Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2009, 07:58   #71
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Do pracy należało się przede wszystkim odpowiednio przygotować. Halder wziął z holownika kilka par roboczych rękawic. Miał mnóstwo zadrapań na rękach, a zakażenie trupim jadem mogło się skończyć tragicznie. Rozdał rękawice tym, którzy chcieli pomagać i energicznie wziął się do pracy znosząc ciała do dołów wskazanych przez Ankę. Raz oderwał się od zajęcia widząc podążającą na skraj osady dziewczynę. Miał ochotę pójść za nią, ale szybko zrezygnował. Anka była dorosła, wychowała się w Congo, a po za tym nie chciał być nadopiekuńczy. Wszak nie była jego własnością, którą trzeba doglądać. Jednak jakaś zadra niepokoju tkwiła w nim i co jakiś czas patrzył w jej kierunku. Drugi raz oderwał się od pracy widząc idącego Padawskyego, a uczucie niepokoju zwiększyło się.
- Oczyśćmy te chaty. – zaproponował Pietrolence wskazując na lepianki w pobliżu miejsca gdzie poszedł sierżant.
Po raz trzeci przerwał znoszenie ciał, gdy usłyszał błagalne wołanie Anki. Słów nie zrozumiał, ale wystarczył mu ton.
Wyciągnął zza pasa maczetę i rzuciwszy do towarzysza :
- Zaraz wracam.
Pobiegł na skraj osady. Myśląc w duchu, że lepiej będzie dla Jankesa jeśli zastanie go co najmniej dwa metry od dziewczyny. Ku jego zaskoczeniu na miejscu był już de Werve i przytulał jakiegoś chłopca. Patrząc na uradowaną twarz Anki stwierdził z podziwem.
- A niech to … udało Ci się je znaleźć. Naprawdę udało Ci się je znaleźć.
Kręcił głową ciągle nie wierząc w to co widzi.
- Idźcie tędy. – wskazał drogę z grubsza oczyszczoną ze zwłok. – Wracam do pracy.
Może i mieli stąd odpłynąć, ale raz zaczętą pracę trzeba było skończyć.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 15-02-2009, 09:44   #72
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Wioska rybaków

Praca przy chowaniu zwłok, nie była przyjemna ani łatwa, ale skorzystali z pomysłu Anki i dzięki temu udało zaoszczędzić się im sporo czasu.
Na szczęście (o ile można w tej sytuacji mówić o jakimkolwiek szczęściu) dotarli na miejsce dość szybko, by zwłoki nie zaczęły jeszcze puchnąć i śmierdzieć.

Szczęśliwe odnalezienie dzieci poprawiło nieco humory wszystkim, szczególnie gdy po wielu trudach udało wydobyć się z nich co stało się z Narindą i Timem.
Wszystko wskazywało na to, ze w ogólnym rozgardiaszu, jaki zapanował przed akcja w Stanleyville łódź została wysłana po prostu wcześniej niż to uprzednio planowano.

Podczas ataku, gdy panika ogarnęła mieszkańców wioski i większość uciekała na oślep byle dalej przed napadem rozjuszonych "demonów", siostra Maria ukryła swych podopiecznych i wróciła, by żebrać i schować kolejne dzieci zgubione przez swych rodziców w ogólnym chaosie.

Pochowali ją wraz z dziećmi, które z nią zginęły stawiając na mogile skromny krzyż. Kapitan Clement sporządził wraz z sierżantami stosowny raport.

W wiosce nie było już nic więcej do roboty, zaczęli wracać powoli na "Pegasusa". Francuz zniknął w sterowce przywołany tam przez Wolfa. Po chwili wynurzył się z niej z kilkoma kartkami papieru.

- Przyszła odpowiedz z Dowództwa. Mamy potwierdzenie, że lodź z panią Davy i panem Pythonem szczęśliwie dotarła do Leoville.
Mam też nowe rozkazy dotyczące pana O'Connora. W sztabie wydaja się zaniepokojeni ostatnimi wydarzeniami i ma pan polecenie by zjawić się w stolicy -
widząc zdziwienie Paddyego dorzucił - obejmie pan też dowództwo nad grupa, która już wyruszyła na szybkim holowniku i ma za zadanie...eee... eliminację zagrożenia dla pozostałych wiosek. Maja też na pokładzie pielęgniarkę, która zajmie się dziećmi. Po akcji zamelduje się pan w dowództwie spadochroniarzy u pułkownika Laurenta.

Pochylił sie w stronę sierżanta
-
Potem ma pan być do dyspozycji dowództwa. To chyba oznacza akcję w Stanleyville. SAS, czy komandosi ? rzucił, po czym nie czekając na odpowiedz wyprostował się i kontynuował.

- Zrobiliśmy co mogliśmy, teraz czas na wypełnienie rozkazów. Za kwadrans odpływamy.

Była godzina 00.30.


Podroż rzeką i w nocy dostarcza niezapomnianych przeżyć.
Szeroka, czarna wstęga wody, ujęta ramami o odcień ciemniejszego pasa dżungli. Noc rozświetlona tylko kilkoma punktami gwiazd i wyglądającym od czasu do czasu zza chmur księżycem zdaje się nabierać nowego wymiaru, nastrajać do melancholii i wspomnień.

Minęli miasto Mbadanka, i by tuż po świcie dotrzeć do ujścia rzeki Ludonga.
Clement
wyraźnie zwolnił wypatrując niebezpieczeństw.




Wolf i Jean- Baptista objęli warty przy kaemach, Kapitan pomimo nieprzespanej nocy dalej stal przy sterze, wołając tylko co chwile o kolejne filiżanki kawy przynoszone mu przez Mateusza

Szeroka w miejscu gdzie łączy swe wody z Kongiem, Ludonga dość szybko zwężała się. Nie była to majestatyczna Rzeka, z jaką mieli okazje się dotąd spotkać, lecz dziki, typowo afrykański nurt.

Zwieszające się nad wodą gałęzie drzew, pełne było wywrzaskujących coś do nich małp, busz pełen był świergotu ptaków, odgłosów tak charakterystycznych dla dzikich zakątków tego kontynentu.

- Już niedaleko - obwieścił Clement ze sterówki.
- A raczej powinno być niedaleko według mapy - mruknął po chwili.

Tym razem jednak ze znalezienieniem plantacji "Winorośl" nie było problemu.
Za kolejnym zakrętem ujrzeli szeroką na może 200 metrów, oczyszczona z roślinności przestrzeń z majaczącymi w porannej mgiełce zabudowaniami. Nieopodal kamiennego mola tkwił znajomy kształt "Katangi".

Przechylonej na jedną burtę, osadzonej na mieliźnie, cichej, wymarłej.





- Sacrableu - zaklął Clement.
-
Wyrzucił się na brzeg - dodał zdumiony, a widząc spojrzenia niektórych wyjaśnił.
- Kapitan całą szybkością skierował się w stronę brzegu i osiadł na mieliźnie. Robi się tak, jeśli na przykład statek nabiera wody i grozi mu zatopienie... albo ... - chwile się zastanawiał - nie... nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Zlustrował brzeg i zabudowania przez lornetkę.
- Wygląda, że nikogo tu nie ma - był wyraźnie zdenerwowany - Katanga zdaje się być nieuszkodzona, tak samo dom właściciela "Winorośli"
- Nie podoba mi się to co się tu dzieje. Mieliśmy szukać Katangi i tego jej mechanika, a tu co ? Jaki kapitan porzuca swój okręt ? Gdzie zniknęli wszyscy i dlaczego ?

"Pegasus" na wolnych obrotach podchodził do zda się opuszczonego statku.
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg mapa 11.JPG (97.4 KB, 5 wyświetleń)
lastinn player

Ostatnio edytowane przez Arango : 15-02-2009 o 17:40.
Arango jest offline  
Stary 15-02-2009, 17:06   #73
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit w pierwszym momencie nie bardzo wiedział, czy ma uwierzyć w to, co powiedział de Werve.
Narinda i Tim odpłynęli?

- Skoro te dzieci mówią, że zabrała ich łódź - powiedział po chwili - to z pewnością nie kłamią. Zaraz powiem pozostałym.

Pierwszego z tych 'pozostałych' nie musiał długo szukać. Halder przybiegł z miną, jakby chciał wszystkich wymordować trzymaną w ręku maczetą. A może nie wszystkich, gdyż wzrok Niemca był skierowany właśnie na Kita. Czyżby Halder sądził, że Kit dobiera się do pani Anki i pędził na odsiecz?
Być może Niemcy mieli zwyczaj napastowania kobiet i Marcus sądził innych według siebie i swoich rodaków? Albo też Halder był nad wyraz uczulony na punkcie pani Bielawski. Co i tak go usprawiedliwiało w niewielkim tylko stopniu.
Bez względu na wszystko zachował się jak głupiec.

Kit wzruszył ramionami, a potem poszedł w stronę chat. Trzeba było jak najszybciej poinformować innych o odkryciu dokonanym przez panią Bielawski. I losie zaginionych.
A potem pomóc w pochowaniu mieszkańców wioski. Nie należało zwalać brudnej roboty na innych.



- ...Mam też nowe rozkazy dotyczące pana O'Connora - mówił Clement.

Siedzieli na pokładzie "Pegasusa". Mieszkańcy wioski zostali pochowani, podobnie jak Maria. Ocalone dzieci, bezpieczne, przebywały w kajutach.
Kapitan wymachiwał plikiem kartek. Z otrzymanych wiadomości wynikało, że Narinda i Tim są bezpieczni. I że dla Patricka wymyślono inne zajęcie.

Kit rzucił okiem na Irlandczyka.
To, że Paddy opuszczał ich grupkę nie było zbyt wesołe. Tracili doświadczonego żołnierza, znającego dżunglę. Kit zdecydowanie bardziej wolałby mieć go koło siebie, zamiast Haldera i Pietrolenki.
Jak na razie niezbyt mu się podobało zachowanie zarówno jednego, jak i drugiego. Kit nie lubił nadgorliwców, takich jak Halder, zaś Pietrolenko, czy też raczej Silva, skoro tak chciał się zwać Rosjanin... Kit miał wrażenie, że w razie czego Silva zadba przede wszystkim o siebie.
Co świadczyło o intelegencji, ale nie było najmilej widzianą cechą u ludzi walczących po tej samej stronie.
Czy de Werve, który najwyraźniej nie chciał się w nic angażować, zrównoważy wady tamtej dwójki?
Na szczęście, jak tylko odnajdą tego całego Mojżesza M'betu, który na pokładzie "Katangi" udawał mechanika, nie będzie miał z tamtymi nic wspólnego. Chyba, że w armii, gdzie znajdzie się sposób na wykorzystanie energii Haldera.
Jeśli tylko Niemiec nie wpakuje się w tarapaty przez swoją nadgorliwość.


Podróż nocą pozostawia niezapomniane wrażenia, jednak oni byli tu nie po to, by podziwiać widoki i Kit nie miał nastroju, by rozkoszować się pięknem odbitego w wodzie księżyca.


Prawdę mówiąc wolał odrobić pewne zaległości w spaniu. Usiadł wygodnie, oparty plecami o ścianę nadbudówki. Kołysanie wody działało usypiająco.

Otworzył gwałtownie oczy.
To była dżungla, ale inny kawałek świata niż ten, który przed chwilą przyśnił mu się w powracającym niekiedy koszmarze.
Potrząsnął głową.
Mimo pewnego podobieństwa nazw Kongo to nie Mekong. Na szczęście.
Podszedł do burty i spojrzał na fale.
Na niektórych taki widok działał uspokajająco. Na niego - niezbyt. Miał parę niezbyt przyjemnych wspomnień związanych z przygodami na wodzie.
Mimo tego stał i wpatrywał się w czarną toń.
Przez chwilę. Potem zszedł pod pokład.
W malutkim kambuzie jedynym ciepłym napojem była kawa.
Teoretycznie dla kapitana Clementa, ale Mateusz, który ową kawą się zajmował, nie miał nic przeciwko poczęstowaniu nią chcącego się napić Kita.
Co prawda nie był to ulubiony napój Padawsky'ego, ale na bezrybiu...
Pił powoli, rozkoszując się spływającym do żołądka ciepłem.
- Dzięki - powiedział oddając pusty kubek.
- Za to mi płacą - szeroko uśmiechnął się Mateusz.



- Sacrebleu - zaklął Clement.

Cóż. Trudno się było dziwić.
Chociaż, prawdę mówiąc kapitan mógł użyć mocniejszego słownictwa i nikt nie miałby do niego pretensji. "Katanga", wyglądająca na opuszczony przez załogę wrak, nie wywoływała pozytywnych skojarzeń.

Kit przez lornetkę obserwował leżący na brzegu stateczek.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądało na to, by załoga "Katangi" stoczyła jakąkolwiek walkę. Żadnych śladów po kulach. Kadłub, przynajmniej od strony rzeki, nienaruszony... Trudno było ocenić, jak to wyglądało z drugiej strony, ale...

Objaśnienia Clementa nie wymagały komentarza. Chociaż... Istniało parę innych wyjaśnień. Na przykład pijany sternik.
Ktoś mógł również to zrobić zamiast kapitana Katangi. Ster unieruchomiony, kierunek - ląd, cała naprzód... A samemu hop do wody, albo innej łodzi. Tylko po co? Łatwo można było wymienić inne sposoby na bardziej skuteczne pozbycie się "Katangi".

Na plantacji również nic się nie działo, chociaż świt minął już jakiś czas temu. Koło ósmej rano wszystko powinno tętnić życiem, a tu nic. Pies z kulawą nogą się nimi nie zainteresował.

Trzeba będzie wysłać kogoś na zwiady. Najlepiej znającego się na wszystkim Haldera.

Odłożył lornetkę i westchnął.
Powinien chyba zacząć zwalczać niechęć, jaką czuł do Niemca. W końcu byli, ech, powinni być, towarzyszami broni. To, że tamten działał mu na nerwy swoim zachowaniem nie znaczyło, że trzeba było na Halderze postawić krechę. Może jednak Marcus, mimo zarozumialstwa, był coś wart. Może trzeba było dać mu jakąś szansę...

Ocenił odległość, jaka dzieliła ich od brzegu. Jeśli tam była jakaś zasadzka...

- Może by bliżej nie podpływać - zaproponował. - Zwiad do... pontonu.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-02-2009 o 12:03.
Kerm jest offline  
Stary 15-02-2009, 23:52   #74
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Limit cudów najwyraźniej się skończył i wyglądało na to,że teraz już będzie pod górkę.
Pierwsza niepomyślną wiadomością było odłączenie przez Belgów O'Connora i pozbawienie ich dowództwa.
Wypracowana z trudem kwestia kto ma rządzić posypała się jak domek z kart i wrócili do punktu wyjścia.
Halder nie spodziewał się, że drugi sierżant tak szybko spróbuje przejąć władzę. Tak szybko i tak nieudolnie.
Słysząc polecenie dla zwiadu Marcus spojrzał rozbawiony na Pietrolenkę.
- Z całym szacunkiem Panie sierżancie, ale nie da się precyzyjnie wypełnić nieprecyzyjnych poleceń.
Przeniósł wzrok na Padawskyego i stanął przed sierżantem patrząc mu prosto w oczy.
- Rozkazy wydaje się personalnie. Żaden z nas nie ma przydzielonej funkcji zwiadowcy. Kogo miał Pan na myśli mówiąc zwiad ? Mnie ? Silvę ? Nas obu ? A może kogoś z załogi ? Poza tym kwestia zwierzchności nie została rozstrzygnięta. To że nie ma z nami sierżanta O'Connora nie oznacza, że następny w kolejce jest Pan. Jakie ma Pan doświadczenie dowódcze ?
- Proszę nam powiedzieć dlaczego mamy ryzykować życie wykonując Pańskie rozkazy, skoro nie kwapi się Pan nawet, by iść sprawdzić opuszczony statek ?
Jeśli Padawsky chciał dowodzić musiał udowodnić, że jest tego wart.
- Na razie nie znajdujemy się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. Proponuję zatem ustalić wspólnie co robimy. - zaproponował by rozładować sytuację.
- Ernesto zna się na śladach, więc może coś znajdzie na statku. Mogę iść jako osłona. Chyba, że chcesz sierżanta. - spytał całkiem poważnie.
Warto było się przekonać co Padawsky umie.
- W sumie statek wygląda na opuszczony, ale licho wie. Potem trzeba sprawdzić plantacje, jeśli Panie zechcą z nami iść, to chyba najwyższy czas je lepiej dozbroić. W ogóle zaniedbaliśmy kwestie ekwipunku i warto pogadać z kapitanem, co tak naprawdę ma na Pegasusie.
Podrapał się po brodzie.
- Ja mam tylko kilka magazynków do FN-FALA.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 16-02-2009, 15:03   #75
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Halder byłby całkiem zabawny, gdyby nie to, że bywał denerwujący. Ale można było wyjaśnić parę wątpliwości.

- Jak widać - skomentował ostatnie zdanie Haldera - mamy tego samego kwatermistrza, bo jestem w tej samej sytuacji. Jednak jeśli chodzi o zwiad, to taki zapas wystarczy w zupełności. Nie mamy przecież toczyć regularnej wojny... Jeśli tamtych, tych złych - uśmiechnął się z przekąsem - będzie tylu, że trzeba będzie wystrzelać prawie setkę nabojów, to i tak nie damy rady ich pokonać.

- A teraz do rzeczy. Słowa o zwiadzie nie były żadnym rozkazem, tylko propozycją - wyjaśnił spokojnie. - I to skierowaną do osoby, która na pokładzie "Pegasusa" sprawuje władzę. Bez jego zgody nie możemy nawet spuścić pontonu... Z pewnością kapitan Clement się nie sprzeciwi i wtedy porozmawiamy o tym, jak to zrobić.

- Nie rozumiem za to jednej rzeczy - spojrzał z zaciekawieniem na rozmówcę. - Dlaczego mam udowodnić, że nadaję się na dowódcę i równocześnie przyjąć na wiarę, że pan idealnie nadaje się na to stanowisko? Jak na razie nic o tym nie świadczy.

- Skoro mowa o doświadczeniach... W Marines dosłużyłem się kaprala, zaś zanim opuściłem Legię zostałem podoficerem, zatem jakąś wiedzę posiadam.

- Gdybym, kierując się logiką, miał wysłać na zwiad dwie osoby, to rzecz jasna byłby to pan i Silva. Z jednego prostego powodu - znacie się i sobie ufacie. Czego z pewnością nie można powiedzieć o nas, prawda? - uśmiechnął się krzywo. - Ale, jak przed chwilą pan raczył stwierdzić, byłoby nie w porządku, gdybym ryzykował cudzym życiem, samemu pozostając z daleka. Proponuję zatem wspólną wycieczkę - pan i ja. Jeśli, rzecz jasna, nie ma pan nic przeciwko temu.
Na pontonie zmieszczą się co prawda cztery osoby, ale dwie wystarczą.
Senhor Silva zostanie na pokładzie i w razie konieczności nas wesprze. Chociażby duchowo.


Uśmiechnął się krzywo. Było jasne, że jeśli sprawy pójdą źle, to cała załoga "Pegasusa" nie zdoła ich uratować.

- Jeśli zaś chodzi o owo nieistniejące obecnie zagrożenie... Jest jeden problem, o jakim należałoby pomyśleć. "Katanga" miała na pokładzie uzbrojenie nie gorsze, niż "Pegasus". Pod pokładem miała również dużo ciekawych rzeczy. Jeśli wpadło to w ręce rebeliantów, to może być interesująco, nawet jeśli wiedza Simba na temat różnych bardziej skomplikowanych zabaweczek jest nader skromna.

Dwa kaemy ustawione w dżungli bez problemów zrobiłyby z nich sitko.

- Osobiście wątpię - dodał na koniec - by komuś chciało się czekać w zasadzce nie wiadomo jak długo, na nie wiadomo kogo, ale i tak uważam, że nie warto niepotrzebnie ryzykować. Równie dobrze w jakimś Simba mógł się wykluć genialny pomysł. Albo też paru zabłąkanych wojaków zasnęło pod pokładem, upojonych nie tylko sukcesem.
Z drugiej strony... Nie widzicie w tej sytuacji czegoś bardzo dziwnego? Zgodnie z logiką i typowymi działaniami Simba zabudowania plantacji powinny stanowić kupę zwęglonych desek, zaś z "Katangi" powinien zostać wypalony wrak.


- Ponieważ chodzi nie tylko o to, by dowiedzieć się, co się stało z panem Mojżeszem M'betu, ale by równocześnie przeżyć - tylko połączenie obu tych rzeczy można było nazwać sukcesem - trzeba będzie odrobinę uważać. Mam nadzieję, że nikomu nie marzy się kariera bohatera... i pośmiertny awans.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-02-2009, 18:09   #76
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- Sto nabojów, to raptem kilka magazynków. - mruknął De Werve przysłuchując się wymianie zdań z dyskretnym uśmiechem - Przygotuj się Chris na większe strzelaniny. To nie klub strzelecki, ani polowanie na przepiórki.
Wyjął papierosa patrząc na "Katangę".
- Zwiad trzeba zrobić, a nie o nim gadać ale tak by nie zarobić kulki. I tak nas jest mało. Proponują godzinę sjesty i odpoczynku. Możnaby się poopalać. - spojrzeli na niego jak na wariata. - choć broń trzeba trzymać przy sobie. - doadał z uśmiechem.

- Twoje oczy Marcus już raz nas ocaliły. - powiedział podając Niemcowi lornetkę, nawiązując tymi słowami do 'lądowania' w dżungli. Zrobił to w taki sposób, aby nie widać było z 'Katangi', co daje najemnikowi - gdybyś mógł zaszyć się tak by być niewidocznym i uważnie obserwować przez ten czas łódź? Simba są twardzi w boju, ale niecierpliwi, szczególnie po solidnych dawkach specyfików jakie w siebie pakują przed walką, a jeżeli tam są to widząc "Pegasusa" walki się spodziewają - przerwał poprawiając opatrunek. Czuł się o wiele lepiej, solidny sen w trakcie podróży z wioski zregenerował jego siły. Potem odświeżył się na pokładzie zmywając brud i pot... tyle przynajmniej ile sie dało.
Zaciągnął się papierosem.

- To wariant bezpieczniejszy. Nie wierzę by ci chłopcy byli na tyle cierpliwi by się nie zdradzić, a wtedy można wykorzystać przewagę pływającego holownika względem uziemnionej jednostki. Gdyby zaś mieli poczęstować nas z RPGa... już by to zrobili.
Potoczył wzrokiem po twarzach najemników, gdyby miał osiągnąć przynajmniej tyle aby rozładować atmosferę w rodzącej się kłótni i tak byłby to wielki sukces.
- Niech... za pozwoleniem kapitanie Clement, Wolf zajmie stanowisko przy KMie, a odczekawszy ustalony czas dwóch za Was - zwrócił się do Silvy, Kita i Haldera - i reszta załogi osłania "Katangę" ze szturmowców. Ja z jednym z Was podpłyniemy pontonem.

- I tak marnie robiłbym za osłonę, bo powiem szczerze nie przepadam za karabinami, chyba że umieszczonymi w skrzydłach.
- uśmiechnął się lekko. - Może ty Markus popłynąłbyś ze mną? Niezły jesteś przy szturmie. - nawiązał do szalonej szarzy Niemca w czasie boju o misję.
- Można i od razu bez czekania, powiem wam, że szczerze wątpię by tam ktoś był. Aby specjalnie kryć się na łodzi, Simba musieliby przygotowywać zasadzkę, a nie mogli się spodziewać by mieli w miarę szybko na kogo. To Congo, a nie Broadway... ruch tu trochę mniejszy.

Rzucił niedopałkiem do rzeki.
- Pasuje wam ten plan?
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 21-02-2009 o 01:46.
Leoncoeur jest offline  
Stary 17-02-2009, 09:36   #77
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit przeniósł wzrok z Haldera na de Werve'a. Najwyraźniej nie do końca się rozumieli.

- W końcu to nie ma być rozpoznanie walką - stwierdził - więc te kilka magazynków, o których powiedział Marcus, Halder - poprawił się - wystarczy. W końcu nie pójdziecie sami w głąb dżungli, więc po co się obciążać kilogramami żelastwa.
Na większą wycieczkę, to co innego. Mam nadzieję, że kapitan Clement użyczy nam na w razie czego trochę sprzętu. Kapitanie?
- zwrócił się do Clementa.

- Jeśli w rozsądnych ilościach - odpowiedział zagadnięty - to możemy podyskutować.

'Rozsądna ilość' to pojęcie względne, ale wyglądało na to, że z Clementem da się dogadać. Najwyraźniej nie dostał swego stopnia za liczenie gaci.

- Świece dymne - zaczął wyliczać. - Zwykle nie są wiele warte, ale może akurat się przydadzą. Kilkanaście magazynków, garstkę granatów...

Clement skinął głową.

- Karabin snajperski... - kontynuował Kit; przydałby się przy osłanianiu zwiadowców.

- Nie ma na składzie - przerwał mu Clement. - Granatników i rkm-ów też nie.

- Aż takich wymagań nie mam - uśmiechnął się Kit. - Katiusza również mi nie jest potrzebna.

Obrócił się w stronę de Werve'a.

- Drugi pistolet? - zaproponował. Jeśli porucznik wolał broń krótką... Trudno byłoby sobie wyobrazić, by Clement wyciągnął spod pokładu jakąś latającą machinę dla Belga. Chociaż browning bardziej się nadawał na wspomnianą wcześniej strzelnicę, to zawsze lepiej mieć większą siłę ognia. Tak się jakoś działo, że większe wrażenie wywiera fakt, gdy strzelają do ciebie z dwóch pistoletów.

- Spieszyć się nie ma po co - poparł porucznika. - Uzupełnimy zapasy, znajdziemy sobie ładne miejsca. Przepłyniemy może - rzucił okiem na Clementa - obok "Katangi". Można też sobie pospacerować po pokładzie, by przyciągnąć uwagę ewentualnego obserwatora.

Do wywołania zaciekawienia najlepsza byłaby blondynka w bikini, ale nie miał zamiaru namawiać żadnej z pań do takiego poświęcenia.
Stłumił uśmiech.

- Gdyby kapitan miał coś lepszego, niż te lornetki, też by można wykorzystać.

Jeśli Halder miał takie dobre oczy, to z lepszym sprzętem mógłby dostrzec dużo więcej szczegółów.

Ponownie spojrzał na brzeg.
Jeśli można było sądzić po zachowaniu ptaków czy małp, w dżungli nie czaiła się horda żądnych krwi Simba.
Teoretycznie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-02-2009 o 17:56.
Kerm jest offline  
Stary 20-02-2009, 16:11   #78
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Noc mijała spokojnie. Po prawdzie to przespał praktycznie całą, od czasu wejścia na pokład holownika, ale od czasu budził się, słuchając warkotu silnika i patrząc w ciemne niebo. Wolałby już więcej go w tym zakątku świata nie oglądać, ale sprawy jak zwykle się komplikowały.
Podniósł się i poprosił o kawę dopiero w chwili, gdy zaczęli dopływać do celu. Powoli wyłaniała się plantacja oraz osadzony na mieliźnie statek, co już samo w sobie było niepokojącym sygnałem. Sięgnął po broń i odbezpieczył, na wszelki wypadek. Niemal odruchowo spojrzał, gdzie jest Simone, po czym wrócił wzrokiem do Katangi. Pozostali zaczęli przydługą, idiotyczną dyskusję. Silva nie brał w niej udziału, mimo, że kilka razy padło jego fałszywe nazwisko. Dopiero, gdy zdawało się, że powoli zaczynają kończyć gadać, podszedł do nich i wskazał na dżunglę.
-Zwiad powinien iść najpierw tam. W razie zasadzki, co wydaje się wątpliwe znając naturę Simba, szybko odkryjemy wroga.
Wzruszył ramionami, przeliczając swoją amunicję. Miał prawdopodobnie najwięcej, łącznie z tymi z samolotu i magazynkami od Simone. Co nie znaczy, że chciał się dzielić.
-Dyskusje, tak długie i prowadzone w podobnym tonie, w końcu nas zabiją, panowie.
Nie mógł się całkiem wyzbyć ironii.
-Ja oddaję się pod dowództwo kapitana na czas naszego współdziałania, potem to chyba będziemy losować.
Uśmiechnął się kwaśno. Nie zależało mu na dowodzeniu, ale nie chciał też, by brał się za to ktoś, kto dowodzi marnie. Nie znali się, a stopnie nadawano z tego co kto o sobie napisał w dossier.
Przygotował broń i spojrzał na kapitana, czekając na jego decyzję. Zwiad był dobrym pomysłem, czekanie tak sobie, przecież nie wiedzieli kiedy się to wydarzyło a Simba raczej nie spodziewali się kolejnej łodzi. Ciekaw był, czy Katanga ma dziurę od pocisku z RPG po drugiej stronie burty.
 
Sekal jest offline  
Stary 20-02-2009, 21:18   #79
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nie ucieszyła jej wiadomość, że O’Connor został oddelegowany do innej misji. Przez ostatnie dni zdążyła zżyć się z Irlandczykiem i obdarzyć go zaufaniem. No cóż, trudno.
Zaobserwowała zachodzącą od zawsze niepokojącą prawidłowość. Wszyscy którzy coś dla niej znaczyli odchodzili, a zdecydowana większość snem wiecznym. Począwszy od jej rodziny a skończywszy na znajomych, których zdążyła polubić. Czy ciążyła na niej jakaś kurewska klątwa rodem ze średniowiecza? Powinna wyświadczać ludziom przysługę i nie angażować się z nikim w najbardziej błahe choćby relacje. Jeszcze kilka towarzyskich pogawędek z Pietrolenką i pewnie dostanie postrzał w głowę, albo w lepszej wersji – też go gdzieś odeślą i przed nosem jej przeleci obiecana kasa. Życie chyba za wszelką cenę postanowiło ją udupić. Gdyby nie było to takie żałosne to nawet mogłaby się z tego pośmiać.
Pożegnała Patricka mocnym uściskiem dłoni i z miną wyrażającą zawód oddaliła się do kajuty aby się trochę zdrzemnąć. Zanim się jednak położyła nie potrafiła sobie odmówić standardowej szklaneczki kongijskiego samogonu. Szklaneczki, która jak zwykle doczekała się paru dolewek. Trunek smakował paskudnie, a Simone piła go jak za karę. Skrzywiła się kilka razy ale zwaliła się na pryczę dopiero kiedy solidnie zaszumiało jej w głowie.

Spała jak zabita. Prawdopodobnie nie obudziłyby ją nawet serie wystrzałów w kajucie obok. Po mocnych trunkach zawsze zasypiała jak niemowlę, nic nie mogła na to poradzić. Ale były i dobre tego strony. Jeśli śniła jakieś koszmary to nie pamiętała z nich ani jednego pieprzonego momentu.

Gdy wyszła na pokład było już grubo po świecie. Włosy miała zmierzwione i znów wyglądała na skacowaną, ale prawdę mówiąc głęboko w dupie miała co sobie o niej reszta pomyśli. Nalała sobie kubek czarnej jak smoła kawy w nadziei, że ta ukoi odrobinę ból głowy. Widok osiadłej na mieliźnie „Katangi” to nie było dokładnie to, co spodziewała się ujrzeć zaraz po przebudzeniu, i trochę ją to wybiło z rytmu porannego kaca. Kac, jak to kac, stanowił standardowe codzienne wyzwanie. Wiedziała co odegnałoby go bezpowrotnie, ale klin zdaje się nie wchodził w grę. Na pokładzie panowało poruszenie, mężczyźni żywo dyskutowali i Simone, z nadal parującym kubkiem w dłoni, zbliżyła się by posłuchać o co chodzi. Stanęła obok tej ładniutkiej młodej Polki i posłała jej kwaśny uśmiech.

- Anna, prawda? Mów mi Simone – wyciągnęła dłoń, bo nie miała okazji wcześniej się z nią zapoznać, a wyglądało na to, że zabawią razem dłużej. – To jeszcze dyskusja czy już awantura? – szepnęła, żeby nie przerywać panom w ich męskich rozważaniach. – Posypał się łańcuch dowodzenia i się wkradła samowolka – zaśmiała się jakoś niepoważnie. – Zdaje się, że mamy w grupie więcej niż jednego samca alfa. Cudownie. Oby nie zaczęli walczyć na pięści by dowieść kto jest godzien przewodzić naszemu małemu plemieniu – puściła dziewczynie oko.

Jak zwykle ostatnimi czasy bił od niej cynizm i jakaś wewnętrzna rezygnacja. Rezygnacja, która ostatnio przybierała zabarwienie ironii.
- Hej! – krzyknęła w stronę panów by przykuć, choć na chwilę ich uwagę. – Może skorzystamy z udogodnień cywilizacji i przeprowadzimy demokratyczne głosowanie? Kto wygra może wydawać rozkazy – jej ton był sarkastyczny, ale nagle spoważniała i wbiła palec w Haldera – Ja głosuje na blondasa. Ma ładny tyłek. – Spojrzała rozbawiona na Polkę, i aby wytłumaczyć, choć odrobinę racjonalnie, swój wybór dodała wzruszając ramionami – No co? Musiał się chłopak naharować jako żołdak żeby dorobić się takiej muskulatury. To znaczy, że ma doświadczenie.

Odwróciła się na pięcie i już miała się oddalić, bo głupio było po takiej kwestii zostać na miejscu i patrzeć im wszystkim w oczy, ale się jeszcze odezwała:
- Jak już dojdziecie do porozumienia i będziecie chcieli wyruszyć na ten rekonesans to bądźcie tak mili i powiadomcie mnie czy mam wam towarzyszyć. Chcecie lekarza pod ręką czy w razie naglącej potrzeby przywleczecie rannego tutaj?
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 20-02-2009 o 21:51.
liliel jest offline  
Stary 21-02-2009, 01:41   #80
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- Westerny z Johnem Waynaem, co? - Lambert uśmiechnał się lekko parząc na Kita - Nie, wystarczy mi jeden pistolet. Dwa to jak bawienie się jednocześnie granatem i zawleczką. Nigdy nie wiesz co ważniejsze gdy skupić na nich taka samą uwagę.

Leniwie odwrócił się do Silvy
- Jak gadanie Cię męczy, to złap się za karabin i zajmij osłoną. to nie trudne, wystarczy pruć w każdy komunistyczny łeb, który wychyli się z tamtej burty. - wzruszył ramionami szerokim gestem wskazując na uziemiony statek i dżunglę.
- Jeżeli mało ci biegania po krzakach, to nie widzę problemu, ale może najpierw sprawdźmy "Katangę". wiesz... to właściwie tej łajby szukaliśmy, a nie możliwości zwiedzania tego pięknego kraju. Możemy albo sprawdzić łódź, albo każdy krzak, za którym (nie przeczę) może kryć się najarany sukinsyn z kałasznikowem... lub z czymś cięższym. Masz tylu ludzi by sprawdzić każdy metr brzegu na którym może kryć się typ z RPG?

Halder zaszył się gdzieś z lornetką. De Werve klnąc w duchu na upał udał się na dół w celu zwilżenia suchego gardła. Tam spotkał Sophie która po przebudzeniu, właśnie wychodziła na pokład.
Zamienili kilka zdań, choć ciężko byłoby to nazwać swobodną rozmową. Oboje patrzyli na siebie badawczo. Gdy minęła prawie godzina, Lambert sprawdził pistolet i pobrał od Clementa kilka magazynków.
Dałby Bóg na próżno.

- Miejmy nadzieję, że nie będzie potrzeba pomocy medycznej Fräulein Strachwitz. Przynajmniej gdyby nas ostrzelali razem z panią w pontonie, to najmniejszym pani problemem byłoby łatać nasze dziury. - uśmiechnął się do Niemki mrugając.

Zerknął na Haldera sprawdzającego wyposażenie.
We dwóch skoczyli na ponton, Wolf skupił się mocniej na KMie.
Powoli zaczęli się zbliżać do "Katangi".
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 21-02-2009 o 16:35.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172