Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-01-2016, 19:35   #81
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Stoner

Zmiana pozycji przebiegła szybko i sprawnie. Co prawda ręka, w której ziała dziura, bolała jak diabli, to jednak nie była to rana, która mogłaby przeszkodzić w zwinnym poruszaniu się. W przeciwieństwie do rany Lucky, ta jednak nie narzekała tylko zaciskając zęby przeprowadziła Stonera do drugiego budynku. Nie weszli jednak do niego tylko przemknęli dalej, by zająć pozycję nieco bliższą centrum osiedla. Jej celem okazał się być sklepik, na którego piętrze urządzono małe przedszkole.
Miejsce było puste, dość mocno zdewastowane i pozbawione produktów, które właściciel oferował swym klientom. Piętro prezentowało się nieco lepiej. Widać zabawki i książeczki dla dzieci nie były “w cenie” dla osób, które dorwały się do tego miejsca.
Okna pozwalały, przy pewnym wysiłku, na obstawienie całego osiedla. Lucky wybrała łazienkę i widok na drogę, na której stał transporter. Stonerowi zostały pozostałe kryjówki.


Rohow

- Jedyne co mamy, to kłopoty. - Odpowiedź Sandera padła po dłuższej chwili. Kierowca transportera miał własne problemy, którymi musiał się zająć. - Musicie sobie sami poradzić przez chwilę.
I poradzili, na swój sposób. Rohow, po tym jak został sam, skierował ghurkę na wzniesienie przy budynku, w którym zniknął Wolf. Zadanie nie było łatwe, bowiem na ziemi walały się części rowerów, opony samochodów i wszelakie śmieci domowego pochodzenia. Gdy jednak dokonał owego wyczynu zyskał widok na znaczną część okolicy i znacznie lepsze miejsce do ostrzały zarówno drogi jak i domów. Ten, który miał najbliżej okazał się jego celem numer jeden. Ze swojej pozycji mógł dostrzec, że strzelec, którego wciąż nie zlikwidowali, zostawił swoje stanowisko i zniknął w drzwiach prowadzących do budynku. Jednopiętrowiec różnił się znacznie od domków mieszkalnych po drugiej stronie. Na parterze znajdował się bar, a na górze pokoje do wynajęcia. Z tyłu stał dobudowany składzik i garaż. Istniało spore prawdopodobieństwo, że miejsce to posiada także piwnicę, a to oznaczało zwiększoną ilość przeciwników, którzy mogli zaatakować znienacka w każdej chwili.

Orest nie został sam przez długi czas. Sander pojawił się przy nim na krótką chwilę, nakazując by pilnował cywila w transporterze, a następnie ruszył w tą samą stronę co Wolf.


Mark

Sander długo nad ranami, których Mark doświadczył, nie dywagował. Korzystając z tego, że ostrzał z karabinu ustał, a ogień od strony osiedla skupił się na tych, których wysłał w tamtą stronę, zdecydował się na ryzykowny ruch i pozostawić sanitariuszowi pojazd do dyspozycji.
- Pilnuj żeby cię nie zaskoczyli - rzucił, chwytając swój karabin i opuszczając kabinę. - Stały nasłuch - dodał, a jego głos zabrzmiał już w słuchawkach.

Zadanie, z którym go zostawiono było proste. Przeciwnicy wydawali się być skupieni na walczących członkach drużyny i transportowiec pozostawiono samemu sobie. Do czasu gdy z jednego z domów nie wyleciała mała dziewczynka trzymając w dłoni czarny, owalny przedmiot.



Wolf

Wchodzenie samemu do budynku, który nie został wcześniej sprawdzony wiązało się z pewnym ryzykiem. Pułapki, wyskakujący znienacka napastnicy, unosząca się w powietrzu woń notyny… Na jego szczęście, póki co doświadczył jedynie tego drugiego. Pozostałe drzwi ani drgnęły, gdy Wolf zbierał się z podłogi. Po prawej stronie miał trzy pary, po lewej dwie i schodki prowadzące na dach. Wszędzie panowała cisza… Do momentu, w którym na parterze rozległ się strzał.
- Wolf? - Ciche pytanie w słuchawkach pozwalało na rozpoznanie głosu, który bez wątpienia należał do Sandera.
Nim zdążył odpowiedzieć, jego uwagę przyciągnęły powoli otwierające się drzwi po prawej i wyłaniający się zza nich pistolet.



Meggie

Pozbycie się idioty, który wybiegł przed motocykl nie było zadaniem trudnym. Nie wymagało nawet zatrzymywania się, co bez wątpienia było czynnikiem ratującym tyłek.
Beri, nie dbając zbytnio o szkody które czyniła, wpakowała swój pojazd do środka jednego z domów, przy wtórze tłuczonego szkła, a raczej resztek, które wciąż się ostały na framudze ogrodowych drzwi.
Nim Meggie miała okazję rozważyć ewentualne pójście w jej ślady, krótka seria z boku wybiła ją z rytmu, sprawiając że posłuszna dotąd maszyna postanowiła się zbuntować. W ostatniej chwili kobiecie udało się uniknąć przygniecenia, kosztem wystawienia się na pociski strzelca.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 26-01-2016, 23:09   #82
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cztery strony świata.
Skoro jedną, tą nieco ciekawszą, zajęła się Lucky, to dla Stonera pozostały następne trzy. Motory słychać było dostatecznie głośno, by można było je zlokalizować - przynajmniej w przybliżeniu.
Stoner wszedł do niewielkiej sypialni, której okna wychodziły na północ, i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz, usiłując wypatrzeć tych, którzy przed chwilą strzelali.

Zadanie okazało się trudniejsze niż się tego spodziewał. Nauczeni doświadczeniem wyniesionym ze śmierci towarzyszy, pozostali napastnicy nie kwapili się zbytnio, by wychylać nosy ze swoich kryjówek.

Dopóki oni siedzieli, pochowani jak myszy w swych norach, dopóty Beri i Meggie były bezpieczne. W miarę bezpieczne. Nawet Meggie, która wylegiwała się obok swego motocykla...
Zabawa nie polegała jednak na tym, siedzieć cicho i w spokoju. Ważniejsze było to, żeby pozbyć się napastników, zanim tamci przejdą do zdecydowanej ofensywy, albo - co by było gorsze - ściągną posiłki.
Swoją drogą... gdyby Meggie zechciała tak jeszcze trochę poleżeć, to z pewnością byłaby idealną przynętą. Z pewnością sprowokowałaby tego czy owego do podjęcia jakichś kroków, jednak ten plan miał pewne wady - przynęta nie zawsze uchodziła cało z takiego przedsięwzięcia.
Najchętniej by zawołał 'Zmykaj stamtąd!', ale to byłoby co najmniej głupie. Po pierwsze Maggie i tak wiedziała, co powinna robić. A po drugie, jeśli miał cokolwiek zdziałać, to sam też powinien siedzieć cicho, cierpliwie czekać i nie zdradzać swej pozycji.
Ograniczył się więc jedynie do bacznej obserwacji okien, z których można było ustrzelić Meggie. Z chwilą, gdy dziewczyna się ruszy, tamci powinni się ujawnić, by nie pozwolić jej uciec.
Ta zaś nie zamierzała najwyraźniej spędzić na ziemi całego dnia. Powoli i z wyraźnym trudem zaczęła odczołgiwać się, chcąc znaleźć schronienie za ścianą jednego z domów. W taj samej chwili padła krótka seria, jedynie o milimetry mijając kobietę. To wystarczyło by dać Stonerowi okazję do ponownego sprawdzenia swoich umiejętności i szczęścia.
Strzał... i Stoner zaklął, bo jego cel co prawda oberwał, ale nie wyglądało na to, by miał zostać definitywnie wyeliminowany.
Sam Stoner natychmiast się cofnął, nie chcąc stać się celem dla kogoś innego.
Zrobił to w idealnym momencie bowiem już chwilę później w okno posłana została seria, niezbyt jednak trafna, zupełnie jakby jej jedynym zadaniem było narobienie stracha i większych zniszczeń.
Zaczynała się zabawa w kotka i myszkę... W tym momencie Stoner miał nadzieję, że i Beri przyłączy się do zabawy. Dwa koty miały większe szanse, niż jeden.
- Lucky. Meggie oberwała - powiedział do mikrofonu, przeklinając w duchu swoją sklerozę. Wszak powinien o tym pomyśleć wcześniej. Tak to jest, gdy człowiek pracuje zwykle solo.
- Beri? Słyszysz mnie?
Beri nie odpowiedziała. Czy to nie mogła, czy też nie słyszała wezwania Stonera. Lucky z drugiej strony…
- Jak daleko jest od nas? - padło krótkie pytanie, a na korytarzu rozległy się kroki.
- Siedem domów od nas - odparł Stoner. - Widać ją stąd. Tyle tylko, że strzelają i do mnie, i do niej.
Lucky nie odpowiedziała, zamiast tego weszła ostrożnie do pokoju, w którym się znajdował, uważając by nie wystawić się zbytnio na widok. Szybkie zerknięcie przez okno, zaowocowała kolejnym wezwaniem Beri, jednak i tym razem nie doczekali się odpowiedzi.
- Idę tam - zdecydowała w końcu. - W razie czego osłaniaj mnie.
Stoner ograniczył się do skinięcia głową, a gdy tylko Lucy wyszła, zajął stanowisko przy oknie.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-01-2016, 18:32   #83
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Orest zaklął pod nosem, kiedy jego towarzysz opuścił pojazd. Rosjanin nie rozumiał motywów jakie kierowały Wolfa. Chciał w pojedynkę wejść do budynku, w którym odkryto aktywność wroga i w którym tak naprawdę mogło kryć się wszystko, a para strzelców na dachu była tylko przykrywką? To się mężczyźnie nie mieściło w głowie. Chce się dać zabić, pomyślał, odprowadzając wzrokiem żołnierza.
Rohow zastąpił Wolfa na karabinie i bacznie obserwował okolicę. Rosjanin nie miał jeszcze okazji obsługiwać tej broni, ale liczył na to, że pojmie ją w lot, tak jak to zrobił z kierowaniem pojazdu.
Kolejne przekleństwo padło z ust strażnika, kiedy ich „bohater” zniknął w budynku i Orest nie mógł go już dłużej osłaniać. Wolf był zdany tylko na siebie. Orest, jakąkolwiek sympatią nie darzył tego faceta, za nic w świecie nie pójdzie wyciągać jego rannego dupska w pojedynkę.

Jak się okazało, sytuacja mogła się polepszyć, kiedy sam Sander postanowił opuścić bezpieczne schronienie, jakie dawał transporter. Czy to przez wzgląd na ich kompana, czy też miał ku temu inne powody, ich dowódca pognał do budynku i Orest nie miał czasu domyślić się przyczyny tej decyzji. Miał teraz swoje problemy.
Został niemalże sam na drodze. Lucky i nieustraszony Stoner zwiedzali domostwa po drugiej stronie, a motocyklistki miały własne kłopoty z utrzymaniem się przy życiu. Jedyną osobą, która pozostawała wolna był ich sanitariusz Mark. Człowiek, który nie miał praktycznego doświadczenia z bronią.
Świetnie, utyskiwał Rosjanin. Sam na odkrytym polu i na dodatek muszę mieć oko na całą okolicę...

- Mark. Słyszysz mnie? - Puścił pytanie w eter. - Mam wszystko pod kontrolą. Siedź w pojeździe i nie wychy... - urwał, gwałtownie poruszając się i przenosząc lufę karabinu w stronę osoby, którą dopiero teraz zauważył. - Zaraz... Co ten pieprzony bachor tam robi?
Orest przez chwilę wpatrywał się w wątłą sylwetkę dziecka. Nie dostrzegł jednak nic podejrzanego. Po prostu dziewczynka, gdyż tak wywnioskował po jej długich włosach i pobrudzonej sukience, szła jak gdyby nigdy nic w stronę ich transportera. Nie wyglądała na przerażoną, co wywołało zastrzyk adrenaliny w ciele strzelca.
Pułapka!, pomyślał natychmiast. Odwraca moją uwagę!
Po tych przemyśleniach zaraz wziął się za jeszcze bardziej wnikliwe obserwowanie okolicy, skupiając się najbardziej na budynkach, z których wyszło dziecko.

- Mark, uważaj! Jakaś dziewczynka idzie w twoim kierunku. Pod żadnym pozorem jej nie otwieraj! To zasadzka!

Dziecko było zagrożeniem. Zagrożeniem, które mogło kosztować ich życie.
Orest nigdy nie skrzywdził tak młodej osoby. Zrobi to, jeśli będzie musiał. Miał tylko nadzieję, że seria ostrzegawcza wystrzelona w momencie, w których dziewczynka zbliży się niebezpiecznie blisko transportera wystarczy, by zniechęcić ją od tego, co zamierzała robić.

- Co za popierdolony świat - mruknął do siebie, biorąc uspokajające oddechy i nie spuszczając otoczenia z oka.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 01-02-2016, 00:09   #84
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Wszelkie dziwne instytucje broniące praw człowieka starają się, by wojna była humanitarna. Nie można jednak rozmawiać o humanitaryzmie w sytuacji, gdy masz wybór między śmiercią swoją a przeciwnika. Zabijasz go nie patrząc na to, czy łamiesz prawa człowieka, bo jeśli tego nie zrobisz, on zabije ciebie. Prawo dżungli, wygrywa najsilniejszy. Wygrywa ten, który potrafi zagłuszyć sumienie.

Przetoczenie się po ciele umierającego przeciwnika i użycie go jako żywej tarczy wymagało woli przeżycia. Co prawda nie dawało to całkowitej ochrony, ale zawsze istniała szansa, że kość zatrzyma pocisk. Nawet jeśli przejdzie przez ciało, spora część energii wytraci się.

Chociaż Wolf nie miał już dla kogo żyć, paląca potrzeba pomszczenia żony nadal napędzała go do działania. Dwa strzały wystarczyły, żeby ręka trzymająca pistolet zalała się czerwienią z widniejącej na niej przypalonej rany po pocisku, a broń zderzyła się z podłogą. Korytarz wypełniły przekleństwa krzyczane od serca. Nie minęły dwie sekundy, a drzwi rozwarły się na oścież i pojawił się w nich wymęczony jakimś nałogiem chuderlawy blondyn. On też wiedział, że wojna nie zna litości. Ze spojrzeniem dzikiego zwierzęcia umieścił w swoim skazanym na śmierć kumplu trzy pociski. Jeden z nich zrobił swoje i przebił się przez ciało, wbijając się w okolice biodra Harveya. Trzy kulki wystrzelone przez Ukraińca poczyniły jednak większe spustoszenie w ciele nałogowca, wbijając się w klatkę piersiową i prawdopodobnie rozrywając serce.

Wolf szybko wgramolił się do bezpiecznego już pokoju, pakując po drodze kulkę w głowę postrzelonego w rękę chłopaka. Zamknął drzwi, wymienił magazynek i czekał, aż przyjdzie mu bronić tego przyczółka.
- Jestem na górze. Pierwszy na prawo. Zaraz tu będzie piekło - przez zaciśnięte zęby wysyczał do mikrofonu.
 
Aveane jest offline  
Stary 01-02-2016, 20:58   #85
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Przez krótką chwilę, tą w której Sander opuszczał kabinę, odgłosy walki zalały uszy Marka ze zwielokrotnioną siłą. Mięśnie instynktownie napięły się, lecz mocne trzaśnięcie drzwiami zaraz przywróciło względny spokój. Żeby to było takie proste - otwierasz drzwi - wojna, zamykasz - pokój, głupia refleksja, zapewne zrodzona z nadmiaru adrenaliny, zawirowała w głowie Marka. Szybko zdusił głupie myśli i całą uwagę skoncentrował na komunikatach w słuchawkach i odgłosach wystrzałów. Z tego co słyszał, to przewaga liczebna przeciwników dawała się we znaki jego ludziom. Nie było źle, jego towarzysze radzili sobie, lecz wrogowie zdawali się być niczym głowy hydry - miał wrażenie, że na miejsce każdego zabitego pojawiało się dwóch nowych. Póki co lepsze wyszkolenie i sprzęt niwelowały różnicę w ilości, lecz w miarę przeciągającej się potyczki coraz bardziej kiełkowała w nim obawa, że w końcu ktoś oberwie, a to mogłoby zmienić sytuację diametralnie.
- Kurwa, co jest… ? - wytrzeszczył oczy nie mogąc uwierzyć ich świadectwu. Wszystkie wcześniejsze dywagacje znikły w mgnieniu oka na widok dziewczynki, która na terenie walk wyglądała niedorzecznie. Niestety, jeszcze bardziej niedorzeczny był sporych rozmiarów granat jaki trzymała w rękach. Nie miał pojęcia jakiej siły potrzeba, by spenetrować pancerz transportera, lecz obawiał się, że w tym solidnym kawałku wypchanego materiałem wybuchowym metalu może być jej aż nadto. “Około 10 metrów, powinienem zdążyć” za tą myślą natychmiast przyszło działanie. Trzymając pistolet tak, by dziecko go nie wypatrzyło, uchylił drzwi na tyle tylko, by mogło dostrzec jego twarz.
- Co tutaj robisz mała! Schowaj się! - wrzasnął. W nagle spoconej dłoni zaciskał kolbę pistoletu, a żołądek zwinął się w twardy węzeł na myśl o tym, co może okazać się koniecznością. W tym momencie usłyszał ostrzeżenie Oresta, co nieco poprawiło mu humor. Przecież zawsze lepiej się dzielić takimi rzeczami z innymi.
- Uciekaj! Wracaj do domu! - jego krzyki nie zadziałały. Mała gówniara nie zawróciła, nawet nie drgnęła, zupełnie jakby jego głos do niej nie dorcierał. Gdy uniosła wiotłą rękę by wykonać niezdarny rzut, czując obrzydzenie do siebie pociągnął za spust dwa razy. “Ciekawe, czy w ogóle odbezpieczyła” pomyślał zatrzaskując drzwi by schronić się przed wybuchem.
 
cyjanek jest offline  
Stary 02-02-2016, 19:17   #86
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Mark

Wbrew poradzie Oresta, Mark nie dość że otworzył drzwi, to na dodatek zdawał się mieć ochotę na pogawędkę z małą. To, że najlepiej w jego sytuacji byłoby wycofać transporter do tyłu, poza zasięg dziecka i poproszenie Rohowa by ją zdjął, jakoś nie przeszło przez myśl sanitariuszowi. Jego reakcja, szybkie dwa strzały, okazała się niewystarczająca i spóźniona o te chwile, które stracił na próbę rozmowy. Pierwszy pocisk minął dziewczynkę o dobrą stopę, drugi wbił się w asfalt przed nią. Ta wzdrygnęła się, jednak nie odstąpiła, zupełnie jakby zaprogramowano ją do wykonania misji i nic poza tym nie miało znaczenia.


Rohow.

Rosjanin widział jak wbrew jego słowom, Mark otwiera drzwi i krzyczy do dziecka. Szybko jednak je zamknął gdy mała uniosła dłoń. Wcześniej niewidoczny przedmiot, który trzymała nagle ukazał się niemal w całej swojej krasie. Trzeba by być ślepym i urodzić się w innych czasach żeby nie rozpoznać granatu. Na domiar złego, ktoś tu miał dostęp do nowszych modeli, które swego czasu zastąpiły stare, nieskuteczne granaty przeciwpancerne. To, oraz fakt, że nim drzwi zamknęły się za Markiem, ten wystrzelił dwa razy do dziewczynki, wystarczyło by Rohow podjął decyzję.
Czy to jednak ze względu na to, kim był cel, czy też z innego powodu, nie trafił…

*****


Granat nie został rzucony daleko, na to dziecko nie miało siły. Jego kształt pozwolił jednak pokonać kolejne metry, tak że w chwili zatrzymania się znalazł się metr przed transporterem. Mark zdążył jedynie przenieść się do tyłu, nim...



Pojazdem wstrząsnęło. Mark, którego nic nie chroniło przed upadkiem, z impetem uderzył w tylną ścianę transportera. Szyby rozpadły się na drobne fragmenty, zasypując wnętrze ostrymi odłamkami. Przód pojazdu na szczęście nie został całkiem rozerwany i istniała szansa, niewielka, że samochód będzie można odpalić. Oczywiście, o ile zostanie przy życiu ktoś, kto będzie mógł to zrobić.
Także ghurka oberwała, jednak na szczęście rozeszło się po kościach. Kościach Rohowa, należało dodać, co bynajmniej miłe nie było, jednak w przeciwieństwie do transportera, zarówno szyby jak i reszta pojazdu nie zostały uszkodzone.
Sprawczyni owych kłopotów, co Rohow mógł dostrzec, przestała stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Promień rażenia granatu był wystarczający by pozbawić ją życia, tym bardziej, że po wykonaniu rzutu spokojnie czekała na jego efekt.


Wolf

- Idę. Nie strzelaj - odpowiedział Sander, jednak nim zdążył słowa swoje zamienić w czyn…
Głośna eksplozja wstrząsnęła budynkiem, w jednej chwili pozbawiając go tych szyb, które się ostały. Wzdłuż całej zachodniej ściany pojawiły się pęknięcia. Budynek, w przeciwieństwie to pojazdów, które stały na zewnątrz, pancerny nie był.
Wolf jednak miał to szczęście, że “jego” pokój znajdował się na wschodniej stronie. Nie licząc obsypania tynkiem, nie doznał on żadnych szkód. W przeciwieństwie do niektórych.

*****


- Rohow? Mark? Wolf? Żyjecie? - Głos Sandera wbił się w ciszę jaka zapadła po wybuchu. O dziwo był spokojny. Bardzo, bardzo spokojny…


Stoner

Strzelec odezwał się ponownie, jednak wyraźnie stracił zapał lub celność, bowiem pocisk trafił w ścianę, dość daleko od Rugera. Po tym strzale zaległa cisza, która została przerwana nie tyle nagle, co dość niespodziewanie. Do wcześniejszych odgłosów wojny, jaka toczyła się na świecie, dołączył nowy, znacznie głośniejszy i oznaczający o wiele większe kłopoty. Stoner był na tyle daleko od miejsca wybuchu, by nie odczuć jego skutków. Nie znaczyło to jednak, że jego sytuacja była dobra. Nagle bowiem, zupełnie jakby czekali na ów znak, jednocześnie odezwało się trzech strzelców, zasypując jego stanowisko pociskami i uniemożliwiając mu wykonanie zadania, które powierzyła mu Lucky.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-02-2016, 17:56   #87
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Wybuch.
Orest instynktownie przymknął oczy i skulił się, nakrywając swój hełm dłońmi. Był to pierwotny odruch, który wyprzedził oczywiste fakty mówiące o tym, że przy takiej odległości mężczyzna w ghurce był bezpieczny.
Sekundy mijały niemiłosiernie długo, a Rohow nadal tkwił w pochylonej pozycji, jakby czekał na reakcję łańcuchową wywołaną przez pierwszą eksplozję. Nic jednak takiego się nie wydarzyło, toteż Rosjanin zaryzykował spojrzenie na zewnątrz.
Transporter oberwał, choć granat – o niespotykanej mocy rażenia – nie zdołał przerobić go na wrak. Trochę wgnieceń i potłuczone szkło. Na pewno nic, co by nie dało się naprawić o ile nie zostały uszkodzone jakieś ważne elementy pod karoserią pojazdu. Na tym strażnik się niestety nie znał.

- Cyka blyat! - ignorując nawoływanie Sandera wyrzucił do mikrofonu, przypominając sobie obraz tej małej, niewinnej dziewczynki. Orest się nie mylił. To była pułapka, jednak dziecko nie było dywersantem a głównym zagrożeniem. - Mark, do kurwy nędzy! Mówiłem ci, żebyś się schował! Życie ci kurwa nie miłe? - kontynuował wiązankę, wyładowując swój stres. Wkrótce się jednak opanował i powiedział nieco spokojniejszym głosem. - Ghurka cała, dowódco. Transporter trochę pokiereszowany, ale wciąż dachem do góry. Jadę zobaczyć co z Markiem.
Rohow nie czekał na odpowiedź. Po chwili też wskoczył na miejsce kierowcy, odpalił pojazd i podjechał pod transporter najbliżej, jak tylko mógł.

- Wskakuj do mnie, jeśli jesteś na nogach - ponownie zwrócił się w eter, zastępując pusty fotel strzelca swoją osobą. Dziewczynka miała uszkodzić ich główny pojazd, jednak dla Oresta pewnym było, że nie działała sama. Wkrótce mogli pojawić się jej „rodzice” bądź – co gorsze – rówieśnicy.
Tym razem musi być na to gotowy. Nie może spudłować jak wcześniej. To zawahanie, to drżenie palca mogło kosztować ich życie. Ten świat nie był już dla dzieci. Ale czemu strzelanie do nich było tak kurewsko trudne?
 
MTM jest offline  
Stary 05-02-2016, 15:29   #88
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Żal, smutek, jakie czuł gdy naciskał spust, znikły w mgnieniu oka, gdy strzały chybiły. Zrezygnowana pewność kontroli nad sytuacją zgasła niczym płomyk świecy trafiony karabinową kulą. Nie zdążył strzelić trzeci raz, gdy ciężki owalny przedmiot wzbił się w powietrze. Szarpnął drzwiami zamykając je z hukiem, który i tak był niczym w porównaniu z tym, który nastąpił tuż po nim. Transporter dosłownie stanął dęba a Mark poleciał pomiędzy skrzynie ze sprzętem, rozpaczliwie, lecz nieskutecznie próbując się czegokolwiek złapać. Nie wiedział ile leżał bez ruchu, oszołomiony hukiem i uderzeniem upadku, lecz gdy tylko rozjaśniło mu się w głowie na tyle, że zaczął dostrzegać szczegóły otoczenia, podniósł się i chwiejnie ruszył z powrotem do kabiny. Musiał ocenić sytuację. Ściana, o którą się opierał falowała pod dłonią, sprawiając, że przez to oszustwo co rusz się potykał, za każdym razem przypominając sobie o postrzale. Na całe szczęście nie było ognia i o ile mógł to ocenić w swoim obecnym stanie, dymu, ani benzyny też. Gdy dotarł do kabiny opanował chęć natychmiastowego odpalenia maszyny. Nawet w swoim obecnym stanie wiedział, że lepiej wpierw sprawdzić, czy nie ma wycieku paliwa. Odnalazł opuszczony przy fotelu pistolet i dopiero gdy poczuł jego bezpieczny ciężar, ostrożnie uniósł głowę i wyjrzał przez rozbite okno. Jego uwagę przykuło ciało dziewczynki, z którym stało się coś dziwnego. Wytężył wzrok próbując pokonać ograniczające widzenie falowanie i mgłę i rozpoznać, co jest nie tak. Jednak pożałował tego, ledwie mu się udało. Wyostrzenie wzroku na drobnym ciałku ujawniło ogrom obrażeń, jakie spowodowała eksplozja, oraz, co było zdecydowanie gorsze, to że wciąż żyło. Powoli, niczym w horrorze, zakrwawiona główka obróciła się odsłaniając zwisające na oskalpowanym kawałku skóry włosy, a powieki uniosły się odsłaniając rozumiejące, wypełnione cierpieniem oczy. Usta dziecka poruszyły się, a Mark bezbłędnie odczytał słowa - Pomóż mi.
Poczuł jak staje mu serce. Uniósł rękę, która pomimo tego, że cały się trząsł, w zaskakująco pewny sposób trzymała pistolet. - Przepraszam - poruszył bezgłośnie ustami i pociągnął za spust, a jasne, niebieskie oczy znikły w krwawym rozbryzgu. Czas, który niemal zatrzymał się w tej upiornej chwili, w końcu ruszył. Jeszcze nie do końca trzeźwy, lecz znowu zdolny działać, zrozumiał co woła Orest. Chwycił swój plecak i wyswobodził się z kabiny transportera, po czym potykając się, kulejąc, ale tak szybko jak tylko był w stanie pobiegł w kierunku ghurki
 

Ostatnio edytowane przez cyjanek : 07-02-2016 o 10:39.
cyjanek jest offline  
Stary 05-02-2016, 20:43   #89
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Głośne BUM!, od którego zatrząsł się cały domek, zwiastowało kłopoty. Może niekoniecznie bezpośrednio dla Stonera, ale taki wybuch oznaczał jedno - przeciwnicy byli lepiej uzbrojeni, niż początkowo sądził.
Nad ewentualnymi skutkami wybuchu Stoner jednak się nie zastanawiał - miał dosyć własnych kłopotów.
Owszem, jednym z celów ich wypadu razem z Lucy było sprawdzenie, jak wygląda sytuacja na osiedlu i wspomożenie Beri i Meggie. Nie miał nic przeciwko pomaganiu, jednak tym, że uwaga paru strzelców skupiła się akurat na nim - z tego był już mniej zachwycony. Nie było też mowy o udzieleniu wsparcia Lucky, chyba że odwrócenie uwagi od niej, a skupienie na sobie, miało stanowić wspomniane wsparcie.
- Lucky? Na razie trzech do mnie strzela - powiedział do mikrofonu. - Z tych domków na północnym zachodzie.
- Zrozumiałam - padła odpowiedź kobiety. - Trzymaj się, zajmę się tymi dwoma, są najbliżej.
Odwracane uwagi można było kontynuować. Bawienie się jednak w ruchomy cel średnio Stonerowi odpowiadało. Był jednak w czterech ścianach, a dokoła było parę rzeczy...
Na pierwszy ogień poszły drzwi do szafy, które Stoner wyłamał, po czym owinąwszy w kawał szmaty ustawił przy oknie, tak by wystawał tylko kawałek. Dość spory. Miał nadzieję, że na tym elemencie choćby przez moment skupi się uwaga strzelców, wykazujących dość spore zainteresowanie lokalem, w którym aktualnie przebywał Stoner.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-02-2016, 00:17   #90
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Skulił się, chowając głowę pod rękoma. Na szczęście eksplozja nie stanowiła zagrożenia w miejscu, w którym się znajdował. I dobrze, kolejne obrażenia mogły go wyeliminować na wiele dni. Usłyszał głos Sandera i wiedział, że nie jest dobrze.
- Rohow, transport po Sandera, natychmiast! - powiedział stanowczo, jednak niezbyt głośno przez mikrofon. Co prawda wrogowie wiedzieli, gdzie jest, ale nie musieli znać ich planów. Wyprostowanie się wydarło syk z jego ust. Ból, chociaż nie uniemożliwiał mu działania, skutecznie czynił je uciążliwym. Uchylił drzwi, sprawdził widoczną część korytarza. Z wyciągniętym pistoletem przekroczył próg i wyszedł, lustrując uważnie niezbadaną jeszcze część przedpokoju. Nie zauważył żywej duszy.

Zszedł na dół. U stóp schodów leżał Sander. Wolf nie przepadał za tym typem, jednak swoich się broni niezależnie od tego, jakimi są dupkami. Nieformalny dowódca był dość mocno poturbowany. Na pewno miał złamaną nogę, musiało go albo fatalnie zdmuchnąć, albo próbował niezdarnie czegoś uniknąć. Prawdopodobnie miał więcej urazów, ale Harvey nie był medykiem, żeby to oceniać.
- Co ty robisz? - syknął Sander, gdy Wolf schował broń do kabury i podniósł rannego z ziemi. - Zostaw mnie i spierdalaj, zanim to gówno runie.
- Zamknij mordę, bierz broń i nas osłaniaj - bez zbędnych ceregieli Ukrainiec chwycił Thane’a sposobem strażackim, wywołując u transportowanego krzyk bólu. - Nie płacz, mnie też boli. Mam nadzieję, że w tej waszej szkole szpiegów uczyli was strzelać do góry nogami, bo inaczej możemy mieć przejebane.

Kopnięciem otworzył drzwi z nadzieją, że ujrzy stojący tam którykolwiek z ich pojazdów. Zbliżający się też by go zadowolił.
 
Aveane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172