Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-07-2008, 23:25   #141
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Kiedy Galdor przedstawił Manfennasa, ten uchylił lekko głowę, witając się z Narfin. Istotnie powinien się był przedstawić, lecz oczarowany nowo przybyłą zapomniał o tym. Skarcił się za ten błąd w myślach i wsłuchał się w dalszą rozmowę, która na dobrą sprawę nie trwała długo.
Kiedy Galdor rozkazał przygotowanie posiłku, Sokolnik od razu zabrał się za rozpalenie w starym kominie, a właściwie pomógł w tym swojemu rodakowi.
Chwilę później ciepło i światło bijące z paleniska zalało pomieszczenie, w którym się znajdowali. Rohirrim zadowolony z szybkiego uporania się z ogniem, usadowił się przy kominku, zaraz obok towarzysza, aby osuszyć mokre ubranie.
Wyciągnął z kieszeni drugie jabłko i zaczął je powoli jeść.

Po chwili w sali rozległ się cichy, melodyjny gwizd, na który odpowiedziało łagodne piśnięcie sokoła, który sfrunął ze świecznika i wylądował na przedramieniu mężczyzny. Sokolnik wyciągnął ze swojej torby kawałek suchego mięsa, który znajdował się tam jeszcze przed przybyciem, do Bree i małymi kawałkami nakarmił Avargonisa.

Kiedy skończył, wyciągnął swoją drewnianą fajkę i ponownie zapalił, delektując się każdym kłębem wiśniowego dymu.
Jego wzrok cały czas skierowany był na Narfin. Manfennas nie miał jeszcze okazji spotać osławionych i oczernionych w pieśniach strażników północy. Istotnie był nią zachwycony i cieszył się, że nadarzyła się okazja, aby ją poznać.
Kolejną sprawą, która go ucieszyła był fakt, że jest z Rivendell, miejsca, do którego zmierzają. Zawsze lepiej jest mieć dwóch przewodników znających trasę.

Siedział tak jeszcze chwilę, zapatrzony w kobietę, po czym wstał, aby dorzucić trochę drewna do ognia.
-Co za dzień…- mruknął pod nosem usadawiając się powrotem na swoim miejscu.
 

Ostatnio edytowane przez Zak : 18-07-2008 o 23:37.
Zak jest offline  
Stary 19-07-2008, 21:56   #142
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Gdy zapłonął ogień strażniczka zniknęła na chwilę w sąsiednim pomieszczeniu. Gdy wróciła, zaskoczyła towarzyszy zmienionym strojem. Ubrana była w luźną tunikę koloru zwiędłych liści i tego samego koloru spodnie do konnej jazdy uwydatniające smukłe, lecz mocne nogi. Całości dopełniała skórzana kamizela podkreślająca tu i ówdzie odpowiednie krągłości oraz skórzane buty. Nie sposób było nie zauważyć, jak miękko się porusza... Każdy ruch zdradzał kocią zwinność, niemal taneczność znamionującą doskonałego szermierza.



Pozornie nieświadoma odprowadzających ją spojrzeń rozwiesiła mokre ubrania w pobliżu kominka i wyjęła z juków grzebień. Pięknej był on roboty, rzeźbiony w kości mumakila na kształt tegoż zwierzęcia. Trąba służyła za uchwyt, zaś nogi w podwójnej ilości tworzyły dość rzadkie zęby doskonałe do splątanych loków kobiety. Przez dłuższą chwilę czesała mokre włosy zapatrzona w ogień. Przelotnie zauważyła nadal zwrócone na nią spojrzenie Sokolnika,

Jak on miał na imię? Mafennas... Pięknego sokoła masz Mafennasie. Dbaj o niego.

po czym zabrała się za polerowanie miecza. Dopiero po zakończeniu tej ważnej czynności postanowiła wspomóc Teliamoka dzielnie przygotowującego w pojedynkę wieczerzę. Gdy nachyliła się nad paleniskiem, coś zabłysło jak odprysk krwawej gwiazdy. Narfin zazdrosnym gestem przytuliła klejnot do piersi, po czym zwiesiła z dłoni i obserwowała jak migocze w świetle płomieni. Był to nieduży, matowy kamień koloru zakrzepłej krwi w srebrnej oprawie zawieszony na srebrnym łańcuszku.



Aż do wieczerzy nie odzywała się ani słowem, jakby nieobecna. Po posiłku usiadła wygodnie przy kominku i rozpoczęła opowieść.

- Nie powinno Was dziwić, że tu jestem. Moim zadaniem jako Strażnika Północy jest patrolowanie kraju, jednak tym razem nie to było celem mojej podróży. Jechałam na południe Eriadoru tropem mojego brata. Dotarłam nawet do mrocznego lasu Ern Vorn, którego posępne drzewa przeglądają się w wodach oceanu i rozmawiałam z tamtejszymi Łowcami... Jednak o Borandzie słuch wszelki zaginął - tu w jej oczach zagościł smutek - Ostatnie ślady znalazłam na południe od Bree, ale bardzo niejasne. Teraz wracam do Rivendell.
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 21-07-2008 o 11:40.
Viviaen jest offline  
Stary 19-07-2008, 22:50   #143
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Przychylne słowa Narfin i Galdora poprawiły wyraźnie humor smętnemu do tej pory Teliamokowi.
"Ha! Honor i sława dobrych obyczajów Shire uratowana. I kto tego dokonał, panie Powe?" - cieszył się w myślach, spoglądając po swoich kompanach, ale po chwili dodał: "Choć akurat imć Leonard ma usprawiedliwienie, ale reszta już nie ma na karku chorego brata."
Jednak tym, co przywołało na twarz hobbita szeroki uśmiech, była wzmianka o ognisku i kolacji. Co prawda Telio potrafił rozpalić ogień, ale nie śmiał wtrącać się w pracę takich wprawionych podróżników, na jakich wyglądali imć Haerthe i imć Manfennas. O ile jednak w rozpalaniu ognia Brandybuck ustępował rohirrimom, o tyle w sprawie kolacji miał zapewne czym się pochwalić. Kiedy zatem ogień w kominku zapłonął, hobbit zaczął przeszukiwać swoje juki i już po chwili trzymał w rękach dużą blaszaną patelnię, drewnianą łyżkę i płócienny worek, w którego powierzchni rysowały się jakieś obłe kształty wielkości dziecięcej pięści. Podszedł w kierunku ognia i położył przedmioty na podłodze, po czym zawrócił i niemal z namaszczeniem wyjął ze skórzanego worka drewniane pudełko. Postawił je ostrożnie obok reszty rzeczy a następnie otworzył, przybrawszy minę, jakby miał ujrzeć jakiś wielkiej wartości skarb.

- Wszystkie całe, chwała imć Butterburowi! - powiedział niemal krzycząc z radości, a następnie wyjął ze skrzynki... jajko. - Zaprawdę, jego kunszt kuchenny nie ma sobie równych pośród ludzi a dzięki jego szczodrości i mądrości nie zabraknie nam dziś przynajmniej smacznej wieczerzy.

Kiedy niziołek sprawdził, że wszystkie jajka ocalały dzięki radzie karczmarza, który umieścił je pomiędzy skrawkami owczego runa, przystąpił do wydobywania zawartości płóciennego worka. Na patelni wylądowały kolejno: dwie cebule, sześć pieczarek, trzy pomidory i mała połeć boczku. Na koniec zaś Teliamok wyjął mały woreczek, z którego już po krótkiej chwili rozeszła się mieszanina różnorodnych zapachów. Następnie dobywszy nożyka, hobbit zabrał się do obierania cebuli i grzybów, odpadki wrzucając do ognia.

Skwierczy boczek na patelni
Pięknym brązem się rumieni
Z nim cebulka szklista
Łez już z oczu nie wyciska
Pomidorki, pieczareczki
Więdną w tłuszczu jak listeczki
Jajek jeszcze ile wlezie
Choćby kopę zje się
A na koniec szczypiorek i sól z pieprzem
Jajecznicę tutaj wietrzę...

Podśpiewywał hobbit wrzucając kolejne składniki na patelnię wiszącą nad ogniem. Najwięcej kłopotu sprawiłoby mu zapewne wbicie grubo ponad dwóch tuzinów jaj, gdyby nie pomoc pięknej Strażniczki, którą powitał nieco speszonym spuszczeniem oczu. Ale już po chwili dodał całkiem swobodnie:

- Dzięki wam pani. Gdyby nie wasza pomoc zapewne cała jajecznica by się spaliła zanim bym skończył.

Zestawiwszy z ognia parującą patelnię wyjął z kolejnego worka mały koszyk z kilkoma bułkami i postawił wszystko na jednym z ocalałych stołów.

- Zapraszam panie i panowie. Niewiele tego, ale zawsze ciepły posiłek lepiej wypełnia brzuch.
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 19-07-2008 o 22:54.
Makuleke jest offline  
Stary 20-07-2008, 11:17   #144
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Przygotowanie noclegu i kolacji przebiegło sprawnie, i szybko. Po chwili w kominku wesoło płonął ogień, rozświetlając pomieszczenie, zaś Teliamok przyrządził wyśmienitą, jak na te warunki, kolację. Narfin, po prezentacji, poszła do sąsiedniej izby zmienić ubranie. Inni również zajęli się pomocą w przygotowaniu obozowiska, oporządzeniem wierzchowców i siebie. Tylko Leon i Rajon cichutko siedzieli pod ścianą. Nie ruszyli się nawet, gdy w sali rozszedł się smakowity zapach jajecznicy. Galdor zaniepokojony podszedł do nich i zobaczył, że obaj bracia już śpią, przytuleni do siebie.

Na szczęście nie przemokli, bo inaczej rano moglibyśmy mieć problemy.

Wziął ostrożnie Leona na ręce i przeniósł bliżej paleniska, aby było mu trochę cieplej. Po chwili zrobił to samo z jego bratem. Zdjął z nich jeszcze wierzchnie płaszcze, które były trochę wilgotne i wykorzystując szynkwas jako wieszak, rozłożył je do przeschnięcia. Bracia poruszyli się niespokojnie, gdy dotarł do nich chłód nadchodzącej nocy. Elf zdjął swój płaszcz, który o dziwo był suchy i przykrył nim śpiące hobbity.

Wróciła Narfin i wyczuć można było, że zrobiła odpowiednie wrażenie na obecnych. Noldor postanowił poczekać z opowieścią aż wszyscy się zgromadzą przy ogniu i posilą. Po całym dniu jazdy bez wątpienia ważniejszą sprawą było pokrzepienie ciała, niż opowieść o ostatnich wydarzeniach z Bree. Tym bardziej, że noc nadchodziła, a takie wiadomości lepiej przekazywać w świetle dnia. Gdy wszyscy skończyli i humory wyraźnie im się poprawiły, Narfin jako pierwsza przerwała ciszę mówiąc, cóż ją sprowadziło w te strony.

- Daleką masz za sobą drogę i przez niebezpieczne krainy. Mam jednak przeczucie, że twój brat nie zawędrował aż tak daleko. - Galdor zamilkł na chwilę obserwując smutek, który odmalował się na twarzy wojowniczki. Bardzo była związana ze swoją rodziną. - Mówisz, że ostatnie ślady znalazłaś na południe od Bree? Być może wydarzenia, które naszą kompanię pchnęły w tę podróż będą powiązane ze jego zniknięciem. Trzeba Ci wiedzieć, że - zamyślił się na chwilę licząc dni - dwie noce temu Bree było obiektem napaści. Jednak nie była to zwykła napaść jakichś zbójców. Zaatakowały upiory z pobliskich kurhanów. Doskonale wiesz, że złe siły, które zasiedliły starożytne grobowce, po upadku Angmaru nigdy nie opuściły swych siedliszcz. A na pewno nie zbliżyły się nawet do Bree. Tej nocy na miasteczko spadła ciężka załona mgły sprowadzonej przez złą wolę, zaś zjawy harcowały do woli po ulicach. Wiem, że głównym celem ataku była karczma "Pod Rozbrykanym Kucykiem", a moi dzielni towarzysze stawili w niej czoło zbliżającemu się zagrożeniu. Gdyby nie to, prawdopodobnie nie zdążyłbym na ratunek. - oczy eldara znów rozjarzyły się na wspomnienie ostatnich wydarzeń. Milczał przez chwilę. - Bez wątpienia nie wyszły one same z grobowców. Ktoś je obudził i skierował do Bree. Prawdopodobnie nie spodziewał się, że znajdą się ludzie gotowi stawić tak zdecydowany opór i jakiś postrzelony elf. Jednak jego moc jest duża. Normalnie zjawy te pierzchłyby przede mną, a tym razem, mimo wyraźniego strachu, walczyły, wspierane jego wolą. A to dopiero początek. - rozejrzał się drużynie - Dlatego każda chwila jest cenna. - Znów patrzył na Narfin. - Teraz jedziemy do Imladris, aby odszukać u Elronda księgę autorstwa Kelebrimbora. Na miejscu, w Bree pozostał mędrzec, Orendilem zwany, pomocnik i sługa Kurunira, aby dopilnować bezpieczeństwa mieszkańców. Z jego pomocą i wiedzy zawartej w księdze powinno się udać zniszczyć, a przynajmniej zamknąć z powrotem upiory w ich kurhanach. To pokrótce powód naszej wyprawy. Cieszę się, że zmierzasz w tym samym kierunku. Zawsze raźniej mieć cię przy sobie.

Uśmiechnął się do Narfin.

- Czy masz jakieś pytania?
 
Smoqu jest offline  
Stary 20-07-2008, 12:01   #145
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kiedy zapłonął ogień, Szrama zdjął płaszcz i kurtkę, którą rzucił daleko od ognia, żeby gruba skóra nie zeschła się i nie popękała. Zresztą nie była szczególnie przemoczona, z wierzchu co prawda mokra, ale od środka tylko wilgotna na szwach.
Tak więc został w butach i spodniach, które zaczynały lekko parować, ilekroć zbliżał się na dłużej do ognia. Odpiął także krótki miecz i zostawił go w okolicy topora. Gdyby kto śledził Szramę uważniej, zobaczyłby też, że w pewnej chwili nóż przewędrował z przedramienia za pas z tyłu.

Konie już dawno otrzymały swoją dawkę czułości, dlatego nikt się specjalnie nie oburzył, gdy wygrzebał z tobołków zgrzebło i usadowiwszy się wygodnie zaczął wyczesywać z gęstego wilczego futra swego płaszcza błoto. Tym bardziej, że narzędzie było raczej liche i niewygodne z tej racji, że z niewiadomych przyczyn twórca podjął się karkołomnego odwzorawania stającego dęba wierzchowca w miejscu uchwytu, który jednak bardziej przypominałby biednego Admusa, gdyby mu ktoś podpiłował zadnie nogi i wrzucił na grzebiet zbyt ciężki ładunek. Tak więc ani to było praktyczne, ani ładne i chyba nikt nie zbliżyłby się z czymś takim do konia.

Mniej skręcone i ciemniejsze... Jednak nie elfka... Ale jak... A usta czerwieńsze...

Dobrze... Inni teraz porobią... Tacy chętni...
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 20-07-2008 o 19:54.
Betterman jest offline  
Stary 21-07-2008, 12:33   #146
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Z uwagą wysłuchała historii opowiedzianej przez Galdora. Zdziwiła się na wieść o przebudzeniu kurhanów.

Powinnam coś zauważyć, dlaczego nic o tym nie wiem? Nie byłam daleko... Czyżby atak był skierowany tylko na Bree? Dlaczego? Czy gdzieś tam został mój brat? Och, Borandzie...

Nieświadomym gestem zacisnęła dłoń na klejnocie i przytuliła do serca. Zupełnie, jakby w ten sposób mogła przytulić doń brata... Chwila słabości szybko jednak minęła i Narfin odwzajemniła uśmiech elfa, a w jej zielonych oczach zagościły ironiczne iskierki zapalając w nich złote błyski.

- Nie zamierzam strwonić całej nocy na rozmowach. To, co było najważniejsze już wiem, resztę możemy wyjaśniać sobie w drodze. A teraz wybaczcie, ale muszę zadbać o swoją urodę, która poza odświeżającymi maseczkami błotnymi - tu mrugnęła porozumiewawczo do Szramy - potrzebuje również kilku godzin snu... Dobranoc wszystkim.

Po tych słowach wymaszerowała do sąsiedniej izby zabierając ze sobą koce i zamknęła za sobą drzwi. Jeszcze przez chwilę słychać było dziwne dźwięki obiecujące nieprzyjemną niespodziankę każdemu, kto ośmieli się wejść bez pukania...
 
Viviaen jest offline  
Stary 21-07-2008, 22:18   #147
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Choć wiatr bodaj całą noc tłukł rzęsistym deszczem o ściany starej gospody te uchroniły Was od chłodu nocy. Otuleni i ukojeni ciepłem płonącego leniwie ognia jeden po drugim zasypialiście patrząc na tańczące w kominku płomyki. Może jeden tylko Galdor czuwał nad spokojem Waszego snu, bo czyż ktoś widział kiedyś śpiącego elfa? Była to jednak zbyteczna ostrożność. Poza wichrem i kapiącą z powały wodą nikt nie próbował wedrzeć się do przycupniętej przy szlaku gospody.



[MEDIA]http://boxstr.com/files/2835956_bcwhx/David%20Arkenstone%20-%20Music%20Inspired%20By%20Middle%20Earth%20-%2003%20-%20The%20.mp3[/MEDIA]

I nastał ranek. Jeśli sądziliście, że nowy dzień przyniesie wytchnienie od niepogody to niestety nielicho żeście się pomylili. Powitały Was nie pierwsze promienie śmiejącego się słońca, a nisko przy ziemi wędrujące, nabrzmiałe od deszczu chmury, które powoli ociągając się sunęły przez poszarzałe niebo. Jedynie północny wiatr jakby ucichł, uleciał w siną dal...

Nim słońce na dobre rozgościło się na nieboskłonie wprawne ręce rohirrimów przygotowały Waszą małą karawanę do dalszej drogi. Tylko ten kto w siodle nigdy nie siedział długo, a miał w nim spędzić kolejny dzień wie jakież to radości czekały na nienawykłych hobbitów! Lecz nie było czasu na marudzenie i sarkania. Konie mimo pogody raźno przestępowały z nogi na nogę jakby niecierpliwie wyglądając dalszej wędrówki. Jeden tylko Admus rżał zezłoszczony póki go ktoś nie przekupił jabłkiem. I wtedy nadszedł ten moment. Wszyscy byli już w siodłach, jeszcze tylko zostało szczelniej płaszczem się okryć i kaptur na czoło zasunąć, raz albo dwa tęsknie spojrzeć na starą gospodę i...

- Naprzód! - Zawołał Galdor dając znak swemu wierzchowcowi

... znów wracacie na szlak!





Powoli przemierzaliście tą ponurą krainę o barwie zgniłej bagnistej zieleni i ponurego brązu. Droga prowadziła wprost na wschód ku odległym górom. Zwano to miejsce Komarowymi Bagniskami! Zaiste jest to ziemia bardzo bagnista i niezwykle wprost komarowa. Choć Wschodni Gościniec ledwo zahacza o te chlupoczące ostępy to jednak odczuliście aurę tego miejsca na swojej skórze. I to dosłownie! Z początku dało się wokół słyszeć delikatne bzyczenie, które im dalej prowadził Was szlak, tym bardziej rosło w siłę. A później spotkaliście się z tym czego było zwiastunem! Hordy krwiożerczych, małych demonów rzuciły się na Was nie oszczędzając piekących ukąszeń i ukłuć bu opite Waszą krwią ulecieć w siną dal. Gryzły bez nijakiej litości tak Was jak i wierzchowce, nerwowo uderzające po sobie ogonami. Chwilę wytchnienia dawał Wam deszcz rzęsiście lejący się z niskich, szarych chmur. Gdy jednak chwilowa mżawka stawała się jednostajnym pluchą, a chłodne palce wilgoci zdawały się wciskać we wszelkie zakamarki Waszych ciał raz czy dwa przychodziła Wam do głowy myśl, że może komary nie były takie znów złe...





Zmierzch zastał Was na szlaku przygarbionych od zmęczenia smętnie wypatrujących jakiegoś miejsca, które choć odrobinę lepiej nadawało by się na nocleg niż chłostana deszczem grobla, po której wspinał się gościniec. Jednak w w tej płaskiej, pozbawionej drzew krainie takie miejsce było by zaiste zbytkiem. W końcu zatrzymaliście się u podnóża grobli, którą prowadziła droga. Miejsce to dawało choć niewielką osłonę przed deszczem i wiatrem, który zerwał się tuż przed zachodem słońca. Udało się rozpalić jedynie maleńki, lichy ogieniek, który raczej dawał złudzenie ciepła, niźli prawdziwy żar. Otuleni szczelnie płaszczami w milczeniu jedliście twarde, podróżne suchary, zagryzając równie twardą i suchą kiełbasą bo na ciepły posiłek nie było żadnych szans. Gorzkim żalem wypełniało serce wspomnienie gościnnej karczmy Butterbura, czy chociażby, teraz zdawało by się przytulne, ściany opuszczonej gospody...

Wyprawa. Jak dumnie i wyniośle brzmi to słowo. Po prawdzie okiem mniej doświadczonych wędrowców dumnie brzmiąca wyprawa była uciążliwą wędrówką przez paskudne krainy, straszące ponurymi krajobrazami, czasem tylko przerwaną postojem w co raz to mniej przyjemnym miejscu. Tak przygoda... przygoda to jest właśnie to!



Nie wiedzieć kiedy gościniec wkroczył w równinne, bardziej suche tereny. Znikła gdzieś pożółkła zieleń bagnisk, a wraz z nią rozległe rozlewiska i krwiożercze komary. Trakt był suchszy, zieleń, mimo nadchodzącej jesieni, żywsza i nawet zachodni wiatr czasem przerywał szarą tkaninę chmur. Konie raźniej szły naprzód i Wam w sercach rozlało się ciepło jakieś. Ktoś zaczął nucić, ktoś inny zaśpiewał kilka słów. I wtedy na północy zamajaczył bladą ledwie kreską znaczony kontur wzgórz. "Emyn Sul" - przemknęło między Wami czyjeś stwierdzenie i nie wiedzieć czemu napełniło Was jeszcze większą otuchą...

Wzgórza stały się Wam towarzystwem w następnych dniach wędrówki. Zbliżały się do Was każdego dnia, powoli wypełniając północny horyzont, byb później pojawić się i przed Wami. Odznaczył tam się szczyt wynioślejszy niż inne. Potężny, Wichrowy Czub zdawał się spoglądać na wędrowców spieszących gościńcem niczym stary, przygarbiony strażnik.

Gdy w końcu dotarliście do podnóża szczytu, opasanego gościńcem niczym szarfą, hen wysoko na jego szczycie dostrzegliście ruiny. Stare i milczące pozostałości strażnicy, świadka dawnej wielkości i dowód upadku - Amon Sul.



Zmierzchało już gdy dotarliście w to zaciszne, osłonięte masywem wzgórza miejsce. Opodal szemrał strumień spływający ze szczytu Wichrowego Czuba, a w koło szumiał modrzewiowy las. Było spokojnie i cicho. I wtedy ktoś z Was dostrzegł coś dziwnego. Nad ruinami Amon Sul snuła się drobna smużka siwego dymu, a wśród ocienionych ruin połyskiwał blask ognia. Już mieliście się zająć tym dziwnym zdarzeniem, gdy coś innego przykuło Waszą uwagę. Z początku był to rój much unoszący się nad wykrotem. Gdy konie zbliżyły się do tego miejsca uderzyła Was słodkawa woń krwi i śmierci. W rowie leżało truchło padłego konia przeszyte kilkoma czerwono piórymi strzałami. Ciało zwierzęcia pozostawiono obarczone jukami i bogatą, zdobną uprzężą. Ktoś się spieszył...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 23-07-2008 o 15:34.
Avaron jest offline  
Stary 23-07-2008, 14:14   #148
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rohirrim zeskoczył z Łatki i przełożywszy wodze o wystający konar, zbliżył się do truchła. Wyglądało jakby leżało tu już przynajmniej dzień, lub dwa, ale Haerthe doskonale zdawał sobie sprawę, że obecność chmar owadów mogła zadziałać myląco i prawdopodobnym było, że jeszcze dziś rano zwierz ten dzielnie komuś służył. Zastanawiający był jednak brak jeźdźca i pozostawione nietknięte juki. Cztery czerwonopióre szypy tkwiące w słabiźnie i między żebrami zwierzęcia, nic nie mówiły rohirrimowi...

- Sam nie wiem - powiedział cicho wpół do siebie, wpół do towarzyszy. Wyjął jedną ze strzał, która z początku stawiała opór, po chwili jednak ustąpiła z cichym mlaśnięciem - Może zbójcy... a może orkowie... - spojrzał niepewnie na Valina. Mężczyzna zdawał się darzyć tę śmierdzącą rasę szczególną nienawiścią. - Spotkania w dziczy jednak na ogół nie są przyjazne... a my już zdaje się wyczerpaliśmy pod tym względem nasze szczęście - mimowolnie się uśmiechając zerknął znacząco na Narfin, która również przypatrywała się zwłokom konia - Proponuję obejść więc to miejsca i rozbić obóz dalej. Ale jak kto zręczny i ciekawski to niech się zakrada.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 23-07-2008, 16:24   #149
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
- Czy mogłabyś prowadzić? - Galdor poprosił Narfin, aby jechała na czele ich małej kolumny. Któż bowiem, jak nie Strażnik może najwcześniej dostrzec niebezpieczeństwo. Sam zaś jechał na samym końcu, aby mieć wszystkich na oku.

...

Może dlatego nikt nie zwrócił uwagi, gdy w pewnym momencie zwolnił, a jego twarz okrył cień bólu, jakby jakieś wspomnienie właśnie w tym momencie postanowiło powrócić. Jego oczy stały się nieobecne. Najwyraźniej widział coś ..., ale nie była to droga przed nim.

Po chwili powrócił do rzeczywistości i zauważył, że ogon Admusa znika za zakrętem.

Cóż to wszystko mogło znaczyć? Czyżbym się pomylił, co do Orendila? Może zawrócić i sprawdzić?

Zatrzymał się na moment i spojrzał z rozkojarzeniem za siebie, jakby nie był pewien dalszej drogi, którą powienien obrać.

Ale co wtedy z nimi? Muszę być ostrożny. Wygląda na to, że podróż do Imladris to dopiero początek.

Podjąwszy decyzję dał znak i wierzchowiec z miejsca ruszył galopem. Po chwili dogonił resztę i spokojnie kontynuował podróż. Podążali na wschód, ku Wichrowym Wzgórzom, które gdzieś przed nimi wznosiły się z równiny Arnoru. Zbliżała się jesień i było to czuć w powietrzu. Ciężkie, nabrzmiałe deszczem chmury przetaczały się nad nimi, od czasu do czasu zrzucając niesiony ładunek. Jednak każdy krok zbliżał ich do celu.

...

Galdor zeskoczył energicznie, podszedł do końskiego truchła i pochylił się nad nim szukając śladów.

- To koń ze stadnin Elronda.

Powiedział cicho do towarzyszy. Popatrzył na strzałę, którą wyciągnął Rohirrim.

- A to nie są orkowe strzały i koń został zabity całkiem niedawno. Haerthe i Valin, czy moglibyście dopilnować wierzchowców i naszych małych przyjaciół? Ale nie tutaj, cofnijcie się trochę, aby nikt was nie namierzył. Chciałbym sprawdzić, kto tam obozuje.

Wskazał ręką na szczyt. I poważnie popatrzył na towarzyszy.

- Nie widzę nigdzie śladów wleczenia ciała, więc może jeździec jeszcze żyje? Chodźcie ze mną. Dojdziemy prawie do granicy lasu i okrążymy wzgórze, żeby wejść od wschodu. Zapewne spodziewają się kogoś od strony gościńca.

To powiedziawszy, nie czekając na ich reakcję, ruszył bezgłośnie w kierunku Wichrowego Czuba z zamiarem podejścia do obcego obozowiska. Przekradał się szybko pomiędzy zaroślami i drzewami, a żaden liść nawet nie drgnął. Wytężał przy tym wzrok, aby dostrzec ewentualne straże ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 23-07-2008, 19:24   #150
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Poprowadziła, zgodnie z życzeniem elfa, wędrowców w stronę Rivendell. Sama oddała się rozmyślaniom, machinalnie rozglądając się wokół. Znała tą drogę... Ileż razy wracała tędy do domu?

Muszę się dowiedzieć więcej o tym całym Orendilu. Nigdy nie słyszałam, żeby Kurunir miał ucznia. Dziwne. Ale skoro Galdor mu ufa... Swoją drogą muszę się też dowiedzieć, gdzie zapodział pierścień... nigdy się z nim nie rozstawał... I o co chodzi z tą całą wyprawą? Przecież sam znacznie szybciej uporałby się z tą misją. Nie byłoby prościej? Po co mu towarzystwo? Zwłaszcza tego śpiącego... Rajona... jest pod wpływem zaklęcia - dlaczego? Po co w ogóle niziołki w wyprawie? Przecież oni są domatorami... Co (kto?) ich skłoniło do takiego poświęcenia? Och, Galdorze tyle pytań... Dlaczego taki nieswój trzymasz się na tyle? Co Cię niepokoi?

Rozmyślania przerwał dosyć gwałtownie widok martwego konia. Towarzysze nie mogli jeszcze go dostrzec, ale ona zobaczyła i poznała wierzchowca.

Mildas...

Na tym wałachu uczyła się jeździć jako mała dziewczynka, pod okiem brata... Był niesamowicie łagodny, ale też gotów na wszystko, byle ochronić jeźdźca...- samotna łza spłynęła jej po policzku niezauważona przez pozostałych wędrowców.

Pierwszy do konia podszedł Rohirrim. Wyciągnął jedną ze strzał. Wyglądała znajomo...

- Takie strzały robili ludzie z północy. Pozwól mi się jej przyjrzeć z bliska.

Zsiadła z konia, podeszła do Haerthe

Co on bredził o szczęściu?

i sama przyjrzała się strzale. Miała żłobienia sugerujące truciznę. Rzeczywiście, ziemia wokół truchła nie była zryta, co świadczyło o krótkim konaniu zwierzęcia. Wręcz miało się wrażenie, że koń zanim padł, już nie żył.

- Te strzały były zatrute.

Chociaż tyle los Ci oszczędził, Mildasie...

Wróciła i odpięła od siodła kołczan, który przerzuciła sobie przez plecy oraz łuk, który zarzuciła na prawe ramię. Następnie skierowała się w przeciwną stronę, niż Galdor, ale też na szczyt.

Dobrze będzie mieć ich na oku z obu stron.

Nie robiąc hałasu większego niż lekkie muśnięcie wiatru na równinie, podkradała się ostrożnie w stronę obozowiska. Dobrze wiedziała, że nikt jej nie dostrzeże ale też nie znając przeciwnika poruszała się powoli wypatrując też - poza strażami - śladów jeźdźca, których w zagadkowy sposób nie było widać. W połowie wysokości wyjęła z kołczanu strzałę i z położoną luźno na cięciwie ruszyła w dalszą drogę...
 
Viviaen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172