Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2015, 19:07   #71
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Tomka - sypialnia, piątek 23:50

Ich spocone i sklejone ciała po raz kolejny tej nocy przerwały miłosny taniec. Może szukali ukojenia? Rozładowania? Zapomnienia? A może prawdziwej miłości w podłym świecie, gdzie panami życia i śmierci są psychopaci? Żadne z nich nie spodziewało się takiego obrotu sytuacji. Żadne jednak nie sprawiało wrażenia niezadowolonego.

Leżeli nago, pod jedną kołdrą. Choć Tomkowi było nadzwyczaj dobrze wiedział, że muszą wrócić. Wiedział, że rozmowa którą zaczęli musi być kontynuowana.
Spoglądał na Asię i nie wiedział jak zacząć, żeby nie zniszczyć tak dobrego nastroju. Przeczesał ręką włosy na jej skroni i uśmiechnął się.
- I co teraz śliczna?
Wtuliła się w niego mocniej. Na chwilę udało się jej zapomnieć o ostatnich dniach, przerażeniu, nieznośnym napięciu… o całym świecie. Byli tylko oni, ręce i usta błądzące po nagich ciałach. Wszytko zniknęło, czas się zatrzymał, był tylko ten moment, ta chwila. Potrzebowała tego poczucia stu procentowego bezpieczeństwa.
- Chciałabym tu zostać - powiedziała, wciskając nos w zgięcie między jego obojczykiem a szyją. Pachniał potem i świeżo skopaną ziemią. Uniosła głowę i pocałowała go. - Na zawsze. - westchnęła i wysunęła się z jego objęć. - Wiem, nie da się. Wezmę prysznic. - wstała i naga przeszła do łazienki.
Wróciła po kilku minutach, owinięta ręcznikiem. Woda z jej włosów kapała Tomkowi na klatkę, kiedy usiadła obok niego.
- Teraz chcesz do nich iść, czy rano? Może najpierw ustalimy, co wiemy? I zdecydowanie chcę spotkać się z Kamińskim. Poza tym - jestem głodna. Masz coś w lodówce?
Tomek wstał na chwilę bez skrępowania. Wyjął z szafki nocnej zeszyt i długopis.
- Jeśli będziemy to zapisywać, to będzie to łatwiej poskładać. Co do lodówki, cóż… Jest na niej ulotka nocnej pizzy. Dowożą zdaje się do trzeciej.
Chłopak poszedł do kuchni i wrócił z ulotką. Położył się obok Joanny. Musiał przyznać, że w mokrych włosach wyglądała cudownie. Pocałował ją w szyję, usiadł wygodnie. Zasłonił swoją męskość naciągając kołdrę, po czym w zeszycie wpisał zamaszyste “1”
- Czyli co wiemy? David to Ares. Jest powiązany z kultystami od plastrów.

Przesunęła wzrokiem po ulotce.
- Ze szpinakiem i fetą - powiedziała. - Przyznał się do zaciążenia Hanki, choć prawdopodobnie nawet jej nie tknął. Hanka chodziła ciągle pod wpływem tych plastrów, choć chyba o tym nie wiedziała. Ale widziałam je w jej torbie. Chciał nam dać pieniądze na skrobankę, czegoś chciał w zamian, nie sprecyzował. Potem znów prosił o pomoc, ale też ciągle zastraszał. Posłał mnie na ta imprezę, gdzie poznałam Ciebie. Pani Huk twierdzi, że zabił jej męża i ją szprycował plastrami. Ja sądzę, że zabił też.. - zatrzymała się, bo nagle zabrakło jej tchu i dodała ciszej - Tymka.
Tomek notował słowa klucze. Podkreślił też imię Hanka Huk.
- Czekaj chwilkę - sięgnął po telefon i zamówił pizzę z ulotki. Wrócił do notowania. - Pizza będzie za 30 minut. David jest żołnierzem. Utrzymywał, że pracuje dla Huka. Tę wersję potwierdzili ludzie Vlada. Podobno zajmował się infiltracją tych kultystów. Może wtedy go przekonali do siebie? Z tym, że facet ceni sobie lojalność. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie, gdy rozmawiałem ze Śliwą.
- Vlad zabił Hankę – dodała Joanna, opierając się o wygodniej. - Nie wiem, dlaczego, ale wyglądało to jak inscenizacja przygotowana specjalnie dla mnie. Może David pracuje dla Vlada? Przeszedł od Huka do Vlada i musi potwierdzić swoją lojalność likwidując poprzednich mocodawców?
Tomek pokiwał głową z powątpiewaniem.
- Krzychu, człowiek Vlada chciał, żebym mu wystawił Bluecampa. Poza tym facet nie wydaje mi się mózgiem tego wszystkiego. Choć może skutecznie skrywa przed nami swoją inteligencję.
Teraz ona pokręciła głową.
- Może Krzychu sprawdzał Twoją lojalność? Poza tym - to oczywiste, że David jest tylko żołnierzem. Ktoś mu wydaje rozkazy. Skoro nie Vlad, to kto?
Tomek wzruszył ramionami.
- Może Zeus? Z tą lojalnością może faktycznie. Ale w sumie dość kiepsko się ustawiłem w tej kwestii. Widzisz podrzuciłem plastry synowi Krzycha. Nie wiem co z nim.
- A syn Krzycha to kto? - dopytała. - Chyba faktycznie to rodzeństwo wydaje się wiedzieć więcej.. od kogoś muszą brać plastry, nie? Może mnie zarekomendujesz? Potrzebuję pieniędzy i takie tam.
- Piotr Nawotczyński. Był na liście. Jak ty i jak Wojciech Starzyński. Cóż, możemy zagrać w taki sposób. Szukają właśnie kogoś, kto będzie robić za kuriera. Nawet przez myśl mi przeszło, żebyś mogła się nadać. W sumie chyba możemy spróbować się zakraść w ich łaski zanim zaczniemy machać im bronią przed nosem.
Spokojną rozmowę o niezbyt spokojnych sprawach nagle przerwał głośny do bólu dzwonek telefonu Joanny.


Drgnęła gwałtownie i spojrzała na zegarek. Dochodziła pierwsza. Miała pełne prawo spać i nie odbierać. Ale z drugiej strony - jeśli to rodzice? Spojrzała na Tomka, a potem wyszła z łóżka i poszła szukać swojej komórki. Leżała pod ławą w drugim pokoju, zaraz obok przewróconej kolumny. Musiała wysunąć się z kieszeni spódniczki. Podniosła aparat - jak ostatnio często się zdarzało, był to numer zastrzeżony - i ciągle na klęczkach wcisnęła połączenie.

- Słucham – pilnowała, żeby głos jej nie drżał.
Dłuższa chwila ciszy napawała ją niepokojem. W końcu przerwało ją pociągnięcie nosem i głęboki, mroczny głos, który już dobrze znała.
- A więc? - David brzmiał na może lekko zmęczonego, ale wciąż, na kogoś kto od niechcenia może zabić. - Rozmawiałaś z nią w końcu? O ile była w stanie pozwalającym na rozmowę… słyszałem, że na posterunku miała spore problemy z mówieniem...
- No cześć - rzuciła lekko. - Czemu dzwonisz z zastrzeżonego? Myślałam, że to gliny, czy coś..
- Bo wolę się strzec - odpowiedział z chichotem. - To odpowiesz na pytanie?
Przysiadła na piętach i westchnęła ciężko.
- Oczywiście nie mam uprawnień do diagnozy, ale na moje oko to PTSD. To wycięcie z rzeczywistości, luki w pamięci, ... Mózg nie uporał się z traumą. Potem pewnie dojdzie uogólniony lęk i paranoja. Mam dziś spotkanie z terapeutą, to dopytam.- głos się jej lekko załamał - Ona powinna być w psychiatryku, David.
Mężczyzna milczał przez chwilę, trawiąc to co powiedziała mu Asia. Chrząknął lekko odzywając się w końcu.
- No nic… bywa i tak. Dobrze, że i tak to wybadałaś… a teraz powiedz - odetchnął ciężko, zastanawiając się nad czymś. - Masz jeszcze kontakt z tym policjantem? Kamińskim?
- W sensie? - dopytała.
- Dobrze byłoby się z nim skontaktować. Może coś wiedzieć. A nawet dużo. Może jemu coś powiedziała Hukowa. Podobno tylko z nim rozmawiała. Na osobności w sensie.
- Chcesz, żebym go wypytała, tak? Co mu powiedziała pani Huk? Myślisz, że to nas naprowadzi na jakiś trop? Moim zdaniem, to Vlad. Widziałam przecież, na co go stać... A Vlada nikt nie ruszy. Policja na pewno nie.
- Jeszcze nie, ale w końcu może się to im udać… wolałbym być pierwszy. Może i nic mu nie powiedziała ciekawego, ale chciałbym wiedzieć w jaką stronę on idzie, bo resztę policji wiem, ale on działa trochę z boku… no nic.
- Czego chcesz od Vlada? Będziesz się mścił za pana Huka? Hankę?
- Tak, to też… - powiedział wzdychając. - Reszta to trochę prywatne sprawy, ale hej… liczy się szczytny cel, prawda?
- Prywatne sprawy? - zdziwiła się. - myślałam, że pan Huk był dla ciebie najważniejszy.. Ściemniałeś mi, żeby chciała ci pomagać, że względu na Hankę?
- Nie, nie ściemniałem, litości… - powiedział brzmiąc tym razem na dość mocno zmęczonego. - Jest to dla mnie najważniejsze, ale są też inne sprawy, za które musi mi odpowiedzieć. Możesz też być pewna, że… jesteś wymienna - dziewczyna poczuła gwałtowny ucisk w żołądku - więc nie chciałoby mi się wkładać aż tyle trudu w przeciąganie cię na “moją stronę”. Mamy wspólny cel i tyle. - skończył spokojnie.
- No dobra - pokazała, że bierze jego słowa za dobrą monetę. - Jutro spróbuję się z nim umówić.
- Dobrze… - mruknął miękko, zapewne kiwając głową. - Gdyby coś się działo, gdybyś mnie potrzebowała, kontaktuj się ze Śliwą. Wszystko - powiedział rozłączając się.
- Na razie - powiedziała do głuchego telefonu.

Nastrój prysł. Joanna podniosła się na nogi, sięgnęła po swoją bluzkę. Nagle poczuła się skrępowana nagością.
- Ubiorę się - powiedziała, idąc w stronę łazienki.
Tomek poszedł za dziewczyną, ale gdy tylko ta weszła do łazienki zatrzymał się przed drzwiami. Szanował jej prywatność. Wrócił do sypialni i zebrał swoje ubrania z różnych jej części.
Był tym wszystkim zmęczony. Telefon od komandosa nie rozjaśniał sprawy. Z miny Asi wnioskował, że ją czymś przestraszył. Oboje znowu zaczęli się spinać. Obojgu David popsuł wieczór. Co więcej, wiele wskazywało na to, że może im popsuć również resztę życia.
- Chcesz kawy? - Tomek zawahał się, bo przypomniał sobie to co Joanna mu powiedziała na temat kawy - Albo herbaty? Powinniśmy się napić czegoś ciepłego. – spytał, wciągając w międzyczasie majtki. W sumie też musiałby iść pod prysznic, ale nie chciał jej zostawiać z głupimi myślami po telefonie Davida.
- Herbatę, dzięki - powiedziała, wychodząc z łazienki. - Spojrzała na Tomka - Nie obraź się, proszę.. ale mógłbyś się ubrać? Jakoś mi głupio…- potrzasnęła głową. - Sorry, oczywiście to twoje mieszkanie. - skuliła się na fotelu, podwijając pod siebie nogi.
Chłopak się wyraźnie zmieszał. W zasadzie nie wiedział jak się zachować.
- Jasne, spoko. - zniknął na chwilę w kuchni. - Herbata za chwile będzie gotowa, już zalałem. Skoczę pod szybki prysznic, ubiorę się i powiesz mi co chciał David, ok? Jak coś, to czuj się jak u siebie.
Jak powiedział, tak też zrobił. Po chwili z łazienki dochodził równomierny szum wody.

Poczekała, aż wróci, parząc sobie palce i wagi herbatą.
Streściła szybko rozmowę i dodała: - Najdziwniejsze jest to, ze posłał mnie tam, gdzie sama chciałam iść.. jakby podsłuchiwał. - westchnęła - Wiem, to durne. Rano zadzwonię i się umówię. Kiedy chcesz iść do tego rodzeństwa? Iść od razu z tobą, czy sam wolisz na początek?
Tomek wyszedł z łazienki w jeansach i t-shircie. Tylko bose stopy sugerowały, że jest u siebie.
- Sam już u nich byłem. Teraz chciałbym iść z tobą. Nie wiem, kurcze, to wszystko mnie przerosło chyba. Myślałem nawet, żeby zabrać oszczędzony hajs i wyjechać z miasta. Wyprowadzić się. Ale z drugiej strony wiem, że jak będą chcieli, to mnie i tak sprzątną.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Mnie to już pięć razy przerosło… ale albo usiądę i poczekam, aż to mnie zmiecie, albo postaram się coś zrobić. Jesteś z nimi konkretnie umówiony?
- Nie. Mają nową listę osób. Osób, którym trzeba dostarczyć plastry. No i powiedziałem im, że będziesz chciała się wkręcić do interesu. No i generalnie zapraszają ciebie..
Tomek zaprosił Asię do salonu. Było to lepsze miejsce na rozmowy o takim charakterze, niż sypialnia.
- Ok, czyli wygląda na to, ze jutro - dziś - mam aspiranta Wymietego, rodzeństwo i terapeutkę na tapecie. Postaram się zakumuplować z tą dziewczyną, może puści jakąś farbę.
- Terapeutka? Skoro tak mówisz.- wzruszył ramionami -Ja zadzwonię jutro do Krzycha. Dowiem się co się zmieniło od wczoraj. Generalnie mamy stan wojenny. Skoro tacy jak ja dostają giwery.
- Tak, pewnie tak - potwierdziła mechanicznie. Znów była myślami gdzieś daleko. - Od czasu tego pożaru, może wcześniej. Mój ojciec współpracował z Hukiem, wiesz? Poprosiłam go, żeby wyjechał. - spojrzała na chłopaka - A twoja rodzina? Bliscy? Masz tu kogoś?
Chłopak sprawiał wrażenie zamyślonego. Zanim odpowiedział spuścił oczy w podłogę, tak jakby na panelach było jego drzewo genealogiczne.
- W zasadzie, to po tym co zrobiliśmy chwilę temu, to ty jesteś mi najbliższa.
Spojrzał na Joannę i kontynuował: - Matka siedzi na wsi. Nie odzywa się so mnie. W zasadzie jej fagas ustawił ją przeciwko mnie. No może nie do końca się nie odzywa. Dzwoni raz w miesiącu. Gadamy trzy minuty. Wysyła kartki na święta, bo mi zawsze było szkoda kasy na pociąg.
Tomek rozparł się w fotelu. Spojrzał za okno. Burza była już daleko, ale deszcz nadal głośno stukał w parapet.
- Ojciec siedzi gdzieś w Niemczech. W jakimś gospodarstwie. Nie wiem. Ostatni raz widziałem go w sądzie na sprawie o alimenty. Ogólnie zostawił matkę jak miałem trzynaście lat. Nic czym warto się chwalić. Nie myśl o mnie źle, ale gdyby ojcu lub matce coś się stało, to pewnie nie byłbym w stanie uronić jednej łzy.
- Wydaje się to smutne, ale tak jest chyba.. łatwiej, prawda? Nie musisz się o nich martwić ani bać. - nabrała powietrza, jak przed skokiem do wody. - Mówiłeś, że też myślałeś o wyjeździe. Zrobisz to, jeśli cię poproszę? Wyjedziesz ?
- Może. - Tomek wyraźnie się zawahał. - Nie wiem. Nigdy niczego nie miałem. A teraz jestem blisko. W zasadzie czuję, że do końca lata albo będę liczącym się graczem w Wawie, albo - zamilkł na chwilę po czym dodał nieco ciszej - będę martwy.

Wstała.
- Muszę iść. Zadzwonisz do mnie, jak coś ustalisz, tak?
Tomek też wstał, wyraźnie zmieszany.
- Eee, wiesz możesz spać tutaj. - odwrócił wzrok jakby nie wiedząc co powiedzieć. - Możesz spać w sypialni, a ja przekimam tutaj. Bez sensu, żebyś wracała do pustego domu.
Przeszła dwa kroki w stronę drzwi. Zatrzymała się i przez chwilę stojąc tyłem do Tomka, mocowała się sama ze sobą. Odwróciła się powoli i podeszła do chłopaka. Podniosła rękę i pogładziła go po policzku.
- Nie dam rady - powiedziała smutno patrząc mu w oczy. - Nie dam rady patrzeć jak kolejne osoby na których mi zależy .. nie zniosę więcej.. Rozumiesz?
Rozumiał. Rozumiał aż za dobrze. Dlatego nie chciał, żeby go opuszczała. Prawda była taka, że istniało duże prawdopodobieństwo, że się już nie zobaczą. W ostatnim czasie ludzie ginęli równie często co uderzały pioruny w czasie burzy. Skinął głową i pocałował ją mocno. Miał nadzieję, że nie ostatni raz.
Dziewczyna w pierwszej chwili zesztywniała, ale po sekundzie Tomek poczuł, jak jej ciało się rozluźnia i poddaje dotykowi. Oddała mu pocałunek, a potem odsunęła się o pół kroku.
- No, w sumie obiecałeś mi wykwintną kolację, nie? Głupotą było by z tego rezygnować.


 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 17-11-2015, 09:44   #72
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Joanna wygrzebała się spod kołdry i ramienia Tomka. Czuła się zadziwiająco dobrze, nie pamiętała już,kiedy była tak zrelaksowana. Popatrzyła na śpiacego chłopaka i pomyslała, że dobrze jest czasem przedłożyć emocje nad rozum. Potem pewnie tego pożałuje, ale teraz.. dość! Nie ma się co nakręcać, nie ma powodu, aby psuć wspomnienia tej nocy.

Nie budząc Tomka przeszła po cichu do kuchni.
Na blacie lażał karton z ponad połowa średniej pizzy - pomyślała, że chłopak musiał być bardzo zdeterminowany, skoro zgodził się na jej wybór. Nastepnym razem podpowie mu, że można zamówić coś innego na każdej połowie. Choć patrzenie, jak próbuje robić dobrą minę do złej gry, męcząc szpinak z fetą było dośc rozczulające.

Joanna oderwała sobie palcami spory kawałek i nie trudzac się podgrzewaniem zjadła go na szybko. Popiła resztka pepsi i po tym jakże wartościowym śniadaniu sięgnęła po komórkę.
8:07. Komendy od ósmej pracują, nie?

Wybrała numer aspiranta Wymiętego i kliknęła połączenie.

Gdy Tomek się obudził jej już nie było w łóżku. W głowie składał sobie zdarzenia z poprzedniego wieczora. Myślał, że wie tyle o życiu. Że nic go nie zaskoczy, a jeśli nawet go zaskoczy to się wyłga dzięki swojej gładkiej gadce.

Odwrócił się na plecy i zaczął wgapiać się w sufit. Zaczął zastanawiać się jak bardzo sucharskie dowcipy wczoraj opowiadał. “Dobrze, że pokroili tę pizzę na osiem kawałków, bo dwunastu byśmy nie zjedli”. “Z pizzą jest jak z seksem, nawet kiepska pizza, to zawsze lepsza pizza niż żadna”.
- Boże, co za idiota z ciebie! - powiedział sam do siebie i zasłonił twarz.

Tomek wstał z łożka bez ociągania. Ubrał się i poczłapał do łazienki umyć zęby. Asia chyba krzątała się po kuchni. Po ponad dwóch minutach przyczłapał się do kuchni. Dziewczyna , ubrana tylko w jego wczorajszą koszulę, właśnie gdzieś dzwoniła. Nie chciał jej przeszkadzać. Rzucił pod nosem coś co można było zrozumieć jako:
- Idę po śniadanie, zaraz wracam. Nie jedz zimnej i starej pizzy.
Uśmiechnęła się do chłopaka i wskazała wzrokiem karton. “Za późno " powiedziała bezgłośnie robią tragiczną minę. Nie odbywała słuchawki od ucha, wyraźnie czekając na połączenie. Założył luźne ubrania. Naciągnął na siebie bluzę, bo nawet jeśli przestało padać, to nadal wszędzie było mokro. Ruszył z wyprawą po świeże bułki do sklepiku osiedlowego. Asia sobie spokojnie pogada z kim tam chce. Jak ją znał, to dzwoniła na policję. Może przyjadą i go zgarną? To nie była taka zła perspektywa. Dawała szansę na przeżycie.


W końcu jej dzwonienie doszło do skutku. Usłyszała nagle rozbudzony, zasapany głos detektywa.
- Halo? - spytał najwyraźniej nie patrząc od kogo przyszło połączenie.
- Dzień dobry, tu Joanna Drawska. Czy możemy się spotkać? Rozmawiałam z panią Huk.
- Jestem ostatnio dość zaj… - przerwał na chwilę zdając sobie sprawę z jej słów. - No tak… znasz ją. No i… no i co ci niby powiedziała?
- Podobno to samo, co panu - odparowała. - Kiedy możemy się spotkać? A jakbym chciała wnieść skargę na opieszałość policji, to gdzie?
Policjant westchnął ciężko ze zmęczenia.
- W południe. Gdzie chcesz. Będziesz sama?
- Dlaczego pan o to pyta? - usłyszał w jej głosie podejrzliwość . - Mogę podjechać na komendę.
- Dla twojego i mojego bezpieczeństwa, może być lepiej jeśli będzie ktoś jeszcze, komu możesz ufać. Nie musisz, ale sugeruję, że możesz czuć się lepiej. Nie wiem co ci powiedziała… może być na komendzie. Spytaj o moje biuro, uprzedzę, że będziesz.
- Będę w południe - obiecała. - Choć nie rozumiem, jaki związek z Pana bezpieczeństwem ma moja potencjalna osoba towarzysząca...
- Też mogę się postrzegać jako kogoś w niebezpieczeństwie, hm? No nic… - powiedział wzdychając raz jeszcze. - Do jutra...
- Do dziś, jak rozumiem? I serio sądzi pan, że na terenie komendy grozi coś Panu z mojej strony? To jakby lekka paranoja, nie?
- No tak… do dzisiaj. No i masz racje… ale to odpowiednie czasy by być paranoikiem.
- Tak, pewnie tak. Do zobaczenia. - rozłączyła się.

Po chwili Tomek wrócił z dwoma “eko” foliówkami wyładowanymi bułkami, jogurtami, sokiem, mlekiem. W torbach był też ser, wędlina, pomidor, główka sałaty i ogórek. Położył zakupy na blacie w kuchni.
- I jak poszło? - Tomek nie wiedział z kim rozmawiała, ale nie wątpił, że była to ważna rozmowa ze względu na sytuację w jakiej się znaleźli.
- I co chcesz na śniadanie? - zaczął rozpakowywać zakupy. Wyjął też zapakowaną szczoteczkę do zębów, którą kupił dla Joanny.
- Dziękuje, jesteś kochany - wzięła sczoteczkę i wyciągnęła ją z opakowanie. - Gdzie masz segregowane suche? - pochyliła się, żeby zajrzeć do szafki pod zlewem.
- Mam tylko tworzywa sztuczne i inne... - odpowiedział.
Pozbierała swoje ubrania i zniknęła w łazience.
Wróciła po chwili i siegnęła po jogurt.
- Dzwoniłam na policję - usiadła na blacie szafki i przyglądała się, jak Tomek kroi bułki. - Umówiłam się na dwunastą, na komendzie, z inspektorem Kamińskim. To była dziwna rozmowa, zachęcał mnie, żebym zabrała kogoś, komu ufam,. Dla jego i mojego bezpieczeństwa, jak to określił.
- Rzeczywiście dziwne. Na komisariacie powinno być bezpiecznie. Chcesz, żebym szedł tam z tobą? Może mnie od razu nie aresztuje. - Powiedział chłopak siląc się na zabawny ton.
- Mam nadzieję, że nie jest dla ciebie problemem, że mam tylko margarynę? Zazwyczaj nie jem w domu.
Spojrzała, zdziwiona.
- Rozumiem obiady, i kolacje na mieście.. ale śnadania? Serio chce ci się rano wstawac i chodzić do tych śniadaniarni? No, ale co kto lubi. Mną się nie przejmuj, pizza i jogurt mi wystarczą. I tak mam wrażenie, że przez te ostatnie godziny u ciebie zjadałam wiecej, niż przez cały zeszły tydzień.
Podsunął jej talerz z kanapką z żółtym serem i pomidorem. Samemu identyczną bułkę zaczął jeść w czasie wlewania mleka do szklanki.
- Jedz, jedz. Nie wiadomo kiedy będzie kolejna okazja. Poza tym jesteś pierwszą kobietą, której robię śniadanie. A jeśli przez śniadaniarnie rozumiesz budki z hot-dogami i McDonaldy, to nie chodzę do nich specjalnie. Są zazwyczaj gdzieś po drodze.
Upił nieco mleka.

- Co do policji - sama nie wiem. W to, że mi się coś tam stanie nie bardzo wierzę, a to, że zabiore twój pistolet i zacznę tam strzelać do wszystkich, z naciskiem na Wymiętego.. sam rozumiesz, że to absurd. - zamyśliła się. - Znów mam to dziwne wrażenie, jakby on wiedział, że jestem u ciebie i z jakiegoś powodu chciał, żebyś tam poszedł. Wiem, brzmię jak paranoiczka..
- Możemy zagrać w jego grę - rzucił chcąc uspokoić dziewczynę - ale spluwa zostaje tutaj w takim układzie. Nie wejdę na komisariat z dowodami mojej winy.
- Mleka? Soku? - Krzątał się po kuchni skacząc od tematu do tematu.
Podsunęła szklanke, żeby mógł nalać sok.
- W porządku, jesli chcesz, to możemy iść razem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Zjadła pomidora z wierzchu kanapki.
- Dobra, to skoczę do domu, przebiorę się i spotkamy się przed komendą, tak?
- Tak - odpowiedział - ja też skoczę skontaktować się z Hermesem. To znaczy umówić na spotkanie, bo nie mam do niego bezpośredniego kontaktu.
- Uważaj na siebie, tak? - pocałowała go i wyszła.

- Ty też na siebie uważaj - szepnął patrząc w na zamykające się za nią drzwi.
---------------------------------------------------

Przed wyjściem z domu dwa razy sprawdził, czy przypadkiem gdzieś w spodniach nie zawieruszyły się narkotyki. Zostawił też broń na kupce gotówki ukrytej w sypialni. Przebrał się w elegancką koszulę i dopasowane spodnie. Zabawne, że wyglądał raczej jak młody przedsiębiorca niż lokalny diler narkotyków. Przygotował jeszcze kopertę ze swoim imieniem i wrzucił ją do skrzynki, która miała być jego kontaktem z kultystami. Wyjął baterie z telefonów. Zaraz po tym ruszył na komendę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 22-11-2015, 22:26   #73
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dom rodziców Joanny

Joanna wróciła do domu rodziców. Weszła najpierw do ich części, aby sprawdzić, czy zgodnie z obietnicą brat zostawił dla niej paczkę z bronią. Na stole leżało kartonowe pudło.


Dziewczyna wyciągnęła z szafki przy zlewie jednorazowe, lateksowe rękawiczki, których matka używała, żeby nie zniszczyć sobie dłoni. Wciągnęła je i powoli otworzyła paczkę. W środku była plastikowa reklamówka, a w niej - zwinięty w sprany ręcznik - pistolet. Sądziła, że to pistolet, bo nie było kurka, o którym wspominał Tomek. Podniosła bron ostrożnie pilnując, żeby przypadkowo nie wystrzeliła. Powinna czuć się bezpieczniej, ale nie wiedzieć czemu – denerwowała się. Czy będzie potrafiła strzelić, jeśli ktoś ją zaatakuje? Trudno jej było wyobrazić sobie siebie w roli strzelca. Zabójcy. No, zawsze może celować w kolano, jak w filmach. Miała jednak obawę graniczącą z pewności, że może nie trafić. Zawsze powinno się strzelać w największa powierzchnię - czyli w korpus. Czy będzie potrafiła strzelić? Jeśli alternatywą będzie jej życie – pewnie tak.

Zabrała broń do swojej części domu, włożyła do nocnej szafki. Nalała wody do wanny, wlała płyn i po chwili wyciągnęła się w pachnącej pianie. Myśli i emocje wirowały. Zdradziła Tymona. Palce Tomka błądzące po jej ciele. Poczucie winy, na które nakładało się wspomnienie przeżytej rozkoszy. Zdradziła Tymona. To…wszytko nie powinno się było zdarzyć. Ale zdarzyło. Mogła znów jeść. Obezwładniająca, lepka jak bagno panika przycichła. Zniknęła z pola świadomości. Mogła znów żyć. Jeśli zaufa Kamińskiemu, może uda się skończyć ten koszmar. I co potem? Teraz o tym nie myślała. Rozciągnęła się w wannie i przymknęła oczy. Ostatniej nocy spała niewiele, a gorącą woda działała kojąco. Pomagała zapomnieć.
Kiedy otrząsnęła się z przyjemnego odrętwienia zrobiło się przeraźliwie późno. Wytarła włosy i ściągnęła jeszcze lekko mokre gumką – plany eleganckiej fryzury i wyszukanego makijażu, który miał rzucić Tomka na kolana, właśnie się rozpękły. Wciągnęła szorty i koszulkę, złapała plecak i wypadła z domu.


Komenda, godzina 12.

Kamiński miał biuro na komendzie, która wiała pustką. W wiadomościach słyszało się o wzmożonych patrolach policji i generalnie zwiększonych wysiłkach w związku z ostatnimi wydarzeniami i widać było tego efekty, ale ciężko było pomyśleć, że może to skutkować aż takim opustoszeniem bazy.


Chociaż gdyby ktoś zajrzał na tyły komendy, na parking, zobaczyłby ogromne natężenie ruchu, ciągle wymieniających się zmian, radiowozów wyruszających na patrole, akcje. Furgony ładujące opancerzonych antyterrotystów niczym żołnierzy na wozy bojowe. Jednak w środku ostali się tylko dyżurowi i poszczególni oficerowie w swoich biurach.

Jednym z nich był Kamiński. Detektyw czekał w swoim biurze, za biurkiem, gdzie monitor komputera skrył się gdzieś za stertą raportów i akt. Śledczy siedział w samej, rozpiętej na górne dwa guziki koszuli, nieco poplamionej kawą, ze śladami popiołu papierosowego, raczej wtartego niż startego z ramienia. Śledczy właśnie wsuwał kanapkę, dodając do niej smak szluga. Odłożył obiad na bok i zgasił niedopałek w zapchanej popielniczce.

Jego biuro było świetnym odbiciem całego miasta. Brudne, gorące, ale z ogromnym, głośnym wentylatorem, który miał w teorii wszystko oczyścić, niczym siły policji Warszawę. Nie za dobrze mu to szło, było duszno, śmierdziało potem, było czuć, że ostatnio śledczy spędzał sporo nocy na pomarańczowej, starej kanapie upchanej w kąt i zasłanej kolejnymi teczkami. Gorąc przebił się za drzwi gdy Joanna i Tomek nierozsądnie je otworzyli. Dym papierosowy najpierw zwiedzał cały pokój, dotykał każdej ściany pnąc się do góry i dopiero potem lecąc do wentylatora, który równie dobrze mógłby rozsiewać trujące gazy.


Śledczy zakaszlał, przełykając ostatni kęs. Dopił zimną kawę i skinął głową na dwa stare, plastikowe krzesła przed nim. Odsunął część papierów ze środka biurka by móc widzieć siedzących naprzeciwko rozmówców i odchylił się na skrzeczącym fotelu.
- Hej… - mruknął. Spojrzał na Tomka, zawieszając na nim wzrok na dobre kilka sekund. - Tomasz Nowacki, tak? Masz szczęście, że mało kto jest na komendzie. Twoja persona staje się dość znana. Twarz mniej na szczęście, chyba tylko ja mam twoje zdjęcie, które zresztą dała mi pani - powiedział zwracając się do Joanny. Wcześniej raczej nie zwracał się do niej per “pani”. Generalnie jednak dało się od niego wyczuć nutę ostrożnej powagi.
- Chyba mamy sporo do obgadania, co? - powiedział sięgając po zmiętoloną paczkę papierosów. Zaproponował im po marlborasie i sam sięgnął po jednego, szybko go zapalając i chwytając w pożółkłe palce.
Tomek pokiwał przecząco głową na propozycję papierosa. Usiadł bez słowa na plastikowym krześle.
- Dałam, ale wcale nie ma pewności, czy to on - powiedziała patrząc Kamińskiemu w oczy. - Może to ktoś, kto wygląda podobnie? Według pani Huk pan też nie jest tym, za kogo się pan podaje.. nie do końca, znaczy.
- Nie? - spytał uśmiechając się kącikiem ust. - A kim niby jestem? A i to jest on - powiedział patrząc na Tomka. - Coraz więcej osób wie, że robił na boku dla kogo nie trzeba. Lepiej uważaj - dodał skinając głową.
- A dla kogo trzeba pracować według lokalnej policji? Bo jakoś nie wpadłem na pomysł, żeby zapytać o tę słuszną stronę - sprowokowany chłopak nie wytrzymał.
- Raczej nie dla ludzi… potworów, którzy wystrzeliwują setkę cywili, dziesiątkę policjantów pod przykrywką i sporo przestępców, w jedną jebaną noc… - przejechał językiem po zębach. - Generalnie dla takich lepiej nie robić, nie?
Tomek po ostrym przytyku cofnął się na oparcie i nie odpowiedział. Nie był w miejscu ani pozycji żeby ciągnąć utarczki słowne.
- Matka Hanki mówiła, że to pan Huk pana tu umieścił - wtrąciła się Joanna, wysuwając brodę do przodu, żeby dodać sobie otuchy.
Pokiwał głową na boki, jakby nie do końca się z tym zgadzając.
- Jacek… Jacek cholernie mi pomógł nie powiem, że nie. Może nie “umieścił mnie tu” - powiedział z mocnym akcentem - ale cholernie pomógł mi przebić się przez policyjny nepotyzm w hierarchii. Wyrównał sprawiedliwość. Szlag statystycznie mam najwięcej rozwiązanych spraw z całej tej komendy, reszta tych śledczych to siostrzeńcy i czyjeś zięcie - pokręcił głową zaciągając się gniewnie. - Huk zaszantażował ze dwie osoby kompromitacją i dostałem awans o dziesięć lat wcześniej i zdążyłem zrobić więcej dobrego… więc tak sporo mu zawdzięczam, ale nie dam przepisać mu zasługi za moją ciężką pracę… - powiedział patrząc na dziewczynę uważnie.
Zaszalała. W pokoju nie było czym oddychać.
- Ostatnio trochę panu ta ciężka praca nie idzie, co? – zapytała z sarkazmem.
Pokiwał głową.
- Zjebałem z moim zobowiązaniem wobec Jacka, to prawda. Za szybko wszystko się stało, ale teraz… teraz wiem wszystko i choć nie naprawię całej tej śmierci to mogę przynajmniej go pomścić. On dał mi sprawiedliwość i tym chcę się odwdzięczyć… - powiedział wzdychając ciężko.
- I co pana powstrzymuje? – rzuciła dziewczyna. - Bluecamp dzwonił do mnie w nocy, rozumiem, że nie z tutejszego aresztu.
- Hoł, hoł, hoł - spojrzał na nią mrużąc oczy. - Zabiłaś kiedyś kogoś? Seryjnego mordercę tym bardziej? Wyszkolonego zabójcę? Tyle dobrego, że wiem kim jest i ograniczyłem miejsce jego pobytu do dwóch miejsc… cała sprawa masakry, wojna gangów już mnie nie dotyczy. Zajmują się tym wszyscy i jeszcze paru. Ja muszę dokończyć sprawę jedną. Zabójstwa Huków, Rafała Czyżewskiego i Jarka z laboratorium - skończył papierosa, z trudem mieszcząc go w popielniczce. - Jeśli chcecie mi pomóc, byłoby miło bo i wam wyjdzie to na dobre.
- I Tymka - dodała, rzucając Tomkowi szybkie, przepraszające spojrzenie. - A Hania? Widziałam, kto ją zabił.
Śledczy prychnął ciężko, kładąc ręce na biurku i pochylając się lekko.
- Przykro mi, ale Tymka zabił kto inny, współpracownik Davida i Vlada, który owszem zabił dziewczynę, ale nim się w końcu zajmą. Myślę, że nie zostało mu wiele czasu, zjebał jako nowy szef. Gość do twojego narzeczonego, w sumie nie jestem pewien jak się nazywa naprawdę, ale mówią na niego Śliwa. – dziewczynie oczy rozszerzyły się z niedowierzania i zdumienia. Chicała zaprotestowac, ale się powstrzymała, a Kamiński kontynuował: - Ostatnio głównie robi dla jednego z minibosów Vlada - spojrzał na Tomka. - Twojego Krzysia. Jemu jest teraz głównie podległy w tej ich mafii i przy nim można go znaleźć. Mamy na niego twarde dowody w tej sprawie, ale ciężko go znaleźć. W bazie danych figuruje jako dwie osoby...
- Myślałem, że głównym problemem są dystrybutorzy plastrów strzelający do tajnych oficerów policji na przyjęciach mafii. - Tomek mówił spokojnie, jakby nie poruszyła go żadna z usłyszanych informacji.
- Dla reszty jednostki w tej chwili to jest priorytetem. Ja mam inne zadanie. Trzeba znać swoje miejsce kleszczu - powiedział sucho.
Tomek pochylił się. Oparł łokcie o kolana. Złożył ręce.
- Panie Kamiński, lubię konkrety. Co musielibyście wiedzieć, żeby z tych waszych papierzysk - wskazał segregatory rozrzucone na kanapie w rogu - zniknęły wzmianki o Tomku Nowackim?
Pokiwał głową.
- W tej chwili zdecydowaną większość danych o tobie w policji mam ja. Nie wiem jak to wygląda dokładnie w firmie Vlada, ale tak, ze strony organów ścigania mogę ci zaproponować wymianę. Głównie chodzi mi o to jak kontaktowałeś się z obiema stronami. Mówię tu zarówno o Śliwie, Krzychu jak i kultystach, czy ich współpracownikach. Mógłbym przekazać dalej te informacje, bo choć reszta jest dosyć blisko, to wciąż przydałaby się im pomóc, a na zamknięciu ciebie niewiele zyskamy. Ostatnio areszty i tak pękają… głównie jednak chodzi o Davida. Gdzie się z nim spotykałeś, co o nim wiesz i cokolwiek innego. Ach - przypomniał sobie unosząc rękę. - No i Wojciech Starzyński. Przejrzałem jego telefon. Byłeś ostatnią osobą z którą się kontaktował przed śmiercią.
- Fajnie to brzmi. Tyle, że nawet jak ich pozamykacie, to ktoś wyjdzie i mnie sprzątnie. Mało zachęcająca perspektywa. Z jednej strony komandos Bluecamp, z drugiej strony kolesie rozdający plastry i biegający z długą bronią. No a jeśli żaden z nich mnie nie ubije, to poderżną mi gardło ludzie wynajęci przez Krzycha, albo kogoś z jego pionu. Ale jak rozumiem umrę czysty. - chłopak na chwilę się zawahał.
Joasia pewnie przeżywała informację, o tym, że Śliwa zabił jej narzeczonego - Jest jakaś szansa, żeby kilka osób zginęło w czasie stawiania oporu przy aresztowaniu? - Zdawał sobie sprawę z absurdu tego pytania, ale nie bardzo widział dla siebie inne szanse.
- Jeśli mi się uda, to Bluecamp nie będzie zagrożeniem. Kultyści mogą skończyć w jeden sposób po zabiciu gliniarzy i tylu cywili… z mafią jest jak z mafią, co ci poradzę. Nie mów, że nie wiedziałeś na co się piszesz sprzedając pierwszą działkę - powiedział Kamiński przekrzywiając głowę. - Skoro tyle przeżyłeś w tym syfie to aż tak głupi nie jesteś. A to, że kilka osób zginie to raczej pewne. Ostatnio jest to popularne.

-Jak zginął Starzyński? – Tomek zupełnie zmienił temat.
- David… - policjant lekko zwiesił głowę. - Najpierw plaster, a potem go otworzył, powyciągał wnętrzności… ten sam schemat co wcześniej. Bardzo powolna śmierć.
- Nie rozumiem – dziewczyna zbladła, potrząsnęła głową. - Dlaczego? – poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Kurcze, nie rozpłacze się przecież tutaj. nawet tego Wojtka nie znała dobrze... Zasłoniła twarz dłońmi.
- Kurwa - podsumował Tomek, bo tylko to słowo cisnęło mu się na usta. - Czyli David knuje z kultystami, bo ma plastry. A co kieruje kultystami? Dlaczego wciskają towar za darmo? To nie jest zwykłe przejęcie rynku. W takim razie co?
Detektyw patrzył na Joannę przez dłuższą chwilę ze smutkiem w zmęczonych oczach.
- Działał na czyjeś zlecenie. Musiał się komuś wykazać. Ciężko mi powiedzieć jakie koneksje miał twój narzeczony, ale miał długi, tyle wiem… - powiedział cicho. Wyprostował się na fotelu i znowu przeniósł wzrok na Tomka. - David nie tyle co knuje z kultystami co był jednym z nich. Ares… tak go nazywają. Dlatego też zakładam, że sam na sam mam z nim niewielkie szanse. A co do tego co kieruje kultystami… - wzruszył ramionami. - To co zawsze. Chora wiara. W co dokładnie tego nie wiem.
-Nie macie nikogo z nich? Po tej całej obławie? Nikt ze środka kultu nie sypie? – Tomek rzucał pytaniami.
- W środku zakładamy jest do dziesięciu osób. Kurierzy zazwyczaj giną, ty jesteś wyjątkiem. Wiemy, że mają jeszcze jakieś łącza, pomiędzy kurierami a wewnętrznym kręgiem, ale nie siedzę w tej sprawie na tyle głęboko by to wiedzieć. To już służby mają...
- Hmm, dziś się spotykam z jednym z nich. Mam dla nich wystawić Vlada. Może macie jakąś propozycję?
- Zaraz, zaraz.. - zaoponowała Joanna. - Przecież pani Huk mówiła, że Ares to David.
Kamiński pokiwał głową.
- No tak… i ja też tak powiedziałem. Z tego co wiem kultyści posługują się pseudonimami od greckich bogów. Nie jestem pewien czy David to jego prawdziwe imię, ale na pewno nie jest polakiem. Co do twojej propozycji Tomeczku… żeby to zrobić musiałbym cię wysłać do służb specjalnych. Gadaliby z tobą potajemnie i wyciągnęliby wszystko, a po tym byłbyś dla nich niepotrzebnym kryminalistą. Nie wiem czy chcesz mieć taki status.
- W takim razie nie wspominałem o niczym. W zasadzie mnie tutaj nie było. - Chłopak wstał i włożył ręce do kieszeni eleganckich spodni.
- Mogę ci z tym pomóc, jeśli najpierw pomożecie mi z Davidem.
- Kultyści chcą go zabić. Znając ich metody nie będzie dla nich problemem. Jeżeli przy okazji komandos zgarnie kilku kultystów, to i moje szanse na przeżycie wzrosną.
Kamiński puścił oczko dla Tomka.
- Ochrzcili go mianem boga wojna, jesteś pewien, że nie mają go za problem? Poza tym jeśli chcesz przykład kogoś kto starał się trzymać na uboczu to spójrz na Starzyńskiego. Jeśli nic nie będziesz robił, to i tak dopadnie cię zbłąkana kulka.
- Na pewno stanowi dla nich problem. Skoro zaoferowali mi tyle gotówki za wystawienie go. Gdyby nie był problemem, to pewnie by go nie szukali. No i przypominam, że ustaliliśmy, że pracuję dla wszystkich. A to raczej mija się z wizją stania na uboczu. - Westchnął - wolałbym stać na uboczu. Najlepiej w innym kraju.
- David spotka się ze mną, jak go poproszę - dodała Joanna. - Ale co dalej? Umówić kultystów? Pan przyprowadzi szwadron policji?

Detektyw pokręcił głową.
- Generalnie wiem gdzie go znaleźć. Wpadł mi w łapy mały, zdygany chłopak na którego wołają Lepa. Mówił mi, że dwóch nieco większych dilerów, Fifa i Komar stracili ostatnio swojego nieco starszego kolegę, czyli Czyżewskiego, a na jego miejsce wkroczył dziwny blondyn, który wszystkich rozstawia po kątach i zabił już parę osób. Wiem też, że David ukrywa się w mieszkaniu albo Fify, albo tego drugiego… Piotrka. Dobra dla niego miejscówa, bo to dość mali kurierzy, znają mnóstwo osób, a mało kto wie o nich więcej. Pewnie dlatego zajął się Rafałem, żeby mieć do nich dostęp. Dlatego przydalibyście mi się wy, żeby określić w mieszkaniu, z którego z nich się ukrywa i by dało się tam go dopaść. Myśli że się zabunkrował, więc tam nie będzie się niczego spodziewać. Albo przynajmniej mnie.
Wyciągnął notatnik i znalazł jedną konkretną stronę.
- Jeden z tych adresów - pokazał Joannie o co mu chodziło. Rozpoznała adres, gdzie raz nieudolnie próbowała sama zająć się Davidem. - Który?
Tomek spojrzał na Asię z uwagą. Dziewczyna nie zareagowała w żaden sposób, nie pokazała, ze rozpoznaje adres. Czekała.
- Nadal nie odpowiedział pan na pytanie – docisnął Tomek. - Przyprowadzicie szwadron policji?/
Kamiński westchnął.
- Już wcześniej na nie odpowiedziałem. Ja muszę mu wymierzyć sprawiedliwość. Mam jeszcze jedną zaufaną osobę. Nie mogę ot tak zabić osoby, nawet takiej, a muszę być pewien, że zginie. Żadnego aresztu. Nie tym razem.
Tomek pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Zginie pan. Jeden na jednego z komandosem. To pewna śmierć.
- Tak jak mówiłem, mam jeszcze jedną zaufaną osobę… no i was, prawda?
- Czy my naprawdę wyglądamy jakbyśmy chcieli ryzykować życiem? Przed chwilą mi pan powiedział, że dla grupy uzbrojonych w długą broń psychopatów David Ares Bluecamp będzie dużym problemem, a teraz mówi mi Pan, że w czwórkę damy mu radę. Kto? Ja, diler? Asia, studentka? Pan, gliniarz zarywający noce nad sprawą od niewiadomo kiedy? O ile pana mistyczny pomocnik nie jest supermanem to szczerze wątpię w powodzenie tego planu! - Tomek zaczął gestykulować przy tej wypowiedzi.

Policjant spojrzał w bok wzdychając ciężko i kręcąc głową.
- O ja pierdole kurwa mać… czy ja ci przedstawiłem plan? Bo wydaje mi się, że tylko skład, ale załapałem. Jeśli nie chcesz współpracować to możesz już wyjść i gwarantuję ci, że tu wrócisz, ale do innego pokoju - powiedział nie patrząc na chłopaka. Spojrzał za to na dziewczynę. – Adres. Więcej nie potrzebuję, jeśli nie chcesz ryzykować to nie musisz. Nie mówię, że to co chcę zrobić na pewno się uda, ale mam zamiar spróbować, bo kto przeciw niemu nic nie zrobił, kończył martwy.
Postawiony pod ścianą Tomek usiadł bez słowa z powrotem na plastikowym krzesełka.
- Zaraz, zaraz - Joanna podniosła dłonie w stopującym geście . - Spokojnie. Nie ma powodu się nakręcać, wszyscy jesteśmy zdenerwowani, wrzaski i straszenie nic tu nie pomogą.


Odetchnęła głęboko, ale zamiast powietrza płuca wypełnił jej dym. Zakaszlała, podniosła się i otworzyła okno.
- Dam Panu adres i co potem?
Kamiński patrzył jak Joanna toruje sobie drogę do okna i zwala - odkłada na podłogę - rzeczy z parapetu, ale nie przejął się tym.
- W zależności od tego czy będziesz chciała pomóc, czy nie będę dwie różne wersje… - powiedział wzruszając ramionami. - Chyba rozumiesz, że nie bardzo mam zamiar wam powiedzieć wszystko bez jasnego potwierdzenia chęci współpracy, jako, że macie kontakty z wieloma ludźmi i możecie mnie udupić.
- Pan też chyba rozumie - usiadła na powrót na niewygodnym krześle - że ja nie jestem w niczym umoczona? Jako praworządna obywatelka przyszłam na policję, podzielić się informacjami, które uzyskałam. Pan proponuje mi współudział w czymś, co - jak sadzę - może być niezgodne z prawem. Lub niebezpieczne dla mnie. Należą mi się chyba jakieś wyjaśnienia? Coś, co pomoże mi podjąć decyzję?
- No nie, nie jesteś o nic podejrzana w żadnym wypadku. Nie grozi ci nic ze strony policji, ale wiele ze strony innych. To jak sobie z tym będziesz postępować to twoja sprawa - powiedział kiwając głową. - Każdy krok na ulicy jest dla ciebie niebezpieczeństwem i chyba o tym wiesz. Co ci mogę niby powiedzieć… jestem dobrym strzelcem, jeśli zapędzimy go w kozi róg to z dwóch metrów nie chybię - uśmiechnął się.
- Czy dobrze rozumiem: daje panu adres, pan tam pójdzie i go zastrzeli? I to zakończy całą sprawę?
Wzruszył ramionami.
- Tak to mniej więcej wygląda. Na pewno zakończy to jego życie. Gorzej, że może być go ciężko zastrzelić. Dlatego przydałoby się trochę pomocy w zaskoczeniu go, zastaniu samego i tak dalej… - skończył powoli.
- Wspominał pan, że ktoś z panem współpracuje – dodała.
- Tak, jedna koleżanka z pracy. Inna komenda, nie wiem czy ją spotkaliście… zajmowała się sprawą Starzyńskich, w sensie rodziców Wojtka. Też ma swego rodzaju osobistą sprawę z Davidem… - powiedział drapiąc się po zaniedbanym zaroście.
- I pan z tą koleżanką zastrzelicie Davida?! - Joanna wyglądała na zaszokowaną samym pomysłem. - wyszkolonego żołnierza? Rozumiem, że dysponujecie bronią maszynową?

Tomek zerkał z uwagą na policjanta, w którego zdolności bojowe już kilkukrotnie zwątpił w czasie tej rozmowy. Spodziewał się spektakularnego planu. Bo w końcu przy wzmiance planu Kamiński oburzał się najbardziej. To co policjant przedstawił teraz w żaden sposób nie rozwiewało wątpliwości chłopaka. Jednak już miał dość dyskusji ze zmęczonym gliną. Siedział w milczeniu.
Kamiński westchnął ciężko.
- Żadne z was nigdy nie strzelało do nikogo, prawda? - spojrzał na Tomka. - Po tobie widać, że dostałeś wpierdol, ale w walce normalnej raczej nie często brałeś udział - zrobił przerwę przekręcając się na siedzeniu. - Jeśli uda nam się zaskoczyć go w mieszkaniu… to nie matrix, nie uniknie kul z dwóch pistoletów. Będę jednak potrzebował pomocy, żeby wywabić jego dwóch pseudo ochroniarzy z mieszkania i móc tam spokojnie wejść. Na przykład zaraz za tobą - powiedział do Joanny. - Po tym to powinna być sekunda. Potrzeba więc spotkania sam na sam, ty z nim, albo wy z nim, bo rozumiem, że tak się spotykaliście. Możecie nam znaczenie ułatwić znalezienie się z nim w miejscu dla niego niebezpiecznego, albo mieć wyjebane.
Odchylił się na fotelu śmiejąc się.
- Kurwa czego oczekujecie? Akcji z helikopterami, minigunów wokół bloku? Tam mieszkają też inni ludzi to po pierwsze, ściągnięcie na niego wielkiej siły nie uda się bez alarmowania go i wykorzysta to. Jego wyszkolenie sprowadza się do świetnego działania w sytuacji podbramkowej, zagrażającej jego życiu. My musimy po prostu sprowadzić wszystko do takiego elementu zaskoczenia, że nie będzie miał czasu poczuć się zagrożonym.
- Ok - odpowiedziała Joanna pocierając skroń. Przyjęła wyjaśnienie Kamińskiego - nie dlatego, że uważała je za wyjątkowo pomysłowe, albo skuteczne, ale dlatego, że dawało szanse na zakończenie tego całego.. bagna. Chyba dawało. Inaczej - chciała wierzyć, że daje. - Ok. - powtórzyła, bardziej dla siebie, żeby nie wycofać się i nie zmienić decyzji, niż dla policjanta. - Kiedy?
- Kiedy tylko uda ci się z nim umówić. Lepiej nie dawać mu więcej czasu. Musisz mieć jakiś pretekst do spotkania - powiedział z nadzieją.
- Pokażę mu moją kolekcję znaczków - mruknęła Joanna.
Tomek parsknął śmiechem słysząc słowa dziewczyny. Nie mógł się już opanować.
- Czy to wszystko, panie władzo?
Kamiński wzruszył ramionami.
- Już ci mówiłem, że możesz wyjść kiedy chcesz, nie trzymam was na siłę. To wy mi powiedzcie czy to wszystko...
- Wszystko - odpowiedziała Joanna, wstając. - zaproszę go, lub pozwolę się zaprosić. Podam Panu wtedy adres i godzinę. Zadzwonię. Będzie chciał się ze mną skontaktować, zależało mu, żebym się wypytała, co Pan wie.
Pokiwał głową odchylając się na fotelu.
- Będę czekać.


Wyszli z komendy, Joanna z ulgą wciągnęła powietrze. Spojrzała na Tomka.
- Co tym wszystkim myślisz? I dzwonić do Bluuecampa, czy czekać, aż sam się odezwie?
- Nie mam pojęcia. - chłopak wzruszył ramionami. - Chciałbym zagadać z Hermesem. Ma się do mnie odezwać. Zostawiłem mu kartkę. Muszę wrócić do domu, po gnata. Później włączę telefony. Myślę, że możemy spróbować tego o czym mówi Kamiński, ale jeszcze nie dziś. I koniecznie to ty musisz zadzwonić. Jeżeli to on przejmie inicjatywę, to sam zaproponuje miejsce. Wtedy pułapka będzie trudniejsza do zrealizowania.
- Ok - pokiwała głową. - Mam nadzieję, że uda się to wszystko jakoś... ogarnąć. Nie chciałabym.. no wiesz, zwłaszcza teraz.
Wciągnęła powietrze.
- Zadzwonisz do mnie? Jak coś ustalisz. Nawet jak nie. Żebym się nie martwiła - dodała cicho.
- Zadzwonię, nie martw się. Gdy tylko odezwie się Hermes to zadzwonię. A Ty w żadnym wypadku nie spotykaj się z Bluecampem! - Tomek po tych słowach objął ją i ucałował delikatnie w policzek. Najwyraźniej większe pieszczoty jak pocałunek w usta na środku warszawskiej ulicy go krępowały.
Wtuliła się w niego.
- Będziesz uważał, tak? – dopytała.
Uśmiechnął się i podał jej adres rodzeństwa hakerów.
- Szukają nowych kurierów. Z nowymi listami nazwisk. Możesz spróbować zagrać w ich grę, ale proszę nie zrób niczego głupiego beze mnie. Oficjalnie nie wiem, że nazywają się Morozow. On ma na imię Gabriel. Ona nie wiem.
- Dziś pewnie nie – pokręciła głową. – Do 17.30 - 18 będę miała wyłączoną komórkę, nie dzwoń. Idę do tej terapeutki, też nie chcę, żeby David mnie zaskoczył.

Pokiwał głową. Potem patrzyła, jak odchodzi. Czuła palący ucisk w żołądku, który promieniował do klatki piersiowej – nie wiedziała, czy to pizza, czy dym, czy obawa, że już nigdy nie zobaczy Tomka.


OIK godz. 15

Podjechała do Ośrodka, opowiedziała terapeutce o ostatnich wydarzeniach. Płakała, ból w klatce się nasilał. Zrobili jej na miejscu EKG, ale nie wykazało nic niepokojącego.
- To stres, pani Joanno – powiedziała kobieta, patrząc na nią z niepokojem. – Powinna pani wyjechać, odpocząć… Wypisać pani zwolnienie? Mogę zaproponować bardzo dobre miejsce, niezbyt daleko Warszawy.
Pokręciła głową, powoli.
- Teraz nie mogę – wykrztusiła.
Kobieta znów spojrzała na nią uważnie.
- Przepiszę pani coś na łaknienie. I coś antydepresyjnego. To leki nowej generacji, nie uzależniają, nie otumaniają.
Joanna pokiwała głową.
- I proszę więcej pić, jest pani odwodniona. Soki, najlepiej warzywne. Nic gazowanego, żadnego alkoholu.

Rozmawiały jeszcze jakiś czas. Kiedy dziewczyna wychodziła, miała wrażenie, że uścisk w żołądku zelżał. Planowała wejść do apteki, a potem do spożywczaka koło domu rodziców. Kupi sok. Zadzwoni do Davida. Pożegna z Tymonem i przestanie czuć jak ostatnia w łóżku Tomka. Będzie dobrze.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 24-11-2015, 12:21   #74
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Warszawa


Tej nocy niebo wyglądało jakoś tak dziwnie dla Piotrka. No po prostu coś w nim było nie tak. Młody diler, syn poważanego gangstera potrząsnął głową i uniósł ją raz jeszcze.
Dalej zielone.
Coś tu było nie tak...
Może i zielone, ale w końcu... czyste. Niebo nad tym miastem zawsze było takie. Nawet w te upalne, bezchmurne dni, które ostatnio tak często się zdarzały, nie było widać błękitu, bo gdzieś w kąciku oczu był obłoczek dymu czy smogu. Nie chodziło jednak tylko o ten samochodowy brud, tylko o wszechobecną duchotę... TEGO brudu. Tego który bił od wszystkich ludzi dookoła, uczciwych czy nie. Tych złych, czy jeszcze od zła stroniących.
Piotrek napawał się tym widokiem, oddychając głęboko i napawając się słodkim, acz czystym zapachem.
Strasznie nie chciał powrotu do rzeczywistości, ale żaden z plastrów nie chciał się już lepić. Potrzebował nowego by naprawdę odlecieć, nieźle się uodparniał. Zastanawiał się kiedy przyjdą efekty uboczne. Chociaż o paru może wiedział, jak to, że całkowicie nie pamiętał kilku ostatnich godzin przed wzięciem. No i oczywiście bardzo, bardzo duża potrzeba kolejnej dawki.
Kogo zresztą oszukiwał? Sam sprzedawał narkotyki. To już nie była zwykła potrzeba. Jeśli prędko ktoś mu nie doręczy, umrze, to na pewno.
To nie była potrzeba.
Ten mały żółty, okrągły skurwiel z lekką wonią świeżego mleka, był teraz całym jego życiem. Funkcjonował całymi dniami, żyjąc w normalnym świecie. To co dla niego robiły plastry nie było jakiś przykrywaniem rzeczywistości marną iluzją, jak to mogły robić inne "twarde narkotyki". One ujawniały dla niego czym jest naprawdę świat. Jaki jest piękny, jak swobodnie można się po nim poruszać.
Najlepsze było to, że pod ich wpływem nie widział żadnych innych ludzi, oprócz tych, na których naprawdę się skupiał. Jeśli ktoś go potrącił, to nie zauważał go dopóki się nie obracał i nie patrzył w stronę przechodnia. Raz gdy efekty ustępował patrzył w lustro i widział jak niewiarygodnie czarne są jego oczy. Zastanawiał się, czy jeśli jest to tak eksperymentalna rzecz to czy na wszystkich działa tak samo. Chciał poznać kogoś z kim mógłby odkrywać świat na nowo.
Dlatego odwiedził przytułek należący do jego ojca. Miejsce gdzie stracił dziewictwo i za darmo przeżył wiele chwil, za które chłopcy w jego wieku oddaliby życie własnej matki. Kwestia wieku...

Tak jest... to było to. Poczuł jak ślina mu cieknie, ale nie miała już neutralnego smaku. Była słodka i czuł w niej smak zbliżającej się kobiety. Młoda blondynka, niewiele starsza od niego, ubrana w lekką koszulę nocną, stringi i futrzany szal. Podeszła i chwyciła go za kołnierze koszuli opuszkami palców.
- Mogę być ja, panie Nowotczyński? - spytała delikatnie, dobrze grając swoją rolę. Znali go tu już, był jednym z niewielu klientów, dla których trzeba było się starać. Ci związani z szefem i ci stali, którzy nieźle płacili i w sumie dało się już z nimi chociaż pogadać i nie byli zbyt ostrzy. Bogaci ludzie tu nie wpadali, w pewnym momencie, gdy jesteś naprawdę bogaty, nie płacisz za cipkę. Tak mu mówił ojciec i to był Piotrka życiowy cel. Jasne, teraz też nie płacił, ale to kwestia urodzenia, a nie osiągnięć.
- Możesz mała... Kasia tak? - spytał cichym głosem, czując jak bolesna, dwugodzinna erekcja w jego spodniach, staje się coraz większym problemem.
- Joasia... to nieważne... - powiedziała ciągnąc go za sobą na górę. Siedząca na krześle przy ścianie ruda dziewczyna w wieku blondynki, puściła jej skwaszoną minę, którą prostytutka odwzajemniła. Chciała mieć to szybko z głowy.
- Chcesz coś konkretnego mały? - spytała zamykając za sobą drzwi do małego pokoju, z dużym łóżkiem.
- Wszystko - powiedział patrząc na niebo przez sufit.
Biedak kończąc swoje życie przed orgazmem zakończył też życie dla Joasi, której szef roztrzaskał łeb o poręcz łóżka, na którym ujeżdżała jego synka.

Tomek


Głowa od tego wszystkiego bolało. Tyle ludzi zmarło, życie tylu innych wisiało na szali. W tym - co najważniejsze - jego.
No cóż...
Chociaż zawsze w jego życiu najważniejszy był on, jego kariera od zera do bogacza i po trupach do celu, to teraz pojawiło się na horyzoncie nowe słońce życie. Nie żeby zaraz mówić o miłości, ale jeszcze nie miał relacji z kobietą opartej na tak mocnych, wspólnych przeżyciach, gdzie nawzajem polegają na sobie i ufają sobie do tego stopnia, że zależy od nich ich życie. Jasne, że mogli się nawzajem wpakować w okropne gówno, ale póki co jemu nie przeszło to przez myśl i miał dziwną pewność, że jej też nie. Może i niesłusznie, ale...
Póki co stąpali po cienkim lodzie. A może raczej dopiero na niego wchodzili. W sumie póki co stali stosunkowo z boku, ale tu Kamiński miał rację. Linia frontu może się szybko przesunąć, a trup może zaścielić się gęściej, jeśli nie będą się bronić. Szczególnie, że tak ciężko jest ustalić kto gdzie i z kim...
Miał jeszcze chwilę na zastanowienie. A jakoś łatwiej myślało mu się z pistoletem w dłoni więc chciał się po niego wrócić do domu. Czekał też dalej na znak od Hermesa, liczył, że ten odezwie się trochę szybciej, jak przystało na posłańca bogów. No, ale z drugiej strony, gość raczej musiał być ostrożny.

Otworzył drzwi, w końcu czując jak napływa do niego tylko zmęczenie psychiczne, fizycznie czuł się całkiem nieźle, w czym obcowanie ze śliczną dziewczyną z pewnością pomagało.
- Fajny pistolet - usłyszał wchodząc do salony.


- Ale na litość, nie wypadałoby zmienić zamków po poprzednim właścicielu? Serio... szczególnie w tym zawodzie - Hermes leżał w połowie a w połowie siedział na kanapie, obracając w dłoniach broń Tomka.
Wstał nie wypuszczając pistoletu z broni. Uwadze chłopaka nie umknęło, że telewizor ma rozwalony ekran. Szkoda bo był to naprawdę fajny telewizor.
- W wiadomościach kłamią, a reszta pierze ci mózg - powiedział skinając głową na swoje małe dzieło zniszczenia. No może nie tak małe bo czterdzieści dwa cale.

Joanna

Jakoś więcej ptaków się pojawiło na mieście. Rzadko ich dźwięki się przebijały przez hałas miasta, ale jak już, to były to kruki. Ze wszystkich pięknych, delikatnych ptaków, musiała zauważać tylko te będące mrocznymi posłańcami, jebanymi padlinożercami...
Trzeba było im jednak przyznać, że miały w tym mieście na czym żerować, szczególnie teraz.


Bardzo mocno chciała się wyrwać z komisariatu. Było to dość specyficzne miejsce. Mogło napawać potężną niepewnością, odebrać człowiekowi wszystkie niecne plany z jakimi tam przyszedł, tylko dlatego, że są tam ludzie, którzy naprawdę mogą zrujnować ci życie bez zabijania nikogo z bliskich. Więzienie dla niej było niemożliwą wizją. Była zwykłą, młodą kobietą. Wpakowała się w morderców, narkomanów i cholera wie co jeszcze i to bez swojej woli. Jednak więzienie było jakoś najbliższe, najbardziej oczywiste. Oczywiście najpierw musiałaby zrobić coś złego. W teorii.
Poza tym biuro Kamińskiego było okropne. Niby duży pokój, ale skurczony od bałaganu i wszechobecnego, ciężkiego dymu papierosowego. Detektyw naoglądał się za dużo filmów noir.


Z ulgą weszła do domu, ogarnęła się i gdy nastał wieczór sięgnęła po telefon. Nieodebrane połączenie? Musiała przegapić robiąc sobie kolację. Nieznany, ale tym razem niezastrzeżony.
Oddzwoniła.
- W końcu - mruknął David. - Kazałaś sobie czekać.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 10-12-2015, 23:48   #75
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- W końcu - mruknął David. - Kazałaś sobie czekać.
- Na siebie czekać - poprawiła go, odruchowo. - Byłam na komendzie. To była dziwna rozmowa. Podjechać do ciebie, czy ty wolisz tutaj?
- Bądź w przeciągu godziny - odpowiedział po krótkiej chwili zastanowienia.
- Nie zdążę – odpowiedziała natychmiast. - Najwcześniej o 21
- Czyli trzy godziny, huh? - mruknął. - Może być no...chociaż pamiętaj, że zależy nam na czasie. Bierzesz ze sobą chłoptasia?
Nie zapytała, skąd wie o Tomku. Przełknęła ślinę, zaczęła się denerwować. David wiedział za dużo…
- Jeśli będzie chciał… - odpowiedziała wymijająco. - Byliśmy razem na komendzie.
- Domyśliłem się… w takim razie będę czekał. Jeden z chłopaków was wpuści.

To znów krzyżowało plany Kamińskiego. Miał być sam David.. Musiała szybko myśleć.
- Nieswojo się czuję w towarzystwie twoich.. chłopaków – powiedziała po krótkiej chwili.
- Co? - mruknął nie rozumiejąc. - Nawet nie będzie ich przy rozmowie. Jeden otworzy ci drzwi do mieszkania, drugi kręci się na klatce schodowej i tyle. Będziesz musiała na nich dwa razy spojrzeć, wchodząc i wychodząc, w czym problem? - spytał wzdychając.
- Kurcze David! - wybuchła. - Oni mi się gapią tyłek, sam gadałeś, że jak się wkurzysz to mnie im zostawisz, wokół ciągle.. ludzie giną i być może jestem trochę nerwowa, mam prawo nie?
Mężczyzna zamilkł na krótką chwilę, po której zachichotał cicho.
- Dobra, dobra, znajdę im coś do roboty na godzinkę. Masz trochę racji. Jeśli będziesz się z tym lepiej czuć to niech tak będzie. Jako gest dobrej woli czy coś.
Gest dobrej woli. Popieprzony skurwiel!
- Doceniam i na razie – odpowiedziała.
- Mhm - usłyszała jeszcze na do widzenia.


Odetchnęła głęboko i wybrała numer Wymietego. Planowała najpierw dzwonić do Tomka, ale uznała, że jeśli Kamiński nie będzie mógł to i tak tam nie pójdą.
Śledczy odebrał gdzieś z samochodu.
- Tak, słucham?
- Joanna Drawska - nie bawiąc się w uprzejmości powiedziała wprost :- Chce mnie widzieć dziś o 21. Jego kumpli ma nie być.

Po drugiej stronie linii detektyw pokiwał głową zaciągając się papierosem. Odpowiedział wydychając dym do słuchawki.
- Napisz mi adres, spotkamy się w pobliżu dziesięć minut przed.
- Spotkajmy się w McDonald's na Wałbrzyskiej. Za 15 dziewiąta. - dziewczyna chciała zachować choć minimum poczucia kontroli nad sytuacją. Poczucia. To było to słowo. Chciała wierzyć, że ma na cokolwiek wpływ.
- Dobrze… - powiedział gotów się rozłączyć. - Aha… Joanno… - zrobił dłuższą przerwę wzdychając ciężko.
- Dziękuję ci. Wiem, że dużo ryzykujesz, że to niełatwe i przykro mi, że nic więcej nie mogę zrobić niż podziękować. Nie teraz przynajmniej…
Nic nie odpowiedziała. Co miała powiedzieć? Że jej też jest przykro? Że to wszystko jest do dupy? Że się boi?
- Do zobaczenia - mruknęła więc tylko.

Wzrok jej padł na nietknięte tosty, które przygotowała sobie na kolację. Były już zimne. Zgarnęła je z talerzyka i wrzuciła do kosza. Na blacie stało też kilka soczków w małych kartonikach, ze słomką. Brzoskwinia - marakuja. Na pewno będzie świetny, przekonała samą siebie i pociągnęła łyk. Dobrze, że stała obok zlewu, organizm zdecydowanie odmówił współpracy. Miała szczerą nadzieję, że powodem gwałtownej reakcji był smak napoju.
Posłała sok do towarzystwa tostom, resztę kartoników zagarnęła do plecaka.

Usiadła na fotelu podwijając pod siebie nogi i wybrała numer Tomka.
- Cześć Sandra – usłyszała po chwili zawadiacki głos.

Zdziwiła się. Nabijał się z niej? Po.. tym wszystkim i w tych okolicznościach? Spięła się i nie odzywała przez chwilę. W telefonie był dziwny pogłos.. Rozpoznała go, tak się jej wydawało.
- Cześć - powiedziała w końcu. - Dałeś na głośnomówiący?
- Tak, sprzątam po naszej wczorajszej pizzy i potrzebuję obu wolnych rąk. Nie wiem czy mi salami nie zaszkodziło.
Joanna poczuła, jak poci się jej dłoń - komórka prawie wyślizgnęła się z ręki. Zacisnęła mocniej palce. Nie było możliwości, żeby Tomek pomylił szpinak z salami. Ktoś słuchał... David? Nie, raczej Hermes, z nim chłopak miał się spotkać. Postanowiła robić dobrą minę do złej gry. Nic nie wiem, nic nie rozumie, jest prostą panienką z prostymi potrzebami.
- Oj - westchnęła z współczuciem i odrobiną zawodu - To z naszego kina nici?
- Nie wiem. W sumie nie jest aż tak źle. Chyba – chwila przerwy. Ne słyszała zdanej krzątaniny, w tle panowała cisza. Wydawało się, ze Tomek stoi bez ruchu. - A jak u Ciebie? – dopytał w końcu.
- Przejadłam się u Ciebie i teraz nie mogę nic przełknąć - poskarżyła się. - Jak nie kino, to może spacer? Kurcze, głupio się czuję, zwykle nie narzucam się facetom.
Usłyszała jakiś szelest, a potem znowu głos Tomka.
- Z chęcią pójdę na spacer. A co z Aresem? Dzwonił?
- Kto ? - zadbała, żeby w jej głosie dało się wyraźnie słyszeć zdziwienie.- Bóg miłości to Amor - zachichotała.
- Eros – Tomek odruchowo poprawił dziewczynę.
„Eros różanopalca z dumną twarzą robotnicy” pojawiło się Joannie w głowie. Nie wiedziała skąd, ale coś nie pasowało. Eos. Nie pamiętała, kim była Eos. . - Pytałem o Davida Bluecampa. – usłyszała znów Tomka - Jak rozumiem nadal się do Ciebie nie odezwał, tak?
Wydawało się jej, że chce potwierdzania. Więc potwierdziła.
- Po co niby miałby do mnie odzywać? Miałam nadzieję, że Ty zadzwonisz, ale chyba Ci już na mnie nie zależy... Tylko o jakimś Dawidzie gadasz - w głosie dziewczyny przebił foch. - Już mnie nie kochasz, tak? Chyba zasługuję żeby w oczy usłyszeć, że ze mną zrywasz?!
Znów chwila ciszy.
- Masz rację, to nie jest rozmowa na telefon – połączenie zostało przerwane.

Joanna siedziała bez ruchu. Coś się działo, była tego pewna. Powinna pojechać do mieszkania Tomka? Sprawdzić? Czy jego „to nie jest rozmowa na telefon” było prośbą o przyjechanie, czy ostrzeżeniem, żeby trzymała się z daleka? Nie wiedziała. Nie wiedziała, co powinna zrobić.
- Poradzi sobie – powiedziała głośno, żeby dodać sobie otuchy. – Na pewno poradzi.

W ciągu ostatnich kilkunastu godzin chłopak stał się jej dziwnie bliski. Nie powinna czuć, tego co czuła, nie w tej sytuacji.. ale było to silniejsze od niej. Serce i rozum. Była taka reklama. Pamiętała, chyba telefonów? Była zima, byli u jakiś znajomych ojca na obiedzie. Dzieci znajomego oglądały bajki, Joanna się nudziła. Nagle dzieci ożywiły się, bajki się skończyły a zaczęły reklamy. Serce i rozum.
- Asia, a ty się kierujesz sercem czy rozumiem? – zapytał chłopiec, może ośmioletni. Chwile zajęło jej zorientowanie się, ze mówi do swojej młodszej siostry, nie do niej.
- Teraz rozumem, sercem dopiero wtedy, jak się ożenię… - odpowiedziała dziewczynka.
Czym teraz powinna kierować się Joanna?

- Poradzi sobie – powtórzyła znów. – Ma w końcu broń..
Właśnie! Wygrzebała prezent od brata z szafki obok łózka. Włączyła komputer, przejrzała zdjęcia. Rewolwer sześciostrzałowy, teraz była już pewna. Obejrzała sobie na You Tube filmik, raz, drugi, kolejny, wzięła broń do ręki, zaczęła naśladować ruchy mężczyzny. Bęben wyskoczył. W środku były naboje.


Wsunęła bęben z powrotem. Ujęła broń w obie ręce, wycelowała w ścianę. Wstrzymała oddech. Była gotowa.

Schowała broń do plecaka. Podjęła decyzję – zrobi wszystko, żeby ten koszmar się skończył. Będzie się trzymać planu. Poczeka na telefon Tomka, jeśli nie zadzwoni do 20 – spróbuje sama. Potem pojedzie na spotkanie z Kamińskim. Z Tomkiem, lub bez niego. Była już spokojna. Miała plan.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 12-12-2015, 17:49   #76
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Tomka. Około 17:00

Cóż, takiego powitania w domu Tomek się nie spodziewał. Zaćpany członek kultu z jego bronią. Na jego kanapie. ZAĆPANY. Podstawowa zasada postępowania z zaćpanymi ludźmi, to ich nie denerwować.
- Cześć - zaczął jakby delikatnie dając do zrozumienia, że wypada się przywitać, po czym wzruszył ramionami.
- Lamer, Frajer i Haker zabezpieczają komputer. Lamer wpisuje hasło “Zosia”, bo skąd inni mają wiedzieć, że tak ma na imię jego dziewczyna. Frajer wpisuje !79#AoC i zmienia je dwa razy w tygodniu. Haker wpisuje “Zosia”, bo wie że inni hakerzy i tak je złamią. Ile czasu więcej poświeciłbyś na wejście? Minutę? Dwie? No powiedzmy, że zainwestowałbym w dobry zamek. Dziesięć? Sąsziedzi widząc podejrzanego typa grzebiącego przy drzwiach nigdzie nie zadzwonią. Warszawska znieczulica. Dlatego moi pracodawcy wybrali to mieszkanie.
Tomek ruszył się powoli w stronę kuchni.
- Napijesz się czegoś? Mam pepsi, wodę mineralną, burbon, rum i chyba gdzieś jakieś piwo się zapodziało.
- Usiądź - powiedział miękko Hermes, ale z takim wzrokiem, że Tomek mógł się poczuć jak zbity pies, na którego pan warczy “siad”.Pistoletem wskazał fotel naprzeciwko.
- Chciałeś się ze mną widzieć - przekręcił głowę, patrząc na niego pytająco, z lekkim uśmiechem.
Tomek zatrzymał się w pól kroku. Odwrócił się i usiadł na wskazany fotel.
- Tak, przecież nie chciałbym spotkania bez powodu. - Położył kostkę na kolanie drugiej nogi i odchylił się wygodnie. Zaczął niby od niechcenia ruszać podniesioną stopą. Całe jego ciało było napięte. Zimny pot pojawił się na plecach. Jednak za wszelką cenę chciał wyglądać na wyluzowanego. Na kogoś, kto nie przejmuje się bronią w rękach zaćpanego psychopaty.
- Vlad niedługo nie będzie dla was problemem. Zaczął ściągać broń, żeby was wykończyć, więc psy zaczęły węszyć. Organizacja się sypie, wkrótce za Vlada wskoczy ktoś inny. Ale nie po to chciałem się skontaktować. Mam informacje o miejscu przebywania Aresa - Tomek bardzo uważnie przyjrzał się reakcji Hermesa na dźwięki imienia jego “brata”.
Hermes pokiwał głową powoli.
- Jasne… - Hermes mruknął powoli, przeciągając kark, aż coś mu nie strzeliło w środku. - O. Tego potrzebowałem - dodał masując szyję.
- Widzimy, że się sypią, dziękuję bardzo za te spostrzeżenie. Tę drugą informację, którą tak sobie cenisz, też posiadamy. Generalnie więc możemy przejść do innych spraw - chrząknął przekręcając się na kanapie. Usiadł prosto, maksymalnie prostując plecy.
- Muszę przyznać, że niespecjalnie rozumiem twoją decyzję. Wydawało mi się, że mieliśmy już wystarczająco dużo kurierów, o czym wiedziałeś, którzy po podjęciu decyzji o zakończeniu z nami współpracy kończyli jak kończyli - chrząknął na chwilę spoglądając w bok, szybko jednak wrócił ze swoim nadzwyczaj spokojnym wzrokiem na Tomka. Przypomniało mu się ich pierwsze, pełne niepokoju spotkanie nad Wisłą. W sumie wcale nie wyglądał na zaćpanego. Może to paranoja i strach kazały mu tak myśleć. - Dlatego też, nie rozumiem czemu odrzuciłeś propozycję kolejnej dostawy i chcesz nam wysłać kolejną osobę? Nie dość, że prosisz się o śmierć, to narażasz na niebezpieczeństwo kogoś innego? - spytał patrząc na pistolet, który chwycił w obie ręce przy ostatnich słowach.

Tętno Tomka zaczeło przyspieszać. Robił jednak wszystko, żeby nie było po nim widać zdenerwowania. Chłopak zastukał palcami w fotel na którym siedział. Dając czas do namysłu sobie i Hermesowi.
-Jak to nie rozumiesz mojej decyzji? Jestem prostym człowiekiem i zachowuję się dokładnie tak jak zachowałby się prosty człowiek. Żeby przybliżyć ci moje postrzeganie sytuacji posłużę się porównaniem - chłopak najwyraźniej upodobał sobie tę formę.
- Na początek dostałem dobrą pracę, gdzie cały dzień miałem kserować dokumenty. Później do mnie przyszedłeś i powiedziałeś: “Tomek zostaniesz dyrektorem, tylko mi pomóż”. No i pomagam. Z tego co słyszę, to niepotrzebnie. I co w tym dziwnego, że ktoś ocierający się o posadę dyrektora, który nadal może nim zostać, nie chce już kserować dokumentów? Przecież to normalna kolej rzeczy. Każdy postawiony w takiej sytuacji zachowałby się identycznie.
Chłopak chwilę się zastanowił i dodał:
- Sorry, nie każdy. Ktoś kto uważałby, że na dyrektora się nie nadaje postąpiłby według waszych oczekiwań. A dziewczyna? Cóż, człowiek łatwo przyzwyczaja się do dobrego. Jak już się poczuje dyrektorem, to szybko zatrudni kogoś, kto będzie kserować dokumenty. Za dobrą pensję. Ktoś taki okaże dyrektorowi, który ją polecił stosowną wdzięczność. Jeśli wiesz o co mi chodzi. - Na twarz Tomka wypełzł uśmiech, który miał w sobie coś perwersyjnego.
Gdy uznał, że odpowiedział już na zadane pytania postanowił samemu zadać kilka:
- Po co była ta cała zabawa? Rodzeństwo może namierzyć telefon Davida bez problemu. Po co chcieliście żebym brał w tym udział? Dlaczego zadaliście sobie tyle trudu, żebym to był akurat ja? Dotarliście do mnie przez kumpla z podstawówki. Wiecie gdzie jest mój stary. Po co to wszystko? Przecież nie każdego tak sprawdzacie.
Hermes dalej oglądał pistolet. W końcu chwycił go w jedną rękę i przycisnął do kanapy spoglądając na Tomka.
- Nie każdy zachowałby się identycznie. Ktoś z pokorą, ktoś cierpliwy i silny, by wytrzymał taką małą, krótką próbę. Myliłem się co do ciebie i przykro mi z tego powodu, myślałem, że będziemy mogli więcej razem zdziałać… - powiedział, a na jego twarzy malowało się coś co chyba można było nazwać rzeczywistym smutkiem.
- To nie jest zabawa Tomaszu. Nie byłeś moją, naszą jedyną opcją, byłeś jednym z wielu, ale padło akurat na ciebie. Pomagasz, czy też możesz pomóc upiec wiele pieczeni na jednym ogniu. Teraz ty wiesz gdzie jest Ares. Pan Kamiński wie gdzie jest Ares. Jego koleżanka wie. Macie się spotkać jak się domyślam i podczas tego spotkania dojdzie do śmierci. Chciałbym by do śmierci jak największej ilości osób i szczerze nie życzę sobie, byś był jedną z nich…
- Kim jest pan Kamiński? Albo jego koleżanka? - zagrał. Nie chciał dać się podpuścić tak łatwo, jak sam podpuścił Śliwę.
- I co ważniejsze, czego życzysz sobie dla mnie? - Tomkowi wyraźnie zasychało w ustach. Żałował, że nie mają niczego do picia.
- Dla ciebie ot policjantem, który chce troszkę nagiąć prawo dla sprawiedliwości… dla nas okropnym wrzodem na dupie i potencjalnie ogromnym niebezpieczeństwem. Jego koleżanka tym bardziej w sumie - powiedział przyglądając się idealnie obciętym i wyczyszczonym paznokciem wolnej dłoni.
- Rozumiem, że ty i twoja koleżanka z tamtej nocy planujecie małe spotkanie z Aresem i Kamińskim jednocześnie. Gdzie do tego dojdzie wiem, musisz mi powiedzieć kiedy bo nie możemy was obserwować cały czas, szczególnie jeśli będziecie mieli ze sobą Kamińskiego.
- Miło słyszeć, że się o mnie martwicie. - Tomek zastukał palcami o fotel. - Będę potrzebował numeru telefonu do kogoś z was. Chyba, że przed spotkaniem mam się urwać i zostawić kartkę?
- Nie trzeba… poczekamy aż do ciebie zadzwonią - powiedział przymykając na chwilę oczy.
Kolejne pół godziny było najbardziej niezręcznym okresem w życiu Tomka. Hermes siedział i wpatrywał się cicho w chłopaka, nie odpowiadając na żadne jego słowa.
W końcu uratował go, w pewnym sensie, telefon. Joanna…
- Odbierz, ustaw na głośnik.
Tomek spojrzał na telefon. Zgodnie z poleceniami Hermesa odebrał. Położył go na szklanej ławie. Wcisnął przycisk przełączający na głośnik i rzucił zawadiacko:
- Cześć Sandra.
Musiał ją jakość ostrzec. Musiał dać jej do zrozumienia, że są na podsłuchu.
- Cześć - powiedziała w końcu. - Dałeś na głośnomówiący?
Hermes pokiwał głową i podniósł pistolet, kładąc go sobie na nodze, z lufą patrzącą na Tomka. Chłopak musiał jakość wybrnąć z sytuacji, tak, żeby Joanna wiedziała, że coś jest nie tak.
- Tak, sprzątam po naszej wczorajszej pizzy i potrzebuję obu wolnych rąk. Nie wiem czy mi salami nie zaszkodziło.
- Oj - westchnęła z współczuciem i odrobiną zawodu - To z naszego kina nici?
Wiedziała. Przez chwilę poczuł ukłucie dumy, gdy udało mu się odzyskać kontrole nad sytuacją.
- Nie wiem. W sumie nie jest aż tak źle. Chyba - spojrzał na Hermesa z pytającą miną. - A jak u Ciebie?
- Przejadłam się u Ciebie i teraz nie mogę nic przełknąć - poskarżyła się. - Jak nie kino, to może spacer? Kurcze, głupio się czuję, zwykle nie narzucam się facetom.
Hermes wstał zaciskając mocno usta. Przekrzywił głowę, przypominając Tomkowi po co dzwoni.
- Z chęcią pójdę na spacer. A co z Aresem? Dzwonił?
- Kto ? - w głosie dziewczyny dało się wyraźnie słyszeć zdziwienie.- Bóg miłości to Amor - zachichotała.
Tomek spojrzał na Hermesa i wzruszył ramionami.
- Eros - odruchowo poprawił dziewczynę. - Pytałem o Davida Bluecampa. Jak rozumiem nadal się do Ciebie nie odezwał, tak?
Pytanie sugerujące odpowiedź. Wiedział, że dziewczyna zrozumie. Może nie była w tym całym biznesie tak długo jak on, ale była nad wyraz inteligentna.
- Po co niby miałby do mnie odzywać? Miałam nadzieję, że Ty zadzwonisz, ale chyba Ci już na mnie nie zależy... Tylko o jakimś Dawidzie gadasz - w głosie dziewczyny przebił foch. - Już mnie nie kochasz, tak? Chyba zasługuję żeby w oczy usłyszeć, że ze mną zrywasz?!
Hermes skrzywił się zmieszany, patrząc niepewnie na komórkę.
Diler rozłożył ręce w geście bezradności.
- Masz rację, to nie jest rozmowa na telefon - chłopak przesunął dłonią nad wyświetlaczem zawieszając kciuk nad czerwoną słuchawką w dolnej części ekranu. Uniósł brwi i zerkał na Hermesa. Mężczyzna spojrzał na Tomka martwym wzrokiem, dając mu znać, że jeśli nie dostanie tego czego chce, weźmie coś w zamian.
Tomek się rozłączył.
- Nie mieszaj jej w to. Dowiem się gdzie i kiedy będzie David. Dam ci tę informację. Ale nie kiedy celujesz do mnie z mojego własnego pistoletu. Daj mi jakikolwiek kontakt do was, to dam wam informacje.
Chłopak wstał z fotela. Był praktycznie tego samego wzrostu co Hermes.
- No to jak będzie? Jeszcze chcecie wspólpracować, czy dołączę do tych wszystkich niewinnych ludzi, których twoi koledzy rozstrzelali w Markach?
Hermes stał w ciszy dłuższą chwilę wpatrując się ślepo w Tomka.
W końcu wciągnął nagle powietrze i raczył się odezwać.
- To już zależy od ciebie - powiedział podnosząc pistolet i strzelając. Tomek zwalił się na ziemię, odruchowo łapiąc się za brzuch, gdzie powstała nowa dziura. W szoku zdążył tylko jak przez mgłę zobaczyć jak Hermes zabiera jego komórkę, chwilkę coś w niej sprawdza i wychodzi.

Fala bólu która zalewała jego mózg była ogromna. Obraz dookoła pociemniał. Kilka chwil trwało zanim zaczął jasno myśleć. Samo trafienie nie bolało aż tak bardzo jak myślał. Za to później ból był ogromny. Potęgowany z każdym ruchem. Ciepła i gęsta krew zalewała ubranie. Musiał sobie pomóc. Zdjął marynarkę, a później rozdarł koszulę. Tomek owinął nią swoją ranę. Nie miał nic skuteczniejszego. W końcu spróbował wstać. Poczuł jak słabnie podnosząc się. Wyjął z kieszeni drugi telefon. Musiał zadzwonić po karetkę. Tyle, że lekarze zgłaszali każdą ranę postrzałową na policję. On będzie sobie leżał w szpitalu, a koledzy Kamińskiego przetrzepią mu mieszkanie. Znajdą działki zostawione w sypialni. Mieszkanie było już spalone, ale może uda się jeszcze jakąś zgrabną bajeczką zasłonić przed więzieniem. Usiadł w fotelu. Każdy ruch sprawiał mu ból. W końcu zagryzł zęby i opierając się o kolejne ściany poszedł do sypialni. Sprawdził skrytkę z pieniędzmi i narkotykami. Wszystko łącznie z pieniędzmi i swoim zeszytem załadował do kieszeni. Zabrał worki strunowe z narkotykami do łazienki. Krwawy ślad na białych płytkach przywodził na myśl jakieś thrillery.


Towar powędrował prosto do muszli klozetowej. Plusk wody. Smuga krwi na muszli klozetowej.

- Kurwa, umieram - powiedział głośno, żeby zagłuszyć jakoś ciągły szum, który słyszał w swojej głowie.
Po chwili został w łazience klęcząc z pustymi workami strunowymi w dłoniach. Z szafki pod umywalką wyjął jeszcze Domestosa, którego prawie całe opakowanie opróżnił polewając muszlę.
Ponownie spłukał.
- Miejmy nadzieje, że podchloryn sodu załatwi sprawę - uspokajał się mówiąc do siebie.
Została kuchnia. Ruszył równie chwiejnym krokiem co wcześniej do kuchni. Do wielkiego garnka wrzucił wagę, łyżeczki i szalki, których używał wczoraj przy dzieleniu towaru. Wszystko zalał wodą i wstawił na kuchenkę. Wygotuje odciski palców.
W głowie chłopaka się zakręciło i osunął się na podłogę. Znów na chwilę go zmroczyło.
- Nie zdychaj, jeszcze nie - już w zasadzie szeptał podtrzymując się na duchu. W końcu wstał podciągając się na kuchence gazowej. Prawie zwymiotował z bólu, gdy mięśnie brzucha się napinały.
Odpalił gaz, żeby woda zaczęła się gotować. Otworzył też szafkę pod zlewem. Płyny do podłóg, płyny do szyb, jakiś odrdzewiacz. W końcu znalazł to czego szukał. Kret. Dosypał zawartość opakowania do swojego wywaru z wagi kuchennej.
- Stary dobry wodorotlenek sodu załatwi sprawę.
W pomieszczeniu niemal natychmias zaczął się roznosić drażniący zapach. Na drugim palniku położył worki strunowe i również odpalił. Zostały jeszcze tylko dwie rzeczy do posprzątania. Dwie ostateczne rzeczy….
Na gotówce były jego odciski palców. Nie pasowało to do bajki, którą ułożył sobie w głowie. Pięćset złotych wcisnął do portfela, a reszta powędrowała na palnik do zwijających się i czerniejących worków strunowych. W płomieniach podpalił również swój zeszyt z notatkami. Tomek z trudem uruchomił okap. Opary wodorotlenku były już nie do wytrzymania. W końcu wyszedł z kuchni zamykając za sobą drzwi. Z kieszeni spodni wyjął swój drugi telefon.
- Kurwa, czemu akurat ten… - Nie miał w nim numeru do Asi. Nie miał jak jej ostrzec. Telefon z jej numerem miał Hermes. Wykręcił numer alarmowy 112 i czekał na zgłoszenie operatora.
- Jestem ranny, mam dziurę w brzuchu…. przyślijcie karetkę - ostatkiem sił podał adres i zakończył wypowiedź siarczystym “kurwa”. Mimo prośby operatora o pozostanie na linii rozłączył się.
7 minut do wyjazdu karetki. 10 minut przejazdu przez miasto. Miał jakieś siedemnaście minut dla siebie. Najchętniej by się zdrzemnął. I gdyby nie oglądał tych wszystkich filmów sensacyjnych na których postrzeleni ludzie zasypiają i umierają, to zrobiłby to bez zastanowienia. Tym razem jednak chcąc przeżyć musiał myśleć. Musiał zostać przytomny!
Ostatni dowód. Telefon. Wszystkie numery do jego dilerów. Numery do Śliwy. W tym telefonie było wszystko…. za to Hermes zabrał smartfona z numerami do Joanny, jego matki i innych ludzi, z których większość nie miała pojęcia jak Chemik zarabiał na życie. Najpierw przywrócił ustawienia fabryczne. Oczy mu się same zamknęły ze dwa razy gdy obserwował pasek postępu. Wyjął kartę SIM.. W zasadzie te duże karty to już jakiś eksponat muzealny. Ale miały też swój plus. Było je łatwiej złamać niż te ultranowoczesne mini, nano -czy co tam jeszcze - SIM. Rozłożył telefon, odłamał bajerancką klawiaturę a później zdeptał aparat. Niestety siedząc w fotelu nie zrobił tego tak jak chciał. Wstał, kilkukrotnie z całych sił uderzył obcasem swojego półbuta w aparat. W końcu obudowa pękła ukazując oddzielnie część klawiatury, wyświetlacz i płytkę drukowaną. Zabrał wszystko ze sobą na balkon. Spróbował jeszcze złamać płytkę drukowaną, ale nie miał już na to siły.
- Masz ci los, a tak sie cieszyłem, że mam stary wytrzymały telefon..
Tomek wyszedł na balkon i wyrzucił części telefonu najdalej jak potrafił. Później osunął się myśląc o tym co się teraz zdarzy. Bał się o Joannę. Nie miał jak jej pomóc. Winił się za to, że dziewczyna została w to wszystko wciągnięta. Czy to co mówiła przez telefon było szczere? Czy raczej grała wiedząc, że ich podsłuchują? Nigdy żadna dziewczyna mu tego nie mówiła.

W oddali usłyszał sygnał karetki.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 12-12-2015 o 17:56.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-12-2015, 23:06   #77
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Warszawa

Jarosław Sowicki otarł pot z czoła i wyszedł z samochodu. Kochane Audi... miał już tyle pieniędzy, że mógłby kupić najnowszy model i zrobić z niego samolot, ale nie był jakoś specjalnie dumny z tego jak na to zarobił. Kamiński go podejrzewał od tej sprawy z plastrem od Starzyńskiego. Specjalnie pojechał tam bardzo szybko, a później się wyrzekł wizyty, by chłopak wyszedł na ćpuna, czy lunatyka. Teraz zaś został z jedynym plastrem do jakiego policja miała dostęp. Naukowiec jednak czuł straszną presję. Nie chciał już tego robić, ale to miała być ostatnia rzecz. Ostatnia.
Zamknął drzwi do samochodu i odetchnął ciężko.
Upały powróciły.
Wszedł do szpitala.

***

Joanna już zaraz miała dzwonić do Tomka. Zaczynała się naprawdę niepokoić. Nagle telefon poderwał się do wibracji.
Nieznany numer, ale też niezastrzeżony.
- Halo? - Spytała podnosząc smartfona do ucha.
Chwila ciszy. Męski głos, dojrzały i gruby.
- Ka... Kaśka? - spytał niepewnie.
- Nie - odpowiedziała odruchowo dziewczyna.
- Oh... zły numer. Przepraszam - powiedział rozłączając się.
Przypadek. Na pewno. To nie mogło być nic innego. Przypadki zdarzają się nawet jeśli twoje życie jest zagrożone. To akurat nic dziwnego.
Nieważne. Postanowiła zadzwonić do Tomka.
Wyłączony telefon.
Teraz naprawdę mogła się martwić, prawda? Już tak na poważnie. Każdy by jej na to pozwolił, a nawet podpowiedział jeśli tylko zależało jej na chłopaku.
Miała jednak też inne rzeczy do roboty. Jeśli Kamińskiemu i jej się uda, ich bezpieczeństwo znacznie wzrośnie. David był bezlitosny i musiał zniknąć, w jeden, jedyny sposób. Gdy o tym myślała, że w pewnym momencie nawet mu ufała, robiło się jej głupio, źle, ale i podbudzała swoją nienawiść.
Cokolwiek to nie było co kazało jej iść na umówione spotkanie, poszła.

Kamiński stał na parkingu przed restauracją w tym samym płaszczu co zawsze, wyjątkowo bez papierosa. Obok niego kręciła się średniego wzrostu, ładna kobieta w średnim wieku, o krótkich, ciemnych włosach i niepokojącym wzroku.


Podciągnęła kołnierz i zapięła zamek kurtki pod samą szyję, w całości ją zasłaniając. Schowała dłonie w kieszeniach jeansów i skinęła głową w stronę Joanny, mrucząc coś do Kamińskiego, który też spojrzał w zbliżającą się dziewczynę.
- Chłopak nie? - spytał krótko detektyw. - Zresztą nieważne. To Monika - powiedział spoglądając na kobietę. - Prowadź…

***

- Teraz chce go pan badać? Dopiero wczoraj wieczorem go przywieźli… chyba ledwo co się przebudził - lekarz spojrzał znad biurka na Sowickiego, krzywiąc się w braku zrozumienia.
- Niestety teraz muszę go zbadać. Też nie chcę, ale to sprawa raczej niecierpiąca zwłoki. Rożnie bywa - odpowiedział naukowiec chrząkając. - Im szybciej mnie pan tam zaprowadzi tym szybciej będziemy mieli to z głowy. Też bym tego bardzo chciał.
Lekarz pokiwał głową, skrobiąc coś na ostatnim dokumencie. Schował papierki do teczki i włożył ją do szuflady zamykając ją na klucz. Wstał chwytając podstawkę do pisania i kartę pacjenta. Włożył sobie długopis do kieszeni płaszcza, rozejrzał się po biurze zastanawiając się czy niczego i zapomniał, upewniając się, że jest w porządku wzruszył ramionami i skinął głową na drzwi.
- Chodźmy.
Jarek ruszył bez słowa za lekarzem, co chwilę ocierając ręce z potu.
- Jest raczej słaby. Stracił dużo krwi, oczywiście dostał swoją porcję, ale jeszcze się raczej nie do końca otrząsnął, także pewnie będzie nieco zamroczony, ale chyba nie pan mu będzie pytania zadawał, więc bez różnicy… nie wiem, ma pan jakieś zapotrzebowania na sprzęt? - spytał oglądając się do tyłu na Sowiciego, który wzdrygnął się spotykając wzrok lekarza.
- Co? A nie, nie - pokręcił głowa. - Pobiorę to i tamto, a resztę spisze z karty klienta i do przodu - powiedział wymuszając uśmiech półgębkiem. - A ten… postawiliście kogoś przed drzwiami, prawda?
- Hah! Sam się postawił. Jak się pojawia ofiara postrzału, to jakiś pies przybiega pod drzwi zanim jeszcze tam włożymy pacjenta.
- Okej… dobrze - Sowicki pokiwał głową. Miał szczerą nadzieję, że zjawił się ten pies, który miał się zjawić.
- Tutaj, wejdę z panem na chwilę, muszę go poinformować o jego stanie - powiedział lekarz, wymijając policjanta, który skinął Sowickiemu, w porozumiewawczym geście. Naukowiec tylko spuścił głowę unikając jego wzroku, co niespecjalnie go poruszyło.
Weszli do sali, gdzie przypięty do łóżka leżał Tomasz Nowacki, zdawało się półprzytomny. Gdy doktor podszedł do dozownika krwi, chłopak odwrócił głowę w jego stronę. Lekarz stał przypatrując się wszelkiej aparaturze i wypełniając kartę.
- Witam panie Nowacki… nazywam się Maciej Kwiatkowski, To jest pan Jarosław Sowicki z laboratorium kryminalnego - powiedział wskazując długopisem na naukowca, ale nie odwracając się w jego stronę, wciąż wpatrując się to w kartę, a to w przyrządy medyczne. - Jak pan pewnie zarejestrował został pan przypięty do łóżka… z przyczyn bezpieczeństwa szpitala i pana własnego. Polityka wobec ofiar postrzału, szczególnie, że pana mieszkanie…
- To nie jego mieszkanie - wyrwało się Sowickiemu. Maciej odwrócił się lekko zdziwiony w stronę naukowca, który tylko mocniej się zmieszał i przeszedł w stronę okna.
- Eeeem no tak. Generalnie dziwna sytuacja i musiano pana zabezpieczyć. Taka sytuacja - westchnął skrobiąc podpis na karcie. W końcu spojrzał na pacjenta. - Nierozsądnie tak łazić po domu z dziurą w brzuchu. Przeszła na wylot, kula to jest. Trochę dobrze, trochę źle. Nie musieliśmy tyle w panu grzebać, no ale wiadomo, więcej krewki. Dostał pan czyjąś inną, ale przez jakiś czas będzie panu nieswojo. Podajemy też środki przeciwbólowe i tak przez jakiś czas będzie. Problemy z samodzielnym poruszaniem się ustąpią na dniach, gdy trochę się pan podgoi. Generalnie całkowity powrót do zdrowia zajmie jakieś półtorej miesiąca przy przestrzeganiu zaleceń lekarza, czyli moich. No, ale o tym później. Teraz musi pan się poddać badaniu dla pana Sowickiego i damy panu spokój. Przycisk pielęgniarski pan ma - powiedział upewniając się, że Tomek ma dostęp do pilota. - Sam zajrzę do pana dopiero jutro jak już będzie się pan nadawał do rozmowy i nie będziemy tak pana faszerować dragami.
Kwiatkowski podszedł do Sowickiego, który wyprostował się wcześniej jeszcze raz ścierając pot.
- Przekseruję tę kartę, zostawię w recepcji odbierze pan sobie, muszę zajrzeć do innych pacjentów. Jeśli będę do czegoś jeszcze potrzebny to proszę spytać pielęgniarek. W pana ręce - dodał spoglądając po raz ostatni na Tomka i wychodząc z pokoju.
Sowicki odetchnął głęboko rozpinając koszulę.
- O Jezu… - przetarł twarz obiema dłońmi, zasłaniając ją przed dobrą minutę. W końcu opuścił ręce, na chwilkę spoglądając na chłopaka, który wpatrywał się w niego otępiały. Jarek podszedł do okna opierając się o nie czołem, chłodząc rozgrzane ciało i przypatrując się ulicy z trzeciego piętra.
- Przepraszam, z góry. Może i na to zasługujesz, mówią, że każdy diler zasługuje na śmierć od przedawkowania, ale… ale przepraszam. Chociaż mówili, że lepiej żebyś nie umarł, że chcą żebyś… wiesz no. Się uzależnił - nie odwracając się do chłopaka sięgnął do tylnej kieszeni. Tomek spróbował coś powiedzieć, ale udało mu się tylko stęknąć. Zamroczyło go i prawie odpłynął, ale ostatkiem sił złapał jeszcze kontakt z rzeczywistością.
Torebka, mała foliowa torebka, z czymś żółtym w środku.


Tomek miał już to kiedyś w rękach. Dokładnie tę torebeczkę, z tym plastrem w środku.
- Dostałem to od Starzyńskiego, a on od ciebie. Chcieli żebyś dostał to z powrotem. Nie wiem o co im chodzi… nie wiń mnie - powiedział otwierając folię, wciąż odwrócony od Tomka. - Sam robiłeś to co ja. Robiłeś co ci mówili, za pieniądze… nie masz prawa mnie winić - powiedział prostując się i w końcu odwracając. Podszedł do Tomka pewnym krokiem.
- Powinieneś to przeżyć… masz już pełno syfu we krwi, która jest w dużej mierze nie twoja… nie wiem jaki będzie miało na ciebie wpływ, ale… ale powinieneś przeżyć - powiedział i w końcu przyłożył plasterek do karku chłopaka.
Odczekał chwilę. Zdjął plaster, zmiętolił go, schował w kieszeń i wyszedł.

Tomek zaś… Tomek wszedł w zupełnie inny świat. Ze stanu półświadomości nagle dostąpił transcendencji. Zdarzało mu się brać, jasne, pewna sprawa, ale szlag to ze wszystkim jego wcześniejszych faz robiło niewinne igraszki, które nie miały prawa być nielegalne. To gówno tutaj, było innej klasy.
W białym, rozjaśnionym tylko przez upierdliwe słońce pokoju, nagle pojawiła się tęcza. Barwy rozlały się po pokoju, oblewając wszystko szczęściem, napawając Tomka niecierpliwością. Też tak chciał.
Gdy tylko zechciał, dostał czego chciał. Poczuł jak zalewa go fala szczęścia, nie czuł się otępiały, poczuł masywną erekcję i każdą kroplę krwi w każdym calu swojego ciała. Przypięty do łóżka? Nawet tego nie czuł. W swoim umyśle był w zupełnie innym miejscu, miejscu, którego nie musiał definiować i rozumieć.


Poczuł tak ogromny przypływ emocji, że nigdy nie potrafiłby opisać nawet cząstkowo ekstazy, której doznawał. Żaden orgazm, żadna inna satysfakcja nie mogła równać się tej właśnie chwili, która zdawała ciągnąć się w nieskończoność, dopóki się nie skończyła, kiedy to wydała się być minutową.
Powrócił do zmysłów, nie do końca żeby się obudził, ale po prostu wrócił do świata, w którym żył, po dwunastu godzinach, czując mokre od spermy i moczu prześcieradło przylepione do jego krocza. Serce nagle zaczęło mu tłuc szybciej niż Tomek potrafił myśleć. Alarm włączył się sam. Pielęgniarka wbiegła do pokoju. Chłopak dyszał ciężko rzucając się po łóżku, nie rozumiejąc gdzie jest.
- Pieprzone ćpuny… Kaśka! Wanienkę! - ryknęłą pielęgniarka na korytarz, zatykając nos, nie mogąc znieść zapachu gówna i rzygów, który gdzieś tam Tomek też zdążył zapaskudzić pokój. - Jak do chuja zerwał więzy… - mruknął policjant zaglądając do pokoju i patrząc na kulącego się na brzegu łóżka Tomka.
Tomka, który zaczynał czuć głód.

[center]***]/center]

Joanna nieświadoma tego co dzieje się z Tomkiem, a tym bardziej co będzie się z nim dziać następnego dnia, zmierzała razem z dwójką policjantów-mścicieli w stronę nieszczęsnego bloku. Zastnawiała się czy nie ucierpi nikt postronny. David chyba nie miał całej klatki dla siebie? dwanaście pięter… Zadzwoniła na domofon.
- Wejdź - usłyszała tylko.
Zaczęła wspinać się na piąte piętro, Monika i Marek trzymali się piętro niżej. Rzeczywiście nikt na nią nie czekał. Po drodze tutaj omówili wszystko. Wydawało sie to cholernie proste, broń palna generalnie ułatwiała rozwiązywanie konfliktów. Jednak brak światła i to całkowity, na klatce schodowej, napawał ją sporym niepokojem. Przez okna na półpiętrach wpadało niewiele światła, bo księżyć nie był dziś łaskawy, a z tej strony, na zewnątrz nie było latarni, a wielki plac pomiędzy trojgiem sporawych bloków. Gdzieś na tym placu dwa tygodnie temu znaleziono Rafała Czyżewskiego, w którego mieszkaniu teraz przebywał David.
Pokonanie każdego kolejnego stopnia zajmowało Joannie coraz więcej, kosztowało ją to spory wysiłek, choć nie ze względów fizycznych. Pociła się i oddychała coraz ciężej. W końcu jednak doszła na piąte piętro, słysząc jak na półpiętrze Kamiński i Monika ładują pistolety. Na każdym piętrze były po dwa mieszkania, z drzwiami naprzeciwko siebie, hol pomiędzy nimi był raczej niewielki.
Serce jej się zatrzymało, gdy zobaczyła, że drzwi do mieszkania Davida są otwarte.
W środku absolutny mrok.


Przełknęła ślinę, spojrzała ze strachem w oczach na półpiętro na detektywa i jej koleżankę, z bronią w rekach.
- O… O… otwarte - wyszeptała.
Kamiński chyba zmrużył oczy, Joanna nie widziała zbyt dobrze. Dostrzegła jednak, że dwójka spojrzała po sobie.
Kobieta skinęła głową dla Kamińskiego i ten ruszył przodem po schodach, powoli i bezgłośnie. Zbliżył się do otwartych drzwi z bronią wycelowaną w środek mieszkania. Monika weszła na tyle stopni by widzieć partnera. Marek wystawił do tyłu zaciśniętą pięść, postawił kolejne dwa bezgłośne kroki do przodu i otworzył pięść, kiwnął palcami. Monika ruszyła za nim, delikatnie odsuwając Joannę na bok, tak, że oparła się plecami o drzwi drugiego mieszkania.
Przełknęła głośno ślinę widząc jak policjanci znikają w mroku mieszkania Rafała czy też Davida.
Wtedy drzwi za nią otworzyły się, wciągnęła ostro powietrze niemal się nim dławiąc i tracąc równowagę. Złapały ją silne ręce, masywna dłoń żołnierza zacisnęła się jej na ustach, druga ręka pociągnęła ją do tyłu i wrzuciła do mieszkania, wywalając na ziemię. Rzucając ją za siebie, David jednocześnie przeszedł do przodu, poruszając się na bosaka, szybko i bezszelestnie. Upadając Joanna zobaczyła jak w ręku Davida błyska zimna stal, która poszybowała w mrok jego mieszkania.
Ryk bólu policjantki przeszył klatkę schodową. W odruchu odwróciła się i wystrzeliła dwa razy. Kule przeleciały przez hol i dalej na głową leżącej Joanny.
David pobiegł. Ale nie w dół. Nie uciekał. Pobiegł na górę.
Na korytarz wybiegł Kamiński od razu celując w górę schodów. Od wystrzałów Joannie dzwoniło w uszach, nie było mowy by teraz usłyszała biegnącego na bosaka Davida. Kamiński przeklnął cicho i ruszył na górę. Z drugiego mieszkania zaraz wykulała Monika, chwyciła się poręczy okrwawioną dłonią i ruszyła za partnerem z nożem wystającym zza pleców.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 06-01-2016, 22:47   #78
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Joanna pozbierała się z ziemi i wypadła na klatkę. Wymięty biegł w górę schodów, policjantka próbowała iść za nim, napędza adrenaliną, organizm zarejestrował ból, ale jeszcze nie zorientował się, że nóż przeciął tkanki, a może i narządy wewnętrzne. “Dlaczego pobiegł na górę? Dlaczego nie uciekał? - przemknęło Joanna przez myśl. - To bez sensu”. Dziewczyna zawahała się, sekundę. Najprościej byłoby zbiec na dół po schodach i odciąć się od tego wszystkiego, zapomnieć, pozwolić Kamińskiemu dokończyć sprawę. Ale ta kobieta - Monika - nie przeżyje długo z nożem w plecach. Lub z dziurą po nim. Nie widziała dokładnie. Właściwie, z dziurą nawet krócej niż z nożem, dopóki tkwił w ranie hamował wypływanie krwi.
- Monika! - zawołała. - Poczekaj! Jesteś ranna. - podbiegła do kobiety, próbując zatrzymać ją, zobaczyć ranę.
Najwyraźniej jednak nie była to jej pierwsza rana, Joanna dogoniła ją dopiero na następnym piętrze, gdzie czekała, pod kolejną parą drzwi. Wejścia do obu mieszkań były otwarte.
- Fakfakfakfakfakfak - syczała kobieta z bronią skierowaną lufą do podłogi. - Nie wiem gdzie pobiegli, nic nie słyszę, dzwoni mi w uszach… jebane dźwięki się odbijają jak chuj.
- Uspokój się - powiedziała dziewczyna, starając się dostrzec ranę. - Jesteś w szoku. Daj mi pistolet. Gdzie cię ciachnął?
- Sterczy mi z pleców… obok łopatki. Kurwa boli jak chuj… nie dam ci pistoletu, dam se radę… chyba są wyżej. Czemu kurwa ten blok musi być taki wielki! - syknęła patrząc w górę schodów. - Kurwa wygonił stąd wszystkich ludzi, czy jak?
- Uspokój się - powtórzyła Joanna. - Usiądź. Nie wiadomo, co ci przebił.. zadzwonię po karetkę. Wymięty sobie poradzi. Chcesz się napić? Mam soczek.. ze słomką.
- Kto? - zmrużyła oczy. - To tylko kawałek stali na litość boską, a Markowi może przebić więcej. Ja pierdole - mruknęła wchodząc na pierwsze dwa stopnie. Z syknięciem podniosła pistolet.
Joanna przyglądała się zmaganiom kobiety. Na razie napędzała ją adrenalina, ale zaraz opadnie. A potem padnie Monika.
- Myślałaś, czemu on pobiegł na górę? - zapytała.
- Nie ma broni, chce nas zwabić do jakiegoś mieszkania i tam zaskoczyć, wykorzystać ciasne miejsce, gdzie nie ma jak strzelić… wystarczy go nie zgubić i - postąpiła jeszcze parę kroków i zatrzymała się po usłyszeniu dwóch przerażająco głośnych wystrzałów.
Joanna też zamarła, przyklejając się do ściany. Kolana jej dygotały, jak po wielkim wysiłku, mimo że przeszła ledwie parę pięter.
- Który? - wyszeptała w końcu, choć przecież Monika nie mogła znać odpowiedzi. - Musimy tam wejść...
Kobieta pokiwała głową i wlazła na półpiętro. Potem na schody na kolejne pełne piętro, z parą otwartych drzwi.
- Wydaje mi się, że to jedno wyż… - wypowiedź przerwał kolejny hałas, tym razem krzyk przerażenia kobiety i bolesny warkot mężczyzny. Coś się stłukło. Joanna i policjantka usłyszały potężny gruchot, jakby wielki mebel uderzył o ziemię. Monika wbiegła na kolejne schody, na tyle szybko ile mogła.


Joanna - wbrew sobie, w sumie - podążyła za policjantką. Gdyby ktoś kiedyś zapytał ją, jak by, hipotetycznie, zachowała się w podobnej sytuacji, odpowiedziałby bez wahania, że natychmiast by uciekła i wezwała policję. Tyle teorii. Teraz szła ostrożnie za policjantką zastanawiają się, czy jest już czas na wyciąganie jej kolta.

Nagły pośpieszny tupot niemal wyrwał Joannie serce z piersi. Jakaś kobieta zbiegła ze schodów z krzykiem w gardle rozpływającym się po całej klatce i pewnie bloku. Tylko jedne słowo wyróżniało się spośród reszty bezrozumnego wrzasku.
- ZABILI!! - wrzeszczała co jakiś czas łapiąc oddech. Przepchnęła się obok Joanny, a dziewczyna nie mogła powiedzieć czy to kobieta napędzana adrenaliną nabrała takiej siły czy to jej stan odbierał jej własne.
Monika obróciła się w stronę drzwi po lewej stronie klatki, a potem do tych po prawej. Wbiegła do mieszkania po lewej z pistoletem przed sobą.
Dziewczyna weszła znów wyżej, pilnując, żeby nie szczękać zębami. Bała się tego, co zastanie. Jeśli plan Wymietego się nie powiedzie.. nie będą mieli szans. Żadnych. Na nic. Nie odważyła się zajrzeć do mieszkania, gdzie zniknęła policjantka, nie odważyła się też stanąć pod drzwiami drugiego. Weszła dwa stopnie wyżej, patrząc na klatkę nieco z góry.
Ta ostrożna obserwacja okazała się być może zbawienna. Rozległy się kolejne grzmoty. Z mieszkania po prawej wyleciały dwie kulki. Joanna usłyszała krzyk Moniki, choć nie bólu tym razem, kobieta najwyraźniej miała szczęście i nie została trafiona.
- Skurwiel! - warknęła odpowiadając własnym ogniem. Joanna miała wrażenie, że zaraz ogłuchnie. Jeszcze parę wystrzałów i… cisza. Przez moment słyszała tylko dzwonienie w uszach i własny, ciężki oddech.
Odczekała kilka, nieznośnie długich, sekund. Zagryzła wargę, a potem zsunęła plecak na jedno ramię, tak, że wisiał jej pod pachą. Włożyła dłoń do środka, wymacała rewolwer i odciągnęła kurek, tak jak to widziała na YouTube. Nie schodziła niżej, celowała przez materiał plecaka w stronę pustej - teraz - klatki.
- Monika? - zawołała, ale przez zaciśnięte gardło wydostał się tylko szept. Odchrząknęła. - Monika? - powtórzyła głośniej.
- Żyje! - krzyknęła ciężko kobieta. - Skurwiel zostawił tu jednego ze swoich karków… z gnatem - Monika z trudem podniosła się z ziemi i wyszła z mieszkania. Nie wyglądało na to by odniosła nowe rany. Celowała w mieszkanie naprzeciwko.
- Zastrzelili jakiegoś gościa… chyba trzymali ich jako zakładników… uciekła ta babka? - spytała na krótką chwilę odwracając się do Joanny. Powoli zbliżała się do mieszkania po prawej. - Chyba go zajebałam…- dodała cicho.
Dziewczyna czuła już tylko zamęt.
- Nie rozumiem - wyszeptała. - Jacy zakładnicy? Kiedy?
David wybiegł z mieszkania kilka minut temu, nie zdążyłby nikogo uwięzić. Chyba, że wcześniej.. ale potrzebowałby kogoś do pilnowania , a karki siedzieli z nim.. Ścisnęła mocniej broń w plecaku i poszła, bardzo powoli, za Moniką.
- Ta babka co zbiegła po schodach, w mieszkaniu leży jej mężulek z poderżniętym gardłem i śladami po kneblach. Widocznie ustawili sobie część, jak nie całą klatkę, żeby w razie czego mieć pole do manewru, albo kartę przetargową. Sami się chyba teraz wyswobodzili… - powiedziała wchodząc do mieszkania i zatrzymując się nad ciałem z przestrzeloną głową. Joanna nie potrafiłaby teraz poznać, który z pomocników Davida to był. - Tu może być więcej ludzi, w sensie uwięzionych… kurwa mać, chyba się naprawdę zabezpieczy, ale raczej bardziej przed najazdem policji… normalnym najazdem.
- Co ty pieprzysz? - warknęła. - Cały blok zakładników? takie rzeczy się nie dzieją. A jeśli to prawda.. - zawahała się na moment. - Musimy się stąd zabierać. Natychmiast.
Odwróciła się na pięcie - Idziesz?
- Blok to raczej kurwa nie, pewnie tylko kilka mieszkań w tej klatce… jeśli chcesz iść to uciekaj, wyjdzie na lepsze - powiedziała wspinając się na górę.
Nie miała już żadnych wątpliwości.
- Monika! - spróbowała jeszcze ją zatrzymać, pchanie się wyżej w tych okolicznościach było czystym szaleństwem.
- Ściągnę policję- powiedziała, biegnąc schodami na dół.
- Rób co uważasz - mruknęła na pożegnanie wchodząc wyżej.

Zarzuciła plecak na ramiona i zbiegła po schodach. Wypadła z klatki, w mrok nocy. Ciągle było ciepło, ale miała wrażenie, że po stęchłej duchocie bloku powietrze było wręcz chłodne. Odetchnęła głęboko kilka razy i szybkim krokiem ruszyła w stronę przystanku.
Zanim jeszcze rozległy się syreny, usłyszała parę strzałów, już nie tak głośnych, przytłumione krzyki, ale dla własnego bezpieczeństwa zostawiła to za sobą co zapewne było najlepszą decyzją.
Wróciła do domu rodziców, ostrożnie wypakowała broń, zabezpieczyła i schowała na powrót do szafki. Po namyśle - przyniosła ściereczkę, płyn do mycia naczyń, pałeczki kosmetyczne. Założyła lateksowe rękawiczki, rozłożyła kolta, wyciągnęła bęben i naboje. Wyczyściła wszystko dokładnie, każdy nabój, każdy zakamarek. Potem - dla pewności przetarła jeszcze wszystko spirytusem. Złożyła broń, schowała do szafki nocnej. Soczki w kartonikach ułożyła pieczołowicie na drzwiach lodówki.
Starała się nie myśleć o Wymiętym i Monice. Im bardziej się starała, tym gorzej jej szło. Wybrała jeszcze raz numer Tomka.

Jedynie kilka sekund potrzeba było by automatyczna sekretarka powiadomiła Joannę o tym, że abonent jest czasowo niedostępny. Tomek najwyraźniej wyłączył komórkę lub zapomniał jej podładować.
Albo też stało się coś znacznie gorszego.
Martwiła się. Bardzo, dużo bardziej niż o Wymiętego - co było oczywiste - ale też dużo bardziej niż o siebie. Choć niby powinna, na logikę, to o siebie nie bała się wcale.
Napiła się wody i pojechała pod mieszkanie Tomka. Może czegoś dowie się na miejscu... Miała złe przeczucia.

Z racji na późną godzinę dotarcie zajęło jej sporo czasu. Na domiar złego, jej przeczucia wydawały się być trafne. Pod blokiem stało kilka radiowozów z włączoną dyskoteką bez muzyki. O tej godzinie nie mogło to świadczyć o niczym dobrym, ale z racji na brak karetki mogła przynajmniej pokusić się o podejrzenie, że Tomek albo żyje, albo chociaż jest pod opieką lekarzy.
Chociaż najbardziej prawdopodobne było, że znalazł się pod opieką współwięźniów.


Zaklęła bezgłośnie. Nie podeszła bliżej, przesiadała na murku, zastanawiając się, co dalej. Przecież nie podejdzie, ot tak i nie zapyta… wiedziała, że jest informacja o osobach, które trafiły do szpitala, ale czy jest coś takiego o osobach aresztowanych? Albo.. martwych? Prawdopodobieństwo, że coś innego przydarzyło się akurat teraz, w tym bloku, było niskie. Niepokojąco niskie. Westchnęła znużona i już miała się zbierać, gdy zobaczyła kogoś, kto mógł znać odpowiedzi. Młody dres z psem z listy ras, uważanych za niebezpieczne. Precyzyjniej: psa na pewno nie było na liście, ale jego rodzice lub inni przodkowie bez wątpienia tam figurowali.
- Hej - zagadała Joanna. - Jesteś stąd? Przyjechałam do kumpla po kadzidełka a tu psiarnia.
Chłopak zaciągnął się szlugiem uważnie lustrując dziewczynę w ciszy. Nie patrząc na jej oczy raczył odpowiedzieć.
- Ano stąd… postrzelili ziomka. Wyciągnęli od jakiegoś z sąsiadów, że sprzedawał, to się zjebali mu na chatę jak przystało na psy - splunął gęsto w bok. - Pewnie nie pojadą póki nie znajda czego chcą, a jak chcesz kupić coś to ja chętnie pomogę - dodał uśmiechając się.
Joanna poczuła, że robi się jej zimno. Świat zawirował, przytrzymała się murka.
- Żyje? - dopytała bez tchu. - Na którym piętrze?
Wzruszył ramionami.
- Chyba przeżył, zabrali go na sygnale, nie? - podrapał się po dokładnie ogolonej głowie. - A ja wiem? Czwarte chyba.
- Kurwa - wykrztusiła tylko.
Zmęczenie znów wróciło, zintensyfikowane przez ostatnie wydarzenia. Ale skoro karetka jechała na sygnale, to musiał żyć... Pewnie dzwonili do niej ze szpitala, ale z jakiegoś powodu się rozłączyli. Może policja nie pozwoliła? Grunt, że przeżył, prawda? Jutro spróbuje się dowiedzieć. Zmusiła się do podniesienia na nogi i powlokła na przystanek.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 07-01-2016, 16:56   #79
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szpital. Około 19:00



W czasie kolejnych wizyt lekarzy Tomek pozostawał nieprzytomny, lub półprzytomny. Dopiero wieczorem się rozbudził nie wiedząc nawet która godzina.

Chłopak wpatrywał się w okno. Musiał być na jakimś piętrze, bo za oknem nie widział kompletnie nic. Mrok. Może był ranek. Może wieczór. Albo zwyczajnie niebo było zachmurzone. Wszystko wkoło było szare. Jakby kolory zniknęły razem z działaniem narkotyku. Miał wrażenie, że to co ogląda jest w gorszej rozdzielczości i gorszym kontraście niż wcześniej. Jakby TV HD przestał nadawać sygnał w HD. Czuł mrowienie w końcach palców. Brakowało mu sił. Napiął się cały próbując szarpać się z zapięciami na rękach. W końcu opadł bezwładnie na łóżko. Przestał patrzeć w okno. Tym razem spojrzał w jażeniówkę i zamknął oczy. Czerwień rozlała się pod jego powiekami. Pierwszy wyraźny kolor, który widział po tym jak plaster przestał działać. Najwyraźniej miał na wszystko czas. Chciał przemyśleć to co działo się dotychczas. Myśli przychodziły opornie. Zaczęła go boleć głowa.

Wziął kilka głębokich oddechów. Już wiedział co mu jest. Od pięciu mlat miał kontakt z różnymi narkotykami i bał się tego jak cholera. Czuł głód narkotykowy. Otępienie. Uczucie braku czegoś - niewiadomo czego. Brak sił. Uzależnienie na poziomie fizycznym i psychicznym. Co go mogło tak bardzo uzależnić? Gdzie ostatnio imprezował? Heroina? Kokaina? LSD? Amfetamina? Tomek oblizał usta. Wargi nie były pogryzione. Czyli amfetamina odpadała. Kolory i wrażenie euforii krążyło mu w głowie. I teraz brak kolorów. Czyli to prawdopodobnie LSD albo inna forma kwasu. Czy wklejał ostatnio pod powiekę jakieś plastry?
- Plastry! - Olśnienie przyszło nagle.
Chłopak chciał się zerwać z łóżka i wtedy przyszedł ból. Napięcie mięśni brzucha przypomniało mu dlaczego znalazł się w szpitalu. Aparatura wkoło szalała. Tętno Tomka przyspieszyło. Jego ciało znowu oblało się potem. Otworzył w końcu oczy. Nie bolały tak bardzo jak w czasie patrzenia w lampę na haju. To znaczy, że faktycznie nie był na haju. Głód jest dużo gorszy. Starał się skupić myśli. Zaczął prawą dłonią szukać przycisku do wezwania pielęgniarki. Jednocześnie zawołał:
- Siostro! - Niestety okrzyk nie był tak donośny jak chciał chłopak.
- Jestem, jestem - kobieta była już w pokoju, krzątając się przy aparaturze przy Tomku, umknęła jego uwadze. - Czego tam boli? Niech nie wstaje, dziure w brzuchu masz synku.
Nie wyglądała na osobę, która pracę swą wykonuję z zapałem równym swej sporawej tuszy i szpetocie, ani na taką, która w swej robocie była nowa. Wyglądała na starą, znudzoną kobietę, która pradopodobnie odliczała dni, a nawet godziny do swej emerytury za każdym razem, gdy musiała coś rzeczywiście zrobić by zarobić na życie.
Myśli stały się dla Tomka obciążeniem. Gdy przyszła nie pamiętał już dlaczego ją zawołał.
- Czy ktoś u mnie był? - Powiedział raczej jak starzec na łożu śmierci, niż jak student politechniki w kwiecie wieku.
- Wody. Proszę. - Usta spierzchły, ale nie czuł krwi. Nie pogryzł się. Wcześniej miał halucynacje. Już się prawie zdiagnozował… tyle, że to niczego nie ułatwiało. Myśli chaotycznie przylatywały i ulatywały niczym nieuchwytne ptaki. Myślenie było takie trudne, gdyby miał jeszcze te plastry!
- Sporo osób… na razie mamy nie zakładać ci więzów, ale żebyś wiedział, za drzwiami stoi strasznie wielki policjant - powiedziała podając mu butelkowaną wodę.
Tomek pił powolnymi, wielkimi łykami. Woda oczyszcza. Tak sobie wmawiał, bo poza ugaszeniem pragnienia nic w jego samopoczuciu się nie poprawiło.
- A czy może pani poprosić tutaj tego policjanta? Chciałbym z nim porozmawiać. Kssss. - syknął próbując się unieść na łóżku.
- Mhm - mruknęła głośno z niezadowolenia, wychodząc z pokoju. - Chce gadać z panem chyba - powiedziała do policjanta za drzwiami, który wszedł ostrożnie zamykając je za sobą. Wyglądał na takiego co swoje w służbie odbył i zobaczył. Jeden z tych co pracował długo i starał się, ale choć już się starzał to awans pozostawał w strefie marzeń.
- Co jest… - westchnął mężczyzna z jasną, krótką fryzurą na głowie, w którą wkradał się przedwczesne pasma siwizny, zapewne wynikające z przedłużającego się stresu i zmartwień.
- Joanna Drawska… Facet, który mnie postrzelił szukał Joanny Drawskiej… - Tomek był wyczerpany. Zmęczony. Wszystko w jego ciele chciało więcej plastrów. Dlatego nie musiał się specjalnie starać, żeby wyglądać na szukającą pomocy ofiarę. Miał jeszcze kilka rzeczy do przekazania, ale bezpieczeństwo Asi było priorytetem.
Policjant pokiwał głową.
- Okeeeej - powiedział przeciągle. - Przekażę śledczym, którzy się tym zajmują - dodał niespecjalnie zainteresowany, przyglądając się swoim palcom.
- Mogę czymś jeszcze służyć? - spytał z wymuszonym uśmiechem.
Służący się znalazł. Nagła fala agresji przepłynęła przez ciało Tomka. Irytowali go ludzie, którzy nie przykładali wagi do swoich słów. W sumie gliniarz mógł powiedzieć tylko jeden gorszy zwrot. “W czym jeszcze mogę pomóc”. Synonim dla “Spierdalaj”. Młody diler zagryzł zęby. Nie był pewien czy policjant naprawdę go tak zirytował, czy nagła huśtawka emocjonalna była wywołana głodem. Zacharczał biorąc głęboki oddech. Chciał oczyścić swój umysł. Policjant musiał się już niecierpliwić przedłużającym się milczeniem. W końcu Tomek wypuścił powietrze i zapytał:
- Czy podano mi jakieś narkotyki? Czy ktoś u mnie był? Naklejał mi jakieś plastry? LSD?
Funkcjonariusz wzruszył ramionami.
- A ja wiem? Ja tu tylko pilnuję by nie wlazł ktoś kto nie powinien, a byli tylko ci uprawnieni. Lekarz, pielęgniarki i cwel z labolatorium. Kryminalnego w sensie. Jak już to ja powinienem pytać czy coś brałeś… - dodał z uśmichem.
- Cwel z laboratrium hmm. Nie mógł dostać krwi od pielengniarek? Oni chyba nie chodzą osobiście po szpitalach. Przed przyjazdem tutaj nic nie brałem.
Tomek zdawał się pogrążyć w rozmyślaniach, bo odwrócił głowę. Rozmowa była już skończona.
- Pamiętajcie o Drawskiej. Ona jest w niebezpieczeństwie. - Rzucił patrząc w ścianę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 07-01-2016, 23:04   #80
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Spała nieco dłużej niż zamierzała, ale ciało domagało się zasłużonego odpoczynku. Kiedy obudziła się, przez dłuższy czas po prostu leżała, patrząc na firankę. Poza tym i tak prawdę mówiąc się jej jakoś specjalnie nie spieszyło, informacje o Tomku, o ile miały w ogóle być publiczne, to pewnie potrzebowały chwili żeby trafić do informacji medycznej. O ile infolinia była dostępna całodobowo, to nie oznaczało to, że o każdym pacjencie wiedzą od razu. Poza tym – chyba nie chciała słyszeć, że Tomek nie żyje.

W końcu wstała, puściła sobie na głowę gorąca wodę i stając pod prysznicem planowała ten piękny dzień. Powinna też zadzwonić do Wymiętego… Może najpierw coś zje. Popatrzyła na lodówkę i po chwili namysłu wybrała jednak telefon.

Jej rozmówczyni nie należała do pomocnych, ale i Joanna nie mogła zbytnio jej nakierować. Nie wiedziała do którego szpitala zawieziono Tomka, ani co mu się właściwie stało. Po pięciu minutach próbowania i strzałów w ciemno, kobieta stwierdziła, że nie może pomóc Joannie.

Niedługo po tym jak odłożyła telefon, ten znowu się odezwał. Znowu nieznany numer, ale chyba inny niż ostatnio.
„Może kobieta z informacji oddzwania?” Przemknęło jej przez myśl, gdy przeciągała zieloną słuchawkę.
Odpowiedziała jej niemal kompletna cisza, z wyjątkiem lekkiego podmuchu wiatru w telefonu i prawdopodobnie przejeżdżającego nieco dalej motocyklu, może karetki?
- Halo? - zapytała niepewnie. - Czy to informacja szpitalna?
- Uhm - usłyszała ciche stęknięcie, a potem głuchotę opuszczonego sygnału. Chwilę po rozłączeniu zadzwonił dzwonek do drzwi.

Drgnęła gwałtowne, a potem przeszła do kuchni. Przez kuchenne okno widać było dokładnie furtkę i drzwi wejściowe. Spojrzała, schowana za firanką.
Furtka była zamknięta, ale przed drzwiami ktoś stał. Joanna widziała go raz w życiu, ale dobrze zapamiętała. To był ten sam człowiek, który przywitał ją i Tomka z pistoletem w ręku, po ucieczce z podwórka palącej się rezydencji.
Pierwszą myślą, która pojawiała się w jej głowie było “Skąd ma mój adres?”. Nie była tu zameldowana - no może kiedyś -więc jeśli ma dostęp do starych baz administracyjnych… Chyba, ze Tomek.. nie chciała tak o nim myśleć.
Ostatnio kiedy widziała tego gostka , był naćpany i wywijał bronią. Naiwnością było sądzić, że teraz będzie inaczej. Nie planowała otwierać.
Usłyszała głośne pukanie, potem znowu.
- Joanna Drawska! - głośne wołanie, ale nie agresywne. - Możesz albo wpuścić mnie drzwiami, albo mojego kolegę oknem! - zawołał.
Nie odpowiedziała nic, jednak w duchu parsknęła śmiechem. Oknem, dobre sobie. Musieliby mieć pilnik do metalu, żeby pokonać kraty, a w tym czasie pięć razy zdąży wezwać ochronę i ze trzy razy policję.
Po cichu przeszła do sypialni, żeby sprawdzić, czy zobaczy kogoś za oknem, czy tamten blefuje. Na pewno blefuje.
Rzeczywiście blefował, przy oknie nikogo nie dostrzegła. Usłyszała jednak niepokojący dźwięk z drugiej części domu. Albo dopadała ją paranoja, albo ktoś wszedł drugim wejściem.
Nie przejęła się, części domu rodziców i jej nie były połączone.
Nieznajomy znowu zapukał, jeszcze głośniej.
- Nie mamy… złych zamiarów! O ile nas do nich nie przymusisz! - zawołał już głośniej.
Nie ma to jak szczere słowa zachęty.

- Spotkam się z Tobą, ale nie w domu - odkrzyknęła. - Na mieście.
Zapadła chwila ciszy. Joanna mogłaby przysiąść, że słyszała najgłośniejsze westchnięcie w swoim życiu, ale może było to tylko złudzenie.
- Masz mój numer… nawet dwa. Jeśli nie chcesz rozwiązywać tego konfliktowo, będę czekać.
Odetchnęła.
- Zadzwonię za 10 minut, możesz odejść.
Nieproszony gość za drzwiami pokiwał głową i odezwał się po raz ostatni.
- Gest dobrej woli - powiedział schodząc po schodach.

Patrzyła za nim, jak odchodzi. Potem odczekała 10 minut i połączyła się z ostatnim numerem.
- Na Rynku Starego Miasta, obok tej małej syrenki. - powiedziała. - Za półtorej godziny.
To było dobre miejsce, publiczne, wyłączone z ruchu samochodowego - jeśli będzie próbował wjechać autem od razu zwróci na siebie uwagę.
- Będę czekać… - mruknął w odpowiedzi, darując sobie jakiekolwiek ostrzeżenia na temat policji czy czegokolwiek.

Usiadła na podłodze, przyciskając dłonie do skroni. Spokojnie. Nic się nie dzieje. Myśl. Opanowała nadciągający atak paniki i znów wybrała numer informacji szpitalnej. Powtórzyła informacje o wieku Tomka, opisała go.
- Najprawdopodobniej to był postrzał z broni. Nie macie tam opcji wyszukiwania po obrażeniach?!
Chyba nie mieli...
- Mamy, ale… w przypadku postrzałów musimy mieć pozwolenie by informować o tym, więc… - powiedziała kobieta przez telefon, najwyraźniej chcąc, ale nie mogąc pomóc.
Pieprzone procedury! Ojciec załatwiłby to w trzy minuty, ale nie miała do niego kontaktu.

Odetchnęła głęboko, zbierając siły. Wybrała numer Wymiętego.
Odebrał po okrutnie przedłużającej się chwili.
- Joanno… - mruknął cicho.
Nie spodziewała się tego. Znaczy - miała nadzieję, że odbierze, ale nie wierzyła. Teraz ona milczała, starając się zebrać myśli.
- Żyje Pan - odetchnęła. - A Monika jak? David? Tomka postrzelili, nic nie wiem, mam się spotkać - wyrzuciła na jednym oddechu. - Jest pan na komendzie?
Śledczy westchnął ciężko, długo zwlekając z odpowiedzią.
- Monika leży w szpitalu, David… jest na komendzie, zamknięty. Policja dotarła zanim byliśmy w stanie… miał zakładników, nie mogłem ich po prostu poświęcić. Jego koleżkowie nie żyją, on sam jest ranny, ale żyje. Wygląda na to, że się poddał. Zaczął gadać, współpracować. Komendant i inni starają się wyciszyć sprawę, chyba nie stracę pracy… - dodał stosunkowo obojętnie.
- To dobrze - rzuciła mechanicznie, choć myślami była bardzo, bardzo daleko od jego kariery. Poczucie ulgi było ogromne, wręcz namacalne. Znów mogła oddychać… żyć. David zniknął z jej życia, jak wyjdzie za parę lat będzie miał inne problemy. Wszystko się ułoży.
- Może Pan się dowiedzieć, gdzie jest Tomek? Żeby mnie wpuścili? Muszę go zobaczyć… Bardzo proszę.
- Znaczy mogę ci powiedzieć gdzie jest bo już się tym zainteresowałem, ale nie pozwolą ci się z nim zobaczyć. Jak skończy się leczyć, to go wpakują do celi najpewniej, po krótkim przesłuchaniu… poza tym teraz jeszcze pewnie nieprzytomny, a pod drzwiami stoją psy - powiedział, a Joanna usłyszała szklankę ciężko odstawianą na stół. - Straciłem palca, wiesz? Strasznie dziwnie… naszprycowali mnie przeciwbólowymi i… dziwnie.
- To przykre - stwierdziła sucho , szybko przechodząc do interesującego ją tematu . - W którym jest szpitalu?
- Też mi trochę przykro - powiedział dobitnie potwierdzając swój stan głębokim westchnięciem. - Na Wołoskiej, ale mówię ci...
- Życzę zdrowia, nie chcę być nieuprzejma, ale muszę już kończyć, bo mam spotkanie... Do usłyszenia.
Detektyw nie poczuł się urażony, pozwolił dziewczynie się rozłączyć, nie obdarowując jej wyraźnym pożegnaniem.


Do szpitala na Wołoskiej był od niej kawałek, wiedziała, że nie zdąży obrócić i dojechać potem na Stare Miasto. Chciała mieć spotkanie i nadchodzących ją gostków z głowy jak najszybciej. Wysiadła na swój stary rower, który ciągle garażowała u rodziców i pojechała na Starówkę. Dzień był ładny, słoneczny, mimo dość wczesnej pory na wąskich uliczkach było sporo ludzi. Pokrążyła trochę, a potem zsiadła z roweru i wprowadziła go na Rynek Starego Miasta.
Tłok nie był przytłaczający, a przynajmniej Joanna widywała i odnajdywała się w większych, jak na mieszkankę stolicy przystało. To jej niedawny nieproszony gość, wyglądał na nieco zagubionego przy tak gęstej ilości przechodniów. Zauważył ją filtrując otoczenie skrzywionym, niemalże obrzydzonym wzrokiem. Pokiwał jej głową i podszedł powolutku, po drodze z niesmakiem przepychając się obok zapatrzonego w komórkę, dławiącego się papierosem nastolatka.
- Miło mi, że rzeczywiście się pojawiłaś.
- Jestem miła z natury - zapewniła go, choć ton przeczył słowom. - Czego chcesz? Nie mam dużo czasu.
- Oh lista moich życzeń jest zadziwiająco długa jak na tak prostego człowieka jak ja - powiedział uśmiechając się z przymrużonymi oczami. - Od ciebie chce względnie niewiele, ale wierzę, że oboje możemy zyskać na współpracy. W skrócie, w pierwszej kolejności - wtrącił na chwilkę podnosząc wskazujący palec do góry - chcę od ciebie pana Kamińskiego, w zamian oferuję całkowite bezpieczeństwo a nawet dobrobyt twój i twoich rodziców. Dodatkowo jeśli tego zechcesz zadbamy też o powrót do zdrowia Tomasza… wszystko zależy od jakości i ilości współpracy.
- Oj - Joanna przewróciła oczami. - Masz nieaktualne wiadomości. Kamiński ledwie żyje, David go mocno uszkodził, jest zrezygnowany, psychiczne to wrak. Najprawdopodobniej wyleci z policji. Nikt go już nie słucha. Ma początki depresji. Za kilka miesięcy będzie cieniem siebie samego. Chcesz się z nim spotkać? Nie ma sprawy, mogę zaaranżować coś takiego. Choć nie wiem, po co. Jakaś urażona duma? On wam nie zagraża.
- Co do drugiej sprawy... Tomeczek jest miły, niezły w łóżku, zabujał się we mnie, to słodkie, ale nic poza tym. To nie moja liga. Nie zapewni mi przyszłości, na jaką zasługuję. Jest dobry na przeczekanie, nie lubię być sama.
Przeszła krok bliżej w stronę mężczyzny. Zajrzała mu w oczy. Oparła dłoń na jego piersi, przesunęła, zahaczając paznokciem o sutek.
- Szukam kogoś innego. Ustawionego. Ze znajomościami. Potencjałem. Nie studenciaka, kogoś poważnego.
Ciężko było przebić się i zrozumieć ekspresję na twarzy takiego dziwnego, zapewne psychicznie chorego człowieka, ale przez chwilę Joanna była pewna, że dostrzegła szczere zdziwienie.
- Kobiece sztuczki… bardzo ciekawe i przyjemne - powiedział delikatnie łapiąc ją za nadgarstek. Był szczupły, ale pod koszulką czuła twarde ciało, a jego uchwyt miał w sobie skrytą, cichą, ale niemałą siłę. Powoli przesunął dłoń Joanny jeszcze nieco w dół i dopiero potem oderwał od siebie. - Odnoszę jednak wrażenie, że odnosicie się do nich tylko w desperacji… albo gdy czegoś naprawdę chcecie, ale to nieważne teraz - dodał na chwilę uciekając wzrokiem.
- Pan Kamiński wbrew pozorom jest silną osobą, na dodatek niezwykle użyteczną i całkiem inteligentną. W naszym interesie nie leży zabijanie go czy krzywdzenie i nie postrzegamy go jako zagrożenie, ale ewentualną pomoc.
Mężczyzna westchnął ciężko, spoglądając na Joannę smutnym wzrokiem.
- Wiemy też, że jesteś zbyt dobrą i miłą osobą by nie zależało ci na tym chłopcu leżącym w szpitalu. Wierzę też, że i on na tę dobroć chętnie by się powołał w potrzebie. Chyba, że naprawdę się mylę co do ciebie.
Opuściła głowę, jak uczennica przyłapana na kłamstwie.
- Chcę go najpierw zobaczyć - powiedziała po chwili, mocno i pewnie. - Potem .. potem mogę omawiać inne rzeczy.
Pokiwał głową.
- Tak też myślałem. Może być ciężko, jest pod stałą kontrolą… - zatrzymał się na chwilę, by obdarować ją doskonałym, szczerym uśmiechem - jednego z zaprzyjaźnionych policjantów. Pełni nocną wartę. Od dwudziestej. Choćby i dziś.
- Który szpital? - dopytała jeszcze. - Co mu się stało?
- Na Wołoskiej - poczekał chwilę z dalszą odpowiedzią, oblizując szybko usta. Na moment przygryzł wargę i odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Postrzeliłem go.
Cofnęła się gwałtownie, rower stracił podparcie i upadł, zahaczając kogoś kierownicą. Potknęła się o koło, upadła na kolana.
- Tu nie wolno wprowadzać rowerów! - warknął jakiś dziadek. - Zabieraj się, albo dzwonię po straż miejską!
- Przepraszam, przepraszam - ręce się jej trzęsły, podniosła rower. Prowadząc pojazd zaczęła przeciskać się przez zgromadzonych na Rynku ludzi w stronę Wisły i parku fontann. Potrącała kolejne osoby, ktoś psioczył, ktoś straszył ją policją.
- Znalazła sobie miejsce na przejażdżki! To pewnie jedna z tych, co blokują miasto na rowerach. Pewnie naćpana.
Mężczyzna zdawał się jej nie gonić, najwyraźniej przekonany o tym, że w razie potrzeby i tak ją znajdzie. Odprowadził ją wzrokiem i zniknął w śmierdzącym tłumie.
Jakby ktoś ja potem spytał, jak zeszła nad Wisłę, nie potrafiłaby odpowiedzieć. Kiedy doszła do siebie, siedziała na bulwarze, wpatrując się w wodę.
Myśli wirowały, ale w końcu zaczęła jakoś je chwytać i składać w całość. Była pewna, że to Śliwa, z nim Tomek miał się spotkać, potem Wymięty mówił, że zginął w czasie szturmu na Davida.. wszystko się pomieszało.
Wyciągnęła komórkę i napisała sms-a, który posłała na wybrany ostatnio numer


"Dlaczego?"
Na odpowiedź nie musiała czekać długo.
“Znał konsekwencje zerwania z nami współpracy i braku kooperacji, ale mimo to popełnił te błędy. Myślałem, że jest bardziej… roztropny. Poza tym próbował wkręcić ciebie w swój biznes na co nie możemy pozwolić.”



Nie mogą pozwolić. Ona też nie mogła pozwolić, żeby wystrzelali wszystkich jej znajomych. Czy to możliwe, żeby aż tak się myliła? Co ma robić? Zobaczy Tomka i co mu powie? „Tak, kotek, jak chciałeś współpracuje już z twoimi mocodawcami. Cieszysz się?” Czy nic mu nie mówić? A może wcale się z nim nie spotykać, udawać, ze jj nie zależy? I jak ma przekonać Kamińskiego? To już było kompletnie bez sensu… Czemu zakładają, że akurat jej posłucha? Czemu sami mu nic nie zaproponują.. pieniędzy, pozycji.. Im dłużej o tym wszystkim myślała, tym bardziej była przekonana, że facet na Rynku ja oszukuje. Chce od niej czegoś innego. Tylko czego? I czemu właśnie od niej? Tyle pytań.. czuła, że pęka jej głowa. Nie mogła już dłużej siedzieć. Nie mogła też wrócić do domu.

Postanowiła, że podjedzie pod szpital. Miała tam kilku znajomych ze starszych lat studiów na stażu, no i chyba ojciec kogoś znał.. Pożyczy kitel, może uda się wejść, albo chociaż czegoś dowiedzieć na miejscu.

Wsiadła na rower i pojechała.

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172