylko, że przynajmniej teoria pochodzi od księgi, którą posiłkowała się niedawno przy tworzeniu zupełnie innego magicznego przejścia. Wypowiedziała słowo uwalniające zaklęcie z jednego z jej pierścieni i jej skóra okryła się magicznymi, czarnymi łuskami smoka, tworząc solidną zbroję. Nie przygotowywali się w żaden inny sposób, uznała więc, że dodatkowa ochrona zawsze się przyda.
Niestety i tak wpadli w pułapkę, na szczęście na tyle słabą, że szybko poradziło z nią sobie rozproszenie magii, choć było z zupełnie innej od magii umysłu dziedziny. Walter zaś pozwolił szybko odkryć pozostałe pułapki.
- Wątpię, by miało nas to zatrzymać... raczej tylko spowolnić. Chyba, że nas głupio lekceważy, w co wątpię...
Żadne z pozostawionych przez Griefa zaklęć nie oparło się rozproszeniu i cała grupa mogła ruszyć dalej.

Megara zupełnie nie znała się na śledzeniu kogokolwiek, a jej magia niewiele w tym mogła pomóc. Ziemia w lesie była czuła na dotyk wszelkich stworzeń, ale nie aż tak czuła a czarodziejka nie była na tyle zdolna, aby móc wyczytać z tego jakieś wskazówki. Pozwoliła więc działać innym, a sama przygotowała dwa zaklęcia, z których jedno wypowiedziała na głos. Z małych grudek gliny ulepiła malutką figurkę, którą potem dotknęła palcem, powiększając znacznie. Nie umiała tworzyć prawdziwych golemów, ale uznała, że tak prymitywne coś także mogło się przydać, będąc całkowicie odporne na magię umysłu. Nawet jeśli zwyczajnie nie umiało walczyć, a tylko chodzić i uderzać na oślep.
Drugim zaklęciem były wymiarowe drzwi, których już raz użyła w konfrontacji z magiem, aby pojawić się tuż za jego plecami. Było to tak samo skuteczne jak niebezpieczne, ale Meg uznała, że nie mają zbytniego wyboru, jeśli chcą unieszkodliwić Griefa.
Gdy była gotowa, stanęła tuż za Wulfem, oddychając głęboko i mocno zaciskając dłonie na podekscytowanym Walterze.
 
Lady jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172