Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2011, 16:11   #151
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Koszmary wywołane wyrzutami sumienia.
Nie była to przyjemna noc dla Samuela. Choć poranek był już całkiem przyjemny.
Ruth miała rację. Pasowali do siebie. Oboje lubili te same rzeczy, choć w różnej intensywności. Oboje byli dobrze w łóżkowych igraszkach. A Ruth go kochała.
Lestre nie potrafił powiedzieć czemu.
Miłość jest ślepa... czasami nawet bardzo.
Nie rozumiał dlaczego Ruth go kochała. Nie próbował jej zrozumieć, ani innych kobiet.
Lepiej działać na instynkt, który wspomagany przez czuły nos rzadko go zawodził. Kobiety o wiele więcej przekazują niewerbalnie niż ustami.
Zastanawiał się co właściwie czuł do Ruth. I póki co doszedł do wniosku, że nie chce widzieć zgryzoty na jej twarzy. Pozostała sprawa tego, czy zwalczy pokusy, bowiem niełatwo stłumić swą naturę. Ciągnie bowiem wilka do lasu. Co pokazał wczorajszy wieczór.
Samuel jednak uznał, że co ma być to będzie.
Po koszmarnej nocy i gorącym poranku, przyszedł czas na śniadanie i na dalszą podróż. Zresztą pogoda sprzyjała podróżowaniu.


Słonce grzało i po niebie przesuwały się pojedyncze chmurki. Więc Samuel był w całkiem przyjemnym nastroju. Bardziej do rozmyślań, co prawda niż do rozmów.
Bardziej do marzeń, niż do konkretów. Wspominał dzieciństwo. Ten okres kiedy był tylko urwisem nieobciążonym problemami dorosłych, jak podatki na przykład. Wspominał okres młodzieńczy i odkrywanie uroków kobiecego ciała w pełnej krasie.
I z tych marzeń, brutalnie wyrwała go rozmowa.
Wnioski były takie. Nie był zaufanym Iriala, co nie dziwiło.
Co jednak nie zmieniało faktu, że biedny Irial nie miał komu innemu ufać jak właśnie najemnikom. W tym i niestety Samuelowi. Smutne, ale prawdziwe.
Zresztą jego plan trzymania najemników w niewiedzy zaczął się szybko sypać, gdy Lamia zaczęła ujawniać swe talenty. Lestre nie wiedział ile jeszcze ich przywódca ukrywa przed podwładnymi. Nadmierna podejrzliwość Iriala, sugerowała jednak niejeden sekret.
Inną sprawą byli ci którzy ponoć ich śledzili. Czemu?
Dla okupu?
W zasadzie był to jedyny powód, dla którego ktoś mógłby ścigać córkę kupca.
I w grę wchodził raczej duży okup.
Co to więc oznacza? Grupę tak liczną, albo i liczniejszą od obecnej. Osiem do dziesięciu zbirów. Raczej bez maga. Kogoś kto posiada dar magii i umie z niego korzystać, rzadko kusi los banity. Łatwiejszy i pewniejszy zysk mag zdobywa wynajmując swe usługi możniejszym od siebie.
Zdecydował się wyruszyć jako czujka, choć sam nie wiedział czemu.
Kaprys? Chęć udowodnienia swej przydatności? A może obawa przed gorszeniem Lamii. Bądź co bądź, zdawał sobie jak trudno będzie mu utrzymać ręce z dala od spódniczki Ruth. a rudowłosa nie przystopuje jego zapędów, tego był pewien.
W każdym razie mała rozłąka z Ruth dobrze mu zrobi. Im obojgu.
Na rozstaju Samuel bez większego entuzjazmu, zabierał się do posiłku. Choć starał się zjeść szybko swoją porcję. Aby w ogóle być dobrą czujką, musiał wyruszyć godzinę przed resztą grupy. Kurier już nie raz podróżował samotnie, więc miał pewne doświadczenie.
Plan Samuela był prosty...węszyć. Tak jak potrafiłby magią przywołać zapachy z okolicy by wykryć zapach znajomego człowieka, tak samo mógł wyczuć zapachy dużych zgrupowań ludzi. Mnogość zapachów dochodzących z jednej strony świadczyłaby obecności karawany lub bandytów. Tyle że karawany podróżują po drodze, a bandyci kryją się w ostępach leśnych szykując pułapkę na owe karawany. Zapachy nie były czytaniem w myślach, nie dostarczały wszystkich informacji. Nie dawały pewności. Ale z poszlak, mądry człowiek potrafi wyczytać sytuację. A i zaklęcie Samuela, proste i słabe nie było męczące dla kuriera.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-01-2011 o 13:17. Powód: byki:)
abishai jest offline  
Stary 25-02-2011, 13:39   #152
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Postój – wszyscy

Możliwość zjedzenia ciepłego posiłku w postaci pachnącej pieczeni sprawiły, że humor im się poprawił. Każdy w skupieniu przeżuwał kawałki mięsa delektując się ich soczystością. Nikt specjalnie nie śpieszył się z jedzeniem, nikt z wyjątkiem Samuela, który pochłonął swój obiad błyskawicznie, po czym bez zbędnych słów wsiadł na konia i ruszył w dalszą drogę. Dzięki temu mógł maksymalnie zwiększyć dystans między sobą, a resztą kompanii, jednocześnie nie opóźniając przesadnie tej ostatniej.

Niebawem kurier zniknął za najbliższym zakrętem drogi, reszta radosnej pielgrzymki natomiast w milczeniu kończyła posiłek. Gdy wszyscy byli już najedzeni, atmosfera się ożywiła, zaczęły się rozmowy na mniej i bardziej poważne tematy.

- Damy Samuelowi jeszcze jakieś pół godziny, by się od nas oddalił, a potem ruszymy za nim – orzekł w pewnym momencie Irial.

A więc mieli jeszcze trochę czasu, by odpocząć, zdrzemnąć się, podziwiać piękno otaczającej przyrody, porozmawiać lub też – w najgorszym przypadku – ponudzić się w milczeniu.

Sevrin

Sevrin , korzystając z dłuższej przerwy w podróży postanowi zająć się czymś, co od dawna odkładał na później. Wyjął ze swych juków notatnik i usiadł z nim pod drzewem. Wybrał sobie miejsce oddalone od reszty kompanii. Po pierwsze nie chciał, by rozmowy go rozpraszały, po drugie wolał uniknąć zaglądania mu przez ramię. Wreszcie, liczył na to, że w ten sposób uniknie zawracania mu głowy.

Jak się jednak wkrótce okazało, chociaż miał ciszę i spokój, pisanie jakoś mu nie szło. Nie mógł sklecić nawet jednego najprostszego zdania, a nie chciał bez sensu pisać a potem kreślić. Zastygł więc na dłuższą chwilę z ręką uzbrojoną w gęsie pióro w połowie drogi ku kartce. Końcówki pióra nie zamoczył nawet w inkauście, by nie dać sobie szansy na nieestetyczne kleksy. Siedział tak dobrych parę minut aż zjawiła się Lamia i jasnym stało się, że to by było na tyle ciszy i spokoju.

Irial

Podczas przedłużonego postoju Lamia wyraźnie się nudziła. Irial widział to bardzo dobrze i tylko zastanawiał się, kiedy panna postanowi coś zbroić, by zwrócić na siebie uwagę. Mężczyzna powoli dojrzewał nawet do myśli, by zająć ją czymś. Wszak powszechnie wiadomo, że znudzona nastolatka z jej zdolnościami nie wróży szczęśliwego zakończenia.

Wymyślanie dziewczynie zajęcia okazało się jednak zbędne, bowiem rudowłosa panienka sama znalazła sobie sposób na wypełnienie czasu i – o bogowie – nie było to nic zagrażającego życiu i zdrowiu ich współtowarzyszy. Lamia postanowiła iść na spacer, a na towarzysza upatrzyła sobie Sevrina. Zapytawszy Iriala o zgodę i, oczywiście, uzyskawszy ją, dziarsko pomaszerowała ku młodzieńcowi, by uświadomić mu, jakież to szczęście i zaszczyt zesłali na niego bogowie. Odprowadzając swą podopieczną wzrokiem, Norre uśmiechnął się tylko. Jakoś nie do końca był przekonany, czy Sevrin również będzie tę propozycję nie do odrzucenia uważać za uśmiech bogów. Ale cóż… na szczęście nie był to problem Kruka.

Sevrin

Przez dłuższą chwilę Lamia stała nad nim w zupełnym milczeniu. Początkowo Sevrin sądził, że dziewczyna chce się dowiedzieć, co też jest zapisane w jego notatniku. Już miał ją pogonić, gdy zdał sobie sprawę, że wzrok rudowłosej panny nie jest skierowany na notatniki, a wprost na jego twarz. Trochę go to speszyło, ale nie dał nic po sobie poznać. Nie ujawnił również, że zdaje sobie sprawę z obecności dziewczyny. Po cichu liczył na to, że dziewczyna wreszcie się znudzi i da mu spokój.

Szybko stało się jasne, że Lamia nie zamierza dać mu spokój. Stała nad nim dobrych kilka minut, a spojrzenie jej przenikliwie zielonych oczu dosłownie czuł na sobie, niczym piętno pozostawione przez rozpalony pręt.

- Coś nie tak? – zapytał wreszcie Sevrin nie patrząc nawet na nią. Nie mógł dłużej znieść jej milczenia i tych przeraźliwie zielonych oczu skupionych na sobie.
- Nie, po prostu zastanawiałam się, kiedy zwrócisz na mnie uwagę – odparła dziewczyna, a w jej głosie słychać było rozbawienie.
- Nie sposób nie zwrócić na ciebie uwagi, Lamio – rzucił młodzieniec z przekonaniem, a jednocześnie z szerokim uśmiechem. – Liczyłem po prostu na to, że znudzisz się i dasz mi spokój.
- Jak widzisz, nie tak łatwo się ode mnie uwolnić – rudowłosa również się uśmiechnęła, najwidoczniej ta uwaga nijak jej nie ubodła.
- No tak. Ale skoro mamy to już za sobą, może powiesz mi, co cię skłoniło, by pozawracać mi głowę?
- Chęć uświadomienia ci jakim szczęściarzem jesteś – odparła poważnie Lamia, a widząc zdziwienie na twarzy swego rozmówcy, kontynuowała. – Masz jedyną i niepowtarzalną okazję, by… – zawiesiła na chwilę głos, by uzyskać lepszą dramaturgię – pójść ze mną na spacer. Niesamowite, prawda?
- Ale dlaczego ja? – zapytał z żalem w głosie, po czym mrugnął do niej i z uśmiechem dodał – Dlaczego bogowie wybrali do tej zaszczytnej misji właśnie mnie?
- Nie mam pojęcia, musisz być ich ulubieńcem – stwierdziła z przekonaniem rudowłosa. – To co? Idziemy?
- No chyba tak. Nie wolno przecież przeciwstawiać się woli bogów.

Sevrin odłożył na bok swój notes, po czym wstał z ziemi i ruszył za Lamią w głąb lasu, wzdłuż strumienia. Dziewczyna szła uśmiechnięta, z rękoma założonymi za głowę. Co jakiś czas przystawała, by przyjrzeć się czemuś. A to znalazła jakiś ładny kwiatek, a to ptaka śpiewającego gdzieś na gałęzi krzewu, a to wiewiórkę wspinającą się po pniu drzewa, to znów gromadkę dzikich kaczek skrytych w przybrzeżnych zaroślach.


Młodzieniec trochę dziwił się jej zachowaniu, wszak podróżowali już parę dni, mijali niejeden strumień, widzieli leśne zwierzęta i rośliny, nawet kaczki gdzieś mu już mignęły, jednak Lamia wyglądała, jakby pierwszy raz w życiu obcowała z naturą.

Z drugiej strony, trudno było jej się dziwić. Wszak w Delin, skąd zaczęli swoją podróż, trudno było szukać piękna natury. Wkoło tylko domy, targi, pałace i świątynie, do tego więzienie, szkoła magów i parę urzędów. Nic więc dziwnego, że ciągnęło ją do tego, co by dla niej – nawet jeśli nie nowe – to z pewnością nie codzienne. Bo w końcu przecież córki bogaczy nie co dzień mają okazję włóczyć się po lasach, a jeśli już to przy okazji jakichś polowań, czy czegoś w tym stylu, a wtedy raczej nie ma czasu na podziwianie kwiatków i drzewek.

Sevrin zrobi głęboki wdech i uśmiechnął się z satysfakcją. Powietrze było rześkie i pachnące, czuć było w nim wiosnę. Niewykluczone, że właśnie to, tchnienie nadchodzącej wiosny, tak odmieniło podejście Lamii. Widomo przecież, że na wiosnę zwierzętom i ludziom odbija. A Lamia, no cóż… nie dało się ukryć, że była już w tym wieku, że wiosenna odmiana nie mogło u niej dziwić. Niepokoić i owszem tak, bo z tego nigdy nic dobrego nie wynika, ale na pewno nie dziwić.

Samuel

Dalsza droga była niezbyt wymagająca. Las dawał cień, ochronę przed zbyt mocnym słońcem. Teren był pagórkowaty, ale droga wiodła po mniej nachylonych zboczach, lub w dolinach między wzgórzami, więc Burza nie namęczyła się zbyt mocno podczas tej części podróży.

Samuel również nie napracował się za bardzo. Co jakiś czas używał swych zdolności, by wywęszyć czyhających napastników. Z początku nie przynosiło to żadnych rezultatów. Ewentualny bandytów widać i czuć nie było i właśnie to kurier zameldował, gdy po pewnym czasie skontaktowała się z nim Emerahl.

Reszta Kompanii

Sevrin i Lamia wrócili po ponad pół godziny, ale jednak nie spóźnili się aż tak bardzo. Irial miał wszak plan poczekać nieco więcej niż pół godziny, a podany wcześniej czas był raczej orientacyjny. Nie mniej jednak najwyższy czas było się zbierać i wyruszać w dalszą drogę.

Po spakowaniu juków, a jeszcze przed wyruszeniem, Emerahl skontaktowała się z Samuelem, by sprawdzić, co też wyniknęło z jego zwiadu. Jak się okazało, ponad półgodzinna samotna podróż mężczyzny nie zaowocowała spotkaniem bandy zbirów. Dalsza droga podobno była miła i spokojna, bez śladu jakichkolwiek wrogich form istnienia.

Znaczyć to mogło ni mniej ni więcej tylko tyle, że żadnych zbirów faktycznie nie ma, choć Emea w duchu bardziej skłaniała się ku temu, że Sameuel nie potrafiłby ich wywęszyć, nawet gdyby jacyś byli. Swoje złośliwe myśli pozostawiła jednak dla siebie, a Irialowi przekazała tylko tyle, że zbirów nie widać, a właściwie nie czuć.

Samuel

Z czasem oprócz zwierząt, których obecność nieustannie wyczuwał, choć nie mógł dostrzec, pojawił się jeszcze jeden zapach, bez wątpienia ludzki i bez wątpienia skądś mężczyźnie znany. Nie był to żaden z jego towarzyszy ich zapachy znał wszak na pamięć, mógłby na tej podstawie ich rozpoznać, dokładnie jak po wyglądzie czy głosie.

Znajoma woń z początku przybierała na sile w miarę drogi, później jednak zaczęła słabnąć, co trochę zdezorientowało Samuela. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie minął zagrożenia, jednak powrót do miejsca, w którym – jak mu się wydawało – natężenia zapachu sięgało apogeum, bardziej zaciemniło niż rozjaśniło całą sytuację. Zapach – i owszem – był mocniejszy, ale nie tak jak z początku. Wyblakł nieco, co nie mogło dziwić, bowiem powietrze w lesie nie było nieruchome. Chociaż nie wiał silny wiatr, to jednak jakieś zawirowania i drobne podmuchy się zdarzały, a to sprawiało, że zapach się rozprzestrzeniał. Jedyną szansą mogło być znalezienie jakiegoś pnia czy kamienia o który otarł się bandyta, niczego takiego Samuel jednak nie znalazł, a niezbyt długie, ale jednak dokładne przeszukanie terenu utwierdziło go w przekonaniu, że póki co żadnego zagrożenia w tej części lasu nie ma. Nie widząc innego wyjścia, mężczyzna ruszył dalej.

Reszta kompanii

Droga faktycznie nie była zbyt wymagająca zarówno dla jeźdźców jak i dla ich wierzchowców. Piętrzące się wkoło wzgórza nie były wysokie, a że droga biegła po łagodnych zboczach teren nie dla koni trudny i nie męczyły się bardzo podczas jazdy.


Przebijające się między gałęziami drzew słońce dawało przyjemne ciepło, ale jednocześnie nie piekło i nie raziło, toteż i pod tym względem podróż była przyjemna. Dodatkowy plus stanowiło rześkie, pachnące świeżością i wiosną powietrze, które aż miło było wciągać do płuc. I chyba nie tylko oni doszli do takiego wniosku, bo mimo dość późnej pory, ptaki dalej śpiewały jak szalone i ani myślały przestać. Ale to był akurat dobry znak. Wiadomo przecież powszechnie, że gdy milkną ptaki znak to, że szykuje się coś niedobrego.

Kolejne pół godziny zleciało jak z bicza strzelił. Konie raźno szły do przodu, ale jednak monotonia ich kroków, w połączeniu z niezbyt urozmaiconym krajobrazem sprawiły, że niejednemu powieki kleiły się od snu. Nie było jednak czasu na kolejny postój i odpoczynek.

Sevrin

Przez całą drogę od momentu postoju, coś go męczyło. Jakieś bliżej niezidentyfikowane przeczucie pełzało mu po plecach przyprawiając o nieprzyjemne dreszcze. Z początku wydawało mu się, że to znów to przeczucie bycia obserwowanym, jednak z czasem zdał sobie sprawę, że to nie to.

Wtedy to było zupełnie inaczej. Czuł mrowienie na karku, zdawało mu się, że widzi jakieś cienie czające się w zaroślach, słyszał szelest łamanych gałązek, nieomal czuł czyjąś obecność.

Teraz było inaczej, to nie czyjś wzrok pełzał po jego plecach, lecz świadomość, że coś jest nie tak. To dziwne uczucie, gdy wie się, że jeszcze przed chwilą o czymś się pamiętało, lecz w tej chwili za żądnych bogów nie idzie sobie o tym przypomnieć.

Młodzieniec jakiś czas zastanawiał się, czy powinien podzielić się z innymi swymi odczuciami, doszedł jednak do wniosku, że nie ma takiej potrzeby. To było coś innego, był tego pewien, choć tak naprawdę nie mógł zidentyfikować i nazwać tego dziwnego uczucia.

Rozmyślania sprawiły, że mężczyzna zgłodniał. Nic dziwnego, wszak wzmożony wysiłek psychiczny męczy nie raz bardziej niż machanie mieczem. Na szczęście utracone na rzecz wilka zapasy zostały niedawno odtworzone.

Nie przerywając jazdy, Sevrin sięgnął do przytroczonej do siodła torby. Nie musiał patrzeć na drogę, nie musiał nawet trzymać lejców, mógł całkowicie ufać Narwańcowi, w końcu był to wyjątkowo mądry koń.

Chwila poszukiwań wystarczyła, by odnaleźć prowiant. Sevrin wpakował sobie w usta potężny kawał suszonego mięsa i żuł go ze smakiem. Kolejne spojrzenie do torby ujawniło coś jeszcze. Powód tego dziwnego przeczucia. Obślizgły potworek czający się na plecach dał o sobie znać ze zdwojoną siłą. Mężczyźnie zdawało się, że ta mała wredna bestia wbiła mu z impetem pazurska w ciało, zaciskając pokraczną dłoń na żołądku. Dopiero po chwili dotarło do niego to, co zobaczył. W torbie nie było jego notesu. Była skrzyneczka do kamuflażu i wiele innych jego rzeczy, ale notesu nie było. Musiał go zostawić nad rzeką podczas postoju, wtedy gdy Lamia wyciągnęła go na spacer. Tak, to na pewno było wtedy. Że też wcześniej się nie zorientował!
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 27-02-2011 o 19:24.
echidna jest offline  
Stary 27-02-2011, 11:38   #153
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pogoda...
Jakimś dziwnym trafem gdy jest słońce (nie porażające upałem), gdy nie pada, człowiek ma lepszy humor.
Tym razem też.
Pogoda była wspaniała, idealna na podróż. Humory, zdaje się, również wszystkim dopisywały. Nawet Ruth, od której stale jeszcze czuć było owe śledzie, nie uskarżała się na żadne dolegliwości przytrafiające się niekiedy kobietom w jej stanie. A to, że trzeba było trzyma się od niej w zależności o tego, skąd wieje wiatr... Z tym dało się żyć.

Cisza i spokój. Jedno i drugie zachęcało do nicnierobienia. I nawet nie trzeba było zajmować się Lamią, która wybrała się na spacer. Pod czują opieką Sevrina.
Czy ten ostatni był zachwycony, tego już Irial nie wiedział... ale to już nie był jego problem. Lamia potrafiła być przekonująca.
Można było zostawić tę parę samą. Prawie samą.
Villain, który wolałby nic nie robić, niezbyt był zachwycony wydanym mu poleceniem. Ograniczył się jednak do niebyt przychylnego "Krrraaa", a potem rozłożył leniwie skrzydła i wzniósł się w powietrze.
Leń zawsze pozostanie leniem.
Tak też i kruk wzleciał na tyle wysoko, by siąść niemal na czubku wysokiej jodły, skąd mógł obserwować poczynania spacerowiczów. Po chwili przefrunął na kolejne drzewo. I następne.
Spacerrrują, rrrrozmawiają, porzrzrządni, przekazał.

Irial sprawdził, czy przypadkiem nie zostawiono czegoś (co zwykle okazywało się rzeczą na wieki straconą). Sable był gotów do drogi. Można było jechać.

Żadnych śladów po drodze, nikt ich nie gonił, Samuel nie przekazywał żadnych niepokojących wieści.
Cisza i spokój.
Cóż. Zapewne nie tylko Irial miał świadomość, że tak jedno, jak i drugie bywało zwodnicze. Że w mgnieniu oka wszystko mogło się diametralnie zmienić, zaś tchnący spokojem las mógł przekształcić się w pole walki.
Irial podjechał do Emerahl.
- Przejadę się kawałek lasem.
W lesie od czasu do czasu można było znaleźć jakieś ciekawe rzeczy. Nie tylko grzyby, czy przyszłą kolację.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-03-2011, 22:34   #154
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Słońce przygrzewało, wietrzyk wiał. Idealna pogoda by przemierzać szlak, nawet samotnie.


Trzeba przyznać, że droga prowadząca do gór była w dość dobrym stanie i gdyby chciał, mógłby pogalopować. Burzy taki przejazd dobrze by zrobił. Z drugiej jednak strony...
taka prędka jazda utrudniłaby mu pracę jako zwiadowcy.
Od czasu do czasu szeptał do wiatru i wichry spełniały jego prośbę przynosząc mu zapachy.
Co prawda zaklęcie nie należało do trudnych, ani specjalnie męczących. Niemniej stałe go używanie mogło przemęczyć Lestre dlatego wykorzystywał czar co kilkanaście minut.
Tak by niczego nie przeoczyć i by samemu nie ulec zmęczeniu.
Póki co wiatry nie przynosiły oznak zagrożeń. Dzika zwierzyna w pobliżu nie stanowiła zagrożenia. A zapachy drapieżników pochodziły z wystarczająco dużej odległości by nie wzbudzały niepokoju.
Podróz z czasem stała się monotonna, więc Samuel z pewnym entuzjazmem reagował na pojawianie się w jego myślach Emerahl. Co prawda nieraz podróżował samotnie, to jednak wolał jechać w towarzystwie, zwłaszcza kobiecym. Choć tym razem nie mógł. Dobrze wiedział, że by go rozpraszało. Zwłaszcza towarzystwo Ruth.
Dlatego pożegnali się szybko i kurier wyruszył godzinę przed resztą grupy. Z krótkich pogaduszek pomiędzy czarownicą a Lestre szybko wynikło, jak długo zamierza podróżować.
Jakieś dwie godziny przed zapadnięciem przed nocy. Do tego czasu główna grupa powinna go dogonić.
Ten sielankową przejażdżkę zakłócił zapach. Ludzki zapach.
Ulotny niestety zapach. Lestre nie udało się go wytropić, ale był pewien, że... natrafił na niego. Oczywiście jeden człowiek nie stanowi zagrożenia dla licznej grupy. W tym przypadku nawet mag. Wszak mieli wśród swoich czarownicę. A zapach mógł należeć do kogokolwiek, myśliwego, drwala... kogokolwiek nie stanowiącego zagrożenia.
Mimo to, na wszelki wypadek należało zwiększyć czujność.
Lestre sięgnął po kuszę, dotąd wiszącą swobodnie tuż za siodłem.


Naładował ją jadąc powoli drogą. I przy pierwszej okazji... to jest kontakcie z Emerahl, opowiedział o tym co wyczuł.
I był czujny, jadąc z naładowaną kuszą i wypatrując zagrożeń. A czasem za nimi węsząc.
Oby, niepotrzebnie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 04-03-2011, 22:43   #155
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Sevrin spokojnie obserwował zachowanie Lamii. Dziewczyna sprawiała, że na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech. Przywołała też wspomnienia.
- Tak na serio to, czym sobie zasłużyłem na pełnienie roli towarzysza w czasie spaceru? – spytał rudowłosej.
- Niczym - odparła dziewczyna. - Po prostu stwierdziłam, że teraz czas na ciebie. Ruth już dokuczyłam, Samuel i Emerahl tez już mnie zabawiali, zostałeś tylko Ty.
- A czymże mógłbym cię zabawić? Przecież ja jestem nudny, nudny jak… - mężczyzna zawiesił się na chwilę szukając odpowiedniego porównania. – Bardzo nudny.
- Nie wiem, na szczęście to jest twój, a nie mój problem - zaśmiała się dziewczyna. - To jak, czym mnie zabawisz?
- Może wrzucę cię do strumienia? - Twarz Sevrina przybrała poważny wyraz. – A może przywiąże do drzewa i tak zostawię?
- No już to widzę - Lamia ani trochę nie wyglądała na przestraszoną. - Irial dałby ci popalić.
- Skąd pewność, że by się o tym dowiedział?
- Bo żadna siła, uwierz mi, żadna nie byłaby w stanie powstrzymać mnie przed tym, by mu to powiedzieć - usta jego rudowłosej towarzyszki wygięły się w tajemniczy uśmiech, a w jej oczach dostrzegł coś, jakby zielony błysk.
- Nie kuś mnie bym to sprawdzał – mężczyzna również się uśmiechnął jednak w zwyczajny sposób – Mam kłopoty z wierzeniem na słowo.
- Musisz z tym jakoś walczyć, nie można być ciągłym niedowiarkiem.
- Powiem ci, że nawet mi to nie przeszkadza. A na walkę z tym jestem zbyt leniwy.
Lamia nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się.
Sevrin przyjrzał się dokładnie dziewczynie.
- Powiedz mi, dlaczego ten uśmiech kojarzy mi się z kłopotami?
- Nie mam pojęcia - odparła Lamia z miną niewiniątka.
- Taa… nie masz pojęcia. A ja jestem synem potężnego maga… - Sevrin zawiesił się – Ech… Ja jestem synem maga. – kontynuował z uśmiechem na twarzy.
- No widzisz, jakie to wszystko jasne i proste - odparła z szerokim uśmiechem na ustach, jednocześnie puszczając do niego oczko.
- A ty się tak nie wymądrzaj, bo za smarkata jesteś.
- Za smarkata na wymądrzanie, ale za mąż to już by mnie chętnie wydano - odparła ze słabo udawanym żalem w głosie.
- Przecież małżeństwo to wspaniała rzecz. Troszczyłabyś się o dom, gotowałabyś, dziećmi byś się zajmowała. Żyć nie umierać. - powiedział całkiem poważnie, lecz wyraz jego twarzy świadczył, że żartuje.
- No... żyć, nie umierać - powtórzyła z grobową miną.
- Zawsze mogę cię porwać i wytrenować na najemniczkę. To też jest jakaś możliwość.
- Ta pewnie... – prychnęła.
- Nie żartuję. To dla mnie żaden problem. Przynajmniej będę miał zapewnioną codzienną porcję śmiechu.
- No dobrze już, dobrze, porwiesz mnie i co? Schowasz w mysiej norze? - zapytała nie kryjąc drwiny.
- Jeśli porwałbym cię w odpowiednim momencie to mógłbym cię schować w miejscu gdzie sam byłem trenowany na najemnika. Może i to nie jest mysia nora ale powinno wystarczyć.
Lamia z początku nic nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko blado. Spojrzała w niebo i uśmiechnęła się nieco szerzej.
- No dobra, dość już tych bajek, bo jeszcze ktoś pomyśli, że faktycznie szykujesz moje porwanie - zaśmiała się. - Ale z drugiej strony, gdybyś faktycznie szykował moje porwanie, to przecież nie rozmawialibyśmy o tym na głos, na spacerku. Bo wiesz... las może mieć uszy. Zwłaszcza, że jak znam Iriala, posłał za nami Villaina. Pewnie ptaszysko gdzieś siedzi na gałęzi i podsłuchuje, gotowe uwierzyć, że to wszystko to prawda, a nie bajki - Lamia spojrzała na Sevrina przeciągle i uśmiechnęła się tajemniczo. - To co, idziemy jeszcze kawałek, czy wracamy? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
Sevrin uśmiechnął się tajemniczo.
- Jeszcze się zdziwisz moja panno – wyszeptał tak by Lamia nie słyszała. – To zależy od ciebie – powiedział już głośniej. – Jeśli chcesz jeszcze nacieszyć się tą pozorną wolnością to nie mam nic przeciwko. Zawsze mogę przyjąć na siebie wszelką odpowiedzialność.
- Nie mogę wymagać od ciebie aż takiego poświęcenia. Zresztą, jeśli się spóźnimy, to oberwie się nam obojgu niezależnie od tego, co powiesz.
- Przecież nie wymagasz. To jest dobrowolne zgłoszenie się na ofiarę – odpowiedział uśmiechając się. – Może szczęście się do mnie uśmiechnie i tylko ja dostanę reprymendę.
- Wracamy - odparła Lamia najwyraźniej ignorując jego ostatnią wypowiedź.
- Więc wracajmy.

Że też akurat notatnika musiał zapomnieć. Gorzej być nie mogło szczególnie biorąc pod uwagę to, co w nim było zapisane. Jeśli trafiłby w obce ręce nie byłoby by za ciekawie. Jeśli nikt z pozostałych nie zabrał go ze sobą, Sevrin zdecydowanie musiał zawrócić i go odszukać. W przeciwnym przypadku obecne zlecenie mogło być zagrożone. Szczególnie, gdy przypuszczenia, co do bandytów polujących na nich były prawdziwe.
Sevrin dał znać Narwańcowi do szybszego marszu. Koń posłusznie wykonał polecenie swojego pana i już po chwili znalazł się tuż za wierzchowcem należącym do Iriala. Narwaniec dostał polecenie zwolnienia. Najemnik potrzebował odrobinę czasu by przemyśleć, jakich słów powinien użyć by otrzymać jak najmniejszą reprymendę. Przez chwilę najemnik zastanawiał się czy gorzej by było gdyby notatnik przeczytali bandyci czy Irial. W obu przypadkach nie byłoby za ciekawie.
W końcu Sevrin był gotowy na rozmowę. Wykonał jeszcze parę oddechów by uspokoić się i odgonić od siebie wszystkie złe myśli. Narwaniec znów dostał znak do przyspieszenia.
- Musimy znowu porozmawiać. – powiedział, gdy znalazł się obok Iriala.
Druga rozmowa z przywódcą w ciągu dnia, a do zmroku pozostało jeszcze dużo czasu…
- Skoro musimy... - Irial przynajmniej na pozór nie pałał zachwytem. Brak zachwytu to był dość typowy objaw w jego przypadku i o niczym nie świadczył. - W czym problem?
- Problem w moim gapiostwie. - Sevrin wyglądał na dość zakłopotanego. - Bo ten... no... W czasie postoju wyjąłem z torby swój notatnik. No i przed chwilą sobie uświadomiłem, że nie wsadzałem go z powrotem. I ten, chciałem się zapytać czy przypadkiem ty go nie znalazłeś.
Irial pokręcił głową.
- W obozie nic nie zostało, bo bym widział - powiedział. - Nie zgubiłeś gdzieś po drodze?
- Nie wiem - - najemnik zamyślił się na chwilę - Ostatni raz miałem go w rękach zanim Lamia wzięła mnie na spacer. Wtedy położyłem go na trawie. A później już nie kojarzę bym go ruszał.
- Jak rozumiem - w głosie Iriala zdecydowanie dostrzec można było brak zachwytu - chciałbyś po niego wrócić?
-Tak. - powiedział stanowczo Sevrin - Z twoim pozwoleniem lub bez niego. Zbyt dużo informacji zawarłem w tym notatniku by ryzykować, że wpadnie w niepowołane ręce.
Irial nie powiedział, co myśli o głupku, który nie dość, że powierza ważne informacje papierowi, to jeszcze go gubi...
- Robimy postój! - podniósł głos, by wszyscy go usłyszeli. – Emerahl... Powiedz proszę Samuelowi, żeby wrócił do nas.
Villain, leć i sprawdź, czy ten notes tam jest – porozumiał się z krukiem.-Wiesz, gdzie spacerowali.
Krrrretyn, durrrreń, sklerrrrotyk, pomarudził Villain pod adresem Sevrina, po czym poderwał się do lotu.

Kruka nie było raptem kwadrans, ale każda kolejna minuta oczekiwania na jego powrót ciągnęła się niemiłosiernie. A może to tylko Sevrin miał takie wrażenie. Fakt faktem, ptak wrócił i oznajmił, że notes owszem widział. Leżał tam, gdzie go Sevrin zostawił, czyli pod drzewem, pod którym mężczyzna siedział podczas postoju.
Notes był zbyt duży, by Villain zdołał go przynieść, zatem Sevrin musiał po niego pojechać. A im pozostawało stać i czekać.
Oczywiście mogliby pomału jechać, ale w ogólnym obrachunku nic by to nie zmieniło.
- Nie musisz się aż tak spieszyć – powiedział Irial.
Sevrin kiwnął głową. Odwrócił Narwańca i dał mu znać by ruszał.

Koń początkowo niechętnie wykonywał polecenie, lecz gdy tylko uświadomił sobie, że może poruszać się szybciej niż miarowym tempem kompanii natychmiast poszedł w cwał.
Z reguły taka jazda sprawiała obu wiele radości. Tym razem jednak najemnikowi było daleko do radości. Był wściekły. Wściekły na siebie, na swoją gapowatość i ta no, że właśnie notatnik zostawił. Po inną rzecz z pewnością nawet by nie wracał. Notatnik ten, a może raczej pamiętnik, miał dla mężczyzny wielką wartość. Obiecał sobie, że spisze w nim wszystkie swoje zlecenia i w momencie porzucenia zawodu najemnika złoży go na grobie swojego nauczyciela. Te kilkadziesiąt kartek było dla młodzieńca ważniejsze od wszystkiego, co posiadał. Możliwe, że nawet ważniejsze od życia. Wszystkie wspomnienia, wszystkie misje, pięć lat pracy, pięć lat wspomnień. I on od tak sobie zostawia notatnik pod drzewem.

- Nie podoba mi się to - powiedziała Ruth, gdy Sevrin zostawił ich kompanię wracając się po swoją własność. W obecnej sytuacji nad Panienką Lamią czuwali tylko Emerahl, Irial i Ruth. Była to zaledwie połowa początkowej eskorty. - Za bardzo się rozdzieliliśmy. Niby zbirów nie czuć, ale coś mi tu jednak śmierdzi - rozwinęła swoją wypowiedź. Nie dawało się ukryć, że w pierwszej kolejności śmierdziało śledziami, zwłaszcza po tym jak Ruth zjadła kolejnego podczas ich postoju.
- To się nazywa posłuszeństwo i takie tam... - powiedział Irial. – Jedynym sposobem zatrzymania Sevrina byłoby zapewne zastrzelenie go, co z pewnością zaowocowałoby zmniejszeniem się stanu liczebnego naszej grupki. Nie mówiąc już o tym, co sama byś wtedy pomyślała i powiedziała na mój temat.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 05-03-2011 o 16:14.
Karmazyn jest offline  
Stary 06-03-2011, 16:53   #156
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ruth spędziła postój na rozmowie z Samuelem. Właściwie to ona mówiła, a on słuchał, ponieważ był zajęty jedzeniem. Rozmowa nie trwała długo, gdyż kurier się spieszył. Nie tyczyła się też niczego konkretnego, ot Ruth nawijała o otrzymanej klaczy, o butach z których jest zadowolona bo wyjątkowo nie przemakają tak łatwo, oraz daniach które potrafi sama przyrządzić... obu.
Nie zdążyli przejść do ciekawszych tematów, gdyż Samuel musiał już ruszać - zgodnie z wcześniejszymi postanowieniami miał iść na daleko wysuniętej szpicy i kontaktować się mentalnie z Emerahl.
Ruth nie sądziła, że postanowienia te były ostateczne i była nieco zaskoczona. Sądziła, że tak tylko gadali jako ewentualne plany na przyszłość... najwidoczniej Irial traktował wszystko poważnie i szybko przechodził do konkretnego działania.
Złodziejka nie miała czasu pożegnać się odpowiednio.
- To ten, uważaj tam na siebie - powiedziała cicho Samuelowi i spojrzała na niego z uśmiechem. Ich pożegnanie trwało bardzo krótko i skończyło się na jednym małym buziaku. W sumie nie musiało być nie wiadomo jakie, przecież niedługo mieli się znowu zobaczyć.
Tymczasem sama nabrała apetytu, a ponieważ ona i reszta ekipy mieli jeszcze trochę czasu, dziewczyna podobnie jak inni urządziła sobie małą przekąskę. Jedząc pomidora zastanawiała się przez moment, czy był on kupiony czy skradziony, aczkolwiek nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Ważne było że zagryzany słodkim jabłkiem smakował jej znakomicie. Potem zjadła jeszcze jednego śledzia... również zagryzając go słodkim jabłkiem.

Potem ponownie ruszyli i wszystko układało się odobrze... do czasu, aż Sevrin oznajmił, że coś zgubił i musiał się wrócić co oznaczało około godziny czasu w dodatkowym osłabieniu.
Miał miejsce drugi - nieplanowany postój. Ta sytuacja niespecjalnie podobała się dziewczynie. W tragiczny sposób stracili na dobre Therona - i to jeszcze zanim zdołała się z nim... go poznać. A teraz Samuel pojechał do przodu, zaś Sevrin na tyły. Rozproszenie nie było złe, ale oni się wręcz rozdzielili.
Nie omieszkała wyrazić swych obaw słowami, co niestety chyba zostało źle zrozumiane przez ich dowódcę. Ruth miała nadzieję, że jej późniejsze wyjaśnienia wystarczyły, aby Irial nie myślał, że czegoś się czepiała. Bo przecież tak nie było.
Przez moment dziewczynie przyszło do głowy, że ich obecna sytuacja była zaplanowaną sprawką Iriala, który chciał zostać sam z trzema rudymi i oczywiście pięknymi paniami. Spojrzała na niego z ukosa.
- Aleś wykombinował - pomyślała z wyraźnym uśmiechem zdradzającym mieszaninę rozbawienia i podziwu.
Szybko doszła jednak do wniosku, że Irial był zbyt... poważny, jak na takie rzeczy. Ciekawiło i rozbawiło ją też, jak by się zachował Samuel, gdyby to on został tu sam z kobietami. Przez tą krótką chwilę wyobrażała go sobie jako właściciela ich małego haremu.
Ruth nie pozwoliła sobie jednak, aby te rozmyślania nad nią zapanowały. Siła i liczebność ich grupy były wyraźnie osłabione, więc sytuacja wydawała jej się dość napięta. Złodziejka miała się na baczności i rozglądała się dookoła wypatrując między drzewami ewentualnego zagrożenia.
 
Mekow jest offline  
Stary 07-03-2011, 21:43   #157
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Emerahl myślała o tym, aby po obiedzie nim wyruszą poćwiczyć z Lamią jeszcze odrobinę, a przy okazji móc jeszcze raz zerknąć na jej źródło mocy. Czarownica była zaintrygowana tym co widziała, a także możliwościami jakie to stawiało przed hmm.. no właśnie przed kim? Przed nią czy przed Lamią? Czy może przed nimi oboma? Wyszkolić maga o takiej mocy... to by było zaiste niezwykłe doświadczenie. Lamia miała jednak najwyraźniej inne plany, gdyż tuż po obiedzie upatrzyła sobie Sevrina jako swoją ofiarę i oboje zniknęli w lesie, by jakiś czas później, akurat na czas wyjazdu, powrócić do obozowiska.

Droga nie była w żaden sposób niezwykła, ani uciążliwa - przesuwali się z wolna drogą pomiędzy pochylającymi się nad nimi drzewami. Miarowy krok wierzchowców pozwalał się zrelaksować. Jak zwykle działał jednak hipnotyzująco.

Nadszedł czas, żeby sprawdzić co też słychać na przodu u ich ogara. W końcu Samuel musiał być już spory kawałek przed nimi a i czasu dużo w samotności spędził. Emerahl podała wodze Ruth i zwyczajną sobie metodą zagłębiła się we wnętrzu swojego ciała i umysłu podążając za światłem i ciepłem, przyciągającej jej jak magnes mocy. Mocy, która od dzisiejszego ranka za każdym razem, gdy Emerahl na nią spojrzy, powodować będzie chwilę zadumy nad tym co widziała u Lamii. Emerahl zaczerpnęła odrobinę tej niematerialnej substancji i wyrzuciła przed siebie a umysł pognał za nią, jakby był do niej zaprzęgnięty jak karoca. Odczucie przebywania poza swoim ciałem już dawno przestało wywierać na czarownicy większe wrażenie, choć pamiętała, że ucząc się tego kręciło jej się w głowie i miała mdłości.

- Samulelu! Samuelu! - wykrzyknęła Emerahl w eter i chwilę później zaczęła ją przyciągać mała, migotliwa świadomość oddalona od nich spory kawałek drogi. Emerahl podążyła czym prędzej w tamtym kierunku, poprzez korony drzew wprost do umysłu mężczyzny.

- I jak tam Samuelu? Dzieje się coś ciekawego?
- Na razie cisza i spokój. Aż szkoda, że tylko w takich sprawach zaszczycasz mnie swymi myślami.
- Czyżby ci tego brakowało? Musisz w takim razie częściej węszyć przed nami - odparła czarownica.
-Oczywiście. Czyż kiedykolwiek narzekałem na twoją obecność w mojej głowie? Zapewniam cię, że nie narzekałbym na żaden rodzaj obecności, twej uroczej osóbki w mej egzystencji - odparł Samuel w myślach.
- No to jestem, ale nic ciekawego nie chcesz mi powiedzieć - odpowiedziała kobieta rozbawiona zwyczajowo zalotnym tonem Samuela.
- Ach... A co zaciekawi taką kobietę jak ty? Magia... nie uczyłem się jej w sposób, który można uznać za klasyczny. Anegdotki? Znam wiele. Głównie jednak są one... dość frywolne - odparł w myślach Lestre -A może coś... innego?
- Możesz mówić o czym chcesz. Na początku tej wycieczki nieźle ci szło bez mojego podpowiadania o czym masz mówić. Zaczekaj tylko moment... dam tylko znać Irialowi, że wszystko tam u ciebie w najlepszym porządku. Zaczekasz, gdzieś tam na nas czy będziesz cały czas jechać przed nami?
-Ależ... wtedy to miałem całe grono słuchaczy. Nieważne co rzekłem, zawsze trafiłem na przychylne ucho. A teraz mam tylko ciebie. A co do postoju - na chwilę myśli Samuela przestały być wyraźnym przekazem, a stały się kłębowiskiem chmur. Chmur stworzonych z pragnień, przemyśleń, lęków... Kurier najwyraźniej rozważał pytanie Emei - Mniej więcej dwie godziny przed zmierzchem, zatrzymam się abyście do mnie dojechali.
- Zaraz do ciebie wrócę tylko dam znać Irialowi co i jak - odpowiedziała Emerahl i wycofała się z umysłu Samuela pozostawiając go ponownie samego ze sobą. Niedługo to trwało, gdyż ledwie kilka chwil później w głowie Samuela znowu rozległ się znajomy głos - W takim razie... nie przykrzy ci się tam samemu? W ogóle co myślisz o całej tej sprawie? Ja sądzę, że Irial jest odrobinę przewrażliwiony.
- Nie przeczę. Miło jest się do kogoś odezwać... I co tu ukrywać. Miło jest komuś zajrzeć w dekolt. Ale przywykłem i do samotnej jazdy - odparł Lestre --Przewrażliwienie Iriala nie martwi mnie tak jak... powody za nim się kryjące. Niby nikt na nas nie poluje. Ani nic nas nie ściga. A Irial wydaje się wręcz oczekiwać napaści. Nie oczekiwałem po nim szczerości, co do przesyłki. Niemniej wolałbym być ostrzeżony co do znanych mu zagrożeń.
- Mnie zapewne w razie jakiejś napaści przyjdzie skupić się na obronie Lamii, więc to najpewniej wy będziecie odwalać brudną robotę. Chociaż w świetle dzisiejszego odkrycia... daj mi trochę czasu a wszyscy będziemy bezpieczniejsi niż w łonie matki - powiedziała czarownica enigmatycznie.
- Może tak, może nie. Magia to równie nieprzewidywalny żywioł jak wiatr - zażartował Samuel, po czym spytał - Magia to twoja jedyna miłość?
- Miłość? Magia nie jest moją miłością, choć miałabym ją za co kochać. Moje życie bardzo zmieniło się dzięki niej na plus
- Prawda to. Nie ogrzeje cię w nocy w łóżku. Nie przytuli. Nie sprawi przyjemności... nie, tego rodzaju. Nie mniej...-przekomarzał się Lestre - Nie traktujesz jej jak narzędzie. Jest dla ciebie ważna i... fascynuje cię. Nie zauważyłaś, że stała się osią, wokół której kręci się twój żywot?
- A no kręci się w okół tego, bo i w koło czego miałoby się kręcić? Choć myślałam też o tym, żeby się kiedyś spakować i pojechać w siną dal. W końcu jako mag mogę zarobić trochę grosza wszędzie. Choćby lecząc. A co do twoich słów... ależ oczywiście, że magia cię ogrzeje w łóżku! Przyjemność też potrafi sprawić i to nawet w kwestii o którą ci chodzi. Wiadomo, że to nie to samo, ale się da - odparła Emerahl.
- Półśrodki moja droga. Półśrodki. Można się nimi zadowalać, ale czy warto? - odparł chichocząc w myślach Samuel - No cóż... życie może się kręcić wokół wielu spraw. Pieniędzy, tego jedynego, sprawy...jakakolwiek by ona była. Ale o tym... porozmawiamy przy następnej rozmowie.
[color=SlateGrey]- W takim razie węsz dalej i do zobaczenia. Będę co jakiś czas sprawdzać czy coś się dzieje - odpowiedziała Emerahl a odczucie czyjejś obecności momentalnie zniknęło z głowy Samuela.

Sporadyczne rozmowy mentalne z Samuelem były jedyną rozrywką tego popołudnia. Nikt specjalnie nie miał ochoty na rozmowę, a Emerahl też jakoś wyjątkowo nie kwapiła się do paplania o niczym. Ona chciała poćwiczyć z Lamią magię i nie mogła się już tego doczekać.

Jakiś czas później Em ponowiła kontakt z kurierem. Samuel ponownie usłyszał Emerahl wołającą jego imię, mimo że tak na prawdę jedyne co można było wkoło usłyszeć to delikatny szum liści i śpiew ptaków. Gdy tylko pomyślał o wołającym go głosie poczuł jak zbliża się on z duża szybkością, a w parę uderzeń serca później w jego głowie rozległ się opływający miodem głos rudowłosej czarownicy:
- I jak tam Samuelu? Coś ciekawego?
- Na razie spokój i cisza i nuda. A jak wy się bawicie? - spytał wesołym brzmieniem myśli.
- Cisza, spokój i nuda. Ale lepsze to niż żebyśmy faktycznie mieli co robić. Mam nadzieję, że jak już dojedziemy do tego Rotdornu to, że zabawimy tam chociaż parę dni, żeby odpocząć od tego siodła... nie jest niby najgorzej, ale po paru dniach krok zaczyna boleć.
- Kilka dni temu bym się cieszył, ale... teraz. Cisza i spokój bardzo mi odpowiadają. A Rotdorn to zbyt wiele pokus, jak dla mnie.-odparł nieco żartobliwym tonem kurier.

Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas o siamtym i owamtym, a w umysłach obojgu rozlegał się co jakiś czas śmiech tego drugiego. Nie trwało to jednak zbyt długo. Emerahl w tym stanie świadomości nie kontrolowała za bardzo tego co działo się w koło niej, a więc musiała albo liczyć na to, że utrzyma się w siodle, a koń będzie szedł za pozostałymi, albo też ciągle prosić kogoś o prowadzenie jej konia. Nie miało to wielkiego sensu zważywszy na to, że jeszcze przyjdzie im rozmawiać wiele razy, bez takich komplikacji.

Przed pożegnaniem Samuel powiedział Emerahl jeszcze o zapachu jakiegoś człowieka, który poczuł przez moment, lecz gdy próbował powęszyć ponownie zapachu już nie było. Być może był to tylko psikus znudzonego umysłu, a być może niesiony podmuchem wiatru zapach kogoś znajdującego się zupełnie gdzie indziej. Em nie wiedziała jaki zasięg ma ten cały węch Samuela. Niemniej jednak należało zachować ostrożność to też Emerahl czym prędzej powiedziała Irialowi o tym fakcie.

Po kolejnych kilku godzinach jazdy czarownica już wręcz wyczekiwała postoju. Bolało ją krocze, a umysł domagał się jakiejś rozrywki, bądź snu... Szczęściem Irial ku niemej uciesze rudowłosej zarządził postój. Emerahl zsunęła się nieporadnie z konia. Mięśnie ud mogły wreszcie odpocząć. Czarownica trzymając konia za wodze poprowadziła go do najbliższego drzewa i przywiązała, aby nie uciekł, gdy ona będzie oddawać się odpoczynkowi. Przywiązała obok worek z sianem, aby on również mógł się posilić przed dalszą drogą, a sama osunęła się na ziemię, zamknęła oczy i przeszła do świata magii. Pogrążyła się w swoim ciele pompując energię do zmęczonym mięśni ud i obolałego krocza przynosząc im ukojenie. Efekt nie był natychmiastowy, jednak już po chwili dało się czuć nieznaczną ulgę. Czarownica nie otwierała oczu, oparła się o pień drzewa i odpoczywała.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 10-03-2011 o 13:39.
Cosm0 jest offline  
Stary 18-03-2011, 15:47   #158
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Emarahl, Irial i Ruth

No i zostali we trójkę. Gwoli ścisłości to w czwórkę, była z nimi wszak Lamia, ale nikt nie miał wątpliwości, że - w razie ewentualnego ataku – jej wkład w ogólne zdolności obronne drużyny był raczej do zaniedbania.

Jako, że Sevrin zawrócił po swój notatnik, dalsza podróż bez niego poskutkowałaby przede wszystkim dłuższą jego nieobecnością. W tej sytuacji najrozsądniejszym wyjściem wydało się Irialowi zarządzenie postoju, kolejnego już tego dnia. Mężczyzna miał nadzieję, że ta niepokojąca tendencja nie stanie się normą. W przeciwnym wypadku ich podróż z miesiąca równie dobrze może się wydłużyć do pół roku, a na to Norre zwyczajnie nie miał czasu.

Przerwa w podróży dała mężczyźnie odrobinę czasu do rozmyślań. Była to dosłownie odrobina, bowiem uszczuplony o połowę skład obstawy Lamii dawał ewentualnym napastnikom idealne pole do popisu. I chociaż według jego wiedzy żadnych napastników nie należało się spodziewać , to jednak – jak to mówią – „Strzeżonego bogowie strzegą”

Krótkie rozmyślania dotyczyły jednej, konkretnej kwestii, a mianowicie tego, co skłoniło Erwina do zatrudnienia tych, a nie innych najemników. Et Naklo cieszył się w Delin opinią osoby kompetentnej, a jednak im dłużej Irial roztrząsał tę kwestię, tym bardziej nie mógł się nadziwić.

***

Jazda nie trwała zbyt długo, a jednak boleśnie dala się Em we znaki. Dlatego też, choć z jednej strony kobieta sklęła Sevrina za gapowatość, to jednak z drugiej była wdzięczna losowi za przerwę w jeździe.

Kolejny postój owocował kolejną porcją czasu, który należało jakoś spożytkować, by zwyczajnie nie zanudzić się na śmierć. Emerahl niemal od razy wpadła na pomysł wypełniacza czasu. Korciło ją, by zafundować Lamii następną lekcję czarów.

Z jednej strony czuła się niczym mała dziewczynka, która dostała nową, zachwycającą zabawkę i, która nie może się doczekać, kiedy wreszcie rodzice pozwolą jej odejść od obiadu i powrócić do zabawy. Z drugiej, odzywała się w niej poważna czarownica, która wiedziała, że nie należy się forsować.

Ale w sumie, czy proste ćwiczenia były forsowaniem Lamii? Emea nie miała wątpliwości, że dziewczyna z chęcią przystałaby propozycję na kolejnej lekcji, była wszak tak samo jak Wiedźma podekscytowana tą sytuacją. Ale czy mimo podekscytowania kolejne ćwiczenia nie okażą się dla niej zbyt męczące? Ostateczna decyzja należała oczywiście do Em, a pokusa była duża.

Wewnętrzne rozterki czarownicy przerwał na chwilę Irial, który poprosił Em, by ta skontaktowała się z Samuelem i przekazała mu, by póki co nie jechał dalej. Skoro oni stali w miejscu czekając na Sevrina to nie było sensu, by Samuel jechał dalej.

Chwilę później prośba została spełniona, a kobieta mogła powrócił do swoich rozmyślań. Mogła też wdać się w rozmowę z Lamią, bo dziewczyna przysiadła tuż obok niej najwyraźniej licząc na pogaduszki.

Sevrin

Końskie kopyta co chwilę uderzały o ziemię. Narwaniec biegł ile sił w nogach popędzany przez swego pana. Sevrin chciał jak najszybciej odzyskać swój dzienni k, dlatego nie oszczędzał wierzchowca. Wiedział, że może sobie na to pozwolić, już od jakiegoś czasu zwierzę tylko czekało na okazję do galopu i teraz taka okazja się nadarzyła.

Przyciśnięty do końskiego grzbietu mężczyzna słyszał uderzenia końskiego serca, szybkie i głośne. A może było to jego własne serce, dudniące mu cicho tętnicą w uchu. Nie widział otaczających go drzew, nie widział niczego i nie słyszał niczego prócz szumu wiatru w uszach i nieustannego walenia serca. Nie musiał widzieć i słyszeć, ufał Narwańcowi, wiedział, że koń wybierze najlepszą drogę.

Minęło zaledwie kilka chwil, odkąd opuścił swych towarzyszy ale jemy zdało się to trwać całe lata. Szaleńczy galop dał się wkrótce we znaki jego wierzchowcowi. Biegł teraz wolniej, oddychał ciężej, ale wciąż utrzymywał niezłe tempo.

Sevrin rozejrzał się w koło. Poznawał te drzewa, kojarzył porozrzucane gdzieniegdzie wystające z ziemi i porośnięte częściowo mchem głazy. Byli mniej więcej w połowie drogi, więc teraz mogli już sobie pozwolić na mniej wyczerpującą jazdę.

Coś przeleciało mu tuż nad głową, poczuł na czole delikatne muśnięcie. W pierwszej chwili odruchowo chwycił za miecz, gotowy odeprzeć atak. W następnej spojrzał w niebo, śledząc lot chybionego pocisku i ku swemu szczeremu zdziwieniu dostrzegł, że nie był to bełt, czy strzała, lecz ptak. Konkretnie to sroka.

Zwierzę przeleciało mu tuż przed nosem, by po chwili wzbić się nieco wyżej w powietrze, zatoczyć koło nad ziemią i ostatecznie przysiąść na gałęzi suchego drzewa, w towarzystwie innych, podobnych mu ptaków.


Sroki huśtały się cicho na gałęziach z zainteresowaniem przyglądając się jadącemu na koniu człowiekowi. Nie wydawały z siebie charakterystycznego skrzeczenia, nawet nie poruszały się za bardzo, tylko patrzyły tymi swoimi małymi, czarnymi jak węgielki oczkami. Sevrin miał przez chwilę wrażenie, że dosłownie czuje na sobie ich wzrok. Aż wzdrygnął się na samą myśl o tym.

Zaledwie kilka kroków dalej droga skręcała łagodnie w bok, toteż już niebawem suche drzewo obwieszone srokami zniknęło mu z oczu. Zniknęło również to nieprzyjemne, z lekka paranoiczne odczucie. Od polany, na której się zatrzymali, dzieliło go zaledwie kilka minut jazdy. Jeszcze tylko kilka minut oczekiwania.

Samuel

Podróż jeszcze raz tą samą droga była nudny, śmiertelnie nudny. Za pierwszym razem była chociaż ta nuta oczekiwania na to, co będzie za kolejnym zakrętem, a teraz… a teraz już nic go chyba nie mogło zaskoczyć.

A jednak coś go zaskoczyło. Konkretnie to głos Emerahl po raz trzeci odzywający się w jego głowie. Nie wdając się zbytnio w szczegóły wiedźma przekazała mu tylko informacje, że musieli się zatrzymać na nieco dłuższy postój więc i on też ma czekać. Więc zsiadł z konia, przywiązał burzę do dnia drzewa, a potem wyciągnął się wygodnie pod drzewem i żując źdźbło zeszłorocznej jeszcze trawy, zabrał się do kontemplowania przemykających po niebie obłoczków.

Gdy tak sobie siedział oczekując rozkazu do wymarszu i rozmyślał o tym całym jego zwiadzie i o tym dziwnym pojawiającym się i znikającym zapachu, coś go tknęło. Uświadomił sobie nagle, że skądś zna ten zapach, gdzieś już go kiedyś spotkał i – o ile go pamięć nie myliła – nie było to wcale tak dawno. Nie mógł sobie co prawda przypomnieć kiedy dokładnie się z tym zapachem spotkał, ani – tym bardziej – kto go wydzielał, ale bez wątpienia spotkał tę osobę niedawno. Nie był tylko pewien, czy jest to powód, by się cieszyć, czy może wręcz przeciwnie.

Było coś jeszcze w tych jego rozmyślaniach, coś na co wcześniej nie wpadł, a co mogło się okazać brakującym elementem tej dziwnej układanki. Wiatry w zamkniętych przestrzeniach, w lasach czy miastach rozchodzą się zupełnie inaczej niż na przestrzeni otwartej, na morzu czy choćby nawet na łące. To wszystko mogło zakłócić jego percepcję. Gdy zaklinał wiatry, były mu posłuszne, przynosiły zapachy z różnych części lasu. Kiedy jednak tego nie czynił, działo się to, co zwykle się w przyrodzie dzieje, zapachy się rozprzestrzeniały, wiatr wiał jak mu kaprysy Donara podpowiadały. Precyzyjne zlokalizowanie źródła zapachu było dość trudne, zwłaszcza jeśli nie znało się w przybliżeniu kierunku, czy położenia, a tym bardziej, jeśli ów kierunek założyło się błędnie.

I tak właśnie mogło być w przypadku Samuela. Założył, że ewentualni napastnicy są przed nimi, to znaczy Irial tak założył, a Samuel się z nim zgodził, choć może to właśnie był jego błąd. Założyli tak, bo każdy znający się na fachu tropiciel by tak założył z prostej przyczyny, rabusie zazwyczaj wyprzedzają swą ofiarę, by ją zaskoczyć. Cóż jednak, kiedy rabuś postanowił być niekonwencjonalny i zamiast czyhać na ofiarę w upatrzonym miejscu, podążać za nią licząc na to, że ofiara sama znajdzie dogodne miejsce? Lub – w lepszym przypadku – gdy rabusie zwyczajnie nie znają się na swojej robocie i zrobili jak im się wydawało, że będzie dla nich lepiej?

Otóż właśnie wtedy dzieją się rzeczy niespodziewane. Bo tego, że źródło zapachu – wbrew logicznemu założeniu - może się znajdować za nim, a nie przed nim, Samuel się nie spodziewał, zwyczajnie na to nie wpadł, aż do tej chwili. A teraz… był tego prawie pewien. Jak i tego, że - jak zna złośliwość Matki Natury – z błędnego założenia wynikną najgorsze konsekwencje.

Sevrin

Od polany, na której zostawił swój notes, dzielił go zaledwie zakręt. Jako że jadąc w pojedynkę Narwaniec utrzymywał duże lepsze tempo niż, gdy jechali w grupie, powrotna droga zajęła mu znacznie krócej, bo zaledwie kwadrans. Rodziło to spore nadzieje, że przez jego gapiostwo ich wyprawa nie opóźni się znacznie, góra o pół godziny.

Droga łagodnie skręcała w bok odsłaniając przed nim widok polany porośniętej soczystą zieloną trawą, niewiele się tu zmieniło od czasu, gdy był tu ostatnio. Nawet kamień, który kopnął dla zabawy, zanim wskoczył na konia, leżał na tym samym miejscu.

Wjeżdżając na polanę Sevrin rozglądał się uważnie z ręką zaciśniętą na rękojeści miecza. Nie sądził, by napastnicy byli gdzieś przyczajeni w krzakach, w końcu skąd mieli mieć pewność, że tu wróci. Nie należało jednak całkowicie lekceważyć środków bezpieczeństwa.

Coś zaskrzeczało gdzieś z boku. Mężczyzna automatycznie odwrócił wzrok w tamtym kierunku. Dostrzegł srokę siedzącą na gałęzi drzewa tego samego, pod którym niedawno siedział Sevrin. Spojrzenie młodzieńca spoczęło na chwilę na ptaku, by po chwili spełznąć na ziemię, wprost na leżący w trawie czarny prostokątny przedmiot, notes. Oprócz notesu było coś jeszcze, a właściwie ktoś: młody mężczyzna pochylający się, by po ów notes sięgnąć. Sevrin nie widział dobrze jego twarzy, stał za daleko.

Narwaniec parsknął cicho. To zaalarmowało obcego, który – wciąż schylony, trzymając w ręce notes – odwrócił się a stronę Sevrina. Gdy dostrzegł najemnika, wyprostował się szybko i puścił się biegiem w las, wciąż trzymają w dłoni dziennik.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 20-03-2011, 17:38   #159
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Sroki. Momentalnie Sevrinowi przypomniała się para kobiet ostrzegających go przed tymi stworzeniami. Szybko jednak odgonił te niepokojące myśli. Sny w końcu nie mogły być wizjami przyszłości. Przynajmniej najemnik wtedy tak myślał.
Jakież było jego zaskoczenie gdy okazało się, że sroki jednak zwiastują kłopoty.


Młodzieniec przeklął pod nosem. Szybko dobył miecz jednoręczny umocowany do siodła. Następnie zeskoczył z wierzchowca i sięgnął po tarczę. Okrągła, o średnicy półtora łokcia, wykonana z drewna obitego i wzmacnianego metalem. O tym, że nie była nowa świadczyły sporadyczne wgniecenia i ślady po mieczu.





- Wracaj do reszty- przemówił do Narwańca – Ostrzeż ich swoją obecnością, że nie jesteśmy sami.

Po tych słowach najemnik klepnął zwierzę w zad a sam ruszył biegiem za złodziejem. Z każdym krokiem nasilało się przeczucie, że wszystko to może być dobrze przygotowaną pułapką. Sevrin jednak nie zamierzał odpuścić. Nie mógł odpuścić.

Uciekinier dość dobrze biegał. Sevrin miejscami miał dość spore kłopoty z dotrzymaniem mu kroku. Pomimo że młodzieniec nie był najgorszym biegaczem wzięcie ze sobą tarczy i dodatkowego miecza znacznie go spowalniały. Otoczenie również nie ułatwiało sprawy. A to noga uciekała ślizgając się na kamieniu, którego najemnik nie zauważył, a to jakaś gałąź zaczepiała o płaszcz targając go, a to krzaki jeżyn i innego ustrojstwa chwytały nogi, z całą pewnością pozostawiając po sobie ślady na skórze. Czas biegł nieubłaganie, wkurzenie Sevrina rosło, do utrudnień terenu zaczęły dochodzić jeszcze głazy, i powalone gałęzie, przez które uciekinier albo przeskakiwał, albo na które się wspinał oddalając się od najemnika na znaczną odległość.

Parę razy już, już, niemal był w stanie powalić złodzieja, lecz zawsze brakowało paru cali. Chwilę po tym facet znikał z widoku. Widać a raczej słychać było, że z uciekający nie znał się za bardzo na złodziejskim fachu. Trzaski łamanych gałęzi, dźwięk toczących się kamieni i liczne przekleństwa bez problemu nakierowywały Sevrina na właściwy trop.
Mięśnie najemnika zaczęły powoli i nieśmiało protestować na wysiłek jakiemu były poddawane. Miecz ślizgał się w mokrej od potu dłoni. Paski tarczy nieprzyjemnie wbijały się w rękę. Ciało młodzieńca miało dość. On jednak nie zaprzątał sobie tym głowy. Całą swoją uwagę skupił na sylwetce złodzieja, do której powoli zaczynał się przybliżać. W końcu pojawiła się korzystna sytuacja. Uciekinier potknął się o wystający korzeń. Sevrin nie zamierzał nie wykorzystać sytuacji. Przyspieszył. Znalazł się tuż za złodziejaszkiem. Skoczył na niego zamachując się tarczą.
Ciężar ciała najemnika i siła uderzenia zwaliły z nóg mężczyznę, który przywłaszczył sobie notatnik. Dyszący ciężko Sevrin najzwyczajniej w świecie leżał na swojej ofierze. Pościg został zakończony.
-Ciesz się, że złapałem cię teraz a nie chwilę później. Wtedy zamachnął bym się mieczem nie tarczą.
Najemnik podniósł się na klęczki. Chwycił leżącego pod nim mężczyznę za bark i siłą odwrócił go twarzą do siebie i...
Usta Sevrina otworzyły się na całą możliwą szerokość. Przed nim, a właściwie pod nim, na ziemi leżał nie kto inny lecz sam pomocnik Johara, Finnen.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 20-03-2011, 22:28   #160
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przejażdżkę lasem diabli wzięli, podobnie jak dobry humor Iriala. No i trudno się dziwić, skoro jakimś dziwnym trafem nie trzeba było żadnych wrogów, by utrudniać podróż ich małej grupki. Skąd, na wszystkich bogów, El Naklo wziął tę dziwaczną zbieraninę? Panienka w ciąży, gość, co nie umiał utrzymać przyrodzenia w spodniach, sklerotyk, notujący diabli wiedzą co i na dodatek gubiący owe zapiski. Pewnie spisał całą historię podróży tudzież plany na przyszłość, z ostatecznym celem włącznie. Aż dziw, że nie wykrzyczał tego na środku rynku miejskiego... Każde z osobna zapewne byłoby niezłym towarzyszem podróży, ale razem tworzyli dość niebezpieczną mieszankę.
Aż dziw, że Emerahl aż tak odstawała od reszty towarzystwa i nie zrobiła żadnego niemiłego psikusa. Chyba że niespodzianki z Em w roli głównej miały go jeszcze czekać...
W sumie trzeba by się zastanowić nad kwestią wypłacenia premii. Oraz nad ściągnięciem z Erwina części zapłaty.

Rozejrzał się dookoła.
Panie mogły sobie prowadzić dysputy na różne tematy, dla niego taki postój zdecydowanie nie stanowił okazji do odpoczynku.
Villain, zechcesz łaskawie...
- Dobrrraaaa, dobrrraaa - odkraknęło ptaszysko, po czym wzleciało na szczyt sąsiedniej jodły, skąd mogło bez problemów obserwować okolicę.
Irial najchętniej poszedłby w jego ślady, ale z różnych licznych względów musiał pozostać na ziemi. Przywiązał Sable'a do krzaczka, z którego wierny konik mógł obrywać listki, a sam wspiął się na wystający z ziemi kawał głazu, by wygodniej siedząc móc zająć się przeglądaniem broni. Wyglądał na całkowicie rozluźnionego, jednak w rzeczywistości bacznie obserwował nie tylko swoją podopieczną, ale i kawałek okolicy.
Ptaki, które zamilkły zaniepokojone ich pojawieniem się, ponownie podjęły swe trele. co mogło znaczyć, że chwilowo nic ani nikt się do nich nie zbliża. W ich małych rozumkach równiez nie kryły się żadne myśli o niebezpieczeństwach.

Pozorna bezczynność zakończyła się, gdy Villain z głośnym - Alarrrrm, alarrrrm! - sfrunął z drzewa.
Przyczyna alarmu wkrótce stała się jasna - koń Sevrina przycwałował bez jeźdźca. W dodatku za nic nie chciał się dać złapać, parskając nerwowo i waląc kopytami o ziemię. Dopiero po chwili usłuchał Iriala.
W najmniejszym stopniu nie był przestraszony, a jedyne, o czym myślał to polecenie jego pana, by dołączył do pozostałych.
Villain, pewnie będziesz musiał polecieć i zobaczyć, co się stało.
Kruk łypnął niechętnie żółtym okiem, ale skinął głową.
- Emerahl... możesz jakoś się dowiedzieć, co się stało? Czemu Sevrin odesłał swego konia?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-03-2011 o 17:57.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172