Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-09-2013, 20:25   #31
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Przebudzenie. Ile czasu minęło? Gdzie jest? Co się z nim działo? Znów kolejne pytania... Była noc. Sala z dużą ilością leżanek. Ktoś chrapie, ktoś się drapie, inny znów pierdzi. Wypisz wymaluj - Strażnica.
Marine powoli usiadł na łóżku. Wyglądało na to że ktokolwiek go w nim położył nie pokusił się o zdjęcie z niego garnituru. Odrobinę go to zirytowało, ale ponieważ planował niedługo zamówić nowy, nie poświęcił tej myśli więcej niż sekundy.
- Wracają... - wyszeptał, patrząc na swoją dłoń. Uśmiechnął się delikatnie - Odrodzenie z popiołów, i w płomieniach. - zamruczał cicho. Wstał z łóżka, ubrał buty, i ruszył cicho na dach budynku. Chciał popatrzeć na gwiazdy, i zastanowić się nad swoimi dalszymi działaniami.
Dach był pusty. Gwiazdy świeciły, a miasto było skąpane w mroku. Z wysokości widać było ciemne postacie włóczące się po drogach i jedną skaczącą po dachach. W powietrzu unosił się zapach lata.
Kuroryū usiadł na dachu, obserwując miasto. Wyglądało na to że nie przestawało ono tętnić życiem, nawet w nocy. Odetchnął głęboko powietrzem, ciesząc się momentem. Po chwili, wyciągnął dłoń przed siebie.
- Zobaczmy... - wymruczał, i spróbował utworzyć odrobinę magmy.
Najpierw w jego ręce powstała odrobina błota, które stawało się coraz bardziej gorące. Aż do pewnej granicy. Druga próba przebiegła trochę w inny sposób. Najpierw powstał drobny kamyk, dopiero on zaczął się nagrzewać do czerwoności. Stabilność procesów była dość dobra choć wciąż czegoś brakowało.
- Nie jest źle. - zamruczał cicho Marine. Ostatnią rzeczą którą pamiętał przed utratą przytomności, była podświadoma przemiana w żywioł. Zastanawiał się czy uda mu się tego dokonać jeszcze raz. Uniósł dłoń i spróbował ją przemienić.
Ręka rozpłynęła się w mazistą breję. Później powróciła do swojej naturalnej postaci. Próba z druga ręką znów wypadła inaczej. Ręka okryła się kamieniem który następnie się rozgrzał.
- Interesujące. - zamruczał Marine. Wyglądało na to że jego moce powoli się stabilizowały. A to... to czyniło sprawy jednocześnie dużo prostszymi, i dużo bardziej skomplikowanymi. Wyglądało na to że przyjdzie mu podjąć parę niezwykle ważkich decyzji.
- Ale to później. - wymruczał do siebie. Wstał, schodząc z dachu. Miał zamiar poszukać kogoś w strażnicy kto nie spał. Może znajdzie kogoś znajomego kto mógłby mu powiedzieć co się stało odkąd stracił przytomność.
W strażnicy wszyscy bez wyjątku spali. Były dwa wyjścia pójść spać do rana lub poszwendać się. Interesujące wydawały się drugie drzwi do strażnicy. Wychodzące po przeciwnej stronie od tych pierwszych.
Kuroryū spojrzał przez moment na drugie drzwi. Zastanowił się... i pokręcił głową.
- Miałeś już dość przeżyć jak na dziś, Kasō . Odrobina snu dobrze ci zrobi. - rzucił cicho, wracając do łóżka i kładąc się spać.
Został obudzony o świcie, wraz z całą kompanią. Część rycerzy poszła na miasto, część wyszła przed drugie drzwi, jak się okazuje na teren ćwiczebny. Gimbei siedział za swoim stołem i przeglądał dokumenty.
Kuroryū przysiadł się do Gimbei.
- Witam. - rzucił z dość delikatnym uśmiechem. - Mógłbyś mi może powiedzieć gdzie znajdę Gramona? Bo wierzę że to on mnie tu przyniósł.
- Szef. Hmm? Powinien być na zamku. W końcu do dorwali i teraz jest zawalony robotą. Cóż balował i przebalował. - Zaśmiał się.
- Hmm. Wpadnę do niego, może mu w czymś pomogę. - powiedział Kuroryū, uśmiechając się. Wtem, przyszła mu do głowy pewna myśl - Gimbei, mógłbym pożyczyć na moment miecz? Jest coś co potrzebuję sprawdzić.
- Korzystam z buławy pulsacyjnej. Jak chcesz miecz, to są w placu ćwiczebnym w stojakach. Tamte drzwi, zaraz za nimi po prawej stronie.
- Dzięki. - rzucił Kuroryū, ruszając we wskazanym kierunku. Był ciekaw czy jest ktoś na placu ćwiczebnym o tej godzinie.
Tern ćwiczebny był niezwykle duży. Z tego co dało się zauważyć było tu dość miejsca by ćwiczyć strzelectwo, szermierkę i kawalerię jednocześnie. Na końcu placu, spory kawałek od strażnicy znajdował się teren strzelecki. Na placu o tej porze żołnierze ćwiczyli głównie szermierkę. Na terenie strzeleckim była jedna osoba, ale to zbyt daleko by dojrzeć kto to taki. Rycerzy ćwiczył Juto. Natomiast na koni jeździła sobie dziewczynka o imieniu Ruby. Było tam dość ruchliwie, ale musztra była przyzwoita.
- Hmm. Dobrze się składa. - rzucił cicho, pod nosem Kuroryū. Podszedł do Juto i rycerzy.
- Przepraszam. - rzucił do niego - Czy mógłbym zając moment? - zapytał uprzejmie.
- A to ty z przed 2 dni. W czym rzecz?
Kuroryū był tym co nieco zaskoczony.
- Aż dwa dni? Hmm. - zawahał się przez moment, ale postanowił się tym zająć później - Potrzebuję pomocy w pewnym teście. - rzucił spokojnie - Potrzebuję noża. Najlepiej niemagicznego. Na początek.
Młodzieniec się schylił i wyciągnął zza zbrojonego buta nóż bojowy.
- Nom. Co z nim? - Wydawał się być zaciekawiony testem.
- Dziękuję. - rzucił z uśmiechem Kuroryū. Z rozmachem wbił nóż w swoją lewą dłoń, przeprowadzając instynktowną przemianę w rozgrzane błoto w procesie. Chciał się upewnić że jego zdolności działają w pełni.
Odczuł ból wbijanego ostrza, jednak jednocześnie ciało zamieniło się w maź nagrzewając ostrze. Po wyciągnięciu noża ręka wróciła do normy, bez śladu uszkodzenia. Wydaje się że ból jest odczuwalny tylko w momencie trafienia, później już nie.
- Ciekawa sztuczka - przyznał Juto. - A co z trafieniami nie przewidzianymi? Bo jak sądzę wiesz że zadawanie sobie bólu jest inaczej znoszone niż gdy ktoś ci go zadaje.
- Hmm. - zamruczał Kuroryū - Wygląda na to że nie wróciła jeszcze w pełni. Normalnie ból byłby nieodczuwalny. - powiedział na głos, a do Juto rzucił - Bardzo długo trenowałem z tą zdolnością. Potrafię przemienić się instynktownie, w momencie trafienia. Trzeba by dużego szczęścia by zranić mnie z zaskoczenia w tym stanie. - uśmiechnął się krzywo... a następnie precyzyjnie obciął całą dłoń, przemieniając ją instynktownie w maź. Patrzył na nią, ignorując ból - Teraz, jak szybko jestem w stanie zregenerować takie uszkodzenie?
- Nie trwało to długo nim dłoń się odbudowała. Było to jednak wolniej niż natychmiastowa regeneracja, choć nieznacznie. Dłoń odbudowała się w 10-15 sekund.
- Tsk. - parsknął cicho Kuroryū - Kilka razy dłużej niż powinno. Czyli ciągle jeszcze jest nieco niestabilna. - oddał sztylet Juto, rękojeścią do przodu - Dziękuję bardzo za poświęcony mi czas. Proszę uważać, ostrze jest gorące. - rzucił spokojnie.
- Nie problem. Chcesz się jeszcze jakoś sprawdzić? - Odwrócił się do rycerzy. - Panowie szybki test z wiedzy. - Wskazał Kasō .
- Ciało da się rozbić, ale to zbędny efekt. - odparł pierwszy.
- Regeneracja trwa chwilę, więc przy odrobinie taktyki i szczęścia da radę się wycofać. - odparł drugi.
- Brak wiadomości o sile ofensywnej. Mieć się na baczności i być przygotowanym na dużo.
- Brak informacji o oddziaływaniu magicznym. Hmm. To...
- Dla bezpieczeństwa zawsze powinien być w oddziale ktoś kto się tym para lub co nie co wie. - dokończył Juto. - Dobrze panowie. Zacznijcie małe sparingi. A to z tobą? - Zwrócił się do marines.
- Dość dobry plan. - rzucił z uśmiechem Kuroryū - Choć nie ma gwarancji powodzenia. - odwrócił się do Juto - Ja? Zamierzałem wpaść do Gramona. Słyszę że ma dość sporo pracy. Wygląda na to że przydałaby mu się pomoc. - uśmiechnął się delikatnie - A ja wiszę mu przysługę.
- Ech. Nie ma go co rozpieszczać. Niech sobie pracuje. To głównie papierki i dużo gadania.Strasznie spokojnie ostatnio. Gdyby nie to już dawno był bym w terenie. Ech. No dobra wracam. Trza nowych podszkolić.
- Żegnam. - Kuroryū skłonił delikatnie głowę, ruszając na zamek. Był niemalże pewien że Gramon ma dużo więcej na głowie niż zwykłą robotę papierkową.
Dotarcie do zamku było dziecinnie łatwe. Problem pojawił się dopiero przy wejściu do niego. Strażnicy zatrzymali Kasō nie pozwalali mu wejść.
- Do zamku nie upoważnionym wstęp wzbroniony.
Kuroryū ukłonił się delikatnie strażnikom.
- Powiedziano mi że Gramon znajduje się tutaj. Czy mógłbym się z nim zobaczyć? Są pewne sprawy które musimy omówić. - był raczej uprzejmy. Zaskakujące jak wiedza że ludzie nie mogą cię skrzywdzić zmienia twoje zachowanie.
Strażnicy również zachowywali się spokojnie.
- Rozkazy zakazują nam wpuszczania kogokolwiek z obcych. - W tym samym momęcie drzwi zamku otwarły się a w nich stanął potężnej budowy osobnik. Rycerze natychmiast się rozstąpili i salutowali.

- Generale Agaun. - Powitali go jednocześnie.
- Panowie. Poślijcie po Juto. Powiedźcie że mam dla niego zadanie w terenie. Wiem że długo nie usiedzi w miejscu. Sprowadźcie także Iluarr. - Jego głos był donośny, choć lekko dziwny. - A ty? - Zwrócił się do Kasō .
Kuroryū zasalutował z przyzwyczajenia, charakterystycznym salutem marynarki.
- Kontradmirał Kuroryū. Przez ostatnie parę dni zajmuję się rozmaitymi pracami dla waszych wojsk. - rzucił spokojnie - Może coś z czym mógłbym pomóc? - zapytał - Jestem raczej... użyteczny, można by powiedzieć.
- Nie spokojnie. - Zaśmiał się - Chodziło mi tylko o to co tutaj robisz?
- Ach. - uśmiechnął się delikatnie - Chciałem porozmawiać z Gramonem. Jest parę rzeczy które chciałem z nim omówić, a o których informacje ma tylko on. Jak na przykład gdzie udał się mój towarzysz.
- Rozumiem. Wejdź. Wybacz tą ostrożność, ale sam rozumiesz. Siedziba władcy, dowództwa i ogólnie ważne miejsce. Teraz jest trochę zamieszania więc bez jakiegoś znaku przyzwolenia strażnicy nikogo nie wpuszczają. Stalowy powinien być we wschodnim skrzydle na parterze. Tym korytarzem, później w prawo i któryś z pokoi po lewej. Ma trochę roboty więc postaraj się nie zająć mu zbyt dużo czasu.
- Służyłem w armii prawie całe życie, rozumiem potrzebę ostrożności. - rzucił spokojnie - Postaram się nie zająć mu więcej czasu niż to będzie potrzebne. Dziękuję za zrozumienie. - ukłonił się delikatnie Generałowi na pożegnaniem, ruszając we wskazanym kierunku.
Pomieszczeń za zakrętem było sporo więc szukanie miało się sprowadzić do zajrzenia wszędzie. Miało, bo na szczęście Gramon nie należał do spokojnych osób. Już na korytarzu słychać było jego marudzenie na swoje obowiązki oraz” jakie to nie są, i co by on nie zrobił” z tymi dokumentami.
Na szczęście słuch Kuroryū był tak precyzyjny jak zawsze. Szybko odnalazł właściwe drzwi, zapukał i wszedł do środka.
- Widzę że zawalili cię pracą, hmm? - rzucił na powitanie, wchodząc do środka.
- Oj tak. - Powiedział uradowany widokiem towarzysza. - Na cholerę tyle papirków. Wystarczyły by rozkazy i tyle. Wiesz do czego służy papier. Po to żeby... - Spojrzał na lewo. Na sofie w pomieszczeniu siedział starszy jegomość.

- Znaczy się papiery są zbędnym zajęcie. - poprawił się widząc wymowne spojrzenie starca.- No ale mniejsza o mnie. Co cię do mnie sprowadza?
- Ciekawe. U nas nigdy nie przykładano takiej wagi do dokumentów. - rzucił, zastanawiając się na głos - Ale nieważne. Mam nadzieję że nie przeszkadzam? - rzucił, rzucając okiem w kierunku staruszka na sofie.
- Nie. - Odparł starzec - Ja go tylko pilnuje by nie migał się od pracy. Słuchanie problemów innych to także jedno z jego zajęć. Więc nie przejmujcie się mną i rozmawiajcie.
- Tak jak staruszek powiedział. Mam tu ślęczeć dopóki nie zrobię co do mnei należy. A do tego zero alkoholu. Ech...
- W takim razie na początek, gdzie jest Shujin i co się ze mną działo przez ostatnie dwa dni. Bo słyszałem że przez tyle byłem nieprzytomny.
- Spałeś. - odparł prosto. - Dosłownie jak żeś padł w świątyni tak żeś spał. Zerkałem do ciebie co jakiś czas, ale się nie budziłeś. Shujin natomiast wyruszył do Czarnej bramy, na rekonesans. Powinien tam dotrzeć zdaje się jutro.
- Aha. - rzucił pod nosem - Wygląda na to że moje moce się stabilizowały. - powiedział już głośniej - Ciągle nie wróciłem do pełni mocy, ale jestem coraz bliżej. Swoją drogą... - rzucił - szukałem jakiegoś zajęcia. Słyszałeś może o czymś w czym mógłbym pomóc?
- Coś ciekawego cię interesuje? Czy wszystko byle by się czymś zająć? - Zapytał odkładając małą kupkę papierów na inny stolik.
- Coś ciekawego co będzie stanowić dla mnie wyzwanie. - rzucił Kuroryū z uśmiechem - Obawiam się że proste prace nie będą już dla mnie zadowalające.
- Jest testowanie ładunków wybuchowych z naszym gnomim szaleńcem. Górska świątynia chwilowo jest zamknięta, a dokładniej nie ma w niej nowych ścieżek. Nad jeziorem trwa wydobywanie pozostałości z ruin. Później poszukiwania przejdą na górską fortecę w kotlinie. Możesz ją przejrzeć jeśli chcesz. Poza tym profit z szulerni można by zebrać. To akurat zlecę komuś innemu. Mało zajęć i dość spokojnie... - umilkł czytając jeden z dokumentów - Demon, albo piekielnik. Gdzie? Droga do bariery, północny zachód stąd. Może by Juto wysłać. Marudził ze nei ma zajęć.- mówił do siebie.
- Mogę mu to przekazać, jeśli chcesz. - rzucił Kuroryū - A przy okazji, może przyjrzę się temu waszemu demonowi. Wydają się one interesujące. - zastanawiał się dalej na głos - A później, może tak górska forteca? Zobaczymy czy starczy czasu.
- Jak chcesz. Ciekawszych zajęć wszakże nie ma. Tylko nie wiem czy złapiesz młodego. Był to wcześniej jego dowódca, z kupą papirków. Też pewnie coś mu zleci. Jak chcesz jednak towarzysza możesz wziąć Yue.
- Yue? Chciałem zobaczyć jak walczy od dłuższego czasu. Jestem dość zainteresowany jego magią. - zaśmiał się krótko - Albo załatwię to sam. Czuję moc wypełniającą każdy cal mojego ciała. Nie mogę się doczekać by ją wypróbować.
- Droga wolna. Chętnie poszedłbym z tobą ale. - spojrzał na staruszka - Jestem pilnowany. - Spojrzał na stół zawalony papierami. - No i zostało mi jeszcze trochę do zrobienia.
- Taaaak. To ja już będę lecieć. Generał Agaun kazał mi nie przeszkadzać ci za bardzo w pracy. - uśmiechnął się pod nosem - Poza tym, widzę jak się rwiesz do roboty. - Zaśmiał się zbliżając się do drzwi. Tuż przed nimi obrócił się ponownie do Gramona. - A tak z ciekawości. Znaleźliście już księżniczkę?
- Jeszcze nie, ale pracujemy nad tym. Ostatecznie choć jest to ważna sprawa, nie wymaga od nas takiego pośpiechu. Już ci mówiłem smark jest bystry. - Przeszywające spojrzenie staruszka.
- Gramonie, to twoja szefowa. To królewna, a ty ja nazywasz smarkiem.
- Wierz mi staruszku, powiedział bym bardziej swojsko tylko się pilnuję. Co z tego że jest wyżej postawiona. Póki ma mleko pod nosem, a ja doświadczenie, wiem co mówię. Poza tym jeden szaleniec juz jej szuka. Osobisty strażnik jest dość nad pobudliwy jeśli chodzi o jej bezpieczeństwo. No nic ruszaj w swoją drogę, a ja wracam do papirków. Po co w ogóle te papirki. Papier jest od tego by se nim tyłek... Staruszku przestań tak na mnie patrzeć. Może zamiast tam siedzieć pomógł byś mi.
Kuroryū zaśmiał się głośno.
- Poradzisz sobie. - trzymając dłoń na klamce od drzwi rzucił jeszcze - Ale pamiętaj że jedna osoba w złym miejscu i czasie może zmienić losy świata... a pustka po takiej osobie również posiada taką moc. Nikt nie wie tego lepiej ode mnie. - rzucił, wychodząc. Skinął głową strażnikom przy wejściu na zamek. Zawahał się przez moment, a następnie obrócił się w ich kierunku i zapytał.
- Panowie, potrzebuję trafić na drogę do bariery. - rzucił do nich - Możecie mi ją wskazać?
- Północna brama stolicy. Dzień drogi na północ aż do zajazdu “na rozstaju dróg”. Droga biegnąca od tamtego miejsca na zachód to właśnie ta której szukasz.
- Dziękuję bardzo. - rzucił, po czym zaczął biec. Jego prędkość była ponad przeciętna, więc spodziewał się że dotrze tam wcześniej niż w dzień.
Nie uchroniło go do jednak od całego dnia drogi. O tej samej porze co wyruszył ze stolicy trafił za rozstaje dróg gdzie znajdował się zajazd o podobnej nazwie. Droga odbiegająca na wschód była właśnie tą poszukiwaną.
Kuroryū postanowił wstąpić do zajazdu. Było możliwe że jego właściciel i goście posiadają informacje na temat demona.
W karczmie zabawa trwała w najlepsze.

Parę osób urządziło sobie zawody w siłowania na rękę, cześć zajadała potrawy inni tańczyli. Wypisz wymaluj ubaw na całego. Z pośród tłumu dało się wypatrzeć postacie raczej odosobnione.
W pierwszej kolejności oczywiście był barman.

Później cała reszta czyli jedna wojowniczka i jeden samotny mężczyzna.


Kuroryū podszedł do barmana.
- Sake. - rzucił na powitanie - I informacje. Pojawił się raport że na wschód od tego miejsca pojawił się demon. Chciałbym uzyskać informacje na jego temat.
- Proszę. - podał trunek - Ale o demonie mało co wiadomo. Tyle ze brzydki. Demonów zwykle się unika. Ale ta - wskazał na dziewczę w czarnej zbroi - Ona chyba wybiera się na jego polowanie.
Kuroryū podziękował skinięciem głową, wstał, podszedł i przysiadł się do kobiety. Jak większość wojowniczek w tym świecie, była ona niezwykle urodziwa.
- Witam. Czy mógłbym zając ci moment? - rzucił, uśmiechając się delikatnie.
- Ech... ty też po tego demona? - zapytała lekko znudzona.
- Zgadza się. - rzucił spokojnie, przemieniając palec wskazujący i kciuk w którym trzymał swoje sake w kamień i powoli je podgrzewając. Upił łyk. Sake zawsze najlepsze było na ciepło.
- I uważam że powinniśmy połączyć siły. Dla wygody. - dodał, równie spokojnie.
- Ech... Tamten też tak powiedział. No ale cóż. I tak to trzeba zrobić, a w grupie zawsze raźniej. - Powiedziała wyciągając dłoń w kierunku Kasō . - Jestem Vega.
- Kuroryū. - Marine uścisnął wyciągniętą dłoń. - Jeśli można spytać, wiadomo coś o tym demonie? - zapytał - Z mojego doświadczenia wynika że mogą mieć rozmaite irytujące właściwości.
- Tyle że brzydki. - zaśmiała się. - No i może nie być sam. Ten trzeci z zespołu powiedział że był wcześniej to sprawdzić. Jest możliwość że są tam 2 istoty. Sam nie chciał walczyć na 2 fronty więc zawrócił.
- Rozsądnie. - rzucił Kuroryū - Aczkolwiek nie sądzę żeby przewaga liczebna była największym zagrożeniem w tym wypadku. - zaśmiał się cicho - Poza tym, szczerze wątpię żeby okazali się silniejsi od mojego ostatniego przeciwnika.
- Zobaczymy. Jak to będzie. Trzeci do tańca powiedział że chce tylko jednego przeciwnika na siebie, resztę zostawi nam. Aktualnie odsypia nocną podróż więc wyruszymy za jakąś godzinę.
Kuroryū parsknął śmiechem.
- Zmęczony? Podróżą? - westchnął - A pomiędzy naszą dwójką nie sądzę żeby drugi przetrwał dość długo. - zastanowił się przez moment - A kim jest ten tajemniczy trzeci, jeśli można spytać? - rzucił, upijając łyk sake.
- Taki młodzieniec z mieczem. Wydaje się silny ale raczej stroni od ludzi. Mamrotał coś jeszcze że później zamierza szukać kogoś ze swojego świata. W naszej umowie jednak zarezerwował sobie trofea z jednego demona. Nic więcej.
- Hmm. Interesujące. - wymruczał Kuroryū - Ale w gruncie rzeczy nieważne. - uśmiechnął się - A co możesz mi powiedzieć o sobie?
- A co byś chciał wiedzieć Kuroryū? Poza tym co widać. - Uśmiechała się przejeżdżając ręką po pasach okalających twarz.
- W jakim stylu walczysz, to przede wszystkim. I jak dobra w nim jesteś. - uśmiechnął się w jej stronę - Doświadczenie nauczyło mnie że lepiej to wiedzieć przed walką by nie wchodzić sobie w drogę.
- Gdy kończę walczyć zwykle jest dużo zniszczeń. - Zaśmiała się. - Głównie miecz i siła. Jak najszybciej znaleźć słaby punkt i tam uderzyć. Przy tym cały czas nie dając przeciwnikowi szans na odpowiedź. Mój styl jest bardzo chaotyczny, ale staram się nie atakować sojuszników.
Kuroryū zaśmiał się krótko.
- W tym wypadku jesteśmy do siebie dość podobni. Ja posługuję się głównie siłą i kamieniem. - uśmiechnął się - Atakuję przeciwników szybko i z druzgoczącą siłą. Plus, jestem odporny na większość obrażeń. Więc przynajmniej w moim przypadku nie musisz się martwić o przypadkowe zadrapania. - zaśmiał się ponownie i uśmiechnął się - Będzie z nas dobry zespół.
- W dwójkę powinniśmy sobie poradzić z jednym demonem bez problemu.
Kuroryū uśmiechnął się, upijając następny łyk sake.
- Czy mogę spytać... dlaczego to robisz? - rzucił, dość spokojnym tonem - Spędziłem dość czasu walcząc by wiedzieć że za każdym kto walczy jest jakaś historia.
- Głównie dla zarobku. Myślałeś może mam jakiś szczytny cel? Po prostu dla zarobku i przyjemności rywalizacji.
- Chronić słabszych to obowiązek tych którzy mają siłę - Odparła postać podchodząca do stolika. - Szkoda że nie wszyscy o tym pamiętają.

- Wyspałeś się? - zapytała Vega.
- Niezbyt. Wystarczy jednak na starcie. Barman kawy! - Przysiadł się do stolika - A my znów się spotykamy.
Kuroryū zaśmiał się głośno.
- Nie jestem tak naiwny by wierzyć że każdy posiada jakiś wyższy cel. Ani że silni będą chronić słabych. Spędziłem całe swoje życie walcząc z ludźmi którzy uważali że ich siła daję im prawo do wszelkich wolności i żerowania na słabszych. - spojrzał uważnie na Tenebrisa - W rzeczy samej. Znów się spotykamy. - dopił swoje sake - A gdy ostatnio się widzieliśmy, zwracałeś zaskakująco dużo uwagi na płaszcz mojego kolegi. I nie mogę się przestać zastanawiać dlaczego...
- Głupi nie jesteś. Domyśl się. Choć uprzedzę że nigdy o tobie nie słyszałem. - Utrzymał od kelnerki zamówiony trunek.
- Nie Marine, nie łowca nagród, nie Cipher Pol. Każdy z tych trzech roztacza pewną specyficzną aurę której ty nie posiadasz. Nie jesteś Rewolucjonistą, brak w twoich oczach ognia który tamci posiadają. Zwykły obywatel królestw nie musiałby obawiać się płaszcza z Kanji. A zatem odpowiedź jesteś Piratem. - puknął parę razy palcami w stół - Nie słyszałeś o mnie, a ja nie słyszałem o tobie. Czy imię Akainu coś ci mówi?
- Tak. - Powiedział spokojnie. - Od jakiegoś czasu nie żyje, albo jest głównym dowódcą całej marynarki. Choć twoja ocena postaci leży, choć nie tak bardzo. - upił łyk i rozmasował czoło. - Madame Vega. Ten oto osobnik jest najprawdopodobniej z mojego świata, choć nie jest tym którego szukam. Mówię tylko by wyjaśnić okoliczności.
- Mówisz? - Kuroryū zaśmiał się cicho - A zatem Sakazuk-sensei wzniósł się aż na szczyt. Dobrze dla niego. A jeśli nie jestem w stanie prawidłowo cię odczytać, to zapewne wynika bardziej z różnicy czasów niż z czegokolwiek innego. A zatem. - skrzyżował ręce na piersi - Pozostaje tylko jedna rzecz co do której nie jestem pewien. - spojrzał na niego uważnie, oceniając go, zaskakująco przypominając swojego nauczyciela zarówno tonem głosu, jak i spojrzeniem - Czy powinienem zabić cię tu i teraz.
- Ech.- upił łyk - Spokojnie kowboju. Gdybym chciał cię zabić, to bym to zrobił zanim w ogóle mnie zauważyłeś. A już na pewno przed tym jak usiadłem przy stole. - upił łyk - Przyszedłem tu polować na demona, a nie walczyć z marynarzem. Mam z nim na pieńku i wiem że jest na tamtej drodze. Tyle że nie jest sam, a to mi nie jest na rękę.
To tyle z mojej strony. Umowa nie ulega zmianie. Ten demon jak i wszystko co do niego należy jest moje. Możecie sobie wsiąść całą resztę włącznie z nagrodą. - Upił łyk i zaczął dalej, jakby dopiero dotarło do niego co zostało powiedziane. - Jeżeli chcesz mnie zabić tylko ze względu na piractwo to sobie to odpuść. To nie nasz świat. Nie panują tu takie same chore ideały. Nie próbuj tego zmieniać. Echh. Nie będę pouczać starca. Wiedz jednak że tamten system jest pełen wad, dziur przez które wypływa smutek. - upił łyk kawy.
- Oy, oy. Tak stary jeszcze nie jestem. - rzucił z uśmiechem Kuroryū - System i ideały które obrażasz uratowały życie mnie i nieskończonej ilości innych. Będzie dobrze jeśli będziesz o tym pamiętać... jak również o tym z kim rozmawiasz. - Miseczka do sake którą ciągle trzymał roztopiła się w jego palcach. Jednym ruchem strzepnął ją na podłogę - Obiecałem przyjacielowi że zajmę się demonem, i to zrobię. Na chwilę obecną nie ma powodu do rozlewu krwi między nami. - odetchnął głęboko - To nie jest nasz świat. Ale jeśli spróbujesz przynieść do niego to co dzieje się w naszym, będę cię szukać, znajdę cię, i cię zabiję. I na zakończenie, rozważ to: - nachylił się w jego kierunku - Nikt z nas nie wie jak obróci się historia. Może okrzykną nas bohaterami, a was szalonymi masowymi mordercami. Może odwrotnie. Ale nigdy więcej nie próbuj do mnie mówić jak gdybyś posiadał jakąś wyższość moralną, szczeniaku, bo za mało jeszcze widziałeś żeby próbować mi wmawiać tego typu rzeczy.
- A już myślałem że z wiekiem marines robią się mądrzejsi. Może to tyczy się tylko piratów? - Zrobił skwaszoną minę.- E.. też nie. - odpowiedział na swoje pytanie. Wzruszył ramionami i puścił cześć słów koło ucha. Nie był w nastroju do poważnych rozmów. - No dobrze możemy ruszać. Pani Vego, marynarzu.
- Pani, Madame? Nie przywykłam do bycia aż tak tytułowaną. - Dziewczę uśmiechało się zawadiacko
- Proszę wybaczyć jeżeli panią uraziłem. - Powiedział wyuczoną kwestię. - Gdyby jednak moja nauczycielka zobaczyła że nie odnoszę się do kobiet z szacunkiem to bym miał duży problem. A zatem... - Dopił kawę do końca - Możemy ruszać. Wy przodem.
Kuroryū skinął głową.
- Pójdę przodem. Jeśli czekają na na w zasadzce, jest najmniejsze prawdopodobieństwo że zdołają mnie zabić. - spojrzał uważnie na Luvena i wzruszył ramionami - Mamy wspólny cel. Można to wykorzystać, pomimo naszej wzajemnej niechęci. - położył na barze parę monet w ramach zapłaty i wyszedł, jego płaszcz powiewał w rytm jego kroków.
Luven także zapłacił za siebie. Wyszedł jako ostatni zarzucając na głowę kaptur. Poruszali się raczej średni tempem tak by każdy nadążał. Po 3 godzinach drogi dotarli na wzniesienie. Za nim można było dostrzec poszukiwane stwory.


Szermierz przykucnął za wzniesieniem.
- Należałoby sprawdzić czy nie mówią. Tak dla szacunku. Ten rogaty jest mój. Wydaje mi się że jest słabszy, co mi lekko uwłacza. Ale podpadł mi więc nie mam wyboru. Ruszę jako pierwszy i go odciągnę. Resztę pozostawiam wam.
Kuroryū westchnął delikatnie.
- Po co ci wiedzieć czy mówi? Mamy zamiar go zabić. A nie toczyć przyjazną rozmowę przy sake. - pokręcił spokojnie głową - Odciągaj tego drugiego. Zobaczymy co da się zrobić w kwestii naszego przeciwnika.
- Raz się natknąłem że ptak gadał. - Powiedział żartobliwie - Zaskoczę cię jednak dobrze mi się z nim piło. - Wyskoczył zza wzniesienia i szybkimi ruchami znalazł się między dwójką demonów.
- Ittoryou Tenmestu-ga. - jedno cięcie trafiło rogatą bestię, która natychmiast udała się w pogoń za młodzieńcem.
- Teraz chyba nasza kolej. - Uśmiechało się dziewczę.
- W rzeczy samej, moja droga. - rzucił do niej z uśmiechem Kuroryū - W rzeczy samej. - wyskoczył zza wzgórza, w powietrzu wytwarzając olbrzymią pięść z rozgrzanej skały, i uderzając nią centralnie w demona który pozostał na miejscu. Nie wzmacniał jej jeszcze Haki, miał zamiar wypróbować swoje zdolności w ich obecnym stanie zanim zacznie walczyć na poważnie.
Te dwa dziwne latające obiekty wokół demona, a raczej pani demon, dość sprawnie zatrzymały lecącą pięść. Zatrzymały to zbyt dużo powiedziane. Zbiły jedynie jej trajektorię. W ślad za Kasō ruszyła Vega. Jak najbliżej podbiegając do demona i zasypując go gradem ciosów. Demon blokował ciosy to jednym to drugim ostrzem dopóki latające obiekty nie wróciły. Vega musiała w tamtym momencie wycofać swoją szarżę.
- Och, niezła jest w te klocki. - rzucił do Vegi Kuroryū - Ale nie dość dobra. Postaram się ją zająć, i dać ci szansę na zadanie śmiertelnego ciosu. - z jego pleców wyłoniły się trzy gigantyczne smocze łby z rozgrzanego kamienia. Ruszyły z olbrzymią prędkością, dwa chwyciły w swoje paszcze przedmioty których wcześniej demon użył do blokowania, a trzeci ruszył centralnie na nią, chcąc przygwoździć ją do ziemi.
Tuż za trzecim kamieniem biegła wojowniczka. Nabierając pędu do potężnego uderzenia. Demon zbytnio się nie wysilał. Zwinnie przeskoczył kamienną, zdobioną bryłę wprost pod ostrze wojowniczki. Zderzenie mieczy było tak silne, że nawet Kasō odczuł wstrząs. Demon poleciał w stronę skały, którą dopiero co przeskoczył, i rozbił ją swoją głową. Wtedy jednak Kasō spostrzegł że dwie pozostałe kamienne bryły zaczęły się roztapiać uwalniając latające obiekty.
Kasō uśmiechnął się okrutnie.
- No, no. Nie bądźmy w takim pośpiechu, nieprawdaż? - z kikutów pozostałych po roztopionych kamiennych głowach wyskoczyły po trzy następne, wbijając swoje zęby w latające obiekty i starając się je rozerwać na strzępy. Sam zaś Kuroryū pobiegł po szyi pozostałej po ostatniej, trzeciej głowie, i wyskoczył tuż przed demonem, zasypując go gradem ciosów, każdy wzmocniony Haki.
Demon starał się na ile mógł by parowac ciosy, a przy okazji wyprowadzając kontry. Kasō nie posiadał teraz mocy światła więc jego ataki nie były niesamowicie szybkie. Wystarczyło to jednak do by wymiana ciosów była zwarta a demon nie mógł zyskać miejsca na silniejsze uderzenia. Latające obiekty znów powoli wyzwalały się topiąc skały.
W zwarciu doszło do małego zaklinowania, które demon wykorzystał by wykonać szybki obrót. Smagając swoim kolczastym grzebieniem marynarza. W tym jednak momencie Kasō został podcięty od tyłu przez Vegę, która w zwinnym obrocie nabrała dodatkowo pędu. Ciężki miecz przeleciał tuż przed twarzą upadającego marynarza i trafił w tors demonicy odrzucając ja paręnaście metrów do tyłu.. Jej grzebień jednak smagnął po twarzy wojowniczkę wywołując strumień iskier. Szczęśliwie,a raczej przewidzianie, bandaże na jej twarzy stanowiły wystarczającą ochronę.
Kuroryū szybko rzucił okiem w kierunku lecącej demonicy. Błyskawicznie ocenił dystans i upadając, uderzył pięścią w ziemię. Na drodze ich przeciwniczki wyskoczyło kilkanaście niezwykle ostrych kamiennych kolców, w zamierzeniu przebijając jej plecy na wylot.
Jej uderzenie o ziemię oraz kolce na pewno nie było kontrolowane. Nie uniknęła tego, bo po prostu nie mogła. Została poprzebijana kolcami. Po chwili leżenia, z tamtego miejsca zaczął unosić się opar. Kamienne kolce wystając z jej ciała zaczęły się topić. Sama demonica wstała i choć miała parę dziur nie przeszkadzało jej to zbytnio. Latające obiekty wyzwoliły się i uderzyły na walczących. Jedna z rąk Kasō uległa roztopieniu po bezpośrednim trafieniu. Oczywiście regenerowała się, ale wolniej niż normalnie. Uderzenie w wojowniczkę szczęśliwie nie było tak poważne. Udało jej się ochronić dużą czarną tarczą, która pojawiła się z znikąd. Tarcza wyglądała dokładnie tak samo jak zdobienia jej zbroi. Obiekty wróciły do demona i lewitowały wokół niego.
- Hmm... - zamruczał Kuroryū - Raczej irytujące, nie sądzisz? - rzucił do Vegi, obserwując swoją rękę wracającą do normy - Jeśli zdołam ją unieruchomić i pozbawić ją tych latających zabawek na moment, uda ci się obciąć jej głowę jednym ciosem? - zapytał, przygotowując się.
- Bezpośrednie trafienie powinno zadziałać. Tylko pytanie czy uda ci się to wszystko utrzymać wystarczająco długo? - Przygotowała się do biegu.
- Nie dowiemy się jeśli nie spróbujemy, nieprawdaż? - uśmiechnął się drapieżnie w jej kierunku. Z jego pleców wyskoczyły dwa potężne smocze łby, większe niż wcześniejsze. Każdy zacisnął się na jednym z obiektów, i trzymając go, ruszył dalej, unosząc je w dal. Sam zaś Kuroryū wniknął w ziemię, wyskakując tuż przed demonicą. Jego ręce pokryły się kamieniem, oraz haki, które powinno je chronić przez ciepłem. Wtem, z jego rąk zaczęły wyrastać następne, i następne, chwytając dłonie, nogi, ciało i broń demonicy, efektywnie unieruchamiając ją. Każda kończyna była wzmocniona Haki, by uniemożliwić ich szybkie zniszczenie.
- Teraz! - ryknął w kierunku Vegi.
Dziewczyna ruszyła biegiem nabierając pędu i przygotowując się do zderzenia. Gdy była już wystarczająco blisko natychmiast przyjęła pozycję podobną do baseballowej i z całej siły pirzgła demona w głowę. Mały obiekt poleciał w dal, a siła uderzenia była tak duża że kamienne objęcia Kasō natychmiast pękły a trzymane ciało wyrwało się i poleciała kawałek dalej. Demon padł. Lecz wnet z kamiennych paszcz, które uległy już roztopieniu, wyleciały Latające obiekty. Vega natychmiast chwyciła marynarza za bark i lekko go pochylając, przetoczyła się zwinnie po jego plecach. Dzięki temu manewrowi zyskała pęd dla ciężkiego miecza i zmiażdżyła pierwszy nadlatujący obiekt. Nie była jednak w stanie wykonać kolejnego ruchu.
Wtem tuż obok niej przeleciała olbrzymia dłoń z rozgrzanego kamienia, kontrolowana przez Kasō . Wzmocniona haki, chwyciła drugi obiekt, i zmiażdżyła go nim ciepło z niego pochodzące go stopiło.
Pięść po zmiażdżeniu obiektu roztopiła się natychmiast. Opadając na ziemię jak płyn. Miecz wojowniczki również uległ stopieniu, lecz zaczął się bardzo powoli odnawiać.
- No to możemy uznać że zadanie wykonane - Zaśmiało się dziewczę wciąż siedząc na ziemi.
- Na to wygląda. - uśmiechnął się Kuroryū - Ciekawe jak radzi sobie nasz drogi miecznik. - rzucił, zastanawiając się na głos.
- Pewnie sobie jakoś poradził i teraz zbiera trofea. Pomożesz mi wstać?
- Oczywiście. - podał jej rękę, podnosząc ją z ziemi. - A jeśli sobie nie poradził, to nie będę po nim płakać. Szczeniak mnie irytuje. - rzucił, z delikatnie sarkastycznym uśmiechem.
Spory kawałek w wzdłuż drogi widać było stojącą postać, która wolnym krokiem zbliżała się do wojowników. Po 20 minutach okazał się to być Luven.
- Widzę że wy też już skończyliście. Powiedział zadowolony.
- Oczywiście. - rzucił Kuroryū rzeczowym tonem - Na pewno nie była to najtrudniejsza walka w moim życiu. - westchnął delikatnie - A teraz dzień drogi z powrotem do stolicy. Wypada powiedzieć Gramonowi że problem został rozwiązany.
- Moja też nie była wymagająca. Tyle że pobiegliśmy za daleko. Stwór padł do jednym cięciu. Phi co za walka. Ja ruszam do osady, oddać zdobycz - pokazał uciętą głowę bestii przewieszona za sznurek przez ramie. - Tu nasze drogi się rozchodzą madame, marynarzu. Dobrze gdyby nasze drogi juz się nei przecięły. - Ruszył prosto na północ, nie kierując się szlakiem.
- Samotnik. - Skomentowała dziewczyna - Choć ciekawa osoba.
Kuroryū wzruszył ramionami.
- Będę nasłuchiwać. I jeśli nie spodoba mi się to co usłyszę, nasze następne spotkanie nie będzie tak przyjazne. - westchnął i uśmiechnął się - Ale zostawmy mroczne sprawy na przyszłość. Może mógłbym postawić ci drinka, zanim ruszę w swoją stronę?
- Z chęcią się napiję. - Powiedziała uradowana.
Po 3 godzinach drogi powrotnej dotarli do znanego już zajazdu. W środku jedynie przybyło osób.
Kuroryū podszedł do baru, z uśmiechem na ustach.
- Witam ponownie. - rzucił na powitanie - Dla mnie będzie sake. A dla pięknej damy...? - spojrzał pytająco w kierunku Vegi.
- Zielony wschód. - odparła zajmując miejsce przy wolnym stoliku.
- Jak sobie życzysz. - rzucił do niej, dosiadając się. Zaczął zastanawiać się na głos.
- Ciekawe czy będą mieć coś ciekawego do roboty w stolicy. Ostatnio życie tam toczy się stosunkowo powoli.
- Jak wszędzie. - Odparła odbierając od kelnerki swoje zamówienie. - Jak wszędzie. W Lofar spokój. W targas sytuacja patowa. Stolica pewnie też spokojnie. Ostatecznie będę musiała się wybrać do kraju gór lub lodu jak tylko granice zostaną otwarte.
- Nie liczyłbym na to zbyt wcześnie. - rzucił Kuroryū, odbierając od kelnerki sake, i podgrzewając je w dłoni - Poszukiwania drogiej księżniczki mogą jeszcze trochę zająć. - westchnął - Mam złe przeczucia co do tego. Walczyłem w rozmaitych wojnach przez przeszło dwadzieścia lat. Taka cisza to niemal na pewno zapowiedź burzy.
-Może to przeczucie, ale mam to samo. Coś się szykuje i to z dwóch stron. - Powiedziała lekko obojętnie. - Może trzeba by się przed tym zabezpieczyć. Dołączyć do jakiejś grupy, bo nie widzę siebie w roli żołnierza. Słyszałam że zaczynają się właśnie tworzyć.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 23-09-2013, 20:44   #32
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Kuroryū uśmiechnął się delikatnie, upijając łyk podgrzanego sake. Wtem, pewna myśl przyszła mu do głowy, a uśmiech znikł z jego twarzy.
- O Kami... - wyszeptał - To są przygotowania... - nachylił się w jej kierunku - Pomyśl o tym. Konflikt w Targas zajmuje myśli jednego króla, w pobliżu Lofar jest czarna brama, dookoła której cały czas lądują przybysze, w lesie w pobliżu garnizonów toczy się konflikt który odwraca ich uwagę, a teraz, główne królestwo, które nie miało do tej pory żadnych problemów, traci księżniczkę, która odpowiedzialna jest za większość decyzji podejmowanych w królestwie, i jest najlepsza jeśli chodzi o wykrywanie aur. Plus, znikł główny mag odpowiedzialny za badanie działania czarnej bramy, który jednocześnie jest najpotężniejszym magiem w królestwie. - upił ponownie łyk sake - Podobno kiedyś do unii należało czwarte królestwo. Co się z nim stało?
- Wydaje mi się że przesadzasz. Konflikt o las jest połączony z Targas. To że obok Lofar jest brama to przypadek. Jednakże że ona jest właśnie tam, to dlatego w tamte okolice przybywają nowi. - westchnęła i upiła łyk zielonego drinka. - Czwarte królestwo odcięło się od reszty. Dosłownie. gdybyś szedł dalej na zachód trafisz na olbrzymią barierę, w kształcie kopuły albo sfery. Jest na tyle duża że zajęła całe wybrzeże. To właśnie pod nią jest czwarte królestwo. Przynajmniej to się zgadza z tym co słyszałam i pokrywa się z mapą. - upiła łyk - A z ciekawości. Kto miał by to wszystko planować?
- Myślałem że to oczywiste. - rzucił powoli Kuroryū - Uverworld. - upił łyk sake - Istnieje pewien moment w którym przypadki przestają być przypadkami, i stają się wzorcem. - upił kolejny łyk - Jedyne królestwo które nigdy wcześniej nie miało problemów, zaczyna mieć problemy. I założę się że czwarte królestwo odcięło się od świata równo z pojawieniem się bramy i Uverworldu. Mam rację?
- M.. - Zawahała się na chwilę - Masz. Ale te 2 sprawy to dokładnie ten sam czas więc niewiadomo co było główną przyczyną. A co z teorią że Uverworld jest wszędzie? Wtedy bariera traci sens.
Kuroryū uśmiechnął się ponuro.
- Zastanów się teraz. Czy aby na pewno? - powiedział cicho Kasō - A pomyślałaś może w ten sposób: Jeśli Uverworld jest wszędzie, to skąd wiesz że nie przejęli władzy w czwartym królestwie? - rzucił, upijając kolejny łyk - Uverworld najprawdopodobniej posiada ludzi wszędzie. Jeśli moja teoria jest prawdziwa, szefowie są w czwartym królestwie, konsolidując swoją władzę. Normalnie coś takiego zapewne spowodowałoby interwencję innych państw z Unii, ale tu pojawia się brama. Mamy idealną przykrywkę by odciąć się od świata, i nikt z tym nic nie zrobi, bo powód wydaje się dobry. - zastanowił się przez moment - Lofar jest najsłabszym z królestw, i musi cały czas pilnować się, bo nigdy nie wiadomo co wyjdzie z bramy. Targas wydaję się być potężniejsze, ale toczy się w nim najpotężniejszy konflikt w całej unii. Stolica, no cóż, z tego co słyszę król nie jest zbytnio zainteresowany interwencją w konflikty, to jego córka zajmowała się większością spraw. - dopił sake do końca - Plus ta sprawa z wykrywaniem aury... możliwe że mieli więcej niż jeden powód żeby porwać księżniczkę... - zawahał się wyraźnie - Powiedz, Vega... - powiedział cicho - Jak długo utrzyma się Unia, jeśli Uverworld zabije Króla Pendragona, a czwarte królestwo zaatakuje?
- Zależy co cy było pierwsze. Jeżeli atak królestwa to może i by przetrwała. Król nie jest idiotą chyba... - upiła łyk. - W drugim wypadku jest gorzej. Pendragon jest uznanym władcą całej uni. Bez niego, lub jego córki uni nie ma. Choć samo przejęcie księżniczki - ożenek czy jej porwanie wystarczyło by do przejęcia władzy. Więc dla czego całe to “ciche zamieszanie”? Wydaje mi się że jest jakiś szczegół który ci umknął.
- Hej, daj człowiekowi nieco luzu. - rzucił ze śmiechem Kuroryū, ruchem dłoni przywołując kelnerkę, i zamawiając więcej sake - Jestem tu mniej niż tydzień. Choć powiedziałbym że całe zamieszanie ma odwrócić uwagę. Ma sprawić że będziemy zajmować się małymi sprawami, a oni przejmą kontrolę. - zastanowił się na moment - Na miejscu szefa Uverworldu, ogłosiłbym się królem czwartego królestwa. Następnie, użyłbym niewielkiego oddziału uderzeniowego do porwania księżniczki, oraz wyeliminowania Pendragona. A potem, opuściłbym magiczną barierę i... - zaczął udawać pełen patosu i przejęcia ton - Nasza dobra nacja nie może dłużej patrzeć na brzemię pod którym cierpią nasi pozbawieni króla sąsiedzi. - wrócił do swojego zwyczajnego tonu - Zaczęłoby się niewinnie. Wojska wkraczają, pozbywają się bandytów, zaprowadzają porządek. A gdy już wszyscy kochają naszych nowych bohaterów, okazuje się że odnajdują oni księżniczkę. Która oczywiście chce poślubić jej wybawicieli. - wzruszył ramionami - Gdybym był na ich miejscu, zagroziłbym jej masakrą całego królestwa. To nie jest coś trudnego do przeprowadzenia, jeśli ludzie ci ufają. - podgrzał i upił co nieco dopiero podanej mu sake - Teoria ma sens. I spore szanse powodzenia.
- Faktycznie. A... - chwilę myślała popijając powoli alkohol - A co z samą bramą? Jej “kluczami”. Jestem juz tu jakiś czas i musiałam się dowiedzieć jak i skąd. Jest jeszcze jedna sprawa, najpierw jednak chcę usłyszeć twoją tezę.
- Tutaj mogę tylko spekulować, gdyż nie posiadam wszystkich informacji... - zastanowił się przez moment - Powiedziałbym że brama jest nieukończona. Że klucze są... no, kluczem do jej ukończenia. Oraz że przybysze zostali tu sprowadzeni z kilku powodów. - upił łyk sake i zaczął wyliczać - Potencjalni rekruci dla Uverworldu. Źródło chaosu dla królestw. I co najważniejsze... - spojrzał jej prosto w oczy - Ludzie z motywacją by znaleźć klucze. Zgaduję że Uverworld nie wie gdzie się one znajdują, albo nie posiadają możliwości ich zdobycia. A za tą bramą... - ponownie upił łyk - Jest coś czego chcą. Co dokładnie, tego nie wiem.
- hmm... A teraz. - Upiła łyk i westchnęła - Co jeżeli należała bym do uverworldu lub ktoś od nich by podsłuchiwał naszą rozmowę? Skąd mogę mieć pewność że jestem bezpieczna i do nich nie należę? Im bardziej zagłębiam się w twoją tezę tym bardziej wydaje się realna i tym bardziej można popaść w paranoję.
- Obserwując cię w walce, posiadam dość wiedzy żeby wiedzieć że jestem w stanie cię zabić, a ty nie jesteś w stanie zabić mnie. - stwierdził rzeczowo Kuroryū - Jeśli moja teoria jest prawdziwa, członkowie Uverworldu mają w tej chwili ważniejsze zadania niż siedzenie w karczmach i polowanie na demony. - uśmiechnął się delikatnie - Poza tym, dobrze czytam ludzi. Nie wydajesz się typem osobowości z którym chcieliby współpracować. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. - zastanowił się przez moment - Wspominałaś że chciałabyś wstąpić do jakiegoś stowarzyszenia na początku tej dyskusji, nieprawdaż?
- Tak. - dziewczę odetchnęło z ulgą - Myślałam o Diablos. Tyle tylko że ich zakon jest bardzo daleko stąd. Pasował by jednak do mojego stylu walki. - jeszcze chwilę się zastanowiła i dopiła trunek - To czego brakuje w twojej tezie... To brama i powrót do domu. Zachowam naszą rozmowę dla siebie, a może i się czegos dowiem.
Kuroryū uśmiechnął się smutno w jej kierunku.
- Zawsze byłem pesymistą. Świat z którego pochodzę nie nastraja optymistycznie. - dopił swoje sake do końca - I pomogłaś mi podjąć decyzję. - uśmiech zamienił się na weselszy, a w jego oczach pojawił się błysk - Założę tu organizację. I miasto. Poświęcone zwalczaniu wysiłków tych którzy zniszczyliby spokój tego świata. Usunąłem ze wszechświata wiele złych elementów. Mogę równie dobrze dodać do niego coś dobrego. - zaczął powoli wstawać - A kto wie, jeśli mi się uda, zaproszę cię do siebie. - uśmiechnął się w jej kierunku - I nawet jeżeli w kierunku tego świata nadciąga burza, uczynię wszystko co w mojej mocy by on przetrwał. - westchnął - A teraz dzień drogi do stolicy. A ty ruszasz w którą stronę?
- Na razie zajrzę do Garnizonów. A później rzut monetą. Północ lub południe, inne kraje. - Też wstała i chwyciła za swój miecz. - Czas się rozstać Kuroryū.
Marine ukłonił się delikatnie.
- Życzę ci powodzenia. Mam nadzieję że los będzie dla ciebie łaskawy, i gdy następnym razem spotkamy się na polu bitwy, będziemy stać po tej samej stronie. - uśmiechnął się do niej - To była dla mnie przyjemność, Vega.
- Dla mnie również, Kuroryū. - powiedziała z uśmiechem i udała sięw swoja stronę.
Kuroryū uśmiechnął się pod nosem, i zaczął biec w stronę stolicy. Chciał jak najszybciej porozmawiać z Gramonem. Jeśli jego teoria była prawdziwa... zanosiło się na potężną burzę.

Gdy Kuroryū dzień później dotarł do stolicy, postanowił ruszyć od razu na zamek. Podejrzewał że znajdzie tam Gramona. Gdy tylko dotarł do bram, przywitał się grzecznie ze strażnikami.
- Witam panowie. - rzucił - Orientujecie się czy Gramon jest u siebie? Mam do niego parę spraw.
- Stalowy jest w strażnicy z Gimbeiem i Charpą. - odparł jeden spokojnym głosem.
- Dzięki, panowie. - rzucił Kuroryū, ruszając do strażnicy. Miał nadzieję dorwać Gramona zanim zacznie cokolwiek robić we własnym zakresie.
W strażnicy było tak jak powiedzieli strażnicy. Był tam Gramon, Gimbei, Charpa i jeszcze jedno dziewczę.


- Witam wszystkich! - rzucił dość wesołym tonem Kuroryū. - Problem z demonami na drodze do bariery rozwiązany. Nawet nie było zbyt trudno. A co u was?
- Czołem! - Odparł gramon.
- Może być nie ciekawie. - Powiedział Gimbei.
- On swój Toobea. Więc nie ma problemu. Możesz mówić dalej.- czarnowłose dziewczę popatrzyło na przybysza.
- Tyle, że ja już nic do dodania nie mam. Dorwali jednego z naszych i kazali mu przekazać informacje. Ostatecznie trafiły one do mnie więc wróciłam. Co robimy?
Kuroryū natychmiast spoważniał.
- Co się dzieje? - zapytał. Czyżby jego złe przeczucia spełniały się szybciej niż się spodziewał?
- Wiadomość od Uwerworld. Mają księżniczkę. Chcesz usłyszeć jak dokładnie brzmiała wiadomość?
- Księżniczka jest w naszych rękach. Nie martwcie się. - Powiedział z pamięci Gimbei - Phi i jak tu się k.. nie martwić.
Marine zamarł na moment w bezruchu... a następnie wymierzył potężny cios w ścianę w pobliżu. Pojawiły się na niej wyraźne pęknięcia.
- Nienawidzę mieć racji! - warknął.
- Racji? - Zapytał Gramon. - Coś wiesz... raczej coś odkryłeś. W każdym razie powiedz.
Kuroryū westchnął, zajmując miejsce siedzące.
- Myślałem na temat obecnej sytuacji w królestwach. Coś mi tutaj nie pasowało. Cała sytuacja jest dziwna, nie pasuje do schematów których nauczyły mnie lata służby. Światy się zmieniają, ludzie nie. Więc zacząłem myśleć. I to są wnioski do których doszedłem. - opowiedział im całą swoją teorię z karczmy - Teraz rozumiecie już moją reakcję?
- Hmm - Gramon się zamyślił. - Schematy nie zawsze pasują. W ogólnym pojęciu zdaje się że masz rację, ale...
- Przeczucie? - Zapytał gimbei - Na mój rozum wszystko się zgadza
- Tak. Przeczucie że to jednak nie jest takie proste. W każdy razie trzeba będzie mieć się ba baczności i przedsięwziąć pewne kroki łagodzące.
- Dlaczego jednak napisali “nie martwcie się”? - Zapytała Toobea - Przecież wystarczyło to pierwsze zdanie.
- Możliwe że chcą spowodować mniej gwałtowną reakcję? - zapytał na głos Kuroryū - Z mojego doświadczenia wynika że porywacze zazwyczaj chcą wzbudzić w rodzinie i kolegach porwanych uczucie spokoju. W ten sposób powstrzymują ich od reagowania na podstawie emocji, i bezpośrednich ataków. - zawahał się na moment - Jest też możliwe że chcą żebyśmy wiedzieli że jest im potrzebna. Trudno powiedzieć. Mam za mało informacji o Uverworldzie by zbudować porządną teorię.
- Ale czy nie lepiej było rozsiać panikę? - Gimbei zamyślił się
Kuroryū zastanowił się przez moment.
- Możliwe że chcą ją faktycznie osadzić na tronie jako swoją marionetkę. W takim wypadku nierozsądnie byłoby ogłaszać publicznie że to oni ją porwali. - zawahał się na moment - Chyba że... nie. To niemożliwe. Ta teoria jest zbyt szalona żeby mogła być prawdziwa... - mruczał szybko pod nosem.
- Mów. Najpierw posłuchamy później rozważymy. - Powiedziało dziewczę.
- Dobrze. - rzucił już głośno i wyraźnie - Co jeśli księżniczka byłaby członkiem Uverworldu? Kto wie, może nawet jego przywódcą? - zapytał spokojnie - Nie znam jej zbyt dobrze, więc nie jestem pewny czy ma to sens z punktu widzenia jej osobowości... - dodał dość cicho.
Wszyscy chwilę zamyślili.
- Gdyby to była prawda to twoja pierwsza teoria była by całkowicie błędna. - Odparł spokojnie gramon. - Wątpię jednak w tą tezę. Choć to smarkacz to ma poczucie dobra. Może jednak w tej sytuacji z nimi współpracować, ale nie wcześniej tylko teraz. - Chwilę pomyślał. - Dobrze druhowie. Non Audivi! Toobea ty pójdziesz do Yue i sprawdzisz czy zdołał coś wykryć. Szukamy wszakże Księżniczki. Ja później poinformuję króla co wiemy. Bez pośpiechu. Panika to jedynie przeszkoda i zbędne utrudnienie. Non Audivi. - Powtórzył.
- Non Audivi? - zapytał spokojnie Kuroryū - Zakładam że to jakiegoś rodzaju procedura operacyjna?
- “Bez posłuchu” - Powiedziało dziewczę - Cisza dla mieszczan i większości osób. Po prostu nie rozpowiadamy o tym co wiemy. Niewiedza jest lepsza dla plebsu, a w szczególności dla polityki. Stalowy. Jutro wyruszam więc zajmę się Yue teraz.
- Można tak to nazwać. - dodał Gimbei.
Kuroryū skinął głową.
- Rozumiem. - zawahał się przez moment - Mógłbym pomóc w jakiś sposób? Coś co mógłbym zrobić?
- Spokojnie Kuroryū. Wiem że chęci masz dobre, ale po prostu nie ma tyle do zrobienia ile by się wydawało. Możesz odpocząć.
Marine zaśmiał się krótko.
- Jeszcze nie jestem zmęczony. Jestem przyzwyczajony do toczenia bitw dzień i noc, w porównaniu z tym co robię tu, to wakacje. - zastanowił się - Mogę skorzystać z waszego placu treningowego? Ostatnio cały czas podróżowałem, więc zaniedbałem co nieco moje codzienne treningi. Plus, jest coś co chcę spróbować zrobić... - dodał spokojnie.
- Nie ma sprawy. Znasz drogę. - Powiedział gimbei. - Plac powinien być pusty bo żołnierze są w mieście. Jedynie na strzelnicy ktoś może być. Nie przeszkadzaj jej. Woli samotność.
Kuroryū tylko się uśmiechnął.
- Ja również preferuję żeby nikt nie obserwował mnie w czasie treningów... choć z innych powodów. - ruszył w stronę drzwi, machając im dłonią na pożegnanie - Jakby coś, to wiecie gdzie mnie znaleźć.
Gdy tylko dotarł na plac, rozejrzał się dookoła. Szybko przeprowadził rozgrzewkę, wykonał parę rundek ćwiczeń walki wręcz z manekinami... i w końcu zajął się czynnością z powodu której tu przyszedł.
- Nie mogę pozwolić sobie na dłuższe czekanie. - rzucił do siebie - Nadchodzi burza. I ludzie zginą jeśli nie będę posiadać mocy by ich chronić. - spojrzał na swoje dłonie - To ja rządzę mocą owocu, a nie moc mną. - jedna jego dłoń zamieniła się kamień, druga w gorącą maź. Zaczął zwiększać temperaturę, starając się uzyskać magmę, łącząc podstawy swoich obu zdolności. - Byłbym niegodny mojego mistrza jeśli pozwolę sobie na brak kontroli nad moimi mocami.
Choć starał się jak tylko mógł natrafił na granicę temperatury. Ciało nie czuło już gorąca, choć skały aż parowały. Całe ciało było bardzo gorące, nei udało się jednak rozgrzać skały do czerwoności, a co więcej ją stopić.
Kuroryū zaczął się zastanawiać. A następnie spróbował połączyć obie zdolności dane mu przez owoc, starają się jednocześnie nadać skale element płynności, oraz jeszcze wyższą temperaturę. Był ciekaw czy uda mu się to zrobić.
Ostatecznym uzyskanym efektem było połączenie obu zdolności. Teraz obie formy mogły przechodzić w siebie dość płynnie. Temperatura pozostała jednak bez zmian.
Kuroryū zaczął się zastanawiać. Wyglądało na to że sam w sobie nie jest w stanie przełamać granicy temperatury. Możliwe że potrzebował jakiegoś bodźca, który pobudzi jego zdolności... Możliwe że jakiegoś rodzaju palenisko? Postanowił podejść do Gimbeia, i zapytać czy jest w stolicy miejsce które mogłoby mu w tym pomóc.
Dowiedział się o fabryce, niedaleko kopalni. Posiadają tam piec hutniczy. Charpa jednak odradziła jakieś głupie zachowanie. Gramon przytakną, twierdząc że kociczka rzadko kiedy się myli.
Kuroryū skinął im głową, przyjmując radę. Być może zbytnio się spieszył. Być może należało poczekać. Na razie nie spał i nie jadł od dwóch dni, więc postanowił ruszyć do swojego ulubionego lokalu, Nimfy, i wynająć pokój na noc i dzień. Z posiłkiem.
Za ladą lokalu znów stała złotowłosa piękność.
- Witamy ponownie! - Przyjemny uśmiech na powitanie.
- Hej. - rzucił z nieco zmęczonym uśmiechem Kuroryū - Czy mógłbym uzyskać pokój i posiłek? Tym razem tylko dla mnie, mój współpracownik jest gdzieś w okolicy Lofar w tym momencie. - westchnął delikatnie - Ciężki dzień.
- Oczywiście. Gości zawsze witamy z otwartymi ramionami. Proszę do stołu, karta dań już na nim czeka. - Uśmiech aż się serce raduje.
- Dzięki, piękna. Potrafisz poprawić mężczyźnie humor samą swoją obecnością. - rzucił do niej marine z uśmiechem, siadając do stołu, rzucił szybkie spojrzenie na kartę dań - Poproszę krem z żółtych pomidorów w aromacie jałowca i bazylii oraz kotleciki z młodego barana w sosie majerankowym
z rozetą ziemniaczaną i porami.
Po 20 min. posiłek był gotowy. Gorące danie postawiono na stole. Przyniosła je właścicielka, a następnie przysiadła się dla towarzystwa.

- Dziękuję. - rzucił do niej, uśmiechając się - Nie miałem w ustach nic od dwóch dni. Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak głodny byłem. - dodał, zaczynając posiłek.
Dziewczę wyciągnęła małą harfę i zaczęło wygrywać piękną, spokojną melodię.

[MEDIA][MEDIA]https://www.youtube.com/watch?v=EmtmgmQEhGY [/MEDIA][/MEDIA]
Kuroryū uśmiechał się, jedząc w spokoju i słuchając melodii. Przypominała mu ona co bardziej szczęśliwe okresy jego dzieciństwa. Zarówno w jego małej wiosce, jak i w Marineford, z jego nauczycielem, który zastąpił mu ojca. Cieszył się chwilą spokoju, nie spodziewając się by miała ona potrwać jeszcze długo.
Złotowłosa zagrała jeszcze kilka utworów dających odpoczynek dla duszy i umysłu, po czym wróciła za ladę.
Kuroryū dokończył posiłek, podszedł do dziewczyny, uśmiechając się w jej kierunku.
- Choć kochałbym zostać i pogawędzić, jestem zmęczony, a jutro czeka mnie dość sporo pracy. Który pokój mogę zająć? - zapytał, uprzejmie i dość cicho.
- Jest dokładnie na przeciwko tego ostatnim razem. - Powiedziała z uśmiechem - Nie zgubisz się.
- Dziękuję. - rzucił do niej z uśmiechem, ruszając na górę. Obrócił się jeszcze i powiedział - Jeśli przyszedł by tu mężczyzna o imieniu Gramon, lub ktoś od niego, skieruj ich do mojego pokoju. I z góry dziękuję. - rzucił do niej, ruszając na górę, rozbierając się i kładąc się spać. Był ciekaw co przyniesie jutrzejszy dzień.
Poranek był pochmurny. Nie zanosiło się jednak na deszcz. Dzisiejszy dzień również zapowiadał się leniwie. Cała ta sprawa z księżniczką i ten cały złowieszczy plan. Wszystko wydawało się sunąć niezwykle powoli.
Kuroryū wstał, ubrał się, i zszedł na dół na śniadanie. Miał zamiar uregulować rachunki, a następnie poszukać Gramona. Chciał od niego uzyskać pewną przysługę.
Śniadanie jak zwykle było proste, ale syte. Mleko, sery, trochę mięsiwa i jeszcze ciepłe wypiekane bochenki chleba. Rachunek w porównaniu do ostatniego razu był mniejszy o połowę. Jedynie 40 złoconych monet.
Marine zjadł w spokoju, a następnie zapłacił. Po uczynieniu tego, ruszył do strażnicy, szukając Gramona.
Na miejscu zastał jedynie gimbeia. Twierdził on że “Stalowy” udał się do świątyni wiedzy, bo miał jakąś sprawę do Yue.
Kuroryū tylko skinął głową, i udał się do świątyni. Miał nadzieję że uda mu się złapać Stalowego.
Świątynia był dużym budynkiem. Na szczęście jednak miała prostą budowę.Tak też po sprawdzeniu kilku pomieszczeń udało się zlokalizować Gramona, Yue oraz pewną damę.

Kuroryū wszedł do środka, kłaniając się delikatnie.
- Witam panów i panią. Jakieś nowe informacje od wczoraj? - zapytał z ciekawości.
- Czołem.Tyle że nie zlokalizowaliśmy jej. - Powiedział gramon. - Pozostało więc wybadać pozostałe sprawy. Kiedy znikła z zamku, jak to zrobiła i gdzie się udała. Ech. Yue a ty masz jakiś pomysł?
Złotowłosy narysował w powietrzu pentagram.
- Tak. Tyle że oni ją mają. Więc na wiele bym nie liczył.
- Pentagram to swego rodzaju symbol Uverworld - Wyjaśniła kobieta z wężami.- A co król na to?
- Ech. - Gramon machnął ręką - Powiedział tyle, że daje nam wolną rękę i nie ma co się martwić.
- Mogę przeszukać obszar moimi sługami, ale wątpię by Księżniczka Yuri była jeszcze w mieście. Yue co z deszczem?
Młodzieniec zaprzeczył. Pokazał poziomo roztwartą dłoń i poklepał w nią palcami.
- Ma schronienie. - Przetłumaczył Gramon.
- A może… - zaczął zastanawiać się na głos Kuroryū - Wiesz, Staruszku, jeśli moja teoria z wczoraj jest prawdziwa… - rzucił - Raporty. - uśmiechnął się delikatnie - I choć znam twoją niechęć do papierków, jeśli będziemy szukać schematów, osób łączących ważne wydarzenia, dziwne pojawienia się i tego typu rzeczy. - wzruszył ramionami - Może coś znajdziemy, a może nie. Uważam że to warte spróbowania.
- Szybciej było by chyba wybadać jak ta sprawa wyglądała na zamku. A po określeniu odpowiedniego czasu dopiero zacząć poszukiwania w mieście, ewentualnie skan magiczny. Poza tym jest też jeszcze 2 sprawa która wymaga od nas powolnego działania. Nie chcemy by informacja o jej lokalizacji trafiła do uszu niepowołanych.
- Rozumiem… - rzucił spokojnie Kuroryū - Aczkolwiek… jeśli mam być szczery, wątpię czy księżniczka przebywa jeszcze w mieście. - prychnął delikatnie - Wątpię czy przebywa jeszcze w kraju. - pogładził brodę - I, przynajmniej na miejscu Uverworldu posiadałbym maga który byłby zdolny blokować wasze wysiłki. - pokręcił głową - Zarabiałem na życie polując na ludzi takich jak oni. Nawet jeśli mieli jakąś kryjówkę w mieście, najprawdopodobniej już ją opuścili. Chyba że jest coś o czym nie wiemy. - zaśmiał się gorzko - Co jest prawdopodobne, bo nie wiemy niczego.
- Echh - Wzdychał gramon. - To że księżniczki nie ma w mieście jest pewne. Obawiałbym się jednak jeżeli nei było by jej w kraju. Masz rację. Mogą, a nawet posiadają maga zdolnego tłumić aurę. Jesteśmy w bardzo złej pozycji. Ale... Szczęśliwie nic nie jest takie proste. Ona jest w tym kraju i dobrze o tym wiem. Pytanie tylko gdzie jest? A co do samej organizacji wiemy jedno. Czarną bramę cały czas maja na uwadze. To już jest punkt zaczepienia.
- Mocno przeciętny punkt zaczepienia. - rzucił sceptycznie marine - Za wyjątkiem jednego ich członka, który tam siedzi nieustannie, nie mamy żadnych informacji na temat jego ewentualnych współpracowników. - potarł podstawę nosa - Raczej irytujące, w mojej opinii. A skąd wiesz że nie wywieźli jej z kraju, jeśli można spytać?
- Jeżeli wierzyć plotkom. Klucze do bramy ukryte są w różnych krajach. Ten nie bez powodu nazywa się “Kraje środkowe” he he - przeczesał włosy ręką. - Proste a jednocześnie zmyślne. Jednak największym atutem tego kraju to wpływ bramy i napływ przybyszów. Z tych tylko powodów oni tu są. Nie mówię że tylko tutaj, ale w większości. Cele księżniczki obejmują tylko ten kraj, resztę stanowi polityka. Ona także tutaj jest. Gdyby jej przeszkadzali to dała by o tym znać. Nie sądzę jednak że jej pomagają. Rzekłbym...
- ...Pilnują jej. - dokończyła kobieta - Lub też obserwują jej posunięcia. Mniemam że zajmuje się ona ciemną stroną polityki.- Nieme potwierdzenie obojga panów
- Herbio.
- Gramonie. Rozumiem i nie mieszam się w to. - Powiedziała uspokajająco. - Jednak im więcej wiemy tym lepiej ocenimy sytuację. Choć w tej chwili widzę że waszym przeciwnikiem jest czas. Nie czekanie, lecz przeszłość.
- A zatem, co robimy? Jeśli wszystko co mówicie jest prawdą, jaki wybór mamy oprócz czekania?
Yue zastukał palcem w blat stołu przy którym siedzieli.
- Dowiedzieć się więcej.- rzekła herbia
- Idziemy na zamek. Króla nie będziemy niepokoić bo on wierzy w swoją córkę. Porozmawiamy ze służkami i postaramy się określić czas, kiedy zaginęła. A później... Nie wiem. Później będzie później.
- Pójdę z wami. - rzucił Kuroryū - Pomijając wszystko inne, jeśli Uverworld was zaatakuje, jestem dość potężny by ich powstrzymać.
- Nie miałem na myśli magów. Tylko naszą dwójkę. - Powiedział z uśmiechem gramn. - Nasza dwójka wystarczy. A wy... spędźcie milo czas.
- Gramonie. Miałeś na myśli “wróćcie do swoich zajęć”. - Poprawiła dystyngowanie dama.
Kuroryū zaśmiał się cicho.
- Wierzcie człowiekowi który spędził całe swoje życie na walce. - rzucił - Teraz jest bardzo dobra pora na miłe spędzanie czasu. - obrócił się w stronę drzwi, otwierając je. - Idziemy? - zapytał Gramona.
- Tak. Ruszajmy.
Wyszli ze świątyni i po przejściu całego górnego dziedzińca dotarli do zamku. Już w tamtej chwili coś było nie tak. Strażnicy zamkowi leżeli nieprzytomni przed otwartymi wrotami. Nie było jednak słychać odgłosów walki. Obaj wojownicy instynktownie wiedzieli co się szykuje. Szybko w biegli do dużego przedsionka sali tronowej. Ku ich zdziwieniu trzech zamaskowanych osobników było już zneutralizowanych. Jeden dyndał pod sufitem, jedną nogą zaczepiony o ozdobny żyrandol. Drugi przybity był do ściany srebrnymi sztućcami. W ścianę, tuż pod jego kroczem, wbity był najprawdopodobniej jego miecz. Ostrzem oczywiście skierowany ku górze na, prawdopodobnie na wypadek gdyby sztućce nie wytrzymały ciężaru. Ostatni osobnik leżał na podłodze z obitą twarzą. Po pomieszczeniu poruszały się pokojówki, sprzątając po całym starciu.




- Atak na pałac można dołączyć do listy sprawdzonych przypuszczeń… - rzucił Marine z cichą satysfakcją - Choć podejrzewam że motywacja była inna niż początkowo myślałem. - głośno zaś rzucił - Witam panie! Nazywam się Kuroryū, a to jest, zapewne znany wam, pan Gramon z oddziałów królewskich. Czy można spytać co się tutaj wydarzyło?
Wszystkie popatrzyły na siebie a potem równo odparło.
- Porządki. Pozbywaliśmy się zbędnych śmieci.
- Ha ha ha - rozweseliły gramona. - dobrze się składa. Właśnie wasz szukaliśmy.
- Jeśli jest jeden powód dla którego poważnie rozważam pozostanie w tym świecie, staruszku, to wasze kobiety. - rzucił Kuroryū cicho do Gramona, głośno zaś powiedział - Mielibyśmy kilka pytań na które potrzebujemy odpowiedzi. Czy jest gdzieś gdzie możemy porozmawiać?
- Wszędzie. - Odparły razem.
- Porozmawiajmy w kuchni - zaproponowała szarowłosa. - A wy dokończcie sprzątanie i dołączcie do nas.
- Tak.- Odparły pozostałe.
- Chodźcie za mną. - Wyszli lewym wyjściem z przedsionka, pożnie w prawy korytarz aż do końca. Tak trafili do dużej kuchni z stołem zastawionym przygotowanym posiłkiem. - Siadajcie, pytajcie i częstujcie się w gwoli okazji.
- Jak mniemam Vestia? - Zapytał gramon, uzyskując potwierdzenie.
- Chcielibyśmy uzyskać informacje na temat zniknięcia księżniczki. - rzucił Kuroryū - Kiedy odkryłyście że jej nie ma, czy zachowywała się dziwnie kiedy ostatni raz ją widziałyście, czy w pobliżu zamku lub na zamku pojawiały się jakieś podejrzane osoby w dniu w którym zniknęła, tego typu rzeczy. - nachylił się w stronę Gramona, mówiąc cicho tak by dziewczyna nie mogła usłyszeć - Chcę je przepytać osobno, by upewnić się że nie uzgadniały wersji wydarzeń.
- Nie każda jednak odpowiada za księżniczkę. - odpowiedział równie cicho.
- Zacznijmy od tego... że nie widzieliśmy księżniczki tydzień przed jej zniknięciem. - powiedziała zaskakująco.- Chodzi mi o to że chorowała i była zamknięta w swoim pokoju. Jedzenie stawialiśmy na stoliku przed drzwiami a odpieraliśmy puste naczynia. Choć ostatni dzień przed wyjazdem nic nie zjadła. Ostatni raz widziałam ją dzień po rozpoczęciu się jej choroby. Stała przy oknie w swoim pokoju. Weszłam by odebrać naczynia. - Powiedziała spokojnie. - O jej zniknięciu dowiedzieliśmy się już po wypadku. Podejrzanych osób nie było. 10 dni przed zaginięciem był u niej Avgadro wraz z królem. Później jeszcze Yue 2 dni później. Król cały czas do niej zaglądał od czasu gdy zaczęła chorować. To chyba wszystkie pytania.
Do kuchni weszły pozostałe pokojówki.
- Interesujące… - wymruczał Kuroryū - Dobrze. W takim razie poproszę każdą po kolei, pojedynczo, o opowiedzenie swojej wersji. Nie chcemy niczego pominąć, prawda? - rzucił spokojnie, rzucając wzrokiem w kierunku Gramona.
- Racja. Kolejna? Może panienka z lalką. A reszta...
- Znajdziemy sobie zajęcie. - odparła Vestia.
- Dobrze. - Dziewczynka z lalką usiadła przy stole.
Kuroryū spojrzał na nią uważnie, a następnie powtórzył pytania, obserwując i szukając oznak kłamstwa i tym podobnych. Postanowił powtórzyć tę procedurę ze wszystkimi dziewczynami po kolei.
Podobnie jak poprzednia. Dziewczynka wspomniała chorobę i wizytę Yue.
- ... 2 dni po tym jak Yue był, weszłam wymienić pościel. Księżniczki nie było, a łózko tylko wygniecione od siedzenia. Ale słychać było wodę, i król mówił że bierze kąpiel. Bo wszedł do pokoju jak mnie zauważył. I potem dzień przed wyjazdem. Nie widziałam jak księżniczka wychodziła do karocy. A jechała z przed drzwi.
- A Avgadro pamiętasz? - dopytał gramon. - Taki dziwny z długimi włosami.
- Tak był, ale dawno.
- No dobrze. Zawołaj swoją wysoką czerwonowłosą koleżankę. - dziewczę wyszło z kuchni.
- Może zmiennokształtny…? - rzucił cicho pod nosem Kuroryū, obserwując dziewczynę która właśnie weszła. Skinął jej głową na powitanie, i zadał ponownie te same pytania.
Tym razem pojawił się Avgadro i choroba. Nie było wspomniane o Yue bo dziewczęcia wtedy nie było w zamku.
- ... Wtedy też z dziewczynami rozmawialiśmy o tej chorobie. Tak jakby księżniczka była, ale i też nie. Bo kto tam zajrzy wtedy była. Król mówił że może nam się tak wydawać, bo księżniczka bardzo słaba tą chorobą jest i dużo śpi.
- A pamiętasz piękna, o czym księżniczka opowiadała przed chorobom?
- Coś o złych zamiarach... i planach czyichś. Mówiła że to sprawdzić musi.
- Pamiętasz może kiedy to było?
- Nim ten czarny mag wrócił. To będzie ze 3 tygodnie przed zniknięciem.
- Dobrze piękna zawołaj swoją ostatnią malutką koleżankę. A co do tego co mówiłaś. Ściany uszu nie mają. - Mrugnął. Dziewczę wyszło.
- Hmm… - zamruczał Kuroryū, zastanawiał się nad wszystkim. Powoli układało mu się to w interesujący obraz. Skinął głową ostatniej dziewczynie, i wysłuchał jej odpowiedzi na pytania.
Dziewczę było niezwykle roztargnione więc Gramon kontrolował każde pytanie. O Avgadro zostało tylko napomniane przy rozmowie z innymi dziewczynami. Ponownie pojawiła się choroba.
- ... I był ten taki przystojny ze złotymi włosami.
- Yue. I co dalej?
- Możliwe. Przyszedł i rozmawiał z księżniczką na osobności.
- Rozmawiał?
- Słuchał chyba. Nie było słychać jego tylko księżniczkę.
- A kiedy widziałaś księżniczkę ostatni raz?
- Tydzień przed zniknięciem. Dokładnie dzień przed chorobą. Mówiła że czuje się słabo i czas... no wie pan.
- Tak. A później widziałaś ją jeszcze? - dziewczę chwilę się strapiło
- Tak, ale... nie. Widziałam jak stoi przy oknie pewnego dnia. Widziałam jak coś przez nią przeleciało. To chyba był jakiś owad.
- Przez nią?
- Przez nią. Ale może mi się wydawać. Siedział z nią wtedy król. I o czymś opowiadał. Stała niewzruszona przy oknie i słuchała, a włosy jej falowały na wierze....
- Dobrze dobrze. Już bez obrazów.
- Mucha mogła siedzieć na niej i wcześniej jej nie dostrzegłam.
- Jeszcze jedno - rzucił spokojnie Kuroryū - Na co była chora księżniczka, i kto ją leczył?
- Sama mówiła że to ten czas. Król dodał później że lekko się przewiała jak jeździła konno. Przeziębienie nie jest wymagające. Wystarczy odpoczynek i lekkie zioła. Zioła zakupiła panienka Vestia u zielarki. Lekarz nie był potrzebny bo temperatury nie miała. Sam król sprawdzał.
- Jeszcze jedno. O czym mówiła przed chorobom lub jeszcze wcześniej.
- Była bardzo zamyślona. Czytała książki i przeglądała mapy królestw. Zdaje się że tych pozostałych z uni.
- Hmm… - zamruczał Kuroryū - No cóż, dziękujemy. Jakby coś, skontaktujemy się. Możesz do nas również przyjść jeśli przypomnisz sobie coś ważnego. - powiedział, a dziewczyna opuściła pomieszczenie. Kuroryū westchnął, a następnie do jego oczu powróciła stal.
- Gramon. - zapytał spokojnie - Czy Yue wspominał o tym że był ostatnią osobą z którą księżniczka widziała się osobiście, za wyjątkiem króla?
- On raczej nie mówi. Tzn. nie że nie może tylko po prostu tego nie robi. Ale spokojnie wiem czego chciała od niego księżniczka. “Nie szukaj mnie” - Powiedział spokojnie. - Dlatego nie znaleźliśmy jej skanowaniem.
Kuroryū prychnął z irytacją.
- Cudownie. Aż człowiekowi chce się świętować. - rzucił sarkastycznym tonem - Czyli osoba której szukamy nie chce zostać znaleziona… przez nas. - spojrzał na niego bystro - Księżniczka może i jest bystra, ale nie zna świata. Zakładam że Yue stworzył dla niej iluzję, która występowała zamiast niej. Do tej pory się zgadza?
- Raczej tego nie potrafi. Był tu wcześniej Avgadro. To jego sprawka. Sądzę że coś zostawił i to było elementem iluzyjnym. Choroba byłą pretekstem, by mieć czas. Zniknęła więc tydzień przed zaginięciem. Kierunek... Targas lub Lofar. To jedyne właściwe strony. Dodając do tego zdrajcę wiemy dlaczego uciekła po cichu. Mów jedno ale swój umysł miej. - Zaśmiał się Gramon. - Idziemy do Yue. On wie gdzie ona jest, choć skan naprawdę mógł tego nie wykazać.
Kuroryū spojrzał na niego zaskoczony.
- Jeśli wie… to czemu nie powiedział nam wcześniej? - rzucił do niego
- Nasza jaśnie księżniczka zabroniła mu szukania jej. Ale to Yue on dobrze wie co jest dobre. Poza skanem i szukaniem deszczem potrafi jeszcze jeden skan. Potrafi wykrywać istoty w pobliżu wody. Sądzę że księżniczka o tym nie wiedziała. Tłumacząc, to punktacyjny skan. Ustawił swoje wykrywanei na elementach wodnych wzdłuż drogi lub ważniejszych punktów. Tak też sprawdził dokąd się udała. Zabroniła mu szukania jej, nie eskorty. On cały czas jej pilnuje. Ha ha. Wspominałem że kiedyś byliśmy w jednym oddziale?
Kuroryū uśmiechnął się delikatnie, by po chwili spoważnieć.
- Co nie przeszkadza że było to nierozsądne z jej strony. Po tym świecie chodzą bardzo nieprzyjemni ludzie. - prychnął z gniewem - Bucanner obdarłby ją ze skóry i nosił jako płaszcz gdyby mu się spodobała. Nie powinna była wyruszać sama. - zastanowił się przez moment - Zanim pójdziemy do Yue, chciałbym przeszukać jej komnaty. Może znajdziemy coś co będzie tłumaczyć jej zachowanie.
- Czarna strona polityki to intrygi. Raczej kierowała się przeczuciem lub raportami. Szykuje się zamach lub obalanie władzy. - Powiedział poważnie. - To że wiemy gdzie jest nie znaczy że ją znajdziemy. Na pewno się ukryła i bada sprawę po kryjomu. Co znaczy, że brakuje nam ostatniego kawałka układanki. Gdzie się skryła. Sądząc po Avgadro mogła przybrać nawet inną postać. Ech i tak już większość jest jasna. Jednak jak chcesz zbada pomieszczenie nie widzę problemu. Służki powinny nas wpuścić, choć wątpię by drzwi były zamknięte.
- Doświadczenie mówi mi że pomijanie rzeczy może później prowadzić do śmiertelnych błędów. - zastanowił się przez moment - I skoro już o tym mówimy, sądzisz że ci mężczyźni których widzieliśmy po wejściu, mogą mieć coś wspólnego ze zniknięciem księżniczki?
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 24-09-2013, 00:13   #33
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Wydaje się dość dużym zbiegiem okoliczności że zaatakowali zamek dokładnie wtedy kiedy zaczęliśmy dochodzenie.
- Pytał bym raczej o to co było ich celem. Stolica wciąż nie wie że księżniczki nie ma. Mogło to być:
pierwsze - zamach na króla, drugie - zamach na księżniczkę oraz trzecie - wyjawienie jej znikniecie poprzez zamieszanie. Na bak mieli powód by zaatakować. Co więcej czemu król nie zatrzymał Nightfall-a? Przecież rozniósł informację na inne królestwa. To jest akurat proste, aktywacja planu księżniczki. Zniknęła tydzień przed tym jak to ogłoszono. Więc zaaklimatyzowała się. Dlaczego teraz zaatakowali? Dobra nie ma co głowy przeciążać. Później się jeszcze pogdyba. To co kwatera księżnej?
Kuroryū spojrzał w dal… jak gdyby właśnie coś przyszło mu do głowy.
- A może to po prostu dywersja… mająca odwrócić uwagę strażników, w czasie gdy prawdziwy zabójca uderzy w Króla… - rzucił, dość opanowanym tonem w powietrze.
- Dlatego też nasz władca jest taki jaki jest. - uśmiechnął się - To pewnie jest właściwa myśl. On już musi być na zamku. Króla jednak nie da się zaatakować tak łatwo. Cały czas ktoś przy nim jest. Więc... musiał się ukryć. Pytanie gdzie? - rozejrzał się po kuchni. - Pokoje króla i księżnej są w drogim skrzydle na pietrze. Schody do nich są w tym przedsionku w którym był bałagan. Koniec tego skrzydła jak widzisz kuchnia, przez pokoje służby aż do biura generała. Parter Drugiego bloku to mój gabinet na końcu, biblioteka, warsztat, składzik i pełno innych mało ważnych pokoi. Taras na pietrze raczej odpada, a tym bardziej sala tronowa.
Kuroryū zastanowił się…a następnie westchnął
- Nie mamy czasu by zbadać wszystko. - rzucił spokojnie - Poślemy strażników by przeszukali zamek, zapewne spłoszymy zabójcę. Jeśli w ogóle jest on na zamku. Chodźmy sprawdzić pokoje księżniczki. - zawahał się przez moment - I trzeba tamtą trójkę do strażnicy. Przesłucha się ich później.
Wyszli spokojnie z kuchni. Gramon podłapał Vestię i przekazał jej po cichu instrukcje które miała przekazać Generałowi. Później równie spokojnie weszli na piętro w drugim skrzydle. Były tam jedynie pokoje i łazienki królewskie. Podeszli do pierwszych drzwi i weszli do salonu księżniczki. W tym samym czasie słychać było zbrojne buty wbiegające do zamku.
Pokój był przestronny i spełniał role salonu oraz sypialni. Przed wejściem stał drewniany stolik. Po prawej stronie mała toaletka, kominek i drzwi do łazienki. Po prawej duże loże usłane w aksamity i jedwabie, regał z książkami oraz drzwi do garderoby. Na wprost był otwarty balkon.
Kuroryū zaczął przeglądać cały pokój, przeszukując szuflady, oraz szafki w poszukiwaniu dokumentów. Miał przeczucie że będą one ukryte gdzieś w sekrecie, ale nie zaszkodziło sprawdzić na początek normalnych miejsc.
W szufladach nie było nic ciekawego. Trochę sprzętu, sztylet, i mapy. W toaletce były perfumy i wyposażenie do delikatnego makijażu. W takim oto miejscu Gramon pokazał swoje niespotykane umiejętność znajomości kobiecego serca. Postukał, popukał pokręcił i ostatecznie otworzył małą ukrytą skrytkę. Urwał przy okazji jakiś element ozdobny. W skrytce znajdował się mały kryształ emanujący energią, pióro orła, kieł wilka oraz nie wiedzieć czemu słoik dżemu. Komentarz był zbędny, gramon pozostawił wszystkie skarby, poza słoikiem dżemu. Na zwróconą uwagę odparł: “Dbam o księżniczce kształty”. Regał z książkami był wytarty z kurzu. Wydawało się jednak, że jedna książka była dość często wyciągana. Nosiła ona tytuł “Tam i z powrotem”. Po ostukaniu całego kominka doszli do wniosku że to by było zbyt proste. Łóżko również zostało sprawdzone. Pozostały więc pozostałe pomieszczenia: garderoba oraz łazienka, od której gramon trzymał się z dystansem.
Kuroryū obejrzał pomieszczenia. Opukał ściany, oraz podłogi w poszukiwaniu ewentualnych skrytek. Przeszukał również garderobę i łazienkę. Był niezwykle dokładny w swych poszukiwaniach, aczkolwiek postarał się niczego nie zniszczyć.
Po otwarciu łazienki zrozumiał dlaczego Gramon trzymał się od niej z daleka. Po otwarciu drzwi dostał 3 bełty prosto w tors. Oczywiście nie wywołały one żadnych szkód. Gramon przeprosił ze tak bez ostrzeżenia, wytłumaczył jednak że nie zna sposobu na rozbrojenie tej pułapki. Łazienka była duża i niezwykle wygodna. Nie posiadała jednak skrytek, poza tą z kuszą oraz mieczem tuż przy wannie. Przyszedł czas na garderobę. Była pełna strojów, ale mała. Co od razu rzuciło się w oczy. Po ostukaniu ścian doszli do wniosku, że kryje ona dodatkowe pomieszczenie. Gorzej było jednak ze znalezieniem guzika otwierającego. Po przeszukani całej garderoby nie udało się go zlokalizować. Ukryte drzwi otwarł przypadkowo Kasō . Próba podniesienia zwykłych butów w przeznaczonej na nie szafce uruchomiła mechanizm. Mechanizm pułapki uruchomił również gramon, o mało nie tracąc głowy. Co więcej, jak można przypuszczać pułapka ustawiona była na szafki z bielizną. Dlaczego przypuszczać? Cóż po uruchomieniu pułapki i uratowaniu głowy, stalowemu nie było w smak sprawdzać zawartości owych szuflad.
Ukryte pomieszczenie zawierało kilka istotnych elementów. Piedestał z diademem. Przepięknym białym diademem ze zworami liści i kwiatów. “Elficki” - wytłumaczył gramon. W pomieszczeniu był również stół operacyjny zawalony dokumentami i notatkami. Do których gramon dopadł jaki pierwszy i odłożył, nie które. Było jeszcze małe źródełko, a raczej kamienna urna z wodą. Oraz inny stół zawierający mapę i pełno nakreśleń.
Kuroryū zaczął uważnie oglądać mapę, wyszukując co mogły oznaczać rozmaite symbole. Było wysoce prawdopodobne że kryjówka księżniczki jest na tej mapie.
- Co jest w papierach? - rzucił do Gramona, kontynuując przeglądanie mapy.
- Spiski, intrygi i insynuacje. Jest jeszcze pamiętnik ale raczej w nim nie będzie tego czegoś. Badała sprawę królów i ich powiązań politycznych. Doszła do wniosku o planowanym zamachu, na nią tudzież na króla dlatego zaczęła działać wcześniej. Są tutaj notatki polityki całego kraju oraz inne pomniejsze sprawy. Czegoś konkretniejszego jeszcze poszukać?
Na przeglądanej mapie niektóre oznaczenia były dość łatwe od odszyfrowania. Były tam ruchy wojsk i jednostek. Kupcy oraz “ścieżki” przybyszów. Przynajmniej części. Widać badała wszystkie poszlaki i starała się określać położenie co ważniejszych osób. Były 4 czarne pineski wbite w mapę. Jedna przy bramie, jedna bez celu w północnej puszczy, tak samo w mrocznym lesie. Ostatnia leżała nie wbita. Niektóre nici się przecinały, tak samo jak i nakreślenia. Kilka nitek wychodziło poza mapę.
Kuroryū zaczął się uśmiechać, przeglądając mapę.
- Twoja szefowa jest bardziej zaradna niż się spodziewałem. - powiedział - Zobacz ostatni wpis w pamiętniku. Może będzie tam wyjaśnienie dlaczego zniknęła. I gdzie się udała. - dalej oglądał mapę - Ktoś kto poświęca tyle wysiłku na planowanie i uzyskanie informacji, nie znika tak po prostu. - wymruczał pod nosem.
- Echem... “Yue zgodził się utrzymać moje zamiary w ciszy. Wiem jednak że nie postąpi tak jak bym tego chciała. Jednak mam jego słowo więc tym samym i pewność, że zrobi to o co proszę.” Na na na “Wyruszam dziś w nocy. Plan już przygotowany. Ta cała intryga, to co planuje nie może się udać. Wczoraj ten facet w barze wspomniał że Uwerworld już mnie obserwuje. Nie powiedział jednak tego bez powodu. Sądzę że oni poszukują tego samego. W ostateczności oni mogą mi pomóc.” na na na “Gramonie wiem że to czytasz. Nie na darmo jest tu woda.”. - westchnął - Spryciula w mordę jeża. Wiesz co Kuroryū, lubię wielkie piersi. - Powiedział nagle i bez ostrzeżenia - Najbardziej blondynki.
Kuroryū spojrzał na niego zaskoczony.
- To było dość… losowe, nie sądzisz. - rzucił, a następnie parsknął śmiechem - Poza tym, osobiście wolę brunetki. - zbliżył się do niego, zaczynając przeglądać papiery, szukając czegoś co mogło mu pomóc w odnalezieniu księżniczki. Na biurku, przed oczyma Gramona, pojawiły się małe kamienne literki. Były one zimne, by zapobiec uszkodzeniu biurka. Proste trzy słowa. “Co się dzieje”
- Brunetki także mają swój urok. Choć jednak wolę blondynki. Cieszę się że jesteśmy tu sami i możemy przy okazji przeglądania tych tajnych planów rozmawiać o pierdołach. Zastanawia mnie jednak rzecz. Księżniczka mogła tu siedzieć po nocach, mógł to być także jej azyl. Jak sobie radziła z zamkniętymi drzwiami? To znaczy światło i wentylacja. - Mówił nie zmieniając wesołego tonu. Nie odwracał się również. Stał odwrócony do wejścia. - Pragnienie jej raczej nie doskwierało. ha ha
- Może miała lepsze godziny pracy niż my? - zastanawiał się na głos Kuroryū - W końcu jest księżniczką. Nikt jej nie powie że powinna spędzić więcej czasu planując podbój świata, czy czym się tutaj zajmowała. - litery zmieniły kształt, tym razem na kolejne proste pytanie. “Jesteśmy obserwowani?”
- Tak. Z pewnością miała inne godziny pracy. Pewnie zamykała się tutaj planując następne posunięcia. Dobrze że w tej chwili jej nie ma. Bo jakby nas znalazła było by z nami źle.
Wtem, Kuroryū uderzyła pewna myśl. Woda. A zatem Yue mógł wiedzieć o tym pomieszczeniu.
- Zgadzam się. - rzucił spokojnie. Literki znów się zmieniły. “Ona stoi za naszymi plecami, prawda?”
- Tak. Było by źle. - westchnął udając znudzenie - Musimy pamiętać by wychodząc stąd wszystko pozamykać. - odłożył delikatnie pamiętnik.
- Lepiej zostawmy wszystko jak to znaleźliśmy. - rzucił spokojnie Kuroryū, układając papiery na biurku - Inaczej ty stracisz pracę, a ja głowę. - rzucił, a literki znów się zmieniły. “Mam ją złapać zanim zniknie?”
Słychać było lekkie szurnięcie. Delikatne i ledwo słyszalne. Gramon oparł się oburącz o stół i chwilę w ciszy przeglądał papiery.
- Czy któraś z pokojówek nie mówiła, że o tym? To znaczy o tych drzwiach co to przez nie zauważył znikającą księżniczkę? Może jest mi mądra, ale taki błąd popełniają tylko smarkacze. Nie zamknąć drzwi. Phi. Przez to teraz wiemy że uciekał do zrujnowanej fortecy w kanionie.
- Możliwe że coś wspominała. - uśmiechnął się delikatnie pod nosem - Jak wiesz, nie zajmuję się zazwyczaj takimi sprawami. Poluję na piratów, a nie na smarkule które uciekają z zamków przed spiskami. - potarł czoło - To poniżej mojego zawodu. - literki zmieniły się jeszcze raz. “Daj sygnał, a unieruchomię ją bez żadnych obrażeń”
- Ale chodzi mi o sam fakt. Takie sprawy najlepiej robić spontanicznie. Bez zapowiedzi. Choć dajmy na to, Co gdyby uciekał TERAZ
Kuroryū błyskawicznie się obrócił. Z jego ciała wystrzeliły macki z błotnistej substancji, choć pozbawionej normalnej temperatury, była ona co najwyżej ciepła. Oplątały one wszystkie osoby w zasięgu wzroku za wyjątkiem Gramona, następnie natychmiast przemieniając się w kamień, zimny, oczywiście, unieruchamiając każdego kogo oplątały.
Na znak Stalowy również się odwrócił. To co okazało się zaskoczeniem to brak kogokolwiek jeszcze w pomieszczeniu. A dokładniej kogoś kogo widać. Strumień błota rozlał się jednak o jakąś niewidzialna postać, natychmiast w ślad na za mi poszły inne strumienie. Choć złapana postać była niewidzialna, to kamienne więzy trzymały ją wystarczająco twardo.
- Dobra mamy ją. Teraz pytanie kto to.
- Taaak. Sądzę że to dobre pytanie. - uśmiechnął się delikatnie, w kierunku złapanej postaci. - Moja droga… albo mój drogi, ciężko powiedzieć z niewidzialnymi. - rzucił wesoło - Chcę zwrócić twoją uwagę że na chwilę obecną te kamienie są dość chłodne. I jeśli chcesz by takimi pozostały, zdejmiesz z siebie czar niewidzialności, i przedstawisz się grzecznie, jak wypada w takich sytuacjach. - Jego uśmiech przybrał drapieżnego wymiaru - Albo możesz spróbować szczęścia z moją nieprzyjemną stroną. Twój wybór.
Czar zszedł powoli okazując dziwną postać.

- Miałem rację kobieta. - Odparł z dumą Gramon, po chwili jednak zasępił się.- To nie wygląda ciekawie. To zabójczyni z kraju wiatru. Niewidzialni i skuteczni. - Podszedł do urny z wodą i powiedział głośno - Yue dasz radę stworzyć delikatną mgłę na całym zamku. Chodzi tylko o to by sprawdzić czy jest tu sama. - Odgłos kropli wpadającej do wody. - Z nią już raczej skończyliśmy. Choć księżniczka była by zła gdybyśmy tu nabrudzili.
- Och, wątpię czy z nią skończyliśmy. Ja na ten przykład chciałbym dowiedzieć się kto i kiedy ją wynajął. Bo na kogo to raczej oczywiste. - uśmiechnął się gorzko - Wygląda na to że moje przypuszczenia się sprawdzają staruszku. Kolejny raz wolałbym nie mieć racji. - uśmiech zmienił się w bardziej okrutny - A teraz, odpowiesz na wszystkie moje pytania, albo zrobię się nieprzyjemny. - zastanowił się przez moment - I nie próbuj mi mydlić oczu honorem zabójców i tego typu rzeczami. Jeśli nie dowiem się tego co chcę wiedzieć, czeka cię bardzo dużo bólu.
Istota przełknęła ślinę. Otworzyła w usta w niemym wyrazie, nie wiedząc od czego zacząć. Później na jej twarzy pojawił się zły uśmiech. Konwulsje i brak ruchu. Śmierć.
- Narzędzia do zabijania - Wzruszył ramionami gramon. - Tabletka z trucizną. Najpewniej z wyciągiem z “żądła skorpiona” lub arszenikiem. To zaprawdę dziwna rasa. Teraz jednak dużo się ułożyło. Dlatego zaatakowali tak późno. Czekali na nią. Granice zamknięte, ale i tak da się przez nie przedostać. Intryga założona przez kilka osób. Z pustyni przybył zabójca. Wiec zamieszany jest w to któryś z tamtejszych lordów. Plan pewnie prosty choć starają się go skomplikować.- Mruczał pod nosem gramon, raz ciszej raz głośniej.
Kuroryū westchnął.
- Choć potrafię docenić profesjonalizm, to zostawia nas z niczym z tej strony. - potarł podstawę nosa - Spiski i tym podobne, a Uverworld jest w to zamieszany. Księżniczka wierzy że mogą oni pomóc, ale ja w to wątpię. Sądzę że oni chcą żeby ona im wierzyła. - spojrzał jeszcze raz w kierunku Gramona - Porównajmy te raporty z mapą. Może zdołamy się dowiedzieć czegoś więcej. - zabójczyni opadła na podłogę, w dalszym ciągu opleciona kamieniami. Kto wie, mogła tylko udawać martwą.
Podeszli do mapy taktycznej. Gramon opowiadał o wysyłanych oddziałach stolicy oznaczanych białymi pineskami.
- ... Ta szara nić to z pewnością Smok. linia jest tylko jedna nad garnizonami i ukośna w stronę lasu, a dokładniej osady. - Przetarł ręką mapę - Choć początkowo punkt zaczepienia był w lesie. Tu jest ślad po pinesce. Czerwona nić to pewnie Wulkan. To ciekawe wynika z tego że po przybyciu udał się na rozstaje dróg a później do kraju ziemi. Słyszałem jednak że ktoś od niego wciąż jest w tym kraju. Hmm nigdzie nie ma czarnej nici. Jedynie czarne pineski...
Raporty głównie dotyczyły widocznych ruchów lub plotek o nich. Nie było w nich zawarte informacje spiskowe.
- Hmm… - zastanawiał się Kuroryū - A zatem zapewne nic z nich nie uzyskamy. - zawahał się - Chcesz je zabrać ze sobą, czy zostawić tutaj? Biorąc pod uwagę tego zabójcę, musimy jak najszybciej porozmawiać z Yue… i z księżniczką.
- Zostawmy. Mała byłą by zła gdyby coś stąd zniknęło. Jak wyjdziemy powinniśmy też wszystko pozamykać. Yue pilnuje tego miejsca wiec o szpiegów bym się nie martwił.
Wszystko zostało zostawione w jako takim porządku. Zabrano stamtąd zwłoki oraz uprzątnięto wszystko do poprzedniego stanu, wraz z zamknięciem drzwi. Gdy wyszli na główny korytarz zobaczyli pokojówki wywlekające zwłoki podobnego zabójcy.
- Więc jednak był drugi… - rzucił spokojnie Kuroryū - Idziemy do Yue. Chcę wiedzieć wszystko to co on wie, najszybciej jak to możliwe.
- Yue go załatwił. - powiedział beznamiętnie Gramon schodząc ze schodów.
Za trupem ciągnął się mokry szlak. Przed wyjściem z zamku Gramon porozmawiał chwilę z Generałem Agaunem. Zdał dość oględny raport ze sprawy zabójców, pomijając sprawę księżniczki. Truchła obu zabójców, zostawiono w strażnicy. Później razem udali się do świątyni. Na miejscu była już Charpa która siedziała przy Yue. Złotowłosy zajmował się jakimiś miksturami przy stole z aparaturą. Przy stoliku gościnnym stał już dzbanek herbaty.
Kuroryū dosiadł sie do stołu, z poważną i raczej ponurą miną.
- Wierzę że musimy porozmawiać… - rzucił powoli, patrząc na Yue.
Gramon również zasiadł za stołem. Był jedynka spokojny i opanowany.
- Yue zrób sobie przerwę i dosiądź się do nas. - Powiedział bez cienia emocji, zalewając sobie herbaty. Charpa również się dosiadła.
- Na początek - rzucił Kuoryu spokojnie - dzięki za pomoc z drugim zabójcą. Niemniej jednak, to nie dlatego tu jesteśmy.
Złotowłosy nalał sobie herbaty i upił łyk. Potem popukał chwilę palcem w stół.
- Pytaj dalej. - Powiedział gramon również upijając łyk - Będę robił za tłumacza. - uśmiechnął się.
Kuroryū westchnął.
- Jak sobie życzysz. - spojrzał na Yue uważnie - Wiemy że spotkałeś się z księżniczką tuż przed jej zniknięciem, i że zostałeś poproszony o nie mieszanie się. I wiemy że ty najprawdopodobniej wiesz gdzie obecnie znajduje się księżniczka. - Kuroryū popukał przez moment palcami w stół - Chcielibyśmy się tego dokładnie dowiedzieć.
Yue pokazał ręką gest przyzwolenia.
- Wszystko się zgadza. - skomentował gramon. - Wiesz więc gdzie dokładnie jest?
Gest odmowy.
- Aha. Wiesz gdzie, ale nie wiesz dokładnie? - Potwierdzenie. - Wytłumaczysz? - pukanie w stół. - W takim razie masz z nią kontakt. - Przyzwolenie - Stały? - odmowa.
- A kiedy będziesz w stanie się z nią skontaktować? - zapytał Kuroryū - Ponieważ jest wysoce prawdopodobne że następna próba skrytobójcza nie będzie tak niekompetentna… i ten kraj zostanie bez przywódcy.
- Oto bym się raczej nie martwił.- uśmiechnął się gramon.- Yue. - Młodzieniec pokiwał ręką - To nie do końca tak - tłumaczył gramon. Młodzieniec pokazał kciuk za plecy a następnie zasalutował. Ostatecznie pokazał palec wskazujący w górę i narysował nim okrąg w powietrzu. - Hmm. Ona okresowo się od melduje. - wytłumaczył gramon. - Wykazywała może potrzebę pomocy, albo kontaktu z Nimi? - Odmowa.
Kuroryū westchnął.
- A kiedy wypada następny kontakt? Bo zakładam że macie ustalone daty. - rzucił.
Znów skierował palec w górę i znów narysował kółko.
- Pełnia lub nów. Czyli po jutrze. Hmm. Mniemam że kontakt to jedynie parę słów wypowiedzianych do zbiornika wody. - uśmiech na twarzy Yue. Gramon również się uśmiechnął. - Kontakt raz w tygodniu ze względu na podwójny księżyc.
Kuroryū westchnął.
- Czyli trzeba by czekać. - zastanowił się przez moment - A gdzie była gdy kontaktowaliście się ostatnio?
- W Lofar. - Odpowiedział gramon. - Hmmm że też jej nie widziałem. Była tam już, gdy się spotkaliśmy Kuro. Mówiłem jednak że to nie takie proste. Łatwo bym ją rozpoznał, a tym bardziej Nightfall, gdy roznosił wieść.
- Jeśli będziesz tylko wskazywać potencjalne problemy, będziemy tutaj cały dzień. - westchnął - A zatem zostajemy z niczym… znowu. - zaśmiał się delikatnie - Wasza księżniczka jest bardziej zdolna niż to zdrowe. I nieodpowiedzialna, oprócz tego.
- Wiemy już i tak wystarczająco dużo. Pozostało uporać się z ostatnią sprawą. Zdrajcą. Już się ktoś tym zajmuje. Tak czy inaczej nie widzę byśmy mieli dużo do roboty. Yue. Ty działaj własnym rytmem. Powiem generałowi by ustawił naczynia z wodą w pokoju króla oraz w sali tronowej. Tak tylko dla bezpieczeństwa. Charpa. Kiedy wracasz?
- Jutro~nya. - odparła delikatnym głosem.
- Dobrze. Nie śpiesz się. Masz tyle czasu ile potrzebujesz, a nawet i więcej. Przydzielę cię do zamku, przynajmniej do póki nie wróci ta przebiegła dziewuszka.
- A jeśli chodzi o mnie? - zapytał spokojnie Kuroryū - Bo jeśli nie masz nic dla mnie, będę się zbierać. Jestem coraz bliżej odzyskania pełni moich mocy, a będę ich potrzebować, biorąc pod uwagę w którą stronę rozwija się sytuacja.
- Tak. Jesteś wolny. Nie sądzę by w tej chwili coś miało się zmienić. Postaramy się zabezpieczyć zamek i załatwić ostatnią sprawę.- powiedział kończąc filiżankę herbaty.
- Jasne. Będę na placu gdybyś mnie potrzebował. - rzucił spokojnie, ruszając na wyżej wymieniony. Tam będąc rozpoczął swoją zwyczajową praktykę. Walka wręcz, ćwiczenia fizyczne, i tak dalej. Próbował również uzyskać jeszcze większą temperaturę swoich kamieni… tym razem miał nadzieję rozgrzać je przynajmniej do czerwoności, jeśli nie stopić.
Kamienie zaczęły parować. Nie osiągnęły jednak czerwoności. Pojawił się natomiast nowy efekt. Kasō opadł na jedno kolano lekko podduszony. Próby rozgrzania kamieni były tym bardziej wycieńczające im większą temperaturę chciało się uzyskać. Mimo jednak wielkiego wysiłku kamienie nie ulegały rozgrzaniu do czerwoności.
- To jest dziwne… - odezwał się cicho Kuroryū. Wyglądało na to że coś było nie tak. Normalnie zdolności logii nie kosztowały w ogóle wysiłku. Może powinien zapytać Yue o opinię? Na razie jednak wrócił do treningu. Nie miał dziś nic lepszego do roboty.
Kuroryū trenował do końca dnia, a następnie, znajdując lokum, położył się spać.
Tej nocy Kuroryū spał nie w Nimfie, jak miał to do tej pory w zwyczaju, lecz w koszarach. Przyzwyczajał się z powrotem do wojny, nie zaś do komfortu. Z perspektywy czasu okazało się to nie za dobrym rozwiązaniem.
Tej nocy jego umysł nawiedził koszmar. Znajomy koszmar. Gdy otworzył oczy ujrzał ją.
Wyspę o nazwie Proelii.
- Zamordowałeś nas. – rozległ się cichy szept przy uchu Kuroryū. Gdy ten błyskawicznie się odwrócił nie spostrzegł nikogo. Wiedział jednak do kogo należał ten głos. Jego dłoń zapłonęła.
- Sprowadziliście to na siebie! – ryknął – Nie miałem wyboru!
- Naprawdę? – przed jego oczyma zmaterializowała się postać. Blondyn, w czerwonym garniturze. Wysoki, ale wciąż niższy o głowę od kontradmirała.

– Mogłeś nas puścić wolno.
Tym razem Kuroryū zaśmiał się gorzko.
- Po tym co zrobiliście? Nigdy. – spojrzał ponuro na formujące się widma. Było ich wielu, ponad czterystu. Zamknął na moment w oczy. Gdy otworzył je ponownie, był w nich tylko szał. – Nie wybaczę wam. Nigdy. – Jego dłonie pokryły się magmą. Kolejny dowód na to że był to tylko sen. – I nie okażę wam litości. Nigdy. – Rzucił się w stronę widm, chwytając blondyna za gardło. Pochylił się on w jego kierunku, mimo że gorąco powoli topiło mu skórę, i wycharczał.
- I nie zapomnisz. Nigdy. – po czym zaczął się śmiać, szaleńczo. Twarz Kuroryū przybrała straszliwy wyraz. Magma otaczająca jego dłoń urosła, a następnie eksplodowała, masakrując wszystkie widma dookoła niego i spopielając blondyna. Rzucił się w tłum, z rykiem, mordując dziesiątki pojedynczymi ciosami. I cały czas rozlegały się dookoła niego szepty.
- Twoja wina... – potężna magmowa pięść zgniotła kilkanaście widm – Twoja porażka... – gargantuiczny smoczy łeb pochłonął następnych kilkunastu przeciwników – Twój błąd... – z potężnym okrzykiem wściekłości uderzył obiema dłońmi w powierzchnie wyspy, a potężna eksplozja magmy pochłonęła wszystkich jego przeciwników – Twoja odpowiedzialność... – usłyszał jeszcze szept... a następnie cisza. Został sam, wśród popiołów i szalejącego inferno. Upadł na kolana. A następnie ryknął, głosem pełnym wściekłości, pogardy i... żalu? I z tym samym okrzykiem obudził się.
- Nienawidzę tego snu. – wymamrotał pod nosem, ubierając się i ruszając na plac treningowy. Miał nadzieję na znalezienie kogoś chętnego na sparing. Był on mu w tej chwili potrzebny.
Na placu była grupa rycerzy. Trenowała pod okiem Gimbeia oraz blondwłosego rycerza z trójzębem.

Nieopodal samotnie ćwiczył Nobunaga. Spory kawałek dalej na strzelnicy nadal znów była samotna postać strzelającą do niewidocznych z tej strony celów.
- Hej, Gimbei. - rzucił na powitanie Kuroryū - Kolejny wolny dzień, hmm?
- Ha. Nie, po prostu to moje zajęcie. Czasem znajdzie się coś innego, ale głównie zajmuje się strażnicą i terenem treningowym. Choć z drugiej strony, tak. Znów dzień będzie leniwy. - Uśmiech. - Poznaj to jest Hiro. Jeden z członków oddziałów.
Młodzieniec ukłonił się.
Marine odkłonił się delikatnie.
- Kuroryū. - przedstawił się uprzejmym tonem - Gimbei, miałbyś może jakiś rekrutów dobrych w walce bez broni? Przydałby mi się sparing. - rzucił do niego, spokojnie.
- Bez broni mówisz? Daj mi chwilę się zastanowić. Typowa walka w ręcz to Charpa. Tyle że jak na zacznie walczyć to będzie się obolałym. Może ktoś z podróżnych w Szemranym Żuczku.
- Większość rycerzy stawia jednak na broń. - Powiedział hiro. - Ale na północnej rubieży. Jest mnóstwo osób z rożnymi stylami walki.
- To zrozumiałe. Także cała przystań to teren walki sztuk walki. Jeżeli jednak byś chciał to Charpa jest na zamku. Jednak możesz zajrzeć też do żuczka lub szulerni. Nie trudno tam trafić, a w ryj zarobić łatwo - Zaśmiał się.
- Zdaje mi się czy stalowy też tam poszedł?
- To możliwe. Lubi pograć w karty.
- Kto wie, może tam później wpadnę. - rzucił Kuroryū, wyraźnie się nad czymś zastanawiając - Biorąc wszystko pod uwagę, chwila spokoju byłaby niezła. - westchnął ruszając do wyjścia - Jeśli pojawią się jakieś ważne wieści, poślij po mnie! - rzucił jeszcze do Gimbeia, ruszając do tej szulerni. Był ciekaw jak wyglądało to miejsce.
Miejsce to znajdowało się po drugiej stronie miasta. W dzielnicy, którą można by nazwać slumsami. Domki stanowiły funkcje noclegowni. Był ich dużo i tworzyły olbrzymią sieć ścieżek. Szulernia była jednym z większych budynków w tej okolicy i najbliższym głównej drogi miasta.
Wewnątrz był gesty opar dymu. Siedziała tu sama hołota. Pito i palono na umór a także grano w różnego rodzaju gry, wraz z tymi hazardowymi. Gramon, najgłośniejsza osoba przy jednym ze stołów od razu rzucił się w oczy. Widocznie przegrywał w jakiejś hazardowej grze karcianej.
Kasō spokojnie podszedł do baru, zamawiając sake, a następnie dosiadł się do Gramona.
- Widzę że szczęście ci dziś dopisuje. - rzucił do niego, z delikatnym uśmiechem.
- Czołem Kuro. Chcesz się dosiąść? Jak na razie przegrałem 100 monet. Ciężkawy też Texas Holdem.
- Oj signor Stalowy. Po prostu jest pan sfortunato. (pechowy) - Powiedział zakapturzony.

- Spokojnie Ezio dopiero się uczę. Crunchy rozdawaj. - zwrócił się do niebieskowłosego dziewczęcia.

- Też dołączasz? - zapytał białowłosy

Marine zastanowił się przez moment, po czym skinął głową.
- Z chęcią. - rzucił - Zwykłem ryzykować życie, a nie pieniądze, choć parę rozgrywek się rozegrało w życiu. - uśmiechnął się do wspomnień. - Zaczynamy? - rzucił.
- Tak - odparła niebieskowłosa. Gdy tylko Kuro się przysiadł zaczęło się rozdawanie kart. Pierwsza karta poszła do gramona. Gramon jako pierwszy wystawił na środek stołu 5 monet.
- Podstawowa stawka - wyjaśnił
Tak jak każdy z graczy po kolei. Każdy z graczy otrzymał 2 karty i sprawdził je tak by inni nie podejrzeli.
Kasō otrzymał 3 kier i króla pik.
Teraz zaczęła się licytacja. Poczynając od gramona. Podniósł on stawkę do 10 monet.
Marine wyrównał stawkę, wystawiając 10 monet na stół.
Ezio oraz dante również wyrównali. Natomiast dziewczę odrzuciło karty wycofując się z kolejki. Następnie podniosła talię odliczyła pięć kart które odłożyła na bok a następnie ułożyła 3 otwarte karty na stół: 8 pik, 3 karo, 9 karo. Gramon spasował pukając w stół.
- Co jest stalowy, karty nie przypadły. - Zaśmiał się biało włosy.
Kolejka przypadła na Kasō . Na stole jest 45 monet.
Marine zaś podniósł stawkę do 15 monet, rzucając je na stół. Cały czas zachowywał kamienną twarz.
Ezio dorównał stawkę mając pokerowy wyraz twarzy pod kapturem.
Dante podniósł stawkę dorzucając 10 monet. (czyli przebił cię o pieć) Kolejka znów wróciła do gramona. Miał nietęgi wyraz twarzy, ale zaryzykował dorównać rzucając 10 monet.
Kuroryū również wyrównał.
Ezio również. Dante widać zastanawiał się czy nie podnieść jeszcze stawki. Zapukał jednak w stół. Na stole 85.
Dziewczę dorzuciło kolejną kartę: 4 karo.
Gramon odrzucił karty.
Kuroryū uśmiechnął się delikatnie, podnosząc stawkę o pięć.
Ezio znów się chwilę zastanowił i ostatecznie odrzucił karty z uśmiechem. Dante także się uśmiechnął wyrównując i przebijając stawkę o 5. Na stole równe 100. Kolejka Kasō .
Uśmiech Kasō poszerzył się, stając się prawdziwie drapieżnym. Wyrównał do Dantego, a następnie przebił o 5.
Dante widoczni nie chciał odpuścić. Niebeskowłosa się zasępiła, najpewniej przypomniała sobie swoje karty. Białowłosy spoglądał na swojego rywala dorzucając jedynie 5 monet do stawki. (115) Kolejna karta to: 8 trefl.
- Interesujące… - rzucił Kuroryū, w dalszym ciągu się uśmiechając. Dorzucił dziesięć monet do stawki,
Dante jeszcze raz zerknął na swoje karty i na oponenta.
- Widzę że coś tam umiesz grać. - Dorzucił do stawki 15 monet. (140)
- W kwaterze głównej gry na pieniądze były zakazane, więc graliśmy o przydziały i zadania. - rzucił z uśmiechem Kuroryū - Dobre umiejętności gry były przydatne jeśli nie chciałeś wylądować na przykład na wyspie na której pada błyskawicami. - dodał, wyrównując do Dantego, i przebijając o dziesięć.
- Ja znowu ciągle spłacam dług za mój lokal. W innym świecie. Te pieniądze raczej nie przydadzą się u mnie, ale nim to wszystko się skończy postaram się wymienić je na dobra. A że dług mam spory, szczęście dobre i umiejętności wspaniałe. - Wyrównał i przebił o pięć. (170) - Tak łatwo ci nie pójdzie. Pasujesz?
Kuroryū tylko się uśmiechnął.
- Przebijam. - rzucił, dorzucają dziesięć monet. (180)
- Hmm. Pewności nigdy za wiele. Więc może sprawdzimy czy twoje umiejętności pokonają moje szczęście? Sprawdzam. - Dorzucił 5 monet zrównując stawkę. (185)
Obaj gracze pokazali swoje karty.
Stół: 8p, 3ka, 9ka, 4ka, 8t
Kasō : 3ki, Kp (2 pary ósemki i trójki)
Dante: 5p, 9ki (2 pary ósemki i dziewiątki)
Obaj gracze mają po 2 pary. Wygraną zgarnia jednak dante. Parą dziewiątek.
- Tak bywa. - Uśmiech. - Kolejne rozdanie?
- Ech moja sakiewka woła o litość. - Powiedział gramon - 120 monet do sporo.
- Bene. Ja zostaję.
Dziewczyna kiwnęła potwierdzająco głową.
- Ja się piszę na jeszcze jedną kolejkę. - rzucił spokojnie Kuroryū - Dawno nie grałem w tak interesującą partię.
- Dobra. Mała przetasuj talię i rozdawaj. Na nowo. Stawkę wejściową pozostawimy 5 monet. - Rzucił jako pierwszy na stół. Po nim pozostała trójka.
- Zostanę jednak by pooglądać. - powiedział gramon zamawiając kufel piwa.
Dziewczyna przetasowała karty i rozdała po dwie poczynając do Kasō . Karty: 6ki, Wp Stawka: 20 monet
Kuroryū zaczął spokojnie, wchodząc z pięcioma monetami.
Pozostali gracze również zrównali. (40) Ninja odliczyła pięć kart z wierzchu i odłożyła je na bok. Następnie trzy z wierchu tali ułożyła na środku stołu: 2p, Kt, Kka
Kuroryū dorzucił pięć monet do puli. Na razie zdecydował się grać ostrożnie.
Ezio dorzucił 10, dante 15 a dziewczę wyrównało. Kolejka Kasō .
Kuroryū również wyrównał.
- Gramy tym razem bardziej agresywnie, jak widzę? - rzucił z pokerową twarzą.
- Ja wolę okrągłe sumki. - powiedział Ezio z uśmiechem zrównując.
- Ciekawiej się gra o duże sumki. - Uśmiech Dante i stukniecie w stół.
- Po prostu masz szczęście. - Pierwsze słowa dziewczyny i stuknięcie w stół. (100) Nowa karta: Aka
Kuroryū bez słowa dorzucił pięć monet do puli.
Ezio nie ukrywał swojego uśmiechu. Rzucił jednak 5 monet. Niepewność i zabezpieczenie?
Dante rozsadzony na fotelu. Kart nie sprawdzał od momentu pierwszego ich spojrzenia. Ucieszony od ucha do ucha. Dorzucił 10 monet. Dziewczę bardzo niepewne, licząc na szczęście wyrównała. Kolejka Kuroryū.
Kuroryū również wyrównał.
Tak samo ezio. (140) Dante nadal ucieszony czekał na kolejną kartę. oczywiście pukając wpierw w stół. Dziewczyna również spasowała. Nową kartą była: 9ki [Stół: 2p, Kt, Kka, Aka, 9ki]
Kuroryū uśmiechnął się szeroko, patrząc na nową kartę, i dorzucił do stosiku monet piętnaście nowych.
Ezio odrzucił karty.
- Dobra passa - zapytał Dante dorzucając 20.
Dziewczę również odrzuciła karty. (175)
- Zgadza się. - rzucił marine, dorzucając dziesięć monet.
- U mnie również. - Uśmiech. Sprawdzenie kart. I dorzucenie 10 monet. (195)
Kuroryū tylko się uśmiechnął, dorzucając następne piętnaście monet. (210)
Dante również się uśmiechnął. Spoglądał w oczy Kasō i myślał. Myślał dłuższą chwilę.
- Ach. Lubię takie gry. Może nie jest to gra o artefakty, ale zawsze można poznać ciekawych ludzi. - podniósł swoje karty i odłożył je do stosu. - Moja strata.
Stawkę wygrał Kasō .
- To co kolejna? - Zapytał ezio
- Ja pasuję. - Powiedziała dziewczyna. - Wyszłam na równo.
Dante wstał z fotela.
- Na mnie pora. Robota wzywa. - Podniósł swój stalowy miecz i przełożył go przez ramię. - Jak wrócę możemy to powtórzyć.
- Całkiem możliwe. - rzucił spokojnie do Dantego Kuroryū, zbierając swoją wygraną ze stołu - Ja również będę się zbierać za moment. - spojrzał na staruszka - A ty, Gramon? Jakieś plany?
- Napić się po przegranej. - Uśmiech. - Do szemranego żuczka idę. Umówiłem się na spotkanie ze znajomym. Ma dla mnei ciekawe informacje.
- Miałbyś coś przeciwko jeśli do ciebie dołączę? - rzucił marine - Nie mam dziś nic lepszego do roboty, a przynajmniej miałbym jak spędzić dzień. - dodał.
- Nie ma sprawy. Ale postawisz mi kolejkę. Moje fundusze sa na wyczerpaniu. - Uśmiech. - Trzymaj się Ezio.
- Ty też stalowy. Arrivederci. - Zaczął zbierać talię kart by oddać ja barmanowi. Podniósł karty Dante by sprawdzić czym grał. Zasępionej miny nikt już jednak nie widział gdyż pozostali opuścili bar. Na stół zostały rzucone 2 karty. Zwycięskie karty As i dziesiątka.
- Co ty planujesz Mesere Dante. - Rzekł do siebie podchodząc do baru.
W tym czasie Gramon i Kasō zbliżali się do Karczmy.
- ...ten znajomy to Fairy Fancer. Można powiedzieć że to znajomy Gabrieli z Dywizjonu. Dopiero co wrócił.
- Ze wschodu… - wymamrotał pod nosem Kuroryū - Sądzisz że może mieć informacje w sprawie którą obaj wykazujemy wielkie zainteresowanie?
- Coś wspominał pewnej dziewczynie, która uciekła. Trzeba to sprawdzić. - Powiedział rozkładając ręce.
- A jeśli to ona? - zapytał spokojnie marine.
- To nawet lepiej.
Do karczmy weszli raźnym krokiem. O tej porze zastawiony był tylko jeden stół. Poza osobą z którą mieli się spotkać innych szczególnie rzucających się w oczy nie było.

Młodzieniec siedział przy barze i popijał jakiś kolorowy trunek.
Kuroryū spojrzał na niego i pokręcił spokojnie głową.
- Nigdy nie pojmę dlaczego połowa waszych oddziałów wygląda jak dzieciaki. - rzucił cicho pod nosem, siadając przy barze - Sake. - rzucił do barmana, patrząc pytająco na Gramona.
- Tu akurat się mylisz. On nie należy do naszych oddziałów. To po prostu znajomy. Prawda Fang. - Spojrzał na siedzącego przy barze.
- Nic dodać nic ująć. - Upił łyk kolorowego drinku. - A ty jak widzę nic się nie zmieniłeś. Choć czas biegnie tu inaczej i dużo się dzieje.
- Ech. Co masz dla mnie?
- Księżniczka uciekła. Widać przejadł się jej ten konflikt. Posłano za nią zabójców. Jest teraz gdzieś na północnej rubieży. Z jednego konfliktu w drugi. Ech.
- Jak precyzyjne są te informacje? - zapytał Kasō , upijając łyk sake.
- Bardzo. Bo się z nią minąłem. A dopiero później przypomniałem o całej sprawie. Trzeba by ją znaleźć i załatwić azyl przynajmniej póki jej sprawa nie ucichnie lub sama nie zechce wrócić.
Marine westchnął, z cichą irytacją.
- Jesteście pewni że ta wasza księżniczka jest tak inteligentna jak mówicie? Bo zachowuje się zupełnie nieodpowiedzialnie, pozwolę sobie zauważyć. - rzucił, ponownie upijając łyk sake - Nawet jeśli będzie uciekać, to nie jest to dobre rozwiązanie. W końcu znajdą kogoś kto będzie w stanie ją znaleźć… i zabić. - dodał, raczej ponurym tonem.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 24-09-2013, 00:31   #34
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
- Hmm coś mi tu nie gra... - zastanowił się gramon. - Dlaczego jest na północy?
- Jak to? Przecież tam najłatwiej zniknąć. To proste. Tyle tam przybyszów.
- A co z zabójcami? Kto ich nasłał?
- To też dość jasne. Ktoś z przeciwnego klanu.
- Hmm… - zamruczał Kuroryū - Dlaczego jednak tak słabi zabójcy? - rzucił cicho - Wszyscy wiemy że są w tym świecie przybysze którzy mogliby po prostu zaatakować zamek i wyrżnąć wszystkich. - parsknął cicho - Ja prawdopodobnie mógłbym czegoś takiego dokonać gdybym chciał. Coś tutaj faktycznie nie pasuje. - zastanowił się - Księżniczka podróżowała sama? I kiedy dokładnie ją widziałeś?
- Zanim wróciłem do stolicy zahaczyłem karczmę na rozstaju dróg. Widziałem ją raptem dwa, trzy dni temu. Dlaczego tak cię dziwi że zabójcy nie są przybyszami. Przecież klany to zamknięte społeczności.
- Znów te klany... Co ma Przystań do naszej Uri?
- Uri?
- Och? Proszę, powiedz mi że spotkałeś jakąś inną księżniczkę. - rzucił Kuroryū delikatnie sarkastycznym tonem - Czym są te klany, i co mają wspólnego z tym wszystkim? - dodał już delikatniej.
- Klany to jakby rody rządzące na przystani. Są zdaje się trzy, bądź cztery. To jakiś czas kłócą się o władzę nad całą przystanią. Ale zaraz. Ponownie się pytam co one maja wspólnego z naszą królewną Uri.
- Nic. - Doparł młodzieniec.
- Wytłumacz się. - Powiedział gramon z dziwną miną.
- Kiedy mówiłem że mam informacje o księżniczce nie miałem pojęcia że podobna sytuacja miała już miejsce.
- A jaśniej?
- Zaginęła księżniczka Xing, córka czerwonego klanu. Może nie zaginęła tylko uciekła. Widzę jednak że i królewna Yuri także zaginęła. - Chwilę podrapał się po głowie. - O niej jednak nic nie wiem. Przybyłem w końcu z przystani.
Kuroryū westchnął
- Czyli wracamy do punktu wyjścia. - zastanowił się przez moment - Interesujący zbieg okoliczności, tak swoją drogą. Zaginięcie dwóch osób o takiej pozycji, w tak krótkim okresie czasowym? Dziwne… - rzucił, upijając łyk sake.
- Ech. Fang Postaw mi kufel. - powiedział gramon. Gdy otrzymał kufel również upił łyk. Przez chwilę wszyscy siedzieli w ciszy.
- Przydało by się jej jednak pomóc.
- I co dalej? - rzucił dość ponuro Kuroryū - Przypominam ci że mieliśmy jutro ruszać po Uri. - upił łyk sake - Jeśli posiadamy dość zasobów żeby pomóc obu jednocześnie, to dobrze. Ale podejrzewam że nie posiadamy. - prychnął z irytacją - I akurat teraz Shujin wybrał sobie czas na znikanie.
- Spokojnie coś się wymyśli. - Powiedział gramon. - Mamy jedynie znaleźć jej azyl. Czyli po prostu sprowadzić na zamek. Nic więcej. Będzie to też manewr polityczny. Bo... w końcu księżniczka wróci do stolicy. - Uśmiech.
- Bardzo praktyczne.- skomentował fang. - Zajmę się jej prześladowcami. Nic więcej niż to że będzie na zamku nie wymagam. Ostateczna decyzję i tak podejmie Yuri.
- Tylko teraz znów będzie trzeba kogoś szukać... Ech. Jeden z przybyszów szuka Kanade. Wszyscy szukamy księżniczki. A teraz jeszcze jedna zabłąkana smarkula.
- A jakby tak poprosić o pomoc... dajmy na to ninje?
- Skoro to księżniczka z przystani to jak ci się zdaje... Jak wyglądają jej prześladowcy?
- Ach. No tak. Wybacz.
- Nic się nie stało. Kogo by tu wysłać. Może kogoś od generała Agaun. Race i Ilia by się tym mogli zająć.
Kuroryū zaśmiał się cicho, z delikatną nutą sarkazmu.
- Prawie nic nie idzie po naszej myśli, problemy pojawiają się szybciej niż jesteśmy w stanie je rozwiązać i sytuacja zdaje się pogarszać z minuty na minutę. - upił łyk sake - Czuję się prawie jak w domu. - zastanowił się - Ale dlaczego jeszcze nikt nie wykonał znaczących ruchów...? - rozważał głośno.
- Znaczących? - Zapytał fang.
- Wierz mi Kuro. Niedługo dojdzie do czegoś wielkiego. Choć każdy wolał by tego uniknąć.
- Nienawidzę ciszy i oczekiwania. - przyznał się szczerze marine - A jednocześnie mamy zbyt wiele niewiadomych by efektywnie pracować. Może księżniczka zdoła rzucić co nieco światła na tę całą sprawę. - odrzucił głowę w tył i zaśmiał się głośno - Jeśli będziemy mieli szczęście, to zdarzy się to zanim wszyscy zginiemy. Nadchodzi konflikt, Gramon. Mogę go praktycznie wyczuć w powietrzu. - zawahał się, i zapytał - Kiedy ostatni raz mieliście wojnę z prawdziwego zdarzenia, jeśli mogę zapytać?
- Z 5 lat temu. - Chwila zastanowienia. - Był to konflikt miedzy królestwami. W dodatku wyszły później problemy z demonami i smokami. Okres godowy. Dużo zamieszania. Ostatecznie wojnę przerwał pokój. Choć nie pamiętam od czego się zaczęła. A tak jak było powiedziane 3-4 miesiące tamu powstałą unia. Tak jeszcze przed pojawieniem się bramy. Czy może w tym samym czasie.
- Pięć lat… dobrze. Przynajmniej ludzie jeszcze nie zdążyli zapomnieć czym jest wojna. - rzucił cicho pod nosem. Głośniej zaś dodał - Miałbym teoretyczne pytanie, jeśli mogę. Jeśli mielibyście zbudować na terenie tych królestw fortecę połączoną z miastem, to gdzie zdecydowalibyście się to zrobić?
- Najtrudniejszy teren do walk to teoretycznie przystań i kraj gór.
- Nie musielibyśmy jej budować. - stwierdził Gramon. - Stoi nie używana już od dawna. Na południowy wschód odn stolicy w kotlinie do której prowadzi tylko jedna droga. Stare miasto wbudowane w skałę. Teraz stoi puste. Wcześniej dały nam tam popalić smoki oraz jedna z krypt. To było dawno. Z 10-20 lat temu.
- Teren Uni jest dogodny do otwartych bitew, jednak do działań taktycznych jest dość kiepski.
- Dlaczego tamto miasto zostało porzucone? - zapytał Kuroryū - Brzmi jak doskonała pozycja obronna, a kto wie, może nawet placówka handlowa, jeśli dobrze pokierować by rozbudową.
- Znajdowało się spory kawałek od głównego szlaku. Poza tym jest całkowicie osłonięte przez górskie ściany. Mało malownicze miejsce i trochę chłodnawe. - wspominał popijając piwo. - W tamtych okolicach poza tym nic nie ma. Nowe miasto okazało się być bardziej przyjazne. Była jeszcze kwestia szkodników. Kiedyś smoków było pełno tam też miały swoje gniazda sezonowe. Tyle że ich sezon różnie przypada. Czasem po wielu latach. Do tego tuż pod miastem odkryto starożytną kryptę, a z takich miejsc zawsze lubi coś wypełznąć. Nastroje mieszkańców również dawały się we znaki. Dużo czynników ale i tak król planował wkrótce przenieść to miasto. Ostatecznie korzystamy z niego jako “składnik na wina”.
- W dalszym ciągu brzmi to moich uszach nieco jak marnotrawstwo. - rzucił spokojnie Kuroryū, popijając sake - A z innych ciekawych miejsc? Co tam jeszcze macie? - rzucił, uśmiechając się delikatnie.
- Punkt widokowy to olbrzymia wieża tuż przy barierze. U jej szczytu czyli...
- Prawie kilometr nad ziemią. - dodał fang
- Jest coś a’la mała wioska. tyle że jest to miejsce które bardzo łatwo moze stracić stabilność. Zamieszkują tam uskrzydleni. Hmm. Z innych jeszcze są ruiny przy jeziorze. Efekt wojny. Chyba należały do wschodniej marży. Ten kraj nei jest jakis szczególny. W porównaniu do kraju Lodu czy formacji skalnych kraju gór. Przystań też budzi podziw.
- Są jeszcze latające skały w kraju burzy i wulkaniczne pola za pasmem górskim - kraj ognia.
- Hmm.. - zamruczał Kuroryū, upijając następny łyk sake - Jakie mamy dalsze plany, Gramon? To oczekiwanie mnie męczy. I irytuje. - wyznał mu szczerze marine.
- Ja muszę zostać w stolicy. Ty natomiast możesz już wyruszyć do Lofar. Czekamy już tylko na wskazówkę co do jej ukrycia. Nie mam jednak pewności kiedy ją uzyskamy.
- Jak rozumiem przekażesz mi wiadomość przez Yue… - bardziej stwierdził niż zapytał Kuroryū - A jeśli ją znajdę? Biorąc pod uwagę jak paranoiczna jest wasza księżniczka, nie sądzę by po prostu ze mną poszła.
- Ech. Najpewniej będziesz jej musiał pomóc. - stwierdził wzruszając ramionami. - Póki ma coś do zrobienia raczej nie wróci na zamek.
- Yuri, co? Ona taka jest. - Dopił swój trunek - Stalowy. Ja zamierzam spotkać się ze swoją grupą. Coś się szykuje. I nie mam na myśli tylko tej zbieżności z księżniczkami. Wróżkowy wymiar miał małe problemy stabilności kiedy opuszczałem Przystań. Najpierw zajrzę do dywizjonu, a później na rozstaje dróg. Jakbyś spotkał kogoś ode mnie powiedz by tam na mnie czekali. Trzymajcie się. - Powiedział odchodząc. Oczywiście musiał zostawić parę groszy jako zapłatę za zamówienia.
- Trzymaj się Fang.
- W takim razie ja również będę ruszać. - rzucił Kuroryū, dopijając sake - Gdy tylko Yue otrzyma informacje, przekaż mi je. - rzucił kilka monet w na blat w ramach zapłaty za alkohol - Och, i Gramon? - rzucił jeszcze do niego na odchodne - Bądź ostrożny. Coś wisi w powietrzu i nie podoba mi się to wszystko.
- W porządku. Trzymaj się.
Kuroryū skinął mu głową na pożegnanie, a następnie ruszył na rynek. Tam kupił co nieco suszonego mięsa na drogę, a następnie ruszył do bram miasta. Stojąc w nich odetchnął głęboko… i zaczął biec w kierunku Lofar.
Droga mijała spokojnie i można rzec nudno. Na szlaku dało się spotkać raptem kilku wędrowców. Po 2 dniach drogi Kasō dotarł do Dywizjonu.
- W końcu jakaś cywilizacja… - rzucił cicho marine, wchodząc do dywizjonu. Postanowił najpierw zameldować się u komendanta, tak na wszelki wypadek gdyby coś miało się wydarzyć.
Henryk jak zwykle siedział w swoim budynku dowództwa. Wraz z nim była Gabriela oraz Shihou. W tym samym budynku była także jeszcze jedna kobieta.

- Witam wszystkich! - rzucił dość rześko Kuroryū - Jak sytuacja w okolicy? - zapytał, ciekaw - Mieliście jakieś problemy?
- Kopalnia oczyszczona, smok ubity. Trochę spokoju. - Powiedziała gabriela. Rozsiadła się na ławce i wyglądała jakby miała kaca.
- Dowiedzieliśmy się, że wnuk kapitana został ranny ale już wraca do zdrowia. Wszystko spokojnie, choć nadal mam dziwne obawy. - podsumowała Shihou
Długowłosa z kataną siedziała przy stole i popijała jakiś gorący napój.
- A co u ciebie?
- Hmm… - zamruczał - Gramonowi i mnie udało się powstrzymać zabójców w pałacu królewskim oraz ustalić gdzie w przybliżeniu znajduje się księżniczka. - zastanowił się przez moment - Och, i jeszcze prawie pokonaliśmy z moim przełożonym Szlachetnego Smoka Błyskawic, ale uciekł zanim zdążyliśmy zadać mu ostateczny cios. To chyba tyle. - uśmiechnął się delikatnie.
- Widzę że mieliście pełne ręce roboty. - stwierdził shihou.
- To wyście narobili tyle szumy przy skale? - zaśmiała się Gabriela. - Dobrze że przeżyliście. Drugim razem nie będzie się tak łatwo dostać do tej skały.
- Co masz na myśli? - Zapytał dowódca.
- Skała się przenosi. - stwierdziła obojętnie. - Coś się szykuje. Będę musiała niedługo was opuścić i udać się na zachód. Muszę znaleźć trójkę moich znajomych i to przedyskutować.
Do budynku weszła mała dziewczyna z czymś na plecach.

- W każdym bądź razie, jestem tutaj z powodu księżniczki. - odezwał się Kuroryū - Nasze ostatnie informacje mówią że jest ona gdzieś w pobliżu Lofar, prawdopodobnie ukryta pod postacią iluzji. Słyszeliście może coś co mogłoby mi pomóc w poszukiwaniach? - zapytał spokojnie.
Wszyscy obecni popatrzyli ze zdziwieniem.
- W okolicy Lofar? - Zapytał Henryk
- Najszybsze są 2 drogi. W pobliżu Naszego obozu oraz obok smoczej skały. Tej drugiej raczej nikt nie używa więc… Mogła też dostać się tam dookoła przez targas.
- Księżniczka przeprawiła się do targas i nikt o tym nie wiedział!? - powiedział ponuro dowódca. - Trzeba więc zawiadomić straż w mieście niech jej poszukają. Jak mogło do tego dojść…
- Chcecie to ją wam znajdę. - Powiedziała siedząca w ciszy dziewczyna z mieczem. - Oczywiście za opłatą.
- Ale robicie zamieszania. - stwierdziła dziewczynka. - Jakaś dziewoja zaginęła i od razu wielka panika. Ech.
- Cheartas. Nie przeszkadzaj. To poważna sprawa. Od zaginięcia księżniczki minęło 10 dni. Mogła już wpaść w tarapaty.
- Pamiętacie że mówimy o Uri? - upewniła się Gabriela.
- W ciągu ostatnich czterech dni nastąpił atak na pałac królewski w którym brali udział zabójcy z kraju wiatru. - marine wzruszył ramionami - Nieważne jak rezolutna jest, coś może jej grozić. - spojrzał na dziewczynę z mieczem - Jeśli chcesz pomóc, proszę bardzo. Jeśli ją znajdziemy powinna czekać nas dość sowita zapłata. - zastanowił się jeszcze przez chwilę - Jeszcze jedno. Potrzebny mi jest jakiś rodzaj zbiornika wodnego. Yue miał się ze mną skontaktować i dostarczyć dodatkowe informacje.
- Cheartas przynieś jakąś miskę z wodą.
- Jasne już lecę. - odpowiedział sarkastycznie. - Jakby nie można było pójść do Bali. Tam jest pełno wody i nie trzeba nawet pojemnika.
- Cheartas!
- No co? Już idę. Ech.
Po niespełna 10 minutach dziewczynka wróciła z małą miską wody.
Kuroryū odchrząknął delikatnie.
- W moim świecie używaliśmy ślimaków i nie było to tak niezręczne… - wymruczał pod nosem, głośno zaś rzucił w kierunku wody - Yue. Słyszysz mnie?
Plusk wody. Chwila ciszy a po chwili dało się słyszeć znajomy głos. Na powierzchni wody widać było drgania rozchodzące się w tonację słów.
- Halo! - głos Gramona. - Yue to w ogóle działa? Pierwszy raz gadam do szklanki z wodą.
- Działa, działa, Staruszku. Jestem w dywizjonie, niedługo planowałem wyruszać do Lofar. - rzucił spokojnie Marine - Masz dla mnie informacje?
- Ta choć smark nie był skoty do udzielania informacji. Yue dowiedział się tylko zagadki... - ostatnie słowo wydawało się wypowiedziane z kpiną. - Ale to i tak coś. Co? Co sprawdzić? A... Yue się pyta czy jesteś sam?
- Nie. - odpowiedział krótko Kuroryū - Powinienem być? - zapytał spokojnie.
- Aj holibka... To nie dobrze.
- Spokojnie Gramon. - Powiedziała Gabriela. - Ledwo usłyszałam co nie co i już się domyśliłam o co może chodzić.
Miny dziewczynki, kobiety i Shihou były nieokreślone. Henryk zdawał się jednak także rozumieć.
- Gabi? Kto tam jeszcze z wami jest? - Plum
- Henryk, Shihuo, Cheartas i Chenbo... Znaczy trzecia pani szermierz.
- Henryku będę chciał zamienić z tobą słowo. A nawet kilka. Dobra nie przedłużając. “Jest pod innym krawatem”. Cokolwiek to znaczy. Co? A Kwiatem. “Jest pod innym kwiatem.” Głupszej zagadki nie mogła wymyślić.
Kasō warknął z irytacją.
- Czy ktoś może mi powiedzieć po co tak się staramy ją znaleźć? - rzucił delikatnie sarkastycznym tonem retoryczne pytanie - I jak rozumiem to wszystko? Udało wam się choć ustalić przybliżoną lokację? - zapytał, już bardziej spokojny.
- Jest w mieście. - Krótka odpowiedź. - Ja muszę jej szukać. - powiedział stalowy. - Taki fach. I niestety tak... to wszystko.
- Dobrze. Będę sobie radzić z tym co mam.
- Możecie nas zostawić samych. To znaczy mnie i Henryka. Musimy o czymś porozmawiać. A i Gabi... Fang do ciebie zmierza. Jutro powinien dotrzeć.
- Poinformuję cię jeśli coś znajdę. - rzucił jeszcze Kuroryū ruszając do wyjścia - Pani szermierz? - rzucił do długowłosej dziewczyny z mieczem - W dalszym ciągu zainteresowana tą pracą? - zapytał spokojnie - Przyda mi się towarzystwo. Jak również dodatkowe ostrze w razie kłopotów.
- Bo ja wiem. Do polityki nie chcę się mieszać, ale jeżeli chodzi tylko o znalezienie kogoś to... nie widzę problemu. Na północy zresztą jest bardziej rozrywkowo.
- W takim razie ruszamy do Lofar. - rzucił Kuroryū i uśmiechnął się delikatnie - Nie będzie mam nadzieję problemem że będziemy biec całą drogę?
- Każesz damie biec? - zawadiacki uśmiech
- Chenbo... - Powiedziała Gabriela - Nawet kobita musi czasem przyśpieszyć kroku.
- Ech. W porządku. Nadążę. Nie przeszkadza ci żę ruszymy teraz? Lubię las nocą. - Uśmiech, budzący niepewność.
- Ha! - rzucił z uśmiechem Kuroryū - Im szybciej wyruszymy, tym szybciej będziemy na miejscu. A noc nie jest zła na podróż. - ukłonił się delikatnie, wskazując wyjście z namiotu - Damy przodem. - dodał, w dalszym ciągu się uśmiechając.
Dziewczyna wyszła jako pierwsza z gmachu. Poruszała się niezwykle zgrabnie. Jej ciało też było niczego sobie. Przed opuszczeniem obozu zawitała jeszcze w piwiarni i zaopatrzyła się w butelkę wody.
- A zatem… - rzucił Marine, stojąc w bramie obozu - Ruszamy? - zapytał się dziewczyny, podziwiając jej ruchy.
- Na co jeszcze czekasz. - Ruszyła pierwsza osiągając dużą szybkość.
- Ta wycieczka była warta tylko dla kobiet… - rzucił pod nosem Kuroryū, ruszając z olbrzymią prędkością za nią, i doganiając ją po kilku sekundach.
Biegli dość długo, aż wreszcie dotarli do lasu. Przez pewien czas, gdy jeszcze świeciło słońce, wydawał się on przyjemnym miejscem. Wraz z nadejściem zmroku czar prysł. Byli w środku lasu. Odgłosy zwierząt nasilały się. Tak byli otoczeni. “Rathalos i Tigrex” przypomniał sobie Kasō . Pamięć jakież to zmyślne urządzenie. “Buty ze skóry rathalosa”
- I co panie. Zaczyna się robić ciekawiej. - delikatny odgłos wyciąganego miecza. Dookoła nich zaczęła unosić się delikatna mgła.
- Hmm. - mruknął Kasō - Byłem w piekle, droga damo. Potwory tego świata nie są dla mnie wyzwaniem. - jego dłoń pokryła się czarnym kamieniem - Bardziej zabawką dla zabicia nudy. - rzucił z delikatnym uśmiechem.
- Wiesz, że gdybyśmy “uwolnili aury” to pewnie nie musieli byśmy teraz walczyć. Nie mniej jednak lubię trochę się rozerwać. - Mgła zaczęła się wzmagać. - To co czas zacząć taniec? - Bestie zaczęły się wyłaniać. 10 Koto podobnych i 10 ptaków na drzewach. W sumie 20 bestii żądnych krwi.
- Aye. - Kuroryū odetchnął głęboko - Busoshoku: Koka. - Powiedział a jego ręce do przedramion pokryły się czernią. - Zabawmy się! - rzucił, i wyleciał niczym pocisk w kierunku bestii na ziemi. Nie musiał się obawiać ich ataków, był w końcu logią. Pierwszy uderzony stwór odleciał parę metrów do tyłu, zaś marine rozdając potężne ciosy na prawo i lewo, łamiąc kości i uderzając z wystarczającą siła by niszczyć organy wewnętrzne potworów.
Dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, w tym samym momencie mgła stała się bardzo gęsta. Bestie na drzewach padały od cięć, których nie było widać. Przez chwilę marines wydawało się że posiada ona moc zbliżoną do Logii. Nie mógł jednak tego oficjalnie potwierdzić.
- Piękna i zabójcza… dobra kombinacja. - rzucił mężczyzna cicho pod nosem z uśmiechem. Za plecami marine pojawił się jeden z koto podobnych stworków. Ten obrócił się delikatnie, a z jego dłoni wystrzeliła potężna dłoń z kamienia, chwytając go i zgniatając jednym ruchem. Jednocześnie z drugiej dłoni wystrzelił potężny smoczy łeb, chwytając następnych trzech i rozgryzając ich w pół. Dookoła polała się krew. Kuroryū dobrze się bawił.
Dziewczyna pewnie także. Nie było jej co prawda widać ale po padających stworach udawało się mniej więcej ją zlokalizować. Gdy 3/4 stworów poległo, reszta straciła apetyty i po prostu uciekła. Mgła zaczęła opadać a dziewczę znów stało się widoczne.
- Czas ruszać dalej. Taka rozgrzewka to coś czego potrzebowałam. - Powiedziała chowając ostrze i przeciągając się.
- Imponująca technika. - rzucił do niej Kuroryū, ponownie zaczynając bieg w kierunku Lofar - Widziałem tylko jednego szermierza w życiu który przewyższał cię umiejętnościami. Jestem pod wrażeniem. - uśmiechnął się drapieżnie w jej kierunku - Aż chciałbym zobaczyć jak walczyć z prawdziwie potężnym przeciwnikiem.
- Może będziesz miał okazję. W Lofar jest jakiś silny szermierz. O ile jeszcze tam jest chcę się trochę z nim sprawdzić. Bo ostatni nie miał ku temu zdolności. - Mówiła zrównują z nim krok.
Kuroryū zaśmiał się cicho.
- Nie oglądałem walki szermierzy od lat. Ostatni raz… to był pojedynek pomiędzy Vice-admirałem Momongą i Dracule Mihawkiem. - spojrzał na nią, uśmiechając się lekko - Spodziewam się widowiska po walce wojowników tej klasy. To będzie niezwykle… interesujące. - rzucił.
- Nie do końca. Jestem numerem trzy w liście dziesięciu. Ode mnie jest silniejszych jedynie dwóch mężczyzn. Z czego tylko z jednym walczyłam. Ten który powinien tam być jest raczej ode mnie słabszy. Choć kto wie może przybył ktoś nowy kto znów zmieni listę.
- Wiem że Mihawk przybył do tego świata, wyzwał pierwszego na liście i zremisował. Kto wie, może to on siedzi w Lofar. - wzruszył ramionami w biegu - Już dawno poddałem się w kwestii zrozumienia tego człowieka. - zaśmiał się cicho - Poza tym, wątpię czy istnieje wielu szermierzy którzy mogliby stawić ci czoła w otwartej konfrontacji, ale obserwowanie prawdziwych mistrzów przy pracy zawsze sprawiało mi przyjemność. Świadomość że tacy ludzie istnieją podnosi mnie na duchu.
- Mithawk. O tym osobniku nie słyszałam. Nie ma go jednak na liście więc pewno nie bierze w tym udziału lub się wycofał. Oglądanie mistrzów to przyjemność wśród uczniów. - Uśmiech. - Też bardzo mi się podobała walka drugiego szermierza, czy też ludzi z Przystani. Walki Ryou nie zdążyłam obejrzeć ale słyszałam że również była na bardzo wysokim poziomie. Jak na przybysza... - dodała. - Mało natomiast widziałam mistrzów magii. Cóż w końcu to jest najpotężniejsza forma mocy. Na razie liczę tylko na zwykły sparing. Trochę przyjemności.
- Mało ludzi w życiu widziałem którym mógłbym nazwać prawdziwymi mistrzami. - rzucił spokojnie - Może dziesięć osób. Ale tylko Mihawk posługiwał się tytułem. - uśmiechnął się - Dużo słyszę na temat tego Ryu. Podobno jest jedną z najpotężniejszych osób w tym świecie. Jest tym choć odrobina prawdy?
- Kto wie. Jest inny w porównaniu do Volkano. Nie jest magiem. Ma jednak to coś. Tą aurę. Choć nie wiem czy nei staje się to zwykłą normą. Już kilka osób widziałam o podobnej sile aury. Najsilniejsze osoby w tym świecie... Słyszałam o Volkano, o pierwszym szermierzu, którego zna tylko drugi szermierz. Słyszałam o smokach, a raczej ich dzieciętach. O potężnych nordach z południa. Wampirach z północy. Słyszałam o organizacjach i rycerzach. Ale kto jest najsilniejszy to można poznać tylko z doświadczenia.
Opuścili las. Na horyzoncie widać juz było miasto Lofar.
- Prawie jesteśmy na miejscu… - wymruczał pod nosem Kuroryū - A jak byś oceniła mnie, o trzecia z szermierzy? Czy wyglądam na potężnego w twojej opinii? - zapytał, uśmiechając się delikatnie, i kontynuując bieg w kierunku miasta.
- Hmm. - Zamruczała zerkając na posturę i jakby oceniając roztaczającą się aurę. - Jesteś bardzo silny. Głównie opierasz się na swoich umiejętnościach. Do szermierza ci daleko, do maga tym bardziej. Najprościej ujmując wojownik z mocą. Sporo takich widziałam, choć część z nich również podpierała się o jakąś broń. Ciężko stwierdzić. Na pewno jesteś silniejszy od wielu ale czy na tyle by wliczać cię do tych najsilniejszych. - wzruszyła ramionami. - Wpływa na to wiele czynników. Na przykład do wad, do elementów negujących kończąc na samej osobie. Znam pewnego wojownika który posługuje się technikami “przeciw atakującym”, ale... dopóki atak nie zostanie wycelowany prosto w niego nie zamierza nic robić. Kwestia charakteru - skomentowała.
- Najsilniejszy? - zaśmiał się cicho pod nosem marine - Na pewno nie. Może kiedyś, jeśli szczęście i zdolności dopiszą, i dożyję. - uśmiechnął się - W dalszym ciągu nie jestem w pełni mocy. Ten świat jest irytujący pod tym względem. Poza tym, pozwolę sobie się zgodzić z twoją opinią. - rzucił do niej, dalej się uśmiechając.
- Irytujący? Mnie się tam podoba. - Uśmiech. - Tyle tu atrakcji tyle spokoju. Co więcej w moim świecie nie byłam tak silna. Ten świat ma na mnie dobry wpływ. - kolejny uśmiech.
- Ze mną niestety jest odwrotnie. - również się uśmiechnął - Z drugiej strony, można spotkać tu interesujące osoby. Jak szermierki o niewiarygodnej urodzie. - mrugnął do niej.
W odpowiedzi uzyskał uśmiech.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 26-09-2013, 12:24   #35
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Prorok wybudził się z medytacji gdy nastał świt. Znajdował się pod wielkim dębem gdzie po przejściu kilku kilometrów postanowił spędzić noc. Ugasił psioniczny płomień który miał odstraszyć nocne drapieżniki po czym wstał opierając się o kostur. Uniósł głowę do góry czując przyjemne ciepło promieni porannego słońca przedzierającego się przez gęste poszycie. Ostatni raz obejrzał się w kierunku z którego przybył po czym ruszył na południe. Stąpał ostrożnie, wiedział że w tym lesie czaić się mogą różne niebezpieczeństwa czego dowodziło zachowanie prowadzącej go wczoraj driady. Umysłem poszukiwał elfich aur, miał nadzieję natrafić na ich schronienie jeszcze nim opuści las.
Dwie odpowiedzi. Trzy aury. Po prawo od niego aura besti i czegoś małego, czegoś dziecięcego, ale nie zwierzęcego.. Na lewo jedna aura. Bardzo silna. Elfia? W każdym razie nie ludzka.
Las rzeczywiscie był niezwykel trudny do przemierzanai bez przewodnika, bądź umiejetnosci. To że Anthrilien starał się zmierzać na połudnei nei znaczyło że nie raz tracił pewnosc co do kierunku.
Skierował się w stronę najsilniejszej za aur, gdy już się do niej zbliżał stąpał ostrożnie i bezszelestnie usiłując zlokalizować jej źródło.
Mimo iż starał się być bezszelstny to jako pirwszy został zauważony nim, wogóle spostrzegł owego nieznjomego.
- Może w czymś pomóc? - Powiedział głos z góry. Po chwili zza grubej gałęzi zaczęła zwisać noga. A trochę wyżej wystawał fragment łuku.
-Kieruję się na północ- rzucił prorok nie patrząc nawet w stronę nieznajomego- po drodze chciałbym zatrzymać się jeszcze w wiosce, tej w której mieszka panienka Ewie. Jesteś w stanie wskazać drogę?
Noga zniknęła za gałęzią, a fragment łuku poruszył się. Po chwili postać w swobodnym spadku i salcie wylądowała na ziemi.

- Więc chodźmy. To kawałek stąd. - Ruszył przodem.
Anthrilien ruszył za nieznajomym
-Kim jesteś -zapytał- i jaki masz cel w pomaganiu mi?
- Jestem Alvarez. I nie mam w tym żadnego celu. - zaśmiał się - Po prostu też tam zmierzałem. Ale zdaje mi się że o czymś zapomniałem. No mniejsza.
Przeszli parę kilometrów zagłębiajac się w chaszcze.
-Czy znasz kogoś kto może mieć jakieś informacje na temat zaginionej księżniczki?
Na chwile się zatrzymał pozwalajac na to by zrównali kroki.
- Coś słyszałem ale bardzo niewiele. Tu do lasu przychodza raczej szczątkowe informacje i tak się nimi zbytnio nikt nie interesuje. Hmm. Niech pomyślę... chyba Rezoner coś na ten temat wiedział.
-Rezoner..-odpowiedział jakby zamyślony- będę musiał się z nim spotkać. Czy wciąż znajduje się w lesie?|
- Chyba tak. A gdzieź by indzuej miał być. Co prawda z jego wygladem mógł by spokojnie wejść do miasta czy też podróżować po calym kraju. Woli jednak tutejszy spokój. - zblizali się do miasta.
Pod nogą Eldara dało się słyszeć trzaśnięcie. Na ten dźwięk Alvarez zamarł.
- Ups... Już sobie przypomniałem o czym zapomniałem...- Powiedział odwracając głowę do eldara.
-O czym?-zapytał zerkając w dół
- Przed obozem jest teren Gareta. - dziwna mina - Tu trzeba niezwykle uważać. - Szybkim, ledwie zauważalnym ruchem dobył łuku i strzał. Następnie wystrzelił je w stronę nadlatujacej drewnianej beli tak, że rozciął jej mocowania. Bela runęła na ziemię. Łucznik odwrócił się z zadowoleniem gdy Eldarowi uciekł grunt spod nóg.
Mocne pnącze zawiązało się o jego kostkę i porwało go w górę. Chwilę jednak przed wzlotem usłyszał i zobaczył szybką reakcję elfa. “To zaboli” z tymi słowami uderzył on Anthrilena w tors. Odchylając jego unoszenie od lini pionowej. To co było odważnikiem pułapki to zamaskowana postać z wysunietym sztyletem. Gdyby Eldar wzniósł się pionowo, owe ostrze najpewniej by go rozpruło. Z powodu jednak odchylenia ostrze minęło się z ciałem.
Gdy tylko zamaskowany wylondował, puścił linę by zdobycz spadła. Był gotowy by zaatakowac gdyby nie to że elf miał już naciągnięte 3 strzały na cięcię i celowal w jego głowę. Oraz to że krzyknął on “Garet dość!”.
Nie bezpieczny osobnik prostym ruchem schował wtedy nóż i chwycił spadajacego eldara. Po chwili oczywiscie puszczając go.
- Przepraszam. - Powiedział Garet gdy tylko ta jakże krótka chiwila minęła. Szal którym był zamaskowana jego twarz zsunął się.

- Echem. Ile razy powtarzałem. Najpierw! Sprawdź kto idzie później działaj.
Prorok odsunął się od napastnika gwałtownym ruchem w duchu przeklinając się za nieostrożność. Jego powolne reakcje sugerowały utratę wyćwiczonego refleksu i sprawności. Całe szczęście że pancerz runiczny ochronił go przed obrażeniami.
-Ktoś ty-zapytał oschle, powstrzymując gniew i wbijając martwe spojrzenie w nieznajomą postać.
- To właśnie Garet. - Pacnął go otwartą dlonią w głowę. - Ty się chyba nigdy nei nauczysz. Co?
- Wybacz. Pomyliłem się, choć niewiele.
- Wytłumacz.
- Do lasu od północy wdarł się ktoś obcy. Twojego towarzysza wcześniej nie widziałem więc stwierdziłem żę cię pojmał. W końcu w kontakcie jesteś du**. - Perfidny uśmiech. - To jednak nie był on. Wiem jednak że zmierza do obozu więc przygotowałem pułapki.
- Tak, a skoro jesteś idiotą to o mało co, niewinna osoba poznałaby empirycznie twoją “krwawą zawieszkę”. - Skomplikowane zdanie wymagalo na końcu głębokiego oddechu. - Dzięki bogu że była nas dwójka. A właśnie przepraszam za uderzenie. - Zwrócił się do eldara i znów uderzył kompana w głowę.
- Tak ja też przepraszam za nadwrażliwość. - Elfopodobny ukłonił się.
-Nic mi nie jest odparł do pierwszego drugiego całkowicie ignorując- jeśli ten obcy stanowi zagrożenie dla obozu, proponowałbym go odnaleźć.
- Hmm. W sumie można. Mi się nie spieszy. Garet ty zostaniesz tutaj i tym razem uważaj. Przy okazji przyprowadź Leafe i jej pupilka do obozu.
- Dobra. Ten intruz zmierza do nas od północnego-zachodu. Na zachodzie powinien byś jeszcze Griss jeżeli bedize wam potrzebna pomoc. - Podszedł do drzewa i zaczął się na nie wspinać.
- Północy-zachód... Dobra ruszajmy. Pobiegniemy więc trzymaj się blisko i staraj się uważać pod nogi. - Podał eldarowi małą fiolke z zielonkawą substancją. - Małe wzmocnienie. - Odwrócił się w kierunku drogi i opróżnił swoją filkę.
-Jak mi pomoże?-zapytał patrząc na zieloną ciecz. Nie miał w zwyczaju pić płynów o których nic nie wiedział.|
- Regulacja utlenienia mięści i organizmu. Nie zmęczysz się tak szybko. Tyle że dziala godzinę góra dwie. - Założył łuk, umocował strzały i przygotował się do biegu.
Anthrilien był w zasadzie zdolny biec przez długi czas, dodatkowe wzmocnienie jednak by nie zaszkodziło. Wypił płyn duszkiem i spojrzał na Alvareza
-A więc ruszajmy- rzucił po czym patrząc pod nogi udał się we wskazanym wcześniej kierunku Jako że ruszył pierwszy dobrał tempo tak aby elf był w stanie do dogonić.
Obaj zganli z najwyższą prędkością jaką mogły uzyskać ich ciała a tym terenie. Efekt fiolki działał znakomicie. Nawet po 30 minutach ciągłego biegu mięśnie eldara nie odczuwały żadnych oznak zmęczenia czy też nagrzania.
Po parwie godzinie biegu dotarli do nierównego terenu. Pagórki, obsuniecia zmiemi, glębokie i szerokie rowy. Jednym slowem teren bardzo nietypwy i niezbyt przyjemny do walki dystansowej. Alwarez zatrzymał się tuż na jednym z wzniesień, w sęstwinie. Delikatnei wyglądał zza krzaków.
- Ech ten Garet. Miał rację, ale do obozu to im jeszcze daleko.
-Opracujmy jakiś plan działanie gdyby doszło do starcia. Garet wspomniał że marnie radzisz sobie w zwarciu, pozwól że ja zajmę się tym aspektem-powiedział ostrożnie wychylając się aby zobaczyć z kim mają doczynienia.
Osobników było trzech. Jedne miał dziwny strój i zdawał się robić interesy z pozostałą dwójką.



W uszach Eldara oraz Alwareza rozbrzmiał głos.
- Słychac mnie? Poczekajcie aż ten koleś odejdzie. Jest bardzo niebezpieczny.
- Rez. Znasz go? - szept łusznika
- Nie, ale słyszę jego aurę i każde słowo. Jak załatwicie tych pozostałych powinniście przeszkodzić w jego planie. Bez odbioru.
Interesy po krótkiej chwili dobiegły końca. Mężczyzna w kapeluszu odszedł a pozostała dwójka ruszyła w stronę obozu.
-Chodźmy, przejdziemy rowami i odetniemy im drogę- wyszeptał do Alwareza- chyba że masz inny plan
- Mogę tu zostać i cię osłaniać. Najskuteczniejszy jestem na odległosc. Nie znaczy jednak że nei potrafię przyłożyć. - Uśmiech - Decyduj.
Prorok obserwował chwilę oceniając odległość
-Osłaniaj mnie- rzucił, wewnątrz sakiewki runa wzmocnieinia rozbyłysła zwiększając zdolności proroka. Ten wspierając się lewitacją, z dobytym już mieczem zakradał się do nieznajomych od tyłu. Kiedy był już ok 20m za nimi wyczekiwał przyczajony pod ukryciem zasłony. Nie ukrył swojej obecności jedynie przed elfem aby ten wiedział gdzie się znajduje. Gdy obcy postąpili jeszcze kilka kroków z drzewa tuż przed nimi wyszła zakapturzona postać. Cień sprawiał że wnętrze kaptura zdawało się być puste.
W tym samym momencie ze wzgórza wyleciały 3 strzały. Pierwsza wbiął się do połowy w pierś umięśnionego. Nie zrobiło to jednak wwiększegoefektu. Pozostałe dwie poszły w zakapturzonego. Pierwsza rozcięła jego kaptur i ukazała maskę na twarzy, druga niestety została sparowana tarczą.
Zakapturzona postać, która wcześniej wyszła zza drzewa ruszyła w stronę dwójki mężczyzn. Z rękawa jego szaty wynurzył się miecz a z cienia wyłoniła mroczna, drapieżna czaszka
Do zakaptórzonej postaci podbiegł zamaskowany i ciął prostym poprzecznym cięciem ciagle osłaniajac się starczą. Mięśniak z zierpem stał i czekał. Uważnie obserwował wzgórze z którego przypuszczał padły strzaly.
Upiór był nie uchwytny niczym wiatr, z łatwością uniknął zadawanego ciosu. Otaczały go kłęby bezwonnego dymu a on sam poruszał się bezszelestnie. Stwór odskoczył od zamaskowanej postaci na odległość kilku metrów. Wyciągnął dłoń w jego stronę i pomachał zachęcająco palcem.
Zakapturzony ruszył pędem do iluzji. Nabierał prędkości by uderzyć mocno. Nim jednak dobiegł
Z góry na iluzję spadł sierp z przywiązanym łancuchem.
Broń przeleciała przez upiora jakby go nie było, wiedzieli. Stwór rozmył się w powietrzu.
Drugi drab z cygarem w gębie trzymał łańcuch.
- Nie daj się zwieść. Coś tu nei gra. - Zielony zatrzymał się.
Drab poderwał swoją broń i gdy tylko wróciła do jego ręki cisnął nią w zarośla na wzgórzu. Wielka kurzawa, z zarośli nei pozostało nic.
- Przeciwnik walczy na odległość. - Powiedizał. - Ten kaptur, To była jedynei zmyłka. Pilnuj się.
I jakby na zawołanie wylecialy kolejne strzały. Pierwsza w zielonego, przebiła mu nogę. Kolejne dwie w draba. Jedną chwycił on w wolną rękę, dróga rozdzieliła uprzednio wbitą strzałę. Nadal nei robiąc wrażenia.
Ku zadowoleniu, o eldarze nie wiedzieli.
Tym razem trzy płonące strzały wyleciały z zupełnie przeciwnej strony. Pierwsza przeleciała pomiędzy obcymi i wbiła się w ziemię, zwracając ich uwagę. dwie kolejne zahaczyły o ubranie zamaskowanego podpalając mu część ubrania. Płomienie były jak najbardziej prawdziwe.
Zamaskowanny szybkim ruchem zdarł z siebie płaszcz. Otrzymujac w tej samej chwili strzałę tuż pod pachę. Strzała została wystrzelana znów z innego miejsca. Na reakcję drógiego nei trzeba było czekać długo. Chwycił swój sierp, zaczął nim kręcić i rzucił go w przestrzeń , zmieniajać jego lot szarpnieciem łańcucha. Broń poleciała pozioma ścinajac spory okrąg drzew wogół oponenta. Broń wóciła do jego ręki. Czekał na najmniejszy ruch.
- Wyłaź gnido! Zabawię się z tobą!
Anthrilien podniósł się z ziemi po uniku przed młynkiem przeciwnika. Osłona zniknęła a w stronę dwójki mężczyzn ruszyła czwórka proroków, biegnąc w równym szyku w bezpiecznych odstępach od siebie. Troje było z przodu, jeden pozostawał odrobinę z tyłu. Dwóch pierwszych zaatakowało zamaskowanego, najbliższy ruszył frontalnie, podczas gdy drugi odbijając się potężnym wyskokiem wspomaganym lewitacją atakował z góry, pewne było że doleci pierwszy. Pozostała dwójka w której znajdował się biegnący najdalej od reszty ruszyła na przeciwnika z sierpem.
Zamaskowany zwarł się z prorokiem atakujacym od frantu. Tarczą natomiast osłonił się od góry. W przypadku drógiegi oponenta sprawa wugyladała gorzej. Gdyż od sierpa którego trzymał w ręce dołączył miecz z pasa. Był gotowy, a nawet pewny że z dwójka sobie poradzi.|
Prorok atakujący z góry zamaskowanego przeciwnika, wsparty ponownie lewitacją odbił się stopami od tarczy i bezgłośnie wylądował przed przeciwnikiem. Ten atakujący od frontu nie nawiązał kontaktu fizycznego i piruetem wykręcił się z zasięgu ostrza wroga znikając na chwile z jego pola widzenia i ostatecznie skończył ruch za nim. Zamaskowany miał przeciwników po obu stronach. w tym samym czasie pierwszy z pozostałej dwójki odbiegł w lewo zataczając szeroki łuk usiłując okrążyć przeciwnika z lewej flanki. Drugi natomiast odskoczył w tył i wyciągnął dłoń w kierunku przeciwnika, który zaczął czuć gwałtownie rosnącą falę ciepła na swojej skórze.
Zamaskowany był otoczony. Przykucnął i wyskoczył w górę kierując się na przeciwniak prze sobą. Cięgle jednak asekurował się tarczą. Miecz trzymał w ręce, pod którą była wbita strzała. Krew sączyła się wolno po ramieniu i jak widać utrudniała mu zmyślne manewry. Spróbował więc zaatakować od góry. Nie zapominajac o chronieniu pleców.
Mężczyzna z sierpem odczół gorąco. Natychmaist rzucił sierpem w tego przed sobą. A mieczem w drógiej ręce skoczył do przeciwnkia z lewej flanki. Zaatakował jednoczesnei w dwóch kierunkach nie tracąc siły. Przeciwnika z flanki dorwał praktynie natychmiast, gdyż miecz należal do długich.
Sierp przeciął powietrze ponieważ postać proroka najzwyczajniej rozpłynęła się, to była iluzja. Tymczasem flankujący Anthrilien przykucnął unikając ciosu i ponownie odskoczył w tył, oddychał głęboko, zdawał się być zmęczony. W drugim starciu prorok na którego skoczył zamaskowany napastnik otworzył szeroko oczy, na jego twarzy było widać rezygnacje, nie zdąży uciec. Gdy ranny przeciwnik niemal w niego udeżał zza pleców zamaskowanego mężczyzny poleciała wiązka błyskawicy, niewygodna pozycja skoku utrudniała uniki.Niszczyciel kierował się prosto w jego plecy, nawet jeśli trafi w tarczę to metal świetnie przewodzi prąd.
-Rezonans, słyszysz mnie?- cichy szept niesłyszalny dla napastników.
- Głośno i wyraźnie. - odpowiedział głos w uszach.
Niszczyciel uderzył w tarczę. Porażenie zmusiło zamaskowanego do jej puszczenia. Gdy tylko uderzył o ziemię natychmiast odbił się by chwycić tarczę i stratować drógiego proroka. Gdy tylko chwycił tarzczę i wykonał skok. Dla eldara wygladało to jak zwykęł przewrócenei się, gdyby nie strzała wystajća z potylicy. Zamaskowany padł jak długi, na swoja tarczę.
Mięśniak natomiast w momęcie w ktorym oba ataki chybiły pociągnął łańcuch by zaatakować na dużym zasaięgu od boku. Ostatneigo z proroków.
-Niech Alwarez ostrzela tego Mon’keigh wszystkim czym ma, mnie nie trafi- w momencie gdy ostrze sierpa przeszyło postać proroka ten podobnie jak pozostała dwójka przy ciele tarczownika, zniknął. Anthrilien odsapnął za pieńkiem po zużyciu takiej ilości energii, dłużej już nie mógł utrzymać takiej ilości iluzjii. Znalazł się tam w momencie gdy piruetem uniknął ciosu zamaskowanego i uciekł z pola widzenia podstawiając kolejną kopie. Wychylił się odrobinę obserwując na zmianę nie ruszającego się zamaskowanego przeciwnika oraz reakcję tego drugiego.
-Zdaje się nie wrażliwy na rany, ale musi być na niego jakiś sposób.
- Zajmę się nim. - głos Alvareza. - Tyle że potrzebuje przynęty. By ten cep od neigo odciagnąć. Sądząc po umiejętnosciach, jest to broń doskonała na każdą odleglosć. Mam jeden atak który powinien to załatwić.
Mięśniak po zniszczeniu iluzji chwycił swój sierp. Miecz wbił w ziemię, a z barku ściągnął mały waclowaty obiekt.
Coś kliknął i wyrzucił go w powietrze.
- Czy ja słyszalem granat? - Glos Reza
W tym momęcie w powietrzu doszło do silnego wybuchu pełnego drobnych stalowych kulek. Które poszarpały całą okolice, lekko raniąc takze użytnownika. Jako że zaslonił się mieczem i cepem obrazenia były neiwielkie.
Dalo się słyszeć piskniecie Alvareza i Eldara. Jedna z kulek przebiła się prz pienek tuż obok jego głowy, dróga przebuła się prze ramię. Mięśniak czekał na odzew.
-Alvarez, Żyjesz?- wyszeptał Anthrilien rwąc kawałek starego materiału którego używał do ukrycia i obwiązując ranę. Cholerne granaty były nawet silniejsze niż te używane przez ludzi w jego świecie.
- K*** jeb***. Dostałem w nogę i bark. Przeszło na wylot. - Słychać było stękanie. - Zaraz mu się odpłacę.
- Słyszę że macie tam ubaw. - Głos reza.
Prorok odetchnął, fakt że Alwarez był jeszcze w stanie walczyć pocieszył go.
-Jesteś w stanie nam pomóc Rez?- zapytał powoli wstając. W rannej ręce trzymał kostur a w prawej miecz. Spojrzał na przeciwnika wiedząc że ten również go dostrzegł. Wyszedł zza pieńka i stanął w dużej odległości od przeciwnika. Jego iluzje odciągnęły go od pierwotnego miejsca starcia. Anthrilien postąpił jeszcze kilka kroków po drodze wbijając miecz między łopatki martwego człowieka. Ostrożności nigdy za wiele. Podniósł broń obserwując jak krew powoli spływa po ostrzu
-Jedyną przyjemnością jaka pozostała w mym życiu, to niesienie śmierci wrogom moim i mego światostatku- powiedział bardziej do siebie niż do przeciwnika. Runa wzmocnienia ponownie została uaktywniona. Anthrilien ruszył na przeciwnika uważnie wyczekując aż ten ponownie rzuci sierpem.
- Nie ma szans. Jestem za leśnym obozem. - Po chwili zastanowienie wychodziło że jest około pół dnia drogi od meijsca starcia. U.
Ciało Eldara mówilo mu że długo tej walki nei pociągnie. Zbyt duży wysiłek energi poszedł na to starcie.
- Jestem gotowy. - Głos Alvareza.
Przeciwnik dopalajac cygaro spogladał na przeciwnika. Wpier rzuuciłswym mieczem, w tej samej chwili wyciagajac drógi z pochwy na plecach. Sierp wciąż spoczywał w jego dłoni. Korzystajć z chwili ściął nim wystajcę drzewce strzał z piersi.
Prorok odbił lecący miecz, to nie były pociski karabinów, leciał zbyt wolno. Biegiem ruszył w stronę przeciwnika. Przekierował wzmocnienie na wspomaganie mięśni, nie mógł używać już zbyt wymagających technik. Postanowił więc zaufać swojemu dwustu letniemu doswiadczeniu szermierskiemu. Z pomocą wzmocnienia błyskawicznie znalazł się przy przeciwniku, po czym wykonał odskok na lewą stronę wroga i ciął w jego bok.
Sparowanie sierpem i natychmiastowe wyprowadzenie ciosu z góry za pomocą miecza.
Anthrilien odbił miecz na bok przy uzyciu kosturu. Nie zamierzał parować bezpośredniego ciosu zmęczonym ciałem. Przekręcił się piruetem za plecy przeciwnika w trakcie obrotu tnąc w jego plecy.
Dość głęboka rana sprawiła że przeciwnik zrobił kilka kroków do przodu. Na jego twarzy namalował się bardzo neibezpeiczy uśmeich. Szybkim ruchem wypuścił miecz w stronę eldara, nie odwracajac się. Miecz lekko zaciął nogę szermeirza. Lecz w tym momęcie ważniejsze było że przeciwnik chwycił łańcuch obiema rękami, a sierp użył jako odważnik. Kręcąca się broń i wrogi uśmeich nie budziły zaufania. Rozkecony sierp wypyscił on w bok, a mocnym szarpnięciem łańcucha sprawił że zmienił on kierunek, podczas lotu, wprost na eldara.
Antrilien odchylił się mocno w tył uchylając się przed ostrzem po czym odbił się zdrową ręką na bok. Miał nadzieję na szybką reakcję Alwareza. Tymczasowo jednak skupił się na unikach czekając na dogodną okazję do ataku. Przeciwnikowi jak narazie pozostała jedna broń. Przy kolejnym uniku zbliżył się do przeciwnika wykonując pchnięcie w jego brzuch. Prawdziwy atak pochodził jednak z innego kierunku i wymierzony był w rękę dzierżącą sierp. Drobna iluzja miała odwrócić uwagę przeciwnika.
Po uniknięcu trafienia, sierp zawisł na chwile w powietrzu zatrzymany ruchem łańcucha i powrócił do ręki jednocześnie znóś wprawiajac się w obrót. Przed wrogiem powstaął tarcza z kręcącego się łańcucha. Co gorsza z całego tworzącego ruchem okegu, mógł paść atak. Tarcza znajdowała się jednak tylko z jednej strony, ale by ja minąć trzeba by było przejsć prostopadle do jej płaszczyzny. Część łańcucha wciąż zwisała luźno miedzy rękoma. Przeciwnik mimo tylu ran wciąż był uśmeichniety.
“Na co ten Alwarez czeka” pomyślał prorok. Z końca jego miecza wyleciał mniejszy niż zazwyczaj niszczyciel lecz silny na tyle by oszołomić przeciwnika. Leciał prosto w łańcuch, który miał przewodzić prąd wprost do dłoni właściciela. W tym samym momencie Anthrilien odskoczył nieco na lewo osłaniając się kosturem.
Przeciwnik starał się wytrzyamć porażenie lecz ostatecznei puścił łańcuch. Puścił go jednak w momęcie, w którym swoim ruchem obrotowym, skierował się na ledara. Sierp poleciał wprost na jego kostur. To było naprawdę silne uderzenie, odczówalne w stawach dłoni. Sierp po ptrafieniu polecial z eldarem kawałek dalej. W tym momęcie z posotałego w okolicy drzewa wyskoczyła postać. Przciwnik zauważył ją dopiero gry zajdowała się metr nad nim. Alwarez pokryty był białą aurą przypominajacą szatę. Jego łuk świecił się bladym światłem, na cienciwie zaczepione były 3 strzały otoczone aurą.

- Biała zmora - Trinity. Żryj to! - Wsyzstkei trzy strzały wbiły siew tors w tors przeciwnikaobok serca tworząc trójkąt. Po chwili, tak jakby przeciwni kdostał pociskiem z balisty nastąpił wybuch pytywajacy powstały trójkąt na wylot. Siła strzału zerwała cięciwę łuku. Alwarez nieszczęśliwie wylądował na zranione nodze i upadł.
Przeciwnik wciąż stał mimo sporej dziury na wylot własnego ciała. Po sercu nei został ślad. Zdawało się jednak żę przeciwni kwciąż jest w stanei walczyć.
W momencie gdy prorok leciał w tył zaczepił rękami o ziemie, mimo nieznośnego bólu w rannej ręce udało mu się odbić tak oby wylądować mniej lub bardziej w pozycji stojącej. Złapał za łańcuch w momencie gdy Alwarez wylądował na ziemi, po czym posłał wiązkę błyskawicy zmieniając łańcuch w przewodnik. Efekt wzmocnieia przestał działać. Jeżeli nie chce utracić przytomności był to koniec czarowania. W chwili gdy ładunek elektryczny poraził ciało przeciwnika eldar biegł już w jego kierunku usiłując ignorować iryrujące zranienie nogi. W biegu ciął przeciwnika w kark usiłując pozbawić go głowy. Po jeszcze kilku przebiegniętych krokach obrócił się oby zobaczyć efekt. Stał teraz pomiędzy przeciwnikiem a Alwarezem osłaniając go.
To że przeciwnik przeżył bez serca było zaskakujące. Ale to że poruszył się po utracie głowy było juzprawie niemożliwe. Pokazał, a raczej starał się pokazać środkowy palec nim jego ciało padło bezwładnie. Pod nogi eldara podtulała się jego odcięta głowa. Starcie skończone. Alwarez chilę spoglądał na swoj łuk który doznał uszczerbku. Potem podal rękę eldarowi by wstać i podziękował za pomoc.
- Rez. Wezwij Grissa. Przyda nam się drobna pomoc.
- Wporządku. Koniec kontaku.
Anthrilien opadł na kolana ciężko dysząc, pociemniało mu przed oczami. Schował miecz do pochwy obserwując martwe ciało przeciwnika. Wstał ociężale podpierając się mocno na kosturze po czym podszedł do trupa. Przeszukał jego zwłoki szukając jakiejś informacji na temat ich wcześniejszych interesów.
Niestety pomimo przeszukania całych zwlok znalazł jedynie. Jeden granat, mały nóż, i trochę monet. Anthrilien zabrał każdą z tych rzeczy.
Po dłuższeszej chwili siedzenia i zbieranai sił przybył do nich nowy osobnik.

Z wróżnką na ramieniu

- Hejka
- Czołem Griss. Przyda nam się twoja pomoc.
- No malutka. Chwila przerwy - Wróżka zleciała z ramienai mężczyzny. - Pokażcie rany. - Jego dłonei zalśniły na zielono. Dodatkowo wyjął parę ziół z torby i zmielił je w zębach. Następnei przyłozył do ran. Czuć było szczypanie ale i przyjemne łagodzenei bólu. Choć zapach ziół był dość intensywny. Wróżka bawiła się uszami Alvareza.
Anthrilien raz jeszcze podniósł się z ziemi i zbliżył do pozostałych oczekując na swoją kolej, rękaw jego szaty był brudny od zaschniętej na całe szczęście krwi.
-Wiadomo coś na temat człowieka z którym ta dwójka wcześniej rozmawiała?- zapytał wskazując kiwnięciem głowy na trupy za jego plecami.
- To ktoś bardzo niebezpieczny. Co gorsza przybysz. - Powiedział chłopk z maską na głowie zajmując się ranami Eldara.
- Czyli nie wiemy nic. Wiadomo czy ktoś z naszych by coś wiedział? Griss?
- Z naszych... Ewie. Choc wątpię. Może ktoś z poza lasu?
-Chodźmy więc do niej- odparł Anthrilien gdy jego rany były już opatrzone- chwilowo nie jestem jednak w stanie przemieszczać się zbyt szybko.
- Nie będziemy się spieszyć. - Pwowiedział Alvarez wstając z miejsca. - Dzieki Griss. Idziesz z nami?
Zaprzeczajace kiwniecie głową.
- Wracam do lasu. Po drodze mijałem Nule. Czegoś szukała więc jej pomoge. Choć malutka. - Powiedział do wróżki która wróciła mu na ramię.
Obaj wyruszyli z powrotem do obozu. Szli powoli i nim się spostrzegli były juz ciemno. Do obozu zostalo im raptem kilka kilometrów. Aktualnei jednak powróciłi do strefy Gareta.
Anthrilien oparł się o drzewo
-Co teraz? przeczekamy do świtu?
- Jak wolisz. Mi obojetnie. Garet! - Krzyknął dość głośno. Echo dobiło się po lesie.
Zza drzewa wyszedł elfopodobny z upolowanym ptakiem w dłoni.
- A ty jak zwykle odludek, co?
- Ech. Tak jest mi po prostu lepiej. Chcecie trochę? - Podniósł zwierzę. - Nie chwila, wy “pełni”. Nie jeadacie mięsa. Mam w zamian trochę grzybów. Zaraz rozpalę ognisko.
-Odpocznijmy, o świcie wyruszymy. To była męcząca walka- odparł eldar do Alwareza- zastanawia mnie jakie intencje sprowadziły ich do tego lasu.
Wieczór spędzili przy ognisku. Zajadali się leśnymi grzybami i owocami. Wartę pełnił Garet, który samotnie zjadł cały drób. Widać je do końca był on elfem.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 26-09-2013, 12:35   #36
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Nad ranem wartownika nie było w okolicy. Gdy tylko podróżni się ocknęli. Wyruszyli do obozu. Trafili do niego po godzinie.
Anthrilien ruszył w kierunku domu w którym ostatni widział Ewie. Podążając za Alwarezem dotarli pod drzwi i czekali na odpowiedź na pukanie.
Brak odpowiedzi. Po chwili jednak Eldar przypomniał sobie coś. Słowa wskazujęce że ten dom nie należał do Ewie, lecz Nuli.
Prorok rozejrzał się po okolicy
-Znana Ci jest droga do domu Ewie?-zapytał Alwareza. Jego wzrok skierowany był jednak w kierunku północy, zastanawiało go jak radzi sobie Anubis.
- Leśny pałac. To chyba w tę stronę. - Pokierował go scieżką aż trefili do olbrzymiego drzewa.

To miał na myśli przez “pałac”. Nie wyglądało to jednak na dom. Był to bardziej jakby, budynek zarządu. Leśny obóz zdawał się mieć strasznei dziwną organizację.
Gdy tylko weszli do środka ujrzeli 3 postacie i schodzącą po schodach Ewie.
Jedną postacią był rużowo włosy mężczyzna.

Kolejne dwie to facet, jak można przypuszczać, w masce na twarzy. Nie zakrywała jednak ona oczu i była stalowa, zdobiona wykonana na zlecenie. Włosy, a raczej to coś na głowie, podobne było do włosów spiectych na kucyk, było cienmo-zielone. Obrany był na biało z dziwnym stalowym obuwiem. Na plecach miał 2 oolbrzymie miecze. Jeden większy od drugiego.
Ostatnia osobą był pan drzewo.

Z odgłosów jednak można było przypuszczać że w tym miejscu jest jeszcze wiecje osób.
Anthrilien zbliżył się do grupy i po delikatnym ukłonie na powitanie zwrócił się do Ewie. Miał nadzieje że pozostali również go posłuchają, może któreś z nich wie coś więcej
-Wraz z Alwarezem pozbyliśmy się dwójki intruzów którzy zagłębili się w las- przed zebranymi pojawiły sie iluzje dwóch mężczyzn- wyglądali dokładnie tak. Chwile przed śmiercią prowadzili pewne interesy z tym Mon’keigh- na te słowa iluzje zniknęły a na ich miejscu pojawił się odziany w czerń mężczyzna- Rezonans skontatktował się z nami klasyfikując przeciwnika jako bardzo niebezpiecznego. Z tego też powodu nie nawiązaliśmy z nim kontaktu. - po tych słowach obserwował twarze zgromadzonych, oczekując na ich osąd sytuacji.
- To przybysz. - Stwierdziła cała czwórka jednocześnie.
- Rez. Jaki ma wydźwięk jego aura? - Zapytal męzczyzna z 2 mieczami.
- Kojarzysz Ryou. Ten sam. Czyli jest z jego świata.
- Ktoś silny. Nawet za bardzo. - Skomentował pan drzewo.
- Ta dwójka była z pustyni. - stwierdziął Ewie. - Ich celem najpewniej jest las albo... wojna.
-Jakie więc działania podejmiecie?-zapytał prorok- jeśli stwarza zagrożenie dla tego miejsca będzie trzeba go zlikwidować. Wasze reakcje sugerują jednak że przeciwnik przerasta moje obecne siły. Kim jest wspomniany Ryou? -zapytał po chwili
- Roku D. Ryou. Zwany tutaj Smokiem z Półncy. Nie wiedizeć czemu. - Mówił dziwny osobnik.
- Słowo Ryou w naszym świecie oznacza smoka. Przynajmniej w jednym z języków. - Wyjaśnił Rez.
- Jak przyjdzie co do czego to damy sobie radę. Chyba. - Stwierdził facet z białą maską.
- Trzeba mieć jednak na neigo oko. - Stwierdziła Ewie. - Co jak co ale nei ma on dobrych zamiarów. Choćby nawet nie były bezpośrednie. Trzeba będzie uformować 2 obóz, na zachodzie.
- Przydziałami zajmniemy się później. - Stwierdził łócznik. - Na razie mamy spokój bo załatwiliśmy tych dwóch.
- Droga dziewczynko. - pan drzewo - Co ci mówi twoja moc?
Ewie na chwilę przybrała inną posturę. Jej energia zaczęła emanować.

- Zbliża się wstrząs. - stwierdziła krótko. - Mało kto jest w stanie to wyczuć. Jednak ludzkei chęci kierują się ku niemu. Po wstrząsie dojdzie do zmian.
- Wstrząs? - Inny głos postaci wchodzącej do sali.

- To raczej impuls sferyczny o olbrzymiej mocy. Za jego sprawą można by z wielką łatwością przyzwać boga. Lun nawet któregoś z książąt piekła. W każdym razie wydaży się coś dużego.
- Masz rację Yongjaes. - stwierdził pan drzewo.
-Powiedz coś więcej o tym impulsie- prorok zwrócił się wyraźnie zaciekawiony do nowo przybyłego.
- Wiele nie powiem. Tyle że brama wydaje się zbierać energię. Gdyby ją tak wypuściła. Niezwykła siła. Tylko czekać na ten moment. Choc zdaje się byc niedaleki.
- Rez co o tym myślisz? - zapytał facet w masce.
- To będzie coś dużego Skorpion. Coś naprawdę dużego. Ale nie martwił bym się tym. Najbardziej narażone jest Lofar.
- Nie do końca. - przerwał mag. - Choć się nei mylisz. Sądząc po lini uskoków tektonicznych narażone jest aż środek krajów środkowych. linia przebiega od bramy aż do bariery. Tyle że ona to przetrzyma.
- Co więc robimy? - Zapytali jednocześnie pan drzewo i Alwarez.
- Nic.. - Powiedziała Ewie. - To jest nei od unikniecia. Mozemy jednak to przyśpieszyć. Znajdując punkt zapalny.
- Czcigodna Ewie. - Powiedział mag. - Punkt zapalny to jak mniemam jedno zdarzenie z całego szeregu możliwości świata?
- Kontinuum przestrzenne jak w mordę strzelił. - Wymsknęło się Rezonerowi.
- Choć nie w tych słowach. Ale on ma rację. - Potowerdził ten zwany skorpionem. Nikt nei zwrócił uwagi na to ze facet z białą maską gdzieś odszedł.
- Czyli pozostaje grzecznie czekać. - stiwerdził pan drzewo. - Zajmnijmy się 2 obozem. Co ma być to nadejdzie.
Anthrilien zamyślił się na chwile. Co prawda miał inne cele, jednak czuł się w jakiś sposób związany z tym miejscem i jego mieszkańcami.
-Jak mogę wam pomóc?- zapytał błądząc wzrokiem po zebranych.
- Trzeba by jedynie pomówić z osobami i wyjaśnić sytuację. To znaczy po rozdzielać nas na 2 obozy. - stwierdziła Ewie.
- Dość monotonne zajęcie - podsumował pan drzewo. - Chyba że masz jakieś objekcje na temat rozdzielania.
- Masz wolną rękę co do przebywania w lesie i obozie. - Stwierdziła Ewie. - Nikt tu nei jest niczyim panem, wszyscy pracują dla wspolnego dobra, albo po prostu zajmują się sobą.
-Proponuję zwołać zebranie mieszkańców, myślę że to ułatwi sprawę. Tymczasem ruszam zając się swoimi sprawami- Anthrilien ukłonił się lekko na pożegnanie i wyszedł z budynku.
-Rezoner, gdzie jesteś? Muszę z Tobą porozmawiać- powiedział rozglądając się czy nikt nie słyszy.
- Tam gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy. Za obozem w stronę Targas. - Odpowiedział głos. - Nie chce mi się stąd ruszać. Jeżeli chcesz przyjść droga wolna. Pokieruję cię.
Eldar ruszył w stronę chłopaka. Przedzierał się przez las kierując się charakterystycznimi punktami oraz podpowiedziami Reza. Po pewnym czasie zobaczył jego postać w prawie nie zmienionej pozycji, tak jakby dopiero tu był.
-Wszelkie informacje które zdobyłem do tej pory wskazują że jesteś członkiem uverworldu. Mam rację?- rozpoczął obojętnym tonem w momencie gdy stanął na przeciw chłopaka.
- Dlaczego tak myślisz? A może raczej jakie to informacje? - mówił spokojnie poruszając głową w rytm jakiejś melodii. - Może to informacje się mylą.
-Jesteś tu od niedawna, co potwierdza informację od ludzkich służb, a do tego zdajesz się dość potężny by zagwarantować równowagę sił, chodź nie znam twych pełnych zdolności. Jeżeli jednak samotnie, lub niemal samotnie pilnujesz tej granicy to o czymś świadczy. Jeśli zaś jestem w błędzie dzięki swoim umiejętnością jesteś w stanie pomóc mi w poszukiwaniach. Zapewniam że nie mam złych intencji względem uverworldu, a wręcz chcę pomóc.
- Te informacje są zgoła ogólne, choć o sile się nie mylą. W jaki więc sposób chciałbyś pomóc tej organizacji? Poza tym jak sam widzisz dość trudno ich znaleźć a tym bardziej do nich dołączyć. - Zatrzymał swoje wahanie i nabrał innego rytmu.
-Uizardo, przywódca, jest uwięziony wewnątrz bramy, mam zamiar ją otworzyć. Powiedz mi, jaki jest zasięg Twojej zdolności komunikacji i wykrywania aur?
- Z aurami bywa różnie. Potrafię rozpoznać tylko te silne i znajome. Zantomiast zasięg dźwięku sięga prawie całą puszczę i teren północnej rubieży. Otwarcie tej bramy będzie strasznei męczące. - Stwierdził. - To nie ta melodia. Wszystko ma swoją kolej i czas. Wszystko oczekuje na wstrząs. Pierwszy akord.
W okolice gdzie byli dwaj mężczyźni coś się zbliżało. Obaj to wyczuli, jednak Rez nie reagował. To było tak jakby nie chciał zwrócić na to uwagi.
Anthrilien obrócił się w stronę zbliżającej się obecności, oglądnowszy się na spokojnie siedzącego Reza uspokoił się nieco ale ciągle pozostawał czujny.
-Skoro twierdzisz że nie jesteś członkiem uverworldu to czy Twoje zdolności wykryły takową osobę w tym lesie?- zapytał wciąż patrząc w poprzednim kierunku- Co do samych aur, nie wyczuwasz tej należącej do sławnej już zaginionej księżniczki?
- Ciężko powiedzieć. Członkowie organizacji nie mają jakiś szczególnych oznaczeń. Może i takowa osoba jest w tym lesie i może nadal jest pod moim okiem. Nie wiem jednak kto nim może być. Sam rozumiesz. - Zmienił rytm. -
Nie ma jej w tym terenie. Jest bardziej na południu. - Stwierdził. Po chwili zastanowił się nad tym co powiedział. - Znaczy się tak sądzę.
Zbliżająca aura zatrzymała się w pewnej odległości od rozmawiajacych. Teraz Anthrilen mógł ją rozpoznać. To była aura czarnego gada.
Anthrilien westchnął, rez najwyraźniej nie miał zamiaru współpracować a eldar nie miał zamiaru się z nim sprzeczać. Gdy aura gada była już na tyle blisko żeby ją rozpoznać prorok uśmiechnął się lekko.
-Znów się spotykamy- powiedział w kierunku raptora- i jak zwykle się ukrywasz. Wyjdź, wiesz przecież że nie mam złych zamiarów.
Czarny jaszczur podszedl do obu mężczyzn. Spokojne stał i spoglądał na nich. Rez nie był zaskoczony jego widokiem.
Anthrilien przyglądnął się stworzeniu. Pytanie każdego o to samo było głupie ale nie zaszkodziło spróbować.
-Przybyłeś z południa, z kierunku który Rezoner określił jako możliwe miejsce pobytu członka uverworldu- westchnięcie- czy wiesz coś na ten temat? Umiesz mówić?-dodał po chwili.
- To jaszczór. Te gady nie potrafią mówić. To głupie stworzenia. Chyba tylko smoki są wyjątkami. - Skomentował Rezoner.
Gad popatrzył na niego jakby zły.
- Sam jesteś głupi. - Odpowiedizał lekko gadzim głosem.
- Ech. Raptor. Ty jak coś powiesz to… Ech. Właśnie się zdemaskowałeś wiesz o tym.
- Twój rozmówca nie jest głupi.
Jaszczur zaczął się zmieniać. Poprzez niwne kształty i formy przybrał postać humanoidalną. Miał duże, długie czarne włosy, których kształt lekko przypominał gdzywę gada. Poza tym miałna sobie rozpiętą czarną kamizelkę i krótkie spodnei w kolorach moro. Nogi wyglądały tak jak u gada - zginały się w drógą stronę i były zakończone szponami. To był jedyny element wyglądu rozróżniającu go od ludzi.
- ...pewnie już dawno domyślił się kim jestem. O tobie pewnei też już sporo wie. - dokończył po przemianie.
Eldar obserwował przemianę ze stoickim wręcz spokojem, miał co prawda pewne podejrzenia ale nie spodziewał się przemiany w humanoidalną formę.
-Na imie mi Anthrilien- przedstawił się nowo przybyłemu- chodź me imię prawdopodobnie nie jest Ci obce. Jeśli chodzi o informacje na wasz temat to pragne pozostawić je dla siebie. Tymczasem jak już wspominałem Rezonerowi szukam członka uverworldu, wiesz coś na ten temat?- dokończył nieco sarkastycznym tonem obserwując raptora.
- Zwą mnie Dark Raptor w skrócie Raptor. Co do Uverworldu… - wymienił się spojrzeniami z Rezonerem - Mogłem się pomyliś co do twojej wiedzy. - Rez zaśmiał się.
- No widzisz… twoja pochopność jest niebezpieczna. Dobrze że głownie przybywasz poza społecznośćią.
- Odezwał się facet z dziurą w gardle, który całe dnie przesiaduje w lesie na zwalonym drzewie.
- Wygodnie mi tu tak swojsko.
- Ech. Zapomnij. Mam informacje. Targas się militaryzuje. Pilnuj granicy nie chcemy żeby doszło do wojny i pogromu.- powiedział zapominajac o obecnosci Eldara
Athrilien wzdychnął głośno, gdyby nie fakt że lubił to miejsce już dawno ruszyłby w swoją stronę. Ta dwójka albo ine miała informacji albo nie chciała współpracować. Eldara jednak mało to obchodziło.
-Jesteście zdolni odeprzeć atak jeśli do niego dojdzie?-zapytał znudzonym tonem.
- Tak. - Dopowiedzieli równo.
- Nawet bez większych problemów - dodał Rez.
Eldar potarł skroń palcami po czym podszedł do najbliższego drzewa i usiadł opierając się o nie. Chwilę się zastanawiał analizując pewne fakty i przyglądając się dwójce postaci. Po chwili kąciki jego ust uniosły się lekko, niemal niezauważalnie. Pamiętał.
-Powiedz mi Rezonatorze, czy ta scena coś Ci przypomina?- Anthrilien skupił się nieco przywołując własne wspomnienie. Rez mógł usłyszeć głośny, szum przypominający gwałtowną wichurę a wszystko w około niego pociemniało. Po chwili z cienia wyłoniły się pierwsze kształty, z początku niewyraźne po chwili nabierające już krawędzi. Dziwne głosy dochodziły do jego uszu, zmieniając gwałtownie częstotliwość, jakby się strojąc. Kilka sekund później chłopak stał się widzem jednej z wizji eldara. Zebranie uverworldu którego doświadczył ledwie kilka dni temu. Niedługo potem wszystko się skończyło, ostatnie pamiętne słowa “naszym celem jest władza”...Ponownie zapadła ciemność i dryfujące wewnątrz niej dwie postacie, eldara oraz Reza. Chwile stali na przeciw siebie, a następnie znów znaleźli się w lesie. Odgłosy otoczenia zdawały się być nieznośnie głośne po ciszy pustki.
- Ech. - Przetarł twarz i otworzył oczy. - Więc tak trafiłeś na naszą melodię. Co by tu teraz z tobą zrobić... Zniszczyć? Ech nie chce mi się. - Raptor starał się zrozumieć o co może chodzić. - To zbyt męczące. Nie słyszę żebyś jakoś bardzo nam przeszkadzał. No w sumie nam nei można przeszkodzić.
- Ostatnią decyzję i tak podejmuje szef. - Powiedział Raptor choc nadal nei rozumiał o czym jest mowa. - Albo jego zastępca. Jak to u was jest Rez? Który to zastępca?
- Wiesz to zależy o co pytasz...
- Bo tłumaczyłeś że “vice” to nie zastępca.
- Ech. Później ci to wytłumaczę... A teraz... co zrobimy? - słowa skierował do eldara.
-Rozmawiałem z Uizardo-odparł- mam zamiar otworzyć bramę i wypuścić go stamtąd. Inaczej to ujmując, mam zamiar wam pomóc. Chodź nie uczynię postępów bez odnalezienia zaginionej Mon’keigh.
- Mon-co? - Zapytał Raptor - Co za zwierz?
- To chyba nie zwierz. - stowierdził rez. - Więc rozmawiałeś z Uizardo... I chcesz otworzyć bramę... Hmmm
-Księżniczki-wyjaśnił niechętnie- tak, takie mam wstępne zamiary. Jednak najpierw jak Sam Uizardo uznał, trzeba odnaleźć zaginioną.
- Zaginioną... ha ha. Oj nie. Ona nie jest zaginiona. Jest w naszych rękach, a raczej pod naszą pieczą. - powiedział rez. - Uprzedzam, że sama nas o pomoc poprosiła. Choć nikt z nas raczej chętny nie był.
- Dobrze my tu gadu gadu, a na mnei pora. - Powiedział raptor. - Wracam do siebie.
-Do następnego razu- odparł eldar odprowadzając go wzrokiem- Zaciekawiłeś Mnie Rezonatorze, kontynuuj. Co się stało że jedna z najważniejszych osób w kraju dobrowolnie oddała się w wasze ręce.
- To raczej zbieg okolicznosći. Zajmowła się czymś i przez przypadek trafiła na nas. Prosiła byśmy ją ukryli i ochronili. Nic więcej. Zastępca się zgodził więc nic nei mieliśmy do gadania. W sumei i tak nas przy tym nie było. Wszystko załatwili miedzy soba. Jako że nie ustalała pomocy w jej sprawie. To się tym nie zajmujemy. Jednak gdyby była zagrożona to musieli byśmy ją ochronić. Szczęśliwie zastępca sam się tym zajął i nas do niczego nei potrzebuje. Pozatym wciąż mamy swój głowny cel. - Uśmiech. - Władzę.
-Czy można w jakiś sposób się z nią skontaktować? Czy w ogóle istnieje jakiś sposób porozumienia się z pozostałymi członkami?
- Z nią. To proste. Wystarczy zawitać w Lofar. - Zaśmiał się. - To na prawdę takie proste. Ale bardziej oczywiste będzie zwyczajne pójście tam i rozmowa z zastępcą. Z resztą raczej się nie kontaktujemy. To znaczy... Możemy się spotkać w umówionym miejscu wcześniej informując wszystkich. Ale zwykle mamy do tego typu spraw inne osoby. Na przykład ja jestem w stanei poinformawać wszystkie osoby z terenu puszczy... Nie chwila. Jestem tu sam. Raptor jest w stanei w miarę szybko przesyłać informacje, tyle że nei po cichu. Pozostaje Roki.
-Kim w takim razie jest ten zastępca i po czym go poznać- odparł eldar ignorując zawahanie rozmówcy- pragnę z nim porozmawiać.
- Powiedzmy że się zadomowił w Lofar. Ma nawet mały zakład, tuż przy karczmie. Jak to mawiają... Kuj żelazo póki gorące. Raptor... zaczekaj na pasażera. - powiedział z dziwną barwą głosu.
-Dziękuję- odparł prorok- do ponownego spotkania- rzucił jeszcze nim z wielką prędkością zniknął w gęstwinie kierując się po śladach w kierunku w który udał się raptor.
- Jeszcze jedno - głos w uszach eldara - skręć trochę w prawo. Ok. Znaczy nie to. Ta księżniczka czy jak ją tam. Może być iskrą... Bez odbioru.
Eldar dotarł pod skraj lasu. W zaroślach czekał przykucnięcy Raptor. Delikatnie wyglądał zza krzaków w stronę ziemi niczyjej.
-Jak wygląda sytuacja?- zapytał jaszczura przykucając obok niego- Możemy ruszać czy powinniśmy się czymś przejmować?
- Sytuacja napieta jak baranie jaja. - wymksnęło się czarnowłosemu. - Możemy ich natomiast trochę nastaraszyć. Tylko musimy cofnąć się trochę w las. Powiedz.. Leciałeś kiedyś na smoku?
Eldar otworzył szeroko oczy nie ukrywając nawet zaskoczenia zadanym mu pytaniem. W legendach..wspaniali herosi podróżowali i walczyli na grzbietach tych wspaniałych bestii. Gdzie jemu, potomkowi upadłych doświadczyć czegoś takiego.
-Nie, nigdy tego nie robiłem- odparł, a jego rysy znów przybrały codzienny poważny wyraz- w moim świecie te stworzenia nie istnieją.
- To będziesz miał swoj pierwszy lot próbny. Niestety takich wygód jak zabezpieczenia nie posiadam.
Odeszli kawałem dalej w głąb lasu. Tam Raptor poprosił o odrobinę przestrzeni osobisten a następnie zaczął się zmieniać. Pierścień na jego palsu zaczął lśnić, bezkształtna masa zaczęła się powiększać aż wreszcie oczom eldara ukazał się szary smok.

- Możemy lecieć. - Powiedizał ciężki smoczy głos.
Anthrilien wskoczył na bestie zwinnym ruchem siadając przy skrzydłach pomiędzy dwoma kolcami i łapiąc mocno jeden z nich. Miał nadzieję że trochę doświadczenia w jeździe motorem antygrawitacyjnym pomoże mu się utrzymać.
-Gotowy, ruszajmy
Smok w bardzo mocnym skoku, wspomaganym ruchem skrzydeł wzleciał ponad las. Wylądował na zieli niczyjej tuż przed obozem armi. Potężnym rykiem, który nieszczęśliwie zadudnił także w uszach eldara wprawił w osłupienie wszystkich zgromadzonych. Potem niezauważalnei się uślmiechnął. W tym momencie panika byął mu na rękę. Ponownie wzbił się w powietrze i spokojnie odleciał w stronę Lofar. Poruszenie wywołał także jego przelot nad Targas. “Lot na smoku. Ciekawe czym jeszcze zaszczyci mnei ten świat” pomyślał eldar podczas podniebnej podróży. Na wieczór tego samego dnia byli już w okolicach Lofar. Wylądowali w lesie przed miastem by niewszczynać tam paniki. Po wylądowaniu Raptor wrócił do swojej postaci bestii.
Schodząc ze grzbietu Anthrilien z ulgą rozprostował nogi obserwując jednocześnie przemianę.
-Co teraz planujesz?- zapytał raptora wychylając się z pomiędzy drzew, przyglądając się skompanemu w promieniach zachodzącego słońca miastu.
- Wracam do siebie. Mam jaskinię w “mrocznym lesie”. No i zajmuję się zwierzakami. Hmm. Skupuję także trofea tytejszych istot. Co prawda większość z krajów centralnych już mam. Oferuję mikstury, zioła i ewentualnie pomoc. Wspominam jakby cię to ciekawiło. A właśnie. Jak będziesz w mieście powiedz Marice że zamówienie już jest gotowe. - uśmiech i przemiana w czarnego gada.- Ja uciekam.- Znikną w gęstwinie przy bardzo duzej szybkości.
Zaraz po tym jak jaszczur zniknął w głębi lasu ruszył biegiem w kierunku miasta. Dzięki temu udało mu się dotrzeć do bram tuż po zachodzie słońca. Od razu skierował się do domu Mariki. Gdy znalazł się pod drzwiami zapukał po czym nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Marika nie zdążyła podejśc do drzwi gdy eldar wszedł do srodka. Miała jednak przy sobie czarną fiolkę, jak to zwykle bywało.
- O to pan! Proszę następnym razem zaczekać aż ja otworzę. Tak dla świętego spokoju. Skoro pan już wszedł w czym mogę pomóc?
-Raptor prosił bym przekazał że zamówienie które złożyłaś jest przygotowane i gotowe do odbioru-odpowiedział stojąc w otwartych drzwiach- tak naprawdę to tyle.
- Ach Raptor. Dziękuję. Pójdę do niego jak tylko uporam się ze swoimi sprawami.
Anthrilien ukłonił się lekko i wyszedł na zewnątrz zamykając za sobą drzwi. Od razu skierował się do miejsca w którym zauważył ostatnio warsztat kowala. Mimo późnej już pory liczył że jeszcze go spotka, w razie co odpoczynek aż do rana by mu nie zaszkodził.
Zakład kowalski nei działał w nocy. Jednak Tutejszy kowal - Samuraj. Przebywal na stołku przed swoim domem. Podziwiał piękno dwóch księżyców. Drógi, ciężko zbrojny medytował tuż przy ścianie. Panowała cisza i odgłosy nocnej przyrody.

Prorok podszedł tak cicho jak pozwalały jego zdolności, nie chciał zaburzać tej wspaniałej ciszy. Podszedł jednak pod takim kątem żeby oboje byli wstanie go zauważyć, nie chciał żeby pomyśleli że się zakrada. Kiwnął głową na przywitanie samurajowi i przyklęknął niedaleko niego.
-Piękna noc, nieprawdaż? ta cisza, te gwiazdy i księżyce ukazują skryte uroki tego świata- zwrócił się do kowala przyciszonym tonem
- Tak. - Przeciągał słowa. - We wszystkich 3 strefach mojego świata. Był tylko pojedynczy księżyc. Zawsze zwyczajny... - zaciągnął się fajką i puścił okrąg.
-Zwiedziłem wiele planet, wiele widziałem, jednak spokój panujący tutaj jest...odprężający- prorok wciągnął głęboko powietrze zadowolony że wiaterek pchnął okrąg dymu w drógą stronę.- Jaki był Twój świat?
- Ma 3 sfery. A podróż między nimi dozwolona byłą tylko duszom. Jedne pilnowały świata centralnego. Drógie, wrogie, żwywiły się nim. Trwała wojna choć nie taka jak ci się wydaje. Te dwie strefy boczne oscylują bez celu. A środkowa żyje swoim życiem. - Ponownie póścił okrąg.
-Tęsknisz za nim? Chciałbyś powrócić do swojego świata?
- Tamten jest moim swiatem. Ale nie ujął bym tego jako tęsknota. Mam tutaj pewne obowiązki do wykonania. Może nie do końca Ja, ale muszę tu być.... Lecz gdy już je wykonam. Kto wie. Może tutaj jeszcze trochę pobędę, a może trza mi będzie wracać. A co z tobą wędrowcze?
-Powrót jest moim głównym celem, mam nadzieje że zdążę uratować mojego przyjaciela, lub chociaż pomścić jego śmierć..-przy ostatnich słowach wyraźnie się zawachał- Rozmawiałem z Uizardo, polecił abym przy pomocy księżniczki odnalazł klucze do bramy, Rezoner tymczasem wskazał mi Ciebie wojowniku.|
- Ech. - wypóścił chmurę dymu - Temu jednemu przyda się lekcja: “Co to oznacza sekret?”. - Uśmiech. - Jestem Samuraj. Tutejszy... - Podkreślił - zastępca Vizarda. A ty? - ton głosu był spokojny i bardzo sprzyjający.
-Nazywam się Anthrilien, w moim świecie należę do proroków. Nie rozumiem jednej rzeczy, skoro jest tu z wami księżniczka czemu nie próbujecie pomóc waszemu przywódcy?
- Hmm. Sprawa wygląda trochę inaczej. Coś za bramą spowodowało ściaganie wymiarów w ten jeden. On, jako że mag z wielkimi zdolnościami, postanowił to zbadać i zniwelować. Badania trochę trwają więc rozpoczelismy wstępną realizację pewnych kroków pomocniczych. Poza tym nam się nie chce. - Uśmiech - Dosłownei to kwestia lenistwa. - Potwierdził westchnieciem ciężko zbrojny. - Księżniczka będzie pomocna, ale jeszcze nie teraz. Póki jej pomagamy ma wobec nas dłóg. Dłóg, który kiedyś przyjdzie spłacić.
-Pojmuję, czy wyjaśniła motywy, które spowodowały że się ukrywa? Co mogło się stać że człowiek posiadajacy władzę się jej zrzeka?
- Jakby to prosto wyjaśnić. Nie wiem czy coś takiego w towim świecie wystepowało. Bada sprawę intrygi której celem jest głowa tych krajów. (chodzi o unię) Częściowo celuje to w nią więc postanowial też sama to załatwić. - Mówił spokojnie i widać było że jest osoba doświadczoną - Dorosłe podejscie jak dla dziecka. Przepraszam dziewczęcia. Uch. Nasza rola skupia się na jej ochronie i tylko tyle.Nasza mam na myśli... całą organizację. Trochę siętu jeszcze zejdzie. Kolejna najbliższa narada jest za jakieś 2 dni. Po niej prawdopodobnie zacznie działać.
-Czy mógłbym również wziąść w niej udział? Nasze cele częściowo się pokrywają i być może jestem w stanie wam pomóc. Wasze poprzednie narady sugerowały że nie macie nic przeciw nowym członką.
- Owszem tyle że to nei nasza narada. - Zaskoczenie eldara. Choć nie okazane. - Jest to narada pewnych osób w tym króla Lofar. Intrygantów na których poluje Yuri.
- Ech. To już drógie spotkanie. - Skomentował cieżkom metalicznym glosem medytujacy samuraj.
- Tak drógie i ostatnie na które czeka jaśnei księżniczka. Ma dziewczyna szczęśnie poprzednio pomógł jej przybysz niejaki Roscara. Musiał jednak się ulotnić. Ale wracając do twojej sprawy. Przyjmujemy do nas osoby które mają poparcei choc dwóch naszych członków. Nie oznacza to jednak że odrzucimy pomoc. - Przyjazne słowa i dobry znak.
-Czy więc prośba o pomoc pochodząca od Uizardo nie oznacza pewnego poparcia? Rezoner chodź nie do końca uznać można to za polecenie mej osoby skierował mnie do Ciebie, nie krytykował również mojej chęci pomocy wam.
- Uizardo zm zbyt lekkie podejscie do tej sprawy. No w końcu co ma poradzić skoro jest zamkniety. A Rez to leń. Chodzi bardziej o zaufanie. Choc i my nie jesteśmy jakoś przesadnei przyjacielscy wewnatrz tej grupy. Na razie uzanj że masz naszą przychylność do działania. Na naszym zebraniu prawdopodobnei omówimy całą sprawę dokąłdniej. Zorganizuję pomniejsze w nalbliższe dni. Powinno wystarczyć.
W cieniu karczmy pojawiła się jakaś niewielka postać. Nie pokazała wtarzy jednak delikatnie, kobieco się ukłoniła.
- Witaj Samuraju.
Eldar pochylił się do tyłu i z obojętnym wyrazem twarzy oparł się plecami o ścianę budynku, obserwował sytuacje. Wyglądało na to że ksieżniczka postanowił się pokazać.
- Hime. - Powitał odkładajac fajkę.
- Dwa dni. Będę potrzebowała ochrony. Naprawdę nie zameirzacie się w to meiszać.
- Tak. Zgodnei z obietnicą zajmniemy się twoim bezpieczeństwem. Nie jesteśmy jednak najemnikami, Większa pomoc nie wchodzi w grę. Choć kto wie. - Spojrzał wymownie na eldara.
-Wiem czego się spodziewasz samuraju i moja odpowiedź jest równie oczywista. Zajme się tym, mam swoje powody, o których wspomniałem. Wprowadźcie mnie w szczegóły- odparł mocno niechętnym tonem nie zmieniając pozycji. Nigdy w życiu nie pomyślałby że będzie musiał ochraniać...człowieka.- Chodź po za mną na pewno znajdą się inni głupcy kierujący się skrzywionym poczuciem sprawiedliwości bądź innymi śmiesznymi rzeczami, nie zapominajmy że księżniczka jest poszukiwana w całym kraju. Prędzej czy później ktoś ją odnajdzie.
- Za dwa dni Diuk Edmund organizuje cichy zjazd. Trzeba się dowiedizeć jego ostatnich planów. Poprzednio boszło do małej komplikacji i troche im przerwalismy. To tyle. Z tego co wiem powinny być na nim tak jak poptrzednio: Diuk Edmund, Lord z kraju wiatr, dwóch magów w tym Avgadro - to imie zostało wypowiedizane bardzo niemiło, jak na dizewczę - oraz jakiś nadmuchany buc z pólnocnej róbierzy czy z innego chlewu.
Proste zadanie podsłuchać i przekazać mi informacje. Oczywiście czuje się zoblikowana - Lekkie przykucniecie i znikła w cieniu.
- Tak oto nasza Yuri. Piękny i bezwzględny kwiat Lili. Choć miano róży ładniej by pasowało.
-Piękny kwiat zdolny ranić nieostrożnych swoimi cierniami.. Tak, masz rację- Prorok westchnął głośno- Nie odpowiada mi taki obrót spraw, lecz co na to poradzić. -Powoli podniósł się z ziemi i otrzepał tunike z kurzu- Tymczasem pozwólci że udam się na spoczynek- po tch słowach wyskoczył wysoko wspierając się umiejętnością lewitacji i znalazł się na dachu. Udał się na jego drugą stronę gdzie nie zauważą go przypadkowi przechodnie i położył się. Pierwszy raz zdecydował się na prawdę zasnąć.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 26-09-2013, 12:37   #37
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Trzy dni później...
Nieznane pomieszczenie, a raczej jaskinia. W niej jedynei stół i 3 pieńki pełniace rolę prowizorycznych stołków. Na blacie dużego okrągłego stołu stały kryształy. Jeden znany, duży należący do Uizardo. Reszta pomniejszych różnych kolorów. Bez liczenia około 10-15 kamieni. Na jednym z prowizorycznych stołków siedział Dark Raptor w swej humanoidalnej formie, z dziwnym czerwonym zabarwieniem włosów. Na drógim siedział Samuraj. Jego ciężko zbrojny toważysz został w Lofar by pilnować interesu. Ostatni stołek zajmowal Eldar. Był on ranny w rękę. Świadczyly o tym bandarze. Wracał jednak szybko do zdrowia. Szybko to słowo było zbyt wolne by opisać taką regenerację. Wszystko zasługa dziwnych specyfików jaszczura. Był dzień po królewskiej naradzie.
-Więc?-zaczął eldar przerywając ciszę- jak wygląda moja sprawa?
- Już chwila. - Poweidział czerwono-włosy raptor - Czekamy na połączenie.
Po paru minutach główny krysztal zaczął świecić a wraz z nim pozostałe.
- Tu Vizard. Jak wasza sytuacja?
- Trochę zameiszania z księżniczką - Powieział Samuraj.
- Dobrze o tym za chwilę. Co z resztą?
- Odnalazłam moją zgubę - Kobiecy głos, znajomy z jsno żółtego kryształu.
- U nas spokój. - inne glosy
- Dołączam się do sprawy z Uri - Kobiecy glos z białego krysztalu.
- Muszę siedzieć w ukryciu. - Inny kobiecy głos z mocno żółtego kryształu.
- Ha ha - Smiech męzczyzny - Słyszalem co odwaliłaś Elektra. Piękan robota. - czerwony kryształ.
- Ciekawe co ty byś zrobił jakby cię ktoś w tyłek klepnął.
- Jeżeli kobieta... Nie miał bym nic przeciwko. Na pewno nei wysadził bym baru w powietrze.
- Oj...
- Ech jak dzieci - głos Rezonera - Z mojej strony sprawa z jakimś facetem. Wyczuwam dużą intrygę. - zielony kryształ.
- Dobrze. - Głos Uizardo. - Samuraju zapomniałeś wspomnieć że mamy gościa.
- Co? - Głosy ze wszystkich kryształów.
- Nic nie umknie twojej uwadze. Tak. Nowa osoba chce do nas dołączyć.
- Witaj ponownie wędrowcze. Choc słyszeliśmy się nie tak dawno.
-Witaj Uizardo- odparł eldar- jak mają się sprawy wewnątrz czarnej bramy?
- Nieśpieszę się. Zdążę nim by odnajdziecie wszystkie klucze. Jednak jako że reszta czlonków musi pilnować “planu”. Sprawę kluczy pozostawimy przybyszą. Oczywiście kto chce moze się rozerwać. - Uciecha z innych kryształów - Jest jednak coś nie tak. “Generator” zbiera energię. Znów coś wyjdzie przez bramę i bedzie to coś dużego. Podejrzewam że najbardziej narażone bedzie Lofar i jego okolice. Maruder.
Cisza.
- Ktoś o czymś zapomniał. Raptor przekaż mu żeby się ze mną skontaktował. Mam plan który tylko on może wykonać. Ale o tym na osobnosci. A teraz... Rezoner. Sprawę tego przybysza zostawię tobie lub... Rokiemu.
- Zgoda. - Doparł inny głos z czarnego kryształu. - Już zwróciłem na niego uwagę. Dobrze się pilnuje więc będize ciężko. Powiem moim podopiecznym by mieli oczy i uszy szeroko otwarte.
- Nie musicie się tym od razu zajmować. Co planuje niech robi. Tylko pilnujcie by nei przesadził. A teraz księżniczka...
Samuraj miał zacząć opowiadać lecz Eldar powstrzymał go ręką.
- Ktoś zwany tutaj wampirem planował przeneiść tu swoje wpływy. Umowa dotyczy jego, Króla Lofar, jekiegoś generała z północy i maga. Mag jest zameiszany w sprawę z bramą. I pewnie dobrze o tym wiesz. Planują zamach na większą głowę kraju. I są przezorni - dotknął zranionej reki. Kość już od wczoraj zaczęła się zrastać.
- Księżniczka planuje już wkroczyć. - Powiedizał samuraj. - Opóźnimy ją o 3-4 dni. Tak by mieć spokojną rekę. Uważam że gdy tutejsza “podpora” zniknie interesy wampira rozejdą się w czasie i utracą siłę.
-Czy wiadomo coś więcej na temat tego co ma wyjść przez czarną bramę? Lub chociaż kiedy do tego dojdzie?
- Nie długo. Choć jest to pojęcie względne, dla kogo. Coś dużego o to mozęsz być pewien.
- Mag z leśnego obozu też coś o tym wspominał. Mówił coś o iskrze na beczkę prochu. - Słowa Rezonera.
- Elaktra?
- Pole magnetyczne... a skąd mam wiedizeć. Jestem w Przystani. Ech. Z pola magnetycznego nic nei czuję. Poza tym bariera mnei zagłusza.
- Co z Heiem?
- Kraj ziemi. - Dopowiedizał czarny kryształ. - Ale nei sadzę by ustabilizował bramę. Pozostaje czekać.
- Ech. Ja wracam do gry. - Czerwnoy kryształ. - Gdybym był potrzebny dajcie znać. - Krysztal przestał lśnić.
- A on znowu tylko o jednym. - Biały kryształ. - Choc w sumei ma rację. Nic tu po mnie. Dzieki za informacje o Uri. Wiem jak przygotować jej przybycie. - Wraz z umilknieciem kobiecego głosu kryształ się wyłączył.
Mocny żółty kryształ równiez pociemniał.
-Skoro część postanawia już odejść chciałbym wrócić do sprawy która mnie tu sprowadziła- powiedział eldar patrząc na zmianę na kryształ Uizardo i na Samuraja.
- Chcesz dołączyć. - Stwierdził Vizard - Ja nie mam nic przeciwko. Ostateczną decyzje pozostawiejednak Samurajowi.
- Z mojej storny nieźle się popisałeś infiltrujac to zebranie. Uszczerbek na zdrobiu to honor walki.
- Mi w sumei obojetne, choć jak będziecie tak ciągel nowych zapraszać to niedługo przestanei to być tajna organizacja. - Zielony kryształ Rezonera
- Z tej strony masz rację. - Przyznała kobieta z jasno żółtego kryształu. - Ale im nas wiecej tym jesteśmy silniejsi.
- Ale skąd wiesz czy już nas ktoś nie zdradizł? - Niepewne pytanie z błękitnego kryształu, rownież kobieta.
- Jak na razie to się nei zdazyło.
- Jak mawiaja zawsze jest ten pierwszy raz. - błękitny kryształ.
- Co jak co ale o to bym się nie martwił. - podsumował samuraj. - Przynależność do nas to w pewnym stopniu oznaka posłuszeństwa i uznania siły.
- Marudera tu z nami nei ma. - stwierdził reptor - Twój brat jest w podróży, a sam raczej jeszcze nie pokazałeś co potrafisz. Ja w sumei też nie.
- Dorze panowie. Powiem tak. Dołączenei do nas trochę cię ograniczy Anthrilenie. Wedle potrzeby uzyskasz naszą pomoc. Choc bylo by lepiej gdybyś miał zaufanie w śród części z nas.
- W sumie nic się nie śpieszy. Księżniczka zgodziła ci się pomóc za pomoc, której jej udzieliłeś. Niestety dopiero wtedy jak skończy swoją działalność tutaj.
- W tym świecie nie ma pośpiechu. - Zaśmial się raptor.
-Jak czas płynący tutaj odnosi się do naszych światów?- zapytał eldar- czy ktoś coś wie na ten temat? I jakie są te ograniczenia będąc członkiem tej organizacji?
- Tyle ze jeżeli znalazł by się dla nas cel nadrzędny to był byś zmuszony w nim uczestniczyć. Chocbyś maił inne plany.
- Czas biegnie tu zupełnie inaczej. Równei dobrze w twoim świecie mogą mijać wieki gdy tu mijają dni. Mogą mijać tam sekundy gdy tu mijają lata. To jak z kamieniem puszczonym w przestrzeń. zwyczajowo spadnie. Lecz może spadać powoli, lub szybciej. Choć w tym świcei nawet gdyby zawisł w powietrzu czy też poleciał w niebo nie był bym tym zaskoczony. Pętle czasowe portali mogły także spowodować uskoki czasowo-trans-wymairowe. Mozę się okazać że gdy powrócimy do domu to ten dom jeszcze nie powstał.
- Hmm. Strasznie zawiłe - stwiwerdził raptor. Jego mina mówiła że nie zrozumiał przesłania. Choć widocznie ciekawiło go jak kamień może się umościć.
- Czyli jak Visard? Jeżeli wrocimy do domu mozę go juz nie być? - zapytał dla upewnienia samuraj
- Sądzę że w pewnym stopniu powinienem ustabilizować przejścia ale nie liczcie na cuda. Możeci równie dobrze liczyć na najgorsze i mieć nadizeję że to nie bedzie prawda.
-Możliwość powrotu do domu wciąż pozostaje grą wartą tego zachodu- wtrącił się prorok- a ja się jej podejmę- dokończył poważnym tonem- ne miejcie jednak złudzeń, nie jestem sługusem.
- Dobrze. Jeżeli uznasz za stosowne dołączysz do nas. Jeśli nie droga wolna. Pamietaj jednak by nie przekazywać informacji u nas zasłyszanych. Konsekwencji możesz się domyśleć. - cisza. - Co to była za zguba?
- Mój ukochany. - Powiedziała kobieta z blado żółtego kryształu. - Mag, Voklano testował teleportację w tym świecie. Zamienili się miejscami. Wracamy właśnie na północ. Za jekiś tydzień wrócimy.
- Volkano hmm... - zastanowił się samuraj - Jeden z trzech potęg tego kraju. Co myślisz Vizadr?
- Mam co do niego pewne plany ale nie teraz. Dobrze na tym skończymy dzisiejsze spotkanie. Kolejny kontakt za pół miesiąca albo i później. - blado żółty kryształ wyłączył się tak jak i wszystkie pozostałe, poza głównym.
-A więc do zobaczenia w przyszłości- rzucił eldar podnosząc się z prowizorycznego stołka- to się tyczy szczególnie Ciebie Uizardo, mam parę spraw które wymagają Twojej osoby.
Tak też spotkanei dobiegło końca. A wszyscu obecni wrócili do swoich zajęć. Nikt jednak nei przypuszczał żę nie długo do planów księżniczki dołączy jeszcze jedna osoba.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 29-09-2013, 12:57   #38
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Dalsza droga mijała spokojnie tak więc nad ranem kolejnego dnia dotarli do Lofar.
Kuroryu odetchnął głęboko.
- Jesteśmy. - rzucił, stwierdzając oczywiste - Przejdę się po mieście, poszukam nazw i imion które mogą stanowić odpowiedź na zagadkę naszej kochanej księżniczki. - rzucił z delikatnym sarkazmem - Zechciałabyś mi towarzyszyć? - zapytał szermierki.|
- Na razie zajrzę do baru. Może tam będzie ktoś kogo szukam. Choć wpierw pójdę do kowala. Moje ostrze wymaga przejrzenia.- zadeklarowała.|
- Potowarzyszę ci przez moment. - rzucił Kuroryu - Miło będzie się czegoś napić zanim zacznę poszukiwania.|
U kowala miecz został sprawdzony zaskakująco szybko. Facet w hełmie chwycił tylko miecz w dłoń i był już w stanie stwierdzić wiele, a nawet wiele więcej niż ktokolwiek. Szczęśliwie miecz poza delikatnym ostrzeniem nie wymagał niczego innego. Zabieg został wykonany natychmiast i po 5-10 minutach było już po sprawie.
W barze było dość tłoczno jak na to miasto. Siedzieli tam miedzy innymi kapitan straży wraz z podopiecznymi, Eri, oraz 2 nieznajome osoby.


Po sali krzątała się Rose rozdając zamówienia.|
Kuroryu dosiadł się do baru, zamawiając sake. Gdy tylko ją otrzymał, podgrzał ją delikatnie i zaczął sączyć, obserwując cały bar. Na razie do nikogo się nie odzywał, był dość zmęczony po trzy dniowej podróży, nawet jeśli tego nie okazywał.|
Do baru zawitała także Marika - tutejszy alchemik. Została powitana radośnie przez wszystkich tutejszych. A nie długo po niej do baru wszedł Samuraj.|
Kuroryu tylko uśmiechał się obserwując towarzystwo. Po chwili odwrócił się, i poprosił barmana bliżej.
- Jak dużo wiesz o tym mieście, jeśli można spytać? - rzucił do niego.|
- Wystarczająco. Ale nie wszystkie informacje są darmowe. Upomnę się jeśli trafisz na granice. - Odpowiedział cicho na pytanie.|
- Została dana mi zagadka na którą wymagam odpowiedzi. - rzucił do niego Marine, cicho - Jest w tym mieście osoba która ukrywa się “pod innym kwiatem”. Chcę ją odnaleźć. Czy znasz miejsce które pasuje do tej podpowiedzi.?|
- Niestety. - rozłożył ręce. - Ale skoro to zagadka to pewnie nie jest to powiedziane w prost.|
- Szkoda… ale powinienem się spodziewać że tak będzie. - dopił swój napój - Dzięki za sake. - rzucił, rzucając monetę na blat. Ruszył w miasto, szukając nazw i imion które mogły pomóc mu rozwiązać zagadkę. Potrzebował stworzyć mapę możliwych punktów odniesienia.|
Wszystko co usłyszał w mieście nie zbliżyło go o rok do odnalezienia księżniczki.
“To musi być coś bliżej z nią związanego. ” - Pomyślał. - “Ukrywa się pod INNYM kwiatem. Innym?”
Ostatecznie w akcie zmęczenia wrócił do karczmy.|
Kuroryu wszedł do karczmy, rozejrzał się… i nagle go olśniło. Rozwiązanie było tak proste że niemalże zaczął walić głową w ścianę w uznaniu własnej głupoty. Przeszedł przez całą salę, nie zwracając uwagi na tłum. Błyskawicznie znalazł osobę o którą mu chodziło i położył jej delikatnie dłoń na ramieniu.
- Czy mogę prosić o parę minut twojego czasu… Rose-chan? - zapytał, uśmiechając się, choć uważniejsi z obserwatorów mogli zauważyć że w jego uśmiechu brak było zwyczajowej wesołości Mówił cicho, tak że nikt oprócz dziewczyny nie był w stanie go usłyszeć. - Wierzę że mamy dużo do omówienia, jak również wspólne zainteresowania… jak kwiaty.|
- Lubię kwiaty -powiedziała jak na dziewczynę przystało - Proszę dać mi jednak trochę czasu. Jak pan widzi bar ma w tej chwili gości. - Delikatnie wyszła z objęcia i wróciła do swoich obowiązków.|
- Hai. - wymruczał cicho Kuroryu, po czym wyprostował się ponad tłum, i ruszył w kierunku baru dosiadając się do Eri - Hej, piękna. - rzucił do niej z uśmiechem, zamawiając sake - Widzę że udało ci się wrócić bez szkody. Cieszę się.|
- Nya~ - odparła z uśmiechem. - Sprawę z maluszkiem też już załatwiłam~nya. Trafił w dobre ręce~nyi. A jak twoja podróż Kasou~nyan? - Upiła trochę mleka z kufla.|
- Nieźle. Trafiłem na jednego z moich towarzyszy z mojego świata. - uśmiechnął się - Zapewne o nim słyszałaś, wylądował tutaj latającym statkiem. Zapolowaliśmy na szlachetnego smoka, i przeżyliśmy. Smok też. Oprócz tego, ostatnio wykonuję drobne przysługi dla Gramona, pomagam mu w sprawach. - rzucił na nią okiem - A jak wyglądają sprawy tutaj?|
- Spokojnie, choć... coś jest nie tak z bramą~nya. Maruder twierdzi że gromadzi ona energię~nya. Coś się szykuje~nyu. Z zamku niewiele wieści bo po co~rrr. - Zawarczał groźnie. - Jak zwykle wszystko biegnie swoim kocim rytmem~nyhi. A z plotek to... podobni Filip się żeni~nya.
Widocznie niezależnie od rasy, kobiety uwielbiają plotki.|
Nachylił się do niej delikatnie.
- Mieliście ostatnio jakiś podejrzanych przybyszów? Ktoś kto by zwrócił twoją uwagę? - zapytał spokojnie, i jednocześnie upił łyk sake.|
- Był jeden~nyu. Pytał o drogę do kraju ziemi~nya. Jednak górskie ścieżki są teraz nie przystępne, choć twierdził że mu wszystko jedno~nya. Na pewno przybysz i na pewno nikt dobry~rrr. Ale jak tylko uzyskał informacje to odszedł~nya.|
- Bądź ostrożna. - wyszeptał do niej - Nadchodzi burza. Ten świat może jej nie przetrwać. - rzucił do niej, dopijając sake - Idę odpocząć. Byłem w drodze przez ostatnie trzy dni, jestem kapkę zmęczony. - uśmiechnął się do niej - Porozmawiamy jutro. - przywołał ruchem dłoni właściciela - Mogę wynająć pokój na dziś?|
- Bywaj zdrów~nya. - odpowiedziała na pożegnanie
- Mam jedynie małą klitkę, ale liczę ją tanio. Dziesięć monet wystarczy. - Otworzył drzwi do kuchni i wskazał na kolejne drzwi. - Jest mała nie ma co ukrywać. |
- Na moje potrzeby wystarczy. - rzucił mu dziesięć monet - Dzięki. - wszedł do wskazanego pokoju, usiadł…i zaczął czekać. Czekał aż wszystkie hałasy ucichną, by spotkać się z… Rose. Wolał nie przegapić odpowiedniego momentu. Jak również potencjalnych prób na jego życie. Uverworldowi mogła nie spodobać się jego obecność.|
Nie wiadomo kiedy zasnął. Obudziła go panująca cisza. Był wieczór. W pustym barze siedział barman, Rose oraz eldar. Co prawda ten ostatni siedział na pietrze na balustradzie i zdawał się drzemać, czy tez medytować.|
- Wychodzę z wprawy… - mruknął z irytacją. Nie powinien był zasnąć. Podszedł do “Rose” - Czy teraz możemy porozmawiać. - zapytał spokojnie.|
- Oczywiście. Szef raczej nie będzie miał nic przeciwko i ja nie mam jeżeli będzie nas słuchał. - Uśmiech, choć tym razem bardziej nietypowy.|
- Hmm. - mruknął Kuroryu - Jesteś zaskakująco wesoła biorąc pod uwagę sytuację. Och, i jeszcze jedno. - nachylił się i wyszeptał jej do ucha - Róża pasuje do ciebie bardziej niż lilia. - uśmiechnął się delikatnie.|
- Yuri. Wiesz że na początku poza moim ojcem nikt nie wiedział jak wymawiać to imię. Dlatego ostało się Uri. Które brzmi ładnie choć mało donośnie. - Odpowiedziała uśmiechem. - Co lub kto cię sprowadza?|
- Stalowy. Któremu winny jestem dług za uratowanie życia. - uśmiechnął się - Oraz własne poczucie sprawiedliwości. - ukłonił się delikatnie - Nazywam się Kasou. Choć możesz mi mówić Kuroryu.
- Kuro... Czarny. Hmm. Dziwne te języki. Pod takim mianem miałam się ukrywać, gdyby nie pewien facet z kosturem o okrągłym kapeluszem.
- “Yuri. Lilia. Piękny kwiat. Choć Róża bardziej by ci pasowała. To kwiat który pomimo swego piękna potrafi się obronić. Róża.Rose” - Zacytował pod nosem barman. Zajął się czyszczeniem kufli i talerzy.
- A wiec Stalowy w końcu wykonał ruch. To dobrze. Bo właśnie tego było mi teraz potrzeba. Został ostatnia faza mojego planu. Panie Kuro czy zobligowany jest mi pan pomóc? Mam na myśli umowy zawarte miedzy Stalowym, tym starym prykiem.|
- Niczego nie podpisywałem. - uśmiechnął się - Winien jestem mu życie. W zamian obiecałem chronić twoje, i pomóc ci jak tylko będę w stanie. Kuroryu. Czarny Smok. Miano które wybrałem by budzić strach w złoczyńcach mego świata. - ukłonił się ponownie - Jestem zobligowany do pomocy moim słowem. Posiadam również większość wolność działania niż Stalowy… jak również jestem od niego potężniejszy w kwestii mocy.|
- Pomoc słowem na nic się zda. - Powiedziała dumnie. - Jednak siła będzie pomocna. Myślałeś kiedyś o obalaniu władzy? Albo zrównywaniu z ziemią zamku? - Złowieszczy uśmiech. - Sprawy prawne i polityczne zostaw mnie. To będzie tylko pryszcz. A mówiąc w prost. Będziemy musieli rozmówić się z Diukiem Edmundem.
Eldar otworzył oczy i słuchał całej rozmowy. “Świat jest zawsze taki sam. Nie ważne jak piękny zdaje się powierzchownie, wojna jest jego jedyną pewną ścieżką.”|
Kuroryu zaśmiał się cicho.
- Moja pani… znam tylko jednego mężczyznę który byłby dla ciebie większą pomocą niż ja, ale niestety nie ma go w tym świecie. - jego głos przybrał twardych nut - Obalałem już wcześniej władców, i niszczyłem kraje które stały na drodze prawowitej władzy. Jeśli życzysz sobie ich śmierci, jestem w stanie ją zapewnić. Wydaj wyrok, a ja go wykonam. Diuk Edmund nie posiada w swych siłach żołnierzy zdolnych mnie pokonać. - powiedział z twardą pewnością siebie. Już lubił tę dziewczynę. Był pewny że spodobałaby się jego mistrzowi.|
- Wpierw pozostawię mojemu cieniowi i szefowi by ograniczyli zbędne straty. Zamek poza tym nadal jest zacną budowlą. Nie chcemy cy się zawalił. Ale parę otworów mu nie zaszkodzi - Uśmiech. - Problem będą stanowiły osoby wewnątrz. Król, jego mag, oraz ochrona i dowódca wojsk. Co więcej może mieć też najemników. Zajmiemy się tym jutro tudzież za dwa dni. Do pomocy masz - wskazała na eldara który na te słowa wyraźnie prychnął - i jeżeli kogoś jeszcze znajdziesz. Nie licz na pomoc tutejszych i “Zupełne Non Audivi.” - Słowa wydane jak rozkaz. A teraz wracam do swojej pracy. Miłego dnia. - Ostatni zwrot znów był słodko dziewczęcy.|
- Hai. - rzucił służbiście Kuroryu - Tak się stanie. - westchnął cicho i obrócił się w stronę barmana - Masz jeszcze nieco tej twojej doskonałej Sake? Oraz równie doskonałych informacji?|
W między czasie wyraźnie słychać było stukanie dochodzące z balustrady na piętrze. Po chwili na schodach pokazał się odziany w czerń eldar. Stukanie które powodował kostur znacznie ucichło mimo że na każdym kroku się nim podpierał. Skierował się w stronę Kasou i usiadł przy barze. Tak jak kiedyś przy Kei’u tak i teraz ostentacyjnie usiadł pozostawiając jedno puste miejsce pomiędzy nimi.|
- Jak zawsze. - Odparł barman podając buteleczkę sake. - W obu przypadkach. - Uśmiech.
Rose krzątała się po barze sprzątając.|
Marine uśmiechnął się momentalnie.
- W takim razie poproszę o jedno i drugie. - uśmiech znikł z jego twarzy - W jutro, gdy zaczniemy naszą pracę, to miasto się podzieli. Osoby lojalne wobec Diuka staną przeciwko nam, i trzeba będzie ich wyeliminować. Czy są w mieście grupy które możemy przekonać do zignorowania przyszłych wydarzeń? - zapytał - I czy wiesz o kimś kto byłby skłonny nam pomóc z tym zadaniem?|
- To będzie trudne. - Mówił będąc odwrócony plecami. - Wiem że kowal i Marika oraz teren targowy nie będą ingerować. Wolą spokój. Sprawa straży oraz oddziałów na zamku wygląda gorzej. Choć sądzę że Filip jest na tyle mądry by nie ingerować jeżeli będzie już po fakcie. Tyle że prawie wszystkie jego oddziały stacjonują w mieście. Podróżnym raczej obojętne co się będzie działo póki ich to nie dotknie, no chyba że ktoś ma wysokie poczucie “prawa i porządku”. Jeżeli ktoś mógłby zaoferować swoją pomoc to na pewno nikt z tutejszych.|
- Czyli powinniśmy się pozbyć straży z miasta…- wymruczał marine - Kobieta która tu ze mną przybyła to trzecia szermierz. Być może byłaby skłonna pomóc, ale pewny nie jestem. Teraz, jak wygląda ochrona zamku?|
- Ciężko zbrojni, Hogen, tutejszy mag i może paru najemników. Mag oraz najemnicy mogą się okazać dość upierdliwi.
- Mag jest mój. - Stwierdził bez wyrazu Eldar. Napiął także mięśnie zdrowej już ręki.|
- A w kwestii zdolności specjalnych? - zapytał spokojnie Kuroryu - Zwykła broń, nieważne jak zdolnych rękach, mnie nie martwi.|
- Co do hogena hmm... wydaje się być zwykłym rycerzem. Mag to mag. Ciężko zbrojni mogą mieć buławy lub korbacze pulsacyjne. Co do najemników nie mam pojęcia. Ale znam chyba sposób na wywabienie straży z miasta. - Nieodwracając się popukał w stół. Informacja płatna.|
-Wymagasz abyśmy płacili za pomoc którą wam oferujemy?-wtrącił się eldar chłodnym tonem. Jego słowa rozbrzmiewały również w umysłach słuchaczy, dziwnym metalicznym brzmieniem- czy to nie jest aby nazbyt pazerne nawet jak na człowieka?|
- To on prosi o informacje, nie ja. - Uśmiech biznesmena. - Jeżeli ich nie potrzebujecie sami coś wymyślcie. Sprzedaję tylko informacje tajne i nie koniecznie do uszu publiki. To co powiedziałem wcześniej równie dobrze sami byście znaleźli. Dlatego tamte były darmowe.|
- No, ale żniżki mógłbyś udzielić. - uśmiechnął się delikatnie Kuroryu - Te informacje uratują życia.|
- Jak zrobicie dużo zamieszania to i informacja nie będzie potrzebna. Na razie pięć monet wystarczy. |
- Zgoda. - Kuroryu wyłożył pieniądze na stół - A teraz, informacje.|
- Marika, tutejszy alchemik ma kontakt z pewnym “leśnikiem”. Samotnik, żyje w mrocznym lesie, jednak nei sposób go spotkać. Potrafił by bez trudu zrobić dużo zamieszania z udziałem różnych środków w tym i zwierząt.
W myślach eldara wykreował się obraz Raptora. Tak, to na pewno chodziło o niego.
-... Kontakt z nim można uzyskać tylko przez panią alchemik. Powinno się opłacić szczególnie że mają ze sobą przyjazne stosunki. - dokończył barman|
- Interesujące… - zastanowił się przez moment - Z drugiej strony nie lubię polegać na niesprawdzonych ludziach… - rzucił wzrokiem na Eldara - Powiedz mi… jaka byłaby reakcja naszej drogiej straży miejskiej, gdyby przez jutro rano, powiedzmy milę na zachód z stąd, wyrosła przypominająca górę forteca? - zapytał spokojnie Marine.|
- Była by w sąsiedztwie smoczej skały. Nie wiem kto był by bardziej zaskoczony. - Zaśmiał się barman. - Na pewno straż musiała by to sprawdzić, choć nie wiem czy wszyscy byli by w to zaangażowani. |
- A jeśli byłyby to trzy fortece? - uśmiechnął się delikatnie Kuroryu.|
- Kto wie. Nic takiego z dnia na dzień się nie dzieje. Wiec Hogen pewnie był by przezorny. Choć kto wie... może i był by zmuszony to sprawdzić?|
Kuroryu westchnął.
- Na razie, podejrzewam że jest zbyt późno by spotkać się z panią alchemik… - rzucił pod nosem - Tę sprawę załatwimy jutro. - uśmiechnął się pod nosem - A na razie, sake i jakiś ciepły posiłek byłyby na rzeczy.
- Wedle zamówienia. - Położył na stole kolejny flakonik sake i udał się do kuchni by przygotować posiłek. Po parunastu minutach podał marines Pieczony stek z ziemniakami i jakąś warzywną sałatką. Eldarowi przyniósł warzywną sałatkę z podsmażanym serem. Niezwykle sycące danie - wedle zamówienia “coś bez mięsa”|
- Ach, doskonale. - Marine uśmiechnął się pod nosem - Pierwszą rzeczą którą uczą w marynarce to to że przed bitwą niezbędny jest dobry posiłek. Albowiem nigdy nie wiesz kiedy będziesz w stanie zjeść ponownie. - zaczął posiłek - Jak sądzisz, co się stanie po naszych działaniach? Macie czystą linię sukcesji? - zapytał, upijając łyk Sake z podgrzanej miseczki.|
- Hmm. Diuk raczej nie ma potomków więc do do dziedziczenia nie mam opinii. Równie dobrze może to być ktoś elekcyjny albo po prostu przejdziemy pod protektorat stolicy. - Powiedział spokojnie. - Choć słyszałem że Uwerworld też ma smaka na nasze miasto. W sumie to pożyjemy, zobaczymy. Wiem jedynie że będzie dużo zamieszania i problemów politycznych ale skoro księżniczka obiecała się tym zająć. To raczej ma wolną rękę. Pozostaje jeszcze sprawa Dywizjonu. Podlega ona Wschodniej marży czyli i Diukowi. Co prawda mają dzień drogi do miasta ale wystarczającą siłę bojową. Pytanie co będzie z nimi gdyby Lofar upadło.- Rozważał elementy polityczne.|
- A zatem… - rozmyślał na głos kontr-admirał - Marika i jej leśnik w celu odwrócenia uwagi straży. Następnie Diuk. Po wyeliminowaniu go z gry, potencjalny atak Dywizjonu. - zaśmiał się cicho - Prawie jak w domu. Ale nie jest to nic z czym nie mógłbym sobie poradzić. Ani najgorsze szanse z jakimi miałem do czynienia w mojej karierze.|
-Masz jakiś plan?- zapytał eldar zwracając się do Kasou- będziemy musieli się przygotować.|
- Plan, hmm? - rzucił cicho Kuroryu - Będziesz w stanie zająć się magiem, i nie dopuścić by poszedł za mną?|
-Jak już wspomniałem- odpowiedział śmiertelnie poważnym tonem- mag jest mój, nie przejmuj się nim.|
- W takim razie… - jego ton głosu zbliżył się do tego którego używał jego mentor - Zamek jest mój. Wejdę przez główną bramę, i zabiję każdego kto stanie mi na drodze do Diuka. - wzruszył ramionami - To co stanie się z nim podlega decyzji Księżniczki. Mag jest najprawdopodobniej jedyną osobą która jest w stanie mnie zranić, a i on prawdopodobnie nie byłby w stanie mnie pokonać.|
-Kiedy wyruszamy?
- Gdy tylko uda mi się pozbyć się straży miejskiej z miasta. Planuję spotkać się z panią alchemik jutro z samego rana.|
-Nie mamy jednak pewności czy uda Ci się spotkać tego…”leśnika” chodź nie zaszkodzi spróbować- rzucił wstając od baru- ja tymczasem pójdę się przygotować, gdy załatwisz swoje sprawy znajdziesz mnie w mieście- powiedział po czym ruszył w stronę wyjścia, czekało go trening.|
- Hai, hai. - rzucił spokojnie - Wiele od ciebie zależy. Mam nadzieję że jesteś tak dobry jak mówisz. - rzucił spokojnie Marine, wracając do jedzenia. Dokończył posiłek błyskawicznie, i rzucił do właściciela - Następną taką porcję, proszę.|
- Hai, hai - Odpowiedział żartobliwie barman.|
- Kim on jest? - zapytał go Kuroryu po tym jak Eldar opuścił już pomieszczenie - Wie więcej niż mi powiedział, to na pewno. Można mu zaufać? - kontynuował posiłek, czekając na odpowiedź.|
- To Anthrilen. A przynajmniej tak się przedstawił. Dziwne ze go nie pamiętasz skoro razem przybyliście do tego świata. To było jakieś dwa tygodnie temu? Nieważne. Pomaga on Rose, a raczej wynajęła go gdy tu przybył parę dni temu. Przynajmniej tyle mi wiadomo.|
- Pamiętam twarz. I pamiętam imię. To za mało wiedzy na temat kogoś komu mam powierzyć swoje życie i co ważniejsze, powodzenie misji. - uśmiechnął się delikatnie - Nie jest to ważne jednak w tym momencie. Jeśli nas zdradzi, to zginie wraz z pozostałymi. - wzruszył ramionami, kończąc jedzenie i sake - Jutro spotkam się z Mariką. Jeśli będziemy mieli szczęście, uda się mi pozbyć straży z miasta. Jeśli nie, trudno. Walka z nimi nie sprawi mi przyjemności, ale też nie sprawi mi problemów. - wstał od blatu - Udam się teraz na spoczynek. Jeśli coś się wydarzy, obudź mnie. - rzucił jeszcze, udając się do niewielkiej klitki i kładąc się spać.|
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 29-09-2013, 14:53   #39
 
Poker123's Avatar
 
Reputacja: 1 Poker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znany
Gdy tylko wyszedł z karczmy, eldar skierował się w stronę samuraja. Rozciągnął świeżo zrośniętą rękę wciąż czując efekt uderzenia maga.|
Samuraj pracował w swoim warsztacie. Przekuwał właśnie jakąś katanę. Ciężko zbrojny przenosił skrzynie z żelastwem.|
-Ciekawe ostrze- rzucił w stronę pracującego smuraja - przypomina miecze energetyczne używane przez mój lud. Nie sądzę jednak by miało takie same właściwości.-usiadł po turecku w pobliżu kowala- muszę przygotować się do walki. Jesteś w stanie dać mi jakieś rady? Lub ciekawe informacje na temat maga?|
- Tego co cię zranił... Hmm. Szczęściem to nie był ten drugi. Avgadro. U... wtedy nie było by co zbierać. Niewiele mam o nim informacji. Magowie stosunkowo są słabi w walce zbliżeniowej, no chyba że to “magowie bitewni”. Ciekawy sposób walki mają. Osadzają magię na własnym ciele. Ale dla wojownika takiego jak ja to nie ten typ walki. - Parę uderzeń w gorące ostrze - Z tego co wiemy potrafi przejrzeć iluzję. Może też mieć tarczę zbliżeniową. Co byś powiedział na halucynogen? Raptor powinien mieć takową substancję. Nawet jeżeli mag potrafił by przejrzeć iluzję to upośledzenie jego percepcji było by jakimś wyjściem. Tyle że mógł by to być miecz obusieczny. Hmm. A ty co myślisz? - Zapytał się ciężko zbrojnego.
- Smarowidło - Odpowiedział jednym słowem.
- No tak. Smarowidła to jeden ze wzmacniaczy broni. Dobre smarowidło poprawia prześlizg ostrza i może być zatrute. Co by tu jeszcze... Energetyczne ostrze też było by pomocne... - Zaśmiał się. - Są w tym świecie ale chyba wyłącznie w kraju burzy. - Stwierdził. - Powiedz może w pierw co planujesz? Może coś ci doradzę od strony walki mieczem.|
-Dzięki dwóm zdolnością jestem w stanie błyskawicznie skrócić dystans. Co do tego że mag jest w stanie przejrzeć iluzję, to już się o tym przekonałem. Mam zamiar zablokować go w zwarciu, jednak wciąż nie posiadam pełni moich umiejętności. Mimo to nawet jeśli jest magiem bitewnym, moja prędkość powinna co najmniej trzykrotnie przewyższać jego. Posiadacie takie smarowidła czy powinienem zwrócić się w tej sprawie do Raptora?|
- Zależy o jakie chodzi. Zwykłe natłuszczenie mam. Ale te bardziej ciekawe ma nasz czarny przyjaciel. Skoro zbliżenie mamy z głowy to pozostaje sprawa tarczy. Z tego co wiem jest to dość popularne wśród tutejszych magów. Może ząb tygrysa by się przebił. Ale to nie pewna i dość zaawansowana technika. Samuraja ci nie pożyczę bo nie wypada. Poza tym on raczej by się nie zgodził. - Ciężko zbrojny prychnął - Cięcie, pchnięcie, rezonans... Chyba z tarczą sam będziesz musiał jakoś sobie poradzić.|
-Coś wymyślę. Nim udam się do Raptora, powiedz mi coś więcej o tych ostrzach energetycznych. W moim świecie taka broń jest w stanie przebić się przez każdy materiał niczym przez papier, ja jednak nawykłem do innego rodzaju broni- powiedział kładąc dłoń da głowni miecza- czy te tutejsze mają podobne właściwości?|
- Są w stanie przebić się przez stal i większość metali. Zawodzą dopiero na Kryształach i chyba Ebonie. Choć z tym ostatnim pewności nie mam. Co prawda to jeden z, jak nie najtwardszy metal w tym świecie. Słyszałem jednak że nie są w stanie przebić się przez pancerz Lewiatana. Wyglądają różnie choć ich zasada działania jest taka sama. Koncentracja światła na laser lub elektryzacja i rozgrzanie. Nie mam jednak do nich dostępu. To nie są wyłącznie bronie z materiałów więc nie potrafię ich wytworzyć. Ale gdyby było urządzenie nasadkowe podłączane do tsuby lub jelca które elektryzuje i jonizuje.... Emm. Nieważne.|
-Jonizacja i elektryczność… myślę że byłbym w stanie osiągnąć taki efekt, jednak musiałbym nad tym sporo popracować.
- Pochłaniało by to energię. Chyba że jesteś kontaktorem? - Zapytał przezornie. - E... O co ja pytam. Powiem ci ten świat jest ciekawym miejscem. Wiele tu wyjątków i niezwykłości. Jako ciekawostkę powiem, że: dowiedziałem się że może istnieć pobór mocy bez ingerenci mocy własnej. Tak zwane "zewnętrzne źródła". Nie spotkałem jednak kogoś kto by się tym parał. Przynajmniej jeszcze nie spotkałem. - Znów rozgrzał i kuł ostrze.|
-Tak, ten świat jest...wyjątkowy. Ruszam do mrocznego lasu. Stało się tak jak podejrzewałem, do sprawy księżniczki dołączył kolejny człowiek.|
- Taki duży w graniaku? Kojarzę go. Z tego co wiem od naszej białej damy pomagał już w stolicy. Hmm. No nic, szerokiej drogi. Gdy zaczniecie atak będę miał sporo roboty, więc zobaczymy się gdy wszystko się skończy. Powiedz Raptorowi by był gotowy, a najlepiej niech da jeszcze znać Maruderowi.|
-Mam tylko nadzieję że nadmierna pewność siebie tego człowieka nas nie zgubi, chodź jego aura jest wyjątkowo silna. Do zobaczenia, życzę wam powodzenia- odparł zarówno do samuraja jak i ciężko zbrojnego po czym ruszył w stronę bramy. Gdy tylko opuścił miasto wystartował, każdy krok wzmacniał dodatkowo odepchnięciem dzięki lewitacji, dzięki czemu jego bieg przemienił się w serie odległych skoków.|
Do lasu dotarł już późnym południem. Znając jednak zasadę przemierzył las, błądząc aż natrafił na ścieżkę. Nią już bez problemu trafił do jaskini Raptora. Czarnowłosy siedział właśnie w swoim wewnętrznym zagajniku. Olbrzymiej jaskini ze sztucznym światłem w której doglądał różnych stworzonek, w tym i małego skalnego smoka.|
-Witaj Raptorze- zaczął eldar przykładając dłoń do piersi w geście powitania. Po jego przemianie w smoka, prorok nabrał do niego odrobiny szacunku- potrzebuję Twojej pomocy, walka w Lofar niedługo się rozpocznie, o czym będziesz musiał poinformować Marudera. Ja będę natomiast potrzebował od Ciebie smaru, który będę mógł nałożyć na ostrze miecza. Najlepiej gdyby powodowało halucynacje, lub..śmierć.|
- Witaj. Poinformuje go o tym. Smar... Dam radę go zrobić w ciągu ja wiem 10 - 15 minut. Zależy tylko jak silny ma być. Kwasowo-trujący od chameleosa, czy może petryfikujący. Halucynogenny... to raczej domena roślin ale powinienem mieć takowe na stanie. Jeszcze mógłbym zrobić utwardzający lub rozcieńczający krew. Do wyboru do koloru. - Uśmiechnął się głaszcząc po głowie małego smoka.|
-Zdam się na Ciebie. Jedyne na czym mi zależy to śmierć mojego wroga- odpowiedział głosem tak obojętnym jakby zabijanie było czymś codziennym- Pozwolisz że zaczekam tutaj?|
- Proszę. - Przyzwalający gest ręką. - Emm. Możesz mnie wyręczyć. - Dał mu do ręki buteleczkę z białą substancja, najpewniej mlekiem. Sam natomiast udał się do pomieszczenia po flakoniki. Z którymi wrócił do zagajnika. Stojąc kawałek dalej dokonał przeobrażenia w jakiegoś gada.
Dosłownie po przeobrażeniu napluł do flakoników zieloną mazią. W tym czasie Mały smok usilnie domagał się karmienia. Delikatnie szturchając głową Eldara.|
Ten otworzył butelkę i ostrożnie umieścił ją w paszczy gada, przechylając ją lekko do góry tak aby stworzenie nadążało z połykaniem. Gdy już skończył odłożył naczynie na ziemię obok siebie jednocześnie siadając. Kostur położył pół metra przed sobą. Wyciągnął dłoń w jego kierunku i czekał. Po kilku rozczarowaniach kostur pokrył się szronem a następnie cienką warstwą lodu. Eldar uśmiechnął się zadowolony.|
Raptor wrócił do swojej humanoidalnej formy i zabrał zdobyta substancję do jaskini-pracowni. Mały smoczek po nakarmieniu miał jeszcze ochotę na zabawę, jednak słysząc nawoływanie - miauczenie zniknął w zaroślach. Po chwili do zarośli wpadł mały czarny kot. Bardzo podobny do jego dużego odpowiednika Nagracuara. Wyskoczył on z innych zarośli i tylko przez chwilę było go widać. Zachowywał się jak mały kociak. Raptor pracował w tym czasie mieszając zielona substancję ze smarowidłem i dodając do tego jakichś utartych ziół.|
W tym czasie Anthrilien podniósł kostur łapiąc go za sam wierzchołek i przytrzymując go prawą dłonią. Po kilku minutach dało się dostrzec pierwsze odkształcenia i ruch materiału.|
Po umówionym czasie 15 minut Raptor przyszedł z 2 pojemnikami w dłoni. Małym, wielkości pieści, wazonem wypełnionym zielonym smarem oraz ampułką z beżowym płynem.
- Oto smar kwasowy. - Stwierdził podnosząc wagowym ruchem wazonik. - Rany powinny się po nim rozszerzać, ale na pewno powinien zatruć ofiarę. Dodałem odrobinę halucynogennych grzybków. Powinny chociaż w małym stopniu odurzyć oponenta. Ampułka zawiera ekstrakt z mięśnia Diablosa. Smak - paskudny i odruch wymiotny gwarantowany. - Stwierdził dość zabawną miną - Działanie jednak jest warte swej ceny. Utwardzenie skóry. Powiedzmy że gdyby ktoś chciał ci uciąć głowę to posypią się iskry. Skóra tego stwora ma porównywalną wytrzymałość co pancerz płytowy. Jednak działanie jest dość krótkie. Dziesięć minut. Zależnie od metabolizmu nawet krócej. To taki prezent jakbyś znów miał coś złamać. - Przyjazny uśmiech. - O rekompensatę na razie się nie martw. Później najwyżej poszukasz dla mnie jakichś ziół czy czegoś innego.
- Dziękuję - odparł skłaniając głowę i odbierając fiolki- kontaktu z Tobą może szukać niejaki Kasou, po przez Marikę. O reszcie przekonasz się później. Pozwól że już się oddalę, muszę pomedytować przed walką.|
- Szczęśliwej przygody. - Życzył żegnając się z druhem.
Wyjście z lasu nie stanowiło już żadnego problemu. Tak też niedługo po wyjściu Eldar stał już za obrębem lasu.|
Podobnie jak poprzednio ruszył pędem w kierunku miasta. Od razu skierował się do miejsca w którym spędził jedną z poprzednich nocy. Gdy tylko znalazł się na tylnej części dachu kuźni zanurzył się w głębokiej motywacji pobudzając stopniowo organizm przed walką. Jednocześnie jego prawa dłoń gładziła wierzchołek kostura, który stopniowo zaczynał przypominać bardzo nietypową włócznie.|
Medytacja i przygotowanie powolnym upływem zajęły całą noc. Eldar był gotowy. Dziś wszystko miało się rozstrzygnąć.|
Z rana koncentrując się wyczuł aurę Kasou. Z tej perspektywy widział gdy ten udaje się do Mariki a następnie do zamku. Gdy ostatecznie wrócił do karczmy, prorok wstał i dla rozgrzewki przeskoczył po dachach aż ostatecznie wylądował przed drzwiami budynku.|
Wewnątrz siedzieli już Kasou, Yuri, barman oraz koto-podobne dziewczę.
 
__________________
Kanbaru Suruga: Skoro nie cieszy cię zbereźna rozmowa z młodszą dziewczyną, jak masz zamiar przetrwać w społeczeństwie?
Poker123 jest offline  
Stary 07-10-2013, 10:24   #40
 
Neko's Avatar
 
Reputacja: 1 Neko nie jest za bardzo znanyNeko nie jest za bardzo znany
Rankiem, kiedy shinobi obudził się, sprawdził cały swój ekwipunek czy wszystko jest na miejscu. Prawdopodobnie tak, więc użył Hirashin no Jutsu, aby przenieść się do Gimbei’a. W końcu miał dać mu listę potencjalnych zdrajców.
- O już jesteś. Wczesnieeeee- ziewnął przeciągle - Dobra tu jest lista. Nie jest magiczna, więc nie będziesz miał podglądu obrazowego. Pozostaje ci zwyczajnie popytać. Nasz informator nazywa się Kanade. To tyle listę sprawdź już na miejscu teraz nie ma się co zastanawiać. A i udanej podróży.|
- Dzięki. Prawdopodobnie jak juz znajdę informatora i dowiem się kto jest zdrajcą, pojawię się obok Ciebie- odpowiedział mu shinobi i schował listę. Pożegnał się z strażnikiem i skierował się ku wyjściu z miasta, aby potem udać się w stronę Północnych rubieży.
Początkowa droga na północ była łatwa. Po całym dniu marszu i odpoczynku w nocy młodzieniec dotarł do samotnego zabudowania w środku całego kraju. Była to karczma “Na roztaju dróg”. Chwytna nazwa, zważywszy na ułożenie.|
Shinobi nie miał jakoś większej ochoty zatrzymuwac się w karczmie. Śpieszyło mu się, wiec postanowił pójść skrótem, przez rzekę się przedrze, a dokładnie przejdzie przez nią.
Przechodząc skrótem zyskał na czasie. W pierwszym dywizjonie zjawił się przed południem.
Pierwszy dywizjon, choć chłopiec mógł o tym nie wiedzieć, różnił się od pozostałych. Był z nich najspokojniejszy. Głównymi budynkiem była karczma “syty stół”. Do tego znajdowały się tu głównie domy drwali i pasterzy. |

Shinobi wszedł do dywizjonu i rozejrzał się. Wiedział, że jeśli jest tutaj Kanade, to dowie się o nim w karczmie. Dlatego tez poszedł do karczmarza i zapytał się wprost czy zna niejakiego Kanade.
Młodzieniec uzyskał niestety przeczącą odpowiedź. Co więcej karczmarz polecił mu by sprawdził inny z dywizjonów, a najlepiej trzeci. Twierdząc, że nie da się przejść niezauważonym przed jeden dywizjon.
Shinobi podziękował karczmarzowi i dał mu w podzięce 15 sztuk monet, po czym wybiegł z karczmy i ruszył biegiem w stronę trzeciej dywizji.
Po 2-3 godzinach biegu dotarł do trzeciego dywizjonu.
Kiedy shinobi dotarł do trzeciej dywizji, od razu ruszył tam do strażnika, aby zapytac się o Kanade.
Niestety uzyskał jedynei tyle informacji, że takeij osoby chyba nei ma w Północnej Rubierzy, a jeżeli juz to musiał by szukać w mieście. Ten cały Kanade zdawał się wogole nei istneić w tych stronach.|
Ehh, żeby tylko shinobi wiedział jak wygląda ten Kanade. Ostatnie miejsce, jakie mu pozostało do sprawdzenia było miasto. Jeżeli tam go nie znajdzie, pozostanie mu sprawdzenie wszystkich osób z listy po kolei.
“A własnie” pomyślał młodzieniec i wyciągnął z zasobnika listę.
Imiona w na liście:
Shiroryou
Pazil.
Race.
Łucja.
Kim Hyugate.
Tallawen.
One.
ilia
Hiro.
Nie jest ich dużo, ale sprawdzanie każdej osoby z osobna było by męczace. Pozatym trzeba by ich w pierw znaleźć.|

Niezbyt mu się uśmiechało sprawdzanie kazdeog pokolei, więc postanowił ruszyć do miasta i tam szukac Kanade.
Znów stracił godzinę na dotarcie do miasta.
Pierwsze miejsce, które musi sprawdzić to jakiś szpital. Podobno Kanade był ranny, wiec jeśli jest tutaj to w jakimś szpitalu musi być coś o nim. Dlatego też shinobi zapytał przechodniego i szpital, albo lekarza, i jeśli dowie się gdzie znajduje się szpital, od razu tam biegnie.
W mieście był szpital a raczej przychodnia połączona z salą dla pacjentów.

Medyk stał własnie przy jednym z chorych i dawał mu jakiś zastrzyk.|

Shinobi podszedł do medyka, nie zwracając uwagi na to, że jest zajęty.
- Witaj. Chciałbym się zapytac, gdzie obecnie znajdę Kanade?
[b]- A kto to taki?|
Czyżby go tutaj tez nie było?- pomyslał shinobi, lekko zdenerwowany tym faktem.
- To mój przyjaciel. Mieliśmy się spotkac w tym mieście, ale nie było go w umówionym miejscu. Podobno został ranny i przyprowadzony tutaj. Na pewno nie znasz go?- mówiąc te słowa, Shinobi patrzył mu w oczy, aby sprawdzic sharinganem czy nie kłamie przypadkiem.
- Niestety. Ale możę rozpoznałbym go po obrażeniach. Co mu się przytrafiło?|
Shinobi pokręcił głową.
- Niestety, nie dowiedziałem się o konkrety. Wiem tylko, że jest ranny.- odpowiedział mu shinobi. I jest właśnie w punkcie wyjścia. Gdyby tylko przynajmniej wiedział jak wygląda Kanade, to na pewno byłoby mu o wiele łatwiej.
- No cóż, dziękuje- odpowiedział do niego i wyszedł ze szpitala. Skoro w mieście go nie było, ani w pierszym i trzecim gaernizonie to mógł być w drugim. Westchnął cicho i ruszył w stronę drugiego garnizonu.
Drógi garnizon stanowiły: zakon, zielarka, bar “zew natury” oraz mnóstwo namiotów. Młodzieniec dotarł tam wieczorem. |
No cóż, pierwszym miejscem do jakiego uda się shinobi to rzecz jasna bar, bo tam zawsze znajdzie się jakiegoś człowieka, który wie coś. Poszedł więc do barmana i zapytał się go o Kanade, jak i o jakimś pokoju na noc.
Pokój nei stanowił problemu. Tu również nie uzyskał jednak odpowiedzi na nużące go pytanie. Gdzie jest Kanade.
Przy barze siedział jednak pewiena zamaskowana kobieta.

Shinobi spojrzął na zamaskowaną kobiete lekko zdziwiony. Jej maska wyglądała niemalże jak maska ANBU z jego swiata. Czyżby jakas kunoichi? Hmmm, trzeba sprawdzić. Chłopak podszedł do niej lekko uśmiechnięty, próbując spojrzec jej w oczy sharinganem.
- Witam. Czy jesteś moze kunoichi?
Dziewczyna nie zdejmowała maski.
- Ten którego szukasz, to ktoś ważny? - Odparła dość ozięble. Widocznie nie rozumiała tego o co pytał.|

- To zależy. Dla mnie może być ważny, ale dla ciebie nie. - odpowiedział jej spokojnie.
- A więc. Jego funkcja jest tak trywialna że możesz go znaleźć w byle jakim barze? Fakt nie interesuje mnie on.|
- Lepiej zapytać, niz nie i błądzić- odpowiedział jej shinobi, już lekko znudzony. Liczył, ze ma jakieś informacje o Kanade, a tutaj nic.
- Czyli nie słyszałas o nim?
- Kto wie. Zależy czy o tej samej osobie rozmawiamy? Kim on wg. ciebie jest? |
- Został ostatnio ranny- odpowiedział jej krótko. Ta informacja powinna wystarczyć, aby zrozumieć czy to ta sama osoba.
- W takim razie szukaj tutaj, w śród swoich. - rzuciał monety jako zapłatę za sake i rozpłynęła się w powietrzu po wykonaniu pieczęci. W jej miejscu leżał liść.|
Na pewno nie była shinobi? W końcu to jedna z technik skąd pochodzi Kei. Chłopak wetschnąl cicho i usiadł przy barze, zamawiajac coś do picia. Był w kropce, bowiem nie wiedział gdzie teraz ma szukać Kanade. No cóz, chłopak sie prześpi i wyruszy na poszukiwanie Kanade nastepnego dnia.
W nocy gośćie wielce balowali, nie przeszkodziło to jednka w śnie wojownika. Rankiem następnego dnia w barze było obrobinę mniej ludzi. Z rzucajacych się w oczy postaci były dwie dziewczyny oraz dwójka mężczyzn. Wszyscy ciedzieli w osamotnieniu.




Shinobi spojrzał na osoby znajdujące się w karczmie. Kazda z nich była potencjalną osoba do zdobycia pewnych informacji. Podszedł wpierw to dziewczyny o fioletowych włosach, lekko się uśmiechajac.
- Witaj. Czy mógłbym Ci zadać pewne pytanie?- zapytał się jej.
Dziewczyna zawadiacko się uśmiechła.
- Spoczko. Pytaj a ja sobie cos wszamię. - mrógnęła do niego i złożyła zamowienei barmanowi.|

Shinobi dosiadł się do niej.
- Czy znasz może niejakiego Kanade? Gdzieś w okolicy jest, a nie mogę go znaleźć. Jakiś czas temu został ranny.
Na to imie inna osoba zareagowała. Shinobi jednak tego nei dostrzegł.
- Może będę w stanie pomóc - mówiła przejadając drogo wyglądajace danie - Jak blisko z nim jesteś? |

No, nareszcie ktoś, kto może pomóc.
- Jestem tutaj z polecenia jego dowódcy.
- Hmm... A więc dowódca chce żeby wrocił ? - Powiedziała zajadajac się . |
- Nie do konca. Musze z nim porozmawiać.
- Posłuchaj braciszku. Jeżeli masz pewność że jest w tym miejscu to powinieneś poszukać osób które coś wiedzą. Albo takich związanym z nim lub twoim dowódcą. - Skończyła tależ i zaczęła popijać drogie wino. |
- No cóż, tylko, że nie mam pewności, ze on tutaj jest. Wiem, ze znajduje się gdzies tutaj na rubierzach.
- Trudno jeżeli musisz tylko jego znaleźć. Ale gdybyś szukał kogoś z nim powiązaneg mogło by być łatwiej. - Dopiła duży pucharek wina i stała. - Na mnie juz pora. Trzymaj się braciszku. - Naj jej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech i wyszła bez płacenia. Dlaczego barman nie był zły? Ach no tak... nazwała shinobiego braciszkiem. Perfidnosć losu. Danai okazały się dość drogie i cena wyniosła 25 monet.|
Złoto włosa w białej zbroi przyglądała się shinobiemu bacznie. Siedziała ona z czarnowlosym, ale jej uwagę przykół ninja. Czyżby coś wiedziała.

Shinobi westchnał cicho, kiedy domyslił się, że został własnie wykiwany. A co tam, i tak w sumie chciał zapłacić za to co zjadła, podczas jego rozmowy. Dlatego tez wyjął pieniądze i położył je na stole. Kątem oka spojrzał na złotowłosą, która go obserwowała. Chyba coś wiedziała. Dlatego też wstał i podszedł do niej.
- Przepraszam, moge zadac pytanie?
- Wpierw się jednak przedstaw. - powiedział delkatny głos. Czarnowłosy siedzacy obok zdawał się być zainteresowany tylko swoim talerzem.
- Keitaro Uchiha. Szukam niejakiego Kanade.
[b]- Ilia. Oddziały stolicy. Czemu, jeśli można wiedzieć szukasz naszego człowieka?|
Shinobi się zdziwił. Ich człowieka? Dziwne…
- Przysłano mnie tutaj ze stolicy, aby z nim porozmawiać.
- A kto cie przysłał? Agaun?
- Nie. Gramon i Gimbei.
- Acha. - mina dziewczęcie stala się łagodna - Chyba że tak. Pozwól jednak że cię upomnę. - ściszyła głos, przez co shiobi musiał się zbliżyć - Szykasz naszego wywiadowcy, rozpowiadając o nim wszedzie. - Nacisk i zabarwienie słów wywołał dreszcze na skórze ninjy. - Aktualnie nie wiemy gdzie on jest - mówiła już normalnie. Jest jednak ktoś kto wie.
Shinobi jakos nie wzruszył się na jej słowa. Jakoś go nie obchodziło, kiedy wypominała mu, ze pytał kazdego na lewo i prawo. Co, miał ich zabijać, kiedy podadza odpowiedź? Niee, to nie jego robota.
- Kto?
- Słyszałeś kiedyś o “duchach”? - Czarnowłosy zareagował.
- Tak ale to bajka. A ten o którym chcesz wspomniec duchem nie jest.
- W takim razie kim?
- Jedni mówią że należy on do Uwerworldu. Z drugiej jednak strony jest samotnikiem. Outsiderem. Ma własną nałą organizację informacyjną.
- Dobrze wiec. Kimkolwiek by nie był. O niego mi chodzi. Ninja Orokusaki.
- Miał chyba nawisko, coś na U
- Nie ważne. Tylko jego znaleźć to jest katorga. To jeszcze trudniejsze niz wpaść na trop Kanade. Choć możę udało by ci się spotkać kogoś z jego organizacji. A właśnie czego chciałeś od naszego człowieka?

Ninja? Nazwisko na U? Shinobi zmarszczył brwi, słysząc te informacje.
- Macie na myśli Uchiha? I jak nazywa się jego organizacja -zapytał się ich. Natomiast na pytanie co on od nich chciał, westchnął cicho.
- Wybaczcie, nie moge powiedzieć.
- Chyab tak się nazywał. Jego organizacja nei ma jednak nazwy. Są jak ninja - uśmiechła się - Są niewidzialni. Widzę że jednak coś tam wiesz o przetrzymywaniu informacji.
Shinobi się uśmiechnął szeroko, kiedy usłyszał, że ma na nazwisko Uchiha. W końcu kogoś pozna ze swojego klanu.
- No to mam coś wspólnego z nimi. No to trzeba teraz poszukać Orokusakiego. Wiecie może gdzie był ostatnio?
Oboje wruszyli ramionami.
- Tego to chyba nigdy się nei widziało - Powiedział mężczyzna.
- Nie do końca. Jest bardzo czarujący - Niewielki rumieniec - Ale to było spory czas temu.
- Kogoś od niego widziałem przed ścieżka do kraju gór. Ale nie sadzę by wciąż tam był. Hmm. Chwilę. A przed chwilą nei rozmawiałeś z kimś od niego wczoraj ? - zapytał z ciekawośći. - Wczoraj byłem w barze, ale siedziałem ze znajomymi. Przy barze była chyba jakaś kobieta, która wyglądała na kogoś od niego.

Shinobi kiwnął głowa. Czyli tak tutaj oni się ubierali. Westchnął cicho. Bedzie trzeba jakoś tego Uchihe przyciągnąć. Może tak prowokacja?
- No dobrze, dziękuje za informacje. W końcu jestem na jakimś tropie.
- Posłuchaj. To że nei wiemy gdzie jest Kanade. Nie znaczy, że nie można przekazać mu informacji. - Powiedziała bialo zbrojna. - Może ktoś z naszych wie gdzie się on ukrywa i dlaczego.
- Przekażcie mu, aby zjawił się tutaj za dwa dni. To jest pilne.- powiedział do nich shinobi. Miał nadzieję, ze Kanade pojawi się. Chłopak miał powoli dosyć szukania jego.
- Miałam na myśli... że ktoś z naszych może wiedzieć gdzie on jest. Ale sam musisz mu przekazać wiadomosc i znaleźć taką osobę.
Shinobi spojrzał na nich już lekko zdenerwowany. Kolejne osoby do szukania? To on już wolał walkę ze smokami, albo z tymi robactwami, niż użerać się z szukaniem kolejnej osoby.
- A gdzie są Ci wasi?
- Z tego co wiem to Łucja jest tutaj. W tym dywizjonie prowadzi zielnik. Kim, Pazil, One i Hiro są gdzieć w garnizonach. Race i “Shiro” w targas, a Tallawen w osadzie. Co do kontaktu jednak odpuściła bym Race i Hiro. Nie lubili się z Kanade.
- No dobra. Udajecie się może dzisiaj do Targas albo garnizonu?- zapytał się ich shinobi.
- Dziś pozostaję tutaj. - poweidziała dziewczyna
- Ja planuję udać się do leśniczówki. Wpierw jednak zawadzę osadę.

- Dobra, no to dzięki za informację- odpowiedział im shinobi, po czym wstał od stołu i wyszedł z karczmy od razu udał się do zielnika, aby spotkać Łucję. Kiedy tam dotarł, wszedł do środka i rozehrzał się dookoła, aby określić mniejwięcej co ona tam ma.

Dziewczyna stała za ladą. NA pólkach były różne fiolki i doniczki z roślinami. Wszystko to najprawdopodobniej zioła i gotowe mikstury.
- Ty jesteś Łucja, dobrze myslę?- zapytał się jej shinobi, kiedy juz skończył rozglądać się.
- Owszem. W czym moge pomóc? Mikstura, napar, lekarstwo?
- Informacja. Szukam Kanade, wiesz gdzie jest?- zapytał się jej uśmiechnięty do zielarki.
- Nie wiem o czym mówisz. - była opanowana i spokojna choć drżały jej źrenice. “Ona coś wie” pomyślał młodzieniec. Sharingan potrafił stwierdzić takei sprawy.
- Nieznam nikogo takiego.

Aha, mimo, że jej ruchy były opanowane, to i tak zdradziły ją oczy. Szczególnie, że shinobi posiadał sharingana.
- Ahh, gdzie moje maniery. Jestem Keitaro Umeki.- powiedział do niej i złapał ją za rękę, podniósł do góry i ucałował w dłoń. Przysyła mnie Gimbei i Gramon. Poszukuję Kanade.
- Każdy może tak powiedzieć. - Stwierdizła starajac się wyswobodzić ręce. - Jednak to dowody wszystko potwierdzają. Poza tym nie wiem o kogo ci chodzi. - Kłamała. Choć tym razem prosto w oczy.
- Skoro mi nie wierzysz, może wybierzemy się na mała wycieczkę?- powiedział do niej uśmiechnięty shinobi. Wyjął z kieszeni jeden z kunaii z pieczęcia i upuścił go. Kiedy dotknął ziemii, złapał szybko Łucję i uzył Hirashin, aby zjawić się obok Gramona.
Znaleźli się zgodnei z zamierzeniem obok gramona. Byli w jakimś biurze, gdzie biórko było zawalone papierami, a na sofie siedział jakiś staruszek. Obaj mieli miny nietęgie.
- Cześć Gramon! Mozesz potwierdzić jej, ze jestem od Ciebie?
- Eeeeee. - chwila zawieszenia. - Łucja? Co, jak? O co chodzi?
- Chodzi o to, ze nie wierzy, że jestem od Ciebie i Gimbei’a. Ma dla mnie cenne informacje.
- Ach. Łucjo. Wybac mi jego porywczosć. Poszukujemy Kanade.
- Ach. - Wciąż jesze była zaskoczona. - Kanade. Kazał bym tylko ja miała z nim kontakt.
- Skoro tak chciał. To przekażesz mu coś ode mnie. - Przetrząsnął stosy papierów i wyciągnął z niego 3 koperty. Później na czystej kartce napisał coś i reczył wszystko dizewczynie. - Jak odpowie to przekaż informacje temu tu “porywczemu”.
- Dobrze panie Gramon.
- A tak z ciekawości. Jak jego stan?
- Już lepiej. - Doparła z grymasem na ustach. - Był bardzo poparzony i nie jest do końca w stanei stwierdizć jak mu się udało przezyć. Za dzień góra dwa będzie już jakby nic isę nie stało. Oboje sądzimy że mógł go uratowac ktoś, kto się nie pokazuje. To jedyne wytłumaczenie.
- Chyba rozumeim co macie na myśli. Dobrze mozecie odejsc.

Shinobi stał niewzuszony ich rozmową. W końcu trafił na trop, gdzie znajduje się Kanade. Teraz pozostało tylko czekać, aż dostanie informację od Kanade i będzie mógł wrócić do stolicy, aby pozbyć sie zdrajcy. Zainteresował się, kiedy usłyszał o osobie, która się nie pokazuje. Słyszał, że ten drugi Uchiha miał jakies kontakty z Kanade. Czyzby chodziło tutaj o niego? Musiał to sprawdzić. Bedzie trzeba śledzić ta Łucję, aż znajdzie miejsce gdzie ukrywa się ranny. Może od niego też wyciągnie informację cennę dla niego.
- No dobrze, to możemy wracać Łucjo?- zapytał się jej i podał jej rękę, czekajac aż dotknie jego dłoni.
Kiedy to uczyniła, przenósł się z powrotem do kunai’a, który zostawił w jej sklepie.
Po minie dizewczyny widać było że wszystko dzieje się dla niej zbyt szybko.
- Czy pomóc w czymś jeszcze. - Zapytała dla uspokojenia.

- Nie, to wszystko jak na razie. Zostawię tutaj kunai, aby móc się w kazdej chwili teleportować. Jakby co znajdziesz mnie tutaj w gospodzie. - odpowiedział jej z uśmiechem shinobi, po czym wyszedł z sklepu i skręcił w pierwsza lepszą strone. Kiedy już stwierdził, że Łucja go nie widzi, uzył meisai gakure no jutsu i teleportował się do jej sklepu, aby móc prowadzić obserwacje. Nie powinna go wykryć, poniewaz teleportacja była bezgłosna, a technika kamuflażu skutecznie powinna go zasłaniać.
Dziewczyna jeszcze przez dłuższą chwilę czekała. Odliczała czas od jego wyjścia. Co dziwniejsze wraz z końcem liczenia młodzieniec zaczął odczuwać mdłości. Czyżby skok do stolicy był bardzo wymagajacy?
Dziewczyna odeszła od blatu i podeszła do drzwi wejściowych. Wyjrzała przez nie by zapoznać się z sytuacją. Następnie przekręciła tabliczkę “Otwarte” na “Zamknięte”. Obraz ninjy zaczął się trochę rozmywać.
Łucja poszła na zaplecze. Oczywiscie on za nią. Później zeszła do piwnicy gdzie znajdowały się 2 osoby.
Mężczyzna miał zasłoniętą stwarz ręcznikiem. Przy nim siedziała bląd-włosa piękność - driada.


Cholera, tylko nie to. Dlaczego własnie teraz? Kei musi jakoś wytrzymać, aby nie zdradzić siebie. Kiedy wszedł do piwnicy, zobaczył 2 nowe osoby. Wiedział, że jedna z nich to Kanade. Ręcznik na twarzy świadczył o oparzeniach na twarzy. W końcu go znalazł. Shinobi przyłozył rękę do ściany, w ciemnym koncie i utworzył na niej pieczęć Hirashin. Może mu się tutaj jeszcze przydać. Na razie usiadł pod ściana i spróbował ogarnąć mdłości, ale tez słuchał o czym będą tutaj mówić.
- I co z nim? - zapytała Łucja.
- Jeszcze dzień i po obrażeniach nei bedzie śladu. A za dwa będzie juznormalnei funkcjonował. Choć przez najbliższy miesiąc może być bardziej wrażliwy na temperaturę.
- Całe szczęście. To było bardzo paskude oparzenie. Kanade. - Powiedziała delikatnym glosem do leżącego.
- Tak. - Doparł twardy głos. Nie podobało mu się ta sytuacja.
- Stalowy przesyła listy. I wiadomosć.
- Listy odłóż. Sprawdzę je jak wstanę. A wiadomość?
- Poszukują... Zdrajcy w szeregach oddziałów stolicy.
Mdłości młodzieńca stały się bardzo silne. Ból brzucha doskwierał niemiłosiernie.
- Zdrajcy? Szybko głowkują. Tyle żę trochę za późno. W tej chwili zgubiłem jego ślad. Nie jest głupi, choć nie wiem dla kogo pracuje.
- Wysłali kogoś na poszukiwania. Choć łatwiej bylo by wskazać mu cel.
- Ech. Mężczyzna z zawiniętym mieczem. Nie wiem jak się nazywa, ale na pewno nei tak jak się przedstawił. Bo Kim Hyugate nie żyje conajmniej od 3 tygodni.
Dziewczyna chwilę się zastanowiła.
- To on? Korzysta jednak ciągle z tego imienia.
- Tak myślałem...

Nowe imie, ale to oznaczało ponownie szukanie tego Kim Hyugate. Był jednak plus, że zdrajca wziąć używał tego samego imienia. No i niby znak charakterystyczny, zawinięty miecz, ale mogło wiele osób owijać katane bandażem. Teraz jednak pozostało poczekać, aż kobiety wyjda z pokoju i zamienić z Kanade kilka słów na temat Uchiha. Ciekawe czy one w ogóle wychodzą z tego pokoju, przynajmniej driada.
Plan dobry tyle, że znuszony był awaryjnie się ewakułować. Bóle nasiliły się na tyle, że za chwile stracił by przytomnosć. Jednak poznał imei zdrajcy i co więcej wydawało się znajome.
No dobra, trzeba uciekac, bo inaczej shinobi nie da rady wytrzymać. Użył hirashin no jutsu, aby przenieść się na góre i wybiegł ze sklepu. Udał się do karczmy, kierując się w stronę swojego pokoju. Kiedy znalazł się juz w pokoju, pozwolił, aby mdłości wzięły górę i zwymiotował krwią na ziemię. Kiedy już skończył wypluwać krew, położył się na łóżku i przymknął oczy. Musi odpocząć, przed dalszym działaniem.
Obudził się rankiem. Zmęczony ale zdrowy. Od karczmarza z którym uregulował cenę dowiedział się że “Paniennka zielarka go szukała.”
No to pora pójść po informacje, które i tak już wiedział. Chociaż… Łucja powiedziała, ze on wciąż się tak nazywa, czyli wie prawdopodobnie gdzie on jest. Może w końcu skonczy tą misję. Shinobi udał się prosto do Łucji po informacji od karczmarza.
- Witaj. Czekałam na ciebie. - Przywitała Kei-a zza lady.
Shinobi kiwnął jej głowa na przywitanie.
-Zgaduję, że masz już informacje dla mnie.
- Tak. Ten którego szukasz nazywa się Kim Hyugate. Był tu jakiś czas temu i wciąż powinien być w północnej rubieży. Co do jego umiejętności nie jestem w stanie ich określić. Co gorsza w Targas jest stan wyjatkowy oddziały zebrały się na granicy lasu. W każdej chwili może dojść do starć.
- Wiesz może, gdzie znajdę tego Kim’a? I kto z kim ma walczyć?
- Na północy jest tylko jeden konflikt. Ludzie przeciw nieludziom. Niestety nie wiem gdzie on jest. Stawiała bym właśnie na targas lub linie frontu. W każdym razie uważaj na niego.
- No dobra, a jak wygląda? Jakieś specjalne cechy wyglądu?
- Biała zbroja i obuwie, dłuższe lekko czerwonawe włosy, oraz miecz zawiniety w pakunek. Nic więcej szczególnego.
- Dobra, dzięki. - powiedział do niej i rozejrzał się za kunai’em, który zostawił tutaj poprzedniego dnia.
Stylet leżał na stole. Nawidoczniej dizewczyna podniosla go z podłogi i sostawiła na blacie.
Chłopak podszedł i zabrał sztylet. Po co on ma tutaj lezeć, jak jemu może się przydać?
-No to cześć!- powiedział do niej z uśmeichem i użył hirashin no jutsu, aby przenieść się do Kanade.
- Siemanko Kanade! Nie znasz mnie, ale jestem od Gimbei’a i Gramona. No, ale nie po to tutaj jestem. Chcę sie Ciebie zapytać o Uchihe.- powiedział do niego, uśmiechając się. Patrzył chłopakowi w oczy, więc ten mógł spokojnie zobaczyć jego sharingana.
Wszystko pięknie, ładnie i sprytnie. Tylko dlaczego młodzieniec czół że zaraz zginie? A no tak. Zapomnaił o draidzie, która właśnei trzymała jeden sztylet na jego gardle a drugi między łopakami. To była plama na chonorze ninji. Dać się złapać w taką zasadzkę jeszcze w momencie tak zaplanowanej akcji.
Zaskoczony młodzieniec przyslonił swoją zdrową już twarz ręcznikiem i znów się położył. Nie umknęło uwadze Keia że nie był zdziwiony tą sytuacją. Wiedział że do tego dojdzie.
- Widać “Stalowy” taci gust co do swoich podwładnych. - powiedział złośliwie. - Dobrze żeś nie wparował tutaj z szyldem “Tu jest Kanade”. Słyszałem od Łucji że już dużego rabanu narobileś mnei szukając. Ech. - Głębokie westchnięcie. - Skoro czegoś chcesz to pewnei masz też coś na wymianę. Prawda?
- Wituer ‘il esk noun nebra dle’s’wia. - Wysyczała elfka zza młodzienca.
- Wurum. - Proste slowo zakończyło nieprzyjemny nacisk na gardło. Nie sprawiło jednak że ostrze oddalilo się od szyji wojownika.

Plama na honorze shinobi’ego? Wątpię. W końcu chłopak w ciagu mniej niż sekundy mógł się rpzenieść w inne miejsce i w tym czasie nic by driada nie mogła zrobić. Dlatego też Kei stał uśmiechnięty i niczym się nie przejmujac. Do hirashin nie było potrzebnych żadnych pieczęci.
-Po pierwsze, nie jestem żadnym podwładnym “Stalowego”. Po prostu poprosił mnie o przysługę. Co do wymiany… Co chcesz w zamian?
- Skoro robisz to co kazał to jesteś jego podwąłdnym. - Prosta logika. - W przeciwnym wypadku byś się nie przedstawiał, że on cię przysłał. No i był byś martwy. Ech. Co masz do zaoferowania. Bo jak widzę jesteś przybyszem więc z informacji pewnie niewiele. Ach no tak. Uprzedzę w pierw że nie znam żadnego Uchichy czy jak tam go nazwałeś.
Shinobi stał w miejscu i lekko zmrużył wzrok. Kanade miał trochę racji w tym, że jest podwładnym Gramona. Chociaż mało go to obchodziło. Na razie liczyło się, aby zdobyć pozycję i dostać się do informacji królewskich.
- Ciche zabójstwo osoby, którą wskażesz. Nikt nie będzie wiedział kto to dokonał. I chodzi mi o osobę, która jest przywódcą “niewidzialnych”, w skrócie ninja. Słyszałem, że go znasz. Muszę się z nim spotkać.
- Zwie się Orokusaki. - Powiedział znudzony. - Nie znam go tylko prowadzę z nim interesy. Zwykle przez jego ludzi, ale zdażyło nam się spotkać przypadkiem. Nie masz mi nic do zaoferowania. - Mówił ziomno. - Nie jesteś człowiekiem do interesów ze mną. Ech. - Westchnął ciężko. Driada znów przystawiła nóż pod gardlo młodzienca.
- Powiem krótko. Nie wiem jak go znaleźć ale... znajduje się gdzieś w terenie od Targas po Dywizjon. Uznaj to za przysługę o późniejszej spłacie i zmiataj stąd. Dalouu. - Driada odstąpiła i odsunęła ostrza.. Nie mniej jednak wciąż pozostawała za młodzieńcem.

Shinobi patrzył na niego przymrużonymi oczami. Ten szpieg go zaczął denerwować. Chyba po tym, jak złapie tego zdrajcę, to trzeba go uciszyć na zawsze. Tak, to będzie dobry pomysł. Nie odpowiedział mu, kiedy to skończył swoją gadkę. Spojrzał kątem oka na driadę i złożył pieczęć tygrysa, uaktywniając technikę Meisai Gakure no Jutsu i Domu na wszelki wypadek. Nie wiedział jak ona zareaguje na jego zniknięcie. Kiedy obie techniki już się załączyły, shinobi wyszedł z piwnicy, nie zwracajac uwagi na Łucję i skierował się w stronę tawerny.
Driada najwidoczniej uznała, że po prostu zniknął nie robiła żadnych ruchów. W tawernie jak na tą pore było sporo osób. Jak to zwykle bywa z ciekawszych osobistości były:
Czerwono włose dziewczę, o mieczu zawiniętym w bandarz.

Dwóch srebno-włosych panów siedzących i popijających alkochol.


Oraz

Chłopak spojrzał na ta ostatnią osobę. Przymrużytł oczy. Wygladała jak kunoichi z jego świata. Szczególnie ta maska, jak u Kakashi-sama. Czyżby to była jedna z tych shinobi? Podwładna Uchihy? Warto sprawdzić. Podszedł do niej z usmiechem i połozył rękę na jej ramieniu. Nałozył pieczęć do Hirashin no Jutsu, aby móc później ją łatwo złapać.
-. Witam, można się przysiąść?- zapytał się jej z usmiechem, patrząc jej w oczy sharinganem.
Po dość bolesnym ściągnięciu jego reki ze swojego barku, dziewczyna zezwoliła by mógł się przysiąść.
- Możesz. - Odpowiedizała zimno. - Nie ma tu żadnych zakazów.

- Aczkolwiek zawsze warto zapytać, zanim się usiądzie obok pieknej kunoichi- powiedział do niej z usmiechem. To była podpucha. Shinobi specjalnie użył słowa pochodzacego z jego świata, aby zobaczyć reakcję dziewczyny. Jeżeli się nie myli, to jej oczy powinny ją zdradzić. Cały czas Sharingan był skoncentrowany na jej tęczówkach.
Rzeczywiście słyszała już to sowo.
- Ech. - wzrószyła ramionami. - Kultura nadal obowiązuje. - Powiedziała zrezygnowanym glosem. - Zapominam o tym.

Shinobi uśmeichnął się. Trafił do jednej z shinobi. Czas na kolejny test.
- Jestem Keitaro Uchiha, a ty?
- Crunchy. Może to nei do końca imię, ale już się tak ostało. - Powiedziała raczej formalnie niż przyjacielsko. Choć na dźwięk nazwiska jej oczy drgnęły.
Shinobi uśmiechnął się. Znalazł odpowiednią osobę.
- Crunchy, powiedz mi. Dała bys radę załatwić mi spotkanie z kuzynem? I nie masz już co zaprzeczać, że go nie znasz- powiedział do niej zciszonym głosem.
- Z panem Roki. To raczej on musił by się spotkać z tobą. Ale wspomnę mu że chcesz się spotkać. Keitaro zgadza się? - mówiła nie zwracjając uwagi na rozmówcę. Głos był cichy by nikt inny nie mógł tego usłyszeć. “To jest ninja” - Powiedział sobie w duchu Kei.
- Skoro ma takie przezwisko to tak.- odpowiedział jej takim samym szeptem co ona. KIedy zapytala o jego imie, on kiwnal głową.
- Dobrze przekażę że się o niego pytałeś. Możesz jeszcze... ściągnąć tą pieczęć z mojego ciała? - zaskakujace pytanie. - Jestem uczulona na takie elementy.
Shinobi się uśmiechnął. Coś ta dziewczyna potrafiła.
- Nawet jakbym chciał, to nie ma takiej możliwości. Ta pieczęć jest wieczysta.
Dziewczyna wydawała się być trchę zła.
- Ech. Poproszę później twojego kuzyna by ją ściągnął. On na pewno to potrafi.

- Wątpię.- odpowiedział jej z uśmiechem. Zdjęcie tej pieczęci było niemożliwe, nawet dla Madary Uchiha byłoby to wyzwanie.
- Dobra, skoro ustalone, to ja udaje się na północ. Mam tam sprawę do załatwienia. Przekaż to mu- powiedział do niej i podał jej sztylet z pieczęcią. Jak załatwi sprawę z Kim to chciałby jak najszybciej spotkać się z innym Uchiha. Jest tyle rzeczy do omówienia… Po tym jak kunoichi wzięła od niego kunai, ten odwrócił się i wyszedł z baru, po czym skierował się w stronę linii frontu, gdzie prawdopodobnie znajdzie Kim Hyuugate.
Linia przed ziemią niczyją była złożona z namiotów. Rycerze północnej Róbierzy ćwiczyli tam fechtunek. Wielu rycerzy, często także i przybysze zajmowali się treingiem. Coś się szykowało. Słyszano nawet plotki na temat smoków zyjących w lesie. Podobno niedawno jeden osobnik wyleciał z lasu i nastraszył oddział nad Targas. Nastroje byly raczej średnie. Nikt tak na prawdę nie pragnął wojny jednak każdy chciał zarobić.
Shinobi podszedł do obozowiska i rozejrzał się. Trochę zajmie mu przejście i po nim całym i szukanie Kim. Dlatego łątwiej będzie podejsć do jakiś strażników i zapytać się o człowieka z czerwonymi włosami, biała zbroją i mieczem otoczonym bandarzem.Złapał wiec peirwszeog lepszego osobnika i zapytał go o to.
- A ten... w tamtą stronę. Powinien być nad pierszym garnizonem tudzież nad Targas. Tylko uważaj pod lasem. Im bliżej niego jesteś tym jest niebezpiecznie.
- Dzięki.- odpowiedział mu Keitaro po czym ruszył w kierunku wskazanym przez gościa. Uzył techniki Meisai gakure no jutsu, aby przypadkiem go jais stwór nie złapał.
Co prawda szedł kawałek od lini lasu więc nie było zagrożenia. Po dotarciu na liniefrontu nad pierwszym garnizonem spostrzegł interesujace postacie.



Do tego tamtejsze oddziały miałe właśnei chwilkę przerwy.

Shinobi spojrzał na trzy osoby, które go zainteresowały. Ten pośrodku… To on był na pewno Kim Hyuugate. Teraz wystarczy tylko do niego podejść złapać i teleportować się do żelaznego. Nic trudnego. Szczególnie, że miał Meisai Gakure no JutsuDlatego tez zaczął skaradać się w stronę Kim’a i kiedy był na wyciągnięcie ręki, złapał go szybko i użył hirashin, aby pojawić się obok Gramona.
- Mam tego szpiega.- powiedział do “Żelaznego” zdejmując z siebie meisai gakure.
 
Neko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172