Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-04-2014, 21:46   #31
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po spięciu w czasie obiadu Jana stwierdziła, że lepiej trzymać się z daleka i gębę na kłódkę. Zresztą ten jeden dzień wędrówki starczył by ocenić współpodróżnych - i liczyć, że duża grupa zabije w co po niektórych pęd do indywidualizmu. Dobrze, że glina był tylko - hehe - ochroniarzem posłańca. Za to kolejny dzień przyniósł niespodziankę - Mała nigdy nie miała potrzeby zapuszczać się na stację techniczną i teraz omalże z rozdziawionymi ustami przyglądała się otoczeniu. Czy tak wyglądał świat przed Molochem? Te migające wszędzie światła (co za marnotrastwo!), metalowe maszyny podobne do ludzi, chodzące same, ekrany jak w holywoodzkim kinie, które wydawały się same reagować na to co działo się wokół, radio z dźwiękiem tak czystym, jakby ktoś stał obok... Przez chwilę Janie przemknęło przez głowę, że może to mityczny Moloch zagnieździł się na stacji i rządzi mieszkającymi tu technikami, ale reszta grupy zachowywała się zupełnie normalnie. Cóż, nie było co się wygłupiać wątpliwościami, ale potem może dyskretnie podpyta Daniela o to i owo - wyglądał na wystarczająco starego, może powie jej jak to było, i jest, dawniej i teraz na górze.

Szybko, o wiele za szybko jak dla zaciekawionej dziewczyny, doszli do tunelu. Jana przygotowała broń i wysunęła się na przód. Co prawda Szynka ani ją ziębił ani grzał (w końcu metro nie takie tajemnice kryło), ale wyhaczył go Vasquez, a za grosz nie miała zaufania do zdolności oceny tego siusiumajtka. W końcu w jedną pułapkę już wpadli. Ważne było, że przewodnik szedł pierwszy i to dość pewnie; ponoć zasuwał tędy nie pierwszy raz - a skoro żył to szansa napatoczenia się na jakiegoś mutka była mniejsza niż większa. Co innego z dwunogami, no ale ryzyk-fizyk. Jakoś to będzie.
 
Sayane jest offline  
Stary 21-04-2014, 18:09   #32
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Kac męczył mniej niż poprzedniego ranka. Ale ekipa wkurwiała dużo mocniej. Ciągle pilnowałem by albo iść ostatni albo mieć Johna za plecami, widziałem, że glina robi podobnie. Też mnie wkurwiał, był zbytnim raptusem (przyganiał kocioł garnkowi swoją drogą) ale... Był jedynym, któremu szło naprawdę zaufać w kwestii odsłaniania pleców. Miał ten sam cel co ja, dotrzeć do Pollis i rozumiał, że w pojedynkę go nie osiągnie a przynajmniej nie tak prosto. To, że przy okazji był socjopatycznym skurwielem to inna bajka. Vasquez mimo pierwszego wrażenia faktycznie był miękką cipą, Szynka wyglądał na przewodnika tak samo jak na weterana z Frontu, Daniel był aroganckim debilem o zaniżonym poczuciu własnej wartości a Jana... Jej nie potrafiłem rozszyfrować. Dlatego nim dotarliśmy do następnej stacji postanowiłem zagadać. Korzystając, że John akurat zamykał pochód podszedłem na jego przód.
- Nurtuje mnie pewna sprawa. Zawsze je zadaje stalkerom. Czemu się tym zajmujesz? Przecież to najniebezpieczniejsze zajęcie w metrze. Adrenalina?
Jana wzruszyła ramionami nie spuszczając wzroku z trasy przed nami.
- To żaden stalker ci jeszcze nie powiedział, że ciekawość to pierwszy stopień do spalarki? Powód pewnie taki jak i u reszty - odparła wymijajaco. - A w metrze, jak widać po wczoraj, łatwiej dostać w mordę czy kulkę niż na górze.
- Łatwiej bo mutki nie nauczyły się jeszcze strzelać?
- Na przykład. I jest tam jasno, przestronnie - jest gdzie wiać.
Zaśmiałem się z żartu. Bo miałem nadzieje, że to był żart.
- Tak z innej bajki wierzysz w Arkę? Taran wydawał się dość przekonany.
- A jakby tym na górze powiedzieli, że żyjemy tu jak szczury w chlewie i jemy świnki morskie to by uwierzyli? Statek na pewno jest, a czy zamieszkany i przez kogo - to już inna bajka.
- Musielibyście najpierw nam wytłumaczyć czym jest świnka morska. - ponownie się zaśmiałem, z moim dowcipem było kiepsko skoro tylko ja się z niego śmiałem. - Tylko, że sam statek to fajne schronienie, źródło gambli ale nie szansa na ucieczkę w którą wierzy Taran.
- To po to idziesz, po gamble, które trzeba będzie właścicielom wyrywać z gardła?
Zastanawiałem się na ile szczerze odpowiedzieć. Żeby zyskać na czasie rzuciłem lekkim tonem.
- Zadaj mi może łatwiejsze pytanie niż po co idę.
Po sekundzie spoważniałem.
- Chce zobaczyć Waszą stolicę, zarobić trochę to fakt. Ciekawi mnie też kto przypłynął, osobiście bardziej niż w Arkę wierzę, że to Posterunek lub Moloch. Do tego chce znowu na trochę się stąd wyrwać. Wasze metro działa na mnie depresyjnie, szczególnie gdy siedzę w jednym miejscu. Też chce poczuć wiatr, zobaczyć niebo… Generalnie więc idę z tęsknoty, ciekawości i dla zysku. Niekoniecznie w takiej kolejności.
- Aha.
I tyle było z naszej rozmowy. Upewniłem się, że stalerka nic ode mnie nie chce i zwolniłem znowu stając na końcu kolumny.

***

Stacja techników robiła wrażenie. Nigdy nie widziałem takiego hi-techu. Co prawda ten, który widziałem zwykle służył zabijaniu lub wydobywaniu złóż naturalnych. Lekko oszołomiony przyglądałem się świecącym i mrugającym monitorom, pikającym maszynom i jasnemu, niespotykanemu w metrze oświetleniu. Nie miałem pojęcia do czego służy większość z tych urządzeń. Na chwilę zapomniałem o ostrożności. Gdy zobaczyłem robota ręka sama mi drgnęła do kabury, powstrzymałem się jednak. Wiedziałem, że nie każdy z nich jest pod władzą Molocha ale zbyt często próbowały mnie zabić by nie uważać, że dobra maszyna to rozwalona maszyna. Uspokoiłem się dopiero przy drzwiach stacji. Gdy John się przebierał upewniłem się, że szabla gładko wychodzi z pochwy a karabin czeka na swój chrzest przytroczony do plecaka. Colta nie musiałem sprawdzać. To tak jak z ręką, zawsze wiedziałem gdzie jest. Cóż... Przykład może nie za trafny i przywołujący pewne nieciekawe wspomnienia. Żeby się od nich uwolnić zacząłem podładowywać latarkę czekając aż padnie sygnał do wymarszu.
 

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 21-04-2014 o 18:14.
Szarlej jest offline  
Stary 21-04-2014, 19:02   #33
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu

Drzwi skrzypnęły cicho zamykając się za nimi. Przedwojenny mechanizm oparty na jakimś tłoku i metalowym ramieniu pchał stal, aż uderzyła o framugę. Rozbłysnęły światła latarek, przelewając się wolno po stosunkowo niskim suficie i wąskim tunelu technicznym. Po wysoko sklepionych tunelach metra, wysoki na 2,5 metra a szeroki na 4 metry korytarz wydawał się klaustrofobiczny.
- Tunel ciągnie się prosto jak w mordę strzelił i nie ma żadnych odnóg. Jedynie co jakieś 300 - 500 metrów w suficie jest klapa na zewnątrz.

Jana wyłączyła reflektorek - w tak wąskim pomieszczeniu wystarczały zwykłe latarki - nie było sensu marnować baterii.

Ruszyli na przód wsłuchując się w ciszę, jednak słyszeli tylko szuranie własnych butów po zakurzonym betonie. Szynka szedł na przedzie całkiem spokojnie, z rękami w kieszeniach. Vasquez coś tam sobie mruczał do siebie pod nosem, jednak nikt już nie zwracał na niego uwagi. Tak samo jak na wszech obecny słodki zapach.

Po kilkunastu minutach dotarli do pierwszego włazu w suficie. Daniel oświetlił go latarką - porządna stalowa płyta okrywała okrągłą dziurę w betonie. Od środka, tuż przy metalowych zbrojeniach drabinki widać było masywną kłódkę. Otwór był zamknięty na głucho.
Ruszyli dalej.
Gdy minęli dwa kolejne włazy latarka Johna zamigotała i zgasła
- Ki chuj? - warknął policjant i trzepnął policyjnym sprzętem w udo. Latarka błysnęła słabo i umarła.
- Ej przecież i tak reszta dalej świeci, chodźmy. - zakomenderował Szynka gdy zobaczył, że ekipa zatrzymała się patrząc na glinę w oczekiwaniu na wymianę baterii.
- Wymieniaj. - rzucił rewolwerowiec i wszyscy patrzyli jak Williams zmienia baterie, jednak nic to nie dało. Latarka nie chciała zaświecić.
- Może coś z żarówką, się wymieni potem? - wzruszyła ramionami Jana i drużyna ruszyła.

Nie uszli 100 metrów gdy wszystkie latarki zaczęły migotać, przygasać.
Daniel z zaskoczeniem spojrzał na wirujące w świetle drobinki kurzu, które na sekundę jakby rozbłysły metalicznie.

I nagle całe światło zgasło.
Zatonęli w ciemności i ciszy.

Każdy z nich słyszał tylko nerwowe pstrykanie przycisków, jednak żadne światło się nie pojawiało.

- Cholera - warknęła Jana, a kurier pisnął cienko - wystraszony nagłym przerwaniem ciszy. - Nie mogę włączyć reflektorka. - syknęła
- Ja ładowałem moją latarkę przed wejściem, ale też nie działa. Szynka co jest? - mruknął Geoffrey.
- eee... - głos chłopaka dobiegł ich jakby z pewnej odległości. Jakby stłumiony przez wodę - Nie wiem, nigdy mi się to nie zdarzyło, ale to prosta droga trafie.

Gdzieś bardzo, bardzo daleko coś zgrzytnęło.

Zamarli.

- Co... co to było ?- pisnął cichutko Vasquez
- Nie wiem. - Burknął przewodnik
- Ty pierdolcu, w co Ty nas wpakowałeś? - Glina wyciągnął broń i próbował dojrzeć coś w czerni korytarza.
- Cicho! - warknęła Jana - Słyszycie?

Przez chwile nikt nie oddychał. Cisza dzwoniła w uszach.
- Nic nie.. - zaczął Geoffrey gdy nagle do ich uszu dotarł nieludzki

- Co do....
- Ja pierdole, kurwa...
- Tam... tam coś jest ..


Z mroku tuż przed Twoją twarzą wyłoniła się upiorna


- Z D E C H N I E C I E !- ryknęło w głowie.

- Aaaaaaaaa!! - rwący głos Szynki który zerwał się do biegu...
Odgłos upadku.
Stęknięcie.

Coś trąciło gliniarza w ramie. Poleciał na ścianę.

odległy, bardzo odległy wrzask Szynki
-aaaaa* - który raptownie się urywa.

skrzyp

skrzyp


cisza. ciemność.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 21-04-2014, 22:06   #34
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Nie było jakoś. W zasadzie to zrobiło się w ogóle do dupy. Nie dość, że Geoffrey zaplątał jej się pod nogami z jakimiś duperelami, że o mało nie zapomniała zażyć lekarstwa, że tunel był wąski, powierzchnia tak blisko, że miała ochotę uruchomić "gajgera", że latarki zaczęły siadać jedna po drugiej...

Najpierw pomyślała, że gasnące latarki to jakiś trik, podstęp techników, który ma na celu wyeliminowanie intruzów szwendających się w okolicy ich stacji, albo włażących z powierzchni mutków. Później, że jednak miała rację i to jednak Moloch, zgodnie z plotkami dotarł aż tutaj. Potem jednak wściekły wrzask Johna sprawił, że panika ustąpiła zimnej kalkulacji. Polisek mógł sobie obwiniać Szynkę, kiszkę czy co tam chciał, ale ona wiedziała swoje. Przypadła plecami do ściany, chwyciła nóż i zaczęła nasłuchiwać.

Zgrzyt...

Jak na jej - teraz ślepe - oko powinni byli być ze sto metrów od następnej klapy. A zgrzyt zardzewiałego metalu na prawdę trudno było pomylić z czymś innym.
- Przestańcie, kurwa, oddychać! - przerażone sapanie towarzyszy przeszkadzało jej się skupić. W następnej chwili oma sama nie wrzasnęła słysząc dziwny ryk i widząc przed oczami upiorną maskę. Urwany krzyk przewodnika przez chwilę odbijał się echem w korytarzu. Zamknęła oczy regulując oddech.

Skrzyp... skrzyp...

Pazurów o beton.

- Milczeć, barany! Wszyscy plecami do ścian, albo plackiem na ziemię! Pilnować kierunku! To mut miesza nam w głowach; gdzieś musi być otwarta klapa! Jak strzelacie to na wysokość człowieka; trepan jest niewiele większy od nas!

Jana nie była stuprocentowo pewna, czy atakuje ich faktycznie mityczny trepan, manipulujący umysłem mutant, spotkania z którym nikt jeszcze nie przeżył, ale jeśli tak - to ona miała zamiar być pierwsza.
 
Sayane jest offline  
Stary 24-04-2014, 19:24   #35
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję za dialogi i ciekawą scenkę...

Wrota zamknęły się z suchym trzaskiem. Nie minęły sekundy, a Daniel miał już w rękach swoją broń krótką i latarkę. Kilka takich sztuk dobrze rozświetlało ciemności. Tunel był wąski na jakieś cztery metry i wysoki na niecałe trzy. Przewodnik mówił coś o klapach, które co jakiś czas mieli mijać. Jones kiwnął głową pamiętając aby co jakiś czas sprawdzać sufit. Mimo iż tunelik był prosty jak drut najemnik nie zamierzał się rozpraszać. Już raz dali się zaskoczyć...

Idący przed Danielem chudzielec nie ułatwiał mu zadania. Mając łapy w kieszeniach Szybka nawet nie zdążyłby ich wyciągnąć gdyby zaszła potrzeba. W razie ataku Jones musiał osłaniać tego idiotę, bo dalej ruszyłby z nim na plecach. Wojownik w nozdrzach czuł lekko słodkawy zapach. Nikt inny najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi - bynajmniej nikt o tym nic nie mówił. Z jeszcze mniejszym zainteresowaniem spotkało się szeptanie kuriera. Elegant najwyraźniej bardzo chciał porozmawiać z kurzem unoszącym się z betonowej posadzki.

Pierwszy napotkany właz był bardzo solidny. Daniel oświetlił go przyglądając się porządnej kłódce zamykającej przejście. Ekipa nie zwalniała jednak marszu po chwili ruszając dalej. Po kolejnych dwóch włazach - czyli na oko mili od wejścia do tunelu - coś zaczęło się dziać. Coś dziwnego.


Najpierw zgasła latarka gliniarza - na co nie pomogła nawet zmiana baterii - aby po krótkim spacerze naprzód korytarz pogrążył się w migającym świetle wszystkich latarek. Jones czuł się jak na imprezie w El Segundo kiedy cwaniaki od kasyn kupili kilka stroboskopów. Zmieszany najemnik nie wiedział co się dzieje. Nagle... światło zgasło. Jones wiedział, że stracił przewagę dystansu. Schował latarkę, a na miejsce Magnuma trafiła porządna pałka kupiona na ostatniej stacji. Inni próbowali włączyć latarki, ale wszelkie próby okazały się nieudane.

Późniejsza panika była niczym w porównaniu z odgłosem dzikiej bestii i widokiem facjaty jakiegoś mutanta. Mimo iż najemnik zwykle miał jaja ze stali tym razem chaos udzielił się i jemu. Przewodnik gdzieś zniknął, kurier panikował, a reszta... też uczestniczyła w tej zbiorowej panice. Nawet nieświadomie.

- Milczeć barany! - rzuciła głośno Jana kiedy Jones był pewien, że się nie odzywa. - Wszyscy plecami do ścian albo plackiem na ziemię! Pilnować kierunku! To mut miesza nam w głowach. Gdzieś musi być otwarta klapa! Jak strzelacie to na wysokość człowieka. Trepan jest niewiele większy od nas!

- Palce z dala od spustów! Nie strzelać! Ostatnie czego potrzebujemy to friendly fire! Stańmy pod lewą ścianą, a potem kierując się stopniowo głosem podejdźmy do siebie i chwyćmy się za ręce. Róbmy to pojedynczo, żeby nic między nas nie wlazło i się nie podszyło pod jedno z nas.

Geoffrey powoli zaczął się cofać by mieć za plecami lewą ścianę. Po broń nie sięgał, strach i spluwa to kiepskie połączenie. Daniel nadal był lekko zdezorientowany. Brodacz nie rozumiał co się wokół niego dzieje, ale do paniki było mu daleko. Spokojnie podsunął się pod ścianę uznając pomysł rewolwerowca za znośny. Sam na nic lepszego w obecnej sytuacji wpaść nie potrafił. Broń w razie czego opuścił na zawieszeniu nawet przez chwilę nie mając zamiaru strzelać.

- Jestem tutaj. - powiedział spokojnie w kierunku, gdzie moment temu widział towarzyszy. - Zgadzam się na plan Geoffreya.

- Szynka! - zawołał nagle w ciemność gliniarz. - Choć tu przyjacielu. - dodał repetując broń. - Wujek Johny Cię obroni!

Daniel stał najbliżej gliniarza. Gdyby ten się wcześniej nie zatoczył to by było niemożliwe, ale w chwili obecnej... Jones widział jak kontur Williamsa podnosi błyskawicznie broń do góry. Najemnik był gotowy do działania, ale przed pierwszym strzałem nie miał szans zdążyć... Nagle ciało Geoffreya rzucone siłą odrzutu poleciało na ścianę osuwając się po niej na ziemię. Rewolwerowiec był zaskoczony - chyba jeszcze bardziej niż brodacz.

Latarka oświetliła brunatny ślad, który zostawił za sobą powierzchniowiec w tym samym momencie kiedy pałka Daniela runęła na głowę Johna. Ten chyba nie był na to przygotowany, bo od razu wyłożył się jak długi na ziemi. Jego latarka upadła oświetlając przestrzeń przed grupą. Jana coś mówiła, ale Jones nie zwracał na to uwagi. Chwilę walczył z wewnętrzną rządzą mordu. Przez moment odezwało się w nim stare ja, które zamieszkało w jego ciele od urodzenia. W końcu nie pochodził z byle zadupia, a z pierdolonego Phoenix. Jego druga osobowość nagle przypomniała o sobie wołając "Cześć stary druhu. Nie próbuj mnie w sobie tłumić, bo tylko dzięki mnie... nadal żyjesz". Po chwili ciszy i wpatrywania się w leżące ciało gliniarza Jones się uspokajał.

- John jest nieprzytomny… - powiedział do rewolwerowca nadal lekko nabuzowany Daniel. - Spokojnie. Mocno oberwałeś? - zapytał brodacz powoli chowając swoją broń i zabierając tę gliniarza. - Oddam mu klamkę jak sobie spokojnie wyjaśnimy co się stało, dobra? - zapytał chowając zabezpieczonego Waltera do plecaka najemnik.


Geoffrey wstał opierając się o ścianę. W ręce trzymał rewolwer. Drugą dotknął ciała. Skubany był wytrzymalszy niż Daniel przypuszczał. Większość ludzi z Federacji właśnie płakałoby - i to w kamizelce, której rewolwerowiec raczej nie posiadał.

- Boli jak cholera, ale będę żył. Z klamką pasuje. Kurwa!

- Jana. - zawołał cicho brodacz w kierunku, gdzie wydawało mu się, że leży stalkerka. - Możesz pomóc Geoffreyowi? Będę Ciebie osłaniał. - dodał w ciemność najemnik biorąc włączoną latarkę policjanta i powoli wychodząc na przód grupy. - Nie wychodźcie przede mnie. Wszystko co tam się pojawi będę traktował jak wroga. - rzucił Jones w drugą łapę biorąc Magnum.
 
Lechu jest offline  
Stary 27-04-2014, 09:45   #36
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
John szedł ciemnym tunelem pogrążony w jeszcze mroczniejszych myślach. Coś mu tu ewidentnie nie grało. Całe przedsięwzięcie miało coraz mniej sensu, no chyba, że celem nie była Arka a coś zgoła innego. Latarka podrygująca w rytm kroków zaczęła mrugać i zgasła. John nie mocował się z bateriami wiedział, że te są sprawne. Pstrykał parę razy dla pewności ale słysząc, że inni mają ten sam problem odpuścił. Do jego uszu dotarł zgrzyt metalu utwierdzając go w przekonaniu, że za całym tym bajzlem stoi ich przewodnik.
- Ty pierdolcu, w co Ty nas wpakowałeś? - Glina wyciągnął broń i próbował dojrzeć coś w czerni korytarza.

W odpowiedzi poczuł cios rzucający go na ścianę. Uderzenie nie było powalające ale nie zadało go też chuchro. John ważył ponad 90 kg a wylądował na ścianie jak szmaciana lalka. Po chwili zobaczył przerażającą mordę i usłyszał coś co przeniknęło go do szpiku kości. N szczęście szybko wziął się w garść wiedząc doskonale, że to on jest najstraszniejszą istotą w tych tunelach. Sięgnął po zapałki by choć minimalnie rozświetlić mrok jednak pudełko wprost ociekało wodą. To ostatecznie utwierdziło posterunkowego w tym, że ktoś mąci im w głowach. Bo skąd woda w suchym tunelu? Glina nie musiał zbyt długo się zastanawiać kto jest odpowiedzialny za cały ten cyrk. Szynka! Przecież to on ich tutaj ściągnął, zamknął drzwi na klucz a jego historia nie trzymała się kupy. To musiał być Szynka.

- Szynka - zawołał przymilnie, on też potrafił grać. - Choć tu przyjacielu. - kontynuował repetując broń. - Wujek Johny cię obroni!
Nagle z ciemności, tuż przed Johnem, pojawiło się przerażone oblicze przewodnika. Chłopak rzucił się na niego z grymasem przerażenia na twarzy. Wyciągnął ręce jakby chciał go objąć… a może zmiażdżyć?
Gliniarz szczerze uśmiechnął się do wroga posyłając mu pocisk prosto w brzuch. W rozbłysku ognia wylotowego zniknęła upiorna sylwetka przewodnika. Dokładnie na przeciwko lufy stał Geoffrey...
Daniel stojący obok zareagował błyskawicznie uderzając Policjanta w głowę pałką. John próbował się bronić jednak był zbyt zszokowany tym co zaszło by skutecznie uniknąć ciosu. Drugie uderzenie zbiegło się z hukiem rewolweru Geoffreya. Przed oczyma Johna zapadła ciemność której żadna latarka nie mogła rozświetlić.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.
cb jest offline  
Stary 28-04-2014, 22:00   #37
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Pojebało cie? - warknęła do Daniela Mała. Słysząc strzały odruchowo przypadła do ziemi. Jako że zajęta była głównie tym, co mogło nadejść na nich z przodu, w rozbłysku latarki policjanta ujrzała tylko Adama, całkiem blisko, posuwającego się przy ścianie w jej stronę. Niewiele myśląc pochyliła się i złapała go za rękę.
- To ja - syknęła, gdy ten ze strachu omal jej nie odwinął. - Patrz - w grze światła i cieni spowodowanej latarką Johna dojrzała w głębi korytarza jakiś ruch. Nie miała czasu jednak się nad tym zastanowić. Od huku wystrzałów dzwoniło jej w uszach. Nie ogarniała do końca sytuacji - John i Geoffrey krwawili, a dodatkowo policjant leżał ogłuszony. I ona niby co, ma ich teraz ratować, dając się pilnować Danielowi, trzymającemu nabitą broń? Jeszcze nie zwariowała do reszty.

- Nikogo nie będę opatrywać! - Jana odwróciła się do Daniela. Broń trzymała w pogotowiu. W końcu nie miała gwarancji, że i jemu nagle nie odbije. Dobrze,że choć meks leżał grzecznie na ziemi; już nawet nie jęczał. - Z jedną latarką więcej mu krzywdy zrobię. Przyłóż jednemu z drugim do rany gazę albo szmatę, uciśnij mocno, przewiąż bandażem. Możesz zawinąć w gazę coś twardego i docisnąć tym. Musi starczyć póki co - zaordynowała. Miała do wyboru: zostawić za plecami jednego Daniela z gnatem i dwóch rannych, albo potwora. Wolała jednak swoich "towarzyszy". Odwróciła się do ostatniego z mężczyzn.
- Adam, widziałeś? - pstryknęła kilka razy swoją latarką, jedną i drugą, ale nadal nie działały.
- Nic nie widziałem, przecież ciemno tu jak w dupie! - krzyknął Adam. - Oślepłem, Mała, oślepłem! - w mdłym świetle latarki Johna zobaczyła, jak "grzybiarz" rozpaczliwie rozciera sobie oczy i drapie twarz.
- Weź się w garść, Al! - wrzasnęła i trzepnęła w twarz na odlew. Podziałało. - Nie oślepłeś; brak światłą to też haluny, latarki działają! A ci durnie omal się nie pozabijali, zamiast strzelać na wprost, jak mówiłam!
- Na prawdę? - widać było, że Adamowi panika powoli mija.
- Tak. Ufasz mi przecież, prawda? - Jana pogłaskała mężczyznę po ramieniu. Ten skinął głową. - To zrobimy tak. A WY SIĘ NIE RUSZAJCIE. BĘDZIEMY STRZELAĆ! - zwróciła się do pozostałych mężczyzn jak do idiotów, po czym wzięła Adama za rękę i zrobili kilka kroków wgłąb tunelu. Jana przyklękła; Adam stanął za nią. Oboje wyciągnęli broń i zaczęli metodycznie ostrzeliwać tunelową ciemność na wysokości pół i półtorej metra; potem zaś ściany i sufit. Jeśli faktycznie był tam jakiś potwór to miał niewielkie szanse przeżycia. Sądząc z wcześniejszego odgłosu Szynkę raczej coś złapało. Oczywiście istniała jeszcze możliwość, że haluny wywołuje ten słodkawy zapach albo promieniowanie z góry. No ale przecież skrzypienie klapy nie zrobiło sie samo - a przeraźliwy skrzyp słyszał i Adam.
 
Sayane jest offline  
Stary 29-04-2014, 22:03   #38
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Music

Korytarz eksplodował ogłuszającą serią z M4. Ślepy grzybiarz kierowany przez Jane wybebeszał magazynek wprost w korytarz. Kule świstały i krzesały iskry. Odłupywały kawałki betonu i rykoszetowały. Na szczęście daleko z przodu. Jana sama wypuszczała pocisk za pociskiem ale po humanoidzie który mignął jej w świetle nie było ani śladu.

Tracący krew Geoffrey spojrzał w stronę, w którą strzelali "tubylcy" i przez chwile - dosłownie sekundę dostrzegł błysk na szklanej kuli zawieszonej gdzieś daleko pod sufitem. Kula drgnęła i na pajęczych nóżkach wbiegła w mrok.
Zielarz...
Wróciły wspomnienia z frontu wraz z falą mdłości. Ludzie strzelający do siebie, którym wydawało się że walą w maszyny. Żołnierze umierający w męczarniach od zatrutych strzałek. To wszystko wyjaśnia. Zielarz... Ale skąd Moloch tutaj?
Rewolwerowiec próbował skupić wzrok, ale nic już nie wypatrzył. Poczuł za to ucisk i dopiero teraz zorientował się, że Daniel próbuje ucisnąć mu ranę.
- Będzie dobrze - mruknął brodacz przytrzymując kawał materiału przy jego piersi - dasz rade to ucisnąć?
Chłopak skinął głową i odłożywszy rewolwer sięgnął do rany.

Na chuj mu właściwie ten szczyl. Tylko z nim kłopoty. Arogancki buc. Powinien go zostawić. I tak zaraz się wykrwawi. Już lepszy ten gliniarz. Tępy ale ma jaja - nie to co ten paniczyk. Powinien go zostawić. Albo lepiej - dobić! Wypruć flaki...
Jego własne myśli przeraziły go.
Spojrzał w poszarzała twarz Geoffreya i na chwile zbaraniał. Potrząsnął głową
- Uciskaj. - wymamrotał i odwrócił się szukając czegoś czym może przewiązać ranę chłopaka.
Anaconda lśniła zimnym chromem na podłodze. Wychuchana, zadbana spluwa. Piękny okaz. Ojciec chętnie by się z nią zaprzyjaźnił. O tak tatko na pewno by zrobił z niej lepszy użytek, niż ten gówniarz. Jakby go dobił mógłby wziąć rewolwer dla siebie. Sam też lepiej by sobie z nim poradził niż ten wymoczek.
Daniel przetarł spoconą twarz. Co się z nim do cholery dzieje.
Nagle dostrzegł kontem oka jak glina się poruszył. Skurwysyn sięgał do buta. Ma tam zapasową giwerę.
Brodacz złapał Anaconde i zerwał się na nogi. Trzymając oburącz rewolwer gotowy do strzału spojrzał jak przez mgłę na nieprzytomnego Williamsa.

- Gdzie on się podział? - stęknęła Jana - musiał ruszyć do przodu.
- Mała, ja kurwa dalej nie widzę. To gówno mnie oślepiło. Jana błagam, ja nie mogę, przecież na nic się nie przydam ślepy -
sapał Adam. Dziewczynie wydawało się że po jego policzku płynie łza.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 04-05-2014, 18:21   #39
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
Ból, głowy, klatki oraz, ego , był pierwszym co poczuł John gdy mrok zaczął ustępować zwykłej czerni tunelu. Na wpół świadomy słyszał rozmowy towarzyszy z których wynikało, że Szynka - Maszynka jest tworem Molocha. Czy jakoś tak. Jedno nie pozostawiało wątpliwości w tunelach za nimi zostało coś kurewsko groźnego. To coś miało otwartą drogę do stolicy i nadciągało od strony z której nikt się go nie spodziewał. Silne ukłucie bólu w klatce przerwało na chwilę myśli gliniarza. John podziękował w myślach Bogu za kamizelkę i zsunął się z pleców Daniela.


Chwiejnie stanął na nogi, obmacał pas z oprzyrządowaniem i spostrzegł brak klamki oraz latarki.
- Klamka i latarka - wychrypiał wyciągając dłoń w kierunku Brodacza. Nie wiedział, czy i kto ma jego staff ale ten gość wyraźnie lubił zgarniać wszystko co gwoździami nie przybite. Daniel oddał mu latarkę prawie natychmiast wyrywając ją z dłoni zaskoczonej Stalkerki. W jej błysku John dostrzegł wahanie na twarzy swego byłego tragarza. - Nie bój się, nie odpierdolę cię tym razem. Dawaj - Williams mówiąc chwycił się za klatkę czując kolejny rozbłysk bólu. Spokojnie - pomyślał. Schował do kabury broń podaną przez najemnika uprzednio sprawdziwszy magazynek. Następnie odwrócił się i trzymając się początkowo ściany ruszył w głąb tunelu.


- Man's got to do what a man's got to do. - szepnął by dodać sobie otuchy. Wlokąc się noga za nogą przeszedł około piętnaście metrów i stanął na chwilę by zgasić latarkę.

Gdy Glina się zatrzymał Geoffrey zmusił do zatrzymania się Adama. Prawica powędrowała w okolice kabury.
- Nie rozdzielajmy się. Tu jest robot oddziaływający na zmysły. Ty John nie masz nawet maski więc rusz dupę do speców, tam się przygotujemy.


- Raz matka rodziła. - John uśmiechnął się pod wąsem nie zwalniając kroku. Miał wrażenie, że wolniej już nie potrafiłby iść. Williams wiedział, że kiedyś przyjdzie ten dzień, wiedział też, że nie będzie łatwo. Jedynym czego tak naprawdę żałował to to, że ten dzień nastał już. Szkoda, że nie wyrwał jeszcze paru chwastów. Nie było jednak tak źle. Miał prawie 30 naboi, zapasowe baterie i godnego przeciwnika. Miał też szanse. Pomimo całego przygnębienia jakie odczuwał gdzieś tam w tyle głowy kołatało mu się, że to ON jest największym skurwielem w tej norze i to ON a nie pierdolony kawałek złomu wyjdzie z drugiej strony.


- John musimy iść. - powiedział Daniel. - Cokolwiek to było nie przedostałoby się nawet przez barykady do kupców, a co dopiero do stolicy metra. Oni tam mają pierdoloną armię.
Jana też wolałaby, żeby policek szedł z nimi, ale bynajmniej nie z takich altruistycznych powodów jak reszta. Nie chciała mieć po prostu rannego wariata z nabitą spluwą za plecami. Poza tym była wściekła, że Daniel wyrwał jej latarkę i oddał Johnowi, zostawiając ich po ciemku - reszta oczywiście nadal nie działała.

- Przestań kozaczyć i chodź. Już raz ci potwor tak pomerdał kierunek ze postrzeliłeś Geoffreya. Chcesz dokończyć teraz robotę? Przecież miałeś doprowadzić tego pyrka - wskazała na Vanqueza - do Polis, a nie ustrzelić przez pomyłkę. Jak się okaże, że nie przedostaniemy się przez drzwi to wtedy będziesz miał okazję się wykazać.


Tja… barykurwakady. Przecież coś tam mówili, że ten stwór zasuwa po suficie. Jakkolwiek by jednak nie było to John wiedział jedno: Musi spełnić swój obowiązek. Musi przynajmniej dać czas reszcie. Po około 50 metrach kucnął pod ścianą trzymając w jednej ręce nabitą i odbezpieczoną spluwę w drugiej zaś zgaszoną latarkę.

Każdy kto kiedyś czaił się w całkowitej ciemności potrafi sobie wyobrazić co czuł John kucając pod ścianą. Czarna czerń otaczała go. Miał wrażenie, że przestrzeń dookoła niego jest nieskończona a jednocześnie jest tak ciasno, że za chwilę coś go zgniecie. Czekał tak, może pięć minut a może pięć godzin. Normalnie poznałby to po bólu zmęczonych mięśni. Dziś niestety John sam był jednym wielkim bólem. Czuwał jednak bo od tego zależał los ludzi w Metrze.

Gliniarz usłyszał, dochodzący od strony Polis, chrobot a po chwili jakby szmer i drapanie. Coś oddychając ciężko zbliżało się do niego w ciemnościach. Następnie dotarł do niego ludzki jęk i odgłos pazurów orzących beton ściany. John spiął się czekając na właściwy moment. Jeszcze chwila, jeszcze nie… Już!

W nagłym rozbłysku latarki John zobaczył człekokształtną istotę o wydłużonych długich kończynach i błyszczącym antracytowym ciele. W łysej głowie jarzyły się na niebiesko puste oczy, odbijając zimny blask latarki. Stwór sięgnął w stronę człowieka palcami zakończonymi ostrymi jak brzytwa szponami. Trzy pociski uderzyły w pierś stwora. Twarz monstrum rozpękła się na pół i tam gdzie człowiek miałby usta pojawiło się karminowe rozdarcie upstrzoną dziesiątkami ostrych kiełków.
Z rany na piersi sączyła się zielona fosforyzująca maź. Potwór runął do ataku, szponiastą łapą mierząc w twarz Johna. Glina miał sekundę by zrobić coś nim stwór rozpłata mu gardło. Odruchowo zbił łapę stwora trzymaną w lewej ręce latarką, prawą zaś ściągnął spust broni wypalając prawie z przyłożenia.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.

Ostatnio edytowane przez cb : 04-05-2014 o 19:44. Powód: korekta
cb jest offline  
Stary 05-05-2014, 22:06   #40
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
kompilacja

- Co się, kurwa, ze mną dzieje? - zapytał sam siebie Jones patrząc zza przezierników Anacondy na gliniarza.
Poza nadmierną potliwością, dziwnym przeczuciem, że zaraz coś go rozwali brodacz czuł… że nie jest sobą. Znaczy włączyła się jego paskudna, tłumiona w ciele od dawna część. Ta, o której wolał nie pamiętać. Daniel przełknął głośno ślinę.
- Kurwa to nie to… - wydukał przed siebie patrząc na nieprzytomnego gliniarza i opuszczając powoli rewolwer. - Geoffrey co się, do chuja, dzieje? - zapytał w stronę powierzchniowca.

Na wpół ogłuszona kanonadą Jana chwyciła Adama i pociągnęła w stronę chłopów. Komentarz Daniela nawet jej nie ruszył; teoria kucyka trojańskiego działała aż (nie)miło. Zerkając co i rusz wokoło - mając baczenie nie tylko na korytarz ale i “towarzyszy” - poprawiła i przewiązała ucisk na ciele Geoffreya i prowizorycznie opatrzyła gliniarza. Chętnie by go tu zostawiła, no ale cóż… nie była nim. Nie miała zamiaru sprawdzać czy w coś trafili - drużyna poszła w rozsypkę. Adam nie widział, więc nie było komu pilnować jej pleców zarówno przed tym “czymś” jak i kompanami.
- Wycofujemy się do wyjścia - zakomenderowała. - Z dwoma rannymi i ślepym ani nic nie zdziałamy, ani nie pójdziemy dalej. Do wejścia jest tylko kwadrans drogi, a do Polis ponad godzinę. Daniel, dźwignij Johna, a ty, Adam, chwyć Geoffreya, będzie twoimi oczami - nakierowała grzybiarza. - Vasquez, rusz się i idź pierwszy! - szturchnęła nogą kwilącego posłańca. - Ja wezmę latarkę i będę zabezpieczać tyły. Korytarz jest prosty, po ćmoku pójdziecie, a może bliżej drzwi latarki “się włączą” - dokończyła z przekąsem.

Brodacz spojrzał na rewolwerowca poważnie po czym powoli, spokojnie podał mu rewolwer trzymając go za lufę. Geoffrey był ranny, a ślepy Adam nie był w stanie nieść gliniarza. Cóż za ironia… Najpierw Jones leje Williamsa pałą w łepetynę, aby teraz nieść go do wyjścia niczym śpiące dziecko. Sam sobie to zgotował, ale czy miał inne wyjście? Najemnik bez jęczenia chwycił policjanta i ru zszył w wyznaczonym dla niego miejscu.
- No to raczej pójdziemy przez powierzchnię… - powiedział sam do siebie.

- Czekajcie do kurwy nędzy. Daniel oddaj mi gnata. Maski na ryj. Widziałem Zielarza.
Geoffrey na ślepo zaczął szukać w torbie maski przeciwgazowej. Po chwili zaczął mówić.
- Słyszeliście o robocie Molocha, którego rozwalili stalkerzy? To inny typ, nie tak bojowy ale groźniejszy. Truje ludzi, wywołuje halucynacje a potem ludzie strzelają do siebie bo widzą roboty, bestie czy coś w tym stylu. Dlatego John do mnie pewnie wywalił. Gówno jest małe więc nie walcie ogniem zaporowym. Nie walcie, kurwa w ogóle.
- Tylko dajcie się rozwalić, co? - mruknęła pod nosem Jana. Nie negowała sugestii Geoffreya; przezorny zawsze ubezpieczony. Choć te maski to była już i tak woda po kisielu. Niemniej jednak założyła napysknik sobie i Adamowi.
Po ciemku rewolwerowiec wkręcił do maski filtr. Dopiero wtedy zreflektował się.
- Dzięki Jana.

- Maski powiadasz?
- powiedział Daniel na chwilę odkładając gliniarza na ziemię.
Każdego mogło rozśmieszyć to jak delikatnie urodzony do walki najemnik obchodził się z gościem, którego sam pozbawił przytomności. Brodacz wyciągnął z torby maską gazową ze świeżym filtrem, którą umieścił na swoim zarośniętym pysku. Chwilę mu zajęło zanim brodacz grzecznie weszła pod gumowe uszczelnienie maski.
- Dobrze, że to gówno nie podziałało tak na nas wszystkich, bo mogłoby być źle… znaczy jeszcze gorzej. Nie ma za co.
- rzucił brodacz do Geoffreya biorąc spowrotem na ręce Williamsa. - Spieszmy się. Nasz glina ostatnio sobie żarcia nie odmawiał.

Na szczęście dla Daniela niedługo potem John odzyskał przytomność i od razu zażądał zwrotu swoich rzeczy, na co też brodacz skwapliwie przystał. Policjant ruszył w stronę Polis a reszta grupy została w dupie - czyli w kompletnych ciemnościach.
- Gratulacje. Dales nabitą broń wariatowi, a nas zostawiłeś w ciemnościach. Ciekawe co będzie, jeśli będziemy chcieli zawrócić. Odstrzeli nas jak nic. Kretyn.
- Broń była jego. Tak samo jak latarka. Nie wiem jak ty, ale ja mam jeszcze dość sił aby nie zniżać się do kradzieży.
- powiedział z lekkim, niewidocznym w ciemności, uśmiechem Jones. - Poza tym chyba nie macie zamiaru go tam zostawić?
Jana wywróciła oczami. Argument był tak żałosny jak kretyńskie. Jakby glina rzekł “oddaj mojego gnata, bo cię chcę zastrzelić”, to też by mu “jego włanośc oddał?” Pewnie tak…
- Ty rób co chcesz, jak każdy. Mnie życie miłe - odparła.
- To świr, ale strzał do Geoffreya to wynik omamów i ty to wiesz. Z jego strony nam raczej nic nie grozi. -
rzucił Daniel w stronę stalkerki.
- Aha… bo już mu się omamy skończyły i już nikogo nie zastrzeli, bo mu się tak uwidzi, tak? I ty to wiesz? - głos Jany ociekał pogardą. - Gratuluję jasnowidzenia i niczym nie uzasadnionej pewności.
- Wbrew pozorom jestem bardzo nieśmiałą osobą, Jana. Pewnie już zdążyłaś to zauważyć. -
rzucił olewacko Jones po czym się cicho zaśmiał. Jana nie skomentowała. Zaczynała rozumieć dlaczego Daniel tak wpieprzał resztę. Wystarczyło chwilę pogadać. A potem rozległo się skrobanie, ryk i w świetle latarki Johna pojawił się wreszcie on. Trepan.
Geoffrey ponownie odezwał się.
- Adam puść mnie.
Drugą rękę puścił od broni i ustawił tak by móc oprzeć się na ścianie całym ciężarem. W tym czasie ciągle mówił.
- Zostańcie tutaj i nie strzelajcie. Jak coś będzie się do Was zbliżało to walcie pięściami, płazem lub obuchem bo skończycie jak ja lub John. I to nas zaboli. Wszystkich. I więcej nie czyście seriami tuneli. Zaufajcie komuś kto rozwalił więcej robotów niż wszyscy Stalkerzy do tej pory. Włącznie z Taranem. Bo tu rozchodzi się o nie. Łapiecie?
Nie czekał jednak na odpowiedź, nim rozsądny człowiek zdołałby przetrawić jego słowa odezwał się ponownie.
- Jana. Taran mi zaufał, Ty zaufaj też.
- Ugryź się w dupę
- burknęła Jana i strzeliła do skaczącego na Johna potwora.
Daniel nie miał zamiaru strzelać. Raz, że amunicji nie ma wiele, dwa, że już i tak dość ludzi będzie to robić. On zostanie z pałką przy ścianie. Ostatnio na walczących wręcz był deficyt więc może się do tej misji załapie.


****

Stwór ryknął latarka wyfrunęła z ręki Johna, obróciła się w powietrzu na sekundę oślepiając pozostałych członków ekspedycji po czym walnęła w podłogę i zgasła. Glina poczuł jak ostrza rozrywają kamizelkę i orzą skórę na piersi - siła ciosu posłała go na podłogę. Nim kolejny raz stracił przytomność dostrzegł fluorescencyjny wykwit na ciele mutanta. Był pewien, że ostatnia kula sięgnęła celu. Tak samo jak Jana - uparta stalkerka nie zastanawiając się nad słowami rewolwerowca wdusiła spust. Na czole stwora wykwitła zielona plama, z jego pyska dobiegł jakiś stłumiony gulgot i bezwładne, czarne ciało zwaliło się tuz obok Johna rozchlapując fosforyzującą krew wszędzie w koło.
Jak za dotknięciem magicznej różdżki rozbłysły wszystkie latarki.
- Ja pierdole znowu widzę. Mała, ja widzę...eee co to za szajs? - Adam przeszedł z pełnego podniecenia w niepewność i wskazał na coś do przodu.
W świetle reflektora stalkerki dojrzeli drobinki śniegu padające przez otwarty właz tuż przy nim, z sufity zwieszała się dziwna fioletowa bulwa falując cienkimi witkami sięgającymi podłogi. Delikatne macki muskały czarne ciało zwinięte w kłębek tuż pod włazem.

Błysnął błękit oczu...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172