Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2009, 19:37   #11
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Cała trójka z wielkim zapałem przygotowywała ponure zamczysko do roli upiornego grobowca. Beczkowa oliwa obficie ociekała z mebli wszelakich. Księżniczka niczym nieubłagany kat wykonywała wyrok przygotowania stosu. Mężczyźni, a i owszem skrupulatnie swa robotę wykonywali, a i przy tym, z takim samym zapałem ”pożyczali” sprzęty wszelakie, co jakąkolwiek wartość przedstawiać by mogły. A ich sakiewki do pokaźnych rozmiarów w szybkim czasie urosły od przypadkowo znalezionym pierścieni, wisiorów i innych świecidełek.

Nadchodził już świt, gdy obładowani wielce, do wioski ruszyli. Pieszo oczywiście, bo karczmarz, szczur przebiegły, konie sobie zachował błędnie dumając, że przypadkowym wędrowcom potrzebne już nie będą. Schodzili kręta drogą zostawiając za sobą pogrążone w mroku zamczysko, a łuna pożaru przebijała czerwienią przez osnute gęsta mgłą tereny.

Szli do wioski, każdy z osobna innymi myślami ogarnięty.
Księżniczka ze smutkiem wielkim na serduszku leżącym nowiny pokrzywdzonym rodzicielom niosła.
Bowli, bo cóż kuleczka do gadania miała, gdy mama w torbie go trzymała.
Siegg by podejrzeniom swym wiarę dać, a i by za nadobne niewdzięcznemu karczmarzowi odpłacić, konie odzyskać i w drogę wyruszać.
Thori, cóż tu wielce tłumaczyć tym, co khazada znali, nikt z krasnoluda durnia robić nie będzie!

Szli przez sędziwy las jedyną ścieżynką, która prowadziła od pogrążonej w płomieniach warowni i jak dobrze przypuszczali po połowie klepsydry wędrówki dotarli do pogrążonego we mgle sioła.
Nastawał świt. Wieś zaczęła budzić się do życia, pierwsi mieszkańcy gramolili się na zewnątrz swych nor, które domami zwali. Jak wielkie było ich zdziwienie, gdy obcych żywymi zobaczyli.
Gęby durakom poopadały, a co bardziej gramotni wielkie „Oooo” wydukać potrafili.
Już Królewna zwoływać wszystkich zamierzała, gdy rycerz leciutko za przegub ja pochwycił i rzekł:
- Ciii..Pani, jeszcze nie teraz...
Ruszyli dalej pogrążeni w milczeniu.

Karczma tonęła w mroku jeno gdzieś an tyłach płowe światło świecy wprawny obserwator mógł wypatrzyć. Drzwi były otwarte, a w ich pobliżu garbaty parobek czynił swe codzienne powinności leniwie miotłą ruszając, gdyż zamiataniem z pewnością nazwać tego nie można było.
Gdy tylko spostrzegł ocalałych, za których plecami w oddali rozciągała się czerwona łuna pożaru, ślinotoku takiego dostał, że niemal się zachłysnął biedaczek. Już zamiarował na alarm krzyczeć, gdy potężne łapsko krasnala cisnęło jego łbem niczym piłką do snotballa. Garbus zatoczył się zamaszyście i walnął łbem o futrynę chaty. Coś pękło z chrupotem, a bezładne truchło osunęło się na glebę.
Trójka oszukanych weszła do środka. W karczmie panował półmrok jeszcze, tylko gdzieś z zaplecza, przez szczelinę niedomkniętych drzwi, wlewało się do sali światło świecy.
Siegg przyłożył palec do ust tym gestem nakazując dziewczynie ciszę. A zarazem gestem nieznoszącym sprzeciwu nakazał jej zostanie w izbie.
Gdyby wzrok mógł zabijać, to po tym geście, rycerz z pewnością byłby martwy. Jednak wściekła dziewczyna przystanęła chwilowo.

Mężczyźni jak koty posuwali się ku zapleczu. Pierwszy szedł Siegg z wyciągniętym mieczem powoli otworzył drzwi. Thori tuż za nim szykował swój topór. Z środka dobiegał dźwięk odbijających się od siebie monet. Drzwi skrzypnęły cicho, mężczyźni wstrzymali oddech. Jednak z środka nadal odzywało się nieprzerwane ”dzyń, dzyń, dzyń...”
Wojownicy cichutko weszli to cuchnącej oparami kuchni. Przed nimi, za stołem, sterczał skierowany do nich tyłek jednorękiej szelmy, klęczał przerzucając z pokaźnej skrzyni złociste monety. Przesypał już niezłą sumkę, chyba z drugi worek marudząc jakieś pierdoły pod nosem.
- Hmm...- odezwał się krasnolud, sprzedając porządnego kopa w karczmarską rzyć – Powitać szczurze parszywy! Przyszliśmy ci za wieczerza sowicie odpłacić! - dodał Khazad.
Siegg stał wpatrzony w pieczęć na skrzyni, gdzieś już widział taki symbol...a więc wszystko już było jasne.
- Ty skurwysynu! Sprzedałeś dzieci tej magicznej gnidzie! - wrzeszczał rycerz – Teraz sprawiedliwość cię dopadnie nikczemniku!
- Litości Panie kochany, litości -korzył się przed karczmarz przed wojami – ja Wam oddam wszystko całe złoto, jeno oszczędźcie mnie biednego. Ja nie chciał. On zacza...
- Milcz kozi synu!! A pieniążkami to Ty nie szarżuj, bo guzik z pętelką masz!! I dzięki wielkie żeś tobołki spakował dla nas na drogę, na pewno pomocne będą! - wrzeszczał Thori stając z całych sił na jedyną dłoń szubrawca. Rozległ się chrupot łamanych kości, a karczmarz jęczał jak zarzynane prosie. - oprawię cię zaraz w podzięce za gościnę kochaniutki, a jak pasy będę darł to o szybka śmierć błagał będziesz!
Krasnal rzucił się, aby zamiar w czyn przemienić, gdy Księżniczka w drzwiach do izby stanęła.
- Dość! - krzyknęła dziewczyna – Nie nam jest sprawiedliwość mu wymierzać. Wieś gorszej krzywdy od niego zaznała i to jej mieszkańców wola wyrokiem dla niego będzie.
Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie. Dobrym pomysłem buchnęła Księżniczka. Kiwnęli sobie porozumiewawczo chwytając gada za fraki przed sioło nicponia wywlec zamiarowali by go ludowi na pożarcie rzucić. Jeszcze tylko jedna sprawa ich w izbie zatrzymała, gdy obok worów z dukatami przechodzić im przyszło.
- Toś się postarał psi synu! Dwa pikne woreczki prawdziwego złota na nieszczęściu zarobiłeś! I jak łatwo przyszło, tak i łatwo poszło! - mówił Thori z uśmiechem na ustach leniwie woreczki w potężnych rekach ważąc. A zwracając się bezpośrednio do rycerza dodał - Tośmy się obłowili Siegg!
Ale rycerz był innego zdania.
- Ano obłowiliśmy się Thori. Tylko, że to złoto nie nam się należy. Krew niewinnych dziatek na nim spoczywa.

Długo trwała debata, do kogo należy skarbczyk karczmarza, wiele nerwów i zdrowia zebranych ten spór kosztował. Najwięcej karczmarz ucierpiał nieszczęsny, bo jak wiadomo żołnierz, gdy w gniewie wyżyć się musi, a że dyskusja nerwową była to, gdy finalnie wszyscy przed karczmą się znaleźli, kompromis w sporze ustaliwszy ( po połowie funduszami się podzieliwszy)jednooki wyglądał...w zasadzie nie wyglądał.
Gdy przed karczmą wszyscy się znaleźli już niezły tłumek na nich tam czekał. Księżniczka przemówiła do ludu bolejąc nad ich wielka stratą zapewniając, iż zło pomszczone zostało, a ostatniego winowajcę w ich ręce oddając.
Wzburzony tłum na jednorękiego się rzucił, ale nie myślcie, że samosąd wymierzony stał się. Otóż sioło to innym od normalnych było, bo plugawe wielce i nawet własnego oprawcę posiadało.
Nie oprawili go od razu. Lepiej urządzili teatrum, by nacieszyć się jego cierpieniem. W oka mgnieniu przygotowali miejsce kaźni. Zaiste mieli fantazje końmi rozerwać go chcieli.
Karczmarz płakał, błagał o litość, na nic jednak to się zdało. Lud nieprzejednany ostał.

Kat teatrum rozpoczął.

Oprawca sprawnie założył pętle na nadgarstki. Następnie zacisnął na nich pasy, podwiązał je do lin. Tak przygotowane nie dawały możliwości, by puściły. Niedoświadczony bądź niedouczony oprawca do rozrywania końmi użyłby sznurów. To niewybaczalny błąd. Im liny dłuższe, tym bardziej pewne, że któraś się zerwie, tym bardziej, jeśli jest mróz i słota, bo zimno i woda zawsze osłabia włókna. Ale ten niczym maestro swego rzemiosła znał się na swojej robocie. Dlatego kazał do uprzęży dołączyć łańcuchy. Krótkie odcinki lin powiązał teraz do nich, machnął na ludzi. Którzy bardzo powoli poprowadzili konie. Wszystko się napięło, karczmarz nie mógł już nic uczynić. Spoczywał rozkrzyżowany na ziemi. Oprawca rozciął mu koszulę, zdarł materiał. Pozostawił szubrawca jedynie w hajdawerach. Znów dał znak. Konie ruszyły, ciało skazańca uniosło się odrobinę do góry.
Zaraz zaczniemy – mruknąłem kat do ofiary– nie niecierpliw się. Tylko jeszcze zdejmę z ciebie gacie.
Paroma cięciami uwolniłem go od resztek odzieży. Na kolejny znak wozacy poprowadzili zwierzęta. Karczmarz wył jak opętany. Sioło buzowało z ekscytacji. Obraz tej sceny katorgi niesmacznym był wielce.

Wędrowcy odzyskali swe rumaki czcigodne i w ponurych nastrojach, w dalszą drogę pojechać raczyli. Jeszcze długo i długo krzyki nieszczęśnika słyszeć dane im było. Choć błagał o łaskę, nie była mu dana...
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."

Ostatnio edytowane przez Morfidiusz : 18-12-2009 o 09:44.
Morfidiusz jest offline  
Stary 20-12-2009, 18:40   #12
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Trójka towarzyszy opuściła wioskę w akompaniamencie potwornych wrzasków mężczyzny. Minęli główny trakt i odbili w leśną dróżkę, która, według mapy rycerza prowadziła na szlak wiodący do twierdzy Blackwatch. Póki co, las rozciągał się jak okiem sięgnąć, zaczęło też lekko mżyć. Rozłożyste dęby i sosny wisiały nad podróżnymi, gdy galopem mknęli po błotnistym trakcie. Po kilku chwilach mżawka ustała, a gęste opary mgły zaczęły unosić się nad szlakiem, który pokonywała trójka kompanów. Zerkając na to, można było odnieść wrażenie, że las oplata swoista magia.


Jechali już niemal godzinę, mijając kolejne zakręty i obierając jedyny słuszny kierunek, mimo mgły, która nieco zacierała pole widzenia. Poza pełną kolein drogą nie dostrzegli żadnego śladu cywilizacji. Dopiero po kolejnym kwadransie usłyszeliście krzyk dochodzący z przodu. Brzmiał dość głośno.
- Słyszeliście? - zapytał krasnolud odruchowo kierując dłoń na stylisko topora.
- Co? – Siegg spojrzał podejrzliwie na kompana. – Nie…
Chwilę później krzyk powtórzył się, tym razem rozpoznali, że to był głos kobiety!
- Dama w opresji – stwierdził rycerz. - Pospieszmy się – dodał.
Rzucili się do przodu i jakieś trzydzieści metrów dalej dostrzegli wybiegającego z łukowatego zakrętu mężczyznę ubranego w zwykłe brązowe sukno i wyglądającego na wieśniaka. Widząc ich zatrzymał się na środku drogi, a potem znów zaczął biec w ich kierunku wołając:
- Pomocy!! Ratunku! Goni mnie! Powstrzymajcie go!!
- Gotuj się, Thori! Chyba będziemy mieć towarzystwo.... - Sieggl szybkim ruchem dobył swój miecz. – Księżniczko?

Młoda dama skinęła głową i wymówiła pod nosem kilka zdań w niezrozumiałym dla pozostałych języku. Po chwili jej dłoń zapulsowała ostrym, fioletowym światłem.

Wieśniak natomiast wrzeszczał i pędził co sił w nogach. Nagle zza zakrętu wypadł w pełnym pędzie odziany w czarną zbroję potężny wojownik. Jego czarny rumak cedził pianę z pyska, a posępny jeździec, z uniesionym w górę wielkim mieczem zmierzał w kierunku uciekającego wieśniaka, który usilnie próbował dotrzeć do trójki przyjaciół.


Księżniczka nie czekając na ruch kompanów, wyrzuciła rękę przed siebie, a z jej dłoni wypaliła wielka ognista kula. Jakieś było ich zdziwienie, gdy pocisk szlachcianki przeleciał przez wojownika jak przez mgłę, nie czyniąc mu najmniejszej krzywdy.

Jeździec w końcu dopadł wieśniaka i zamaszystym cięciem odrąbał mu głowę, która z mlaśnięciem potoczyła się po nierównej drodze. Chwilę później czarny rycerz pognał w kierunku Księżniczki i jej towarzyszy, a jego dziki rumak skoczył na nich. Gdy wydawało się, że dojdzie do nieuniknionego zderzenia, rycerz wraz ze swym wierzchowcem rozpłynęli się w powietrzu niczym mgła.. Trójka przyjaciół znów została sama na szlaku. Wokół ćwierkały ptaki, a rozczłonkowane ciało wieśniaka leżało nieopodal.

Siegg spojrzał ze zdziwieniem na resztę..
- Macie jakieś pojęcie co to było? - zmarszczył brwi i opuścił miecz.
- Nie mam pojęcia, co to do kurwy nędzy było, ale mi się to nie podoba... – mruknął Thori. - Proponuję jak najszybciej się stąd oddalić, bo coś mi się zdaje, że z takimi siłami sobie nie poradzimy, a głupio by było stracić… głowę. – krasnolud zerknął w stronę leżących zwłok.
- Moja kula ognia nawet nie zrobiła na nim wrażenia. – rzuciła zdziwiona Księżniczka przypatrując się swoim dłoniom, jakby chciała z nich czytać.
- Nie sądzę też, by nasza stal mogła mu cokolwiek zrobić. – dodał Siegg marszcząc brwi. – Ruszajmy dalej, jemu i tak już nie pomożemy.
- Byle szybko, głodna jestem i mam ochotę na długą, gorącą kąpiel... a potem ciepłe, wygodne łóżko... a z rana pyszne, syte śniadanie... - zaczęła wymieniać i na jej twarz wstąpił błogi uśmiech. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że będzie to raczej ciężkie do zrealizowania, ale pomarzyć zawsze można. Thori i Siegg jak zwykle wymienili tylko spojrzenia mówiące dobitnie „za jakie grzechy” i spięli swe wierzchowce.

Popędzili konie i po chwili wyjechali zza zakrętu w którym chwilę temu pojawił się rycerz. Zdziwili się nieco widząc stojący na środku drogi wóz, którego zakrwawiony woźnica, starszy mężczyzna z długą brodą, leżał na ławce z poderżniętym gardłem. Jakieś pięć metrów dalej leżało ciało kobiety – teraz już wiedzieli, skąd dochodziły krzyki. Usytuowanie jej ciała wskazywało, że zanim padła martwa uciekała w kierunku, z którego najpewniej przyjechali. Osioł, który najprawdopodobniej wypiął się z zaprzęgu, stał obok drogi w krzakach i skubał trawę jakby nic wielkiego się nie stało.

- Niech to szlag, więcej trupów... - mruknął Siegg podjeżdżając do wozu.
- Mieliśmy jechać dalej, bohaterze – westchnęła Księżniczka i ciarki ją przeszły, gdy patrzyła na zakrwawione ciała. Odruchowo zakryła oczka swojego pupilka, a pod palcami czuła, jak małe futrzane ciałko się trzęsie. Wyprostowała się w siodle i mocniej złapała lejce, jakby w ten sposób chciała się poczuć trochę lepiej. Thori od razu zauważył, jak kobieta szybko blednie i robi się niespokojna.
- Widzę, że widok śmierci nie robi ci dobrze na cerę, kobieto. – krasnolud uśmiechnął się smutno. - Dla nich nic już nie zrobimy, trzeba jechać dalej.

Niespełna dwa kwadranse później, gdy zaczęło powoli zmierzchać wyjechali na małą polanę, gdzie dostrzegli niewielkie gospodarstwo. Pole leżało odłogiem, a stodoła wyglądała jakby miała się zaraz zawalić. Z komina domu unosiła się jednak wstęga dymu, a promyki światła przenikające przez okiennice wskazywały, że miejsce to jest wciąż zamieszkane.
- Yay! - ucieszyła się Księżniczka. - W końcu jakiś dach nad głową. I może nie będą chcieli nas zabić!
Uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy (pomimo zmęczenia) zaczęły błyszczeć ze szczęścia. Popędziła konia, chciała już jak najszybciej usiąść na czymś normalnym i zjeść ciepły posiłek.

Podjechali bliżej i zostawili konie przed domem. Gdy rycerz zapukał do drzwi, ze środka rozległo się ostre „Kto tam??!!”. Po tonie głosu stwierdzili, że należał do jakiegoś starszego mężczyzny.
- No dalej, odpowiedz. Kobiety szybciej posłucha, zwłaszcza jeśli to jakiś staruszek. – ponaglił Księżniczkę Siegg.
- Troje zmęczonych podróżników… i zwierzaczek. – spojrzała na Bowli’ego, który chyba jednak nie był zbyt zadowolony z miana jakie usłyszał przed chwilą, bo założył swoje małe łapki i zrobił focha. - Szukamy schronienia na noc! - zawołała i spojrzała na Thori’ego. - Tylko go nie wystrasz, długobrody, bo ja kolejnej nocy na trakcie nie wytrzymam...
- Się wie, człeczynko. – szepnął do niej krasnolud, po czym puścił gromkiego pierda.

Nim zapach kolacji zjedzonej przez khazada rozniósł się po okolicy, usłyszeli dźwięk odsuwanych zasuw. Drzwi uchyliły się nieco odsłaniając im podejrzliwie patrzącą na nich twarz starego, pomarszczonego mężczyzny. Trzymając w dłoniach zardzewiałe widły przyglądał się to rycerzowi, to krasnoludowi, a obaj w głębi pomieszczenia dostrzegli prosto ubraną, młodą rudowłosą kobietę z załadowaną kuszą.
- Mamy dziś szczęście do rudych. - mruknął Siegg pod nosem, patrząc na miedzianowłosą Księżniczkę. Słyszała to, dziadek chyba nie, bo chrapliwym głosem spytał:
- Co mówisz, synku?
- Nic, nic. - zmitygował się rycerz. - Mówiłem, że chcemy z moją rudowłosą towarzyszką przenocować jeśli można. Zapłacimy za gościnę, prawda, Thori?
- Się wie, człeczyno. – rzucił krasnolud uśmiechając się szeroko.
Dziadek przyjrzał się im podejrzliwie, ale szybko wpuścił do środka, mrucząc pod nosem.
- Szybciej, szybciej, właźta, zanim pojawią się elfy i Jeździec...
- Eee... - bąknęła Księżniczka i weszła do środka. - Przytulnie tu macie, tak ciepło i ... - zerknęła na rudą, celującą do nich z kuszy - ... gościnnie. No dobra, to gdzie możemy się wyciągnąć, hm?

Starszy mężczyzna wydawał się zupełnie niegroźny, co innego jeśli chodzi o tę rudowłosą z kuszą. Księżniczka dyskretnie dała znać Siegg’owi, żeby zajął ją czymś. Rycerz skinął jej głową i udał się w kierunku rudowłosej, piersiastej kobiety, która po chwili opuściła kuszę i uśmiechała się miło do woja. Księżniczka przyglądała się przez chwilę tej scenie, po czym skupiła na dziadku, który coś mówił do niej i Thori’ego.
- U góry mamy posłania, tam będzieta mogli się przespać - mężczyzna zasiadł przy stole. - Zjedzcie z nami kolację. Ja jestem Tarbee, a to moja córka, Tanasha. - widząc, że dziewczyna flirtuje z rycerzem, mężczyzna podniósł głos. - Do kuchni dziewucho, po talerze, a nie będziesz mi tu romanse urządzać. A ty, przybyszu siadaj przy stole, jak twój długobrody towarzysz, jeśli nie chcesz mieć ze mną do czynienia.
Siegg uśmiechnął się tylko i rozsiadł wygodnie przy stoliku, tuż obok Księżniczki. Tanasha po chwili przyniosła drewniane miski i łyżki, po czym na talerze trafiła gorąca owsianka.
- Skąd do nas przybywacie? - Tarbee spojrzał na szlachciankę i spróbował owsianki oblizując usta.
- Z daleka, stąd nie widać. – odparła Księżniczka.
- Znaleźliśmy trzy trupy na drodze – dwóch mężczyzn i kobieta. Wiecie kto to mógł być? - zapytał Thori zmieniając szybko temat a rycerz i Księżniczka niemal parsknęli śmiechem widząc jego minę, gdy spróbował owsianki.
- Trupy? - spytał Tarbee. - To pewnie Brok, Hilga i Arne. Mówiłem im tyle razy, żeby się nie ruszali z Barns Ness! Ale mnie nie słuchali... Bo Tarbee stary, bo Tarbee głupi... To mają na co zasłużyli! Mogli siedzieć w domu i nie wpychać nosa tam gdzie nie pocza, to by żyli... I wam też radzę nie wtykać!
Tanasha dała im dyskretny znak, żeby nie drążyli dalej tego tematu na co Siegg roześmiał się teatralnie i podrapał po głowie.
- Dobra ta owsianka, naprawdę wyśmienita...
- Po prostu niebo w gębie... - Thori spojrzał na rycerza, gromiąc go wzrokiem. - Spokojnie, nie będziemy nic wtykać, w każdym razie póki nie będzie to konieczne. - stwierdził, uśmiechając się wrednie.

Wieczór zapowiadał się dość oryginalnie...
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 20-12-2009 o 18:55.
Serge jest offline  
Stary 24-12-2009, 02:23   #13
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Wieczór mijał dość beztrosko. Owsianka, jak to owsianka, wyglądała jakby dziewka zrobiła ją na wczorajszą wieczorną wieczerzę, domownicy ją zjedli, a potem wysrali, co by można było ją na kolejną kolację podać. Ale częstującej strawą młodej kobiecinie w garnki nie wypadało zaglądać, bo i po co. A po całym dzionku spędzonym bez złamanego suchara owsianka była niczym ambrozja. A to co dziadunio wyciągnął po owsianej kolacji wniosło szczery uśmiech na oblicza Siegga i Thoriego - pokaźny bukłaczek samogonu. Ale jakiego samogonu. Trunek musiał odstać swoje w warunkach w pełni odpowiednich dla jego leżakowania, zrodzony z owoców tego kraju, dojrzewający w słońcu ogródka dziaduszki Tarbeego - smakował wyśmienicie. Ba, niczym miód, rozchodził się po gardle pobudzając każdy ze smakowych kubków, niczym sok bez jakiegokolwiek posmaku. Zwodniczy, niczym stary Ranald, wchodził gładko, kąsał ostro, a powalał niczym cios zawodowego pięściarza. Towarzystwo degustowało smakowity trunek niczym wygłodniały szczeniaczek łapczywie ssący cyca matki. Wielce radośnie się działo w izbie, a i cieplej się robiło, a i troski odpływały. A i zmęczona wielce trudami przygód ostatnich, znokautowana smakuśnym alkoholem, urodziwa księżniczka, z niemałą pomocą świetnie wytrwałej, widocznie przyzwyczajonej do trunku Tanashy, udała się ku poddaszu, gdzie upragnionego odpoczynku zaznała. Legła na jedynym sienniku, który się tu znajdował. Owinięta w piernaty i ogrzewana przez tulącego się w objęciach "futrzaka" ku bramom Królestwa Snu się udała.
Z dolnej izby dało się słyszeć wesołe rumor pijanej gawiedzi. Odgłosy niosły się w noc, ciemną niczym smoła w kotłach leśnych smolarzy. Ciemność, którą oprócz pijackich wrzasków, przerywały jedynie odgłosy szalejącej wichury oraz krople siarczystego deszczu, które spadając na rozmokłą drogę robiły charakterystyczny "plask". Jeszcze jeden odgłos plątał się po nocy, gdzieś daleko dało się słyszeć rżenie upiornego wierzchowca...

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

Pusty odgłos wybudził Księżniczkę. Dziewczyna leżała w całkowitej ciemności, nie czuła bólu, ani niewygody. Twarde podłoże nie było ani zimne, ani ciepłe. Nie było nikogo, ani niczego. Nawet powietrze tego pomieszczenia dziwnym się zdawało, było takie lepkie, bijące stęchlizną i czymś jeszcze, czymś czego Księżniczka nie umiała skojarzyć. Z wielkim trudem można było tu oddychać. Panowała cisza, tylko ciągłe stuk puk, stuk puk, stuk puk, rozchodziło się po pomieszczeniu. Jakby całe z metalu było, a ulewny deszcz rozbijał swe krople o metalowe ściany wielkiego pomieszczenia. Dziewczyna podniosła się na łokciach wpatrując się z przerażeniem w ciemność. Odgłos kropel przyprawiał ją o zgrozę. Bezustanne odgłosy rozchodziły się głuchym echem tonąc w bezmiarze pustki.

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

Księżniczka, nie mogąc ścierpieć tych ciągłych odgłosów odezwać się raczyła. Głos dziewczyny przeszył ciszę pomieszczenia odbijając się od niemal każdej ściany. Brzmiał dziwnie, nawet dla samej niewiasty.
-Jeesttt ttuuu kttoo? - spytała nieśmiało. Jakież było jej zdziwienie, jak gdzieś z oddali usłyszała odpowiedź.
-Witam Cię serdecznie młoda niewiasto. Wybudziłaś się w końcu... - Głos był cichy, ale stanowczy. Z brzmienia do starca należeć musiał, a co wielce dziwnym dziewczynie się zdało, iż bez echa po pomieszczeniu się rozpraszał.

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

Zapadła cisza na chwil kilka. Jeno odgłos ulewy dało się posłyszeć. Księżniczka dialog urwany podjęła.
- Kiiimm jeestteeśś PPaanniiee?
-Czyż ważne jest kim jestem? Czy coś to zmieni w położeniu naszym??
-NNoo niiee, allee...ee...ee
<bum> Dziewczyna pozbawiona jaźni osunęła się na twarde podłoże.

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

Pusty odgłos wybudził Księżniczkę. Dziewczyna leżała w całkowitej ciemności, nie czuła bólu, ani niewygody. Twarde podłoże nie było ani zimne, ani ciepłe. Nie było nikogo, ani niczego. Nawet powietrze tego pomieszczenia dziwnym się zdawało, było takie lepkie, bijące stęchlizną i czymś jeszcze, czymś czego Księżniczka nie umiała skojarzyć. Z wielkim trudem można było tu oddychać. Panowała cisza, tylko ciągłe stuk puk, stuk puk, stuk puk, rozchodziło się po pomieszczeniu. Jakby całe z metalu było, a ulewny deszcz rozbijał swe krople o metalowe ściany wielkiego pomieszczenia. Dziewczyna podniosła się na łokciach wpatrując się z przerażeniem w ciemność. Odgłos kropel przyprawiał ją o zgrozę. Bezustanne odgłosy rozchodziły się głuchym echem tonąc w bezmiarze pustki.

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

Księżniczka, nie mogąc ścierpieć tych ciągłych odgłosów odezwać się raczyła. Głos dziewczyny przeszył ciszę pomieszczenia odbijając się od niemal każdej ściany. Brzmiał dziwnie, nawet dla samej niewiasty.

- Ccoo sięę sttaałłoo ?? - spytała nieśmiało. Jakież było jej zdziwienie, jak gdzieś z oddali usłyszała odpowiedź.
- Witam Cię serdecznie młoda niewiasto. Wybudziłaś się w końcu... - Głos był cichy, ale stanowczy. Z brzmienia do starca należeć musiał, a co wielce dziwnym dziewczynie się zdało, iż bez echa po pomieszczeniu się rozpraszał.

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

- Czczeemmuu ttoo poowwiieeddzziiaałłeeśś?? - spytała zdezorientowana, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- A jak inaczej miałem Cię powitać...niedoli Towarzyszko...
- Allee jaakk. Pprzeecciiee sięę jjuużż ppyyttaałłaamm...
- Może umysł figle Ci płata młoda Damo??
- Ccoo?? Jaakk ttoo. CCoo Ttyy mmóówwiiszsz Ppaanniiee?? Jaa pprzrzeeciciee...
- Dziwna z Ciebie niewiasta szlachetna Panienko...
- Skkąądd wwiieeszsz kiimm jeesstteemm??

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

- Czemuż się dziwujesz przecie sławną personą jesteś...
- Jaa?? Niee, jaa ttyyllkkoo.
- Przecież sławna czaromiotka z Ciebie o Pani...
- Niee,jaakk pprzrzeeciciee jaa wwczczoorraajj ddoowwiieedzidziaałłaamm sięę, żee czczaarroowwaaćć ppoottrraaffiięę...
- Zaprawdę dziwną osobą jesteś. Wielce zdumiewającą...
- Jaa?? AA Ttyy, kiimm jeesstteeśś??
- Jeszcze nie wiesz? Zasmucasz mnie Pani...
- Ddllaaczczeeggoo, pprzrzeeciciee jaa...aa...
<bum> Ponownie omdlała Księżniczka pacnęła na twardą powierzchnię.


Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

Pusty odgłos wybudził Księżniczkę. Dziewczyna leżała w całkowitej ciemności, nie czuła bólu, ani niewygody. Twarde podłoże nie było ani zimne, ani ciepłe. Nie było nikogo, ani niczego. Nawet powietrze tego pomieszczenia dziwnym się zdawało, było takie lepkie, bijące stęchlizną i czymś jeszcze, czymś czego Księżniczka nie umiała skojarzyć. Z wielkim trudem można było tu oddychać. Panowała cisza, tylko ciągłe stuk puk, stuk puk, stuk puk, rozchodziło się po pomieszczeniu. Jakby całe z metalu było, a ulewny deszcz rozbijał swe krople o metalowe ściany wielkiego pomieszczenia. Dziewczyna podniosła się na łokciach wpatrując się z przerażeniem w ciemność. Odgłos kropel przyprawiał ją o zgrozę. Bezustanne odgłosy rozchodziły się głuchym echem tonąc w bezmiarze pustki.

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

Księżniczka, nie mogąc ścierpieć tych ciągłych odgłosów odezwać się raczyła. Głos dziewczyny przeszył ciszę pomieszczenia odbijając się od niemal każdej ściany. Brzmiał dziwnie, nawet dla samej niewiasty.

- Zznnoowwuu ttoo ssaammoo. Czczeemmuu jaa ttaakk dziiiwwniniee mmóówwiiee, aa TTyy niniee? - spytała nieśmiało. Jakież było jej zdziwienie, jak gdzieś z oddali usłyszała odpowiedź.
- Witam Cię serdecznie młoda niewiasto. Wybudziłaś się w końcu... - Głos był cichy, ale stanowczy. Z brzmienia do starca należeć musiał, a co wielce dziwnym dziewczynie się zdało, iż bez echa po pomieszczeniu się rozpraszał.
- ZZnnoowwuu zzaaczczyynnaaszsz. Ppeewwniniee tteerraazz ppoowwiieeszsz, żżeemm czczaarroommiioott wwiieellkkii...
- Doprawdy, dziewczę fantazji Tobie nie brakuje. Widocznie chcesz być kimś takim...
- Niee, niee chccęę, niggddyy niee chciciaałłaamm. Niee wwiieemm jaakk ttoo sięę ssttaałłoo, jaakk byymm wwyybbuuchchłłaa ww sśrrooddkkuu. TToo ttaakkiiee okkrrooppnnee...
- Więc jak nie chcesz to nie bądź. Twa decyzja, Twe życie, Twój świat...
- TToo niee ttaakkiiee łłaattwwee...Zrreeszszttąą niee wwaażżnnee. Kkiimm jeesstteeśś Ssttaarrczczee??

Stuk puk, stuk puk, stuk puk...

- Nie wiesz doprawdy??
- Annoo niee, gddyybbyymm znnaałłaa ttoo bbyymm niee ppyyttaałłaa...
- Jam jest powietrzem, którym oddychasz; jam jest wodą, którą pijasz; jam początkiem i końcem, alfą i omegą, narodzinami i śmiercią. Tym co było i co będzie...
- Allee jaakk, niee roozzuummiiee...
- Zrozumiesz, moje dziecko, zrozumiesz. Wejrzyj w siebie i tam szukaj odpowiedzi. Właściwie dobieraj ścieżki, którymi podążaj, gdyż wszystko co w Tobie, jest też na około Ciebie. Zabrane życie obciąży Twoje sumienie, a darowane będzie piętnem dla duszy, bo ja obarczysz odpowiedzialnością za darowanego życia czyny...
- Allee jaakk jaa bęęddęę wwiieedzidzieećć...ćć...
<bum> - bezwolne ciało osunęło się ponownie ku twardej powierzchni.

Zerwała się z posłania z twarzą perlistym potem pokrytą. W głowie panował chaos, a serce kołatało jak szalone. Tysiące myśli kotłowało się pod czaszką. Ale coś było dziwne. Coś w jej środku odeszło. Jakis płomień sie wypalił,a popiół uleciał wraz z wiejącym wiatrem. Dziewczyna opadła na wilgotny siennik. Tuląc przyszywanego synka pogrążyła się w zadumie próbując przeanalizować ten dziwny sen. Taki realny, taki nieprawdopodobny, może prawdziwy...
Wiedziała jedno. Magia odeszła, nie czuła już jej, oswobodziła się z magicznego splotu. Ale czy to dobrze, czy naprawdę tego chciała.. Oddychała płycej, coraz bardziej miarowo. W dolnej izbie panował gwar. Księżniczka wsłuchała się w otoczenie. Słychać było wesołe gadki pijanych biesiadników, gdzieś tam myszka w poszukiwaniu jadła chadzała... Dziwne to, wcześniej nie zauważyła, iż taką percepcją obdarzona była. Spojrzała w mroki izby. Mimo ciemności widziała dobrze rysy po bytności korników w przeciwległym kącie... Opadła na posłanie.
Na zewnątrz szalał wiatr zapraszając do tańca wiekowe drzewa. Gdzieś tam sowa na swej nocnej wędrówce ofiarę wypatrzyła. Gdzieś w oddali nocną ciszę przerwało diabelskie rżenie...
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."

Ostatnio edytowane przez Morfidiusz : 25-12-2009 o 13:44.
Morfidiusz jest offline  
Stary 25-12-2009, 12:45   #14
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Gdy Księżniczka śniła swe sny na dole zabawa toczyła się przednia. Siegg ze swadą opowiadał ich przeżycia w wiosce i zamku nawiedzonego czarnoksiężnika.
Gdy zaczął opisywać jego niezbyt pociągająca aparycję, Thori korzystając z chwili gdy rycerz dla zwilżenia gardła smakował samogon pochylił się ku niemu i szeptem spytał :
- Co to jest putant mysłowy ?
- Co ? Jak ? -
Siegg w pierwszej chwili nie zrozumiał
- No ta nasza Panieneczka nazwała go putantem mysłowym, to pytam co to za zwierz bom o takim nigdy nie słyszał
- Aaaa... -
do rycerza dotarło iż wyrażenie którego krasnolud nie może zgłębić to zwrot "impotent umysłowy".
Pokrótce objaśnił.
Thori chwile w milczeniu kontemplował to co usłyszał, w końcu dla pewności spytał :
- Znaczy jak oberżjajec ?
Widząc potakujący ruch głowy Siegga klepnął się najpierw po kolanie, potem walnął dłonią w plecy towarzysza, aż ten zakrztusił się i rozkaszlał w końcu triumfalnie objaśnił Tarbee i Tanaschę :
- A w ogóle to ten w rzyc chędozony mag był rozumowym oberżjajcem ! - czym wywołał pomruk zdziwienia słuchaczy, po czym zabrał się ze swadą za wyjaśnianie tego dość oryginalnego stwierdzenia.

W końcu jednak najbarwniejsza opowieść się kończy, a rozmowa silą rzeczy zaczyna toczyć się o dolach i niedolach gospodarzy. Trzeba tu zauważyć , iż prestiż gości musiał znacznie wzróść w oczach gospodarza, bo dbał o to by naczynia gości zbyt długo nie stały puste. Sprzyjało to rozluźnieniu atmosfery.


Księżniczka dręczona potworną migreną sięgnęła po stojący nieopodal posłania kubek. Niestety nie została w nim nawet kropelka wody, wiec rada nierada wstała i udała się na dół.
Zeszła kilka stopni na dół po czym stanęła jak wryta, a jej czoło przecięła pionowa zmarszczka zwiastująca zbliżającą się nawałnicę.

W izbie rozochocony i na wpół ubrany Thori prezentował właśnie Terbeemu jakim ciosem wyśle wszystkie "w rzyc chędożone" elfy do Krainy Mroku, a Siegg...
A Siegg rozparty na ławie z Tanaschą na kolanach siedział z nosem wtulonym w nęcące krągłościami piersi dziewczyny.
Dość imponujące krągłości w dodatku, co zauważyła Księżniczka i co ani trochę nie poprawiło jej humoru.

Wręcz przeciwnie.

Pierwszy zauważył ją krasnolud.
- Kochanienka...! Obiecaliśmy naszemu kooochanemu gospodarzowi, ze raz , dwa rozprawimy się z tymi elfami i tym... jak mu tam ? - zwrócił się do gospodarza.
- ...I tym Upiornym Jeźdźcem ... Oooo... - ostatnie zdanie skwitował gromkim beknięciem - prawda Siegg ?
- Ummm... Taaa... jasne ... -
rycerz wyraźnie był bardzo zajęty, ale na pytanie krasnoluda oderwał się od szczegółowych badań jakimi był pochłonięty i podniósł wzrok napotykając spojrzenie pewnej Panny stojącej na schodach.

Lodowate spojrzenie warto może nadmienić.
- Eeep... - zdołał wykrztusić.

- O tak... - Thori ciosem topora roztrzaskał zydel prezentując Tarbeemu jak pokona Upiornego Jeźdźca.
- W mordę putanta ! - dorzucił triumfalnie nie zauważając iż temperatura w izbie spadła o kilka stopni...

Dosłownie.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 26-12-2009 o 13:08.
Arango jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172