Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-03-2007, 22:41   #11
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
W miejscu wskazanym przez mężczyznę mogły bez problemu zaparkować obok siebie trzy pojazdy. Kevin postanowił ustawić Corvettę jak najbliżej prawej strony. Kilka osób odwróciło się i obrzuciło go szybkim spojrzeniem, jednak po chwili wrócili do swoich wcześniejszych zajęć. Scott zatrzymał pojazd i zgasił silnik. Z odtwarzacza wciąż sączyły się ciche dźwięki "Strangers In The Night" jednak nie przeszkadzały mu w słuchaniu odgłosów otoczenia, więc nie zamierzał go wyłączać. Podobnie jak nie zamierzał jeszcze opuszczać samochodu. Wolał najpierw przyjrzeć się wszystkiemu dokładnie...

A było na co popatrzeć. Widział w swoim życiu niemało świetnych wozów, a jednak tak bogaty i różnorodny zestaw przeróżnych cudeniek nawet na nim robił wrażenie. Podobne odczucia żywił do zgromadzonych wokół ludzi, będących zapewne ich właścicielami. I było coś jeszcze... Jakaś dziwna atmosfera.

Po chwili obok niego zaparkowało czarne suzuki. Kevin obserwował siedzącego za jego kierownicą Azjatę najpierw przez szybę, później przez lusterka. Jednocześnie usłyszał jakiś pojazd nadjeżdżający z prawej strony. Obejrzał się i ujrzał parkującego Hammera. Pewnie nie było by w tym nic niezwykłego, w końcu obok stało jeszcze parę takich. A jednak uwagę mężczyzny przykuł symbol na jego drzwiczkach. Był to ten sam symbol, za którym przyjechał tutaj aż z Detroit. Po chwili z samochodu wysiadł jakiś człowiek okuty w stal. Kevin spojrzał znów we wsteczne lusterko, jednak nie zobaczył w nim właściciela Grand Vitary... Rozejrzał się wokół i dostrzegł go idącego na spotkanie z facetem w stalowej zbroi.

- No dobra, czas na pogawędkę...

Szybkim ruchem wyłączył radio, a następnie sięgnął dłonią za swój fotel i wydobył brązowe prostokątne pudełko, w którym znajdowały się jego M9 -ki. Nie sprawdzał czy są naładowane - musiały być. Wcisnął je tylko za pas, a pudełko cisnął z powrotem na podłogę z tyłu pojazdu.

Wysiadł i zamykając delikatnie drzwiczki spojrzał w kierunku opancerzonego mężczyzny. Nie miał jakiejś szczególnej ochoty z nim rozmawiać, a jednak sytuacja go do tego zmuszała. Potrzebował informacji, a wszystko wskazywało na to, że ten człowiek mógł mu jej udzielić. Gdy tak o tym myślał przypomniały mu się słowa Jasona, które słyszał wielokrotnie będąc jeszcze smarkaczem: "Zadawaj dużo pytań Kevin... Jak nie będziesz pytał to się nigdy niczego nie nauczysz i nie dowiesz".

Uśmiechnął się poprawiając jednocześnie kurtkę tak by zasłaniała wystające pistolety, po czym ruszył naprzód. W miarę zbliżania obserwował dokładnie Azjatę, który mówiąc coś o Posterunku unosił ręce. "No dobra, może na przyjemniaczków nie wyglądają, ale też nie ma podstaw sądzić, że będą strzelać do każdego kto do nich podejdzie". Po chwili właściciel Suzuki wspomniał coś o rozkazach. "Rozkazy? A skąd ja im wytrzasnę jakieś rozkazy?" Jego pewność siebie trochę osłabła. Przecież równie dobrze mogliby go odesłać do diabła...

Po chwili stał już przed nimi. Czuł na sobie ich wzrok i nagle zdał sobie sprawę, że kompletnie nie wie co powinien powiedzieć. Przyszły mu do głowy jakieś głupawe uwagi o pogodzie oraz teksty w stylu "fajna zbroja". Zgrywanie wesołka nie wydawało mu się jednak w tej sytuacji najlepszym konceptem. W kilku sekundach udało mu się złożyć w myślach coś, co wydawało mu się w miarę sensowne.

- Witajcie... Nazywam się Kevin Scott. Przybywam z Detroit. Chciałbym się zobaczyć z Autobotem... jeśli to możliwe.

Przebiegł wzrokiem po twarzach zebranych by następnie spojrzeć w oczy mężczyźnie w stali stojącemu dokładnie przed nim.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 11-03-2007, 23:55   #12
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Podniszczony Hummer wjechał na wyznaczone mu miejsce. Prawie całkowicie wypalony niedopałek wyleciał przez okno. Na kawałku papieru, który jeszcze został widać było kawałek loga transformersów. Trzeba jakoś niszczyć tajne rozkazy. Kierowca zaciągnął ręczny i wyłączył silnik.

~A więc ta zbieranina to transformersi? Trochę luźna dyscyplina tu panuje. Mam nadzieję, ża każdy z nich jest na tyle doświadczony, że nie trzeba go pilnować. Niektórzy z tych ludzi to pewnie tylko ludzie stęsknieni za kinem. Mam nadzieję, że do niszczenia Molocha nie wezmą byle kogo. Muszę się zobaczyć z Autobotem, podobno go kiedyś spotkało to, co mnie.~
Wysiadając na plecy zarzucił wojskowy plecak, a na ramię dosyć futurystycznie wyglądający karabinek. Znający się na rozmaitej broni palnej rozpoznali XM-8. Starannie zamknął drzwi. Wewnątrz pozostało tylko trochę śmieci.

Na twarzy żołnierza pojawił się lekki uśmiech, gdy zauważył tańczącą parę. Pomyślał sobie, że nawet będzie miał dla nich odpowiedni prezent, jeśli się poznają. Ogólnie odniósł wrażenie, że raczej nikt tu się nie kryje z tym, że kino to też przykrywka dla czegoś innego.. Rozejrzał się po okolicy, niestety światło, które odbijał ekran nie pozwalało jego starym oczom na zobaczenie wszystkiego, czego chciał. Jego uwagę przykuł Hummer, który przyjechał zaraz po nim. Wydawało mu się, że widział na drzwiach znak, który kojarzył z plakatu, ale nie był pewien. Rozpoznał w człowieku podchodzącym do niego faceta sprzed plakatu w Vegas. Po podejściu paru kroków, rozpoznał Natana. ~Dzięki Bogu, jeszcze brakowało, abym się zgubił w ciemnościach.~

Podszedł bliżej ustawił się obok stojących już obok. Spojrzał na nich zimnym wzrokiem i z lekkim uśmiechem na twarzy. Zasalutował:
Melduje się Kapitan Henry Montabast, były dowódca 2. kompanii piechoty Armii Nowego Jorku. Pan zapewne to sierżant Nathaniel. Miło mi pana poznać. Proszę o informacje związane z naszą przyszłą działalnością w tym oddziale.

~To jest wojna, a my jesteśmy żołnierzami~ - przemknęło mu nie wiedzieć czemu, przez głowę. Miał świadomość, ze tu karność będzie potrzebna, aby zachować porządek. Przy tylu indywidualnościach będzie pewnie ciężko..
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline  
Stary 13-03-2007, 07:21   #13
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Podchodzący azjata wywołał spore zdziwienie wśród bawiących się. Przyglądali mu się przez krótką chwile nie wiedząc co zrobić. Nagle Jordan uniósł ręce w identyczny sposób jak przybysz.

- Konina Dziwna. Zwłaszcza w smaku.

Zdaje się że tylko IronMan nie docenił w pełni komizmu sytuacji, tylko się uśmiechnął zamiast głośno ryknąć śmiechem. Śmiech się urwał gdy lekko zmieszany trzydziestolatek się przedstawił i poprosił o rozmowę z Autobotem. Przez chwilę nikt się nie odzywał... Jeno radio grało „Afraid to shoot strangers”. Dojście trzeciego mężczyzny i jego dości zwięzłe przedstawienie sprawy z kolei otrzeźwiło wszystkich. Sierzant wyprostował się ile mógł i oddał salut.

- Sierżant w stanie spoczynku Nataniel Blacksmith z Armii Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Obecnie pełniący funkcję szkoleniowca i sztabowca w Transformersach. Papiery nie są potrzebne panie Mitsu i proszę opuścić ręce. Nie zwykliśmy strzelać dopóki nie mamy w tym wyraźnego celu. Jak rozumiem przysłano waz prosto z Frontu?

Spokojny, rzeczowy, opanowany ton. Wyraźny akcent na całe pierwsze zdanie. Sytuacja wydawała się bardziej ciekawić niż niepokoić zebranych. Gdy dwójka zapytanych skinęła głową obrócił się do trzeciego z przybyłych.

- Detroit? Kawał drogi... Można wiedzieć co chcesz od Autobota?

- Faktycznie spory kawałek... Jednak wierzę, iż nie pokonywałem go na próżno i będę się mógł tutaj na coś przydać.

Mężczyzna w stalowej zbroi nie tylko wzbudzał szacunek ale też trochę onieśmielał. Kevin dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego głos pozbawiony jest zwyczajnej dla niego pewności siebie, a wypowiedź jest znacznie mniej płynna. Z całych sił starał się jednak nad tym zapanować.

A co do Autobota... Mam pewną ważną dla mnie sprawę i wydaje mi się, że tylko on może mi w tej kwestii pomóc.

Scott spojrzał na rozmówcę zastanawiając się czy jego słowa zabrzmiały tak jak tego oczekiwał. Kontem oka dostrzegł jak parę osób mruży oczy. Sam Ironman przypatrywał się mu przez chwilę. By następnie lekko się obrócić w stronę pary która była solenizantami dzisiejszego wieczoru.

- Rosi, Fred wybaczcie. Kanister zostaje. A panowie proszę za mną.

Głos Ironmana był spokojny i opanowany. Jak zawsze. Postawił kanister obok resztek tortu i zaczął iści w stronę ciężarówki. Para tylko skinęła głową a Trójka przybyszów z braku lepszej możliwości, a zachęcona kiwnięciem głowy i ruchem Uzi trzymanego przez zbyt uśmiechniętego meksykańca , ruszyła za nim. Meksykaniec zeskoczył z dachu Hammera i idąc krok w krok za nimi ubezpieczał tyły. Uśmiechał się przyjaźnie, jednak ciężko było ustalić dlaczego ma tak dobry humor. Sierżant Nataniel szedł z przodu powoli. Jego lewa noga nie zginała się w kolanie i szurała po ziemi wzbijając kurz i pył. Lekko mogła dziwić takie postępowanie. Gdyby meksykaniec próbował ściąć ich serią z Sierżant by także oberwał. Jednak jeden rzut oka na dość mocno powyginaną blachę naplecznika wskazywał że Uzi najwyżej pozostawiło by kilka rys więcej niż zrobiłaby mu faktyczną krzywdę.

- Zaraz będzie Film! Zaraz będzie...

Dziecinny głosik krzyczący ile sił w płucach. Zdawało się że rozentuzjazmowane dziecko przebiegnie przez linie strzału... Jednak ta zatrzymała się i spojrzała z uwagą na wlekącą się grupę. Blond włosy z przeplecionymi wstążeczkami zasłoniły jej twarz. Na ekranie zaczęło się odliczanie. Dziewczynka skręciła lekko i przebiegła za plecami meksykanina. Podbiegła do ciężarówki i zaczęła się wspinać. Matka podała jej ręce i obie zasiadły by akurat zobaczyć błysk...

Ekran

Crashing through the sky
Comes the peoples cry
Cobra! Cobra! Cobra! Cobra!
Armies of the night
Evil taking flight
Cobra! Cobra! Cobra! Cobra!
No where to run
No where to hide
Panic spreading far and wide
Who can turn the tide?

GI Joe- A real American hero
Yo Joe!
GI Joe is there


Co było głośniejsze? Głośniki z których nadleciała muzyka czy ryk jaki wydała z siebie cała ta niezwykła banda? Ciężko było ustalić. Muzyka grała a na ekranie trwał atak na statuę wolności. Przez chwilę wszyscy patrzyli na ekran. Gdy niebieski wyleciał z bombą Nataniel skinął głową by szli dalej. Mijali po drodze przepiękną ciężarówkę. W lakierze szło dojrzeć co się działo na ekranie. Istne lustro wypolerowane do granic możliwości. Scott odruchowo skręcił w jego stronę.

- Nie tam. Za Sierżantem proszę.

To były pierwsze słowa jakie ich straż tylna wymówił odkąd zaczęli wędrówkę. Wskazał ruchem głowy Autobus stojący nieopodal. Nie był on zbyt okazały. Najbardziej zauważalny był śnieżnobiały uśmiech na nie do końca zdartej reklamie. Nataniel podszedł do drzwi od luku bagażowego i go otworzył.

- Mam nadzieje panowie że zrozumiecie ale nie lubimy jak obcy mają broni przy naszym dowódcy.

Mitsu ukłonił się. prostując się wyciągnął zza pasa kaburę z glockiem i wręczył ją Natanielowi, lewą ręką łapiąc saya katany tuż pod Tsuba rzekł krótko.

- Wolałbym by mój miecz został przy mym boku, by chronić tych dla których ma walczyć, lecz jeśli tego wymaga dowódca złożę i ją na Twoje tylko ręce.

ze spokojnym wyrazem twarzy spojrzał wprost w oczy mężczyzny. Twarz Nataniela spoważniała. Skinął lekko głową i uśmiechnął się do wspomnień.

- Możesz zatrzymać oręż swych przodków.

Kevin przypatrywał się Natanielowi. Jego dłonie spoczywały na kieszeniach, a kciuki wystukiwały jakiś skomplikowany rytm co chwila dotykając rękojeści M9-ek ukrytych pod kurtką. Jego wzrok z każdą sekundą stawał się bardziej złowrogi. Zupełnie tak jak wtedy, gdy ktoś informował go o odwołaniu planowanego od kilku tygodni wyścigu. Albo wtedy, gdy Eddy mówił, że znalezienie części i naprawa auta potrwa kilka dni dłużej. Spokojnie, tylko spokojnie. Nadmiar emocji podczas wyścigu w najlepszym wypadku kończy się porażką, jak mawiał Jason.. Po dłuższej chwili wydobył spod kurtki dwie spluwy, obrócił je i trzymając je za lufy oddał Natanielowi. Nie powiedział ani słowa, jednak jego wzrok wyrażał wszystko.
Nataniel odwzajemnił spojrzenie. Ani o jotę nie zmieniając uprzejmego wyrazu twarzy. Wziął broni i położył ją w luku.

Na początku zaskoczenie. Potem pytanie: Więc kwestionujecie moją lojalność..? Dobrze, rozumiem, że możecie nie wiedzieć, że jestm tym, za kogo się podaję. Ja jestem prawie stuprocentowo pewien, kim jesteś, więc Tobie zaufam. Odpina kaburę z Coltem anacondą i zdejmuje pas. Z cholewy wyciąga nóż. Na samym końcu odkłada swoje XM-8.

- Liczę, że wszystko zastanę bez strat, rozumiecie, to dosyć rzadkie cacko.

Widać, że Henry nie jest z tego zadowolony, ale cóż - służba nie drużba. Tarcza została na przedramieniu.

- Wszystko zostanie zwrócone właścicielom. O to się nie martw.

Mężczyźni weszli do środka. Autobus od środka odznaczał się o wiele większym zadbaniem niż z zewnątrz. Przy stole siedział starszy mężczyzna. Siwe włosy były zaczesane starannie. Arystokratyczne rysy. Brązowe oczy patrzyły wzrokiem osoby nawykłej do wydawania poleceń. Cała jego postawa emanowała pewnością siebie. Pewnością wynikającą z świadomości swej wartości. Między trójką a mężczyzną opierając się o ścianie usadowił się Nataniel. Nie zasłaniał w żaden sposób widoku i tylko obserwował nowych.

- Witam panów. Nazywam się Herakliusz Vitearius chodzi czasami nazywają mnie Autobotem. Przepraszam za te środki ostrożności. Mam nadzieje ze zrozumiecie. A teraz może parę informacji dla was. Transformersi są grupą składającą się przeważnie z ochotników. Jak zapewne panom wiadomo naszym celem jest zniszczenie Molocha. Jednak w odróżnieniu od Posterunku, z którym regularnie współpracujemy, skupiamy się raczej na wzmacnianiu sił które z nim walczą niż na walce bezpośredniej chodzi od niej nie stronimy. To w mniejszym lub większym stopniu jest zapewne wam wiadome. Chciałby teraz usłyszeć od każdego z was. Dlaczego chcecie dołączyć do nas. Czego oczekujecie od nas. Dlaczego my mamy chcieć was w naszym oddziale. I prosiłbym własnymi słowami i jak najbardziej szczerze. Także jeżeli macie panowie jakieś pytania radzę teraz je zadać. Wszystko to ma na celu uniknięcia ewentualnych nieporozumień między nami.

Gdy Herakliusz mówił szukał spojrzeniem oczu mężczyzn. Był uprzejmy lecz bezpośredni. Głos wyraźnie należał do kogoś kto przywykł do wydawania rozkazów.


__________________________________________________ ________________________________________


- Z najprawdziwszą przyjemnością. Chciałabyś coś konkretnego?

Próbował wstać z kolan lecz zatrzymał się gdy Dominiq nachyliła się w jego stronę i pocałowała go w czoło. Odwzajemnił uśmiech jakim go obdarzyła i uścisnął jej ręce. Podchodząc do kuchni usłyszał jak jeszcze powiedziała.

- Nie, nie bardzo... Nie jadłam nic już od.. hmn... rozstania... więc cokolwiek zrobisz będzie mi niesamowicie smakować... Zwłaszcza, że ty to przygotujesz...

Ostatnie słowa padły po chwili przerwy. Gdy je usłyszał zaglądał do lodówki która zaczynała już powoli świecić pustkami.

- Hmmmm no zostało troszeczkę ogórków z dwa pomidory... Jest masło i jest chleb. Hmmm Kanapeczkę?

Gdy rzucił ostatnie słowo obrócił się do niej z miną łobuza który właśnie zmajstrował niezwykle zabawny psikus.

- Obojętnie szczerze mówiąc .

Na wyraz jego twarzy wybuchnęła wesołym śmiechem. Gdy się śmiała, zabrał z lodówki resztki i zaczął kroić w równe plasterki.
”Tak Dominiq śmiej się. Śmiech i czas to najlepszy okład na duszę. Wiem to zbyt dobrze.”

- Dominiq. Włączyłem podgrzewanie wody... Powinna już być ciepła.

„A kąpiel to jedno z lepszych lekarstw na ciało.”

Spojrzała na niego z wdzięcznością... marzyła o kąpieli.. dwa dni na pustyni prawie całkowicie przysłoniły nawet jej ponadprzeciętną urodę.. Lecz zaraz zmieniła wyraz twarzy na delikatnie przestraszony.. nie chciała się rozebrać przy auto, nie teraz.. nawet gdy zasłoni się kotara, będzie się czuła niezręcznie. Zawstydzona spuściła wzrok i szepnęła tylko krótkie

- Dziękuję....

A po chwili dodała.

- Ale potrzebuję teraz chyba bardziej zimnego prysznica, niż cieplej kąpieli.

Gdy padły ostatnie słowa uśmiech autobota przygasł. Lecz dominiq nie mogła tego widzieć.
”Zimny prysznic... Gdybym miał w tedy kubeł z zimną wodą... A tak prawie zniszczyłem wszystko. Prawie straciłem cię na zawsze...”

Rozwiązała swój worek.. odetchnęła głęboko, zamknęła na chwile oczy.. uspokajała się. Wyjęła z niego jakieś ubrania, ręcznik, szczotkę do włosów i szczoteczkę do zębów. Zwinęła to wszystko w jeden kłębek i powolutku podniosła się z krzesła.. Odpięła jeszcze tylko pas z kabura, zdjęła oporządzenie i ruszyła w stronę kabiny prysznicowej. Nie zdjęła nawet butów. Przechodząc koło Autobota, delikatnie się zawahała i odsunęła się od niego jak najdalej mogła, ale nie na tyle żeby wyglądało to nienaturalnie. Słyszał jak zdejmuje z siebie części rzeczy, jak przechodzi obok niego. Spojrzał na nią gdy przechodziła. Poczuła na sobie spojrzenie mężczyzny... podniosła głowę i zarumieniła się. Uśmiechnęła się niewyraźnie jakby ze strachu i cofnęła się w stronę kabiny prysznicowej idąc do niej tyłem. a cały czas patrząc na Auto. Gdy się cofnęła uśmiech przygasł i spuścił na chwilę głowę. Potem patrzył jak się chowa za kotarą.
”Boi się mnie. Ona się mnie boi....”
Ta jedna myśl bez przerwy kołatała mu się po głowię. Słyszał jak się rozbierała. Przez myśl przebiegło mu wspomnienie owej nocy. Spojrzał przed siebie na ścianą która oddzielała kuchnię od kabiny. Przez chwilę stał tak a potem z zdwojonym zapałem, wręcz manią kończył przyrządzać poczęstunek. Gdy skończył wziął talerz i postawił go na stole siadając tak by widzieć ją gdy skończy.

Dominique rozbierała się bardzo powoli, starając się o niczym nie myśleć. Zwłaszcza o Auto.. ale nie była w stanie, myślała o nim przez cały czas i to od długiego czasu.. Czy się go bala? Ona bała się go strącić, nie jego samego.. bała się swojej reakcji na kolejną taką scenę jaka rozegrała się przed jej wyjazdem.. Odkręciła wodę i weszła pod prysznic.. Przez chwilę patrzyła na spadające krople, później na te spływające po jej nagich ramionach. Woda od zawsze kiedy pamiętała była cenna, a teraz ona tak ją marnowała by spłukać z siebie emocje. Gdy ta myśl przeleciała jej przez głowę, zaczęła szybko doprowadzać się do porządku i zakręciła zaraz wodę.. Owinęła się ręcznikiem i spojrzała na przygotowane ubrania.. "Przez tak długi czas.."
Szybko urwała myśl... bała się jej,... usiadła na brzegu brodzika kabiny, podwinęła nogi pod siebie i patrzyła przez siebie.

Siedział patrząc na kotarę która zasłaniała korytarz z prysznicem. Cisza trwała zbyt długo. Stanowczo zbyt długo.
”Co się...”
Podszedł do kotary. Przez chwilę chciał ją odsłonić lecz opuścił rękę i tylko powiedział.

- Dominiq... Wszystko w porządku?

Dominique wzdrygnęła się na dźwięk głosu Autobota - "Nie, nie jest w porządku.." Podniosła się szybko, zebrała rzeczy, związała włosy i wyszła zza kotary.
Auto stał jej na drodze. Spojrzeli sobie w oczy. Dominiq poszukała rapiera przy boku. Nie był go tam. Przez chwile stała tak patrząc na miejsce gdzie powinna się znajdować broni nie wiedząc co się dzieje.

- Dominiq?

Pytanie Autobota wyrwało ja z zadumy.

- Przepraszam, wszystko w porządku. tak...

Już miała się cofnąć za kotarę gdy auto złapał ja za rękę którą chciała zaciągnąć kotarę. Spojrzała w jego twarz i ujrzała troskę.

- Na pewno?

Dotyk był delikatny. Gdyby tylko zechciała zabrała by rękę. Głos był zaniepokojony i zatroskany.

-Nie! Znaczy tak! Poczekaj...

Wyrwała się bez większego problemu z jego uścisku i zasłoniła kotarę z rozmachem. Stanęła za nią oddychając głęboko. Ubrała się najszybciej jak tylko była w stanie, zawiązała buty i zapięła pochwę rapiera na udzie, trochę mocniej niż zazwyczaj. I mocniej niż była taka potrzeba.

Auto stał przez chwilę starając się zebrać myśli. Słyszał jak w pośpiechu się ubiera. Zaczekał aż znowu nastała cisza.

- Dominiq. Porozmawiamy o tym?

Głos był zatroskany, proszący. Chciał jej jakoś pomóc lecz nie wiedział jak by jej nie skrzywdzić.
La brassco powolutku wyszła zza kotary. Była cicho, ale nie niosła nic w dłoniach, prawdopodobnie wszystkie rzeczy ustawiła już na miejscu, które wcześniej zajmowały. Popatrzyła w oczy mężczyzny i wzięła go delikatnie za dłoń .

- Dobrze, już wszystko.. przez chwilę sama nie wiedziałam co się ze mną dzieję.. Na linii frontu takie zapomnienie się było by moją ostatnią czynnością w życiu. Hmn... Ale to nie twoja wina tylko moja.

Przez cały czas mówiła bardzo spokojnie, aż odrobinę obco, ale ciepło. Nie chciała by się o nią martwił. Chciała by było tak jak dawniej. Pociągnęła go w stronę biurka.
Nie stawiał żadnego oporu. Delikatnie ją objął i przytulił. Sama też go przytuliła mocniej do siebie i wyszeptała mu do ucha

- Teraz już dobrze, wszystko będzie dobrze...

Obrócił twarz i pocałował ją w policzek czule wyszeptał jej do ucha.

- Dominiq jeżeli masz lub będziesz miała jakiś problem po prostu powiedz. Zrobię wszystko by ci pomóc.

Uśmiechnęła się do niego i cmoknęła go delikatnie w usta.

- Ja tobie też. I to zawsze...
- Wiem Dominiq. Wiem.


Trwali tak przez chwile wtuleni. W pewnym momencie Auto się odsunął. Uśmiechnął się do niej i delikatnie pocałował ją w czoło.

- Jeszcze ci się nie pochwaliłem, ale najpierw coś zjedz a ja przygotuje komputer i wszelkie potrzebne dane. Zgoda?
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline  
Stary 13-03-2007, 10:14   #14
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
- Witaj Herakliuszu- ukłonił się Japończyk, po czym występując dwa kroki w przód, wyciągnął zza pasa miecz wraz z Saya i trzymając go na wierzchach dłoni rzekł:
- Jestem Bushi Mitsusaburo syn Tojihiro. Jestem Kapralem korpusu zmechanizowanego zjednoczonych sił Posterunku, a także członkiem 1. niezależnej brygady zmechanizowanej. Jak zapewne wiesz oznacza to, iż jestem Zabójcą Maszyn- zrobił krótką pauzę i spoglądając w oczy Autobota dodał ciszej:
- Walka zaczyna sie w sercu człowieka i w jego duszy biegnie linia frontu. Wierze, że mniejsza, mobilniejsza grupa wspierająca poczynania Posterunku ma większe szanse osiągnąć swój cel - eliminacja Molocha.-
Westchnął głęboko. Miecz zadrżał wraz z drżeniem rąk. W oczach mężczyzny zatlił się zdecydowany ognik: - Pożyczyłem Imię od mych przodków i na ich dusze przysięgałem, iż zrobię wszystko by zniszczyć to co przekreśliło spokojny żywot mej rodziny, jak i milionów innych zwykłych rodzin. Z radością oddam życie jeśli tylko znów maszyny będą służyć dobru ludzkości, zamiast ją masakrować.- Zdecydowanym ruchem wysunął nieznacznie ostrze z naoliwionej pochwy i ukłoniwszy się dodał:
- Mój miecz będzie walczył dla Ciebie - rozporządzaj mym życiem.-
Trzasnął Tsubą o Saya i cofnął się o dwa kroki. Dopiero po tym wyprostował się i czekał w ciszy na słowa, które miały paść...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 13-03-2007, 13:21   #15
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Po obejrzeniu fragmentu filmu, Henry'ego chwyciła nostalgia.

Taak, kiedyś to chyba słyszałem.. nieważne. Teraz potrzebujemy czegoś takiego - w końcu ważne, aby ludzie chcieli walczyć z konkretnym przeciwnikiem, a nie ze sobą nawzajem. Razem jesteśmy silni!

Gdy wszedł do autobusu, był podejrzliwy, odebranie broni tak go nastroiło. Po poznaniu Autobota pomyślał przez chwilę nad odpowiedzią. Był trochę zaskoczony, bo spodziewał sie, że ten wizjoner będzie wyglądał na trochę młodszego, podobno mutacja spowalniała u niego starzenie. Odezwał się po Japończyku

-Ja blisko połowę życia walczę z Molochem. Zdążyłem go trochę poznać przez ten czas. - Uśmiechnął się i podrapał bo brodzie. - Czuję jednak, że moja walka się kończy. Już nie pożyję długo na tym świecie, ale chcę zobaczyć jeszcze stany Ameryki zjednoczone i silne. Jak długo ten złom nam zagraża, nie możemy powrócić do dawnej świetności. Po to walczę - o przyszłość.
- Teatralnym gestem wzniósł pięść w górę. To pewnie ten G.I. Joe tak go nastroił.-
A słyszałem, że wy macie wizję, która może zostać zrealizowana. Widziałem wielu ludzi ginących przez Molocha. Moja rodzina zginęła w jednym z pierwszych ataków. Przeszkoliłem wielu żołnierzy, i wielu z nich zginęło jeśli nie bezpośrednio przez Molocha, to przez jego użycie broni chemicznych i biologicznych dawno temu. Dowodzę już od kilkunastu lat, wojsko to moje życie. Potrafię wyrobić sobie posłuch u podkomendnych. Możliwe, że już to wiecie, ale powiem jeszcze raz - potrafię przetrwać warunki, w których zwykły człowiek zginąłby. Jestem bardzo odporny na ciosy, co mnie samego zadziwia. Jest to najprawdopodobniej efekt mutacji, której doświadczyłem po kilkakrotnym zatruciu toksycznym gazem, który występował w strukturach Molocha. Dzięki temu udało mi się zachować dobrą kondycję Dalej jednak nie jestem nieśmiertelny..
- Zaprezentował zieleniejącą bliznę pod żuchwą. - odłamek rozerwałby mi żyłę szyjną, ale przebijając się przez skórę zmienił tor. Chłopcy z oddziału mówili, że się odbił, ale ja nie mam pojęcia jak to wyglądało. Udało sie zagoić po tygodniu. Słyszałem, że ty także różnisz się od zwyczajnego człowieka?

- Uśmiechnął się lekko, czuł się już trochę swobodniej, ale dalej trochę nieswojo, w końcu nie znał tych ludzi i jedyna osoba, którą pasowała do jego wyobrażeń, to Nathaniel. W końcu takich ludzi nie spotyka się czesto.
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline  
Stary 14-03-2007, 00:30   #16
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Kevin przyglądał się Herakliuszowi w zadumie. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie czy jest taki jak oczekiwał. Nie porównywał go także z krążącymi o nim plotkami. Pewnie dlatego, że sam nigdy nie miał sprecyzowanego wyobrażenia a pogłosek starał się nie słuchać. Tak czy inaczej stał teraz przed obliczem Autobota. "A więc tak wygląda człowiek, który może zmienić świat" - pomyślał.

Słuchając wypowiedzi przedmówców Scott czuł się coraz bardziej głupio i nie na miejscu. Stopniowo nabierał przekonania, że w porównaniu z nimi jest egoistą i jeśli nawet przybywając tutaj nie myślał tylko i wyłącznie o własnym interesie, to tak właśnie będzie to teraz wyglądać. W końcu, gdy przyszła jego kolej postanowił postąpić zgodnie ze słowami Herakliusza i być absolutnie szczerym. Wystąpił o krok naprzód i delikatnie skłonił głowę, dopiero później zastanawiając się dlaczego to zrobił. Chyba zdarzyło mu się to po raz pierwszy w życiu...

- Nazywam się Kevin Scott. Pochodzę z Detroit, a więc nie trudno się domyślić, że moim życiem są wyścigi. Jak do tej pory przebiegało ono dość spokojnie, jeśli można tak w ogóle żyć w tych czasach... W każdym bądź razie walka z Molochem jakby mnie nie dotyczyła. Od czasu do czasu słyszałem o śmierci kogoś ze znajomych, nie przywiązując jednak do tego większej wagi. W końcu śmierć nie jest nam niczym obcym. Jeśli nie zabije Cię Moloch, to zabije Cię wrogi gang, albo zginiesz przez własną głupotę. Tak mi się przynajmniej wydawało. Miałem swój świat, w którym liczyło się tylko jedno - prędkość. Ta pasja i pragnienie gnania naprzód sprawiły, że pewnego dnia zamarzyłem o lataniu. Chciałbym wzbić się w przestworza zasiadając za sterami maszyny, której prędkość liczona jest w tysiącach kilometrów na godzinę. Wierzę także, że tylko dzięki Transformersom mógłbym to marzenie zrealizować... Nie jechałbym jednak aż z Detroit tylko po to, żeby to osiągnąć. Nie zawracałbym Ci głowy, gdyby chodziło mi tylko o spełnienie własnej zachcianki. Cóż mogę Wam jednak zaoferować? Nie licząc auta i broni mam tylko te dwie dłonie - mówiąc to wyciągnął przed siebie ręce - Dłonie, które ściskają kierownicę odkąd tylko nauczyły się chwytać. Ale potrafią też dzierżyć broń i nie wahają się jej użyć gdy zajdzie taka konieczność. Mogę wreszcie zaoferować swoje życie, choć nie stanowi ono zbyt wielkiej wartości biorąc pod uwagę jak niewiele mi go zostało...

Przerwał na chwilę by złapać oddech. W jakiś niewyjaśniony sposób wróciła jego pewność siebie. Słowa przychodziły mu bardziej niż łatwo. Może to dlatego, że naprawdę pochodziły z głębi serca...

- Tak... Ja umieram. Pomimo tego jak wyglądam jestem bliższy śmierci niż Wam się wydaje. Ale nie skarżę się. Wręcz przeciwnie, dzięki temu wiele zrozumiałem. Przez całe życie istniały dla mnie tylko wyścigi. Jedyne czego pragnąłem to być najszybszym. Najlepszym... A teraz chcę czegoś więcej. Zrozumiałem, że mam ostatnią i jedyną szansę przyczynić się do tego, że narodzi się, nowy, lepszy dzień. Dzień, w którym słońce wstanie i oświetli swymi promieniami zupełnie inny świat. Świat bez Molocha. Jeśli udałoby mi się spełnić przy okazji swoje sny o lataniu, byłbym tym bardziej szczęśliwy. Jeśli trzeba będzie zginąć, trudno...

Kolejna pauza. Tym razem Kevin spojrzał po twarzach pozostałych. Po chwili jednak odkaszlnął i spojrzał znów na Autobota by kontynuować.

- Nie jestem zabójcą maszyn. Nie mam też doświadczenia wojskowego i zapewne jest jeszcze wiele dziedzin, w których nie dorównuję Wam ani wielu innym. Może jestem wart tyle co garść piachu, którego pełno jest wokół. Ale jeżeli tę garść piachu możecie wykorzystać, choćby po to, by cisnąć ją Molochowi w oczy, to jestem do Waszej dyspozycji.

Gdy wypowiadał ostatnie zdanie, nieznacznie poczerwieniał na twarzy a na jego czole pojawiły się pojedyncze krople potu. Każde słowo niosło ze sobą coraz więcej energii i pasji. Teraz jednak powiedział wszystko. Mógł jedynie czekać na odpowiedź Herakliusza.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 14-03-2007, 17:40   #17
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Gdy przemawiali Herakliusz tylko patrzył im po kolei w oczy. Jeden Mitsu wywołał błysk w oku gdy wyciągnął miecz przed siebie. Przez chwile milczał, analizując i oceniając. Gdy cisza zaczynała być nerwowa.

- Natanielu?

Ironman nie spuszczał z oka trójki skinął powoli głową.

- Zatem postanowione.

Herakliusz wstał i podszedł do mężczyzn Azjacie oddał ukłon a pozostałym uścisnął rękę. Chwyt był mocny i pewny. Wyraźnie się odprężył. Usłyszeli delikatny trzask drzwi za plecami. Głos Viterusa brzmiał teraz znacznie łagodniej, pobrzmiewał w nim ton lekkich przeprosin.

- Na początek chciałbym was przeprosić za tą drobną mistyfikacje. Naprawdę nazywam się Herakliusz Viterus jednak Autobotem nazywany jestem bardzo rzadko. Prawdziwy Autobot jest w chwili obecnej lekko... zajęty.

Na ostatnie zdanie spojrzał na Nataniela i gdy ten skinął głową, z stanowczo zbyt szerokim uśmiechem, dokończył zdanie. Kolejny trzask drzwi głośniejszy dobiegł zza pleców.

- O to wasza broni. Mam nadzieje że naprawdę nie macie nam tego za złe.

Głos Meksykańca sprawił że obrócili się jak na komendę każdemu z nich oddał jego broni.

- Tak w ogóle Fabio Menezes. Myślę że całkiem przyjemnie będzie się nam współpracować.

Kolejny pewny chwyt. Kolejny pewny siebie głos. Czarna gęsta czupryna diabelnie mocno opalona twarz. Wąs który niejednego Suma by zawstydził. Teraz przy świetle lamp w Autobusie szło zobaczyć Ciemno brązowe oczy.

- Hrabio jeżeli nie jestem już potrzebny...

- A tak Leci Fabio... Przekaż tylko Fredowi i Rosi moje najlepsze życzenia z okazji rocznicy.


Fabio ni to wybiegł ni to wyszedł. Ciężko było ustalić czy rzeczywiście tak zależało mu na zabawie, może chciał po prostu obejrzeć Film? Chodzi pewnikiem to kanister z nieznaną zawartością dodawał mu skrzydeł.
Hrabia Herakliusz zwrócił się tym czasem do swych gości.

- Bushi Mitsusaburo synu Tojihiro jestem pewien że będziesz zadowolony z naszej współpracy. Autobot z cała pewnością przyjmie twój miecz na służbę.

Ponownie skłonił się przed Mitsu.

- A ja mam nadzieje że uda nam się porozmawiać na temat kraju twych przodków. Mam parę książek w o kraju kwitnącej wiśni, lecz wolałbym wiedze zaczerpnąć u źródła.

Ukłonił się po raz kolejny i spojrzał na pozostałych mężczyzn. Pierwszym na kogo spojrzał był człowiek z Tarczą wymalowaną w Amerykańską flagę.

- Panie...

Zamilkł jakby szukał czegoś w pamięci. Spojrzenie na tarcze wywołało u niego lekkie rozbawienie.

- Czy raczej Kapitanie Ameryko? Widzę że się dogadacie z G.I Joe... Których zapewne już poznaliście. To całkiem przyzwoita banda jak ktoś wie jak z nimi rozmawiać. Co do wytrzymałości to się bardzo cieszę. Nataniel ostatnio narzekał że niema z kim ćwiczyć.

Herakliusz spojrzał na Nataniela z lekko kpiącym uśmiechem. Ten prychnął śmiechem w odpowiedzi.

- Kapitanie Montabast Proszę mi wierzyć że mimo pozorów stanowimy naprawdę karny i zgrany oddział.

Cicho spokojnie. Jak by cokolwiek innego było by nie do pomyślenia. I jak patrzyło się na mechaniczne ręce które pewnikiem bez problemu złamały by każdą kości rzeczywiście o czymś takim jak brak karności nie szło pomyśleć. Lecz spojrzenie oczu sierżanta. Twarde i zahartowane przez życie. Spojrzenie człowieka który widział stanowczo za dużo, lecz to go nie przygniotło to go wzmocniło.

- Fakt Nataniel dba o to. Przekonacie się zapewne niebawem podczas najbliższych ćwiczeń.

Scott, ostatni z przybyszów. Czuł się nie swojo pod spojrzeniem ludzi od których zależały jego dalsze losy. Spojrzenia były uprzejme lecz jak się nie denerwować gdy za chwilę zapadnie wyrok, który może przekreślić ostatnią nadzieje, ostatnie marzenie.

- Panie Scott. Co mogę powiedzieć. Przykro mi z powodu choroby... i witamy wśród nas.

Herakliusz wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Kevina.

- Dobrze panowie ale my tu sobie rozmawiamy. A na zewnątrz całkiem ciekawy Film leci. Proponuje wam się rozejrzeć po obozie, zapoznać się z ludźmi. Myślę że Nataniel wam w tym pomorze. A Autobota poznacie przy pierwszej nadarzającej się okazji.

- Dokładnie zatem panowie zapraszam na zewnątrz.


Nataniel ruszył swoim powolnym krokiem w stronę drzwi.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline  
Stary 15-03-2007, 15:26   #18
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Dominiq, spojrzała na Auto z zaciekawieniem i uśmiechjąc się ciagle podeszła z nim do stolika na którym postawił wcześniej kanapki. Uśmiech ten brał się z tego, iż czuła się nareszcie normalnie. Auto zachowywał się naturalnie, znalazla się w miejscu w którym od tych dwóch dni najbardziej chciała być. Nic innego się obecnie nie liczyło.
Wzięła jedną kanapkę i popatrzyła jeszcze na Auto z pytaniem w oczach : "A ty nie jesz? ". Po czym usiadła na krześle i ciągle patrząc na Auto zaczęła jeść swoją kanapkę..
Autobot odprowadził Dominiq do stolika. Na jej nieme pytaniem pokrecił tylko głową.. Jego „oderwanie” zaczynało powoli działać... Głód, zmęczenie przestawały mieć znaczenie gdy skupiał się na ważnej dla niego czynności... Murgnął do Dominiq gdy ta zaczęła się częstować. Podszedł do komputera, który włączył się od razu i zaczął uderzać w klawisze z niezwykłą szybkością.
Dominiq nie maiała w zwyczaju przeszkadzać Auto gdy coś robił, jeśli to robiła to bardziej z nudów i nie chcący, niż po to by się dowiedzieć co tam tworzy. Gdyby nwet zajrzała mu w monitor, to niewiele by prawdopodobnie zrozumiała z tego co sie tam znajduje.. Więc wolała poprostu pytać.. Tak jak teraz.. :

- Mam podejść ? Czy mi poprostu coś opowiesz?

Autobot milczał. Widać było, że oderwał się już naprawdę mocno. Co oznaczało, iż to co znalazł musiało być naprawdę ważne.

La brassco skrzywiła się delikanie, gdyż nie znosiła gdy ktoś nie odpowiada na jej pytania, a tym bardziej gdy ktoś w ogóle ją ignorował.. Westchnęła zrezygnowana, widząc, że żadne jej słowa nie dochodzą do Auto.. ''Znowu "odleciał"..- przebiegło jej przez myśl. Nie znosiła takich sytuacji.. W wojsku, będąc oficerem przyzwyczaiła się do tego, że ludzie zawsze jej odpowiadali.. Wstała z krzesła, tracąc ochotę do jedzenia i cichutko podeszła do mężczyzny... Położyła mu delikatnie dłoń na karku powtarzając ostatnie pytanie trochę głośniej, niż była potrzeba. Auto obrócił się lekko zaskoczony niewiedząc co się dzieje. Spojrzał na Dominiq, spojrzał na kanapki. Po chwili dotarły do niego jej słowa..

-Opowiem... Tak chyba będzie najlepiej...

Chwila ciszy.

-Gdy byłem w Nowym Jorku pozbierałem co się dało z tamtejszej biblioteki. Miałem to szczęście, że znalazłem całą kolekcję kości pamięci. Niestety dość niepoukładanych. Z zebranych informacji starałem się odtworzyć mapę baz wojskowych w Stanach. O ile te większe i oficjalne problemem nie były, to za razem były kompletnie nie przydante, gdyż albo dawno zostały zrabowane tudzierz, co cześciej dostały bezpośrednim trafieniem....Zatem potrzebowałem mapy Baz Tajnych, które miały największą szansę pozostać nienaruszone, jaki i nie trafione..

Patrzyła na niego, nie wiedząc za bardzo co chce jej jeszcze powiedzieć, ale zaczynając analizować już każde jego słowo.. A to dzięki słową – kluczą " Trafienie, bazy wojskowe, itd...

„Mądrzy władcy i przebiegli dowódcy pokonują przeciwników i dokonują wybitnych czynów, ponieważ z wyprzedzeniem zdobywają wiedzę.”

Dominique stojąc wcześniej nad siedzącym Auto, przykucnęła by móc wygodniej obserwować jego usta. Dzięki temu była w stanie szybciej zapamiętać i przyswoić sobie padające informacje..

-W owych bazach moglibyśmy znaleść zarówno broń jak i informacje, które z całą pewnością pomogły by nam osiągnać nasze cele... Dość niedawno trafiłem na wysypisko odpadów radioaktywnych, które nigdy nie zaczęło funkcjonować. Jednak pieniądze na utylizacje wspomnianych odpadow szły z budżetu szerokim strumieniem. Postanowiłem to sprawdzić.. Jak udało mi się dowiedzieć, często było wspominane, że całym obiektem zarządza pewna firma prywatna, niestety jej nazwy nie udało mi się na razie ustalić... Ale za to udało mi się odnaleść najbardziej prawdobodobną lokalizację owego "Wysypiska"..

Auto przerwał na chwilę i popatrzył na Dominique, czekając, aż ta wyciągnie wnioski z jego słów. Lecz kobieta widocznie nie zaskoczona opowieścią, rzuciła tylko jednoe słow, które było prośbą o kontynuowanie:

-Tak ?

-A teraz pytanie brzmi: Co można robić pod osłoną skaładowania odpadów radioaktywnych?

-Co można robić ? Wszystko. Zwłaszcza jeśli zajmuje sie tym wojsko.

-Właśnie jak zajmuje się tym wojsko, oznacza to zapewne jakąś nową broń.. A przykrywka odpadów radioaktywnych sprawia, że mogą mieć reaktor jądrowy jako źródło energii, bo przecież zwiększonego promieniowania nikt nie zauważy... Zatem licze, że zostanie znalezione tam coś co nam pomoże. Niewiem dokładnie co, ale to mogą być prototypy broni.. Może nawet mała fabryczka zdolna wyprodukować ich wiekszą ilosć..

-A więc ?

-A więc teraz trzeba tylko się tam dostać... Znaczy znaleść wejście do owego kompleksu, zapewne podziemnego i odkryć co się w nim znajduje..

-Mamy jakieś mapy, plany ?

-Niestety nie... Tylko przybliżone miejsce.

-Znamy ewentualne zabezpieczenia ?

-Tylko z grubsza... Opierające się bardziej na moich domysłach, niż czym kolwiek innym... Pokaże ci...

Autobot, zaczął szperać w jakichś elektronicznych narzędziach, czymś wygladajacym podobnie do notebooka. Dominique spojrzała „przerażona” na Auto mając zupełnie znikome pojęcie na temat jakiej kolwiek techniki..Położyła mu delikatnie dłoń na zjetych wyszukiwaniem informacji rękach, chcąc dać mu do zrozumienia, żeby darował sobie wyszukiwanie informacji i planów czegoś, czego ona i tak nie zrozumie.. A nie zrozumie napewno.. Przynajmniej w tej chwili..Gdy go dotknęła obrocił się w jej stronę...

-A wiemy jaka może być ewentualna siła ognia zaporowego przeciwnika ? Znaczy, z jakim oporem możemy się spotkać ?

Proste informacje są najlepsze, a proste pytania najdokładniej oddają sens tego o co chcesz się dowiedzieć.

-Siła ognia? A opór... No jeżeli jakieś, to przypominające maszyny molocha automaty strażnicze. Bo przede wszystkim żaden człowiek by po tak długim czasie tam nie przetrwał... Wieżyczki strażnicze, może jakieś roboty.... Dokładnie nie wiem. Podejrzewam, że część z tego już nie działa w skutek braku zasilania, tudzierz jakichś uszkodzeń.... Lecz to są tylko przypuszczenia.... Jedyne co mogę powiedzieć z całą pewnością, to to, że jak coś tam będzie, to będzie naprawdę z wyższej półki technicznej.

-Rozumiem, a jak mocno moga być one opancerzone ? Te roboty, automaty strażnicze ?

-Hmmm... Raczej nie zbyt.... Za raz daj chwilkę, niech zerknę coś w bazie danych..

Dominique, westchnęła głębiej, ale skinęła tylko głową " Może nie będzie to, aż tak skomplikowane, jak zazwyczaj bywa.."- Zwróciła się do siebie w myślach.

-A tak, mam.... Według katalogu General Electric, głównego dostawcy broni tego typu, można go zniszczyć tylko... Dobra, ja chce dane techniczne, a nie bełkot reklamowy... A tak, mam, grubości pancerza, zaraz niech policze.... Ak - 47 z bliskiej odległości powinien sobie w miarę radzić ze średniej mocy Robotem. A z ciekawostek to, General Electric właśnie przejął w 2010 zarząd nad wysypiskiem, zatem najpewniej to właśnie ich sprzęt będzie tam umieszczony... Za raz, niech zerkne, czy mam coś jeszcze o tych ich maszynkach. Wewnętrzny akumulator starcza na działanie przez 24 godziny na pełnych obrotach, w trybie oszczedności energii na przeszło rok.... Możliwość stałego podłączenia do sieć zapewnia stałą gotowości bojową..

Auto najwyraźniej zaczął czytać na głos, co ciekawsze jego zdaniem fragmenty, jednak Dominique przerwała mu, nie chcąc by przeszedł do typowo technicznych danych:

-AK - 47 z bliskiej odległości ? czyli 7,62.. Lub wiekszy kaliber.. Akumulator.. hmn.. Jeremmy, a powiedz mi jakiego typu opancerzenie wykorzystano do budowy tego typu robotów ?

-Przeważnie zwykłej blachy o znacznej grubości... Chodź i z tym nie przesadzano.... General Electric starała się stworzyć robota kroczącego w zwiazku z jego lepszą mobilnością, niż gąsienicowego... A w takim układzie serwomotory nóg nie wytrzymały by za dużo.... Z wersjami gąsienicowymi jest mniejszy problem jako, że jeżdżą... To zależy wszystko od modelu...Ale zaczekaj, chyba mam coś naprawde ciekawego.. Firma General Electric jest znanym i cenionym dostawcą robotów do wszelakich dziedzin. Zdawało by się, że ich produkt jest niezawodny jednak jak się okazało system czujników przeważnie umieszczany w "głowie" jest zawodny. I to w zasadzie tyle.

Gdy Dominiq rzuciła okiem w monitor komputera, zauwazyła, iż przeczytany tekst jest to skan jakieś nadpalonej gazety....

-System czujników, służących do czego ?

-Hmm.. Zdaje się kamer ... Roboty bojowe zwykle mają kilka rodzajow czujników, podczerwień i "zwykłe, nasze ludzkie" widzenie...

- Faktycznie interesująca informacja..

Uśmiechnęła się delikatnie, choć bardziej do siebie, niż do Auto..

-A ich uzbrojenie ? Jaki kaliber broni wykorzystują ?

-Zaraz, niech tylko wróce.. A mam.. Broń.. Przeważnie szybkostrzelna mało kalibrowa.. Zależało im na miejscu i dlatego starali się oszczędzać na wszystkim co by się dało... Zaraz, z tego co widzę, to natówki 5,56.. Choć czasem i mniejsze.. Z tego co widzę, to im mniejszy robocik tym mniejsze pociski..

-A miejsce w tych maszynkach miało im służyć do ?

-Do całej reszty. Układ serwomechaniczny, komputer zdolny rozpoznawać swoich wrogów, system hydrauliczny... Z tego co widzę, stworzenie czegoś takiego nie jest trudne... Gorzej, by miało to masę mniejszą niż średniej wielkości samochód.

-A wracając do sprawy samej bazy.. Jakie inne zabezpieczenia przewidujesz?

Czasami warto jest powtórzyć to samo pytanie..

-No, zaraz niech się zastanowie.. Przeważnie takie kompleksy bazują na swej tajności, jak chodzi o zabezpieczenia.. W paru takich byłem i zawsze się dziwiłem, że cała baza jest parenaście, jak nie paredziesiąt metrów w innym miejscu niż się myśli.. Pozatym system obronny, w sensie robotów strażniczych pewnikiem się włączy jak tylko wykryje intruzów.. Czujniki ruchu, kamery. Pod żadnym pozorem nie korzystać z wind. Zaraz czy coś jeszcze..

Auto siedział pogrążony w zadumie przez chwilę...

-Ciężko mi powiedzieć.... Nigdy nie projektowałem tajnego laboratorium...

La brassco uśmiechnęła się już do samego Autobota, lubiła z nim przebywać i lubiła go słuchać, a on strał się zawsze wszystko tłumaczyć jej w taki sposób by zrozumiała. Podniosła się z poprzedniej pozycji i wyprostowała się... Po czym odezwała się dość swobodnym tonem, zupełnie różnym od poprzedniego. Gdyż miała nadzieję, iż sama będzie mogła wziąść udział w owej akcji, ale decyzja bynajmniej nie należała do niej :

-Widzę, że zadanie nie będzie bardzo trudne, a G.I. odpoczeło chyba już po froncie.. Jak Nathaniel ocenia szanse powodzenia? Bo mnie wydaja sie one dość duże..

-Nathaniel jeszcze nie widział tych planów... Znalazłem je wczoraj, gdy starałem się..

Zamilkł najwyraźniej lekko speszony....Na speszenie Autobota, Dominique zasmuciła się.. Wiedziała, że jej wyjazd bardzo go zaboli i nie pomyliła się jak widać.. Auto odezwał się pierwszy:

-Ale nie ma co tego roztrzącać...

Uśmiechnął się do niej... Chciał by był to pogodny, przyjazny, zwykły uśmiech, lecz przebijała się przez niego prośba, wręcz błaganie, by nie robiła tego nigdy więcej... Dominiq starała się szybko wymyślić jakiś temat, który odciągnął by Auto od tej urwanej myśli.. Ale jego oczy mówiły zbyt dużo..

-Nie ma co tego roztrząsać, bo nigdy więcej się nie powtórzy..

Te słowa nie były na miejscu, ale musiała coś powiedzieć.. Musiała mu jakoś pomóc.. Chciaż słowami..Uśmiech męzczyzny stał się szczery, ciepły. Nic nie powiedział tylko chwycił jej dłoń i ucałował....Pogładziła go wolną dłonią po twarzy i usiadła mu na kolanach, obejmujac go delikatnie..Przytulił się do niej i tak siedzieli przez dobrą chwilę..

-Skoro Nathaniel nie wie.. To znaczy, że Rada Starszeństwa nie miała jeszcze okazji się spotakać i omówic tego planu ? Mnie się on wydaje dość prosty, systemy mają już swoje lata, przy budowie maszyn stawiano raczej na ich mobilność, niż siłe rażenia.. Ludzie mają świetne wyszkolenie i ogromne doświadczenie.. Raczej nie powinno być większych problemów..

Choć wszystko mowiła jak najbardziej poważnym tonem to w głowie obijała się jej dziecinna myśl: "Ja też chcę iść! Ja też chcę! " , której oczywiście na głos nie wypowiedziała.. Mimo wszystko wśród Transformersów nie znalazla jeszcze swojego miejsca, a rola maskotki, nie pasowała do niej.. Auto uśmiechnał się do swych myśli."Rada Starszych - Już prawie zapomniałem, że tak nas nazywają"

- No, nie do końca Nathan i Herakliusz wiedzą, że właśnie tego laboratorium tu szukamy. Wiedzą mniej więcej co możemy tam spotkać, ale te ciekawostki, no i w miarę ścisłe miejsce, gdzie można to znaleść odkryłem wczoraj... System jest prosty, to podstawa, im coś jest prostsze tym ciężej to zniszczyć i łatwiej naprawić...

-Dlatego kałasze ciągle są jedną z najbardziej niezawodych konstrukcji.

Odpowiedź na słowa Auto była dla niej oczywista. Nie było co dalej prawic truizmów..

-A na kiedy planujesz przeprowadzenie owej akcji?

Uśmiechała się do niego wesoło, ale w niezwykle zabawny sposób.. Przez ten uśmiech przebijała dziecinna prośba, brakowała tylko psiego skomlenia i machania łapkami, do dopełnienia tego obrazu.. Roześmiał się na widok jej twarzy..

- Niedługo... Z Natanielem planowaliśmy się powoli przenosić w kierunku Frontu, jest tam pare nieskończonych projektów, które chcielibyśmy skończyć. Tutaj zaś chcieliśmy zostawić małą grupę, która by zbadała sprawę, przeprowadziła zwiad, no i ustaliła dokładne wejście do bunkra.

Tu lekko zawiesił głos.... Niechciał się z nią rozstawać, lecz wiedział, że aż pali się do akcji i nie chce być brana jako „maskotka szefa gangu”...

- Chciałabyś przeprowadzić ten Zwiad?

La brssco spojrzała na Auto urażona jego śmeichem, jednak to urażenie było bardziej pozą, niż realnym uczuciem, jakim dażyła tego mężczyzne.. Nie rozumiejac początkowo o co chodziło mu z tym podzieleniem oddzialu i z tą przerwą w wypowiedzi.. Gdy jednak dokończył myśl Dominique zrozumiała wyraz jego twarzy..

-Jeremmy, wiesz doskonale, iż chciałabym poprowadzić ten zwiad, jednak nie chciałabym też rozstawać się z tobą..

-Wiem... Jednak niemoge cię trzymać bez przerwy przy sobie...

- Porozmawiamy z Natanielem przy najbliższej okazji o tym powinien się zgodzić...

-A ja nie chciałabym, cały czas ci przeszkadzać. A napewno na przykład Dona będzie ci bardziej potrzebna, niż ja.. Ja znam się tylko na walce i dowodzeniu.. Nic innego przez całe życie nie robiłam i wśród was też nie widzę dla siebie innego miejsca niż tylko to związane z moim wyszkoleniem..

Spojrzał na nią ni to ze zdziwieniem, ni to z uśmiechem...

- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz. Wiem też, że palisz się do tego zadania i myśle, że pozostali się ze mną zgodzą byś wzięła paru ludzi i przeprowadziała ten zwiad.

Uśmiechnęła sie radośnie do Auto:

-Jakby sie udało, było by cudownie.. Wiem, że walka to nie jest nic dobrego, ale ja powoli zaczynałam się już dusić z tej bezczynności.. Ale wiesz, że i tak będę cały czas o tobie myśleć?

- Mam nadzieje. Bo ja o tobie bez przerwy.

-[i]Mam nadzieję ? Jeremmy, no jak śmiesz damie zarzucać niesłowność ?

- Wybacz mi madam.

Bierze jej dłoń i całuje z diabelnym błyskiem w oku.

- To się już nie powtórzy.

-Jeremmy, wiesz, że igrasz z ogniem. Każdy inny na twoim miejscu straciłby za takie słowa głowę, a co najmniej dłoń.. Tobie jestem w stanie zrobić tylko tyle.

Przechylila delikatnie głowe w prawo i pocałowała go namiętnie w usta..
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 15-03-2007, 23:03   #19
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
~Takk, ktoś najwyraźniej kojarzy dwudziestowieczne kreskówki lub komiksy..~ Uśmiechnął się lekko Henry, mile połechtany nazwaniem go Kapitanem Ameryką. Już kilka razy ktoś go tak nazwał, nawet, gdy nie był jeszcze kapitanem. Był dumny z bycia Amerykaninem i podkreślał to w taki właśnie sposób - ubiorem i stylem bycia. Czasem zwykli ludzie (o ile teraz można kogokolwiek tak nazwać) nie tolerowali jego image, co rozumiał i starał się nie prowokować konfliktów. W tej jednak grupie wszyscy są najwyraźniej tolerancyjni, w końcu występowała tu wielka różnorodność.

Wyszedł na chłodne, nocne powietrze. Ekran dalej dawał małą ilość światła, ledwo rozpoznawał sylwetki. Część ludzi siedziała na zewnątrz, część na i w swoich pojazdach. Henry, aby widzieć lepiej, podszedł trochę bliżej, ale się nie przepychał. Chciał jednak obejrzeć kawałek filmu, może pojawi się jego ulubiony bohater z dzieciństwa? Usiadł na ziemi, karabin położył na kolanach. Sprawdził jeszcze, czy w magazynku są naboje, tak jak je zostawił. Wolał się upewnić, to, że ktoś podał się za Autobota było dosyć dziwne i raczej nie wzbudzało dodatkowego zaufania w Kapitanie.
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline  
Stary 17-03-2007, 13:33   #20
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Bushi oddał pierwszy ukłon - zdawało się, iż pochylił się odrobinę niżej niż Herakliusz. Po krótkich wyjaśnieniach mężczyzny, odebrał broń od wchodzącego meksykanina, po czym uścisnął jego dłoń nieznacznie tylko skłaniając głowę i rzucając w odpowiedzi na powitanie wąsacza: - Mitsu Bushi - miło mi-

Kolejny ukłon. Nieznaczny uśmiech
- Cieszę się Herakliusz-san. Mam nadzieje że Autobot przyjmie mój miecz. A ja z radością podzielę się mą wiedzą o kraju mych przodków z Panem- ponownie oddał ukłon.

Wyszedł na zewnątrz. Owiany chłodnym ruszył w stronę samochodu tłumacząc sierżantowi
- Jeśli pozwoli Pan podjadę swoim wozem bliżej, a następnie rozejrzę się po obozie-
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172