Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2011, 17:19   #51
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Azrael wraz z Galienne wyszedł właśnie ze skraju głębszej puszczy i odrazu rzucił pytające spojrzenie na Barutza.
-Mości Panie magu czego tu szukasz?-Zapytał dość hardo Anioł.
Walka z całym kręgiem. Pięknie. Mag uśmiechnął się na tę myśl.
- Choćby po to, aby zamienić ich wszystkich w proch - odpowiedział Barutzowi, a potem ujrzał kolejne osoby i usłyszał pytanie.
- A więc jest was więcej. I szukam tutaj... Dobre pytanie. Ledwie uciekłem z Londynu, a wy planujecie walczyć z nekromantami. Czyli wygląda na to, że szukam was - odparł aniołowi.
-Azraelu, ty się znasz na kłastwach i kłamstewkach... mówi prawdę?- zapytał Barutz
-Nie wygląda na to, aby kłamał, jednak to czy możemy mu ufać, będzie dane dojrzeć jedynie w czynach.-Seraf dokładnie lustrował wzrokiem maga, niewątpliwie nie uszło to jego uwadze.
- Mądrze mówisz. Zaufanie trzeba zdobyć czynami. Ale liczę na to, że do tego czasu nie będziecie mnie ciągle czujnie obserwowali? -zapytał Sav.
- Jeśli nie znajdziemy ku temu powodów to raczej nie- stwierdził nekromanta opierając, już zupełnie luźno, kuszę na barku. Po chwili sama wyszła mu ona z ręki i zawisła za plecami - Czyli dwie rzeczy. Po pierwsze przedstaw się, po drugie opisz swoje zdolności. Aha, jeszcze powiedz czemu miałbyś nam się przydać podczas walki z kręgiem. Wybacz, ale to wystarczająco trudne, bez mocowania sobie kuli do nogi.
- Sav, zwany “Płomieniem”. Co do zdolności, jedną już widziałeś. Potrafię zjednoczyć swe ciało z ogniem. Jestem magiem żywiołu ognia i właściwie każdy ogień potrafię nagiąć do swej woli. Może są w tym lepsi ode mnie, ale podejrzewam, że zginęli w Londynie. Zawsze też mogę opatrzyć jakieś drobne rany, gdy zajdzie taka potrzeba. Do tego dobrze radzę sobie z wyczuwaniem magii i to by chyba było na tyle - odpowiedział mag po chwili zastanowienia. Nie wiedział, czy od razu mówić wszystko, ale jakoś nie widział potrzeby ukrywania czegokolwiek.
-Zademonstruj jakieś typowe zaklęcie. Nie pokazowe, nie najsilniejsze. Takie jakiego użyłbyś w walce. Wybacz, że cię sprawdzam, ale słowa to pusty przekaz. Jeśli taka będzie twa wola sam tż będę mógł ci zademonstrować moją moc.
-Magu, ja będe twym Celem, nie oszczędzaj się.-Azrael odgarnął swoje srebrzyste włosy i związał je w kucyk, jego młoda twarz nie była taka świeża jak dawniej, widać było zmęcznie. Odszedł od grupy.
Jeszcze im się jakichś sprawdzianów zachciewało. Nie miał powodu, by kłamać na temat swoich zdolności. Ale nic, jak trzeba, to trzeba. Dobrze, że już odzyskał trochę swoich sił. Zamknął oczy, myśląć, jakiego też zaklęcia użyć. Kostur trzymał jedną ręką, a drugą wycelował w Azraela.
- Flamma Aquila - wyinkantował, a z jego dłoni wyleciał płomienny pocisk ,a raczej płomienny orzeł, zmierzający do obranego celu.
Azrael wyciągnął rękę przed siebie w momencie zderzenia zaklęcia z dłonią, ogień został pochłonięty.
-Nada się.-Skwitował.
- C.. Co? - szepnął Sav bardzo zaskoczony. Nie rozumiał, jak to było możliwe. Przecież jego zaklęć nie da się zniwelować od tak. Do tego trzeba mieć dużą, a nawet ogromną moc, a ten osobnik zrobił to bez większych problemów.
Nekromanta uśmiechnął się widząc zmieszanie Sava.
-Nie przejmuj się. Ten tu Romeo wyrasta ponad któregokolwiek z nas- wskazał kciukiem anioła, po czym zmróżył brwi i skierował wzrok na niego
-Azraelu, skoro został przyjęty to adekwatnym będzie zdradzenie mu twojej natury?
Anioł spoważniał teatralnie i odchrząknął.
-Jestem Achanioł Gabryjel, tak mnie nazywacie, w zasadzie to jestem Serafem ale to nic, żadna różnica.-Powiedział nieco zmieszany, jednak nie schodząc z poprzedniego tonu. Ukłonił się.
Mag początkowo chciał powiedzieć co w stylu: “Taa. A ja sam władca piekieł”. Jednak skoro tamten mógł bez problemów uporać się z jego zaklęciem, to wyglądało, że mówił prawdę.
- Ale jak? - zapytał.
-Widzisz... moim znajomym ostro odwaliło pod beretem- Barutz zakręcił palcem na wysokości skroni- Chcą otworzyć bramę piekieł i sprowadzić piekło na ziemię. Więc to chyba logiczne, że niebiosa się tym zainteresowały. A ty masz taki fart, że akurat na nas trafiłeś.
Azrael odszedł w stronę króla.
-Jak się czujesz Arturze?-Zapytał zatroskany.
- Dobrze.. p-panie Gabryjelu.-Powiedział zmieszany następca tronu.
-Mów mi Azrael.-Anioł, był już nieco znużony tymi formanolściami.
-Przedstawimy Cię komuś, chodź.-Archanioł wziął za nadgarstek chłopaka i ruszył w stronę nekromantki.
-Gallienne to jest Artur, przyszły król.-Seraf wskazał palcem młodzieńca.
Nekromantka wyraźnie się zmieszała widząc dzieciaka którego, pośrednio, próbowała zabić. Ostatecznie postanowiła zachować się zgodnie z etykietą. Innego pomysłu nie miała. Pochyliła się w głębokim ukłonie
-Witam panie, to zaszczyt cię poznać- wszystko byłoby dobrze, gdyby z równowagi nie wytrącił jej na siłe tłumiony śmiech Barutza- Ty siedź cicho pokurczu!- warkneła do niego i to ostatecznie doprowadziło nekromantę do otwartego rozśmieszenia
Azrael nie wytrzymał również, uderzył swoją ręką w czoło i też się roześmiał, chłopak był na tyle zmieszany, że nie wiedział o co chodzi i stał jak słup soli.
-Wybacz... za dużo formalności dla prostego wojownika jak ja na ten dzień.-Tlumaczył, a w tym samym czasie rozpalatał kucyk na swoich włosach.
Galienne nerwowo spoglądała raz to na jednego, raz na drugiego, a i króla i Sava tez obdarzała nierozumiejącymi spojrzeniami. Przecież to król! Zachowała się tak jak powinna! Ostatecznie, nie bardzo wiedząc jak wybrnąć z sytuacji, sama dołączyła do śmiechu, choć nie był on szczery
-Dobra, dobra, Galli. My tu jesteśmy wszyscy na “ty”. Nie ma powodu wkładać sobie kija w tyłek. Może misja jest ważna i tak dalej, blablavbla, ale jednak w wolnych chwilach kultywujemy zasadzie “wszyscy jesteśmy ludźmi”... no... ewentualnie elfkami-wampirzycami bądź archaniołami, ale to niewiele zmienia.
Galienne zmrużyła oczy
-Ona jest wampirzycą?
-Jestem, wiem wiem, nie wyglądam.-Powiedziała nagle Aerithe wybudzona z głebokiego zamysłu.
-Po za tym, nekromanci to też nie są “normalni ludzie”-Wcięła zadziornie.
-Ej!- zakrzyknał Barutz, Galienne wyraźnie też miała ochotę zaprotestować, ale, po pierwsze nie czuła się jeszcze na tyle pewnie w nowej drużynie, dwa Barutz, który nie miał takich problemów, ją ubiegł - Wypraszam sobie! To, że, aktualnie, trzy czwarte z nas dąży do zagłady świata wcale nie oznacza, że coś z nami nie tak!- zaśmiał się Barutz, bo sam sobie zdawał sprawę, że to dokładnie to oznacza
-Ale...-Chciał wtrącić Azrael, jednak Elfka była szybsza przyłożyła mu rękę do ust aby go uciszyć.
-Jest we mnie prawie tyle samo człowieczeństwa co w was! Wiem, piję krew, ale przynajmniej, nie jestem... nie ważne.-Chciała dodać coś co mogło by być obraźliwe ale się powtrzymała.
-No! Wyduś to z siebie!- warkną Barutz w wyraźnie teatralnej wściekłości - Masz jakis problem to dawaj, prosto na klatę!- dodał wypinając pierś i energicznie na nią wskazując
Wampirzyca zmierzyła go wzrokiem.
-Jak sobie życzysz, wolę pić krew niż się bawić w nekrofilię, ot co.-Powiedziała z wyrzutem.
Barutz przyłożył dłoń do brody i podrapał się po szczęce kciukiem i palcem wskazującym
-Cóż...- zawarczał po cichu - dobra trupica nie jest zła, co? Z resztą kwestia gustu, a o tym się nie dyskutuje, prawda?- zapytał z nadzieją, ale widząc pełne triumfu spojrzenie elfki szybko zmienił taktykę- Z resztą to tylko stereotyp, że wszyscy nekromanci lubią sztywniaków. Prawda, babramy się w martwych dzierlatkach, ale to o niczym nie świadczy! Poza tym..- tu zmrużył oczy i w geście konspiracji, zasłonił usta tak aby Galienne ich nie widziała, a kciukiem drugiej ręki wskazał na nią- czy ona ci wygląda na nieboszczkę?- zapytał ściszonym tonem, choć nie mogło być wątpliwości, że i ona to usłyszała. Z resztą fakt, że się zaczerwieniła był doskonałym dowodem na to
Gdy Wampirzyca szykowała kolejny kontrrgument, Azrael nie wytrzymał.
-Cisza! O czym wy mówicie przy dziecku, takie rozmowy prowadzcie gdy on pójdzie spać.
-A właśnie chyba pora.-Azrael wskazał królowi miejsce gdzie były rzucone jakieś koce, a ten o dziwo udał się tam bez sprzeciwu, może to z powodu zmęcznia.
Gdy anioł spojrzał na nekromantę zobaczył na jego ustach wybitnie wredny uśmiech
-Wiesz Azraelu. Gdy dzieci śpią, dorośli zwykle nie ograniczają się do rozmowy- ledwo zakończył a złapał się za twarz i znów wybuchnął- Dobra, skończmy temat, bo zaczyna mi odbijać- dodał wciąż dygocąc w rytm niemego śmiechu
-No... zupełnie nie dorosłeś, przez te półtora roku- rzuciła, z wyrzutem, Galienne
-Prawda.-Potaknął z powagą na twarzy Azrael i puścił oczko nekromantce.
Galienne przez chwilę zaczeła się bać, czy przypadkiem nie zapisała się do jakiegoś zgromadzenia perwersów, ale doszła do wniosku, że i anioł sobie żartuje... Musi żartować... prawda? Zapytała sama siebie w myślach, jakby oczekiwała usłyszeć odpowiedź od swojego alter-ego. Natomiast Barutz zastanawiał się, czy Azrael mu przytaknął, że mu odbija, czy może o praktykach dorosłych. Mu, z kolei, bardziej się podobała druga wersja. Jego smiech znów stał się słyszalny, ale szybko go opanował.
Gabryjel zauważył niepewność Gallienne.
-No cóż, Fauście, czas przedstawić prawde, o naszym zgromadzeniu, nie sądzisz?-Zapytał Barutza, rzucając mu jednoznaczne spojrzenie.
-Nie- pokręcił głową nekromanta- Lepiej poczekajmy z tym do noclegu- stwierdził tonem geniusza, z lubością obserwując rosnący niepokój Galienne
-Ale chłopaki... to takie żarty, prawda?- zapytała, wyraźnie traciła rozeznanie i zaraz, albo w to uwierzy, albo zrobi coś co utnie dyskusję, bądź się przyłączy.
Aerithe patrzyła na Anioła i Nekromante jak na czubów, pokręciła głową i poszła do króla.
-Żarty? Wiesz, że ja przez całe swoje życie...W niebie nie ma Anielic, a ja jednak wolę kobiety. Wiesz...Nie było też czasu, w zasadzie dopiero dzisiaj!-Krzyknął radośnie Azrael.
Galienne posłała zrospaczone spojrzenie do wampirzycy szukając u niej zaprzeczenia
-Nie ma anielic?- zapytał, niemal oburzony Barutz- Ale... jak to?- teraz miał już ton głosu, które właśnie się dowiedziało, że nie ma świętego mikołaja
-Niestety, to tylko fucha dla mężczyzn.-Westchnął głęboko.
-Rany... bycie aniołem ssie... Te... jak nie ma kobiet twojego rodzaju... hmmm... Argh... zbyt intensywne myślenie boli! - Galienne, korzystając ze zmiany tematu zmyła się do Aerithe i króla, Barutz jej zupełnie nie zauważył, pochłonięty wewnętrzną walką między stalową logiką i niesamowitym okrucieństwem tej logiki. Otworzył usta, ale zamknął je nie mogąc, zgrabnie, uformować pytania. Twarz Azraela skamieniała w skupieniu przez te kilka sekund których Barutz potrzebował.
-Może w ten sposób... bawisz się w wielkiego Casanowę, masz w ogóle potrzebne oporządzenie? Skoro kobit nie macie... a raczej wątpię by anioły urządzały regularne wycieczki na ziemię...
-To, że nie ma Anielic nie znaczy, iż nie mamy osprzętu. Poza tym w niebie jest wiele bytów, są też kobiety. Jednak ja nie miałem na to nigdy czasu.-Teraz mówił zupełnie serio.
-Dobra- powiedział, Czwarty, bardziej do siebie. Ani logika nie jest złamana, ani nie ma tu żadnego, chorego żartu Stwórcy. Doskonały układ
-To smutne zdziebko... - zaczął żartem, ale szybko niesamowicie spochmurniał. Klękną i zaczął rysowac palcem po ziemi kółka, drugą ręką obejmując kolana - W sumie ja też nie miałem wiele czasu...
-Teraz masz okazję.-Klepnął go w ramię i wskazał głową na Nekromantkę.
-Obejmę wartę.-Jak powiedział tak zrobiłm, przeszedł koło Aerithe i króla i usiadł nieopodal.
-A to bydlak- steknął Barutz, patrząc na plecy odchodzącego anioła, gdy już się otrząsnął po otrzymaniu wrzuty takiego poziomu. On tu żartuje, a Azrael wykorzystał to i sprawił, że Barutz wyszedł na jakiegoś cieniasa co w życiu kobiety nie dotknął - Dobra archaniele... to oznacza wojnę- powiedział do siebie, strzelając stawami pięści.
 
Saverock jest offline  
Stary 16-11-2011, 17:24   #52
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Sav miał w tym czasie lepsze zajęcie. Takie bezcelowe dyskutowanie nie było dla niego. Wolał się trochę “pobawić”.Sprawił, że cała jego dłoń została pochłonięta przez ogień i wpatrywał się się w tańczące płomienie. Na jego twarzy widniał ledwie widoczny uśmiech. Być może podsłuchiwał rozmowę, która wydała mu się zabawna. Chociaż tak zazwyczaj działał na niego ogień. Ten błysk w oczach i uśmieszek. Aż się ledwie powstrzymywal, by czegoś nie spalić. Jednak, gdyby zrobił coś takiego w towarzystwie nowych towarzyszy, mogliby oni mieć mu to za złe. Wolał po prostu patrzeć. Swoją drogą ciekawie się tu robiło. Anioł, wampirzyca, król i dwoje nekromantów. Ciekawe, że byli oni grupą. Gdy Azrael odszedł, zgasił płomień i spojrzał na Barutza.
- Sam mówiłeś, że wyrasta ponad każdego z nas, a teraz chcesz z nim walczyć? - zaśmiał się cicho. Coś mu się wydawało, że będzie pasował do tej bandy wariatów. Podszedł do wampirzycy i usiadł obok niej.
- Elfka i wampirzyca. Ciekawe połączenie - powiedział, chcąc jakoś nawiązać rozmowę.
-No cóż, chyba tak miało być, już nawet nie pamiętam jak stałam się dzieciem nocy..-Stwierdziła.
- Podejrzewam, że nie było to wydarzenie, które chciałby zapamiętać ktokolwiek. Ale nieważne. Jak to z wami jest? Powiedz mi coś o takich jak ty - powiedział mag.
-W zasadzie, nie chodziło mi o wypadek, ja jestem taka od urodzenia. Co chciałbyś wiedzieć?
- Jak to jest być wampirem? Jakie ciekawe zdolności dzięki temu posiadasz? I co jest waszym nasłabszym punktem? - zadał kilka pytań. Wprawdzie wyglądało to trochę, jakby szukał sposobu na szybkie uśmiercenie rozmówczyni. Jednak raczej nie miał takiego zamiaru.
Aerithe zmrużyła oczy, po czym przymkneła je całkowicie, tak jakby się zastanawiała.
-Nie wiem jak to jest być kimkolwiek innym, a umiejętności trochę jest, nie chce tu się przechwalać. Po za tym różnicuje się nas na pierwotnych i tych niższych.
- Przepraszam, że tak wypytuję. Po prostu podobni do ciebie zapewne będą na usługach kręgu. Przydałoby się wiedzieć, co na nich działa. Podejrzewam, że pierwotni są rzadkością, mam rację? I jeśli, coś na nich działa, to tym bardziej działa na tych niższych? Powiedz trochę o słabościach pierwotnych? Czy ogień na nich wystarczy? - mówił dalej, chcąć dowiedzieć się możliwie najwięcej.
-Źle kojarzysz magu- wtrąciła się Galliene.- Wampiry nie są nieumarłe, istnieją rytuały pozwalające przemienić się w wampira i znajdują się one GŁÓWNIE w dziedzinie nekromancji, ale to nie znaczy, że mamy armię wampirów pod swoją komendą. Istnieją bardziej... odpowiednie dla magów ścieżki w nieśmiertelność. A zmiana któregoś z naszych słóg w wampira jest zwyczajnie nieopłacalna. Samo uzbieranie komponentów zajmuje koło pół roku...
- Jednak to nadal nie sprawia, że nie spotkamy żadnego. Wtedy lepiej wiedzieć z czym ma się do czynienia. Jednak skoro już się wtrąciłaś. Może podasz mi słabe strony typowych nieumarłych, których prawdopodobnie spotkamy najwięcej? - zwrócił się do Galliene.
-Krąg dawno już odszedł od “typowych stworów”. Nikt już się nie zadowala zwykłymi szkieletami, czy chodzącymi zwłokami, chyba, że akurat jedyne są pod ręką. Każdy z nekromantów sam tworzy swoje przywołańce. Zaplata w nie własne zaklęcia i dostosowuje do swojego sposobu działania, oraz tego jakie zaklęcia najlepiej opanował. Pokaż mi nieumarłego którego znam, to wyrecytuję ci jego silne i słabe strony. Np. mój... znaczy, teraz już Barutza... ushabti jest potężny podczas walki wręcz. Jest w stanie zburzyć stodołę jednym uderzeniem. Jest szybki, bo ma dodatkowy staw w nogach i jest wielki, ale jego masa sprawia, że jego uderzenia są, z początku, nieco powolne i nie bardzo jest w stanie je korygować już podczas zamachu, więc jeśli ma się bystre oko można łatwo uniknąć ataku. Z podobnego powodu łatwo go wymanewrować. Ciężko skręca. Za to jest niesamowicie wytrzymały na ataki fizyczne. Gorzej znosi magię zimna, która nie rani go bezpośrednio, ale sprawia, że kości stają się kruche i utrudnia mu poruszanie. Mogę mówić jeszcze długo. Ale jak Barutz wyskoczył z tym swoim nowym, czterorękim tworem to zupełnie zgłupiałam.
Sav westchnął cicho, słuchając tego wszystkiego.
- A już myślałem że wystarczy wszystkie po prostu obrócić w proch. Trudno. Będzie czasem trzeba trochę pomyśleć - powiedział bardziej sam do siebie niż do elfki lub nekromantki.
- Na pewno nie. Istnieją rodzaje nieumarłych niemal, albo całkowicie niewrażliwe na ogień. Gdy czytałam raporty dobrałam się do tego z walki Barutza z Opętanym. Jego nieumarły był już i tak spalony na węgiel. Mu zaszkodziłby dopiero niesamowicie gorący ogień. Taki przy którym zacząłby wyparowywać. No bo co mogłoby mu się stać? Nie zająłby się ogniem, a skorupa, którą był pokryty, dobrze izolowała wewnętrzne żyły energii. Jeśli opanowałeś jedynię magię ognia to momentami możesz mieć problem... Ale wtedy dokona się roszady przeciwników i dostaniesz kogoś kto kiepsko zniesie twojego ognistego sokoła.
- Jakoś sobie poradzimy. Nie wszystkie truposze są odporne na ogień. W ostateczności zajmę się nekromantami już od razu i nie powinno być nimi problemu, że są odporni na ogień -powiedział po chwili zastanowienia. Przydałoby się tu jego przeciwieństwo z Kręgu magicznego. Wtedy chyba żaden nieumarły nie stanowiłby problemu. Jednak to już było niemożliwe. Pewnie wszyscy spłonęli, nie było nawet sensu ich szukać.
- Jak będziemy musieli walczyć, to zobaczymy, jak to wszystko będzie wyglądało - dodał.
-Lepiej mieć to ustalone wcześniej... ja, najlepiej mogę współgrać z Barutzem. Jesteśmy połączeni telepatycznie, to znacznie wspomoże współpracę. Jednak lepiej mieć ustalony plan działania. Ale zaczynam się niepotrzebnie mądrzyć. Powiedz... jak udało ci się uciec z Londynu?- szybko zmieniła temat
- Chyba już wspominałem, że potrafię jednoczyć ciało z ogniem. Wprawdzie nie udało mi się całkiem zamienić w ogień, ale naginając płomienie do swojej woli i przybierając częściowo ich formę, byłem wstanie przeżyć i wydostać się z tej ognistej pułapki. Zresztą ogień jest moim żywiołem. Po części pochłaniałem jego energię, inaczej zbyt szybko zużyłbym całą manę. Sama ucieczka nie należała do trudnych. Trudne było podjęcie decyzji o tym, aby uciekać, gdy wiedziałem, że pozostali walczą - odpowiedział, niezbyt chętnie wracając do tamtej chwili.
Galienne trawaiła tą odpowiedź przez chwilę
-Fajna sztuczka. Nekromancja nie pozwala na nic tego rodzaju, ale też mamy kilka efektownych zaklęć. - postanowiła nie pytać, czemu Sav zostawił swoich, nekromanci też nie słyną z troski o towarzyszy - Sądzisz, że mamy szanse z całym kręgiem?
- Raczej bym zapytał, czy oni mają szanse z nami. Nie pozostawię tak tego, co się stało. Nie przestanę dopóki nie zabije ostatniego z nich. Zniszczyli mój dom i można by rzec, pozbawili rodziny. Jak jeszcze sobie z nich zrobią sługi, to tylko zwiększą mój gniew - odparł, zaciskając dłonie w pięści.
-Przekabacanie zmarłych wrogów na naszą stronę to stara taktyka. Jedna z najstarszych, od której jeszcze nie odstąpiliśmy, na korzyść nowszej. Wprowadza nielichą grozę w szeregach żywych. Grozę, a czesem i furię, którą jeszcze lepiej potrafimy wykorzystać. Możesz się spodziewać spotkania z nimi. Jeśli zorientują się kim jesteś to prawdopodobnie z mistrzem i najbliższymi przyjaciółmi- głos miała cichy, jakby zdradzała mroczną tajemnicę.- Zdajesz sobie sprawę, że w kręgu nekromantów również są geniusze i ludzie obdarzeni niesamowitym talentem? I, że niektórych już nawet nie nazywa się “ludźmi”, a “istotami”?
- Niech będą nawet demonami. Jeśli będę miał spłonąć razem z nimi, by ich pokonać, to tak się stanie. I już na wstępie odradzam przeszkadzanie mi w walce. Gdy walczę, nie patrzę, tylko niszczę wszystko wokół, więc możecie przypadkiem oberwać - powiedział i uśmiechnął się pod nosem.
-Cóż... w takim razie wrzucimy cię w największe skupisko drobnicy, która razem okazałaby się wielce niebezpieczna- uśmiechnęła się nekromantka smutno. Nie wiedziała czy chciała by oglądac taką walkę. W końcu ginęliby ludzie których znała, z którymi dorastała...- Ta ogólna rozwałka bierze się z twoich nieumiejętności opanowania mocy, czy po prostu ukochania zniszczenia?
- Z tego drugiego. Nad mocą panuję bardzo dobrze. Specjalnie kieruję ją tak, by wyrządzała jak najwięcej zniszczeń. Dlaczego to robię? Sam nie wiem.po prostu uwielbiam patrzeć, jak ogień niszczy wszystko wokół - wyjaśnił.
Dziewczyna kiwnęła głową
-Gdyby to była pierwsza opcja odesłałabym do Barutza. On jest nie tylko nekromantą, ale i magiem run. Połączenie tych dwóch magii sprawia, że jest taki wyjątkowy... Ma wyryte na dłoniach, pod skórą, runy które pozwalają mu nadawać zaklęciom kontrolowane kształty. Sama byłem świadkiem i celem takiego zaklęcia.
-Galli!
-O... o wilku mowa...
-Galli!- Barutz dotruchtał do dwójki rozmawiających- Będę potrzebował twojej pomocy. Anioł zrobił ze mnie cieniasa w walce słownej! Nie mogę tego tak zostawić!
-Znowu wchodzisz w jaką głupią wojnę na słowa?
-Ona... ani żadna z poprzednich... nie jest głupia! Tu chodzi o honor! Pomożesz?
-Przed chwilą, ramię w ramię urządzaliście tu jakiś burdel, a teraz chcesz mojej pomocy w walce z nim? Zapomnij, jestem mu winna ramię- podniosła rękę prezentując, że jest dokładnie tam gdzie powinna. Barutz zmierzył ją złym spojrzeniem, po czym skierował je na nowego
-Ty! Ty mi pomóż! Widziałeś jak mnie załatwił! Jeśli będę sam to nie wiem kiedy znajdzie się okazaja by się odgryźć!
- Coś się tak nie niego uwziął? Chyba jesteśmy drużyną.I co niby miałbym zrobić. Przecież gasi moje płomienie bez problemów - mag wzruszył bezradnie ramionami.
-Nie nienienienie...- Nekromanta wzniósł ręce w geście zaprzeczenia - Nie mówię o żadnym czaromiotaniu, czy próbie dokopania mu w walce. To jest, z góry, skazane na porażkę. Chodzi tu o utarczkę na słowa! Nie wiem jeszcze co byś zrobił. Nim zacznę opracowywać plan muszę wiedzieć kto mi pomoże!
- Czy nie mógłbyś mu po prostu darować? Przecież nie zrobił nic wielkiego. Ale jeśli naprawdę potrzebna ci pomoc, to niech będzie. W końcu wypadałoby się z żyć z nowymi towarzyszami - zaśmiał się cicho. Pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie, ale to już pozostawił dla siebie.
Z początku Barutz chciał już przeklinać niebiosa, że zesłały mu do drużyny takiego sztywniaka, ale zaraz zostałby zmuszony je przepraszać
-Widzisz Galienne? To jest duch! Dobra, teraz tzreba tylko wymyślić co i jak hłe hłe hłe- zaśmiał się diabolicznie zacierając ręce i garbiąc się nieco - Jak wymyślę to od razu dam Ci znać. Te... swoją drogą to użyczyłbyś mi swoich płomieni? Odpowiednią runą mógłbym zaklnąć je w mieczu, co by mogło dać bardzo... epicki efekt.
- Ile ich potrzebujesz? - zapytał od razu. Zazwyczaj niechętnie dzielił się swoimi płomieniami. Jednak czasem można było zrobić mały wyjątek.
-Jeszcze nie teraz, muszę przygotować rytuał runiczny. Ale nie sadzę byś był w stanie przeładować orkusowską Wielogwiazdę Żywiołów, więc im dasz więcej tym będę wdzięczniejszy. Swoją drogą...- Wzniósł prawą, ubraną w rękawicę Mervalla, rękę w górę. Eksplozja ciemności była tym razem bardzo długa i w miarę wąska. Gdy się cofnęła nekromanta miał już w ręce dwuręczny, szeroki miecz o kolorze skrzepłej krwi. Odstąpił krok w bok, gdy go opuszczał i kładł na ziemi. Zaczął szeptać, a wraz z szeptem pojawiały się nowe symbole w kolorach ciemnej zieleni, fioletu i czerwieni. Wszystkie razem stworzyły krąg. Kolejne zaklęcie i ostatnią runę wyrysowywał bezpośrednio na mieczu, nad rzędem run Migotania.
-Far’yudar- kto patrzył na runę, w kształcie sześciu, nachodzących na siebie gwiazd, z czego jedna w środku, mógł dostrzec jakby otworzył się niewielki portal, wciągający rzeczywistość w siebie, a jednak pół sekundy później już wyglądała jak zwykły rysunek... tylko świecący
-Złóż dłonie koło stopy nad Wielogwiazdą i wycentruj na niej zaklęcie. Dowolne i tak nie dojdzie ono do skutku. Runa pochłonie każdą cząstkę many jaką zużyjesz, a mój Madawk będzie mógł ją potem wykorzystać podczas walki w formie wybuchu ognia.
Z jednej strony “Płomień” chciał wypróbować, czy pochłonie każde zaklęcie, ale byłaby to niepotrzebna strata energii. Lepiej użyć czegoś podstawowego i po kłopocie. Ułożył ręce tak, jak mówił Barutz, a potem jeszcze przez moment zastanawiał się nad zaklęcie.
- Orzeł powinien wystarczyć... - mruknął pod nosem.
- Flamma Aquila - wyinkatował.
Wbrew temu co zapowiedział Barutz zaklęcie doszło do skutku, ale jedynie przez ułamek sekundy był widziany płomień, bo runa go natychmiast zassała i zaświeciła się ciepło. Natomiast nekromanta lekko się skrzywił
-Wiesz... całkowity no offence, ale... ta mana wystarczy tylko na jedno uderzenie. Nie mam chyba prawa tego wymagać, ale Wielogwiazda ma conajmniej czterdziestokrotnie większą pojemność. Mógłbyś jeszcze trochę dorzucić? Rzecz jasna jeśli sam nie jesteś jakoś szczególnie wyzuty z many... - ton głosu wyraźnie świadczył, że było mu zdziebko głupio o to prosić, ale też nie miał ochoty tak słabo wykorzystać Wielogwiazdy Żywiołów.
Najpierw mówi, że dowolne zaklęcie, a teraz jeszcze chce więcej. Sav westchnął cicho, ale postanowił już to zrobić.
- Lepiej, aby naprawdę wchłonęło wszystko, bo jeśli któryś nie zostanie wchłonięty, to nie będzie dobrze - ostrzegł, ponownie układając ręce nad Wielogwiazdą.
- Flamma Aquila: Grex - wyinkatował podobne zaklęcie, jednak tym razem w normalnej sytuacji powstałoby całe “stado” ognistych orłów.
Tym razem płomień utrzymywał się znacznie dłużej, podtrzymywany i zasilany od strony dłoni, a tłumiony i pochłaniany przez runę, która świeciła się coraz jaśniej. Gdy tylko zaklęcie zakończyło swe działania Barutz odepchnął ręce Sava i sam założył swoje nad runą
-Rakakada’Rok: Wrota - na wielogwieździe pojawiła się kolejna runa, wyglądająca jak krzyż nałożony, na każdą z pomniejszych gwiazd.
-Wielkie dzięki- skwitował, położył rękę na rękojeści. Kolejna eksplozja ciemności i już nie było miecza - Na prawdę. To może mi uratować skórę w jakiejś sytuacji- uśmiechnął się - Jestem ci winny piwo... albo wódkę, jeśli wolisz mocniejsze
- Na razie chyba nie ma czasu na picie. Jak sytuacja się uspokoi i nie będzie trzeba z nikim walczyć, a pozostanie nam tylko odpoczynek, upomnę się o coś. Oczywiście jeśli obaj przeżyjemy - powiedział, przy ostatnich słowach trochę zniżając ton. Wszystko było możliwe. W najgorszej sytuacji straci darmowe picie. Jednak jakoś sobie z tym poradzi.
- Nie ma co biadolić. Jak będzie chwila wolnego w jakiejś mieścinie to spokojnie można się upić...
- Że jak?!- wtrąciła się Galienne- Nie nie nie, Barutzie Fauście-Engelu IV. Nigdzie nie będziesz się upijał, a i w ogóle nie powinieneś się nawet “lekko wstawiać”, jak to lubiłeś się tłumaczyć. Jest świat do uratowania. Później to opijesz
- Dobrze mamo
- Zaraz dostaniesz w łeb- zagroziła nekromantka, a Barutz doskonale wiedział, że to nie żarty, co innego, że jej uderzenia wcale nie miały dostatecznej siły by zrobić na nim wrażenie
Sav zaśmiał się, słuchając ten wymiany zdań. Od razu przypomniała mu się pewna osóbka.
- Te kobiety chyba wszystkie są takie same. Chociaż nie, ta którą znam, groziłaby mi, że coś mi zamrozi - roześmiał się, myśląc, jak mogłoby to wyglądać.
Barutz pochylił się by powiedzieć tylko do maga ognia
-Wiesz... nekromancja zna znacznie gorsze sztuczki, więc nie podsuwaj jej pomysłów, dobra?
- No dobra. Jak będzie chciał ci coś zrobić, to już wymyśli coś ciekawego bez pomocy. Takie są kobiety - odpowiedział, uśmiechając się.
-A żebyście wiedzieli!- prychnęła nekromantka... bardzo “kobieco”, zwirowała na pięcie i odeszła od nich. Dobra, rachunek, po tych perwersyjnych sugestiach, wyrównany. Przynajmniej częściowo.
Aerithe patrzyła na całą scenę z uśmieszkiem na twarzy.
-Tego było mi trzeba po tylu latach nudy.-Stwierdziła
- Jak ty mi jeszcze wyskoczysz, że mam się nie upijać to będę na prawdę zły...- stwierdził Barutz grobowym tonem, ale iskra rozbawienie, w jego oku, była wyraźnie widoczna
-Pij co chcesz, pewnie bym Ci potowarzyszyła....w piciu oczywiście.-Powiedziała puszczając oczko.
Nekromanta natychmiast się rozpromienił
-Jest! W końcu normalni ludzie! Juhu!- wzniósł ręce w geście triumfu - Czyli jesteśmy umówieni i razem spijemy się w trupy! Hłe hłe hłe- dodał znów zacierając ręce- Przydałby sie Anten...- zamarudził
-Hyhy, ale pijemy coś Krasnoludzkiego, uryny upadłego by na mnie nie podziałały.-Westchneła, nagle coś sobie przypomniała.
-Po wszystkim zabierzemy wszystkich do wspaniałej górskiej karczmy, prowadzonej przez klan Młota, o ile jeszcze istnieje..-Zastanowiła się, ile to już było.
- Droga koleżanko, jestem zmuszony wypomnieć ci pewną nielogiczność, w twoim sposobie myślenia. Otóż... od początku tej wyprawy już mielismy kilka rotacji w drużynie, więc nie można wyklucać kolejnych. Jeśli mamy osiągnąć wzniosły cel, spicia się tak by zażygać czubki drzew, to powinniśmy postarać się zrobić to szybko. W końcu, mamy jeszcze czas.- wyłożył Barutz tonem profesora, tłumaczącego działanie jakiejś składowej zaklęcia
-Zaraz, zaraz, nie mam zamiaru wymiotować.-Uśmiechneła się szyderczo.-Ja naprawde mam mocną Elficką głowę, przez te tysiąclecia się wyszkoliłam.-Praktycznie zakrzykneła, ale ściszyła ton głosu przypominając sobie o śpiącym królu.
-”Mocna elficka głowa”? To brzmi jak... “sucha woda” czy “miękki kamień”. Nie bez powodu elfy tworzą nawspanialsze wina, a krasnoludy najwspanialszy alkohol. Choć wierzę, że miałaś czas na ciężki trening. Kurde... możesz się okazać pierwszą kobietą która wypije więcej niż połowę tego co ja- zasepił się wyraźnie nekromanta.
- Wiecie co, urządzimy sobie konkurs picia. Wtedy okaże się, kto jest w tym najlepszy - powiedział Sav po chwili zastanowienia. “I wyjdzie na to, że wszyscy obudzimy się po kilku dniach w morzu wymiocin”” dokończył w myślach, aby nie wynikła z tego jakaś kłótnia ,że inni nie zareagują tak na dużą ilość alkoholu.
-Te... znam pewną starą... wschodnią tradycję. Tylko potrzeba kogoś niepijącego. Stajemy wokół długiego stołu, sędzia polewa po kolejce. Zawodnicy piją, po czym przechodzą, rzędem, pod stołem, wracają na swoje miejsca i od początku. Kto utrzyma się najdłużej wygrywa...
- No to będę ja - oznajmił mag, pewnym siebie tonem.
Barutz prychną rozbawiony, po czym przybrał ton głosu starożytnego mistrza zen
-Synu, nie rzucaj słów na wiatr, bo powrócą wraz z huraganem. Wielu to mówiło przed tobą i wielu jeszcze powie.
- Jak przegram, to możesz mi dawać jakieś morały. Na razie lepiej myśl nad taktyką - niemal parksknął śmiechem, gdy Barutz to wszystko mówił.
- Jeśli potrzeba ci taktyki do picia, to znaczy, że już wygrałem - zarechotał nekromanta
- Jestem magiem ognia. Wszystko wyparuje w moich ustach, zanim to wypije, a potem odejdzie wraz z wydechem. I to jest taktyka - oznajmił triumfalnie.
- Nie, to już jest oszukiwanie. Też mogę postawić na żołądku kilka run które uniemożliwią alkoholowi wchłanianie się, albo postawić barierę w tętnicy szyjnej która zablokuje etanol, próbujący dostać się do mózgu. Rzecz w tym, że przez to ZMARNUJE SIĘ MASA TRUNKU! Żadnej magii. Kropka. Zwykłe, chamskie wlewanie w siebie. Inaczej to traci sens.
- A mogło być tak zabawnie. Leżelibyście pod stołem, a ja spokojnie pił dalej - zaśmiał się, widząc oczyma wyobraźni taką sytuację.
- W tym wypadku “pił” jest znacznym wyolbrzymieniem- pokiwał głową nekromanta. Aha. Wracając do tematu żygania- tu wycelował palcem w wampirzycę - Jak to “nie zamierzasz żygać”? Gdy się żyga to zwalnia się miejsce na kolejny alkohol. Proste i logiczne, nie?
- Ja tam uważam, że lepiej jest porządnie wypocić alkohol, ale mniejsza o to. Specjaliści pewnie się lepiej na tym znają - wzruszył ramionami.
- A brałeś kiedys udział w konkursie na zasięg żygu? - zapytał Barutz, a ton jego głosu i mimika jasno wskazywały, że on brał i kontentował ten sposób rozrywki
- W moim wykonaniu byłby to konkurs na zasięg płomienia. Przyjemniej jest, gdy ogień wylatuje z gardła niż jakieś wymiociny. A ile przy tym zabawy, gdy przypadkiem podali się pół karczmy - aż miał teraz ochotę coś spalić na popiół. Tylko nie było w okolicy czego. Przecież nie podpali całego lasu. Zresztą ogień mógłby zwabić nieporządanych gości.
- Koleś. Właśnie wyobraziłem sobie żyganie płonącym spirytusem i stwierdzam, że koniecznie muszę znaleźć sposób na to bym sam tak robił, a do tego czasu jesteś moim guru...
- Pomyślmy... Najpierw zacznij od próby połykania ognia - roześmiał się głośno. Od czegoś trzeba zacząć. A w jego przypadku to nie byłoby problemem.
-Hmmm... ja myślę raczej o wykorzystaniu twojej many, zmagazynowanej w Wielogwieździe, plus jakiejś runie która by wytworzyła iskrę przed moimi ustami... to powinno zadziałać...
- A właśnie, kiedyś będziesz musiał mi oddać tę energię. Spalić jakiś budynek, czy coś. W końcu skądś muszę pobrać dodatkową manę. Swoją drogą jestem ciekaw, czy mógłbym wykorzystać własną magię, która została zamknięta w tej gwieździe
- Teoretycznie nie. Została zamknięta w... nazwijmy to ćwierćwymiarem runy. Zachowała swój rodzaj, ale niewiele ją łączy z tobą. Ale w życiu widziałem nie takie rzeczy, ba... nie takie rzeczy robiłem. Może dałoby się znaleźć jakiś sposób, ale bez magii runicznej szczerze w to wątpię.
- Jak dotąd spotkałem się tylko z jednym ogniem, który był wstanie mi się oprzeć, ale to było dawno, więc się nie liczy. Co do tych run, to może mi się kiedyś przydają
-Jak już uwolnię eksplozję, to gdybyś zdążył nią zawładnąć to nic by nie stało na przeszkodzie, Myślałem teraz o manie w takiej formie w jakiej aktualnie jest. Dobra, chyba wypadałoby się przespać... ewentualnie możemy urządzić małą orgietkę, zakrapianą mocniejszym alkoholem- wzruszył ramionami,
- A później zabije nas anioł? Nie, raczej podziękuję. Jednak jeśli pani elfce będzie zimno, to zawsze mogę ją rozgrzać - zaśmiał się.
Barutz się nie zaśmiał. Po prostu zagryzł wargę, z wyrysowanym na twarzy rozbawieniem, oczekiwał na reakcję Aerithe
Elfka uniosła ręke, do zamachu jednak po chwili ją opuściła. Widać nie chciała pozwolić na przekroczenie pewnej granicy.
-Pogadamy o tym za jakiś czas, za jedno, dwa, no trzy tysiąclecia.-Uśmiechneła się wrednie.
Sav sprawił, że całe jego przedramię zapłonęło.
- Do tego czasu płomień mego pożądania mnie spali - zaśmiał się.
- I będziesz mnie miała na sumieniu - dodał z wyrzutem. Poczekał jeszcze chwilę i ugasił płomienie, by nie marnować energii.
-Dobradobradobra- potok słów zlał się w jedno w ustach Barutza - na prawdę nie przeginaj. Nie posiadasz mojego uroku osobistego, więc grozi ci to tym i owym. Wypadałoby chyba pójść spać. Jutro musimy wcześnie wstać i wymyślić co dalej. Moje ożywieńce staną na warcie.
-W mym sercu nie ma na Ciebie miejsca, ktoś już owe zajął. A co do warty chyba Azrael ją pełni.-Wyjaśniła
-Nie wiem jak u niego ze snem, ale chłopacy na pewno nie zaszkodzą- stwierdził od niechcenia dłubiąc w uchu małym palcem
- Więc się spóźniłem - zażartował mag, słysząc odpowiedź elfki.
- I co racja, to racja. Mi odpoczynek na pewno się przyda i wam pewnie też - dodał już normalnym tonem głosu.
-Tak, Idźcie spać, ja pójdę do Azraela. My wampiry prawie nie potrzebujemy snu.-Stwierdziła Ziewając.
-Widać. - odparł Barutz tonem mędrca
 
Arvelus jest offline  
Stary 09-02-2012, 19:45   #53
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Ranek przyszedł szybciej niż by może niektórzy chcieli, chłód poranka rozpoczął kolejny dzień drużyny. Aerithe siedziała przy ognisku które nie wiadomo kiedy zostało rozpalone, król właśnie niechętnie wyciągał się z pod kocy, a Gabryjel obserował okolicę z gałęzi najwyższego drzewa w okolicy. Słońce świeciło co raz mocniej, zapowiadał się piękny dzień. Nie biorąc pod uwagę sąsiedztwa spalonego Londynu i perspektywy Apokalipsy.

Barutz otrząsnął się z głębokiej medytacji. Nie, nie był żadnym ze starożych mistrzów zen, którym (podobno) wystarczyła medytacja w miejsce snu. Nic z tych rzeczy. To jeno legendy. Po prostu obudził się godzinę temu, a teraz intensywnie ogniskował manę. Przeszedł się po prowizorycznym obozie, zbierając swoje kukiełki.
-Wy, anioły, nie wiecie co tracicie nie sypiając...- zawołał zadzierając głowę - Masz jakiś plan?
-Nie mam takiej potrzeby, jednak mógłbym to zrobić gdybym chciał, to samo tyczy się jedzenia czy picia. Co do planu, o ile można go tak nazwać uderzymy w paszczę Lwa. Uderzymy w siedzibę Nocutrnów w ich rezydencję.-Powiedział dumnie Archanioł.
Dobry humor znikł z tawarzy nekromanty
-Potrzebny jest plan... Szary Pałac to forteca. - dwa “strzały” palcami i przyleciał dysk, na którym Barutz usiadł i wzniósł się do poziomu anioła - Mam pomysł jak mógłbym się podrasować. Mało przyjemne i dosyć niebezpieczne, ale najwyżej skończę jako schizofrenik. Jednak, skoro chcemy tam uderzyć, to potrzebujemy każdej odrobiny mocy. Stworzyłeś dla mnie swój paznokieć. Potrafisz tworzyć i inne przedmioty?
-Zależy jakie. Co potrzebujesz?-Zapytał unosząc brew do góry.
-Do samego rytuału przydałoby się serce potępieńca. Garść stokrotek i korzeń chmielu. Poza tym przydała by się sól morska, tak z kilo oraz miecz merlina... tej ryby. Ale to wszystko tylko po to by zmniejszyć szansę niepowodzenia z jednego do dziesięciu na jeden do... mniej więcej siedemnastu. Rytuał polega na zamknięciu w moim ciele arcypotężnego widma. Dzięki runom będę mógł go kontrolować, a gdy się przyda to oddam mu moje ciało i przekieruję całą manę do run na moim ciele, których też dorobię. W efekcie, gdy zechcę, będę stawał się niesamowitym wojownikiem. Najbardziej mi zależy na tym by w ogóle móc to wykorzystać. Potrzebuję ekwipunku. Zbroja, oręż, tarcza... Choć to chyba możemy znaleźć w samym Londynie. Oczywiście jeśli podejmiemy ryzyko udania się tam.
-Rośliny mógę stworzyć, jednak nie wiem jak tworzenie części czegoś żywego by wpłyneło na otocznie. To w pewnym stopniu pogwałca prawa magii.-Odpowiedział Azrael
-Mówię, to tylko kwestia bezpieczeństwa, które i tak jest znośne. Potrzebuję miecza i pancerza... choć...- nekromanta się zamyślił- w Darkshire mam bardzo sympatycznego ożywieńca. Nieumarła zbroja. Pięknie by współgrała z tą taktyką. Nie jest skończony, brakło kilku elementów. Mógłbym rozmontować Wiekierę Molocha. Z pomocą Galienne szybko byśmy go ukończyli, skoro mamy wszystkie potrzebne elementy. Stworzyłbyś jakiś wielgachny miecz, czy młot... potrafiłbyś stworzyć stalowe płyty o okreslonym kształcie?
Azrael założył ręcę na siebie i maszerował tam i z powrotem po gałęzi zastanawiając się nad czymś.
-Tak myślę, że to nie stanowiło by problemu.-Stwierdził.
-Jednak robisz to na własną odpowiedzialność.-Pointruował anioł poważnym tonem.
Barutz prychną rozbawiony
-Ba! Nawet gdybym chciał nie mam jak na was zrzucić odpowiedzialności. Musze tylko jeszcze zdecydować się czy zamknę w sobie ducha wojownika, gniewu, czy nienawiści. Pierwszy jest najsłabszy i najbezpieczniejszy, ostatni najpotężniejszy, ale niesamowicie... upierdliwy. Chyba zdecyduję się na gniew. To jednak pewne optimum. Jesteś w stanie przenieść nas do Darkshire?
-Mógłbym ustawić odpowiedni portal.-Powiedział.
-Świetnie. Dobra, dostanę dzień, a, wraz z Galienne ukończę kościeja. Z Twoją pomocą opancerzę go. W ciągu nocy zaklę jego pancerz i broń. Jeśli dobrze pójdzie będę jak taran!- zapalił się nekromanta. Pomysł wydał mu się genialny. To by znacznie zwiększyło możliwości drużyny. -Mamy na to czas?
-Tak znajdziemy czas, niewątpliwie.-Odpowiedział
-Doskonale. Zobaczymy jeszcze co na to reszta, ale jeśli się powiedzie to zyskamy wiele na sile uderzenia.



Barutz zleciał poinformować Aerithe, Galienne i Sava o planie na najbliższy czas. Jakoś nie mógł się przemóc by zacząć traktować Artura jako członka drużyny, a nie gościa. Opowiedział wszystko co i jak i czekał na reakcję...
Azrael zeskoczył z gałęzi. I poszedł na środek polany. Usiadł i zaczął zbierać energię.

-Co się dzieje?-Zapytał lekko przestraszony król.
-Spokojnie. Gabryjel chyba wie co robi.-Odpowiedziała Wampirzyca.
-Taktaktak... niedługo przypuścimy wielce romantyczną szarżę na pałac zła i tak dalej i tym podobne. Ważne, że musimy się dozbroić, bo inaczej to będzie samobójstwo, a ja wymyśliłem jak możemy zwiększyć efektywność drużyny. Znaczy MOJĄ efektywność, ale na jedno wychodzi. Zajmie mi to koło dnia i nocy, oraz będę potrzebował kilku godzin by odespać, ale gdy skończę... znaczy SKOŃCZYMY, bo Galienne i Azrael mi pomogą, będziemy mieć samobieżny taran.
-Jaki jest twój plan?- zapytała zainteresowana nekromantka
-Stworzymy najpotężniejszego ożywieńca jaki chodzi po tej ziemii. Nad kościejem pracuję od pół roku, ale brakowało mi kilku elementów. Wykorzystam Wiekierę Molocha, niczego więcej nie potrzebuję, poza twoją pomocą.
-Rozumiem. A anioł po co Ci?
-Opancerzymy chłopaka tak by wyglądał jak ruchomy bastion. Będą mogli miotać w niego czym chcą, a i tak będzie się od niego po prostu odbijać. Przygotuję go na kilka ich ulubionych zaklęć. Poza tym wykorzystam Rytuał Erdwika runnis Rankor
-Odbiło ci?! - niemal zakrzyknęła - Ty wiesz w ogóle o czym mówisz?!
-Tak dziewczyno. Wiem doskonale- stwierdził Barutz poważnie, zimno... - ale nie mamy miejsca na biadolenie. To wojna. Jeśli nam się wyleją hordy piekieł to nie będzie, kurna, dobrze.
-Wiem to, idioto! Ale czemu chcesz się tak upośledzać? Dla mocy? Wiesz, że już się nie pozbędziesz tego widma! Jedynie, z czasem, stopicie się w jedno! Nie będzie już Barutza jakim jesteś teraz!
-Coś ty?- zadrwił nekromanta- Galienne, znam niebezpieczeństwo i wszelkie konsekwencje. Uznaję to za osobiste poświęcenie, więc nie odbieraj tej scenie epickości, dobrze? - standardowy żart Czwartego, jednak tym razem brzmiał inaczej. Mniej wesoło.
-Dureń! - warknęła i odeszła
-Kurde... będę potrzebował jej pomocy... - stwierdził bardziej do siebie, niż króla czy Aerithe, albo Sava
Sav przysłuchiwał się tej wymianie zdań między nekromantami. Jakoś niespecjalnie wszystko rozumiał, ale to już nie był jego problem. Bawił się po prostu małym płomykiem przeskakującym po jego palcach.
- Może ma racje i to zbyt ryzykowne - mruknął od niechcenia. Nie jego sprawa, więc wolał się nie mieszać do tego zbytnio. Szczególnie, że nie był znawcą nekromanckich rytuałów.
- Szarża na Szary Pałac jest nie mniej niebezpieczna. A jeśli teraz się uda to będzie tam odrobinę prościej.

Azrael z odrętwiałymi kończynami wstał z klęczek i właśnie zaobserwował jak obrażona Nekromantka odchodzi od Fausta. Wyszedł jej naprzeciw i złapał ją za nadgarstek, po czym powiedział do ucha.
-Musisz go zrozumieć, to... dla niego sprawa honorowa. Wczuł się, chce uratować świat z konkretnego powodu.-Uśmiechnął sie i dodał.
-A bez Twojej pomocy tego nie uczyni.
- Ratowanie świata ok. Rozumiem. Ale on chce poświęci własny umysł! To nie koniecznie jest potrzebne! Nawet nie wiemy, czy wtedy będzie chciał dalej ratować ten zapyziały świat... wiesz na czym polega Rytuał Erdwika?
-Zapewne masz rację, jednak ja, jak i ty dobrze wiemy, że nie uda się go przekonać. To jest jego decyzja.
Nie wiem. Wiem tylko, iż planuje zamknąć w sobie widmo, podejrzewam także to, że będzie go to powoli przejmować.-Odpowiedział.
-Jednak, po wszystkim, będzie możliwość zniszczenia widma.- Próbował uspokoić elfkę.
-Nawet nie próbowałeś go przekonać- stwierdziła oskarżycielskim tonem - A widma po wszystkim nie da się zniszczyć, bez upośledzenia umysłu, bo rytuał polega na ścisłym połaczeniu obu umysłów. Jeśli dobrze pójdzie będą się tylko stykać, jeśli źle to całkiem się wymieszają...
-Mam ostrze potrafiące niszczyć duszę, widmo nie będzie niczym ciężkim do rozwalenia.
Mogę z nim pogadać, jeżeli tak pragniesz.
-Rzecz w tym, że nie odróżnisz jego duszy od widma. Inaczej sama nekromancja by starczyła. Lepiej go przekonać by tego zarzucił... są rzeczy których nie powinno się poświęcać
-Moja magia całkiem możliwe, że wykracza poza wasze zrozumienie. Ale tak jak powiedziałem porozmawiam.-Uśmiechnął się.
-Więcej uśmiechu.-Dotchnął jej policzka, po czym szybko cofnął ręke i ruszył w stronę nekromanty.
-Barutz, wszystko gotowe, mogę zaraz otworzyć portal, została tylko jedna rzecz, więc chodź. Poza tym musimy porozmawiać.-Powiedział i ruszył znów w miejsce w którym medytował. Po drodze skinął głową na nekromantke by ruszyła za nimi.
-Tak?- zapytał Barutz gdy już byli we trójkę
-Czy ty jesteś świadom tego co chcesz uczynić? Wiesz, że to nie jest konieczne.-Zaczął Azrael.
- Znam rytuał, jego plusy i minusy. Znam też sytuację i, wybacz, ale lepiej od ciebie zdaję sobie sprawę jaka przeprawa nas czeka z nekromantami. Nie mamy komfortu by móc sobie powiedzieć “to nie jest konieczne”. Galienne zawsze chciała mocy, ale nie rozumiała, że czasem wiąrzą się z nią poświęcenia.
-Ja tu jestem!- warknęła, bliska wściekłości
-Wiem. I wybacz za sposób w jaki to powiedziałem. Przemyślałem to. Na prawdę wolałbym tego uniknąć, ale potrzebujemy KAŻDEJ odrobinki mocy jaką możemy zdobyć. Poza tym Erdwik będzie pięknie współgrał z moim Kościejem, gdy już go skończymy.
-W ostateczności mogę uwolnić moją moc. Poza tym jako mag jesteś potężny. Mamy też Gallienne, Sava, i Aerithe. Musimy dać radę. Jednak jest to twoja decyzja.-Odpowiedział zrezygnowany.
- Gdyby to było takie proste byś nas nie potrzebował. Poza tym widziałeś, że mają po swojej stronie istoty których pokonanie i tobie zamuje dużo czasu. Będzie dobrze, zbuduję barierę między naszymi umysłami. Normalnie rytuał nie zawiera magii runicznej. Ja jestem runotwórcą i wsplotę to. Będzie dobrze...- powtórzył jeszcze raz - Poza tym będzie ładnie to wyglądać w legendach! - zaśmiał się, choć anioł wyczuł, że nie było to do końca szczere
-Ufam Twoim Decyzjom. Pozostało jedno będę musiał użyć czar który mi udostępni dojście do twojej pamięci. Spokojnie, chodzi mi tylko o to jak wygląda darkshire.-Uspokoił nekromante.
- Bardzo proszę. Nie mam nic przeciwko.
-Momento Reversal-Położył dłoń na głowie nekromanty, by po chwili ją zdjąć.
-Zatem gotowi?-Zapytał
-Nie bierzemy całej paczki? - zapytał Barutz patrząc, na króla i Aerithe
-Oczywiście, że bierzemy.-Odpowiedział.
Azrael ręką wskazał aby się odsuneli, gdy tylko to zrobili. Przykucnął i dotknął Ziemi z jego dłoni wypłynął błękitny płyn który w okręgi o promieniu począł kreślić runy spisane w języku niebios nieznanemu nikomu z obecnych poza Anioła.
Seraf uniósł pięść i uderzył nią mocno w Ziemię.
-Niebiański Pakt : Portal- Przewodnik Chórów Anielskich wstał z klęczek i odszedł. W centralnym punkcie koła utworzyła się szczelina.
-Gotowe wskakujcie....

Azrael pozostał ostatni. Zauważył jakiś ruch, jednak był spokojny bo nikogo z towarzyszy nie było w pobliżu.
-Znów się spotykamy. Satanealu, a może powinienem powiedzieć Benjaminie. Bo Czyż to nie jego ciało przywłaszczyłeś? Czyż twa rządza mordu nie wpłyneła na pogwałcenie pradawnych praw?!-Powiedział rozłoszczony Seraf.
-Dobrze wiem, że to tylko Twoja iluzja! A zatem co chciałeś przekazać?-Dodał.
-Dość twych oskarżeń świętoszku, przejdźmy do interesów. Nocturnal odnalazł sposób aby przywołać szybciej portal. Jednak nie o tym chciałem powiedzieć. Twój Brat składa Ci pozdrowienie.-Widmo nagle się rozmyło.

Archanioł wzruszył ramionami i wskoczył w otchłań magicznej przestrzeni, rękami wykonując pieczęć zamykającą portal.

Cała drużyna stała przed gospodą, przed tą gdzie nie tak dawno spotkali się Saverus i Barutz.

- Dobra panowie i piękne panie. Jesteśmy na moim podwórku. W Darkshire mamy dwie karczmy, przy czym bardziej polecam Szarego Guźca. Lepiej też uważać, bo stowarzyszenie wielbicieli naszego przyjaciela ma tu swoje wpływy i oddział. Ja, wraz z Galienne mam nadzieję, idę do siebie przygotować Kościeja i rytuał. Dla mnie najwygodniej byłoby się właśnie tam spotkać. Co o tym sądzicie?
Gdy znaleźli się na miejscu, rozejrzał się. Kiedy on ostatnio był tak daleko. Wciąż tylko Londyn i doskonalenie umiejętności, które i tak były zbyt małe, by w jakiś sposób pomóc, gdy było to najbardziej potrzebne. Ale nie ma już sensu wracać do przeszłości.
- Zajmij się tym całym Kościejem i rytuałem, a my sobie na pewno znajdziemy jakieś zajęcie do czasu, gdy będziemy potrzebni - powiedział po chwili.
Azrael bezgłośnie przyglądał się krótkiej wymianie zdań.
-Ile potrzebujesz czasu na stworzenie nieumarłego?-Zapytał.

W tym samym czasie Aerithe stała przy dość słabo wyglądającym królu, w końcu chłopak teleportował się pierwszy raz.

- Z Galienne skończę kościeja w ciągu kolejnych kilku godzin. Jego ciało jest prawie gotowe, potrzebowałem jeszcze potężnego katalizatora. Na ogół tworzy się je z krwi będącej jeszcze w żyłach ciał i ich serc, ale Kościej... to nie iostotne. Za cztery godziny przydała by mi się twoja pomoc Azraelu. Choć nie zaszkodziłoby gdybyś przyszedł wcześniej obejrzeć samego kościeja, bo poproszę cię byś stworzył stalowe płyty, które przymocuję do niego, na kształt pancerza, więc chyba byłoby dobrze gdybyś przyjżał się jego formie. Potem byś mi pomógł przygotowaniu rytuału. Mam nadzieję, że Galienne też, ale poradzimy sobie
- Dobrze... pomogę ci - nekromantka wyraźnie nie była zadowolona z tego - Ale wiedz, że to nie dla tego, że uznaję sensowność tej decyzji, ale dla tego, że tak spadnie szansa na to, że widmo gniewu cię zdominuje.
- Dziękuję. O nic innego mi nie chodziło.
-Ja również ci pomogę.-Rzekł Azrael.
- Świetnie. Jutro rano wszytsko będzie gotowe. Potem będziemy musieli, z Galienne, odespać pracowitą noc... hmmm... nie zabrzmiało to tak jak powinno. Nie ważne.

Kolejne godziny pracy przy ożywieńcu. Ostatnio często mu się to zdażało. Podczas konstrukcji rozmontował Wiekierę Moloha aż do cząstek energi i zaplótł je w ciele Kościeja, w postaci bardzo skomplikowanych, trójwymarowych run. Pomoc Galinne była nieopisana. Po kilku godzinach włączył się Azrael. Grube, stalowe płyty były już gotowe. Zgodnie z instrukcjami Barutza, podziurawione, tak by dało się je przyszyć grubymi nićmi z posplatanych ścięgien. Potem stworzyli mu oręż, nekromanta zaklął w nim magię runiczną z ostrza Madawka.

Arcydzieło było ukończone. Dwu i pół metrowa postać, ubrana w gruby, stalowy pancerz, ze skrzydłami, zdającymi się lśnić ogniście. Kościej miał tak szeroką pierś, że Barutz cały się w niej mógł zmieścić. I w zasadzie mieścił. Nekromancie brakowało metra w barkach, aby mógł włożyć ręce, jakby to była zwykła zbroja.

Nadszedł czas wypróbować potężnego ożywieńca. Nie zakładał go na siebie, jakby był pancerzem, tylko rozwarł jego pierś. Jak drzwi szafy. Założył na oczy zwój z pieczęcią, z tyłu miał cztery paski do wiązania


Wszedł do środka. Stopy miał na wysokości kolan, a oczy obojczyka. Pierś sama zamknęła go w środku. Nieumarły powoli się poruszył. Jak człowiek, co dopiero się obudził, po długim śnie i chce delikatnie rozruszać wszytskie stawy. W końcu, wielka czaszka, z świecącymi błekitno oczodołami, spojrzała na Galienne i Azraela
-Ale wy jesteście malutcy... - Dało się słyszeć mocno stłumiony głos Barutza - Trzeba będzie jakoś usprawnić komunikację. Odsuńcie się. Zobaczę, czy działa Ciąg Loreyel.
Gigant wyciągnął rękę przed siebie. Nagle nastapiła eksplozja ciemności. Tym razem skierowana nie wprzód, a w górę i dół. Gdy się cofanęła kościej ściskał już wielkie ostrze.
- Genialnie.
 
Arvelus jest offline  
Stary 09-02-2012, 22:22   #54
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
Ale najtrudniejsze było przed nimi. Wraz z Galienne namalował Krąg Przywołania. Barutz wypełnił go runami ochronnymi, po czym sam na sobie postawił kilka. Dokładnie to na barkach i głowie. Błekitna kulka energi zwęglała ciało i włosy, przywołując grymas bólu na twarzy nekromanty oraz nieprzyjemny zapach. Ale to znacznie zwiększało szanse, że się powiedzie. Potem wymieszał maść. Zarówno z własnych komponentów, oraz tych stworzonych przez anioła.

Nekromanta głeboko wetchną siedząc w jednym z kręgów runicznej ósemki. Oczy miał szeroko otwarta, a oddech szybki.
- Gotowa?
- Pytasz trzeci raz. Jeśli chcesz zrezygnować, to masz moje błogosławieństwo.
- Nie. Pamiętaj aby...
- Tak. Wiem. - nie dała dokończyć, Galienne
W razie gdyby widmo gniewu przejęło nad nim kontrolę miała przerwać krąg poboku. Uwolniło by to manę Sava, wzięta z miecza, w postaci ognistego uderzenia które by go raniło tak poważnie, że nie byłby w stanie nikomu zaszkodzić. Potem mogliby coś kombinować z Aniołem, jak go uwolnić z Szału.
- Zaczynajmy
- Jak chcesz. Trzymaj się.
Galienne uzupełniła szereg runiczny i zaczęło się. Półmrok się zagęścił. Cała trójka wyczuwała, że duch się zbliża. Nagle, z mroku wynużyła się elfia sylwetka. Kobieta. Z zarysem miecza w dłoni. Wyglądała strasznie. Maska szału wyrysowana na jej twarzy nadawała jej wygląd...
-Banshee... Barutz... - stęknęła Galienne pomiędzy wściekłością a przerażeniem - Ty na prawdę jesteś szalony...
- Co się dzieje? - zapytał zaniepokojony Anioł
- Ten dureń miał przyzwać ducha gniewu, a przyzwał nienawiść
- Wiedźmy są uważane jeszcze za gniew - zaprzeczył nekromanta, ale nie było w tym pewności siebie, za to dało się wyczuć strach
- Głupcze! Wiedźmy są na granicy!
- Wiedźmy?
- Tak nazywamy kobiety, doprowadzone do takiej nienawiści, że by jej dokonać nauczyły się walczyć. Przekuły ją w umiejętności, ale nim dokonały zemsty zostały zabite i ta wściekłość z nienawiścią pozostały w nich.
- Hej. Nie po to sobie paliłem włosy i głowę by radzić sobie samemu. To mi bardzo pomoże.
- Barru... odpuść. Odeślij ją
- Galienne. Jestem pewny tego co chcę zrobić. Przecież w kręgu robi się gorsze rzeczy tylko dla mocy, nie? Właśnie. Zaczynajmy.
Nekromanta znowu usiadł i rozpoczął medytację. Przez kolejne pięć minut powoli wychodził z własnego ciała. Normalni ludzie by nie zobaczyli ducha nekromanty, ale Galienne była wyszkolona pod tym względem, a anioł... zdecydowanie nie był “zwykłym człowiekiem”. Barutz był nagi. Zdziebko fioletowy, a na jego ciele astralnym lśniły runy ochronne. Widmo, dotąd zdezorientowane, znalazło cel. Chciało uderzyć w nekromantę, ale krąg ją powstrzymał.
- Spokój! - warkną Barutz zarówno ciałem jak i duchem, a ten niematerialny, aczkolwiek wyraźnie słyszany głos, odbił się wielokrotnym echem. Widmo zawahało się, ale zaraz ryknęło i znów uderzyło, Nekromanta westchnął
- To do dzieła.
Jego duch wziął głeboki wdech i dmuchnął, zamazując ścianę dzielącą dwie pętle ósemki. Wiedźma natychmiast zaatakowała. Zwarli się w zapaśniczym uścisku, siłując kto zyska przewagę. Mimo, że był niemal o głowę wyższy wcale nie wyglądało jakby wygrywał.
- Możemy mu jakoś pomóc?
- Nie. - pokręciła głową - Teraz jest zdany na siebie. Jeśli krąg jest dość dobry, a co wcale nie jest pewne, to na pewnie wygra. Jeśli nie... wciąż będzie miał szanse.
Walka trwała całkiem sporo. Barutz, raz po raz, wyłamywał widmu stawy, łamał kończyny, czy wydłubywał oczy, bądź oślepiał zaklęciem światła, które chyba było jedynym którego mógł używać. Zaraz potem wracało ono do siebie, ale wyglądało to tak jakby samo, nie do końca, zdawało sobie sprawę, że wszystko z nim w porządku. Jego natomiast chroniły runy i ostrze wiedźmy nie raniło głeboko.
- Wygrywa - stwierdził Azrael
- Nie. To łatwiejszy etap. Teraz łamie jego wolę walki. Zaraz będzie próbował je wchłonąć, jednocześnie izolując od własnej duszy. To właśnie ten kawałek będzie najagorszy.
Jak Galienne powiedziała tak się stało. Widmo się uspokajało. Jak dziecko widzące, że krzycząc nic nie osiągnie. Ostatecznie usiadło płacząc. Wyglądało jak dziewczynka. Barutz się wahał. Stał przed nią myśląc nad następnym ruchem
- Wciąż możesz się wycofać - przypomniała Galienne, ale nie zadziałało to tak jak chciała.
- Nie zamierzam.
Uklękł przy widmie. Wyciągnął do niej rękę. Próbowała przed nią uciec, ale krąg jej nie pozwolił. Chwycił ją za nadgarstek i, gwałtownie, przyciągnął do siebie, łapiąc w niedźwiedzi uścisk, jakby ją przytulał. Próbowała się wyrwać, ale był silniejszy. Z każdą chwilą jego uścisk się zawężął. Z każdą chwilą delikatny fiolet zabarwiał się krwawą czerwienią. Widmo było coraz mniejsze. Coraz chudsze aż w końcu zniknęło w duchu Barutza. Nagle został wciągnięty do swojego ciała. Jakby ktoś szarpnął linę.
- Wszystko w porządku? - zapytała nekromantka
- Jeszcze z nią walczę... - wyszeptał nie otwierając oczu
Ale nie wyglądało to dobrze. Pięści miał zaciśnięte, mimo że wiedział, że powinien tego unikać. Twarz napięła mu się w irytacji. Trząsł się. Po chwili zaczął warczeć, a potem kląć po cichu.
- Jest źle! - warknął wściekły
Galienne zagryzła wargę. Wiedziała, że nie może mu pomóc. Po kwadransie zmagań wreszcie wstał
- I jak? Wygrałeś?
- A czy wyglądam jakbym wygrał?! - krzyknął w oburzeniu, twarzy wykrzywiała mu złość - Niech to piekło pochłonie! Spieprzyłaś krąg! Nie ochronił mnie! Nie! Źleźleźleźle...- złapał się za głowę, mrucząc do siebie - Mogę to pokonać, mogę to pokonać, mogę to, matkojebne ścierwo, pokonać... - powtarzał jak mantrę kręcąc się w kółko. Po chwili się wyprostował. Twarz miał niebywale spokojną. Zupełnie to nie pasowało do wiecznie uśmiechniętego oblicza nekromanty
- Przepraszam. Odwaliłaś kawał dobrej roboty. To ja spieprzyłem...
- Co jest? - zapytał przerażona Galienne
- Żadne z nas nie wygrało. Widmo było zbyt silne, bym je powstrzymał, ale twój krąg i moje runy powstrzymały je przed zdominowaniem mnie. Nie tak to miało wyglądać...
- Brawo idioto...
- Nie czepiaj się mnie! - niemal wrzasnął, po czym skrzywił się widząc, że dał się ponieść wściekłości - Wybacz. Nie jest tak źle. Po prostu zrobiłem się strasznie nerwowy.
- Co się stało z duchem widma?-Zapytał zaciekawiony anioł.
- Egzystuje, w uśpieniu, tuż obok mojej duszy. Częściowo się ze mną wymieszało. Jesteśmy teraz trochę jak bliźniaki syjamskie. Na życzenie mogę je obudzić i ukierunkować jego szał. Podczas przywoływania wyrwałem z niego kawał odpowiadający za nieistotne elementy, a zapchałem go umiejętnościami walki. Wściekłość, raczej, nie pozwoli mi rzucać zaklęć, właśnie w tym Gniew jest słabszy od Nienawiści. Trzeba będzie potem wypróbować.
-Może to okrutne co powiem, ale gdy przejmie nad tobą kontrolę całkowicie, możliwę, iż zmuszony zostanę do ostatecznego. Calibur tu nie pomoże bo wasze duszę się zlały...-Stwierdził smutno Archanioł
- Hej. Mam teraz moc. Będę drugim Bartuc’iem, a, na życzenie, wielkim wojownikiem. Transakcja wiązana. Zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa, pogarszać się nie będzie. Granice zostały już ustalone. Co innego, że nie wiem, czy to co widmo zagarnęło, nie wystarczy aby pozabwić mnie poczytalności, ale zdawałem sobie sprawę z tego. Galienne się o to bardzo postarała. Nauczę się żyć z tym gniewem zamkniętym we mnie. Tylko przygotuję dla was bliźniacze runy. Takie, że jedna na mnie, jedna dla was. W momencie ich uszkodzenia zostanę unieruchomiony. Póki nie poznam bliżej mojej relacji z widmem to konieczne, bo w skrajnym wypadku mogę się zwrócić przeciwko wam. Ale raczej tak się nie stanie.
- Jeśli takie Twoje, życzenie.-Wymusił uśmiech. - To co się stało, to się nie odstanie.-Rzucił spojrzenie Galienne, które miało znaczyć żeby dała spokój z ewentualnymi przyszłymi pretensjami.
- No! Moi drodzy! Jedynie ja coś straciłem, więc proszę bez żadnego biadolenia. Udało się. Efekt leży w granicach sukcesu, więc raczej należy to opić
- To się jeszcze okaże. - Galienne odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia.
- Ja jestem zadowolony.
- Przekonamy się podczas walki.- Rzekł z rezygnacją seraf.- Co powiesz na sparing by sprawdzić twoje umiejętności?-Zapytał.
- Jestem jak najbardziej za.
- Zacznij więc, dostosuje się do twoich zdolności. Nie było by sensu zakańczać tego jednym ciosem.-Anioł począł zrzucać z siebie ubrania od pasa w góre.
Barutz też zrzucił część ubrań i szybko postawił na sobie kilka roboczych run. Nie był typowym magiem. Zdecydowanie nie miał sylwetki wojownika, ale położyłby przeciętniaka na rękę.
- W razie czego obezwładnij mnie i pilnuj się. Nie wiem do czego będę zdolny gdy ją uwolnię. Powinienem zachowac kontrolę. Ba. Niemal na pewno zachowam, ale, jak się domyślasz, nie robiłem tego wcześniej.- Barutz wyciągnął rękę przywołując, w eksplozji ciemności, miecz Madawca. Wydał się Barutzowi ciężki, ale jeszcze nie uaktywnił run
- Pozwolisz, że nie stworzę magicznej poduszki, wokół ostrza. I tak nie należę do twojej ligi. - uśmiechnął się i przekierował magię do run zwiększających jego szybkość i siłę. W normalnej walce tego typu, by zmniejszył ich ilość na korzyść utwardzających skórę, ale Azrael nie będzie próbował go zabić, więc nie miało to sensu. Wzniósł miecz w górę, z niezwykłą łatwością.
- Nie rozumiem. Jak wojownicy sobie radzą z tym bez magii? - bardziej wymamrotał niż zapytał. - Gotowy?
-Cały czas.-Uśmiechnął się i wymamrotał inkantację Calibura. Wielkie złote ostrze zmaterializowało się w dłoniach archanioła. Wycelował nim prostopadle w nekromantę i czekał.
-Wyjdźmy na zewnątrz. Mało tu miejsca - stwierdził oceniając, że nie bardzo byliby w stanie wnieść miecze


Nekromanta zawirował, trochę jak wiatrak. Tylko nie kręcił skrzydłem, a mieczem, a przeskakując z nogi na nogę, wciaż przyspieszał, z każdym krokiem będąc bliżej anioła. Ostatnie metry pokonał jednym skokiem, zakręcił się z taką szybkością, że rozmywał się w oczach, a uderzenie było tylko odciągnięciem ręki od ciała tnąc od góry. Tylko tyle, a niosło siłę uderzającej błyskawicy.
Azrael nie próbował nawet uniknąć ataku sparował go, jednak początkowo zlekceważył siłę uderzenia, gdyby nie przytrzymał płaskiej strony Calibura płaską ręką, prawdopodobnie został by raniony. Odskoczył w tył.
-Zaiste intrygujące. Będe musiał użyć na Ciebie prawdopodobnie siły podobnej co do Sataneala. Cóż za postęp.-Powiedział zadowolony. Obawiał się aby nie przedobrzyć.
- Mówiłem, że warto - wydyszał, nie zaprzestając ataku. Zakręcił się w miejscu i warknął wyprowadzając długie pchnięcie jednocześnie przyklękając by uniknąć domyślnego ataku, na jego plecy
Archanioł zblokował kolejny atak, po którym to błyskawicznie mocno kopną nekromante w bok głowy. Barutz odleciał kawałek w bok nim w końcu padł na ziemię. Zarył twarzą, oszołomiony. Runy na jego ręce zaiskrzyły lekko gdy wybił się w górę i staną na nogach. Zaszarżował, a podczas biegu poszerzył chwyt. Ciął po skosie, z góry, ale ten atak nie miał dojść celu, miał zostać zblokowany i odbity, by wyprowadzić prawdziwe, już nie pozorowane cięcie z zupełnie przeciwnej strony.
Istotnie Seraf nabrał się na sztuczkę. Jednak gdy już drugi atak leciał w jego ciało ten użył błyskawicznego ruchu, by znaleźć się za plecami przeciwnika. Potężnie rąbnął go w plecy, fala uderzeniowa rozeszła się przed Barutzem rozwiewając liście leżące na ziemii. Zaraz po tym uderzeniu, płaską stroną miecza robnał pod kolana, przeciwnik nie mógł nie upaść. Przynajmniej nie zwykły. Barutz wbił miecz w ziemię i wparł się na nim. Runy znów zalśniły gdy wykorzystał go jako odskocznię i wybił się w stronę anioła, by sięgnąć go drugą ręką.
Nekromanta chybił o milimetr może dwa. Seraf wykorzystał sytuację.
Gabryjel wbił miecz w ziemię,przeszedł dwa kroki z nadludzką prędkością i złapał wroga za oba przeguby i uderzył go głową w jego czoło. Strużka krwi spłyneła po anielskiej skórze, jednak Nekromanta najpewniej odczuł to uderzenie.
Udzył błysku by z przeciwnikiem przenieść się wysoko i cisnał nim o ziemię.
Runy po raz kolejny znacznie wspomogły nekromantę, nadając jego mięśnią wystarczającą siłę aby upadek okazał się zupełnie nie groźny, natychmiast doskoczył do swojego miecz, kątem oka obserwując anioła. Oddychał ciężko, z szeroko otwartymi ustami, tak, że widać było jego zęby
Anioł powoli opadł na ziemię, oparł ogromny miecz o ramię. Ostatni raz machnął skrzydłami które spowodowały drganie trawy, po czym je zdematerializował.
-Barutzie wystarczay, mimo Twojego wielkiego wzrostu mocy to dalej nie ma sensu. Walczysz na podobnym poziomie co Sataneal. To dobrze.-Powiedział uśmiechnięty.
Nekromnta pokręcił głową i się wyprostował. Przez chwilę wystąpił na jego twarzy nieokreslony grymas, gdy przeganiał złość. W końcu przybrał swój zwyczajowy uśmiech.
- Poziom Satanaela? Tego co przyszpilił bożka do drzewa? - nie wiedział co sądzić o porównaniu Gabriela. Nie sądził aby był w ogóle w stanie osiągnąć poziom aniołów.
-Poziom z tej walki, którą odbyliśmy, myślę, iż to było koło jego 30 % mocy. To i tak bardzo wiele. Mało który człowiek to osiągnął.-Pocieszył go.
- Drwisz ze mnie?! - warknął nekromanta, z grymasem wściekłości na twarzy, ale natychmiast potem się on zmienił. Wciąż to była złość, ale nie na anioła, a na samego siebie - Durniu! Kontroluj się! - zganił sam siebie - Wybacz. Nie chciałem. Kościeja wypróbuję już w bitwie.
-Niechaj się tak stanie.-Skrzydła znikły pozostawiając kilka swobodnie fruwających po wietrze piórek. Złoty, leganarny miecz był jeszcze chwilę w dłoni by po chwili zniknąć.
-Powinniśmy wrócić do reszty.-Jak rzekł tak też uczynił i poszedł przodem z powrotem do towarzyszy. Po drodze napotkał Aerithe, na której pytające spojrzenie odpowiedział tylko wzruszeniem ramion.
- Jaki jest następny ruch? - zapytała Galienne, sekundę po tym jak dogoniła obu mężczyzn
- Właśnie. To dosyć istotne pytanie. Bo jeśli nie mamy jakiegoś sensownego planu to, razem z Galienne, możemy coś wymyślić. W końcu znamy krąg... a przynajmniej ona zna, a ja znałem.
-Mysle ze najrozsadniej bedzie sie rozejsc, i odpoczac do jutra ja zaplanuje wszystko dokladnie lub tez skontaktuje sie z ktoryms z was gdy bede potrzebowal waszej pomocy.-Powiedzial mowiac do wszystkich towarzyszy.
- No to ja wracam do siebie, odespać noc. Branoc.- Stwierdził Barutz zaplatając palce na potylicy i skierował się do swojej kryjówki. Po chwili wahania, dogoniła go Galienne. Chwilę porozmawiali, po czym Barutz wzruszył ramionami w geście “jasne” i oboje poszli do niego.
- Ja będę pewnie gdzieś niedaleko. Muszę pomyśleć - odparł i oddalił się do grupy. Już, gdy nekromanci i anioł zajmowali się rytuałem, znalazł niedaleko małe wzgórze, gdzie można w spokoju pomyśleć. Tam też się udał teraz, aby pomyśleć o wszystkim, co się działo i będzie się działo. Usiadł pod drzewem rosnącym na wzgórzu i zaczął patrzeć w dal.
Chwile potem, gdy mag wygodnie rozsadowil sie pod drzewem poczul nagly podmuch wiatru z nienaturalnego kierunku, gdy odwrocil glowe w strone jego zrodla, zobaczyl przygladajacego sie mu spokojnie Azraela.
Ten podmuch wiatru o kimś mu przypomniał. Niestety zobaczył nie tą osobę, której się spodziewał. Westchnął cicho i skierował wzrok tam gdzie przedtem.
- Tylu zginęło. Ilu jeszcze musi zginąć? - zapytał po chwili.
-Oby jak najmniej stracilo zycie.-Powiedzial odgarniajac wlosy i siadajac obok Pyromanty.
-Wiesz na co ty tak naprawdę się piszesz? Jest duża szansa, iż to misja samobójcza..-Stwierdził z wymuszonym uśmiechem.
- Samobójstwem jest podobno zjednoczenie całego ciała z ogniem, a jednak do tego dążę. Misja samobójcza mi nie zaszkodzi - odparł głosem, który nie wyrażał żadnych uczuć, jakby dusił wszystko w sobie.
- Tylu już zginęło i zginą kolejni jeśli nie spróbujemy temu zapobiec. Ja już podjąłem decyzję - dodał.
-Dobry z Ciebie chłop, mimo tej chorej chęci spopielania -Dodał żartując
- To jest silniejsze ode mnie - odparł wzruszając bezradnie ramionami.
- Ale podejrzewam, że w naszej misji to się bardzo przyda - dodał po chwili.
-Będzie dobrze.-Na jego zmęczonej twarzy pojawił się uśmiech. Wstał z miejsca i nagle wyparował.
Mag pozostał na miejscu i powrócił do swoich samotnych rozmyślań.
- Ty już stałaś się jednością z wiatrem. Nie długo Ci dorównam, stając się najczystszym ogniem lub ginąc - zaśmiał się cicho.
 
Eleywan jest offline  
Stary 09-02-2012, 22:24   #55
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
Archanioł włóczył się tam i z powrotem w poszukiwaniu kryjówki Barutza.
Dochodząc do wzgórza, na skraju lasu, w którym mieszkał nekromanta, anioł minął się z Galienne. Była... zła. Szybki, niemal agresywny krok, mina oraz wyminięcie Gabriela wyraźnie o tym świadczyły. Skierowała się do miasta. Anioł wszedł do środka, a wielkie, nieumarłe ramię, przymocowane na stałe do kamiennej ściany, zamknęło metrową szczelinę, służącą za drzwi. Kryjówka była nawet przytualna. Tylko brakło okien, ale białe, podchodzące pod delikatną żółć, jaśniejące kryształy nadawały świetlistości drewnianemu wnętrzu. Wszystko opierało się na kołach. Chyba tylko w rogach były jakiekolwiek kąty. Drzwi między pomieszczeniami i stół były eliptyczne. Barutz właśnie przy nim siedział, stukając nerwowo palcami po blacie, w irytującym rytmie. Też był wściekły, ale na anioła patrzał pytająco.
-Chciałem tylko.....-Uśmiechnął się.-Nieważne.
-Burza w związku?-Zapytał unosząc jedną brew do góry, siadając na wolnym krześle.
- Od lat nie jesteśmy parą - warknął Barutz - Arghhh... - ukrył wściekły grymas w dłoni - Wybacz. To jest znacznie bardziej upierdliwe niż się spodziewałem. To nie jest żaden przymus. Nic mnie nie namawia do okazywania złości. Po prostu ja się zmieniłem. Ja CHCĘ okazywać wściekłość i wypominać ludziom krzywdy, by doszło do awantury. Kłótnie, konfrontacje, podnoszenie głosu, każdy objaw wściekłości... sprawia mi przyjemność i nie widzę w tym nic złego. Jak alkocholik mówiący sobie “to tylko jeden kieliszek, przecież świat się nie zawali jak go opróżnię”... Właśnie urządziłem jej awanturę o to, że nie uciekła ze mną, miomo że wczoraj nie widziałem w tym nic dziwnego i było logiczne, że zostawiła wariata który podniósł rękę na cały krąg. Z resztą to wciąż jest logiczne... ale nie przeszkadzało mi to, a teraz jestem zły jak jasna cholera, ale sam na siebie, a jeszcze bardziej mnie wkurza to, że nie wiem czy to dla tego, że powinienem czy może przez tą wiedźmę...
-To pewne, iż to przez zjawę, Przyjacielu. Gdyby była to Twoja własna potrzeba okazywałbyś tę uczucia znacznie wcześniej.-Oparł się wygodnie ręcę zakładając na siebie.
-Hm...Można stworzyć pewien medialon... medalion który zakładano na silnie opętanych przez demony znacznie łagodził wpływy, dusz.-Powiedział pełnym powagi głosem.
- Nie potrzebuję pomocy!... Źle... Jeszcze raz. Jeśli uważasz, że to może pomóc to bardzo chętnie spróbuję, ale to chyba później. Aktualnie mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż moje upośledzenie społeczne, nie?
-Hm...Jest też metoda znacznie łatwiejsza ale też niebezpieczniejsza. Pieczęć....-Archanioł powiedział dość niespokojnie.
- W ogóle jest możliwe by mi pomóc? Żadna magia, którą znam, nie jest w stanie rozpoznać który kawałek duszy od zawsze był mój, a który dopiero od niedawna. Przypominam, ten gniew jest teraz częścią mnie tak samo jak, od zawsze, był częścią mnie mój niezawodny uśmiech. Gdyby to było łatwe to sam bym opracował jakąś runę.
-Wiesz chyba dobrze o tym, że mojej magii twoje reguły się nie tyczą?-Zapytał z sztuczną ciekawością.
- Wiem. Granice są inne. Ale wciąż wydaje mi się to abstrakcyjne. Opowiedz o tej pieczęci.
-Reguły! Ograniczenia wymyślone przez ludzi. Nie wiecie nawet jakie wasze zdolności przekrzaczają daleko poza te granice.-Powiedział Archanioł lekko wzburzony.
-Pieczęć podobnie jak Medalion zakładano by niwelować negatywne wpływy złych duchów na opętanych. To dość podobna sytuacja, tak jak u ciebie więcej niż jedna dusza okupuje dane ciało. Ty masz o tyle gorzej, iż Twoja dusza się poniekąd zlała z duchem wiedźmy. W każdym bądź razie, pieczęć działa tak, iż zakładający ją definiuje czyja świadomość jest to ‘prawowitą’ i tylko ona ma panowanie nad ciałem.-Tłumaczył bardzo cierpliwym głosem.
- Nie wiem czy dobrze myślę. Jeśli mamy jedena taca, w domśle - ciało. I dwie szkalnki z wodą - w domyśle dusze, z czym jedna to zły duch. W momencie wzburzenia ciecze wylewają się z obu szklanek spadając na tacę i wywierając na niej jakiś efekt. Jeśli dobrze rozumiem, to ta pieczęć przykrywa nieporządaną szklankę tak aby się nie wylało z niej... Ale porypany przykład - zaśmiał się nekromanta- Nie ważne. Mam rację?
-Można rzecz w ten sposób.
-Swoją drogą naprawde dziwna metafora.-Dopowiedział.
- No... czasem tak mam. Sęk w tym, że w moim wypadku, przecież, szklanki się połączyły i woda się wymieszała. Przy normalnym opętaniu tak się nie dzieje...
-Dlatego mówię, że to ryzykowne. Będzie to próba pionierska.-Rzekł smutno.
- Czyli spróbujemy określić która część mojej duszy jest niepożądana i ją zablokować?
-Teoretycznie to powiniśmy zrobić, jednak nie jestem w stanie przewidzieć jaki to będzie miało przebieg.
- Rany... to zupełnie nie zagadnienie nekromancji. Tu, niestety, musiałbym zdać się na ciebie. Mogę robić za pomocnika, ale ty byś grał pierwsze skrzypce. Jakie są możliwe konsekwencje?
-Opętanie, paraliź... nie jestem w stanie przewidzieć. Gdyby nie gonił nas czas nawet bym Tobie tego nie proponował.
- Daj mi chwilkę. Muszę pomyśleć. Dobra, starczy. Olać to. Jestem upośledzony społecznie (swoją drogą podoba mi się brzemienie tego stwierdzenia), ale to mi nie przeszkadza w walce. Nie bedzie to miało wpływu na moje zdolności bitewne i nie zaszkodzi... w kazym razie, póki będę miał przeciwników na których będę mógł to ukierunkować. Galienne może się obrazić, nic dziwnego, z resztą... będę musiał ja przeprosić. Ale to profesjonalistka. Skoro nie miała do mnie żalu za uciętą rękę to o słowach też zapomni, gdy przyjdzie do walki. Ty masz anielską cierpliwość, Aerithe też powinna to znieść. Nie wiem jak z naszym ognistym przyjacielem... Ale nie sądzę aby był aż tak porywczy. Ryzyko znacznie przewyższa profity.
-Może i masz rację w każdym bądź razie to Twoja decyzja. Powinniśmy ustalić jakiś plan. Ile potrzebujesz czasu nim ruszymy w paszcze lwa?
- Wyśpię się i jestem gotowy. Masz już plan?
-Potrzebuje poradzić się was wszystkich... Ale zamysł mam. Nie masz nic przeciwko aby zrobić tu małe spotkanie?
- Nie. Choć wolałbym abyście byli dyskretni. Jednak w definicji kryjówki, zamyka się fakt, że niepowołani o niej nie wiedzą. A jesteśmy dość blisko Darkshire.
-Mówię o tych na których ręce powierzasz swe życie i o przyszłym królu-Rzekł
Barutz zmarszczył brwi
- Czyli Aerithe, Sav, Ty i król. Mi chodziło o to aby nikt z miasteczka nie zobaczył, że idziecie razem w tę stronę.
-Spokojnie.-Powiedział, wstał elegancko i wyszedł.


Azrael ponownie był na wzgórzu gdzie ostatnio widział Sav’a miał nadzieję, iż spotka go tam.
Mag nadal był na tym wzgórzu. Przynajmniej ciałem, bo jego myśli były w zupełnie innym miejscu. Jednak, gdy pojawił się anioł, jakby obudził się z tego “transu”.
- Czy nie możesz normalnie tutaj przyjść, tylko musisz się tak nagle pojawiać? - zapytał od razu i zaśmiał się.
-Wygląda na to że nie, musimy ruszać.-Nie przebierając w słowach zaczął powoli schodzić ze wzgórza.
Sav wstał powoli i ruszył za aniołem, nie pytając o nic.

Archanioł zatrzymał się mniej więcej w miejscu gdzie się teleportowali, byli już tam obecni król i Aerithe.
-Teraz musimy poruszać się tak aby nikt nas nie zauważył. Pytania?- Elfka oraz następca tronu pokręcili głowami.
- Może, gdzie w ogóle idziemy? Chyba nie jesteśmy jeszcze na terenie wroga, aby nikt nie mógł nas zobaczyć - odparł po chwili zastanowienia.
-Nie, ale niedobrze by było gdyby ktoś niepowołany odkrył to miejsce do którego zmierzamy.- Gabryjel obrócił się na pięcie i ruszył przez las, a w ślad za nim Wampirzyca i chłopiec.
Seraf stał przy dość nietypowych drzawiach, szczeline do jamy otwierało nieruchome ramię. Gestem wskazał aby weszli do środka.
-Niepodoba mi się to...-Szepneła Aerithe, lekko westchneła i weszła do kryjówki trzymając przerażonego nastolatka za ręke.
Sav szedł na samym końcu, trzymając się blisko pozostałych. O nic już nie pytał i bez słowa wszedł do tej całej kryjówki.

Barutz czekał w środku.
- Rozgoście się - zaprosił - Wybaczcie, ale nigdy nie planowałem przyjmować takiej liczby ludzi, więc te słowa są, niejako puste, skoro nawet krzeseł brakuje. A teraz do rzeczy. Mówiłeś, że masz bazę planu. Jaka ona jest?
Anioł nieśmiało skinął głową opierając się o ścianę.
-A Gilliene?-Zapytał nagle sobie o niej przypominając.
- Było ustalone, że nie będzie brała udziału w planowaniu... - stwierdził, zimno, Barutz. - Mam z nią połączenie telepatyczne. Mogę jej łatwo zadać pytanie.
-Rozumiem, więc można zaczynać.-Westchnął.
-Plan jest taki, że ja z Aerithe zrobimy zamieszanie w londynie, dość poważne. Wy w tym czasie zakradniecie się do kryjówki Nocturnów aby zwinąć kryształ. Król pozostanie w tej krójówce.
Możecie zapytać czemu akurat ja z Aerithe. Łączy nas pewien pakt, a w zasadzie ją i poprzedniego Gabryjela który pozwala władać nawet potężniejszą niż moja. A dlaczego Londyn? Bo to jedna wielka brama piekieł tam rozpocznie się przywoływanie. Podejrzewał, iż w momęcie wybijania nekromantów z bazy Twojego kochanego kręgu będa tu się teleportować coraz
poważniejsze siły, to będzie wasza szansa. Wprawdzie to jak misja samobójcza dla obu grup....
- Chwila... że planem jest szarża? Tak po prostu? - zapytał Barutz, nie dp końca dowierzając
-Oczywiście, że nie podałem zarys. Wszystko musi być dobrze zgrane w czasie, wszystko przemyślane, a przedewszystkim cieższą część planu stanowi wasza akcja, potrzebujemy Twoje pomocy i Gillienne.
- Potrzebujemy planu. Zna się ktoś na iluzjach? Szukanie kartki papieru i jakiegoś węgielka może mi zająć chwilę...
Azrael wyszeptał kilka słow i przed barutzem pojawiła się kartka i parę węgielków.
-Proszę.
- Dobra. Więc Szary Pałac na jednej z wysp na północnym zachodzie Albionu. Jest dosyć wyalienowany. Dostać się można tylko drogą morską, nie licząc niekonwencjonalnych metod. Jest jeden porcik, dwie plaże i jedna rzeka spływająca z wyspy. Pnie się ona dosyć stromo w górę, a Pałac jest na jej samym środku. Ma formę fortecy, chronionej magicznym polem. Trzeba będzie wykorzystać kilka potężnych run aby nas nie wykryli na wejściu. Wynajmują Czerwone Kły. Są to najemnicy, zajmujący się ochorną nekromantów. Patrole, warty, przeganianie nieproszonych gości. Oni się tym zajmują. Raczej łatwo będzie ich wykiwać. Gorzej z nieumarłymi wartownikami. - Nekromanta cały czas rysował na kartce, na jednej połowieszkicując wsypę, a na drugiej sam pałac i okolice- Wbrew temu co może się wydawać oni wcale nie są wszechobecni. Konserwacja oczu jest niezwykle upierdliwa. Chwileczkę. - zamknął oczy i się zamyślił na pół minuty - Dobra, są porozstawiani w tych miejscach. - zaznaczył kilkanaście krzyżyków. - Dziwne, niemal nie zmienili ich od mojej ucieczki. Cóż. Nie będę narzekał. Dobra Galienne.. znaczy... - poprawił się i zamknął oczy posyłając pytanie niewerbalnie. - Dziewczyna twierdzi, że zamknęli całe skrzydło przez które uciekłem. Ciekawe. Mój golem był bardzo potężny. Może pouszkadzali konstrukcje podczas walki z nim. Tak czy siak bym to sprawdził, ale jeszcze przed akcją. To może być najlepsza droga. Jeśli chcesz odwrócić uwagę musisz mieć cel. Po prostu pójść walczyć będzie średnio. Domyślą się, że coś kombinujemy. Możemy ich przekonać, że sądzimy, że mają kryształ w Londynie, albo pstro albo wzo. Skoro mamy czas, to bym wyruszył znaleźć Daricię. Na pewno się przyda. Proponowałbym też, Aerithe, byś ochotników poprzemieniała... Potem mógłbym przygotować rytuał który by nas wyniósł do rangi wyższych wampirów. Ale tu już to zależy od tego jak wiele jesteś w stanie, Azraelu, stworzyć. Z taką kompanią, zebranie komponentów to kwestia czterech miesięcy. Dwóch jeśli się podzielimy na grupy. Nie liczę tu Tworzenia, bo nie wiem jak ono działa... - przerwał czekając na reakcję archanioła i, przede wszystkim, wampirzycy
Aerithe nerwowo spojrzała na Azraela, ten wzruszył tylko ramionami.
-To Twoja decyzja.-Rzekł spokojnie.
-Ja... To dla mnie bardzo trudne złamałam przysięge przemieniając tego przeklętego niewdzięcznego półbożka i to był błąd, być może któreś z was było by godne jednak to trudna decyzja.-Stwierdziła.
- Wiesz... bitwa która nas czeka będzie znacznie trudniejsza. Ja już poświęciłem swój spokój, przy czym niezwykła dosłowność, nadaje temu stwierdzeniu znacznie większy dramatyzm, niż gdy normalnie się używa takiego stwierdzenia. Każde, chćby najdrobniejsze, ułatwienie jest na wagę złota. A jako, że od niedawna mogę robić za wojownika...
-Akurat z tobą może być bardzo ciężko, jako iż masz ducha.... źle... Demona to odpowiednie słowo.
- Zwykła Wiedźma - poprawił, wbijając się między słowa, ale dał jej kontynuować
-Nie wiem czy będe wstanie zapanować nad Twą żądzą krwi. Bo widzisz przemiana to nie taka prosta sprawa.-Stwierdziła.-Rozumiem, co zrobiłeś aby poświęcić się dla naszej misji, jednak sądze, że bardziej przyda Ci się trening walki mieczem, niż kolejna modyfikacja Twej duszy.
- Jedno nie wyklucza drugiego. Wiem na czym polega zmiana w wampira. Jest to bardzo ważny punkt na ścieżce nekromancji. Bardzo rzadko osiągany, ale jednak studiujemy to. Trening walki, jak najbardziej, jeśli będzie czas. Ale równolegle możemy też to zrobić. Szansa, że przeżyjemy tę szarżę i tak jet niewielka. Oczywiście. Mogę postawić (i zrobię to) na sobie runy które nadadzą mi znacznie większą siłę, ale to się kumuluje. Mógłbym opracować rytuał który by cię wspomógł podczas tej walk. Dobra, znasz moje możliwości i zdecydowanie lepiej znasz się na wampiryzmie. Zastanów się czy da się to przeprowadzić w miarę bezpiecznie, jeśli nie to trudno. Zdam się na twoją opinię, choć bardzo by to pomogło.
-W zasadzie... przemiana w pomniejszego wampira raczej nie sprawi problemów, odpowiednimi zaklęciami można nawet zachamować głód, jednak z tego co zrozumiałam mierzymy w przemiane w wyższego i to właśnie to jest kłopotliwe.
- Każde wzmocnienie jest przydatne. Może dałoby się połączyć rytuał z tradycyjną metodą. Albo byśmy poświęcili na to więcej czasu i bym popijał rozrzedzoną krew. Przemiana w wyższego za pomocą rytuału nie daje takiej mocy, ale też nie występuje pokusa. Gdybym miał tak z tydzień, albo znacznie mniej gdyby nasze piękne panie mi pomogły, to pewnie bym opracował coś połączy profity obu metod.
-Tak, tak słyszałam o tych “waszych metodach” ale to tylko będzie ułamek prawdziwej mocyj, jednak sposób bezpieczniejszy, może to i metoda-Powiedziała.
- Spróbuj narysować stokrotkę nie mając żółtej kredki - wzruszył ramionami nekromanta - Rytuał jest wciąż udoskonalany. W ciągu ostatnich czterech pokoleń prawie podwoiliśmy jego skuteczność. Zobaczysz, że za dziesięć, dwadzieścia, będzie jużgotowy. Nie ważne. Aż szkoda, że nie ma czasu byś nauczyła mnie magii krwi. To by była wspaniała magia, w połączeniu z nekromancją i runami...
-Tego się nie da niestety nauczyć, wybacz przyjacielu.-Wtrącił się Azrael
- Nie? Ona nie wiąże się z wywyższonym wampiryzmem?
-Tak, o tym właśnie mówię, i jest to opanowywane po pewnym czasie, to jest jakby zakodowane i uaktywnia się po znaczącym w życiu przeżyciu.-Tłumaczył.
-Moja uaktywniła się podczas walki z poprzednim Gabryjelem.-Dodała Aerithe
- Ciekawe. Tego krąg nie wie. Choć wątpię by dało się to jakoś sensownie wykorzystać.
-Kto wie, może i Tobie to pisane.-Westchnął anioł.-Wszak właśnie walczymy z przeznaczeniem.
- Ha! Nie pogardziłbym. Jeśli przeżyję tę eskapadę... Zapowiada się, że przewyższę Bartuca.
-Myślę, że już pora. Barutzie chodź. Musimy pogadać na osobności. -Archanioł skierował się do wyjścia. Nekromanta ruszył za nim, gdy już nikt ich nie widział ani nie słyszał, Seraf położył ręke na ramieniu mężczyzny i znaleźli się w innym wymiarze, otaczał ich tylko błękit.
-Mam pytanie. Nie zastanawiało Cię nigdy dlaczego, skoro przewodzę chórom Anielskim nie ściągnęłem ich na Ziemię i sam nie zrobiłem tego co robimy?
- Wychodzę z załozenia, że jest ku temu ważny powód, typu zakaz Tego Na Górze. Ale rzeczywiście ciekawi mnie to.
-Więc, co to się dzieje poniekąd ma się stać. Było spisane przez Jana Apostoła na wyspie Patmos, wiadomo w przenośniach. Ziemia miała stać się jednym wielkim polem bitwy Har-magedonem. Ludzie, Elfy i inne istoty miały zginąć w ciągu pół roku, by potem dostąpić zbawienia, lub też potępienia. Jednak owe poprzedzić miała wielka bitwa między moim wojskiem i lucyfera. Więc gdy dowiedzieliśmy się o planach twojego byłego mistrza, chciałem zacząć działać, jednak ten zgóry powiedział, iż za młody jestem i taka jest wola niebieska ludzie czynią za dużo zła by ingerować, trzeba nadać nowy porządek świata. Ja na to nie mogłem pozwolić- Gdy zakończył wypowiedź wziął wielki wdech
Nekromanta zmarszczył brwi
- Ratujesz nas wbrew woli tego z góry? Ciekawe. Wielki plus dla ciebie... dostałeś pozwolenie, czy to samowolka?
-Nie wbrew jego woli, ani nie z jego przyzwoleniem, to raczej moja własna decyzja, jednak wsparcia militarnego nie dostanę. Mimo mojej mocy, z racji mojego wieku nie mam posłuchu, więc działam sam... wróć z Wami.
- Rany... zero dyscypliny. Generałto generał, niezależnie od wieku. Tutaj ktoś kto odmówi wykonania rozkazu wyższego stopniem, nawet jeśli jest od niego dużo straszy, spotkał by się z bardzo przykrymi konsekwencjami. Mówisz mi to w jakimś celu? Czy taka ludzka potrzeba wygadania się? - zapytał uśmiechając się i akcentując przymiotnik
-I to i to. Chcę abyś wiedział, jeżeli zawiedziemy nic nas nie uratuje. Co do mojego posłuchu, wiesz że prawdopodobnie wyciągniecie wojska zostało by uznane jako bunt, drugi rozłam w niebie nie przejdzie.
 
Eleywan jest offline  
Stary 09-02-2012, 22:25   #56
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
- Nigdy nie oczekiwałem, że coś nas uratuje jeśli damy ciała. Ale dzięki, że uprzedzasz.
-W zasadzie to nie wszystko ja nie jestem typowym Aniołem, mam ojca i mam matkę.... Jestem mieszańcem-Uśmiechnął się gorzko
Barutz podniósł opadniętą szczękę dłonią, rozmasował dolne pół twarzy i dopiero cokolwiek powiedział
-Łoł! Tego już się nie spodziewałem. Znaczy, że jesteś wywyższonym śmiertelnikiem?
-Nie do końca tak, moim ojcem był poprzedni Gabryjel, a matką starsza krwawa elfka, która Aerithe zwała siostrą, jednak to była jej mistrzyni, bez więzów krwi.-Powiedział
- Chwila... bo przestaję kumać. Skoro tak... coś takiego daje możliwość istnienia dwóch Gabryjelów na raz... Przecież nie na tym polega reinkarnacja.
-W momęcie moich narodzin mój ojciec zmarł, w ten sposób dusze się zlały coś jak z tobą i banshee jednak bardziej zawaansowane.
- Po co to było? Wiesz... jesteś w porządku, nic do ciebie nie mam i tak dalej, i tym podobne ALE... po co?
-Ta rozmowa?
- Nie. Jeśli rozumiem to oddałeś doświadczenie, poważanie, pozycję w hierarchi zyskując za to młodość, która chyba u was, nie ma takiego znaczenia.
-Mówiłem, wcześniej mamy oddzielne osobowości, tylko mam wspomnienia mojego ojca, i również mówiłem, że zmarł podczas walki zupełnie nie celowo. Moje istnienie to ewenement lub jak kto woli niewypał.
Barutz pomyślał przez chwilę
-A... już chyba rozumiem. Myślałem, że jego śmierć spowodowały twoje narodziny. Ciekawe. Nie sądziłem, że coś takiego jest możliwe.
-Ani ty, ani mój Ojciec.
- Cóż. Tak czy siak cieszę się, że tak się stało. Bez ciebie byśmy byli w czarnej dupie. Swoją drogą... co by się stało gdyby król nam wybuchł? Przecież wtedy nie byłoby kryształu...
-Tak, tylko wybuch zmiótł by Ziemię. Jest jeszcze jedna sprawa. Calibur, gdybym zmarł ty go dostaniesz. Wiesz, że będzie się z tym wiązać ogromna odpowiedzialność?+
Barutz znów spoważniał marszcząc brwi, już otworzył usta by zasugerowac oddanie go Aerithe, ale zmknął je. Anioł, na pewno, miał to przemyślane bardzo dokładnie i jedynie zchowałby się niesamowicie niewłaściwie
- Domyślam się. Ale nie znam jego możliwości... jeśli taka jest twoja decyzja to będzie to dla mnie zaszczytem, ale przydałby mi się trening ukierunkowny właśnie na niego, abym mógł go, w pełni, wykorzystać.
-Jeśli będzie nań czas to oczywiście, jakieś pytania czy możemy wracać?-Zapytał
- Jeśli ktoś cię zabije to ja będę daleko. Masz jakieś zaklęcie które przeniesie Calibura do mnie, czy jak to ma wygląda?
-W Caliburze zaklęty jest duch, będzie wiedział to kogo się przenieść. Heej! Ja przeżyje.-Uśmiechnął się.
-Tyle jeszcze pięknych kobiet do spotkania. No i Galienne nie jest niczego sobie-Dodał żartując
Jasne. Wszyscy przeżyją i będą żyć długo i szczęśliwie. Ale nekromancie i tak podobała się zmiana charakteru rozmowy.
- Masz u niej niezłe fory za przywrócenie ręki, ale chyba bardziej powinieneś zająć się Aerithe - zaśmiał się po swojemu
-Słyszałeś o czymś takim jak Harem-Zapytał
-Dwa kociaki i Anioł-Jednak po chwili zmienił wyraz twarzy.
-Żartuje to nie w moim typie.
- Łeee tam... dopuść te politycznie poprawne bzdury. KAŻDY facet byłby zadowolony z dwóch pięknych kobiet - zganił go szczerząc tylne zęby
-Pytanie który facet przeżył by narzekania obu.-Dodał śmiejąc się
- Hmmm... moje przygody z dwoma ograniczają się do sypialni i kuchni... nie było czasu na narzekanie... - stwierdziłw konsternacji - Ale rzeczywiście. Już chyba szarża na szary pałac jest mniej upierdliwa
-Ja to jestem jak ksiądz, całe życie w celibacie. Jednak... Trzeba będzie to zmienić/
- Mamy czas. Brama a być otwarta za trzy miesiące. Przez tydzień będę siedział zajmując się moim rytuałem. Będę potzrebował pomocy, ale przeciez Aerithe nie będzie siedziała cały czas u mnie, nie? - zapytał ze smutnym uśmiechem
-Tak, jednak z nią to dość upierdliwa sprawa. Mniejsza o to. Posłuchaj jest jeszcze jedna rzecz o której musisz wiedzieć-Zdjął bluzkę ukazując tatuaż błękitnego koloru na plecach nie różniący się zbytnio od tych które miał na całym cielie.
-To pieczęcie.- W środku był okrąg otoczony 10 łezkami.-Ma ich nałożonych dziesięć.
-Do tej pory użyłem koło 5 % mojego potencjału, z każdą zdejmowaną pieczęcią uzyskuje moc większą o 10 %, jednak moja magia bardzo negatywnie wpływa na otoczenie. Dam konkretny przykład, kiedyś któryś z Gabryjelów uwolnił 5 pieczęć na Syberie spadł Meteor.
-Wolałbym to ograniczać do minimum.
- Chłopie. Walczymy o cały świat. Nawet jeśli rozwalisz pół Anglii to nie będzie to takie straszne jak ewentualne konsekwencje. Więc się nie powstrzymuj. Przy odrobinie szczęścia, ten meteor spadnie na Szary Pałac i zabuje Nocturnalów.
-I was razem z nimi. Jednak masz rację.
-I ostatnia opcja która musimy przeduskutować. Gdybyśmy zawiedli, gdyby portal został otwarty. Czy pójdziesz ze mną do Otchłani by powstrzymać zagłade?-Zapytał szczerze.
- Z całą moją furią. Tam nie będę musiał powstrzymywać widma, co znacznie zwiększy moją skuteczność. Chłopie. Poświęciłem czystość i niezależność mojej własnej duszy. Myślisz, że życie jest dla mnie więcej warte niż ona?
-Myślę, że nie. Mam nadzieje, iż napiszą o nas chodź ballade.
- Jeśli się uda to na pewno. Jeśli nie, to nie będzie miał kto opiewać naszej haniebnej porażki. A na koniec zabiorę martwych diabłów i stworzę z nich ożywieńce o których będą pisać książki cztery następne pokolenia, hłe, hłe, hłe - zaśmiał się, jak czarny charakter, zacierając ręce.
-Myślę, że powstanie twój własny zakon.-Powiedział
- To by było ciekawe. Dobra, oni tam na nas czekają. Wracajmy już.
Nagle wszystko ściemniało i stali znów w tym samym miejscu, nekromancie mogło się nawet wydawać, iż nie mineła nawet sekunda bo tak rzeczywiście było. Wrócili do reszty towarzyszy.


-Co do ataku na Londyn. Jestem niemal całkowicie pewien, że gdy narobimy zamieszania to pojawi się tam Sataneal to znaczy, Benjamin opętany przez niego. Bo widzisz... On już dawno temu przysiągł, że mnie zgładzi. I podejrzewam, iż po londynie pozostanie jeden wielki krater po tej walce, on i pewnie ja również będe zmuszony do użycia innego stopnia mocy niżeli poprzednio.
- Dobra. Tylko będzie trzeba się postarać aby nie zauważyli, że nie ma mnie. Sava nie kojarzą, a Galienne mają za martwą. Co z królem? Zostawimy go tu?
- Nieważne, co zrobimy i tak czeka nas rozwałka na całego - powiedział, wtrącając się do rozmowy.
- Idealna okazja, aby to zrobić - dodał ciszej i uśmiechnął się pod nosem. Już doskonale wiedział, co zrobi.
-Wstępnie myślałem, że tu lub mogę go przemycić do portalu chwały....-Zamyślił się
- Twoja decyzja. Może zostać u mnie, jeśli uznasz to za najlepsze
-Może i tak będzie lepiej to mimo wszystko człowiek nie ma tam wstępu.-Stwierdził.
-Musicie również poćwiczyć walkę w grupie, synchronizacja. Póki co każde z was działało w pojedynke, zaczniemy za chwilę, jak tylko ustalimy z grubsza plan.
- Więc jak mówiłem, spróbowałbym tędy, ale trza to wcześniej sprawdzić. Jeśli potrafisz mógłbyś nas tam, po prostu, wteleportować. To by bardzo ułatwiło. Dasz jeszcze kartkę? Dzięki. Więc pałac ma mniej więcej, taki plan. Kryształ musza trzymać w skarbcu, lub osobistych komnatach Nocturnala. Przydałoby się jakieś zaklęcie które by go wykryło i poprowadziło do niego. Ja go nie opracuję na ślepo.
Aerithe gwałtownie uderzyła ręką w stół, jednak po chwili tego żałowała bo poczeła ją nerwowo pocierać.
-Magia Krwi! Potrzebujemy troche krwi Artura, a zaklęcie nie będzie problemem. Jest tylko taki problem, że z tego co rozumiem nie będzie mnie z wami, więc musimy napisać zwój.
- Pergaminy i atramenty mam w pracowni. Co sie tak patrzysz aniele? Przecie nie będę bazgrał planu na magicznym pergaminie. Zbyt upierdliwe jest ich wykonanie...
-Wystarczy sam Pergamin, zamiast atramentu posłuży krew. Królu nie masz nic przeciwko prawda?-Zapytała słodko.
-O-oczywiście, że nie. Nie boje się niczego!-Odpowiedział cały zaczerwieniony. Azrael nie wytrzymał i się roześmiał.
Barutza rozbawiła wiarakróla we własną odwagę, ale się powstrzymał. Przez chwilę go kusiło by przyzwać jakąś zmorę, ale znów się powstrzymał. Choć gdyby nadać jej wygląd samego Artura... nie. Bez żartów. Nekromanta skoczył schodami w dół i zaraz wrócił z pergaminem.
- Trzymaj - zawołał podrzucając zrulowany wampirzycy
Skineła głową dziękując.
-Podejdź tu.-Powiedziała do młodzieńca, ten ze strachem w oczach tak uczynił. Złapała delikatnie jego dłoń, a różowy rumieniec oblał jego twarz. Lekko uderzyła palcem w jedną z widocznych żył na przegubie.
-Władca krwi...-Wyszeptała, a cienka nić krwi zaczeła leniwie się snuć z dziurki o średnicy włosa, gdy już owa miała około pięciu stóp, rana natychmiast się zasklepiła. Wkoło srebrnych włosów wampirzycy tańczyły nicie krwi.
-Dziękuje, możesz odejść.
Rysowała na pergaminie różne dziwne symbole, jedne przypominające runy inne, mające prawie kształty zwierząt, po pietnastu minutach odetchneła lekko.
-Krwawy Pakt : Namierzanie.-Pergamin zaświecił się naczerwono by po chwili nabrać swojej matowej barwy.
-Gotowe.-Stwierdziła z uśmiechem.
- Doskonale. Potem nam opiszesz szczegóły jak zasięg, czy czas działania.
-Dobrze, teraz musimy sprawdzić skrzydło pałacu.-Stwierdził Anioł.
- Mówisz jakby był to spacer - zaśmiał się Barurtz - Liczba mnoga jest tu nieadekwatna. Zwiady najlepiej się sprawdzają solo.
-Mówię, tu o mnie i o Tobie, sam chyba tu nie wrócisz prawda?
- Mam zawsze Dysk...
-Nie mamy na to czasu.
- Chłopie. Mamy trzy miesiące. Nie spieszy się nam aż tak. Nie działajmy pochopnie. Teleportacja jest znacznie skuteczniejsza. Chyba masz rację, że tym razem lepiej pójśc razem. Ja nie potrafię się teleportować, a ty nie znasz okolicy. Ale wciąż apelują o cierpliwość.
-Wiem.. jednak mamy mnóstwo roboty, nie nauczycie się walczyć wspólnie w tydzień.
- To akurat będzie ciężkie. Najlepiej będzie pobawić się w partyzantkę. Skoro chcą otworzyć bramę w Londynie, to muszą tam przenieśc sporo aparatury. Z Szarego Pałacu, z Ziarnistych Wzgórz, Wichrowych Czubów i pewnie z kilku innych miejsc. Najlepiej się nauczymy podczas prostrzych walk, gdy się nastawimy na współpracę. Pozatym nie wiem, czy i tak nie będzie potrzeby się rozdzielić.
-Może masz racje, jednak kilka takowych starć się przyda.
- Zgodzę się. Choć nawet nie do końca wiem jak by miało to wyglądać, nie licząc rozglądania się na przeciwników towarzysza, aby wykorzystać też ich luki w obronie...
- Dużo pracy nas czeka. Oj dużo. Ja będę potrzebował trochę czasu na swoje sprawy. Ale chyba w czasie przerw jakoś sobie poradzę - ponownie wtrącił się do rozmowy.
- Najtrudniejsze chyba będzie przystosowanie mojej magii do tego, aby nie ranić was - dodał po chwili zastanowienia. Zawsze walczył sam. Coś czuł, że będzie musiał niezłe rzeczy wyczyniać z tym ogniem, aby nie zaszkodzić towarzyszom.
- Zawsze mogę cię wspomóc runami. Ja dzięki swoim - przerwał na chwilę wyciągając do niego otwartą dłoń i prezentując niewielkie runy, przświtujące spod skóry na kłykciach palców i wewątrz dłoni - potrafię nadać prostrzym zaklęciem precyzję skalpela.
- Jeśli będzie trzeba, to skorzystam z pomocy. Jednak wolę sobie radzić samemu. Wtedy wiem, że zrobię to najlepiej jak mogę - odparł po namyśle.
- Jak uważasz. Chociaż nie sądzę aby moja pomoc sprawiła, że będziesz się mnie starał. Nie ważne. Może chcielibyście bym postawił na was jakieś runy magiczne. Mamy czas, mogę zmagazynowac dość many by wystarczyło na wzmocnienie wszystkich.
- Możliwe, że przydałoby mi się coś, co zmagazynowałoby nadmiar energii, którą mogę wyzwolić, jeśli coś spróbuję zrobić. Wtedy i ja będę miał większe szansa na przeżycie i wam będzie mniej groziło
- Nie ma problemu. Wykombinuj jedynie jakiś klejnot. Najlepiej diament. Nie ważne czy oszlifowany. Albo kilka. Mi się skończyły pół roku temu i nie poszukiwałem nowych. Mogę też stworzyć krwawniki, ale do tego potrzebuję świerzych ciał.
- Jedyny klejnot, który w tej chwili mogę zdobyć, to ten z mojego kosturu. Możesz spróbować go użyć, bo pewnie nic lepszego nie znajdziemy
- On jest tylko do ozdoby? Jeśli tak to się nada.
- Może nie tylko do ozdoby. Wykorzystać go mogę jedynie, do przedłużenia działania jakiegoś czaru albo, zamknąć w nim jakieś zaklęcie, aby móc szybciej go użyć.Jednak już po użyciu zaklęcia, poza walkę, jest to zwykły kamień. A jeśli mój plan się powiedzie, to i tak będzie mi zbędny. Jeśli nie... No cóż, raczej już go nie użyje
- Dobra. Zajmę się tym później.
-Ja spasuje.-Powiedział anioł.
 
Eleywan jest offline  
Stary 16-02-2012, 21:36   #57
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Anioł przyjrzał się planowaniu szarego pałacu narysowanego przez Barutza. Odłożył po chwili papier.
-Za trzy godziny wyruszamy, będe na pobliskim w wzgórzu.-Jak powiedział tak też zrobił i bez słowa pożegnania wyszedł z pomieszczenia. Skierował się na pagórek na którym nie tak dawno rozmawiał z Sav”em, Usiadł w pozycji do medytacji. I rozpoczął kontemplację. Wkoło niego zaczeły latać spokojnie błękitne ogniki. Lekki powiew wiatru rozdmuchiwał jego włosy ukazując twarz, już nie tak piękną i niezkazitelną jak z początku exodusu.. Teraz była bardziej ludzka, znaki zmęczenia, zmartwienia, to wszystko można było z niej odczytać.

Trzy godziny? Tożto rozbój! Przecie Barutz spał ostatnio bite trzydzieści godzin temu i intensywnie pracował całą noc! Kurde... jak mus to mus. Pożegnał się z resztą i od razu skierował to łóżka.


- Jeszcze pięć minut.... albo ze dwie godziny - zazrzędził Barutz, gdy Anioł przyszedł go obudzić. Zakrył głowę grubym kocem, po czym wyjrzał spod niego
- Idź sobie! Ja chcę spać! Trzy godziny snu to zdecydowanie za mało! Stworzyłem dwóch potężnych ożywieńców i odprawiłem wyjątkowo parszywy rytuał
Gdy już Barutz myślał, iż Anioł odpuścił, ten kopnął mocno w spód łóżka i pękło w połowie.
-Koniec świata na nas nie zaczeka.-Wydawał się zupełnie inny niż ostatnio ,smutny... nostalgiczny. Coś go musiało przytłaczać.
- Moje wyro... - zazrzędził zrzucając z siebie koc.- Ty nie musisz spać, ale ja tak... Dobra, daj mi się ubrać i możemy ruszać.
-Szczerze mówiąc, myślałem, że te 3 godziny były właśnie po to abyś się przygotował. No cóż czekam na zewnątrz.-Wyszedł do salonu w którym siedziała Aerithe.
-Co ty planujesz?-Zapytała go poważnie Elfka wbijając w niego oczy.
-To, co było planowane, tylko trochę modyfikuje zwiad, mam kilka ciekawych informacji - Stwierdził Gabriel.
-Uważaj, stąpasz po ogniu.-Odpowiedziała, tak jakby wyczytała w ogólnikach wypowiedzianych przez Serafa cały jego plan.
-Wiem, zrobię co w mojej mocy.-Odparł i oparł się o ściane czekając.
-Dobra, jestem gotów - zakomunikował nekromanta, kilka minut później. Bierzemy Dysk?
-Myślę, że się przyda na wszelki wypadek. Różnie może być.Podaj mi dokładne miejsce gdzie mamy się przenieść.-Polecił grzecznie Azrael.
-Znasz te okolice? Sam rysunek chyba tu nie wystarczy...
-Zamknij oczy.-Gdy nekromanta wykonał to o co go poprosił Seraf podszedł do niego.-Pomysł o szarym pałacu i jego okolicach.-Położył ręke na ramieniu przyjaciela.-A teraz o miejscu w które mam nas przenieść.-Nagłe zawirowanie many, nie pozwoliło Faustowi, nie otworzyć oczu. Byli niedaleko Szarego pałacu.
Znaleźli się w lesie, na szczycie jakiejś góry, przez drzewa niewiele było widać. Powietrze było rześkie, nie przywoływało na myśl rychłego zbliżenia do nekromantów.
-Fajna sztuczka. No i tyle z brania dysku... Poznaję to miejsce. Szary Pałac jest trzy kilometry w tamtą stronę, ale będziemy musieli trochę powirować aby ominąć dwie czujki.
-Zdaje się na Twoje prowadnictwo, te miejsce jest dość specyficzne, napewno też to odczuwasz. Magia... bardzo mocno wzburzona.-Nagle z oczodołów Archanioła zaczeła kapać krew.
-Upadły... Któryś upadły tu jest.-Powiedział.
-To jakieś zabezpieczenie, że tak reagujesz na ich obecność?
Zapytał Barutz przywoływując miecz i aktywując runy, na jednej stronie ciała, by mu nie ciążył, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu niebezpieczeństwa
-Mówiłem Ci, iż nasza magia bardzo oddziałuje na świat? Ich również, tylko, że mocniej przy ich słabej mocy nie mają pieczęci. Zresztą jest tak plugawa, że jako istota bardzo wrażliwa na prądy magi odczuwam to i jest to swego rodzaju reakcja zapalna.-Wytłumaczył.
-Nie ma go blisko, spokojnie nie wiedzą o nas.-Dodał pośpiesznie.
Miecz rozmył się w mroku i wrócił do rękawicy.
- Dobra, w razie czego ostrzeż mnie. Jeśli będę miał pół minuty to przyzwę kościeja i się w nim zapuszkuję. Tędy.
Barutz poprowadził krętymi bezdrożami. Raz tzreba było skorzystać z pomocy skrzydeł anioła, by pokonać rzekę, która wyżłobiła sobie bardzo głebokie i szerokie koryto. W końcu doszli do jaskini
- Tam jest przejście którym uciekłem. Albo je zniszczyli, albo jest strzeżone.
-Stawiam na tą drugą opcje.-Powiedział smutno.
-Wypadało by się tam zakraść i rozeznać w sytuacji, jeżeli przejście jest strzeżone, musimy pozbyć się straży.
- Nie straż. Po prostu czujka. Zakonserwowane zwłoki, wmurowane w ścianę, tak by mogły patrzeć dać znać strażnikowi, że coś się dzieje. Najlepiej będzie jeśli uda nam się ją znaleźc nim ona znajdzie nas. Po pierwsze musimy ruszać się niezwykle wolno. Aż do obrzydzenia. Wtedy nas nie dostrzeże. Jak już ją zlokalizuję to będę w stanie ją zamrozić.
-To jest.... Mogę zneutralizować.... wróć. Zamrozić mane w sporym promieniu.-Powiedział.
- Nie zadziała. Są zabezpieczani przed zniszczeniem, a to dałoby właśnie taki efekt. Może użyłem niewłaściwego słowa. Muszę upośledzić jego wzrok, tak aby nas nie dostrzegł, ale to dokładne zaklęcie, rzucanie go na oślep nie ma sensu. Wybacz, ale jeśli nie zamierzamy pokonywać każdego metra przez pięć minut to liczę na to, że masz bystrzejsze oczy od ludzkich. Musi być ukryty gdzieś wysoko, powyżej poziomy wzroku człowieka. Przez ciemną szczelinę patrzeć będą tylko oczy.
Azrael rozglądał się chwilę. Po chwili jasny promień światła naświetlił jakąś szpare.
-To może być to?-Zapytał.
Barutz błyskawicznie wyciągnął rękę we wskazaną stronę
- Rakakada’rok: melfasi - siedmioramienna runa wypaliła nieralny odcisk na skale, wokół oka
- Tak. To było właśnie to. Ale nie świeć więcej po oczach strażnikom, dobrze? - zapytał uśmiechnięty - aktualnie jakiś nekromanta, pewnie, patrzy przez nie i gdybym nie zablokował go to by nas dostrzegł. Teraz ma jedynie obraz sprzed godziny, ale za jakiś czas zauważą, że coś jest nie tak, więc będę musiał zdjąć runę. Chodźmy.
Weszli do odnogi którą uciekał Barutz, jednak tam już ktoś na nich czekajł.
-Licz!-Warknął Azrael, materializując miecz w dłoni.
-O Boże! Darica!-Krzyknął. Przed nimi stała Czarodziejka, a raczej to co z niej zostało, odziana w czarną szate, z kosturem w dłoni w drugiej trzymała księge. Jej twarz wyglądała jakby wciąż żyła, jednak nie było już w niej energii życiowej.
Barutza zwyczajnie zatkało. Znieruchomiał z przerażeniem na twarzy.
- Dobry ojcze... - zaczął się trząść, a z każdą chwilą jego mina przeobrażała się w maskę gniewu.
- Ja to zniszczę... umrzyki to moja specjalność, poza tym to dobry test dla widma. - warknął, z trudem ruszając zaciśniętą szczęką. Przywołał miecz, a runy zajarzyły się spod ubrania. Gestem dłoni aktywował runy na lewym przedramieniu, przywołując magiczną tarczę. Zakręcił ostrzem i zerwał się do szarży, będąc gotowym do błyskawicznego odskoku, przed zaklęciem
-Wind Strike.-Wietrzne ostrze bez ostrzeżenia pomknełow kierunku Fausta. Azrael odszedł i pobiegł prosto do pobliskich pokoi w poszukiwaniu czegoś.
Nekromanta wykorzystał moc którą nagromadził w nogach i uskoczył daleko w bok, na ścianę. Odbił się od niej już lecąc bezpośrednio w licza, ze lewą ręką wyciągniętą do niej, by ją opuścić dopiero gdy ostrze będzie spadać.
- Rrrrhhhaaaaa! - zakrzyknął we wściekłości
Ostrze rozpłatało klatkę piersiową Kobiety. Klinga jednak zatrzymała się na mostku. Co więcej na Liczu nie zrobiło większego wrażenia to Cięcie, rana zasklepiła się natychmiastowo, na tyle trwale, iż Nekromanta mimo siły czerpanej od ducha nie dał rady go wyrwać. Ożywieniec, przygotowywał już kolejne zaklęcie.
-Aie ex Aire Nocturne....
Z bojowym okrzykiem Barutz skanalizował moc run dla dodatkowej siły. Jak nie mahomet do góry, to góra do Mahometa. Lewa dłoń na rękojeści, prawa zaciśnięta, z wielką siłą, na szyi nieumarłej, cofnął nogę, obrócił się, zaparł i przerzucił ją nad sobą, by, z wielkim impetem, uderzyć nią w ziemię, łamiąc paskudnie kark i rozłupując czaszkę. Nie zachowała inteligencji którą miała za życia. Mag nie ma szans w walce wręcz, z wojownikiem. Większość zaklęć wymaga zdolności wyraźnej mowy. Dłoń zaciskająca tchawicę uniemożliwia to.
Zgodnie z zamiarem nekromanty zaklęcie zostało przerwane, jednak poskutkowało to przykrym wybuchem, które towarzyszy nieudanemu czarowi. Odrzucił on od siebie walczących. Licz otrzymał dość spore obrażenia,przypaleniu uległa większa częśc ubrań, a to co kiedyś było ramieniem aktualnie przypominało strzępy.Faust został tylko obity.. Jednak miecz nekromanty był po drugiej stronie ogromnego holu.
Barutz zerwał się na nogi wychwytem z karku, machnął rękami, a te zajęły się purpurowym i czarnym płomieniem.
- Nocturnal des ray! - posłał, lewą ręką, dwa promienie by odlankowały nieumarłego, gdy, przyzwany właśnie, Ushabti szarżował od frontu
Przyzwaniec Barutza posiekał licza, którego ciało bezwładnie upadło głucho na kamienną podłogę komnaty.
“Żegnajcie” cichy szept odpijał się echem w pomieszczeniu. Tak właśnie skończyła Czarodziejka Darica.
Promienie wyżłobiły dziury w ścianach, a Barutz ledwie powsztrzymał się od okrzyku
- Zamknęli ją w tym ciele. Zdominowali, a potem przemienili w nieumarłą. To prawie jakby spętali jej duszę... Przekraczają granice...
Cała pomieszczenie zaczeło się trząśc, nie było to delikatnie trzęsienie, a raczej potężne wstrząsy. Z góry spadały szczątki sufitu, posadzka zaczeła pękać. Nekromanta mógł wyczuć potężne wibracje Many. Jednej dobrze mu znanej Azraela, a drugiel obcej potężnej i złowrogiej, tłumiącej nawet moc Gabriela.
Odłamki zasypywały całe pomieszczenie, była jedna droga. Ucieczka.
 
Arvelus jest offline  
Stary 18-02-2012, 12:35   #58
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nuQnIfjAdMI&feature=related[/MEDIA]








Azrael przeszukiwał właśnie kolejne pomieszczenie naznaczone śladami przedmiotu którego poszukiwał. Wiedział, że to właśnie tu zostawiono kostur. Nie byle jaki, Okruch Meteoru. W którym w dawnych czasach umieszono fragment tego który spowodował olbrzymi wybuch na Syberii. Widział już gablotę, widział i sam kostur, ale moment w którym po niego sięgnął nie był ani tak wspaniały jak powinien być, ani nie pozwolił mu na chwile zastanowień nad zaszłym zdarzeniem. Ogarnęły go nagłe mdłości, panika, krew leciała obficie z jego oczodołów. Odwrócił głowę w kierunku wejścia do gabinetu i ujrzał tam tego którego nigdy by nie chciał widzieć. On czuł strach. Przed nim stał zabójca jego ojca, jak i jego poprzednika. Lucyfer.
-Witaj Bracie.-Powiedział po czym nagle roześmiał się chorym śmiechem.
-Czujesz to? Czujesz jak moja Aura przytłacza twoją! Trenowałem cały czas od pojedynku z Twoim poprzednikiem, a ty? Ty bratałeś się ze śmiertelnikami. Czy nie lepiej było pozostawić sprawy samym sobie?- Rzekł z pogardą.
-Nawet …..- Jego Twarz wykrzywił straszny grymas.-Bóg pozwolił na to czego będę zwiastunem. Na Apokalipsę. Stanie się jak spisano, a ty ani nikt inny mi nie przeszkodzicie. Urządzę me królestwo na prochach śmiertelnych, jak i na twoich.
Upadły anioł podszedł do czerwonego kryształu który świecił mocno. Był starszy od Azraela można było osądzić to nawet po wyglądzie. Jego skrzydła były czarne, z czerwonym metalicznym połyskiem, nosił karmazynową pół-płytową zbroję, a w ręku dzierżył Czarny ogromny topór. Jego czerwone włosy spięte były w koński ogon. Oczy pałały rządzą mordu.
Azrael, przez krew która napływała mu do oczu nie mógł nawet spojrzeć na przeciwnika, a co dopiero coś powiedzieć.
-Poczuj to !- Aura mocy zaczęła wzrastać, Demona otaczały duchy, liczne krzyki potępionych rozeszły się po pokoju. Posadzka poczęła pękać, cały budynek się trząsł.
Lucyfer szedł powoli, czerpiąc z niemocy Azraela przyjemność. Seraf z bólu kulił się przy Ziemi. Upadły kopnął Archanioła na tyle mocno, iż przebił on ścianę pokoju wylatując na zewnątrz, leżał przed wejściem. Nieprzytomny, zakrwawiony.
================================================== ================================
Niespełna dziesięcio letni Azrael klęczał przed ołtarzem. Był półnagi, stało nad nim wielu aniołów nakładając nań pieczęci, które miały powstrzymać jego ogromną moc.
Pierwsza pieczęć, krzyk agonii chłopca. Druga pieczęć, to samo i aż tak do dziesiątej.
Pół przytomny zalany łzami mieszaniec leżał teraz przy ołtarzu, jednak podniósł się i ukląkł
Archanioł Rafał stał nad nim trzymając koronę w rękach na głową chłopca.
-Azraelu, czyż jesteś gotów przyjąć miano Archanioła Gabriela, pana chówców niebieskich?-Zapytał matuzalem.
-To zaszczyt.-Powiedział przez ból.




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d2hRTLdvdnk&feature=g-vrec&context=G26b44f9RVAAAAAAAABg[/MEDIA]

Leżał między drzewami, na polanie przed wejściem do skrzydła Szarego Pałacu. Cały zakrwawiony czołgał się próbując się dźwignąć, ale przez ten moment gdy był nieprzytomny, gdy przypomniał sobie ból który mu kiedyś towarzyszył coś w nim drgnęło.
Uskrzydlony Lucyfer wylądował z gracją przed nim, na jego twarzy gościł szyderczy uśmiech.
Przyłożył topór do karku klęczącego Serafa.
-Widzisz, mój Topój Danse Makabre ma jedną cechę wspólną z twoim Caliburem uśmierca dusze, wystarczy, że Ciebie nim wykończę. A nie będzie kolejnego Gabriela.-Zawył dumny z siebie.
Demon po chwili zbladł, od Azraela odrzuciła go błękitna. Fragmenty ziemi wzniosły się do góry zaraz rozpaść się w nicość, jedna z dziesięciu pieczęci pękła. Końcówki jego srebrnych włosów zaszły błękitem, tak jak krawędzie skrzydeł które zmaterializował. Jego moc zaczęła rosnąć, wciąż mniejsza od przeciwnika.
-Jakto możliwe?-Zapytał wściekły upadły.-Spokojnie, wciąż jest jak dziecko.-Powiedział na głos sam do siebie.
Wzrok Azrela był inny niż poprzednio, nie pełen strachu i trwogi przed potężnym przeciwnikiem. Teraz napełniał go gniew i żądza wygranej.
-Złamanie Pierwszej Pieczęci-
I ujrzałem:
oto biały koń,
a siedzący na nim miał łuk.
I dano mu wieniec,
i wyruszył jako zwycięzca
Magia Gabriela się ustabilizowała, przyzwał miecz.
-Chcesz ze mną walczyć gdy twój Poziom jest ponad 3 razy słabszy od mojego?-Zapytał szyderczo.
-Mam coś czego ty nigdy nie będziesz miał, cel dla którego warto żyć i walczyć.-Powiedział bardo dumnie seraf, zmaterializował Złoty miecz w ręku, który nieco zmienił formę płonął błękitnym ogniem. Błyskawicznym krokiem zbliżył się do Lucyfera i wszedł z nim w zwarcie. Wymieniali uderzenia przez chwilę na bardzo równym poziomie.
Archanioł przejął inicjatywę, potężnie kopną przeciwnika w międzyżebrze, gdzie był słaby punkt zbroi. Tak, że demon przeleciał kilka metrów łamiąc po drodze drzewo.
-Ty śmieciu!-Krzyknął złowrogo.- Kula Demonicznego Ognia.-Kula czarnego ognia o średnicy metra mknęła ku Azraelowi, ten odbił ją mieczem w strone szarego pałacu tworząc w nim sporą wyrwę.
Jednak czar miał tylko zamaskować prawdziwe uderzenie, oszukańczy cios doszedł nieosłoniętych żadną zbroją pleców Archanioła. Zawył z bólu, szybko odskakując przed kolejnym uderzeniem.
-Zaraz wypadało by, abym skończył rozgrzewkę braciszku! Pamiętaj, iż wciąż masz szanse przyłączyć się do mojego buntu.-Przekonywał Demon.
 
Eleywan jest offline  
Stary 18-02-2012, 19:37   #59
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
-Na nic Twoje słówka, powiedziałem ci co nas różni…-Azrael już był przy lucyferze ten wybałuszył oczy ze zdziwienia.-…Mam wolę walki.-Robnął go potężnie pięścia w karmazynową zbroje, trew trysnęła z obdartych kostek Azraela. Demon dusił się przez chwile, i piekielnie wściekły zrzucił pogiętą zbroję z torsu.
-Kolejną zrobię sobie z twoich kości.-Rzucił się na Azraela. Doszło do zwarcia, Upadły ciął Azraela potężnie w ramię. Ten zamiast grymasu bólu się uśmiechnął.
-Gniew Boży.-Calibur zapłonął jeszcze jaskrawiej niż wcześniej, z całej siły uderzył w topór, przecinając go, począł płonąc ogniem którego nie da się ugasić
-Jak…jaaaaak! To! Możliwe! TY PSIE. SPOTKAMY SIĘ JESZCZE.-Powiedział zrozpaczony demon znikając w czarnym dymie. Azrael wyczerpany padł na Ziemie ściskając w jednej dłoni miecz.




Sav, był w kryjówce Barutza. Siedział wygodnie na fotelu gdy podeszła do niego uśmiechnięta Aerithe.
-Czas na test.-Powiedziała-Chodź.-Ruszyła ku wyjściu.
 

Ostatnio edytowane przez Eleywan : 18-02-2012 o 19:42.
Eleywan jest offline  
Stary 22-05-2012, 15:07   #60
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Moc przytłaczała Barutza. Cholera... Jak tu coś zrobić? Wchłonął Ushabtiego i pobiegł tam. Nie mógł przecież zostawić Azraela. Wbiegł do magazynku. Pierw dostrzgł Okruch Meteoru, potem dziurę w ścianie i walczących. Z każdym uderzeniem uwalniana była moc która, odpowiednio ukierunkowana, mogła by wyburzyć kolejną ścianę. Uderzenie przemieniło galbotę w tysiące odłamków. Nie było czasu się patyczkować. Przecież właśnie w tej chwili cały Szary Pałac biegnie do nich. Złapał Okruch nim spadł na ziemię
- Rakakada’rok: Deus Exelris...
Ściany pokoju wypełniły runy, niepozwalająca wymknąć się na zewnątrz choćby odrobinie mocy, a dzięki temu go nie da się wykryć.
Namalował palcem, w powietrzu, runę którą umieścił na artefakcie, dzięki czemu podłączył się do jego mocy. Kusza wskoczyła mu do ręki

Duchy chciwości, szału i nienawiści.
Widma ofiar, szaleńców i morderców
Wspomnienia udręki, bólu i rozpaczy.
Skierujcie tu swe spojrzenie, bo daję wam cel.
Wasz gniew znajdzie ujście.
Nienawiść ofiarę.
Ukierunkujcie waszą pogardę.
On przyjmie waszą zemstę w imieniu
wszytskich waszych ciemiężycieli.
Rozedrzyjcie jego życie i podzielcie je między siebie.
Niech to będzie dla was ofiara,
za katorgę którą było dla was życie
W niebycie nadałem wam cel.
A teraz podążcie drogą którą wam wyznaczyłem


Znowu Głód Umarłych. Nie zastanawiał się, czy nie celuje zbyt wysoko. Musiał przekroczyć swój poziom (tak jak wtedy gdy był napędzony energią króla) jeśli chciał mieć jakiś wpływ na walkę. Niesamowicie złe i żądne krwi, widma zogniskowały się w bełcie, wywołując złudzenie drżenia rzeczywistości
-Rokakada’rok... - zaczął, ale nie dokończył, bo walka została zakończona
- Cholera. Duch Śmierci! - zaklął jeszcze jednego ducha w bełcie. Teraz zaklęcia już nie mógł przerwać. Musiał je wykorzystać. Wyszedł z pomieszczenia, wycelował w niebo i strzelił, rozkazując duchowi znaleźc najpotężniejszą istotę, w którą może trafić. Oczywiście nie licząc samego Barutza i Azraela
Bełt skierował się w stronę Szarego Pałacu, nieprzypadkowo. Uskrzydlony Sataneal mknął w ich stronę z niewiarygodną prędkością, jednak w swojej ignorancji nie wyczuł strzały wktóra wleciał, bełt przeszedł pod prawą piersią wyrywając jego skrzydło z drugiej strony, okropny krzyk bólu skąpał okolice. Przeleciał jeszcze kilka metrów by runąćw las, to zapewne odcięgnie wielu nekromantów którzy pośpieszą mu na ratunek.
Barutz był z siebie bardzo zadowolony gdy usłyszał efekt. Nie spodziewał się trafić kogoś o znaczniejszej potędze, a ktoś o mniejszej by nie przeżył tego. Nekromanta pobiegł do anioła
- Wstawaj chłopie. Musimy uciekać - ponaglił go, pomagając wstać
Azrael zakaszlał kilka razy krwią-Jasne, mamy robotę do wykonania.-Chwiejnie wstał na nogi.-Musimy odbiec kawałek, abym spokojnie nas stąd zabrał.
- Hmmm... to nie będzie przyjemne...- stwierdził chowając kostur w rękawicy i przywołując Ushabtiego, bez jego ostrza. Nieumarły przykucną, ustawiając przedramiona w schodni. Barutz wszedł na niego i chwycił się naramiennika
- Właź. Obaj teraz słabo biegamy, a on jest całkiem szybki.
-Cholera....! Gdzie jest kostur! Powiedz, że znalazłeś jakiś kostur.-Powiedział mocno zaniepokojonym głosem wchodząc na przywołańca. Nekromanci właśnie wybiegali z szarego pałacu.-Szybko!-Ponaglił.
- Jest w podwymiarze. Mam go. - odpowiedział, gdy nieumarły wstawał.- Trzymaj się, będzie rzucać.
Ushabti wstał i zaczął biec. Bez machania rękami dla przeciwwagi dla nóg, musiał machać całym torsem, co wcale nie ułatwiało utrzymania się, a Barutz nie miał zamiaru kazac mu zwolnić. Wygoda nie jest aż tak ważna.
Azrael wolną reką wycelował w tył.
-Karmazynowa kula ognia.-Czerwona ogromna kula pomkneła na nekromantów podpalając wszystko po drodze.
-Powinno ich to chociaż spowolnić.-Rzekł.

Odbiegli już na znaczną odległość, nie słyszeli żadnych głosów. Archanioł zeskoczyłdelikatnie z ożywieńca, zmęczony dał zygnał Barutzowi aby podszedł do niego, gdy to uczynił położył prawą rękę na jego ramieniu brudząc je swoją szkarłatną krwią.
Przenieśli się prosto do salonu Fausta na krześle siedział Król któremu opadła szczęka na widok Archanioła i nekromanty.
-Gdzie Aerithe?-Zapytał przez zaciśniete zęby.
-Poszła z Savem-Odpowiedział, Anioł opadł na wolne krzesło.
- Kurde,.. - Nekromanta padł zmęczony, na fotel - Stosunkowo niewiele zyskaliśmy... Informacje byłyby cenniejsze...
-Mylisz się, wynieśliśmy więcej niż chciałem-Odpowiedział z ledwie widocznym na twarzy uśmiechem.
- Naprawdę? Artefakty to fajna sprawa, ale jednak sądzę, że wiedza gdzie uderzyć była by cenniejsza. Wizja latania po fortecy wroga, w poszukiwaniu celu, nie bardzo mi odpowiada.
-Mimo wszystko ten kostur jest na podobnym poziomie, a może i na wyższym co twój dysk.-powiedział.
- Możliwe. Nie zgłebiałem jego historii. Jednak to nie zmienia mojego zdania. Nie ważne. Zrzędzę, a to wcale nie pomaga. Jaki jest następny krok?
 
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172