Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2009, 14:33   #351
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Aris.

Jedno imię, a tyle bólu. Znów. Przypomniała sobie teraz tego mężczyznę. Jako dziecko, jeszcze zanim którekolwiek z nich podjęło na poważnie decyzję o pozostaniu Strażnikiem (bo przecież w dziecięcych zabawach każde nim było), często uganiali się razem po łąkach, polach i lasach. Złote czasy Rivendell. On, Meadil z braćmi, ona i Borand, jej brat...

Teraz większość z nich nie żyje. A i nie wiadomo, ile my pożyjemy...

Była dziewczyną i nie do końca zrozumiała o co poszło między chłopakami, ale w którymś momencie Aris - najmłodszy z nich, przestał się pojawiać. Pojawił się za to teraz, kiedy był najbardziej potrzebny i uratował im życie.

- Tu jest bezpiecznie. Możemy zatrzymać się na krótki popas - rzekł jeden ze strażników, gdy zbliżyli się do gęstego zagajnika młodych drzewek.

Niemal się uśmiechnęła, widząc reakcję Szramy. Miał już wyraźnie dosyć i nie zamierzał się z tym kryć. Ona też - w miarę, jak opadał poziom adrenaliny we krwi, coraz bardziej czuła w ciele skutki ostatnich dni. Nadgarstki i kostki pulsowały tępym bólem, w skroniach huczało, zadrapanie na policzku piekło, bolały ją żebra po podróży w poprzek siodła i żołądek, który domagał się respektowania swoich praw. Do tego boleśnie zdała sobie sprawę z faktu, że straciła kolejną kochaną istotę.

Onyks.

Zauważyła, że koń, na którym teraz będzie podróżować, jest bardzo wytrzymały i dobrze ułożony pod jeźdźca, ale gdzie mu do jej wierzchowca? Gdzie ta płynność galopu, gdzie ten lekki cwał? Gdzie w końcu doskonałe porozumienie konia i jeźdźca? Czasami miała wrażenie, że Onyks czyta jej w myślach, że nie musi wcale używać wodzy, wystarczy, że pomyśli... Miała go od źrebaka i wiedziała, że nigdy drugiego takiego nie znajdzie.

Mam nadzieję, że nic Ci nie zrobili i odnajdziesz drogę do domu... O ile będziemy mieć dom, jeśli będzie jeszcze dokąd wracać...

Nie mówiąc już o całym ekwipunku... Zapasowe ubrania, płaszcz, grzebień z kości mumakila, lusterko, zioła, łuk i kołczan ze strzałami... Resztę broni zabrali, bo jakżeby inaczej. Sakiewkę z szyi też zerwali a przecież nic w niej nie było. Dzięki Eru, Celepharn odzyskał jej klejnot, ale jaką cenę zapłacił? Potrząsnęła głową płosząc ponure myśli.

Z westchnieniem ulgi zsiadła z konia i z ogromną wdzięcznością pozwoliła sobie odebrać wodze. Usiadła na kamieniu nieopodal Szramy i pogrążyła się w błogim odrętwieniu. Wiedziała, że ktoś poszedł po wodę, ktoś inny rozpalał właśnie ognisko, ktoś jeszcze wyciągał z juków zapasy. Już za chwilę trzeba będzie poprowadzić ich do Bree, na niemal pewną śmierć... Narfin była już zmęczona ciągłym opłakiwaniem poległych. Nie potrafiła się z tym pogodzić, dlatego też zawsze jeździła sama. Nigdy nie przystała do żadnej kompanii, nigdy się z nikim nie związała. Jak się okazało, na próżno. I tak straciła tych, których najbardziej kochała, chociaż starała się oszukiwać samą siebie.

Kto zginie teraz?

Jak zwykle, bawiła się wisiorem, jakby zamykała w nim dusze tych, którzy odeszli. Niewidzącym wzrokiem rozglądała się po powstającym obozowisku, dopóki nie doleciał do jej nozdrzy zapach... kolacji? Nagle zdała sobie sprawę z faktu, że zupełnie straciła poczucie czasu. Jednocześnie wpadła jej do głowy nowa myśl, która bynajmniej nie była przyjemna. Ale tylko tak mieli szansę zdążyć...

- Musimy jechać dniem i nocą. - jej słowa natychmiast zwróciły na nią uwagę wszystkich znajdujących się na polanie, rozmowy prowadzone przy pracy ucichły - Wiem, że jesteśmy wszyscy zmęczeni, ale to nie są czasy odpoczynku. Wy znacie ten teren jak własną kieszeń i potraficie się poruszać nocą. Ja pomogę Szramie, który nie jest wcale takim złym jeźdźcem, za jakiego próbuje uchodzić. - przy tych sowach starannie unikała patrzenia w stronę towarzysza, bała się, że straci powagę, na co nie mogła sobie teraz pozwolić - Będziemy zatrzymywać się tylko wtedy, kiedy będzie to absolutnie konieczne, żeby nie zajeździć koni i nie zagłodzić jeźdźców. Musimy zyskać jak największą przewagę nad... tamtymi. Jeśli macie jakieś uwagi, mówcie. Po posiłku zwijamy obóz.

Kiedy skończyła, podeszła do Arisa i poprosiła o zapasowy płaszcz. Dla Szramy również.
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 12-11-2009 o 12:35.
Viviaen jest offline  
Stary 06-11-2009, 23:50   #352
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Kolejny raz Teliamok przekonał się, że ciekawość zamiast do rozwiania wątpliwości, potrafi tylko bardziej skomplikować sytuację. I o ile tym razem ta jego przywara nie sprowadziła ani na niego samego ani na nikogo z kompanów niebezpieczeństwa, to odpowiedź, jakiej udzielił Manfennasowi i Brandybuckowi Galdor, zasiała w sercu hobbita wielki niepokój.
Przez całą drogę mieli przed sobą co prawda jeden cel – zdobyć tą właśnie księgę, potrzebną do uratowania Bree od straszliwej klątwy, ale słowa elfa przypomniały Teliowi łaknące krwi widma tak, jakby dopiero co wydostał się z upiornej mgły. Niepokojące wrażenie złowrogiej obecności w otaczających ich nocnych cieniach sprawiło, że niziołek aż zadrżał.

„Brrrrr... Że też Galdor musiał akurat teraz o tych potępieńcach i kurhanach wspominać” - pomyślał.

- Dajmy już narazie spokój duchom – powiedział na głos, nie chcąc, żeby rozmowa jeszcze bardziej zabrnęła w tę stronę. - O takich rzeczach źle jest, coś mi się widzi, w ogóle za dużo mówić, a co dopiero w środku nocy. Jedźmy już lepiej, skoro tak nam pilno, jak mówi Galdor. Rozbudziłem się już zupełnie przez tych zbójców i nawet na najszybszą pogoń jestem chyba gotowy.

Wraz ze Strażnikiem prowadzącym konie od wieży nadszedł też Balthim. Hobbit i krasnolud wymienili uścisk ręki i uśmiechnęli się do siebie.

Zajrzyj kiedyś na Jelenisko, jeśli droga wypadnie ci przez nasze strony – powiedział Teliamok.

- Zajrzę, jeżeli bogowie pozwolą i wypalę z tobą fajkę nabitą najlepszym tytoniem Shire - odrzekł krasnolud.

- Będę czekał, na ciebie i na twoich towarzyszy - obyś spotkał się z nimi jak najszybciej.

- A więc postanowione. Uważaj na siebie mości hobbicie - krasnolud zniżył się tak, by nikt inny go nie słyszał - Bo spiczastousi mają rozliczne talenta do pakowania siebie i innych w tarapaty.

- Masz rację Balthimie, ktoś musi w tej kompanii zachować czujność - zapewnił go Brandybuck, udając, że ogląda się na elfa z niepokojem. - Do zobaczenia w lepszych okolicznościach.

-Do zobaczenia - odpowiedział Balthim.

Teliamok jeszcze raz skinął towarzyszowi i, jako że na dłuższe pożegnania nie było czasu, podszedł do konia Galdora. Sam jednakże nijak nie mógł nań wsiąść, ba, nawet za lejce nie mógł chwycić, bo wierzchowiec noldora należał do jednych z najokazalszych, jakie w swoim młodym życiu hobbit widział. Odwrócił się więc w stronę reszty i powiedział:

- Może mógłby ktoś pomóc biednemu niziołkowi dostać ręką do siodła, skoro już wyciągnął go z łóżka o tak późnej porze?

Z pomocą pierwszy przyszedł mu krasnolud, podsadzając hobbita na rękach, nic już nie mówiac, choć przez chwilę na jego twarzy pojawił się wyraz smutku. Szybko jednak przybrał zwyczajną, poważną minę. Sam również był gotów do drogi - pożegnawszy się z resztą drużyny, poprawił plecak i tkwiący za pasem topór, wydobył z kieszeni mały okrągły przedmiot znaleziony we wnętrznościach wielkiej ropuchy. Obracając go w palcach, zdawał się szeptać coś o utraconym królestwie i odmianie złego losu.
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 07-11-2009 o 00:30. Powód: Kompanów pożegnanie i rzecz o pierścieniu ;-)
Makuleke jest offline  
Stary 07-11-2009, 23:15   #353
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Drużyna

- Manfennasie… Manfennasie, pierworodni nie zwykli dzielić się swoimi zmartwieniami z młodszymi dziećmi Iluvatara. Nie starczyło by wam życia na ich wysłuchanie. – Galdor uśmiechnął się jedynie kącikami ust. Na jego twarzy gościł smutek. Taki, jaki mogą wywołać jedynie lata całe złych przygód, ciężkich doświadczeń i tłumionych emocji. - Jednak.. przepraszam. Masz rację i ja też tak pomyślałem. Jeżeli Orendil przywdział jakąś maskę, to opadnie ona, gdy zobaczy to, na czym najbardziej mu zależy.
- Zatem w drogę – dodał, gdy zabrakło pytań.

***

Narfin i Szrama

Uczynili tak, jak rzekła Narfin. Gnali dniem i nocą. Wśród wichrów i deszczy. Otwartym traktem i ukrytymi ścieżkami. Byle szybciej! Byle prędzej! Co noc oglądali się za siebie, widząc olbrzymie ogniska rozpalane przez tamtych. Co noc były one dalej. Prowadzący bandę Numenorejczycy mogli jedynie miotać w strażników klątwami. Mogli, a raczej mogliby, gdyby wiedzieli gdzie też się oni podziali. Nie wiedziała tego ani wiedźma o czarnym sercu, ani jej obyci z dziczą towarzysze. Nie wiedział tego sam Avnar, na którego dźwięk imienia truchlało pół odległego Umbaru. We wściekłość wprowadzał go każdy fałszywy cień, chociaż trochę przypominający swoją długością sylwetkę smukłego Dunedaina. A Dunedainowie.. i ich trochę mniej szlachetny kompan pędzili. Cały czas pędzili, z mistrzowską wprawą zacierając za sobą ślady. Podróżujący gościńcem chłop zobaczył jedynie tabun widmowych koni przecinający mu drogę. „Zły to znak. Wojna idzie” pomyślał i jeszcze tego samego dnia przeniósł swoją rodzinę w dalsze, bezpieczniejsze miejsce. Nie minęło wiele czasu, a w jego chacie urządziło sobie nocleg kilku dzikich zwiadowców, następnego ranka puszczając ją z dymem. Te ognisko rozbłysło niebezpiecznie blisko kompanii. Dużo bliżej, niż ogniska głównego obozu. Mogli wędrować prędko i cicho niczym nocne upiory, ale i tak wszyscy znali kierunek… Bree…

***

Drużyna

Ostatni odcinek podróży nie sprawił zahartowanej w bojach drużynie większych problemów. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że był całkiem przyjemny. Nastroje dokazywały. Galdor wskazywał drogę i strzegł przed niebezpieczeństwem, Hobbici jedli i śpiewali, Sokolnik pogwizdywał. Brakowało tylko starego krasnoluda, który uraczyłby ich jakąś opowieścią z dawnych czasów…
Tego dnia słońce przyjemnie grzało w plecy. Byli już blisko Bree, gdy czujny słuch Noldora odnalazł pewien znajomy dźwięk.
- Manfennasie… jak dawno opuścił nas twój przyjaciel? Oto i on. Szybuje w oddali. Niestety nie sądzę, by nas stąd usłyszał. Ani on… ani ci, za którymi podąża! – Zawołał, gdy wytężył wzrok. – To grupa jeźdźców, wszyscy w płaszczach, jakie zwykli nosić strażnicy. Pędzą na złamanie karku w naszym kierunku i nie są sami!

***

Narfin i Szrama

- Mamy zbyt piękny dzień, jak na taką mgłę, jaka zbiera się dookoła. – Sarknął jeden ze strażników. Był blady od towarzyszącego brakowi snu zmęczenia, lecz mocno trzymał się w siodle. Wszak nie byle krwi był to człowiek! Kołczan ze skóry wargów wymownie mówił o tym, czym zajmował się w dniach, gdy na sen miał znacznie więcej czasu niż dziś. Oj, niefortunnie zabrał zaszczytne trofeum w tą podróż…
Mgła najgęstsza była od północnego wschodu i stamtąd właśnie dobiegł ich dziki skowyt nocnych wilków. Po chwili było już widać biegnącą w ich stronę zgraję przerośniętych monstrów.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 07-11-2009 o 23:48.
Keth jest offline  
Stary 13-11-2009, 16:08   #354
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Z początku Manfennas poczuł się trochę winny tego, że zmusił Galdora do wyjawienia im wątpliwości, jakie go trapiły. Domyślał się, że musiał w swoim długim życiu doświadczyć wielu złych rzeczy. Z drugiej strony jednak cieszył się, że w końcu był z nimi szczery. Skoro podróżują ze sobą i mają stawić razem czoło kolejnym trudnością muszą mieć do siebie zaufanie.
W końcu ruszyli…

Droga do Bree okazała się dużo przyjemniejsza niż spodziewała się tego kompania. Z pewnością była to bardzo miła odmiana po żmudnej i monotonnej przeprawie przez bagna. Sokolnik pogwizdywał od czasu do czasu melodie starych pieśni, które poznał dawno temu, podczas długich wędrówek ze swoim przyjacielem i mentorem zarazem. Od dawna już o nim nie wspominał. Może to przez niesamowity wir zdarzeń, w który został wciągnięty, a może po prostu przyszedł czas, żeby zamknąć ten stary rozdział i z podniesioną głową ruszyć dalej przed siebie.

Podczas jednego z przyjemnych i ciepłych dni, gdy wszyscy pogodni, lecz czujni jechali traktem Galdor zaskoczył Manfennasa, wskazując palcem na niebo.

- Manfennasie… jak dawno opuścił nas twój przyjaciel? Oto i on. Szybuje w oddali. Niestety nie sądzę, by nas stąd usłyszał. Ani on… ani ci, za którymi podąża! To grupa jeźdźców, wszyscy w płaszczach, jakie zwykli nosić strażnicy. Pędzą na złamanie karku w naszym kierunku i nie są sami!

- Nie może być…- wybąkał zaskoczony- Może to Narfin i Szrama! A nawet jeżeli nie to bez znaczenia. Strażnicy już nie raz nam pomogli, czas by się odwdzięczyć.- zawoła patrząc na kompanów- Musimy wyjechać im naprzeciw i znaleźć dogodne miejsce, gdzie będzie można pozbyć się ich ogona. Oni o nas nie wiedzą i to daje nam przewagę! Szkoda czasu, ruszajmy! Przyjaciele nas potrzebują!
 
Zak jest offline  
Stary 13-11-2009, 22:38   #355
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Narfin doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że długo już nie utrzymają takiego tempa. Widziała jednak kilka nocy temu - tak samo, jak pozostali, ogromne ognisko rozpalone zbyt blisko ich obozu. Nie zamienili ze sobą ani jednego słowa na ten temat ale i tak każdy dawał z siebie jeszcze więcej. Jedynie łaska słodkiej Elbereth sprawiła, że żaden koń jeszcze nie okulał a jeździec nie padł z wyczerpania.

Ostatniej nocy odpoczywali nieco dłużej. Wydawało im się, że pogoń została bardziej w tyle. Jedynym dźwiękiem towarzyszącym im podczas odpoczynku były piski... sokoła?

Ten ptak wciąż za nami leci.

Nie zastanawiała się nad tym zbyt głęboko. Mieli poważniejsze problemy, a do Bree jeszcze kawałek drogi...

Tego dnia dzień wstał piękniejszy, niż ostatnimi czasy. Przede wszystkim nie padało, co wszyscy przyjęli z niemałym zadowoleniem. Narfin z przyjemnością ściągnęła kaptur, wystawiając twarz do słońca. Jeszcze na początku szaleńczej ucieczki (jak niedawno a zarazem jak dawno temu to było?) pożyczonym od jednego z towarzyszy sztyletem ścięła włosy. Nie sposób było je rozczesać, nie było gdzie i kiedy porządnie umyć i spiąć. Ba, nie było czym, bo wszelkie drobiazgi zostały w jukach... To była trudna, ale konieczna decyzja. Nie mogła ryzykować w żaden sposób ograniczenia i przesłonięcia, choćby na moment, wzroku. A tak splątane rude pasma posłużyły im do mylenia tropów i to, jak się wydaje, całkiem skutecznie...

Inną kwestią było, że nagle wszystko stało się wyraźne i oni również, mimo maskujących płaszczy Strażników stali się doskonale widoczni na tym dość rzadko porośniętym terenie. Dlatego też od razu zaalarmowała ich podnosząca się powoli mgła. Zwłaszcza ona i Szrama mieli w pamięci fatalne skutki zlekceważenia tej siły przyrody. Stali się nagle podwójnie czujni. Jak się okazało, nie tylko oni zauważyli, że coś się nie zgadza.

- Mamy zbyt piękny dzień, jak na taką mgłę, jaka zbiera się dookoła.

To powiedział jeden z młodszych Strażników, co upewniło Narfin, że jeszcze nie popadła w paranoję. Odruchowo zwolniła, ustawiając się prosto w kierunku północno-wschodnim, gdzie mgła była wyraźnie gęstsza. Nie minęło pięć uderzeń serca, gdy gdzieś z tych kłębów mlecznego oparu odezwał się pierwszy warg, a już po chwili dołączyły doń następne.

Kobieta nie miała zamiaru czekać, aż zwierzęta wypadną z mgły. Obróciła konia i ruszyła w kierunku najbliższego Strażnika

- Eleanie daj mi łuk i kołczan, Ty będziesz prowadził. Znajdź jakieś miejsce na zasadzkę. - Elean jak nikt inny nadawał się na przewodnika w tych stronach i miał najlepszego wierzchowca do pościgów... i ucieczek. Bezbłędnie znajdował drogę. - Arisie, szykuj łuk...

Nie musiała dodawać nic więcej. Wiedziała, że jest świetnym strzelcem, również z siodła i ma niezwykle celne oko. Nie było czasu na nic więcej, bo we mgle zamajaczyły pierwsze monstrualne cienie. Obejrzała się tylko, zirytowana, że ich kompani jeszcze zwlekają...

- Na co czekacie? W konie!

...i już szyła z łuku w stronę napastników. Nie miała zamiaru czekać, aż się wyłonią z mgły. Dołączyli z Arisem do uciekających towarzyszy, nieustannie strzelając w już wypadające z mgły wyraźne kształty. Modliła się w duchu, żeby to były tylko zwierzęta i żeby Elean znalazł dogodne miejsce do walki. Bo jeśli nie zdobędą przwagi terenu, mogą nie dojechać do Bree...
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 16-11-2009 o 08:37.
Viviaen jest offline  
Stary 13-11-2009, 23:08   #356
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Rzeczywiście, nastroje w czasie jazdy dopisywały znacznie lepiej, niż można by się tego spodziewać. Zwłaszcza po hobbitach, którzy, jak ktoś mógłby nie bez powodu przypuszczać, po nagłej pobudce w środku nocy i podróży na wielkich koniach, powinni raczej narzekać na niewygody. Tych dwóch jednak przeszło więcej więcej przygód i pokonało więcej przeciwności niż większość ich pobratymców z Bree i Shire razem wziętych.

Jako że zbliżali się już coraz bardziej do miejsca, w którym cała wyprawa wzięła swój początek, Telio opowiadał w drodze Olegardowi wszystko to, co miało miejsce na początku ich wędrówki. Mówił przy tym niewiele dbając o to, żeby jego opowieść miała jakąkolwiek kolejność i układała się jedną całość.

- Nie słyszałeś pewnie tego jeszcze - zaczynał na przykład. - Jak na samym początku Szrama ze swoim koniem się mocował... Z resztą, skąd mogłeś słyszeć - sam by ci się pewnie nie pochwalił...

Albo też:

- Ten Orendil, o którego się dopytywaliśmy, to jest dopiero zagadkowy jegomość. Kiedy byliśmy w Bree, "Pod Rozbrykanym Kucykiem", wszystkimi kierował tak, że nikt nie ważył się mu sprzeciwić, a przecież był zupełnie obcy. No i miał jeszcze ten dziwny kapelusz i długą laskę, choć słyszałem, jak niektórzy mówili, że to magiczna różdżka, a on sam jest czarodziejem...

I przeskakiwał tak, z wątku na wątek, a że humor obu hobbitom udzielił się przedni, opowieść często przeplatali żartami - z towarzyszy, a nawet z siebie samych, tworząc przy tym coraz to nowe wersje przeżytych przygód.

Nagle jednak wesołą rozmowę przerwał zupełnie poważny głos elfa:

- Manfennasie… jak dawno opuścił nas twój przyjaciel? Oto i on. Szybuje w oddali. Niestety nie sądzę, by nas stąd usłyszał. Ani on… ani ci, za którymi podąża! – Zawołał, gdy wytężył wzrok. – To grupa jeźdźców, wszyscy w płaszczach, jakie zwykli nosić strażnicy. Pędzą na złamanie karku w naszym kierunku i nie są sami!

Pierwszy zareagował oczywiście Sokolnik, który, choć może starał się to ukryć i zachowywać kamienną twarz, wyraźnie poruszył się na wzmiankę o zaginionym towarzyszu. Teliamok domyślał się tylko, jak bardzo brakowało mu przez te wszystkie dni obecności skrzydlatego przyjaciela.

- Nie może być… - wybąkał zaskoczony Sokolnik. - Może to Narfin i Szrama! A nawet jeżeli nie to bez znaczenia. Strażnicy już nie raz nam pomogli, czas by się odwdzięczyć - zawołał patrząc na kompanów - Musimy wyjechać im naprzeciw i znaleźć dogodne miejsce, gdzie będzie można pozbyć się ich ogona. Oni o nas nie wiedzą i to daje nam przewagę! Szkoda czasu, ruszajmy! Przyjaciele nas potrzebują!

Telio tymczasem nie wiedział, co ma robić - nie chciał po raz kolejny palnąć jakiegoś głupstwa, a myśl, że w nadciągającej z naprzeciwka grupie są Narfin, Szrama i Haerthe, napełniała go taką radością, że najchętniej zacząłby głośno krzyczeć i wymachiwać rękami. Powstrzymał się jednak od tego i tylko odwrócił się do siedzącego za nim elfa:

- Galdorze, co robimy? - zapytał krótko. Myśl o pościgu napełniała go niepokojem, ale z drugiej strony, myślał sobie hobbit, po tych wszystkich przejściach powinni sobie poradzić.
 
Makuleke jest offline  
Stary 14-11-2009, 01:36   #357
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Szrama kiwałby się w siodle ze zmęczenia gdyby nie to, że po tych koszmarnych, wypełnionych podrygiwaniem, bujaniem, telepaniem i nade wszystko kołysaniem dniach, zawarł z owym bezlitosnym urządzeniem znajomość aż nazbyt intymną. Owinięty szczelnie zapasowym strażniczym płaszczem, spod którego na świat wyglądało niewiele ponad kwaśną minę, beznadziejnie zatwardziale poszukiwał nieosiągalnego kompromisu między niedotykaniem a niewypadaniem z kulbaki, z możliwie największym substratem bezruchu.

Blask słońca nie rozjaśnił szramowego oblicza, nie zerwał mu nawet kaptura z głowy ani rozrzucił poł płaszcza. Jakby się Szrama nie obudził w nowym, pogodnym dniu, a wciąż gnał przez deszczową noc w swoim dziwnym odrętwieniu. Nie zauważył znaczących spojrzeń strażników...

A potem wstała mgła... Chwycił mocniej wodze i zmrużył oczy. Słuchał... tak, jak słuchać zaczęli wszyscy. I zaraz z pierwszym, zdałoby się, wyciem zaśmiał się krótko, ostro, nieprzyjemnie...
 
Betterman jest offline  
Stary 14-11-2009, 18:36   #358
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze

Strzały pomknęły w kierunku wilków, nie czyniąc im większej krzywdy. Pociski świstały między stworami aż huczało, lecz ani jeden z nich nie osiągnął celu. A cele były wielkie, liczne i stłoczone. Na wnikliwą analizę tego zjawiska niestety brakowało czasu. Nie trzeba było poganiać spłoszonych koni. Miało to swoje zalety, ale i wady. Opanowanie ich biegu, czy nawet najmniejsza zmiana kierunku graniczyła teraz z iście woltyżerskim cudem. Przeraźliwy kwik zwierząt był równie głośny jak dziki skowyt z tyłu. Mocny podmuch wiatru niósł ze sobą smród krwi i śmierci. Jeden ze strażników przymknął oczy, wznosząc modły do gwieździstookiej Elbereth by któraś gałąź nie rozbiła mu głowy. Inny ze wszystkich sił ucapił się grzywy swojego wierzchowca i wtulił w nią głowę, byle by tylko nie wylecieć z siodła. Koń Szramy nie wytrzymał pędu. Padł bez tchu, przygniatając go. Wiatr coraz silniej chłostał plecy jeźdźców. Dźwięk jaki przy tym wywoływał przypominał opętańczy śmiech złego, bardzo złego człowieka. Stwierdzenie, że nastroje nie dopisywały, byłoby raczej trywialne.

W tym samym czasie Galdor organizował odsiecz. Początkowo kazał wejść wszystkim na drzewa i uzbroić się w łuki, lecz nagle dostrzegł coś, co skłoniło go do zmiany planów.
- Za mną! – Rzucił do pozostałych i wskoczył na swojego wierzchowca, od razu przechodząc w galop. Biały koń najczystszej rasy pomknął do przodu niczym wystrzelona z łuku strzała. Już po kilku chwilach uciekinierzy dostrzegli go jako jasną plamkę na horyzoncie. Rosła z niezwykła szybkością. Noldor nie wystraszył się krwiożerczych wargów. Minął spłoszone konie i zagrodził drogę wilkom. Nawet nie drgnął, gdy przeniknął przez niego pierwszy z nich.

- Precz! Jesteście tylko majakiem! Cieniem dawnych czasów! Precz!

Iluzja rozwiała się niczym mgła w akompaniamencie tego samego, teraz dużo bardziej wyraźnego śmiechu.

I stało się tak, że znów byli razem. Wygrzebujący się spod konia Szrama, wycieńczona Narfin, hobbici z szeroko otwartymi ustami obserwujący pobojowisko bez ciał, Galdor o spokojnym, jaśniejącym obliczu oraz Manfennas i jego sokół, który wylądował na ramieniu właściciela i obrzucił strażniczkę obojętnym spojrzeniem.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 18-11-2009 o 09:30.
Keth jest offline  
Stary 17-11-2009, 14:02   #359
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Od razu zauważyła, że coś jest nie tak, jak powinno. Mimo, że oboje z Arisem wypuszczali w ścigające ich bestie strzała za strzałą, nie było żadnych oznak świadczących o tym, że pociski sięgnęły celu. To nie mogło być prawdą. Przecież biegły zwartą watahą, bok przy boku. Mimo to gęsty deszcz strzał nie wyrządzał im żadnej krzywdy a towarzyszący zwierzętom pogłos upiornego śmiechu jeżył włosy na karku....

Nie było jednak czasu na myślenie ani zastanawianie się, jak to jest możliwe. Narfin, strzelając, musiała równocześnie uważać na zachowanie niemal oszalałego ze strachu wierzchowca, aby nie spaść przy kolejnym strzale... których już niewiele mogła oddać. Kołczan robił się przeraźliwie pusty, desperacko wypuszczane strzały lądowały bezszelestnie w kłębach otaczającej ich mgły...

Nagłu kwik konia zmusił ją do bacznego spojrzenia przed siebie. To koń Szramy nie wytrzymał szaleńczego tępa i przygniótł go całym ciężarem. We mgle nie było widać wyraźnie, czy coś im się stało. Ściągnęła gwałtownym ruchem wodze, walcząc z przerażonym zwierzęciem, zdecydowana bronić towarzysza nawet w tej - wydawało się - beznadziejnej, sytuacji.

I wtedy, gdy już straciła nadzieję na dotarcie do mężczyzny przed napastnikami, wyczuła bardziej, niż zobaczyła, że zza jej pleców ktoś wyłania się z mgły. Jakaś świetlista, zdawało by się, postać, tchnąca siłą, odwagą i spokojem, wykrzykująca...

Co takiego?
- Precz! Jesteście tylko majakiem! Cieniem dawnych czasów! Precz!


Narfin w pierwszym momencie nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. W drugim odruchu chciała się roześmiać sama z siebie, że dała się tak nabrać. Powinna wyczuć, że to są tylko zjawy... Kto je stworzył, skoro żadne z nich nawet nie pomyślało o tym, że zagrożenie nie jest realne? Jaki potężny być musiał? Nie każdemu uda się zwieść Strażnika... A jednak. Po śmiertelnie niebezpiecznych bestiach pozostał tylko rozwiewający się we mgle szyderczy śmiech.

I postać, która sama wyglądała jak utkana z mgły, tyle, że podświetlonej blaskiem księżyca.

Chwilę później pojawili się również hobbici i Mafennas. Szrama - poobijany, ale cały, wydostał się jakoś o własnych siłach spod konia a reszta Strażników utworzyła wokół nich półkole, otwarte na Noldora. Strażniczka znalazła się więc niejako w samym środku, niepewna, co to oznacza, rozglądając się po znajomych twarzach. Była zaskoczona ich widokiem, chociaż trudno to nazwać zaskoczeniem. Kompletnie zbita z tropu, powoli oswoiła się z myślą, że niebezpieczeństwa już nie ma. Przynajmniej tego bezpośredniego.

- Galdorze... Jak...? Skąd...?

Tyle pytań chciało być równocześnie zadanych, że nie wiedziała, od którego zacząć. Zmusiła się do uspokojenia i uporządkowania myśli i już, już otwierała usta, gdy jakiś ruch znów rozproszył jej uwagę. Odwróciła się i zobaczyła Avargonisa, który właśnie lądował na ramieniu swojego pana. Gdy na nią spojrzał, na mgnienie oka pojawiła się nieproszona wizja... Odwzajemniła spojrzenie. Jednak w jej oczach nie było już radości ze spotkania. Spojrzenie kobiety było twarde, chociaż gdzieś w głębi można też było dostrzec czający się strach, strach przed czymś, czego nie znała i przed czym nie potrafiła się bronić... Trwało to tylko ułąmek sekundy, ale ta chwila wystarczyła na podjęcie decyzji.

Narfin zbliżyła się do elfa, patrzącego na sokoła z równie nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Galdorze, zanim gdziekolwiek się stąd udamy, zanim cokolwiek zostanie powiedziane, musimy porozmawiać. - jej głos był niewiele głośniejszy od tchnienia.
 
Viviaen jest offline  
Stary 19-11-2009, 20:11   #360
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Galdor natychmiast wydał rozkazy. Wszyscy łuki w dłoń, na drzewa i czekać aż pogoń strażników znajdzie się w zasięgu.
Sokolnikowi nie trzeba było wyjaśniać szczegółów plany. Już chciał zeskoczyć z wierzchowca i chwycić swój piękny i śmiercionośny łuk, który zabrał z bajecznego Rivendell, gdy elf zmienił zdanie.

- Za mną!- krzyknął i popędził do przodu niczym biała strzała. Manfennas rzucił się w galop zaraz za nim, próbując dotrzymać mu tempa. Jednak biały wierzchowiec elfa mknął jakby czuł na sobie baty najciemniejszych istot.
Gdy Galdor minął spłoszone konie strażników i zagrodził drogę rozwścieczonym wargom.

- Precz! Jesteście tylko majakiem! Cieniem dawnych czasów! Precz!- słowa przewodnika rozniosły się po okolicy niczym silny wiatr, wyginający gałęzie drzew.

Nagle wszystkie wilki rozpłynęły się gdzieś w powietrzu, wraz z przerażającym śmiechem, który aż ociekał złą aurą.
Koń Sokolnika zarżał niespokojnie i okręcił się dookoła. Manfennas ściągnął lejce, aby go uspokoić rozglądając się dookoła niepewnie.

-Przeklęta magia… Przeklęci czarodzieje.- przemknęło przez głowę mężczyzny.

Ogarnął spojrzeniem całe zajście. Dostrzegł Szramę, wydostającego się spod konia, zmęczoną i zdziwioną Narfin, oraz grupę strażników, tworzących przed elfem półkole.

- Galdorze… Jak…? Skąd…?- wyszeptała strażniczka.

Chwilę później na jego ramieniu wylądował Avargonis. Nie potrafił ukryć radości, jaka go ogarnęła, gdy ponownie mógł spojrzeć na sokoła, pogładzić jego pióra.
W tym samym momencie mężczyzna zwrócił uwagę na dziwną i niepokojącą wymianę spojrzeń między sokołem a Narfin.
Cóż się stało podczas tej długiej rozłąki?

- Galdorze, zanim gdziekolwiek się stąd udamy, zanim cokolwiek zostanie powiedziane, musimy porozmawiać.- powiedziała.

Manfennas wyobrażał sobie, że mieli sobie wiele do powiedzenia i wyjaśnienia. Uznał, że jego pytania mogą poczekać.
W pewnym momencie dostrzegł pewien brak… Coś nie pasowało… A raczej kogoś brakowało

- Gdzie jest Hearthe i jego Łatka?- zapytał i przebiegł spojrzeniem po wszystkich z wyraźnym niepokojem.
 
Zak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172