Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2010, 12:30   #241
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Komandora znalazł na mostku, drow patrzył z wyraźnym zadowoleniem na pracujących podkomendnych. Kaspar stanął na baczność zdejmując kapelusz jak hełm.
-Panie komandorze. Czy mogę zadać pytanie?
-Pytajcie....
-O co w tym wszystkim chodzi, sir? Po co nam ten mag?
-Zdajecie sobie sprawę, że te informacje są tajne?
-Sir.

Uniwersalna odpowiedź, która mogła jednocześnie oznaczać wszystko jak i nic.
-Nie potrafię Ci jednoznacznie odpowiedzieć. To że Arkania i Morkoth trzymają się za głowy wiadomo nie od dziś... ale w tym jest coś bardzo dziwnego. Trzecia siła włączyła się do tej przedziwnej gry. Merskhe jest za słabe na to, aby otwarcie pogrywać z Arkanią... czy choćby z Morkoth, jednak z jakiegoś względu to robi, z jakiegoś względu wszelkie działania wywiadowcze w samym Merkhe zawsze spalają na panewce. To księstwo zamknęło granice, zamknęło na głucho, odizolowało się i nikt nie wie tak na dobrą sprawę co dzieje się w środku...
Drow chwilę milczał.
-Pytasz o co tu chodzi? Na moje oko w Merskhe dzieje się coś dużego. I Morkoth i Arkanus chcą z tego coś dla siebie, problem polega tylko na tym, że nikt nie wie jak się do tego zabrać.

-Nie wpuszczają do siebie nawet kupców? Są samowystarczalni?
-To jest właśnie najbardziej podejrzane. Księstwo jest małe, nastawione głównie na rolnictwo. To nie potęga militarna... dziwne. A co do maga... nie jest ważnym co wie. Ważnym jest co potrafi i co może zrobić. Czy może raczej czego ma nie robić.
-Jeśli można czemu ten mag jest taki ważny? Informacje, które miał mógł już przekazać.
-To Arcymistrz magii teleportacyjnej. Idę o zakład że jest w stanie przenosić znaczne oddziały wojskowe... Może też otwierać portale pomiędzy wymiarowe.... i z tego co wiem sympatyzuje z Merkhe. Domyślam się, że Heinrich chce wybić Merkhe z ręki dość znaczną figurę... ale pewien być nie mogę.
-I dlatego chce go żywego?
-A jakiś mógłby być inny powód? Jeśli Heinrich obawiał by się maga, to by go zabił. Tak po prostu. Wysłał by choćby oddział samobójczy z misją unicestwienia maga. On czegoś od niego potrzebuje... jakiś informacji. Nie wykluczone, iż ten Mag jest jednym z nielicznych z poza Merkhe, który wie cokolwiek na temat tego co dzieje się wewnątrz... słowem. Jakie jest moje zdanie? Heinrich wyciągnie z niego wszystko co będzie tylko mógł, potem go zabije, przesłucha raz jeszcze i odda Ekronowi... sam nie wiem czy życzył bym takiego losu najgorszemu wrogowi...
-Dziękuję sir. To wszystko co chciałem wiedzieć.


***

Zielono-czarna zgraja (Kaspar jakoś nie potrafił myśleć o nich jak o oddziale) właśnie dopływa w szalupie do plaży. W niezorganizowany sposób wypakowała się na plażę nie myśląc o osłanianiu się, zwiadzie i inszych wojskowych pierdołach. Sierżant Kaspar Vogel, wampir, chłop z dziada pradziada i żołnierz z kości (bo już nie z krwi) westchnął.
-Czemu nie płyniesz z nimi?
Zdarty głos Dziobacza, barczystego sierżanta sprawił, że Morkhończyk obrócił się w jego stronę. Marynarz otrzymał swój pseudonim od dziobów po ospie, które pokrywały jego twarz.
-Widziałeś ich kiedyś w akcji?
-Nie ale podczas którejś z popijaw opowiadałeś.
-To znasz odpowiedź.
-To Twój oddział.

Słowa Dziobacza rozjuszyły Kaspara.
-Oddział! Ty to nazywasz oddziałem! To nie jest nawet cholerna grupa poszukiwaczy przygód! To... To... Nawet nie ma na nich słowa.
-Tobie Heinirch przekazał dowodzenie.
Głos marynarza był spokojny. Słowa proste ale tak dziwnie pokrywające się z słowami kogoś innego, wypowiedzianymi również jako odpowiedź na jego pełne goryczy słowa.
"-Myślisz, że wybiorą przywódce, którego wszyscy zaakceptują?
-Przywódcę? Górnolotne słowo. Bardziej przewodnika, który poprowadzi ich w dane miejsce i przypomni co mają zrobić."
Milczał, dziwnie przybity. Dziobacz postanowił go dobić, zadać cios łaski.
-Ciągle jesteś ich zwierzchnikiem.
"-Z takim nastawieniem, to może popełnijmy masowe samobójstwo. Zresztą uważaj jak chcesz, twoja wola. Ale i tak uważam, że powinieneś ty dowodzić, o ile można to będzie tak nazwać."
Vogel pokręcił głową, jednak słowa, które wypowiedział nie pokrywały się z gestem.
-Masz racje. Lecę. Może coś z tego będzie...
Odwrócił się od żołnierza i podszedł do burty. Księżyc dopiero zbliżał się do pełni ale ta noc była inna, magiczna. Nie wiadomo czemu mógł się transformować. Coś było nie tak i to mu nie dawało spokoju.
Metamorfoza nie była zbyt spektakularna. Tam gdzie jeszcze przed chwilą stał średniego wzrostu, barczysty mężczyzna, bosy ubrany w ciemnoszare spodnie i taką samą koszulę, przepasany sznurem pojawił się nietoperz. Ssak zatrzepotał skrzydłami i pomknął w kierunku wierzy.

***

Lot nie sprawiał mu frajdy, tak samo jak pływanie. Po prostu był. Wiatr w skrzydłach, świat u stóp... To było dla niego obojętne.

Nurtowało go coś i to bynajmniej nie magiczny charakter tej nocy lub tego miejsca, to był problem Ekrona nie jego. Nurtowało go co innego. Mag był obiektem pożądania Merkshe a księstwo musiało wiedzieć o ich obecności o burdzie w karczmie. Tu powinno się roić od ich żołnierzy! A się nie roi. Czyli gdzieś poukrywane muszą być jednostki specjalne. Pewnie najemnicy. Może elfy. Vogel przypomniał sobie wzrok Alliasa, jego fascynacje walką ocierającą się niemalże o miłosne uniesienie. Lekki ruch głową, krótkie przesłanie. "Spadaj". Nie zależało im na nich. Najemnikom Merkshe. Czemu?

Wieża była zabita dechami. Dosłownie. Nie było tam żywego ducha. Ani martwego ciała. A przynajmniej tak się wydawało. Czemu? Bo to była wieża maga, tylko dlatego? Nie wiedział.

Wylądował na galeryjce. Tam gdzie przed chwilą był nietoperz stał człowiek. Ciemnoszary strój sprawiał, że zlewał się z cieniami. Sierżant Kaspar Vogel przypatrywał się niedbale zabitym drzwiom i oknom. Następna transformacja i na miejscu człowieka stał słupka czarny szczur. Czerwone oczy wypatrywały najszerszej szczeliny przy ziemi. Znalazły ją, przecisnął się.

Duży pokój. Wręcz sala. Z punktu widzenia szczura. Zakurzona posadzka i drewniane meble. Żadnych śladów. Żadnego zagrożenia. Drewno, zęby swędziały. Następna przemiana i tam gdzie stał szczur znowu pojawił się człowiek. Pokój teraz nie wydawał się tak ogromny, wręcz nieduży. Regały pokryte kurzem kiedyś musiały uginać się od książek. Czyżby biblioteka została przeniesiona gdzie indziej? Do większego pomieszczenia? I to dawno temu sądząc po warstwie kurzu. A może to następna podpucha. Może tu nie było żadnego maga?

Były drzwi. Zwykłe drzwiaste drzwi. Z malunkiem uśmiechniętego demona. Kaspara coś tknęło. Już raz złapał się za magiczny syf. Już raz złapał magiczną klątwę. Już raz umarł. Nie chciał tego wszystkie powtarzać. Podszedł do regału i chwilę się męczył z jedną z półek. Niesprawna lewa ręka mu w tym nie pomagała. Po chwili mocowania się w miarę cicho ją wymontował. Ostrożnie nacisnął drewienkiem na klamkę i pchnął leciutko drzwi. Jeśli mu się uda przejdzie na korytarz pod postacią szczura.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 22-09-2010, 09:08   #242
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Kiedy drużyna przeszukiwała jaskinię Biały postanowił bliżej przyjrzeć się gębie demona. Już miał zacząć przyjrzeć się jej dokładnie to znaczy podążał za jej wzrokiem, może jej oczy wypatrywały jakiegoś tajnego wejścia kiedy w spokojnej ciemnej jaskini pojawiła się kula ognia. Nie była to normalna kula ognia, gdyż ta ŻYŁA! Pierwszą myślą jaka dotarła to głowy Silasa była taka, że właśnie zostali zaatakowani przez żywiołaka ognia. Kiedy jednak miał szansę przyjrzeć się owej istocie bliżej rozpoznał w niej Drowkę. Kiedy rozpoznanie zakończyło się powodzeniem dla orka czas jakby spowolnił. Wszystko działo się w zwolnionym tempie...

Atreyu - Wait For You

Każde kroki Drowki wydłużały się. Jej krzyk przypominał bardziej lekkie echo prawdziwego krzyku. Mudzin kierował się w pierw stronę Silasa który stał niedaleko sadzawki. Biał wiedział co ma zrobić. W planach miał albo ją złapać i wrzucić albo złapać i wskoczyć tam z nią. Niestety albo na szczęście żaden z tych planów nie zadziała ponieważ towarzyszka zmieniła kierunek biegu prosto do sadzawki. Nie był to jednak koniec przygód...

W tym czasie pomocy potrzebował także i Taki, który teraz leżał koło Zil'a. Tego dlaczego Taki leżał Biały nie wiedział. Wiedział, że trzeba szybko działać. Bardzo szybko. Zil miał pomóc Taki'emu. Podczas rozmowy poznał, że owy troll jest myśliwym więc powinien dać sobie radę. Pewnie nie raz miał podobne problemy.

Ork szybko rozejrzał się po jaskini czy nie zagraża im kolejne niebezpieczeństwo. Jeśli do takowego wniosku nie dojdzie to poda pomocną dłoń Drowce by ta mogła opuścić sadzawkę bez większych problemów. Jeśli jednak takowa myśl okaże się prawdziwa to ork był przygotowany na wezwanie TEGO. Po raz pierwszy przy drużynie...
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824

Ostatnio edytowane przez Buzon : 22-09-2010 o 09:11.
Buzon jest offline  
Stary 22-09-2010, 23:54   #243
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Świat zawirował.

A niech to karp pokąsa!

Ciekawa rzecz. Wiecie? Zastanawialiście się kiedyś, żeby podczas upijania się gorzałą sprawdzać swój stan świadomości? Chociaż, nie. Należało zacząć od tego, czy w ogóle upiliście się kiedyś na tyle mocno, że padliście gdzie staliście? Zakład o pastowanego kabana, że tak. Nie jeden z was i nie jeden raz. To też idąc dalej tym tropem, czy zastanawialiście się kiedyś jakie są stany samoświadomości w takich przypadkach?
Taki, też się nigdy nie zastanawiał. Ale dałby sobie rękę uciąć, że to co teraz przeżywał (albo i nie koniecznie przeżyje) było bardzo podobne do rychłego, ale to naprawdę rychłego, upojenia porządną gorzałą.


Najpierw świat zawirował. Obraz przed sinymi oczami szarego goblina przemykał to przyśpieszając to zwalniając by ponownie rozpędzić się do szaleńczego biegu. Troll raz ledwo obracał głowę, żeby zaraz znaleźć się, w niezrozumiały dla Takiego sposób, w odległości mniejszej o jakieś trzy kroki. Później następny krok Trolla trwał bodajże z godzinę. Może nawet z półtora. W tym czasie Taki obracał się w nie kontrolowanym upadku. I zastanawiał się jak mógł być tak cholernie głupi. Takim zachowaniem mógłby się pewnie pochwalić jakiś troll, czy ogr, ale on? Takie oto rozważania trawiły goblina podczas tego ponad godzinnego upadku. Do tego rejestrował po kolei co się z nim dzieje. Brak ruchu nogami (upadek). Brak czucia w rękach (bolesny upadek). Brak skrętu głową (rozwalona kichawa - Świeteni!). Brak bólu nosa. Niczego w sumie nie czuć (ulga, brak smrodu gazów Uthoara).

Fuck! Brak oddechu!

Na to Taki nie był przygotowany. Zwłaszcza, że paraliż przepony nastąpił na wydechu. W tym oto momencie do łaski powrócił wszędobylski instynkt.
- JA NIE CHCĘ UMIERAĆ! - wołał choć nikt go nie słyszał, Panika wdzierała się do jego umysłu, krzycząc, wrzeszcząc i wyzywając wszystko i wszystkich dookoła. On Taki miał tak łatwo umrzeć? Tak, wychodziło, że miał.

Wtedy oto coś się zmieniło. Obraz jaki przekazywały jego oczy do mózgu uległ zmianie. Świat ponownie zawirował by zaraz pokazać dziwnie zieloną i dziwnie dziwną facjatę stworzenia zwącego się goblinem. I to stworzenie miało durszlak na głowie! Zank! Nieeeeee....

Świadomość odmówiła posłuszeństwa. Lecz mimo zemdlenia ostatni obraz trwał niezmieniony w gęstwinie synaps mózgowia szarego goblina.
Goblinie zielone usta.

Gdy Taki zaczynał wracać do siebie odsunął tą wizję jak najdalej od siebie. Wyrzucił ją w niebyt pamięci. Niestety jak to przeważnie bywa w takich przypadkach te bardzo niechciane wspomnienia wracają najczęściej. Pierwszym co mu powróciło był oddech. To co zabrali na końcu na początku powraca. Później czucie, stopniowo. Bardzo powoli. Z czuciem przyszedł ból. Nosa, ust i klatki piersiowej. Klatki? Dziwne, nieprawdaż?

Gdy już Taki odzyskał przytomność i władzę nad swoim ciałem, przynajmniej w stopniu umożliwiającym oddalenie się od miejsca wypadku, usiadł zaczął masować mięśnie. A masując przyglądał się osobie, której usta cięgle wracają niczym koszmarna zjawa, nie wiedząc czy mu podziękować czy go zabić. Zastanawiał się nad tym do chwili, w której doszedł do wniosku, że tym zagadnieniem zajmie się gdy nadarzy się osobliwa okazja. Teraz czas na sprawdzenie, tego co kryje się za tymi cholernymi drzwiami. Wzrok Takiego powędrował w ciemność.

Gdy tylko jego zdolność manualne wróciły, na tyle by nie wpaść na któregoś z towarzyszy, podniósł się o obejrzał dokładnie wejście. Skrzynie po drugiej stronie jaskiniowych drzwi dawały do zrozumienia, że coś tam może być wartego uwagi. Taki postanowił przyjrzeć się tym razem przejściu. To jest: drzwiom; podłodze przed jak i za drzwiami; futrynie; pomieszczeniu za drzwiami. Zgarnął trochę kurzu leżącego wszędzie dookoła i rzucił niedbałym ruchem by sprawdzić, czy nie ma żadnych "magicznych promieni". Zanim wszedł, wziął także kamień i wrzucił go do środka, tak by przetoczył się przez część podłogi w jaskini, potoczył się po futrynie i wylądował po drugiej stronie. Gdy nic nie będzie wskazywało, na to, że jest niebezpiecznie wyciągnie jeszcze głowę hydry i wrzuci ją prosto do środka. Jeśli dalej nie będzie niepokojących znaków wejdzie powili do środka.

__________________________________________________ ________
See more:
Usta - Zielone liściaste usta » usta na bloga
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 23-09-2010, 11:59   #244
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Duchy sprzyjały temu, który potrafił z nimi rozmawiać. I choć talenty szamańskie u Ghardula były nikłe, poświęcił je bowiem by odzyskać wzrok. Był to paradoks, bowiem to właśnie przez nie był ślepy - jak każdy szaman z talentem większym niż przeciętny płacił za to wysoką cenę, którą w jego przypadku był wzrok. Teraz natomiast istotne nie było to, co się działo teraz ale to, co dopiero miało się zdarzyć. Na całe szczęście specyficzna aura tego miejsca pomogła mu w nawiązaniu kontaktu i już po chwili jego wzrok przeniósł się kilka chwil do przodu. Widział pułapki, które dopiero miały zostać uruchomione przez drużynę, jednak jednocześnie wiedział że nic z tym nie zdąży zrobić - była to przyszłość zbyt bliska. Nie oznaczało to bynajmniej, że nie próbował przechytrzyć losu - choć wiedział, że nigdy nie powinno się przerywać wizji zesłanej przez duchy to tym razem zdecydował się na ten nierozważny krok. Z całej siły odepchnął od siebie przyszłościowe wizje, lecz gdy odzyskał wzrok spostrzegł, że faktycznie jest za późno. Jednakże coś było nie tak...

Pułapki faktycznie zostały aktywowane, jednakże drowka zamiast spłonąć w ognistym wybuchu została tylko dotkliwie poparzona. Rzeczywistość była inna niż w jego wizji, a to nie wróżyło niczego dobrego. Coś widać zakłócało ścieżki losu, przez co dar szamana mógł stać się niestabilny i wskazywać nie tą drogę, która była właściwa.

Na całe szczęście nikt nie potrzebował jego pomocy. Płonąca drowka sama opanowała pierwszy odruch paniki i biegła w stronę jeziora, Takiego porażonego trucizną lub zaklęciem (szaman nie był pewien) ratowały już dwie inne osoby, więc on sam mógł spróbować podjąć dalsze próby sprawdzenia dokąd wiedzie ich los. Ponownie przywołał do siebie oddaloną wcześniej wizję, starając się narzucić większą nad nią kontrolę, by sprawdzić jakie jeszcze niebezpieczeństwa na nich czyhają

Na początku skoncentrował się na podłodze, jako najbardziej oczywistym miejscu na umieszczenie pułapki i faktycznie, z niejakim trudem zdołał odnaleźć zarys zapadni. Była dobrze zamaskowana i nawet korzystając z szamańskiego wzroku trudno było ją odnaleźć. Później sprawdził, czy nie ma przypadkiem nie ma pułapek bazujących na potykaczach, jednak żadnej nie odnalazł. Zaciekawiły go jednak rysunki błyskawic na ścianach, które także najpewniej były pułapkami, tym razem jednak bazującymi na magii. W głębi pomieszczenia dostrzegł kufry oraz bramkę

Dungeon by ~Casieru on deviantART

Następnie, korzystając ze sprzyjającej aury spróbował zajrzeć dalej, by sprawdzić jaki skutek mogą przynieść ich działania oraz poszukując potencjalnego niebezpieczeństwa. Tym razem wizja okazała się bardzo udana: wyczuł duże niebezpieczeństwo, co zaalarmowało go jeszcze bardziej niż zaburzone ścieżki losu. Co do samego maga wizja była nieprecyzyjna - odnajdą go i jednocześnie nie odnajdą. By sprawdzić to dokładniej szaman spróbował odnaleźć jego ducha, jednak i tutaj nie udało mu się uzyskać pełnej odpowiedzi - wyczuł, że jednocześnie maga tutaj nie ma, a jednak był pewien, że przynajmniej jego część znajduje się na wyspie. Zamierzał powoli wycofać się z powrotem w bezpieczne rejony swojego umysłu, gdy wyczuł coś jeszcze. Obecność innych duchów, starych i potężnych, dobrych i złych. Były w jakiś sposób przed nimi... jednak Ghardul nie był pewien w jakim sensie. Być może to ich obecność wypaczała szamańskie wizje...

Gdy w końcu szaman wrócił do swojego ciała spostrzegł, że Taki który już doszedł do siebie wchodzi w korytarz. Ponownie miał wizję niedalekiej przyszłości, w której Taki nie zauważa zapadni i wchodzi na nią. Dlatego szybkim krokiem podszedł do goblina i położył mu rękę na ramieniu

- Wstrzymaj się przyjacielu, przed nami jest pułapka. O, tam - wskazał na miejsce na podłodze, gdzie znajdowała się zapadnia

Następnie odwrócił się do pozostałych znajdujących się w jaskini

- Nie chodźcie nigdzie sami i niczego nie dotykajcie. Spróbuję nas przeprowadzić korzystając z danych mi przez duchy mocy, jednakże musicie słuchać mnie i precyzyjnie wypełniać moje polecenia, albo nie gwarantuję waszego bezpieczeństwa

Następnie powoli ruszył korytarzem z wargiem u boku, starając się patrzeć o kilka sekund do przodu, by nie nadziać się na żadną pułapkę. Warg w razie czego miał służyć pomocą, albo Ghardulowi albo komuś z drużyny, jeśli wpadnie w pułapkę, jednak w żadnym wypadku nie miał narażać swojego życia
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 23-09-2010, 14:33   #245
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Ooo! - wyrwało się z paszczy zaskoczonego Uthgora. Zaraz jednak zaskoczenie przeobraziło się w wielką radochę.
- Zaje...fajnie!
- Uthgor tesz tak chcieć! - skomentował słup ognia, który otulił ognistym płaszczem ich drużynową tancerkę hula.
Nie namyślając się dłużej podwinął opaskę biodrową od strony zadniej i naprężył wszystkie mięśnie.
- Zank! - zakrzyknął na swojego najlepszego (od niedawna) przyjaciela. - Zank podpalać! - sprecyzował, po czym wycisnął z siebie wyjątkowo dużą ilość gazów. Niestety plan niemal dosłownie spalił na panewce (bo o kuli w płot tu nie można mówić...), gdyż małe zielone było w tym czasie już zajęte resuscytacją (jakkolwiek obrzydliwie to brzmi to dla uszu przeciętnego orka...) innego krewniaka w kolorze nadziei. Chociaż teraz zarówno ruchliwością, jak i kolorem przypominał raczej krewniaka drużynowego truposza, ucinającego sobie drzemkę za dnia.
Nic to - spróbuje następnym razem.

W każdym razie zabawa trwała w najlepsze.

Uthgor już znalazł kolejnego kamulca i właśnie zamierzał powtórzyć rzut, kiedy odezwała się dziewczyna szamana... znaczy szaman. I jego pies... znaczy warg. Whatever.
Ale trzymanego za plecami kamulca dyskretnie (z niewielkim tylko łomotem...) upuścił na dno jaskini i szurnął kopytem posyłając go gdzieś w mrok. Zadowolony z siebie wyszczerzył paszczę czekając na DYREKTYWY.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 24-09-2010, 10:05   #246
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Cóż, jaskinia okazała się być ciekawym preludium do wizyty u samego maga. Eksplorowaliście grotę, jak prawdziwi fachowcy. Owszem zdarzyło się Wam kilka potknięć, niektóre były nawet bolesne, jednak (musieliście to szczerzy przyznać) pominąwszy bolesne, tudzież palące przypadki na razie szło Wam całkiem nieźle.

YouTube - godsmack-voodoo

Keeshe
Palący problem przypadł Tobie. Z wdziękiem nie godnym drowki, jednak zadziwiającą prędkością dostałaś się do wody. Sprawnym ruchem odsunęłaś trupa i usiadałaś we wodzie.
Spojrzałaś pomiędzy swe kolana… pod wodą, na dnie jaskiniowego baseniku widniała rycina węża…
Taki oglądając trupa musiał ją widzieć, ale Taki leżał teraz parę metrów dalej i nie specjalnie był w nastroju do rozmowy. Oczka węża natomiast rozbłysły zielonym plaskiem, podobnym jak oczka demona zaraz przed aktywowaniem kuli ognia…
O rzesz!

Taki
Twój przypadek był zdecydowanie mniej palący, choć nie mniej traumatyczny. Najpierw widok jaskiniowej podłogi podążającej na spotkanie twego (nie małego przeca) nosa, potem uczucie duszenia, a na sam koniec resuscytacja w wykonaniu zielonym. Zadziwiającym wobec powyższego był fakt, że mogłeś oddychać, że żyłeś i miałeś się nie najgorzej. Już do końca swych dni będziesz się jednak zastanawiał nad tym co stanie się, kiedy jednak pójdziesz w tym tunelem w stronę światła… nie zastanawiać się będziesz natomiast na temat tego co homoseksualne osoby widzą w całowaniu przedstawicieli tej samej płci. Zank, mimo iż ratował Cię przed śmiercią, zdawał się być aż nadto pochłonięty swym zajęciem… fakt nie miałeś czucia w ciele, ale przysiągł byś, że do resuscytacji nie był potrzebny język… Na samą myśl o tym jak to się mogło skończyć, gdybyście zostali sami przeszły Cię ciary…
Te poczułeś, zatem było coraz lepiej. Niewiele myśląc stanąłeś na swe nóżki zdecydowany podążyć dalej. Kątem oka zobaczyłeś jednak Keeshe wskakującą do baseniku…
Chciało by się krzyknąć poczekaj… jednak nie zdążyłeś.

Keeshe
Oczka węża rozbłysły, ty na dłuższą chwilę wstrzymałaś oddech. Sekunda trwała dla Ciebie tyle co przed chwilą jeszcze dla Takiego, jednak nic się nie stało. I nagle zrozumiałaś dlaczego. Nieszczęśnik, który leżał koło Ciebie, najpewniej pochylił się nad tą sadzawką.. najpewniej chciał się napić… i najpewniej był to jego ostatni łyk źródlanej wody w życiu. Co z tego było dola Ciebie ważne? Otóż pułapka była najprawdopodobniej urządzeniem jednorazowego użytku. Nieszczęśnik, który aktywował pułapkę był jednocześnie Twoim wybawicielem. Sam ponosząc śmierć uratował życie Tobie.

Taki
Tam była rycina węża! Na pewno była! Jeśli przyjąć założenie, że każde z dotychczasowych malowideł informowało Was o pułapce… drowka powinna właśnie padać na nos prosto w taflę wody. Tym niemniej tak się nie stało! Siedziała sobie na tyłku w najlepsze w sadzawce delektując się chłodem jaki przynosiła zimna woda dla poparzonego ciała.

Keeshe
Poparzone to może za dużo powiedziane. Nie poparzyło Cię aż tak bardzo. Jasne kilka bąbli na plecach wyskoczyło, ale to dla tego że ciągle miałaś na sobie ten struj kur… tyzany.
Płaszcz nań narzucony sam w sobie zebrał sporą część płomieni, reszta po pierwsze zarumieniła Cię, po drugie zmusiła do szukania nowej kiecki, bowiem ta tutaj zdecydowane nie nada się na za wiele.
Silas, ten ork o białej skórze i żelaznej facjacie, podał Ci prawicę umożliwiając Ci zgrabne i niemal królewskie opuszczenie basenu, w którym z przymusu wylądowałaś.
Zaraz na prędce drużyna zorganizowała jakiś płaszcz, który może zapach nie był najmilszy, ale na pewno był wodoodporny (wiadomo -> impregnacja dziegciem i kurzem), a nade wszystko zasłaniał Twój zarumieniony tyłek.

Zank, Uthgor, Silas, Zil’Jen
No dobra. Wasza akcja ratunkowa okazała się być skuteczną, drowka już się nie paliła (choć w jej oczach płonęło coś, czego sam Zerat’hul by się nie powstydził), Taki natomiast gramolił się już na nogi. Jaskinia, mimo że przed chwilą zaatakowała Was, teraz pozostawała tak samo tajemnicza i (zdawać by się mogło) niewinna jak wcześniej. Ale trza było ruszać dalej. Tak? Przeca mieliście maga do złapania.

Przodem drużyny ruszył nie zmordowany Taki, w ślad za nim podążył Ghardul. Jak tak na niuch z boku spojrzeć to im tylko głuchego brakowało. Tym niemniej dziarsko powędrowali na spotkanie nowych pułapek… khym… znaczy się zobaczyć co dzieje się w kolejnej sali.

Taki
Podszedłeś do drzwi. Tym razem nie dałeś się zwieść ich niepozornemu wyglądowi. Nim przekroczyłeś próg obejrzałeś sobie dokładnie same drzwi, zamek odrzwia, słowem przejrzałeś dokumentnie wszystko. Zrobiłeś to z wdziękiem iście goblińskim, nie spiesząc się przy tym specjalnie i bacząc na to aby podrygujące wciąż członki Twego ciała nie przeszkadzały Ci za bardzo w pracy. Oceniłeś jednoznacznie i autorytatywnie, że drzwi są bezpieczne! Przeszedłeś próg…
Kolejna sala jaskini, bo mimo iż przeszliście przez drzwi, to dalej byliście w jaskini, była mniej obszerna. Można by ją było w zasadzie określić mianem szerokiego korytarza. Rozejrzałeś się po ścianach, po podłodze i po suficie. Od razu twą uwagę przykuły obrazki błyskawic na ścianach… uśmiechnąłeś się w duchu… nie z Tobą te numery. Nie?
Gdy właśnie miałeś postąpić pierwszy krok do nowego pomieszczenia powstrzymał Cię głos Ghardula:
- Wstrzymaj się przyjacielu, przed nami jest pułapka. O, tam…
Spojrzałeś… qrde gdzie? Miałeś jednak pewne zaufanie do kompana i nie dałeś kolejnego kroku. Miast tego przykucnąłeś i jeszcze dokładniej spojrzałeś na podłogę. W odległości jednego kroku od Ciebie, na szerokość ¾ pomieszczenia, przebiegała prostokątne obramowanie… czegoś. Czego? Zagadka była dość prosta. W takim miejscu jak to aż prosiło się o zapadnie. Na całe szczęście (wasze) i nieszczęście zarazem (budowniczego) zapadnia była nie na całej szerokości przejścia. Tak więc drogę do przodu mieliście. Ale co dalej?
Rzuciłeś kamyk. Dość powszechny i zrozumiały w swej prostocie pomysł na aktywowanie pułapek. Kiepski w przypadku, gdyby pułapka miała zawalić Wam sklepienie na głowę tym niemniej z założenia koncept był dobry. Cisnąłeś kamyczkiem w oczekiwaniu na to co się stanie…
I nic się nie stało.
Kamyczek wdzięcznie pofrunął sobie przez całe pomieszczenie, odbił się od przeciwnej ściany… i zaległ na posadzce. Nic się jednak nie stało.
Powstrzymując własną ciekawość i zapędy kompanów zdecydowałeś się na jeszcze jeden test.
Wyciągnąłeś z torby hydrzą głowę i cisnąłeś ją w dokładnie taki sam sposób.
Browsing deviantART
Wyładowanie elektryczne, którego się spodziewałeś pojawiło się przy pierwszym ze znaków na ścianach. Cały system malowideł zdawał się być połączoną, jedną pułapką, bowiem wyładowanie przebiegło od jednego malowidła do kolejnego, omiatając w ten sposób cały pokuj. W jakiejś ustalonej konstruktorów sekwencji otworzyły się także zapadnie tak, aby ukryć ciała tych, którzy powinni zginąć porażeni prądem. Wniosek?
Pułapka nie mogła być jednokrotnego użytku!
Na całe szczęście (bowiem hydrzą głowę miałeś tylko jedną) z pomocą przyszedł Ci Ghardul.

Ghardul
Zdecydowałeś się zostać przewodnikiem tej trzódki. Przynajmniej na chwilę, przynajmniej w tym pomieszczeniu. Zdawałeś sobie sprawę, że jesteś jedyną personą, która może Was przeprowadzić, i że tylko i wyłącznie Ty możesz tego dokonać. Warg stanął wiernie u Twego boku i zacząłeś prowadzić towarzyszy. Sprawa nie była prosta. Ten kto planował wybudowanie tego przejścia wykonał naprawdę dobrą robotę. Jak się okazało zapadnia nie była jedna, a były trzy i to umieszczone tak, że dwa razy musieliście przechodzić pomieszczenie w poprzek. Jednak okazało się że po przebyciu 2/3 drogi pułapek już nie było. Co natomiast było?

Po pierwsze skrzynie, po drugie załom. Ostrożnie, oglądając wszystko bardzo dokładnie, poszukując malunków, dźwigienek, cięgienek i inszego ustrojstwa obejrzeliście dokładne krzynie. Zdawały się być bezpieczne. W końcu ktoś z Was nie wytrzymał, zaparł się mocniej nogami o glebę przyłożył z całej siły w jedną ze skrzyń… wysypała się broń. W zasadzie arsenał. Miecze, topory, buławy, sztylety… co tylko dusza zapragnie. Dobrze wykonane, nie zbyt ładnie zdobione… ewidentnie broń dla armii. Motywem zdobień, jaki przewijał się na każdej sztuce broni był smok wpisany w obręcz oraz róża.

Wszyscy
Arsenał. Tak delikatnie można określić to co znaleźliście. Było tu wszystko. Dosłownie wszystko. Każde z Was, jeśli miało wolę, mogło dobrać tu uzbrojenie i to w zasadzie w takiej ilości jaką, byliście w stanie udźwignąć. Ciekawym było, to że gdy rozbiliście drugą skrzynię, okazało się, że tam również jest broń choć zupełnie inna. Zdaliście sobie naglę sprawę, że dobrze się stało, że nie było z Wami Kaspara. Tak duża ilość zgromadzonego w jednym miejscu srebra, mogła by go zabić od samego patrzenia. Broń, bowiem srebrna była broń, była wykonana w dokładnie takiej samej ilości i takiej samej różnorodności jak broń metalowa…. również był smok, również były róże… tylko po co to tu ktoś zgromadził?
Gdy wyposażyliście się jak małe, lub durze (w zależności od rozmiarów) pancerniki, spojrzeliście za załom korytarza:
Dungeon by ~Casieru on deviantART

Ponownie ruszyliście dalej. Czujni jak świstaki, mają oczka dookoła głowy przeszliście przez bramkę. Z prawej strony były schody prowadzące w dół, z lewej natomiast była zamurowana ściana.
Zeszliście schodami:
Dungeon... by ~Miggs69 on deviantART

No cóż. Wiele można było mówić na temat tego pomieszczenia. Jednym i pierwszym, które Cisnęło Wam się na usta było to, że na pewno pomieszczenie to nie zostało stworzone przez naturę.

Sashivei, Keeshe, Zank
Wchodząc do pomieszczenia przeczytaliście nad przejściem następującą sentencję:
„The way is shut. It was made by those who are dead. And the dead keep it!
The way is shut!”

Wszyscy
Pomieszczenie było obszerne, dobrze oświetlone przez płonące pomarańczowym ogniem pochodnie. W środkowej części tegoż pomieszczenia znaleźliście trzy pokaźne dźwignie.
Chodząc po pomieszczeniu, rozglądając się pilnie w poszukiwaniu kolejnych pułapek skapowaliście się że wyjść z tego pomieszczenia można na trzy sposoby.
A czymże było to pomieszczenie?
Lochem oczywiście. Kości w celach nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Zadziwiającym było, że wszystkie cele są otwarte… za wyjątkiem trzech.
Te trzy były niczym innym jak przejściami do kolejnych komnat, czy też może należało by stwierdzić pomieszczeń. Za kratami jednak mieliście pewne towarzystwo.
Kraty, które znalazły się centralnie przed wejściem do tego pomieszczenia kryły w sobie dwie persony:
Keeper of the Dungeon by *faegatekeeper on deviantART
Dungeon Dreaming by =Tasharene on deviantART

Na prawo znajdował się jeden strażnik:
Dungeon Master by *feliciacano on deviantART

Na lewo zaś był jeszcze kto inny:
Browsing deviantART

Sashivei, Keeshe, Zank
Jak się okazało, inskrypcji był tu ciąg dalszy.
Nad wejściem do panienek wygrawerowane było:
Si vis pacem, para bellum.
Nad wejściem do rycerza napisane było:
Non omnis moria
Natomiast nad wejsciem do ostatnich wrót stało:
Alea iacta est

Ghardul
Masz przed sobą cztery najstarsze duchy, jakie kiedykolwiek czułeś. Dodatkowo, masz świadomość obecności piątego, bardzo potężnego. Prawdę powiedziawszy najpotężniejszego z jakim do tej pory mogłeś się zetknąć. Coś jest w nim jednak znajomego, coś co nieodłącznie kojarzy Ci się z ojcem….

Wszyscy
Stoicie, macie przed sobą trzy dźwignie, które najprawdopodobniej spowodują, iż otworzą się wrota wiążące postaci, które możecie oglądać przez cały czas. Panienki, rycerz i koleś w dziwnym hełmie, stoją i patrzą się na Was zdziwieni. Zdają się wyglądać tak, jakby całe wieki, nie wiedzieli tu nikogo… jakbyście byli pierwszymi żywymi istotami od bardzo dawna….Są niemi, nie odpowiadają na żadne Wasze pytania lub zaczepki.

Uthgor
Paaaanieeeeeeenkiiii!!!!!!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.

Ostatnio edytowane przez hollyorc : 24-09-2010 o 10:15. Powód: http://www.youtube.com/watch?v=Gb4EeLmWT9c
hollyorc jest offline  
Stary 26-09-2010, 17:51   #247
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Keeshe chwiejnie wstała z sadzawki, ociekając wodą. Wykrzywiła ramiona w dziwnej pozie, ponieważ poparzona skóra nadal ją bolała przy poruszaniu się. Wyglądała jak elf-zombi wyłażący z bagna. Silas pomógł jej wyjść. Spojrzała błędnym wzrokiem po reszcie drużyny, zacisnęła zęby i chwyciła za swój pejcz.
- Co mówiła ciocia Keeshe?!?! – wydarła się, strzelając wokół siebie z bicza, jakby opędzała się od jakichś duchów. – Nie dotykać!!! Nie-do-tykać!!! Grilowania się wam zachciało?!?! Zły, niedobry!!! Który był na tyle mądry żeby uruchomić tą...?!
Nie dokończyła, bo usłyszała „Zank, podpalaj!” a sekundę później chmura zielonego gazu wypełniła całą grotę. Keeshe zmieniła znów kolor na seledynowy, wywróciła oczy i rąbnęła znów w sadzawkę, mdlejąc. Po chwili wstała i jakby nigdy nic darła się dalej, wymachując pejczem:
- Jak widzę, wymierzane przeze mnie dotychczas kary nie przemówiły ci dostatecznie do twojej tępego rozumu durny drowie, więc będziesz musiał ponieść karę!!! Jak dobrze się spiszesz to może pozwolę ci dalej być moim psem a jak mi się nie spodobasz to wywalę ci na zbity pysk!!! A teraz liż mi buty, psie...!
Nagle jakby się ocknęła, gaz przestał działać. Otrzepała się i rozejrzała się wokół.
- Ekhm... tak... właśnie!
Zerknęła za Takim który właśnie grał „w klasy” i rzucał kamyczkami i hydrzymi głowami. Przetarła oczy. Wyciągnęła notatnik i zapisała do listy zakupów; krew do opalania z filtrem, maseczka przecie pierdom, 20 dkg melisy w proszku, słomka.
Znaleźli skrzynię. Koledzy zaczęli nimi rzucać i je rozwalać. W skrzyniach była broń, dziwne. Symbol smoka zbytnio kojarzył się jej z symbolem dobrego [ble!] smoka Lavendera, a nie chciała nosić ze sobą czegoś takiego. Jakby to wyglądało na przyjęciu w podmroku?! [drow; cześć maleńka, check out moje nowe dualki!~_^ Keeshe; wypas, wypas... [dyskretnie usiłuje ukryć sztylet z symbolem smoka]. Dalej był loch. W lochu o dziwo ktoś siedział. Ktoś żywy. Keeshe znowu przetarła oczy i dopisała w notatniku: dodatkowe 30 dkg suszonej melisy.
- Dobra... – powiedziała powoli, czujnie się rozglądając. – Drużyno... Pamiętajmy po co tu przypłynęliśmy tym cholernym statkiem gdzie omal nie umarliśmy z odwodnienia... przyszliśmy tu po maga. Nie widzę go tutaj. Najrozsądniejszym wyjściem byłoby w tej sytuacji w tył zwrot i opuszczenie tej popapranej groty. Uthgor... nie rzucaj niczym przez chwilę, proszę! Więc... to coś za kratami raczej nie jest z grupy zwykły śmiertelnik. Co tu robią i dlaczego ktoś zostawił możliwość uwolnienia ich a teren wokół naszpikował pułapkami? Nie podoba mi się to.
Spojrzała na duchy, przykucnęła i skoro nie reagowały na słowa, napisała palcem na zapiaszczonej podłodze groty:

Quis es tu?
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 27-09-2010, 12:54   #248
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
I jak doktorze? Co z nim?
Cierpi na Starecorpus A Venenum*
Czy to coś poważnego? Czy on umiera?
To zwykły paraliż. Wystarczy, że podtrzymamy go przy życiu i nic mu nie będzie. Zróbcie mu resuscytację krążeniowo-oddechową i po sprawie.

Francja. Stolica światowej miłości i romantyzmu. Miejsce narodzin wspaniałych pocałunków z języczkiem jak i miłości dość specyficznej, gdzie język odgrywa główną rolę. Ileż to par odpłynęło w krainy rozkoszy poddając się tym jakże cudownym ceremoniałom jakimi są pocałunki. Zwłaszcza te francuskie. Kto raz zasmakował się w ustach pięknej dziewki o złotym warkoczu i dużych... oczach, ten nigdy nie zapomni ekstazy jaka przepływa po ciele w chwili zetknięcia się warg i języków.

Taki smakował jak... truskawka. A dokładnie jak ta lekko nadgniła wersja czerwonego owocu. Zank wyprostował się nad leżącym goblinem i wytarł usta. W sumie to był jego pierwszy pocałunek i chyba udany. Ofiara nie uciekała. To że miała sparaliżowane wszystkie mięśnie niczego nie zmieniało. Widać było, że alchemik wracał już do zdrowia. Mógł już samodzielnie oddychać, a to gwarantowało życie. Dumny z siebie Zank, trochę podekscytowana Rosa i zniesmaczony Elf wstali znad poszkodowanego i rozejrzeli się dookoła. Nikt już nie potrzebował ich pomocy medycznej, no może Kaśka wyglądała jakby też straciła dech, ale na jej szczęście zbyt szybko go odzyskała. Natomiast kolejne próby przywracanie oddechu innym członkom ferajny nie skończyły by się tak szczęśliwie. Albo by uciekli, albo zmusili kucharza do ucieczki. Beztroski maluch wzruszył tylko ramionkami po czym sprowadził swego kiełka. Sprawdził czy wszystek ekwipunku jest na swoim miejscu i zagryzł marchewkę. Taaaaak. Po czymś takim potrzeba trochę relaksu przy marchewce.

Odprężony, zrelaksowany i zaspokojony - jakkolwiek to brzmi... nie, to brzmi niesmacznie - ruszył za resztą kompani w czeluści ukryte za demonicznymi drzwiami. W tej przechadzce nie miał za dużo do roboty. Zdał się całkowicie na instynkt ich przewodnika i tylko raz wybałuszył oczy zza przyciemnianych googelków widząc błyskawice i iskry.
- Weeeee - darmowe fajerwerki cieszą każdego.
Po jakże ciekawym labiryncie dotarli w końcu do czegoś bardziej interesującego. Skrzynie zawierające broń. Niby normalka, ale tejże broni było tak dużo, że nie jedna taka ferajna by się uzbroiła od malutkich palców u nóg, aż po dziurki u nosa. Do tego połowa z nich była srebrna, jakby szykowano się do walki z wilkołactwem i wąpierzami. Broń była niczyja, a przynajmniej właściciela nie było widać. Takoż Zank postanowił zaopiekować się kilkoma egzemplarzami. Symbol zaś nie zauważalny dla Zanka, obojętny dla elfa, dla Róży był czymś sentymentalnym. Powoli zdawała sobie sprawę z beznadziejnej sytuacji osobistej, ale wspomnienia nie znikły. Zakon Róży. Palladine. Oczy jej zalśniły niczym monety, a żądze popędzały goblina do uzbrojenia się w te przedmioty. Tylko co tu robi broń dla Zakonu?

Jako pierwsze wziął kilka sztyletów zwykłych i kilka srebrnych.

Po co nam srebrne?
Nie ufam Matce. Nie ufam sobie. Dlaczego miałbym zaufać Kasparowi?

Broń mała i poręczna zniknęła w cholewach butów, za paskami i pazuchą. Wszędzie gdzie łatwo dostępne pod ręką a nie tak łatwo widoczne. Zawód zobowiązuje.
Następnie sięgnął po dwuręczny miecz z żelaza. Chwycił go oburącz, ręce idealnie ułożyły się na rękojeści, a nogi przybrały pozycję szermierczą. Każdy fechmistrz rozpoznał by prawdziwy fach w tym chwycie. Mięśnie się napięły i zagrały instynktownie, przygotowane do krótkiego pokazu fechtunku wielkim mieczem.
Chyyyyp.
Coś jednak poszło nie tak. Miecz miast poprzecinać ze świstem powietrze i zataczać kręgi uniósł się jeno lekko nad podłoże i opadł. Jeszcze jedna próba i wynik ten sam.

Co to miało być?
Nie wiem elfie. Za słabowity ten nasz mężczyzna jest. Wiadomo, całe życie tylko żarłby, spał i myślał o pier*doleniu! A ćwiczyć to nie ma komu. Ale ja mu pokażę. Nie ma lenistwa w mojej obecności. I ciebie też się to dotyczy. Jak zobaczę, że się opier**lasz to i tobie się oberwie.

Miecz, nie przydatny w rękach malucha wylądował przy siodle dzikiej bestii o kłach niczym lance. Po drugiej stronie wylądował drugi taki sam, srebrny.

Czyżbyś nie ufała Kasparowi? - ironiczny głos skrytobójcy trafił do Rosy
Tobie nie ufam, durszlakowi nie ufam. Wampirowi mam zaufać?

Kilkanaście lat później białowłosy mężczyzna zszedł z wierzchowca. Na plecach miał dwa miecze. Jeden srebrny, na potwory. Drugi żelazny. Na ludzi. Wielu zastanawiało się czemu zawdzięcza taki oryginalny kolor fryzury. Jedni twierdzili, że od pewnych grzybków i traw które palił i zażywał w młodości straciły barwnik. Inni twierdzili, że to łupież. Nikt nigdy nie pomyślał, że z wiekiem czupryna bielą przyprószyć się może. Ten zaś poprawił durszlak i ruszył zmierzyć się z kolejnymi przygodami.

Ruszyli dalej.
Do wejścia do następnego pomieszczenia zapraszał uroczy napis. Oświadczał, że drogę strzec będą nieumarli. Błeeee, trupy. Czemu nie ma tu sierżanta? Może dogadał by się ze swymi ziomkami.
Weszli. Jak do tej pory strażnicy nie byli zbytnio sumienni gdyż nic ich nie zatrzymało. Wtem sytuacja trochę się zmieniał. Nowa komnata, nowe możliwości, nowe zagadki. Były trzy drogi. Każda strzeżona przez coś humanoidalnego, ale po informacji wcześniejszej goblin domyślił się (tak! on sam na to wpadł!), że to żywe raczej nie jest. A nie żywe które ucieka z garnka zbyt mile widziane nie jest. Wąpierze, czy inne upiory wydawały się ich ignorować. Nie odzywały się na zadane pytania i nie reagowały na zaczepki. Maluch widząc ich obojętność spojrzał jednemu prosto w oczy. A raczej kratkę na oczy bo to hełm był.
Nagle zesztywniał, odwrócił głowę w stronę Uthgora i z miną bez emocji począł iść w jego kierunku.
- Mózzzzg, mózzzzg - wyciągnął łapki i zrobił dwa kroki. Przekrzywił głowę popatrzył na zielonego i ze rezygnacją machnął dłonią. Biedne zombie "umarły" by z głodu.
Spojrzał jeszcze raz na kraty i wtedy zauważył napisy nad każdą z nich. Zainteresowany przeczytał je na głos w lembaśnym języku elfów. Dwa pierwsze całkowicie go nie interesowały, gdyż nie wiedział o co w nich chodzi. No bo po co wszczynać wojnę tylko o jeden pokój gdy na przykład można zdobyć cały zamek. Albo nie cały umrę. Znaczy takie ucho dalej będzie sobie egzystować? Albo było to jakieś zaklęcie nekrofilogiczne które całkowicie odstraszało kucharza. Za to ostatnie. Kości zostały rzucone... Lubił kości. Czasem nawet dobra zupa na nich wychodziła.

Niektórzy twierdzą, że zwrot ten należałoby tłumaczyć jako formę trybu rozkazującego: niech kości zostaną rzucone. - Paladynka popisała się wiedzą wyniesioną zza murów zakonu.

- Jak tak to prosze bardzo. - rzekł uradowany Zank, z powodu rozwiązanej zagadki i szybko podbiegł do jednego z leżących szkielecików. Chwycił kilka żeberek, piszczel i kość przedramienia i rzucił je zza kraty w stronę strażnika po prawej.




______________
*Radosna improwizacja językowa. Nie szukajcie tam sensu.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 29-09-2010, 16:45   #249
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
-Cholerny, mały Rumcajs... - skomentował zachowanie małego z mniejszych w dość "nietypowym" humorze. Gdzieś już takiego zachowanie widział, tylko gdzie...

***

Lata wstecz, kiedy zielonkawy Troll miał szanse być normalny...

-Cholerny pieńku z wyciętego lasu, padalcu z małą pytą. Co ty mi tu przynosisz z polowania??? Grzyby ? Ty pier***ny łamago, na więcej cie nie stać?

-Kochanie, spokojnie. Dzisiaj był pechowy dzień. Nic się nie udawało, a no i spieszyłem się bo zaraz spadam na partyjkę kości z Netu. Obiecuje ci że jutro przyniosę ci coś obiecującego. Teraz wybacz, ale... - nie dokańczając zdania zarośnięty jak dziki dzik troll wypił z szałasu jak strzała nie spoglądając za sobą.

- Coś obiecującego ?! Sam mi ku**a obiecujesz ! I to mi już wystarcza! - kobieta chwyciła dzidę, którą mąż zostawił przy drzwiach i wybiegła z nią za... "ukochanym" na zewnątrz. Sekunda ciszy, potem cichy świst w powietrzu, a następnie przenikliwy krzyk

-Ku**aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa... !!! Moja noga... !!!

-Dobrze ci tak cioto ! I nie pokazuj mi się w domu bez zwierzyny, bo trafie cię prosto w jajca !

Gdy zasłona do szałasu odchyliła się ponownie, a kobieta weszła do niego zastała stojącego małego i chudego trollika wpatrzonego wielkimi oczami w stronę matki. W reku trzymał małego misia.

-Cio sie stało ?

-No widzisz synku, jak będziesz taki jak tata - rzekła zbliżając się wolnym krokiem do malca. Przyklękła, wzięła mu misia, chwyciła go za głowę i dokończyła - zrobię to samo tobie, a nawet ciut więcej - po czym ukręciłą głowę miśkowi.

***
-Pieprzona patologia... - rzekł idąc za pozostałymi. Nie miał planów na życie, nie miał żadnych planów. Trzeba to zmienić, trzeba się za siebie zabrać, ale to już nie dzisiaj. Nie, może jutro. Tak, jutro !

Chwile później znaleźli się u progu wejścia do komnaty wypełnionej uzbrojeniem wszelakiego rodzaju. Wtem jego oczy rozbłysły... Podszedł do srebrnego ekwipunku, gdzie nagle poczuł się bezsilny. Wszelkie siły uleciały z niego w jednej chwili, pozbawiając go ochoty dotykania tego skarbu. Obrócił się na pięcie, przeszedł kawałek i w stercie innego uzbrojenia znalazł miecz, gdzie na rękojeści widniał napis "Annulus"

-Ej, ekipa! Jak byście chcieli, macie tu anusa! Ja poszukam sobie czegoś bardziej egzotycznego.

Kilka kroków dalej leżały karwasze z pazurami maniakalnego psychopaty lubującego się w gmeraniu w bebechach ofiary. Trochę dalej leżały pasy z ostrzami, gdzie nosząca je osoba mogła tulić do snu... ale wiecznego jak coś.

Przywdział to wszystko, a z tym wyglądał jak maszynka do krojenia. Ostrza długości po piętnaście centymetrów mogły narobić solidnego ambarasu.
Zrobił krok w bok, a jego oczy nie mogły uwierzyć w to co widzi. Gdzieś pod stosem sprzętu leżał mały, żelazny miś, podobny do tego jaki miał w młodości. Chwycił go, przetarł z kurzy, uśmiechną się diabolicznie i ruszył za pozostałymi.

-Temu łba nie urwiesz matko... - wycedził pod nosem krocząc na tyłach. Ciekawe czy go ktoś przytuli...

Korytarz, komnata, pomieszczenie, bla bla bla... CYCKI ! DOJARY ! I więcej go nie obchodziło...
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 29-09-2010, 19:46   #250
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
- Teee... tam. Coście za jedni? - rozległ się głoś Takiego zaraz po tym jak Keeshe dała upust swoim wątpliwością. Niestety w cieszy, która się rozległa po chwili, nic nie było słychać. No może oprócz echa w głowie Uthgora i pobrzdękiwań przerzucanych przez Trolla uzbrojenia. - Machnijcie chociaż ręką jeśli słyszycie. Co tu robicie?

Cisza.
Dla jednych złotem. Dla jeszcze innych ucieczką. Tutaj po prostu niema cisza. Żadnego ruchu. Żadnego głosu. Nic.
- Ja w takim razie się zawijam. - Spojrzał na Keeshe. - Masz racje duszki są złe. A co?! - zaśmiał się. - W końcu mam jeszcze plan B, prawda? - Spojrzał na Sashivei. - Mogę polecieć samemu?

Zanim padła jakakolwiek odpowiedz, podszedł do asortymentu, wziął srebrnego gladiusa i ruszył z powrotem. Gdy dotrze do wyjścia założy sobie pas z przymocowanymi linkami, szybko odsypie latawiec i mocno pociągnie za linki. Liczy, że bryza da radę go udźwignąć. Jego wcześniejsze szybkie rozważania szacowane były na drowkę. Jeśli były one dobre to Taki poleci bez problemu.

Gdy tylko wzleci. Ma zamiar przelecieć się nad wyspą. Rozejrzeć się. Zobaczyć wierzę, miasto, las. Może będą jakieś groty w innych miejscach. Z tego co zobaczył z tej jaskini są trzy wyjścia. Reszta ZF zechcę zapewne zwiedzić przynajmniej jedno z nich. Taki doszedł do wniosku jednak, że woli się rozejrzeć.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172