Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2011, 11:14   #111
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Miłka&Balrick

- Chciał abyśmy wyjaśnili sobie wszystko zanim… zanim zabijemy smoka. Chyba nie chowacie do mnie urazy prawda? - Mina Nasturcji prezentowała się nader niewinnie. Babcia miała ochotę zdjąć jej majtki i wyłajać gołą dupę wierzbowymi rózgami.

- A mamy powody aby żywić urazę? - zapytała wiedźma pozornie obojętnym tonem. Dla podkreślenia jak lekceważąco traktuje tą pogawędkę zaczęła dłubać paluchem w nosie. - Jesteś moją córką. Nawet jeśli również żądną władzy zdradziecką żmiją to jednak nie chcę cię skrzywdzić. Mów, gdzie jest Sara.

- Sara jest w dobrych rękach. Marcus zaopiekował się nią. Należy ją przygotować do rytuału. - Nasturcja zaczęła krążyć wokół zebranych nie odrywając od nich wzroku. - Wypełniliście swoją część z obeliskiem. Możecie teraz nam pozwolić zająć się resztą.

Babcię zaniepokoił brak Chłystka i sympatycznego przygłupa z wieży. Nie rozglądała się ale sondowała otoczenie. Iluzja stworzona przez córunię była przeznaczona tylko dla nich. Cóż za wyjątkowe traktowanie. Królewskie niemal fory...

- Naszą część z obeliskiem? Nie wiedziałam, że jest jakaś “nasza część” - głos babci wydawał się cały czas opanowany, żeby nie rzec znudzony. - Chłopak jest nasz. Nawet się go nie waż tknąć. Chyba, że ci zależy żebyśmy przestali się lubić.

- Wasz? - zaśmiała się. - Mówimy tutaj o n-a-s-z-y-m królu. Na razie jest co prawda niedysponowany, ale niedługo to się zmieni. Nie wiemy nawet gdzie jest w tym momencie. Zgubiłam go, a moje zaklęcia na niego nie działają. Ale nie martw się matko, na pewno Marcus go odnajdzie. Wiedziałaś, że byli kiedyś przyjaciółmi?

- O naszym królu? Chcesz powiedzieć, że ten zagubiony chłopczyk z wieży to mości Edward, monarcha Ann? Aaaaaa - stara uśmiechnęła się przebiegle. - A raczej jego kopia z tego wymiaru? W taki więc sposób chcecie oszukać przeznaczenie? Wymienić życie jednego na drugiego?

- Ten chłopczyk jak go nazywasz, jest nieprzerwanie królem Ann od kilkuset lat. Jest pierwszym władcą, który zapoczątkował obecną dynastie. Stał się kimś więcej niż zwykłym człowiekiem. Stał się istotą podobną bogom. Każdy jego potomek to jedynie naczynie. Życie za życie… tak niestety musi być, choć nie zamierzamy ruszać Edwarda. Kilkanaście lat temu rzeczywiście rzucono na niego klątwę. Kondycja monarchy ma bezpośrednie odbicie w sytuacji państwa. Jego śmierć oznacza chaos, a może i koniec całego Ann. Na to nie może Marcus pozwolić.

- Od kiedy zaczęłaś łykać takie ideaologiczne gówno, córciu? - wiedźma cmoknęła pozornie przejęta. - Jego śmierć oznacza koniec? Zabawne. To tylko człowiek. Ludzie rodzą się i umierają, taka jest kolei naturalnego porządku. Myślę, że świat poradziłby sobie ze stratą jednego króla. Dlaczego to robisz? Miałaś wszystko. Władzę, moc, pozycję, rodzinkę, która dobrze ci życzyła... Jesteś aż tak nienasycona żeby dać się ryćkać w dupę Marcusowi za czcze obietnice? Nie tak cię wychowałam... - westchnęła i usiadła na kamieniu wspierając się na ramieniu Balricka. Pierwszy raz odkąd wyruszyli w podróż Miłka wydawała się prawdziwie stara. Stara i zmęczona. - Co to ma być za rytuał? Jakich ingridiencji potrzebujecie i jaki koszt ze sobą będzie niósł. I nie mydl mi oczu, wiem, że potężne czary wymagają poważnej ofiary. Gdzie jest Marcus? Co zrobiliście z Cromem? I czy namierzyliście już smoka?

- Nie za dużo tych pytań matulu? Wyłożyłam ci suche fakty. Możesz je zaakceptować lub nie. Jeśli zaś chodzi o rytuał to będzie wymagał najwyższej ceny. Życia drugiej osoby, lecz dusza duszy nierówna. Najcenniejsza krew należy wszakże do członka rodziny. Wiemy gdzie jest smok. Wszystko jest gotowe do wielkiego przedstawienia. – cień smutku pojawił się na jej obliczu. – Miałam wszystko, to prawda, ale pozostała mi jeszcze jedna zagadka do rozwikłania. Tajemnica nieśmiertelności. Nie chciałabyś żyć wiecznie matko? Poznam ten sekret a wtedy nikt, nawet Marcus nie będzie w stanie ze mną się równać. Stanę się najpotężniejszą wiedźmą w całej historii. Czy nie jest to warte ceny jaką zapłaciłam?

Balric nie odzywał się początkowo, słuchając słów obu wiedźm. Zawsze szanował matkę, na ile wojownik może poważać kobietę. Babka wypytywała o szczegóły a on przyglądał się Nasturcji. Coś mu nie grało w tym wszystkim. Nagle wśród tej pieprzonej zadymki, znowu pogubili kompanów. Mamusia zaś spojrzała na niego tak, że aż poczuł to w okolicy rozporka. Znowu jakaś gra? Babka usiadła ciężko, a on spytał w końcu.
- Życie i ofiara, która ma być złożona to Sara? A ty będąc wiedźmą uczestniczysz w przedłużaniu życia króla, który tępi twoje koleżanki po fachu i nie przeszkadza ci to? Jesteś z nim od samego początku, nawet wtedy jak “otwierał bramę” zabijając kolejne wiedźmy?*


- Synuś nie pierdol mi tu o moralności. Akurat ty nie masz prawa mnie osądzać. Sam jakoś zabijasz „kolegów” po fachu i jesteś w tym najlepszy nie?! – podniosła głos. - Tak, zdradziłam własną kastę i jestem gotowa zapłacić za to najwyższą cenę. Nie, nie żałuję tego. A dziewczyna niestety musi zostać poświęcona.

- Dobra Nasturcjo, skończmy pierdolenie. To faktycznie nie ma sensu. - babcia przyjęła jęczący ton i sparodiowałą rozmowę wyciągając przed siebie dwie pomarszczone dłonie i ruszając to jedną, to drugą niby w teatrze kukiełek. - Jak możesz wiedźmy zbijać córuniu? Ano wiem, żem się nie ładnie zachowała ale nieśmiertelność mi się marzy. Me serce krwawi na myśl o twej zdradzie. - ręce opadły wzdłuż tułowia a gęba babci wykrzywiła się w grymasie dziecięcego znudzenia. - Bla, bla, bla... Moglibyśmy tak długo ale jak na tej pogawędce jeszcze trochę nam zejdzie to ze starości zdążę kopyta wyciągnąć. Chcesz zabić smoka w pierwszej kolejności. Możemy was w tej walce wspomóc. W zamian za ingridiencje z bestii i powrót do domu.

- Umowa stoi. Oprócz jego serca nic więcej nam nie potrzeba. Powrót tez macie zapewniony.

- Wobec tego prowadź -
warknęła stara. - I do cholery zbierz naszą zgraję do kupy. Dałaś przedstawienie, wybacz, ale braw nie otrzymasz. Twoja łzawa opowieść o pogoni za nieśmiertelnością znudziła niezmiernie, aż mi się oczy lepią. Sprzedć się jak kurwa żeby żyć wiecznie? Pomnij kiedyś słowa starej matki... "A co jeśli rozwiązania szukałam nie w tym ogródku?". Eeeehhh - babcia zwawo podniosła się na nogi. Wszelkie ślady apatii wywietrzały z jej twarzy i została jedynie zwyczajowa starcza szpetota. - Dawać tego smoka bo skapciałam przez to gadanie z tobą. Nie jesteś już moją córką, słyszysz? Dość cię mam, ty zdradziecki bachorze. Jeszcze pożałujesz tej decyzji... Ale wtedy nie wracaj do matki na kolanach. Już żeś skreślona z naszego życia.

Miłka odwróciła głowę by nie patrzeć na Nasturcję. Prawda była taka, że serce jej się krajało. Barbarzyńca mógł dostrzec, że oczy jej napuchły i wezbrały wilgocią. W życiu jeszcze nie widział babki tak zdruzgotanej.
 
liliel jest offline  
Stary 04-09-2011, 08:29   #112
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Uno, Cykor

Przewodniczka zaprowadziła ich do największego namiotu, który dawał minimalną ochronę przed wiatrem i kurzem. W środku siedziało lub leżało z dwudziestu ludzi. Wszyscy byli okręceni ubraniami niczym mumie. Jedynie oczy były odsłonięte. Od razu dało zauważyć się w nich rezygnację, a może i początki rozpaczy. Nikt nie zwrócił na przybyłych uwagi. Grobową ciszę przerywały pojedyncze pomruki. Jedynie jakiś młody człowiek, na pierwsze oko zwyczajny amator, który dawno powinien zginąć, paplał za wszystkich.

- Ja pierdole, nie ważne co jem czy piję…
– mówił z pełnymi ustami bliżej nieokreślonej strawy. Bardzo długo przeżuwał krzywiąc się przy tym bez przerwy. – Czuje tylko smak ziemi. Co ja kurwa dżdżownica jestem? Mówię wam, pierdolmy tą robotę. Wróćmy do pierwszego obozu, odpocznijmy i przekonajmy tą starą pierdoł żeby zabrał nas do domu. Co chłopaki?

Chłopaki nie odpowiedzieli. W zasadzie trudno było wskazać jakąkolwiek osobę, która słuchała marudy.

- Posiłki przyszły. – zawołała przewodniczka, ściągając na przybyłych zainteresowanie wymęczonej grupki. Niektórzy podnieśli się z miejsc na widok wielkoluda, sierżant Wąsik – jego przyjaciel – nawet zasalutował z entuzjazmem, a następnie podbiegł do niego.

- Niech będzie pobłogosławiona miłościwa panienka za to, że uchroniła cię od śmierci przyjacielu. – zawołał obejmując Cykora. – Z tobą na pewno uda nam się w końcu dorwać tą piekielną bestię. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Usiądźcie i opowiadajcie gdzie się podziewaliście. Myśleliśmy, że zostaliście zabici w bitwie z hordą mutantów.

Usadził ich pośrodku najemników. Wręczył bukłak wina, które rzeczywiście miało mulisty posmak.

- Zaczynając od początku… - rozpoczął opowieść Uno, ale najemnicy nagle dali mu znak, żeby zamilkł. Nasłuchiwali, a na ich twarzach odmalowało się przerażenie. Burza nie tyle umilkła zupełnie co straciła na sile. Czas niemalże zatrzymał się w namiocie. Maruda rzucił się na ziemie zakrywając się tarczą. Ktoś padł na kolana czyniąc znak Najświętszej Panienki w powietrzu. Oczy sierżanta Wąsika wyrażały jedną krótką myśl: „są martwi.”

- Na ziemie! – ktoś wreszcie krzyknął.

Wnętrze namiotu eksplodowało.

Miłka, Balric, Castelar

Podążali za Nasturcją. Ta nie odezwała się ani słowem odkąd matka zrzekła się jej. Czarownica nie wyglądała na zasmuconą, raczej na mocno zaskoczoną reakcją Miłki. Najwyraźniej nie tego się spodziewała. Była w szoku i przez tych kilka minut nie tylko wyglądała jak młode dziewczę, lecz tak też się zachowywała. Prowadziła ich ciemnym korytarzem wydrążonym w twardej skale za pomocą czarów. Jasne światło na jego końcu wskazywało kres komfortowego spaceru.

- Wyjdziemy prosto do obozu. – wydukała z trudem. – Będziecie mogli omówić z Marcusem plan ataku na…

Usłyszeli wybuch. Ziemia pod ich nogami zadrżała. Popatrzyli po sobie i ruszyli biegiem do wyjścia.

Cykor, Uno, Miłka, Balric, Castelar


To co do niedawna było prowizorycznym obozem, teraz wyglądało jak sterta śmieci. Strzępy namiotów mieszały się z kawałkami desek i szczątkami ludzi. Jedyną prawie nieruszoną rzeczą był wóz magów, którego chroniła najwyraźniej potężna bariera. Został jedynie lekko osmolony. Początkowo nic nie wskazywało na to żeby ktokolwiek przeżył. Dopiero po kilku chwilach najemnicy zaczęli się podnosić. Większość przetrwała, co więcej nie zapanował wśród nich chaos. Nie był to ich pierwszy pojedynek ze smokiem.
Dostrzegli Cykora, który wyjmował ze swojego ramienia dziesiątki drzazg. Poza tym nic mu nie było. Balric z Castelarem zaczęli przeszukiwać pogorzelisko w poszukiwaniu reszty towarzyszy. Szybko trafili na leżącego na brzuchu Węszyciela. Odwrócili go na plecy. Uno patrzył na nich szklistymi oczami. Z jego lewej piersi wystawał kawałek drewna. Nie cierpiał, zginął w momencie ataku.

Ciała martwych towarzyszy spakowano do worków i przeniesiono do wydrążonego korytarza. Do niego też przeszła większość ocalałych.

- Cholerny smok. Czemu nie siedział w swoim pieprzonym gnieździe?! – Wąsik ciskał przekleństwami na lewo i prawo. Jego lewa dłoń była poparzona i nie było szans żeby mógł w niej utrzymać tarcze. Pozostawało mu ją przywiązać do przedramienia.

- Zamknąć się! – nakazała Nasturcja zamykając oczy. – O nie, jest zaraz obo…

Nie musiała kończyć. Ryk smoka zagłuszył nawet nieprzerwaną burze piaskową. Ta jakby nieco osłabła, ale i tak walka w niej była wyjątkowo ryzykowna. Kilku odważnych wyjrzało ze schronienia.


Bestia siedziała na skale. W porównaniu z lodowym smokiem, to było prawdziwe monstrum. Kilkakrotnie większe od tamtego, pokryte czarnymi łuskami.

- Marcus jest na górze po przeciwległej stronie.
– wyjaśniła czarownica. – Musimy uważać, ten gad nie tylko zieje ogniem, ale zna również magię. Nie możemy dać się tutaj zaatakować. Jedno zionięcie i wszystkich usmaży.


Rosalinda, Vernon

Czarodziejka w obstawie dwóch towarzyszy bez problemu przedarła się przez dwie wróżki strzegące wyjścia z lochów. Crom zrobił z nich kotlety mielone gołymi rękami. Należało się dozbroić zanim rzucą wyzwanie reszcie owadzich panienek. Wślizgnęli się więc do pomieszczenia, które przywódca najemników zidentyfikował jako magazyn skradzionej broni. Tej było tu pod dostatkiem, a sama zbrojownia była ogromna. Można było tu znaleźć każdy rodzaj broni od procy po kosy postawione na sztorc. Części nie byli w stanie nawet zidentyfikować. Rozmiar krwawego żniwa jakie zbierały wróżki mógł być niepokojący.

- Coś tu jest z nami, ciiicho. – krzykacz wyczuł czyjąś obecność wskazując palcem kierunek. Crom znikł za zakrętem. Usłyszeli szczęk broni, a następnie serie przekleństw wielkoluda . Dowódca wrócił szybko i nie szedł sam. Zaraz za nim, bezszelestnie poruszał się Vernon. Nożownik nie tylko odzyskał swoją broń. Znalazł coś nowego.



Czarną szable, broń z innej epoki. Od razu rozpoznał, że była nasączona magią, nie wiedział tylko jeszcze jakie były jej specjalne właściwości.

- Dobra. Plan jest taki. – Crom przejął inicjatywę. – Wbijamy się na najniższy poziom ula, tam trzymają królową, która z kolei pilnuje urny. Gdy znajdziemy się odpowiednio blisko maszkary to czarodziejka spróbuję zablokować jej iluzję. Nie możemy liczyć na to, że do niej tak po prostu podejdziemy. Jeśli moi ludzi odzyskają świadomość to odciągną część potworów. Wtedy będziemy mieć swoją szansę na zadanie ciosu…

Żeby wykonać samobójczy plan Croma należało wrócić do lochów. Prowadziły one bowiem na niższe poziomu. Ich konstrukcja też była dosyć specyficzna. Korytarze schodziły spiralnie w głąb ziemi. Minęli wiele cel. Większość była pusta, a tylko z nielicznych łypały na nich zlęknione oczy, przyzwyczajone już do panującego tutaj mroku. Im niżej się znajdowali tym słyszeli coraz wyraźniej dziwny dźwięk. Przypominał trochę rwący strumień.

Korytarz kończył się drzwiami w kształcie sześciokąta. Vernon spróbował je otworzyć, ale coś je przytrzymywało. Dopiero gdy lekko na nie naparł ramieniem ustąpiły. Nożownik w ostatnim momencie chwycił się ściany. Nie było dalszej części korytarza. Za drzwiami znajdowała się ogromna pusta przestrzeń. To był ul w kształcie leja. Wiedzieli już czym były dziwne odgłosy. To był dźwięk setek par skrzydełek. Wróżki niczym chmara komarów wypełniały komnatę. Gdzieś na samym dole znajdowała się ich królowa.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 05-09-2011 o 17:14.
mataichi jest offline  
Stary 11-09-2011, 21:36   #113
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
- Marcus jest na górze po przeciwległej stronie. – wyjaśniła czarownica. – Musimy uważać, ten gad nie tylko zieje ogniem, ale zna również magię. Nie możemy dać się tutaj zaatakować. Jedno zionięcie i wszystkich usmaży.
- To niby co? - stara wzruszyła ramionami i skrzywiła się z niesmakiem. - Pędzimy do Marcusa? On taki potężny, że aż mu dupę ochoczo liżesz. Pewnie takiego smoka to pierdnięciem na proch zetrze.
- Z naszej dwójki to nie wiem kto większym skurwielom dawał dupy! A nie chcesz mi chyba wmówić, że mój ojciec należy do dżentelmenów co?! - krzyczała prosto w twarz matce. - Pierdolić Marcusa, on i tak nam teraz nie pomoże, a ze smokiem już wcześniej sobie nie poradził. Kiedy zabijemy gada to będziemy musiały uciąć sobie długą pogawędkę w cztery oczy matko. - ostatnie zdanie wysyczała przez zaciśnięte zęby. Najemnicy przyglądali się awanturującym się kobietą ze strachem w oczach.

- Może zróbmy jak trzydzieści lat wcześniej z tą wiwerną co się plątała u nas po lasach? - Nasturcja wciąż dygotała z nerwów, ale zdobyła się na jakąś propozycję. - Część osób odwróci jej uwagę atakując bezpośrednio, a w tym czasie mniejsza grupka zaatakuję od góry. Wiwerna była co prawda ślepa na jedno oko. Co o tym myślicie?

Balric nie odzywał się już słowem. Matka dostała szmergla, taki był jego osąd na tą sprawę. I nie obchodziło go gadanie o nieśmiertelności, mocy i władzy. Do własnego gniazda się nie sra. Babka zdaje się miała podobne zdanie, ale u niej dochodziło jeszcze to że wspólnie do jednej wiedźmowskiej konfraterni należały. Dla niego ino tyle że mać się puściła dla władzy.
Potrzebowali jej aby się stąd wydostać, dlatego jeszcze w oczy jej nie napluł.
- To może okażesz poświęcenie i w pierwszym szeregu ruszysz odwracać uwagę tego sukinsyna? – wyglądnął jeszcze ostrożnie przypatrując się jaszczurowi. Spory, czarujący i ziejący. Byli w głębokiej dupie.
Kurwa mać. Czas pokazać tym wszystkim babom jak wojownik umiera w chwale. Podszedł do Wąsika i zabrał mu tarczę którą nie mógł władać bo mu gad rękę przysmażył.
- Wezmę połowę najemników i ruszymy biegiem rozproszeni, tam – pokazał palcem na lewo od ich tunelu, za górę na której siedział Marcus. – jak ruszy za nami, będziecie go mogli zajść od tylca.
Poprawił amulet broniący od magii i wyciągnął z sepetów bukłak z dziadkowym spirytem. Nie że potrzebował jego mocy, ale, no po prostu napić się chciał. Pociągnął duży łyk i podął babce, mijając w kolejce mamusię.
- Cokolwiek macie w zamyśle, śpieszcie się, bo jedynie jak możemy odwrócić jego uwagę do dać się zabić. I szybko to się stanie.

***

No i zrobiło się spotkanie rodzinne. Jeszcze dobrze nie przełknął dziadkowego spirytu, kiedy jego twórca we własnej rogatej osobie zawitał na ten plan. Babce jak zwykle zmiękły na jego widok kolana i ubyło tak ze 40 lat.
- No to jak tak, to niech dziadek poczyna. - Skłonił się lekko demonowi i złapał mocniej topór. - Będzie na co popatrzeć, a my wyskoczymy za tobą i spróbujemy zajść gada od dupy strony.
Łypnął okiem jeszcze na Nasturcje i przygotował się do walki.
 
Harard jest offline  
Stary 11-09-2011, 21:40   #114
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Babka słuchała ich jak zwykle jednym uchem. Podrapała się po szpetnym pysku i uśmiechnęła nieznacznie. Niewiele miała już pomysłów w zanadrzu, tym bardziej, że skoro bestia na magię odporna to i umysł pewnie szczelnie przed nią zapieczętuje. Spróbuje się doń wedrzeć, a jakże. Może smok był potężny, ale babka też nie w dupę dmuchana. Najstarsza wiedźma Ann bądź co bądź, znana z imienia większości czaromiotów jak i piekielnym pomiotom.
Wyjęła zza pasa mały kozik i przez chwilę Nasturcja i Balric patrzyli na nią bezmyślnie czy aby tak wyekwipowana ma zamiar na bestię ruszać. Ale ona wyjęła spod turbanu kosmyk śnieżnobiałych włosów i ścięła go przy skórze. Położyła dalej na dłoni i poczęła zaklęcie inkantować gardłowym głosem. Niewielu mogło sens słów zrozumieć bo mowa to była piekielna i przeklęta.
Włosy zaczęły dymić i płonąć jasnym blaskiem a gdy został po nich jedno proch wiedźma wycharczała ostatnie słowa i rozdmuchała pył. Drobiny popiołu stworzyły wstęgę i podryfowały na zewnątrz jaskini żarząc się pomarańczowym blaskiem by wreszcie zadrgać i eksplodować szarawą chmurą.
- A propos tatunia - uśmiechnęła się stara do Nasturcji. - I dziadziunia - przeniosła wzrok na Balricka. - Żeście się za nim aby nie stęsknili? Bo ja bardzo. Zawsze jak widzę jego przystojną facjatę to mi kolanka miękną. Jeśli on nam nie pomoże smoczyska ubić... to lepiej se od razu gardełka poderżnijmy.
Miłka podeszła do wejścia do pieczary i wyjrzała na zewnątrz. Gęsty opar powoli opadał i wyłoniła się z niego postać wysoka na cztery metry, z koźlim łbem zwieńczonym rogami i parą gigantycznych szkarłatnych skrzydeł.

Arcydemon uderzył kopytami w piaszczystą ziemię aż ta zadrżała. Zwiesił łeb naprzeciwko wiedźmy i prychnął aż z nozdrzy uniósł się siwy dym. A później jego mięsiste wargi rozciągnęły się w paskudnym uśmiechu ukzując dwa rzędy trójkątnych zębisków.
- Ooooooo - jego głos był głęboki i ponury jak czeluście piekielne. - Rodzina w komplecie. Jaka to okazja?
Miłka zarumieniła się jak trzpiotka i zamachała rzęskami. Zawsze miała słabość do niego, nic poradzić nie mogła. I nawet teraz, choć stara była i wysuszona to okolice podbrzusza zapłonęło jej jak żarna.
- Smoka trza ubić kochaneczku. Jeśli cała rodzina się do zajęcia zabierze to musi się udać, prawda grzdyle? - ostatnie zdanie warknęła do stojących za plecami młodzików.

Rozmówili wspólnie plan. Znaczy babka takowy zapodała, demon poparł go skinieniem rogatego łba a Balric i Nasturcja przyjęli postawę milczącej aprobaty.
Piekielnik miał smoka osłabić i ściągnąć na ziemię. Balric- szukać okazji aby zajść od tyłu i zrobić z dupy teleport do zapomnianych krain. Miłka, w newralgicznym momencie gdy stosownie gadzina z sił opadnie i się zdekoncentruje - wkręci mu się w móżdżek jak kornik we próchno i będzie siać tam spustoszenie. Nasturcja miała ich wspomóc w ofensywie jako tam potrafi. Babcia jej rolę zbagatelizowała bo wszak ciągle na wyrodne dziecko była zagniewana.
 
liliel jest offline  
Stary 12-09-2011, 11:16   #115
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Rosalinda przywarła do ściany i rzuciła spojrzenie w dół, w głąb ula. Setki unoszących się wróżek, gdzieś na spodzie - królowa. Jej mózg był łatwy do wyczucia, mocniejszy, wyraźniejszy. Czarodziejka musnęła go swoim umysłem, nie wyczuwając żadnych barier ani przeszkód.

Spojrzała na mężczyzn.
- Nie dam rady tam zejść. - pokręciła głową - Ale jestem w stanie dosięgnąć stąd umysłu królowej i zablokować iluzję - powiedziała - Twoi ludzie, Crom, ockną się i mam nadzieję, że nie będą zbyt wyczerpani, żeby walczyć. Długo tu jesteście? Nie sadzę, żeby ich karmili... Ilu was jest? Dadzą radę tej.. chmarze? - zastanowiła się chwilę i dodała - Mogę też rzucić zaklęcie... powinno ogłuszyć większość tych wróżek, ale nie wiem, czy sięgnie do samego dna, do królowej. Im dalej, tym czar ten działa słabiej.

- Moi ludzie będą gotowi, ale nie wiem jak długo uda nam się zatrzymać je wszystkie. Popatrzcie. – Crom wskazał palcem na ściany ula. - Jest więcej wyjść. Jak uwolnisz chłopaków to pewnie rzucą się do każdego możliwego przejścia żeby ich zatrzymać. Królowa będzie mniej chroniona.

Rosalinda spojrzała na milczącego Vernona . Nożownik, obserwował lej wróżek, jego wzrok krążył po ścianach leja. Wydawał się nie słuchać ich rozmowy.
Rosalindę zaniepokoiła szabla. Emanująca z niej moc była wyraźnie wyczuwalna, czarodziejka nie miała pewności, co do jej natury, ale była to silna magia. A taka magia miewała skłonność do używania – wykorzystywana - ludzi do swoich celów. Vernon wydawał się nieobecny, rzucał podejrzliwe spojrzenia na Croma. Czarodziejka wyczuwała od niego coś na kształt zagubienia, dezorientacji, niepewności. A szabla dawała mu poczucie pewności. Czarodziejka obawiała się, że nożownik może stać się … podatny.

Rosalinda złapała jego pytająco-ponaglające spojrzenie.
- Dam radę tam zejść. – powiedział - Jaki plan działań?
- Musimy stąd wyjść. Wszyscy – Rosalinda podkreśliła słowo mając nadzieje, że nożownik zrozumie, że na ten moment tworzą drużynę i powinni działać wspólnie – zablokuję iluzje, to powinno uwolnić ludzi Croma. Zyskamy przewagę.

Przymknęła oczy i oparła się o ścianę, żeby się skoncentrować. Nie chciała dyskutować z nożownikiem, czuła też swój narastający niepokój, który sącząc się powoli odbierał jej jasność myślenia. Potrzebowała się stąd wydostać.
Zbliżyła swój umysł do umysłu królowej i delikatnie, jak mgła przenikająca przez firankę, połączyła swoją jaźń z jaźnią wróżki.
Dostroiła się do częstotliwości tamtego mózgu, przez moment dwie jaźnie utworzyły jedność.
- Śpij – przekaz był delikatny jak muśnięcie wiatru. Rosalinda poczuła ogarniająca ją senność, przyjemnie rozlewającą się po ciele i umyśle, obietnicę wypoczynku, spokoju, bezpieczeństwa. Przez sekundę miała sama ochotę poddać się jej, ulec i zapomnieć, ale rozsądek wziął górę i wycofała się z umysłu królowej.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 12-09-2011, 17:13   #116
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Milczący do tej pory nożownik, obserwował lej wróżek, jednym uchem słuchając rozmowy.
Spojrzał w dół, taksując jamę na odległość do dna. Popatrzył na ścianę pod nimi, na strukturę jej powierzchni.
“Coś mi tu śmierdzi...” Vernon zamyślił się. Jego twarz była bardzo skupiona, zdawał się nie zauważać pozostałych.
“Marcus i Crom zdają się być w świetnej komitywie. Błędem było myśleć, że go wystawił do wiatru...”
Vernon wychylił się za próg przepaści, spojrzał w dół.
“O co chodzi z tą urną... Dlaczego jest aż tak ważna? I co się dzieje z resztą? Zabili Marcusa, zginęli? Założeniem było, że Crom jest po naszej stronie, dlatego go uwolniliśmy. On nie wie, że jesteśmy przeciw niemu. Jeszcze.
Jesteśmy przeciw niemu czy nie?”

Nożownik spojrzał na Croma. Po chwili na krzykacza. Na końcu na Rosalindę. W jego wzroku było nieme pytanie: “Co tu się do cholery dzieje?”
Szabla w pochwie na plecach aż prosiła się, żeby ją przystawić do gardła Cromowi.
Ale powstrzymał się.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 12-09-2011 o 17:18.
potacz jest offline  
Stary 15-09-2011, 23:02   #117
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Bardzo niewiele brakowało a poddałby się bez walki. Ten świat wysysał z niego całą energię, pozbawiał go sił i chęci do życia. Zawiódł na całej linii, zostawił swoich ludzi, stracił kontrolę nad sytuacją. Spotkanie z Wąsikiem i ocalałymi najemnikami był dla Cykora jak łyk ożywczej wody pośród piasków pustyni. Spoglądał z dumą na przyjaciela i mimo mizerne kondycji ocalali jawili mu się jako kwiat rycerstwa, gwardziści samego króla. Z tymi ludźmi można dokonywać wielkich rzeczy roiło mu się w głowie, pewnie ze zmęczenia i ogólnego osłabienia ciała i ducha. Zresztą rzeczywistość zaraz zweryfikowała śmiałe plany. Wybuch zrównał z ziemią pozostałości obozu i resztki jego wiary.
Nie przejął dowodzenia od Wąsika mimo, że ten nalegał. To nie był najodpowiedniejszy moment, trzeba było zając się rannymi, tym co pozostało i co mogło im dać choćby ceń szansy.
Przysłuchiwał się tylko jak Babka tonem nieznoszącym sprzeciwu rozdziela rolę w zbliżającym się rozstrzygnięciu. Po wszystkim zwierzył się Barlicowi ze swoich zamierzeń. Jeśli zechce mógł dołączyć. Zbliżenie się do gadziny bez żadnej osłony było szaleństwem. Dlatego on, Cykor jest w stanie wykorzystać w tym celu wóz magów. Widać było, że chroni go silna bariera i pod jego osłoną będą mogli się zbliżyć do smoka bez ryzyka spalenia. A będąc blisko z pomocą Najjaśniejszej Panienki ubiją bestię.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 22-09-2011, 16:13   #118
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Kiedy wiele lat później sierżant Wąsik opowiadał swoim wnukom historię tej bitwy jego głos łamał się raz za razem. Łzy spływały po jego wyniszczonych przez czas i rany policzkach. Wspomnienia nadludzkiej potyczki, zdrady i śmierci wielu towarzyszy na zawsze wryły mu się w pamięć. Nie było dnia żeby nie żałował decyzji o zapisaniu się na tą przeklętą wyprawę. Koszmary miały go męczyć do końca jego dni.

- Dziadku. Dziaaaadku ale co było dalej? – pięcioletni urwis ciągnął go za rękaw koszuli. – Musisz nam w końcu opowiedzieć jak to się skończyło.

- Tak opowiedz nam. – wtórowała mu reszta rozkrzyczanej gromadki.

- Już dobrze, już dobrze. Na czym to ja skończyłem?


- Na tym, że jakaś stara jak świat pani przyzwała kozę ze skrzydłami.

- Nie kozę tylko demona. – skarcił go starszy brat. – Słuchaj uważnie.

- Spokojnie. – Wąsik przymknął oczy żeby lepiej odtworzyć obraz tamtego dnia. – To było tak…


***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1QSCFI9y3SA[/MEDIA]

Miłka, Cykor, Balric


Arcydemon stanął naprzeciw swojego wroga. Bestie długo mierzyły się spojrzeniami. Żadna nie ustąpiła. Smok aż poruszył się na skale zaintrygowany. Rozdziawił paszczę w szczerym uśmiechu, o ile można to było nazwać uśmiechem. Pojawienie się tak potężnej istoty ożywiło go.

- Wreszcie zaczyna robić się ciekawie. – gadzi głos wypełnił cały kanion. – Po tylu wiekach czeka mnie dobra zabawa. Nie zawiedź mnie… demonie.

Rozpostarli skrzydła i ruszyli ku sobie. Arcydemon był dużo mniejszy, ale dzięki temu zwinniejszy od ogromnego smoka. Walka zaczęła się w powietrzu. Wzlecieli na tyle wysoko, że burza piaskowa nie pozwalała na obserwację tego spektaklu. Na ziemi czuć było jedynie wielkie wyładowania magii. Dawało to czas pozostałym na zajęcie dogodnej pozycji do ataku. Balric ruszył z połową najemników w wyznaczone miejsce. Dołączył do niego rozmodlony Castelar.

Cykor tymczasem wraz z pozostałą garstką zdolną do walki podbiegł do wozu magów. Rzeczywiście wokół niego rozpostarta została mocna magiczna bariera, która chroniła przed kurzem i piaskiem.

- Marcus powiedział, że mamy go nie ruszać! – krzyknął jeden z najemników.

- To jak się tu pojawi to będziemy mogli z nim o tym porozmawiać, a teraz stój dziób i pomóż. – zganił go inny towarzysz. Zaczęli pchać. Szło opornie dopóki Cykor do tego się nie przyłożył. Używając nadludzkiej siły mógł pchać cały wóz jakby był zwykłą zabawką. Teraz pozostawało czekać na smoka. Zdarzyło się najpierw coś nieprzewidywalnego. Z wnętrza wozu popatrzyła na zbrojnych dziecięca zdziwiona główka. Zaraz pojawiło się kilka następnych.
- Co do licha?! – krzyknął jeden z pchających. – Co one tutaj ro…

Nie dokończył. Żółta błyskawica przeszyła jego ciało. Za najemnikami stało trzech magów, pomocników Marcusa, którzy od początku towarzyszyli mu w wyprawie. Jeden z nich wciąż miał wyciągniętą przed siebie dłoń.

- Widzieli je. Zabić. – wydał rozkaz. Kolejna błyskawica pomknęła prosto w serce Sierżanta, ale ku zdziwieniu czarodzieja została rozproszona. Medalion zadziałał i wytrzymał tak lekki atak. Walka jednakże dopiero się zaczęła. Zaklęcia zaczęły siać spustoszenia w szeregach żołdaków. Tylko jedna osoba mogła ich zatrzymać.

Miłka pozostawała cały czas w gotowości. Wewnętrznym okiem obserwowała powietrzną szarpaninę. Jej kochanek radził sobie doskonale, raz za razem zadawał ciosy tylko, że łuski smoka były zatrważająco twarde. Negowały część obrażeń. W jednej chwili losy pojedynku odwróciły się. Gad zdołał pochwycić arcydemona za nogę. Ten z kolei złapał przeciwnika za skrzydło. Zwarli się i zaczęli spadać razem na ziemi. W tym samym momencie zobaczyła zdradziecki atak sług Marcusa.

Bestie przebiły się przez chmurę pyłu i uderzyły z ogromną siłą na ziemie. Pobliskie skały zadrżały. Smok przygniatał cielskiem rannego demona. Dziadek Balrica stracił oko a przez jego korpus przebiegła głęboka rana. Gad miał złamane skrzydło i poharatany bok.

„Jeżeli macie coś zrobić to jest to odpowiednia chwila.” – usłyszała Babunia głos kochanka.

Pierwsza zaatakowała Nasturcja. Ziemia wokół niej pękła od przytłaczającej energii. W jej dłoniach pojawiła się śnieżnobiała włócznia, którą cisnęła w smoka. Celem była głowa, ale czar chybił trafiając w zdrowe skrzydło, które w kilka sekund pokryło się lodem. To była szansa dla drugiej grupy. Najemnicy na czele z Balriciem i Castelarem rzucili się na stwora. Paladyn niesiony siłą Najświętszej Panienki wysforował się naprzód. Ostrze jego miecza zaczęło płonąć. Zamierzał skończyć to jednym uderzeniem. Jednym ciosem odetnie smoczy łeb ku chwale swojej bogini. Stanął na łapie bestii i wybił się w powietrze celując klingą w kark.

Smok rozwarł szczękę i jednym kłapnięciem zmiażdżył rycerza, po czym wypluł pozostałości przed nadbiegających najemników.

- Chrzęści między zębami. – zaśmiał się. – Poproszę inną przystawkę.

Nie było mu już tak do śmiechu kiedy Miłka wdarła się do jego umysłu. Nie przejęła nad nim kontroli tak jak oczekiwała, ale poważnie dała mu się we znaki. Mąciła w jego łepetynie ile tylko mogła. Monstrum zaczęło kręcić wściekle głową. Chaotyczną, ognistą salwą upiekło część atakujących znajdujących się po lewej stronie Balrica. To była jednak najlepsza okazja do zadania mu ostatecznego ciosu.


***

Vernon, Rosalinda


Działali bez planu, a w zasadzie każdy miał swój własny.

Kiedy tylko czar Rosalindy zaczął działać, chmara wróżek rozproszyła się w jednej chwili. Zaczęły wylatywać dziesiątkami tuneli. Miały prosty cel: uśmiercenie ludzi Croma. Pozostało kilkadziesiąt osobników, które utworzyły szczelną barierę wokół królowej. Kilkanaście insektów skierowało się w kierunku korytarza, w którym stali bohaterowie. Vernon wiedział już doskonale, że w powietrzu są diabelnie szybkie i zwinne, ale w ciasnym korytarzu nie będę miały z nim szans. Nadeszła pora żeby wypróbować swoją nową zabawkę. Chwycił za rękojeść szabli. Gdy pierwsza ofiara nadleciała nie zawahał się. Klinga przecięła ze świstem powietrze i rozpłatała stwora na pół. Dosłownie. Następną w kolejce ochotniczkę również. Czarne ostrze wystrzeliło fale uderzeniową, która zatrzymała się dopiero na przeciwległej ścianie. Szabla okazała się doskonałą bronią zasięgową, lecz była również cena, którą trzeba było za to zapłacić. Nożownik poczuł lekkie ukucie w okolicach serca. Artefakt z każdym ciosem wysysał z niego życie. To była jednak najlepsza metoda na eliminację tego typu wrogów. Dwa machnięcia wystarczyły żeby posłać do piachu następne sztuki.

- Tak trzymaj chłopcze! – krzyknął Crom. – My idziemy po urnę. Osłaniaj nas.

Krzykacz wdrapał się wielkoludowi na plecy. Dowódca skoczył w dół i zaczął ześlizgiwać się po stromej powierzchni ula. Był to szalony pomysł. Kolejne posiłki nadlatywały i chcąc czy też nie, Vernon musiał pomóc tamtym. Magicznymi falami dziesiątkował napastników.

Czarodziejka również podeszła do krawędzi obserwując rozwój wydarzeń. Czuła, że wiele metrów nad nimi rozgrywała się bardzo nierówna walka. Możliwe, że skazali pozostałych na śmierć.

- Co tu tak stoicie? Dołączcie do zabawy. – za ich plecami odezwał się Pustelnik. Zanim się odwrócili pchnął on Rosalindę wprost na Vernona. Nie mieli szans złapać się czegokolwiek. Runęli w dół. Nożownik chwycił kobietę w ramiona.

Lądowanie było twarde. Sturlali się po ścianie. Faworyta króla nie straciła jednak przytomności, jej towarzysz wziął na siebie całe uderzenie. Wyślizgnęła mu się z ramion i uklękła obok niego. Szeroko otwarte oczy Vernona oglądały już zaświaty. To nie było jej największe zmartwienie. Tuż przed nią stał Crom i Krzykacz. Nad nimi unosiły się dziesiątki wróżek, a parę metrów od nich stała królowa. Już nie spała…


 
mataichi jest offline  
Stary 27-09-2011, 16:38   #119
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Pchnięta przez Pustelnika Rosalinda krzyknęła i poleciała w dół. Vernon złapał ją, a potem przyjął na siebie siłę uderzenia, kiedy obijali się o ścianę ula. A może po prostu los tak zarządził, że to ona znalazła się na wierzchu. Kobieta rozluźniła mięśnie, czyniąc swoje ciało bardziej powolnym – to zwykle zmniejszało obrażenia przy upadku.

Nożownik walnął plecami o dno ula i znieruchomiał, Rosalinda spojrzała w jego martwe oczy i wysunęła się ze sztywniejących ramion. Adrenalina buzowała w jej żyłach, sprawiając, że nie czuła żadnych skutków upadku – a może po prostu ciało, wyćwiczone w padach i unikach automatycznie przyjęło bezpieczną pozycję. Podniosła się na nogi i rozejrzała dookoła, w ułamku sekundy oceniając sytuację. Królowa stała kilka kroków od niej, obudzona i gotowa, rój wróżek unosił sie w powietrzu jak stado szarańczy. Ludzi Croma nie było jeszcze widać, cześć wróżek leciała do bocznych korytarzy, pewnie tam zdążyli dotrzeć…

- Cofnijcie się – rozkazała nie znoszącym sprzeciwu tonem Cromowi i Krzykaczowi, gestem wskazując im miejsce obok ciała Vernona - Na ziemię jak chcecie przeżyć, rzucam zaklęcie.

Rosalinda obróciła się twarzą w stronę obudzonej już królowej, Vernona miała tuż za plecami. Miała nadzieje, że mężczyźni jej posłuchali, nie można już było dłużej zwlekać. Zaklęcia rozchodziło się na zasadzie fali uderzeniowej, osoby w epicentrum – czyli w bezpośredniej bliskości czarodziejki - były względnie bezpieczne.

Skoncentrowała się, fala energii wezbrała w jej ciele i przelała się przez nie, rozlewając się po całym wnętrzu ula. Łoskot rozlewającej się fali mocy był ogłuszający, przypominał huk załamującej się ściany wody na wezbranym oceanie. Przez moment otoczyła ich ciemność, zaklęcie wyssało całe światło z pomieszczenia. Czarodziejka pchnęła gros energii w królową, po czym – nie sprawdzając nawet efektu swojego czaru - opadła na kolana i odwróciła się w stronę ciała Vernona. Może nie było jeszcze za późno….

- Osłaniaj mnie! – krzyknęła do Croma.

Udało się jej skoncentrować, choć ciało i umysł protestowały przeciwko kolejnemu wysiłkowi. Ułożyła lewą dłoń płasko na klatce piersiowej Vernona, na wysokości serca. Rozsunęła palce prawej dłoni, kciuk przycisnęła za uchem nożownika, pozostałe palce oparła na jego skroni. Przymknęła oczy i weszła do jego umysłu. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła ciągnącą się we wszystkie strony, aż do horyzontu, popękaną, wysuszoną ziemię, bez śladów roślinności. Czarodziejka zaczęła powoli iść, z każdym krokiem brunatny pył unosił się do góry i osadzał na jej butach, ubraniu. Cząstki pyłu wdzierały się do oczu, gardła i nosa Było duszno i gorąco, choć niebo było ciemne, bez słońca. Powietrze było gęste i nieruchome, lepkie jak miód, blokowało ruchy. Rosalinda przedzierała się do przodu wpatrując w popękaną ziemię. Wydawało się, że nic tutaj nie przeżyło, nie widać było niczego poza brunatnym pyłem i płytkimi szczelinami w przesuszonej glebie.

Rosalinda rozglądała się dookoła, szukając jakiś oznak życia. Wyglądało jednak na to, ze wszystko tutaj jest martwe. Czas rozciągnął się, miała wrażenie, że spędziła godziny, a może nawet dni na przedzieraniu się przez lepkie powietrze. Jej ubranie straciło kolor, pokryte całe brunatnym pyłem.

I wtedy to zobaczyła – w jednym miejscu ziemia miała minimalnie inny odcień. Nieco ciemniejszy. Podeszła i opadła na kolana, przyciskając rękę do podłoża. Doznanie było słabe, ale po chwili zyskała pewność – ziemi była tutaj inna, jakby.. mniej sucha. Zaczęła rozgarniać ziemię rękoma, a z każda garść wykopanego piachu była coraz bardziej wilgotna. Jeszcze kilka ruchów i kilka następnych, dół w ziemi rósł, piasek był coraz bardziej mokry, pył na rekach czarodziejki zaczął mazać się, przypominał teraz w dotyku gęstą farbę. Rosalinda położyła się na ziemi, dół był już zbyt głęboki jak na długość jej ramienia, dłoń z trudem sięgała dna. Wydobyła kolejna garść ziemi, ścisnęła ja – i kilka kropel woda wypłynęło spomiędzy jej zaciśniętych palców. Spadły na powrót do wykopanego dołu i to wystarczyło – woda podeszła, wypełniając całą jamę, a potem rozlała się na boki i zaczęła zmywać pył.

Z ziemi zaczęły wychodzić kiełki i po chwili cała pokryła się zielonym kobiercem. Zaczęły tez pojawiać się drzewa, a krajobraz zmieniał charakter stając się coraz bardziej górzystym.

Rosalinda westchnęła z ulgą i wycofała się z umysłu Vernona.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 01-10-2011, 20:30   #120
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Złapał czarodziejkę w ramiona przed pierwszym uderzeniem o skalną ścianę. Odwrócił się plecami do dna, zauważył nad ramieniem ściskanej czarodziejki krzywą gębę Karła.
Oddalali się od niego z zawrotną prędkością.
"Przynajmniej niech ona przeżyje... A jak mnie się uda, to nie żyjesz kurduplu..."
Ułożył czarodziejkę na sobie, przycisnął mocniej do siebie. Jej głowa spoczywała na jego piersi. Do zderzenia zostało 2 sekundy, ale on nie mógł tego wiedzieć.
"Całe szczęście, że Loren mnie nie widzi w jej objęciach..." Była to ostatnia jego myśl.


***



Otworzył oczy.
Bolała go głowa. Bolały go plecy. Bolały go nogi.
-Moje wszystko...
Z trudem usiadł na brudnej ziemi.
Spojrzał na czarodziejkę. Uśmiechnął się.
- Dziękuję... Ale błagam, ani słowa o tym mojej narzeczonej.
Spojrzał na Croma odwróconego do niego plecami.
Położył się i sprężył w momencie mięśnie, wybijając się tym samym na równe nogi.
Złapał szablę w dłoń, stanął ramię w ramię z Cromem.
- Mam do Pana parę pytań. Znajdzie Pan czas w walce, żeby mi odpowiedzieć?
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 01-10-2011 o 20:33.
potacz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172