Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-04-2010, 11:48   #51
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Emerahl otworzyła powoli oczy wciąż rozciągając usta w szerokim błogim uśmiechu. Zobaczyła pogrążony w głębokim cieniu, bielony sufit, a z sąsiedniego łóżka dał się słyszeć miarowy, spokojny oddech. Kobieta wciąż się uśmiechając obróciła głowę - to Lamia leżała bez ruchu pogrążona w pieśniach Melii. W tym momencie dotarło do niej, że to co przed chwilą przeżyła było tylko marą... marzeniem, snem, pieśnią bogini, senną wizją... Emerahl westchnęła głęboko żałując, iż wyrwała się z tego stanu. Usiadła na łóżku rozglądając się wkoło po pogrążonym w cieniach pokoju. Wszystko było tak jak być powinno - nic się nie poruszało, wszystko leżało na swoim miejscu, okno było zamknięte, a łóżko Ruth nadal świeciło pustką. Emerahl nie miała siły, ani nie była na tyle przytomna, aby w jej głowie wykluły się jakieś dywagacje na ten temat, więc położyła się z powrotem wtulając głowę w miękką poduszkę i nakrywając się cienkim kocem...

Kiedy rano obudziły ją promienie słońca świecące w oczy - Lamia siedziała już na łóżku, w pełni obudzona, rozmyślając nad czymś.

- Dzień dobry Lamio - wyrwało jej się miękko z gardła sprowadzając zamyślony wzrok dziewczyny na siebie.

Emerahl przeciągnęła się z głośnym stęknięciem i ściągnęła z siebie koc. Miała na sobie długą, sięgającą ud białą koszulę z krótkim rękawem, której cienki materiał układał się gładko na jej kształtnym ciele. Komplet stanowiły także mogące wywołać gromki śmiech krótkie spodenki, które do złudzenia przypominały męskie kalesony, jakby im ktoś pourywał nogawki. Strój być może nie nadawał się na romantyczny wieczór, jednak był wygodny i praktyczny, a taki właśnie był potrzebny w trakcie dalekiej wyprawy.

Emerahl myślała o swoim śnie - nie pamiętała go już wprawdzie zbyt dokładnie, wiedziała jednak, że coś jej się śniło i to coś co warto byłoby pamiętać. Niestety pomimo wielkich starań sen zdawał się pozbawiony sensu... jak większość snów zresztą - Emerahl pamiętała, że śniła jej się zielona, kwiecista polana i matka. Młoda matka, a zaraz później stara, jej dzieciństwo i jazda konno. Czarownica była przekonana, że ostatnie z wymienionych musiało być koszmarne i że przyszło na skutek całodziennej jazdy wierchem. Widać Melia postanowiła nie oszczędzić jej tego nawet w nocy. Jakkolwiek sen pozostawił po sobie miłe uczucie i Emerahl obudziła się wypoczęta i radosna. Już kiedyś czarownica zastanawiała się nad sensem i znaczeniem snów - po co bogini Melia sprowadza je na ludzi? Czy są prorocze? Czy może pokazują przeszłość? Przedstawiają prawdziwe zdarzenia czy też może tylko ich wykrzywiony, groteskowy obraz? Chyba tylko sama bogini, bądź też jakiś pobożny mędrzec potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli rzekomo podróżują do świątyni w Rotdorn to być może Emerahl będzie miała okazję w końcu o to zapytać kogoś obeznanego z tematem.

Kobieta podniosła się z łóżka przekonując się o tym, że wczorajsza jazda konno faktycznie odcisnęła swoje piętno na jej ciele - bolały ją uda i przyrodzenie tak jakby... Emerahl nie potrafiła opisać tego uczucia - w każdym razie nie było to przyjemne. Czarownica skupiła się przez moment na swoim ciele i pchnęła cześć umysłu w jego wnętrze. Ominęła płuca, serce, mięśnie brzucha i podążyła w dół. Dotarła do ud i zastała tam całą masę naprężonych, zdrętwiałych mięśni pulsujących delikatnym, acz nieustannym bólem. Było ich sporo, biegły w przeróżne kierunki i łączyły się z poszczególnymi kośćmi. Choć Emerahl nie dostała nigdy właściwej edukacji z ludzkiej anatomii ani z lecznictwa i nie znała ich nazw to jednak setki razy widziała już ten widok. Układ, mechanizm działania i przyczyny ewentualnych ich urazów były jej dobrze znane. Od kiedy tylko oswoiła się ze swoimi magicznymi zdolnościami wiedziała, że umiejętność leczenia jest niezwykle przydatną zdolnością. Przede wszystkim pozwoliłaby jej zarabiać na życie, ale też leczyć siebie samą w razie choroby. Choroba jej matki również miała niemały wpływ na takie a nie inne ukierunkowanie zainteresowań młodej adeptki sztuki magicznej. Emerahl zawsze mówiła sobie, że gdyby odkryła te zdolności wcześniej to mogłaby albo uzdrowić matkę, albo zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, aby móc opłacić którąś z tych cholernie wyniosłych, 'chodzących sakiewek na monety', jakimi byli akademiccy magowie, by uleczył mamę. Obiecała sobie, że nauczy się sztuki leczenia, aby kiedy spotka kogoś w potrzebie, móc utrzeć nosa akademickiemu 'liczy-rzepie' i uleczyć tego kogoś za darmo, bądź niewielką opłatą, a akademickie sknery pozbawić zajęcia. Złożoną sobie obietnicę spełniła, ucząc się przy okazji kilku innych niezwykle przydatnych dziedzin magicznych, głównie metodą prób i błędów, jako że nie miała nigdy dostępu do wykwalifikowanego szkolenia bądź literatury. Bądź co bądź wyszło to Emerahl na dobre - była zaprawdę dobra w te klocki, a fakt iż do wszystkiego doszła sama powodował, że do wielu zagadnień miała odmienne podejście niż cały uczony świat, a to jej podejście niejednokrotnie okazywało się skuteczniejsze i nieograniczone przyjętymi normami, etykietą i ustalonymi praktykami działań. Czarownica skupiła się na bolących mięśniach poszukując przyczyny. Każdy z grubych pęków mięśni składał się z cieńszych pęczków, i jeszcze cieńszych, aż tą drogą dochodziło się do pojedynczego, bardzo cienkiego pasma. Gdy Emerahl zagłębiła się w nie jeszcze bardziej dostrzegła, iż ten pulsujący ból wywodzi się od kwasu zalegającego w tym paśmie, który drażni jej ciało. Czarownica pchnęła odrobinę magii do swoich mięśni dając im energii potrzebnej do zmetabolizowania tej substancji. Przyglądała się jak jej organizm uwija się w pocie czoła by uporać się z przyczyną bólu. Pchnęła jeszcze trochę magii by ciało zaczęło rozkładać tłuszcz celem szybszego pozyskania energii do dalszej pracy i wycofała swój umysł ponownie poza siebie. Na całkowite ustąpienie zakwasów trzeba było jeszcze trochę poczekać, aż ciało czarownicy upora się z problemem jednak pierwsze efekty były już zauważalne. Emerahl wzięła swoje dzienne ubranie, które poprzedniego wieczora powiesiła na wezgłowiu łóżka i poszła za stojący w kącie drewniany parawan. Na ścianie wisiało lustro, a na podwyższeniu ustawiona była misa z wodą, którą wczoraj przyniosła tawerniana służba. Rudowłosa stuknęła się w głowę przypominając sobie o czymś i wróciła do łóżka grzebiąc w swojej torbie. Wyciągnęła z niej mały kamienny moździerz, woreczek z jakimś zmielonym zielem i kilka listków po czym wróciła za parawan i nabrała do naczynia odrobinę wody, wsypując też trochę zmielonych ziół i wrzucając kilka listków i zaczęła mocno rozcierać zawartość tłuczkiem. W pokoju rozniósł się ziołowy, orzeźwiający zapach, a kiedy Emerahl uznała, że specyfik jest przyrządzony wzięła część gęstej zielonawej zawartości do ust i zaczęła intensywnie płukać usta na koniec jeszcze grzebiąc wykałaczką między zębami. Przemyła twarz i włosy obficie wodą. Ze swojej torby wyciągnęła jeszcze jakieś dwa słoiczki - glutowatą zawartością jednego nasmarowała sobie twarz, z kolei czarną pastą z kolejnego słoiczka nasmarowała zęby, usta wypłukała ponownie wodą i wypluła resztki. Rudowłosa przejrzałą się w lustrze, a usatysfakcjonowana rezultatem spakowała na powrót swoją torbę i wytarła się jedną z leżących obok miski ściereczką. Ściągnęła z siebie nocną koszulę, i śmieszne, przypominające obdarte pantalony spodenki i założyła na siebie kolejno wszystkie elementy dziennego stroju. Znów przejrzała się w lustrze - długa zielona tunika była trochę pognieciona, jednak nie przeszkadzało to w niczym. Czarne, obcisłe spodnie opinały jej uda i łydki podkreślając jej młody wiek i nieźle zbudowane damskie ciało, podobnie zresztą jak szeroki pas ściągający tunikę w talii. W to wszystko wiedźma (było to zapewne nie najtrafniejsze określenie zważywszy na wygląd dziewczyny) nałożyła krótką kamizelkę z masą kieszonek i wyszła zza parawanu niosąc ze sobą miskę z brudną wodą.

- Zdaje się że zużyłam całą wodę. Przyniosę ci świeżą - powiedziała do wciąż siedzącej na łóżku Lamii i wyszła z pomieszczenia powracając po paru minutach z misą pełną czystej chłodnej wody.

- Zaczekać na ciebie czy trafisz sama na dół? - zapytała się Emerahl jednak po chwili zdała sobie sprawę, że Irial raczej wolałby, żeby czarownica jednak zaczekała na nieletnią - W zasadzie... zaczekam na ciebie. I tak nigdzie mi się nie spieszy, póki nikt nas nie popędza - dodała kobieta nie czekając aż Lamia odpowie.

Emerahl jeszcze od wczoraj nie rozmawiała z ich 'Przesyłką' i jak się głębiej zastanowiła to nigdy nie miała okazji rozmawiać z żadną szlachcianką jak równa z równą. Być może właśnie nadarzała się okazja, żeby ostatecznie potwierdzić swoje mniemanie o jej typie ludzi, bądź też obrócić je w pył. Po chwili zastanowienia i niezręcznej ciszy Emerahl doszła do wniosku, że spróbować z pewnością nie zaszkodzi i podjęła rozmowę:

- Jak nastrój po pierwszej nocy poza domem? Muszę przyznać, że cały dzień jazdy dało mi się we znaki - powiedziała Emerahl pocierając uda - Na szczęście magia potrafi załatwić to i owo...

Emerahl skinęła na puste łóżko Ruth i dopowiedziała ze złośliwym wydźwiękiem:

- Widać Ruth i Samuel jedzą obfitą 'kolację', bo strasznie dużo czasu im ona zajmuje...
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 04-04-2010 o 11:59.
Cosm0 jest offline  
Stary 04-04-2010, 14:44   #52
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Irial usiadł na łóżku.
Czujniejszy od legendarnych gęsi Villain spojrzał na niego jednym okiem, po czym zobaczywszy, że nic się nie dzieje, ponownie zapadł w sen.
"Sen mara..." jak powiadali niektórzy, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co im się w nocy śniło.
Inni uważali, że sny, dar od Melii, niosły ze sobą jakieś przesłanie, trzeba je było po prostu odszukać. Niestety w tak zwanej 'interpretacji snów' istniało tyle rozbieżności, że trudno było zdecydować, co wybrać.
Usiłował sobie przypomnieć coś więcej z tego snu... Włosy rannego mężczyzny? Sylwetka? Strój?
W nieszczęsnym śnie nie było żadnych szczegółów. Irial nawet nie potrafił powiedzieć, czy sen miał miejsce w przyszłości i przedstawiał scenę, która miała miejsce, a w której w rzeczywistości nie uczestniczył, czy też była to jakaś wizja przyszłości.
Miał z tego wyciągać jakiekolwiek wnioski? Ciekawe jakie...
Unikaj nieznajomych? Pomóż nieznajomemu w potrzebie?
Irial pokręcił głową.
Chyba przy najbliższej okazji powinien pomodlić się do Melii z prośbą o wyjaśnienie.
Zastanawianie się nad znaczeniem snu nie miało sensu, przynajmniej w tej chwili.
Nasłuchiwał przez chwilę, czy dokoła panuje spokój, a potem położył się z powrotem.

Villain, jak zwykle niezawodny, obudził Iriala skoro świt.
Kulturalnie, skubiąc w ucho, a nie tak jak to niekiedy bywało, wrzeszcząc 'Raaaano!!!' z całej mocy kruczego gardziołka.
Komu wstawać się chciało, temu chciało. Kto musiał, ten wstawał bez względu na dobre chęci.
Irial nigdy nie należał do śpiochów, a całodzienna jazda nie była wystarczającym powodem do wylegiwania się w łóżku nie wiadomo jak długo. Wstał zatem bez ociągania się zbytniego.
Przeciągnął się, a potem rozpoczął tradycyjną gimnastykę. To, że pozostali ciągle jeszcze spali nie przeszkadzało mu w niczym. Prawdę mówiąc gdyby nie spali, nie przeszkadzałoby mu to również.

Poranna toaleta nie zajęła mu zbyt wiele czasu.
- Dzień dobry - powiedział, gdy skończył.
Wylał wodę do wiaderka. W dzbankach pozostało jej tyle, że ze spokojem wystarczyłoby nie tylko dla tamtych. Chyba, że któryś z nich chciałby wziąć kąpiel, ale do tego miska byłaby zbyt mała...
Rozejrzał się po pokoju sprawdzając, czy czasem czegoś nie zapomniał. Stare przyzwyczajenie, bardzo przydatne w sytuacji, gdy człowiek wyjeżdżał ze świadomością, że już w dane miejsce nie wróci. Jechać dzień cały by przekonać się, że coś zostało daleko za plecami... średnio przyjemne.
Podniósł plecak.
- Villain - powiedział cicho, a kruk, niczym czarny cień, sfrunął z szafy wprost na jego ramię.
- Do zobaczenia na dole - powiedział. - Zamówię śniadanie.
Jeśli Theron i Servin spodziewali się śniadania do łóżka to czekało ich rozczarowanie...

Zamknął drzwi i podszedł do drzwi pokoju Lamii. Zastukał.
- Dzień dobry - powiedział. - Zapraszam na śniadanie.
Upewnił się, że panie już nie śpią, a potem zszedł na dół.

Gdy w drzwiach gospody stanęli Ruth i Samuel Irial tylko skinął im głową. Potem wstał i podszedł do karczmarza.
- Tamta dwójka płaci za siebie - powiedział. - Za kolację, śniadanie i nocleg - dodał.
Karczmarz, nawet jeśli był zaskoczony, nie powiedział ani słowa tylko skinął głową.
- Proszę mi powiedzieć... Jak wygląda droga przed nami w kierunku na Rhon? - spytał Irial. - Jakieś wioski? Gospody, w których można się zatrzymać na noc? W większym towarzystwie - dodał, wskazując głową w stronę Mormonta.
Miał zamiar wypytać jeszcze karczmarza o Mormonta, ale nie mógł tego zrobić w obecności tego ostatniego. Poza tym... Może lepiej poprosić Emerahl...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-04-2010 o 19:42.
Kerm jest offline  
Stary 05-04-2010, 22:39   #53
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Karczma pod Czeremchą - Emerahl

Kiedy Emerahl obudziła się, Lamia siedziała już na łóżku. Wzrok miała dziwnie zamyślony, tak jakby usiłowała przypomnieć sobie coś bardzo ważnego. Może chciała uchwycić wspomnienia przyjemnego snu.

- Dzień dobry Lamio – powiedziała czarownica na przywitanie.
- Dzień dobry – odparła tamta uśmiechając się

Przez cały czas, gdy kobieta odbywała poranną toaletę i przebierała się, Lamia siedziała przykryta kołdrą. Widocznie doszła do wniosku, ze minie jeszcze sporo czasu, zanim sama będzie się mogła za to zabrać, a bez sensu mrozić tyłek bez potrzeby.

- Zdaje się że zużyłam całą wodę. Przyniosę ci świeżą – powiedziała Emerahl
- Będę wdzięczna – odparła Lamia pogodnie.

Nie była już tą rozkapryszoną pannicą, jaką objawiła się wczoraj u Erwina. Jak widać, mimo wspomnianego przez Iriala, liberalnego wychowania, była w stanie wykrzesać z siebie minimum uprzejmości. A może zwyczajnie polubiła czarownicę. Nie dało się jednak nie zauważyć, że najzwyczajniej w świecie była dla niej miła.

Emea wyszła z pokoju. Gdy wróciła, Lamia weszła za parawan. Przez chwilę słychać było tylko szelest zdejmowanej i zakładanej odzieży. Niebawem stanęła przed czarownicą w tej samej co wczoraj, dość skromnej sukience. Najwyraźniej Irial poinstruował ją, że nie powinna się zbyt wyróżniać, choćby strojem. To mogłoby niepotrzebnie zwrócić czyjąś uwagę.

- Zaczekać na ciebie czy trafisz sama na dół? - zapytała się Emerahl – W zasadzie... zaczekam na ciebie. I tak nigdzie mi się nie spieszy, póki nikt nas nie popędza – dodała po chwili.

Dziewczyna kiwnęła głową. Dość długo rozczesywała włosy, wreszcie zaplotła je w gruby warkocz, który na końcu przewiązała wstążką. Niebawem była już gotowa do wyjścia. Pozostało im jednak jeszcze trochę czasu, który czarownica postanowiła spożytkować na rozmowę.

- Jak nastrój po pierwszej nocy poza domem? – zagadnęła, gdy dziewczyna przysiadła na łóżku. – Muszę przyznać, że cały dzień jazdy dało mi się we znaki. Na szczęście magia potrafi załatwić to i owo...
- Dziękuję, nie narzekam – odparła dziewczyna pogodnie. – Miałam nawet jakieś sny, choć za żadne skarby świata nie mogę sobie przypomnieć co to było. A szkoda, bo mam wrażenie, że sen był ciekawy.
- Tak to czasami bywa. – przyznała Emerahl.
- A co do jazdy konno, ja na szczęście nie mam takich problemów. W domu nauczono mnie jeździć, więc nie mam z tym problemów. Choć z pewnością nie jest to najwygodniejszy sposób przemieszczania się
- No, nie da się ukryć – powiedziała kobieta z rozbawieniem i znów potarła swoje uda. Lamia również się uśmiechnęła.

Emerahl skinęła na puste łóżko Ruth i dopowiedziała ze złośliwym wydźwiękiem:
- Widać Ruth i Samuel jedzą obfitą 'kolację', bo strasznie dużo czasu im ona zajmuje...
- Ta… z pewnością – powiedziała dziewczyna z ironią. – I założę się, że oboje mieli bardzo… interesujące sny – dodała po chwili, a w jej oczach na moment rozbłysły dwa jadowicie zielone ogniki.

W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Przez drzwi usłyszały głos Iriala zapraszający je obie na śniadanie. Posłusznie wyszły z pokoju i podążyły na dół, do głównej Sali.
Karczma pod Czeremchą – Irial

Irial podszedł do karczmarza. Tamten kiwnął głową na przywitanie i zapytał, w czym może pomóc.

- Tamta dwójka płaci za siebie – poinformował Irial. – Za kolację, śniadanie i nocleg

Karczmarz uśmiechnął się po czym odparł: - Dobrze. Czyli w sumie pięćdziesiąt srebrników. Zapłaci pan teraz, czy pośniadaniu?
-Teraz – odparł mężczyzna sięgając po sakiewkę. Po chwili odpowiednia kwota leżała na stole. - Proszę mi powiedzieć – kontynuował Irial - jak wygląda droga przed nami, w kierunku na Rhon? Jakieś wioski? Gospody, w których można się zatrzymać na noc? W większym towarzystwie
- Droga całkiem dobra. Przez ostatnich kilka dni nie padało, więc trakty są przejezdne. Po drodze sporo wiosek. Gospoda jakaś też się znajdzie. Choćby w tej, no... Kobylej Górce.
- Dziękuję - powiedział Irial. Do tamtych monet dołożył kolejne dwa srebrniki, po czym wrócił do reszty towarzystwa. Karczmarz skłonił się nisko i wrócił do swoich spraw.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 05-04-2010 o 22:45.
echidna jest offline  
Stary 12-04-2010, 22:29   #54
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Cała ta paplanina o Hordzie niewiele go obchodziła. Nawet, jeśli miała wybuchnąć wojna on miał ją w głębokim poważaniu. Z resztą on nie był tu od słuchania o tym, co może ich po drodze spotkać.
Sevrin sprawiał jednak wrażenie przysłuchującego się rozmowie, lecz jego myśli były zupełnie gdzie indziej.
Pomimo swojego nastawienia, pomimo nienawiści do magów śmiał się w czasie rozmowy z Emerahl. Tak dawno się nie śmiał. Od ostatniego uśmiechu wywołanego słowami kogo innego minęło… minęło pięć lat. Ostatni raz śmiał się, gdy rozmawiał z tą, którą musiał teraz ochraniać.
Jego wzrok powędrował ku Lamii. Kiedyś będzie musiał się jej odwdzięczyć za ten uśmiech. Teraz jednak dziewczyna udawała się do pokoju na spoczynek. Odprowadził ją wzrokiem.
Przy stoliku został tylko on, Irial, Theron i ten kupiec, który najlepiej jakby poszedł precz. Z chęcią narzuciłby mu wolę. Lecz już dzisiaj próbował komuś…
Sevrin pokręcił głową. Nie przejmował się ewentualnym wzrokiem pozostałej części towarzystwa. Wszystkie myśli skupił na jedzeniu i piciu.
Kupiec w końcu zostawił ich w spokoju. Posiłek też dobiegł końca. Młodzieniec poczekał jeszcze na towarzyszy i w ich towarzystwie udał się do pokoju.

xxxxxxxxxx

Pomimo tego, że jutro należało wcześnie wstać długo nie mógł usnąć. Długo kręcił się na łóżku. Nie dość, że skrzypiało przy każdym ruchu to było jeszcze zdecydowanie za miękkie.
W końcu zrezygnowany rozwalił się na całej długości i szerokości łóżka.
Jak tak dalej pójdzie będę jutro nie do życia. Dlaczego nie mogę zasnąć?”
Myślami śledził wszystko, co stało się w ciągu dnia. Od chwili opuszczenia Delin aż do przybycia do karczmy. Największą uwagę przykuły wspomnienia dotyczące próby narzucenia woli czarownicy.
Będę się musiał namęczyć by w razie czego stanęła po mojej stronie. Władający magią, nawet, zachowujący się tak inaczej niż pozostali magowie bardzo się przyda.”
Sevrin wrócił wspomnieniami do każdego czarodzieja, jakiego spotkał w życiu. Każdy z nich był samolubny i pyszny. Każdy traktował go jak śmiecia. Nawet… nawet jego ojciec.
Emerahl była inna. Przynajmniej na razie zachowywała się inaczej. Nie wyczuwał od niej pogardy dla swojej osoby. Kiedyś będzie musiał z nią o tym porozmawiać. Ale to kiedyś. Najpierw będzie musiał ją lepiej poznać i upewnić się w tej jej „inności”.
Najbardziej w czarownicy niepokoiło go to, że była odporna na jego umiejętność.
Widać będę musiał zdobyć jej przychylność w inny, uczciwy sposób. Tylko czy będę w stanie to zrobić?”
Sevrin nie dokończył rozważań na ten temat. Przerwał mu sen.

xxxxxxxxxx

Otworzył oczy. Siedział na łóżku. Był wyprostowany jakby połknął kij od szczotki. Długo rozglądał się w poszukiwaniu swoich dzieci nim zorientował się, że wszystko to było snem. Odetchnął z ulgą kładąc się na łóżku. Zamknął oczy czekając aż uśnie na powrót. Sen jednak nie chciał wrócić. W sumie to nie opłacało się już spać. Do świtu została co najwyżej godzina.
By zająć czymś swój umysł Sevrin zaczął myśleć o tym, co mu się przyśniło.
Słyszał nie raz, że to Melia zsyła swym wyznawcą przyjemne sny na pokrzepienie po niezbyt przyjemnym dniu. Młodzieniec ani nie był wyznawcą tej bogini ani nie uznawał tego snu za szczególnie przyjemny.
Inna wersja, o jakiej słyszał głosiła, że sny pokazują prawdziwe pragnienia śniącego. W to też jednak nie wierzył. Chyba, że sam siebie nie znał.
Widocznie sen miał mu przekazać by przestał tak intensywnie myśleć o czarodziejce. Równie dobrze mógł nic nie oznaczać

xxxxxxxxxx

Otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju. Iriala już nie było Nie kojarzył, kiedy mężczyzna wychodził. Widać jednak udało mu się usnąć.
Problemem było okropne zmęczenie, które niemal zawsze pojawiało się po tego typu śnie. Młodzieniec czuł się tak jakby całą noc nie zmrużył oka. Ba, jeszcze gorzej. Jakby, co najmniej tydzień nie spał. Z trudem wstał z łóżka. Przeciągnął się. Szybko ubrał swoje ubranie. Jedynie płaszcz pozostawił na łóżku. Następnie podszedł do miski. Nalał z dzbanka mniej więcej połowę znajdującej się w nim wody.
Chwilę stał nad miską. Domyślał się, że musiał okropnie wyglądać. Z całą pewnością miał podkrążone oczy i włosy w nieładzie. Bez zbędnego ociągania przemył sobie twarz. Nabrał w Umoczonymi dłońmi przeczesał sobie włosy. Wędrując samotnie nie musiał dbać o wygląd. Teraz jednak nie podróżował sam i musiał się postarać by, jako tako wyglądać. Choćby dla świętego spokoju. Gdy skończył wylał wodę do wiadra.
Usiadł na łóżku. Swój ekwipunek rozmieścił tam, gdzie znajdował się poprzedniego dnia. Przewiesiwszy płaszcz przez ramię i sprawdziwszy czy nic nie zostawił wyszedł z pokoju.

xxxxxxxxxx

Życząc reszcie smacznego zabrał się do jedzenia. Jadł dość szybko. Nie był głodny. Bał się, że głowa wyląduje w talerzu.
Myślami błądził po karczmie. Za wszelką cenę starał się skupić myśli na czymkolwiek niezwiązanym z Emerahl. Nie mając żadnego dobrego celu zaczął sobie powtarzać w myślach:
Czerwone, wirujące jabłko.”
Wątpił jednak by było to dla czarownicy jakąkolwiek przeszkodą w odczytaniu myśli dotyczących snu. Dlaczego musiał zapamiętać z niego tyle szczegółów?
Przez cały czas podpierał głowę lewą ręką. Gdy zjadł odsunął od siebie talerz i pozostałe przybory potrzebne przy śniadaniu, położył ręce na stole i schował w nich głowę. Był zbyt zmęczony by ją podtrzymywać. A dzień dopiero się zaczął…
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 12-04-2010, 23:34   #55
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post wspólny: Mekow i abishai

Dziewczyna obudziła się powoli podnosząc ciężkie powieki. Dostrzegła nad sobą twarz kuriera, z którym tak miło spędziła wieczór. Powinna była powiedzieć coś miłego na przywitanie, jednak w tym momencie nadal miała w pamięci końcówkę swego snu i jej twarz wykrzywił grymas obrzydzenia. Odwróciła głowę z odrazą i mruknęła:
- Ależ mnie łeb boli! – a po chwili dodała – Już rano, powinniśmy się zbierać.
Szybko jednak uznała, że warto było wyjaśnić mu co właściwie stało i zatrzeć pierwsze złe wrażenie... wywołane grymasem odrazy. - Ale mi się znowu śniło. - poskarżyła się. Zdawała sobie sprawę co to może oznaczać i dyskretnie sprawdziła, czy nie zhańbiła się przed swoim nowym przyjacielem już pierwszej nocy - na szczęście siano na którym spali nadal było suche. Chcąc dać znak Samuelowi, że nie żywi do niego urazy, Ruth przytuliła się do niego całym ciałem.
Samuel jęknął cicho... bynajmniej nie z bólu. Był bowiem przebudzony, a miękkie ciało kobiety tulące się do niego, tylko spotęgowało doznania.
- Coś mi upija. - powiedziała Ruth i zachichotała cicho. Wiedzą nie grzeszyła, ale dobrze wiedziała co poczuła.
W oczach Samuela pojawił się łobuzerski błysk, chwycił drapieżnie dziewczynę za pośladki i docisnął do siebie, by na moment spotęgować obopólne doznania związane z tym faktem.
- Jeszcze nie masz dość? - spytała rozbawiona. Po tym wszystkim co robili wczoraj wydawało jej się, że na jakiś czas powinno wystarczyć.
- Może nie na takie intensywne igraszki jak wczoraj, ale... na jeden raz, jeszcze by mi starczyło energii.- odparł Lestre żartobliwym tonem.
Dziewczyna zaśmiała się szczerze, co niestety zaowocowało nagłą ciszą na dole. Może nawet była skora do zabawy, niestety nie mieli teraz specjalnie możliwości.
Mężczyzna puścił jej pupę i klepnął ją lekko w goły pośladek dodając - A już myślałem, że się ci tylko po paru kielichach podobam.
Klaps nie był mocny, więc reakcją dziewczyny był tylko krótki chichot. - Weź przestań. - rzekła uśmiechając się krzywo, jakby wymigiwała się od odpowiedzi.
Samuel uśmiechnął się i cmoknął Ruth w czoło... miała prawo mieć swoje tajemnice.
Odsunęli się lekko od siebie i dziewczynie udało się zerknąć na to co się o nią ocierało. Ciało Lestre zdecydowanie miało ochotę na poranne figielki. Uśmiechała się oglądając go bez skrępowania w dziennym świetle, zapominając, że i Ona nie ma nic na sobie. Samuel jednak niekoniecznie zgadzał się ze swym ciałem, bo szybko założył bieliznę oraz, spodnie. Mruknął przy tym, przez moment nasłuchując. - Chyba goście do nas idą.
- Co? - powiedziała robiąc głupią, zdziwioną minę. - Zatrzymaj ich. - dodała i w pośpiechu zaczęła szukać w słomie swych ubrań. Gdy tylko się odwróciła, Samuel zauważył, że dziewczyna ma tatuaż na górnej części prawego pośladka. Był on wielkości jej dłoni, a przedstawiał zielony liść lilii wodnej oraz jasnozieloną żabkę, która na nim siedziała. Samuel mógł przysiąc, że żabka ta przyglądała mu się uważnie.
- Dobrze.- rzekł żartobliwym tonem spoglądając na wypięte pośladki dziewczyny. Po czym ruszył powolnym krokiem w kierunku drabiny.
Bowiem do uszu Samuela doszły już odgłosy czyjegoś wchodzenia po drabinie. Zapewne kac sprawił, że hałasowali przy tym jak smok w magazynie dzwonków.
Lestre stanął u szczytu drabiny i spojrzawszy w dół, rzekł do zdziwionych chłopaków wchodzących po niej.- A wy tu... czego?
Jeden młodzian stał na dole, drugi zaś był dalej niż w połowie drabiny. Spojrzał w górę na Samuela. - No sprawdzam kto tam się w naszej stajni schował. - powiedział obojętnie. Samuel jednak wyczuł, że chłopak lekko sie wystraszył. - I kota szukam - dodał wymyślając na poczekaniu.
Ruth tymczasem zbierała swoje rzeczy. Jej spódnica z przyczepionym do paska sztyletem, jej majtki, jego koszulę zostawiła w spokoju, jego miecz tak samo, jego sakiewkę... no, to mogła sobie zabrać skoro Samuel akurat nie patrzył. Znalazła też swoją, a następnie zakładała swe skarpetki i buty. Z kieszeni spodni wyciągnęła metalowy medalik z symbolem róży i założyła go na szyję... Nie mogła znaleźć tylko swojej kamizelki, choć zdawało się, że była to największe ubranie należące do jej garderoby.
Samuel spojrzał za siebie... niewątpliwie naga do pasa Ruth była by dla chłopaków ciekawym widokiem. Ale uznał, że nie ma co testować tolerancji rudowłosej. Splótł dłonie razem i rzekł. - Ja się w sumie schowałem, ale... skoro jestem gościem tej karczmy, to mam do tego prawo. A co do kota. Jak jakiegoś znajdę, to go zniosę. Lepiej zajmijcie się swoimi sprawami. Wątpię by karczmarz tolerował to, że nie zajmujecie się tym, za co wam płaci, prawda?
Chłopak spoglądał na stojącego nad nim mężczyznę z lekkim strachem - Jak jest Pan gościem, to w porządku. Jak najbardziej. My tu mamy też pilnować, co by się jakiś przybłęda nie napatoczył. Pan oczywiście takim nie jest. - powiedział z wyrazem szacunku, jednak nie dał jeszcze za wygraną. - A jest tu ktoś jeszcze, bo chyba słyszałem... - dodał wchodząc kolejny szczebel wyżej. Jeszcze jeden taki krok i będzie widział całe piętro na którym nocowali Samuel i Ruth.
Dłoń Samuela spoczęła na głowie chłopaka, hamując go przed wejściem na kolejny szczebel, zaś kurier rzekł.- To prawda. Jest tu ze mną młoda dama. I jak się pewnie domyślasz, przyszliśmy tutaj z pewnego osobistego powodu. I wolimy zostać sami.
Lestre spojrzał na Ruth mając nadzieję, że dziewczyna zdołała już skompletować garderobę. Nie mylił się - dziewczyna znalazła swą kamizelkę i pospiesznie wiązała właśnie rzemyk. Wcześniej spłatała jej figla wisząc na kołku, zamiast jak zwykle w takiej sytuacji poniewierać się w sianie.
Chłopak natomiast zrozumiał, że nic nie wskóra i z markotną miną zaczął powoli schodzić na dół.
A Lestre zaszedł od tyłu do zakładającej skórzaną kamizelkę Ruth, jego dłonie niespodziewanie wtargnęły pod ubranie i wylądowały na nagich piesiach dziewczyny. Wodząc po nich pieszczotliwie, mruknął cicho do jej ucha.- Pomóc ci z tą kamizelką?
Dziewczyna mruknęła zadowolona, nawet się nie odwracając. - Ale ja ją zakładam, a nie zdejmuję. - odpowiedziała i zaśmiała się cicho.
- Doprawdy? A co mógłbym zrobić, byś zmieniła zdanie? - spytał żartobliwie Lestre. Przytulona do niego Ruth czuła, że ochota u mężczyzny była. Ale i on wiedział, że czas ich goni, bo dłonie Samuela powędrowały z piersi na sprężysty brzuch Ruth.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. - Zjedzmy coś. A wieczorem, po kolacji się zobaczy. - zaproponowała, w sumie ich wczorajsza kolacja ograniczyła się do jednego dania... jakim było wino.
Lestre uśmiechnął się czule i powoli odsunął się od dziewczyny. Mrugnął wesoło jednym okiem dodając. - Masz rację. I ruszył do swoich rozrzuconych rzeczy.
Dziewczyna rozmyslała o nim i o tym co ich łączyło. Przyglądając mu się dokładnie, rozważała kilka możliwości. Nigdy jednak nie planowała na przyszłość, więc wiedziała, że będzie co ma być... samo się ułoży, tak albo inaczej.
Samuel zaczął się ubierać, założył koszulę spodnie, zapiął pas z orężem, w postaci sztyletów i wąskiego miecza zwanego w rapierem. Potem była koszula, i zbroja skórzana, o którą zaczepił się tani wisiorek z symbolem Larii. Musiał się o nią zaczepić wczoraj i został zdjęty razem z pancerzem. Płaszcz i rękawice. Samuel sprawdził, czy jego sakiewka tkwi na miejscu, ale jej tam nie było.
Lestre rozejrzał się dookoła i ponieważ nie znalazł jej wzrokiem spytał - Nie wiesz może, gdzie podziała się moja sakiewka?
- Może jest gdzieś w sianie. - powiedziała Ruth z obojętnością w głosie, po czym spojrzała na Samuela i zrobiła kwaśną minę, utrzymując ją przez chwilę jakby złapał ją dziwny skurcz.- Poczekaj, - zaczęła grzebiąc w swoim plecaczku - czy to któraś z tych? - spytała z wyciągając z niego aż trzy różnego rodzaju sakiewki, z czego jedna należała do Samuela. Dziewczyna spojrzała na niego z miną niewiniątka i uśmiechnęła się lekko.
Lestre wziął swoją sakiewkę i nachylił dając jej buziaka w policzek oraz mówiąc żartobliwie. - Powinienem dać klapsy na gołą pupę.
Coś jednak w tonie głosu mężczyzny, mówiło rudowłosej, że te klapsy byłyby mało bolesne, a dość pikantne.
Dziewczyna wystraszyła się lekko, ale widząc minę Samuela, po chwili lepiej zrozumiała jego wypowiedź.
- No miło mi, że tym razem ją oszczędzisz. - odparła Ruth zalotnie. Zastanawiała się przez moment, co Samuel zrobi, gdy jeszcze kiedyś jego sakiewka znajdzie się w jej plecaku. - Ja tak... z przyzwyczajenia. - dodała z uśmiechem wyjaśniając co się właściwie stało.
Mężczyzna westchnął, doczepiając sakiewkę do pasa.- Jesteś pełna niespodzianek.- i dodał - Gotowa na śniadanie?
- Jak najbardziej. Po tej nocy jestem jakoś strasznie bardzo głodna. - powiedziała z uśmiechem. Chwyciła swój zielony plecaczek i wstała gotowa, aby zejść na dół.
- Zejdę na dół pierwszy i sprawdzę, czy ktoś tam się nie czai.- rzekł żartobliwym tonem Samuel i powoli zszedł po drabinie. A następnie stanął u jej podstawy. Głowę jednak częściej w górę zadzierał, niż rozglądał się dookoła. Czego Ruth niewątpliwie była świadoma. Jednak nawet jeśli wiedziała iż mężczyzna zagląda jej pod spódnicę, to najwyraźniej nie miała nic przeciwko. Spokojnie zeszła na dół.
Lestre podał jej ramię i rzekł. - Idziemy, moja droga?
Ruth uśmiechnęła się tylko do niego i podała mu rękę, pozwalając się odprowadzić do karczmy.
Po drodze odwróciła jeszcze głowę i tak aby Samuel nie widział, pokazała język mijanym po drodze stajennym chłopaczkom, wysyłając im w niemy sposób odpowiednią wiadomość.



Kiedy Ruth i Samuel weszli do karczmy, byli rozczochrani, w ich włosach nie trudno było znaleść zabłąkaną gałązkę słomy, zaś dobry obserwator mógł nawet dostrzec ślady fioletowej szminki na ustach Samuela. Oboje mieli lekko skwaszone miny zdradzającymi niewyspanie, ale jednocześnie widać było po nich zadowolenie z dobrze spędzonego wieczoru.
Przez moment zdawało jej się, że pomimo zapewnień Erwina, ma za siebie zapłacić... ale uznała, że albo chodziło o kogoś innego, albo sie przesłyszała. Zresztą nie miała obecnie głowy, aby podsłuchiwać z drugiego końca sali.
Ruth i Samuel w milczeniu zajęli miejsce obok reszty swej kompanii i zaczęli śniadanie.
- Witam wszystkich. Ufam, że mieliście udaną noc. - powiedziała z uśmiechem dziewczyna. Nie oczekiwała nawiązania rozmowy na ten temat, wszak niektóre rzeczy zachowuje się dla siebie. Po prostu zachowała się uprzejmie, witając się z towarzyszami podróży.
Ruth zaczęła jeść grubo posmarowaną masłem, pokaźną pajdę chleba z wędliną i serem. Szybko, oprócz wyraźnego śladu mąki, na jej twarzy zagościł także błogi uśmiech. Nie tylko była bardzo głodna, ale czuła się szczęśliwa siedząc z towarzyszami przy jednym stole i jedząc wspólny posiłek. Prawie jakby była częścią rodziny... Od razu przypomniała sobie ich plan, że mieli taką udawać i zachichotała cicho.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 13-04-2010 o 15:58.
Mekow jest offline  
Stary 13-04-2010, 10:39   #56
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Nigdy więc mnie tak nie strasz mała. – wyrwało się Samuelowi ust i było skierowane do kocicy. Lestre tuż po przebudzeniu i sprawdzeniu, że sen jest snem, a jawa...jawą, rozejrzał się dookoła ciężko oddychając. Sen raczej można było zaliczyć do przyjemnych, mimo dość nerwowej końcówki. Naga Lamia ze snu była apetyczna, ale Lestre szczerze wątpił by oryginał, dorównał sennemu ideałowi. Mimo wszystko, Lamia ma tylko piętnaście lat. Potarł kark ignorując bolesne nieco dudnienie po wczorajszej popijawie... Bądź co bądź, nie był to jego pierwszy kac. I z pewnością nie będzie ostatnim. Skupił spojrzenie na kocie, przez chwilę rozważając znaczenie snu. Po czym wzruszył ramionami. Lamia nie wydawała się chętną do wskakiwania mu do łóżka, a i Samuel nie był tym specjalnie zainteresowany. Może jednak lepiej ostrzec Iriala, co by lepiej dziewczyny pilnował?
Bądź co bądź znudzonej młódce przychodząc do głowy różne głupie pomysły. A i po drodze może się trafić rówieśnik, który wprowadzi ją w świat dorosłych.
Ruth jeszcze spała, gdy Lestre się obudził. Powoli zaczęło do niego docierać co się stało wczoraj. Trochę bolała go głowa, ale po wczorajszej popijawie... nie było to niczym dziwnym.
Samuel spojrzał na ciało swej kochanki. Ruth leżała obok niego... naga. I wyglądała pięknie w promieniach wschodzącego słońca. Włosy otaczały jej twarz niczym ognista korona, półkule piersi unosiły się w spokojnym oddechu. Kusiła go... Samuel był bowiem ciekaw. Wydawało mu się, że Ruth jest nieco bardziej wrażliwa na dotyk w swym najbardziej intymnym miejscu, niż te kobiety które poznał do tej pory. Nachylił się nad nią.
A potem zrobiło się ciekawie... Pojawienie się stajennych, rozmowa z Ruth i odkrycie jej zapędów do sakiewki kuriera.


Przyjemnie było iść razem z Ruth. Lestre od czasu do czasu zerkał na nią, choć powód tego zerkania był inny. Złodziejka (bo kim innym mogła być osoba o tak zwinnych paluszkach), była pod wieloma względami podobna do niego. Nic więc dziwnego, że tak szybko się polubili. I nie chodziło tu tylko o wspólne spędzone godziny namiętności. Ogólnie bardzo dobrze się dogadywali.
Po drodze mijali beczkę do której zbierano wodę deszczową. Spojrzenie do beczki z deszczówką pokazało Samuelowi, że jego twarz wygląda jak siedem nieszczęść. Cóż...nieprzespane kilka godzin, plus koszmar o poranku zostawiły pewne ślady na obliczu. Na szczęście dzień zapowiadał się słonecznie i miło.
Lestre potarł lekko swój kark i ruszył do karczmy. Zmizerowana mina jaką miał na twarzy, niezbyt pasowała do jako takiego spokoju ducha, psutego jedynie przez nieprzespaną noc i koszmar...intrygujący koszmar.
Niespecjalnie też przejął się, minami siedzących już towarzyszy podróży i „przesyłki”.
Przysiadł wraz z Ruth i zaczął jeść w milczeniu. Od czasu do czasu zerkał na Lamię, jakby się nad czymś zastanawiając, albo coś wspominając, lub porównując. W myślach bowiem porównywał Lamię ze snu z oryginałem. Ku jego zaskoczeniu Lamia ze snu wydawała się tą samą Lamią, co w rzeczywistości, no... tyle, że tam była naga, a tutaj jej niemałe wdzięki zakrywało ubranie. Samuel dopiero teraz zdał sobie sprawę, że z Lamii, jak na tak młody wiek, jest całkiem atrakcyjna kobietka. Nadal jednak piętnaście lat dziewczyny, stanowiło pewną przeszkodę. No i kwestia podjętego zadania. No i tego, że mimo wszystko, jakoś nie chciało mu się jej uwodzić. W śnie mógł bać się Iriala, ale w rzeczywistości jej opiekun nie napędzał Samuleowi, aż takiego strachu. Po prostu, była za młoda, za niewinna... I były ciekawsze kobiety w okolicy. W końcu zaprzestał rozmyślań na ten temat, kwitując sprawę wzruszeniem ramion. Sen nie wydawał mu się snem proroczym. Nie był nim na pewno. Więc Samuel przestał się przejmować snem. A jeszcze mniej przejmował się słowami ich lidera.
- Tamta dwójka płaci za siebie – poinformował Irial. – Za kolację, śniadanie i nocleg.
Lestre sprawdził ciężar sakiewki i coś przeliczył w pamięci. Wreszcie rzekł.- W takim razie, jeśli będę miał płacić...to następnym razem sam wybiorę sobie pokój.
Spanie we wspólnej izbie było czymś, czego Samuel zdecydowanie wolał unikać. Nawet jeśli musiałby za to zapłacić z własnej kiesy. Niestety na takie za
Podczas gdy Irial przepytywał karczmarza, Lestre był niezwykle cichy. Wynikało to po części, z niewyspania, po części z koszmaru, po części... Samuel nie miał potrzeby ze zwierzania się z wczorajszych zdarzeń. A do tego wszak by doprowadziła wymiana zdań zapoczątkowana hasłem. „Jak wam się spało.”
Od czasu do czasu zerkał na Ruth posyłając jej łobuzerski uśmieszek. Czasem uśmiechnął się do Lamii, która czasem odpowiadała na ten uśmiech, własnym uśmiechem...czasem ignorowała.
Czasem też obdarzył ciepłym uśmiechem Emerahl, ale nie wychodził poza uśmiechy. Ona zaś poza kiwnięciem głową na przywitanie, nie reagowała na jego uśmiechy ...co jednak niespecjalnie martwiło Samuela.

Po śniadaniu był czas na sprawdzenie Burzy, czy klacz odpowiednio potraktowano w tej stajni. Stajenni, jak się okazało, znali się nie tylko na wściubianiu nosa tam, gdzie nie trzeba.
- Dobrze spałaś, towarzyszko. Tak, tak...wiem, trochę tam hałasowaliśmy.- wspomniał Samuel chichocząc cicho, na wspomnienie głośnych jęków Ruth. Nie znała ona umiaru i lubiła wyrażać swe zadowolenie.
Następnie był czas na zebranie się wraz z karawaną Johara i wyruszenie. Samuel zamierzał trzymać się blisko kupca, by z nim porozmawiać na różne tematy. Pomijając jednak ogólne rozmowy o Gormghiolli, o rodzinie kupca, o siostrze i szwagrze Samuela (nie wdając się jednak w szczegóły). Lestre jednak przede wszystkim, zamierzał go wypytać o Eslov. O karczmy jakie się tam znajdują, o ciekawe miejsca, osoby rządzące...i o różne plotki jakie krążą o tym mieście. A nuż takie rzeczy się przydadzą.
A Johar pewnikiem nie pierwszy raz tam zajeżdżał, więc miasto powinien znać dość dobrze.
Spojrzał, na pusty bukłak przy siodle...jego też wypadałoby napełnić miejscowym winom, tuż przed wyjazdem. Na słoneczny dzień, nie ma nic lepszego niż schłodzone wino, nieprawdaż?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-04-2010, 14:40   #57
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Szybki poczuł że robi się z niego idiotę. Ponieważ mijając implikacje z pieczeniem jedzenia za pomocą magi, można je było przyrządzić w tradycyjny sposób. A skoro w planach był od początku zakaz ognisk, trzeba było tak od razu. Przecież Irial sam go puścił na te polowanie! Czyżby nie wierzył że coś upoluje? Bzdura jednak tropiciel miał to w gruncie rzeczy w nosie. Nie zjedzą trudno, polowanie go odprężało. Co prawda był nauczony cenić pracę i gdy ktoś marnował "owoc" jego przedsięwzięcia był zły. Ale nie najęto go do narzekania.

Przez całą dalszą drogę Theron ograniczał się do tego do czego go zatrudniono. Jeździł to przed grupą to trochę za nią. Cały czas bacznie się rozglądając szukając "czegoś" co by przykuło jego uwagę, a mogło okazać się nawet zasadzką. Na szczęście dla nich póki co, psychoza podejrzliwości Therona okazała się błędna. Póki co nikt nie dybał na Lamię. A przynajmniej nie okazało się to być tuż za przysłowiowym pierwszym "rogiem".

Zdaje się że drugiego dnia, choć nie zwracał uwagi na upływ czasu dojechali do karczmy. Oddał konia do stajni. W środku poszedł do karczmarza. Oddał mu zająca w zamian za kilka groszy.Dorodny na gulasz się jeszcze nada powiedział karczmarz. Szkoda żeby się marnował- pomyślał. I sprzedaż łupu którego nie będzie mu dane zjeść, była jedynym wyjściem. Potem usiadł wraz z pozostałymi. Zastanawiał się jak dziwną osobę w ich oczach jest? Od początku podróży on do towarzyszy odzywał się sporadycznie. Oni natomiast mimo bycia o niebo bardziej społecznymi osobnikami niż on, jakoś nie pałali chęcią rozmowy. Szybkiemu było to na rękę. Po pierwsze, nie wiedział czy po tragicznych wydarzeniach z przed miesięcy będzie w stanie jeszcze zawierać przyjaźnie. Po drugie cóż.... w głowie nadal siedziała mu dziwna i niepokojąca myśl że ktoś z nich może zginąć, podczas tej pozornie łatwej misji. A on lepiej zniesie brak, kogoś kogo ledwo zna niż kogoś z kim łączy go więź.

Do ich stolika dosiadł się kupiec nie jaki Marmont. On chyba też wyczuł i zobaczył po Theronie że z kim jak z kim, ale z nim nie należy teraz rozmawiać.
Padło mnóstwo uprzejmości,pytań od taka sobie przyjemna rozmówka. Theron skrzywił się w momencie gdy Samuel rzucił by pojechali razem. Kretyn znowu on muszę przyznać że ma dar taktu- pomyślał ironicznie. Choć takie rozwiązanie miało i swoje plusy. W grupie wiadomo bezpieczniej i raźniej choć do niego te argumenty zapewne nie przemawiały. Theron zastanawiał się czemu jeszcze Emeralth nie próbowała na nim swoich sztuczek? Przecież by to wyczuł. A każdy mag,czarodziej czy inny magiczny pomiot, z pewnością jakieś znał i z pewnością ich nadużywał. Takie przynajmniej było jego wyobrażenie. Brak takowych zdarzeń a raczej brak odnotowania takowych, znacząco go uspokoiła. Albo potrafi bardzo niewiele albo jest powściągliwa. Skłaniał się ku pierwszemu. Ale żadna z możliwości nie niepokoiła go znacząco.

Potem przyszedł czas na spoczynek i upragniony sen. Który okazał się dość dziwny. Theron mianowicie okazał się być w nim Jeleniem, którego sam zresztą upolował na końcu? Cóż to mogło znaczyć? Że coś mu zagraża? Wzdrygnął się a może nie może jest odwrotnie.... Cholera no nie znam się na snach.... Mama mówiła że zawsze coś znaczą co oznacza ten? Theron podjął nietypową decyzje. Pogadam o tym z tą całą Emeralth może ona umie interpretować sny. Czaruje?- czaruje to może na coś się przyda... Zresztą Theron czuł ciężar samotności, powoli czuł że wariuje. Jakby był dwiema osobami, o sprzecznych charakterach w jednym ciele.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 13-04-2010 o 17:22.
Icarius jest offline  
Stary 14-04-2010, 22:57   #58
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Karczma pod Czeremchą - wszyscy

Śniadanie było dość smaczne, to znaczy jak na standardy przydrożnej karczmy. Jedni zjedli ze smakiem wycierając talerz do sucha kawałkiem chleba, inni ledwo zdołali przepchnąć je przez gardło, dziwiąc się przy tym serdecznie, dlaczego wszystko smakuje jak pomyje. A no tak… zespół dnia następnego.

Siedzący po drugiej stronie sali Johar Mormont skończył nieco wcześniej i wstał od stołu. Podszedł do karczmarza, wręczył mu sakiewkę, najwyraźniej płacąc za nocleg, po czym skierował się do drzwi. Na odchodne kiwnął znacząco do swych nowych towarzyszy podróży, po czym wyszedł z karczmy.

Niedługo potem Lamia skończyła jeść. Dziewczyna wyglądała na przygaszoną, ledwo skubnęła porcję jajecznicy ze skwarkami, przez cały czas nie odezwała się ani słowem, jedynie na uśmiechy Samuela reagowała ożywieniem choć i to nie zawsze.

Irial odłożył sztućce. Chwilę rozglądał się najwyraźniej na coś czekając. Wreszcie, gdy Emerah, Theron i Servin również skończyli, wstał od stołu i ruszył ku wyjściu. Reszta, z Lamią na czele podążyła za nim. Jedynie Ruth i Samuel zostali.

Karczma pod Czeremchą – Theron

Mężczyzna skończył jeść niemal ostatni. Gdy Irial poderwał się z miejsca, on również wstał. Co prawda Ruth i Samuel jeszcze nie skończyli, ale Theron chciał jeszcze przed wyjazdem zajrzeć do swojego konia. Nie było czasu czekać na spóźnialskich.

Szedł tuż za Lamią. Mijając kolejne stoliki obserwował ją bacznie. W jego głowie dalej kwitła myśl, że dziewczyna jest z niebezpieczeństwie, że ktoś z pewnością chce ją porwać i on musi temu zaradzić.

Przez cały czas, zarówno podczas posiłku, jak i teraz, zmierzając do wyjścia, mężczyzna utrzymywał swe ciało w pełnej gotowości. Wszystkimi zmysłami chłonął otoczenie starając się wyłapać wszystkie, nawet najdrobniejsze sygnały alarmowe.

I tym razem jego umysł nie zarejestrował niczego niepokojące. Ot, zwyczajnie rozmowy przy śniadaniu. Kobiety, pogoda, polityka i znów kobiety… Tylko jedna rzecz zwróciła jego uwagę. Gdy mijał ostatni stolik, stojący najbliżej wyjścia, usłyszał skrawek rozmowy.

- Czy to nie ON? – zagadnął pierwszy mężczyzna.
- Ale który, ten wysoki? – upewnił się drugi, a ostatecznie stwierdził. – Nieee… tamten nie miał brody.
- Ale ty głupi jesteś! Bo to facet sobie brody zapuścić nie może. Mówię ci, że to on.
- No nie wiem… zawsze możemy powiadomić…
- Cicho, idzie tu! – przerwał mu pierwszy.

Dalszej rozmowy Theron nie usłyszał. W sumie nie było takiej potrzeby. Ziarno niepokoju i tak już zostało zasiane.

Karczma pod Czeremchą – Ruth i Samuel

Kobieta kończyła właśnie pałaszować swój talerz, mężczyzna natomiast opróżniał kolejny kubek kompotu. Coś strasznie go dziś suszyło. Po kilku minutach oboje wstali od stołu i skierowali swe kroki do wyjścia, drogę zagrodził im jednak karczmarz. Oczy miał przymrużone, a spojrzenie surowe.

- Hola, hola – powiedział głośno zatrzymując ich gestem. – Wasz rachunek jeszcze nie zapłacony. Dwadzieścia srebrników – dodał wyciągając przed siebie otwartą dłoń.

Ruth spojrzała na Samuela, Samuel spojrzał na Ruth. Jak widać Irial nie był gołosłowny. Mężczyzna westchnął ciężko, po czym sięgnął do sakiewki. To on wyszedł z inicjatywą, więc najwyraźniej poczuł się do odpowiedzialności. Uiściwszy należność, opuścili budynek. W drzwiach minęli się z Emerahl, która po coś wracała do karczmy.

przed Karczmą pod Czeremhą – reszta kompanii, w tym samym czasie.

Na środku niewielkiego skweru stał wóz, koni przy nim nie było. Był za to niezwykle wkurzony właściciel w osobie samego Johara Mormonta. Mężczyzna wrzeszczał na stajennych, wskazywał przy tym na wóz, najprawdopodobniej zatem dziwił się, dlaczego jego konie nie zostały jeszcze zaprzężone.


Jeden ze stajennych, wyższy i bardziej pryszczaty, ze spuszczoną głową przytakiwał karcącym słowom, ze skruszoną miną coś chyba starał się tłumaczyć, ale jedyne co zdołał wskórać, to jeszcze większe oburzenie niezadowolonego klienta.

Ostatecznie skończyło się na tym, że Johar w kilku dobitnych słowach zwymyślał służących od najgorszych, po czym ciskając z oczu gromy, machnął na nich ręką i odszedł, chcąc najwyraźniej ochłonąć.

Podczas gdy Johar, ku uciesze zgromadzonych, obsztorcowywał stajennych, Irial odciągnął Emerahl na bok. Przez chwilę coś do siebie szeptali. Po wszystkim mężczyzna dołączył do swej podopiecznej, kobieta natomiast wróciła do karczmy. W drzwiach minęła się z Ruth i Samuelem.

Mormont podszedł do swych nowych towarzyszy podróży. Stanął przed Irialem, podał mu rękę na przywitanie, to samo uczynił w stosunku do pozostałych mężczyzn. Ruth i Lamii skłonił się, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

- Obiboki – mruknął gestem głowy wskazując na uwijających się przy jego wozie służących. – Myślą, że płaci im się za nic.
-Nie tylko oni – odparł Irial przez chwilę zerkając w stronę Samuela i Ruth.
-No cóż… ale myślę, że powinni się z zaprzęganiem uporać niedługo. Wtedy będę gotowy do drogi. A wy jak tam?
- Czekamy tylko na Emerahl i możemy ruszać – odparł Irial beznamiętnie.

Johar pokiwał głową z zadowoleniem. Chwilę później podeszło do niego dwóch młodych mężczyzn, obaj mieli około 20 lat. Johar dostrzegł ich dopiero po chwili.


- No co tam chłopcy, wszystko załatwione? – zapytał kupiec przyglądając im się uważnie.
- Tak, panie Mormont – powiedział ten bardziej pyzaty, blond włosy.
- Worki sprawdzone, wiadomości wysłane – dorzucił ten drugi, o ciemnej czuprynie. – Czekamy tylko na wóz i możemy jechać.
- A propos wozu – mruknął Johar – Który z was miał rano dopilnować, żeby konie były na czas zaprzężone?! – Młodzieńcy milczeli, a ich miny wskazywały na to, że jest to pytanie z gatunku tych niewygodnych. – I gdzie się podziewa Finnen?! – Również i to pytanie nie doczekało się odpowiedzi - Przecież wyraźnie mówiłem, że macie się nigdzie nie włóczyć po nocach, bo chcę rano jak najwcześniej wyjechać. Mój czas to pieniądz! Wasz zresztą też! – Pachołkowie w dalszym ciągu milczeli. – Skaranie boskie z tym chłopakiem! – syknął ostatecznie Mormont i spojrzał na Iriala i jego towarzyszy.

-To moi, tfu, pomocnicy – powiedział lekko rozzłoszczony – Osgar i Brocc – dodał wskazując kolejno na blondyna i bruneta. Obaj bez słowa skinęli na przywitanie. Następnie Mormont zwrócił się do pachołków – A wy co tak stoicie?! Ruszać się, szukać mi tego nieroba. Przecież nie płacę wam za bezczynne stanie!

Nim dwaj pomocnicy zdołali się zabrać za szukanie swego trzeciego kompana, ten wyłonił się zza ściany budynku. Szedł spokojnie, delikatnie się uśmiechając. Młodzieniec przystanął przed swym chlebodawcom, nonszalancko przeczesał palcami grzywkę, po czym odezwał się:

-Spokojnie, panie Mormont. Już jestem. Miałem jeszcze coś do załatwienia z karczmarzem. Wóz zaraz będzie gotowy, nie ma się co denerwować.


Czerwony ślad na szyi młodzieńca świadczył o tym, że faktycznie miał coś jeszcze do załatwienia, ale raczej nie z karczmarzem, prędzej z karczmareczką.

- Nie pouczaj mnie, smarkaczu! – warknął Johar. – Za prawdę, chyba nawet sam Wielki Forseti nie wie, dlaczego jeszcze cię nie wywaliłem na zbitą mordę!
- Bo jak nikt potrafię załatwić różne sprawy – odparł chłopak szczerząc zęby w uśmiechu. Chyba doskonale wiedział, na co sobie może pozwolić.
- Dobra, dla własnego dobra zejdź mi z oczu. I pogoń tych tam, żeby się nie obijali i zaprzęgali te konie.
- Już się robi, panie Mormont – rzucił Finnen, po czym poszedł do stajennych.

Niebawem wierzchowce zostały wyprowadzone ze stajni, juki już były przytroczone do siodeł, konie Johara zostały wreszcie zaprzężone do wozu. Ostatecznie nawet Emerahl wyłoniła się w wnętrza karczmy, choć jej wizyta tam powoli zaczynała się przedłużać. Byli gotowi do drogi.

W drodze – wszyscy

Kolejny dzień podróży. Jechali rozciągniętą kolumną, jedni milczący, inni pogrążeni w rozmowie. Na przedzie jechał Servin. Droga była prosta aż po horyzont, nie było więc groźby, że pomyli drogi. Młodzieniec jakoś nie miał ochoty na rozmowy. Poza tym był niemiłosiernie zmęczony, a nie chciał, by inni widzieli, że przysypia. Będąc na przedzie spokojnie mógł drzemać. Tym bardziej, że Narwaniec, mimo niespokojnej natury, był nauczony jechać ze śpiącym jeźdźcem na grzbiecie. Już nie raz, gdy zlecenie było pilne podróżowali właśnie w ten sposób.

Kilka metrów za Serviem, bok w bok jechały Emerahl i Ruth. Samuel początkowo im towarzyszył, później jednak zwolnił, by zrównać się z wozem Mormonta. Chciał porozmawiać trochę z mężczyzną.

Za kobietami jechała Lamia, tuż za nią Irial. Dziewczyna w dalszym ciągu była jakaś nie w sosie. Może była jedną z tych, którym Melia poskąpiła tej nocy łaski spokojnego snu. Nie wykluczone też, że dziewczyna uświadomiła wreszcie sobie, że większość jej towarzystwa mogłaby być jej rodzicami, lub przynajmniej dużo starszym rodzeństwem, w związku z czym szanse na rozmowę w temacie, który mógłby ją zainteresować, były drastycznie małe.


Lamia przez całą drogę rzadko się odzywała. W ogóle była jakoś mało aktywna, czasem tylko zerkała za siebie. Nie wykluczone, że powoli zaczynała się w niej budzić tęsknota za domem.

Na końcu kolumny toczył się powoli wóz Johara Mormonta. Równolegle z nim stępował koń Samuela. Na koźle, powożąc siedział sam Johar, z tyłu za nim, wśród worków ze zbożem siedział Osgar, natomiast Brocc i Finnen jechali na grzbietach kucy tuż za zaprzęgiem.

Kolumnę zamykał Theron. Mężczyzna swoim zwyczajem to zostawał w tyle, to wyprzedzał karawanę. Krążył w koło, nasłuchiwał, czatował na najmniejsze oznaki zagrożenia. Ale zagrożenie, jak na złość, pokazać się nie chciało.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 15-04-2010 o 22:46.
echidna jest offline  
Stary 20-04-2010, 15:00   #59
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ledwo, co ułożył się, jako tako a już musieli wstawać. Z wrogością w oczach popatrzył na wstających od stołu. Chcąc podróżować dalej również musiał wstać. Z problemami podniósł się z miejsca i poczłapał za resztą. Przez całą drogę do wyjścia szurał nogami po podłodze podnosząc je tylko od czasu do czasu. Gdyby nie to, że towarzyszył mu Narwaniec nie wyobrażałby sobie jazdy tego dnia. Samo trzymanie oczu otwartych sprawiało mu znaczne trudności i wymagało nakładu sił.
Pierwszym doznaniem po opuszczeniu karczmy było lekkie oślepienie. Słońce, pomimo, że nie wznosiło się jeszcze wysoko na nieboskłonie, dawało się swymi promieniami we znaki. Młodzieniec bezgłośnie wysłał pod jego adresem kilka przekleństw, których nie wypadało wypowiadać na głos, nie tylko w towarzystwie Lamii, lecz w jakimkolwiek innym towarzystwie.
Wyjście na świeże powietrze lekko go rozbudziło. Do pełnej sprawności trochę mu brakowało, aczkolwiek nie musiał się już wysilać by powstrzymać powieki od opadnięcia. Kolejnym ciosem dla młodzieńca, a konkretnie dla jego uszu, były krzyki Johara. Co prawda dnia poprzedniego Sevrin nie wypił tyle by teraz mieć kaca, lecz cisza była mu niezbędna do funkcjonowania. Kupiec, wydzierając się na stajennych, skutecznie tą ciszę niszczył. Sevrin nie zdając sobie z tego sprawy obdarzył go przepełnionym nienawiścią spojrzeniem. Gdyby podróżował sam, z całą pewnością w tej chwili szukałby czegoś przypominającego obuch by zdrowo przydzwonić Mormontowi między uszy. Jednak w obecnej sytuacji takie zachowanie mogłoby sprowadzić na nich niepotrzebne kłopoty. Ach… szkoda, że nie był sam. Wtedy nie powstrzymywałby się od wprowadzenia swoich planów w życie. Teraz stał jednak zrezygnowany modląc się by ruszyli jak najszybciej. Na razie nic nie wskazywało na to by jego modlitwy się spełniły.

xxxxxxxxxx

Johar wyciągną do niego rękę na przywitanie. Dziwne spojrzenie na kupca, chwilowe wahanie, wymuszone uciśnięcie dłoni i wypowiedziane słowo:
- Witam.
Więcej mówić nie zamierzał. Słuchać z resztą też nie miał zamiaru. I miał nadzieję, że wybitnie dał o tym znać Joharowi. Widać kupiec zrozumiał przekaz gdyż zostawił młodzieńca w spokoju i poszedł się witać z resztą kompanii.
Ten człowiek wkurza mnie bardziej niż Emerahl.”
Myśli zaczęły napływać do zaspanego umysłu młodzieńca.
Czy przez moje zmęczenie on tak mnie irytuje?”
Pytanie przez dłuższy czas pobrzmiewało w myślach Sevrina. Długo tam jednak nie pozostało. Kolejne głośne słowa kupca wytrąciły młodzieńca z toku myślenia.
Złapał się na tym, że zaczął współczuć pracownikom Johara. Jednak gdyby sam był na jego miejscu potraktowałby ich podobnie. W końcu za coś im się płaci. I tym czymś raczej nie jest obijanie się.

xxxxxxxxxx

Konie zostały przyprowadzone. Sevrin odebrał Narwańca od stajennego. Koń najpierw obdarzył prychnięciem stajennego, później młodzieńca a na koniec Samuela i Ruth. O ile powody dwóch pierwszych prychnięć były dla mężczyzny jasne, o tyle wymyślenie powodu ostatniego zajęło mu trochę czasu.
- Czyżby ktoś nie pozwolił ci odpocząć? - Sevrin poklepał swego wierzchowca po boku.
- Widzę, że nie tylko ja miałem ciężką noc.
Narwaniec prychnął powtórnie. Młodzieniec zaczął go pieszczotliwie drapać za uchem.
- Oj wiem, że nie lubisz stajni. Jednak nie miałbym dzisiaj czasu by szukać cię po okolicy.
Pieszczochy zostały przerwane. Mężczyzna zajął się sprawdzaniem, czy cały ekwipunek w jukach i przy siodle był tam, gdzie być powinien. Narwaniec uderzył go lekko łbem w bok. Domagał się kontynuowania pieszczot.
- Odkąd to lubisz bym cię drapał? Jakoś nie przypominam sobie byś wcześniej się o to upominał.
Koń znów uderzył Sevrina w ramię. Tym razem mocniej.
- No już dobrze. Nie bądź taki narwany. Jeszcze tylko sprawdzę zaczepy i zajmę się tobą.
Najemnik sprawdził wszystkie zaczepy upewniając się, że w najbliższym czasie nie popuszczą. Poprawił te, które tego wymagały. W końcu zajął się Narwańcem. Koń zdawał się zachwycony z tego powodu.
Pojawienie Emerahl oznaczało, że za chwilę wyruszą. Sevrin nałożył na siebie swój płaszcz, na dłonie założył rękawiczki leżące do tej pory spokojnie w torbie i wsiadł na wierzchowca. Mogli ruszać.

xxxxxxxxxx

Zwyczajowe miejsce na końcu kolumny zamienił na miejsce na samym jej przedzie. Jechał na tyle z przodu, że do jego uszu docierały tylko, co głośniej wypowiadane słowa. Z kapturem założonym na głowę spokojnie mógł drzemać unikając wzroku towarzyszy. Tak też z resztą robił.
Narwaniec szedł dość spokojnie. Był przyzwyczajony, że jego pan czasami musiał spać w drodze. Lekkie kołysanie, jakie towarzyszyło każdemu jego krokowi dodatkowo usypiało jeźdźca.
W umyśle Sevrina, za każdym razem gdy zamykał oczy pojawiało się miękkie łóżko. Pachnąca pościel zapraszała go w swoje objęcia. Już, już ulegał kuszeniu, gdy lekko przechylał się w siodle. Sen znikał równie szybko jak się pojawiał, a młodzieniec gwałtownie prostował się i otwierał oczy.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 21-04-2010, 17:55   #60
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Irial, miast pogonić wszystkich, by szybciej szykowali się do drogi, podszedł do Emerahl.

- Mam do ciebie prośbę - powiedział cicho. - Czy jak skończymy, mogłabyś wypytać karczmarza o naszego nowego towarzysza podróży? Jeśli Johan jest kupcem, to z pewnością nieraz tędy jeździł i karczmarz go zna... Wolałbym się upewnić, skoro mamy jechać dalej razem.
- Oczywiście
- powiedziała Emerahl. - Wszak powinniśmy sobie pomagać, a nie przeszkadzać, prawda?
- Dziękuję ci bardzo
- odparł Irial.

***

- Obiboki – mruknął Johar, który po chwili prawienia kazania służącym podszedł do 'pielgrzymów'. – Myślą, że płaci im się za nic.
- Każdy ma jakieś wady – odparł Irial przez chwilę zerkając w stronę Samuela i Ruth.
- No cóż… ale myślę, że powinni się z zaprzęganiem uporać niedługo. Wtedy będę gotowy do drogi. A wy jak tam?
- Czekamy tylko na Emerahl i możemy ruszać – odparł Irial beznamiętnie.

***

Czekając na powrót Emerahl można było załatwić jeszcze jedną sprawę...
Irial podszedł do Samuela.

- Zdaje się, że powinniśmy poważnie ze sobą porozmawiać - powiedział cicho. - Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale nie jedziesz z nami dla swojej przyjemności. Spędzać upojne chwile z panienkami możesz sobie poza godzinami pracy. Nie mam nic przeciwko temu. Niestety według umowy jesteś zatrudniony przez całą dobę, bowiem twoim zadaniem jest pilnować, by Lamii nic się nie stało. Jeśli cię nie ma, to znaczy, że nie wypełniasz swoich obowiązków. Nie robisz tego, za co ci płacą.
- Znaczy, jeśli mnie nie ma....gdzie?
- spytał retorycznie Samuel. Spojrzał na Iriala. - Jeśli nie sypiam we wspólnym pokoiku? Jak niby mam pilnować Lamii, skoro ona znajduje się w innym pokoju niż ja?
Machnął dłonią dodając z irytacją dodając. - Nie mam pojęcia jakie masz wyobrażenie o całej tej wyprawie. Ale twoja wizja kuleje i to bardzo... W nocy Lamia była z Emerahl. Jeśli czarodziejka grzebiąca w umysłach nie jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa. To tym bardziej grupka mężczyzn śpiąca w pokoju obok nie będzie. Nie wywiązuję się ze swych zdań? To ja zaproponowałem dyskretne pilnowanie drzwi do ich pokoju...Dyskretne...Ale ty ten pomysł odrzuciłeś. Zwracam większą uwagę na dziewczynkę, niż większość z zatrudnionej ochrony, łącznie z tobą.
Potarł dłonią czoło.
- Wywiązuję się z moich obowiązków, ale do tych obowiązków nie zaliczam dotrzymywania ci towarzystwa we wspólnej sypialni. Nie zamierzam suponować co byś powinien zrobić, ale...sugeruję byś pomyślał nad tym, jak ta cała ochrona ma wyglądać. Siedzenie kupą dookoła Lamii, będzie podejrzane. Ale dobrym pomysłem byłoby, gdyby podzielić pomiędzy członków naszej grupki czas Lamii, tak by każdy się nią zajmował. - Spojrzał wprost w oczy Iriala.- Bo jak na razie większą uwagę przywiązujesz trzymaniu w cieniu całej grupki, co w przypadku pielgrzymów jest wielce podejrzane.
- Nie odpowiadają ci godziny pracy, czy towarzystwo?
- spytał Irial. Nie skomentował bezsensownych słów Samuela na temat trzymania grupki 'w cieniu'. Nie miał pojęcia, skąd tamten bierze takie głupie pomysły. Trzymając się najważniejszego tematu mówił dalej:
- Dla ciebie pilnowanie Lamii polega na znikaniu nie wiadomo gdzie i zabawach z panienką przez całą noc?
- Wiesz? Spodziewałem się bardziej konstruktywnej odpowiedzi, niż dziecinnych uszczypliwości
- mruknął Samuel, wzruszył ramionami dodając. - Nie odpowiada mi twój brak konkretnej wizji, jak to pilnowanie ma wyglądać. Jak już wspomniałem, spanie kupą ludzi w drugim pokoju niewiele ma pilnowaniem Lamii wspólnego.

To było co najmniej zabawne. Samuel nie odróżniał 'być w pobliżu' od 'być nie wiadomo gdzie'.

- Cicho, Villain - Irial uciszył kruka, który chciał wtrącić swoje trzy grosze.
- Przykro mi bardzo to słyszeć - odpowiedział Samuelowi - ale ponieważ nie możesz spać ani z Lamią, ani pod jej drzwiami to innego wyjścia raczej nie ma. Nie może być tak, że sobie bierzesz wolne kiedy przyjdzie ci na to ochota.
- Jaki wolny dzień? Jeśli ja brałem wolny dzień to w takim razie brałeś go i ty i wszyscy poza Emerahl
- odparł w irytacji Samuel, potarł czoło i dodając spokojniejszym tonem. - Czy możesz jasno określić, jak według ciebie ta całodobowa ochrona ma wyglądać?

Chyba trzeba było wyjaśnić Samuelowi, co to znaczy 'jestem', a co to znaczy 'nie ma mnie'. Aż dziw, że dorosły człowiek nie widział różnicy.

- W przeciwieństwie do ciebie i Ruth wszyscy byli w pobliżu, ale oczywiście ty nie chcesz tego zauważyć. Zaś całodobowa ochrona ma wyglądać tak, że w ciągu dnia Lamia jest w towarzystwie jednej czy więcej osób - w zależności od okoliczności, natomiast w nocy chcę mieć wszystkich pod ręką.
- Masz jakieś ciekawe pomysły
- mówił dalej Irial - to możesz się podzielić nimi ale nie gwarantuję, że z nich skorzystam.
- Jednym słowem, jak wdepniemy w pułapkę lub zasadzkę to wszyscy razem
- uśmiech Samuela przybrał ironiczny wyraz. - I nie będzie kto miał nam przyjść z odsieczą. Wspaniała strategia wodzu.
Wzruszył ramionami.
- Taaak...wszyscy byli w pobliżu. Co nie znaczy, że zauważyliby, gdyby się Lamia wymknęła, bądź by ją uprowadzono.
Klepnął Iriala po ramieniu dodając. - Twoja wyprawa, twoja sprawa, twoja odpowiedzialność. Jak chcesz mieć stado baranów pod sobą... cóż... ty płacisz, za nasze wyżywienie i nam. I ty zapłacisz zapewne, jak ten twój planik się sypnie. Ale jeśli ci zależy, mogę spędzać noc z tobą w pokoiku.
Po czym dodał. - A co do rad. Nic tak nie zwraca uwagi, jak podejrzane zachowanie. Jeśli nikt nas nie ściga, to nie ma co kryć się po kątach? Spójrz na wczoraj. Ile się Johar dowiedział? Ledwo dwóch trzech naszych przykrywek, a mógłby mniej, gdybyś przykrywkę Lamii zachował dla siebie. Większość ludzi na szlaku jest takich....bardziej towarzyskich niż dociekliwych.

Wyrażenie zgody na to, by ktoś dosiadł się do stołu tudzież prowadzenie z tym kimś rozmowy Samuel uznał za krycie się po kątach... Ciekawe... Czyżby należał do ludzi, którzy mają oczy zamknięte na fakty i żyją tym, co im się wydaje? Ale na razie nie chciał wnikać w takie szczegóły.

- Dość trudno mi uwierzyć w to - odparł Irial - że te radosne igraszki w sianie były spowodowane chęcią stworzenia żelaznej rezerwy, która miała nas wydobyć z tarapatów w razie ich wystąpienia. Takich głupot mi nie opowiadaj. Poza tym, jak sam powiedziałeś, w kupie raźniej, więc może przeżyjesz ten wspólny pokój w gospodzie. W polu będziesz spać pod innym krzaczkiem.

Byle nie w takiej odległości, że nie usłyszysz jak nas ktoś napadnie - dodał w myślach.

- Twoje zadanie polega między innymi na tym, żeby być w pobliżu, gdyby kłopoty się pojawiły. Uważasz, że twoja obecność jest niepotrzebna, bo jest Emerahl? Przekażę jej twoją wysoką o niej opinię.
- Zdaje się, Samuelu, że za bardzo się przyzwyczaiłeś do pracy na własną rękę i towarzystwo zwykłych ludzi jest ci nie w smak, ale jak sam powiedziałeś, jest to moja wyprawa. Ja płacę, ja wydaję polecenia. A wszelkie poświęcenia możesz sobie odbić w drodze powrotnej.
- Na koniec parę słów na temat zaproszenie Johara, by nam towarzyszył w drodze. Zdaje się, że nie powiedziałem jeszcze ani słowa na ten temat. Nie musisz się zatem usprawiedliwiać, bo wygląda to co najmniej dziwnie.


Lestre machnął tylko ręką w geście rezygnacji, dając tym samym spokój dalszej rozmowie.

Irial pokręcił głową.
Jak na razie wyglądało na to, że Samuel jest osobą z którą trudno się będzie porozumieć. Pewnie był indywidualistą, nie przyzwyczajonym do tego, by być fragmentem większej całości. Niekiedy własna inicjatywa była czymś pożytecznym, ale zdarzało się, ze działanie na własną rękę szkodziło reszcie grupy. Przedkładanie własnych przyjemności nad obowiązek - również.

***

Emerahl wyszła w końcu z gospody i podeszła do Iriala.

- Irialu - szepnęła. - Wiem już co nieco. Nie ma tego wiele, a i żadnych rewelacji się wśród tego nie znajdzie. Mormont prowadzi czasem interesy tutaj w okolicy i zatrzymuje się wtedy w tej gospodzie. Można go zatem nazwać okresowym stałym klientem. Zawsze podróżuje z jakimiś pachołkami, którzy pomagają mu z towarem.

Widząc, że Irial nie jest zaskoczony pozyskanymi informacjami i, że najpewniej liczył na coś więcej, Emerahl dodała po chwili:

- Ponadto sam kupiec uważa cię za osobę spiętą i sztywną, ale mimo wszystko wydajesz mu się przyzwoitym człowiekiem - Emerahl zaśmiała się widząc zdziwienie na twarzy towarzysza. - Nie martw się... lepiej tak niż gdyby miał cię uważać za gbura tak jak Therona albo Servina, albo żeby podziwiał twój tyłek, jak w przypadku Ruth - wyszczerzyła się czarownica. - Lamię uważa za urocze dziecko i generalnie chyba kupił bajeczkę o celu naszej podróży, więc dopilnuj żeby nikt się nie wygadał. Sama też będę starała się 'przypominać' o tej sprawie tym z co bardziej rozwiązłym językiem - dodała zerkając wymownie na Samuela.

Irial spojrzał na Emerahl z pewnym zaskoczeniem i uznaniem równocześnie.
- Jesteś nieocenionym współpracownikiem. Współpracowniczką - poprawił z cieniem uśmiechu. - Jeszcze raz ci dziękuję.


Gdy tylko wszyscy znaleźli się w siodłach - ruszyli.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172