|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-12-2014, 18:54 | #121 |
Reputacja: 1 | - Mogłabym spróbować. - Stwierdziła krótko Kasapi obserwując reakcje swoich towarzyszek. - Jednak, jeśli nawet do jedzenia nie uwolniono mi rąk, to nie wiem czy będą ryzykować coś takiego w sytuacji sam na sam.. - Stwierdziła ostrożnie, nie będąc pewną czy przynajmniej niektóre z dziewczyn nie ceniły sobie bardziej ciepłego posiłku i dachu nad głową nad cnotę i swego rodzaju spokojne życie. Co jeśli ona odkryje się z planem, a jedna z dziewczyn, wystarczy jedna, w zamian za dodatkowe profity zdradzi jej plany, któremukolwiek z mężczyzn, co sprawi, ze nie tylko skupią się na niej bardziej, to jeszcze oberwie się reszcie. Dosyć mgliście wspominała eksperyment z małpami, bananem i drabiną, jednak czuła, że dla niektórych zniechęconych już karami dziewczyn mogłaby być tą obcą małpą, którą na wszelki wypadek wypadałoby nauczyć nowych zasad zanim reszta poniesie zbiorową odpowiedzialność za jej lekkomyślne działania. - Na prawdę nie wiem czy coś takiego byłoby możliwe - Westchnęła na tyle by nie rozwiać nadziei jak i nie zasugerować całkowicie chęci działania. |
27-12-2014, 22:25 | #122 |
Reputacja: 1 | Greg zawahał się, po czym spojrzał na Johna. Uśmiechnął się nieco głupkowato do Johna. Przez głowę jeńca chodziło wiele myśli, lecz teraz skupił się na tym, czy nieznajomy zorientował że strzały padały z tego budynku. Mimo wszystko nie czekał zbyt długo, wręcz przeciwnie wystrzelił jak z procy. - W takim razie idę pierwszy. Mimo skrępowanych za plecami rąk, przeskakiwał nawet o kilka stopni, a potem skierował się prosto do pomieszczenia gdzie miał nadzieję spotkać towarzyszy, lecz zamiast tego u końca klatki schodowej usłyszał huk wystrzału który rozerwał mu bok i rzucił na ścianę, rozrywając organy wewnętrzne. M przeładowała broń, co trochę zajęło, ale była gotowana na kolejnego przeciwnika. Kątem oka zauważyła że zastrzelony przed chwilą mężczyzna nie był uzbrojony, a do tego był zakuty. John za to otrzymał nagrodę, za swoją opieszałość - nie dostał kulki. Ian nadal trwał nieco zszokowany w swojej pozycji. Usłyszał wystrzał z klatki schodowej, jęk jakiegoś mężczyzny, dźwięk przeładowywania sztucera swojej towarzyszki, ale jakoś nie miał specjalnie odwagi i ochoty ujawnić swojej pozycji. Nie był też jakimś super strzelcem o czym świadczyła nieodbezpieczona broń w jego rękach. Kawał metalu którym prędzej by zasadził komuś przez łeb, nic coś trafił. Jego towarzyszka za to była zupełnie inna para kaloszy. I właśnie M sobie zaczęła uświadamiać że nie wie ilu ich tam jeszcze jest na dole i lepiej by było paktować, niż rzucić się sobie do szyi w bratobójczej walce. W końcu to żywe trupy były tu wrogiem numer jeden, nie inni ludzie. * * * Dziewczyny nieco spochmurniały. A przynajmniej ta milcząca, która uważała się za twoją towarzyszkę z parkingu. Susan wydała się jakoś dziwnie zadowolona z takiego obiegu spraw, niestety Myrtle nie dawała za wygraną. - Skoro ty tego nie zrobisz, ja to zrobię. Ale wtedy będziesz musiała mi pomóc. Susan jestem pewna, ścierpiała to ze mną i to ścierpi ucieczkę. Ma rodzinę w miasteczku na zachodzie. Ja mam syna i córkę na parkingu, chciałabym ich kiedyś jeszcze zobaczyć, dlatego się nie zawaham. Molly się udało, a była sama. Nastała chwila ciszy. - Jeżeli chcecie jakiś nóż, mogę wam załatwić. Nie pytajcie jak, skąd. Powiedzcie czy chcecie, a resztę zostawcie mi. Mam chody na górze. - odezwała się niespodzianie Susan. Myrtle spojrzała pytająco na Ciebie. - Skoro chcesz tu zostać, może nam chociaż coś doradzisz?
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść. Po prostu być, urzeczywistniać sny. Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć. Po prostu być, po prostu być. Ostatnio edytowane przez SWAT : 29-12-2014 o 00:07. |
28-12-2014, 22:50 | #123 |
Reputacja: 1 | Kasapi zastanawiała się dłuższą chwilę. Wierzyła w to, że przynajmniej jedna z dziewczyn chciała uwolnić się za wszelką cenę i na prawdę chciała jej pomóc, jednak zbytnia wylewność w tym temacie sprawiała, że greczynka nie czuła się zbyt pewnie zwłaszcza, że tak jak wierzyła w Myrtle i jej wolę walki, tak samo jak nie ufała Susan nawet odrobinę. Pomysł ze zdobyciem noża był świetny, jednak pozostawiał wiele niewiadomych. Miała wrażenie, że kobieta aspiruje do roli nietykalnej, a pomoc im traktowała jedynie jako łatwy do przejścia mostek do tego celu. W końcu nie mało zyskałaby gdyby wskazała mężczyznom konspirację, a oni znaleźli by nóż przy niej czy też przy Myrtle. Można to nazwać przeczuciem, ale w wojsku nauczyła się słuchać podszeptów intuicji. Wreszcie choć z pochmurną miną skinęła powoli głową. - Jeżeli na prawdę chcecie to zrobić... - zaczęła niepewnie nie sugerując jednak w najmniejszym stopniu chęci pomocy - To teraz zdawałoby się jest ku temu najlepszy moment, nadal trwają walki o władzę i dominację, a jak wiadomo sprzyja to chaosowi. Podejrzewam, że minie kilka dni nim napięcie uspokoi się całkowicie i jeżeli znacie bliżej kogoś "postawionego na wysokim stanowisku", - powiedziała ironicznie - a kto nie dostanie się do władzy, możecie podjudzić go by udowodnił nieudolność tego, który przywódcą zostanie poprzez włączenie go w nasze działania. Oczywiście, musiałby myśleć, że to był od początku do końca jego pomysł. To stadko ma zbytnio patriarchalny układ by posłuchać głosu rozsądku. Jeżeli chodzi o walkę unikałabym jej do momentu, w którym nie będzie całkowicie konieczna. Może i uciekanie chyłkiem do chwalebnych nie należy ale łatwiej tak o przeżycie, a chyba na tym nam najbardziej zależy. - skończyła i choć nadal wodziła jakby niepewnym wzrokiem po swoich towarzyszkach lustrowała je dokładnie. Zwłaszcza Susan. |
29-12-2014, 16:57 | #124 |
Administrator Reputacja: 1 | Łup i trup... Co prawda John spodziewał się jakiejś niespodzianki, ale niekoniecznie takiej. Kto miał powód, by utłuc Grega? Właśni kompani go nie poznali? - Ty sukinsynu - syknął John, zapominając o zasadzie, iż o umarłych mówi się dobrze, lub wcale. - Chciałeś mnie wystawić. - Ale niech ci ziemia lekką będzie - dodał. - Zapraszam kogoś na rozmowę - dodał głośniej, kierując słowa pod adresem niewidocznego strzelca. - Bez broni - dodał. |
29-12-2014, 17:25 | #125 |
Reputacja: 1 | Każda kolejna minuta mijały pod znakiem coraz większej ilości nerwów. Nie nawykł jeszcze do takich sytuacji, nie wiedział co gorsze, ludzie czy trupy. Przepocone dłonie mocno zaciskały się na karabinie... i czekał. Huk wystrzału został jedynie spotęgowany przez zamkniętą wnętrze konstrukcji w jakiej się znajdowali, przez dłuższą chwilę dźwięk ten odbijał się echem jeszcze po pustych korytarzach. Wzdrygnął się zaskoczony omal nie upuszczając broni z przepoconych dłoni. Chodź gdzieś w głębi przygotowywał się na taki rozwój sytuacji, i tak nie mógł ukryć zaszokowania. Przez dłuższą chwilę stał jak wryty, słyszał jak czyjeś ciało upada pokotem, jak M przeładowuje broń... Zacisnął mocno powieki. To jakiś koszmar. Ostatecznie jednak zdecydował się wychylić swój łep za framugi aby zerknąć co się dzieje, pozycja była kretyńska i nazbyt wiele nie widział. Jednak to co zobaczył wystarczyło za wszystko. Mężczyzna... skrępowany mężczyzna leżał na podłodze w powiększającej się plamie krwi. ”... ślubuję, że w ciągu całego życia będę spełniał wszystkie prawem nałożone obowiązki, strzegł godności lekarza i niczym jej nie splamię, że według najlepszej wiedzy będę dopomagał cierpiącym...”(1) - Coś ty zrobiła??? Wydobyło się z jego ust, wiele nie myśląc wyskoczył ze swojej kryjówki w stronę postrzelonego, nie po to szkolił się całe życie w fachu medycznym aby teraz ludzie padali jak muchy na jego oczach, nie ważne czy trwała wojna, nie ważne że dawny świat trafił szlak, on przyrzekał ratować ludzi. - Nie strzelać, jestem medykiem! Krzyknął jeszcze w stronę klatki schodowej, tak jak by miało to jeszcze jakieś znaczenie. Przez chwilę zapomniał że wszystko się zmieniło, że świat stanął na głowie, liczyło się tylko pomóc draniowi który właśnie się wykrwawiał. Padł przy postrzelonym, dopatrując jego obrażeń. - Kurwa mać, nie na mojej zmianie Facet nie miał pulsu, rana postrzałowa krwawiła niemiłosiernie. Chodź jego działanie nie miało większego sensu, nie przy tego sortu ranie, nie bez specjalistycznego sprzętu. - M, moja torba! Krzyknął, swoją torbę z podstawowymi środkami medycznymi zostawił w pokoju, w miejscu w którym siedział kilka minut wcześniej. Zerwał kawałek ubrania jaki tamten miał i na razie skorzystał z tego jako opatrunku tamującego krwotok z rany, tą zajmie się późnej, na razie ważne było aby facet odzyskał puls. Aby nie przemienił się w jednego z tych skurwielów błąkających się po okolicy bez celu Nie tracąc czasu przystąpił do resuscytacji. Na głos odliczał kolejne naciski na klatkę piersiową mężczyzny - Raz.. dwa ... trzy ... no dalej.... cztery... pięć... siedem.... kurwa mać dawaj chłopie... dziewięć...dziesięć... raz... dwa ... trzy... _______ Fragment przysięgi lekarskiej Ostatnio edytowane przez Niker : 29-12-2014 o 17:28. |
29-12-2014, 19:52 | #126 |
Reputacja: 1 | Nie spodziewała się i szczerze mówiąc w pierwszym momencie aż ją zamurowała - zabiła człowieka, który najwidoczniej nie chciał im krzywdy robić... Nie miał nawet jak tego uczynić. Tylko dlaczego się tu pchał? Nienormalny jakiś? M z sercem w gardle i obojętnością wymalowaną na twarzy przyglądała się dogorywującemu mężczyźnie. Ian zdawał się podchodzić do niego w jakby zwolnionym tempie, jego krzyk zlewał się z łomotem w klatce jej żeber... Opanuj się! Kobieta zrobiła krok do przodu, wycelowała karabin w dół, wgłąb klatki. Może było to nieco nierozsądne, ale pragnęła w ten sposób osłonić medyka. Ian był cenniejszy niż jej życie. Strzelać teraz zmuszony był niemal każdy, a zdolności medycznych nie posiadał niemal nikt. Trzeba było to cenić. Choć może i mimowolnie sympatia do tego człowieka nią kierowała? - Jest martwy, to nie ma sensu. - Rzuciła cicho do swojego towarzysza. Nie przyglądała mu się jednak. Spoglądała na klatkę. Nie zamierzała opuszczać broni, choć gość widocznie był chętny na rozmowę. - Idź swoją drogą, a nie będziemy strzelać. - Warknęła na tyle głośno, by John mógł ją usłyszeć. Broń miała gotową do ewentualnego strzału. Choć nie... Nie chciała tego znowu robić. Nie chciała mieć do czynienia z oprawcą, który posyła skutego człowieka prosto w paszczę lwa. Idź sobie, idź sobie, idź sobie... Precz. A... Warto chyba wspomnieć jak kobieta była ubrana - zwykła koszula w kratę - nieco przyszeroka, najpewniej męska, skórzana, rozsunięta kurtka, proste spodnie, porządne buty... Wszystko w odcieniach brązu i beżu. Dodatkowo przy jej pasie, na rzepie przymocowany był kij bejsbolowy z powbijanymi weń gwoździami... M bez najmniejszych wątpliwości była gotowa na każdą ewentualność, a zabijać zombie lepiej było po cichu... Z użyciem kija, który dzięki kilku chwilom roboty stał się śmiercionośnym narzędziem. Właśnie... Po cichu - a wystrzał mógł tu trupy ściągnąć. Jasna cholera. Trzeba było się stąd zbierać jak najszybciej. Ostatnio edytowane przez Zielony Kot : 29-12-2014 o 19:57. |
29-12-2014, 20:28 | #127 |
Administrator Reputacja: 1 | Niech to szlag trafi, westchnął John. Dwie sztuki co najmniej. Tyle tylko, że nie kompani nieodżałowanego kłamcy, Grega. Na widok wybiegającego z mieszkania człowieka o mały włos by nie strzelił, ale słowo "medyk" powstrzymało go przed tym nieostrożnym krokiem. - Zostań tam, gdzie jesteś - uprzejmie zaproponował mężczyźnie, który usiłował ratować nieszczęsnego Grega. - W dzisiejszych czasach zostało zbyt mało ludzi, by ich zabijać, więc nie rób żadnych gwałtownych ruchów. - Zabiliście nieuzbrojonego człowieka - powiedział do kobiety, która złożyła mu ofertę nie do przyjęcia. - Że był z niego sukinsyn, to inna sprawa. Ale jeśli cenisz sobie życie swego kolegi, to odłóż broń. I to lepiej szybko, bo nie mam zamiaru tu tkwić nie wiadomo jak długo. |
29-12-2014, 21:43 | #128 |
Reputacja: 1 | - Przed chwilą zabiłam nieuzbrojonego, bezbronnego człowieka. Naprawdę myślisz, że zależy mi na życiu tego medyka? - Zapytała dość oschłym, poważnym i pewnym siebie tonem. Jasne, że serce waliło jej jak młotem z obawy o towarzysza, jasne, że nie chciała ryzykować jego życiem... Tylko... Nieznajomy nie musiał nic na ten temat wiedzieć. I tak, uparła się. Spodziewała się konsekwencji w postaci nagłych dwóch zgonów i ograbienia ciał. - Idź stąd, nie będę strzelała. Nie masz niczego co mogłoby mnie interesować. - Za to oni, aktualnie mieli całkiem sporo. Broń, torbę ze sprzętem medycznym... Nie wspominając o martwej wiewiórce na kolację! Zmarszczyła brwi. Głos jej nawet nie zadrżał... Bogowie, ciężko będzie się dogadać z tym człowiekiem. No idź... Błagam, odejdź. Zostaw nas. |
29-12-2014, 23:41 | #129 |
Reputacja: 1 | Trzydzieści ucisków na klatkę piersiową, dwa wdechy. Nie reagował nazbyt na to co się do niego mówiło, po prostu zajął się tym czym umiał. - Popierdoliło was wszystkich do końca? MOJA TORBA! Ryknął w pewnej chwili odrywając się od czynności reanimacyjnych, dlaczego ci kretyni nie mogli zrozumieć że leży tu człowiek którego można odratować... Umysł płatał mu figle, umysł chciał aby mężczyznę dało się przywrócić do życia, to jego umysł widział ciągle możliwość odratowania. - Torba... torba... torba Powtarzał przez moment, nim nie zaczął histerycznie chichotać. Gówno prawda, nie o mężczyznę się tak naprawdę zamartwiał, a w tobie miał cudowny środek który z wielką chęcią by sobie w żyłę wstrzyknął. W końcu jednak przestał prowadzić masaż serca i z rozmachem zasiadł na zadku na parę centymetrów od trupa. Dłonie miał całe czerwone od krwi zabitego, po chwili również i morda została częściowo pokryła czerwień, gdy przez moment zasłaniał tą umorusanymi dłońmi. Cały czas przy tym rechotał jak wariat. - Torbę... moją torbę... |
30-12-2014, 11:18 | #130 |
Administrator Reputacja: 1 | John miał powoli coraz mniej ochoty na próżne słowa. Panienka była uparta jak przysłowiowy osioł (czy też oślica, jeśli uwzględni się płeć), zaś temu, który nazwał się medykiem, najwyraźniej odbiło od nadmiaru wrażeń. I jak tu rozmawiać z kimś takim? - Nie mam zamiaru nigdzie iść, ani nocować na schodach. - Spróbował przemówić jeszcze raz tamtej do rozumu. - Za dużo zombie włóczy się po ulicach. |