Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-12-2009, 02:54   #141
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Stał wpatrzony w las, w kawałek drogi jaki był widoczny i w jar.

- Idealny - szepnął Taki. Rozejrzał się pośpiesznie. Tak, wszystko było na miejscu. Trzeba będzie tylko zrobić jakąś zaporę z jednej strony. Zastanowił się, czy da się tak zrobić, żeby żołnierze wchodząc w parów nie widzieli co ich czeka na końcu parowu. Zanim wszystko ustali zamierza sprawdzić jak ten parów wygląda.

Wszedł na jeden z jego brzegów. Ustawił tam kocioł, który zakupił u sklepikarza. Położy obok torbę na podroby - w środku znajdowały się butelki z octem. Trutka leżała w kotle. Zostawił to wszystko i ruszył brzegiem parowu na lekki rekonesans. Wręcz z namaszczeniem zwracając uwagę na otoczenie.

Zauważył strumień przecinający parów, ale do przejechania. Przecież nie byłoby tu traktu gdyby nie dało się go pokonać. Brzegi były na tyle strome, żeby był problem się wdrapać na nie. Zmierzył wzrokiem. Nie wiedział czy uda się wszystkim z konwoju wpaść w tą pułapkę ale był pewien, że połowa w najgorszym razie.

Spojrzał na druga stronę. Później na dno jaru. Jakieś wgłębienie. W sumie nie wiedział, czy ta informacja mu się do czegoś przyda, ale z wiedzą jest tak, że lepiej mieć jej za wiele niż za mało. Zmierzył wzrokiem szerokość. Na trzy orki. W porządku.

Plan zapowiadał się następująco. Jak uzgodnił wcześniej z Ghardulem, pierw jakoś zatamują koniec parowu. Później zabawa ciężkimi oparami plus zakaz wstępu do parowu. Następnie dobicie pozostałych. I wszystko.


A przynajmniej chciałby, żeby to było wszystko.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 28-12-2009, 21:14   #142
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Uthgor przyglądał się z bezbrzeżnym zdumieniem w wygibasy czynione przez warzywofila i ślepego orka. O ile lembasa mógł zrozumieć, bo przecież każdy rozsądnie myślący ork wiedział, że nadmiar korzonków i kory w diecie powodował upośledzenie rozumu, o tyle zachowanie pobratymca było dziwne.
- Umbal... - wzruszeniem ramion jednak skwitował orka. W końcu samo to, że niepełnosprawny, a zatem nieprzydatny i obciążający plemię osobnik żył nadal, było bardzo dziwne. Kto wie, jakie szalone myśli kłębiły mu się pomiędzy uszami.

Miał się obrócić, gdy pojawił się szef wyprawy, znaczy durszlakogłowy. Przedstawił mu całkiem niegłupi pomysł. Kopnąć lembasa w asar byłoby przecież czystą przyjemnością. Gobliniątko było przy tym tak wspaniałe, tak bezbronne i wzbudzające litość, że aż... sutis. Ork potrząsnął gniewnie głową - omal nie zrobił z siebie baby.
- Korr... - mruknął twierdząco, zrywając się do biegu. Za nim patrzył swoimi maślanymi i wielkimi oczkami mały goblin w naczyniu kuchennym na głowie.

Wojownik Złamanych Kłów nabierał prędkości. Nie miał za dużo miejsca na szarżę, gdyż walcząca dwójka zaczęła swoje buchg'hai zaledwie kilka długości orka dalej, jednak dobre wejście to połowa sukcesu.

Uthgor przemknął obok szamana usiłującego usiec bladoskórca, podgryzanego zresztą przez psa-przewodnika tego pierwszego, niemal niezauważalnie muskając go pawężą. No dobra - po prostu grzmotnął szamana wielkim kawałem drewna okutego żelazem przez potylicę. Tu dawała o sobie znać zaleta szerokiej tarczy - cel, choćby nie wiem jak kombinował, miał marne szanse uniknąć zderzenia z tym wielkim jak blat stołu narzędziem. Szczególnie, kiedy zajęty był siekaniem lembasa.

Przyszła kolej na tego lus-irk. Madach-arralsh ślepego zajmował jego uwagę całkowicie, dlatego Uthgor, ze zwyczajową wśród zielonoskórych radochą, bezlitośnie wykorzystał sprzyjającą sytuację, by płynnym ruchem wyszarpnąć zza pleców i z całej siły cisnąć w niego kość udową olbrzyma. Dwuręczna maczuga, zataczając szerokie kręgi pomknęła w kierunku nieświadomego lembasa. Masa giganciego gnata pozwalała przypuszczać, że elf zostanie znokautowany, a w najgorszym przypadku przestanie się wyrywać zdezorientowany niespodziewanym ciosem. W takiej sytuacji Uthgor zamierzał poprawić celnym ciosem swej opancerzonej pięści. Mogło też się zdarzyć, że któryś kuksaniec okaże się zbyt silny... - cóż, takie rzeczy się zdarzały, w końcu twardym czeba być, a nie miętkim, co nie?

- Aochg mówić my zrobić zasadzka w ruchg - wyglądający na zadowolonego z siebie Uthgor mruknął sympatycznie do zdziwionego rozwojem wypadków Zanka. Ale mały goblin sam był sobie winien - mógł poprosić swojego dużego i niezbyt rozgarniętego przyjaciela, żeby tylko elfa prał. A tu ork dorzucił mały bonus od siebie.

================================================== =

umbal - idiota
asar - dupa
sutis - słodki (tak mówią tylko orczyce!)
korr - zgoda, potwierdzenie
buchg'hai - ciosy, kuksańce
lus-irk - wegetarianin (dosł. pożeracz warzyw)
madach-arralsh - wilk
aochg - gość, towarzysz podróży
ruchg - dolina, wąwóz
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 04-01-2010, 17:05   #143
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Gdyby każdy normalny człek, krasnolud, elf etc. spojrzał na drużynę mógłby na jej temat wiele powiedzieć. Mógłby długie godziny rozwodzić się na temat tego, czego tak malownicze stadko nie potrafi zrobić, co potrafi zrobić źle… ale czy byłby w stanie powiedzieć że jest w stanie w sposób spontaniczny zadziałać wspólnie? I to w myśli wyższej idei?

Civril
Tego było dość. Twe korzenie, twa krew zażądała od Ciebie działania, zdeterminowała Cię do siania mordu i zniszczenia… a jeśli nie tego to przynajmniej cierpienia w takim wymiarze, aby innym wybyć z głowy podobne wygłupy. Zaatakowałeś… ale….

Ghardul
Pewien byłeś tego, że Duchy nie opuszczają Cię nigdy. Tak też było i tym razem… zobaczyłeś przez ułamek sekundy to, co ten blady Lembas chciał zrobić. Zobaczyłeś, wiedziałeś, miałeś czas na reakcje… Ale czy tylko ty?

Uthgor
Namowy Twego małego kompana okazały się być dla Ciebie przysłowiową wodą na młyn (tylko elfy mogły wymyślać tak idiotyczne przysłowia, jednak część z nich się przyjęła). Ponieważ, była to kolejna okazja na to, aby udowodnić całemu światu jak mężnym wojownikiem jesteś (oraz nie powtarzalny wręcz moment na wybicie kilku zębów zarozumialcowi)… zaatakowałeś… Chciałeś jedynie zahaczyć Lembasa rantem tarczy… prawie że popieścić… problem polegał na tym, że elfy, drowy, druhii były nie stworzone i nie nawykłe do takich pieszczot.

Wszyscy
Wielce krzepiący zdawał się być fakt iż zaczęliście działać jak jeden organizm, mieć podobne zdanie na przynajmniej kilka z wydarzeń które miały miejsce na przestrzeni ostatniego dnia. Za jednym wyjątkiem byliście nie zadowoleni z żartu na jaki pozwolił sobie napotkany ork, nie podobało się Wam również to czego dopuścił się druhii… a przynajmniej zareagowaliście zgodnie wobec niebezpieczeństwa w jakim znalazł się jeden… (no właśnie)… jeden z Was???

*****

- Czyżby zaczęli działać?
- Wątpię.
- Ale przecież ruszyli się razem… zaraz pewnie i Barbak będzie musiał się nieźle napocić….
- Wątpię.
- A nie wydaje Ci się…
- Nie. Zmieńmy temat…
- Słucham.
- Jakie są doniesienia z Księstwa Merske?
- Ktoś wycina w pień naszą siatkę.
- Ktoś? Mógłbyś być bardziej precyzyjny.
- Bardzo mi przykro Heinrichu, ale na chwilę obecną nie posiadam bardziej szczegółowych danych. Pracuję nad tym.
- Poślij tam, jedną z grup specjalnych. Niech pozamiatają.
- Po cichu?
- Nie. Niech będzie wiadomo, że nie życzymy sobie czegoś takiego na naszym podwórku.
- Rozumiem. Zajmę się tym niezwłocznie. A co z nimi?
- Wstrzymaj się jeszcze. Z adamantem aż tak nam się nie pali, choć Arkania na pewno odczuje jego brak. Poczekamy jeszcze chwilę…
- Jak sobie życzysz.


*****

Wszyscy.
Wasze działanie okazało się być tyleż impulsywne, co i nie przemyślane. Zagrożenie jakie pojawiło się wewnątrz, mały płomyczek… zdecydowaliście się gasić wielkim wiadrem wody. Co mogło to spowodować? Ano można było umoczyć. Nic więcej.

Civril
Wszystkiego się mogłeś spodziewać. Armagedonu, reakcji wszystkich bogów, zstąpienia samej Mistress… nie mogłeś się spodziewać tego, że ta banda zielonych pomyleńców zacznie działać w sposób skoordynowany. Koordynatorem musiał być ktoś, kto miał chore poczucie humoru, jednak zadziałali wspólnie.

Wszyscy.
Druhii zaczął sapać, a zaraz potem został poszczuty wargiem… następnie uderzył Ślepiec. Cięcie było precyzyjne. Wyraźnie miało zaboleć, lecz nie zabić przeciwnika. Wyglądało tak jakby miało nauczyć kogoś posługującego się bólem na co dzień… co ów ból znaczy. Elf skulił się… i na krwawieniu, okaleczeniu by się skończyło… gdyby nie kolejny zawodnik starający się dać nauczkę korożercy.
Tarcza Uthgor’a podążała na spotkanie celu. Nikt nie był jednak w stanie przewidzieć w jaki sposób zachowa się elf. A ten skubany zszedł z linii uderzenia. Zszedł jednak na tyle nieszczęśliwie, że rant tarczy trafił go centralnie w jaśniutką główkę.
Druhii padł na ziemie. Jego oczy były zamknięte, skroń rozbita… ktoś z Was podszedł do Lembasa chcąc sprawdzić, czy przypadkiem sobie jaj nie robi… nie robił, też nie oddychał.

Barbak, który przez ostatnie kilka chwil nie poruszył się, nie dobył broni, nie odezwał się nawet smutno spojrzał na leżącego u waszych stóp trupa.
- Pewnie teraz mnie potępicie, ale tak właśnie miało być. To zadanie, na część misji jaką otrzymaliście ma za zadanie odsiać ziarna od plew. Mi ten elf nie podobał się od samego początku, ale zgodnie z naszym zwyczajem każdemu wypada dać szansę. Mam nadzieję, że jego zbłąkana dusza znajdzie drogę do wiecznego spoczynku. Jestem pewien że Palladine mu w tym pomoże. Zanim ktokolwiek z Was zacznie wywody filozoficzne na temat tego jaki jestem, a jaki nie… pamiętajcie, że trafiliście w tryby dość skomplikowanej maszyny. Mimo to… Ork zawahał się przez chwilę.[/i]… przepraszam za ten żart. Nie był on na miejscu. A teraz zabierzcie trupa z gościńca, zróbcie coś z tym nieprzytomnym trollem… i zabierzcie się za przygotowania. Konwój będzie tu niebawem.[/i]

YouTube - godsmack-voodoo
Co było robić? Mogliście wyzywać, kląć… mogliście przejść nad wydarzeniami do porządku dziennego, trzeba jednak było zająć się tym co zostało Wam powierzone. Uzgodniliście pozycję… pozakładaliście pułapki… słowem przygotowaliście to co zamierzaliście przygotować…. Zajęliście też dogodne pozycje. Kusze były napięte, miecze w pogotowiu… wszystko dopięte na ostatni guzik… zdawać by się mogło. Pozostało jedynie czekać.


Nie czekaliście długo. Konwój składający się raptem z czterech wozów ukazał się wam jakiś kwadrans po tym jak ostatnie z Was znalazło schronienie.
Trzy z wozów przedstawiały się dość standardowo.
Wagon by ~Acc1dent on deviantART
Były zaprzęgnięte w parę koni każdy. Nie były zakryte, mogliście wyraźnie dostrzec co wiozły… skrzynie. Ładunek tyleż widoczny co i zagadkowy dla postronnego. Dobrze, że Wy wiedzieliście co w tych skrzyniach jest. Na każdym z wozów było po czterech zbrojnych. Konwój otwierał laufer i kolejnych czterech konnych…. Na końcu pochodu widzieliście jeszcze czterech ciężko opancerzonych kawalerzystów. Słowem. Trzy wozy, dwunastu piechurów uzbrojonych w kusze i broń białą, ośmiu kawalerzystów i laufer.
Czwarty z wozów wyglądał inaczej:
Uncovered Wagon by ~Fastboyent on deviantART
Nie posiadał zaprzęgu konnego, mimo tego poruszał się sprawnie w samym środku konwoju. Za czymś co musiało być lejcami siedział goblin i palił fajkę… po prostu.

- Jak mniemam wpadnięcie i generalna rozwałka jest Wam nie na rękę… ponieważ jestem akurat w tym najlepszy… chwilowo odsunę się na drugi plan. Piłka po Waszej stronie Panowie, Pani. Vire… ubezpieczaj na wszelki wypadek… ja zrobię to samo.
Jeśli wszystko się uda podążajcie traktem jakieś dwadzieścia mil. Za niewielkim wzniesieniem znajdziecie polną drogę w prawo. Ta doprowadzi Was do jaskini. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, tam będziemy na Was czekać… Powodzenia.


No dobra… to macie wozy, to na co czekaliście… tylko co teraz???
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 11-01-2010, 12:58   #144
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Gdy wszyscy dookoła zabawiali się z długouchym paskudnogebym elfem, Taki siedział na drzewie i obserwował parów. Potrzebował perspektywy. Wiedział, że czasu nie zostało za wiele. Wiedział też, że wszystko jest do spaprania jeśli nie uda im się zatamować parowu. To tego potrzebował czegoś albo kogoś dużego.

Gdy zszedł z drzewa postanowił działać. Ghardul się spóźnia. Na pewno ma ku temu najlepsze powody, tylko czy nie mógłby robić to co robi trochę szybciej? Taki ruszył w dół parowu, wcześniej przygotowując sobie ułamaną gałąź, żeby móc po niej się wspiąć. Po drodze poderwał z ziemi kocioł z zawartością. Gdy już zszedł na dół, ustawił kocioł w tej małej niszy jaka była zboczu. Wlał do niego octu i włożył kilka gałęzi, które zatrzymały kostki trutki na szczury nad powierzchnią cieczy. Kwas octowy jest lotny to też po chwili pojawił się nieznaczny posmak migdałów w powietrzu. Na tyle nieznaczny, że w parowie nie powinni go w ogóle wykryć.

Wrócił szybko po gałęzi i ustawił ją tak, by zza drzewa na górze zbocza mógł obsunąć kostki do octu. Co spowodowałoby gwałtowną i szybką reakcję uwolnienia gazu pruskiego. Ten z racji, że jest lekko cięższy od powietrza powinien rozejść się tylko w parowie. Miał nadzieję, że jego kompania nie wpadnie przy okazji żeby mordować eskortę. To byłaby szkoda. Część zielonego oddziału gniewnych i brzydkich wie o ich planie - co do reszty, miał nadzieję, że Ślepiec im powie lub ich powstrzyma.

Usłyszał ten ten kopyt. Nie miał jak przesłać wiadomości Ghardulowi i reszcie, to też wziął do ręki kamienia i cisnął z całych sił w stronę gdzie powinna znajdować się reszta. Na kamień uprzednio założył jeden ze swoich koralików - talizman z zębami węży. Znak dla Ghardula, że wiadomość pochodzi od Takiego. Miał tylko nadzieję, że Ślepiec zrozumie.

Następnie ułożył się za drzewem tak by móc poruszyć gałęzią a przy tym być nie widocznym z parowu. Gdy tylko uzna, że są wystarczająco blisko ruszy konar.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 11-01-2010, 18:20   #145
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Wszystko byłoby idealnie. Do tych głupców nie przemawiał inny argument niż argument siły. Wystarczyło zmusić ich leaderów do pełzania u stóp. Wystarczyło zaatakować orka dowcipnisia i jego ślepego synalka. Nie mogli przeciwdziałać jego magi! Byli na to za słabi a tego niebieskiego bękarta nie było w okolicy. Teraz im pokaże! Niestety Kahine nie był dziś mu przychylny i nawet przyszłe ofiary nie mogły przechylić szansy zwycięstwa na stronę druchiego. Wręcz przeciwnie, Pan Mordu postanowił przechylić szansę zwycięstwa na stronę zielonych! To było nie możliwe.
Ghardul jakby wiedział co zaraz nastąpi zaatakował. Pierwszy jak zwykle skoczył wilk. Maszyna do zabijania, rozwścieczone kłębowisko mięśni i kłów. Jednak był za powolny jak dla druchiego. Bladolicy sprawnie odskoczył jednak ten prosty unik rozproszył go, uniemożliwił rzucenie zaklęcia. I wtedy nadszedł ból.
Elf nie spodziewał się takiej sprawności bo ślepym orku. Przecież orki są powolne! Nawet te zdrowe... Ten nie był. Ciął swoim tasakiem, rozcinając ramię i klatkę piersiową elfa.
Civril odskoczył do tyłu. Przeciętne a właściwie przerąbane mięśnie i naczynia krwionośne, naruszone kości ramienia i żebra. Odruchowo odciął dopływ krwi do rannej ręki. Stał tak chwilę zgięty w pół, chwilę wystarczającą by go dobić. Ślepiec tego nie zrobił, chciał mu tylko dać nauczkę. Ten potomek gadów chciał go uczyć bólem! Go, pana bólu! Nie do pomyślenia.
Upadły się wyprostował, twarz miał okrutnie wykrzywioną czystą nienawiścią i chęcią mordu. Ból zdawał się jeszcze go dopingować, zmuszać do działania.

***

Goblin patrzył na niego jak obszukiwał elfiego asasyna. Magiczny sztylet, jakiś pergamin, mieszek i nóż sprężynowy zapinany na nadgarstek. Prosty mechanizm w chwili zwolnienia blokady otwierał ostrze a bransoleta trzymała całość na nadgarstku. Broń szalenie popularna wśród zabójców wszelkiej maści. Pokazał ją goblinowi i na jego oczach schował do kieszeni spodni. Przyda się.

***

Uderzył się prawą ręką o nogę, ostrze wyskoczyło gotowe do mordu. Krok do przodu i zamach. Upadły musiał mieć wcześniej do czynienia z taką bronią, ostrze zdawało się przedłużeniem ręki.

***

Plan już się ukształtował i był skutecznie realizowany. Arystokraci mówili o szerzącej się śmierci wśród najbliższego otoczeniu Malekitha. Mówiło się ze zgrozą o doradcach zabitych w własnych łóżkach. Jednak skrytobójstwo w Nagaroth nie było niczym dziwnym czy niepokojącym. Bynajmniej nie bardziej niepokojącym niż wiele innych zagrożeń dnia codziennego. Niepokojący był sposób w jaki elfy były gładzone. Okrutnie rozerwane od środka, z połamanymi wszystkimi kośćmi. Mówiono o okrutnie zdeformowanych ciałach zmarłych i truchłach ich sług często znajdowanych w całych pokojach...

***

Druchii pamiętał tamten dzień jak wczorajszy. Delikatne naciśnięcie klamki, otwarcie nieskrzypiących drzwi, spokojnie, pomalutku stawiane stopy. Nóż rozchylający kotarę zasłaniającą łóżko i ciało okropnie powykręcane, zniekształconego przez innego maga. Gwałtowny odwrót i niewyraźna postać wokół, której cienie zdawały się krążyć. Lekko chodzący spust i bełt lecący na spotkanie z celem. Ciemność owijająca się wokół pocisku i odrzucająca go gdzieś w kąt. Charakterystyczny gest, wyglądający jakby drugi mag wyżynał mokrą szmatkę. Ból targający nawet najdrobniejszą komórką, tępe rwanie w nawet najmniejszym, zwykle nie używanym mięśniu. Pamiętał stróżkę krwi cieknącą z rozbitej głowy. Pamiętał podchodzącego do niego przeciwnika i owijający się o niego postrzępiony, magiczny płaszcz. Pamiętał twarz elfa, któremu zawdzięczał wszystko, który go wychował i wykształcił. Nauczył dumy i poczucia własnej wartości. Który zmarł w starciu z sługami Malekitha. Jak dziś pamiętał jego głos.
-Po co tu przyszedłeś?
Pamiętał również naprędce rzucone kłamstwo. Próbował wtedy przyśpieszyć krążenie krwi i zagłuszyć szturmujący go ból.
-By ciebie pomścić…
Rawandil wtedy nie chciał dać za wygraną, chciał go zmusić do odpowiedzi mimo, że ją znał.
-Gówno prawda.
-Żeby dobrać się do tyłka Malekitha.
-W to jestem skłonny uwierzyć.

Wtedy uklęknął przed nim, pamiętał to mimo bólu i czasu, który minął.
-Marzy Ci się tron?
-A Tobie nie?

Ciągle czuł smak krwi, która wypłynęła z jego ust. I ciągle pamiętał jak musiał znać odpowiedź na jedno, jedyne pytanie. Musiał się dowiedzieć dlaczego jego mentor go okłamał.
-Dlaczego udałeś swoją śmierć?
-By przetrwać bitwę. By dalej dzielić i rządzić.

Wyciągnął wtedy tak jak dziś nóż z rękawa i rzucił. Z tak bliskiej odległości płaszcz nie zdążył ochronić swego właściciela. Ostrze przecięło kurtkę, trucizna dostała się do krwiobiegu. Błyskawicznie działający sok z czarnego lotosu uniemożliwił jakiekolwiek skupienie się na wzorcu. Drugi nóż dokończył dzieło podrzynając mistrzowi magii gardło. To była ostatnia noc Civrila w Nagaroth.

***

Tym razem ukryty na ostatnią chwilę nóż wiele nie pomógł. Ręka już wznosiła się do ciosu, śmiertelnego pchnięcia w siłę. Ork nie miał szans zasłonić się ciężkim tasakiem, szarpnął się do uniku...
Coś ciężkiego go uderzyło i rzuciło. Delikatny kręgosłup nie wytrzymał. Civril umarł nim upadł na trawę. Zgasła pamięć chwil minionych. Zgasły marzenia o tronie. Czarne włosy rozsypały się na trawie okalając bladą twarz upadłego jak upiorna parodia aureoli.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 12-01-2010, 21:21   #146
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Czas... Była to najpotężniejsza z sił. Nic nie mogło się oprzeć jego potędze, choć wielu uważało że jest inaczej. Czy to tyran który sprawuje rządy terroru, dysponuje wielotysięczną armią i wydaje mu się że jest panem życia i śmierci czy zwykły żebrak którego w rynsztoku żywcem pożera robactwo. Choćby i tacy którym dzięki potędze magii wydawało się że pokonali bariery śmierci - na każdego, dosłownie każdego przychodził jego czas. Jego destruktywnej sile nie były zdolne oprzeć się mury najwspanialszych twierdz, upadały przez niego wspaniałe imperia, zabijał nawet coś co wydawałoby się nieśmiertelne - idee. A Ghardul... Ghardul go widział

Choć wydawał się zwykłym ślepcem i faktycznie na rzeczy doczesne był ślepy dysponował czymś, co przechodziło wyobrażenie zwykłego śmiertelnika. Dzięki rozwinięciu swoich naturalnych talentów był w stanie zobaczyć wydarzenia które dopiero będą miały miejsce. Tak było i tym razem, gdy tylko w głowie elfa pojawił się plan zaatakowania zielonoskórego. Choć mogłoby się wydawać, że orkowy szaman wykorzysta tą wiedzę tylko do powstrzymania elfa to tak naprawdę miał o wiele bardziej długofalowy i podstępny plan

Wysłał swojego warga do ataku by rozproszyć koncentrację elfa, dzięki czemu nie udało mu się rzucić zaklęcia. Wiedział, że gdyby elf zdołał to zrobić to następnym jego ruchem byłoby poderżnięcie szamanowi gardła. Dlatego właśnie Ghardul tą ścieżkę czasu musiał wyeliminować, by mogła zajść druga z przewidzianych okoliczności. Elf uniknął ataku czterołapego przyjaciela szamana ustawiając się idealnie w takiej pozycji, w jakiej zobaczył go w tym wariancie czasowym Ghardul. Pozwoliło to zadać mu cios. Ciężki jednoręczny miecz opadł pozostawiając na ciele elfa podłużną ranę, która do reszty przerwała jego koncentrację. Wszystkie elementy łańcucha prawdopodobieństwa były na swoich miejscach, dzięki czemu szaman wiedział, że zwyciężył

Civril był zdeterminowany żeby zwyciężyć i to właśnie ta determinacja go zgubiła. Dokładnie tak jak w wizji szamana dobył sztyletu i zaatakował. Teoretycznie wyglądało to tak, jakby Ghardul był na straconej pozycji jednak w rzeczywistości dokładnie o to mu chodziło. Odchylił się do tyłu zmuszając elfa do dalszego wypadu w celu zadania ciosu. I już, gdy ostrze miało dosięgnąć orka, cios tarczy Uthgora zakończył zabawę. Cóż, tak się kończyło igranie z przeciwnikiem, który dysponował spojrzeniem w przyszłość. Ghardul stanął w delikatnym rozkroku nad ciałem elfa i silnym uderzeniem z góry rozpłatał jego głowę na pół. Dlaczego to zrobił? Widział w końcu w karczmie że elf dysponuje dziwnym typem magii i nie miał ochoty by nagle w środku walki z karawaną wstał i kręcił się pod nogami

Pozbywszy się imperialistycznego dywersanta praca nad zakładaniem pułapek ruszyła raźno do przodu, z szybkością o jaką tej drużynki nie podejrzewał. Plan Takiego był dość prosty, oczywiście dla istot tak inteligentnych jak gobliński alchemik (a takich nie było wiele) - rozłożenie beczek po obu stronach parowu i przygotowanie gazu pruskiego było jego działką. Ghardul zajął się rzeczami bardziej prozaicznymi, a mianowicie ze wsparciem trolla przygotował zwalisko kamieni mające posłużyć jako ,,lawina" zamykająca wyjście z parowu tak, by nikt jadący na wozach nie zdołał się wymknąć ze śmiertelnej pułapki

Gdy wozy się zjawiły i ojczulek oznajmił że się wycofuje dając im wolną rękę Ghardul dał znak takiemu. Gdy ostatni z wozów wjechał do parowu przy obu końcach runęła lawina mająca zablokować drogi ucieczki. Jednocześnie Taki miał dać popis swoich umiejętności alchemicznych. Ghardula ciekawiło ile sekund ochrona zdoła wytrzymać inhalacje tym jego gazem...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 14-01-2010, 13:41   #147
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Uthgor otworzył paszczę ze zdziwienia, a nietrzymany przez uzębienie granatowo-fioletowo-zielony jęzor rozwinął się, niczym dywan w pieczarze goblinskiego kacyka. Wisiał teraz kapiąc śliną i resztkami czegoś pożartego niedawno, o czym wiadomo było tylko, że samo przypełzło.
- Umbal... - mruknął, tym razem pod swoim adresem, zezując to na ślepego, to na rozchlapanego warzywofila, którego juchy nawet piesio lizać nie chciał. Świadczyło to o rozsądku czworonoga...

Nadal nic nie rozumiejąc, spojrzał w górę z wyrzutem. Miał przebiec obok szamana, grzmotnąć go pawężą, później z wdziękiem powalić lembasa. A tu dupa. Nie dość, że nie walnął niewidomego ze ślepoty inwalidy, to jeszcze pomylił go z korożercą! Niesłychane! Jego potrzeba krzywdzenia innych była wciąż niezaspokojona i aż nim telepało, by komuś przywalić. Wrr!
"Na Kurula! Coś Ty wciągał ostatnio?" - spytał bez ogródek. "Goblin ci do mleka nasikał?" - drążył temat dalej. Był zły na orkowe bóstwo, ale pogrozić pięścią się nie odważył. Po prostu wzruszył ramionami i puścił donośnego bąka, dłubiąc jednocześnie w otchłani nieprzebytego tunelu, zwanego przez nielicznych nosem. Tak, na tyle mógł (chyba...) sobie pozwolić, bez zwracania na siebie zbędnej i BARDZO nieprzyjemnej uwagi Kurula. Zaiste, nadmierna atencja bóstwa bywała kłopotliwa dla adresata, któremu reszta żywota upływała na radosnym cierpieniu.

* * *
Kiedy umościł się w końcu gdzieś na wysokości 1/3 parowu (licząc od strony, z której miał pojawić się cel), korzystając z osłony rozrośniętych korzeni jakiegoś, tfu!, drzewa i wetkniętych w szczeliny hełmu gałązek, zaczął przygotowywać się do pojawienia gości.
Przede wszystkim porządnie pociągnął ze swojego bukłaczka, poprawiając kilkoma mocniejszymi z flaszki. W zakamarkach swojej torby znalazł też jakieś pieczyste, mięcho pamiętające pewnie dawne czasy, ale zawsze było to coś do zagryzienia. I nawet pleśń dawała przyjemny posmak, jak dojrzewający ser. Pycha!

I byłoby się pewnie naszemu dzielnemu wojownikowi Złamanych Kłów przegapiło całą zabawę, jednak jakieś poruszenie któregoś z zielonoskórych wyrwało go ze stanu pół-drzemki w jaką już wpadał. Cóż, po prostu się nudził.


Dojrzał wreszcie jakieś poruszenie na dole. Jednak to nie uzbrojona eskorta wzbudziła jego zainteresowanie. Uthgor wybałuszył gały na widok wozu poruszającego się bez koni! Coś takiego (nie tylko to zresztą...) nie mogło zmieścić się w głowie każdego (nie)myślącego orka!
- Ja chcieć takie coś! - wymamrotał patrząc z zachwytem w swoich kaprawych oczkach. Gobas zasiadający za sterem, lejcami, czy czym tam kierował nie stanowił dla orka problemu. Jeśli kurdupel będzię mądry, to zostanie Uthgorowym służącym, jeśli nie - to jego problem. A właściwie, to więcej zmartwień już miał nie będzie.

Ork zastanawiał się, jak się nazywa kogoś, kto dosiada takie dziwo. Nie słyszał o nikim takim wcześniej. Jednak goblin wyglądał, jakby siedział na szafie, więc Uthgor wydusił niemal nabożnie, przewracając oczami:
- Bende szaferem... ooo...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 14-01-2010, 14:56   #148
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
W sposób bardziej lub mniej zorganizowany obsadziliście parów. Ghardul do spółki z Kashyykiem zorganizowali blokadę parowu, Taki zajął się gazami, Uthgor się posilał, a reszta gdzieś pałętała się w okolicy starając się dobrze przygotować do tego co miało nadejść za chwil parę.

Barbak wraz z oddziałem kuszników, którzy tak niespodziewanie się pojawili, nagle zniknął. Jeśli wierzyć słowom orka, byli gdzieś nieopodal gotowi wkroczyć w dowolnej sytuacji.. jeśli wierzyć słowom orka, który jeszcze przed kilkoma chwilami nakazał do Was strzelać. Tak dla krotochwili.

Konwój w końcu pojawił się. Wozy, ochrona. W zasadzie nic, co by Was mogło zdziwić. Owszem był ten pojedynczy wóz poruszający się bez zaprzęgu, ale poza tym nic rewelacyjnego. Rycerstwo zdawało się być pewne siebie. Za pewne, jak na miejsce w którym się znajdowali. Wiedzieliście doskonale, że jakakolwiek eskorta, czegokolwiek winna wyglądać trochę inaczej. Nawet pisklę by to wiedziało. Żadnego zwiadu, żadnych wystawionych na boki czujek… nic. Jeden laufer podążający przodem i to w zasadzie w tak niewielkiej odległości, że spokojnie można by było pół oddziału „zdjąć” jedną celną salwą kuszników. Problem polegał jednak na tym, że nie mieliście żadnego oddziału kuszników. A szkoda….

Cóż było jednak robić. Zadowoleni z zaistniałej sytuacji czekaliście, aż konwój dotrze do odpowiedniego miejsca.

Taki
Przypadł Ci w udziale ten zaszczyt i zająłeś się tą odpowiedzialną częścią przedstawienia. Z kijem w łapce czekałeś na odpowiedni moment… no i się doczekałeś….

Wszyscy
Konwój dotarł do miejsca, gdzie jak Wam się zdawało Taki przygotował gaz. Bardzo szybko skapowaliście się, że Wasz nie wielki kompan odpalił swą zabawkę… Konie pierwszego wozu zatrzymały się nagle i zaczęły rżeć… Woźnica nie przejął się tym jednak wcale i łajał zwierzaki batem. Te postąpiły jeszcze kilka kroków, po czym działanie specyfiku okazało się być skuteczne. Zwierzęta padły. Woźnica, rycerzyk który jeszcze przed kilkoma chwilami epicko żuł trawę w ustach, teraz przerażony zeskoczył z kozła. Zaczął biec do zwierząt.. po czym po przebyciu zaledwie kilku kroków upadł na Matkę Ziemię i pozostał w bezruchu.
Rycerze wraz ze swymi wierzchowcami, kolejno niczym muchy padali na ziemię nie pozostawiając Wam cienia wątpliwości. Plan się udał!

- Frac! Woźnica tego dziwnego wehikułu zaczął coś wykrzykiwać.
- Was?
- Franc, komenzi!!
- Iś Komen!!!
- Sznele!!!
- Komen, iś komen!!!

Górna część powozu, przekształciła się nagle. Z otworu, który był zapewne w suficie wychylił się człek. Rysy jego twarzy były oriętalne, byliście pewni że nie jest tutejszy. Fakt ten również potwierdzał dziwnie brzmiący język.
- Franz! Achtung!!!
- Was is los?
Człek wyszedł na platformę wozu. Był teraz wysoko. Tak samo jak i woźnica, który zdecydował nie opuszczać przezornie swego miejsca.
- Faszisten!!! Splunął ten na górze.- Partizanten?
- Ja!

Głośny chichot postaci, która pokazała się przed kilkoma chwilami, nie wróżył absolutnie nic dobrego. Człek na ułamek sekundy zniknął we wnętrznościach pojazdu, po czym pojawił się ponownie:
Minigun by ~quellion on deviantART
Dzierżył dziwnie wyglądającą rurkę wraz z plecakiem. Nie było by w tym nic nie zwykłego, gdyby po chwili nie zaczął się metodycznie obracać wokoło własnej osi… z otworów znajdujących się w rurce buchnęły płomienie, a wokoło Was las zaczął krwawić. Liście zaczęły chaotycznie fruwać, gałęzie się łamać, a Waszych uszu dobiegła wydobywająca się z powozu muzyka. MUZYKA???
YouTube - Alex C. feat Yass - Du hast den schönsten Arsch der Welt

Ghardul
Pech ciał, że ten człek zaczął strzelać z tego dziwnie wyglądającego przedmiotu akurat od Twojej okolicy. Twe zdolności pozwoliły jednak bezpiecznie odskoczyć i ukryć się za co większym i bardziej bezpiecznym głazem. Warg warował przy twojej nodze, gdy twych uszu dobiegł ryk bólu.

Kogo było najłatwiej trafić? Komu najciężej było ukryć się w lesie? Kto był najlepszym celem?

Twym niewidzącym oczom ukazał się obraz Trola Kashyyka rozrywanego przez pociski. Jego klatka piersiowa po prostu eksplodowała, a umęczone bólem oczy natychmiast zaszły wieczną mgłą. Ciało po wykonaniu makabrycznego tańca w rytmie pocisków, po kilku długich sekundach padło bezwładnie na ziemię.

Uthgor
No i po Trolu! Teraz Ty jesteś największy! Teraz to w Ciebie będzie zapewne celować. Ale jeszcze nie teraz, teraz ten sługus demonów jest do Ciebie odwrócony plecami. Dzieli Was niestety kilka metrów… tak w dal jak i w dół, ale… Czyż nie jest to walka godna prawdziwego wojownika?

Taki
Plan był genialny! Po prostu nie zawierał błędów. Było tylko jedno małe niedociągnięcie. Nie przewidzieliście, że ktoś może znajdować się ponad powierzchnią gazu… i może być tak śmiertelnie niebezpieczny zarazem. Teraz skutkiem tego błędu była wielka kałuża krwi i bebechów… czegoś co jeszcze przed kilkoma chwilami było Kashyykiem. A teraz? Teraz ten dziwny człowiek, z tą dziwną bronią zaczął powoli, metodycznie kosić las… w Twoim kierunku….
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 14-01-2010, 17:43   #149
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Jak zwykle charyzma goblina nie zawiodła. Ork pod wpływem uroku idealnie wykonał swoja misję. No... prawie idealnie. Tępy odgłos łamanych kości nie wydawał się być efektem pożądanym przez kucharza. Lecz jednak nastąpił. Elf był martwy. Przez Zanka!
- Upsss. - tylko tyle zdołał powiedzieć. W gruncie rzeczy nie był złą istotą. Czasami zdarzało mu się ugotować to czy owo, ale nie życzył nikomu śmierci. Nawet jeśli miał zamiar takową osobę przyrządzić w buraczkach.

Gest jaki wykonał Ghardul nie wywarł żadnego widocznego efektu na małym kucharzu. Jednak w głębi duszy emocje się w nim kotłowały. Zniszczył łepetynę! Zniszczył mi produkty na zupę! Inny zaś głos zbyt elfi by był goblini śmiał się w najlepsze.

Zank podszedł do truchełka. Zmierzył okiem eksperta rany i ciało po czym powiedział rzeczowym głosem.
- Jest dobrze. Będzie smak. Zupa się uda. - po czym zdjął ciekawą bransoletę z ostrzem elfiej roboty. Bransoleta ze sprężynowym ostrzem, iście assasyńska broń. - Przyda sie Zankowi. - chwycił druhiego za rękę i pociągnął w krzaczory. Bo on... tego... no... nie chciał by martwe ciało na widoku leżało i niepokoiło spokojnie przejeżdżające karawany swym odorem i widokiem. Ani by żaden kruk czy inny dziobak mu podpieprzył mięso na zupę.

Zaczęli przygotowywać się do zasadzki. A raczej zwiewać z pola widoku gdyż pułapkę Taki już zastawił. Tak więc Zank leżał sobie w zielonych krzewinkach, za jakimś drzewiek w towarzystwie dobreg... martwego lembasa i obserwował działanie sprytnego planu jego dalekiego kuzyna. Konie i ludzie padali jak muchy.
- Tyle mięsa sie zmarnuje, tyle mięsa. - narzekał po cichutku. Wiedział, że otrutego ścierwa się nie tyka. Psy zdychały, to i goblin pewno też. Jednak jego nadzieje wzrosły gwałtownie gdy zobaczył parkę goblin-człowiek koszących z jakiejś dziwnej maszynki wąwóz dookoła. Dwóch przeżyło! Jakoś ich trutka nie ubiła. Mięso dobre bedzie. Niestety, albo i stety oprócz ziemi wystrzelali też jednego z nich. Kazika. Wielkiego trola który jak przystało na trola był małomówny i mrukliwy. Za to dużo mielonych z niego będzie. Dziwne były tylko te bełty czy strzały które go ukatrupiły. Jakieś takie cholernie małe.

Goblin pewny swego bezpieczeństwa i ukrycia za istotą drewna i ciałem martwego elfa stanowiące naturalna siłę zaporową przed ostrzałem podharcerzył kuszę Civrila, którą zresztą sam mu kupił. Podniósł jego jedną nogę i zgiął ją w kolanie tworząc specyficzne okienko strzelnicze. Wycelował z kuszy w gobliniego kosiarza.

Nie umiał strzelać. Nie był ani wojownikiem, ni strzelcem. Ni nawet cichym kusznikiem snajperem się zwący. Szansa trafienia i zabicia woźnicy była jak jeden na milion. Jednak słyszał, że właśnie taka szansa zawsze się udaje. Jak jest sytuacja beznadziejna - a Zank był strzelcem beznadziejnym - to tylko szansa jeden na milion może zadziałać.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 16-01-2010, 22:01   #150
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Głazy były ustawione, Taki przygotował swoją niespodziankę, słowem - byli gotowi na wszystko, co też mogło nadejść. Czy może raczej na prawie wszystko, bo jak się okazało partol ten nie był taki zwyczajny jak mogłoby się wydawać. I oni także przygotowali dla zielonych niespodziankę...

Zaczęło się pięknie. Trujący gaz dzięki temu, że działał w naturalnym zagłębieniu terenu nie rozchodził się na większy obszar osłabiając działanie, tylko utrzymywał się w miarę w jednym miejscu sprawiając, że zabójczą dawkę dostarczało już kilka sekund spędzone w oparze. Ludzie zaczęli się okrzykiwać w nieznanym Ghardulowi języku nie rozumiejąc jeszcze, że choć jeszcze o tym nie wiedzą to właśnie umarli. Ghardul delektował się widokiem tego jak potęga wiedzy triumfuje nad zbrojną siłą. To właśnie była prawdziwa magia, to była przyszłość! Wiedza, nie ta pochodząca z mrocznych griumuarów ale z żelaznych zasad otaczającego ich świata. Postęp, ot co. Niepozorny na pierwszy rzut oka goblin zmasakrował karawanę tak, że ci nawet nie mieli szansy go zobaczyć - oto była potęga!

Ghardul widząc masakrę zastanawiał się jak będzie wyglądał świat jeśli kiedyś magia odejdzie w zapomnienie i zatriumfuje technika. Nie będzie dłużej dominacji magicznych mocy dostępnych jedynie nielicznym, ale dzieła techniki które będzie zdolne opanować nawet dziecko. Może dojdzie kiedyś do tego, że istoty żywe będą się zabijać nawet nawzajem się nie widząc. Każdy będzie mógł odebrać innemu życie, dziecko będzie zdolne zabić wyszkolonego rycerza, a twierdze i warownie nie będą dłużej potrzebne. Będzie to oznaczało jednak koniec honoru i wartości jakie niesie ze sobą wojna. Obedrze to ją z otoczki domy, patriotyzmu i honoru obnażając paskudne wnętrze zezwierzęcenia i sadyzmu. I wtedy nie będzie już wojny, tylko ludobójstwo. Powstaną istne fabryki śmierci, gdzie setkami, tysiącami, dziesiątkami tysięcy będą ginąć ludzie - może nawet w podobny sposób do tego w jaki dziś zginęła ta karawana? I gdzie do cholery w tym wszystkim będzie człowiek?

Ork otrząsnął się z zamyślenia. Czasami zdarzało mu się wybiegać myślą nieco dalej w przyszłość niż by sobie życzył, do miejsc które miał nadzieję nigdy nie zaistnieją. Taką miał przynajmniej nadzieję, że świat taki jak z koszmarnego snu nigdy nie będzie istniał. Miał nadzieję, że to tylko chore wizje zsyłane przez zmęczony wykorzystywaniem spojrzenia przez wiatry czasu umysł. Gdy jednak powrócił myślami do teraźniejszości, a raczej do momentu który nadejdzie za chwilę bezbłędnie zorientował się, że zagraża im niebezpieczeństwo

Musiał znaleźć ochronę i to jak najszybciej. Skoczył tak by od wozów odgradzało go cielsko trolla i ruszył biegiem przed siebie. Dopadł do pierwszego większego głazu i skrył się za nim. Dzięki swojej zdolności widział jak mężczyzna dzierżący dziwny przedmiot zaczyna strzelać a troll zostaje przeszyty pociskami. Widział i słyszał jak kule z cichym mlaśnięciem zagłębiają się w jego ciało masakrując narządy wewnętrzne. Wiedział, że troll nie ma żadnych szans na to, żeby ocaleć. Ale przynajmniej dzięki temu, że tam był żaden pocisk nawet nie drasnął orka. Cóż, przynajmniej w przeciwieństwie do elfa ten towarzysz na coś się przydał

Umysł orka pracował na najwyższych obrotach. Sytuacja nie wyglądała za ciekawie, to prawda. Choć karawana została wybita praktycznie do nogi to jednak człowiek ten dysponujący najpewniej magicznym ustrojstwem był wręcz śmiertelnie niebezpieczny, o czym przekonał się widząc śmierć trolla. By go zaatakować konieczne byłoby przejście otwartej przestrzeni dzielącej ich od skraju parowu, a to mogłoby się wyjątkowo źle zakończyć. Musieli go zdjąć z dystansu. Ghardul położył rękę na głowie warga, którego najwyraźniej denerwowały odgłosy strzałów i dobiegającej z wozu muzyki. Musiał uniemożliwić mu strzelanie by otworzyć drużynie możliwość ataku. Dlatego wezwał do siebie moc daną mu przez duchy choroby, by te sparaliżowały ręce osoby obsługującej piekielną machinę
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172