Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2015, 07:14   #31
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Ich przygody w tym dziwnym świecie zaczęły się szybko to znaczy zanim tak naprawdę ruszyli w drogę. Naprzeciw nich stanął olbrzymich rozmiarów skorpion, a właściwie on i jego dwóch kumpli. Jak by to była zwykła sesja RPG pomyślał by sobie co za złośliwy mistrz gry. To jednak działo się naprawdę.

Ponieważ nigdy jeszcze nie działali jako Drużna sam do końca nie wiedział jak się zachować. Zareagowali być może instynktownie być może wariantem za samobójcę. Skoczyło się na wspólnym ataku z Amy jednego z boków wielkiego skorpiona. Wspólnymi siłami i nie bez przeszkód po dłuższej walce pozbawili go nóg z tej strony co spowodowało, iż stwór opadł na jedną stronę i buł częściowo wyeliminowany z walki. To znaczy nie całkowicie, ale jego mobilność spadała i to bardzo mocno.

Podniesieni za duchu sukcesem i tak zwanym efektem „pierwszej krwi” ruszyli w kierunku drugiego stwora próbując powtórzyć tą samą technikę. Oczywiście z pewnymi modyfikacjami. Plan nie do końca się udał gdyż podczas ataku ostrze miecza Kane’a zostało pochwycone przez stwora w jeden z jego olbrzymich kleszczy i zablokowane. Z jednej strony w akcie desperacji w drugiej pod wpływem magicznej rękawicy nie puścił on broni. Próbując ją wyszarpnąć jednocześnie krzyknął do towarzyszy o pomoc. Pierwszy zareagował krasnolud jednak jego cios tarczą prosto w pancerz nie przyniósł żadnego efektu. Wojownik szamotał z zakleszczoną bronią co raz mocnej balansując na linii życia i śmierci wiedząc, że w każdej chwili może go dosięgnąć drugie z kleszczy potwora.
W końcu po ciosie Michała w ogon w wyniku nagłego bólu kleszcze się otworzyły i miecz Kane’a był znowu wolny.

Z nową energią przystąpili do ataku. W końcu jeden z ciosów krasno ludzkiego topora uszkodził stwora, a rany wystrzeliła jakaś żółta posoka. O dziwo oślepiła ona samego skorpiona, który pozbawiony narządu wzroku chwilowo stracił orientację. Kane w przypływie odwagi czy też może desperacji z pełnym impetem jaki mógł wydobyć z w sumie obcego mu nowego ciała, w którym obecnie się znajdował wbił swój miecz w szyję tuż za głową, a przed pancerzem. Skorpion umarł niemal natychmiast.

Wojownik stał w euforii sukcesu patrząc na to czego dokonali jako drużyna i jako on sam. Chwilę później nie rozumiemiejącym wzrokiem spostrzegł, że miecz wypadł mu z ręki. Dopiero teraz to poczuł. W euforii walki musiał zostać ranny. Nie groźnie gdyby nie jad skorpiona. Poczuł odrętwienie dłoni, ramienia, barku… Efekt się rozszerzał. Lekko spanikowany przypomniał sobie nagle, że przecież w jego ekwipunku ma jakieś trzy buteleczki z miksturami i bodajże jedna z nich była na trucizny. Byle zadziałała. Przy pomocy Michała znalazł tą właściwą i napił się dwa solidne łyki, w końcu ulotki jak zażywać nie dołączono. Po dłuższej chwili efekty działania jady skorpiona zaczęły powoli jednak skutecznie ustępować.

Przyjrzał się reszcie drużyny. Zmęczeni, podnieceni tym co zaszło, ale żywi. To najważniejsze przecież – przeżyli.
- Niezły chrzest bojowy co nie.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 02-03-2015, 17:52   #32
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Upały były nie do zniesienia. W jej ojczyźnie niemal ciągle padał deszcz, a tutaj? Nie przeszła nawet kilku kroków, a już miała dość. W dodatku ciało Sile zaczęło ją denerwować. Gdzie różowa grzywka, gdzie makijaż? Ona i Sile nie mają ze sobą prawie nic wspólnego, czy to z wyglądu czy z charakteru, a to tylko pogłębiało jej irytację. No i ten upał…

Kiedy już myślała, że nic dziwniejszego się dzisiaj nie stanie, ze skały naprzeciw wyszedł… skorpion. Tylko niestety “trochę” większy od przeciętnego. A dalej dwa kolejne.

Zamarła, nie mogąc wydobyć z siebie nawet krzyku, ale zobaczyła strzałę Ethana, która przecięła powietrze i wbiła się w skorpiona. Następne krasnolud zaszarżował na skorpiona, a do niego dołączyli Amelia i Kane. Podjęli się walki, jak prawdziwi zawodowcy, a Ava spojrzała na nich osłupiała. To tylko gra, pomyślała. To zawsze jest tylko gra. Nie ma czego się bać.
Tylko dlaczego wygląda tak realistycznie nawet w takim momencie?
Użyła swoich zdolności, aby sypnąć w coś-jakby-oko skorpiona piachem i kamieniami. Tym razem jej nie zawiodły i zadziałały bezbłędnie. Uśmiechnęła się kącikiem ust.

Następnie zaczarowała nożyk, który nosiła w ekwipunku. Nie chciała bezpośrednio dochodzić do stwora, a tym bardziej nie do tego wielkiego żądła! Pchnęła go w jego kierunku, ale chybiła. A-a-ale jak to? Przecież poszło jej tak dobrze, poprzednio!

Nie wszystko jeszcze stracone. Miała jeszcze jedną umiejętność… albo raczej kołczan ją posiadał. Nie mogła równać się ze zdolnościami łuczniczymi Ethana, ale nie miała lepszej broni. Nałożyła strzałę na cięciwę i wycelowała… tak jej się zdawało, nigdy wcześniej tego nie robiła. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, w kierunku ostatniego skorpiona poleci pięć strzał.
Już zabiła zupę. Lepiej nie zabijać przyjaciół.
- Ej, wy! Na ziemię! - krzyknęła w kierunku towarzyszy, którzy ruszyli by walczyć z kolejnym skorpionem.
Uwolniła strzałę i obserwowała jej lot. Rozmnóż się, potrafisz!
Udało jej się! W powietrzu obok wystrzelonego pocisku pojawiło się już pięć kolejnych, dwie z nich odbiły się od pancerza, ale wyglądało na to, że trzy dosięgły celu i raniły stwora.

To mogła być tylko gra. Ale nawet z gry nikt nie chce odpaść zbyt szybko.
 
Kaeru jest offline  
Stary 02-03-2015, 17:56   #33
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze

Po dwóch godzinach drogi, które minęły od czasu stoczonej walki, nasi zmęczeni i spragnieni bohaterowie natrafili w końcu na ścieżkę prowadzącą do bram miasta. Konkretnie trzech bram. Największa, czyli środkowa była w tej chwili zamknięta. Dwie nieco mniejsze były natomiast otwarte. Drużyna szybko zorientowała się, że jedna jest używana jako brama wjazdowa a druga wyjazdowa. Oprócz tego nie sposób było nie zwrócić uwagi na mury obronne. Grube w piaskowym kolorze, z basztami i blankami, robiły naprawdę solidne wrażenie. Co ciekawe na murach było dużo wojowników, a na basztach były rozstawione machiny bojowe. Przy wjeździe i wyjeździe z miasta, także stali strażnicy-ludzie. Każdy z nich miał włócznie, hełm i metalową okrągłą tarczę, zaś za pasem znajdowała się szabla. Ubrani w białe szaty, strażnicy byli śniadzi, często mieli wąsy. Patrząc na nich, najszybciej nasuwało się skojarzenie z arabskimi wojownikami. Do samego miasta prowadziła wybrukowana droga biegnąca z głębi lądu. Na niej tłoczyło się już parę wozów i kilku ludzi z jakimiś towarami. Od początku drużyna zwróciła uwagę ubranego raczej orientalnie, ale jednak krasnoluda, który siedział na ostatnim w kolejce wozie i przyglądał wam się bacznie od pewnego czasu.

- Arabskie klimaty? - mruknął Ethan. - To na piwo nie ma co liczyć - dodał.
- Gdyby nie krasnolud to powiedzialbym ze bajki z tysiąca i jednej nocy - zażartował Kane. - Tak czy inaczej nadeszła chwila prawdy to znaczy możemy się za chwilę przekonać czy przypadkiem ktoś z nas a raczej naszych obecnych wcieleń nie jest poszukiwany listem gończym.
- Już wiesz, czym inspirował się nasz niedoszły MG, tworząc ten fragment kontynentu. Wybornie, przynajmniej wiemy czego się spodziewać… - skomentował Mike, uśmiechając się blado, gdyż czuł się okropnie.
- Michał, może ty z nim pogadasz, jak krasnolud z krasnoludem - zaproponował Ethan, usiłując wśród podróżnych wypatrzeć elfy. Wyglądało jednak na to, że jedyne elfy stały obok niego.
Michał spojrzał krytycznie na obserwującego ich krasnoluda, nie ukrywając tego ni kszty. Chłopak miał wrażenie, jakby między nimi przeskoczyła iskra, gdy chwilę na siebie patrzyli.
- Wygląda na zacnego waszmościa… - odpowiedział ich brodaty towarzysz. - Mogę spróbować, czemu by nie?
- Oby nie wzięli nas za jakichś hm… napastników. Albo piratów. Bo przecież nie wiemy nawet skąd powinniśmy iść od strony pustyni; to znaczy co tam jest. Co powiemy przy bramach? Prawdę? Że jesteśmy rozbitkami? - spytała Amelia. Nie ustalili tego wcześniej.
- Że jesteśmy rozbitkami - potwierdził Ethan. - Tyle tylko, że nazwy statku nie znam - dodał.
- Może to i lepiej; nie wiadomo czy nie wrogi… - odparła półelfka.
- O kurczę... - Ethan przymknął oczy i zaczął pocierać skronie.
- No pięknie, jeszcze brakuje, żebyś udaru dostał - Amelia znacząco wskazała na swoją chustę - czy tam szal - zawiązaną na głowie. Chodzenie bez nakrycia głowy po pustyni nie należało do dobrych pomysłów. - Słabo ci? Masz wody - podała swój bukłak, w którym zostało już tylko kilka łyków.
- Nie, nie... - Ethan pokręcił głową. - Miałem... wspomnienie, czy jak to nazwać. Nagle zobaczyłem zakapturzonego osobnika, który na wysłał na statek o nazwie Aurora. Ale nie mam pojęcia, czy naprawdę tak się zwał tamten wrak.
- Tak czy inaczej ruszajmy się, bo jak będziemy tak tkwili tu przed bramą miasta to na pewno nie będziemy wyglądać podejrzanie. Za chwilę zainteresują się nami strażnicy. - Powiedział Kane po czym przysunął się do Amy i dodał szeptem. - Tak tylko przypominam o słownictwie. Nie jestem pewien czy znają tu słowo udar. Lepiej nie zwracajmy na siebie uwagi.
- Aurora, tak? - spytał z namysłem krasnolud. - No to spróbujmy, chodźcie ze mną!
Krasnolud poczochrał włosy na głowie, po czym swe kroki skierował ku krasnoludzkiemu dziwadłowi.
- Witaj! - rzekł gromko Mike do nieznajomego. - Od tak dawna nie widziałem krasnoludzkiego pyska, że zapomniałem nawet czy oni w ogóle docierają w te prześliczne rejony? - spytał, odpowiednio intonując słowo “prześliczne”, nadając mu niezwykle paskudny wydźwięk. Czekał na reakcję…
Krasnolud popatrzał na Mike’a jakby ten spadł z księżyca
-Waszmość chyba języka także zapomniałeś- odpowiedział po angielsku krasnolud. - Drako Twardoręki jestem -kupiec- dodał po chwili. - Przywitajmy się chociaż jak na krasnoludów przystało-kontynuował, po czym zeskoczył z wozu i stuknął Cię lekko czołem w czoło. Przy tej okazji wyszeptał po polsku - Bądz pozdrowiony
Michał z powagą kiwnął głową, jakby przyznając się bez bicia do winy, usłyszawszy pierwsze słowa krasnoluda:
- Zbyt długo przebywam wśród tych ogolonych gogusiów, by móc swobodnie mówić jak mi się podoba - odparł, zerkając krótko na resztę swych towarzyszy, stojących krok za nim. Równocześnie jego głowa pracowała na najwyższych obrotach… Jak miał się przedstawić? Nie wymyślił dla swojej postaci przydomku, a co do imienia, zgodził się go nie ujawniać. Problem jednak zdawało się sam się rozwiązał, gdy kupiec przywitał go rasowym powitaniem, a na jego ustach z niedowierzaniem dosłyszał ojczysty język. Co tutaj jest grane!?
- Bądź pozdrowiony - odparł po polsku, a zaskoczenie maskując szybko szykowanym nieco wcześniej donośnym beknięciem. - Jestem Żelaznostopy - dorzucił z uśmiechem, sprawiając wrażenie, jakby nie musiał nawet podawać swego imienia, gdyż każdy je zna na podstawie przydomku. - Czy poczęstujesz nas, cny Drako, baryłką znanego krasnoludzkiego trunku? Zapasy mej drużyny skończyły się, gdyśmy przez piaski wirujące w powietrzu przechodzili.
-Na bogów! Nie… Waść jesteś nietutejszy, mi są moje pieniądze miłe, do lochów też nie zamierzam się udawać. Cherlaki nie tolerują alkoholu, nigdzie poza portem Abu Dharib.Nie wiem skąd jest wasza kompania… waść po akcencie wznoszę żeś z Północnej Federacji czyli góral najprawdziwszy… powiedzcie mi jednak prawdę, skąd się wzięła wasza kompania, czemu przyszliście od strony pustkowi?!-wykrzyknął na koniec Drako
Widząc zastanawiającego się krasnoluda dodał:
- Ja tam cherlaków nie lubię, pomogę wam wejść do miasta jeśli zdołam, ale powiedzcie prawdę.
- Abstynencja nie w naturze mego rodu leży, toteż ich zdurniałe poglądy dogłębnie w me usposobienie godzą. - odparł Mike we wspólnym, a potem przez ramię pytająco spojrzał na resztę.
- Błyskotliwy Twój instynkt, przyjacielu. Tak się złożyło, żeśmy wyratowali się z okrętu, co tu dzisiaj miał do portu wpłynąć. Prawdą jest, żeśmy jeszcze tych ziem nie odwiedzali, toteż mnóstwo rzeczy nadal pozostaje tu dla nas zagadką. Wybawieniem byłoby dla nas, gdybyś naszym chwilowym przewodnikiem został. A ja w zamian wynagrodzę Ci to, gdy już spotkamy się w bardziej do popitki przyjacielskim miejscu.
-Jeżeli naprawdę jesteście rozbitkami, tutejsi wam pomogą, takie jest prawo. Macie zapewnione darmowe jadło i nocleg na jeden dzień. Jednakże straże na pewno zwrócą na was uwagę. Zaprowadzą was pewnie do kapłana. Po żadnym pozorem nie kłamcie! Potrafią to wyczuć. Musicie wskazać kapłanowi miejsce gdzie wylądowaliście i nazwę statku. Na pewno wpuszczą was wtedy do miasta. Nie mogę wam dalej pomóc mnie tu znają...nie mogę ryzykować, w kraju mam rodzinę.. zrozumcie-odpwiedział Drako
Kane szepnął do reszty drużyny:
- Po jakiemu on mówi poza angielskim? I kto to są ci cherlakowie? Mówi wam to coś. Pewnie nie, głupie pytanie.
- Pewnie o tutejszych, co niczym alkoholu nie pijają, Arabowie w naszym świecie - odszepnął Ethan. - A języka nie rozumiem.
- Coś mi tu nie gra. Nie może nam pomóc, nie może ryzykować. Jakby się czegoś bał. - Odszepnął do Ethana.
- Może boją się obcych, albo wrogów jakichś mają - odpowiedział Ethan.
Michał słyszał z tyłu szemrania swoich kompanów i po części je podzielał.
- Czy grupa rozbitków może sprawić Ci aż takie kłopoty, że martwisz się o rodzinę? O co tutaj chodzi, drogi przyjacielu? - zapytał kransolud z odrobiną zaskoczenia w głosie, który celowo rozbrzmiał w jego wypowiedzi.
- Służby sułtańskie - odpowiedział Drako - Węszą wszędzie. Nie chcę z nimi zadzierać, wy też tego nie róbcie. Pewnie będą za wami chodzić póki nie zorientują się kim naprawdę jesteście. Jeżeli nie macie nic na sumieniu możecie być spokojni. Odpuszczą. Zwróćcie też uwagę na mury, na strażników. Zwykle jest ich mniej. Coś ich zaniepokoiło. Nie wiem co, i nie chcę wiedzieć, nie chcę się do niczego mieszać-odpowiedział Drako
Krasnolud uniósł brew, rozmyślając gorączkowo. Najwyraźniej nie tylko oni chcieli coś ukryć.
- Nie wydałeś się zaskoczony, gdym Ci zdradził prawdę o okręcie. Czy wieść już rozeszła się po okolicy? Dlaczego nikt nie próbował wysłać kogoś do pomocy? - spytał Michał, nadal nieprzekonany, po czym odwrócił się do przyjaciół - Co o tym myślicie? - zapytał, przebiegając wzrokiem po twarzy każdego z nich.
- Z pewnością nikt nic nie wie o statku - odparł Ethan. - To z pewnością tradycja, utrzymywana w porcie, by pomagać rozbitkom. Co o nich dobrze świadczy - dodał.
Spojrzał na Draco, oczekując potwierdzenia lub zaprzeczenia.
-Słusznie prawisz, panie...?
- W moich stronach noszę imię Ethan - padła odpowiedź.
Kane spiorunował towarzysza wzrokiem.
-Dziwne imię, ale kto was ludzi zrozumie, pewnie Różowcom do reszty poprzewracało się w głowach. Powiem tak: Wysyłają zwykle patrole po sztormie, ale bądźmy szczerzy, kto o zdrowym rozumie włóczy się po pustyni. No oprócz tych Nomadów, ale ci to dzikusy. Na koniec powiem tak: Jeżeli nie jesteście szpiegami ani dywersantami, nie macie się czego w Abu Dharib obawiać-rzekł Drako
- Krasnoludzki umysł podpowiada mi, że łatwiej byłoby prowadzić patrol morski aniżeli lądowy - mruknął Mike gdzieś do Amy lub Kane’a, nie można było stwierdzić.
- A czy słyszałeś coś, panie, o skorpionach? - zagadnął Ethan. - Tu niedaleko, na pustyni?
-Te monstra są powszechne na pustyni, jak mógłbym nie słyszeć-odpowiedział Drako
- Czyli nikt ich nie trzyma, dla ozdoby lub dla rozrywki, niedaleko miasta?
Drako spojrzał się na Łucznika ze zdziwieniem.
-To szkodniki, skąd ten pomysł?- zapytał Drako
- Bo niektórzy miewają przeokropne... zainteresowania - wyjaśnił Ethan, który uznał, że “hobby” może być słowem niezrozumiałym. - W jaki sposób są tu karani przestępcy? - spytał. - I jakie rozrywki lubią w tym mieście?
- No przestępcy są karani chyba jak wszędzie. Surowo. Za kradzież obcinają rękę, czasami kogoś powieszą. Za niespłacone długi można popaść w niewole, ale to prawo dotyczy tylko cherlaków. Z rozrywek polecam walki na arenie. Niestety “obcy” muszą płacić.-odpowiedział Drako
- Mógłbyś opowiedzieć nam coś więcej o tym mieście i okolicy? Skoro tak łatwo podpaść tutejszym oficjelom, tym bardziej nie chcielibyśmy złamać jakiegoś prawa czy uchybić zwyczajom - poprosiła Amelia.
- Po pierwsze to to co już wspominałem- zakaz picia alkoholu, poza karczmami w porcie. Obcy mają wstęp tylko do dwóch dzielnic. Portowej właśnie i handlowej,na wielki bazar. Tam w pobliżu jest też arena, za opłatą można wejść. Żeby poruszać się po całym mieście, trzeba mieć glejt, swobodnie można opuścić miasto, ale trzeba się poruszać główną ulicą. W okolicy nie ma nic interesującego, ba w tym całym kraju nie ma nic interesującego oprócz Abu Dharib i stolicy Dżafry.-powiedział Drako
- Daleko jest do stolicy? To do niej prowadzi ten trakt? - półelfka wskazała na brukowaną drogę.
- Wprawny jeździec dotrze do stolicy w trzy dni, karawanie zajmie to dwa razy dłużej. Mimo, że droga jest naprawdę zacna, często zasypuje ją piasek, od czasu do czasu można spotkać jakieś monstra albo zbójeckich Nomadów. Słyszałem, że ostatnio znowu się uaktywnili-oświadczył Drako
- A o co chodziło ze szpiegami i dywersantami? Jest jakaś wojna? - spytała znów Amelia widząc, że kransoluda nie mierzi ich ignorancja.
-Nie ma żadnej wojny… z tego co ja wiem.. Może wy coś wiecie? A tutaj po prostu nie lubią obcych
-odpowiedział Drako
- A o co chodziło ze szpiegami i dywersantami? Nie chcielibyśmy być wziętymi za jednych z nich - docisnęła Amelia.
- Nie sądzę, żeby jacyś prawdziwi istnieli… ale kto wie… Może Zakon, może Różowcy. W każdym bądź razie dywersanci i szpiedzy pojawiają się w mieście jak dzieje się coś złego, zaraza, czy mało darmowego zboża. Rozumiecie? -zapytał Drako
- To dlaczego niby tak mury obstawiono wojskiem? - spytał Ethan. To raczej na przygotowania do odparcia najazdu wygląda-dodał
- No to żeśmy trafili w przyjazny losowy świat-skomentował Kane
-Zadajecie stanowczo za dużo pytań i to czasem dziwnych pytań. Lepiej tego unikajcie w mieście. Tymczasem czas na mnie. Kolej na moje wozy przy bramie. Bywajcie!

Po tych słowach krasnolud odwrócił się i oddalił spiesznym krokiem. Chwilę pozniej faktycznie strażnicy zaczęli sprawdzać jego wozy. Drużna była następna w kolejce.

Kane odwrócił się do reszty drużyny szeptem rozpoczynając krótką naradę:
- To jak przyznajemy się że jesteśmy rozbitkami czy udajemy wędrowców z północy i próbujemy się dostać do miasta. Jak to mówią kłamstwo ma krótkie nogi i skoro ten tu krasnolud uznał nas za dziwnych lub nietutejszych to łatwo możemy się wkopać.-oświadczył Kane
- Przyznajemy się do tego, ze jesteśmy rozbitkami - stwierdził Ethan. - Albo powędrujemy sześć dni przez pustynię. To jednak chyba nie jest najlepsza opcja.
- Chyba najprościej będzie choć jak nas pociągną za języki to i tak leżymy. Chyba że udamy amnezję w skutek szoku po rozbiciu się statku. Tak chyba najlepiej. Tylko pamiętajcie - uwaga na słownictwo. Lepiej się pojąkać niż pacnąć coś nietutejszego-powiedział Kane
- Co ma być to będzie. Najwyżej będziemy musieli sobie usiec drogę powrotną na pustynię, po skorpionach to żadne wyzwanie… - rzucił kwaśno Mike.
- Uważam, że im mniej będziemy mówić tym lepiej. Odpowiadajmy uczciwie - skoro kapłani mogą wykryć kłamstwo, to nie ma co ryzykować - ale najkrócej jak to możliwe, bez wdawania się w zbędne dygresje i szczegóły - skonstatowała Amelia patrząc wymownie na Michała. - Skoro nie znamy realiów najlepiej siedzieć cicho, obserwować i się uczyć niż udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Przynajmniej jeszcze nie - zerknęła na Ethana. Miała nadzieję, że te przebłyski pamięci “postaci” staną się u niego częstsze. A może…
- Jak to zrobiłeś, że przypomniałeś sobie nazwę statku? - spytała naczelnego łucznika drużyny. - Skupiłeś się, mantra jakaś czy co? Może i nam udałoby się odkryć w sobie wspomnienia naszych postaci gdybyśmy się mocno postarali?
- Samo z siebie się tak zrobiło - odparł Ethan. - Nie jestem w stanie powiedzieć, jakim cudem.
- No co? - spytał Mike, odpowiadając na jej wzrok zdumioną miną. - Przecież nic takiego nie powiedziałem! - zaprotestował łagodnie, gotów mimo wszystko przyjąć winę na siebie. A gdy Amy wspomniała o przebłysku dawnej osobowości, pewna lampka zaświeciła się krasnoludowi w głowie. - Chyba miałem coś podobnego. Ale w moim przypadku pojawił mi się kod do kufra, w który spakowany był mój ekwipunek… - przypomniał sobie.
- Słuchajcie... Dołączmy się do tej kolejki i wejdźmy do miasta - zaproponował Ethan. - I tak nic nie wymyślimy.
- A co później? Wejdziemy do miasta… i co? Mamy jakieś dalekie plany? - zapytała Amelia bawiąc się swoim uchem.
- A co robią wszyscy gracze po wejściu do miasta? - uśmiechnął się Ethan. - Napijemy się, a potem poszukamy jakiejś pracy. No i, może, jakiegoś maga.
- Jedzenia, miejsca do spania i źródła informacji. Czyli gospody - doprecyzowała Amelia. - A z pracą to się zobaczy gdy dowiemy się już na czym stoimy. Niezbyt mi się podoba to miejsce. - spojrzała na miejskie mury. W wolnej chwili spokoju miała zamiar popracować nad kwestią amnezji swojej postaci.
- Wierzę w wasz optymizm, że nam to wszystko tak gładko pójdzie - nieśmiało uśmiechnął się Kane. - Bo ja bardziej skłaniam się ku Prawom Murphego.
- Pesymizm to najgorsza rzecz, jaką wymyślili ludzie - stwierdził Ethan. - A ty pamiętaj o tym, co się zwykle przytrafia nieszczęśnikom, którzy przepowiadają nieszczęścia.
- Nie jestem pesymistą, ale Prawa Murphego mnie przekonują-odpowiedział Kane
- Lepiej przygotować się na najgorsze, ale myśleć o najlepszym - podsumowała Amelia.
- Ale broni to ja im oddać nie zamierzam… - powiedział cicho Krasnolud, wychodząc na szpicę drużyny i żwawym krokiem ruszył za swym pobratymcem-kupcem.
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 02-03-2015 o 19:01.
Piter1939 jest offline  
Stary 02-03-2015, 18:10   #34
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Tak jak przewidział Drako, drużyna zwróciła uwagę strażników pilnujących bramy. Ci raczej niewiele rozumieli w języku angielskim, lecz słowo „rozbitkowie” najwyraźniej do nich dotarło. Jeden z nich, zapewne oficer, ponieważ jako jedyny miał błyszczący w słońcu napierśnik z wygrawerowanym wizerunkiem groźnie wyglądającej kobry, oświadczył:

-Rozbitkowie iść za mną

Oficer wraz z dwójką ludzi zaprowadził was do jednej z baszt. Kazali złożyć bohaterom broń w kącie, co też ci niechętnie uczynili. Później zaprowadzili wszystkich po schodach na górę, do jednej z komnat. W pomieszczeniu, przy czymś w rodzaju prostego biurka , siedział łysy, starszy człowiek, w białej szacie. Jego pierś zdobiła wyszywana złotymi nićmi kobra, podobna jak na napierśniku oficera. To zapewne był ten kapłan, o którym wspominał krasnolud. Dało się też zauważyć drewnianą laskę opartą o biurko, ozdobioną wizerunkiem stylizowanej głowy sokoła. Wywiązała się krótka dyskusja między strażnikiem i domniemanym kapłanem. Niestety nikt w drużynie nie znał tego języka. Po jej zakończeniu strażnicy wycofali się, a ten ostatni poprosił was bliżej siebie. Po czym rzekł:

- Jestem Amonthep, kapłan Phopeta, dziś w służbie państwowej. A co do waszej sprawy…Nie wyglądacie na rozbitków. Macie broń i bagaże. Jak to wyjaśnicie? Opowiedzcie mi swoją historię.

Po tych słowach Ethan streścił kapłanowi dotychczasowej przygody drużyny, pomijając oczywiście niektóre szczegóły. Kiedy łucznik skończył mówić, wszyscy zauważyli, że kapłan wykonał w powierzy jakiś ruch dłoniach i coś tam wymamrotał pod nosem. Po czym rzekł:

-Wygląda na to, że wasz statek rozbił się w miejscu, które nazywamy Zatoką Przemytników. Kiedyś pojawiali się tam przemytnicy, ale ich złapaliśmy i powiesiliśmy. Ciekawy zbieg okoliczności, że wasz statek rozbił się właśnie tam. Wiem jednak, że mówisz prawdę wojowniku. Ustalmy jeszcze parę szczegółów, musze bowiem sporządzić odpowiednią notatkę. Przede wszystkim powinienem wiedzieć jak zwał się kapitan waszego statku i z jakiego portu wypłynęliście.


Zanim ktokolwiek zdołał zastanowić nad odpowiedzią, rozległo się gwałtownie pukanie do drzwi. Kapłan wykrzyknął coś w swoim języku i do komnaty wbiegł zdyszany miejscowy wojownik-posłaniec jak się chwile potem okazało. Wręczył kapłanowi jakieś pismo, wykrzykując coś przy tym.

-Przepraszam, was na chwile. To podobno bardzo pilne-oświadczył Amonthep

Kapłan złamał i pieczęć i zaczął czytać. Przez chwile z jego twarzy można było wyczytać spore zdumienie, ale zaraz potem twarz na powrót przybrała neutralny wyraz.

-Cóż… odezwał się, gdy skończył czytać. Wasza sprawa będzie musiała poczekać. Porozmawiam w tej kwestii z przełożonymi, ale mam nadzieje, że nie będziemy musieli was później niepokoić. Strażnicy zaprowadzą was do dzielnicy portowej. W naszym mieście cudzoziemcy, bez glejtu, mogą przebywać tylko tam i na wielkim bazarze. Ach byłbym zapomniał widzę, że cześć z was odniosła rany. Według naszych praw rozbitkom należy się pomoc. Zbliż się moje dziecko i wyciągnij dłoń, nie obawiaj się-zwrócił się do półelfki

Po tych słowach położył swoje dłonie na dłoni Amelii i zaczął coś mamrotać. Dziewczyna poczuła rozgrzewające ciepło, a zaraz potem ból i opuchlizna ustąpiły. W ten sam sposób kapłan postąpił z Kanem.

- Mam nadzieję, że spodoba się wam nasze miasto. Oby wasze dusze żyły wiecznie.

Potem rzucił parę słów w swoim języku. Następnie dwójka strażników wyprowadziła bohaterów z komnaty. Drużyna zabrała swój sprzęt i ruszyła wraz ze swoimi „ opiekunami” w drogę. Na początku domy, które wszyscy mijali przypominały byle jak sklecone lepianki. Było dużo żebraków i kalek. Można było zauważyć, że ludzie są wychudzeni. Wraz z mijającymi minutami, zaczęły się pojawiać coraz lepiej wyglądające domy, a ulica była już wybrukowana. Pojawili się też znacznie lepiej ubrani i odżywieni ludzie. Można było zauważyć, że kobiety były zakryte są od stóp do głów. W odróżnieniu jednak od zwyczajów arabskich obowiązujących w naszym świecie stroje były różnokolorowe, często bogato zdobione. Drużyna została odprowadzona aż na nadbrzeże. Potem strażnicy wrócili się, zapewne na swój posterunek. Pamiętacie ten tajemniczy błysk jaki Ethan dostrzegł ze szczytu klifu? Teraz wszyscy zgromadzeni na nadbrzeżu mogli się przekonać cóż to jest. Był to mianowicie gigantyczny złoty kolos dominujący nad wejściem do portu. W jednej ręce trzymał uniesioną pochodnie, a drugą pozdrawiał wpływające do portu statki. Oprócz głowy, miał on sylwetkę ludzką, jednak nie można było stwierdzić, z miejsca w którym znajdowali się bohaterowie, co przedstawia jego oblicze. Jak się okazało w dzielnicy portowej dominowały drobne stragany i karczmy. Było niewielu miejscowych, lecz można było zobaczyć paru ludzi ubranych podobnie jak Ethan czy Kane. Sporo było też krasnonoludów. Zapewne drużyna nie będzie długo tak stać i podziwiać okolicy. Zobaczmy co zrobią teraz.
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 04-03-2015 o 10:28.
Piter1939 jest offline  
Stary 07-03-2015, 00:00   #35
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
- Chyba dopisało nam szczęście - mruknął Ethan, gdy eskortujący ich strażnicy odwrócili się i poszli. - Ale jedzenia nam nie dali i nie zapewnili noclegu.
- Nie wiem czy wypada się upomnieć… Może wystarczy powiedzieć w jakiejś gospodzie? - zasugerowała Amelia. Nadal była pod wrażeniem magicznego uleczenia jej nadgarstka. Łupki i bandaże porządnie zwinęła i schowała do swojej uzdrowicielskiej sakwy. - Ta wygląda porządnie - wskazała na “Jasny półksiężyc”. Była zadbana; przynajmnej z frontu. No i jedyne co miała przekreślone to kufel.
- To znaczy, tak przynajmniej myślę, że piwa tu nie dostaniemy - powiedział Ethan. - Na tym mi akurat nie zależy. Nie wiem tylko, czy ty to przeżyjesz - zwrócił się do krasnoluda.
- Gdybym był w swoim ciele to przeżyłbym. Ale z krasnoludzkim ciałem coś jest ewidentnie nie tak. Czuję jak ślinka mi cieknie na widok tego szyldu… I dlaczego jest tutaj tak cholernie gorąco!? - zezłościł się ich niski towarzysz, wachlując się rękawicą.
- Wróć na pustynię i poczekaj do nocy - zażartował Ethan. - Podobno wtedy temperatura spada poniżej zera. Chodźmy, nie ma na co czekać - powiedział. - Dostaniemy coś chłodnego do picia, a ty będziesz mógł się wydobyć z tej rozgrzanej... zbroi.
Chciał powiedzieć “puszki”, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.

Gdy drużyna weszła do karczmy zadzwonił dzwonek umieszony nad drzwiami. Przedsionek robił dobre wrażenie, było bardzo czysto i schludnie, a ściany zdobiły mozaiki z martwą naturą. Już od progu powitał ich wysoki, potężnie zbudowany, a do tego uzbrojony łysy osobnik, zaraz potem pojawił się facet w średnim wieku ubrany po miejscowemu i rzekł:
-Witajcie w naszych skromnych progach drodzy podróżnicy! Jestem Salid właściel tej gospody.
Po tych słowach przyjrzał się wszystkim uważnie.
- Widzę żeście strudzeni po podróży, może mielibyście życzenie odpocząć przed posiłkiem? Na górze mam pokoje. Wynajmuje za niewielką opłatą. Ponadto w przypadku gdybyście zechcieli zatrzymać się u nas choćby na jedną noc, nie pobieramy od gości opłaty wstępnej.
- Brzmi zachęcająco. Potrzebujemy trzy dwuosobowe pokoje. - odparł pokrętnie krasnolud, rozglądając się dookoła. Wygląd odpowiadał Mike’owi, niezłe miejsce jak na bazę wypadową. - Ostatecznie możesz zaproponować inne rozwiązanie, jeżeli mojego nie możesz zapewnić. Na początek potrzebujemy te pokoje na jedną noc, ale obawiam się, że i tak spędzimy tutaj więcej czasu, więc miej to na uwadze. - dodał po chwili, potrząsając sakiewką przy pasie. - A teraz zaproponuj mi jakąś strawę, bo mój żołądek za chwilę wyskoczy z brzucha i da mi po pysku…
- Niestety mam tylko jedną izbę z 4 łóżkami i jedną z dwoma. Może zechcecie najpierw zobaczyć pokoje? Dodam jeszcze, że na życzenie możemy wstawić do pokoju balię z wodą. Można też zamawiać śniadania słudzy przyniosą rano o wyznaczonej godzinie - odpowiedział Salid.
- Szczerze mówiąc, gó… guzik mnie obchodzi wygląd tego pokoju. Pokój jest od spania, Drogi Panie, a oberża, jak sama nazwa wskazuje - od żarcia, dlatego ja chce się najpierw najeść, a potem mogę zwiedzać - odparował, nieco gburowato i z nutką irytacji w głosie krępy osobnik, wycierając pot z twarzy. - Balię możecie wstawić do tego dwuosobowego pokoju, pod warunkiem, że któraś z towarzyszących nam Dam wyrazi zgodę i zapewni, że zapłaci. A teraz koniec pitolenia, zabierajmy się za ucztę! Przygotuj najlepsze mięso jakie masz w magazynie. - rzucił chytre spojrzenie na sakiewkę. - Ile to wszystko będzie kosztować? - zapytał podejrzliwie, zdając sobie sprawę z pewnych faktów.
-Już mówię szlachetny panie.Opłata za nocleg wyniesie 3 srebniki za wszystkich. Co do mięsiwa polecam duszoną kaczkę z warzywami, specjalność zakładu tylko za 1 srebrnika- oświadczył Salid.
Krasnolud rzucił mu wymowne spojrzenie i chrząknął doniośle.
- Drogo tu u Ciebie, gospodarzu. Nie doliczyłeś balii na mój koszt, tak? A z warzywami w kaczce się obejdzie, więc i to odlicz od rachunku.
- Dla tak szlachetnych i hojnych gości balię wniesiemy zupełnie za darmo. A cenę za kaczkę mogą obniżyć do 90 miedziaków - odpowiedział Salid.
- No i to się nazywa porządna działalność gospodarcza! - Mike uśmiechnął się ciepło - Umowa stoi. - wysypawszy swoje srebro na bar, odliczył należną kwotę i podał karczmarzowi. Resztę skrzętnie zapakował z powrotem i ostentacyjnie stanął obok wejścia - A ta kaczka to ja rozumiem zaraz zostanie podana? Mój żołądek nie wytrzyma ni chwili dłużej, a wiedz Drogi Panie, że kiedy rozprawi się ze mną, zabierze się za Was. - wskazał palcem na właściciela przybytku i roześmiał się cicho. Amelia dyskretnie acz mocno kopnęła go w nogę. Nie wiedziała czy to gra, czy też krasnoludzka natura bierze nad Michałem górę, ale miała zamiar rozmówić się z nim odnośnie jowialności i zbytniego gadulstwa.
-Wezwę sługi. Wasze bagaże i broń zostaną przeniesione do waszych pokojów. Na sali nie można posiadać broni, pamiętajcie że jesteście wśród przyjaciół-powiedział Salid.
Krasnolud parsknął oburzony, ale oddał broń i toboły Amy jakiemuś krzepkiemu tragarzowi, który znikąd się pojawił, mrucząc pod nosem coś w stylu “To się jeszcze okaże, psia mać…”.
Owa prośba za grosz nie spodobała się Ethanowi. Broń stanowiła niemal cały jego majątek.
- Podoba mi się ten zwyczaj - skłamał. - Ale zamiast kaczki wolałbym coś bardziej... konkretnego.
- Co tylko szanowny pan sobie zażyczy, oferujemy wyśmienitą pieczoną baraninę.
- Świetnie. - Ethan skinął głową.
- To ja też poproszę baraninę, zawsze to lepsze mięso niż jakaś tam kaczuszka - rzekł Kane. Amelia zdecydowała się na kaczkę. Coś jeść było trzeba. Ava zaś poszła w ślady swej półkrwi towarzyszki, również zamawiając ptaka.
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline  
Stary 07-03-2015, 07:46   #36
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Sala główna wyglądała jak żywcem wyjęta z opowieści Szeherezady. Niskie stoliki, dziesiątki poduch zamiast krzeseł, fajki wodne pomiędzy stołami i kosze ze świeżymi owocami. Na widok aromatycznych pomarańczy, brzoskwiń czy winogron Amelii aż pociekła ślinka. Bądź co bądź nie jadła nic od rana, a namęczyła się sporo. Uwagę wszystkich przykuła jednak piękna tancerka, która wykonywała taniec brzucha na podwyższeniu przy końcu sali przy akompaniamencie kilku grajków.

Krasnolud zaproszony do środka, w pierwszym odruchu zatrzymał się przerażony i rozejrzał szybko po sali. Ze swoją posturą to on prędzej poturla się z tej poduszki nim kelner wniesie jadło! Do tego jeszcze tancerka… Przez ułamek sekundy Mike pomyślał, że coś im się pomyliło, gdy wybierali lokal do którego się udadzą i wparowali do jakiegoś dymanego Domu Uciech… Kilka sekund później otrząsnął się jednak i żwawo ruszył w kierunku podwyższenia. Oparł się o nie, jako, że owo podwyższenie niewiele niższe było od niego samego i podglądał tańczącą dziewczynę, zapominając na chwilę o głodzie.
- I on powiedział, że jest głodny - mruknął Ethan. - Miał chyba inny głód na myśli. Który stolik wybieramy?
Ava nie mogła oderwać wzroku od dziewczyny. Te kształty, ten cień, ten ruch… a ona nie ma teraz ołówka! Może nawet nie ma zdolności plastycznych. Musi się napatrzeć i narysować ją z pamięci, gdy już się obudzi.
- Gdzieś, gdzie jest na nią dobry widok.
Krasnolud roześmiał się głośno, spojrzawszy i usłyszawszy słowa Czarodziejki:
- Dziewczyna dobrze prawi, polaa… polecam skorzystać z tego jakże wyśmienitego pomysłu. - rozejrzał się. - O, proszę, tam jest dość dużo miejsca i niedaleko! - wskazał dwa złączone ze sobą “stoły”, jakby czekały właśnie na nich, a całe to miejsce było niedaleko podwyższenia.

Kane wpatrzony w tancerkę z niemalże otwartą buzią jak ryba wyjęta z wody szeptem do reszty drużyny:
- Hej doświadczeni gracze takiej gospody to chyba jeszcze nie odwiedzaliście w swoich rozgrywkach, prawda?
- I ty, Brutusie. - Ethan spojrzał na Avę i pokręcił głową z udawanym zgorszeniem.
- Jesteś facetem - Ava postanowiła, że musi powiedzieć to głośno, na wypadek, gdyby zapomniał. - Przecież też widzisz te biodra! I kształt, ten ruch, to… no, piękne to jest! Piękno ludzkiego ciała.
- No i co z tego? - zdumiał się Ethan. - Są rzeczy ważniejsze od pięknych kształtów.
- Są? - zapytała Ava w udawanym zaskoczeniu i zachichotała. - Chodźmy, zanim żołądek naszego kolegi… no właśnie.

Zamówili jadło.

W pewnej chwili do zgromadzonych podeszła półelfka.
- Szlachetni Państwo, za chwile podamy jadło, czy życzycie sobie czegoś jeszcze? Proponuje coś do picia. Mamy bardzo dobre soki.
- Sok dla spragnionych wędrowców. - Ethan z uznaniem pokiwał głową. - Dobry pomysł. Przedstaw nam, proszę, ofertę. Razem z cenami.
Był pewien, że soki nie są wliczone do podanej poprzednio kwoty, a nie miał pojęcia, czy więcej zapłaci za sok z granatów, czy za sok z limonki.
-10 miedzianych monet za cały dzban. Mamy sok z pomarańczy, brzoskwiń i winogron - odpowiedziała pół-elfka.
- Prosimy trzy, każdy w innym smaku - odpowiedziała za Ethana Amelia. Po długiej wędrówce w skwarze powinni zadbać o dobre nawodnienie organizmów, a sok to też jakiś rodzaj posiłku… Zresztą, jak nagle stwierdziła wspaniałomyślnie w duchu, po przejściach dnia dzisiejszego należy im się odrobina luksusu. Odrobina. Martwić się będą od jutra.

Jak tak dalej pójdzie to szybko będziemy musieli szukać jakiejś pracy bo przy tych cenach za tak zwane rzeczy codzienne nasze skromne zasoby finansowe szybko się wyczerpią pomyślał sobie Kane. Nie wypowiedział tego jednak głośno nie chcąc psuć jak zauważył dobrego nastroju drużyny. Jak to mówią w każdej ekipie musi być jakiś entuzjasta oraz ten trzeźwo patrzący na rzeczywistość.
- Wracając do twego poprzedniego pytania. - Ethan zwrócił się do Kane’a. - Taki lokal to nie jest zbytnia ekstrawagancja, tyle tylko, że tamte nie były, że tak powiem, na żywo, a wszystko działo się tylko i wyłącznie w barwnych opisach.
- Wierzę na słowo.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 07-03-2015, 08:13   #37
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Krasnolud znów roześmiał się w głos.
- Z tą maleńką to ja się dogadam w try-mi-ga! - i nadal zaśmiewał się głośno, usadowił swoją osobę na jednej z poduszce i to koniecznie w miejscu, w którym mógłby bez wykrzywiania się obserwować tancerkę. Amelia pokręciła w zdumieniu głową. Pochodzili ze świata gdzie golizna była na porządku dziennym, a tu nagle wszyscy gapili się na tancerkę jak na białego słonia. Choć nie można było zaprzeczyć, że takiej gibkości nie widywało się często.
- Masz ciekawe gusta jak na krasnoluda - powiedział Ethan.
Poczekał, aż dziewczyny usiądą, a potem zajął takie miejsce, by móc obserwować wejście, tudzież innych gości. Tych ostatnich było niewielu. Ze swego miejsca zauważył jednego tubylca, jednego “obcego” oraz dwóch krasnoludów. Może wysokie ceny były wytłumaczeniem...
- No właśnie - Amelia usiadła naprzeciw Michała i wbiła w niego wzrok czekając, aż skupi uwagę na niej, a nie na półnagiej tancerce. - Co to jest? To znaczy twoje zachowanie? Tak masz normalnie, czy to krasnoludzka natura nagle z ciebie wyłazi, czy też próbujesz grać swoją postać z miernym chyba skutkiem, patrząc na reakcję krasnoluda przy bramie?? Taka jowialność i… - Amelia chwilę szukała słowa, które nie byłoby zbyt dosadne, ale w końcu się poddała. - No, w każdym razie dość mocno rózni sie to od tej arabskiej grzecznosci, z którą tutaj się spotykamy. Poza tym kupiec przy bramie również zachowywał się i mówił normalnie, wyjąwszy paranoję i stukanie głowami…
Ethan skinął głową.
- Powinniśmy najpierw zobaczyć, jak się inni zachowują - poparł Amy. - Nie zapominaj o tym, że jak cię widzą, tak cię oceniają. No i taki ci wystawiają rachunek - dodał.
- Rachunek to już wiemy czemu jest taki wysoki - półelfka wskazała na tancerkę. - Tom mówił, że gospody po parę miedziaków tu będą… - westchnęła. A tak się cieszyła, że znalazła “dużo” srebra na statku…
- Od rana poszukamy tańszej kwatery - odparł Ethan. - Bez wodotrysków.
- Chyba odgrywam swoją postać - zdecydował Mike, z powagą patrząc w oczy półelfki. - I całkiem świetnie się bawię… - dodał i pogładził długą brodę. - Kilka spraw jest tutaj całkiem męczących, zwłaszcza gdy jest się w ciele tego przeklętego niziołka, dlatego chciałem sobie poprawić humor, to wszystko. - Ton głosu wiele nie wyrażał, a wyraz twarzy był mocno zasłonięty zarostem, toteż ciężko było ocenić podejście krasnoluda do tej sprawy.
- A już mi się zaczynałeś podobać… - odparła Amelia z równie poważnym i neutralnym wyrazem twarzy. - Niemniej jednak za teksty o zjadaniu następnym razem możemy wylądować w lochu, więc może daj sobie na wstrzymanie, co? - uśmiechnęła się lekko. - Widzisz, że są tu przewrażliwieni na punkcie obcych; zwłaszcza gdy przybywają z Zatoki Piratów… A jeśli nawet krasnolud zwraca ci uwagę, że zachowujesz się dziwnie… to chyba coś znaczy. - Uch, brzmię jak stara ciotka, pomyślała. Niestety wyglądało na to, że póki co na szali jest ich życie i zdrowie (również psychiczne), więc wolała dmuchać na zimne. Przynajmniej póki nie dowiedzą się więcej na temat ich nieoczekiwanej zamiany miejsc.
- Zapewniam, że Ty spodobałaś mi się od pierwszego wejrzenia, kochana Rodaczko. - odparował krasnolud bez uśmiechu. - Przypuszczam, że masz rację, Amy. Jakieś mało kanoniczne są krasnoludy w tym niegościnnym królestwie. Jak za swoje srebro wynajmiesz mi murzyna z wielkim żółtym liściem do wachlowania to obiecuję, że
będę milczał jak grób. - Mówiąc to, jakby przypomniał sobie o czymś i zaczął majstrować czy paskach pancerza, który pod wpływem owych czynności wyraźnie obluzował się na piersi Michała, który zdjął go przez głowę i z brzdękiem cisnął na podłogę obok siebie. - Czuję się, jakbym przebywał na pustyni w pełnym słońcu i samym środku gorących źródeł jednocześnie…
- A czerwony może być? Jeśli tak jest nad morzem to pomyśl co będzie w głębi lądu… - westchnęła Amelia. - Tak w ogóle to przydałoby się wywiedzieć dokąd pływają stąd statki; może ustalimy skąd przybyliśmy.
- Może się dowiemy czegoś o “Aurorze” - przytaknął Ethan. - A nuż się okaże, ze często tu bywała. A to pewnie nie jest nazwa jakiej pirackiej łajby, bo tamten kapłan pewnie inaczej by zareagował. Ciekawe, ilu krasnoludów było wśród załogi, czy też może trafiłaś na jedynego takiego załoganta.

Amelia
skinęła głową. Na wieczór miała własne plany dotyczące Aurory.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 07-03-2015 o 08:15.
Sayane jest offline  
Stary 07-03-2015, 13:39   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kiedy tancerka skończyła taniec, rozległy się brawa. Między stolikami zaczął biegać zaś niziołek z kapeluszem w rękach.
- Co łaska dla pięknej pani, szlachetni państwo!- wykrzyknął niziołek podchodząc do drużyny.
Ava rozejrzała się po sali, żeby zauważyć ile ludzie ofiarują. Nie chciała być zbyt skąpa ani zbyt hojna, a uznała za stosowne dać to “co łaska”. < miedziaki ale w sporej liczbie>
Amelia się wstrzymała; wolała rozsądnie gospodarować gotówką, której nie mieli w nadmiarze. Ethan, który na tancerkę patrzył najmniej ze wszystkich, poszedł w ślady Amy. Wolał mieć opinię sknery i garść grosza w kieszeni. Natomiast krasnolud z pieniędzy się opłukał i mimo największego udziału w pokazie, jego umysł walczył zawzięcie z “dać czy nie dać miedziaków?”

Rozmowę przerwało wniesienie napojów, a potem obiadu.
- Nie ujmując twej sztuce kulinarnej - Ethan spojrzał na krasnoluda - to jednak to danie jest odrobinę lepsze, niż plażowe kraby.
- Doprawdy? Powinienem przyznać Ci rację czy może ostentacyjnie się obrazić? - zapytał zagadkowo Mike, z rozbawieniem przyglądając się Ethanowi. - Nie bardzo rozumiem do czego zmierzasz… - potem bez zbędnej zwłoki zabrał się za kaczkowe mięsiwo.
- Najpierw spróbuj, a potem przyznaj mi rację - uśmiechnął się Ethan, gdy przełknął kolejny kawałek baraniny.
- Dużo tego - rzekła Amelia skubiąc swoją kaczkę, a wcześniej wypijając od razu pół dzbanka soku, choć wiedziała, że to niezdrowo. Nie miała apetytu na mięso w tym upale… Zapakuje sobie połówkę na później; zwłaszcza że najwyraźniej śniadania nie było w pakiecie.

Głuchy na rady Polki, krasnolud skonsumował cały obiad “Instant”, po czym głośno dał do zrozumienia, że już się najadł, jakże charakterystycznym dla krasnoludów procesie fizjologicznym, podsumowując cały posiłek.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-03-2015, 17:26   #39
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
W nocy.
Pokój dziewczyn

Amelia spała snem sprawiedliwej. Gdy już pojedli i posłuchali muzyki (albo, jak w przypadku reszty pooglądali występy) dziewczyna poszła do pokoju, który miała zająć z Avą i wzięła dłuuugą kąpiel. O tak, tego jej było trzeba - wody i mydła… Przeprała ubrania, rozwiesiła je w pokoju i - ciesząc się, że przy kompletowaniu ekwipunku pomyślała o ubraniu na zmianę - zasiadła na łózku. Doznania Michała i Ethana zachęciły ją do eksperymentów; co prawda nie umiała medytować, ale miała nadzieję, że wyrównanie oddechu i skupienie się na dotychczasowych informacjach uzyskanych od towarzyszy wystarczy by pobudzić pamięć półelfki. Bardzo chciała dowiedzieć się czegoś o ich “obecnym” życiu. Minęła chwila, dwie… i nagle przez głowę Amelii-Lorelai przemknęła seria szybkich wizji: sztorm - pobyt na statku - strach - panika - port - dużo krasnoludów - zakapturzony człowiek - lampka - karczma - obecna drużyna… A potem Amelia momentalnie zasnęła, nie mając nawet czasu by przemyśleć to, co widziała.

Obudziło ją przeciągłe miauczenie.

“Drogi pamiętniczku, pierwszej nocy w faktastycznym świecie i nowej skórze obudził mnie nie złodziej, ani smok, ale kot…”. Amelia zwisła z łóżka, półprzytomnym wzrokiem wpatrując się w drące pyska zwierze.
Na środku pokoju półelfka ujrzała czarnego kota z dużymi oczami.Potem usłyszała głos ( amerykański akcent) w swojej głowie:
-No nareszcie, mogłabyś zbudzić resztę? Mam coś ważnego do przekazania.
- Serio? - wymamrotała, będąc pewną, że śpi. Zresztą - zmieniła się w swoją postać! Co tam gadające koty!
-Nalegam mam bardzo niewiele czasu- Amelia usłyszała ponownie ten sam głos
- Ava, obudź się - Amelia cisnęła w koleżankę poduszka i bez przekonania zwlokła się z łóżka. Z powodu gorąca spała w samej bieliźnie, toteż niechętnie naciągnąwszy na grzbiet wilgotną jeszcze koszulę powlokła się boso do pokoju chłopaków.
Ava wydała z siebie potok niezbyt pochlebnych słów i rozejrzała się po pokoju. Kot? Przerzuciła się na łóżku, tak, że leżała nogami na poduszce.
- Kici, kici - mruknęła czarodziejka, wyciągając rękę do małego futerkowca.
Kot podszedł do Avy i otarł się o jej dłoń.
-Nie jestem prawdziwym kotem, ale sam uwielbiam zwierzęta. Zaplusowałaś u mnie panienko.
- Wstawajcie, gadający kot do nas przyszedł - ziewnęła Amelia wparowując bez pukania i szarpiąc za nogę delikwenta śpiącego najbliżej drzwi. Czuła, że mimo niezwykłości sytuacji zaraz zaśnie na stojąco.
Mrucząc pod nosem niezbyt pochlebne słowa Ethan usiadł na łóżku.
- Skad wziełaś piwo? - spytał.
- Zamknij się i chodź, bo bydle spac mi nie da - Amelia stanowczo nie należała do rannych ptaszków i wszystko co zakłócało jej sen wprawiało ją w paskudny humor. Co prawda czytała gdzieś, że spanie powyżej dziesięciu godzin dziennie skraca życie, ale postanowiła pomartwić się tym w okolicach emerytury. Widząc, że Ethan zaczyna się kompleksowo ubierać dziewczyna zawinęła się do własnego pokoju i rzuciła się na łóżko, nie przejmując przyzwoitością. To mogło potrwać.
Spodnie, buty, koszula. I miecz, na wypadek gdyby kicia miała jakieś głupie pomysły. Mike, nadal w pół-śnie spojrzał na Łucznika.
- Powariowali o tej godzinie… - mruknął, widząc jak towarzysz wychodzi z pokoju. Sam też postanowił wstać, nieczęsto przecież miał sposobność pogadać z kotem, a po za tym nie opuściłby tak ciekawego momentu ich podróży. Dlatego włożył na siebie otrzymany kiedyś od Amy marynarski odzienek, po czym podreptał w ślad za dziewczyną i chłopakiem.
Kane wybudzony ze snu rozglądał się w pół przytomnym wzrokiem dookoła.
- Już - powiedział (całkiem niepotrzebnie) Ethan, wchodząc do pokoju dziewczyn. Amelia znów leżała w łóżku, na wpół drzemiąc.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-03-2015, 18:40   #40
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy cała drużyna zgromadziła się w pokoju, wszyscy usłyszeli głos w swojej głowie

-Witajcie, nazywam się Erlim i jestem magiem, to przeze mnie tutaj trafiliście. Uznałem, że należy wam się parę słów wyjaśnienia. Zacznijmy więc od początku. Od dobrych kilkunastu lat zajmowałem się znalezieniem przejścia do innych światów. Odkrywaniem ich. W waszym świecie nazwalibyście to: hobby. Co ja miałem później rzec… aha, tak. Jak się pewnie domyślicie moja praca i trud zostały wynagrodzone, odkryłem sposób! Podczas pierwszego przejścia natknąłem się na Strażników. Te szlachetne istoty zajmują się pilnowaniem porządku między światami i utrzymują zasadę nieingerencji w ich rozwój. Zaproponowali mi abym dołączył do ich elitarnego grona. W chęcią wyraziłem zgodę, jednak aby tego dokonać musiałem przejść próbę. Otrzymałem zadanie. Musiałem powstrzymać pewnego uczonego z waszego świata. Wynaleziona przez niego maszyna mogłaby posłużyć jako portal między światami. Tak się składa, że, eee, jakby to wytłumaczyć…. Wiem! W międzysferze nasze światy leżą bardzo blisko siebie, najpewniej ludzie z państwa USA trafiliby do naszego świata, w najlepszym razie całkowicie go zmieniając, a w najgorszym całkowicie by go zdezorganizowali. Podzielam zasadę nieingerencji Strażników. Nie mogłem do tego dopuścić. Dostałem czas i informacje, aby przygotować się do bycia jednym z was. Po otrzymaniu szczegółów zadania, z pomocą Strażników, przeniosłem się do współczesnego wam USA. Coś jednak poszło nie tak, zmaterializowałem nad jeziorem, koło jakiegoś chłopaka łowiącego ryby. Teraz już wiem, że ma na imię Tom. Chciałem żeby zasnął i zapomniał o wszystkim, ale czar nie do końca zadziałał jak powinien. W waszym świecie magia najpewniej nie działa jak w naszym. Początkowo o tym nie wiedziałem, konsekwencje poznałem dopiero niedawno. Tym nie mniej, w dzień testów maszyny waszego uczonego, zesłałem potężną burzę i postarałem się by jeden z piorunów zniszczył urządzenie. W pewnym momencie, nagle, przeniosłem się z powrotem do mojego świata - Ethernis, razem z Tomem, jego siostrą i znajomym. Nieco później poczułem, że hen daleko na południowym zachodzie, przeniósł się ze mną ktoś jeszcze… Porozmawiałem z Tomem, powiedział mi o tej waszej grze. Wiedziałem zatem kogo szukać. Uruchomiłem swoje wpływy, a potem z pomocą moich magicznych zdolności, znalazłem was. Chce was przenieść z powrotem do domu, ale potrzebuje waszej pomocy. Aby dokonać przemieszczenia tak wielu istot w idealne miejsce i czas, bez pomocy Strażników, potrzebuje pomocy innych potężnych magów. Mam nadzieje, ze pomożecie mi ją uzyskać. Straciłem dużo mocy, nie mogę tutaj długo przebywać. Pewnie macie dużo pytań, ograniczcie się jednak do tych najważniejszych, potem powiem czego od was oczekuje.

Kane przetarł oczy, potrząsnął głową jakby się jeszcze nie w pełni obudził. Gdyby nie to że reszta też nie spala pomyślał by że zwariował. Kurcze nie dość że gadający kot to jeszcze mag? Ale jazda pomyślał sobie patrząc na równie zdziwione twarze swoich towarzyszy.
- A nie możesz nas po prostu przenieśc na raty? - ziewnęła Amelia, której mózg nie funkcjonował o tej porze zbyt dobrze. - No i czemu bez tych tak zwanych Strażników; nie chcesz się im przyznać, że zawaliłeś? Skoro są tacy potężni to i tak się pewnie zorientowali.
Nie dodała, że w USA, w erze komputerów i wszechobecnych kopii zapasowych odbudowa rzeczonej maszyny nie będzie zapewne żadnym problemem, jeśli tylko ktoś wyłoży odpowiednio dużo pieniędzy. Wizja przeniesionego w te czasy Toma i dwójki obcych osób jakoś jej się nie spodobała.
- Poza tym jeśli przyznasz się innym magom, że istnieją równoległe światy i wiesz jak się w nich poruszać, to czy oni też nie będą chcieli przy nich grzebać? Wpadniesz z deszczu pod rynnę.
-Nie mogę was przenieść “na raty”, żeby wszystko odwrócić, musicie się wszyscy znaleźć w swoim świecie wszyscy, w dodatku w odpowiednim czasie. Myślę, że to zamieszanie z wami stanowi część próby. Jeżeli zostanę strażnikiem, bez problemu powstrzymam nieodpowiednich magów, przed takimi próbami - opowiedział mag.
- Mhm, tak sobie powtarzaj… - mrukneła pod nosem Amelia, sceptyczna wobec obu kwestii.
- Żartujesz sobie z nas? - spytał Ethan. - Nie wiemy nic o tym świecie, a mamy szukać jakichś potężnych magów? Gdzie niby mamy ich znaleźć? I dlaczego niby mieliby uwierzyć w twoją historyjkę?
- Raczej w naszą - ziewnęła półelfka po raz kolejny. Absurdalność rozmowy z kotem w zaden sposob nie zmniejszała jej senności. - Odpoczniesz i znów poczarujesz; tu kot tam kot i zbierzesz ekipe w tydzień
- Magowie już wiedzą, bo ich powiadomiłem. Miałem okazję poznać wszystkich osobiście, można powiedzieć, że w pewnym sensie jesteśmy przyjaciółmi. Dam wam szczegółowe instrukcje gdzie ich szukać.
- A mamy ich szukać, boooo? - Amy nic nie rozumiała. Skoro ich powiadomił to nie mogli sami przyjść?
- To są najczęściej nadworni magowie swoich władców, ich poddani. Uzyskajcie ich zgodę, a magowie będę mogli pomóc. Jest w naszej krainie zwyczaj: Aphasis. Znaczy to mniej więcej: przysługa za przysługę. Jeżeli wyświadczycie im przysługę muszą się zrewanżować jak chcecie
- Czyli tobie nie zgodzili się bezinteresownie pomóc, więc my mamy tam isc i placic za twoje bledy, tak ?
-Każdy, chce zobaczyć taki ewenement jak wy. Zresztą powtarzam, nie musicie się zgadzać. Zapewne skończy się to dla was mniej przyjemnie, ale wasz wybór.
- Ale to ty oblejesz egzamin - zlosliwie zauwazyla Amy. - Nasz powrót leży przede wszystkim w TWOIM interesie - podejrzewała, że jak Strażnicy dowiedzą się co zrobił koci konus to pewnie sami odeślą drużynę, żeby nie zaburzała równowagi. Raczej trudno przegapić dziewięć osób skaczących między światami.
- Skoro ty spaprałeś sprawę i musisz wszystko wyprostować - powiedział Ethan - to w jaki sposób zechcesz nam pomóc? Adresy, nazwiska, kontakty, środki materialne. Ci magowie z pewnością mieszkają daleko stąd. Nikt nas na piękne oczy nigdzie nie zawiezie. A na dodatek jeszcze raczyłeś powiedzieć, że mamy wyświadczać jakieś przysługi... Komu - magom, czy ich władcom? Smoki wytępić? Wielkoludy przegnać?

- Powiem brzydko - coś mi tu śmierdzi i to nawet bardzo. Ściągnąłeś nas tu przez przypadek, a tu nagle tak bezinteresownie chcesz nas odesłać z powrotem. I nic za to nie chcesz? I jeszcze do tego mamy pomagać jakimś innym magom. Przepraszam ja tego nie kupuje. - powiedział lekko zirytowany Kane.
- To wcale nie jest bezinteresowne - rzucił Ethan.
- Jakie bezinteresownie - jak nas nie odeśle to go nie przyjmą do strażników - równocześnie powiedziała Amy.
- No tak, ale co my z tego będziemy mieli, że nas odeśle do domu. A może nam się tu spodoba albo ci cali strażnicy czasu się w końcu połapią i sami nas odeślą bez żadnej łaski, a temu tu nieudacznikowi wypłacą co mu się należy.
- A nie chcesz wrócić do domu? - zdziwił się Ethan. - No i chyba słyszałeś - niedługo zrobi się mniej przyjemnie.
- Czyli co konkretnie? Pokręci nas? Poza tym nie sądzę, żeby magowie odesłali nas za darmo i coś mi mówi, że i im będziemy musieli się wypłacić, nie tylko władcom za to, że dali czaromiotom urlop.
- ErPeGe - uśmiechnął się krzywo Ethan. - On nam zapewne obiecuje, że niedługo nas obrabują, potem zgwałcą, a na końcu spalą.
- Wiesz, w normalnej sesji byśmy się zgodzili, żeby nie psuć MG scenariusza. Ale tu nic nie musimy - prychnęła Amelia, która z oburzenia w końcu rozbudziła się całkowicie.
- No dobra zakładam sens tego, że zrobimy coś dla kogoś po to żeby opłacić bilet powrotny do naszych czasów. A co z czynnikiem ryzyka. Co jak ktoś nas zginie, zostanie otruty lub przypadkiem wpadnie do fosy. To też da się cofnąć, bo coś mi się nie wydaje. - Dodał Kane.
- Dobre - z podziwem kiwnela głową Amelia. - I co z duszami tych tu? - wskazala ich ciala.
- Pytanie odnośnienie dusz jest bardzo dobre. Bo ja tak właściwie potrzebuję waszych dusz nie ciał. Jutro otrzymacie przesyłkę, dostaniecie kamienie dusz, radzę nosić zawsze przy sobie. Odzyskam z niego waszą duszę w razie gdyby ktoś zginął. Pozwólcie, ze dam dowód swoich dobrych intencji. Strażnicy i kapłan wpuścili was do miasta prawda? Gdybym nie użył moich wpływów teraz gniliście by w lochu a nazajutrz by was powiesili pod byle powodem.
- Podobno potrafią wykryć prawdę - odparł Ethan. - Wiedzieliby, że to nie nasza wina.
-Oni nie potrzebowali by waszej winy, idealnie pasujecie pod kozły ofiarne, gdyby lud się burzył i wymagałaby tego sytuacja. Zawsze zwalają winę na szpiegów i dywersantów. Cały czas chodzą na wami, ci ze służb sułtańskich, podłsłuchałem ich i wiedziałem gzie was szukać, niech ta informacja będzie kolejnym dowodem że mam dobre intencje.
- O ile jest prawdziwa - mruknęła Amelia.
- Do niczego was nie chce zmuszać, zrobicie co będzie uważali. Sposób, który przedstawiłem pomoże wam jak najszybciej wrócić do domu. Jeżeli brakuje wam odwagi...cóż trudno. Na koniec przedstawię informacje dotyczące pierwszego zadania. Czy ktoś jeszcze chce o coś zapytać?
- Taaaa... Jedno. Kim są osoby, których ciała nosimy? Powstały z niczego, czy mają jakąś historię, wrogów, przyjaciół, rodzinę? - spytał Ethan.
- Pewnie, że chcę. Powinieneś siedzieć tutaj cały jutrzejszy dzień i odpowiadać na nasze pytania, nicponiu… - skomentował Mike. - Co się stało z naszymi ciałami? Co z naszym życiem na Ziemi?
- Wasze obecne postacie mają taką historię jaką sobie wymyślił Tom albo wy sami. Co do waszych ciał w waszym świecie nie mam pojęcia. Prawdopodobnie zniknęliście, ale jeżeli mi pomożecie nic takiego nie będzie miało miejsca
- To mógbłyś go łaskawie spytać i nam powiedzieć? - spytała kwaśno Amy. Kane miał racje, sprawa śmierdziała na kilometr.
- Nie wie, widzicie go, ekspert, psia mać… W takim razie załatwmy to szybko i wróćmy do domu. Wyczaruj nam z łaski swojej mapę tego świata. - zażądał krasnolud.
- I dorzuć kilka słów o “Aurorze” i jej kapitanie - dodał na koniec Ethan.
Ava ziewnęła przeciągle. Odpowiednia doza snu była dla niej sacrum.
- Przepraszam… - czarodziejka mruknęła półprzytomnie. - Ale… jak to się stało, że to co sobie wymyśliliśmy istnieje naprawdę?
- Czary moja droga. Coś spowodowało, że moje zaklęcia nie zadziałały jak powinny, a to z kolei uruchomiło lawinę nieprzewidzianych zdarzeń - ot cały sekret.

Po chwili głos odezwał się ponownie:

-Będę potrzebował pomocy jednego z was, do pomocy w szczególnie ważnym zadaniu, czy ktoś zgłosi się na ochotnika?

Po tych słowach wystąpił Damien i rzekł:

-Skoro szczególne ważne zadanie, to ja będę najlepszy!

-Widzę, że na niektórych z was można liczyć-odezwał się mag. Tym nie mniej, teraz czas na czas na parę słów podsumowania. Po tym co tu usłyszałem, stwierdzam raczej, że zdecydowana większość z was nie zasłużyła na moją pomoc. Obwiniacie mnie o czyny, na które nie miałem wpływu. Przypisujcie mi złe intencje, a ja uważam, że nie macie żadnych podstaw. Chciałem abyście wzięli sprawy w swoje ręce, lecz wy najwyraźniej wolicie polegać na cudzych. Wyciągnąłem do was pomocną dłoń, nie dlatego, że tak bardzo was potrzebuje, chciałem dać wam szanse na szybszy powrót do domu. Spotkały mnie za to kpiny i szyderstwa.

W tym momencie wszyscy zgromadzeni bohaterowie, poczuli, że nie mogą się ani poruszyć ani odezwać.

-Za swoje zachowanie poniesiecie konsekwencje. Ty krasnoludzie nazwałeś mnie nicponiem, skoro tak twierdzisz będę nim. Przy okazji otrzymasz swoją mapę. Od pół-elfki i ludzkiego wojownika usłyszałem wiele szczególnie ciepłych słów. Od teraz ,zanim coś powiecie, będziecie musieli się zastanowić dwa razy. Dla prawie wszystkich z was ,mam coś specjalnego, jutro po zachodzie słońca, już żadna rozumna istota w całym Ethernis wam nie zaufa, ani nie pomoże. Będziecie dla nich tak samo podejrzani jak ja dla was, a nawet bardziej. Klątwa nie obejmuje waszej czarodziejki, która jako jedyna nie okazała mi niechęci, ani nic ode mnie nie wymagała.

Po tych słowach kot wskoczył Avie na głowę

-Zobaczymy o czym marzysz panienko-oświadczył mag -po czym kontynuował:

-Jesteś więc artystką! Uwielbiam artystów, szczególnie malarzy. Od świtu będziesz miała wszystkie swoje talenty, tak samo jak w swoim prawdziwym ciele. Przybory dla artystów można kupić na wielkim bazarze. Jeżeli ładnie się uśmiechniesz do sprzedawcy, sprzeda Ci wszystko za pół ceny.

Następnie zwrócił się do reszty:

-Na zdjęcie klątw jest tylko jeden sposób. Musicie mi zaufać. Oto co musicie zrobić abym wszystko cofnął: Udacie się mianowicie na Wielki Bazar, a przy drzewie ogłoszeń, zatrudnicie się do ochrony karawan, zarobicie przy okazji trochę pieniędzy. Karawany ruszają tylko w stronę stolicy. Jak tylko dowiem się, że wyruszyliście, odwołam klątwy. Nie próbujcie mnie jednak oszukać. Na miejscu zgłosicie się do poselstwa mojego królestwa. Szukacie go blisko rynku pod znakiem czerwonego i niebieskiego smoka. Hasło to : niebieski świt. Tam zaznajomicie się ze szczegółami pierwszego zadania, które dla was przygotowałem. Nie musicie go jednak podejmować. Chce byście jednak przyjęli zaproszenie sułtana na audiencje, przekonacie się przynajmniej, że od początku was chroniłem. A teraz pora spać. Musicie sobie wiele rzeczy przemyśleć. Waszego elfiego przyjaciela zabieram za sobą. Bywajcie!


Nasi fantastyczni bohaterowie obudzili się następnego dnia, wczesnym rankiem. O dziwo w swoich własnych łóżkach, w wynajętych pokojach. Czyżby to był tylko sen? Przekonajcie się sami.
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 07-03-2015 o 20:41.
Piter1939 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172