|
- Jestem niechętnym sługą Cienia. Ciało, które widzicie przed sobą jest mym więzieniem z krwi i kości. Niegdyś wolna wędrowałam w Pustce między Pieśniami nieobleczona, bezcielesna. Czarny Pan wywołał mnie z Wiecznej Ciemności, mamiąc miodowymi słowy. Obiecał nowe doświadczenia, o których nigdy nie śniłam, w zamian za jedną przysługę, a później mogłabym wrócić do Pustki...
Słowa tajemniczej istoty, która wyłoniła się z ciemności, rozległy się ponownie, kiedy kompania przedstawiła się po kolei.
Lorelei wyprostowała się i przyglądała się Feredrun z wielkim zaciekawieniem i szacunkiem. Jeszcze w życiu nie miała okazji spotkać takiej postaci, więc chciała chłonąć to doświadczenie każdym możliwym sposobem.
Musiała też przyznać, że była nieco onieśmielona i przede wszystkim zaskoczona takim spotkaniem, to też nie bardzo paliła się do gadki. Wolała przysłuchiwać się rozmowie i uraczyć nieznajomą swoim śpiewem.
- I chcesz pani Feredrun, żebyśmy... ci pomogli w tej przysłudze? - odezwała się mikra Hildegarda Oldbuck, pykając swoją fajkę i jak zwykle będąc sobie po prostu Hildegardą Oldbuck.
- Nie. Czarny Pan to zaiste Zwodziciel. Kiedy przyszłam do tego świata i klękłam przed nim, Sauron nałożył mi obręcz na szyję, wiążąc mnie do swej woli i jego sług. Wysłał mnie, abym tropiła jego wrogów, a później szukała Pierścieni Władzy. Słuchałam, niewolna, aby przeciwstawić się jego woli.
Feredrun zamilkła na chwilę, a cisza ta zdawała się ich przenikać na wskroś. Nie było to na szczęście takie nieprzyjemne uczucie, jak w ciemnym lochu pod twierdzą, którą przeczesywali nie tak dawno.
Lorelei oderwała na moment wzrok od tajemniczej służki Saurona i spojrzała po swoich towarzyszach. Wszyscy wyczekiwali dalszej opowieści Feredrun, a w ich oczach odbijał się blask ogniska. To przypomniało elfce, że należałoby trochę dorzucić chrustu do ognia, bo zaczynał przygasać. Tak też zrobiła i kiedy kończyła, Feredrun ponownie się odezwała:
- Wiele lat wypełniałam jego misje i mam dosyć kajdanów ciała. Nie pragnę niczego innego, jak tylko opuścić kręgi tego świata i powrócić skąd przybyłam. Lecz magia zaklęć obręczy Saurona jest wciąż zbyt potężna, abym mogła jej się przeciwstawić w pojedynkę i oto jestem, po tych wszystkich latach, wciąż na łańcuchu kolejnego sługusa Czarnego Pana, który mnie uwięził.
Lorelei poczuła współczucie do tej istoty. Została oszukana przez Pana Cienia, a także niecnie wykorzystana do złych celów. Nie dziwiło więc jej, że Feredrun chciała się od tego uwolnić, by skończyć z niewolniczą pracą dla sługusów Cienia. Jednak trafiła jak z deszczu pod rynnę i wciąż była czyjąś niewolnicą.
- Lecz może nadszedł czas... Mój obecny pan to ten, którego szukacie, Mormog. Czy chcecie go znaleźć i, być może, pokrzyżować mu plany?
Nie możecie zwlekać, bo niektóre z nich wypełniają się. Mogę wam pomóc, lecz tylko wtedy, jeśli obiecacie mnie uwolnić.
- Cóż mogą czterej wędrowcy sami wobec sił znacznie od nich większych? - Thyri pogładził kasztanową bródkę, jednocześnie z uwagą przyglądając się obręczy.
- Obręcz jest zbyt potężna, aby ją złamać, lecz wiem o miejscu szczególnej mądrości, ukryte gdzieś w górach na Zachodzie, gdzie ktoś mieszkający tam wie jak to uczynić. Nawet gdybym znała drogę, nie mogłabym tam wstąpić. Lecz może wy moglibyście, spróbować odnaleźć to miejsce? - zapytała z nadzieją Feredrun.
- Łowczyni Wschodu z orszaku Orome, lecz cóż otrzymamy w zamian? - odezwał się Malborn, do tej pory, tak jak Lorelei, wsłuchujący się w słowa nieznajomej.
- Wiem dokąd Mormog zmierza. Znam część jego planów. Wiem jak pomóc, abyście ominęli straże, ofiarować pomoc, której potrzebować będzie, bo droga będzie niebezpieczna.
- Jak możemy Ci zaufać sługo już nie Pana Lasów, lecz Cienia? - Lorelei w końcu postanowiła dołączyć się do dyskusji, bo mimo odczuwanego współczucia do tej istoty, nie do końca była pewna, czy Feredrun była godna zaufania.
W końcu przez tyle czasu służyła Cieniowi, więc mogła zostać przez niego spaczona i teraz perfidnie ich zwodzić i prowadzić prosto w pułapkę. Mogła też być jednak zdesperowana, poszukując wolności i faktycznie oferując im pomoc. Musieli tylko być pewni tego, w co się pakują.
- Zastanówcie się... Cóż zyskam zwodząc was? Czyż Mormog nie obdarowałby mnie na wieść o waszej obecności? A czyż wy, choć nie ufając mi, nie tropilibyście go dalej? Bo przecież nie zaprzeczycie, że podążacie jego śladem...
Lorelei musiała przyznać jej rację. I zrobiła to, ale tylko w myślach. Jednak pozostali wydawali się nadal nie ufać ich rozmówczyni.
- Lecz nie zaprzeczymy także, że zwodząc nas, można posiać ziarno kłamstwa... a potem czekać na plon. Oto korzyść ze zwodzenia - oznajmił Thyri nieufnie.
Hilly nadal wpatrywała się w kobietę jak w obrazek... jak mała dziewczynka na przepiękną lalkę z annumiśnieńskiej porcelany... W końcu zaciągnęła się nerwowo fajkowym zielem, tak mocno że przyjemny zapach ogarnął całe obozowisko. Odetchnęła. Wzięła oddech i ostrożnie zbliżyła się do Feredrun.
- Ja... - pochyliła głowę i przełknęła ślinę starając się by niepewność nie pobrzmiała fałszem w jej szczerych słowach - ja przysięgam, że będę szukać tego miejsca, o którym mówisz i sposobu by zwrócić Ci wolność, pani Feredrun. Ale nie teraz. Teraz, w tym momencie zbaczając ze szlaku... narazilibyśmy bardzo ważne zadanie i zaufanie pewnej bardzo ważnej dla nas osoby. Wówczas wiele innych istnień mogłoby popaść w niewolę.. Cień byłby silniejszy i tym trudniej byłoby mu odebrać coś co zawłaszczył. Pomóż nam więc najpierw pokrzyżować plany tego Mormoga, pani Feredrun. A potem my zrobimy co w naszej mocy by pomóc Tobie.
Malborn odchrząknął, jakby ostrzegając, że zamierza ponownie włączyć się do rozmowy.
- Jako uczony i jako Dunedain nadaję się najlepiej do poszukiwania kogoś z wiedzą i mocą zdolną pomóc ci, Feredrun - powiedział spokojnie i dumnie. Kołysanka
Lorelei uśmiechnęła się delikatnie pod nosem na te słowa, po czym spojrzała w wesoło tańczący płomień ogniska i wsłuchała się w trzask palonych patyków.
Po chwili zaczęła cicho nucić jakąś melodię, która wkrótce przerodziła się w przyjemną dla ucha pieśń, która wydawała się być elficką kołysanką. I o ile słowa ciężko było zrozumieć komuś, kto nie znał elfickiego języka, o tyle melodia i sam wydźwięk piosenki były wystarczająco miłe i kojące, by nie narzekać.
Tak samo jak panna Hilly, tak i Lorelei chciała pomóc Feredrun. Czuła, że tak już wystarczająco wycierpiała i mimo swojego związania z Cieniem zasługiwała na ratunek.
Kojącą pieśnią elfka chciała dać do zrozumienia, że również jest gotowa udzielić pomocy w zamian za informacje o Mormogu, i że zobowiązuje się do zrewanżowania za tę przysługę.
|