Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-07-2009, 21:54   #411
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X wtrąc
- I jak poszło?
- Znakomicie.
- Jak sądzisz, zdziwią się, że krewetka zamknięta za zardzewiałymi i zabezpieczonymi kratami porwała człowieka?
- Myślę, że nie... - odparł Gatenowhere, wychodząc z chatki pustelniczki i oglądając trzymaną w dłoni bransoletę. - Nieważne. Mamy już to, po co przyszliśmy.
Spojrzał z uśmiechem na gruby pień drzewa nieopodal.
- No chodź.
Nimfa o pięknej, smutnej twarzy wyjrzała zza drzewa. Gatenowhere pokiwał do niej bransoletą, na co spuściła smętnie głowę.
- Nie bój się - powiedział na to. - Mam już wszystko czego tu szukałem

- Jeszcze nie.
Gatenowhere obejrzał się powoli, bez emocji spoglądając w twarz Beritha, który zjawił się znikąd i stał tuż obok niego. Demon wyciągnął dłoń, Gatenowhere wyjął z kieszeni identyczny flakonik z „odtrutką”, jaki otrzymał Samael, i podał go demonowi.
- Smakowało mu?;3 – spytał z uśmiechem Berith.
- Mam taką nadzieję, gdyż powinien to pić jak najczęściej.
* * *

Kalleh; Lina w dłoń! Isednirowi od razu nie spodobało się twoje frywolne i śmiałe spojrzenie, ale było już za późno. Elf złapany na lasso! [brakuje tylko drowich bliźniaków do ubawu...] Isendir jak to elf złapany na lasso- nie usiedzi cicho i spokojnie. Odruchowo próbował wymigać się od pęt i kajdan, głośno dając wam o tym znać. Niestety, was było więcej i po chwili Is siedział grzecznie związany. Zdumiony Elir siedział obok niego, zjeżony. Elf kipiał gniewem a jego ślepka błyszczały żądzą zemsty, ale był spokojny. O ile drowy zsyłały klątwy, o tyle elfy miały wsparcie Mrocznych Sił a dodatkowo wsparcie Almaankh! Oj zemsta nadejdzie...

Samael;
Wytargowałeś 2 odtrutki i jedną od razu wypijasz duszkiem. Piecze w gardle. Po chwili czujesz na piekącej skórze przyjemny chłód. Co za ulga! Odtrutka zaczyna działać, opuchlizna nie powiększa się już, oczy nadal cię szczypią i bolą, ale wzrok ci się nie pogarsza.
Isendir, jak szło się domyśleć, niezbyt polubił pęta i oplatającą go linę. Nizzre tu nie było, elf utknął sam pośród gości lubiących ostre zabawy. Postanowił chyba póki co odpuścić.
-Kruku, czy krewetkę uwięził ten sam mag co stworzył Szarpsteale?
- Nie – padła krótka odpowiedź.

Nizzre, Barbak; Oślepiona wywerna nie jest trudnym celem. Za chwilę powinniście mieć ją z głowy...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 10-07-2009, 23:16   #412
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Rozumowanie Uzjela okazało się słuszne, gdy w momencie wypowiedzenia liczby będącej rozwiązaniem klata została odblokowana. Rycerz był szczerze zadowolony, że mu się udało. Obawiał się, że wykształcenie które otrzymał nie zda mu się na wiele w godzinie tej próby, gdzie jak dotąd musieli radzić sobie głównie dzięki zdolnością bojowym. Uzjel natomiast szlifowanie umiejętności walki wręcz stawiał poniżej godzin spędzanych w bibliotece, co owocowało nietypową dla wojownika sylwetką i mniejszymi możliwościami walki.

Pozostawała jednak kwestia tego, kto wchodzi do środka, a kto zostaje na zewnątrz. Decyzja ta dla Uzjela była dość prosta. Pod ziemią nie był w stanie wykorzystywać swoich zdolności, więc musiał pozostać na zewnątrz. Wiedział jednak, że decyzja kto wchodzi a kto zostaje wywoła pewnie spory w drużynie. I miał słuszność, gdy Szamil zamiast grzecznie konać od trucizny wraz z Kall'ehem związali Isendira, po czym półelf zwrócił się do Uzjela

-Uzjelu, mam prośbę. Z racji na moje zapatrywania niezbyt chce szukać dokładnie broni przy Isendirze... Prędzej pomacałbym go sztyletem. Może Flafi by to zrobiła? Bo inaczej naszemu towarzyszowi może się coś stać.

Szamil po raz kolejny postępował nie do końca tak, jak Uzjel by sobie tego życzył. Nie było jednak na to rady. Zdawał sobie sprawę, że nie nawróci drużyny wyjaśniając im jak powinni się zachowywać. Pozostawało mu minimalizowanie szkód, jakie czynili. Dlatego wzruszył lekko naramiennikami i pozwolił Flafie się nim zająć. Sam w tym czasie domalował na tarczy krasnoluda ostatni znak, przypominający dwie cyfry 8 stykające się ze sobą, po czym oddał ją Kall'ehowi

- Mam nadzieję, że to ten symbol. Kiedyś czytałem o runach i nieodmiennie mnie fascynowały, zawsze chciałem zobaczyć ich działanie na własne oczy

Później zwrócił się do pozostałych

- Co chyba oczywiste jednym z pozostających na powierzchni będę ja. Nie nadaję się po prostu do walki pod ziemią


Następnie wręczył Flafie ułomek miecza i kazał jej kucnąć za Isendirem. Jeśli elf spróbuje się wyrwać i zaatakować ma go zabić. Jeśli natomiast Uzjel zostanie zaatakowany przez kogoś z drużyny ma przeciąć więzy elfa
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 11-07-2009, 10:16   #413
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Is leżał związany jak baleron i rzucał im nienawistne spojrzenie. Gdy Flafi do niego podchodził w jego wzroku nienawiść zostało zastąpiona strachem.
-Flafi sprawdź proszę szczególnie rękawy, okolice krocza i cholewy butów tam najczęściej chowa się noże.
Gdy Uzjelowa bestia przystąpiła do dzieła Samael odwrócił wzrok. Nawet Berithi nie wymyśliłby takiej tortury. Jęki były przerywane tylko przez stukot żelastwa wyrzucanego na trawę. Gdy Flafi skończyła (ofiarowując Isowi wielkiego lizaka na pocieszenie) Szamil podszedł do broni Isa i podniósł nóż myśliwski, prezent od Berithiego.
Klinga była nieźle porysowana i w dwóch miejscach poszczerbiona, drewno z którego była wykonana rękojeść zostało wyślizgane podczas godzin pracy, czy też walki, również brak głowicy świadczył o częstym używaniu. Broń była prosta ale ostra i dobrze wyważona. Jednym słowem dobra broń. Taka jaką Szamil lubi.
Elf pchnął od dołu niewidzialnego wroga w powietrzu, w najwyższym punkcie sprawnie zmienił chwyt na odwrotny (ostrzem w dół) i pchnął jeszcze raz tym razem z góry na dół.
"Wieki nie walczyłem nożem."
Na koniec zakręcił nożem między palcami i uklęknął przy jakimś drzewie. Przerzucił nóż do lewej ręki, wziął głęboki wdech i wbił z całej siły nóż nisko w drzewo. Wyprostował się, wziął jeszcze jeden głęboki wdech i szybko wypuścił powietrze, wytarł spocone ręce o spodnie. W końcu zdobył się na to nadepnął z impetem na wbity nóż, tak by go złamać.
Po wszystkim odwrócił się jakby nigdy nic do Uzjela.
-Ja proponuje pójść bo Barbaka i Nizzre, inaczej tylko jeden z nas będzie mógł wejść do środka. Dwie osoby muszą trzymać linę, jedna musi chronić ich i pilnować Isendira, zostaje tylko jedna osoba. Jak ich znajdziemy to Nizzre na pewno będzie chciała zostać przy linach a ja mogę Was popilnować. A z wytropieniem orka nie będzie problemów, gorzej gdy się rozdzielili.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 11-07-2009, 23:46   #414
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Tygrys widząc wywernę nie zastanawiał się długo. Po prostu obszedł maszkarę z prawej i rozpędzając się wyskoczył jak najwyżej w kierunku skrzydeł przeciwnika przy akompaniamęcie gromkiego ryku.
Jednym potężnym skokiem dopadł do jej skrzydej i wbił pazury wszystkich czterech łap w złożone skrzydło przeciwniczki. Tygrys nie miał zamiaru na tym poprzestać. Szarpnął gwałtownie łapami dodatkowo rozrywając błonę lotną i wybijając się w kierunku drugiego skrzydła, w które także wbił otre jak brzytwa pazury. Następnie zsunął się w dół tnąc skrzydło, aby po przerobieniu go na bezużyteczne pasy skóry opaść na ziemię i z uśmiechem na pysku obejść wywernę przygotowując się do kolejnego ataku.
Ten jednak nie nastąpił. Tygrys szybko zmienił wyraz pyska, jakby coś poczół. Następnie wakrknął tylko i rozejrzał się do okoła. Spojrzał na przeciwniczkę, potem na orka oraz na elfkę. Było już wiadome, że oślepiona wywerna zaraz zostanie dobita.
Zamiast atakować wielki kot zaczął węszyć i rozglądać się z niepokojem, aż w końcu ruszył truchtem w las. Zatrzymał się jednak i spojrzał za siebie spoglądając jeszcze raz na elfkę i orka, po czym warknął i ruszył dalej trochę szybszym tępem.

***

Kilkanaście metrów za plecami Szamila coś się poruszyło w krzakach powodując niewielki szelest.

http://i27.tinypic.com/2zflpxj.jpg

Tygrys podszedł jeszcze kilka kroków cały czas wiercąc wzrokiem półelfa. Zatrzymał się jednak i wykrzywił pysk w coś podobnego do uśmiechu spoglądając na trzymany przez półelfa sejmitar. Potem przelotnie spojrzał na pozostałych, jednak cały nadal odserwował uważnie półelfa. Warknął tylko cicho i nadal obserwował.
 
eTo jest offline  
Stary 12-07-2009, 21:46   #415
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Nie wiadomo skąd przyszedł tygrys i zaczął mu się gapić w krok.
„Pięknie, zboczony kot.”
Lewa dłoń Szamila delikatnie zaczeła wędrować w kierunku rękojeści miecza.
-Co kiciu? Obiadzik chcesz?
Tygrys słysząc słowa półelfa tylko wykrzywił bardziej grymas na pysku i usiadł spokojnie. Jedyne co następnie zrobił to ziewnął przeciągle.
-Znaczy się bestyją czyjąś jesteś??
zwierz mruknął tylko niezbyt zadowolony i spojrzał lekko spode łba na elfa

-Ja wiem, że jestem przystojny, że się tak we mnie wgapiasz...
Elf trzymając ciągle dłoń przy mieczu pomału skracał dystans dzielący go od tygrysa.
Zwierz zaczął warczeć krótkimi seriami do złudzenia przypominającymi śmiech
- Jeśli miałbym się na Ciebie gapić z tego powodu, to nawet bym na Ciebie nie zwrócił uwagi-rzekł bardzo mrukliwym głosem jakby z ledwością artykułując słowa, słychać wyraźnie, że tygrysie gardło nie jest stworzone do rozmów
-Wiesz... Muszę się podobać elfkom a nie ledwo gadającym tygrysom. Kim jesteś??
- To jeszcze nie zauważyłeś? - powiedział lekceważąco - Gadającym tygrysem.
-A podaj mi chodź jeden powód dlaczego mam Ciebie nie przerobić na pieczyste? Ja mam jeden by to uczynić. Jestem cholernie głodny a takim tygrysem można sobie nieźle podjeść. Po za tym jeden futrzak próbujący być śmieszny starczy.
Szamil nie odwracając się tyłem do tygrysa pokazał prawą ręką na Sathema
- Życzę powodzenia - uśmiechnął się. - moje ciało długo leżeć nie będzie, to mogę Ci zagwarantować. A skoro jesteś taki odważny i głodny, to znam większą zdobycz które pewnie będziesz mógł się najeść. - tygrys skinął w stronę krat.
-Czyli Jesteś Taki Jak My. Czyli jesteś z drugiego teamu. Czyli próbujesz nas wkopać w pułapkę. Popraw mnie jeśli się mylę.
- Czyli jestem z własnego teamu, czyli łażę sobie z nudów po lesie szukając czegoś do roboty, a tu zapowiada się niezłe widowisko. - powiedział ponownie się uśmiechając.
-Wiesz futrzaku... Będę miły w końcu dziś jest dzień dobroci dla zwierząt. Odejdź stąd póki nie potraktujemy Ciebie jako wroga. Jak sam ująłeś jesteś z własnego teamu czyli jesteś naszym wrogiem. Idź zanim któryś nasz piesek Ciebie pogryzie.
- Ty? Szczujesz mnie? Jakimś chuderlawym burkiem? - wywarczał próbując się powstrzymać przed parskaniem śmiechem. - Wybacz, ale to jest wolny las. Po za tym co Ci szkodzi, że jakiś kot będzie sobie siedział i obserwował jak dostajecie po ogonach od tamtej bestii - tygrys ponownie skinął na kraty. - Chyba, że jest inaczej, więc to udowodnij. Dalej, skoro jesteś taki bitny, to leć żeś w końcu do środka.
-Przypominasz mi kogoś... Pewnego demona, który w równie nieudolny sposób próbuje sterować innymi. Co mi przeszkadza taki futrzak? To, że taki pchlarz może się na nas rzucić gdy będziemy walczyli z krewetką. Bo to jedyny powód dla którego chcesz nas tam wepchnąć, liczysz na łatwą walkę i na nasze dusze.
- A po co mi wasze dusze jak mam swoją? Poza tym po co mam was tam wpychać, jak pewnie prędzej czy później i tak tam wleziecie. Ni chcecie wchodzić do środka przy mnie, to nie, ja sobie spokojnie poczekam. Jestem najedzony, więc po co miałbym atakować? Dla rozrywki? W tym lesie da się znaleźć dużo - tutaj tygrys zawiesił na chwilę głos. - zabawniejsze cele niż wy. A takie widowisko jakie się tu szykuje częste nie jest/
-Kocie... Powiem wprost, bo ewidentnie Twój ograniczony mózg istoty niższej nie jest wstanie tego zrozumieć. Wkurzasz mnie, daję Ci szansę odejść zanim dostaniesz od nas po swoim włochatym zadku. Odrodzisz się o ile Ciebie nie zabijemy ale nie jeśli zostawimy Ciebie żywego ale dajmy na to bez łap i ogona. Zamęczyłem już dziś jednego natrętnego elfa więc co mi przeszkadza zrobić to samo z tygrysem. Drow był tak samo hardy jak Ty i tak samo starał się być dowcipny... Każdy z nas w obliczu bólu łagodnieje. To jak skorzystasz z okazji??
- Ścięcie głowy i szybką śmierć nazywasz zamęczeniem? - tygrys spojrzał na elfa z politowaniem w oczach.
- Widziałem to poszło Ci nie najgorzej.
- Ale kłamcą jesteś tak samo kiepskim, jak ja jestem zabawny..
-Mylisz coś osoby... Bo z tego co pamiętam twarz drowa przypominał beznosą maskę z krwi.
- Drow, to drow. Czy z nosem czy bez. A tylko rozcięcie nosa męczeniem bym nie nazwał, tym bardziej, że tamten jegomość nawet nie krzyknął.
- Choć przyznam szczerze, że jesteś niesłowny.
-Nie moja wina, że drow był masochistą lubiącym jak ktoś wkłada mu szablę do nosa. I tak okazał się tchórzem próbującym kupić życie nędznymi kłamstwami
- Ale mimo wszystko trzeba było wyłupić mu to oko. Wyszedłeś przez to na kogoś niegodnego zaufania, zwykłego pospolitego kłamcę z rynsztoku. Poza tym, z tego co widziałem jak przygniótł go ten kamień, to zdechłby prędzej czy później. A czy tchórz bałby się tortur i kłamał? Czy wybrałby szybszą śmierć bojąc się agonii?
-Wiesz... Nie obchodzi mnie czy jakiś pchlarz darzy mnie zaufaniem czy nie, co innego jakby nie był pchlarzem... Próbowałeś kiedyś wyłupić komuś oko szablą? Z racji na Twój kształt wątpię... On był tchórzem próbował wymigać się od tortur i śmierci kłamstwem. Tylko tchórze tak robią.
- A próbowałeś kogoś zjeść żywcem? - zaśmiał się ponownie. - Z racji na Twój kształt nie sądzę, żeby udało Ci się jeść kogoś przez ładnych kilka godzin. Tak, wtedy mi się nudziło wyjątkowo. Czyli jesteś zbyt ograniczony, aby szablą zadać celne pchnięcie w nieruchomy cel? Dobrze wiedzieć, choć myślałem, że człekokształtni właśnie dzięki umiejętności posługiwania się różnymi narzędziami stali się dominującymi rasami. - tygrys ziewnął ponownie. - A czy on coś mówił o tym żebyś przestał, albo go uwolnił? Jeśli nie, to jak chciał się wymigać od tortur, skoro sam jeszcze zachęcał do pokazania tego co potrafisz.
-Wiesz co jest ponoć pierwszą oznaką kiły? Głuchota, jeśli byłeś przy tym a nie słyszałeś jak mówił o uwolnieniu to zastanowiłbym się na Twoim miejscu z kim ostatnio współżyłem. Mówił o uwolnieniu i to natychmiastowy.
-Przecież on groził, że jak go zabijesz, to nie znajdziesz człowieka którego szukasz. A to jest różnica.
-I mówił bym go dlatego uwolnił. Reasumując, kłamała bym go uwolnił
-Może i tak, lecz jakbyś go uwolnił, pewnie tylko męczyłby się dłużej. - tygrys znowu wykrzywił pysk
-Przedstawiciel tak ograniczonej rasy nie był wstanie tego zrozumieć. Raz, że miał wewnętrzny krwotok i liczne zmiażdżenia, dwa żądał ode mnie przeniesienia kilku ton kamieni. Rasa niższa...
- Zwykła wymówka kogoś, kto bał się, że zmiażdżony drow będzie w stanie mu coś jeszcze zrobić.. Ale nie martw się, drowów obawia się ponoć wiele ras. Poza tym, nie było tam obok Ciebie krasnoluda?
-Oczywiście, Kalleh mógł wziąć te kilka ton na plecy i je przetransportować w sekundę. Czy sam nie stwierdziłeś, że ten drow i tak by zginął??
- Przecież widziałem jak rozłupał tamtą kolumnę, to mógłby nosić mniejsze kawałki. - zaśmiał się. - Tak stwierdziłem. Jak nie zginął by od ran, to i tak byście go dobili. Choć ja bym go załatwił inaczej.
-Cóż... wolałeś obserwować. Tak na marginesie nie wiedziałem, że krasnolud potrafią przenieść tonę kamieni w minutę...
- Tak, bo uznalibyście mnie za jego poplecznika żyjącego w tej jaskini. A tego to ja też nie wiem, choć w sumie to mnie ciekawi czy dałby radę. - na krótką chwilę tygrys zerknął na krasnoluda.
-Jakbyś zaatakował jego?? Na pewno. Chyba, że mówisz o ataku na nas i zastanawiasz sie czy z nami dałbyś radę...
- A po co w ogóle miałbym kogokolwiek tam atakować? Po prostu myślałem, że będzie lepsze widowisko. A czy dam wam radę? - tygrys rozejrzał się uważnie przyglądając się po kolei każdemu obecnemu przed zakratowanym wejściem. Widać było że się zastanawia.
-Może tak, może nie, nie wiem, za bardzo jestem znudzony żeby nad ty myśleć.
-Po co miałbyś kogoś atakować? Bo to sens naszej egzystencji w tym planie
-Czyli to dlatego wybieracie się do tej groty? To widzę że faktycznie nie macie lepszego zajęcia. Tak jak ja, więc nie przeszkadzajcie sobie.
-Wiesz co tygrysie... Dawno nie bawiła mnie tak rozmowa z kimś. A oglądaj se nasze starcia.
-A myślisz, że mnie też nie bawiła? Inaczej bym nie marnował na nią czasu. - powiedział ziewając, po czym uśmiechnął się jedną stroną pyska.
Szamil skinął tygrysowi głową i powoli odwrócił się do niego plecami.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 12-07-2009 o 21:48.
Szarlej jest offline  
Stary 13-07-2009, 16:18   #416
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Wywerna okazała się być dokładnie tak nieszkodliwa jak zdawało się orkowi. Problem polegał raczej na kapryśności Maleństwa. To nie chciało napiąć się tak jak Paladine przykazał, nie chciało strzelić w odpowiednim momencie... efekt tego był dość oczywisty. Paladine musiał sprawić sobie nową doniczkę, bowiem ork właśnie ustrzelił mu jedną z jego ulubionych różyczek (gdzieś tam wysoko w niebiesiech).
Podczas gdy platynowy smok miał okazję sprawdzać się w roli ogrodnika, ork miał mniej prozaiczny problem. Piekliszcze.

Piekliszcze zdecydowane walczyć do ostatnio kropli krwi, zaczęło upuszczać krew z orka. Pazury przeszły przez płyty pancerza i boleśnie przypomniały zielonemu, że to nie był dobry pomysł.
Na całe szczęście Córcia była na miejscu i była przytomniejsza niż ork.
Pazurki, których ork wcześniej nie widział, a którymi Nizz tak sprawnie władała... poszatkowały piekliszcze. Nizz, ku zdziwieniu orka, nie wykończyła jednak bestii. Okaleczyła ją, po czym pozwoliła odlecieć. Jeszcze dziwniejszym był fakt, iż tygrys przyłączył się do całego tego zamieszania. Na całe szczęście opowiedział się po tej właściwej stronie, ale (jak zwykł mawiać Fungrimm) „...z kotami i drow'ami nigdy nic nie wiadomo”.

Dlatego, gdy tygrys dał w długą w las, ork puścił się za nim biegiem... no dobra poszedł w ślad za tygrysem. Nie mógł biec jeszcze bowiem dokuczała mu rana w boku. Emanuel już dwoił się i troił, jednak trzeba było dać mu kilka chwil. Ork na początku zastanawiał się czy by nie złapać jednej wywerny i nie wychować jej w roli wierzchowca (mógłby nazwać ją płotka, pegaz... lub po prsotu flafi), jednak odniesione rany wykluczyły jakiekolwiek szanse na pochwycenie małego piekliszcza.

Spacer za tygrysem okazał się nie lada wyczynem. Zwierz przemieszczał się dość sprawnie, a orkowi nie szło to tak dobrze... na całe szczęście w pewnym momencie do czułych (ponętnych i nade wszystko zielonych) uszu orka doszły słowa:
- Wiesz co tygrysie... Dawno nie bawiła mnie tak rozmowa z kimś. A oglądaj se nasze starcia.
- A myślisz, że mnie też nie bawiła? Inaczej bym nie marnował na nią czasu.

W tymże momencie ork wpadł na polane.
- On gada! Wyrwało się pełne zdumienia stwierdzenie spod orkowych płyt.
- A jak. Gryzie, gada, pełen zestaw.
- Ciekawe czy czyta w myślach.
- Nie no co ty, to byłby już wybryk natury jakiś.


Ork zlustrował to co się działo. Tygrys w najlepsze siedział sobie i ni to się ironicznie gapił, ni drapał po tyłku. Barbak nie był pewien... nie znał poza tym fizjonomii tygrysów.
- Synek? Co to? Wskazał przerośniętego kotecka. Nowa maskotka? Fajna! Jak Ci się już znudzi to daj znać... można by z tego futra zrobić świetny pokrowiec na broń.
Podszedł do elfa i bezceremonialne wyciągną rączkę w oczekiwaniu.

Nie zważając na ciętą ripostę, która zapewne nastąpi ork zwrócił się ponownie do drużyny.
- Co my tu mamy? Jak chcecie żebym pomógł? Po całej tej zabawie z Szarpstilami, wiem że jestem numerem jeden... Ork spojrzał na Isendira, który przypominał teraz coś pomiędzy baleronem, a przystawką na grilla … Numerem dwa na liście podejrzanych. Tak więc, żeby nie dolewać oliwy do ognia powiedzcie mi, gdzie byście chcieli mnie widzieć i w jakiej roli... A postaram się najlepiej jak umiem wykonać zadanie.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 13-07-2009, 21:58   #417
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Tygrys dalej uważnie obserwował półelfa odwracającego się plecami. Nie zrobił jednak nic, poza siedzeniem i obserwowaniem. Dopiero wtedy bardziej rozejrzał się po okolicy. W między czasie na polanę wparował ork-brzuchomówca. Wielki kot wtedy ponownie zaczął obserwować zielonoskórego wojownika, który wcześniej już do niego mierzył z łuku.
- Kolejny bitny się znalazł.. - mruknął tygrys ze zrezygnowaniem. - ..a skoro taki z Ciebie chojrak to czemu nie próbowałeś ze mnie zrobić pokrowca jak byłem ranny? Wtedy miałbyś większe szanse, pomijając fakt, że mojej skóry nie dostaniesz.
Nadal siedząc w miarę spokojnie obserwował orka, tym razem już zwracając trochę mniej uwagi na półelfa. Nie widać było jednak agresji w oczach zwierzęcia, choć na pewno tygrys brał pod uwagę możliwość walki, tak samo jak na początku rozmowy z półelfem.
 
eTo jest offline  
Stary 13-07-2009, 23:50   #418
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
O dziwo całe wiązanie elfa poszło prościej niż by można było się spodziewać. No bo żadnych piorunów? Żadnych dziwny zdarzeń losowych mających na celu urwanie ręki krasnoluda i elfa wiążących Isendira? Coś zawisło w powietrzu i nie był to chmurek Szamila.

Tarcza, którą zwrócił Uzjel była chyba lekko cięższa. Może za sprawą run starokrasnoludzikich a może tylko się zdawało. Kall'eh założył ją na plecy. Była wielkości prawie połowy krasnoluda, wyryte runy zdawały się emanować czymś. No właśnie czym?

Uzjel wysłał Flafi do rozbrojenia Isa. Zatem oki, czas na grotę. Grotę, która jest już otwarta, no nie do końca bo trzeba za sznurki potrzymać. Ale przynajmniej nie zakluczona.

Kall'eh zamierzał udać się do wejścia gdy Szamil przemówił:
-Ja proponuje pójść bo Barbaka i Nizzre, inaczej tylko jeden z nas będzie mógł wejść do środka. Dwie osoby muszą trzymać linę, jedna musi chronić ich i pilnować Isendira, zostaje tylko jedna osoba. Jak ich znajdziemy to Nizzre na pewno będzie chciała zostać przy linach a ja mogę Was popilnować. A z wytropieniem orka nie będzie problemów, gorzej gdy się rozdzielili.
- niii - Kall'eh pokręcił przecząco głową. - ni winniśmy szukać Nizzre, łona budzie chcieć uwolnić Isa...

Zanim skoczył mówić na polanę przy jaskini wszedł tygrys. Kall'eh wziął do ręki kuszę i wycelował. Tego nie było w planie. Szamil szybko zareagował i oszalał. Zaczął mówić do tygrysa. Elf ma to jednak do siebie, że przymila się do zwierząt. Nie ma tu dwóch zdań.

- doje stówę złotygo kruśca, ino że Nizz tysz by gadała z tymoj siersciuchem. - zarechotał lekko karzeł przysłuchując się rozmowie.

Kall'eh schował kuszę i usiadł po turecku, nieopodal Uzjela.
- Dłobra, Ty sotań, Ja ide, Szamil tysz niechai złostanie. No chyba ży na Barboka poczkamy... tło w tedy któryś ze ich niechaj idzie tysz. - podniusł pytająco brwi.


Rozmowa Szamila z Tygrysem trwała długo. Ja na uszy krasnoluda za długo. Dali by se po razie było by szybciej. Ale nie dali. Zakończenie rozmowy okazało się owocne. Z dwóch powodów. Pierwsze, przestali gadać. Drugi, pojawił się Barbak. Gdzie ten drań się podziewał?

- Co my tu mamy? Jak chcecie żebym pomógł? Po całej tej zabawie z Szarpstilami, wiem że jestem numerem jeden... - Ork spojrzał na Isendira - … Numerem dwa na liście podejrzanych. Tak więc, żeby nie dolewać oliwy do ognia powiedzcie mi, gdzie byście chcieli mnie widzieć i w jakiej roli... A postaram się najlepiej jak umiem wykonać zadanie.

Kall'eh spojrzał na Barbaka uradowany. Nizzre pewnie jest blisko.
-Zy Szamilem polowałem już po ciemniaku, ze tłobom jeszcze ni. - wyszczerzy żeby.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 15-07-2009, 14:34   #419
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Kolejny bitny się znalazł.. Zaburczał tygrys.[i]....a skoro taki z Ciebie chojrak to czemu nie próbowałeś ze mnie zrobić pokrowca jak byłem ranny? Wtedy miałbyś większe szanse, pomijając fakt, że mojej skóry nie dostaniesz.

Na naramiennik orka wyskoczył Emanuel. Pchła jak zazwyczaj w tego typu sytuacjach miała najwięcej do powiedzenia. Rodriges również uważał, że muzyka jak nic innego jest w stanie złagodzić sytuacje.
- Zielony, Panie Włochaczu, nie zrobił z Ciebie pokrowca, bowiem nie chciał zniszczyć mojej pracy. Pchła delikatnie wypięła tors do przodu. - Skądinąd za wyleczenie włochatego tyłka mógłbym przynajmniej usłyszeć dziękuję!
Dobył ukulele... zagrał.
YouTube - NIGHTWISH - The Islander

- Nie oczekuj wdzięczności... Ork szepnął coś jeszcze do pchły na naramienniku. Po chwili dodał do tygrysa. - Co do pokrowca na mój oręż... i szanse na jego zrobienie... wystaw sobie, że chwilowo paski nie pasują mi do bielizny... Pogadam jednak z Palladine... może ześle mi coś pod kolor Twojej sierści... a wtedy porozmawiamy inaczej. Synek... przytrzymasz go w razie czego? Trza go będzie jakoś tak delikatnie... żeby sierści nie zniszczyć... Nie będziemy go przypiekać raczej! Ork wydał westchnienie, rozumiejąc zawczasu niezadowolenie przyjaciela.

Ciszę jaka nastała przerwał nie kto inny jak dwarf. Karły zawsze miały to do siebie, że z gracją i właściwym dla siebie wdziękiem potrafiły przerywać ciszę.
- Zy Szamilem polowałem już po ciemniaku, ze tłobom jeszcze ni. Karzeł wyszczerzył się.
- Znowu chcesz piffo stawiać? Zawieszone w powietrzu pytanie ork skwitował szczerym śmiechem. - Dobrze... już mi w gardle zaschło. Nie masz może jeszcze troszkie czego we flaszeczce? Nie wypada iść do jamy trzeźwym... Czy może ktoś chce żeby został? Oczywiście na górze, nie został trzeźwy! Szczery śmiech ponowne wypełnił przestrzeń. Może ktoś mi jednak nie ufa? Ork dodał z przekąsem.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 15-07-2009, 17:43   #420
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Tygrys wspomógł ich w walce, po czym umknął w krzaki. Nizzre miała nadzieje że kot nie został znów ranny w trakcie walki bo tego nie zdążyła zauważyć.
- Całyś, Tatuśku? - spytała troskliwie, wymownie zerkając na orka.
Dziwny to był ork. Radosny taki, tak, radosny to dobre słowo. Kumplował się z pchłą, strzelał z balisty, znaczy łuku... Ork jak nie ork. Orkowie nie noszą na zbroi symboli Lavendera. Dobry to był ork widocznie.
Kiedy pchła zadbała o dobry stan medyczny orka, Barbak ruszył by dołączyć do reszty drużyny. Nizzre została na moment sama, wpatrując się w gniazdo wywerny wysoko w górze. Z gniazda dobiegały popiskiwania piskląt. Fufi słuchał ich uważnie, aż nagle obrócił się, zjeżony.
- Co tam jest? - elfka obejrzała się za siebie.
Szmerek w krzakach.
- Nimfa? A może nimf dla odmiany? On nimf to nimfomman?
- Łik? - spytał Fufi.
- Nimfa samiec to nimfiec?
- Szikszikszik- odparł pająk.
- Nimfowiec? Nimfmen? Jak jest samiec ork to samica to orka???
- Łik!
W krzakach znów się coś poruszyło.
- Kto tam!? - zawołała groźnie.
Pal licho efekt zaskoczenia. I tak zauważył na pewno, że elfka gapi się na niego swym jedynym, zielonym okiem. Nikt nie odpowiedział. Nizzre ostrożnie skradała się w tamtym kierunku, Fufi szedł blisko, przebierając po cichutko nogami, skradając się jak lew, jak puma, jak Nike, jak wielka zgrabna stonoga. Plan był taki, że zajrzą za krzaki i sprawdzą, co klasycznie szeleści. Ale plan wziął w łeb, bo z krzaków wyskoczył naraz wielki Szarpstil! Elfka stanęła jak wryta, Fufi wyskoczył przed nią, stając dęba i pokazując kły jadowe. Szarpstil stał nieruchomo, machając długim ogonem. Nizzre zdała sobie sprawę, że drugi Szarpstil właśnie zachodził ją od tyłu. Był już bardzo blisko! Nie wykonując gwałtownych ruchów powoli podniosła rękę, by uszykować na wszelki wypadek broń i już miała obrócić się przodem do Szarpstila, gdy ten zatrzymał się, wyciągając ku niej szyję. W pysku trzymał bukiet kolorowych polnych kwiatów! Powoli podszedł, wydając z siebie dziwne warkotliwe odgłosy, i spokojnie wręczył elfce kwiaty. Osłupiała, wystawiła rękę i wzięła bukiet, z trudem powstrzymując mordercze zapędy Fufiego, który kręcił się w prawo i lewo, mając na swoich pajęczych oczach oba Szarpstile. Szarpstile wycofały się, idąc tyłem, nadal jednak warcząc. Nizzre spojrzała w górę, gdzie na lewitującej mancie zza drzewa wyłonił się Gatenowhere.
- To bardzo... miłe.. - uśmiechnęła się, wąchając kwiaty.
- Taki drobny gest – odparł.
Płaszczka wylądowała bezgłośnie, mag zszedł na trawę, stając obok jednego z Szarpstili i kładąc dłoń na łbie bestii. Szarpstil zawarczał potrząsając głową, jakby miał ochotę ugryźć swego pana.
- Więc to ty je stworzyłeś – odkryła Nizzre.
- Tak. Nie do końca udane dzieło, niestety, muszę przyznać.
- Do czego były ci potrzebne?
- Kiedy wybierasz się na polowanie nie zabierasz jednego psa, tylko sforę – odparł bez emocji jak zwykle.
- Na co polujesz?
- Przecież wiesz – uśmiechnął się mag. - Na Takich Jak Oni.
- Dla Dusz?
Milcząc, podszedł nico bliżej. Fufi zjeżył się wydając z siebie nieprawdopodobne odgłosy agresywno-odstraszające.
- Jestem bardzo złym człowiekiem – stwierdził ze spokojem Gatenowhere.
- Wiem.
- Ale czy zabijanie można nazwać zabijaniem tu, gdzie nie da się umrzeć?
- Czy żądzy krwi nie można nazwać żądzą krwi tylko dlatego, że krew się nie kończy?
- Pani – uśmiechnął się. - Oboje doskonale wiemy, że tutaj można umrzeć. Że byli tacy, co tu umarli. Widziałaś to – spojrzał w jej zielone oko. - wdziałaś, jak ich zabijałem.
- Widziałam jak walczyliście.
- I jak ginęli.
- Dlaczego przychodzisz do mnie? Czy tobie także to grozi?
- Nie – wskazał na swój tatuaż pająka. - Takim Jak My to nie grozi.
Obróciła się bokiem do niego.
- Dziękuję za kwiaty.
- W czym oni są lepsi od nas? - spytał mag. - Co takiego mogą ci dać? To, że z nimi jesteś, to czysty przypadek.
„Ray'gi...!”
- To nie był przypadek – powiedziała z przekonaniem.
- Ten drow – Gatenowhere odwrócił wzrok. - Chcesz go ocalić?
- Zapadł na śpiączkę.
- Na nieuleczalną śpiączkę – podkreślił.
- On się obudzi – odparła z naciskiem. - Póki oddycha, żyje, i będę bronić jego życia.
- Dlaczego?
- Ponieważ to nie był przypadek. To było przeznaczenie.
- A gdybym pomógł ci znaleźć lekarstwo na śpiączkę na jaką zapadł?
- Wiedziałam że to powiesz – uśmiechnęła się.
- Zatem wiesz też, co odpowiedzieć. No i?
- Nie znasz tego leku.
- Mógłbym poznać. Poszukać. Po nitce do kłębka -wskazał znów swój tatuaż. - Demony dysponują wiedzą absolutną. Widzą prawdę.
- Owszem, ale nie mówią o niej. Jeśli chodzi o leczenie i ratowanie życia, wolę zdać się na łaskę Światła.
- Światło nie ocali tego drowa – prychnął z politowaniem. - To zabójca.
- Światło go zna. Ujrzał je. Był tym z przepowiedni. „A Światło w rękach Chaosu...”
- Przepowiedni?
- On ujrzał Światło. Trzymał w rękach łuk Almanakh i strzelał z niego. Widziałam to – spojrzała mu w oczy zielonym ślepkiem.
- Dlatego go chronisz?
- Nie. Dlatego, że wiem, iż na to zasłużył.
Gatenowhere pokręcił przecząco głową.
- Oboje wiemy, że on się już nie obudzi.
- Różnimy się tym, że ja wierzę, iż się obudzi – warknęła.
- Czy wiara czyni cuda?
- Wierzyłeś kiedyś?
- Nie.
Poklepała uspokajająco Fufiego.
- Spróbuj – poradziła magowi.
Wyciągnął do niej rękę.
- Naucz mnie, Pani – poprosił.
- Nie potrafię – uśmiechnęła się łaskawie.
- Kto, jak nie ty, Pani?
Milczała chwilę.
- Pokaz mi to, czego nie potrafię ujrzeć – nalegał. - Pomóż mi zrozumieć i zobaczyć. Mówią, że błogosławieni, którzy wierzą nie widząc dowodów. Ale to nieprawda, Pani. To głupcy, którymi Chaos może i chce manipulować.
Jego postać zafalowała, ag przyjął nagle całkiem inną postać. Postać drow o obsydianowej skórze i srebrnych włosach!
- Dowody, które można ujrzeć nie muszą być wcale prawdziwe – powiedział, dłonią delikatnie przeczesując jasne włosy elfki. - Dowody trzeba widzieć duszą – ścisnął między palcami czerwone pasemka na jej grzywce, prostując je. - Naucz mnie patrzeć, Pani.
- Dlaczego miałabym wierzyć, że tego chcesz? - cofnęła się przed nim.
- Wiesz, że nie chcę – uśmiechnął się krzywo. - Ale wierzysz że będę chciał, kiedy zobaczę. Nie da się kochać czegoś, czego się nie widzi ani nie zna. Nie da się temu ufać ani za to walczyć. Każda próba nie musi być udana. Ale czy nie warto próbować? - Nie chcesz?
Drow przemienił się w maga w zdobionych szatach.
- Naprawdę nie chcesz?
- Gateto...
- Mów mi Gate – poprosił.
- Gate? Jak ten.. jak mu tam... Bill Gates?
- To mój bratanek.
- Naprawdę?!
- Tak. Ma sady z jabłkami, zarabia na tym krocie.
- Kto by pomyślał... Chcę, żebyś przestał zabijać.
Gatenowhere zaniemówił.
- Przestać zabijać?
- Nie ujrzysz Światła jeśli będziesz mordował!
- Nie? - uśmiechnął się złośliwie.
- Zabijanie w walce i pojedynku to co innego.
- Czy żądzy krwi nie można nazwać żądzą krwi tylko dlatego, że ktoś podniósł na nas miecz jako pierwszy?
- Ja też dopiero się uczę – westchnęła gorzko.- Stworzono mnie abym...
- Nieważne – pocieszył mag. - Skoro tobie się udaje, Pani, i mnie może się udać, nieprawdaż? A gdzie znajdę lepszego nauczyciela?
Wyciągnął do niej rękę.
- Oboje nie przyszliśmy tu po Dusze, Pani. Zostawmy ich sprawy w ich rękach. Zajmijmy się swoimi. Oni na nasze nie baczą.
Spojrzała na niego smętnie.
- Jesssstem tu z kimś... - wydukała niepewnie.
Gatenowhere wyraźnie się z zdziwił.
- Z kimś?
- Tak – dodała pewniej. - Z elfem. Jesteśmy razem.
- Isendir? - powiedział zimnym tonem.
- Tak. Chcę... chcę z nim zostać. Znaczy chcę... chcę być z nim – speszyła się. - Przy nim! Nie chcę go zostawiać!
- Niech do nas dołączy! - rozpromienił się Gatenowhere.
- Nie sądzę, aby chciał...
- Rozumiem.
- Jeśli...
- Nie, rozumiem.
„Rozumiem teraz dlaczego nie przyjęła ofiary...”
- Is...
- Nie będę wchodzić mu w drogę. To dzielny elf.
- Pokonał w pojedynku syna Beritha.
- Tak. Ma potencjał. Gdybyś jednak zechciała zgodzić się na wspólne biesiadowanie... lampkę wina...? Rozmowy o... Świetle...?
- To nie takie proste, Gate.
- Nie mówisz nie.
- Nie mówię nie.
Spojrzał na gniazdo wywerny.
- Co takiego tam widzisz? - spytał.
- Żal mi tych piskląt – przyznała. - Niczym nie zawiniły a teraz zostały same.
- Wiele jest takich niewinnych duszyczek.
- Ale nie wszystkie trafiają na takich jak ja. Ja na wszystkie nie natrafiam.
- Zamierzasz tam wejść?
- Chciałaby je stąd zabrać. Nie wiem tylko co dalej. Może podrzucić do innego gniazda?
Gatenowhere wszedł na grzbiet swojej latającej manty leżącej jak dywan na trawie i wyczekująco obejrzał się na elfkę.
- Zapraszam.
Nizzre patrzyła na niego nieufnie. Wyciągnął do niej rękę.
- Ludzie nie doceniają potęgi flying mountów – stwierdził z uśmieszkiem.
- Nawet jeśli jedni latają na miotłach, inni na smokach a inni na rybach – zachichotała.
Spojrzała w górę.
- Wysoko tam.
- Bardzo wysoko.
Podeszła do maga i chwyciła jego dłoń, wchodząc na grzbiet manty.
- Faluje!!! - jęknęła.
- Można się przyzwyczaić – zapewnił, obejmując ją ramieniem w tali – Nie spadniesz.
Manta wystartowała unosząc się pionowo w górę. Wrażenie było piorunujące. Latała z taką łatwością i gracją! Podróżowanie z czymś takim byłoby o wiele szybsze, łatwiejsze i przyjemniejsze! W ciągu kilku sekund manta wzniosła się tam, gdzie Nizzre wdrapywałaby się kilkanaście minut. Po raz kolejny sprawdziła się teza że możliwość latania daje bardzo wiele możliwości. Manta uniosła się powoli ponad gniazdo wywerny na tyle na ile pozwalały jej konary i Nizzre mogła zobaczyć co było w gnieździe. A było tam pełno starych i świeżych kości, ludzi i zwierząt, kawałki zbroi i uzbrojenia, złamana włócznia, topór, wykrzywiony miecz. Pośrodku gniazda siedziały dwa wywernie pisklęta , każde wielkości kury. Nizzre nie spodziewała się że są takie malutkie i takie urocze. Oba spojrzały na nią, maga i mantę, popiskując nadal o jedzenie.
- No ładne buty – powiedziała speszona elfka. - I co teraz!? Zrób coś!!!
- Możemy podlecieć trochę bliżej. Zejdź na konar.
Nizzre spojrzała w dół. Fufi krążył pod drzewem kręcąc wielkim spasionym odwłokiem. Namierzyła konar, wycelowała i skoczyła. Skakanie po gałęziach dla elfa było jak dla mew skakanie po palach falochronu czy coś w tym stylu. Podeszła do gniazda, na co pisklęta zdenerwowane zaczęły ją atakować. Jedno z nich zawisło zębami na nogawce jej spodni.
- Grzeczny grzeczny – próbowała go odczepić ale nic z tego. - Przestaniesz!?
Próbowała zdjąć pisklę siłą, oderwać je jakoś, nawet łaskotać, i nic. Wisiało dalej, szarpiąc jej spodnie.
- Niech to licho.
Rozejrzała się po gnieździe. To co znalazła nie interesowało ją zbytnio, więc schyliła się tylko po drugie pisklę.



- Chodź na ręce, no, mały, nie gryź...
Złapanie nielota było łatwe, ale nielot zaczął drzeć się, wiercić, drapać i wyrywać się z objęć.
- Nienawidzę dzieci... - jęknęła Nizzre.
Przynajmniej drugi wisiał grzecznie na nogawce. Poczuła że jej spodnie to teraz biodrówki, a po chwili już były podkolanówkami. Zrobiła się czerwona i trzymając jedno pisklę w jednej ręce, drugą ręką usiłowała naciągnąć spodnie wyżej i zasłonić bieliznę. Gatenowheere ze swym kamiennym wyrazem twarzy z chęcią obserwował jej heroiczne zmagania. Zdołała opanować sytuację na tyle, że trzymała oba pisklęta w rękach a jej spodnie wisiały trzymane przez szczęki jednego z nich, zasłaniając co trzeba.
- Znam miejsce gdzie gniazdują wywerny – powiedział Gatenowhere. - Moglibyśmy podrzucić je do któregoś gniazda.
- Mogli...byśmy...?
- O wiele łatwiej dostać się w okolice gniazd wywern mając coś takiego – wskazał na swoją latającą mantę.
- Fakt, Fufi, choć gruby jak balon, to raczej nie lata...
- To niedaleko stąd – podał jej znów rękę. - Za Świątynią Abazigala.
- Za...?
- Lotem to niedaleko. Szybko tam dotrzemy.
- Muszę opuścić to Miejsce żeby tam dotrzeć?
- To niedaleko.
Elfka była niezdecydowana. Pisklę wygryzło jej zawzięcie dziurę w nogawce.
- Nie powinnam zostawiać tu ich... Isendira – powiedziała.
- Może lecieć z nami. Jest elfem, na pewno poprze słuszną sprawę – skinął na pisklęta.
- Sama nie wiem...
- Będziesz nosić je ze sobą? - skinął na pisklę pożerające jej spodnie, drugie właśnie wżarło się w jej prawe ucho. - Zaniesiesz je do Świątyni Abazigala i wejdziesz z nimi na drzewo?
- Masakra... Puszczaj dziadu!!! - próbowała oderwać szczęki od swojego ucha. - no dobra, latająca manta by się przydała...
- Służę – zaprosił na pokład.
Kiedy elfka weszła na grzbiet manta, wokół zaczęła nagle rozbrzmiewać melodia znana doskonale Nizzre. Zdumiona elfka znieruchomiała, nasłuchując. Po lesie niosło się melodyjne gwizdanie, imitujące jej wcześniejszą grę na flecie! Muzyk nie był widoczny w gąszczu lasu, ale gwizdanie brzmiało głośno i wyraźnie; musiał być blisko! Elfka usłyszawszy śpiew jakby zapomniała, że stoi na konarze przy wywernim gnieździe, wysoko nad ziemią. Gatenowhere z niezadowoleniem i bezradnością rozglądał się wokół, a złośliwy intruz gwizdał uparcie swoją melodię. Nizzre zatraciła się w słuchaniu jej.
- Ruszamy? - spytał po chwili Gatenowhere.
Nizzre oderwała pisklę od swojego ucha i spojrzała na maga przepraszająco.
- Wybacz, muszę tu jeszcze coś załatwić...
Gwizdanie ustało, ale rychło powróciło; elficka pieśń przeszła w wygwizdywaną melodię słynnej piosnki „młody, sexowny Chlebuś”. Nizzre uśmiechnęła się, rozbawiona, Gatenowhere zacisnął jedną pięść.
- Sugeruję, żebyśmy najpierw odstawili je do gniazda – pisklę uczepiło się drugiego ucha elfki. - Nie uważasz, że tak będzie wygodniej, Pani? Obawiam się zresztą, że niedługo już mogę być zaprzątnięty ważnymi sprawami aż do wieczora.
Żartowniś z lasu zaczął na to wygwizdywać melodię „stay with me”.
- Kimże jest ten muzykant? - spytał bez emocji Gatenowhere.
- Mam z nim pewien... niedokończony interes – odparła Nizzre. - Widzę, że nie odpuści.
- Powiedz tylko słowo...
- Nie. Wybacz, muszę... muszę iśććććakh!!! - oderwała pisklę wywerny od swego ucha. - Możesz przetransportować nas na ziemię?
- Zabierasz je ze sobą?
- Na to wygląda.
Gwizdanie ucichło. Niosąc pisklaki zeszła na latającą mantę a ta powoli zaczęła sunąć pionowo ku ziemi. Fufi biegał pod drzewem, nadzorując sytuację.
- Warto zabierać je ze sobą? Będą przeszkadzać, do tego są zestresowane – przekonywał Gatenowhere, wyszarpnąwszy pisklakowi poły swoich szat.
Ktoś wygwizdywał właśnie piosenkę „here and now”.
- Wybacz, coś mi mówi, że nie powinnam teraz opuszczać tego Miejsca.
- Dlaczego? Jeśli chodzi o Isendira...
- Nie tylko o niego. Muszę komuś coś oddać.
- Czy to nie może poczekać godziny? W godzinę obrócimy tam i z powrotem.
Gwizdanie ucichło. Nizzre spojrzała podejrzliwie na maga.
- Dlaczego tak zależy ci na tej wycieczce?
- Ponieważ muszę spędzić parę chwil z tobą, Pani, aby przekonać cię, że warto nauczać takiego jak ja. Może nie warto...? Nie wiem, chcę się przekonać.
- Wybacz, teraz nie mogę.
Manta wylądowała na trawie. Elfka zeszła na ziemię, niosąc pisklęta pod pachami, jedno nadal gryzło jej nogawkę.
- Może odniosę je sam? - spytał pomocnie mag.
- Wybacz, wolę odnieść je sama. Przyczyniłam się do śmierci ich matki.
- Rozumiem.
- Doceniam twoją pomoc...
- Uważasz, że UDAJĘ? - uśmiechnął się.
- A nie udajesz? - odwzajemniła uśmiech.
- Jaki miałbym w tym cel? Wiele ryzykuję przychodząc tutaj, dotykając ciebie.
- Wierz mi, nie jesteś pierwszym.
- Ale mogę być. Jeśli mnie nauczysz.
- Wciąż myślisz o złym rodzaju nauczania.
- Skoro tobie się udało, może mnie również się uda.
- Nie chcesz tego szczerze.
- Szczerości także trzeba się nauczyć, Pani. Ktoś kto jej nie doświadczył nie stosuje jej.
Nizzre uśmiechnęła się słodko.
- Jesteś bardzo złym człowiekiem, Gate.
- Owszem. Ale każda Bestia powinna mieć swojego opiekuna, jak mawia przysłowie dzieci Światła, czyż nie?
- Jestem ostrożna w wyborze sojuszników.
- Potrzebujesz poddanych, Pani, nie sojuszników, którzy ci nie ufają.
- Miło wiedzieć, że jesteś chętny.
- Jeśli...
Znów ktoś zaczął gwizdać elficką pieśń w lesie.
- Spotkajmy się zatem później – zaproponował Gatenowhere. - Musimy porozmawiać. Wierz mi, nim słońce zajdzie, wśród twoich „sojuszników” wiele się zmieni.
- Co masz na myśli?
- Zobaczysz.
Nizzre odwróciła wzrok. Pisklę zjadało właśnie jej bukiet kwiatów.
- Pomimo nieszczerych chęci, póki co, Pani... ja ci wierzę – powiedział na odchodnym Gatenowhere, gdy jego manta zaczęła się wznosić. - Wierzę i jestem pełen podziwu, pomimo iż nie do końca rozumiem.
- Dzięki... - wbrew sobie, Nizzre musiała przyznać, że miło było to usłyszeć.
Brzmiało szczerze. Mag pożegnał się i wzniósł się wysoko, znikając ponad konarami drzew. Gwizdanie w lesie ucichło. Elfka wyrwała resztki zielska z gardła dławiącego się pisklaka.
- Nie żryj bo będziesz rzygał – warknęła.
Pisklaki były nieznośne i szarpała się z nimi nieustannie. Gwizdanie tymczasem ucichło i elfka nie mogła zlokalizować żartownisia. To było dziwne. Mroczne elfy raczej rzadko śpiewają czy gwiżdżą. Znają przecież dużo lepsze sposoby prowokacji. Sposób w jaki ten mroczny elf próbował nawiązać kontakt był co najmniej podejrzany.
- O co ci chodziło, piękny? - spytała sama siebie.
Mroczny elf nie był głupi. Na pewno nie gwizdał ot tak. A teraz wsiąkł. Pozbył się maga i wsiąkł. Elfka czekała, ale mroczny się nie zjawił.
- Ożesz! - pisklę znów złapało ją za ucho. - Dziadu!!!
- Łik! - poparł Fufi.
- Takiś mądry to trzymaj! - wsadziła pisklaki na zad pająka,
Pisklęta siedząc w ciepłej kępie włosów poczuły się chyba jak w gnieździe bo siedziały grzecznie, piszcząc o żarcie.
- Wracamy po Isendira – stwierdziła Nizzre.
Resztę widziała w wiosce goblinów, ale czy ktoś wpadł na to, żeby przekazać elfowi, by nie czekał bez sensu pod wyjściem z groty skoro tamci wyszli inną drogą? Kiedy doszła pod grotę okazało się że wejście jest zamurowane a Isa nie ma.
- No tak... - mruknęła tylko.
Przyłożyła ucho do murowanej ściany i popukała w nią.
Is jesteś tam!?
Nic. Czyli Szamil nie zamurował kolegi w ramach półelfickiej tradycji.
- Idziemy do reszty – powiedziała Fufiemu.
Fufi próbował podrapać się po grzbiecie i próbował po kolei każdą z ośmiu nóg. Pisklęta odpierały ataki dziobiąc go w stopy. Nie trudno było odnaleźć drużynę w lesie. Hałasowali, a Fufi miał dobry węch - no dobra, każdy elf wywęszy krasnoluda w lesie...
- Wic wrócili po Isa – ucieszyła się. – Jakie to miłe z ich strony!
- Łik?
- Już myślałam, że znowu zostawią go samego albo co gorsza zwiążą go, albo broń mu zabiorą albo coś...
Wszystko wskazywało jednak na to że Is był z resztą drużyny. Nizzre odetchnęła.
- Chodźmy, Fufi, są chyba gdzieś tam... Słyszę ich już!
Minęła chatkę na drzewie. Stanęła jak wryta, postawiła pionowo swoje elfickie uszy i zaczęła głośno węszyć. Ten niepowtarzalny aromat!.... Elfka obejrzała się w kierunku chatki, z okna wylatywał delikatny zielony dymek.
- Fufi, zielony alarm!!! – zakrzyknęła bojowo. – MELISA NA DWUNASTEJ!!!
Pająk zawrócił. Elfka podskokami pognała pod drzwi chatki i zapukała uprzejmie.
- Skoro tu melisę parzą to muszą tu mieszkać dobrzy ludzie!
Drzwi otworzyła babuszka goblinka. Z wielkim bąblem na nosie.
- Dzień dobry – przywitała się uprzejmie Nizzre, ocierając rękawem kąpiącą jej z ust ślinę. – Czy można tu napić się melisy?
- Melisy? Taaak oi oi, melisę parzę!
- Mogę się przyłączyć? Znaczy bardziej do picia niż do parzenia, właściwie...
- Elf melisę pija, oi?
- Odkąd byłam komórką jajowa! – wyprężyła się dumnie. – Melisa lepsza od chleba bo gryźć nie trzeba!
- Elf mieć coś do handlu? – spytała babuszka.
- E??? A gdzie przysłowie „elf w dom, Światło w dom”?! – jęknęła. – No dobra, zaraz mam... dwie wywerny... spasionego pająka... może... może babcia weźmie kilka włosów z odwłoka spasionego gigantycznego pająka? – wyrwała pęk kłaków z tyłka Fufiego. – Dobre do miskrut, lepsze niż jad kobry i uszy nietoperza!
- Oi oi – zastanowiła się babuszka. – Pająk spasiony, pająk dobry...
- Tak! – ucieszyła się Nizzre, wręczając babuszce kłaki pająka i wpadając do chatki, rzuciła się do filiżanki stojącej na stole. – A zagrycha jakaś się znajdzie pani dobrodziejko?
- Tak zagrycha, oi, mam tylko razowe – wskazała na koszyczek z ciemnym chlebem.
- Pycha! Wypieczone jest z-drowe!!! ^__^ - stwierdziła zadowolona elfka, zabierając się za żarełko.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172