Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2011, 15:16   #31
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Darica ledwo zdążyła rozwiać magię łączącą ją z chłopakiem i położyć go na wskazanym przez Azraela miejscu, a okolica zaroiła się od nieprzyjaciół. -”A niech to! Wiedziałam, ze ta podróż była za spokojna! Za dużo dobrego...”- Szybko wzniosła barierę wokół siebie. Zrobiła to bardziej automatycznie niż świadomie. -”Król!”- coś zapiszczało jej w głowie -”Przecież nie może tak leżeć tu bez ochrony!”- powstała kolejna bariera, jednak ta był dużo mocniejsza niż wokół niej. -”Ha! Klący anioł!”- nie mogła się powstrzymać się od tego komentarza w myślach, mimo wcale nie wesołej sytuacji. Po uwadze Gabriela utworzyła barierę również wokół elfki i od razu zajęła się nadchodzącymi golemami. Byli zdecydowanie za blisko. Jak znajdowali się w polu widzenia, to już byli ZA BLISKO. A co dopiero teraz.
- accelerant motus tardus - wyinkantowała, by znacznie przyśpieszyć ruch drobin powietrza nie tylko wokół golemów, ale i stojącego za nimi nekromanty. Jednak ta prędkość była jeszcze za mała. Mogli poczuć tylko lekkie ocieplenie wokół nich.
- keras - dodała. Mimo, że nie było widać żadnych zmian, Darica wiedziała, że już teraz musi im być okropnie gorąco. Za chwilę ich skóra zacznie się topić.
- keras - powótrzyła, by przyśpieszyć działanie zaklęcia. Na skórze się nie zakończy. Byli prawie jak zamknięci w niewidzialnym piecu. Tylko temperatura musi jeszcze trochę wzrosnąć. I obiad podany.

-Cold death.-Zaklęcie nekromanty spowodowało zamarzanie ziemi w sporym obszarze, ochłodziło to zdecydowanie gorącą atmosfere.
Jednak był też efekt uboczny jego chowańce ledwo lazły, powoli zamarzały.

To było do przewidzenia, choć dziewczyna po cichu liczyła, że nekromanta zajmie się tylko ratowaniem siebie. Koniec zabawy.
- kuja kimbunga uharibifu - przyzwała potężne tornado, które pojawiło się dokładnie pomiędzy nakromantą a golemami. Może trochę bliżej dwóch ostatnich. Z początku tylko 3-metrowe, ale się rozpędzało. Z każdą sekundą coraz bardziej rosło, coraz większą siłą oddziaływało na otoczenie. Ona sama była jednak bezpieczna. Nawet gdyby weszła w sam środek powstałby jakby tunel, a gwałtowny strumień powietrza przepłynąłby wokół niej. Nie czekając na reakcje maga śmierci, wysłała przeciw niemu od razu 2 magiczne pociski. Rozejrzała się szybko jak wygląda sytuacja z jej towarzyszami i królem. Miała nadzieję, że nikt nie był za blisko niej, bo musiałaby przesunąć trąbę powietrzną. Podmuch na pewno poczują, ale dopóki mogą ustać to nic im nie grozi.

Wściekły wiatr rozerwał golema na strzępy, jednak nie wszystko szło zgodnie z planem Darici. Nekrus wykonał kilka gestów, a do tornada od podłoża napływały pyłki lodu. Z sekundy na sekunde, czarodziejka traciła kontrolę nad trąbą na rzecz przeciwnika. Jej oba pociski zaabsorbowało jej własne dzieło.

Tego sie nie spodziewała. -“Nie powinien móc wpływać na moje tornado!”- Nie wiedziała, jak to robił, ale robił i to się teraz liczyło. Trąba powietrza w mgnieniu oka znikła.
- Air bulle - posłała kolejne pociski w stronę nekromanty, żeby nie dawać mu chwili spokoju. Nagle przypomniała sobie o czymś. Klinga Czterech Wichrów znalazła się w jej ręce. Słyszała, że może ciskać fale wiatru. Trzeba to sprawdzić. Nie zwlekając wypróbowała magiczny miecz.

Pociski rąbneły w golema który wbiegł w ich trajektorie lotu. Ciężkie cielko zmierzało właśnie w jej stronę, a zza jego pleców Nekromanta już wyczyniał coś rękami. I gdy już chciał coś powiedzieć, to z ogromną prędkością wleciał w niego Gabryjel, i mocnym chwytem za szyje przygwoździł do ziemi. Wolną rękę wbił w serce czarnego maga, a ciało wyparowało błękitnym dymem.
-Requiem-Wyszeptał Azrael.
-Darico! Zostawiam Tobie golema.-Krzyknął w stronę kobiety aby przebic się przez odgłosy bitewne. Gdy wstał po jego ręce spływała powoli jeszce ciepła krew. Sam anioł nie miał na sobie płaszcza tylko swoją pełną zbroję.
Z miecza czarodziejki wyleciała niewidzialna fala, która odłupała błyskawicznie, ramię Golemowi, które głucho opadło na podłoże.

Azrael lekko zaskoczył Daricę. NIe była przyzwyczajona do ataków z powietrza. Powinna na to zwracać większą uwagę, przecież równie dobrze mógł i ją zaatakować skrzydlaty wróg. Skinęła archaniołowi głową za pomoc. Rzeczywiście nie zamierzał pozwolić im tu zginąć. Usunął większe zagrożenie, zanim dziewczyna porządnie zdążyła się rozkręcić. Może jeszcze nie udało jej się trafić nekromanty, ale z pewnością by do tego niedługo doszło. Cóż, dobrze, że kolejny wróg nie żyje, co za różnica, kto go zabił. Ostrze Czterech Wichrów wyprzedziło oczekiwania dziewczyny. Jednak poczuła dość spory upływ mocy, jednak nie na tyle duży by nie mogła go wykorzystać jeszcze parę razy. A efekt jej się spodobał. Uwolniła moc jeszcze raz, machając mieczem na kształt ułożonej na boku litery v, tak by strumień przeleciał mniej więcej na wysokości szyi, a potem brzucha golema.

Niewidzialne cięcie, przeszło na wylot golema i pomkneło dalej tak, że Azrael zmuszony był do odskoku. Ciało ohydy, zostało rozdzielone na trzy części głowę, tułów i nogi. Darica zwyciężyła.
Jej moc była wyczrpana, mniej niż połowę ogółu stanowiła obecnie, fizycznie również się zmęczyła.

- Ups! Wybacz! - krzyknęła do Gabryjela. Moc tego miecza była niesamowita! Mogłaby tak porozcinać całe rzesze wrogów! Niestety miała sporą wadę w postaci zużywania strasznie dużej ilości mocy. Na tą zaklętą falę poszło więcej niż się spodziewała. Teraz juz nie za wiele jej zostało. Wyczerpująca walka. Rozejrzała sie dookoła czy ktoś jeszcze potrzebuje pomocy. W stronę Anhernatirenatuxa właśnie leciała ogromna kula, która rozszczepiła się na wiele mniejszych. Darica nie wiele myśląc, szybko zdjęła barierę wokół siebie i utworzyła taką samą wokół boga. Nowej już by nie utrzymała, a on najwyraźniej potrzebował pomocy, podczas gdy ona była tu już w miarę bezpieczna.
 
xDorota jest offline  
Stary 30-08-2011, 20:02   #32
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Barutz jednego konia odesłał natychmiast gdy dojechali, aby Ulryk mógł nieść Popiela. Na pozostałych dwóch podjechali pod sam krąg. Nie wiedział czy będą jeszcze potrzebne więc je zostawił. Uśmiechnął się dumny z siebie widząc jak zaczęły skubać trawę. Odwalił kawał dobrej roboty przywołując widma. Choć chyba nie połykały. Po prostu przeżuwały, a gdy brały kolejny kęs pogryziona trawa wypadała im z pyska. Jednak nie aż tak wspaniałą jak myślał, ale wciąż świetną. Gdy się zaczęło natychmiast ożywił Popiela kosztem drugiego konia. Ostatni obszedł szerokim łukiem całą scenę. Nie wiedział czy został zauważony, może nie. Była taka opcja. W końcu Sabath był skupiony na nim. Ulryk stanął z przodu zasłaniając się tarczą, a Popiel po prawicy nekromanty. Zaryczał potępieńczo i zaczął płonąć. Zrobiło się... cieplej.
-Więc w końcu mnie odnalazłeś- warknął groźnie Barutz poprawiając kołnierz
-Tatuś, rząda twojej głowy.-Uśmiechnął się. Po czym stuknął swoją laską w ziemie.
-Wrota otchłani.-Na ziemi pojawiło się kilka kręgów runiczny, z których to zaczeły wyłazić. Szkielety i Zombie. Nekromanta z zadowoleniem patrzył na chmarę swych przywołańców.
-Pokaże nasz poziom różnicy! Nocturnal des Ray.-Czarne węże kierowały się w stronę Barutza.
-Nie masz szans. Tarcza Nicości.- w tym momencie zapłonęły jego oczy, oczodoły czaszki wieńczącej laskę oraz tarcza Ulryka, która stała się teraz potężnym portalem do niewielkiego podwymiaru leżącego na granicy Pierwszej Materialnej. Został kiedyś stworzony właśnie na potrzeby tego, oraz kilku innych, podobnych, zaklęć, między innymi legendarnego Miecza Harranda, ale go się nie udało stworzyć nikomu od trzech pokoleń, a kilku z tych co próbowali zostało wessanych w tamten wymiar w kawałkach. Bardzo małych kawałkach. Ulryk pochylił się gotowy by chronić swego pana przed zaklęciem. Promienie Nocturnów są fantastycznym zaklęciem których sekret jest utrzymywany w rodzinie, ale Barutz widział to dość dużo razy by móc się przygotować. Jego eks-paladyn ma kilka asów w rękawie specjalnie na zaklęcie którymi szczyci się rodzina rządząca Kręgiem. W tym czasie Popiel wcale nie czekał. Wyskoczył w przód, co wyglądało dosyć śmiesznie z rękami wyłamanymi na plecach. Podczas szarży przeoblekł się w pożogę. Płomienie otoczyły całą jego sylwetkę strzelając językami na kilka metrów i zostawiając za nim ognisty ogon, podobny trochę do tego zostawianego przez kometę na niebie. Gdy był już niedaleko hordy umarłych gwałtownie zachamował
-Poożoogaa!- zakrzyknął głucho... martwo, a płomienie, dotąd trzymające się za nim, gwałtownie wystrzeliły w przód tworząc wielką ognistą falę
Jakie zdziwienie widniało na twarzy Sabatha gdy jego wężyki wpadły w inny wymiar. Co więcej fala neumarłych w większośći została spalona przez płomienie. Nocturnal zaśmiał się tylko.
-Zew ciał.-Wszystkie szczątki z okolicy uformowały golema który to nacierał swoją masą na Barutza.
Ulryk ryknął głośno w bitewnym zawołaniu i ruszył szarżą na nekromantę z prędkością przeciętnego biegacza, czyli niesamowitą jak na nieumarłego w pełnej zbroi płytowej. Popiel odgiął całe ciało w tył, a w raz z tym ruchem zawróciły resztki ognistej fali na nowo nabierając potęgi. Pożoga rozgorzała na nowo i tym razem została skierowana na golema. W tym czasie, z tyłu, szarżował nieumarły rumak, samą masą będący w stanie połamać Nocturna jeśli ten jakoś temu nie zapobierze. Czyli Barutz miał dwie, lub trzy sekundy wolnego... wycelował wolną ręką w jednego z rycerzy z którymi walczył wilkołak, a kościano-stalowa kusza sama wskoczyła mu w ręce. Zajażyły się na niej dwa znaki, a wraz z nimi bełt
-Duch Śmierci- szybko przyzwane widmo gniewu i żądzy śmierci zostało zaklęte w pocisku który teraz pędził, z niesamowitą siłą, pozostawiając za sobą białą smugę. Miał tylko jeden cel cel. Zabić rycerza w którego została wymierzona jego wściekłość, a była ona tak potężna, że trafi choćby miał zmusić bełt do oparcia się prawom fizyki i skręcenia
Wilk został odrzucony czarem, tarczownika. Jednak ku nieszczęściu tego drugiego, jego pierś przebił wściekły pocisk Fausta. Bezwładne ciało padło na Ziemie.
Golem zapłonął, jednak nie padł, ognisty atak nie wyrządził na nim większego wrażenia, po prostu ciała składowe powoli się zwęglały. Nieumarła pochodnia ruszyła biegiem na rumaka, gdy oba ciała się zderzyły zatrzęsła się w niewielkim promieniu Ziemia. Zarówno ciało konia jak i przyzwańca Nocturnala rozpadły się po uderzeniu zasypując okolicę resztkami.
Gdy Ulryk był już w nieduzej odległości od Sabatha, ten zarysował krąg w powietrzu.
-Demonic Wind.- Z ust jego laski wydobył się czarny pełen drobin dym który z ogromną prędkością uderzył nogi umarłego rycerza, odcinając je od reszty ciała. Dym wzniósł się wyżej i tym razem mknął ku Barutzowi. Nekromanta namalował w powietrzu niewielką runę


I umieścił ją na potylicy zwieńczenia czaszki. Nie było to fizyczne działanie, ale energia przylgnęła do narzędzia znacznie zwiększając potęgę zaklęć działających przez kolejne pięć sekund, kosztem uczynienia jej bezużyteczną przez następne kilka godzin. Czyli jedno bardzo potężne zaklęcie i nie może korzystać z laski podczas walki. Więc Zwierciadło Łez, a dalej, Języki Pożogi, czy Kościana Lanca odpadają. Jak to mówią... ogień zwalczaj ogniem.
-Demonic Wind!- zakrzyknął kierując zaklęciem tak by starło się czarem Sabatha, rozwiało go i uderzyło w Nocturna. W tym czasie Popiel zognskował już olbrzymią ilość ognia w postaci niewielkiej kulki białych płomieni i posłał ją by wybuchła nekromancie pod stopami. W tym całym zamieszaniu nikt nie mógł zauważyć pewnego kościanego stworzonka, które wypełzło Barutzowi z rękawa i sukcesywnie kierowało się w stronę nekromanty
Zgodnie z oczekiwaniem Fausta, jego demoniczny wiatr przebił się przez zaklęcie Sabatha i doszło celu gdy czarny dym opadł, jego oczom ukazał się cały pocięty, osłabiony Nocturnal. Na nieszczęście przeciwnika Barutza, kulka Popiela wybuchła przed nim odrzucając go i spopielając resztki jego szat. Sabath wpadł w furie. Wyciągnął jakiś rytualny sztylecik. Ręce wyprostował a ostrze skierował w stronę mostka.
-Akt ostateczny : Poświęcenie ciała.
Z całą siła dźgnął się w splot słoneczny. Krew która bryzgneła, poczeła się powielać i tworzyć nieprzejrzystą bańkę wkoło Nekromanty, która z czasem rosła. Gdy już była sporych rozmiarów. Powoli zanikała. Przed IV stał demono podoby ożywieniec.


Barutz odrzucił laskę na bok. Nie była już użyteczna, ale spełniła swoje zadanie, przynajmniej częściowo. Wycelował ręką w demona, a kusza, poruszając się na nieumarłych ramionach, znów do niej sama wskoczyła. Zewsząd zaczęły schodzić się niematerialne istoty, wszyskie zmieżały do Barutza, a gdy były już przy nim zaczynały wirować wokół niego we wszystkich płaszczyznach

Duchy chciwości, szału i nienawiści.
Widma ofiar, szaleńców i morderców
Wspomnienia udręki, bólu i rozpaczy.
Skierujcie tu swe spojrzenie, bo daję wam cel.
Wasz gniew znajdzie ujście.
Nienawiść ofiarę.

Teraz było ich tak wiele, że momentami ciężko było dostrzec samego nekromantę. Duchy wirowały coraz szybciej, coraz bardziej zbliżając się do niego

Ukierunkujcie waszą pogardę.
On przyjmie waszą zemstę w imieniu
wszytskich waszych ciemiężycieli.
Rozedrzyjcie jego życie i podzielcie je między siebie.
Niech to będzie dla was ofiara,
za katorgę którą było dla was życie
W niebycie nadałem wam cel.
A teraz podążcie drogą którą wam wyznaczyłem

Widma, wspomnienie i ślady po wszystkich tych dla których lepiej byłoby się nie urodzić wirowały wokół bełtu z prędkością, od której zdawała się drżeć rzeczywistość wokół.
-Rokakada’rok: Wielokrotny krąg Alamusei- przed kuszą pojawił się skomplikowany mistyczny krąg czystej energi napełniający wszystkie zaklęcia przechodzące przez niego mocą do łamania barier. Chciał mieć pewność, że jego, chyba najlepszy atak dojdzie celu.


-Memento mori- wyszeptał, choć to już nie była inkantacja i nacisnął spust. Bełt, który już nie był bełtem a znacznikiem, poszybował prosto w demona, a za nim, z krzykiem przynoszącym na myśl banshee, podążały duchy, by zniszczyć tego kogo wskaże pocisk.
Sabath przeliczył siły swojego demona. Potężny pocisk z ogromnym hukiem rozerwał na strzępy zbeszczeszone ciało, wielkie ilości krwi, flaków i mięsa zanieczyściły okolice.
Barutz uśmiechnął się w tryumfie po czym nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Padł na kolana niedowierzając, że mu się udało. Raz osiągnął efekt bliski temu, ale potem zapadł w śpiączkę na tydzień. Chciał wierzyć, że po prostu zrobił taki progres, ale wiedział doskonale, że to efekt sięgnięcia do mocy dzieciaka. Gdyby tylko udało się przejąć jego całą moc dla siebie... ale teraz z ledwością utrzymywał się by nie paść na ziemi bez przytomności.
-Walcz Popielu. Pomóż innym...
Nieumarły zawył szarżując do nabliższego przeciwnika. Okazali się nim dwaj nekromanci walczący z bożkiem. Ziemia płonęła tam gdzie postawił stopę, a za nim szła pożoga... W pewnym momencie, gwałtownie się zatrzymał uderzając mocno stopą w ziemię. Zakrzyknął głucho starając się przejąć kontrolę nad ognistymi kulami które zaraz miały upiec bożka i, jeśli mu się uda, zawrócić je na eks-właścicieli, jeśli nie, to aby po prostu walnęły w ziemię.
Popiel nie dał rady przejąć sfer, jego zamiar skończył się tym, iż jedna z tych które próbował ujarzmić rąbneła mu pod nogami odrzucając go mocno w tył. Natychmiast wstał, w końcu ognień nie mógł mu zaszkodzić. Coś co zostało już spalone nie spali się bardziej. Otworzył szeroko usta, tak szeroko, że żuchwa na pewno nie była już w stawie, a policzki wydawały się o włos od rozerwania. Nieco przed jego ustali wytworzyła się kulka ognia, która urosła do rozmiarów pięści, po czym zaczęła jakby przyspieszać. Płonęła szybciej, stawała się coraz jaśniejsza, aż osiągnęła oślepiającą biel. Zawył potępieńczo uwalniając potworne gorąco w postaci długiego promienia którym zarzucił jakby był to bić, nadając mu spiralny kształt, co znacznie zwiększało szansę na trafienie nekromantów.
Sairus utłukł jednego z czarnych magów. Gdyby tylko Popiel zajął się drugim. Z niewiadomych powodów. Wilk padł jak długi na ziemie. Władający śmiercią czarodziej odsunął się deliktanie od bicza, miał wielke szczęście rozgrzana linia mineła go o milimetr. Przysmalając mu włosy.

W oddali Nekromanta padł od rzutu magiczną buławą zmaterializowaną, przez wampira.
 
Arvelus jest offline  
Stary 30-08-2011, 20:32   #33
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
- Więc wypróbujemy ten kawał stali - powiedział Sairus sam do siebie podrzucając lekko miecz, a potem łapiąc go bez problemów. Już on pokaże tym rycerzykom mroku, gdzie ich miejsce.. Głęboki oddech, a potem bieg w stronę przeciwników, trzymając miecz przy boku, jakby spoczywał on w pochwie. Jeszcze chwila i szybkie cięcie zostało wyprowadzone w jednego z rycerzy.
Jeden z wojowników wybiegł przed drugiego, a w jego ręku pojawiła się ogromna tarcza, była tak wielka, że musiał ją trzymać oburącz, naszpikowana kolcami co kilka centymetrów. Ten który stał z tyłu również nie próżnował, przywołał sobie kilka sporych rozmiarów włóczni. Jedną z nich natychmiastowo cisnął w Wilkołaka.
Wilk szybko skoczył na bok, aby uniknąć nadlatującej włóczni. Jak na razie właśnie ten z włóczniami był niebezpieczny, więc trzeba było się go szybko pozbyć. Sai spróbował okrążyć przeciwników, aby móc zaatakować włócznika bez obawy przed tarczą drugiego z rywali.
Ku zaskoczeniu Drake’a włócznia za nim eksplodowała, a fala uderzeniowa na jego szczęście odrzuciła go w bok, tak że o włos ominął kontaktu z kolejną.
Sairus wylądował na ugiętych nogach, wolną ręką, zostawiając ślad na ziemi. Mimo braku przemiany, ślad wyglądał, jakby zostawiły go pazury. Wiedział, że łatwo nie będzie i nie zamierzał się szybko zniechęcać. Musiał wygrać albo przynajmniej czekać na wsparcie. Podniósł się szybko i dzierżąc oburącz miecz, zaatakował rycerza z tarczą. Celował dokładnie w tarcze, wkładając w uderzenie dużą siłę. Zamierzał ją po prostu zniszczyć.
Miecz z głuchym odgłosem uderzył w osłone upadłego. W skutek zderzenia ręka dzierżąca miecz odskoczyła w tył. Przeciwnik wilkołaka nie czekał na nic.
-Death Strike.- Czarna fala mkneła ku Sai’owi ten jednak zdąrzył odskoczyć, w skutek czego tylko go zaklęcie drasneło. Jednak odrzuciło go w tył. Co najbardziej dziwne jakiś inny rodzaj magii, pocisk bądź coś podobnego przebiło pierś jego przeciwnika.
Ciekawe komu Wilk będzie musiał dziękować. Teraz nie było czasu na rozglądanie się w poszukiwaniu pomocnika. Został jeden rycerz, którego trzeba było zabić. Jeden na jeden, Sai zdecydowanie miał przewagę. I postanowił to wykorzystać. Rzucił się w stronę rycerza, chcąc jak najszybciej zmniejszyć dzielącą ich odległość. W odpowiednim momencie wyskoczył do góry, wyprowadzając w niego uderzenie od góry.
W miejsce włóczni zapuszkowanego wojownika, pojawił się sprorych rozmiarów oburęczny miecz. Wyskoczył na taką samą wysokość co wilk. Zwarli się ostrzami w locie.
Sai jakby próbował przepchnąć przeciwnika, ale tak naprawdę postanowił zrobić coś innego. Szybko kopnął rycerza w jego kolano, które było skryte pod zbroją i odskoczył do tyłu. Zapewne nie sprawił nawet bólu rywalowi, ale zdobył chwilę czasu w której mógł się od niego troche oddalić.
Gdy stopy rycerza miały już kontakt z ziemią, opadł na jedno kolano z powodu uderzenia Sairusa. A trawa w promieniu kilku stóp natychmiastowo zgniła i zmieniła się na czarną.
Sairus nie zamierzał pozwolić rywalowi na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Zaczął biec w jego kierunku z zamiarem wykonanie poziomego cięcia w głowę rycerza.
Coś nagle pochwyciło nogę wilkołaka! Żelazna rękawica, rycerza który wydawał się zabity zaciskała się na bucie Drake’a. Z powodu nagłej redukcji prędkości ruchu. Wilk wyłożył się jak długi na ziemie. Drugi z wojowników podniósł się. I otworzył za sobą portal, z krórego wysuwało się mnóstwo broni różnej maści.
-Brama Babilonu.-Wyinkantował.
Sai stęknął cicho w momencie zderzenia z ziemią. Na coś takiego nie był przygotowany. Tamten miał już być trupem, a teraz przez to wszystko, drugi z rycerzy zdobył przewagę. Najpierw trzeba było pozbyć się tego niby trupa. Dlatego też ostrze miecza szybko powędrowało na rękę, która doprowadziła do tego, że zaliczył niezbyt miłe spotkanie z ziemią.
Ręka odleciałą w inną stronę. Jednak już setki osttrzy, strzał i włóczni mknęły w jego stronę tego nie było można uniknąc, tego nikt by nie przeżył. Jednak w tym momencie coś robnęło w ziemię. To ostatni z pozostałych upadłych aniołów, zrzucony przez Azraela. Przyjął na Siebie te ostrza które frontalnie leciały na wilkołaka. Demon upadł martwy na ziemie.
Wilk jedynie zdołał się podnieść, ale życie zawdzięczał tylko temu, że upadły anioł oberwał za niego. Chwilę mu zajęło ocenienie całej sytuacji. Sam uważał z,ę zbyt dugą chwile, ale nic na to nie mógł poradzić. Teraz już nic nie mogło powstrzymać go przed dotarciem do rycerza. Przeskoczył nad upadłym aniołem tak, aby znaleźć się jak najbliżej przeciwnika, a potem zaatakować go jednym silnym uderzeniem w okolice prawego ramienia.
Uderzenie wilkołaka trafiło w szczelinę w zbroi na karku Rycerza. Co dziwniejsze trafieniu towarzyszyła fala uderzeniowa, a runy zajaśniały. Głowa przeciwnika upadła obok. Drugi z przeciwników również wydawał się martwy. Widocznie oboje byli powiązani jakąś więzią.
Azrael wylądował nieopodal Sairusa.
A więc to ostrze nie było zwykłym kawałkiem stali przyzdobionym kilkoma wzorkami. Miało w sobie jakąś moc, która teraz się objawiła. To na pewno się przyda, ale warto byłoby dowiedzieć się, co może aktywować moc tego ostrza. Sai wbił miecz w ziemię i oparł się o niego trochę. Coś za bardzo się zmęczył jak na walkę z dwoma przeciwnikami. Widział Azraela i chciał do niego podejść, lecz wtedy stało się coś dziwnego. Dla Wilka czas jakby stanął. Znalazł się w całkiem innym miejscu, które było czarną pustką. Stał w tej pustce na niewidzialnym podłożu i widział przed sobą samego siebie. Jakby patrzył w lustro. Jednak to, co powinno być odbiciem, miało dziwny błysk w oku, który nie spodobał się Sairusowi.
- Nawet nie wiesz, czego chcesz. Będziesz nikim jeśli na powrót staniesz się człowiekiem. Nikim! - rozległ się tak bardzo znajomy głos. Głos samego Sairusa, którym mówiła istota wyglądająca jak on sam. Wilkołak chciał coś powiedzieć, ale zanim cokolwiek zrobił, znowu był przy dwóch trupach rycerzy, niedaleko Azraela. Był zdezorientowany, nie rozumiejąc co przed chwilą się stało. Kim był ten drugi. Sairusem? Niemożliwe. Tamtem miał w oczach chęć zabijania. A może... Nie, niemożliwe. Coś takiego nie mogło się stać. Sai wpatrywał się tępo przed siebie w bliżej nieokreślony punkt, stojąc wciąż w tym samym miejscu.
Azrael nagle znalazł się obok wilkołaka.
-Trzeba pomóc innym-rozejrzał się po okolicy-Wspomóż Boga i Chowańca Barutza, ja postaram się zrobić coś z pozostałym nekromantą przy Czarodziejce.-Klepnął Sairusa w ramię i użył przeniesienia.
Dopiero pojawienia się Azraela, przywróciło całkowicie Sairusa do świata rzeczywistego. Racja, trzeba było pomóc innym. Wilk wziął miecz i ruszył w stronę przeciwników Pana X.
Gdy był już względnie blisko, i dokonał jako takiego rozpoznania w sytuacji. Widział mnóstwo małych czarnych kuli ognia które goniły upadłego Boga.
 
Saverock jest offline  
Stary 05-09-2011, 19:19   #34
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Na pozór starcy, poruszali się strasznie szybko. Młodzieniec miał czasem problem aby ich dogonić. “Czar” który wypowiedział jakiś czas temu zdawał się słabnąć. Co prawda nie bolało go już ramię ale dziwne wzmocnienie zdawało się znikać. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej normalny. Mimo iż ciężar jego ciała wynosił tyle samo, to przyzwyczajony do chwilowej lekkości zdawał się bardziej odczuwać zmęczenie.

W końcu dotarli do celu. Od poprzedniego dnia wydarzyło się tyle rzeczy, że nie zdziwiło go nawet rozstąpienie się skały. Zaciekawiło go natomiast to co było za barierą. Nekrusy wyjaśniły, że to teleporter po czym jeden z nich wlazł do środka, zapraszając Bena. Teraz już nie było wyjścia. Coraz bardziej wyglądało na to że łachy mówią prawdę, a młody Drake musiał to sprawdzić... bez wahania wszedł więc za swoim przewodnikiem do kręgu...
Uczucie towarzyszące przenoszeniu było takie samo jak te o którym mówiono. Młody rycerz był jakby wsysany od środka. Kilka sekund potem stał naprzeciw monumentalnego budynku. Nekrusi otworzyli drzwi, wszedł za nimi po czym się znalazł w wielkiej delikatnie oświetlonej sali ze stosem zwłok, mnóstwem chowańców i nekromantów stojących na baczność w drugim ledwo widzialnym końcu sali, na czarnym tronie siedziała postać.
-Panie, mamy jedną z nici przepowiedni.- Bliźniacy zgrali się idealnie w tej przemowie.
-Dobrze więc, spisaliście się, a teraz wyjdźcie.-Jak lord kazał tak jego sługowie uczynili i opuścili pomieszczenie.

Już u samego wejścia młodego Drake’a wzięły mdłości. Wszędzie unosił się swąd zgnilizny. Wszędzie walały się zwłoki. Człowiek, który tutaj mieszkał musiał być naprawdę chory. Z miejsca w którym się teraz znajdował, rycerz zgromadzenia nie mógł dobrze widzieć osoby siedzącej na tronie ale za to słyszał jego głos i widział reakcję jego podwładnych. Wystarczyło słowo aby dwaj bliźniacy w popłochu opuścili salę. Ben czekał aż lord się odezwie ale gdy to nie nastąpiło sam postanowił zabrać głos.

-Witaj. Może ty wyjaśnisz mi co tu się wyprawia? Te dwa łachy niewiele byli mi w stanie przekazać poza ich sykami. Kim ty jesteś, co to za przepowiednia i po kiego diabła mnie tutaj sprowadziliście?
-Pozwoliłem Ci przemówić pionku?-Władca był tak rozłoszczony, że aż wstał z tronu. Po czym podszedł kilka kroków na przód, a w świetle widać było jego wstrętną zieloną pełną blizn twarz.
-Sam bym to wytłumaczył ! Jesteś jednym z tych którzy mają uratować Albion, ale jak widać Gabryjelowi nie udało włączyć Ciebie do zespołu... My też staramy się to uczynić ale na własny sposób.

Gdy tylko władca podniósł się z tronu, Drake odruchowo przyjął pozycję bojową. Spuścił jednak gardę gdy rozmówca przemówił. Pojawiało się coraz więcej niejasności.

-W życiu nie miałem styczności z tym Gabrielem ale mimo to i tak go nienawidzę. Nie mam zamiaru pomagać jemu, tak samo nie wiem też dlaczego miałbym pomagać tobie? Jak miałbym to zrobić, i przede wszystkim co z tego będę miał?
-Jeżeli się nie zgodzi to umrzesz tutaj, a jeżeli się zgodzisz to nie dość, że uratujesz Albion to i dostaniesz szansę zabicia anioła!-Nocturnal był nad wyraz podekscytowany.
-Ale na co się mam godzić? - zapytał coraz bardziej zirytowany Drake - Czemu akurat ja? I co to za przepowiednia o której cały czas gadacie?
-Coś o scaleniu kraju, i wsadzeniu na tron skorumpowanego dzieciaka! Nie zna jej nikt całej poza Serafem i pewną Elfką, póki co to naszym celem jest odbicie dzieciaka z rąk Archanioła.-Nekromanta cały czas był w podniosłym nastroju, jak gdyby blisko sukcesu.
-I niby ja, ten który dopiero co został mianowany rycerzem, mam tego dokonać? Pokonać anioła, który zabił stwora mającego moc w kilka chwil pogromić dwie armię. Przy czym jedną z ofiar prawie padłem ja sam. Jakim cudem miałbym tego dokonać?
-W waszej piątce ponoć zapieczętowany moc u zarania dziejów, po to aby była użyta w ten czas. Czas nadchodzącej Apokalipsy!-Po sali rozniósł się głośny chory śmiech.
-Naszej piątce? - Benowi od razu przypomnieli się przyjaciele - Nie ma już naszej piątki, Hank nie żyje, a z pozostałymi od dawna nie miałem kontaktu. Dlatego chyba nici z odpieczętowania tej mocy.
-Nie mówię o jakichś nic nie znaczących poplecznikach z twojej przeszłości! Zresztą raczej i tak nie znasz tych osób! Gdy połączymy siły nic nas nie powstrzyma!-Powolnym krokiem postać powracała ku swemu tronowi.
-To jak człecze idziesz na współprace?
-Pozostaje niewyjaśniona najważniejsza kwestia. Co ja będę miał z tej współpracy? - młody rycerz zgromadzenia czuł, że ciemność drzemiąca w nim wymyka się spod kontroli, i powoli przejmuję nad nim władzę. Czuł jak powoli odsuwają się na bok, sprawy kiedyś dla niego ważne, a na pierwszy plan wysuwa się on sam. Nie wiedział co się dzieje, nie wiedział nawet czy może, a przede wszystkim czy chce z tym walczyć.
Nekromanta uśmiechnął się, tak jednak aby rycerz tego nie dosrzegł, wiedział, że przeciąga go na swoją stronę.
-Zostaniesz nowym królem Albionu.-Powiedział całkiem beznamiętnie.
-Gdzieś mam bycie królem, powiedz mi jak możesz sprawić abym był w stanie zmierzyć się z tym całym Azraelem? Póki co zostałem bez najmniejszego trudu powalony przez coś co padło z jego ręki... a tak w ogóle to co to było?
Nastała chwila milczenia, nekromanta chyba coś obmyślał czy też zmyślał.
-To był Sataneal jeden ze sługusów Gabryjela. Jak sprawie? Twoja wewnętrzna siła się przebudzi w razie potrzeby oraz otrzymasz nasze wsparcie.
-Dobra, pomogę wam ale pod jednym warunkiem. Stając przed Gabrielem chcę mieć pewność że jestem w stanie z nim walczyć, po to żyję, i nie mam zamiaru ginąć nawet nie zacząwszy walki. Przebudź te moce a pomogę ci zgładzić anioła. Co mam robić?
-Z tego co mi wiadomo moc przebudzi się gdy znajdziesz się w jego pobliżu, nasze siły obecnie się z nim ścierają. Możemy tam w sumie wyruszyć! Co ty na to?-Zapytał bardzo poważnie.
-Jeśli w ten sposób zdobędę siłę... prowadź...
 
Radioaktywny jest offline  
Stary 19-09-2011, 21:11   #35
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Podróż dla upadłego boga minęła, nie była to najwygodniejsza rzecz na świecie, jednak ożywieńce spisały się niesamowicie dobrze. Najgorsze były jednak kły... które nie dawały mu spokoju starał się jednak przy kompanie tego nie okazywać, zdawał sobie sprawę jednak z tego, że za bardzo mu się to nie udało. Po tym, zaczęło go męczyć jednak coś innego... Coś bardziej ludzkiego, sumienie... Przez większy czas podróży praktycznie się nie odzywał. Kiedy dotarli na miejsce, nie rzucił nawet złośliwego komentarza w stronę czarodziejki i jej bliskiego przyjaciela.
Był pewien że teraz, że ten jeden raz... będzie mógł odpocząć. Od kilku wieków nie miał ku temu stosowności. Niestety... I tym razem zostali zaatakowani. Podróż była zbyt prosta...
Wówczas bożek wstał ciężko. Poprawił włosy... Po czym wykrzyczał
- Ludzie ! Czy to jest wasz cel ?! Czy to wszystko jest waszym pragnieniem ?! Pogrążyć się w zagładzie ?! Co wam da wyniszczenie się na wzajem ?! To nie ma sensu ! Nic ! Nie osiągniecie, ni mocy, ni władzy, jeno wieczne Cierpienie ! Dlaczego ich słuchacie ! Pytam się wam dlaczego ! - Wskazał ręką na upadłych
- To nie jest wasz cel, to nie wasza droga ! Wy nie macie im służyć, ale Macie nieść własne grzechy samotnie ! To nie jest droga na skróty ! Dlaczego !?
Azrael zamarł w pół uderzenia słysząc słowa Boga, taka zmiana?! Dla anioła było to szokujące. Moment zawachania przypłacił kontaktem z pobliskim kamieniem z kręgu który rozsypał się w pył. Ale te słowa, jakby go zmotywowały, praktycznie coś na rodzaj osełki. Naostrzyły jego świadomość. Wściekle uderzył mieczem, a fala uderzeniowa odrąbała skrzydło jednemu z upadłych. Krew zalała okolice. Gabryjel wykonał kilka gestów, a z osocza upadłego uformowały się szpilki. Podziurawiły jedno-skrzydlatą istotę jak sito. Oddała ostatnie tchnienie, a jej ciało wyparowało w powietrze.
-Wszyscy! Nie ugniemy się! Zatrzymamy to! Razem.-Azrael wykrzyczał, jakby w odpowiedzi na słowa byłego Boga. Po czym z mieczem w ręce ruszył na ostatniego z demonów.

-My go ratujemy na własny sposób!-Wykrzyczał jeden z nekromantów znajdujących się przed Anhernatirenatux. Machnął ręką do towarzysza. Oboje wznieśli laski do góry a od jednej do drugiej przebiegała magiczna linia.
-Synchro Death Fire Bomb.- Po środku polączenia, poczeła się tworzyć wielka czarna kula.
Kiedy bożek zauważył sporą kule, która mogła bez problemu dokonać zniszczeń na sporym terenie. niemal natychmiast zeskoczył na bok. Nie było sensu nadstawiania się, a tym bardziej że mogło to być tragiczne w skutkach.
- Wy głupcy, nie dostrzegacie tego, że doprowadzacie własną rasę na zagładę ?! Do wielkiego kanionu idziecie na oślep ! Istota, sformowała dwa małe magiczne pociski, które rzuciła w nogi nekromantów.
- TO nie jest zabawa, im więcej się wybijecie, tym będziecie mieli mniejsze szanse na przetrwanie ! Zrozum to, to nie ma sensu. Możemy się wykrwawić, jednak w ostatecznym rozrachunku, będziesz zdany na swoich wrogów. Uświadom to Sobie !
- Tym razem przy dłoni bożka, poczęły się tworzyć lekkie wyładowania elektryczne.
Nekrusi kompletnie ignorowali wypowiedź Bożka, a jego pociski trafiały na niewidzialną Barierę.
- Bariera...
bożek wiedział że jego “strzały” miały za małą moc. Cóż, musiał wymyśleć coś nowego, albo po prostu, podładować swoją błyskawice. Ta zaczęła coraz mocniej świecić i poruszać się w okół ręki postaci. Osiągając bardzo wysoką temperaturę. Istota nie czekając długo, puściła w ich stronę pioruny.
W tej samej chwili wielgachna kula już mkneła w stronę bożka zaabsorbowała jego piorun. Była ogromna.
- Nie dobrze !
bożek zbiegł na prawą stronę, po czym szybko ruszył w stronę nekromantów, mając nadzieje że kula, nie zmieni trajektoria lotu.
-Divide-Synchroniczny głos obu nekromantów odbijał się echem od kamieni Stonehenge. Kula rozdzieliła się na dziesiątki mniejszych bardziej mobilnych. Chmara sfer wzniosła się do góry by zaraz pikować na upadłego Boga.


Z tego, co widział Sairus, sytuacja Pana X nie wyglądała najlepiej. Powinien sobie poradzić sam, ale skoro ilościowo przewagę mieli nekrusi(bo nieumarłego sługusa towarzysza, nie uważał za coś, co mogłoby się równać z człowiekiem), każda pomoc się przyda. Wilk ujął miecz w obu rękach, okrążając nekromantów. Chciał znaleźć się za nimi, aby potem zaatakować z zaskoczenia od tyłu.
Co jak co, ale tego się nie spodziewał. Skąd Ci głupcy umieją takie sztuczki ? I dlaczego to, ponownie w NIEGO lecą największe albo najdziwniejsze pociski, to ZAWSZE ON dostaje, najgorszą z możliwych opcji. Ale cóż... taki już los, chociaż z drugiej strony, nie wie z kim walczą towarzysze. Ruszył szybko w stronę oponentów, materializując buławy. - “Teraz powinienem dorzucić...” - Po czym zaczął co chwila ciskać w nich, metalowym orężem, wiedząc że to nie może być wchłonięte przez te czarną kule. - W myślach dodając - gdzie ten sukinkot, jeszcze nie interweniował ? Dziwne... Niemal zawsze, w ostatniej chwili, spadał jak bohater z jasnego nieba, niosąc nadzieje... Czyżby...?
Bezmyślny atak żelastwem nie był najlepszym pomysłem, na nekromantach nie sprawiało to większego wrażenia. Większość nie dolatywała, a te które mogły były po prostu unikane.
Jedna z kulek robneła Boga w plecy, upadł na ziemie, miał całe obolałe plecy. Widział też nadlatujące stado sfer. Tego nie uniknie, nie ma szans.
Jednak gdy już był odpowiedni moment na żegnanie się ze światem, czar prysł. Sairus zaatakował jednego z nekromantów, przebijając mu serce na wskroś mieczem.
Jednak drugi rąbnął go czarnym pociskiem w prawe ramię, przez pewien czas napewno nie zdolne do walki. Było jakby sparaliżowane.
Sai znowu usłyszał ten głos. Znów jakby czas spowolnił.
- Poddaj się temu. Zginiesz jeśli tego nie zrobisz. Zamień się, to nic złego - przekonywał go jego własny głos, a raczej istota nim obdarzona. Gdy głos ucichł wszystko wróciło do normy i nic wokół się nie stało. Nadal został jeden nekrus, który przed chwilą zranił jego ramię. Odpowiedzią Wilka na przekonywanie, które słyszał, było przeraźliwe wycie. W następnej chwili jego lewe ramię przybrało formę jaką miało po przemianie w wilczą formę, a on sam zaatakował szponami nekromantę, celując w jego serce.
-Death Paralyze-Rzucił nekromanta, a od rany po Ciele Sai’a rozeszła się trucizna. Która spowodowała, że układ nerwowy nie był w stanie do żadnych działań. Wilkołak padł na ziemie całkowicie bezwładnie.
Magiczna powłoka szczelnie otoczyła upadłego boga, wszyscy go wspierali. Nawet chowaniec wycieńczonego Barutza machał ognistym biczem, ciut nie topiąc przeciwnika. I wtedy stało się coś bardzo mało prawdopodobnego, gdy jeden ze sług Nocturnali zajęty był Popielem. Ostatnia buława doszła celu, rozkwaszając czaszkę. W koło zapanowała cisza, to chyba ich zwycięstwo.
 
Saverock jest offline  
Stary 19-09-2011, 21:16   #36
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Elfka była cały czas obok dzieciaka gotowa do ewentualnej obrony go, gdy jako tako sytuacja się uspokoiła. Obnażyła swój miecz i lekko cieła się w przegub.
-Pakt Krwi : Rytuał Odnowienia.-Wyinkantowała.

-Spadająca z nieba, stracona przez boga.
Rozbita przez ludzi, umieszona w ciele.
Gwiazda Zaranna i Potężna.
Kryształ nieskończony.-

W powietrzu zaczeły się pojawiać niebieskie wyładowania, mające swoje źródło w chłopaku. Natomiast wampirzyca rękami tworzyła pieczęcie. Z każdą następną na rękach tworzyły jej się czerwone znaki.

-Dzieci przeznacznie, i tyś wybrany.
Oni pomogą nieść brzemię Albionu.
Na tobie jednak spocznie jego los.
Dlatego Otwierając Tunel mocy.
Niose ukojenie.

Ręka Aerithe spoczeła w brzuchu młodzieńca, który zdawał się Emanować światłem. Tak naprawdę to elfka grzebała w węźle magicznym.
-Uwolnienie-Wyszeptała, a w ręku już trzymała kryształ. Dysharmonizacja przepływu okolicy spowodowała, że pioruny nawalały z ogromną siłą.
Dziewczyna cieła się w innym miejscu na ręce.
-Pakt Krwi: Pieczęć Mocy.-Czerwone osocze pokryło kryształ a całe zawirowanie magii ustało.
-Azraelu, kryształ zabezpieczony!-Wampirzyca krzykneła w stronę anioła.

Barutz zaraz po walce ożywił dwa szkielety. Jeden zabrał Ulryka do kręgu, jak ma się takie miłe źródło mocy to trzebva skorzystać. Drugi, natomiast, zabrał się za zbieranie resztek demona. Rozwalony na kawałki, ale nawet tak przemielone mięso i można wykorzystać, a kości co najwyżej zostały połamane... wystarczy by naprawić eks-paladyna.
Po śmierci nekromatny, Sairus odzyskał władzę nad ciałem. Przynajmniej częściową, bo czuł, że tak od razu nie byłby wstanie funkcjonować normalnie. Na całe szczęście walka się skończyła, więc miał czas na dojście do siebie. Podniósł się powoli i sięgnął po miecz leżący na ziemi. Rozejrzał się jeszcze, aby sprawdzić, czy całe zagrożenie minęło. Dostrzegł elfkę, która chyba zajęła się już bombą w następcy tronu. Skierował swe kroki w jej kierunku, a miecz ciągnął się za nim, ostrzem zostawiając ślady na ziemi.
- No to świetnie, co teraz? - zapytał, opierając się o jeden z kamieni w tym kamiennym kręgu.
Sytuacja była, niemalże komiczna. Ale cóż, tym razem “strategia” bożka powiodła się. Ale jak zwykle to ON oberwał. Po woli zaczął zastanawiać się nad sensem tej sytuacji. Być może jest za wysoki i to dla tego tak bywa ? Albo ma nieziemskiego pecha... Jest jeszcze jedna możliwość, której nie dopuszczał.... Jest po prostu, kiepskim wojownikiem. Przełknął ślinę - Nie będzie słuchał takich bzdur. Niema takiej możliwości... Ale tak czy siak, musiał podziękować za uratowanie mu skóry.
- Ehh.. Ciężko mi to przychodzi na język. Ale zmuszony jestem wam.... Podziękować, chociaż tyle mogę zrobić.... Dziękuje....
Mimo wszystko, spodziewał się czegoś więcej, po tej “wampirzej” mocy, gdyby wiedział że “niższej” kategorii to ktoś aż “tak” ograniczony, z pewnością przemyślał by to dokładniej... Ale cóż, w takim razie musi zjeść swoją towarzyszkę... Pozostało znaleźć jakiś sposób, by nie wzbudzić podejrzeń anioła... Tylko Jak ?

Seraf teleportował się obok elfki. Ta wycieńczona rytuałem osunęła się na nogi. Azrael oparł ją o kamień który jeszcze nie dawno sama wykorzystała jako łoże dla króla. Przyszły władca czuł się coraz lepiej, przestał się tak intensywnie pocić, co mogło znaczyć, że ukojono jego cierpienie. Wrogowie byli zabici, to wyglądało jak zwycięstwo. Jednak Gabryjel nie miał, ani trochę radości na twarzy. Raczej skupienie, zmartwienie.
-Coś nadchodzi przygotujcie się.-Powiedział do wszystkich zgromadzonych.
Przed samym skalnym kręgiem otworzył się portal. Wyszła z niego postać, czarny Mag. Faust dobrze go znal, głowa kręgu. Legendarny Israphel Nocturnal... oraz nieznajomy rycerz Zgromadzenia.
-Wiem, że jesteście wyczerpani, ale chronić Elfkę i kryształ swoim życiem!- Gdy wykrzykiwał te słowa był już w biegu z Caliburem w prawym ręku.
-Ostatni bastion.-Wyinkantował, a gruba nie widzialna bariera otoczyła drużynę. Była przeźroczysta tylko co jakiś czas widać było błękitne wyładowania.
-Że jak?- zajęczał Faust - Natychmiast zostawił szkielety i skupił się na Popielu. Szeptał długą formułkę, aż w końcu pojawiły się dwie pieczęcie. Jedna na piersi Barutza, druga nieumarłego. W tym momencie nekromanta padł bez przytomności, by patrzeć na świat oczami swego sługi. Było... zimno... tak potwornie zimno...
-Rokakada’rok: Paliwo Ciała- tej runy nie dało się dostrzec. Jest ona inna, pojawia się wiele tysięcy razy na całym ciele i w całym ciele, wyglądało to jakby po prostu Popiel sciemniał, a za chwilę zaczęły się unosić drobiny światła z całego jego ciała.
-Rodra- w tym momencie zajarzyły się runy na stawach nieumarłego.
Sai nie krepował się z przekleństwem. Sytuacja go usprawiedliwiała. Przecież nie zdołał dojść do siebie po walce i do tego nie rozumiał, co się z nim zaczęło dziać, a tu kolejne starcie.
- Teraz toście mnie bardzo wkurzyli - powiedział, patrząc na nowych przeciwników. Mimo wszystko nawet się nie ruszył z miejsca. Jeszcze nie. W końcu mieli chronić wampirzycy. A niech się któryś zbyt blisko zbliży. Pożałuje, że się tutaj pojawił.
To nie był szczęśliwy dzień... Drużyna była co chwilę atakowana, było to niezwykle irytujące. Sytuacja była męcząca. Aczkolwiek miała swoją dobrą stronę... Widział że inni poczęli robić swoje kroki, on sam, udał się w stronę Elfki, która nadała mu “mroczny” dar. Mimo iż spodziewał się czegoś więcejm słowa nekromanty, nadały mu mu pewną drogę wyjścia.
- Wampirzyco... - Kucnął przy niej. Wtedy ujrzał że jest nieprzytomna.
- W takiej... chwili ? Ehhh.... Czyżbym zatracił opaczność ? NO nic... Teraz jesteś ważna dla mnie, jak złoto. Co jak co, nie mogę Cię stracić... Moja droga. - Uśmiechnął się złośliwie. Miał stanowczo dość walk, ale wiedział że jeśli do niego dojdzie...Będzie zmuszony...
“Nasze armie właśnie się ścierają” - ten cytat Ben miał w głowie podczas wchodzenia w portal. Liczył, że wpadną w sam środek walki a on będzie mógł wykorzystać chaos ku swej przewadze. Niestety zastali tylko pobojowisko, co gorsza, ofiary było widać tylko po jednej stronie... ich stronie
-Cóż to za armia, która nie potrafi sobie poradzić z taką garstką? A co lepsza anioł wciąż trzyma się na nogach. Lepiej żebyś mówił prawdę o tych mocach. A jak znasz jakieś sztuczki to chyba najwyższa pora...
Drake patrzył jak bariera wznosi się nad grupką ludzi, a zaraz po tym Gabriel rzuca się w ich kierunku. Z każdym kolejnym krokiem archanioła Ben czuł jak ciemność w nim narasta. Powoli zatracał się w sobie. Człowiek którym był dawniej powoli znikał za czarną mgłą, w jego miejsce pojawiała się istota kierowana tylko jednym pragnieniem.... pragnieniem zemsty. Nieważny stał się już jej powód, liczyło się tylko to by ją spełnić.
Widząc szarżującego wroga przyjął pozycję i zbierając w sobie siły czekał na rozwój wypadków.
Azrael w biegu, wolną lewą dłonią wykonał pieczeć. Bariera którą tak nie dawno strzorzył upadła, a on i tajemniczy rycerz znikneli.
 
Arvelus jest offline  
Stary 19-09-2011, 21:21   #37
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
-Zostawiam Nekromantę wam.-W głowach każdego z was dudniał głos Azraela. Wiedzieliście, że była to telepatyczna wiadomość.

-Oddajcie kryształ i chłopaka a ujdziecie żywo pionki!-Wykrzyczał Czarny mag.
- Jak zapewne... Domyślacie się. Nie jestem najlepszy w walce. Dlatego, też mam do was propozycje... Wy zajmiecie się nekromantą. A Ja wezmę naszą drogą wampirzycę w stronę stolicy. Tam też wy dostarczycie młodego księcia. Co Wy na to ?
bożek spoglądał chwilę w stronę nekromanty
- Interesuje go, głównie książę i ten przeklęty kryształ. Posłuchajcie... Ten kryształ, może być kluczem.... Do przywrócenia człowieczeństwa Wilczka, oraz osiągnięcia przez Ciebie, wypragnionej mocy Nekromanto. Oraz dla mnie... Weźcie to szybko, tam też się spotkamy. Będę przy pomniku “nienawiści” Wiecie gdzie to jest ? Prawda ?
Druga strona Sairusa odezwała się natychmiast, gdy bożek wspomniał o krysztale, który mógłby się okazać kluczem do jego człowieczeństwa.
- Nie wierz nikomu. Zabij wszystkich i użyj kryształu do zdobycia potęgi - odezwał się głos w jego głowie.
- Wszyscy padną przed Tobą na kolana, więc na co Ci człowieczeństwo. Będziesz mógł polować do woli, a nikt nie odważy się Ci sprzeciwić - kontynuował głos, naciskając na ludzką część Sairusa, który nie chciał tego słuchać. Nie chciał mieć nic wspólnego ze swoja drugą częścią. Zbyt dobrze ją poznał. Była ona tylko bestią, która chciała zabijać i zdobyć potęgę.
- Nie! - wrzasnął Sai, podnosząc miecz. Stanął tak, aby móc bez problemów obserwować nekromantę.
- Jasne, łatwiej uciekać - zwrócił się do Pana X, ale nie było słychać w jego głosie żadnego sarkazmu, czy złości.
- Chcesz kryształu i chłopaka, to sam sobie ich weź! Przyjdź tutaj po to, czego chcesz! - krzyknął do Nocturnala
-Ukryj jeszcze gdzieś moje ciało, Anter- powiedział Barutz ustami Popiela, był to bardzo nieprzyjemny głos - Jakże miło cię widzieć Israphelu. Długo będę wspominał ten dzień. W nim zginie władca kręgu, tak jak przed chwilą zginął jego syn...- i zaśmiał się wyjątkowo paskudnie. Nie zamierzał dłużej czekać. Pieczeć Paliwa Ciała daje temu ciału sporą moc, znacznie przekraczającą normalne możliwości, ale jak nazwa wskazuje, odbywa się to jego kosztem. Jeśli się nie pospieszy to Popiela już sie nie naprawi
-Łzy diabła...- wyszeptał i w tym momencie wysoko w atmosferze zmaterializowały się małe kamienie i spadały na pole walki wciąż nabierając prędkości, aż zapłonęły. Jeszcze trochę im to zajmie, a trzeba będzie je jeszcze nakierować, bo inaczej porażą wszystkich... albo nikogo. Co jak co ich jest kilkanaście, a bez kontroli rozsypią się w promieniu conajmniej dwustu metrów...
Israphel stanął w nieparzącym go czarnym płomieniu, tym samym w okolicy momentalnie nastał mrok.
-Przed waszą śmiercią pokaże wam, zwiastun piekła które otoczy Ziemie!- Wykrzyczał pełnym nienawiści głosem.
-Nocturnal Helfire- Z losowych miejsc w ziemii poczeły wystrzeliwać słupy lawy. Magma nie opadała zgodnie z siła grawitacji, a jej zasoby kumulowały się w kulę w powietrzu. Gdyby tego było mało głowa nekromantów przyzwała Golemy które składały się z lawy.
Sai podążył wzrokiem za jednym z tych słupów magmy. Jedno wiedział, nie chciał, aby jakiś z tych słupów wystrzelił tam, gdzie stał. Gdy ponownie spojrzał na przeciwnika, widział golemy składające się z magmy. Pięknie, po prostu pięknie. Może jeszcze te golemy będą stapiały stal. To już by było przegięcie. Wilkołakowi nie spieszyło się, aby od razu rzucać się w wir walki. Przyjął postawę obronną. Stabilnie stanął na ziemi i trzymając miecz w obu rękach, ustawił jego ostrze równolegle do podłoża.
- Boisz się i musisz wykorzystywać swoje sługi! Dlaczego sam nie przyjdziesz?! W końcu jesteś taki potężny! - próbował jakoś sprowokować przeciwnika.
-Twoje słowa urażają mą dumę, pionku! Zresztą co taki psowaty może o tym wiedzieć.-Nocturnal mówił to bardzo pysznie, widocznie uważał się za istotę wyższą od innych. Rozszalały golem szarżował na Sairusa.
-Divide!- Z ogromnej wrzącej kuli w powietrzu odczepiła się malutka pół metrowa i z wielką prędkością mkneła na “Czarnego Wilka”. Tego nie było sposobu uniknąć. Wilkołak mógł już żegnać się z życiem, gdy z jego ostrza wystrzeliła sierpowata fala fioletowej energii przecinając sfere która natychmiastowo zastygła. A zastygła magma opadła na golema. To go tylko rozłościło.
Kolejny raz magia miecza dawała o sobie znać. I kolejny raz okazała się bardzo przydatna. Jednak był jeden problem.
- Może w końcu się dowiem, jak cię aktywować? - mruknął Sai pod nosem. Wielkiego wyboru nie miał. Musiał walczyć z golemem. Może będzie miał szczęście i magia w mieczu aktywuje się w odpowiednim momencie. Wilk wziął głęboki oddech, a potem ruszył szybko na przeciwnika. Tuż przed nim wykonał szybkie poziome cięcie.
I znów po uderzeniu magia trysneła z miecza tym razem słabsza, jej kontakt z płynną magmą spowodował jej chwilowe zastygnięcię. Golem był coraz bliżej.
Tym samym gdzieś z tyłu pojawił się ten sam rycerz z którym przeniósł się Azrael.
Sai naprawdę musi jak najszybciej poznać sposób aktywacji miecza. Na pewno ułatwiłoby mu to inne starcia. Jednak teraz musiał wykorzystywać sytuację. Golem zastygł i to był chyba najlepszy moment na atak. Ostrze miecza natychmiast powędrowało na głowę przeciwnika. Bez głowy nikt nie jest taki mocny, więc jeśli dobrze pójdzie, jeden atak i po golemie.
Ostrze co dziwne weszło w skałe jak masło jednak nie było cięcie, tylko pchnięcie, utchneło między otworami pełniącymi rolę oczu. Rozwścieczony golem uderzył wilkołaka z furią, siła była tak wielka, że wilk przeleciał trzydzieści stóp, niefortunnie upadł na lewą dłoń, coś gruchneło.
Sai omdlał.
Był w ciemnym pomieszczeniu przed nim stał mężczyzna o błękitnych włosach i w czarnej szacie.
-Czekałem na Ciebie Sairusie.-Powiedział niezwykle spokojnie.
- Co tu się do diabła dzieje? - zapytał Sai, nic już nie rozumiejąc. Już miał dosyć tego głosu w głowie, a teraz jeszcze coś czego bardziej nie rozumiał.
-W różnych językach mówią na nas różnie, jednak..-Zaczął wyliczać coś na palcach.-Byłem uwięziony przez..sto..dwieście..tysiąć.. lat? Któż to wie. Ty mnie obudziłeś z tego. Więc winien ci służyć. Jednak nie możesz dać się przejąć zwierzęcej naturze.-Mężczyzna podszedł bliżej, Sai mógł dostrzec, iż jest koło czterdziestki.
- Zaraz. Wytłumacz mi to dokładnie. Dlaczego byłeś uwięziony? Dlaczego, to ja cię zbudziłem? I dlaczego nie mogę dać się przejąć zwierzęcej naturze? - pytał Sairus, nie ukrywając zaskoczenia.
-Dlatego, że tylko osoba o czystym sercu może byc obdarzona darem jaki ofiaruje. Właśnie dlatego.-Otoczenie nagle się zmieniło- byli otoczeni palącymi się budynkami, ze wsząd uderzały błyskawicze, to gdzieś spadł meteor.
-Jesteśmy we wnętrzu twojej duszy, to się z nią dzieje gdy kontroluje ją wilk. I do tego może się przyczynić w świecie realnym.
Sai rozglądał się, nie wierząc w słowa nieznajomego. To przecież nie było możliwe. To na pewno jakiś szok spowodowany bólem i nic poza tym. Tak, na pewno. To się nie dzieje naprawdę. Jednak może to prawda? Przecież skąd mógł się brać ten głos, który przekonywał go do poddania się wilczej naturze?
- Ten głos, który zaczynam słyszeć, to ta zwierzęca natura? - zapytał po chwili.
-Można to nazwać drugą osobowością, zaszczepioną przez twojego twórce. Lykana który cię ugryzł, jeżeli jej nie zatrzymasz kiedyś to Ty bedziesz tą drugą. Może zapytasz z kąd ja to wiem? Poniewać nasze spotkanie było nam przeznaczone a fragment mnie był Ci darowany odkąd żyjesz.
- Jak to możliwe? Skoro jakiś fragment ciebie był mi darowany od początku, to dlaczego dopiero teraz się spotykamy? - spytał Sairus. Wszystko mu się całkowicie mieszało. Jednak to, że mógł się stać tą drugą częścią, dotarło do niego natychmiast.
-Słyszałeś o przepowiedni? To wszystko było po części ukartowane? Ja tak naprawde jestem ostrzem wykutym przez Aniołów, w niebańskiej kuźni. Tak dokładnie to te które dzierżysz wykuł poprzedni Gabryjel. Me imię to Sylthid. Kiedyś ma dusza była cherubem.-Gdy to mówił przenieśli się do kuźni umieszczonej w jakimś pięknym ogrodzie.
- Czyli tak naprawdę jesteś mieczem, tak? Do tego wykutym przez Anioły? - Sairus chciał się upewnić. Właściwie niemal nic nie było dla niego całkowicie zrozumiałe.
- Mówiłeś o darze. Co miałeś na myśli? - zapytał.
-Nauczę cię, oczywiście w czasie jak mną władać, ale nie opanujesz mocy całkowicie póki nie zrzekniesz się dzikośći-Zamyślił się.-Tak właściwie to gdyby nie ja już byś nie żył, leżysz teraz na ziemi, masz połamane lewe ramię, a golem stoi nad tobą. Cały nasz dialog trwa w świecie rzeczywistym ułamki sekund, jednak i te mogą okazać się decydujące.
- Co mam zrobić, aby tam wrócić? Przecież muszę walczyć. Są inni i nawet nie wiem, jak sobie radzą - powiedział szybko. To, że czas tej rozmowy w rzeczywistości trwał zaledwie ułamki sekund, było trochę uspokajające, ale nie wystarczająco dla Sairusa.
-Możemy przerwać to nawet teraz, jednak wiesz, że bez mojej pomocy, w wilczej czy ludzkiej postaci zostaniesz stopiony przez lawę lub zgnieciony. Musisz podjąć decyzje, czy żyć jako prawy człowiek, czy umrzeć jako dzika istota.-Wziął głeboki wdech.- Twój wybór.
Decyzja wydawała się taka prosta. Przecież to oczywiste, że Sai nie chciał być dziką bestią. Jednak czuł niepewność. To musiało być spowodowane tą drugą częścią. Nie słyszał jej głosu, ale czuł jej oddziaływanie. Jakby zabraniała mu zgodzić się na życie jako człowiek. Lecz przysięga złożona po staniu się wilkołakiem, była silniejsza.
- Nie chcę być bestią. Nigdy nie chciałem - odparł w końcu.
-Dobrze więc, tak jak mówiłem zwe się Sylthid, te imię służy do przywołania mnie. Jako tako potrafisz korzystać też z mojej jednej mocy. “Kieł Niebios” To ta fala, jeżeli ją zinkantujesz jej moc będzie podobna do tej pierwotnej. “Rozdzierający Stratosferę Kieł Niebios” pamietaj !

Cały ten dialog, wydawał się snem, aktualnie oszołomiony Wilkołak leżał, z piekielnie bolącą dłonią przed wściekłym przywołańcem, z klingą utkwioną w głowie.
Sai szczerze żałował, że nie pogadał jeszcze trochę z Sylthidem, czy jak mu tam było. Teraz czuł tylko ten cholerny ból. Jednak kiedyś to musiało nadejść. Dobrze, że przynajmniej wiedział, w jakiej sytuacji był. Nie musiał się zastanawiać, co trzeba zrobić.
- Sylthid! - krzyknął natychmiast.
Miecz na chwilę znikł z pola widzenia by znaleźć się w ręku jego władcy.
Sairus do końca sam nie wierzył, że to zadziałało. Jednak nie było czasu, aby się nad tym dłużej zastanawiać. Nadeszła pora, aby sprawdzić, czy zapamiętał inkantację. Wyciągnął miecz przed siebie.
- Rozdzierający Stratosferę Kieł Niebios! - wykrzyczał. Krzyk był spowodowany tym, że ledwo znosił ten ból. Już ledwo zachowywał wystarczającą świadomość.
Fioletowa fala w kształcie sierpa, rozcieła golema na pół, przywołaniec wyparował. Sai był blisko sukcesu, jeszce jeden !
Nie można było marnować za dużo czasu. Wprawdzie golemy nie były jedynym zagrożeniem, jednak na jego głowie znajdowały się właśnie one. Teraz już jeden. Skoro na pierwszego zadziałało, to z drugim powinno być tak samo.
- Rozdzierający Stratosferę... - tutaj przerwał mu krzyk bólu. Musiał znaleźć w sobie siły, by dokończyć.
- Rozdzierający Stratosferę Kieł Niebios! - wyinkantował w momencie, gdy ból chwilowo osłabł.
Fala być może przez rozkojarzenie, mineła cel o włos na wysokości nóg, jednak spowodowała jego zastygnięcie. Golem stał nieruchomo. A głowę Sai’a rozdzierał ból spowodowany nadużywaniem jeszcze nie do końca opanowanej magii.
Sai przeklnął wściekle. Jednego był pewien, po zabiciu golema będzie musiał odpocząć. Chciał już tego teraz, lecz musiał chybić. Do tego pękał mu łeb. Po prostu pięknie. W całym swoim życiu chyba nie czuł tyle bólu, co teraz.
- No to jeszcze raz... Rozdzierający Stratosferę Kieł Niebios! - wrzasnął, ostatkiem sił. Musiało się udać, bo kolejny raz nie dałby rady.
Energia była ledwie widoczna, można by było rzecz, że to ostatki sił, jednak moc zaklęta była silna i rozerwało golema na strzępy.
Wilk wypuścił miecz z ręki. Chyba w końcu mógł odpocząć. Nawet jeśli dałby radę wstać, to by tego nie robił. Starając się nie zamykać jeszcze oczu, próbował zobaczyć, jak radzili sobie pozostali.

Chroniczny ból głowy ustąpił, Sai czuł się nadwyraz wypoczęty z niewiadomych powodów.
 
Saverock jest offline  
Stary 19-09-2011, 21:26   #38
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Ben tak jakby nagle znalazł się w nieprzebranym błękicie, nie kończąca się pieczeć bez początku on zawieszony w przestrzeni a przed nim Archanioł.
-Ty jeden z pięciu wybranych, piąta nić przeznaczenia. Chcesz pogrążyć nas w chaosie? Czy tego pragniesz?-Zapytał ze smutkiem w głosie Anioł
-Ty, patron tych którzy zabili moich bliskich pytasz czy chcę cię pogrążyć w chaosie? ...Oczywiście że chcę - szaleńczo zaśmiał się Drake - Dlaczego miałoby mi na was zależeć? Wy, wielcy gabrielici nie przejmowaliście się ludźmi podczas najazdów na wioski. Ciebie nie było gdy jakieś demony mordowały całe armie. I ty mnie pytasz czy chcę stanąć po twojej stronie? Mam gdzieś wasze chore przepowiednie, zarówno ty jak i ten zafajdany nekromanta jesteście dla mnie warci tyle samo. Nie dbam o to co będzie. Teraz jest chwila, która miała nadejść. A gdy ta walka dobiegnie końca niech się dzieje co chce. Stawaj i walcz “aniele”, nawet jeśli miałbym zginąć to musi się wydarzyć...
Archanioł błyskawicznie zredukował odległość dzielącą go od rycerza i przytknął mu czubek ogromnego Calibura do szyi.
-Czy tak ma wyglądać nasza walka? Kolejna bezsensowna śmierć ?! Czy ty myślisz, że ja mam cokolwiek wspólnego z Zakonem? Ty pogrążysz w Chaosie cały albion!- Gabryjel mówił z pasła w głosie.
-Skoro tak ma być... KASOKU!!! - po raz kolejny nieznany głos podpowiedział mu słowa, a tuż po inkantacji czas jakby zwolnił. Wykorzystując to Ben wyprowadził mocny cios nogą w celu odrzucenia nieprzyjaciela w tył...
Azrael bez problemu odskoczył w tył unikająć ciosu, jednak na jego twarzy było widać przerażenie i nie wyobrażalną złość.
-Sataneal! Jak śmiałeś wniknąć w niewinne ciało? Benjaminie na coś żeś pozwolił?-Krwawe łzy spływały po jego bladych policzkach.
- O czym ty mówisz skrzydlaty? - zapytał skonsternowany Drake - Wasza “misja” chyba miesza ci już w głowie. Sataneal... już słyszałem to imie... ach tak to ten, który wyrżnął moją armię... ale z tego co wiem to nie jesteśmy do siebie podobni... - kończąc te słowa rzucił się w przód.
Czas jakby się zatrzymał, a Drake był w innym miejscu tylko on i jakaś czarna skrzydlata postać. Poznawał ją to ten kto wybił dwie potężne armię Albionu.
-Pragniesz mocy prawda? Pożądzasz jej?
Upadły demon szeptał te słowa do ucha Ben’a.
-Dam ci ją! Zabijesz Gabryjela! Dostaniesz zupełnie za nic!
-Co ty robisz? Co się z tobą dzieje? - młodzian słyszał swój głos przemawiający do niego, jednak ten głos dobiegał z oddali, i wydawało się, że jego źródło wciąż się osuwa za nieprzeniknioną czarną mgłę.Teraz władzę nad ciałem, miała ta ciemniejsza strona. Ta, która za wszelką cenę pragnęła walki i destrukcji. Ta, której nigdy nie mógł zaspokoić. Ta, która cały czas próbowała się wyrwać. W końcu ta, która miała wsparcie ze strony skrzydlatego diabła...
-A żebyś wiedział że zabiję... a jak już tego dokonamy, wtedy policzę się z tobą... - rzucił w stronę demona. Jego głos był pusty, pozbawiony emocji. Jednocześnie oczyma duszy widział jak, dobra strona Bena, spada coraz głębiej w ciemne czeluści jego umysłu...
Wszystko wróciło do normy znów nacierał na błękitnie oskrzydloną istotę , która jednak po chwili znikła by niewiadomo z kąd zadać silne kopnięcie w plecy. Benjamin w agonii upadł na Ziemię.
-Czy tego chcesz? Chcesz siebie pogrążyć w mroku? Niech i tak będzie, nie będzie dla Ciebie litośći, jeżeli nie ja to ktoś po mnie wymażę Cie z kart historii. Więdz, że twa droga nie ma przyszłości.-
-To tyś mnie pogrążył... i masz rację, moja droga nie ma przyszłości... moja droga to tu i teraz... JANPU!! - jego nogi wystrzeliły go wysoko w powietrze po czym momentalnie spadł z ciosem wyprowadzonym w korpus przeciwnika... czarny lord miał rację. Odkąd znalazł się w pobliżu anioła, głos w jego głowie nasilił się ogromnie. Przejmował kontrolę nie tylko nad umysłem, ale też i nad walką. W tym przypadku jednak nie było żadnych oporów. Nawet jasna strona Drake’a wiedziała, że bez tych mocy nie ma szans przeżyć. A instynkt samozachowawczy w takich sytuacjach zawsze bierze górę....
Pierwszy cios nie trafił,a glewia z głuchym uderzeniem gruchneła w niewidzialną podłoge. Benjamin był zaskoczony widząc falę energii która wydobywa się z miecza ogarniająca Azraela.
To powinno go zabić, a jednak gdy czysta energia opadła twarz Anioła miała ten sam niewzruszony wyraz twarzy.
-Moja magia nikomu już nie zaszkodzi, poza tobą. Wymażę Twą spaczoną istotę.- Z oczodołów Serafa wydobywały się krwawe łzy. Uniósł Calibur nad głowe.

-Oto wielki Smok barwy ognia,

mający siedem głów i dziesięć rogów

a na głowach jego siedem diademów.

I ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba-

-Gwiazda strącona! Gwiazda Zaranna! - Wykrzyczał a nad jego bronią skumulowała się wielka kula energii, promień rzędu kilkadziesięciu metrów.
-Ogon Niebiańskiego Smoka.-Cała energia skumulowała się w lewej dłoni Azraela, która teraz wyglądała jakby spłoneła błękitnym ogniem.
-Chcesz coś wyznać przed śmiercią?-Zapytał przepełnionym melancholią głosem.
-Tak... bywaj... JIGOKU NO MON!! - W jednej sekundzie całe ciało młodego rycerza pochłonął piekielny ogień. Gdy płomienie opadły, nie było już po nim śladu...


***


Ben błyskawicznie wybiegł z ognistego portalu i rozejrzał się. Część grupy Gabriela była już wmieszana w walkę z Nocturnalem. Chłopak zaś leżał nieopodal. Broniły go trzy osoby. Głos mówił mu, że mają nieco czasu zanim anioł wróci, toteż należało się sprężyć. Wykorzystując szybkość spowodowaną niedawnym zaklęciem rzucił się na przeciwników, pierwszy atak kierując na kobietę trzymającą kryształ...
Aerithe w sam czas odzyskała świadomość, z wielką prędkością użyła błyskawicznych kroków by uniknąć ataku.
-Pakt krwi : Ostrze.- Pierścieniem na palcu cieła się w lewy przegub a w prawej dłoni zmaterializował się czerwony miecz póltoraręczny.
Nie zważając na unik kobiety, wykorzystując impet ciosu, odwrócił się i drugim ostrzem ciął, celując w bark drugiej kobiety..
Darica spróbowała sparować uderzenie ostrzem wiatru i częściowo jej się udało jednak siła była tak wielka, odrzuciło ją w tył i gruchneła w kamienny obelisk. Padła nieprzytomna.
Aerithe szybko doskoczyła do benjamina i wykonała cięcię, stałe ostrze częściowo zmieniło stan skupienia na ciekły i “przepłyneło” przez glewie. Drake został raniony w prawą pierś.
Ben zaskoczony zachowaniem miecza odskoczył do tyłu. Krew sączyła z jego piersi, jednak nie była to rana na tyle znaczna aby wyeliminować go z walki. - JANPU! - korzystanie z nowych sztuczek szło mu coraz sprawniej. Po raz kolejny wykonał błyskawiczny skok w stronę przeciwniczki rozkręcając glewię w rękach i wykonując kilka szybkich ciosów. Jednocześnie starał się nie zapominać o dziwnym zachowaniu miecza. Brak możliwości obrony osłabiał nieco jego koncentrację na atakach ale za to był świadom aby w razie zagrożenia odskoczyć.
Elfka przeniosła się mu za plecy i łokciem potężnie uderzyła go między łopatki. Jak na kobiete uderzenie było niewyobrażalnie silne. Upadł. Jego własna krew zaczełą się unosić wysoko w powietrze, i zaczeła przemieniać w malutkie czerwone ostrza, które właśnie na niego pikowały.
-JANPU! - odskoczył by znaleźć się niedaleko Nocturnala - Coś twoje obietnice zawiodły. Miałem mieć siłę pokonać anioła a póki co nie daję sobie rady z jakąś babą...
-Zapomniałem Ci dodać, że jedynym sposobem na jego pokonanie będzie walka w pobliżu osób na których mu zależy, bo jego magia wpływa na otoczenie. Sam na sam, żadna istota nie ma z nim szans. Pozatym coś za tobą leci.-Opiłki krwi mkneły z zawrotną szybkością by go zabić.
-UINDORASU! - krzyknął, tym razem nawet się nie orientując, że wcześniej nie znał takiej inkantaji. Glewia zaczęła się obracać wokół jego ręki z zawrotną prędkością, jak tarcza odbijając pociski - Dobra ale ta babka na anioła nie wygląda...
Pociski zostały rozproszone, Aerithe tez nie było w pobliżu co by sugerowało, że wróciła chronić chłopca.

“Wreszcie”... sykną Popiel gdy sprowadzone pociski przebiły chmury. Ich prędkość była niesamowita, wszystkie, kilkadziesiąt kierowały się w Nocturna, jego sługusa i okolice. Cóż. Nie da się tym dokładnie wycelować. Miał tylko nadzieję, że żaden się nie zawieruszył na tyle by trafić sprzymierzeńca, ale statystycznie szansa na to była mikroskopijna.

-JANPU! - zrobił unik gdy tylko dostrzegł nadciągające niebezpieczeństwo. W samą porę. Nie miał jednak czasu oglądać fajerwerków. Zlokalizowawszy sprawcę zamieszania, skoczył w tamtą stonę celując w bok przeciwnika.

Nieumarły skoczył w tył z niesamowitą zręcznością i szybkością, zostawiając za sobą smugę drobin światła, w które wpadł rycerz
-Nova!- warknął Popiel bardzo nieprzyjemnym głosem

Nie zważając na zaklęcie wroga, nie tracąc impetu wykonał kolejny skok tym razem za plecy przeciwnika

Rycerz jedynie zobaczył, że za sobą zostawił jakiś potworny błysk, który roświetlił, na moment, całą okolicę. Nieumarły nie czekał. Widział gdzie spadał rycerz więc sam odskoczył daleko w bok.
-Pożoga czarnego ognia!- wyinkantował jeszcze podczas biegu i wytworzyły się za nim ogniste ogony, “zatrzymał się” jest złym stwierdzeniem, ale staną mniej więcej w miejscu i zawirował w pokracznym piruecie, a posyłając falę czarnych płomieni w przeciwnika, nie czekał, tylko wykorzystał to, że znacznie ograniczały one widoczność i już kumulował energię na następne zaklęcie

Czarny całun pokrył Benjamina, tego się na dało przeżyć. Moment który już mógłbyć zwycięski dla Fausta, tak naprawdę był tylko ogromnym pogmatwaniem tego wszystkiego. Od mrocznych płomienii ochroniło go potężne czarne skrzydło. Drake’a poczuł nagły napływ sił, a Barutz wiedział, iż Spopiel jest u kresu sił, gdy nie zaprzestanie dalszej kontrolii go bezpośrednio to po prostu się rozpadnie.

-A więc to o to chodzi... - mruknął składając, a zarazem dematerializując skrzydło. Powoli docierało do niego, że w słowach Lorda jednak było ziarno prawdy. Jego słabość w poprzedniej walce polegała na tym, że zbyt wiele myślał. Moce zawsze pojawiały się w sytuacjach podbramkowych, a co za tym idzie ten którego moc wchłonął, ujawnia nie przez myśli a instynkt. Skrzydło uświadomiło mu, jak potężną istotę gości w swoim ciele. Postanowił ją należycie ugościć, a przede wszystkim wynagrodzić za uratowanie życia. A to czego ona pragnie najbardziej, wiedział dobrze... zniszczenia

Przestał planować, odrzucił wszystkie swoje nauki jakie zdobył w poprzednim życiu i zdał się na instynkt. Bez namysłu rzucił się ponownie na ogniste zombie, tym razem czuł lekkość w swoich ruchach. Zupełnie jakby nie musiał wkładać wysiłku w to co robi, nawet bolesna rana stała się nieodczuwalna. Szybko zbliżał się w stronę przeciwnika, mając tylko jeden cel... zabić...
 

Ostatnio edytowane przez Radioaktywny : 20-09-2011 o 19:02.
Radioaktywny jest offline  
Stary 19-09-2011, 21:55   #39
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Korzenie świata- szepną Popiel, a raczej jego cień. Każda drobinka światła która się z niego unosiła to była drobinka mniej jego formy. W niektórych miejscach były już tylko kości. Z ziemi wyskoczyły czarne korzenie i błyskawicznie wrosły w nogi Popiela. Moc rozrywała jego ciało, odczekał
-Supernova...- opal pękł a ciało wybuchło negatywną energią i ogniem, a towarzyszyła temu potężna fala uderzeniowa, wszystkie skierowane w stożek, w którego centrum był rycerz...

Wybuch był na tyle poteżny, że odrzucił opętanego i spopielił mu całe skrzydło. Potężny atak przerwał również inkantacje Nocturnala, kula trochę zmalała.

Barutz podniósł się ciężko gdy dusza powróciła do właściwego ciała. Wciąż czuł chłód nieumarłych zwłok

Czując nagły przypływ sił zacisnął dłoń na mieczu i wstał powoli.
- Boże, nawet chwili spokoju - mruknął pod nosem. Dostrzegł, że nieznajomy rycerz walczy z Barutzem, a raczej tym jego nieumarłym sługą. Zobaczył też nieprzytomną czarodziejkę. Jednak na razie chyba jej nic nie groziło, więc trzeba było pomóc nekromancie. Sai bez zbędnego pośpiechu ruszył w stronę walczących.

Wilkołak przebiegł niedaleko Czwartego
-Rokakada’rok: Zajęcze Serce- Później pewnie dostanie za to po uszach od wilkołaka, może nie tylko po nich, ale nie mógł zrobić wiele więcej. Przynajmniej teraz. Sai poczuł jak coś poparzyło go w lewą łopatkę i nagle jego ciało przyspieszyło. Wszystkie mięśnie działały szybciej nadając mu niezwykłej prędkości, nie tylko biegu, ale również ataku czy uników, a ponadto znacznie zwiększając zasięg skoku. Cóż, efekt uboczny, ale przydatny. Jeśli się wybijesz z większą szybkością to dalej polecisz. Proste. Barutz pobiegł, choć to nie do końca dobre słowo, do kręgu. Zignorował fakt, że nie ma ani wampirzycy ani Antego. Klękną przy Darici
-A ty chyba będziesz jeszcze bardziej zła...- Położył lewą dłoń pomiędzy jej piersiami, na sercu, a prawą na karku sięgając potylicy, po czym oparł swoje czoło o jej, szeptając formułke zaklęcia gdy pochłaniał jej energię. Potem bardzo ją przeprosi, ale teraz jej potrzebuje. Ten rycerz jest niesamowicie silny, Sai sam sobie chyba nie poradzi, a Barutz niemal nie ma już mocy. Więc musi sięgnąć do innego źródła. Czuł jak wypełnia go mana czarodziejki. Bardzo dawno nie sięgał do mocy kogoś innego, uważał to za nieuczciwe, ale teraz nie było czasu na dylematy moralne.
-Rakakada’rok: Transfer many- postawił pieczęć na jej barku. Przed chwilą to było zaklęcie nekromancji, działa szybko, teraz magia runiczna, powolna, ale nie wymaga skupienia. Ustalił granice by przypadkiem runa nie pochłonęła więcej mocy niż czarodziejka ma, to by się mogło skończyć tym, że serce by nie miało siły by bić. Dobra, jest gotowy. Z czwartą częścią jej energi i ciągłym dopływem, da radę.
-Rakakada’rok: Wyczerpanie- tworząc runę, która teraz unosiła się w jego dłoni. Celował, musiał tym trafić, runiczne zaklęcia ofensywne są trudniejsze w użyciu, ale jeśli się uda to stworzy dziurę przez którą będzie wypłuywała jego moc, jak woda z dziurawego naczynia. Czekał na dobrą okazję, pieczęcie pokonują przestrzeń bezczasowo, ale samo wycelowanie jest trudne, a musi się udać!
Sai poczuł nagle dziwnym przypływ sił. Mieśnię działały szybciej ,co było dla niego zaskoczeniem. Jednak nie myślał, co to w ogóle było. Korzystając, że czuł się dobrze, chciał pozbyć się przeciwnika. Wiedział, że użycie magii miecza ostatnio go osłabiło, dlatego na razie nie chciał inkantować. Może wróg ugnie się pod wpływem siły i ostrza. Wykorzystując siłę, którą dał mu rozbieg, wyprowadził od dołu ukośne uderzenie zmierzające na klatkę piersiową Bena.

Cios Sairusa był celny, klinga ostrza utkwiła w prawym ramieniu Benjamina. Pozostawiając centymetrową czerwoną szramę z której powoli skapywała czerwona ciecz.

Cios zwalił Bena na kolano. Jego furia była już jednak w tak zaawansowanym stadium, że nie czuł bólu. Popatrzył tylko ślepo na przeciwnika i z szerokim zamachem ciął przed siebie.

Wilk uśmiechnął się, gdy cios dotarł do celu. Natychmiast odskoczył, próbując uniknąć ciosu rywala. Przyjął też postawę obronną, przygotowując się do przyjęcia kolejnych ciosów, których się spodziewał.

Cios bena był tak potężny że gdyby nie postawa obronna Sai’a już by nie żył. Glewia Drake’a zsunełą się po klindze Wilka, który oberwał paskudnie w lewy bok, odrzuciło go również przy tym dwa metry w tył.

Jednak tak łatwo nie było. Ben był naprawdę silny. Jednak nie ma przeciwnika z którym nie da się wygrać. Sai już miał wypowiedzieć inkantacją, gdy dała o sobie znać jego druga część.
- Wierzysz we wszystko, co ci powiedzą. Ten cały miecz kłamał. Niby dlaczego miałby ci pomagać? To ja jestem z Tobą od dawna. Gdyby nie ja, już byś dawno nie żył. Myślisz, że mógłbym chcieć cię skrzywdzić? - odezwała się owa druga cześć, stojąca przed Sairusem, który nie wiedział co zrobić. Jednak było w tym trochę racji. Przecież już wiele razy by zginął, gdyby nie był wilkołakiem. A Sylthid pojawił się dopiero niedawno. Sai powoli zaczął ulegać swej drugiej stronie. Już miał powrócić do walki i przybrać wilczą formę, gdy przypomniał sobie widok, który Sylthid określił jako jego dusze, gdy pozwala władać nad sobą zwierzęcej części.
- Zamknij się! - warknął, wracając do rzeczywistego świata w którym znowu czuł ból spowodowany raną. Podniósł się z trudem i zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza.
- Zobaczymy, jak sobie poradzisz z tym! Rozdzierający Stratosferę Kieł Niebios! - wykrzyczał, mierząc zaklęciem na rywala.
Przez ułamek sekudny mogło się wydawać że klinga kumuluje energie z otoczenia. Była to moc naprawde znacząca. W kolejnej chwili rozszalały sierp magii ruszył w stronę Benjamina to było zbyt szybkie tego nie dało się uniknąć. Krew bryzgneła, a bezwładne skrzydło opadło gdzieś obok. Mimo że magiczne to blizna na plecach jak i rana pozostanie.. czerwona maź sączyła się obficie. Jeżeli Ben nie odejdzie z walki i się nie uleczy, prawdopodobnie się wykrawi.

-Głupcze! Nie opanowałeś jeszce mych mocy!-Głos Sataneala rozbrzmiał wewnątrz głowy młodego rycerza.

Ben na ślepo uskoczył w bok.
-I cóż to za moc? Tam rozbiłeś dwie armie a tutaj leją mnie jacyś łachmaniarze... - przerwał mu błysk czegoś leżącego na ziemi. Tuż obok niego leżał jakiś kryształ, emanujący dziwną energią. To uczucie było podobne do tego, które niegdyś miał posługując się glewią. Nie wahając się podniósł go. Teraz już wiedział, że należy się wycofać. Nie dbał o ranę, obojętne mu było czy zginie bo wiedział, że i tak nie pokona anioła. Ale jednak dla poznania tego przedmiotu warto było pożyć jeszcze chwilę.

JIGOKU NO MON!! - teleportował się w miejsce z którego przybył i gdzie oczekiwał wiedzy na temat kryształu. Do rezydencji Nocturnów
W momenciu przejściowym oberwał runą Barutza. Ben czuł nagły odpływ mocy, przez kilka godzin nie był w stanie powrócić do walki, czuł się bardzo źle.

Do Sairusa podbiegł Azrael, gdzieś z tyłu pałetał się upadły bóg. Nagle dziki śmiech przeszedł okolice.
-Dzięki waszym utarczkom mam co chciałem, pionki bierzcie sobie chłopaka! Niedługo to i tak nie będzie miało znaczenia!- Wykrzyczał dwa zdania i ulotnił się w sobie tylko znanym kierunku.

Gigantyczna magmowa kula leciała w stronę Ziemi.
-Kutwa.-Przeklnął anioł.-Zbierzcie się i ruszajcie kilkaset metrów na północ, tam będzie portal do Londynu Szybko... Ja przez pewien czas postaram się to zatrzymać. Chrońcie króla. Za Albion!- Archanioł ponaglał towarzyszy.
Uskrzydlony seraf wzleciał trochę ponad ziemie. Wzniósł ręke nad głowę.

-Pierwsza pieczęć przełamana.
Biały jeździeć.
Łuk furii Niebios.
Pokuta Grześników.
Słoneczna Strzała.

Nad aniołem pojawił się ogromny jeździeć na gigantycznym koniu wystrzeliwujący palącą złotą strzałe mknącą w stronę niebia. A za nią w bój ruszył sam Gabryjel.



Barutz jęknął żałośnie gdy zdał sobie sprawę, że stracił swoje oba ożywieńce w jednej bitwie. Zaczął kląć głośno w kilku językach, z czego tylko jednym do dziś używanym. Szybkim zaklęciem ponownie ożywił oba konie które pozostały. Z rozbiegu wskoczył na grzbiet jednego z nich
-Choć wilkołaku!- zawołał posyłając drugiego wierzchowca do bożka, który był dalej
Sai był wściekły, że rycerz uciekł i do tego z tym kryształem. Trzeba go było zabić jak najszybciej, od razu używając magii miecza. Wtedy wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Niestety, nie dało się cofnąć czasu. Jednak z drugiej strony może to i dobrze. Wilk dotknął dłonią rany na boku i syknął. Już się za to odwdzięczy nieznajomemu i nie skończy się na ucięciu skrzydła.
- Już! - krzyknął do nekromanty i zaczął szybko iść do niego. Pobiegłby, ale rana zbyt mu na razie dokuczała. Musiał mu wystarczyć szybki chód.
Barutz podjechał na nieumarłym wierzchowcu do samego Saia widząc, że jednak jest bardziej ranny niż się spodziewał. Przez chwilę rozważał czy nie miałby dość siły by złapać go w galopie i wrzucić na zad konia, ale uznał, że potzrebowałby do tego conajmniej dwóch run i kilku prób wcześniej, więc po prostu dał mu spokojnie wejść, po czym ruszył cwałem w stronę wskazaną przez anioła trzymając się mocno konia.

Tuż za Nekromantą i Wojownikiem-Wilkiem leciała Aerithe na wampirzych skrzydłach niosąc Darice w ramionach.
 
Arvelus jest offline  
Stary 21-09-2011, 18:18   #40
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Walka rozpoczęła się, ale sytuacja w której byli towarzysze bożka, niezbyt go interesowała, tym razem miał swoje własne plany i zamiary. Szybko rozejrzał się po sytuacji, widział że Wilkołak oraz Nekromanta, są zajęci. Elfka pozostaje wierna niczym Piesek, chłopca, nie odstępuje go. A On sam, zatracił się w czasie... Musiał wreszcie coś zrobić, albo dołączyć do batalii albo rozpocząć własne działania. Nie była to długa decyzja. Wówczas podszedł do Wampirzycy.
- Nie jesteś ranna ? - rzucił szybko, bez troski, jakby było to wymuszone...
-Nie, praktycznie nie.. przynajmniej nikt mnie nie skrzywdził.-Zmrużyła lekko oczy jakby kobieca intuicja podpowiedziała jej, że coś jest sztuczne w tym pytaniu. Mocno ścisnełą krwiste ostrze w dłoni.
- Wyglądasz na osłabioną... Nie masz czasem... Gorączki ? I Czy Wampiry mogą mieć gorączke ? To jest dla mnie wielka zagadka... Niemalże tak wielka, jak to, skąd się wzieliście... - Wówczas starał się złapać kobiete za czoło dodając
- Nie martw się, sprawdzę.
-Nie spoufalaj się!-Zrobiłą krok w tył i plecami dotchneła rytualnego stołu.
bożk uśmiechnął się lekko, dało się wyczytać z tego pewną “złośliwość”
- Czego się obawiasz ? Dotyku ? Dłoni ? Czy braku czucia ? Czy Ty w ogóle coś czujesz ? Czy posiadasz jeszcze własną świadomość ? - Dodał nie przestając się uśmiechać
- Miewasz jakieś pragnienia ? Potrzeby poza zaspokojeniem własnej bestii ? Coś, co czyni z Ciebie, istotę żywą ? Marzenia... ? Czy TY potrafisz marzyć ?
-Nie mam zamiaru przyjmować uwag od egoistycznej osoby, która pełna jakiegoś niewiadomego pragnienia mocy zamiast włączyć się w walke jak jego towarzysze, traci czas na rozmowe ze mną. Żałuje, iż Cie przemieniłam upadły.- Powiedziałą pełnym goryczy głosem.
- Ahh... Czyli jednak... Masz coś z czasów, przed wampirzych... Masz pewną pustkę, oraz brak odwagii. By zrobić coś z Tym stanem. Nie masz już nawet godności... oraz własnej woli. Nie możesz sama podejmować decyzji... Za co ? Dlaczego musisz cierpieć i wieść żywot niewolnika ? - Mówił wyjątkowo złośliwie
- o... Walka, nie, niema sensu... Przemoc nie jest jedynym wyjściem z sytuacji. Uwierz mi. Ale Ty ? Dlaczego Ty się nie udasz w ich stronę ?
-Jedyną mą niewolą jest klątwa która ty otrzymałeś z własnej woli, jak wolisz jeżeli tam nie dolączysz będe musiała zabic niesforne me dziecie...- Westchneła głęboko.
- Zabij ! Zrób to teraz ! Wyzwól swój gniew, kiedy śmieje Ci się w twarz ! Jestem tuż obok Ciebie, wystarczy jeden Cios ! Jeden Cios by skręcić mi kark ! Tylko jeden ! A Staniesz się wolna, wolna od moich obelg i prawdy którą Ci przedstawiam ! Będziesz mogła żyć w stanie, świadomości że masz pełną kontrolę ! Zabij mnie... Szybko ! - Zachęcał
-Nie.-Odpowiedziała krótko.-Nie to mi pisane, póki co trzeba zająć się upadłym aniołem i nekromantą, nie moge marnować sił na egoistyczne śmiecie.
- Nie możesz mnie zabić... Hahaha.... Dobrze wiesz, że TERAZ, mam Chłopca na wyciągnięcie ręki... Prawda ? Nie zrobisz tego By go bronić ?
W obu dłoniach zmaterializowały mu się bronie, w prawej miecz a w lewej słynna już buława.
- Teraz... Teraz nie masz wyboru dziecko... Albo Matko... - Bronie zaczęły przechodzić wyładowana elektryczne. Po czym szybkim Ciosem z obu stron zaatakował elfkę.
Elfka tylko się uśmiechneła, broń jej doszła ale to już było tylko jej widmo, jej prawdziwa postać była tuż przed twarzą Boga.
-Za Cienki jesteś w gaciach, chłopcze.-Rzuciła bardzo szybko po czym potężnym uderzeniem w podbródek rąbnęła pana X. Wbił się w obelisk za nim.
-Krwawy pakt, karmazynowe więzy.-Wyszeptała, a czerwone liny z jej ran splątały jej przeciwnika z kamiennym postumentem.
- Z...Złamałaś mi ! Szczęke dziwko ! Nie... - Z jego ust leciała bardzo szybko krew. - Nie, nie tym razem... Nie TYM RAZEM ! - Wyładowania elektroniczne, zaczęły toczyć się w okół bożka. Stawały się coraz mocniejsze.
- Myślisz że dam się pokonać ? Tym razem ? Prędzej zabije siebie... Aniżeli mnie tkniesz... Mamusiu... - Splunął na ziemię.
-Dobrze pokaże Ci poziom który nas odróżnia.-Więzy momentalnie puściły, a po nich oberwał potężnym ciosem. Bóg nie wiedział czy to za sprawą, elfki czy impetu jego działa ale obelisk pękł. Odleciał koło trzydziestu metrów. Przeniosła się za niego. Dotchneła w ramię.
-Krwawy pakt : Karmazynowy Wymiar.- Przenieśli się, byli w pomieszczeniu otoczonym krwią.
-Prosze wysadź się, zginiesz wraz ze mną i swoja duszą.- Uśmiechneła się szyderczo.
- Duszą... ? Myślisz, że teraz ma to dla mnie znaczenie ? - Dodał zakrawiony. Prąd który otaczał postać bożka, nabierał coraz większej siły.
- To nie jest zabawa dziecko... Myślisz, że to przeklęte krawe więzienie stworzone, przez rasę tak słabą, tak prostą, tak tandetną, jest w stanie zatrzymać, coś co jest tak bliskie doskonałości ? Nie... Sama w to nie wierzysz... Sam Gabriel mówił, że tylko jedną bronią można mnie zabić... Sprytne dziecko... Ale teraz, teraz pozostaje jedna rzecz... Jak Ty umrzesz, trafisz do najgorszego miejsca. A Co będzie ze mną ? Ja tu wróce, po czym wybije cały twój ród... Zabije, każdego elfa, każde dziecko, każdą kobietę... A nad twoim losem, będę się pastwił przez długie lata. Ale co możesz wiedzieć Ty ? Ty jesteś tylko prochem kobieto. - Energia która toczyła się w okół postaci bożka, zaczęła tworzyć kulę tuż nad jego dłonią.
- A Gabriel ? Gabriel wówczas złamie zasadę. I wtedy nic go już nie uratuje... Nic... - W Drugiej dłoni, pojawił mu się miecz, który szybko podłożył pod szyję
- Jak myślisz.... Co Cie zabije ? Kto mnie zabije ? To dziecko umrze... I nie dotrzymasz wówczas słowa... Jeśli teraz padniesz na kolana, być może rozmyśle propozycje by go ocalić... CO Ty na to... I zastrzegam, że jeśli mnie tkniesz, nie utrzymam tej kuleczki... A To, byłby koszmarny widok... Naprawdę koszmarny... - Na jego zakrawawionych ustach, pojawił się uśmiech
-Śmiało wal, każda krew czy energia magiczna jest tu pod moją kontrolą. Zresztą nawet gdy ja umre ten wymiar pozostanie na jego opuszczenie zezwolenie mam ja, więc twoja dusza pozostanie tu bez pamięci po wieczność, a nie! Azrael, on Cie zabije! Śmiało wybuchaj, nie żal mi mego przeklętego życia.-Powolnym krokiem kierowała się w stronę bożka.
- Bożek, szybkim krokiem podszedł do kobiety, energia zdawała się, lśnić coraz bardziej. A Uśmiech na tawrzy bożka nie zanikał.
- Wieczność mówisz ? Nie pojmujesz tego słowa idiotko... Nie pojmujesz niczego...
bożek podszedł jak najbliżej się dało...
- Jeśli nie boisz się śmierci, dlaczego nie podejdziesz bliżej ? Boisz się ? Znów Cię strach złapał, ponownie dajesz się ponieść “ludzkim” emocją ? No podejdź dziecko...
Elfka użyła przeniesienia i znalazła się naprzeciw bożka wbiła mu golą ręke w brzuch, omijając jakieś ważniejsze organelle.
-Pieczęć krwi.-Bóg poczuł jak pioruny go otaczające słabną.
-Ah, tak teraz jesteś bardziej bezradny niż JA DZIECKO, jesteś samobójcą nie wypałem, pierniczony zdrajca samobójca. Jedynym sposobem na przerwanie tego jest uśmiercenie mnie.
-Czekam na twój ruch.-Uśmiechneła się złośliwie
- Te...teoretycznie... Star....rczylo by, energii by usmarzyć Ci.... M...mózg... - Jego oczy zaczęły blaknać, a światło które je powiło, zaczęło gasnąć
- B..Ba.rdzo. Doo-bra lekcja... Drugi raz... Za-bity przez elfią... Dziwkę... Kto...Oś ma, poczucie humoru... - krew z jego ust, mogła skapać na twarz elfki. Ten Ociążale podniósł dłoń, po czym, stworzył broń nad jej głową. Jego dłoń nie dawała rady jej już utrzymać. Wampirzyca mogła oczywiście wyciągnąć dłoń która teraz tamowała przepływ krwi, albo oberwać w głowę obuchem.
- Nie... Nie zabije Cie to.... Za-pewne, masz jakąś... Sztuczke... Zresztą to nie... nie ważne... Złama...maliście pakt... teraz... Zobaczymy... Czy... Inni.... Widzą...Czy... Słyszą... - Miecz który wcześniej dzierżył również upadł już na ziemię
Odskoczyła w tył pozostawiając przeciwnika z dziurą w brzuchu, krew nie kapała o dziwo.
-Mówiłam Ci, że każda krew tu jest pod moją kontrolą?
-Przegrałeś podczas tej walki pod każdym aspektem, mocy starczy ci na dwa może trzy przywołania broni. Wiesz, myślałam że masz jakiekolwiek wartości, jednak nie bez powodu byłeś pomnikiem. Mój lud podziwiał kunszt kamiennej twojej formy, oraz drżał przed widmem śmierci jakie niosłeś, ale to koniec. Teraz jesteś ... nawet nie jesteś Cieniem samego siebie. Jesteś spaczony.
bożek do tych słów, dodał jedynie gest... Gest środkowego Palca
- Więc... Nawet... Teraz... Ha...N-nawet teraz... Się.... ze...ze..ze mnie śmiejesz....- Na...Nawet te..teraz... Masz czelność ! Pa-patrzeć na mnie, z góry ? TY ! Masz... STAĆ, wyżej niż JA ? Kim Ty jesteś?! Ja....Ja...Ci...Powiem.... Je...steś szmatą... Na usługach, lepszych od Ciebie !... JA....Starałem się... coś... osiągnąć... Nie... Dałem, sobą Pomiatać... I...Te..teraz, też nie--dam... Będę... Cię, dręczył... Aż... Do końca, twych... Ma..martwych dni !
-Oj daj spokój, mam Ci wyrwać język, żeby skończył z tymi chorymi wywodami?-Powiedziała poirytowana.
-... - bożek był wyjątkowo zdenerwowany, zirytowany, można było by użyć słów, o wiele gorszych, aniżeli starał się myśleć...
- Zabije Cię... - Po czym ciężko podniósł się na broni, którą chciał wcześniej urzyć do podcięcia gardła...
- ZABIJE cię ! - Był wyjątkowo zły. Wiedział że niema szans, tymbardziej że ledwo trzymał broń, a na dodatek... Po raz pierwszy można było zobaczyć jego prawdziwy kolor oczu... Był to błękit. Miał wielkie oczy, o pięknym błękitnym kolorze.
- Będziesz zdychać, będziesz Cierpieć ! Gorzej niż Ja, przez wielki, gorzej niż wszystko co znam, będziesz Cierpieć... Cierpieć....cier... - był zbyt słaby by mówić.
-Zabijaj! Najpierw traf! Twoi towarzysze giną! A ty realizujesz bezsensowną zemste z bezsensownego powodu.- Wykrzyczała, a jej słowa były zapewne dla bożka bez znaczenia.
- Zemsta ? Nie... Nie... To przyjemność... Zabijać, zabijać twoich przodków, twoich krewnych.... Mordować ich... Sprawiać by cierpieli... A Jeśli tak dobrze mnie znasz... To dobrze wiesz, kim Jestem... Czego jestem Obrońcą... Jeśli Ja umrę, umrze coś najpiękniejszego... - Mówił doceniając się kiedy podszedł doń, machnął bronią, ta jednak była zupełnie bez sił.
Golą ręką złapała za ostrze i je złamała, po czym kopneła go pod kolano.
Osunął się z nóg.
“-Teraz... Teraz jest świetna stosowność... By spróbować, zrobić coś, czego nigdy nie próbowałem. Może się uda ? -”
- He...h.... To.... Ja... Jestem.... Wiarą... Wiarą.... W Dobro... zło... i każde... inne... S...szkoda tego ciała.... Może... uda się... Ję... Zachować.... - Uśmiechnął się sam do Siebie.
Wtedy to, spróbował chwilowo Wyciągnąć swoją duszę z Ciała, by te stało się na powrót kukłą,... Starał się to zrobić bardzo delikatnie, by nie doprowadzić do zniszczenia.... - Oczy jego zaczęly jarzyć się błękitnym światłem.
- Z...Ze..meszczę się ! - Głos był zupełnie zniekształcony, a proces trwał...
Elfka nagle znikła, nie było jej. Jednak w bezdennym krwawym pomieszczeniu był ktoś inny. Trójparzyste błękitne Serafie skrzydło. Po pomieszczeniu przesuwał się blask wraz z postacią.
-Co żeś uczynił ?! Głupcze.- Karcący głos Azraela rozbrzmiał w okolicy.
Mimo że jego ciało, wyglądało nieziemsko, to jednak zachował świadomość...
- Rrratuję... Swoją....Hhhhistorie.... Bronię... Swojego życia.... I Czasu.... Staram się, zabić zdrajcę... I Uratować swój świat... I Dokonać to co MI obiecałeś... Obiecałeś... obiecałeś...obiecałeś... całeś......całeś...śśśśśś
-Stojący na straży Nieba i Ziemi, broniący wrót otchłani, na granicy studni życia i śmierci.
-Ex Calibur!- Gabryjel przywołał złote ostrze takie jak zwykle tylko że paliło się błękitnym ogniem.
-Ty pierwszy widzisz tą forme i ty pierwszy stracisz dusze... Wybacz. Coś chcesz mi powiedzieć?-Zapytał ze smutkiem
- Złamałeś słowo.... Obiecałeś mi.... Zemste, jeśli będzie uczciwa... Był to pojedynek.... Prawda ? - Spojrzał przez swoje puste już ciało
- Dałeś mi prawo, by móc, dokonać walki... A Dobrze wiesz, że nie skrzywdziłem nikogo z drużyny... Tak więc, jakim prawem mi grozisz. - Wtedy to spojrzał na własne zmasakrowane ciało
- Spójrz na to... Czy to jest twoja przyjaciółka ? Czy ktoś, kto jest przyjacielem Anioła, dokona czegoś takiego, z ludzką istotą ? Dokona czegoś takiego z osobą, która stała się prawie człowiekiem i która świeciła życie, do walki z twoimi wrogami Gabrielu... I przemyśl też ostatnią najważniejszą kwestie... Co się stanie jeśli mnie zabijesz ? Umrę... Ale wtedy może dojść tylko gorzej... - Uśmiechnął się w “duszy”
- I ostatnie pytanie... Jakim cudem tutaj wszedleś ? Skoro niema wampirzycy... Moje ciało umiera... Krew znów zaczęła w nim płynąć... prawda ? Jeślu umrze z wykrawienia, to nie będzie bronione przez więzienie krwii prawda ? Wtedy ryzykujesz życiem, moich towarzyszy...Ulecz te ciało, A JA do niego wróce, i dasz mi prawo do uczciwego pojedynku, jeden na jednego... Ja nie będę używał moich sztuczek, Ona swoich.... CO TY na to ? Ja dotrzymałem słowa, a teraz daje Ci drugie... TY zaś mnie oszukałeś... Kto... Kto więc jest kłamcą, kto jest więc zły ? Która zbrodnia, jest gorsza ? Prawo, czy jedynie własna arogancja. Wykorzystałeś nas do własnych celów ? Czy jednak, masz zamiar przywrócić dane Mi słowo ?
-Zdradziłeś mnie, znam zamiary Twojego serca, chciałeś wykorzystać Aerihe, to na nic. Twoje słowa nic nie znaczą, nie pozwolę na wewnętrzny rozłam. Po tym wszytkim chciałem Ci zaoferować na to aby przejść na moją stronę. Dolączył byś, gdybyś tylko chciał do pocztu churów, a teraz?
-Piecztując dusze marną, pochłaniając egzystencje całą.......-Azrael przerwał inkantacje
-Masz ostatnią szanse.. Następnym razem rozwale Cię.- Podszedł do podniszczonego Ciała.
-Divine Revive-Uleczył ciało bożka.

-Wychodzę, jeżeli chcesz chodź ze mną ale to oznacza to, że zaprzestaniesz bezsensownej pogoni za mocą czy czymkolwiek inny. Jeżeli się zmienisz nauczę cię czegoś. Masz pięć minut na decyzje inaczej pozostaniesz tu zamknięty po wieki.
- Chóry Anielskie.... Nie, nie chce... Tak czy innaczej Gabrielu. Moja misja jest skończona. Tym czasem was opuszczę. A Zapewne spotkamy się raz jeszcze... Kiedyś, kiedy uświadomisz sobie, swoje błędy... I Tylko tyle... I dziękuje Ci, a zarazem zastrzegam. Że mnie Los, dużo gorszy spotka... - Uśmiechnął się. Po czym ruszył w stronę wyjścia... Za Aniołem.
Azrael wraz z towarzyszem pojawili się obok Aerithe, która włąsnie opatrywała rany Darici.
 
Cao Cao jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172