10-10-2009, 19:36 | #1 |
INNA Reputacja: 1 | [+18] Czerwony Kapturek - Zamknij się, słyszysz! Zamknij się wreszcie, zamknij ten pierdolony, wilczy ryj, ZAMKNIJ SIĘ! - krzyczała czarnowłosa dziewczyna w szale rozpaczy, desperacji, a zarazem złości. Tak była zła, zła na niego. Bo powiedział coś, co w tym momencie było nieodpowiednie, co spowodowało, że zatraciła sens tego, co robi... Ale było już po fakcie, uczyniła to, i choć tego bardzo nie chciała, tak kurwa cholernie nie chciała... musiała. Maczeta z metalicznym hukiem wysunęła się z drżących rąk nagiej dziewczyny. Evina stała boso na zimnej, betonowej podłodze, a wokół siebie widziała drewniane ściany zachlapane krwią. Spływała ona niespiesznie, tak wolno, że obraz ich zdawał się teraz oddalać i przybliżać. Czarnowłosa, czarnooka, bladoskóra. Nieubrana, z mleczną cerą, szczupła, piękna, zakochana. Urocze, słodkie, wiśniowe acz blade usta, zgrabny nosek, duże, ciemne oczy, proste, czarne włosy. Średniej wielkości, jędrne piersi, płaski, miękki brzuch, gładkie, zgrabne nogi. Paznokcie pomalowane czerwonym lakierem, usta, czerwoną szminką. Wydawała się być taka miła, a jednak była opryskliwa. Słodka w swojej złości, niewinna w miłości, zagubiona. A jaki był On...? Aktualnie martwy. Głowa wilkołaka potoczyła się w zakurzony kąt małego, drewnianego domku, zaś dziewczyna padła na kolana. Głośny krzyk rozpaczy rozniósł się po całym pomieszczeniu, okolicy, lesie i pobliskich górach, przeradzając się tam w zapomniane echo nienawiści, złości i szaleństwa. Położyła ręce na łóżku, wtuliła w przedramię twarz. Z jej czarnych jak węgiel oczu wydobywały się krwiste łzy. Niesamowity ich strumień spowodował, że pobladła jeszcze bardziej, o ile bardziej się dało. Płakała, tak bardzo płakała, że aż zapomniała, czemu to robi. Dopiero przesiąknięta krwią pościel uświadomiła ją, co się stało, dlaczego to się stało. Nie rozumiała tylko jego uśmiechu, jego szeptu i spojrzenia pełnego ciepła i zrozumienia. Czyżby jego miłość była na tyle bezgraniczna i wielka, że potrafił wybaczyć jej taki wybryk? Wybryk, którym jednoznacznie przekreśliła ich miłość, szczęście, wspólne życie... Resztkami sił wspięła się na łóżko, zupełnie jakby była cała poobijana. Z każdym ruchem krzywiła się, szlochała, pociągała nosem i pytała Dlaczego? Głupie było to pytanie, zważywszy na to, że sama go zabiła, że pozbawiła go głowy, ust, spojrzenia... Jego usta, były takie słodkie, zakazane... Kochała je pieścić własnymi wargami, muskać językiem i wdzierać się nim w ich głębie, penetrować w dzikim szale pożądania, kochać. A oczy? Oczy były spełnieniem jej marzeń. Patrzyły na nią zawsze z uśmiechem, z radością, kąśliwością, prowokacją... On był inny niż wszyscy, był obrazoburcą. Był... - Mój wilk... Nie oddam Cię nikomu... Nikomu... - szeptała sama do siebie, a szept ten był jak bełkot obłąkańca. Evina położyła się na zakrwawionej pościeli wtulając się mocno w ciało swojego kochanka. Ułożyła głowę wygodnie na jego zastygłej w bezruchu klatce piersiowej i przymknęła oczy. Było jej zimno, tak cholernie zimno, że aż zadrżała, przytuliła jego nagie ciało mocniej do swojego. Gorące jak strumień łzy splywały bez ustanku po sinych już policzkach, oblanych purpurą, bo przecież jej rozpacz taki miała kolor. Dalej nie potrafiła tego pojąć, nie mogła zrozumieć, choć ciało ukochanego zdawało się drżeć i mówić, by odeszła stąd, by uciekła jak najdalej, by żyła... A ona tak głupio trwała przy nim, zmarznięta, zmartwiona, zalana łzami... Samotna. - Nie płacz kochana, nie płacz tak głośno Czerwony Kapturku... Leśniczy i Twoje zakończy cierpienie... [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0INLRVMxnQw[/MEDIA] Nigdy nie wiedziałam, że ból można spowodować samemu sobie, że tak łatwo jest powiedzieć najprostsze, a zarazem najtrudniejsze słowa na świecie. Tak, kochałam go, i mimo, że on odszedł... Nie jest mi przykro, nie jest mi specjalnie źle. Żyję, bez niego... Bo przecież wroga nie można darzyć sympatią, prawda? Nienawiść jaką do niego żywiłam, jego głupota, debilizm, dziecinada, radość jaką czerpał z tego, że tak łatwo mnie zdenerwować... Czemu do cholery pozwoliłeś bym Cię straciła?! Czemu odszedłeś? Dlaczego nie broniłeś się, dlaczego widząc błysk ostrza stali na twojej twarzy widniał uśmiech? Powiedz mi, błagam... Czemu przyjąłeś to tak spokojnie, obdarzając mnie ciepłym spojrzeniem pełnym miłości? Dlaczego... Czy nie słyszałeś mojego krzyku, mojego płaczu, bólu, cierpienia? Jak można być tak głuchym na krwiste łzy ukochanej? Nie słuchałeś nawet martwego serca, które biło dla Ciebie i tylko dla Ciebie zaczęło żyć na nowo? Czy teraz potrafisz to dostrzec? Widzisz mnie stamtąd? Gdziekolwiek jesteś, czy potrafisz rozpoznać mój ból, moją samotność? Potrafisz to zrozumieć, co ja teraz czuję, co przeżyłam? "Wroga nie można kochać, droga Evino. Da się go bałamucić, można pieprzyć bez przekonania, można nim manipulować, można pomiatać i śmiać mu się w martwe i zamglone oczy. Można wiele, ale nigdy nie zdołasz go pokochać, nigdy." Tak mówiłaś, Moja Pani, a zarazem matko i babciu. Byłaś osobą, która dała mi życie, ale i tą, która jednocześnie mi je zabrała. Bo mi kazałaś, bo nie mogłam się sprzeciwić, bo zabić Cię to tak jak popełnić samobójstwo, bo on kiedyś powiedział, że jestem jego. Bo zima jest sroga, bo wiatr zawsze wieje w oczy, bo śnieg tak szybko topnieje, bo miłość tak szybko umiera, bo krew ma wartość złota... Bo wykorzystałaś mnie, jak zwykłą szmatę bez uczuć, a obiecałaś mi miłość, jak babcia kocha swą wnuczkę. Bo ja byłam najmłodsza, a Ty najstarsza z najstarszych... Bo mnie i jego dzieliła różnica rasowa. Nigdy nas nie akceptowałaś, kazałaś mi żyć bez mojego serca. A teraz żyję i cierpię na Twoje życzenie, na Twoją zachciankę, Twoje pierdolone widzimisię. Chcecie znać początek opowieści? Śmiało, nie wstydźcie się. I tak mam was wszystkich gdzieś. Obłudnicy, kłamcy, fałszywcy... ...a przecież wszystko zaczęło się tak zwyczajnie...
__________________ Discord podany w profilu |