Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-01-2017, 14:37   #81
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ahab został sam przy stoliku. No może nie sam, bo jeszcze został Kot. Spojrzał więc na zwierzę, jakby liczył że, to przemówi do niego ludzkim głosem. Nie miał zbyt wielkich nadziei że, to się stanie. Patrzył jak Arya kieruje się do baru. Zastanawiał się co by było, gdyby tak tego nie jebnąć w pizdu i założyć gdzieś dom i rodzinę. Niby nie mógł. Obowiązek i takie tam pierdoły, ale gdy ruszał w “świat” nie przewidział że, spotka ją na swojej drodze. Ogień, który go z każdym dniem pochłaniał. Gdzieś w głębi duszy wiedział że, jeśli odjedzie i nie podąży do tego gaju nic już nie będzie jak kiedyś. Powinność, którą przyjął na siebie powodowała że, miał zobowiązania. Nie wobec tych ludzi, ale tego kim był i co uczynił. A tylko dobro mogło wymazać zło i krew, którą miał na rękach.
Nalał sobie kawy z dzbanka i napił się. Wyjął cygaro i zapalił. A potem zamknął na chwilę oczy.

Arya poprosiła o dwa kieliszki tequilli, po czym jeden po drugim wychyliła ich zawartość. Malcolm nieco rozszerzył oczy zdziwienia, ale posłusznie nalał kobiecie drugą kolejkę. Tym razem jednak zaniosła kieliszki do stolika, jeden stawiając przed Ahabem.

- Nigdy nie byłam dobra w toastach, dlatego wypijmy za to... byśmy znów mogli się napić. Razem. - powiedziała po prostu, po czym zwróciła się do kota:
- Nie, ty jesteś za młody.

Powrót Iskry wyrwał Ahaba z rozmyślań. Spojrzał na kieliszki i wziął jeden. Podniósł do góry:

- Za to z chęcią się napiję - wychylił szybkim ruchem do dna. Gdy Arya zrobiła to samo dał znać Malcolmowi by nalał im po jeszcze jednej kolejce.
Kilku bywalców aż obejrzało się, gdy zobaczyli jakie tempo narzucono ledwie kilka stolików dalej. Malcolm podniósł brew, ale nie skomentował tego i uczynił kolejne dwa kieliszki. Dał im także trochę soli. Trunek czynił swoją robotę. Wywoływał impuls możliwy do poczucia na każdym skrawku ciała. Przez kilka chwil życie zdawało się trochę bardziej znośne.
Ahab przyjrzał się nalanym kieliszkom. Nigdy nie był dobry w toastach, ani w przemówieniach. Podniósł jeden z kieliszków do góry:

- Za co wypijemy teraz? - zapytał.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 23-01-2017, 21:53   #82
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nie mógł chyba wybrać gorszej osoby niż skryta Tarocistka. Ta jednak była już na tylko wstawiona, by powiedzieć:

- Nie pierdol,tylko pij. - i wychyliła swój kieliszek.

Za jej przykładem Ahab też wychylił szybkim haustem swój, a potem spojrzał towarzyszce prosto w oczy:

- Powiedziałaś, że udasz się wszędzie tam gdzie ja. A co jeśli zechcę gdzieś osiąść na stałe. Zostaniesz przy moim boku? - zapytał pykając sobie dalej cygaro.
- Oczywiście. - odparła, podpierając policzek ręką i patrząc z ukosa na Strzelca. - Jednak karty nie przepowiadają ci spokojnego życia. Jeśli nawet gdzieś osiądziesz i spróbujesz sam siebie oszukać, że jesteś farmerem czy tam postrzygaczem owiec, Przeznaczenie cię dogoni... i ty o tym wiesz. - uśmiechnęła się półgębkiem niby wesoło, a jednak była w tym wyrazie mimiki też gorycz.
- Może masz rację i być może nie będzie mi żyć w spokoju - rzekł nie ukrywając bólu w swoich słowach - ale oszukać przeznaczenie to dopiero byłoby coś. Domek, pies i rodzina. Brzmi fajnie i tak nierealnie że, aż chce się spróbować - rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy.

Arya pokręciła tylko głową, odwracając wzrok i patrząc w okno.
- I kot. - mruknęła pod nosem - Jeszcze Kot.
- Nawet dwa
- zaproponował - jeśli chcesz, ale jeden musi być rudy.

Zaśmiał się cicho, uśmiechając szeroko.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 25-01-2017, 13:27   #83
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Zemsta powoli przekrzywiła głowę to w prawo, to w lewo w poszukiwaniu Kuzynostwa lub Kochanka. Jednak ani Demonów, ani Szaleństwa nie było widać w okolicy… co oczywiście nie to oznaczało, że odeszli na długo.
- Szukam go. - Zemsta rzuciła w stronę statuy, zupełnie jakby jej krucjata była zestrojona z całym wszechświatem i każdy, śmiertelny czy nie, musiał doskonale wiedzieć kogo szuka Zemsta.
Cóż… przecież wszystko było z nią zestrojone, nieprawdaż?
Postać z mieczem w dłoni powoli obróciła się w jej kierunku. Zza materiału pokrytego szarym pyłem wyjrzało tonące w ropie oko.
- Tak, tak! - wykrzyczała sylwetka głębokim basem - Szukasz krwi. Masz takie prawo. Lecz tu go nie ma, nie!
Zemsta ściągnęła do siebie lejce, zmuszając wierzchowca by zawrócił.
- Gdzie? - rzuciła za siebie.
- Mój brat chciał powiedzieć, że w Domu Śniących nie ma miejsca dla śmiertelnych - powiedziała postać z lampą; ta miała przyjemny, dźwięczny głos - Naszym obowiązkiem było go wypuścić z powrotem. Nie wiemy gdzie się udał.
- Zostawcie dla niego uchylone drzwi… -
poradziła Zemsta nie odwracając już jednak głowy, kobieta popędzała wierzchowca na przód. Wszak La Monde będzie śmiertelny już bardzo krótko, a potem będzie martwy. Zemstę osobiście nie interesowało gdzie zamierza się on wtedy udawać, jeśli chce zwiedzać Pustkę? Cóż… wtedy może się zająć choćby tym. Kiedy tak o tym myślała, Zemsta poczuła nagle, że Kochanek siedzi tuż za nią, jego gorący oddech parzył jej kark, jego dłonie krążyły po jej brzuchu, posuwały się to wyżej, to niżej. Szaleństwo pieściło Zemstę.
Kobieta zaczęła się śmiać. Jeszcze nim ów dźwięk dobrze nie rozbrzmiał, ozwała się trzecia osoba.
- Zaczeka!
Ta brzmiała najbardziej osobliwe. Jej ton przypominał syczenie i kojarzył się z czymś oślizgłym.
Brat z mieczem oburzył się.
- Co robisz! Nie możemy radzić! Śmiertelnik. Nie dla niego naszego słowa!
Siostra dzierżąca lampę kiwnęła głową.
- W tym odosobnionym przypadku muszę się zgodzić z naszym nadpobudliwym rodzeństwem, Kluczniku. Chyba nie muszę ci przypominać, że nie powinniśmy interweniować…
Lecz domniemany Klucznik ignorował ich słowa. Zakapturzona postać sunęła w kierunku Zemsty. Zdawało się, że zamiast stawiać kroki, lewituje nad ziemią.
- Obydwoje nie rozumieją - kontynuowała - Rzadki śmiertelnik posiada więcej niż jedno imię. Tedy pomóc można. Drogę wskazać.
- Oszalał! Głupiec! -
oburzał się jeszcze Wojownik, lecz został zignorowany.
- Ruszy do miasta dzikiej gwiazdy. Tam go znajdzie - powiedział Klucznik, po czym wrócił na miejsce.
Cała trójka znów zastygła.
Zemsta przejechała palcem po brzegu ronda swojego kapelusza i kiwnęła Klucznikowi głową. Przymknęła powieki, tylko na chwilę. Jednak kuzynostwo Demonów zbiegło się momentalnie. Zemsta uderzyła więc ostrogami i pognała.
Ku miastu.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 25-01-2017, 14:49   #84
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Para zasuszonych staruszków obsiadła skrzypiącą werandę niczym dwa leniwe gzy. Dziś mieli jedną z nielicznych przerw od trudnej pracy w stolarni. W długim skupieniu, które potrafiło trwać całymi godzinami, poruszali się na bujanych krzesłach. Przód, tył i z powrotem. Jeden z nich wyjął fajkę, nabił ją tytoniem i machnął ręką w bliżej niesprecyzowanym kierunku.
- Mówię ci Philippe. Widziałem ich, tak jak teraz ciebie.
- Powiadasz ty czy robi to brandy w twojej krwi?

Towarzysz wspólnej próżności skrzywił w oburzeniu.
- Nie okłamałbym cię, przecież wiesz.
- Mówię tylko, że w zeszłym tygodniu widziałeś za miastem tego księżycowego cudaka.
- To się nazywa magus.
- I później się okazało, że to stary Bill znów we śnie chodził.
- Każdy może się pomylić. Ale ty mi tu nie mędrkuj. Słuchaj. Była ich dwójka. Facet strzelał szybciej, niż mógłbyś mrugnąć.

Philliphe teatralnie zatrzepotał powiekami.
- Nie wierzę.
- Jak chcesz. Druga była kobita. Tarota znała. Kiedyś jak żyłem na zachodzie, to widziałem takiego czarownika. Oni mają w oczach coś takiego… jakby tam w środku demon siedział. Mówię ci, mało się nie posrałem ze strachu.

Zamilkli. Takie rewelacje potrzebowały przetrawienia niezmąconego żadnym słowem. Sędziwe głowy parokrotnie kiwnęły na pozdrawiających je przechodniów. Te gesty wiele dla nich znaczyły. W dzisiejszych czasach nie pozostało wiele szacunku dla starszych.
Słaby wzrok sprawił, że z początku ignorowali parę dodatkowych postaci na końcu alei. Im bardziej tamci się jednak przybliżali, tym większe było ich zdumienie. Niech niebiosa będą litościwe. To był nikt inny, jak dopiero co wspominana dwójka. Szli lekko chybotliwie, na ustach mieli mimowolne uśmieszki, którymi alkohol obdarzał swych usługobiorców po kilku głębszych.
Seniorzy wstrzymali oddech, póki obcy nie zniknęli im z oczu. Dopiero potem pozwolili sobie na głębokie westchnięcie.
- Jesteś pewny, że to nie brandy?

Zgodnie z planem, najpierw udali się do sklepu, gdyż ich wyposażenie było co najmniej skromne. Cel wędrówki mieścił się w kwadratowym budynku zbitym z luźnych desek. Wiele z nich przeżarło robactwo. Kilka zwyczajnie odpadło i zostało zastąpione stalowymi belkami powieszonymi wzdłuż ściany.
Weszli po małych schodkach. Sklep składał się z jednego pomieszczenia. Obok widzieli łazienkę oraz schody na górę. Miejsce dla klientów oddzielał podłużny stół, na którym piętrzyły się dokumenty archiwizujące sprzedaż. Wszędzie wokół stały drewniane podesty z właściwym towarem. Chleb, buty, lampy naftowe, liny, tytoń, skórzane torby czy lornetki. Rzeczy te nie były najlepszej jakości, ale od biedy dało się w coś zaopatrzyć. Brakowało jedynie broni.
Gospodarzem był okutany w workowate ubranie, ryży mężczyzna z chustą na twarzy. Zdawało się, że jego odzież posiadała minimum kilkanaście kieszeni. Na klapie nosił emblemat czerwonego wozu. Symbol kompanii handlowej.


To wystarczyło za wszelkie tłumaczenia. Handel na terenie marchii był bardzo utrudniony. Jeśli nie posiadało się małej armii, to przedarcie się z jednego miasta do drugiego graniczyło z cudem. Czasem jednak na pustkowiach podróżowały małe grupki ludzi, którzy zatrzymywali się w umówionych miejscach. Nie każdy te lokacje znał i tylko nieliczni mogli bezkarnie do nich podejść z prośbą o wymianę dóbr. Mało kto z resztą miał na to ochotę. To byli parszywi ludzie, często niosący krew na rękach. Prócz standardowego oprzyrządowania posiadali ampułki, których zawartość mogła w kilka chwil zesłać na człowieka szaleństwo. Czasem towarzyszyły im również małe, przykryte gałganami klatki, z których dobywało się żałosne kwilenie.
Ludzie z kompanii handlowej był półformalną organizacją kupców, którzy zdobyli zaufanie tychże karawan. Każde miasto chciało mieć kogoś takiego, kto w imieniu społeczności szedł do opuszczonej oazy lub innego, charakterystycznego punktu. Zasady spotkań były restrykcyjne. Żadnych pytań ani nerwowych ruchów. Krótka wymiana zdań. Co trzeba, jakie fanty na opych. Potem wszyscy szli w swoją stronę, nigdy nie poznając nawet swoich imion.
Rudy niespokojnie kręcił się na krześle. Nogi wyłożył na stole. Na każdej z jego podeszew wycięte było kozikiem jedno słowo. Układały się w krótki przekaz:

- Coś już wam wpadło w oko? - zapytał.
 
Caleb jest offline  
Stary 25-01-2017, 14:56   #85
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Arya zmierzyła gościa wzrokiem. To był ten typ, z którym wolała nie mieć nic wspólnego. Spuściła więc wzrok, udając potulną kobiecinę. Jednocześnie dźgnęła Rewolwerowca palcem w kręgosłup, aby wiedział, że tym razem nie ma zamiaru czarować rozmówcy i jest zdany na własną gadkę.

- Potrzebuję dwa bukłaki z wodą, 20 metrów liny, pięć porcji suchego prowiantu - zaczął wypowiadać to co wcześniej sobie przygotował w swojej liście

Handlarz odliczał coś w po cichu. Wreszcie podniósł oczy na przybyszów.
- To będzie w sumie jedenaście dolarów.

- Leki. Macie coś na stanie? - zapytał.

- Pytajcie tej gówniary z apteki - rzucił, stawiając przed sobą wspomniane towary.

- Tytoń jeszcze by się przydał - dodał - Ile za wszystko ?

- Czekaj… - sprzedawca sięgnął gdzieś za siebie i podał mu silnie wonną paczkę - Nie wiem co zwykle palisz, człowieku. Dupy nie urywa, ale chwilowo brakuje mi lepszych trocin. Za dwa dolce jest twoje.

Ahab wyjął gotówkę i położył na blacie. Tytoń schował do kieszeni płaszcza, a resztę towaru wziął w rękę.
- Miło było - rzekł na do widzenia. Spojrzał jeszcze na Arye czy ona czegoś nie potrzebuje.

Kobieta jednak była już obok niego, gotowa do wyjścia. Najwyraźniej nie podobało jej się w tym miejscu.
Mając wszystko co potrzebowali Ahab skierował się do apteki. Nie miał pojęcia jeszcze gdzie podąży, ale lepiej mieć niż potem żałować że się nie ma.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 25-01-2017, 19:21   #86
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Następny cel mieścił się w pochylonej chacie, której izba przypominała norę zwierzęca znoszącego wszystko o dość silnej woni. Pęki ziół, zasuszone kwiaty, przyprawy - otaczały wchodzących do środka przybyszy, atakując ich nozdrza. Dla Ahaba zapewne był to bliżej niesprecyzowany zapach, lecz Iskrze niósł on wspomnienia nauk u Helli. Kobiecina nawet z parzenia herbaty potrafiła uczynić sztukę.
Młoda, blisko dwudziestoletnia dziewczyna w białej bluzeczce krzątała się pośród wywieszonych u sufitu roślin. Posiadała wcale przystojną twarz i długie, proste włosy o kolorze gęstej smoły.


Kiedy jej uwaga skupiła się na tarocistce, zdusiła krzyk i skoczyła nagle za parawan.
- Wiedźma! - pisnęła stamtąd.
Niewiasta lekko wychyliła głowę zza osłony. Jej trzęsący się palec wymierzył Iskrę w akcie histerycznego oskarżenia.
- Słyszałam o tobie. Proszę, nie rób mi krzywdy!
 
Caleb jest offline  
Stary 26-01-2017, 07:52   #87
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Arya przywykła do takich reakcji. Ba, przywykła do tego, że rzucano w nią kamieniami zanim jeszcze zaczęto mówić. Zrobiła więc znudzoną minę i rozejrzała się po chatce.

- Jeśli nie dasz mi powodu, nie skrzywdzę cię.
- powiedziała beznamiętnie, nawet nie patrząc na gospodynię. Po chwili zaś dodała - Twoje zachowanie teraz jest co najmniej niemiłe. Czy tak traktujesz wszystkich klientów?

Ahab prawie zaczął się śmiać, a i korciło go by dodać “a teraz zamienimy Cię w żabę” ale powstrzymał się. Zasłonił tylko lekko ręką usta by nie dać po sobie poznać że, sytuacja go bawi. Wzrokiem zaczął po prostu biegać po półkach szukając czegoś co mogłoby mu się przydać.

Rozpoznał jakieś środki dezynfekujące, bandaże jak też glicerynę. Większość ziół jednakże niewiele mu mówiła. W przeciwieństwie do Iskry, która w podobnej tematyce odnajdywała się o wiele skuteczniej. Dostrzegła już aloes, gorczycę, dojrzewający jałowiec, estragon. Jednocześnie mogła odnieść wrażenie, że tutejsza zielarka jeszcze się uczy. Na przykład wywar z owoców anyżu stosowano na problemy trawienne. Tutaj przypominał gęstą zupę, był zbyt skoncentrowany i mógł podrażnić żołądek. W innym miejscu dostrzegła korzeń łopianu. Powinno się go użyć póki jest świeży oraz mięsisty. Dziewczyna niepotrzebnie próbowała go zasuszyć nad małym paleniskiem.

Ona natomiast trochę się uspokoiła, lecz ani myślała opuszczać przegrody, którą naiwnie uznawała za gwarant bezpieczeństwa.

- Niemiła? Po prostu jestem ostrożna. Powiadają że tarocista w głowie mąci, klątwy zsyła. Skąd mam wiedzieć, że nie robisz tego właśnie teraz?
- Niby strachliwa, a jednak wygadana
. - uśmiechnęła się półgębkiem Iskra, po czym spoważniała. - Masz złe proporcje w zupie, chyba że chcesz kogoś usadzić na tronie na cały dzień. Dodaj jeden, nie, dwa kubki wody i gotuj jeszcze chwilę. Co do zamówień. Potrzebujemy standardowe wyposażenie na wyprawę: bandaże, ligninę, spirytus do odkażania, aloes lub rumianek, mieszankę z dziegcia na oparzenia, a jak nie masz to coś zastępczego.

Dziewczyna było zdziwiona. Nie spodziewała się, że domniemana czarownica zacznie udzielać jej rad. Najwyraźniej dotarło do niej, że przynajmniej na chwilę obecną nikt nie zamieni jej ciała w miękką papkę. Szybko uwinęła się wśród swoich pakunków i podała rzeczy o które prosiła Arya. Wciąż trzęsącym się głosem rzekła do niej:

- T-to będzie si-siedem dolarów.
- Czyli jesteśmy kwita
. - powiedziała Iskra, odbierając pakunek, a gdy dziewczyna spojrzała na nią zdziwiona, dodała - Tyle samo kosztuje u mnie odczynienie zaklęcia przemiany w żabę.

Po tych słowach odwróciła się ku wyjściu. Jej twarz była zupełnie poważna, lecz znający ją Ahab mógł dostrzec psotne chochliki, przyczajone w zielonych jak trawa oczach.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-01-2017, 10:17   #88
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ahab próbował zachowywać powagę przez cały czas, ale gdy wyszli zaczął się śmiać. Nie wytrzymał już. Łza poleciała mu z oka po policzku. Spojrzał się na Iskrę i rzekł, a właściwie wybełkotał bo ciągle się śmiał:
- Zabiłaś mi dzień mała - a potem bez słowa objął ją, przyciągnął do siebie i pocałował w policzek.
- Dobra, czas iść do Selmy. Miała czas by przemyśleć moją propozycję. Jeśli nie wykaże chęci spadamy stąd - zadecydował. To miasto było dziwne.

Tym razem to oni odwiedzili Selmę. Zapowiadało się na kolejną rozmowę i nic dziwnego, że chcieli wreszcie poznać konkrety. Kobieta znajdowała się tuż przed meteorytem. Obok niej stała grupka zwiadowców: gibkich postaci w ciasnych kubrakach z owiniętymi przez szmatki głowami. Według tego co słyszeli, Selma wysyłała ich w określone miejsca wokół miasta, które to mieli patrolować, zaś wieczorem zdać jej raport.

Kiedy ujrzała znajomą dwójkę, odprawiła swoich. Podeszła do Iskry i Ahaba. Z jej uprzedniej konfuzji nie pozostał nawet ślad. Znów była surową kobietą o gniewnym spojrzeniu.
- Myślałam nad waszą propozycją. Wygląda na to, że będę musiała zweryfikować swój osąd. Żaden z moich ludzi nie chce ruszyć do gaju. To nawet nie kwestia dyscypliny, a statystyki. Ludzie na ogół stamtąd nie wracają. Ale. Nawet biorąc pod uwagę tę niefortunną sytuację w stajni… nie podoba mi się wasza działalność w moim mieście. Możemy sobie wzajemnie pomóc, ale nie zostaniemy przyjaciółmi. Wiedzcie jednak, że dotrzymuję słowa i zostaniecie wynagrodzeni.

- Oby tylko twoi ludzie tym razem uszanowali twoje słowa. - zauważyła cicho Tarocistka, spoglądając na Rewolwerowca. Arya zazwyczaj nie była złośliwa, jednak pani szeryf wyraźnie nie budziła jej sympatii.
Kiwnięcie głową. Tylko to otrzymała szeryf od Rewolwerowca. Lekkie uderzenie w kapelusz palcami, i Ahab mrugnął okiem do Iskry że, czas się zbierać. Gaj. Brzmiało sielsko i rajsko, ale miał przeczucie że, nikt go jabłkiem nie przywita. Gdy szli oboje w kierunku swoich wierzchowców:

- No to gaj. Los zdecydował o tym, czy my sami ? - zapytał Iskry ciekawy jej zdania.

- Wolę myśleć, że to Los... niż że jestem szalona. - odparła, podążając za mężczyzną. Jej wzrok niby to przypadkiem omiótł jeszcze na odchodne Selmę i jej ludzi. Nie było w nim groźby, lecz sam fakt, że Tarocistka patrzyła wprost na człowieka często wystarczał, by ten poczuł się nieswojo.

- Jeśli nie my, to Bóg musi być szalony - “skoro postawił nas na swojej drodze” ale tego nie powiedział głośno.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 30-01-2017, 20:27   #89
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Na pustkowiach było niewiele lasów. Gdyby znaleźć dość umiejętnego kartografa i poprosić go o przynajmniej zbliżony zarys marchii, człowiek ujrzałby samotne wysepki zieleni na pustynnym bezkresie. Gorący klimat skutecznie hamował wzrastanie roślinności. Chimeryczne parodie drzew prowadziły nierówną walkę z otoczeniem, które skąpiło nawet kropli wody.
Gaj na południe od Wildstar odbiegał od podobnego schematu. W momencie jak dwójka wyjechała na pobliską diunę, Arya oraz Ahab ponownie ujrzeli formację drzew, które kończyły się ponad milę dalej. Nie wiedzieli w jaki sposób coś podobnego mogło tu wyrosnąć. Na tej ziemi, stale zalewanej bezlitosnym żarem.
Iskrę, tak czułą na wszelkie emanacje, od razu przeszedł dreszcz. Nie potrzebowała podobnych potwierdzeń od organizmu, aby wyczuć fałszywe nuty w szumie niesionym przez korony drzew. Wystarczył jeden rzut oka między osobliwie wykrzywione pnie, żeby odeszły wszelkie chęci na spacer w lesie.


Gałęzie chciwie splotły się wzajem nad wstępującymi do gaju. Można było odnieść wrażenie, że dzień wnet ustąpił nocy. Mrok położył cień na całej okolicy, jakie teraz utraciło połowę swoich barw. Kopyta wierzchowców sunęły w nisko zawieszonej mgle, rozpościerającej się wśród dywanu paproci.
Najgorsza była jednak cisza, która pojawiła się jak tylko wjechali do środka. Choćby na pustyni dało się czasem usłyszeć wołanie kojota lub świszczący wiatr. Tutaj nawet wyścielające podszycie liście odmawiały zabrania jakiegokolwiek głosu. Jeźdźców dochodził jedynie miarowy kłus koni oraz własne oddechy.
Nic. Żadnych trupów, dziwnych śladów, ani czegoś co dałoby się zbadać. Tylko lekkie wzniesienia i parę zapomnianych traktów. Prócz osobliwej otoczki, las nie zdawał się szykować pełzającego w mrokach zagrożenia.
Co innego jednak przyciągnęło uwagę dwójki. Choć wciąż posuwali się konsekwentnie do przodu, oboje odnieśli z czasem wrażenie że wracają do znajomych miejsc. Ten omszały głaz już gdzieś widzieli, przewrócony konar był dziwnie znajomy. Po trzecim kwadransie mieli już co do tego pewność. Jakiej odnogi by nie obrali, krajobraz wokół nich zapętlał się.



Miasto wyłoniło się zza wydmy, gdy sądziła że już na dobre pogubiła trasę. Jechała dzień i noc, konsekwentnie zbliżając się do swego celu. I o to stał on przed nią. Z daleka każde miasteczko wyglądało tak samo. Dopiero gdy człowiek je odwiedził, poznał jego mieszkańców i mroczne sekrety, szybko okazywało się miejscem pełnym ludzkiego brudu i niskich instynktów. Była młoda, ale dość lat spędziła na parszywym świecie, aby sądzić że tym razem miało być inaczej.
Jeszcze gdy mijała upstrzony czerwonymi pyłem kanion, zauważyła coś dziwnego. Wśród kamiennych formacji stała jakaś sylwetka. Mężczyzna obserwował ją z ukrycia, choć nie żeby dbał specjalnie o dyskrecję. Poświęciła mu jedynie przelotne spojrzenie. Nie dało się prędko zapomnieć twarzy nieznajomego. Spalona, po części dosłownie przypominająca dziecięcą karykaturę. Głupotą byłoby jednak podjeżdżać do każdego świra na pustkowiach. Dość spotkała już bełkoczących, pozbawionych rozumu podróżników i wiedziała jak potrafili być groźni.
Kiedy wjechała do miasta, od razu poczuła wiele ciężkich spojrzeń osiadających na jej sylwetce. Ludzie wyglądali na brudnych i wygłodzonych. Nic dziwnego, że kolejny przybysz wydawał im się niewiele więcej, jak potencjalnym zagrożeniem. Z pewnością też przykuwała uwagę na inny sposób.
Zemsta zwężyła oczy niczym drapieżnik, lustrujący najbliższą okolicę. Postać w czerni z długimi, spływającymi po ramieniu włosami przywodziła konkretne skojarzenie. Zdawała się być aniołem zagłady, który ubrał ostrogi i ruszył z sobie znanych powodów wśród śmiertelnych.
A motywacja ta tkwiła przed nią równie jasno, co wypalające oczy słońce. Charles La Modne. Gdzieś tu był.
Może za zakrętem.
Albo chlał swoje ostatnie w życiu piwo.
Siedział w cieniu z nożem w dłoni?
Cokolwiek to było, nie mógł ukryć się dość dobrze. Nie przed nią.

 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 03-02-2017 o 11:03.
Caleb jest offline  
Stary 04-02-2017, 22:57   #90
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Czarnym sercem tych wszystkich upadłych miast był zawsze Saloon. Poruszając się ulicą, jak po żyle, Zemsta dotarła do niego bez problemów. Zatrzymała się przed budynkiem i powoli zeskoczyła z konia.
Rozmowy wnet się urwały. Pobrzękiwały tylko szklanice, choć większość znieruchomiała w połowie kolejnego toastu. Kilku śmierdzących roboli spoglądało na Zemstę, nie kryjąc urazy że ktoś zakłóca ich święte prawo do zatruwania organizmu.
Poświęciła uwagę każdemu z nich. Żaden nie był tym, którego poszukiwała.
Barman. Starszy, przygarbiony ciężarem lat człowiek. Stereotypowy pracownik takiego miejsca. Po jego oczach widać było zmęczenie, a jednak na widok Zemsty ożywił się i stał czujny. Mądrze.
Zemsta powoli przemaszerowała przez środek lokalu kierując się wprost na szynk. Przysunęła sobie butem taboret i machnęła barmanowi by nalał jej drinka.
Uniwersalny gest został wnet pojęty przez mężczyznę. Nalał lokalnej berbeluchy do kieliszka i przysunął kobiecie. Jego mina świadczyła o pewnej obawie wymieszanej z zaciekawieniem. Sam jednak milczał.
Zemsta chwyciła w okrytą rękawicą dłoń szkło i uniosła na wysokość oczu. Oparła łokieć o ladę i leniwie bełtala ciecz okrężnym ruchem nadgarstka. Kobieta spojrzała na barmana poprzez szklankę.
- Le Monde, gdzie jest?
Tamten aż się zakrztusił i wybałuszył oczy. Znalazłszy pod ladą szmatkę, drżącą ręką przetarł nią usta.
- Wybacz przybyszu. Ale mało kto wypowiada tutaj to nazwisko. Dlaczego go szukasz? - spojrzał na wyraz twarzy Zemsty i dodał - Jeśli mogę wiedzieć.
- Mamy coś… - Zemsta wciąż bawiła się szklanką - co on musi mieć. Im więcej czasu mija, tym jaśniejsze dla niego staje się, że tylko my możemy mu to dać. Bez tego, bez nas, może tak tułać się do końca świata.
Starszy człowiek chyba nie nawykł do podobnej elokwencji. Podrapał się po głowie, chwilę analizując zasłyszane słowa.
- Ciesz się, że trafiłaś na mnie. Czy powinienem rzecz, trafiliście? - próbował wyłapać jej tok myślenia - Ktoś inny mógłby przez samo to pytanie mocno się zdenerwować.
- Na przykład ja - od stołu dźwignął się nabity jegomość.
Dotychczas kontemplował w spokoju swoje piwo. Kiedy jednak usłyszał o La Modne, mocno się wyprostował. Wręcz najeżył całe ciało jak zwierzę. Tatuaże mustangów na jego ramionach lekko teraz zadrżały.
Jednocześnie mężczyzna nie miał aparycji typowo karczemnego zabijaki. Coś w jego sposobie bycia sugerowało przynajmniej pośredni spryt. Nosił bryczesy, wypłowiałą koszulkę i filcowy kapelusz.
- Malcolm, znasz zasady. O pewnym rzeczach się zwyczajnie milczy. Jakbyś już wcześniej nie naruchał sobie kłopotów - mówił do barmana, po czym spojrzał na gościa - A ty się piękna nie interesuj, tylko wypierdalaj.
Oczy które nie mrugały, przeniosły swoją uwagę na gadułę. Zemsta uśmiechnęła się promiennie, Kochanek pieścił jej kark.
- Le Monde, gdzie jest?
Facet zamrugał nerwowo. Dotychczas podobne deklaracje z jego strony kończyły dyskusję. Lecz przed nim nie siedział zwykły przybysz, o czym jeszcze brakowało mu pojęcia.
Zemsta poczuła jak włochata ręka zakleszcza się na jej karku i nie był to dotyk Kochanka. Druga łapa chwyciła ją za dłoń, w której tkwiła porcja bimbru, aby przyszpilić ją do lady.
- Nie twój zasrany interes - usłyszała wreszcie odpowiedź, która zapewne nie syciła jej ciekawości - Teraz wstaniesz i posłusznie wypieprzysz stąd w podskokach. Liczę do trzech. Potem łamię ci rękę. A wierz mi. To dopiero początek rzeczy, które ci zrobię.
Poprawił uchwyt, głośno sapnął.
- Raz.
Kilku bywalców zabrało swoje rzeczy i wyszło z lokalu. Malcolm wstrzymał oddech.
- Dwa.
Nie wytrzymała, Kochanek pieścił ją zbyt intensywnie, Zemsta roześmiała się, stłumionym nieco głosem z racji łapska na swoim karku.
- Wybacz… - spojrzała mężczyźnie w oczy, po czym jej lewa, nieskrępowana dłoń chwyciła siostrę. Zemsta przyłożyła walkera do potylicy stojącego przed nią mężczyzny. Pociągnęła za spust. Kula wyszła oczodołem, przelatując dosłownie milimetry od twarzy kobiety, jednak Zemsta nie przejmowała się tym, z wprawą złapała w locie ustami gałkę oczną mężczyzny, a kiedy jego ciało opadło na parkiet, ostentacyjnie wypluła ją do szklanki. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wystrzał jedynie gdzieś wybrzmiewał, lecz poza tym nikt nie ważył się nawet westchnąć z wrażenia.
Kobieta schowała siostrę na biodro.
- Wybacz, ale ja nie liczę do trzech. - obryzgana juchą i mózgiem Zemsta zakręciła szkło z “oczkiem” i pociągnęła z niego skromnego łyczka. - Za to już dwa… dwa razy zadałam pytanie… - omiotła bywalców spojrzeniem. - teraz będę słuchać odpowiedzi… waszej, albo moich sióstr. - pozwoliła połom płaszcza odsunąć się by każdy mógł zobaczyć walkery.
Ten, którego zwano Malcolmem wykonał gest dezaprobaty. Wreszcie zdołał coś z siebie wykrztusić.
- Niech mnie drzwi ścisną, a dyliżans z tuzinem federalnych przejedzie po garbie. Ledwie miałem problemy z ludźmi Selmy. Teraz mam już całkiem przejebane. Słuchaj. La Monde siedzi u naszej szeryf. Przynajmniej tak mówią. Ale nie dostaniesz się tam.
Zemsta odwróciła się i spojrzała na resztę ludzi w saloonie. Duża część zwyczajnie schowała się pod stoły w oczekiwaniu na koniec katastrofy, z którą słusznie utożsamiali Zemstę. Kilku innych po prostu obserwowało scenę w napięciu. Barman pozostawał jedyną osobą z dostateczną ilością jaj, aby rozmawiać z nią po tak brutalnym spektaklu.
- Wybacz za to co powiem, ale to Selma rozgrywa karty i nawet ty nie masz z nią szans. Właśnie przez La Monde. To jej as w rękawie. My… nie lubimy wspominać co działo się, gdy ostatnim razem go “użyła”.
Zemsta odstawiła szklankę, poprawiła kapelusz i kiwnęła barmanowi, sprawiając, że kawałek mózgu spłynął z ronda na podłogę. Kobieta położyła na blacie monetę.
- Dziękuję. - powiedziała i skierowała się ku drzwiom. Zanim przestąpiła próg spytała jeszcze:
- Pani Szeryf dziś przyjmuje?
Ktoś w głębi pomieszczenia uznał, że powinien coś powiedzieć.
- O-ona jest w tym kamulcu na ś-środku miasta.
Zemsta wyszła. Reszta klienteli poczęła ślamazarnie opuszczać swoje schronienia. Czuli się jakby przeżyli jakąś bitwę. Lub że przez saloon przeszedł właśnie jakiś żywioł. W pewnym sensie byłoby to słuszne stwierdzenie.
Środek pomieszczenia wylany był kałużą posoki. Z twarzy mężczyzny pozostały jedynie fragmenty mięsa. Fragmenty jego czaszki leżały wszędzie wokół. Jeden z tutejszych podszedł do truchła. Jego kumple od szklanki stali obok i również kontemplowali ponury widok.
- No, tyle byłoby po starym Trevisie. Selma się wkurwi. Tym bardziej po tym, co tamta dwójka niedawno narobiła.
Malcolm splunął pod nogi.
- Swoją drogą nie sądziłem, żeście takie trzęsidupy. Do czego to doszło: żeby stary człowiek, jako jedyny miał odwagę z narwaną kobitą gadać.
Rozmówca zwęził usta. Uwaga go widocznie zabolała.
- Już się zbierałem co by sukę podziurawić, ale tego. No, skoro wyszła to na co większy burdel czynić?
Właściciel tylko pokręcił głową.
- Przecież nawet nie wziąłeś dziś swojego rewolweru, ty stary alkusie.
- Sugerowałem spluwę? Miałem na myśli pocięcie jej na kawałki. W cholewie… noszę sztylet.

- Niech zgadnę, nie pokażesz nam go?
- Eee. Może już lepiej polej nam kolejkę.
- Tak sądziłem.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172