Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2008, 17:45   #71
 
Lukadepailuka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znanyLukadepailuka wkrótce będzie znany
- Aż tak widać?

Lukas nie musiał odpowiadać ani przytakiwać, tylko jego uśmiech się rozszerzył.

Widział jak jego twarz się zmienia i chyba wiedział nawet o czym on myśli. Mimowolnie przytaknął.

- No cóż, ze mną oraz Fede ... sam widziałeś.- Zakończył Eugene jakby nie wiedząc co ma powiedzieć.

~No, no...~ Uśmiech Lukasa rozszerzył się do granic możliwości, ale nagle... zniknął.

- Ekhm, no tak. Wiesz, a może nie wiesz, że się nie wtrącam. Jednakże... Nie wiem co się stało z Lin i Michaelem, ale mam złe przeczucia i chyba Fede też je ma. Problem w tym, że powinniśmy się trzymać razem, wiem, że jesteś inteligentny i nie poddasz się emocjonalnym impulsom, nie zdecydujesz się na izolację, aby spędzać więcej czasu z nią i… ale...- Zaczął się jąkać? No, nie. Uśmiech powrócił mu na twarz.- Wybacz, nie chciałem odstrajać takiej gadki, to było... głupie.- I tak się czuł, odkaszlnął. Kiedy skończy się ten korytarz do jasnej anielki?

- No, tak. A co sądzisz o obecnej sytuacji? Ta cała portiera i czemu wcześniej nie spotkaliśmy żadnych ludzi skoro to hotel?- Pokręcił głową.- To bez sensu.
 
Lukadepailuka jest offline  
Stary 20-03-2008, 21:44   #72
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Lukasie, wybacz, ale myślę, że trochę przesadzasz, a trochę niepotrzebnie zajmujesz się naszymi, znaczy moimi i Fede, sprawami. Jeżeli pozwolisz sobie zwrócić uwagę, to przecież po to wymyśliłem ową rodzinę, żebyśmy mogli właśnie trzymać się razem. Wszyscy razem, bo faktycznie jesteśmy związani niewidzialną nicią, wszyscy obcy w obcym kraju. To chyba wskazuje, że nie mam zamiaru opuścić was, czy nakłaniać Fede, żebyśmy odeszli we dwójkę. Przynajmniej czas jakiś.
- Rozumiem twój niepokój, nerwy, troskę dotyczącą pozostałych towarzyszy, ale jesteśmy dorośli. Musimy wziąć na własne bary ten problem i nie możemy dać się zwariować. Nie wiem co się dzieje, co się stało z Lin oraz Michaelem. Przecież jednak nie będziemy ciągle stać rezygnując ze wszystkiego, co piękne oraz dobre. Fede, wiesz, kiedy zobaczyłem ją, stała się dla mnie kimś naprawdę szalenie ważnym. Nie zrezygnuję ze swoich uczuć. Chcę jej dać radość. Chcę sprawić, by była najszczęśliwszą kobietą na świecie, bez względu na to, jak parszywą oraz dziwną sytuację mamy.
- Natomiast, co do owej sytuacji. Przyznam, rozmyślałem na ten temat i najprostszym przypuszczeniem jest takie, ze albo to hotel nowo wybudowany, albo po remoncie, czy na przykład po zmianie właściciela. Jest także możliwe, ze kiedyś miasteczko za oknem miało wielu gości. Jednak, chociażby złoża mogły się wyczerpać, kopalnie zamknąć, zakłady przestać funkcjonować. Wszystko, także goście hotelowi, kiedyś często odwiedzający to miejsce, mogli zniknąć. Nie wiem, po prostu, ale jest wiele przyczyn normalnych, według których brak ludzi byłby całkiem logicznie wytłumaczalny. Ale wiesz, kolego, nie ma się zbytnio co czarować. Nawet, jeżeli brak gości da się wytłumaczyć, to istnienie spalonego apartamentu wśród całej reszty normalnych pokoi, nie za bardzo. Dlatego nie mam wielkich złudzeń, że wszystko dzieje się zwyczajnie, jednak jakoś spróbuje to rozwikłać. Wszyscy spróbujemy. Może się uda, może kiedyś spędzimy miło czas przy lampce wina ze śmiechem wspominając całą przygodę? Spróbuję zrobić wszystko, zarówno dla Fede, jak również dla nas wszystkich
.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 20-03-2008 o 21:53.
Kelly jest offline  
Stary 21-03-2008, 20:38   #73
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
- Ufff - westchnęła Fede, spadł jej kamień z serca, bo to oznaczało, że o żadnych "omamach" mowy być nie mogło. - Ale nie martw się, na pewno gdzieś tu są.
Uśmiechnęła się ciepło, mając nadzieję, że choć trochę pocieszyła Cassidy. I siebie również. "Przecież nie mogli po prostu zniknąć". Chociaż głęboko w duszy czuła igiełkę niepewności (która szybko mogła zamienić się lęk, a potem...), starała się ją stłamsić. "Zresztą skoro Eugene mówi, że pewnie gdzieś tu są..." Na myśl o mężczyźnie jej serce przyspieszyło. Lucas i Eugene szli kilka kroków przed nimi i rozmawiali półgłosem, zapewne o "męskich sprawach".

- Pewnie czekają na nas w portierni.
- mówiła dalej i uśmiechała się bez przerwy do dziewczyny. - Tam o nich zapytamy i...
Coś zamigotało koło schodów. Fede puściła ramię dziewczyny i podeszła zaintrygowana. Spod krzywo leżącego dywanu, przy pierwszym stopniu wystawał łańcuszek. Fede obróciła się do Cassidy i machnęła do niej ręką w przyzywającym geście.

- Cassidy, spójrz! - w dłoni dziewczyny połyskiwał amulet. - Wiedziałam, że gdzieś tutaj musiał upaść!
Kiedy Cassidy zbliżyła się do niej, zarzuciła jej na szyję amulet.

- Tobie będzie w nim bardziej do twarzy.
Wzięła ją ponownie pod rękę.
- Lubisz biżuterię? - uśmiechała się łagodnie, ale niepokój dawał o sobie znać coraz głośniej. Spojrzała na plecy Eugene'a i poczuła się trochę lepiej. O nim pomyśli trochę później... Niestety ziarno paniki z wolna kiełkowało... Ostatnią osobą, która miała wisiorek w dłoni, był Michael. Jeśli świecidełko leżało tu, to znaczy, że mężczyzna zostawił je tutaj. Bah! Po prostu rzucił je na ziemię. Mimo, iż wszyscy wiedzieli, że owy przedmiot jest istotny. Nie leżał sobie tak o, na środku spalonego pokoju w środku hotelu! Pod pretekstem odgarnięcia kosmyka włosów z twarzy, schłodziła czoło i policzek dłonią. "Nie wyciągajmy pochopnych wniosków". Szkoda tylko, że jej umysł nie przejmował się racjonalnym myśleniem...
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 22-03-2008, 01:16   #74
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Lukas trochę zaskoczył go tymi pytaniami. Dorosły facet zachowujący się trochę, no, trochę dziwnie. Zrzucił jednakże to na karb nerwów, które wszystkim dawały się we znaki. Nawet jemu, chociaż starał się niczego nie okazywać wiedząc, ze jeżeli ulegnie panice, to odbije się to na innych, zwłaszcza na osobie, na której tak mu zależało.

Wstrząsnął głową. Było oczywiste, ze coś tutaj śmierdzi, nawet bardzo, ale trudno, jakoś musieli wyjść z tego zasmarkanego bagna. Odpowiedział więc Lukasowi dość oględnie, starając się także jemu dodać otuchy, kiedy usłyszał za swoimi plecami:
- Cassidy, spójrz! Wiedziałam, że gdzieś tutaj musiał upaść!
Odwrócił się. Fede właśnie zarzucała Cassidy amulet na szyję:
- Tobie będzie w nim bardziej do twarzy.
Wzięła nastolatkę pod rękę.
- Lubisz biżuterię? - Zapytała.

- A więc znalazł się. Doskonała robota, moje panie. Żono, kuzynko, jestem pod wrażeniem – włączywszy się do rozmowy wykonał dworski ukłon, dość niezdarny licząc, że rozbawi obydwie dziewczyny odrywając ich myśli o całej sytuacji. Chyba niespecjalnie mu się udało. Może troszkę Cassidy, bo Fede patrzyła na niego wzrokiem kryjącym zarówno niepewność, jak i powagę, lecz także mającym iskierkę nadziei. Tej właśnie skry chwycił się Eugene:
- Tak, wiem. Nie zostawiłby tego amuletu, ale, wybaczcie. Uważam, ze wszystko idzie nieźle. Pomyślcie, jeszcze niedawno temu byliśmy nadzy w spalonym pokoju. Teraz mamy ubrania, spotkaliśmy kogoś. Wprawdzie zniknęło dwóch naszych towarzyszy, ale nie czarujmy się, jeszcze niedawno nie mieliśmy o nich zielonego pojęcia. Nie wiem, co się stało, ze zniknęli Lin i Michael, ale mam zamiar się dowiedzieć, dowiedzieć i wyprowadzić nas wszystkich. Spokojnie więc.

Patrzył na Fede wzrokiem niosącym zatroskanie, ale i otuchę płynąca zarówno z nadziei na lepszą przyszłość, jak i wynikającą z bycia razem.
- Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Wiem, ze to może być trudne, ale zrobię, co tylko będę mógł. Wiesz – nagle zmienił temat wiedząc, ze ją to zainteresuje, - Lukas pytał o nas. A co do tej biżuterii – dodał na ucho. – to nie do końca uważam, że masz rację. Do twojej smukłej szyi klejnoty także pasują. Jesteś piękna, moja żono – rzekł poważnie całkiem. – Chodźmy na parter – dodał głośno.
 
Kelly jest offline  
Stary 25-03-2008, 14:58   #75
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
- Ale nie martw się, na pewno gdzieś tu są.
- Na pewno... - powtórzyła jak echo Cassidy. Uśmiechnęła się do Fede. Była jej wdzięczna za pocieszenie. Nawet, jeśli Fede się bała, idealnie to ukrywała. Cassidy podziwiała ją za to. Zapewne z samej twarzy brunetki, można było wyczytać lęk. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji. A może była?

- Pewnie czekają na nas w portierni. Tam o nich zapytamy i...

Przerwała. Cassidy nie zauważyła medalionu, ale poszła za Fede.

- Nie mogli wyparować... A co by się tu mogło stać? Przecież to zwykł... no, prawie zwykły hotel. - na pewno spalony pokój w środku hotelu nie był czymś normalnym.

Fede schyliła się i dała jej naszyjnik.

- Tobie będzie w nim bardziej do twarzy.

- Nie przesadzaj - odpowiedziała z uśmiechem.

- Lubisz biżuterię?

- Pewnie. Znasz kobietę, która nie lubi? - zaśmiała się Cassidy. - Ups, to było głupie pytanie, skoro nic nie pamiętamy... - speszyła się nieco. Później Fede rozmawiała z Eugene, a Cas znowu szła sama. Pozostała jej tylko nadzieja, że Michael i Lin są cali i czekają w portierni...
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 26-03-2008, 23:07   #76
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
Dzyń, dzyń... Jest tam kto?
__________________________________________________ _____________________________

Schodzili po szerokich schodach okrytych dywanem. Miękkim i czerwonym. Powoli, spokojnie a jednak w każdym ruchu dało się wyczuć hamowaną energię i maskowaną niepewność. Wyglądali zwyczajnie, jak każdy na ulicy. A jednak było w nich coś innego. Może to bladość na twarzach panien, a może marsowe miny mężczyzn. Może krótkie oceniające i klasyfikujące spojrzenia człowieka w szarym garniturze. Szedł pod rękę z kobietą w beżowej sukience. W oczy rzucał się duży czerwony haftowany kwiat wyglądający spod płaszcza. Może w jej niepewnych ruchach- wyraźnie była speszona i czuła się tu nie na miejscu. Może w krótkim, urywanym kroku młodej dziewczyny idącej za nimi. Cała w zieleni trzymała dłoń na medalionie i patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Obok kroczył mężczyzna postawny, w sile wieku. Może w jego stanowczym, odmierzonym kroku i bystrym spojrzeniu kryła się ta informacja.
Subtelna informacja, że ci ludzie na schodach, wkraczający na posadzkę hallu, nie czują się pewnie. Że czegoś im brakuje i że jest im w pewien określony sposób niewygodnie w obecnej sytuacji.

Eugene, Fede, Lukas i Cassidy. Czwórka ludzi, którzy obudzili się w spalonym pokoju nadzy i pozbawieni wspomnień. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn, którzy szukali obecności innych ludzi i informacji o sobie. Wędrowcy po budynku, który okazał się być hotelem, spotkali pokojówkę a teraz stali u podnóża schodów.

Załącznik 522

Po lewej ręce tuż przy schodach dwie, wyściełane białym materiałem, sofy i dwa fotele otaczały niski drewniany stolik. Dalej mieli szerokie, pozbawione skrzydeł drzwiowych, przejście do restauracji. Na przeciwko nich wyjście na ulicę. Ciężkie drzwi, z witrażami a z każdej strony ubrani w liberię odźwierni. Po prawej zaś ciągnęła się oświetlona od góry lada recepcyjna. Telefony, kwiaty, książki gości oraz nieodłączny w każdym dobrze utrzymanym hotelu przedmiot: dzwonek consierge'a.

Załącznik 521

Dywan, niczym wielka czerwona rzeka, płynął aż pod drzwi. Podeszliście samej lady recepcyjnej. Staliście tak przez chwilę w milczeniu, aż nagle rozległ się dźwięk: "dzyń, dzyń". To Cassidy z przepraszającym uśmiechem ciekawskiego dziecka podnosiła dłoń z dzwonka.

- Dzień dobry.

Jak na komendę odwróciliście się wszyscy z powrotem do lady. Stał tam dość wysoki, starszy człowiek w liberii. Elegancko przystrzyżone, zaczesane do tyłu włosy. Delikatne, zadbane dłonie opierał lekko o blat. Uśmiechnięty uprzejmie profesjonalnym uśmiechem nie znaczącym absolutnie nic. Tylko ciemne oczy były czujne, zdolne wychwycić każde, najmniejsze nawet, życzenie gości.

Załącznik 520

- Nazywam się Jacob Streeter i jestem consierge tego hotelu. Czym mogę służyć?

Głos miał spokojny, stonowany. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest świetny w swoim zawodzie i z oddaniem traktuje swoją pracę.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline  
Stary 27-03-2008, 19:00   #77
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Eugene&Fede

- Przepraszam, mister Streeter, żona źle się poczuła – szybko zwrócił się do portiera Eugene, zanim ten zdołał rozpocząć bardziej szczegółową serię pytań. – Czy jest tu gdzieś może lekarz? Albo czy hotel dysponuje apteczką z tabletkami na ból głowy?

Należało dalej ciągnąć to "niewinne kłamstwo". Ale musiało wyglądać wiarygodnie. Fede pomyślała o czymś obrzydliwym. Wyobraźnia posłusznie poddała jej obraz zdechłego kota przejechanego przez samochód i rozwleczonego po całej jezdni. Zrobiło jej się niedobrze. Przymknęła oczy i skupiła się na odruchu mając nadzieję, że zbladła wystarczająco.

- Lekarz proszę pana - odparł consierge - mieszka dwie przecznice dalej, przy przychodni. Niestety, tutaj na miejscu nie mamy tabletek.
- A może chociaż łaskawie przyniósłby pan szklankę wody?
Eugene usiłował odgrywać osobę zatroskaną i lekko podenerwowaną całą sytuacją, obawiającą się o zdrowie swojej małżonki. Zresztą wychodziło mu to całkiem nieźle. Naprawdę obawiał się, jak zniosą to wszystko nerwy Fede. Dziewczyna była silna i dzielna, ale miała w sobie także wiele kobiecej wrażliwości. Eugene po prostu trzymał się nadziei, że przy jego pełnym uczucia oddaniu odwaga jej zwycięży niepewność.

Fede opierała się na ramieniu Eugene'a, chcąc dodać mu odwagi i sobie zresztą też. Możliwe, że nie potrzebował jej wsparcia, ale człowiekowi zawsze jest na duchu lepiej, kiedy wie, że inni są przy nim... Jej, trochę błędny, wzrok przyciągnęła gazeta leżąca nieopodal na ladzie...

- Tak, wodę tak. Zaraz przyniosę, proszę poczekać chwilę –
wyszedł na zaplecze, a Eugene nie patyczkując się natychmiast złapał książkę meldunkową, w której znalazł ostatnie zapisy rejestrujące gości: Państwo Cassidy i Lucas Jonesowie, Panna Amber Darcy i jest Pan Eugene Tanner. Poza tym jeszcze jeden pokój na państwa Montague z córką oraz czteroosobowy pokój wynajęty na nazwisko Harris, bez żadnych imion. Przynajmniej część się zgadzała. To mógł być klucz do ich przeszłości.

Fede najpierw bezgłośnie powtórzyła nazwę gazety, następnie datę, jakby dodając sobie odwagi.
- "The Clarksdale Tribune"? 22 czerwca 1922 roku...? - powiedziała już na głos, specjalnie nisko i zmęczonym głosem. - Kochanie dlaczego nie kupiłeś dzisiejszej gazety? Przecież nie możesz ciągle czytać wczorajszej. Zwłaszcza w Clarsdale...
Popatrzyła trochę mylnym wzrokiem na Eugene'a i oparła się czołem o jego ramię.
- Czy mogę usiąść?

- Wybacz, kochanie, już proszę - objął ją delikatnie poprowadziwszy do fotela pod ścianą.
- Popatrz, Cassidy, Eugene, Lucas? – rzekł półgłosem.
– Jest szansa, ze to my.
Fede? Przypuszczam, że to raczej sympatyczny przydomek niżeli imię. Co oznacza, kochanie
– słowo to wypowiedział jakoś naturalnie. – że jesteś albo panną Amber, albo córka państwa Montague.

Fede zmroziło i zagryzła delikatnie dolną wargę.
- Nie ma mnie...? - szept zamarł jej na ustach. Opadła na krzesło.
"Nie ma mnie w książce. Ale to nic nie znaczy przecież..." Eugene ma rację, to pewnie jakieś zdrobnienie, które jej utkwiło w jakiś sposób w pamięci. Tak właśnie być musi. Ale jakoś nie mogła się poruszyć. I samoistnie zbladła. Już nie była zielona, a raczej przypominała ścianę tuż za nią. Jej palce mocno zacisnęły się na ramieniu Eugene'a.

- Wiesz – nagle uśmiechnął się od ucha do ucha. – wybacz, ale wyobraziłem sobie sytuację, w której zwracam się do Ciebie, nazywając swoją małżonką, a to słyszą państwo Montague, jeżeli jesteś ich córką. No i wtedy by się zaczęło.

Starał się ją pocieszyć. Uśmiechnęła się słabo, bo wyobraziła sobie miny jej "rodziców".
- Nie będzie ci przeszkadzać, prawda...? - i oparła czoło o ramię Eugene'a. - Tylko na chwilkę.
Powiedziała cicho, mając nadzieję, że jej słowa nie zginą całkowicie w materiale marynarki. Musiała się na chwilę schować. Przecież jest tutaj i teraz a to znaczy, że istnieje i istniała wcześniej. Nieważne co mówi jakaś głupia książka gości...

Objął ją, mocno, mocno, na moment kryjąc w ramionach tak, jakby chciał ukryć przed całym światem coś niezwykle cennego. Zresztą, właśnie tak w istocie było. Tulił ją przytulając do piersi, gdzie słyszała silne, miarowe bicie jego serca.

Nie spodziewała się tego i zesztywniała. Ale przecież nic złego się nie działo... Mogła na chwilę się schować. Przed innymi ludźmi, przed światem i przed sobą. Głównie przed sobą i swoimi czarnymi myślami. Jego bicie serca działało na nią kojąco. Rozluźniła się i pozwoliła sobie na moment ciepła i ciszy. Przecież nikt jej teraz nie skrzywdzi.

- Państwo prosili o wodę - nagle dotarł do nich głos portiera podającego szklankę na metalowej, cyzelowanej tacy.

Fede uniosła głowę i ta niecodzienna codzienność znów ją zaatakowała z całą mocą. Na jej policzki wpłynął blady róż. "Widocznie nic się nie da z tym zrobić. Może za chwilę przywyknę?" Jednak łatwy do odnalezienia niepokój pod mostkiem jasno się wypowiadał na ten temat. Westchnęła. I niepewnym ruchem wzięła szklankę wody. Upiła łyk. Woda zimna, blada, o metalicznym smaku. Pewnie kranówka...

- Czy mogę prosić klucz? Jednak zbyt słabo się żona czuje, byśmy szli teraz szukać lekarza.
Chwila milczenia, wreszcie portier zapytał:
- Klucz na nazwisko?
- Eugene Ta ... - reszta utonęła w głośnym kaszlnięciu. Tak na wszelki wypadek. Eugene podejrzewał, że jest tym Tanerem, ale nie był do końca pewny. Wolał dalej grać zabawę w wyciąganie informacji z portiera. Jakoż, przyniosło to całkiem niespodziewane rezultaty. Consierge przez chwilę zastanawiał się, po czym wspomniał zaskakując Eugene, a i chyba Fede:
- Nie ma go pan przy sobie? Nikt nie pozostawił u nas klucza od pokoju pana Harrisa.
Harrisa? Czyżby nazywał się Harris? Fede prawie zachłysnęła się kolejnym łykiem wody ("czyli wcale nas nie ma w księdze gości?"). Natomiast Eugene zrobił dziwną minę, co spostrzegł portier i dodał:
- Hm, gdzieś się zapodział? Nie szkodzi, znajdzie się. Tymczasem proszę duplikat – podał mu klucz wyciągnięty z jednej z drewnianych przegródek znajdujących się za ladą.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 28-03-2008, 11:10   #78
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Eugene rozmyślał przyjmując duplikat od portiera:
- Hm, ciekawe, co tu się dzieje? Najpierw aż wydawało się pewnym, że ten Tanner to ja. Tylko szkoda, że nie ma Fede. Jednak rzeczywiście, to słowo to raczej zdrobnienie lub jakiś nick. Może artystyczny pseudonim? Może Fede jest w rzeczywistości kimś sławnym? Aktorką, malarką, pisarką? Wprawdzie jej charakter nie zdradzał przebojowości, tak jak Lin, ale cóż z tego? Z drugiej strony, dopiero co wyszła z lat dziewczęcych, więc raczej wątpliwe, żeby nosiła pseudonim, jak to się zdarza ludziom sztuki. Ale wobec tego kim jest? Panną Darcy? Całkiem możliwe. Albo, co równie możliwe, panną Montague. No, ale wtedy jej rodzice by się chyba zdrowo zdziwili, gdzie jest córka? Nawet poszukiwaliby ją? Rozsądnym było założenie, że poprosiliby obsługę o pomoc, przede wszystkim portierów. Dlatego portier, który widziałby ją w holu wspomniałby, ze rodzice ją szukają. Ale jednak Fede była dorosłą kobietą. Czy zniknięcie osoby dorosłej na kilka godzin może być powodem do tego, że rodzice podnoszą alarm? Raczej nie. Ech, kolejna hipoteza poszła na zielone drzewo. Czyli dalej nie wiemy. Ale, co z tego? Jest tu i jesteśmy razem. Czy Fede to Darcy, Montague, czy Harris to jest dla mnie jedną, jedyną tą samą wspaniałą dziewczyną. Hm, trudno mi się przyznać, ale przy niej się czuję pewniej i jej bliskość dodaje mi odwagi. Bez niej chyba bym się nie starał tak znaleźć rozwiązania całej sytuacji.

- No i nazwisko Harris? Portier dał mi klucz, ale czy to znaczy, ze ja jestem Harris? Że my wszyscy jesteśmy Harris? Niemożliwe. Na Harrisów jest pokój czteroosobowy, a nas było sześciu. Właśnie, sześciu. Niech to gęś! Michael zniknął, Lin także. Przypuszczałem, ze tu są, jednak naprawdę zniknęli. Chyba, chyba, ze no cóż, Lin to ładna dziewczyna, Michael przystojny facet, sytuacja niezwykła. Może skorzystali, że nas nie ma oraz po cichu wymknęli się osobno do jakiegoś przytulnego pokoiku mającego wielką wersalkę. Lin nie wydawała mi się osobą specjalnie pruderyjną, Michael, no cóż, trudno powiedzieć, jednak jest taka szansa. Dlatego dobrze jeszcze poczekać, kto wie, czy się nie odnajdą za jakiś czas po mile spędzonym tete-a-tete. No, ale a propos bliskich spotkań. Państwo Cassidy i Lukas Jonesowie. Nie Lukas Jones z córką, ale państwo Jones. Czyżby Cassidy była mężatką? Cóż, 16, może 17 lat? Całkiem możliwe? Chociaż raczej w takim wieku niezbyt często wychodzi się za mąż. Chyba, że zaliczy się wpadkę? Czyżby więc Cassidy miała przygodę? Czyżby była w ciąży nosząc dziecko Lukasa? No no, byłoby zabawnie. Brałem ją ciągle za dziecko, tymczasem okazuje się, ze ona dzieckiem to może nie być, ale może je mieć. Wprawdzie jakiś początkowy okres ciąży, ale kto wie? Ech, wobec tego z tej młodej dziewczyny niezły wesołek. Popatrzył na nią przez chwilę wyobrażając ją sobie z większym brzuchem. Hm, nie byłaby taką złą mamusią. Ciekawe, co ona sama myśli o tej sprawie i co myśli Lukas, bo nie wątpię, ze im takie same pomysły przyszły do głowy.

- Podsumujmy
– myślał:
- Dostałem klucz na pokój Harris. Jest więc możliwe, że nie jestem Eugenem Tannerem, tylko Eugenem Harrisem lub osobą, która jest jakoś związana z Harrisem? Rzecz jasna nie wyklucza to, że jestem Eugenem Tannerem. Podobnie inni. Jest mała szansa, że doszło do takiego zbiegu okoliczności, ze aż trójka z nas posiada swoje imiona wpisane w portierni. Jedna osoba zbieżna? To byłoby OK., ale trzy? Ponadto Harris ma pokój czteroosobowy. Hm, kolejna rzecz, nie wspominać o Lin i Michaelu. Póki co, bowiem, dalej nie wiemy, co się dzieje. Trzeba będzie przeszukać pokój Harrisa. Może się znajdą tam nasze dokumenty ze zdjęciami? Dobrze by było. Można też będzie wypytać o te pozostałe osoby. Mężczyźni o kobiety i na odwrót także. Żeby nie było sytuacji, ze ktoś pyta o siebie. Obsługa mogłaby się zdziwić. Ponadto będzie warto sprawdzić resztę pokoi naszych imienników i pozostałych gości, choćby wpraszając się na kilka słów. Pewnie pokoje gości to te zamknięte, ale może wrócą, a jak nie, to trzeba będzie pożyczyć nieoficjalnie klucze z tej przemiłej portierni.
 
Kelly jest offline  
Stary 28-03-2008, 21:16   #79
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
~Państwo Cassidy i Lukas Jonesonowie...~ Dziewczyna powtarzała w myślach to, co ujrzała w książce. Brak pamięci doskwierał jej teraz jak nigdy. Wszystko wskazywało na to, że Lukas jest jej mężem, a ona nic nie pamiętała. Kompletnie nic.

Przez ostatnie kilka chwil gwałtownie zbladła. Odeszła parę metrów dalej i usiadła. Nie mogła poukładać myśli obijających się w jej głowie. Czy to możliwe, aby nic nie pamiętała?

Wstała i podeszła do Lukasa. Na pewno widział tą książkę.

- Ja... wiem, że to głupie pytanie, ale przypominasz sobie coś? Ja nie... - wyszeptała słabym głosem. Dalej była blada.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 29-03-2008, 17:52   #80
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
"To bardzo sympatycznie się zrobiło." Pomyślała z przekąsem Fede. "Mnie właściwie nie ma wcale i sama siebie stworzyłam albo całkowicie siebie pomyliłam z kimś innym." - odstawiła prawie pełną szklankę na stolik stojący tuż obok. - "Tak czy siak wspaniale. Zresztą widzę, że tutaj to się nic nie zgadza, skoro Eugene nie jest Eugenem Tannerem a Harrisem. Bo tak to niby dlaczego dostałby klucz od pokoju innego mężczyzny?"
Westchnęła.

- Czemu tu się nic nie zgadza? - powiedziała cicho, tak że nawet Eugene pewnie jej nie słyszał i wstała. Należało w końcu złapać byka za rogi. Wzięła Eugene'a pod ramię.
- Dobrze, panie Harris - uśmiechnęła się do niego trochę zadziornie - skoro już czegoś się dowiedzieliśmy należy iść dalej za nitką do kłębka, prawda? - w jej oczach czaiło się zdecydowanie. Pociągnęła delikatnie mężczyznę w kierunku pozostałej dwójki.
- Tak? Wobec tego czy już przestałem być panem Smithem, pani Smith? Bo dla mnie, kimkolwiek jesteśmy, nic się nie zmieniło.
- Panie Harris
- Fede udała oburzenie - nie wstyd Panu? Od kiedy uważa Pan swoją "żonę" za tak płytką? Nie zapisano kto zajmuje ten czteroosobowy pokój.

- Skoro już mamy klucz, może obejrzymy pokój? - ewidentnie przerwała rozmowę Cassidy i Lucasowi, ale przecież chodzenie nie wyklucza mówienia. - Już mi lepiej. - po czym dodała trochę ciszej. - Może się w końcu coś wyjaśni?
"Albo skomplikuje jeszcze bardziej." - pomyślała.
- Zresztą przydałoby się w końcu znaleźć Lin i Michaela. Może po prostu się minęliśmy? Gdzieś tu muszą być.
Wzruszyła ramionami. Kiedy ma się cel, jest o wiele łatwiej. Walcząc o cokolwiek, łatwo można zapomnieć o strachu.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172