Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2009, 13:08   #61
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- Jeżeli prawda jest, że porwali dwoje nieprzytomnych z choroby białych i kilkoro dzieci, to faktycznie pewnie urządzają sobie po tej dżungli biegi sprinterskie - zakpił patrząc na Rosjanina. - Może tez według Ciebie z jakiegoś bliżej niesprecyzowanego powodu ci dzicy wybierają sobie wsie do nękania atakami położone setki mil od swojej siedziby. - strzelił niedopałkiem za burtę.
- Skoro od jakiegoś czasu terroryzowali ta okolicę, w wyniku czego z Leopoldville wysłano patrol, to siedzibę mają nie tak znowu daleko, to raz. Po udanym ataku i ciągnięciu ze sobą jeńców nie maja po co się śpieszyć, to dwa. Skoro zaś nie wykończyli ich na miejscu tylko zadają sobie trud ciągnięcia ich ze sobą, to możliwe iż będą chcieli zrobić to rytualnie zapewne kolejnej nocy. Jeżeli nie znajdziemy innego wytłumaczenia czemu Narindy i Tima nie ma wśród poległych, musimy założyć, że zostali uprowadzeni. Nie wiem w jakich dżunglach bywałeś, ale tu w Kongo nawet jedna osoba przedzierająca się przez ścianę lasu zostawia ślady. Napastników było więcej więc daruj sobie sarkazm o złamanych gałązkach.
Potoczył wzrokiem po pozostałych starając się wyczytać w ich twarzach co oni o tym myślą, po czym znów spojrzał na Pietrolenkę

- Być może część mieszkańców zbiegła w dżunglę, może zabrali ze sobą dwójkę chorych i dzieci, być może stało się tak jak sugeruje Padawsky... O świcie będzie można zbadać ślady, być może nie trzeba będzie uganiać się za kanibalami, ale jeżeli nie będzie innego wyboru, to nasz obowiązek. Nikt nie ma zamiaru cię do niczego zmuszać, możesz się poopalać przez ten czas na holowniku.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 04-02-2009 o 13:24.
Leoncoeur jest offline  
Stary 04-02-2009, 18:53   #62
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Pożegnania nadszedł czas. Dwójka ich towarzyszy miała zostać w łódce, kiedy oni mieli wyruszyć dalej. O'Connor rzucił jakieś krótkie słowa pożegnania. Python był nieprzytomny, a i Africa nie wyglądała najlepiej. W takiej sytuacji, nie było nic do powiedzenia. Wsiedli na holownik i wyruszyli na wykonanie misji, której tak naprawdę nie wykonywali.

A potem był powrót do wioski. Zniszczonej i z wszystkimi mieszkańcami zamordowanymi przez wrogie plemię. Ostre słowa Simone i kłótnia. Irlandczyk stał milczący, trzymając w rękach swoją broń i paląc papierosa. Nie odzywał się kiedy proponowano go na dowódcę. Jego twarz nie zdradzała zresztą żadnych emocji. Tak jakby codziennie oglądał masakry wiosek. Jakby przestało robić to na nim wrażenie.

W końcu wyrzucił niedopałek niedbałym ruchem i odezwał się zimnym i spokojnym głosem
-Nie ma sensu dłużej o tym rozmawiać. W nocy nie dowiemy się niczego nowego i z pewnością nie ruszymy teraz w pościg. Za parę godzin dowiemy się czy nie przypłynęła tutaj wcześniej łódź. Jeżeli tak się stało to mamy własne zadania, a dopadnięciem winnych za tą masakrę zajmie się jakiś inny odział. Tak czy siak. Musimy poczekać do rana - skończył mówić i teraz spokojnie popatrzył na Silvę

-Nie wiem w jakich dżunglach walczyłeś, ale grupa dobrze wyszkolonych żołnierzy jest w stanie odnaleźć i wybić grupę takich wojowników bez strat własnych-

Po tych słowach ponownie odwrócił się do reszty grupy -Co do objęcia dowodzenia, jak już ktoś trafnie zauważył jesteśmy urlopowani, są wśród nas cywili, dlatego rozkazy możemy włożyć między bajki. Każdy zrobi to co uzna za słuszne. Jeżeli jednak dojdzie do walki, a czy ruszymy w pościg za plemieniem czy w poszukiwaniu Katangi musi się to zdarzyć, nasze działania będą musiały być zgrane. Walczyłem w podobnych warunkach nie raz i nie dwa. Wybór jest prosty, albo w takich wypadkach będziecie słuchali mnie, albo wszyscy wrócimy do domu w sosnowych pudełkach ... jeżeli będziemy mieli szczęście - Patrick zakończył swój wywód, dając czas wszystkim na przetrawienie jego słów.

-A teraz państwo wybaczą idę porozmawiać z Clementem - odwrócił się na pięcie i wrócił na holownik.

-Kapitanie można na słówko - powiedział wskakując na pokład. Belg kiwnął głową i obaj ruszyli do pustej nadbudówki. Sierżant zamknął drzwi i wyjął papierosy. Poczęstował nimi oficera. Obaj zapalili i chwilę delektowali się jego smakiem w ciszy.

-Będę się streszczał. Oboje wiemy czym jest ten najemniczy interes. Nikt nas nie lubi, wszyscy się nas boją. Jeżeli złapie nas wróg to nas zabije. Jeżeli naszym pracodawcą przestaniemy być potrzebni to w jakiś sposób się nas pozbędę. Prędzej czy później wszystko trafi szlag. A wtedy będziemy potrzebowali każdego "przyjaciela", jakiego możemy znaleźć, w tym zapomnianym przez Boga i ludzi kraju - O'Connor przestał mówić, po części aby zaciągnąć się głębiej papierosem, a po części aby pozwolić oficerowi przeanalizować to co przed chwilą usłyszał.

-Sprawa wydaje się prosta. Ten Python. Angol, zna przynajmniej kilka języków. Służył w wojsku. Skończył jakąś elitarną uczelnię i pewnie pochodzi z wyższych sfer, o czym świadczy jego akcent. Jak pan myśli co taki robi w dżungli? Albo pracuje dla rządu, albo ma jakiś cholernie ważny interes. Tak czy siak, facet to żyła złota i kontaktów. Jak tylko wszystko się zacznie sypać, a nie mamy złudzeń, że wcześniej czy później tak się stanie, jego kontakty i jego wdzięczność może okazać się cholernie przydatna. Zresztą wszystkiego dowiemy się rano. Przyjdzie odpowiedź z Leo czy zabrała ich łódź, albo odnajdziemy jakieś ślady. Jeżeli jednak faktycznie zostali porwani to powinniśmy za nimi ruszać -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 06-02-2009, 08:43   #63
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Próba przejęcia władzy nie powiodła się. Głównie na skutek postawy de Werva, która odrobinę Niemca rozczarowała. Przełożył bowiem bliżej mu nieznane umiejętności Irlandczyka na sprawdzone Haldera. Cóż, być może Belg miał jeszcze jakiś uraz do Niemców po ostatniej wojnie.
Dyskusja jaka rozgorzała wśród najemników, była o tyle ciekawa że odkrywała wzajemne animozje. W kłótni nie było nic złego. Warto było sobie wyjaśniać nieporozumienia, ale w tym wypadku Marcus miał wrażenie, że rozmowa tylko pogłębia wzajemne niechęci.
Przez większość czasu milczał, albo zgadzał się z większością wniosków, albo nie miał dostatecznej wiedzy by dyskutować.
Odezwał się gdy wszyscy przedstawili już swoje stanowiska.
- Zatem wszyscy jesteśmy zgodni, że należy poczekać do rana. Chciałem zwrócić Panom uwagę na fakt, iż światła holownika ściągają tu mnóstwo owadów, a i muchy nie próżnują. Póki co proponuję zając się ciałami. Spalenie raczej nie wchodzi w grę. Światło i dym mogą zdradzić naszą obecność, o ile nie została ona już wykryta. Jest nas pięciu. Clement może użyczy nam ze dwóch swoich ludzi. W siódemkę poradzimy sobie z pochówkiem w parę godzin.
Miał nadzieję, że wspólna praca, uświadomi wszystkim zalety zespołowego działania.
Spojrzał na Ankę przypominając sobie co zaszło między nimi na holowniku. Jak stał przytulając ją do siebie w bezruchu, bojąc się ją spłoszyć. Przez tę krótką chwilę zbliżyli się do siebie bardziej, niż przez wszystkie poprzednie przeżycia. Miał ochotę podejść do niej i potrzymać ją za rękę, ale zdusił w sobie to pragnienie. Nie czas i miejsce było po temu. Zamiast tego podszedł do niej i powiedział.
- Być może rano ruszymy szukać dzieci. Wolałbym, żebyś tu została, ale … jeśli będziesz chciała iść …
Pokiwał poważnie głową.
- Nie będę się sprzeciwiał.
Sam nie wierzył, że to powiedział. Gdyby go usłyszał jego ojciec, albo wujek Leon pewnie by dostali zawału. Halder się zmieniał.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 06-02-2009, 23:35   #64
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Halder sprowadził ją z powrotem z koszmaru, w którym się pogrążała.
- Nie będę się sprzeciwiał.
Prawie rozbawił.
I chyba wzruszył.
Była to najwymowniejsza deklaracja opieki, jaką mogła dostać.
- Musimy je znaleźć. No i tych białych – dodała.
- Dziękuję – chciała objąć tym słowem wszystko co zdarzyło się w ciągu ostatnich dwóch dni.

Później poszukała panny Torecci.

- Sophie – bała się mówić do Włoszki, bała się płaczu, do jakiego mogło to doprowadzić, ale musiała ustalić, czy na pewno widzą wszystko tak samo – Sophie, gdyby oni zdecydowali się odpłynąć, zostajemy i ruszamy za dziećmi?
-Oczywiście – Sophie wydała się Ance jeszcze półprzytomna.
Polka zmobilizowała swoją determinację.
- Sophe, na pewno słyszysz, co mówię? Ja się w Kongo urodziłam. Jeśli zostaniemy tu same najpewniej zginiemy. Ale wolę tak niż odpłynąć. Zostaniemy?
Włoszka wreszcie podniosła wzrok na Ankę.
- Rozumiem. Naprawdę. Nie odpłynę stąd bez dzieci. Choćbyśmy miały iść w dżunglę same.
Anka uśmiechnęła się uspokojona.

-Wiesz, Sophie, ja w nich wierzę. W Haldera. W de Werve’a – popatrzyła na Włoszkę trochę dłużej, ale zaraz dodała – nie chcę być nietaktowna.
- Nie wiem jacy są Ci nowi, ale stracili przyjaciół, czy znajomych. Może też nie odpłyną.
- Coś czasem powinno się udać.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 07-02-2009 o 23:57. Powód: kosmetyka
Hellian jest offline  
Stary 08-02-2009, 08:57   #65
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Wioska rybaków około północy


O"Connor czekał na reakcję Clementa. Ten podczas przemowy sierżanta stał do niego odwrócony bokiem, jakby wypatrując czegoś za burtą w czarnych nurtach rzeki. W smudze przyćmionego światła wydobywającego się ze sterówki mignął jakiś kształt. To nietoperz wybierał się na nocne łowy.





Clement wzdrygnął się, gdy stwór błoniastymi skrzydłami mało nie zawadził o jego twarz i odwrócił do Paddyego. Mówił cicho.

- Panie O'Connor jako młody chłopak zaciągnąłem się do wojska by walczyć z Niemcami. Nie miałem tyle szczęścia by dostać się pod Dunkierką na jeden z waszych statków. Ukrywałem się w Belgii, gdzie wstąpiłem do ruchu oporu. Tam poznałem swoja żonę - wydobył z paczki papierosa i nie częstując Irlandczyka zapalił - To ona namówiła mnie, by po wojnie przyjechać do Konga.Mieliśmy małą plantację, ja zakupiłem po kilku latach "Pegasusa". Gdy wybuchła rebelia... - zamilkł na chwilę - Po wybuchu rebelii znalazłem ją w naszym domu...a raczej w ruinach tego co z niego zostało - znów przerwał.

- Panie sierżancie - podjął po kilku sekundach, a w jego glosie nie dawało już wyczuć się żadnych emocji - nie oczekuję żadnego "potem" po zakończeniu tego burdelu, nie obchodzi mnie niczyja wdzięczność, ani żadni Anglicy, choćby znali samego Czombe. Mam natomiast swoje rozkazy i tego będę się trzymał. Lepiej wracajmy do reszty - pstryknął papierosa za burtę. czerwony ognik zatoczył łuk, bu po sekundzie zniknąć w nurtach Kongo.

Zgasł jak moje życie - przemknęło przez głowę kapitana "Pegasusa"


Stanął przed grupą najemnikowi chwilę przesuwał wzrokiem po ich twarzach. Widział jak dwie kobiety wyraźnie podjęły jakąś decyzje, obawiał się, że podyktowaną emocjami.

- Proszę państwa, rozumiem co czujecie, ale obowiązują mnie rozkazy. Nie macie żadnego dowodu, że wasi przyjaciele zostali porwani. Wątpię by się nie bronili, a znaleziono śladów krwi. Nie ma tez ich bagaży, ani rzeczy osobistych. Wiem, ze miała przypłynąć po nich jutro... spojrzał na zegarek z fosforyzującym cyferblatem - ... dziś łódź motorowa. Może jednak zabrał ich podobny do mojego "Pegasusa" statek, może wydarzyło się coś innego, a może uciekli, albo z jakowychś powodów wczesniej opuścili wioskę.
- W normalnych warunkach wydałbym wam rozkaz i po kłopocie, ale wasze urlopowanie -
potarł czoło - komplikuje sytuacje. Nie mogę nie przyjąć do wiadomości pierwszej części rozkazów, a jednocześnie wypełnić drugą.

- Przesłałem radiogram do dowództwa, w którym poinformowałem co bylo przyczyna zaprzestania polowów i dowództwo na pewno przysle wojsko by zlikwidować zagrożenie, ale w obecnej sytuacji, gdy szykuje się operacja w Stanleyville -
rozłożył ręce - na odpowiedz przyjdzie nam poczekać. Zapewne kilka godzin. Rozkazy obligują mnie z kolei do jak najszybszego rozpoczęcia poszukiwań "Katangi". W tej sytuacji - zaczerpnął oddech -w tej sytuacji widzę tylko jedno wyjście.
- Daje wam godzinę na podjęcie decyzji, kto płynie ze mną, a kto chce ( choć nie wydaje mi się to dobrym pomysłem) wyruszyć za ludźmi - krokodylami. Mogę wypożyczyć przenośną radiostacje, to stary model niemiecki, ale właściwie niezawodny, trzeba tylko chronić go przed wilgocią. Ma zasie około 15 kilometrów, ale lepsze to niż nic.

Stojący nieopodal Mateusz położył przed nimi niewielki pakunek.



- O waszej decyzji powiadomię dowództwo, jednak już po waszym wyruszenie, obawiam się bowiem, sądząc z tonu otrzymanej depeszy iż akcja poszukiwania "Katangi" i tego tam... Mojżesza, ma dla dowództwa wielkie znaczenie.
- Na razie moi ludzie wysprzątali jedną z chat. Obojętnie jaka będzie wasza decyzja i tak musicie spożyć jakiś posiłek, a moi ludzie przygotują ewentualny ekwipunek i obejmą straż.

Podszedł do Anny i Sophie.
-
Cieszę się bardzo, że wśród ... to znaczy tutaj, nie ma żadnego z pani podopiecznych. Proszę być dobrej myśli, a teraz zapraszam - zakończył wskazując na jedną z chat, z której wnętrza wydobywało się słabe światło


 
Arango jest offline  
Stary 08-02-2009, 19:03   #66
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Czuła się bardzo zmęczona. Ale myśl o posiłku i pobycie na tym cmentarzysku choćby w uprzątniętej chacie, choćby przez godzinę wydała jej się … Niestosowna to najłagodniejsze określenie.

Nie da się odciąć od koszmaru w samym jego środku.

Skoro, o ile zrozumiała, nie było tu nawet dowódcy, który mógłby zarządzić jakiś pochówek, Anka sama odpowiedziała na propozycję Haldera.
- Może żeby ich pogrzebać, nie trzeba będzie nic kopać. Za chatami, gdzieś w suchym gruncie, w ocienionych miejscach prawdopodobnie znajdziemy doły służące do przechowywania żywności, albo skór, albo takie skąd wydobywa się piasek, zbiera deszczówkę. Zawsze coś jest.
Wygrzebała z plecaka dużą latarkę.
- Poszukam.

Wyjście z kręgu głosów dobrze jej zrobiło. Wilgotne powietrze osiadało na skórze dając złudzenie ochłody. Zaś feeria nocnych zapachów wioski w sercu tropikalnego lasu jak zawsze oszałamiała. Nie czuć było krwi, jakby fakt tego mordu dżungla już wchłonęła w siebie.
Doszła do linii lasu.

Do dziewczyny docierało powoli, że najpewniej wszyscy są równie zszokowani, co ona. Płeć nie zabezpiecza przed wstrząsem na widok bez przyczyny wymordowanych ludzi; kobiet, dzieci. Nawet najemnicy nie mogli widzieć wielu takich widoków. Większość nie pamiętała przecież II wojny. A Kongo było wyjątkowe.

Dopiero teraz zaczęła analizować sytuację. Nie rozumiała tego, co się tu wydarzyło. To, że porwano chorych białych było akurat mało dziwne. Mogły odegrać rolę jakieś względy rytualne, ale nawet najdziksze plemiona potrafiły wywęszyć korzyści i Anka stawiałby na to, że najprawdopodobniej po prostu o losie białych miał zdecydować szaman, do którego ich zabrano. Jeśli byli odważni i sprytni mogli się jeszcze z tego wykpić. Ale porywanie dzieci nie miało żadnego sensu. To nie Europa, tu nie adoptuje się znajd. Wersja o statku, który je zabrał była jeszcze mniej realna. Nie było możliwości, żeby Maria puściła gdzieś dzieci same.

Tylko jedna opcja wydawała się Ance możliwa. Maria szybciej niż inni zorientowała się w niebezpieczeństwie i schowała swoich wychowanków. A potem próbowała ukryć i miejscowe dzieci. Dlatego zginęła nimi otoczona.
Ta myśl uderzyła Ankę nagle. I wtedy ciemność rozdarło jej nawoływanie.

- To my! Możecie wyjść! Mulunda! – Nie zapomniała żeby krzyczeć w lingala. – To my! Sophie i żołnierze! Możecie wyjść! Możecie wyjść!
Kilka słów a już ochrypła. Nagła nadzieja, teraz z niej uchodząca przygięła ją do ziemi. Płakała rano, drugi raz sobie na tonie pozwoliła. Podniosła się z kolan.

Dobrze, że przynajmniej znalazła jakiś cholerny, przykryty liściastymi matami dół. Miała zamiar pomóc w znoszeniu do niego zwłok.

I wtedy zaszeleściły liście. Ledwie rozróżniła w ciemności sylwetkę dziecka. Głos uwiązł jej w gardle, gdy biegła do chłopca. To on odezwał się pierwszy. I z dżungli wyszła pozostała piątka.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 08-02-2009 o 22:49. Powód: cud
Hellian jest offline  
Stary 09-02-2009, 21:04   #67
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z pewnością na Clementa nie podziałał żaden z argumentów - ani te wypowiedziane na głos, ani te wyszeptane przez Patricka.
Czy Clement miał rację?
Z jednej strony tak. Są sprawy ważniejsze, niż życie dwójki białych i garstki murzyńskich dzieciaków. Być może tamten mechanik był tak ważny dla dowództwa, że reszta po prostu się nie liczyła.
Być może ktoś zabrał Narindę, Tima i garstkę dzieci na łódź i zawiózł do jakiejś bezpiecznej przystani. Być może.
Problem polegał tylko na tym, że nie było to ani pewne, ani nawet zbyt prawdopodobne, w związku z czym dość trudno było zostawić zaginionych towarzyszy broni nie próbując nawet dowiedzieć się, co się z nimi stało.

"Zaginiony w akcji".
To nie wygląda ładnie nawet na tablicy ogłoszeń, czy w notatkach służbowych, a co dopiero tutaj. Z tego punktu widzenia było to wprost niedopuszczalne.
Poza tym kobiety nie wyglądały na takie, które można zmusić do wejścia na pokład i odpłynięcia. A zostawić je same... To już w ogóle było trudne do pomyślenia. Ktoś musiał z nimi zostać. A nawet paru ktosiów...

Kit obrzucił wzrokiem siedzących w chacie.
Na razie nie miał zamiaru się wypowiadać. Wiedział, że jeśli trzeba będzie, to nie popłynie na poszukiwanie "Katangi", tylko pójdzie tropem porywaczy. Jeśli się okaże, że to byli faktycznie porywacze...
Jeśli Narinda i Tim jakimś cudem wymknęli się z wioski przed atakiem, to trzeba będzie ich odszukać. Daleko odejść nie mogli.
Jeżeli są bezpieczni... Wtedy nie będzie żadnych wątpliwości, co robić dalej...

Gdy za panią Bielanski zamknęły się drzwi Kit wstał i również wyszedł z chaty.
Chociaż była to wioska, nikt nie powinien sam się tu włóczyć. Zapach krwi niósł się zwykle daleko i mógł przyciągnąć drapieżniki.
Ruszył w pewnym oddaleniu. Być może pani Bielanski nie potrzebowała żadnego towarzysza...

Szedł cicho przez równie cichą wioskę.
Iść w ślad za panią Bielanski, Anką, jeśli dobrze usłyszał, nie było niczym trudnym. Kobieta nie zachowywała żadnych środków ostrożności, a światło jej latarki widać było z daleka. Gdyby ktoś chciał zapolować na kogoś z ich małej grupki, właśnie pani Anka byłaby nader łatwym i oczywistym celem.

Ze słów wykrzyczanych na całe gardło nie zrozumiał nic. Wyczuł tylko brzmiąca w nich nadzieję. Chyba niespełnioną, bo pani Bielanski wnet zamilkła.
Cofnął się o kilka kroków.
Zdecydowanie wątpił, by Bielanski chciała mieć świadków swego krzyku.
Już chciał ją zawołać, gdy nagle usłyszał czyiś głos. Z pewnością nie należący do niej.

- Pani Bielanski!? - powiedział. Niezbyt głośno. Ruszył w tamtą stronę. - Co się stało? Nie powinna pani sama... opuszczać wioski... - dokończył, nie bardzo wierząc własnym oczom.

Wokół pani Anki stało kilkoro dzieci, najwyraźniej jej znanych.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-02-2009, 11:15   #68
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Pietrolenko z całkowitym spokojem wysłuchał uwag "towarzyszy niedoli". Uwaga o dżunglach rozbawiła go, ale nic nie powiedział. Skoro sierżancik wiedział lepiej, niech mu będzie. Może znajdzie jakieś ślady, jeśli pójdą za tymi kanibalami. Jurij nie miał najmniejszego zamiaru narażać życia dla obcych ludzi. Ciekawy był, jak długo znali ich pozostali. Na szczęście wkroczył kapitan przedstawiając swój punkt widzenia. Gdy skończył, Silva ruszył do wioski, pomagając w zbieraniu ciał. To akurat się im należało, jeśli ktoś postanowi tu zostać to w dzień je spalą. Jak nie to zrobią to ci z tej łodzi, która miała tu dziś przypłynąć. Kiwnął na Haldera.
-Miejmy nadzieję, że to tajne zadanie nie jest zbyt trudne i zależne od naszej liczebności. Bo jak połowa tu zostanie by szukać tamtych...
Pokręcił głową z niezadowoleniem. Gdy minęła niecała godzina, wrócił na holownik. Po drodze zaczepił jeszcze Simone.
-Chodź. Nie warto byś się narażała, tam potrzebne będą tylko karabiny, gdy pójdą za tymi dzikusami.
Wszedł na holownik, bez słowa mijając kapitana i siadając przy burcie. Czekał na wypłynięcie.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-02-2009, 20:56   #69
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
To nie był przyjemny wieczór, ale zaczynała się już przyzwyczajać, że nic przyjemnego Afryka po prostu nie ma do zaoferowania. Clement niczego im nie narzucał, ale jak każdy służbista traktował swoje rozkazy jak świętość. Odpłynie. Z nimi lub bez nich.

Najpierw postanowiła jednak pomóc w uprzątnięciu zwłok. Zajęcie to okazało się nie dość, że mało wdzięczne to jeszcze mozolne. Simone była drobnej postury, więc skupiła się na kobietach i dzieciach. Ich, nadal otwarte, puste oczy patrzyły na nią oskarżycielsko powodując jeszcze większe uczucie dyskomfortu. Każdorazowo zamykała im powieki szybkim ruchem dłoni, dopiero później taszczyła ciało w stronę chaty. Czuła się po części odpowiedzialna za masakrę, która miała tu miejsce. Ogarnął ją grobowy nastrój. Była pewna, że dzisiejszej nocy nie zazna spokojnego snu.

Następnie przyszedł czas na posiłek i chwilę odpoczynku w jednej z uprzątniętych chat. Ale Simone nie mogła oderwać wzroku od plamy krwi na ścianie. Nie była specjalnie rozmowna. Niedawne obcowanie z trupami mimowolnie odebrało jej apetyt toteż ograniczyła się do przełknięcia kilku kęsów jedzenia i popicia ich wodą.

Z chaty wyszła bynajmniej nie jako pierwsza. Część osób rozeszło się po wiosce w niewiadomym jej celu, Simone nie miała jednak zamiaru nikogo szpiegować. Oparła się plecami o ścianę domostwa i odpaliła papierosa. Siedziała tak bez celu dłuższą chwilę kiedy nagle zza placów dobiegł ją głos Pietrolenki.

-Chodź. Nie warto byś się narażała, tam potrzebne będą tylko karabiny, gdy pójdą za tymi dzikusami.

Jurij najwyraźniej decyzję już podjął. Teraz pewnie nadszedł czas by ona zadręczała się moralnymi dylematami. Wypadało przeanalizować za jaką grupą podążyć. Wziąć udział w ryzykownej misji ratunkowej, choć nawet nie mają pewności czy Tim i Narinda w ogóle zostali pojmani, a może posłuchać rozkazów z góry i popłynąć holownikiem w ślad za Katangą?

Kiedy stawiają cię przed wyborem: wycieczka za bandą agresywnych kanibali albo towarzystwo faceta, który oferuje ci pięćdziesiąt tysięcy, to tak jakbyś nie miał żadnego wyboru. Czas zatroszczyć się o siebie i swoją przyszłość. Rzuciła niedopałek na ziemię, zebrała swój plecak, przewiesiła przez ramię torbę lekarską i dwa bukłaki. Za Pietrolenką poszła objuczona jak muł, zabrała cały swój bagaż pewna, że na ląd już nie wróci. Na pokładzie stała jeszcze jakiś czas tuż obok kaprala. Upiła kilka łyków z piersiówki błądząc wzrokiem po czarnych wodach Kongo.
- Skoro niebawem odpływamy poszukam dla siebie jakiegoś skrawka przestrzeni na tej cholernej łajbie.
 
liliel jest offline  
Stary 12-02-2009, 02:44   #70
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Słowa Clementa nie zdziwiły Belga, rozkaz to rozkaz, choć on sam nie zamierzał zostawiać zagubionej dwójki. Nie mógł.
*Załatwię Ci te papiery, a Ty cholerny egoisto i tak zajmiesz się tylko tym co Cię tam ciągnie*
* Nie, klnę się na Boga. Daj mi tylko możliwość, spraw bym to ja dostał tą posadę, by to mnie tam posłano... Przyrzekam Jean, na wszystko co mi drogie, tylko mnie kurwa tam wyślij!*
Słowa które padły w Leuven, targały nim jak malaria. Ile by dał by gdzieś tam w krzakach znaleźli okaleczone ciała Narindy i Tima, byle nie mieć rozterki, byle ruszyć dalej w górę tej pieprzonej rzeki. Byle bliżej Stanley i Sourcofu.
Co miał zrobić do jasnej cholery? Racje miał Clement, rację miał Pietrolenko, do stu diabłów wszyscy tu mieli rację, ale co należało uczynić?

Czy ważniejsze jest to co obiecał i po co go tu wysłali, czy rozkazy z Leo, które i tak były raczej kpiną, bo dowództwo w rozkosznie naiwny sposób miało nadzieję, że najemnicy potrafić będą czytać pomiędzy wierszami i 'urlop' (cóż za śmieszne słowo pośrodku wojny!) wykorzystają zgodnie z zamierzeniami sztabu, choć tu sytuacja wygląda kurewsko inaczej.
...choć, gdyby miał iść za nimi sam, mógłby od razu palnąć sobie w łeb nad rzeką, co oszczędziłoby mu trudu przedzierania się przez dżunglę i zeżarcia przez dzikich.


Rozmyślania o tym co dalej, czy ruszać choćby samotnie, lub z kobietami, za dzikimi, zapewne będącymi porywaczami dwójki białych, przerwało wołanie w lingala, jakie w akcie desperacji wydała z siebie Bielańska. Polka do której dołączyła Włoszka chwytały sie widać wszystkiego, każdego złudzenia z nadzieją, że dzieci jednak są gdzieś... tu, obok, że zaraz wyjdą z ukrycia.
W ciemności niewiele było widać, ale urywany wzruszeniem krzyk, niewielkie zamieszanie i ledwie słyszalne przez odległość dziecięce głosy, wyrwały De Werve'a z otępienia i natychmiast biegiem ruszył w stronę zajścia.

Czy to samo czuli żydzi gdy rozstępowało się może Czerwone? Czy goście w Kanie tez patrzyli w ten sposób na wodę zmienianą w wino...
Być może, grunt że legendy i przypowieści nie były tym samym co widzieli oni. Anka, Sophie, Kit i Lukas. Czasem cuda się zdarzają.
Dzieci odruchowo skupiły sie wokół kobiet, a na umorusanych brudem ciemnych twarzach łzy żłobiły prawdziwe kaniony. Być może byłoby lepiej gdyby te maluchy zginęły. Atak na misję, teraz rzeź w wiosce... De Werve zastanawiał się co wyrośnie z tych szkrabów, po takim zgwałceniu psychiki. W oddziałach simba potrafiły walczyć i dwunastolatki, dzieci które widziały zbyt wiele śmierci i coś w nich pękało, odbieranie życia i przemoc stawały się czymś naturalnym. Belg miał głęboką nadzieję, że te maluchy nie będą takie same, lecz czy można byłoby je winić gdyby piętno wojny odcisnęło się na nich tak, że nie przypominałyby tych wesołych szkarabów jakie Sophie znała jeszcze z misji przed ich katastrofą?

Odsunął od siebie fatalistyczne myśli, choć cieszył sie widząc dzieci całe i zdrowe nie potrafił choć przez chwile nie myśleć o tym co go dręczyło, co dręczyło pewnie większość z nich.
- Mpémbe, mpémbe moto - starał się wyłuskać tyle z marnego opanowania lingali ile tylko był w stanie - mibalé mpémbe moto, mobali mpé moasi - cedził słowa ze skupieniem przypominając sobie te najprostsze - mpémbe ezali wapi? - dodał wskazując na chatę gdzie przebywali Narinda i Tim
- Maswa... - powiedział mały murzynek i rozpłakał się bełkocząc coś czego Lambert już nie zrozumiał. "Łódź" jedno słowo, a mówiące tak wiele, łódź którą kierowali mpémbe moto, tacy jak ich grupa najemników i zabrali chorych mpémbe, nie zabrali zaś ich, czarnych dzieci które potem cudem uniknęły rzezi.


Belg przyklęknął i wziął małego na ramiona. Spazmy szlochu rzucające malcem starał się załagodzić lekkim głaskaniem po głowie dziecka, choć i tak nic się nie dało zrobić - chłopiec musiał się wypłakać.
Choć zmęczony powstał z maluchem wtulonym w jego bark i spojrzał na resztę. Anka i Sophie rozumiejąc język i tak nie reagowały ze łzami w oczach ciesząc sie obecnością dzieci. Żywych i zdrowych.
Odwrócił sie do Kita który być może nie rozumiał tego narzecza.
- Narinda i Timothy... Przypłynęli po nich i zabrali ich przed atakiem, nic tu po nas, wracajmy na Pegasusa. - poprawił malca, który swoje ważył.
Rety! A mówiono, że w Afryce dzieciaki są niedokarmione, ...choć może to tylko zmęczenie, może już nie te lata, minęło wiele od czasu gdy nosił tak Alberta.
- Jak możesz, to powiedz reszcie, by niepotrzebnie nie zastanawiali sie co robić, za tymi zuluskimi skur... za tymi... kanibalami, ruszać nie ma sensu. - dodał znów patrząc na Padawsky'ego
Zerknął na kobiety i wymownie przeniósł wzrok na zmasakrowane ciała które Pietrolenko zaczął przeciągać w jedno miejsce.
- Zabierzmy stąd dzieci, chodźmy na statek.

Sam zaczął iść w strone Pegasusa śpiewając cicho kołysankę, jaka często nucił swojemu synowi.

- L'était une p'tit' poul' grise
Qu'allait pondre dans l'église
Pondait un p'tit' coco
Que l'enfant mangeait tout chaud
.

Zawsze zastanawiał się jaki sens ma piosenka o różnokolorowych kurach znoszących jajka gdzie popadnie, jedzonych później przez dzieci. Grunt że pomagało.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 12-02-2009 o 02:53.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172