Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-02-2008, 17:28   #51
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
~*~


Mezczyzna wlasnie otwieral usta aby odpowiedziec na zadane mu pytanie gdy niespodziewanie w komnacie rozlegl sie glos Altari.

- Antrane .... jest magiem, dosc poteznym .... wedlug swego mniemania .... i nieco w rzeczywistosci. To on podarowal mi .... swa krew tuz po wypiciu mej wlasnej. On.... W naszym swiecie... wsrod wampirow uwazany jest za..... za mego ojca. To.. to nie pierwszy raz gdy.. gdy naruszyl spokoj mego domostwa. Tu jednak... jestescie bezpieczni.

Mowila cichym, przerywanym glosem zdradzajacym zmeczenie.

- Kochana spij, nie jestes jeszcze dosc...

- Silna?! Sarielu twoja krew jest nie tylko goraca ale i sycaca, przepelniona magia i moca. Ile razy mam ci to powtarzac?

Czulosc z jaka wypowiadala te slowa likwidowala niemal calkiem ich szorstkosc. Delikatnie uniosla dlon dotykajac jego policzka.

- Dziekuje...

- Chéri...


Stalo sie zupelnie jasne, ze w tym momencie zadne z was dla nich nie istnieje. Pograzeni w swiecie skrytym w ich wlasnych zrenicach drgneli dopiero gdy rozleglo sie pukanie.

- Zajme sie tym mademoiselle.


Rzucil pospiesznie calujac ja delikatnie w dlon i oddalajac sie w strone ciezkich, zdobnych drzwi. Slychac bylo krotka wymiane zdan po czym ku zdziwieniu wszystkich do pomieszczenia niczym strzala wpadl malych chlopiec i nim ktokolwiek zareagowal wskoczyl na loze by najzwyczajniej w swiecie przytulic sie do rozradowanej wampirzycy.

- Pani racz wybaczyc, ale Stephen gdy uslyszal....

Slowa wypowiedziala starsza kobieta, ktora wchodzac sklonila sie nisko przed kazdym z was.

- Nic sie nie stalo Marii. Jak widzisz mamy kilku gosci, ktorzy zostana tutaj przez jakis czas. Sa glodni i zapewne zmeczenie...

- Sniadanie juz prawie gotowe panienko. Pokoje dla Jasnie Panstwa, rowniez. Wybaczy Ksiezna, ale musze pojsc i wszystkiego dopilnowac. Zabiore tez...

- Nie.. Niech zostanie. Dziekuje Marii.


Kobieta wyszla pozostawiajac malca, ktory z rozdziawiona buzia przygladal sie kazdemu z was.

- Ona ma ogon... Oooo a ten pan ma wilcza twarz. Ojej.. ale wielki miecz. I iii lutnia.. On ma lutnie. Moge sie pobawic z kotkiem? Moge, moge... prosze....

Wesoly smiech Sariela zlal sie z dzwiecznym chichotem Altari.

- Moze pozniej urwisie. Nasi goscie musze cos zjesc i odpoczac. Chodzcie zanim i do was sie dobierze.


Sariel byl najwyrazniej w idealnych humoerze w przeciwienstwie do malego Stephena, ktory z naburmuszona mina siedzial mierzac mezczyzne nieprzyjaznym wzrokiem.

- Pozniej kochanie o ile Lady Nala znajdzie czas. No juz.. zmykaj sie pobawic.

Malec acz niechetnie zniknal za drzwiami ociagajac sie jak tylko mogl przy Revanie. Widac miecz mezczyzny zrobil na nim niezwykle wrazenie.

- Wybaczcie, zazwyczaj zachowuje sie grzeczniej... Nie, Stephen nie jest wampirem.

Dodala gwoli wyjasnienia spogladajac na was powaznym wzrokiem.

- Nie mam w zwyczaju przemieniac dzieci. Sariel zabierze was do glownej jadalni. Odpocznijcie, zjedzcie co, rozgladnijcie sie po zamku. Postaram sie wkrotce do was dolaczyc i odpowiedziec chociaz na czesc pytan. Poki co... Moj dom jest teraz waszym. Czujcie sie jak u siebie. Gdybyscie czegos potrzebowali pytajcie sluzacych lub Sariela.




Stephen

Mowiac to uniosla sie z zamiarem wstania, co tez udalo sie jej chociaz z trudem.

- Stephenie ty zostan chwile jezeli nie sprawi ci do zbytniego klopotu.

Odczekawszy, az reszta wyjdzie odwrocila swa twarz w jego strone. Pamiec podsunela slowa Sariela o tym, co ow mlodzieniec uczynil. Zastanawialo ja dlaczego. Przeciez zaatakowala go, zranila. Czyzby te wieki spedzone pod postacia potwora, az tak odmienily jej sposob myslenia, ze nie rozumiala takich odruchow. Miala nadzieje, ze nie. Odziana jedynie w cienki material przescieradla podeszla do buzujacego w kominku ognia.

- Chcialam ci podziekowac z to co uczyniles... Powrot tam... krew... Jestes dzielnym mezczyzna.. przystojnym.. mlodym...


Ostatnie slowo wypowiedziane cichym, smutnym glosem zawislo w powietrzu niczym wyrok.

~*~
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 29-02-2008 o 17:46.
Midnight jest offline  
Stary 01-03-2008, 00:59   #52
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Nie uwazam Nekromantow, Bialych Nekromantow za cos gorszego. Czynicie dobro odsylajac dusze tam gdzie czeka je swiatlosc. Jednak twoje slowa.... Dusza Altari to kruchy twor. W przeciwienstwie to swych braci ona czuje gdy zabija. Zapewne nie widzi dusz jak ty Nalu, lecz zdecydowanie wychwytuje ich cierpienie... To ja rani bardziej niz gotowa jest sie przyznac. - odpowiedział jej Sariel, więc Nala nie pozostawała mu dłużna.

- Wiem to wszystko. Słyszałam to. A uwierz mi, po tym jak o niej myślałam, zrobiło mi się strasznie przykro. Wiem, że nie jest ona czymś złym z wyboru. To małe zło jakie w niej jest, jest zwyczajnym instynktem. Gdyby nie to, że słyszałam jak cierpi...pewnie nie uwierzyłabym w to - powiedziała całkiem poważnie jednak uśmiechała się przy tym zupełnie jakby własne słowa napawały ją refleksjami, dodawały niewidzialnych skrzydeł, których nigdy nie mała. Pamiętała, że pomysł z wielką, białą kokardą na plecach był Floriana. Zapewniał on kotkę, że w ten sposób będzie od razu widać, że jest prawdziwym Aniołem. Twierdził, że piękna, biała kokarda będzie wyglądać jak Anielskie skrzydła, których brakuje radosnej Nali, by cudnie komponowały się z jej uśmiechem i anielskim wyrazem twarzy. Gdy kocia panna nie walczyła, była iście miła. Biło od niej ciepło, któremu wiele osób nie mogło odmówić. Właśnie to sprawiało, że każdy darzył Nalę jakimiś uczuciami...bez względu czy były to emocje pozytywne czy negatywne.

- I dziękuję za mleko! - rzuciła radośnie Nala wystawiając kiełki w radosnym uśmiechu. Sariel odwzajemnił jej radosny uśmiech i swą bladą dłonią pogładził kotkę po miękkim, ciepłym policzku. Zatonął w jej czekoladowym spojrzeniu zaś ona nie mogła oderwać swoich dużych, słodkich oczu od jego głębokiego błękitu, który jak dziki, nieokiełznany ocean porywał ją gwałtownie na samo dno. Dno, które jednak było czymś o wiele piękniejszym niż mogłoby się wydawać. Tysiące mieniących się falą barw koralowców, które w rzeczywistości były iskierkami w jego oczach. Wszystko takie subtelne i delikatne. Przez chwilę Nali wydawało się, że twarz Anioła zbliża się do niej.

~ Ty namiastko Anioła . . .! - oburzył się Florian i dał krok w kierunku Sariela
~ I kto to mówi - burknął wrednie Ryuu przygniatając butem płaszcz koto-anioła.
~ Puszczaj mnie! To ja jestem jej Aniołem, ja i tylko ja! Rozumiesz to?! Ja jestem Aniołem . . . ja nim jestem - rozpaczał Florian, jednak to nic nie dawało. Wydawać by się mogło, że Nala jest całkowicie zauroczona Sarielem, a nawet, że rozkosznie mruczy.
Gdy Stephen zaczął mówić mężczyzna oderwał wzrok od oczu kotki i nagle czar prysł. Dziewczyna zarumieniła się lekko, jednak zakryła rumieńce gdy przystawiła sobie kubeczek do ust i wypiła cały napój jaki jej podano.

- (...)I przepraszam za ten ogon wcześniej – powiedział porucznik trochę się zacinając. – Jeden taki atakował mnie. Uskoczyłem tak nieszczęśliwie, ze wpadłem na panią. No, stało się wtedy. Jeszcze raz ... no, znaczy, naprawdę mi przykro. Jestem przekonany, ze to najpiękniejszy ogon, jaki kiedykolwiek widziałem. Bardzo pasujący do właścicielki. Mam nadzieję, ze nie boli bardzo - dokończył zmieszany.
Dziwny traf chciał, że Nala akurat wyglądała jak mały chomik. Policzki miała wypełnione mlekiem, którego nie połknęła od razu czekając aż ogrzeje się ono w jej ustach. Słowa mężczyzny najwyraźniej ją rozbawiły i to prawie do łez jednak nie chciała tego dać po sobie poznać. Dzierżąc kubeczek w rączkach odwróciła się na krześle udając, że niby się na nim kręci i gdy była już tyłem do mężczyzny szybko wypluła mleko do kubka. Trwało to nie więcej niż kilka sekund. Po chwili kotka odwróciła się z powrotem pokazując swe ząbki w pełnym uśmiechu.

- A nic nie szkodzi, naprawdę - zaczęła głupawo machając nerwowo rękę na znak, że nic takiego się nie stało. - Miło, że przepraszasz, ale skoro mówisz do mnie Pani, to czy ja mam mówić Panie? Bo ja żadną Wielką Panią nie jestem, co najwyżej panną "I to dziewicą" - dodała w myślach a na jej policzkach pojawił się rumieniec - Ja chce być dla was Nalą. Zwykłą Nalą, Nekromantką z . . . Dobrego Serca - powiedziała lekko zmieszana gdyż mimo wszystko miała nadzieje, że to co powiedział Sariel trafiło do nich jako wytłumaczenie jej nekromanckiej profesji, która wbrew pozorom wcale nie była taka zgniła i szkieletowata jaka mogła wydawać się z początku.

Gdy wszyscy się przedstawili Sariel dalej zaczął przemawiać. Jego słowa jak żywe docierały do serca dziewczyny, która dzieliła jego ból. Czuła jak aura jego duszy narasta. Wiedziała, że to jest chwila, w której emocje biorą górę. Mówił tak szczerze i przejmująco, że Nalę aż rwało by mu pomóc, by pocieszyć go. Pragnęła spojrzeć mu jeszcze raz w oczy, ale nie dlatego, że się zauroczyła. Chciała czytać z nich jak ze starej księgi. Marzyła o tym by móc czuć tak jak on, by czuć razem z nim. Jak jedna dusza i jedno ciało, bądź nawet dwa różne ciała złączone ze sobą w jedności zrozumienia. Gdy tak mówił z wielkim przejęciem nerwowo gładził wzór na kielichu, który niespodziewanie pękł w jego dłoniach jak kruche tworzywo. Nala z początku myślała, że mężczyzna tak mocno ścisnął dłoń, że zniszczył kielich jednak z jego słów płynęła sugestia zupełnie odmiennej wersji.

- Altari...? - wyszeptal Sariel zrywajac sie na rowne nogi. Swiat za oknem pociemnial. Gdzies niedaleko rozbrzmial odglos gromu.

~ Nie, Twoja stara, hahaha - zaczął Ryuu jednak Florian szturchnął go łokciem. W rzeczywistości Florianowi coś się nie udało i zamiast tylko szturchnąć łokciem demona, on zwyczajnie w świecie walnął go z całych sił w brzuch....to był główny powód zamilknięcia nieznośnej duszy.

- Musimy sie stad wynosic. Ten dom moze powstrzymac szeregowe wampiry ale nie tego, ktory ja stworzyl. On lubi pomarańcze! - usłyszała Nala i zdziwiła się. Sariel gada o stworzycielu Altari który jest niebezpieczny bo...lubi pomarańcze?! - dla kotki było to coś nadzwyczaj dziwnego, czego kompletnie nie rozumiała, ale zrezygnowała z podjęcia próby dopytania się co Anioł miał na myśli gdyż widocznie spieszyło mu się.

- Idziemy!! - powiedział głośno i nie czekajac na reakcje biegiem wypadl z pomieszczenia na korytarz. Nala niewiele się zastanawiając zeskoczyła gwałtownie ze stołka odbijając się od niego tylnymi kończynami. Stołek przewrócił się i z impetem uderzył o posadzkę jednak huk jego upadku stłumił kolejny, głośny grzmot dobiegający z dworu. W pomieszczeniu wydawało się być jeszcze ciemniej, o ile ciemność może być bardziej ciemniejsza. Kotka wyprzedzając wszystkich pędem ruszyła za Sarielem. Tym razem obeszło się bez potknięć i bolesnych niespodzianek. Wszyscy podążyli wprost do poteznych drzwi, ktore z hukiem ustapily pod dotykiem miłym dotykiem Sariela. Nala już znała ten dotyk i przez chwilę chciała znaleźć się na miejscu drzwi jednak szybko skarciła się w myślach. Po przekroczeniu progu kotka znalazła się w ciemnej komnacie rozjaśnionej jedynie chybotliwym blaskiem ognia w kominku. W samym centrum pomieszczenia stało ogromne łoże, na ktorym przykryta jedynie cienkim materiałem prześcieradła, leżała Altari. Nala nie widziałą co Anioł robi z Altari gdyż zdecydowanie była za niska. Musiałaby skikać , a jakoś nie uważała tego za konieczne.

~ Cham z niego - oburzył się Florian

- A co się dzieje? - zagadała go kotka z ciekawości

~ On ją zwyczajnie ca... - catboy nie dokończył gdyż Ryuu zatkał mu usta.
~ ... całościowo obdarza spojrzeniem i szepcze coś do nadgarstka - dokończył demon karcąc Anioła spojrzeniem.

- Aha - kotka uwierzyła w to co mówią i nawet nie dyskutowała. Nie miała powodu by im nie ufać. Wiedziała, że mimo wszystko chcą dla niej jak najlepiej.

- Gotowi na wycieczke? - spytal Sariel.

~ Tylko spakuje czyste gatki i ruszami - rzucił Ryuu śmiejąc się przy tym. Oczywiście nikt nie zrozumiał jego żartu, więc poza śmiechem demona dało się słyszeć jedynie cisze.

Nagle błysnęło światło i coś zaszumiało. Ciepło łagodnie otuliło ciało kotki by po chwili wstrząs sprawił, że boleśnie uderzyła o zimną posadzkę.
Komnata w której się znaleźli była o wiele większa od poprzedniej. Była pięknie zdobiona i nadzwyczaj przytulna. Jedyną stałą rzeczą, która pozostała był kominek i jego wciąż radośnie skaczące iskierki, które jakby śmiały się z tych co upadli i potłukli się.

- Witajcie w Srebnym Lesie. - rzucił miło Sariel.

- Srebrny Las? - spytała Nala ze zdziwieniem w głosie - Może i tu jest srebrno, ale lasu to ja tu nie widzę. To nazwa mająca na celu zasugerowanie kryjówki? - powiedziała i zdjęła z głowy czarną czapkę. Dopiero teraz dostrzegliście jak każdy, nawet najmniejszy z jej mysio-brązowych włosów uroczo sterczy na każdą stronę tworząc chaotyczny nieład zaś spod nich widać było duże, słodkie uszka. Nala spokojnie zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu i skakać od jednego do drugiego rogu, starannie przyglądając się wszystkiemu z zaciekawieniem i ciesząc się przy tym niezmiernie. Wtem zapukał ktoś do drzwi. Sariel bez zastanowienia wstał i otworzył je. Mężczyzna wymienił kilka zdań z osobą za drzwiami i nagle jak huragan do pokoju wbiegł chłopiec. Nala zjeżyła się na głowie gdy owe elfie dziecko gwałtownie wskoczyło na łóżko i zaczęło tulić się do wampirzycy a potem pospiesznie coś gadać. Dziewczyna cała przerażona wskoczyła wilkoludowi na ręcę tuląc się do niego i patrząc z przerażeniem na dziecko.

- Ona ma ogon... Oooo a ten pan ma wilcza twarz. Ojej.. ale wielki miecz. I iii lutnia.. On ma lutnie. Moge sie pobawic z kotkiem? Moge, moge... prosze....

Wesoly smiech Sariela zlal sie z dzwiecznym chichotem Altari. Nala jednak nie podzielała ich radości. Była przestraszona, zaś Florian i Ryuu popłakali się ze śmiechu na jej widok. Jeszcze dawno nie widzieli Nali w takim stanie. Zabija wszelkie potwory, karmi się ich duszami, nie lęka się przed niczym, a tu nagle wbiega małe, słodkie, elfie dziecko i kotka ze strachu ląduje na rękach silnego mężczyzny.

- Pozniej kochanie o ile Lady Nala znajdzie czas. No juz.. zmykaj sie pobawic.

Nala z krzywą miną przerażenia pomachała chłopcu w zwolnionym tempie. Milczała gdyż całkowicie ją zatkało. Nie wiedziała co ma powiedzieć. - Hmm...był nawet uroczy - pomyślała gdy chłopiec wyszedł i postanowiła, że chyba się z nim zaprzyjaźni. Nala nie zauważyła nawet kiedy to wbiła pazury w ciało wilka. Zluźniła uścisk mimowolnie jednak wciąż siedziała na rękach wilka.

- A kiedy będziemy mogli iść do swoich pokoi? Ja marzę o łóżku - powiedziała zamyślając się a w jej oczach pojawiły się słodkie iskierki niewinności. Widocznie zapomniała już o tym, że nie stoi na własnych nogach, tylko tuli się do wilka będąc na jego rękach jak miły, pluszowy misio.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 01-03-2008, 05:06   #53
Marchosias
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
„Co to za pedał?”
Była to pierwsza myśl Trevora, gdy tylko ujrzał Sariela. Jego postawa nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, nawet gdyby nagle wyrosły mu skrzydła i zaszybowałby po sali, roznosząc jakiś magiczny pył, zamieniający wszystkich zebranych w kaczki.
Od pierwszego wejrzenia, nie czuł pozytywnych emocji do domniemanego anioła. Czuł, że nie znosi pedancików wymuskanych bardziej niż niejedna gwiazda Hollywood na scenie.
Znów to „coś” narzucało mu myśli, nadając tok zdecydowanego nielubienia wobec mężczyzny.

Prywatnie, jeśli można tak to ująć, Trevorowi był on obojętny, kolejna niecodzienna osobistość przewijająca się w tej podejrzanej historii.
Powoli coraz bardziej odczuwał fakt, że nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Z bardami, kotami, aniołami, wampirami... W ciągu tak niewielkiej ilości czasu, jaką był ten jeden dzień, zobaczył więcej, niż przeciętny człowiek w przeciągu całego życia.
Zapewne nie on jeden miał takie odczucia, ale nie było co się dziwić.

Belmont coraz słabiej odczuwał zgubny wpływ wampirzycy na jego umysł. Wystarczyło mu, że widział zniewieściałego anioła, który przymilając się do Altari, zaniósł ją w bezpieczne miejsce.
Uczucie, a w zasadzie jego brak, nasilało się coraz bardziej, by z czasem wygasnąć. Pęknąć jak bańka.
Gdy Sariel, po powrocie, zaprowadził ich do pomieszczenia, które zdawało się być kuchnią, oczy wilka rozbłysły na sam widok markowego wina, jakim uraczył ich anioł.
Sama karafka lśniła czerwonością, przebijającą się przez kryształowe, czyste szkło. Wyglądało to niezwykle smakowicie i wywołało jedną z niewielu chwil radości.
Trevor chciał pociągnąć prosto z karafki, jednak pomyślał o innych, którym akt ten mógł się wydawać niestosowny. Musiał korzystać z niewygodnego naczynia, jakie zostało mu podsunięte.

Wszyscy grzecznie, czekając na swoją kolej, przedstawili się, jak przystało na wzorowego ucznia. Profesor anielski bacznie ich obserwował, nie szczędząc czujnego spojrzenia nikomu z zebranych.
Zmieniał ciągle wyraz twarzy, raz będąc smutnym, raz zadowolonym, jednak zdecydowanie większość czasu to durnowaty, naiwny uśmiech witał na jego twarzy.
Padło również parę pytań, na które dość szybko znaleziono odpowiedź. To nie wystarczyło wilkowi, zawsze miał inne pytania, wolał na razie jednak wstrzymać się z ich wygłaszaniem.
Nie zwracał zbytniej uwagi na służkę, która mignęła mu przez chwilę w polu widzenia. Nie interesowała go, tak samo jak cała reszta.

Sam nie miał nawet czasu, by cokolwiek powiedzieć. Nie miał również na to ochoty, delektując się przez cały czas mocnym trunkiem.
Jak zwykle, w krytycznym momencie poruszającego monologu, zło przerywa przemowę, by z buciorami wtargnąć na nie swój teren. Jakie to romantycznie, mógłby poprzysiąc, że by się wzruszył słowami anioła, gdyby nie fakt, że miał je głęboko w poważaniu.
Po niezwykle mocnym „niech go piekło pochłonie”, skierowanym na kolejnego napastnika, Sariel zaprowadził ich czym prędzej do krypty Altari.
Trevor ruszył się jako ostatni, nie mając zbytnio ochoty ruszać się z miejsca, jednak nie chciał tak nagle porzucać grupy, która może jeszcze wiele wyjaśnić, w związku z zaistniałą sytuacją, poczynając od przepowiedni.

Trevora aż zemdliło na widok kolejnej sceny spod szyldu „miłostki”, zamiast babrać się w takie rzeczy, mogliby się sprężyć. To aniołowi chciało się biegać, więc niech teraz dotrzymuje kroku.
Czuł lekką ulgę, widząc znacznie poprawiony stan wampirzycy. Może teraz będzie mogła wyjaśnić, gdzie są, co się dzieje, z kim tutaj mieszka oraz co ją tak naprawdę łączy z Sarielem. Były to pierwsze pytania, jakie narzucały mu się na myśl w tej sytuacji.

Nagle, niespodziewanie, nie wiadomo skąd, wszystko spowił jasny, ciepły blask. Wydawał się nawet przyjemny, jednak uczucie to szybko minęło, zastąpione zdziwieniem przez to, co zobaczył.
Byli w zupełnie innej sali. Bogatszej w niemal każdym calu, który dało się dojrzeć.

-Witajcie w Srebrnym Lesie.
Głos anioła robił się z każdą kwestią coraz bardziej denerwujący. Okraszony zalotnym uśmieszkiem, był widokiem nie do zniesienia, jeśli zapodany w zbyt dużych ilościach.
Trevor nie przypuszczał, że może być taka osoba w całym Erionie, która będzie w stanie wyprowadzić go z równowagi. Tutaj miał przed sobą żywy egzemplarz.

To co powiedział potem Stephen, było nie mniej denerwujące. Nie dość, że wygadywał nieistotne głupoty, to jeszcze przyjął tego pięknisia za... dowódcę?
O tym już nie może być mowy, Belmont nie mógł przyjąć jakiegokolwiek dowództwa, nie ważne, jak wpływowego i poważanego.
Już miał odpowiedzieć, jak bardzo nie podoba mu się ta sytuacja, przy okazji przeszkadzając w wypowiedzeniu kolejnych słów aniołowi, gdy nagle rozległ się głos „śpiącej królewny”.

Wreszcie ktoś mówił coś sensownego. Konkretne informacje, to jest cel, do jakiego należy dążyć w rozmowie, a nie pierdolić o dupie Maryni...
Sam siebie przyłapał, że pomyślał w tak dziwny sposób. Nietypowo, niecodziennie. Nie dla niego.

Kolejne zaloty były po prostu denerwujące. Strata czasu, niepotrzebne przedłużanie. Jeśli tak bardzo się miłują, niech to zachowają dla siebie.
Miał im to powiedzieć, jednak po raz kolejny coś przykuło jego uwagę. Coś na co ponownie zwrócił wzrok, porzucając próbę przemówienia.

Zanim zobaczył, czym była owa rzecz, raptownie na jego wystawionych rękach, naszykowanych do przerwanej gestykulacji podczas gadania, wylądowała kotka. Wtulała się w niego, mierzwiąc futro łapkami, gdy nagle zahaczyła ostrymi pazurkami o jego skórę. Bolało jak diabli.
Od dawna wiedział, że najbardziej bolesny ból, to taki, który wywołuje najmniej szkód. Ten był chyba jednym z gorszych.
Kiedy rozszerzył zmrużone oczy, zmrużone po „ciosie” Nali, popatrzył na powód naskoku kocicy.

Mały chłopiec, rozpromieniony, biła z niego pozytywna energia. Za nim weszła starsza kobieta, przepraszając swoją panią za najście.
Tylko nie to...
Nie lubił dzieci, były tylko zbytecznym balastem. Były... upierdliwe.
Starzy ludzie zaś nie lepsi, ci jednak mieli zwykle coś do powiedzenia, służąc informacją.

Cieszyli się z zachowania malca, które można by bez większego problemu przypisać pod „bezczelne i niewychowane”. Bardzo dobrze, że poprawił im się humor, jednak nie wpadli tutaj na herbatkę.
Obrzucił dzieciaka groźnym wzrokiem, chcąc chociaż trochę sprowadzić go na ziemię. Ciężko było powiedzieć, dlaczego nieprzyjaźnie się do niego obnosił, zdawał sobie sprawę, że to jeszcze tylko dziecko.
Myśląc o tym, popatrzył na to, co ma na rękach. Była prawie jak dziecko, nie miał nawet pewności, ile ma lat. Czy liczą się dla niej tak samo, jak dla ludzi?

-Chéri – powiedział najbardziej sarkastycznie, jak tylko potrafił – mam Cię odnieść do łoża, czy sama pójdziesz?
Był złośliwy i dobrze sobie z tego zdawał sprawę. Przedrzeźniał Sariela, jednocześnie zwracając uwagę kotce, która wadziła mu, gdyby chciał sięgnąć po bukłak.

Wyszedł, nie zwracając uwagi na reakcję Nali, nadal trzymając ją na rękach. Nie wiedział, gdzie powinien teraz pójść, wypatrywał kogoś z służby, bo do anioła nie miał najmniejszej ochoty się odzywać.

„Mam nadzieję, że nie spotkam tu tego dzieciaka...”
 
 
Stary 01-03-2008, 18:38   #54
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację


Bard z uwagą słuchał Sariela, opowiadającego o swych relacjach z Altari. W zasadzie było tak jak podejrzewał. Przyjaciele, kochankowie, skomplikowany związek. To ostatnie, pozornie niewiele mówiące określenie, zdawało się najlepiej oddawać naturę zjawiska. Czy można bowiem mówić o "normalnym" związku między wampirzycą a aniołem? To było zdecydowanie złożone i dziwne, ale było również piękne. Wspaniała, nadająca się do opiewania w pieśniach historia dwojga istot z różnych światów. Dobro i zło połączone... miłością? Nie był pewien czy to właściwe słowo. Być może sami zainteresowali nie przyznali by się do tego lub nazwali to inaczej, ale w jego opinii to było właśnie wytłumaczenie tego osobliwego "układu".

Spokój porannej pogawędki nie trwał długo. Tak nagłą zmiana klimatu nie była czymś co ogląda się codziennie. "Nie trzeba być Sherlockiem by się zorientować, że coś tu nie gra... - pomyślał spoglądając w okno. Było niemal tak ciemno niczym w środku nocy. Navarro miał wrażenie, że to nie burzowe chmury spowiły niebo. Oczyma wyobraźni widział potężną, przesiąkniętą złem istotę szybującą w przestworzach, która swym grubym, czarnym płaszczem zasłania słońce i ciska w ziemię piorunami.

Zdaje się, że ciskał całkiem celnie bowiem kolejny grzmot połączony z oślepiającym błyskiem dawał do zrozumienia, że zagrożenie jest bliżej niż można się tego spodziewać. Jakby tajemniczy wróg czaił się tuż za oknem by lada chwila wedrzeć się do środka.

Idziemy!! - zarządził Sariel.

Bard dopił resztę wina spoglądając w okno. Wszystko co działo się wokół nich było coraz bardziej niepokojące. Najpierw atak w karczmie, później ta samobójcza zasadzka. Teraz zaś... to coś, co się do nich zbliżało. Coś mu tutaj nie pasowało. Wrogowie byli zarówno liczni jak i potężni, zdawali się mieć przewagę pod każdym względem. Dlaczego więc poświęcali tak wiele uwagi garstce, wciąż jeszcze obcych sobie osób? Zupełnie jakby się ich obawiali i uważali za absolutną konieczność jak najszybciej ich zgładzić... "Wybrańcy..." - pomyślał, po czym udał się wraz z resztą za aniołem.

W komnacie wampirzycy byli świadkami kolejnej czułej sceny. Ci dwoje zdają się nie pamiętać o zagrożeniu. Po chwili przyszło mu do głowy, że w tym pocałunku może drzemać jakaś magiczna moc. Oboje w końcu byli istotami nadnaturalnymi, więc czemu nie? Może z chwilą gdy ich usta zbliżą się do siebie to coś, co czyha na nich na zewnątrz rozpłynie się uśmiercone boskim ogniem? Nic się jednak nie wydarzyło. "Głupiec. Za dużo drogiego wina i taniej poezji..." - pomyślał dokonując autopodsumowania.

- Gotowi na wycieczke?

- Wycieczkę? - chciał zapytać Navarro jednak zanim zdążył to wypowiedzieć oślepiła go jasność i poczuł delikatny wstrząs. Podłoga pod nim zdawała się otwierać. Mężczyzna czuł, że spada w głąb przepaści, jednak trwało to zaledwie ułamek sekundy, po którym poczuł, że leży na twardej podłodze. Podniósł się szybko rzucając okiem na nowe otoczenie. To zdecydowanie nie byłą ta sama komnata. Pomieszczenie było zdecydowanie większe, bardziej jasne i... ładniejsze (chociaż poprzedniemu również nie można było niczego zarzucić). Gobeliny wydawały się niezwykle misterne. Zdawały się przedstawiać jakieś sceny. Bal? Wojna? Okręt? A może to tylko jakieś nieregularne kształty. Ostatni błysk sprawił, że nie mógł się skoncentrować na szczegółach. Być może będzie jeszcze okazja przyjrzeć się tym niewątpliwym dziełom sztuki.

- Witajcie w Srebnym Lesie.

Rozejrzał się wokół upewniając się, czy aby zmysłu go nie mylą. Zdecydowanie nie byli jednak w lesie, chyba, że to miejsce, ten budynek otoczony jest lasem. Tak czy owak jakieś słowo wyjaśnienia byłoby mile widziane. Tymczasem dowiedzieli się jedynie, że ich kolejnym przeciwnikiem jest niejaki [u]Antrane[/b] ten sam wampir, który niegdyś przemienił Altari. W dodatku mag i to potężny. Jakiś czas temu zastanawiałby się czy wampir może być magiem. Skoro jednak istnieje anioł-mag... inne kombinacje również były możliwe.

Gdy do środka, niczym mały diabełek wparował elfi chłopiec a później zaczął się im przyglądać, bard poczuł się jakby był zwierzęciem w zoo. Miał niejasne przeczucie, że brał już kiedyś udział w podobnej scenie tyle, że to on był wtedy małym chłopcem śmiejącym się w głos i niegrzecznie pokazującym palcem różne osobliwości. Szkoda, że nie wiedział kiedy i gdzie to było. I przede wszystkim: co to takiego to zoo? Gdy malec zainteresował się Nalą uśmiechnął się serdecznie ciesząc się przy tym, że nie okazał się bardziej ciekawą istotą od kociej nekromantki.

"Czujcie się jak u siebie" dodała Altari zapraszając ich na pokoje. Navarro dawno już nie był u siebie i zastanawiał się czy kiedykolwiek będzie jeszcze mógł tak powiedzieć...
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 02-03-2008, 22:19   #55
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany


Revan z typową dla siebie obojętnością przyjmował do siebie wydarzenia, jakie po chwili nastąpiły. Rozpętała się burza. Z żalem opuścił kuchnię, na „pożegnanie” dopił resztę wina z karafki, która była już niemal pusta. Niezły spust, pomyślał. Udał się za doktorkiem, gdyż raczej lepszej alternatywy nie było. Czary mary, hokus pokus, i znaleźli się cudem w srebrnym lesie, nie licząc fakt, że drzew tutaj żadnych nie było.

Drażniło go zachowanie młodego porucznika, zachowywał się jak jakiś podlotek, próbując dotrzeć jakoś do swojej, co dopiero poznanej miłości. Gówniarz, i tyle. Gdyby jeszcze gadał z sensem, ale jego bredni nawet nie dało się słuchać. Przypominała mu się scena na dworze pewnego barona, gdy to właśnie podobny temu młodzieniec padł na kolana przed baronówną, licząc, że jego miłość do niej przezwycięży wszystko. Szkoda, że ona go nie kochała, a jego miłośnie zdołała wygrać z wściekłymi sykami bełtów, które pognały w jego stronę. Ochlapał wtedy jego ulubioną kurtę swoja krwią, więc nie mógł się powstrzymać, aby go kopnąć. To samo najchętniej uczyniłby teraz ze Stephenem.

Do pokoju nagle wparował mały chłopiec o elfie urodzie, który wręcz oniemiał na widok jego claymore’a przewieszonego na plecach. Wilkolud oraz kotka zrobiły na nim niemniejsze wrażenie, jednak chyba najbardziej spodobał mu się miecz. Na twarzy Revana mimowolnie pojawił się złowrogi grymas. On po prostu nie cierpiał dzieci, a gdy sam był dzieckiem, nienawidził siebie samego.

Po czułym przywitaniu się z wampirzycą mały wyszedł, ociągając się przy nim. Miał ochotę tupnąć, by przestraszyć dzieciaka, ale powstrzymał się tylko do odprowadzenia go wzrokiem do drzwi. Jakie to wszystko słodkie, pomyślał. Aż rzygać się chce. Rozejrzał się po towarzyszach „niedoli”. Chyba jedynie porucznik, oraz niewinna i głupawa kotoludka cieszyli się, jakby wygrali milion w totka, to znaczy, bez sensu. Revana to zwyczajnie nudziło, ale nie dał tego poznać po swojej twarzy.

W ramionach Trevora tuliła się kotka, która wystraszyła się dzieciaka. Choćby i z tego powodu nie przegonił małego, widząc jak przed nim czmycha. Rozbroiły go jednak słowa, jakimi zwrócił się wilkołak do niej, parsknął. To jest dopiero początek, strach pomyśleć, jakie dziwa spotkamy potem.

Jakiś pieprzony Antrane kiedyś skrzywdził biedną Altari, i wszyscy chcą się na nim zemścić. Swoją drogą, popatrzył na nią dłuższą chwilę, gdyby miał okazję, też by ją „skrzywdził”, ale w bardziej milszy sposób. Powstrzymał jednak dalszą nawałnicę myśli, spoglądając na barda. Ten także wydawał się być zniecierpliwiony tą całą sytuacją. Chociaż, dla niego pewnie ta sytuacja będzie natchnieniem dla kolejnego utworu.

Spojrzał jeszcze raz na wampirzycę. Mimo wszystko, jej spojrzenie wydawało się mu jakieś… znajome. Nie wiedział, gdzie podziać oczy, jednak wciąż patrzył się na nią. Za duo wina, pomyślał, stanowczo za dużo. Wilk też wydawał się być zirytowany, a jego odpowiedź do kocicy uświadczyła go w tym przekonaniu. Podobnie z elfem. Więc, co do cholery tutaj robią?

Nareszcie nadeszła rozsądna propozycja. „Czujcie się jak u siebie.” Dziwnie to zabrzmiało. Prawdę mówiąc, Revan nigdy nie miał domu, ciągle był w ruchu, w pogoni za pracą i chlebem. Ciekawe, co by się stało, gdybym nie posłuchał tego głupiego karczmarza i nie przyszedł tutaj. Spochmurniał.
 
Revan jest offline  
Stary 03-03-2008, 16:16   #56
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację


- Jesteś dzielnym mężczyzną ... przystojnym ... młodym ... – powtórzył cicho słowa Altari. Uśmiechnął się chyba smutniej i jeszcze bardziej melancholijnie niż ona. – Dziękuję waszej książęcej mości za miłe słowa – zapamiętał tytuł, którym ją obdarzyła służąca. – Gdyby nie pani, pewnie nie usłyszałbym ich, ani dzisiaj, ani nigdy, dziękuję. Zresztą spośród czterech określeń mojej osoby pewnie słowo „mężczyzna” jest tylko prawidłowe. Bowiem cóż ma wiek do bycia młodym? Pamiętam, kiedyś pewna dama zwróciła się do jednego z moich przyjaciół, że jest stary. Chłopak, niewiele bardziej posunięty w latach ode mnie odpowiedział: „To nie lata, madame, to kilometry.” Zgadzam się z nim. Jeszcze niedawno myślałem tak o sobie, ale teraz pomyślałem, że może laty niezbyt, ale doświadczeniem starym na pewno. Natomiast dzielnym? Nie, pani. Cokolwiek by powiedzieć, dzielnym na pewno nie. Być może głupim, ale to także chyba nie dokładnie to. Raczej lojalnym. Widzi wasza książęca mość, kiedy jeszcze miałem oddział chłopaki poszliby gdziekolwiek. Gąszcz bitwy, nieprzyjaciele – przerwał na moment, - tylko dlatego, że wiedzieli, ze ich nie zawiodę, ze stanę za nimi oraz postawie siebie, żeby im pomóc. Oni zrobiliby to samo dla mnie. Stąd, kiedy zobaczyłem, że pani wraca ratując ich pomimo tak straszliwego zagrożenia to przypomniał mi się właśnie pluton mojej starej dragonii. Przecież ja widzę co się dzieje, że niemal wszyscy mają w nosie tą wyprawę oraz w nosie siebie nawzajem. Ale pani niemal zginęła ratując dwójkę z nich, nieprawdaż?

Znowu chwila oddechu:
- Po czymś takim pewnie próbowałbym pomagać każdemu z nich. Bo to prawda, że ciężko mi patrzeć na waszą książęcą mość tak zwyczajnie. Jest pani piękną, młodą kobietą. Mniejsza, że wampirzycą. Wie pani, jeden jest rudy, drugi leworęczny, trzeci łysy, czwarty ma słaby wzrok, inny pypcia na nosie, a pani jest wampirem. Zdarza się i trzeba z tym jakoś sobie radzić. Niejeden pewnie by zamienił swojego garba na pani wampiryzm. Żeby powiedzieć uczciwie, akurat do nich nie należę i tak, to, że wasza książęca mość jest wampirem, mnie trochę, hm, deprymuje, ale ... – dodał weselej – jakąś drobną wadę może mieć każdy i można się do niej przyzwyczaić. Dlatego wróciłem i dlatego dałem ci, pani, swoją krew. Nie godzi się, by tak szlachetny czyn, jak twój, miał wyrządzić komukolwiek krzywdę, a szczególnie niewieście, która swe siły i zdrowie poświęcała. Przyznam, że głupiej mi myśleć o wieku, waszej wysokości, niż o naturze, bo jakoś dziwnie mi na panią patrzeć widząc kogoś, tak pełnego młodzieńczej krasy jak pani, a jednocześnie wiedząc, że mógłbym się do pani zwracać per „babciu”. Przepraszam – dodał natychmiast – jeżeli panią uraziłem. Nigdy nie zdarzyło mi się spotykać damy pani klasy, a tam, gdzie się wychowywałem mówili, żebym starał się zawsze mówić, co myślę. Toteż to uczyniłem. Natomiast, co do bycia przystojnym. Przystojny jest pewnie pani narzeczony lord Sariel, bo wspomniał, że nie jesteście państwo małżeństwem. Natomiast ja, no cóż, nie mnie oceniać, ale, powiedzmy, dziewczyny, które znałem na ogół nie były tego zdania i wybierały raczej innych chłopaków, którzy mieli w sobie więcej męskiego czaru. Dlatego „przystojny” to miły komplement i, jak wszystkie komplementy nieprawdziwy. Proszę więc nie mieć złudzeń, co do mojej osoby. Osobiście ich nie żywię i nie podjąłem się tej wyprawy dla miłych słów. Wcale nie jestem z tego powodu szczęśliwy czy uradowany, że taki wydano rozkaz. Niby mamy być drużyną, jednakże nie jesteśmy, jeden zaś za drugiego nie oddałby nawet bukłaka wina. Za wyjątkiem waszej książęcej mości, naturalnie – dodał gładko - Jeszcze nie umiem być taki, ale cóż, widzę, że jeżeli miałbym ochotę wyjść cało, trzeba mi to wkuć na pamięć lekcję ową bardzo szybko. Zbytnio uczciwi czy uczuciowi zawsze najbardziej bywają bici, zbyt lojalni również obrywają – dodał uśmiechając się gorzko. – Osobiście waszej książęcej mości także radzę nie powtarzać tego wyczynu, tak szlachetnego oraz tak niebezpiecznego jednocześnie. Nawet jeżeli chodziłoby o moją skromną osobę. Szczególnie zresztą właśnie mnie, naprawdę, szczególnie właśnie mnie.

Ukłonił się średnio udaną kopią dworskiej etykiety i ruszył do drzwi fatalnie stąpając przypadkiem na mokre w tym miejscu podłoże. Poślizg. Nagły wymach ramion w celu utrzymania równowagi. Nieudana próba. ŁUP! BĘC! Głowa. Ból na skroni. Krew spływająca po twarzy z rozciętej brwi. Powoli, czerwono, leniwie. Potrząśnięcie głową. Kolejny ukłon.
- Życzę waszej książęcej mości miłego wieczoru – powiedziane wychodząc.
 
Kelly jest offline  
Stary 03-03-2008, 16:58   #57
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość


Elf w zamyśleniu rozglądał się po pomieszczeniach, w których się znajdował. Pozornie zajęty oglądaniem mebli, czy innych sprzętów użytkowych, tak naprawdę Adam przysłuchiwał się temu, co mówią inni, równocześnie analizując zebrane informacje. A było tego sporo, od chwili spotkania wiele się przydarzyło a teraz była chwila na poukładanie sobie w głowie kilku spraw.

"Hmm... więc Altari za towarzysza ma istotę, podająca się za byłego anioła. Odrobinę zaskakujące, ale w zasadzie nie tak bardzo, jeśli by wsiąść pod uwagę, jej wcześniejsze zachowanie. Poza tym, jak to mówią przeciwieństwa się przyciągają. Ale po kolei, po kolei! Tamten atak, kiedy musieliśmy uciec do domu był dość niespodziewany, a co ważniejsze zdecydowanie zbyt szybki. Nie zdążyliśmy się jeszcze nawet otrząsnąć po poprzedniej walce. Czyli przeciwnik jest nie tylko potężny, ale i dobrze zorganizowany. Co więcej nie polega na przypadku, nie atakuje pełnią siły, zostawia coś w odwodzie. Inaczej niemożliwy byłby dla nich tak szybko znów zaatakować. Hmm... na dodatek ten Antrane, wydaje się, że Altari naprawdę go nienawidzi. Czyli prawdopodobnie nie powstrzyma się od zabicia go, jeśli nadarzy się ku temu okazja, nawet jeśli oznaczałoby to klęskę misji. Trzeba będzie na to uważać, nasze ruchy muszą stać się bardziej nieprzewidywalne dla wroga, musimy czymś zaskoczyć Lilith, a równocześnie zranić. To nie będzie proste, zwłaszcza, że ciężko jest rywalizować z tak ogromnym doświadczeniem. Swoją drogą moi towarzysze i towarzyszki tez nie należą do najsłabszych. Nala, nekromantka, z pozoru zabawna i niegroźna, ale sądzę, że jeszcze nie pokazała pełni swoich umiejętności. To dobrze, nadal mamy jakąś niewiadoma przemawiającą na naszą korzyść. Wilkołak, niewątpliwie silny, choć nie wiem jak u niego z opanowaniem. Ale zdaje się, że lepiej niż u Altari. Porucznik był ciekawym człowiekiem, niełatwo go przestraszyć. A służba w wojsku tez może wyjść nam na zdrowie, czasem zmysł taktyczny jest nie mniej użyteczny, co spryt. Pozostali bard i Revan. Dwie zagadki. Bo cóż za zdolności może posiadać bard? Wojownik z niego chyba niezbyt wybitny. Hmm... Możliwe, że on ma być spoiwem pomiędzy nami, może jego zadaniem jest łagodzić spory? Nie wiem, jak na razie zbyt niewiele o nim wiem. Sprawa podobnie ma się z Revanem. Choć tu przynajmniej jasne jest, że umie walczyć, o reszcie przyjdzie dowiedzieć mi się później. Dziwna z nas drużyna, o ile możemy się tak mianować. Bogowie jak widać posiadają humor, bardziej różnorodnej mieszanki trudno by sie dopatrzyć na świecie. Tylko, czy podołamy powierzonemu nam zadaniu? I tu leży pies pogrzebany. Bo na razie marnie widzę nasze szanse przeciw Lilith. Chyba, że pojawi sie coś jeszcze, coś nieoczekiwanego, wtedy może uda się stawić czoła wampirom."

Adam spojrzał po zgromadzonych w pomieszczeniu i uśmiechnął się lekko, niedostrzegalnie niemal. Zapowiadało się naprawdę ciekawie... i groźnie.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 03-03-2008, 19:15   #58
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację



Po wyjsciu z komnaty Altari rozeszliscie sie kazdy wedle woli. Jedni napotkawszy sluzbe zostali zaprowadzeni do obszernych i naslonecznionych komnat, z ktorych okien rozposcieral sie wspanialy widok na rozlegle lasy o iskrzacych sie srebrem drzewach. Wreszcie zostala wyjasniona zagadka nazwy owego miejsca. Innych, tych ktorzy nie mieli ochoty na odpoczynek zaprowadzono do obszernej jadalni skrytej w mroku oswietlonym licznymi swiecami zawieszonymi w kandelabrach oraz pieknym zyrandolu. Glownym meblem byl tutaj debowy stol ciagnacy sie przez cala dlugosc sali. U szczytu stalo wysokie krzeslo z latwoscia mogace uchodzic za tron. Liczba miejsc sugerowala dosc towazyskie usposobienie wlascicielki tego przybytku. Wydawalo sie to dosc dziwne biorac pod uwage to kim byla.
Jednak czasu na zastanawianie sie nie dano wam wiele. Sluzba kierowana przez gospodynie wniosla tace pelne pieczywa, szynki, serow, owocow, karafki wypelnione winem. Slowem wszystko czego dusza wasza, a szczegolnie cialo mogly sobie zazyczyc.
Wszyscy okazali sie niezwykle pomocni, szczegolnie gdy Sariel oddalil sie tlumaczac, ze musi cos zrobic. Wskazano wam gdzie mozecie sie swobodnie cieszyc promieniami slonecznymi, a gdzie pod zadnym wzgledem nie nalezy odslaniac zaslon, ani tez otwierac drzwi. Okazalo sie, ze w zamku znajduje sie obszerna sala wypelniona roznego rodzaju bronia i miejscem by cwiczyc sie w jej wladaniu. Byl tez pokoj muzyczny, sala balowa, stajnie wypelnione konmi, ogrody oraz maly sad. Wszystko zas doskonale utrzymane, zdobne, drogie i... wspaniale. Czuc bylo dostatek i umilowanie piekna.
Az do poznego popoludnia zostawiono was samych sobie. Ani Altari, ani tez Sariel nie pokazali sie nawet na chwile. Gdy jednak slonce powoli poczelo chowac sie za widocznymi w oddali gorami kazde z was zostalo zaproszone do udania sie za sluzacym do sali cwiczebnej, w ktore przywitala was usmiechnieta wampirzyca.

- Sariel wciaz pracuje nad pewna ochrona dla was. Pomyslalam, ze w miedzyczasie mozemy nieco potrenowac. Wybierzcie bron. Gdy bedziecie gotowi... Coz, atakujcie.

Dokonczyla rozkladajac rece w zapraszajacym gescie.

 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 04-03-2008, 00:14   #59
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację


Kobieta spoglądała za wychodzącym mężczyzną.
- Stephenie....
Odczekała, aż przystanął poczym czułym głosem rzekła:
- Poproś kogoś ze służby aby ci to opatrzył....
Porucznik nie odpowiedział przez chwilę. Czuł się jeszcze nieco zamroczony. Zanim głos wampirzej księżnej dotarł do niego minęło trochę:
- Wasza wysokość, dziękuję, ale to nic wielkiego. Zwykła rozcięta brew. Zaraz przyschnie. Najwyżej kiepsko okrasi moją twarz, ale to tam jest sprawa całkowicie drugorzędna. Jeszcze raz panią przepraszam, ze narobiłem jej kłopotu.

Kąpiel stanowiła cudowne odprężenie po ciężkiej przeprawie z wampirami oraz własną niezdarnością:
- Chyba się wygłupiłem – pomyślał porucznik. – Głupi kawałek mokrej podłogi.
Jednak ciepło oraz eteryczna woń olejków nie pozwalała mu się zbytnio zamartwiać. Raczej skłaniała do błogiego rozleniwienia. Ponadto tu było pięknie i jak zwykle bogato. Jego łazienka oferowała wspaniałą brązową wannę opartą na łapach w kształcie lwich głów, a seledyn ścian był obficie wzbogacony onyksowymi płaskorzeźbami. Przede wszystkim jednak interesowała go ciepła woda, którą sam sobie nalał. Wprawdzie usiłowała mu pomóc jedna ze służących, miła dziewczyna o blond włosach, wesołej twarzy i zadartym nosku, ale podziękował. Wcześniej dziewczyna uświadamiała go na temat obyczajów panujących w tym domu i wyraźnie dalej miała nakazane pomagać gościom. Stephen jednak nie należał do ludzi, którzy wyręczają się innymi, jeżeli sami mogą coś zrobić. Napełnił więc wannę wodą i zanurzył się mrucząc oraz podśpiewując pod nosem. Stwierdził, ze najbardziej pasowałaby piosenka o wannie.
- Wanna, wanna ... – pomyślał. Wreszcie znalazł taką. Nawet nie wiedział skąd, choć sama trupa wykonujących to bardów kojarzyła mu się z przyprawą oraz dziewczynami. Pieprz czy imbir? Nieważne, ale wanna znalazła się już w pierwszej zwrotce, wielokrotnie powtórzona. Ucieszony śpiewał:

- “Yo, Ill tell you what I want, what I really really want,
So tell me what you want, what you really really want,
Ill tell you what I want, what I really really want,
So tell me what you want, what you really really want,
I wanna, I wanna, I wanna, I wanna, I wanna really
Really really wanna zigazig ha.

If you want my future forget my past,
If you wanna get with me better make it fast,
Now dont go wasting my precious time,
Get your act together we could be just fine

Ill tell you what I want, what I really really want,
So tell me what you want, what you really really want,
I wanna, I wanna, I wanna, I wanna, I wanna really
Really really wanna zigazig ha
.”

Dalszych zwrotek nie pamiętał, ale to nic nie szkodziło. Powtarzał ciągle tą samą dopóki mu się nie znudziło. Pełne, sympatyczne rozluźnienie. Korzystał więc ile tylko się dało. Dopóki woda nie zrobiła się zbyt zimna. Zdawał sobie, ze może zawołać kogoś ze służby, ale pomyślał, że gdyby akurat przyszła jakaś dziewczyna to by się po prostu zawstydził. Nie był może specjalnie pruderyjny, no, ale w jego stronach panienki raczej nie obsługiwały kąpiących się mężczyzn, natomiast na tym zamku było to całkiem możliwe. Wydostał się więc z westchnieniem z wanny i szybko wytarł. Potem zaś ubrał jakiś kremowy szlafrok z niebieską lamówką. Przynajmniej chwilowo, bowiem wkrótce wskazano mu garderobę. Skoro miał się czuć jak u siebie w domu z przyjemnością z niej skorzystał.

Niby nie spał tej nocy, ale po kąpieli oraz w nowym stroju czuł się wypoczęty. Spacerował, chodził po ogrodzie podziwiając kwitnące ściany kwiatów. Prześliczna, kolorowa kompozycja roślin, oczek i cieków wodnych oraz skał nie tylko cieszyła oko swoim spokojem, ale uderzała elegancją.



Spacerował nawet nie wiedział, jak długo. Na chwilę przysiadł drzemiąc na jednej z ławek. Później znowu ruszył dalej wędrując po cudownym ogrodzie wampirzej księżnej. Wreszcie jeden ze służących Altari wezwał go do sali ćwiczebnej. Ponoć jej wysokość tam oczekiwała wszystkich.

Cóż, tytuł książęcy tytułem, ale porucznik aż ślinę przełknął chcąc zwilżyć nagle zaschłe gardło. Altari bowiem wdziała potwornie wyzywający strój, który znacznie więcej odsłaniał niż zasłaniał. Wampirzyca wprawdzie nie przejmowała się wcześniej swoim strojem, no, ale to? Porucznik musiał kilka razy otwierać i zamykać oczy, żeby nie paść z wrażenia. Górna część czerwonego kostiumu wydawała się ledwo trzymać na krągłych, pełnych piersiach. Stephenowi zdawało się, że najmniejszy ruch i owa część ubrania najzwyczajniej w świecie spadnie. Dół natomiast ... dół był zaś tak wycięty, że chyba brakowało tyci tyci by odkryć kobiece wdzięki. Była wampirzycą, niewątpliwie, ale w tej chwili porucznik nie potrafił spojrzeć na nią inaczej, niż na piękną, pełną oceanu seksownego wdzięku, kobietę.

I ona, tak ubrana, mówiła, żeby ją atakować. Chyba z byka spadła. Stephen miał problem z udającym obojętność zachowaniem się, natomiast atakować ... Na samą myśl zrobiło mu się gorąco. Stanowczo, nie byłby dla niej dobrym przeciwnikiem. Przypuszczał, że zamiast walczyć wpatrywałby się w pewne eksponowane, albo prawie eksponowane miejsca i nici wyszłyby z treningu. No i jeszcze jedno, otrząsnął się trochę: z kobietami się nie walczy. Wampirzyca wampirzycą, ale to sprawa mniej ważna. Ważne było to, że jako kobieta podlegała ochronie i obronie. Stephen doskonale pamiętał swoją przysięgę: „bronić niewiast, dzieci, słabszych.” Nawet, gdyby Altari owinęła się grubym kocem oraz pomalowała pastą do butów tworząc kompletnie aseksualny obraz siebie i tak zostawała kobietą. Stephen nie mógł jej zaatakować. Próbował sobie wyobrazić wampira, wroga, który tak naprawdę przybiera tylko postać niewieścią. Pomogło tylko częściowo. Gdyby jej nie znał, pewnie by podziałało, przecież na polu bitwy wróg robił podstępy wykorzystując łatwowierność drugiej strony. Porucznik zdawał sobie z tego sprawę i potrafiłby, jak myślał, zaakceptować atak na wampirzą kobietę – wroga. Ale chyba tylko dlatego, że jej nie znałby. Tymczase4m Altari stanowiła trwała część rzeczywistości. Była kimś realnym. Rozmawiał, dotykał, walczył. Wszystko obok niej. Kij tam! Nie potrafił jej zaatakować, nie potrafił sobie wyobrazić, że czyni jej krzywdę.

Poparzył nagle na Nalę. Ciekawe, czy nekromantka przyjmie propozycję wampirzycy. Pomyślał, że kocica ma także swoisty urok, a ogon, który mógł wydawać się śmieszny w każdym innym zestawieniu, dodaje jej jedynie egzotyki.
- Ładnie pani wygląda, panno Nalu – rzekł prosto. Nigdy nie umiał kręcić i jeżeli ktoś wydal mu się pod jakimś względem wyjątkowy rzucał ową opinię wprost. – I przepraszam za tą „panią” czy „pannę”. Proszę się nie przejmować i mówić mi po prostu po imieniu, ale no, pani jest młodą kobietą, a ja mężczyzną. Pani może sobie bez problemu pozwolić na taką bezpośredniość, ale mi nie wolno tak postępować. No ... poznaliśmy się dopiero wczoraj i ... tak się nie robi. Przepraszam, mam nadzieję, że to to nie jest aż tak uciążliwe.

- No co, spróbuje pan
? – Zwrócił się do barda. – Bo ja sobie raczej samodzielnie potrenuję ewentualnie słuchając wskazówek naszej gospodyni, niżeli ją zaatakuję. Nigdy nie walczyłem z kobietami i teraz także nie planuję zmienić tego stanu.

- Proszę wybaczyć
– powiedział wampirzycy. – Jednak ja tego nie mogę zrobić. Tak, wiem, ze to trening, wiem, że pani może regenerować rany, wiem, ze może dzięki temu sporo bym się dowiedział o możliwościach wampirzych, ale proszę wybaczyć, jest pani kobietą, wasza książęca mość, a zaatakowanie kobiety ... nawet na treningu ... hańba mi by była. Jeżeli inni chcą, ich sprawa oraz ich sumienie. Przykro mi, ale ja nie mogę.

Następnie odszedł na bok i wyciągnął miecze. Dwa niezbyt długie, ale groźne ostrza lśniące bielą. Stanął. Nagły ruch ręką. Jedną. Potem drugą. Dwa ostrza, dwie ręce, dwie groźby. Klingi leniwie zataczały okręgi precyzyjnie wykonując ćwiczebne układy. Harmonia ruchów, zmiany pozycji, tempa, nagłe zwroty, wszystko jednak tworzące obraz jedności, niczym taniec wykonywany przez zawodowego tancerza. Tutaj jednak stokroć groźniejszy. Niezwykle oszczędne ruchy zwiastowały niebezpieczeństwo przeciwnikowi. Układ kling mógł się nawet wydawać powolny, zbyt powolny żeby kogokolwiek trafić, ale widać było, jak z ruchami rąk doskonale współpracuje całe ciało. Układ nóg, bioder, nawet ruchy głowy stanowiły przemyślaną część planu, który wdrażano mu na treningach. Nagle zdecydowanie przyśpieszył. Ćwiczył teraz z pełną prędkością. Powietrze świstało. Odnajdował właściwą kompozycję ruchów nawet nie myśląc. Znał ją na pamięć, ale wiedział, iż co innego trening, a co innego walka. Nawet, jeżeli w sesjach treningowych wypadał świetnie, to podczas tej walki, walki przeciwko wampirom, się nie sprawdził. Było mu przykro i czuł wstyd. Tym bardziej zapamiętale więc ćwiczył.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 04-03-2008 o 10:18.
Kelly jest offline  
Stary 04-03-2008, 22:58   #60
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość


Adam wyszedł jako jeden z pierwszych. Nie chciał tracić czasu, zamierzając poświęcić go na poznanie zamku. Służąca, która prowadziła go przez korytarze, okazał się być zadziwiająco inteligentna, jak na pełnioną przez nią funkcję. Wyglądało na to, że zna także doskonale układ korytarzy i sal, w których przyszło jej pracować, nie wahała się nawet na moment nad wybraniem drogi. Na sypialnię Adam spojrzał jedynie przelotnie, doceniając wykwintny wystrój oraz widok z okna. Las, jak się okazało rzeczywiście zasługiwał na miano srebrnego.
Na prośbę elfa zaprowadzono go do miejsca, gdzie mógłby w spokoju ćwiczyć fechtunek, pod ścianami stały w równych rzędach miecze i rapiery, szable i pałasze. Sporo było też broni drzewcowej, gizarm, włóczni, halabard oraz glewii. W kącie dostrzegł nawet dwie kopie rycerskie, na który to widok uśmiechnął się lekko. Najwyraźniej wampirzyca gotowa była do bronienia swojego domu. Elf z uznaniem spojrzał na zgromadzoną w pomieszczeniu broń. Każda sztuka była dziełem sztuki, nie potrafił tez dopatrzyć się choćby najmniejszej plamki rdzy, co dobrze świadczyło o ich właścicielce.
Skinieniem głowy i podziękowaniem odesłał służącą, prosząc jeszcze o to, by zaniesiono do jego pokoju karafkę wina, trochę owoców, wrzątek, czystą koszulę oraz kawałek materiału. Sam zaś po kolei podnosił miecze, porównując je z tym, który sam nosił u pasa. Z zadowoleniem stwierdził po chwili, iż jego broń nie odbiega jakością od tych zgromadzonych w sali, a nawet że jest lepsza od większości mieczy.
Z odrobinę polepszonym humorem powrócił do swojej komnaty, gdzie czekała na niego już kryształowa karafka pełna przezroczystego niemal białego wina, obok stał zaś pusty kielich.



Na krześle stał kosz wypełniony owocami, wśród których znalazła się też napoczęta, wykonana z ciemnego szkła butelka.



Elf z zadowoleniem, wgryzł się w złotą, soczystą gruszkę. Nadgarstkiem ocierając sok, który spłynął mu wartkim strumykiem aż na podbródek. Dopiero teraz dostrzegł stojącą przy stole miskę wypełnioną wodą. Przez chwilę mocował się z kaftanem i koszulą, którą miał pod nim. Z dezaprobatą spojrzał na zniszczony materiał rozdarty w walce. Krew także nie dodawała uroku. Z syknięciem zdjął prowizoryczny opatrunek założony jeszcze w karczmie, gdzie się spotkali. Niespodziewany atak wampirów i szaleńcza ucieczka nie sprzyjały gojeniu się rany. Ostrożnie przemył ją czystym kawałkiem starej koszuli, po czym przygotował czysty opatrunek z przyniesionego przez służbę materiału. Na to wszystko założył nową, ciemno zieloną koszulę, którą znalazł zawieszoną na drzwiach szafy. Tak przygotowany ruszył ponownie do sali treningowej przed wyjściem wypijając jeszcze kielich wina i zabierając ze sobą dwa jabłka.

Tak drobne draśnięcie nie zwalnia mnie od ćwiczeń. Wróg nie odpoczywa przecież aż tyle. Leżąc i obijając się nic nie uzyskamy, trzeba będzie ciężko zapracować na zwycięstwo, o ile jest ono możliwe.

Gdy tylko dotarł na miejsce wyciągnął z pochwy swoją dumę. Miecz, który otrzymał z rąk swego ojca w dniu, kiedy opuszczał rodzinny dom.


Długie złociste ostrze, zamigotało w serii cięć. Z racji zakrzywienia oraz spłaszczonego przodu; pchnięcia były mocno utrudnione. Broń była przystosowana do przebijania się przez warstwy ubrań, lub zbroi, gdyby zaszła taka potrzeba. Poza tym często była ona tylko uzupełnieniem zdolności jego rodu.

Ćwiczył już od dłuższego czasu, robiąc kwadransowe przerwy co każde pół godziny. Dla próby wziął w drugą dłoń lekki pałasz, który wypatrzył wśród uzbrojenia znalezionego na sali, jednak dość szybko zrezygnował z tego pomysłu, kiedy stwierdził, że spowalnia to zbytnio jego reakcje. Jednak przyzwyczajenie brało górę i własny miecz okazywał się być najlepszym wyborem. Ukośne cięcie z lewej, potem odskok i poziomo z prawej, doskok z równoczesnym cięciem z góry i zaraz potem dwa kroki w bok zakończone osłonięciem pleców mieczem. Pół obrót, cięcie, uskok cięcie, dwa kroki w przód, cios krzyżowy i tak bez końca... Czas płynął szybko, a Adam wpadłszy już w rytm skupił się tylko na ćwiczeniach.

Elf właśnie kończył kolejną przerwę, tym razem trwającą dłużej niż zwykle. W zasadzie miał się już udać do swojej komnat, kiedy do sali weszła Altari. Adam jedząc jabłko zabrane wcześniej z pokoju, skinął jedyni głową na powitanie. W milczeniu patrzył też, jak do pomieszczenia schodzi się reszta z wybranej siódemki.

Ciekawe, po co wezwała tutaj wszystkich? Ciekawe. Swoją drogą zaskoczyła mnie tym, ze jest już na nogach. Wygląda normalnie. Czy to możliwe, że już w pełni wyzdrowiała? Jeśli tak to nie doceniłem jej możliwości, choć przecież oceniałem je na wyrost.

Sam przedmiot jego myśli dość szybko rozwiał jego wątpliwości, deklarując chęć do walki. Rzecz jasna treningowej. Elf wysłuchał słów porucznika i uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał o ty, że ten nigdy nie zaatakuje kobiety, nawet podczas ćwiczeń.

Więc ciekawe, jakim cudem chcesz pokonać Lilith? Bo przecież to także kobieta, no a przynajmniej niegdyś nią była. Poza tym założyć się mogę, że w jej armii znajdują się jakieś wampirzyce.

Adam wstał i z trzaskiem wyłamał palce. Spojrzał spokojnie w oczy wampirzycy i odezwał się przyjaznym tonem.

- Ja nie mam podobnych zahamowań. Zresztą przecież nie walczymy na śmierć i życie nieprawdaż? Wspominałaś o tym, że im wampir starszy tym jest silniejszy. Chciałbym sprawdzić, na ile silne jesteś ty. Wiem, że większość sług Lilith nie może się z tobą równać, ale dałoby mi to niewielkie rozeznanie w tym, czego spodziewać się mogę po przeciwniku. Czy dana forma miałaby jakikolwiek sens przeciwko wampirowi. Zaatakuję chowając pazury i zobaczymy, czy będę dostatecznie silny, by cię trafić. Potrzebuję tylko chwili na przygotowania.-

Adam odsunął się na odpowiednia odległość i zamknął oczy odkładając wcześniej na bok miecz. Po chwili, podobnie jak to miało miejsce w karczmie kiedy zaatakowała ich czwórka przeciwników, zaczął się przekształcać. Zmiany początkowo niewielkie i powolne, stopniowo przyspieszały. Tym razem mając spokój i czas elf dokładnie kontrolował zamianę nie dając miejsca przypadkowi i ryzyku. Pojawiło się brązowe gęste futro, zęby przerodziły się w kły, paznokcie zaś wydłużyły się i stwardniały stając się potężnymi pazurami. Po paru chwilach przed resztą kompani stał na czterech masywnych łapach spory okaz niedźwiedzia brunatnego.



Adam stanął na tylnych łapach; w tej pozycji mierzył około trzech metrów. Teraz wampirzyca wydawała się dla niego zabawnie mała i krucha. Wiedział jednak, jak bardzo groźna potrafi ona być. Ale teraz chciał sprawdzić, jak wiele siły drzemie w jej ciele. Ryknął cicho dając znak, ze jest gotów, po czym zamachnął się, tym razem specjalnie zwalniając cios. Podejrzewał, że Altari uniknie tego ataku bez trudności, ale przecież to miał być zaledwie wstęp.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 04-03-2008 o 23:02.
John5 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172