Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2009, 22:02   #361
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Szrama zdążył wyszarpnąć stopy ze strzemion i przez zęby poskarżyć się światu na wierzchowca słowem zwięzłym acz wielce treściwym, brakło mu już jednak czasu na opuszczenie siodła. Raczej marną pociechę stanowił fakt, że pęd rozwiązał ten problem za niego. Malowniczo furkocąc płaszczem Szrama wyprzedził w niemym przerażeniu swego rumaka, obrócił się w powietrzu za sprawą wciąż kurczowo (choć niezbyt rozsądnie) ściskanych w zbielałych dłoniach wodzy i grzmotnął o ziemię niczym worek rzepy.

...

Coś było nie tak z barkiem. W kwestii pleców, pięt i głowy nie potrafił się jeszcze opowiedzieć. Był za to pewien, że nawet jego ciasny, prywatny wszechświat powinien zawierać coś więcej. Kierunki lub dźwięki na przykład. Ze względu na mgliste wspomnienie mrożącego krew skowytu zdecydowałby się raczej na te pierwsze. Z drugiej jednak strony, mniej więcej w kierunku jego twarzy pędził przecząc zasadom zwierzęcej anatomii koński zad. Tak, za kilka przyzwoitych zasad, skłonny byłby zrezygnować i z dźwięków i z...

...

- Nie żyje - odpowiedział Szrama zza końskiego trupa i wstał. Po czym rozprostował zaciśnięte na rzemieniach palce, niezdarnie wyplątał się z płaszcza i wstał raz jeszcze. Przestąpił dziwacznie wykręcony łeb wierzchowca i chwiejnie ruszył do towarzyszy. Lewe ramię wisiało bezwładnie. Prawą dłonią odgarnął z twarzy pozlepiane ziemią kosmyki, mażąc czoło i włosy krwią. - Rohirrim nie żyje. A krasnolud?
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 20-11-2009 o 22:07.
Betterman jest offline  
Stary 21-11-2009, 14:27   #362
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Zasadzka, odsiecz, pogoń - to wszystko nieco skonfundowało Telia. Gotów był wykonać każde polecenie Galdora jeśli chodziło o ratowanie przyjaciół, ale na dobrą sprawę nie orientował się, co się dzieje dookoła.
Elf wyprzedził ich, mknąc jak wiatr i hobbit nie widział dobrze, co się działo z przodu. To, co potrafił dostrzec, to wielka chmara bestii coraz bardziej doganiająca grupę uciekinierów. Noldor na swoim białym wierzchowcu zagrodził im drogę, krzycząc coś donośnym głosem, a po chwili, kiedy Teliamok, Manfennas i Olegard dotarli na miejsce, po wilczym stadzie nie zostało ani śladu - jedynie rozwiewająca się na wietrze mgła i upiorny, złowieszczy śmiech, na którego dźwięk Telio aż wciągnął głowę między ramiona.
- Rozumiesz coś z tego Olo? - zapytał przyjaciela zdziwionym głosem, rozglądając się wokół. "To wszystko musi być jakaś czarna magia...", pomyślał.

Dopiero po chwili spędzonej na oglądaniu z szeroko otwartymi oczami dziwnego zjawiska, hobbit dostrzegł dawno nie widzianych przyjaciół. Galdor i Sokolnik zdążyli się już z nimi przywitać, nawet Avargonis wylądował na ręce Manfennasa.

- Narfin, Szramo, witajcie! - wykrzyknął, uradowany. I nagle, jak zwykle dopiero chwilę po bystrookim Sokolniku dostrzegł to, co aż nadto rzucało się w oczy. Nigdzie nie było widać Haerthe.

- Nie żyje - odpowiedział Szrama zza końskiego trupa i wstał. - Rohirrim nie żyje. A krasnolud?

- Balthim został w Tharbadzie... - odrzekł mechanicznie Telio, ale urwał w pół zdania, w jednej chwili rozumiejąc słowa towarzysza. - Jak to nie żyje? Przecież jechał z wami, przecież... Hearthe...

Brandybuck osunął się na ziemię, cała radość z ponownego połączenia drużyny i cały wspaniały nastrój towarzyszący im od Tharbadu nagle prysły. Niziołek doznał nagle uczucia pustki, tak jakby gdzieś obok niego było niewypełnione przez nic miejsce. Miejsce, w którym powinien stać Haerthe, trzymając za uzdę spienioną ale radosną po dzikim galopie Łatkę, uśmiechać się na widok towarzyszy, uścisnąć Manfennasowi rękę i poklepać hobbitów po ramieniu. Tego wszystkiego nie było dookoła, a zamiast tego zdawała się ziać wielka czarna dziura, która sprawiała, że promienie słońca były zimne i kuły w oczy. Telio nie oszukiwał się nawet, że to za ich sprawą z oczu pociekły mu łzy. Było tyle rzeczy, o które chciał spytać Narfin i Szramę, tyle chciał im opowiedzieć, ale teraz żadne słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Siedział tylko na ziemi, zapatrzony gdzieś w horyzont, pociągając co jakiś czas nosem. "Haerthe..."
 
Makuleke jest offline  
Stary 21-11-2009, 20:21   #363
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
I była radość i był też smutek. Były łzy szczęścia, lecz też żalu i tęsknoty za tymi, którzy już odeszli poza granice Ardy. A wszystko to zmieszane ze sobą, w ten jakże przedziwny sposób, w który to splatają się losy wszystkich tych co żyją w świetle jasnego Anara.



Nim przebrzmiały słowa wypowiedziane przez strażniczkę, przez zasłony ciężkie od bladego oparu mgły przedarł się promień jaskrawej zieleni, by poszybować ku otwartemu niebu. Poblask bił z miejsca, gdzie jak się orientowali powinno znajdować się z dawna przez nich opuszczone miasteczko Bree. Dobra chwilę zielonkawy grot godził w kopułę nieboskłonu nim na dobre znikł zatapiając na nowo równinę w ponurych objęciach szarej mgły. Cóż mogło to znaczyć? Tysiąc i jedna myśl przemknęła przez Wasze głowy, lecz żadna z nich nie zdawała się przynieść godnej odpowiedzi. Pierwszy zareagował Avargonis. Ptak, jakby na ten znak z odległego miasteczka, poderwał się do lotu by zniknąć w nisko sunących nad Waszymi głowami chmurach.

- Nie czas teraz na rozmowy. - Rzekł Galdor, a twarz noldora zdawała się być pełna napięcia i czegoś, co z niedowierzaniem, gotowi byście nazwać lękiem. - Zbyt wiele teraz się dzieje. W miasteczku...

Zamarł w pół słowa, gdy z oddali na wschodzie, niczym w geście odpowiedzi, rozbłysnął podobny świetlny fajerwerk. Zgroza schwyciła Wasze serca w swoje zimne, kościste łapy na ten widok. Coś się rozpoczęło, coś wielkiego i strasznego i zdawało się to być oczywiste nawet dla tych pośród Was, którzy ledwo wynosili kędzierzawe czupryny ponad wysokie pokrzywy.

Dziwnie i strasznie wyglądała ściągnięta gniewem twarz elfa w zielonym poblasku odległego rozbłysku, lecz oczy Galdora pałać poczęły z nagła taką jasnością, że chciałoby się rzec, że dwie gwiazdy skryły się za nimi. Sam elf zaś wyprostował się i rzekł tonem, w którym nawet krztyny ciepła nie było:

- Nasi wrogowie wyszli z ukrycia i nadszedł czas gdy będzie trzeba wyjść im naprzeciw. Nie lękajcie się, bo choć ciemność się wzmaga, to wciąż jest nadzieja...



I jakby w odpowiedzi na słowa smukłego noldora niebo, na dalekim zachodzie, gdzie słońce już skrywało się za widnokręgiem, otworzyło się i rozbłysły migotliwie gwiazdy, a w każdej z nich zdawała się skrywać pociecha, która niosła spokój i odwagę.

I znów wyraz twarzy elfa zadziwił Was niezmiernie, bo tym razem, przez jego oblicze, które na ogół było niczym niczym z marmuru, tym razem przemknęło zaskoczenie. Elf wpatrywał się w połyskujące gwiazdy i rzekł:

- Zaiste nie staniemy sami przeciw nieprzyjaciołom. Wiele jest sił we Śródziemiu, lecz nie wszystkie są nam wrogie. - Galdor skłonił się głęboko i z powagą przed zachodnim niebem. - Czuje, że gdzieś tam czuwają nad nami przyjaciele...

Nim jeszcze przebrzmiały jego słowa, we mgle rozległ się szyderczy śmiech, od którego aż ciarki chodziły Wam po plecach, a zimne, niczym dotknięcie umarłego, tumany mgły ponownie poczęły się kłębić przysłaniając wszystko w zasięgu wzroku. Dziwnym trafem otworzyło się przed Wami coś na kształt szpaleru pośród szarych oparów, który prowadził prosto na zachód.



Było w tej mgle coś dziwnego. Niosły się w niej echa ledwie zrozumiałych, złowieszczych słów, pełne pożądliwości szepty i ten, co raz to rozbrzmiewający w ciemnościach, straszliwy śmiech. Lecz tam gdzie stąpał Galdor mgła zdawała się rzednieć, dziwne szepty cichły, urwane jakby w przestrachu przed jaśniejącym w gniewie spojrzeniem eldara. I wtedy zza mglistej zasłony wyłoniła się mroczna sylwetka, o rozmytych kształtach...



Lecz po chwili zbliżyła się dość blisko, by dało się dojrzeć gorejące zgrozą ślepia i pordzewiały rynsztunek, którym przyobleczono z dawna umarłe ciało. Stwór rodem z najciemniejszych otchłani przeszywając Was swym lodowatym, martwym wzrokiem począł mówić, a jego głos zdawał się dochodzić z wielkiej dali:

- On Was oczekuje. - Głos był pozbawiony wszelkiej intonacji, nawet cienia emocji w nim już nie było. - On ma miasto i ludzi w swej mocy. Na nic się zdały podstępy starca. Jeśli chcecie zobaczyć tych ludzi żywych musicie się pośpieszyć...

Słowa straszliwego herolda rozwiały się wraz z nim we mglistych cieniach. A przed Wami wciąż otwierała się ścieżka przez mgłę ku zachodowi...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 21-11-2009 o 22:33.
Avaron jest offline  
Stary 26-11-2009, 23:50   #364
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Następujące chwilę później wypadki nie pozwoliły hobbitowi na długo pogrążyć się w zadumie. Na widok rozbłyskującego od strony Bree dziwnego światła Telio poderwał się zdezorientowany.

- Galdorze, co się dzieje? - spytał wystraszonym głosem, gdy kolumna zielonego blasku wystrzeliła w ołowiane niebo z drugiej strony horyzontu, sprawiając, że Brandybuckowi włosy zjeżyły się na karku. Gdzieś w jego głowie zrodziła się myśl, że światło pojawiło się w chwilę po tym, jak na spotkanie drużyny padł cień śmierci Haerthe i myśl ta z każdą chwilą rosła coraz bardziej, wywołując wrażenie, że ten, kto stał za upiorami w Bree i za widmami wargów, że ten ktoś cały czas się im przygląda, a teraz daje im znać, że już mu się nie wymkną.
Na całe szczęście z podnoszącymi na duchu słowami wystąpił Galdor:

- Nasi wrogowie wyszli z ukrycia i nadszedł czas gdy będzie trzeba wyjść im naprzeciw. Nie lękajcie się, bo choć ciemność się wzmaga, to wciąż jest nadzieja...

Chwilę po tym na niebie w miejsce strasznej poświaty zabłysnęły gwiazdy, a wszystko to razem sprawiło, że Telio nagle poczuł w sobie siłę, żeby stawić opór ciemnym mocom, które czaiły się gdzieś w zapadającym zmroku. Trwało to zaledwie mgnienie oka, zanim dookoła nie rozległ się mrożący niziołkowi krew w żyłach śmiech. Towarzyszyło mu też coś jakby urywany szept wielu odległych, obcych głosów. Teliamokowi przypomniała się ta straszliwa noc, kiedy zmory omal nie dopadły go samego w lesie. Na to wspomnienie cały zadrżał, ale chwilę później przypomniał sobie coś jeszcze.

„Przecież teraz jest z nami Galdor i zastęp Strażników. Kogo jak kogo, ale ich ducha nic nie złamie tak łatwo. Jesteśmy bezpieczni.”

I nagle Telio znów poczuł, że może oprzeć się wijącemu się na dnie serca strachowi. Czuł, że jest wśród sprawdzonych kompanów, gdzie nic mu nie grozi, że razem, jak powiedział elf, są w stanie wyjść nieprzyjaciołom naprzeciw.
I kiedy na ścieżce wiodącej w stronę miasteczka zamajaczyło widmo jakiegoś dawno pogrzebanego wojownika, hobbit nie cofnął się z przerażeniem i nie schował za plecami któregoś z Dużych Ludzi. Wysłuchał, co nieprzyjaciel ma im do powiedzenia.
A ten zdawał się ich wprost zapraszać do siebie, oczekiwał ich. W słowach posłańca kryła się pewność zwycięstwa, jakby cała ich wyprawa poszła na darmo. Spóźnili się, nie zdążyli z ratunkiem na czas i teraz władca upiorów igrał sobie z nimi, dając im złudną nadzieję: „Jeśli chcecie zobaczyć tych ludzi żywych musicie się pośpieszyć...”
Podstęp przeciwnika zatem osiągnął swój cel - Telio, który dzięki sile noldora sam poczuł się silny, nagle popadł w rozterkę. Nie wiedział już, czy jest sens w dalszej podróży do Bree, nie wiedział, czy jeszcze jest po co wracać do miasteczka. Choć nie czuł strachu przed ciemnością, czuł, że nie wie, dokąd dalej pójść.
Obrócił wystraszone oczy na Narfin, Galdora i Manfennasa.

- A więc jedziemy do Bree, czy nie? - zapytał, gdy pełna napięcia cisza przeciągała się coraz bardziej. - Nie obawiacie się, że to może być pułapka?

"Decydujcie, jestem tylko małym hobbitem, nie znam się na ciemnych mocach i widmach z zaświatów, pójdę tam, gdzie wskażecie" - tłukły się w jego głowie myśli w oczekiwaniu na decyzję kompanów.
 
Makuleke jest offline  
Stary 27-11-2009, 17:19   #365
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jakiś niezwykły choć dziwnie swojski i nieśmiały odruch popchnął Szramę do siedzącego na ziemi hobbita. Dźwignąć zrozpaczonego niziołka na nogi i dodać otuchy - pewnie mizernej i wątłej... Bo jakiejż by mógł dodać?
I z taką nie zdążył. Zamarł za nim z na wpół wyciągniętą ręką, niezdarnie pochylony w zielonej poświacie. Zapomniał o zdrętwiałym barku i sączącej się z nadgarstka krwi. O Haerthe i przeklętym Bree. O po kryjomu nieodżałowanych, ognistych lokach. Dopóki migotliwe powidoki przesłaniały świat.
Potem schylił się szybko i w mgnieniu oka z krótkiego, godnego hobbiciej ręki zamachu, posłał w ślad za sokołem nieduży kamień.

Drugi rozbłysk nie poruszył Szramy tak jak bolesny wyrzut w spojrzeniu Manfennasa ani widok skąpanych w zielonej poświacie, trupich twarzy towarzyszy. W gruncie rzeczy, nie całkiem świadomie, ale gdzieś głęboko w środku - spodziewał się go. Tak, drugi rozbłysk - odpowiedź - stanowił uzupełnienie. Domykał całość.

Oczy elfa... zimne gwiazdy... I niziołkowi, choć sobie nory w ziemi upodobał i człowiekowi nawet... który szuka w mroku kompana... potrzebne jest słońce, długouchy... Co im po gwiazdach... Co im po zimnych gwiazdach...

... A może i pod nami, długouchy... Pod nami raczej... Ha! Kto by się takich przyjaciół po pierworodnych spodziewał, taka wasza mać...


Splunął siarczyście przez ramię w mgłę i zrobił bardzo ciężki, na starca wspomnienie, krok. Oparł dłoń na niziołkowym ramieniu, schylił się do kędzierzawej głowy i czy to sobie, czy hobbitowi dla dodawnia odwagi, powiedział:

- Pamiętasz moją chabetę, jabłkowy hobbicie? Nie patrzyła, że ramię masz krótkie, ale że jabłko dobre. Potem... potem i ode mnie wzięła.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 28-11-2009 o 02:05.
Betterman jest offline  
Stary 27-11-2009, 23:38   #366
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Heathe nie żyje… Sokolnik długo nie mógł zrozumieć, czy raczej nie chciał dopuścić do siebie sensu tych słów. Jak to możliwe, że ten zawsze spokojny i opanowany jeździec odszedł z tego świata?
Niedługo czasu los dał na opłakiwanie zmarłych. W pewnej chwili zielone światło przebiło się przez mgły i poszybowało prosto ku niebu. Promień pojawił się z rejonów Bree, co nie wróżyło nic dobrego… Wręcz przeciwnie.
Avargonis zerwał się natychmiast i poszybował w górę, znikając w chmurach. Bez wątpienia musiało być to coś strasznego, skoro sokół odleciał. Cały czas nie mógł oprzeć się przeczuciu, że poszybował w kierunku Bree. Na widok rzucającego za ptakiem kamieniem Szramę, Manfennas poczuł się zmieszany. Coś musiało się wydarzyć, podczas ich rozłąki. Rzucił mężczyźnie pretensjonalne, ale także pytające spojrzenie.

- Nie czas teraz na rozmowy. Zbyt wiele teraz się dzieje. W miasteczku...

Sokolnik skinął głową na słowa Galdora. Był gotów do gonitwy ku miasteczku w każdej chwili. W tym samym momencie gdzieś w oddali ponownie rozbłysnął kolorowy promień. Zmieszany mężczyzna spojrzał pytająco na elfa, którego twarz przybrała niespotykany dotąd wyraz twarzy. Gniew i złość na jego twarzy mogła świadczyć tylko o najgorszym.

- Nasi wrogowie wyszli z ukrycia i nadszedł czas, gdy będzie trzeba wyjść im naprzeciw. Nie lękajcie się, bo choć ciemność się wzmaga, to wciąż jest nadzieja...

Słowa elfa, jakby poniosły w sobie magię. Niebo w jednej sekundzie zajaśniało gwiazdami, z których każda niosła pozytywne emocje.

- Zaiste nie staniemy sami przeciw nieprzyjaciołom. Wiele jest sił we Śródziemiu, lecz nie wszystkie są nam wrogie. Czuje, że gdzieś tam czuwają nad nami przyjaciele...- słowa Galdora wyrwały mężczyznę z zadumy w jaką wprowadziło go niecodzienne widowisko.

- Obyś miał rację- mruknął bardziej do siebie.

Nagle dookoła rozległ się przerażający śmiech. Manfennas ponownie rozejrzał się nerwowo z ręką położoną na rękojeści. Co to za przeklęta magia?
Mgła zgęstniała, a przed wędrowcami otworzyła się ścieżka, prowadząca prosto na zachód. Przeraźliwy śmiech nasilał się z każdą sekundą, jego groza potęgowana była przez złowieszcze szepty, które rozbrzmiewały dookoła nich.
W końcu ktoś się pojawił. Była to postać bardziej przerażająca niż wszystko, co Sokolnik widział podczas tej długiej wyprawy. Gdy upiór przemówił, mężczyzna poczuł chłód nie do zniesienia.

- On Was oczekuje. On ma miasto i ludzi w swej mocy. Na nic się zdały podstępy starca. Jeśli chcecie zobaczyć tych ludzi żywych musicie się pośpieszyć...

Jego słowa rozwiały się pośród mgły zostawiając przed nimi jedynie ścieżkę na zachód, jak się można było domyślić do Bree…

- A więc jedziemy do Bree, czy nie?- Telio odezwał się, jako pierwszy- Nie obawiacie się, że to może być pułapka?

- Myślę, że na pewno na nas tam czekają… Chcą, żebyśmy do nich przyszli.- powiedział posępnie- Lecz co innego nam pozostaje? Galdorze?- zwrócił się do towarzysza- O kim mówił ten upiór, jaki On?
 
Zak jest offline  
Stary 29-11-2009, 22:17   #367
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Nagle zbyt wiele zdarzyło, by mogła wszystko ogarnąć. Zbyt wiele i zbyt szybko. A także zbyt jednoznacznie, nie pozostawiając im najmniejszego wyboru. Ani żadnych złudzeń.

Nie zdążyła ułożyć odpowiedzi na pytanie Sokolnika, Szrama okazał się szybszy. I znacznie mniej delikatny, chociaż co do prawdziwości stwierdzenia miała lekkie wątpliwości. Wierzyła, że Rohirrim jakimś cudem przeżył... Nie było jednak czasu na roztrząsanie tej kwestii. Ani żadnych innych.

Rozbłysk zielonej kolumny odbił się trupim blaskiem w jej oczach, łapiąc zimnymi palcami za serce. Drugi - wpił się głęboko w duszę. Z niezachwianą pewnością wiedziała, co oznaczają. Tak, jak wszyscy znajdujący się wokół niej... Przytuliła do piersi krwawy klejnot. Był ciepły w dotyku i przynosił pocieszenie, jakby były w nim zaklęte dusze jej brata i przyjaciół, dające siłę spoza granic świata żyjących...

Po świetlnym pokazie - hasło i odzew, pytanie i odpowiedź, zwieńczenie trwających tyle tygodni przygotowań mrocznych sił... - nie zdziwiła się odpowiedzią Galdora. Żadna odpowiedź nie była już potrzebna, kolejne słowa były już całkowicie zbędne. Zwłaszcza, że w tym momencie, jakby na wezwanie, Avargonis poderwał się do lotu, znikając we mgle, a zaraz za nim poszybował kamień ciśnięty przez Szramę. Strażniczce serce się ścisnęło, gdy obejrzała się na Mafennasa - sokół był jego przyjacielem... lecz teraz nie było czasu na sentymenty. Sama miała ochotę zrobić to samo, jednak nie miało to najmniejszego sensu w szybko gęstniejącej mgle...

Po chwili na niebie - zdecydowanie zbyt wcześnie i zbyt jasno jak na tą porę dnia, pojawiły się gwiazdy.

- Zaiste nie staniemy sami przeciw nieprzyjaciołom. Wiele jest sił we Śródziemiu, lecz nie wszystkie są nam wrogie...

Narfin zastanowiła się przelotnie, czy rzeczywiście była to deklaracja wsparcia. Co jeszcze zdarzy się w tej podróży, jakie siły wezmą udział w tym starciu? Jakby w odpowiedzi pojawił się upiór, zapraszający ich do Bree, wskazujący ścieżkę i nakazujący pośpiech. I znów zostali sami w kłębach mlecznych oparów, ledwie widząc siebie nawzajem, lecz doskonale widząc drogę prowadzącą do Bree. Miasteczka, w którym wszystko się wyjaśni...

Jako pierwszy ciszę przerwał - oczywiście, hobbit. ...Nie obawiacie się, że to może być pułapka? Pułapka... Na twarzy kobiety pojawił się na moment krzywy uśmiech, zupełnie taki jak kiedyś, gdy dopiero co się spotkali... kiedy chowała się za nim jak za tarczą, nie dopuszczając nikogo zbyt blisko...

Ta cała wyprawa to jedna wielka pułapka. Od początku nią była, ale żadne z nas tego nie dostrzegło... teraz nie mamy już wyboru... Tylko kto pociąga za sznurki?

Sokolnik zdawał się czytać w jej myślach:

- Myślę, że na pewno na nas tam czekają… Chcą, żebyśmy do nich przyszli. Lecz co innego nam pozostaje? Galdorze? O kim mówił ten upiór, jaki On?

Razem ze wszystkimi zwróciła spojrzenie na Noldora. Czy znał odpowiedź na tą zagadkę? Podstępna pamięć podsunęła jej przed oczy sylwetkę Kata i kobiety, która zostawiła piekącą pamiątkę na policzku. Dotknęła zagojonego już zadrapania zastanawiając się, jak potężny musi być pan, który ma takich służących...
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 30-11-2009 o 08:03. Powód: korekta
Viviaen jest offline  
Stary 30-11-2009, 00:25   #368
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Galdor stał ze spuszczoną głową. Długie, falujące loki spadały kaskadą na jego jasne oblicze. Po chwili wahania podniósł na Was swoje gorejące siłą spojrzenie i rzekł:

- Na samym początku tej historii ktoś wypowiedział imię naszego nieprzyjaciela. - Na chwilę głos eldara umilkł, by po chwili znów rozbrzmieć w wieczornej ciszy. - Nasza historia zatacza pełen krąg, przed nami Bree i odpowiedzi. Cały ten czas byliśmy mamieni, przez kogoś zwanego Białą Żmiją. Wielce trafny to przydomek, bo tak zdradzieckiego węża jeszcze nie dane mi było spotkać. Jego oszustwa są czymś znacznie większym niż mogło nam się wydawać, a dopiero teraz widzę jak dalekosiężne były jego intrygi. Wszystko musiało być z dawna zaplanowane, ludzie z północy, którzy przybyli tu z nieznanych nam powodów wraz z dzikimi orkami, wszystkie z dawna uśpione moce ciemności... Ktoś kto tego dokonał jest zaiste wielkim przeciwnikiem, godnym następcą samego Czarnoksiężnika z Angmaru...

Słowa niosły w sobie przejmujące brzemię strachu. Spojrzeliście po sobie, przepełnieni niepewnością i lękiem. Czyż o takich nieprzyjaciołach nie opowiadały legendy? Gdzie zatem podziali się bohaterowie tych legend, którzy zwykli się borykać z takimi przeciwnikami? A tu proszę! Ledwie garstka strażników, dwóch hobbitów i najzwyklejszych ludzi. Oczywiście jest i Galdor, lecz czy wystarczy sił nawet najmożniejszego z elfów by z takim nieprzyjacielem się mierzyć?

- Ale tu kończą się intrygi i kłamstwa. - Głos elfa pełen był spokoju. - Przed nami Bree, a tam wszystko stanie się jasne. Kto jest nam wrogiem, a kto przyjacielem. Ja przyjaciele nie mam wyjścia. Przysięgałem na wszystko co mi drogie, że zawsze stawie czoła ciemności i nie ma dla mnie odwrotu. Ruszam do Bree by stanąć przeciw temu co tam czeka, nawet jeśli jest to pułapka. Jeżeli nie czujecie się na siłach by udać się tam ze mną, to wierzcie mi, iż to rozumiem.
To rzekłszy Smukły noldor lekko i zgrabnie wskoczył na siodło swego potężnego rumaka i ruszył na jego grzbiecie ku ścieżce wytoczonej przez ciężkie tumany mgieł. Za nim bez słowa skargi ni zwątpienia ruszyli strażnicy o twarzach ocienionych kapturami, a każdy z nich mimowolnie sprawdzał rynsztunek jakby szli w bój.



Wąski przesmyk między dwoma jednolitymi ścianami mgły zdawał się być wypełniony niezwykłą i złowróżbną obecnością. Echem odbijało się każde stąpnięcie konia, a każde słowo zdawało się powracać głośniejsze i odmienione przez gęste opary, tak że własne Wasze głosy zdawały się wywoływać ciarki. Nikt nie pośród jadących nie mógł pozbyć się uczucia, że oto wkraczacie wprost w paszcze straszliwego smoka, który tylko czeka by zacisnąć swe zębate szczęki.



Takie i inne, równie przyjemne rozmyślania doprowadziły Was do rozszerzającego się przestworu wolnego od mgły. Pośród wysokiej, skrzącej się rosą, trawiastej polany siedział jegomość na zwalonym pniu, z dawna upadłego dębu. Okryty był szkarłatną peleryną zwieńczoną kapturem spod, której wyłaniał się haczykowaty nos i smętnie zwisająca, rudawa broda. W świetle niewielkiego ogniska jego oczy zdawały się mienić dziwnie zielonymi błyskami... Na Wasz widok podniósł głowę i powoli wstał, wspierając się na kosturze, zwieńczonym połyskującym szmaragdowo kryształem. Przez usta wąskie usta człeka przemyka nikły uśmiech, a on sam mówi przymilnym tonem:
- Strasznie długo musiałem na Was czekać. - Jego twarz w blasku ognia choć znajoma zdaje się być odmienioną, zupełnie inną niż pamiętacie. - Jesteście już strasznie spóźnieni. Czy macie to po co Was posłałem?

Orendil uśmiecha się ponownie, szerokim gestem zapraszając Was ku ognisku...



A dużo dalej, choć nie tak znów daleko...

- Naprzód! - Krzyczy potężny jeździec w czerni okładając konia pejczem. - Szybciej ku zachodowi!

Koń kwiczy przeraźliwie, spienione boki barwią się szkarłatem, czarna peleryna jeźdźca rozwiewa się w pędzie szaleńczej kawalkady! Za nim galopują jego straszliwi podkomendni. Niczym korowód widm, mkną ku małemu miasteczku, skrytemu wśród mgieł...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 30-11-2009 o 00:39.
Avaron jest offline  
Stary 05-12-2009, 13:51   #369
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Tak, na słowa Galdora o czarowniku noszącym miano Białej Żmii, o jego intrygach i mocach, którymi władał, Telia dopadły czarne myśli. Nie wiedział, w którą stronę pójść, nie wyobrażał sobie nawet, co go czeka w Bree, czy gdziekolwiek, gdzie mógłby starać się ukryć. Był tylko niziołkiem, który ledwo dostać mógł wrogowi do pasa i który nie znał się ani na wojnach ani na strasznej magii - co mógł takiego zrobić, by stawić opór cieniowi? Był tylko niewysokim Brandybuckiem, zagubionym pośród zdarzeń, których do końca nie rozumiał... Na szczęście nie był sam i znalazł się obok Szrama, który wiedział, co zrobić.

- Pamiętasz moją chabetę, jabłkowy hobbicie? - powiedział, klepiąc go po ramieniu. - Nie patrzyła, że ramię masz krótkie, ale że jabłko dobre. Potem... potem i ode mnie wzięła.

Dzięki tym, jak na Szramę niezwykłym może, słowom Telio zrozumiał, że muszą iść dalej. „Skoro zaczęło się coś, to trzeba to skończyć... albo przynajmniej się postarać.” W Bree wszystko się wyjaśni, jak powiedział elf. Tam znajdował się ich cel.
Dlatego też hobbit śladem Galdora a także Narfin i reszty strażników wjechał na prowadzącą we mgle ścieżkę. I chociaż bał się tego wszystkiego, czego nie rozumiał i co kryło się gdzieś w gęstym oparze, chociaż na każde zniekształcone, upiorne echo wzdragał się i nerwowo rozglądał na boki, to jechał dalej.

Nagle gdzieś z przodu dostrzegli blask ogniska. Z początku Teliamok przestraszył się, że może to być jakaś zasadzka - może trafili na obozowisko jakichś zbójców albo goblinów i że przyjdzie im stoczyć walkę. Żeby poczuć się pewniej położył dłoń na rękojeści mieczyka. Jednak ani Galdor ani równie przecież czujni strażnicy nie dali znaku, żeby się zatrzymać lub zawrócić. A po kilku chwilach okazało się, że tym, kto czekał na nich przy ognisku nie był ani góral - zbójca ani żaden ork. W siedzącym przy ciepłych płomieniach człowieku Telio rozpoznał czarodzieja Orendila. A przynajmniej na to wskazywałoby jego odzienie, ruda broda i laska z zatkniętym na końcu kamieniem.
Może i hobbit nie wiedział wszystkiego i nie był tak mądry jak noldor czy Strażniczka, ale w czasie podróży słyszał różne domysły na temat starca. Spotkali się zaraz po tym, jak do drogi zachęcił ich widmowy posłaniec wroga, w dodatku niemal dokładnie na ścieżce, którą ten im wskazywał... Z tego powodu Brandybuck nie poczuł zupełnej ulgi na widok znajomej twarzy. Rzucił zaniepokojone spojrzenia jadącym obok Szramie i Manfennasowi, jakby sprawdzając, czy i i ch dręczę podobne wątpliwości. Szepnął też do Olegarda, że coś mu się tu nie podoba. Miał nadzieję, że Galdor będzie potrafił przeniknąć wszelkie te niejasności swoim bystrym wzrokiem i umysłem, a Narfin wraz ze Strażnikami będą potrafili w razie czego ich obronić.
 
Makuleke jest offline  
Stary 05-12-2009, 22:16   #370
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Słowa Galdora rzuciły nowy cień na serce Sokolnika. Po raz kolejny podczas tej wyprawy zwątpił. Zwątpił w siebie, w swoją odwagę i umiejętności. Nie raz słuchał opowieści o bohaterach, którzy małą garstką stawiali czoła mrocznej potędze. Wtedy ich poczynania wydawały się takie oczywiste, naturalne, nigdy nie zastanawiał się nad uczuciami, jakie musiały nimi targać.
A teraz… Teraz sam znalazł się w środku nierównej walki. Zupełnie jak w opowieściach z dawnych czasów. Jednak dla Manfennasa nic nie było proste w tej chwili. Skąd miał wziąć w sobie tą siłę i wolę, by zrobić krok do przodu i stanąć oko w oko z ciemnością.

-„Skoro nigdzie nie widać nadziei, zaufaj swoim przyjaciołom. Tylko oni mogą pokazać ci właściwą drogę…”- przez umysł Sokolnik przemknęły słowa jego starego przyjaciela, mentora.
Podniósł głowę spoglądając na swoich towarzyszy. Na jego twarzy pojawił się niemrawy uśmiech. Wiedział, że może na nich liczyć i to właśni im musi powierzyć swoje zaufanie i życie.

Po chwili drogi przed drużyną zamajaczyło światło ogniska. Na polanie siedział samotny mężczyzna szczelnie okryty płaszczem. Zanim mężczyzna podniósł się powoli, Manfennas domyślił się, kim jest ów jegomość.

- Strasznie długo musiałem na Was czekać. Jesteście już strasznie spóźnieni. Czy macie to, po co Was posłałem?- odezwał się Orendil.

Sokolnik zsunął z ramienia łuk, niby przypadkiem i chwycił go pewnie prawą ręką. Spojrzał na małego Telia, odwzajemniając nieufne i zakłopotane spojrzenie. Jednocześnie skinął głową do Szramy, jakby chciał dać mu znak, aby był w gotowości.
Skierował swój wzrok na Orendila i nie spuszczał go z niego ani na chwilę. Wolał poczekać na ruch Galdora, zanim podejdą do ogniska. Coś mu mówiło, że od tej rozmowy wiele zależy.
 
Zak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172