Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2016, 16:59   #91
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Nathaniel śledził rozwój wypadków z całkowitym niedowierzaniem, do tej pory wszystko szło dobrze, niemal jak po maśle, aż nagle wszystko trafił szlag. Wade był martwy, Doctor Voodoo był martwy, Oko Agamotto przepadło, totalny kataklizm.
Kiedy Hawkeye i Victoria oddalili się od całej grupy, Cable przez chwilę nad czymś się zastanawiał, aż w końcu, odezwał się do pozostałych Avengers.
- Muszę coś załatwić….-
Jego głos był szorstki i nie zdradzał emocji, jednak wszyscy po samym wyglądzie jego twarzy mogli poznać, że z trudem powstrzymuje kipiący w nim gniew. Summers ruszył w ślad za swoimi przełożonymi, a kilka chwil później z hukiem wparował do biura Bartona. Rozejrzał się po nim, i żałując, że nie było tu również Victorii zwrócił się bezpośrednio do dowódcy.

- Co to kurwa było Clint?! Dajesz sobie wejść na głowę jakiejś głupiej cipie z Waszyngtonu? Myślałem, że ty tu dowodzisz i podejmujesz decyzje, a tymczasem okazuje się, że mamy demokrację! Gdyby jej głos nie przeważył, Wade nadal by żył! Trzeba było posłać tam mnie, tak jak podpowiadała ci intuicja! –
Nathaniel dosłownie wykrzyczał całą kwestię podchodząc do biurka przy, którym siedział Clint i oskarżycielsko wskazując na niego palcem.
- Masz rację - odparł spokojnie Barton, krzyżując ręce na piersi. - Nie mogłem za nikogo zdecydować, żeby tam szedł, więc to był wybór całej drużyny. Ty też nie byłeś z początku przekonany, więc nie chciałem cię naciskać. Poza tym Wade wiedział, na co się decyduje. Wszyscy wiedzieliśmy. -
- Miałem wątpliwości na początku! Zanim Voodoo powiedział mi dokładnie jak to działa… A ty, nie mogłeś zdecydować… - Cable mówił już ciszej, chociaż przez zaciśnięte zęby.Wziął głęboki oddech, a Hawkeye zapewne mógł się domyślić, że mutant stara się uspokoić.
- Jakbym słyszał mojego ojca! Właśnie przez takie pierdoły nigdy nie zostałem członkiem X-Men… Brakuje wam jaj, żeby decydować o ludzkim życiu i śmierci, ale na tym polega zadanie dowódcy Clint! Nie możesz zrzucać swojej odpowiedzialności na bandę dzieciaków… Zebrałeś świetną drużynę, ale to żółtodzioby… Wszyscy popełniliśmy błąd wysyłając tam Deadpoola, zginęło dwóch dobrych ludzi… Proszę cię tylko, żebyś następnym razem, kiedy zrobi się gorąco, wydawał rozkazy, a nie pytał ich o zdanie. Oni potrzebują lidera Clint, musisz być dla nich taki, jak Kapitan był dla ciebie, musisz im pokazać, że mogą na ciebie liczyć… -
Cable mówił coraz spokojniej, aż w końcu całkowicie umilkł, patrząc w jakiś nieokreślony punkt na podłodze. Później jego ciężkie cielsko zapadło się w głęboki fotel a Nathaniel schował twarz w dłoniach, jakby chciał ją przetrzeć i pozbyć się złych emocji.

- Przepraszam Clint… nie powinienem był cię pouczać. Ale Wade był moim przyjacielem. Nie można było z nim nawet normalnie porozmawiać, ale nigdy się ode mnie nie odwrócił…Nie mam zbyt wielu takich jak on… -
Nathaniel westchnął starając się poukładać sobie wszystko w głowie i zastanawiając, czy poruszyć jeszcze inny temat, popatrzył na Clinta, miał mętlik w głowie.
- Nie ma sprawy, każdy ma prawo do swojej oceny i emocji, zresztą, ja sam nie jestem z siebie zadowolony. Sytuacja zbyt mocno wymknęła się spod kontroli i to, o czym mówisz, sam już pomyślałem wcześniej - odrzekł Hawkeye. - Uważam, że ze względu na swoją charyzmę i doświadczenie, powinieneś zostać vice-liderem, w razie gdyby coś mi się stało, albo miałbym zamiar podejmować jakieś złe decyzje. Jak to mówią: co dwie głowy, to nie jedna, zwłaszcza, gdy jedna z nich ma doświadczenie w dowodzeniu, a druga niekoniecznie. - Barton uśmiechnął się na siłę, jednak po chwili spoważniał. - I naprawdę przykro mi, że straciłeś przyjaciela... -
Nathaniel powoli pokiwał głową i przemyślał wszystko co powiedział Hawkeye.
- Czuje w kościach, że jeszcze go kiedyś spotkam, w przyszłości, lub, przeszłości. –
Cable uśmiechnął się pod nosem i pogładził spoczywającą na jego lewym ramieniu bransoletę, Clint z pewnością wiedział, czym jest to urządzenie.
- Miło z twojej strony, że widzisz we mnie doradcę… Jeśli chodzi o dzisiaj, to nie licząc końcówki, akcja przebiegała wzorowo. Dostrzegłem w naszej drużynie tylko jeden słaby punkt. –
Nathaniel postanowił zakończyć temat, który był dla niego przykry i przystąpić do konstruktywnego działania.
- W chwili kiedy zamieniłeś się w tego potwora… Cudem nas nie pozabijałeś. W drużynie, zwłaszcza po śmierci Deadpoola, nie mamy nikogo kto mógłby przeżyć zwarcie z czymś takim, mogliśmy tylko unikać twoich ataków. Potrzebny nam ktoś kto mógłby odciążyć resztę drużyny i dałby ci wtedy radę jeden na jednego… Może powinieneś przejrzeć listę waszych byłych członków, chodzi mi o kogoś takiego jak Luke Cage, albo She-Hulk? To właściwie jedyny problem, który zauważyłem, dzieciaki naprawdę utworzyły zgrany zespół… -
Cable zrobił krótką przerwę i znowu uważnie popatrzył na Clinta jakby się nad czymś zastanawiał.

- Co o tym myślisz? A i jeszcze jedno… Jeśli znajdziesz później minutkę to będę miał do ciebie sprawę prywatną. -
- Myślę, że to świetny pomysł, jutro z rana zadzwonię do Steve'a i zapytam, czy ma kogoś wolnego, kto mógłby do nas dołączyć. Ktoś o poważnych gabarytach na pewno nam się przyda - rzucił Hawkeye i spojrzał na Nate'a. - Co to za sprawa prywatna? Postaram się pomóc w miarę swoich możliwości. -
Cable pokiwał głową, był pewien, że Steve Rogers zapewni im odpowiednie wsparcie. Kiedy Hawkeye poprosił go o wyjaśnienie kolejnej kwestii, Nathaniel powoli wstał z fotela.
- Cóż, chodzi o kwestie prawne … Właściwie to, chciałbym prosić cię o lekkie nadużycie faktu, że współpracujemy z S.H.I.E.L.D… - Cable zdawał się lekko skrępowany, ale w końcu przeszedł do rzeczy. –
- Chodzi o moje dokumenty… I moją córkę. Nie wiem, czy wiesz, ale Hope przebywa teraz pod prawną opieką Charlse’a Xaviera. Nie mogę jej adoptować, nie mogę też założyć legalnego konta na facebook, ani zapisać się na kurs prawa jazdy, ostatnio kiedy poszedłem do banku, wezwano policję, chcieli mnie oskarżyć o podszywanie się pod inną osobę. Chodzi o to Clint, że ze spisu ludności i wszelkich baz danych wynika, że… - Cable znów zrobił pauzę i westchnął z podirytowaniem. – Z rządowych papierów wynika, że mam siedem lat. I w pewnym sensie, jeśli spojrzeć na moją datę urodzenia, to… mają rację, to muszę im przyznać. Tylko, że to strasznie komplikuje mi życie. Nie moglibyście… Dać mi lewej tożsamości, pod tym samym nazwiskiem? -
Clint patrzył na Nate'a, jakby zobaczył właśnie kosmitę. Uniósł wysoko brwi i rozwarł lekko usta.
- A już myślałem, że to coś poważniejszego. - Odchrząknął. - Znaczy, nie żeby nie było poważne, bo to utrudnia życie, ale myślałem, że to coś... - Zawiesił się na moment, po czym machnął ręką. - Nieważne. Jasne, pogadam o tym z Captain Awesome. Swoją drogą, niebawem będę jechał do Instytutu Xaviera, żeby porozmawiać z Elixirem, więc jeśli chcesz, możesz się zabrać ze mną, żeby zobaczyć córkę. - Uśmiechnął się lekko.
Nathaniel uniósł brwi jakby nieco zdziwiony, zdziwieniem Hawkeya, jakkolwiek to głupio nie brzmiało. Zawsze mógł po prostu zajrzeć mu do mózgu i wyczytać to czego spodziewał się Hawkeye, ale wydawało mu się to zbyt niemoralne, trochę jak pójście na skróty w czasie biegu przełajowego. Summers powoli wstał z fotela i z podziękowaniem skinął Hawkeyowi głowa.
- Czemu nie... Porozmawiamy o tym jutro, po co ci Elixir? - Zapytał i spojrzał na drzwi, którymi wcześniej tam wparował. Jakby zamierzał zaraz opuścić pomieszczenie i zająć swoimi sprawami. Nie zdażało mu się to często, ale musiał po prostu napić się czegoś mocniejszego.
- Chodzi o ojca Jazzmana, ma jakieś problemy zdrowotne, więc pomyślałem, że może Elixir by go zobaczył i mu pomógł. Dla niego to tylko parę chwil roboty, a Jack przynajmniej by się tym już nie przejmował. - Wyjaśnił Clint.
- Dzieciak na pewno się ucieszy. Elixir potrafił nawet poskładać człowieka z raną postrzałową... Poznałem go w roku 2973, kiedy mój brat podszywając się pode mnie porwał Hope, a Deadpool i drużyna Logana... zresztą nie ważne, to były nasze prywatne sprawy. Cała ta historia brzmi jak telenowela w reżyserii Quentina Tarantino. - Cable ruszył temat i powoli skierował się do wyjścia, żegnając Hawkeya jedynie machnięciem prawej ręki. Jakby śmierć Deadpoola to było za mało, wspomnienie Elixira przypomniało mu dość nie przyjemne wydarzenia znane wśród X-Men jako "Wojna Mesiasza".


 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 25-01-2016 o 11:26.
Komiko jest offline  
Stary 24-01-2016, 19:29   #92
 
Ogryzek Szatana's Avatar
 
Reputacja: 1 Ogryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetny
Miała nadzieję, że cała papierologia od ubezpieczeń została już wypełniona, albo przez następne kilka dni nie będą robić nic innego. Biorąc pod uwagę, jak wyglądał pierwszy dzień, można było spekulować jak będzie wyglądał koniec tygodnia; Doktor Doom przeprowadzi inwazję na Stany Zjednoczone? Może Apokalips zniszczył Europę jak nie patrzyli? Azatoth pożre ziemię?

Gdyby nie skwaszone miny reszty, machnęłaby po prostu ręką i poszła do swojego pokoju. Nie była w stanie przejąć się śmiercią domniemanego towarzysza, którego znała ledwie kilka godzin, nawet nie zamieniła z nim jednego, pełnego zdania. Drumm? Jego znała jeszcze krócej. Agamotto? Chciał ich pozabijać, więc tym mniej było jej go żal.

Kiedy Clint wskazał na jej cztery kąty, zaczepnie uderzyła go w ramię.
Lider, nie łam się. ― Powiedziała z wymuszonym uśmiechem, po czym zamknęła drzwi.

Uratowali świat? Nie. Bardziej przydaliby się kontrolując ruch uliczny na skrzyżowaniu, niż do walki z magiczną apokalipsą. Clint zebrał sobie wątpliwie skuteczny team. Nie należy oczywiście odejmować zasługi w zamknięciu szczeliny Deadpoolowi i Cable'owi, ale wyglądało na to, że tylko oni byli tam profesjonalistami, więc nie dziwi ich wzmożony wkład.

Finał? To inna bajka, wszyscy byli tak przydatni, jak pomoc Microsoftu. Sprawa zwyczajnie ich przerosła, a sam Strange do końca nie zdawał się wiedzieć co robi. Gdyby się w to zagłębić, to właśnie jego była wina, że tak bardzo wszystko się spieprzyło. Przyjął jakiś magiczny pojedynek, a potem się na nim nie zjawił, wkurzając Agamotto. Jeden sfoszył się na drugiego i przerzucając się złośliwościami, doprowadzili do poranienia części z nich oraz śmierci trójki.

Magowie mają równo [censored] pod sufitem...

Drumm też nie zabłysnął - chociaż dosłownie, to wszyscy w tym astralu zabłysnęli - zebrał wszystkich moce w „naczyniu”, które demokratycznie wybrali, czyli tak, żeby zadowolić połowę, a potem naczynie w postaci najemnika, który słynie z niewyparzonej gęby okazało się nie podołać zadaniu.

Im dłużej o tym myślała, tym bardziej ją to denerwowało. Walnęła się na łóżko i odpaliła telewizor. Przeskakując pomiędzy kanałami, rozmyślała jak wszystko mogło pójść inaczej. Mogli wybrać ją, ale co wtedy? Poradziłaby sobie z magiem, czy skończyła tak samo, jak Deadpool? Czy tego wieczoru, zamiast wylegiwać się na wyrku, jej brat dostałby telefon od Avengers o treści „Jest nam przykro poinformować, że Jackie bohatersko poświęciła się w walce ze złem tego świata i wącha teraz astralne kwiatki od spodu. Ciała nie odzyskaliśmy”. Bollocks! Chuja zrobili, a Deadpool zginął na marne, bo pieprzeni magowie nie potrafią rozwiązywać swoich własnych problemów!

Jack wstała, wyciągnęła z kurtki swoją Nokię i zaczęła szukać kontaktu do brata. W ostatniej chwili powstrzymała się od kliknięcia zielonej słuchawki, kiedy łza rozchlapała się na ekranie urządzenia. Ze złością cisnęła telefonem, łamiąc ekran telewizora. Usiadła na podłodze, opierając się plecami o łóżko; chciała krzyczeć, ale cicho, by nikt nie usłyszał.

Chwyciła poduszkę i zaczęła do niej krzyczeć, przyciskając tak mocno jak tylko mogła. Serce waliło jej jak szalone, jednak uspakajało się z czasem, kiedy zmęczenie dało o sobie przypomnieć. Stopniowo zapadała w sen w dokładnie takiej pozycji, siedząc na podłodze z twarzą wbitą w pościel.
 
Ogryzek Szatana jest offline  
Stary 25-01-2016, 11:29   #93
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację

Zafina siedziała na podłodze, gdy salon wypełniło światło z projekcji. Uporali się już z nadesłanymi cieniami. Rana na udzie krwawiła mocno. Szybko wyczyściła wodę ze śniegu przyniesionego przez Jazzmana i otuliła nią nogę. Normalnie skupiła by się na dezynfekcji rany i próbie zasklepienia poszarpanych śladów ugryzienia. Teraz jednak patrzyła w szoku na zamazaną wizję. Salon wydawał się mroczny. Jakby ktoś rzucił na niego całun grozy. Dopiero potem doszło do nich co się właśnie wydarzyło. Zwyciężyli. Pokonali najpotężniejszego znanego w historii czarnoksiężnika. Zapłacili jednak za potem i krwią. Zwłaszcza krwią. Nie spodziewała się tego. Mieli być Avengers! Najlepszymi spośród najlepszych. A oni pierwszego dnia zostali właściwie rozbici. Jeżeli tak ma smakować zwycięstwo, to ma ono niezwykle gorzki smak.

Zafina była w takim szoku, że nie zdążyła zareagować na zaklęcie Daimona. Uśmiechnęła się tylko krzywo i podziękowała skinieniem głowy ignorując drażniące miejsce na skórze. Z nikim nie rozmawiała. Udała się za Hawkeyem do swojego pokoju, a gdy drzwi się zamknęły, usiadła na łózku. Patrzyła na złotą klamkę z nieobecnym wyrazem twarzy. Nie myślała o niczym szczególnym. Po prostu była. Po pewnym czasie wstała i udała się do łazienki. Odkręciła kurki pod prysznicem, rozebrała się po czym zaczęła obmywać swoje ciało z trudów dnia. Wszystko robiła machinalnie. Jak zaprogramowany robot. Po wszystkim wtuliła się w ciepłą kołdrę i położyła głowę na poduszce. Dopiero wtedy pojawiła się pierwsza trzeźwa myśl.
„Nie tak miało to wyglądać”

Zerwała się nagle z łózka. Serce waliło jej jak dzwon. Miała wrażenie, że ktoś krzyczy, woła ją. Za oknem zawodził wiatr i śnieżyca. Okrzyk nie powtórzył się więcej. Dom zdawał się spać. Opadła ponownie na poduszkę. Sen opuścił ją jednak całkowicie. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było prawie tak wielkie jak jej mieszkanie. Najwyraźniej Stark dbał o swoich współpracowników. Dziewczynę ciekawiło jakie to jeszcze udogodnienia znajdują się w rezydencji. Jakiekolwiek by jednak nie były, to zdecydowanie warto by się zastanowić nad dodatkowymi zabezpieczeniami przed intruzami.
Magicznie zaleczone udo swędziło i drażniło. A pusty pokój źle wpływał na jej nastrój. Wstała energicznie, na tyle na ile pozwalała noga, zarzuciła na siebie szlafrok i utykając ruszyła na dół. Nie miała w tym jakiegoś szczególnego celu. Nie chciała po prostu być sama w swoim pokoju. Przeszła się więc po korytarzu ciesząc się, że gruby dywan tłumił jej kroki. W miarę szybko zlokalizowała kuchnię. Z pierwszego salonu ciągnęło zimno, zrezygnowała więc z tego kierunku. Wkrótce jednak i tutaj ta wszechogarniająca cisza zaczęła ją drażnić. Przechodziła właśnie obok biura Hawkeye. Zatrzymała się przy nim z uniesioną ręką. Chciała tam zapukać, chciała żeby Clint tam był, zajęty swoimi sprawami. Żeby z nią porozmawiał. Oparła głowę o chłodną framugę. Przez krótki moment biła się ze swoimi myślami. Nie zdecydowała się jednak. Odwróciła się na pięcie i energicznym ruchem ruszyła do kuchni. Nie będzie z siebie robić ofiary. Rozczulanie się nad sobą nie przyniesie nic dobrego jej ani drużynie. Postanowiła zrobić to co każda niezależna kobieta zrobiła by na jej miejscu.

Nigdy nie znała się na winach. Nie była też jakąś niesamowitą melomanką. Lubiła po prostu smak białego wina, najlepiej pół-słodkiego. A, że rezydencja Avengersów miała sowitą spiżarnię jedynym kłopotem był kłopot bogactwa. Na to również znalazło się rozwiązanie. Wkrótce z dymiącym kubkiem gorącej czekolady usiadła na sofie w pomieszczeniu w którym stoczyli ostateczną batalię. Czuła jak gorący płyn rozlewa się po jej wnętrzu poprawiając samopoczucie. Siedziała więc tak, zapatrzona w plamkę krwi na podłodze i rozmyślała o minionym dniu. Wspominała wesołe zachowanie Wade’a, jego żarty i bezstresowe podejście. Przed oczami widziała jak w swoim dziwnym wehikule wlatuje w wyrwę przestrzenną, a potem z głupim wyrazem twarzy ( chyba) próbuje latać w powietrzu. Zafina próbowała zapamiętać Deadpool’a właśnie takiego. Nauczyła ją tego jej babcia Kali. W głowie cały czas kołatały się jej słowa, rady.
Na swojej drodze spotkasz śmierć i zniszczenie. Taki bowiem los przeznaczono Tancerkom. Śmierć zaś dotyka nas wszystkich. Zarówno przyjaciół jak i wrogów. Jeżeli więc chcesz ich przed tym ustrzec to wspominaj te radosne chwile z nimi spędzone. Wtedy pozostaną na zawsze żywi w twojej pamięci.

Obecnie było to dla niej patetyczne jak jasna cholera, ale mimo wszystko poprawiało humor. Za to była właśnie wdzięczna swojej babci. Bo choć często była krytyczną i bezlitosną nauczycielką, to pokazywała również swoją ludzką twarz.

Rano obudził ją ruch w korytarzu. Nie wiedziała kiedy zasnęła na sofie, opatulona w szlafrok. Pusty kubek leżał na ziemi, a jej samopoczucie było dużo lepsze niż kilka godzin wcześniej.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 31-01-2016 o 17:52.
Noraku jest offline  
Stary 26-01-2016, 12:29   #94
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Następnego dnia, tuż po śniadaniu na podjeździe pod domem pojawiły się dwie furgonetki z charakterystycznym logo Damage Control. Mężczyźni w pomarańczowych skafandrach i żółtych kaskach zabrali się od razu za naprawianie wybitej ściany w salonie, podczas gdy niska, uśmiechnięta kobieta z krótkimi, siwymi włosami przyszła do jadalni, w której wciąż siedzieli Avengers.
- Wy naprawdę wiecie, jak rozkręcić dobrą imprezkę - rzuciła wesoło.
- Dzięki za tak szybką reakcję, Annie. - Hawkeye wyciągnął się na krześle.
- Jesteśmy Damage Control, to właśnie robimy. Reagujemy, gdy trzeba posprzątać po superbohaterach. - Zaśmiała się. - To my swego czasu przebudowaliśmy posiadłość, w której obecnie siedzicie. Myślałam, że wytrzyma trochę dłużej, niż ostatnio...
- Ile nas to będzie kosztować?
- Spytał Clint, nie mając najwyraźniej ochoty na tę rozmowę.
- Was? Personalnie? - Annie uśmiechnęła się dziwnie i spojrzała w swój notes. - Dostałam wiadomość, że Steve Rogers zapłaci za remont.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego?
- Siwowłosa poprawiła okulary.
- Bo umawiałem się z nim, że jesteśmy na swoim. Nie chcę, żeby Captain Awesome płacił za nas każdy rachunek, gdy coś się...
- Ale wiesz, że będzie to was kosztować pięćdziesiąt tysięcy dolarów?
- Uśmiechnęła się szeroko, a Barton aż stężał w sobie.
Przez chwilę zastanawiał się nad czymś, po czym przejechał dłońmi po twarzy i spojrzał na kobietę.
- No dobra, niech Rogers zapłaci...
- Tak myślałam. Życzę wam miłego dnia.
- Odwróciła się na pięcie i wyszła z jadalni, wyraźnie zadowolona. Pozostali odnieśli wrażenie, że ta cała Annie nie za bardzo przepadała za superbohaterami.

Godzinę później w posiadłości zjawił się Steve Rogers w towarzystwie młodego, długowłosego chłopaka, który wyglądał na jakieś dwanaście lat. Barton zebrał więc wszystkich w drugim salonie, gdyż oficjalny, przeznaczony do przyjmowania gości oblegany był przez budowlańców z Damage Control.
- To jest wasze nowe wsparcie - powiedział Rogers, uśmiechając się lekko.
- Prosiłem o czołg, a nie rowerek z trzema kółkami… jeśli wiesz, co mam na myśli, Steve. - Hawkeye założył ręce na piersi.
- Jak zwykle patrzysz krótkowzrocznie, Clint. To Skaar, syn Hulka. Chyba nie muszę nic więcej wyjaśniać, tym bardziej tego, że w swojej normalnej formie nie zmieściłby się do Bentleya, którym tu przyjechałem. - Captain America uśmiechnął się szeroko, a Hawkeye przewrócił oczyma. - Z innych spraw, przykro mi, że straciliście kompana i to podczas pierwszej akcji, ale takie rzeczy się po prostu zdarzają. S.H.I.E.L.D. uważa jednak, że spisaliście się bardzo dobrze, zwłaszcza w parku, więc mam dla was coś, co choćby częściowo rozproszy te czarne chmury nad waszymi głowami po wczorajszej stracie.

Zdjął plecak, po czym sięgnął do niego, wyciągając siedem kopert i wręczył po jednej Clintowi, Jackowi, Victorii, Aceline, Jackie, Zafinie oraz Nate’owi.
- Mały prezent od szefostwa. Cztery tysiące dolarów dla każdego. Zróbcie dobry użytek z tych pieniędzy. - Rogers śmiechnął się lekko.
- Wow, nigdy w życiu tyle nie uk… nie widziałem na oczy - rzucił podniecony Jazzman, zaglądając od razu do wypchanej koperty.
- W takim razie zapraszam was dziś wieczorem na wystawną kolację do renomowanej restauracji na Manhattanie - powiedział Rogers.
- Nie, nie, nie, Steve, nie jesteśmy jakimiś szlachcicami… zabiorę swoją ekipę na największą pizzę, jaką w życiu widzieli. - Puścił oczko Steve’owi, a Cap. pokiwał tylko porozumiewawczo głową, zatem musiał coś wiedzieć na ten temat. - Przy okazji poznamy się nieco z naszym nowym towarzyszem. - Skinął głową Skaarowi i spojrzał na zegarek. - Za jakieś pół godziny jadę do Instytutu Xaviera, czy oprócz Cable’a ktoś chce zabrać się ze mną? A jeśli nie, to jakie macie plany na teraz, żebyście w razie czego wyrobili się na siódmą na pizzę?

Po otrzymaniu odpowiedzi Clint wraz ze Steve'em zakwaterowali Skaara w jednej z sypialni na piętrze, po czym oprowadzili wszystkich po posiadłości, pokazując póki co parter, piętro, poddasze i piwnicę. Na więcej nie było na razie czasu.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 26-01-2016 o 14:55.
Kenshi jest offline  
Stary 26-01-2016, 14:18   #95
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Sala odpraw Avengers Tower wieczorem dnia poprzedniego


Za dużym stołem po jednej stronie siedzieli Steve Rogers i Tony Stark, choć mina pierwszego wskazywała że ten drugi sam się wprosił, a po drugiej stronie troje spośród grona największych twardzieli Avengers. Zielona seks-bomba znana jako She-Hulk, czarnoskóry paker Luke Cage i mierzący niecałe metr sześćdziesiąt dwunastolatek, kryjący pod niepozorną postacią syna samego Green Scar. Kapitan wstał by zabrać głos.
-Dostaliśmy wiadomość od Hawkeye'a. Zostaliśmy poproszeni, by wydelegować do jego nowej drużyny, jak to określił etatowego twardziela. Wybór postanowiłem zawęzić do kogoś z waszej trójki. Czy ktoś się zgłasza na ochotnika?
-Ja mam Dark Avengers na głowie cały czas, więc spasuję. - odparł Cage.
-Czemu by nie, to może być nawet ciekawe. - prawie jednocześnie odpowiedziała Walters i młody chłopak.
-Ciociu Jenn, nie bądź taka! - zakrzyknął Skaar do kuzynki swojego ojca i spojrzał na nią prosząco.
-Stawiam na Skaara, chciałbym zobaczyć minę Clinta gdy go spotka. - wyraził swoją opinię Iron Man.
-Tony, tu nie chodzi o zabawę... - Rogers wyraźnie nie był zadowolony z postawy kolegi.
-Jestem tego świadom Steve. I dalej uważam, że Skaar to dobry wybór, jest twardy ale nie brakuje mu rozsądku, nie wywoła też burzy testosteronu w męskiej części zespołu, w przeciwieństwie do co niektórych. - uśmiechnął się Stark.
-Niech będzie mały, ustąpię Ci. Ale uważaj na siebie, bo twój ojciec urwie mi głowę, jeśli coś Ci się stanie. - zwróciła się pół żartem pół serio do swojego bratanka.
-Super! - krzyknął i dla podkreślenia swoich słów tupnął aż Wieża się zatrzęsła - Ups! - zaśmiał się. Bycie dwunastolatkiem sprawiało, że wiele wybryków puszczano mu płazem, dlatego nie wahał się korzystać z tej postaci.
-Czyli ustalone, Skaar spakuj się i jutro jedziemy do Avengers Mansion. - zamknął spotkanie Kapitan.

***

Na wspomnienie o trójkołowym rowerku, młody chłopak podniósł głowę i posłał łucznikowi miażdżące spojrzenie, gdyby dało się zabijać wzrokiem Barton prawdopodobnie właśnie by się zdezintegrował... Clint nie zwrócił na to jednak zbytniej uwagi, od razu przenosząc wzrok na Cap. America.
Gdy Steve skończył swoją przemowę i mieli zamiar oprowadzić Skaara po posiadłości ten wstał i zwrócił się do nich.
-Jasne, tylko dajcie mi minutkę. - po czym wyszedł i skierował się do zdemolowanego salonu, gdzie uwijała się "ekipa remontowa".
-Już mam się nastawiać na kolejne pięćdziesiąt tysięcy? - zapytał Hawkeye Rogersa, ale na tyle głośno, by Skaar wszystko słyszał.
- Poczekaj chwilę i nie wyciągaj wniosków na szybko - odparł Steve, uśmiechając się lekko.
Młody mutant całkiem zignorował snajpera, chcąc potem zobaczyć jego minę. Wszedł do zniszczonego pokoju, a jego oczy zaświeciły się od mocy i po chwili fragmenty ściany wróciły na swoje miejsce zespalając się idealnie, jakby nigdy nie rozwalił jej napakowany mocą magiczną kolos. To samo po chwili stało się z popękanym sufitem.
-Państwu już podziękujemy. - zwrócił się do ekipy Damage Control i nie kryjąc złośliwego uśmiechu wrócił do salonu.
Budowlańcy spojrzeli po sobie skonsternowani, po czym przez moment nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Chwilę kręcili się po salonie, jakby szukając dodatkowego zajęcia, którego w końcu i tak nie znaleźli, zatem wyszli do foyer, wykonali ze dwa telefony (zapewne do swojej szefowej), po czym zebrali wszystkie klamoty i wyszli, zapewniając Bartona, że jakaś Annie się z nim skontaktuje odnośnie przerwanego remontu.
- No proszę, widzę, że będziemy mieć ze Skaara pożytek nie tylko przy przemeblowywaniu facjat naszych wrogów. - Clint się zaśmiał. - Dobra robota, dzięki. - Skinął mu głową z aprobatą.
-Dziękujemy za skorzystanie z usług firmy budowlanej Skaar Ltd. - odparł przesadnie formalnym tonem. - To co, idziemy? - zapytał, nawiązując do tego iż mieli go oprowadzić po rezydencji.
- Już cię lubię, Młody - rzucił wesoło Clint i objął go ramieniem, niczym starszy brat. - Jasne, najpierw sypialnia, a potem reszta posiadłości, z wszystkimi.
-No to prowadź, szefie.
Po skończonej wycieczce Skaar pokiwał z uznaniem głową.
-Niezła chata, ale balangę by można tu urządzić. - powiedział rozmarzonym głosem, typowy nastolatek... - W tym całym instytucie jest coś ciekawego? Bo w sumie to nie wiem czy zabrać się z wami, czy ryzykować że mnie będzie płeć piękna po butikach ciągała. - zastanawiał się chłopak.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 27-01-2016, 13:34   #96
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Cable przez całą noc źle spał, męczyły go koszmary, czy może raczej telepatyczne wizje przedstawiające wydarzenia, które już się wydarzyły, lub dopiero mogły się wydarzyć. Miał nadzieję, że dwa mocne drinki, które wypił przed snem pomogą mu zapaść w głęboki sen, nie udało się...

Kiedy rano odwiedziła ich dwójka gości, Nathaniel zesztywniał i powitał Kapitana Amerykę wojskowym salutem. Nigdy nie służył w Armii Stanów Zjednoczonych, ale walczył o wyzwolenie terenów, które w dalekiej przeszłości należały do tego państwa. Legenda Kapitana Ameryki przetrwała upadek ludzkiej cywilizacji, Steve był bohaterem bajek, które w dzieciństwie opowiadano mu na dobranoc, Cable darzył tego człowieka ogromnym szacunkiem.

Kiedy Hawkeye rozdał im koperty z pieniędzmi, mężczyzna z początku nie wiedział co powinien z tym zrobić, po namyśle coś jednak przyszło mu do głowy, więc wetknął kopertę do jednej ze swoich pojemnych kieszeni.
Nathaniel uważnie obserwował młodego chłopaczka, który okazał się ich nowym narybkiem. Weteran nie zupełnie tego się spodziewał. Jeśli chłopak miał w sobie geny Hulka, z pewnością mógł okazać się przydatny, ale dzieciaki były bardzo nieprzewidywalne. W końcu padło pytanie o wyjazd do Instytutu. Banner Jr. Odniósł się do tego w typowo nastoletnim stylu. Cable postanowił więc zabrać głos.
- Po pierwsze, w North Salem nie ma butików, to miasteczko położone w środku lasu. Instytut znajduje się na obrzeżach miasta, więc nawet po chipsy musisz jechać samochodem… W pobliżu Instytutu znajduje się jeden sklep wielobranżowy, który jednocześnie pełni rolę kawiarni, księgarni,i baru. Po drugie, nadchodzą święta, musisz wiedzieć, że jest to szkoła z internatem. Wszystkie dzieciaki dostały wolne i wróciły do domu, może poza kilkoma sierotami… -
Nathaniel zrobił, krótką pauzę zastanawiając się jak jego własna córka radzi sobie teraz w tej roli. Jakie mogła tam mieć teraz towarzystwo poza grupą nauczycieli? Córkę Logana? Najbardziej aspołeczne dziecko jakie poznał w całym swoim życiu. Porzucone przez rodziców dzieciaki, których fizyczne deformacje nie pozwalały na kontakt ze światem zewnętrznym i były skazane na wieczne życie w Instytucie? Różowego człowieka żelka? Doszedł do wniosku, że przeżywała gorsze rzeczy.
-Więc nie masz co się napalać na poznanie nowych koleżanek. – Cable przyglądał się Skaarowi jeszcze przez chwilę, a później przeniósł wzrok na Rapid Jack.
- A ty? Nie chcesz odwiedzić kumpli z drużyny? -
Wydawało mu się, że jeśli ktokolwiek będzie pisać się na taką wycieczkę to właśnie ta Londyńska X-Menka.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 27-01-2016 o 13:41.
Komiko jest offline  
Stary 27-01-2016, 19:53   #97
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Skaar miał wielką ochotę poprawić Cable'a, bo ten widocznie nie zrozumiał o co mu chodziło, ale tylko przewrócił oczami. W sumie dowiedział się tego czego chciał. Instytut wydał mu się nudną dziurą, raczej niewartą odwiedzenia, jeśli nie zajdzie taka potrzeba. No przynajmniej w okresie świątecznym, bo pełen jak to określano specjalnych dzieciaków na pewno był znacznie bardziej interesujący.
-W takiej sytuacji zapewne zostanę tutaj. W Nowym Jorku jest co robić, no i wypadałoby się zapoznać z resztą zespołu. - powiedział bardziej do siebie niż do Nathana.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 27-01-2016, 21:00   #98
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
- A jeśli nie, to jakie macie plany na teraz, żebyście w razie czego wyrobili się na siódmą na pizzę?

Aceline zastanowiła się przez chwilę. Musiała z pewnością udać się do banku i wpłacić tam pieniądze ofiarowane jej przez Kapitana Amerykę. Chciała także udać się do miejskiej biblioteki i wypożyczyć jakąś ciekawą książkę, resztę dnia planowała jednak spędzić w Avengers' Mansion.

- Wyskoczę na chwilę na miasto, ale potem będę siedziała w swoim pokoju – odparła.

~*~

Po wizycie w Deutsche Banku (gdzie miała założone konto) i bibliotece Aceline opadła na łóżko. Miała zamiar poczytać świeżo wypożyczoną książkę o historii stosunków trans-atlantyckich, ale póki co dalej była bardzo zmęczona. Nastawiła budzik w telefonie tak, by zadzwonił za godzinę i położyła się zdrzemnąć.
 
Kaworu jest offline  
Stary 29-01-2016, 20:32   #99
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Nocne herosów rozmowy(Lady Europa i Jazzman dialog)

Jack czuł się winny to on głosował za szaleńcem! A mógł przecież posłuchać Clinta, który tak dobrze im radził! Wziął szybki prysznic z obowiązku, po czym położył się spać.
Zasną tylko przez zmęczenie ciała jednak sumienie obciążone bohaterską śmiercią Wada nie pozwoliło na spokojny sen. Obudził się w środku nocy i nie mogąc już zasnąć ruszył do kuchni gdzie odszukał uspokajającą ziołową herbatę zaparzył napar i martwym wzrokiem wpatrywał się w kuchenne światło czekając aż ostygnie.

Aceline także nie mogła spać. Miała koszmar, który ledwie, co pamiętała, ale który obudził ją w środku nocy. Założyła szlafrok na piżamę i z jednorazowym opakowaniem belgijskiej czekolady w proszku udała się do kuchni. Nie sądziła, że kogoś tu znajdzie, jednak mimo to stał tu Jazzman.


- Oh, hej - rzuciła, nieco zaskoczona - Złe sny? - Spytała, podchodząc do czajnika
- Tak, to była wszystko moja wina... Nic dziwnego, że nie mogę spać przez to, że nie posłuchałem szefa zginął chory psychicznie bohater i ten miły czarnoskóry czarodziej - Wrzucił z siebie biegacz, po czym upił łyk gorzkiego napoju, który w chwili obecnej doskonale pasował do jego nastroju.
- Wiesz, nie sądzę, by to była Twoja wina. Po pierwsze, wszyscy popełniliśmy błąd - powiedziała Aceline. Nalała do kubka wrzątku, po czym wsypała swoją czekoladę w proszku. - Po drugie, zarówno czarodziej... Doktor Voodoo, tak się nazywał? I Deadpool wiedzieli, na co się piszą. Byli bohaterami i zginęli jak bohaterowie. Nikt ich nie zmuszał do tego, by walczyli. Sami podjęli ta decyzję - rzuciła, podchodząc do lodówki. Wyjęła z niej karton mleka i dolała do swojej czekolady.


Chłopak pokiwał powoli głową - Zaczynam sądzić, że Wade chciał umrzeć przecież on chyba nie użył żadnej z pożyczonych mu mocy?! Po prostu zdawało mi się, że szalony morderca się do tego najlepiej nada. Z tego, co nam mówił miał sporo na sumieniu, ale odszedł jak prawdziwy heros mam nadzieje, że jest szczęśliwy... - Jazzman pogrążył się na chwile w milczeniu, po czym dodał - Szkoda, ich śmierci, ale wiesz, co? Może to i lepiej, że ten głupi medalik nie istnieje? Trzymałem go przez chwilę a to diabelstwo już mnie kusiło swoją mocą! Mówię ci nic dobrego z tego czegoś by nie było! Ale i tak szkoda dobrych ludzi
- Racja, szkoda dobrych ludzi - Lady Europa zgodziła się z Jazzem - Może Wade rzeczywiście nie był najlepszym wyborem? Ale z drugiej strony - upiła łyk gorącej czekolady - To mogło być każde z nas. Ja... Bardzo chciałam walczyć z Agamotto, ale teraz... Możliwe, że dobrze się stało, że nie walczyłam - stwierdziła, wbijając wzrok w swoje stopy. Czuła się jak tchórz, teraz, kiedy to wyznała.
- Ty, chociaż chciałaś walczyć ja od razu się wycofałem jestem tylko szybko biegającym ex złodziejem, który próbuje zgrywać herosa, ale w przeciwieństwie do ciebie i reszty nie mam w sobie nic bohaterskiego. Patrzę tylko, co tu jeszcze mogę dla siebie zgarnąć - Z tonu Jacka dało się wyczytać, że czuje do siebie obrzydzenie.
- Jesteś młody i o ile rozumiem, swoje moce zyskałeś przez przypadek. Myślę, że to dobrze, że starasz się cos zrobić z swoim darem. Mógłbyś przecież siedzieć na czterech literach i nie robić niczego dla świata, prawda? Nie bądź dla siebie zbyt okrutny - Europa uśmiechnęła się do Jazzmana.

Jones upił większy łyk z kubka, po czym uśmiechnął się krzywo - Młody, ale zdążyłem już nieźle nabruździć sam nie wiem ilu ludziom zrujnowałem życie sprzedając narkotyki. Ale dzisiaj uratowałem grupkę gapiów i to było super uczucie a z pewnością dużo lepsze niż gnijcie w Raft, więc może jeszcze będą ze mnie ludzie.
Aceline pokiwała głową, słysząc Jonesa - Wiesz, może chciałbyś kiedyś ze mną odwiedzić Brukselę? Mógłbyś zobaczyć Atomizm i Parlament Europejski. Myślę, że mogłoby Ci sie spodobać.
Tym razem chłopak uśmiechnął się szczerze jego obliczę odmłodniało - Super pomysł! Wiesz, że nigdy jeszcze nie byłem za granicą? Ale trzeba to będzie odłożyć na przyszłość, bo wydaje mi się, że ugoda, którą zawarł Clint żeby mnie wypuścili zabrania opuszczania kraju chyba, że w oficjalnych interesach Avengers. Za to teraz dałaś mi kolejny powód żeby się dobrze spisać to może Prezydent da mi wcześniejsze zwolnienie?
- Możliwe - Aceline uśmiechnęła się szeroko - A teraz wybacz, chyba wrócę do łóżka. Miłych snów - powiedziała, wypiwszy resztki swojej czekolady.
- Dziękuje. Dobranoc - Jazzman czuł się jakby wielki ciężar spadł mu z ramion resztę nocy przespał już spokojnie.


Rano

Poranek z pewnością upłynął Jackowi na wielu przyjemnych niespodziankach. Wpierw poznał samego Kapitana Amerykę! Korciło go żeby poprosić o autograf, ale w sumie było wstyd... Do tego dostał niesamowicie wielką premię jakby nie patrzeć to pomógł jednak uratować świat, chociaż końcówkę trochę zawalili.

Gdy w końcu otrząsnął się z szoku zawołał do nowego nabytku zespołu - Cześć, Skaar na imię mam Jack pseudo Jazzman - W ostatniej chwili ugryzł się w język i nie zawołał do dzieciaka per młody może i wyglądał jak smark, ale Jones wolał się nie narażać synowi Hulka który mocą umysłu łata ściany.

- Clint, czy Pan Stark prowadzi też bankowość dla superherosów? Nie mam konta w banku a ex więzień z taką sumą mógłby wzbudzić podejrzenia - Chłopak czuł się zagubiony nigdy w życiu nie miał na raz aż tyle kasy! Wiedział, że spora część pójdzie na zapłatę rachunków medycznych taty oraz zapłatę innych długów domowych a co zrobić z resztą?
"Może kupie sobie MP4? Niee! Lepiej odłożyć na czarną godzinę mój CD Player jest dobry wszystkie inne rzeczy zapewniają mi na razie Avengers" - Postanowił rozsądnie.

Gdy usłyszał, że część ekipy wybiera się do Instytutu Xaviera spytał nieśmiało - A mogę się z wami zabrać? Z tego, co pamiętam jeden z członków, Xmenów co był też w głównych Avengers ma moc podobną do mojej taki siwy Quick Strike? Jakoś tak? Może pozwoliłby odkupić od siebie jakieś stary kostium, który nie rozpadnie się przy pierwszym biegu? A może nawet podpowiedzą mi jak mam walczyć, bo tam mają doświadczenie w tego typu rzeczach! A najfajniej to by było jakby można było wymyślić jak ustabilizować moje ciało !!! - Jack bardzo się nakręcił, kiedy uświadomił sobie, że znów wychodzi z niego chciwość spąsowiał i dodał cicho - Zresztą nieważne, nie chcę się narzucać, ale wycieczka do lasu też byłaby miła.

Po chwili przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawie do załatwienia - Muszę jeszcze oddać telefon, który pożyczyłem w parku żeby zadzwonić na policje, ale powinienem się jeszcze dziś z tym wyrobić
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 29-01-2016 o 20:47.
Brilchan jest offline  
Stary 30-01-2016, 01:59   #100
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację

Tym co ją zbudziło była ekipa budowlana. Trzeba przyznać, że Damage Control dorastała do swojej renomy. Zafina przemknęła na górę do swojego pokoju, klapiąc bosymi stopami po posadzce. Z automatu podeszła do szafy, ale wewnątrz zastała jedynie puste wieszaki.
- Ah, no tak – westchnęła na wspomnienie swojej własnej, wypełnionej po brzegi, garderoby i spojrzała na rzucone w kąt wczorajsze ciuchy. Z niesmakiem założyła na siebie sztywną od potu i brudu koszulkę oraz podarte spodnie. Co prawda chaotyczne rozdarcia były teraz modne, ale z pewnością nie na połowie uda. Poza tym ciągle przypominało to jej o niemiłym odrętwieniu tego miejsca.

Na dole dołączyła już do reszty towarzyszy na wspólne śniadanie. Nie byli może przesadnie rozmowni, ale też nikt nie smęcił nad płatkami z mlekiem. Był to normalny poranek grupki nowo poznanych osób, wymęczonych wcześniejszym dniem. Nie sądziła, że kiedykolwiek zamarzy o takim spokoju. Była to miła alternatywa. Zwłaszcza, gdy ich dowódca próbował z twarzą zachować się jak odpowiedzialny lider. Przynajmniej do momentu podania kwoty za remont. Parsknęła śmiechem widząc jego reakcję oraz załamaną minę.

Dodatkową wolną chwilę poświęciła na rozkoszowanie się smakiem świeżo parzonej kawy. Niech ludzie mówią co chcą, ale poranna kawa jest jednym z najbardziej uzależniających narkotyków wciąż dostępnych na wolnym rynku. Nic więc dziwnego, że gdy Clint zwołał ich w salonie poszła tam z parującą dokładką ożywczego napoju. O mały włos, a wszystko wylądowało by na nowy dywan. Zafina widziała na żywo i z bliska wielu celebrytów. Może nie była na tyle blisko z nimi by zostać zaproszonym na prywatne imprezy Miley, (w sumie to było akurat plusem) ale poznała wielu pasjonatów tańca. Chaninga Tatuma, Jack’a Nicholsona czy Hallie Berry. Można by więc dojść do wniosku, że sławy plotkarskiego świata nie powodują u niej szybszego krążenia krwi. Stojący w salonie mężczyzna nie był jednak wyłącznie gwiazdą plotkarskich portali. To był Kapitan Ameryka. Sam i niepowtarzalny Steve Rogers. Maliny zapłonęły mocniej gdy się odezwał. Patrząc na ich drużynowego szybciora, doszła do wniosku, że nie tylko na niej wywarł takie wrażenie. Cóż trzeba będzie się przyzwyczaić.
Cholera, pierwsze spotkanie z Kapitanem, a ja stoję w takich łachmanach i zachowuje się jak jakaś groupie. Pokaż trochę klasy dziewczyno!” – zganiła się w myślach ukrywając drżenie palców popijaniem delikatnych łyków kawy. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na towarzyszącego kapitanowi młodzieńca. Szczerze, w życiu nie powiązała by go z Niszczycielskim Hulkiem. W sumie Clint użył dobrego porównania. Chłopak jednak nie pozwolił sobie wejść na głowę. Szybko pokazał swoje talenty, wyręczając robotników w remoncie.
- Witaj w drużynie Skaar – wyciągnęła do chłopaka rękę. Dobrze wiedziała, że nie był już dzieckiem, a na pewno nie chciałby być tak traktowani. Mieli w końcu stanowić drużynę. Uśmiechnęła się serdecznie, chociaż tak naprawdę to miała ochotę przykucnąć i potarmościć go po głowie. – Mi możesz mówić Zafina albo The Dancer. Innych skrótów nie toleruje.

Pomysł Clinta spodobał się jej dużo bardziej od wykwintnej kolacji. Chociaż w towarzystwie Steve’a mogła by jeść nawet pod mostem.
- Świetny pomysł Clint, nie ma to jak tradycyjna Nowojorska pizza. Pozwolisz, że następnym razem ja wybiorę miejsce? Np. takie z którego będzie można wyjść, a nie się wytoczyć?
Wystawiła język w jego kierunku biorąc się pod boki. Tak, wyraźnie wrócił jej dobry humor. Koperta zawędrowała już do kieszeni. Zwykle dostawała takie honorarium za kilkanaście występów. Teraz nie za bardzo nawet wiedziała na co można by wydać taki bonus.
- Oczywiście, żaden problem, choć wiem, że z naszej pizzerii na pewno da sie wyjść o własnych siłach. No chyba, że przesadzisz z plackiem. - Puścił jej oczko, uśmiechając się lekko.

Zaplecze socjalne rezydencji posiadało wszystko czego dusza wymaga do odprężenia się. Brakowało tylko sauny i jacuzzi. Najbardziej spodobała się jej jednak dobrze wyposażona siłownia. Potrzeba by jeszcze tylko jakiegoś miejsca, w którym mogła by ćwiczyć swoje zdolności nie ryzykując większych szkód.
- No, Clint. Jak to mówicie tutaj w Ameryce? Nie oceniaj książki po okładce? – spytała w trakcie przechadzki po posiadłości. Chodziło jej oczywiście o postać Skaara. – Wiesz coś więcej o nim czy mamy czekać aż sam się zdradzi?
- Niewiele ponad to, że może zamieniać się w wielkoluda, jak jego ojciec, ale po to mamy odpowiednią bazę danych, by się dowiedzieć więcej. Zresztą, już pokazał, że potrafi coś więcej, niż mówić tylko 'Skaar SMASH!' - Hawkeye zaśmiał się.

Gdy tour już się zakończył, podzieliła się swoimi wątpliwościami z Hawkeyem. Zwłaszcza tymi dotyczącymi jakiejś większej przestrzeni do ćwiczenia ruchów i ogólnego dbania o formę poza siłownią. Uznała, że pytania dotyczące jacuzzi mogą się okazać, nieodpowiednie. Dodatkowo gnębiła ją jeszcze jedna sprawa.
- Clint, chciała bym się ciebie poradzić. – zaczęła niepewnie szukając w głowie odpowiednich słów. – Wiele się mówi o ukrywaniu swojej prawdziwej tożsamości i tak dalej. Wczoraj w parku zdałam sobie sprawę, że z powodu mojego zawodu mogę być dość rozpoznawalna. Zwłaszcza paparazzi mogą zrobić z tego nielichą sensację, a ja wolała bym dla dobra mojego klanu i trupy tego uniknąć. Myślałam o masce ale nie mam bladego pojęcia skąd zdobyć coś lepszego niż maska z Upiora w Operze.
Spojrzała na swoje podarte ubranie i już cichszym głosem dodała.
- Poza tym… czy super bohaterowie sami szyją swoje kostiumy? Czy mają jakąś… eee super krawcowa? Bo obawiam się, że jak tak dalej pójdzie to wydam majątek na ciuchy…
- Odpowiem od razu na twoje oba pytania. Tak, mamy taką krawcową, nazywa się Reed Richards i jest z Fantastic Four. - Zażartował Clint. - Porozmawiam z nim w wolnej chwili na temat jakiegoś kombinezonu i maski dla ciebie.
- Pan Fantastyczny? - zdziwiła się szczerze. - W życiu bym o tym nie pomyślała. Wielkie dzięki.

- Cóż, ja planuje na razie wrócić do mojego apartamentu i przywieźć część rzeczyj – odpowiedziała na pytanie Aceline. - O ile to nie kłopot. Odwiedziny w instytucie chętnie przełożę na kiedy indziej, ale jakiemuś wypadowi na miasto nie odmówię. Co Ty na to Skaar? Jack? Przydałby mi się jakiś dodatkowy konsultant.

***

Mieszkanie nie zmieniło się w ciągu jej nieobecności. W Nowym Yorku to zawsze była dobra wiadomość. Firma przeprowadzkowa Arctus została zamówiona, ta sama która pomagała jej się przenieść z domu dziadków do tego apartamentu. Może ją zapamiętali i znowu podeślą Sama. Chociaż właściwie, biorąc pod uwagę ich ostatnią burzliwą rozmowę, może lepiej gdyby się tutaj nie pojawiał. Niektórych ran lepiej nie rozdrapywać. Miała dwie godziny na spakowanie kartonów. Kłopotem był jednak wybór. Całego mieszkania nie chciała przewieźć, zawsze była to jakaś alternatywa na później. Spakowała więc całą swoją szafę ubrań oraz niezbędne zioła. Kilka gadżetów, mnóstwo pamiątek z całego świata oraz zdjęć. Wszystko co pozwoliło by jej odcisnąć swoje piętno na rezydencji. Wtedy to właśnie doszła do wniosku, że ma mnóstwo kompletnie niepotrzebnych jej gadżetów, z którymi jednak ciężko było by się jej rozstać. Dlatego gdy do jej drzwi zapukali dwaj krzepcy mężczyźni w celu zabrania kartonów, było ich trochę więcej niż by chciała przyznać. Gdy znosili jej rzeczy do vana ciągle wahała się nad różnymi bibelotami. Tak naprawdę to wspominała historie dotyczącego tego miejsca i tych rzeczy. Usiadła na łóżku, które zaskrzypiało głośno. Uśmiechnęła się. Gdy nabywała to miejsce sprężyny były całkiem nowe. To jej zasługą był ich obecny stan. W nagłym przypływie wspomnień porwała leżące na nim poduszeczki, wpakowała je do ostatniego kartonu i dołączyła do pracowników Arctusa.

Ich miny gdy zawitali przed bramą posiadłości Avengers były niezapomniane. Niestety z powodów proceduralnych musieli zostawiać kartony przed wejściem. Z pomocą lokaja oraz własnych zdolności szybko uporała się z przenosinami. Kilka godzin później oraz kilkanaście zmian pomysłu na wystrój pokoju wreszcie była zadowolona. Lubiła uważać, że jej styl jest połączenie orientalizmu arabskiego z hippisowskimi elementami i gadżetami ale tak naprawdę był to czysty chaos. Z jednej strony pomarańczowa lampa lawowa, z drugiej mały stoliczek z arabeską, przystosowane do parzenia i picia kawy. Z jednej strony kolorowe pufy i oprawione zdjęcia z występów, a z drugiej stojąca w rogu, bogato zdobiona shisha. Nadal nie spełniało to jej oczekiwań, ale by w pełni zadowolić swoją wizję, musiała by odwiedzić market budowalny.



Ostatnim szczegółem został zielnik, postawiony tuż przy oknie oraz pęki ziół zawieszone w łazience między szafką, a prysznicem. Znajdowała się tam cała jej wschodnia wiedza medyczna. Już niedługo będzie mogła wykorzystać część z tych roślin. Chociaż nadal wiele rzeczy znajdowało się w pochowanych po kątach kartonach to była zadowolona z efektu. Spojrzała na zegarek. Była czwarta. Miała jeszcze trochę czasu do umówionego spotkania. Rozważała właśnie wycisk ciału na siłowni czy wycisk portfelowi w centrum handlowym. Każda z tych opcji była kusząca, ale chętnie zrobiła by je przynajmniej w tandemie. Wyszła wiec z pokoju szukając jakiejś duszy do towarzystwa.

Posiadłość była jednak pusta, nie licząc śpiącej Lady Europa w swoim pokoju. Dopiero później przypomniała sobie, że Jack ruszyła z Victorią i Skaarem od razu na miasto. Może uda się jej jeszcze ich złapać. Wyciągnęła telefon z kieszeni i popatrzyła na ekran przez kilka chwil w skupieniu, po czym znowu go schowała.
- Nie mam ich numerów - skomentowała zrezygnowana. - Cóż w takiej sytuacji wbijam się w dresy i zobaczymy jakie maszynki mają w siłowni.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 31-01-2016 o 17:58.
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172