Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2014, 23:46   #181
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
-Misiek... - przerwała nim zdążyła dokończyć myśl, chyba poczuła, że chciała powiedzieć zbyt wiele albo po prostu zbyt czule - Towaru to u nas jak na lekarstwo. Nie kłamię kiedy mówię, że przemyt jest tu dość surowo karany. Właściwie to nawet mnie to poniekąd cieszy, ale to inna sprawa. Mogę Ci dać kilka kapsułek nawadniających - sięgnęła do szuflady i zaprezentowała niepozorne pigułki - Używaj z rozsądkiem. Jedna przywraca pełne nawodnienie organizmu, więc nie warto tracić jeśli chcesz tylko zwilżyć usta. To chyba tyle. Teraz idź już bo mój mąż niedługo wraca.
Jej ostatnie słowa skwitował figlarny uśmiech. Gdy drzwi zamknęły się za Topazem przed jego twarzą od razu pojawił się oddelegowany strażnik.
-Musimy iść. Borgheim wzywa
Przynajmniej pigułki dostał za darmo.

Crow nie był pewny tego co zabiera ze sobą. Facet mógł być przekrętem, który bez mrugnięcia oka sprzedał by trefny towar. Jednak wydawało się, że człowiek, z którym rozmawiał był bardziej wystraszony niż można było przypuszczać.
-Nie chcę pieniędzy. Weź pan to i idź. Nie chcę mieć ze strażnikami nic wspólnego - po tych słowach zniknął w ciemnych zakątkach zaułka

*****

Od rozstania z Borgheimem i Dartem minęły dwie godziny, ale czas leciał tak szybko, że wydawało się jakby wszystko działo się na przestrzeni minut. Akurat kiedy Crow i Topaz pokończyli swoje eskapady po mieście strażnicy otrzymali komunikat. Szeryf i najemnik mieli udać się w miejsce, w którym rozstali się ze swoim przewodnikiem.
-Mam dobre i złe wieści. Zacznę od tych lepszych - Borgheim nie owijał w bawełnę - Dobre są takie, że mamy pełne wsparcie Radon. To duży plus. Gorsza sprawa jest taka, że udało mi się dowiedzieć jak poważne jest zagrożenie dla Pożeracza. Szpiedzy Radon donieśli radzie, że około pięć tysięcy dzikich kieruje się w stronę naszej maszyny. Nie wiem jak te skurczybyki go tak szybko namierzyły, ale załoga się nie obroni przed taką ilością uzbrojonych i zdeterminowanych ludzi. Tutaj jednak pojawia się rola strażników z tego miasta - skinął głową w stronę jednego z tutejszych Wolnych Osadników - Ich siły zbrojne nam pomogą. Ruszamy jutro o świcie, więc lepiej się wyśpijcie. Mam przeczucie, że to bydle Kabikuk będzie na miejscu ze swoimi żołnierzami, więc mamy okazja aby dorwać drania raz na zawsze.
Borgheim nie krył swojej radości z faktu konfrontacji. Może nawet bez wsparcia osadników ruszyłby ku Pożeraczowi by samodzielnie wydać bitwę wrogowi GDA77? Kto wie na co stać tego tajemniczego mężczyznę.
Petrae i Alexander zostali postawieni poniekąd przed faktami dokonanymi, ale do tego sprowadzała się ich misja. Mieli wyjaśnić sprawę z ramienia Abrahama Cain'a, a do tegoż prowadziła ta sama ścieżka co do Pożeracza...
-Teraz mam dopiero niespodziankę - agent był bardziej podekscytowany niż wcześniej - Idziemy do magazynów wojskowych straży Radon. Możemy sobie wybrać troszkę sprzętu. Tylko nie bądźcie pazerni bo nie chcemy wyjść na buraków - mrugnął okiem do mechanika - Nie mogę się doczekać...
Borgheim ruszył pierwszy a zaraz za nim strażnicy. Facet widocznie dobrze znał miasto bo nawet nie potrzebował instrukcji żeby płynnie trafić pod monumentalny budynek z kilku metrowym orłem zdobiącym wejście. Napis nad frontowymi filarami brzmiał: "Ku chwale" co brzmiało trochę epicko, ale i trochę tandetnie... chociaż to połączenie przynajmniej wyraźnie wskazywało, że można tutaj znaleźć duże ilości gnatów...

Resztę dnia macie wolną. Spotkanie przed wyprawą dopiero o świcie, więc możecie trochę pozwiedzać lub ponownie spróbować szczęścia. Z magazynu możecie brać co chcecie tylko pamiętajcie o tym o czym mówił Borgheim
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 23-05-2014, 12:46   #182
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
W magazynie Crow rozejrzał się za lekkimi kamizelkami ochronnymi, które zmieściłyby się pod jego poncho. Uzupełnił amunicję do rewolwerów, wziął również podręczny karabinek. Zawsze stawiał na niewielką broń, duże giwery uznawał za zabawki dla gości z kompleksami. Nie chcąc przedobrzyć, wyszedł na zewnątrz podziwiając po drodze różne zdobycza techniki, jakie mieściły się w zbrojowni.
Myślał o Pożeraczu. Ta machaina musiała mieć naprawdę duży potencjał, skoro tyle osób o nią zabiegało. Gersville przydałoby się takie cacko - uśmiechnął się w duchu, choć w istocie nie był zachłanny. W końcu od powodzenia tej misji zależał spokój jego własnych stron. Samego Caina nie lubił, ale na razie to on rozdawał karty.
Alexander łyknął osobliwą tabletkę i smakując jej cierpki smak, przeciskał się między odzianymi w podłużne szaty handlarzami. Wyswobodziwszy się z tumultu, zwrócił uwagę na osobliwą grupę. Wyglądało to na pikietę. Kilkunastu mężczyzn oraz kobiet niosło transperenty, wyrażające jawne niezadowolenie na temat Kabikuka. Jego powrót stawał się już faktem w zbiorowej świadomości. Obok odbywała się inna manifestacja, tamci ludzie wykrzykiwali wzniosłe hasła na temat wspomnianego człowieka. Atmosfera była napięta, obydwie strony przerzucał się donośnymi argumentami.
- To ciekawe - mruknął Crow i przysiadł na poręczy mostu rozciągającego się nad kanałem.
Zaczął przysłuchiwać się kłótni, dopóki straż nie przepędziła obydwu grup.
 
Caleb jest offline  
Stary 26-05-2014, 14:50   #183
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Topaz wszedł i z uznaniem rozejrzał się po arsenale. Przechadzał się między pułkami, aż zauważył lekki pancerz kompozytowy. Podszedł i obejrzał go dokładnie był lepszy niż ta kamizelka, którą miał na sobie. A porównywalnie ciężki do kevlaru. Dlatego też zrzucił swój z barków i założył nowy pancerz. Podskoczył w miejscu sprawdził, że na pewno dobrze leży i ruszył dalej.
W następnej alejce rozpoczął przegląd broni długiej jednak nie zauważył niczego ciekawego, dlatego jedynie uzupełnił amunicje. Już wychodząc zauważył szafkę pełną granatów. Wybrał 2 impulsowe emp, 2 zwykłe standardowe i 2 oszałamiające. po czym wyszedł na zewnątrz. Gdzie zaraz udał się w stronę baru by posłuchać rozmów ludzi i napić się zimnego piwa do czasu spotkania z Borgheim'em.
 
Matemaru jest offline  
Stary 16-06-2014, 00:46   #184
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Gdzieś w Ogas Thull...

[MEDIA]http://4walled.cc/src/f1/f18cb9b1aef2f84b73780e91c862b574.jpg[/MEDIA]

*******


Czas mijał, a świt zbliżał się nieubłaganie...

Crow rozglądał się po mieście, przyglądał się temu co jego pobratymcom udało się tu stworzyć. Radon wyglądało niczym istna metropolia w porównaniu z tym do czego przyzwyczaiły go realia większości osad. Wszędobylska technologia, nowoczesność, pełny ekosystem oddzielony od suchych realiów planety... W podziemiach na pewno kryły się gigantyczne farmy wilgoci i generatory zimnofuzyjne, które napędzały to wszystko. Dawno czegoś takiego nie widział...
Teraz przyglądał się grupie 'oswojonych' (jak miejscowi nazywali dzikich, którzy zamieszkali w mieście). Byli to ludzie różnych pozycji i zawodów, którzy niegdyś przybyli do miasta i jakimś sposobem pozwolono im zostać. Stanowili niewielką, ale aktywną grupę społeczeństwa chociaż Osadnicy dawali im znać o tym, że nie lubi się tu 'ludzi z wydm'. Ciężko się też temu dziwić skoro trzy czwarte istnienia Radon było wieczną i mozolną wojną prowadzoną przeciw dzikusom, którzy ich otaczali.
Z tego co szeryf widział dzicy autentycznie wierzyli w Kabikuka "Wyzwoliciela", czy "Tutar Karatana" jak go nazywali Ogasi. Wszyscy skandowali wzniosłe hasła, a gdy policja przybyła by trochę uspokoić krewkich demonstrantów ci drudzy jak jeden mąż oddali się przepychankom z funkcjonariuszami.
Ciekawe po co im to było skoro i tak mieszkali w mieście? Może przemawiał przez nich patriotyzm emigranta, który na siłę chce pokazać skąd jest? A może to kult Kabikuka był tak silny, że przenikał nawet zasieki tego miasta wraz z jego całym systemem obronnych dron i armią strażników uzbrojonych w strzelby plazmowe?
Topaz wolał posłuchać ludzi w barze tam gdzie oprócz usłyszenia najnowszych plotek i wiadomości można było jeszcze wypić zimne piwo albo nawet coś mocniejszego.
Tutejsi wyglądali podobnie jak kiedy widział ich ostatnio i właściwie podobnie do wszystkich osadników. Długie płaszcze, kapelusze, specyficzne maniery, kobiety ubrane w archaiczne stroje. Najemnik pamiętał, że tutaj ludzie mają dystans do obcych i widać to było na kilometr, ale Petrae znał ich na tyle, że wiedział też, iż gdy kogoś dobrze poznają to można z nimi konie kraść. Niestety dopóki jest się na cenzurowanym można liczyć najwyżej na kurtuazyjne 'dzień dobry'. Dlatego najemnik długo siedział osamotniony na końcu baru podczas gdy inni ludzie przychodzili, brali alkohol i siadali do stolików by gawędzić, śmiać się, narzekać i przeklinać, a on musiał zadowolić się towarzystwem jedynego kompana - zimnego kufla piwa i uprzejmymi, ale ewidentnie wymuszonymi pytaniami barmana, który był bardzo zdziwiony, że Topaz zna kogoś kto rozmawiał z Radą Radon. Może dlatego w gratisie dostał bourbon?
Jedyną ciekawą rzeczą jaką usłyszał podczas swojej wizyty w barze to informacja o tym, że władze miasta podpisały umowę z GDA77 i że za kilka tygodni za murami Radon powstanie obóz AW. To było trochę dziwne bo AW nie pchała by się tak daleko od granic gdyby nie chcieli bronić czegoś istotnego albo (po prostu) rozwalić tutejszych dzikich popierających Kabikuka. Widać, że Borgheim, Topaz i Crow mieli grubą szychę na widelcu...

Crow i Topaz wraz z towarzyszami zostali zakwaterowani w placówce dyplomatycznej GDA77. Cały obiekt stanowił ogrodzoną willę zaprojektowaną w stylu starokolonialnym z charakterystycznymi dla epsilońskiego starego osadnictwa holograficznymi malunkami na ścianach. W korporacjach o takich budynkach można się dowiedzieć najwyżej z historycznych baz wiedzy. W GDA77 zachowały się może dwa takie budynki, które po dziś dzień urzekały swoją... starością, a tutaj proszę. Po środku Ogas Thull zabytek, które pozazdrościć by mogły nawet najlepsze muzea w Lucid...
Pokoje były wygodne i schludne. Właściwie to w porównaniu z obozowiskiem na pustyni luksusem, a gdyby porównać je z opuszczonymi blaszanymi szopami w jakich spędzili dwie noce to ich kwatery jawiły się jak wyczarowane z bajki, ale o pustyni na Epsilon 7 nie da się zapomnieć czego tutaj dopilnował jakiś artysta żartowniś malując na suficie hologram przedstawiający obozowisko dzikich w księżycową noc. Co za artystyczna ironia...

********



C.D.N.
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 16-06-2014 o 01:25.
Volkodav jest offline  
Stary 23-06-2014, 22:24   #185
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
O świcie obudził ich Borgheim, który w pełnym rynsztunku biegał po korytarzu krzycząc na swój oddział (to jest na Rico, Topaza i szeryfa). Jego entuzjazm o tej godzinie był iście zadziwiający...

Crow i Topaz nie spędzili już wiele czasu w przyjemnych pokojach konsulatu. Szybkie śniadanie, marudzenie Rico, który ewidentnie nie miał ochoty narażać tyłka bardziej i więcej niż do tej pory oraz wiecznie rozkazujący ton agenta, który najwidoczniej duchem wrócił do swojej żołnierskiej przeszłości (o ile jakąś miał) wypełniły jakieś dwadzieściakilka minut jakie spędzili w pięknej rezydencji konsularnej. Później był tylko transportowiec i droga do portu...

******

Radon nie żartowało. To miał być pokaz siły co ewidentnie prowokowało Borgheim'a do zdobienia swojej twarzy wiecznie nieznikającym uśmiechem.
Z portu wycofano wszystkie cywilne jednostki, które mogły odlecieć o własnych siłach. Zostały jedynie te naprawiane, które jeszcze nie były zdatne do lotu. Resztę doków zajęły charakterystyczne statki wojskowe tutejszych Osadników. Były to dziwne i lekko archaicznie wyglądające konstrukcje, które na pierwszy rzut oka przypominały parowiec (tym którzy wiedzieli czym parowiec był). Nazywano je tutaj 'Szakalami' i były to podobno bardzo uniwersalne jednostki, które w tej misji miały być statkami desantowymi. Oddział szturmowy do obstawy dostał jeszcze dwa 'Miecze', czyli średniej wielkości jednostki, które chyba spełniały rolę przysłowiowego młota oraz szwadron 'Os', czyli myśliwców o kształcie przypominającym ziemskiego owada.
Wszystko to wyglądało imponująco szczególnie, że kiedy towarzysze pojawili się w porcie strażnicy akurat obsadzali statki desantowe. Wszystkie korytarze i platformy prowadzące do pojazdów latających zalane były sznurkami ubranych w ciemne płaszcze postaci, które w dłoniach dzierżyły ulubioną broń tutejszych - strzelby plazmowe.
Oprócz zwykłych strażników gdzieniegdzie kręcili się oficerowie w egzoszkieletach o równie archaiczno-egzotycznym wyglądzie:

[MEDIA]http://4walled.cc/src/f7/f7fd652c8e5c4b5eb31cf58690c49e2a.jpg[/MEDIA]

Towarzysze usadowili się w jednym z Szakali jako ostatni. Dookoła siedzieli sami dostojnicy w lśniących zbrojach i płaszczach z wyszywanymi, złotymi znakami, którzy w swych pancerzach wyglądali jak wykute w marmurze posągi. Ich twarze były spokojne, skoncentrowane... gotowe do boju.
Borgheim z początku jakby ignorował wszystko i wszystkich włączając w to własnych kompanów, ale gdy dokonał przeglądu swego ekwipunku przysunął się do swojego oddziału i krótko wytłumaczył plan:
-Strażnicy już rozdzielili zadania i przygotowali atak. Uderzą z dwóch stron w główne zgrupowanie sił Kabikuka. Ich siła ognia połączona z przewagą w powietrzu powinny skutecznie zatrzymać dzikich. My udamy się wprost do Pożeracza. Kabikuk na pewno nie odpuści okazji i sam spróbuje przejąć maszynę, więc przy odrobinie szczęścia dorwiemy go tuż pod gąsienicami machiny, oderwanego od swych głównych sił i gotowego do odstrzału... Ale z tym ostatnim to ostrożnie. Rozkazy z góry są takie by brać go żywcem - agent warknął coś pod nosem z niezadowolenia i rozwalił się w fotelu uznając widocznie, że odprawa skończona.

******

09:00 rano

Od dobrych piętnastu minut słyszeli tylko świst karabinów plazmowych. Systemy obronne Szakali brały na cel wszystko co akurat znalazło się na ich drodze. Z początku dzicy padali jak muchy. Zaskoczenie atakiem z powietrza było tak duże, że zwarta armia w chwilę zamieniła się w kupę rozbieganych postaci. Jednak z czasem dowódcy odzyskali posłuch i zaczęła się salwa odpowiedzi. Kilka statków spadło grzebiąc w swych wnętrznościach żołnierzy i oficerów. Na niebie zrobiło się czarno od dymu i niebiesko od plazmy. Bitwa rozkręcała się na dobre...

Dwa szakale poleciały dalej w stronę oddalonego o 2 kilometry Pożeracza nie bacząc na to, że ich bracia starli się w śmiertelnym boju z siłami wroga.
Maszyna była po prostu gigantyczna... Inne słowo nie pasowało do jej masywnej i totalnej bryły. Wszystko zostało w tle. Wydmy Ogas Thull, tysiące ludzi i Ogasów walczących na śmierć i życie, sfory statków powietrznych... Wszystko było niczym wobec ruchomej góry stali...

[MEDIA]http://4walled.cc/src/29/290ec939f8b8e6acdbf4e97d5b3c304b.jpg[/MEDIA]

-Mamy łączność z ekipą Pożeracza. Ich silniki są gotowe by ruszyć, ale teraz zatrzymali się przy tej samotnej górze by rozpocząć wydobycie więc musieliby wycofać... - pilot nie dokończył, przerwał mu Borgheim
-Dobra. Leć jak najbliżej lewej gąsienicy, tej najbardziej skrajnej. Tam jest wejście gdzie na pewno jest Kabikuk i jego ludzie.
-Ochrona z maszyny nie zgłaszała... - znów nie skończył zdania
-Siadaj tam!

Borgheim zamienił się w nieznoszącą sprzeciwu maszynę do wydawania rozkazów (albo wrócił do tego stanu - kwestia punktu widzenia) i nie pozwalał na dyskusje. Stanowczym wzrokiem spojrzał na resztę pasażerów. Zapadła cisza.

Statek wylądował gładko na białym niczym śnieg piasku. Około stu metrów dalej wylądował drugi Szakal. Z obu pokładów wyłoniły się postaci strażników i oficerów, a pośród nich Borgheim i jego kompanie.
Okolica wyglądała na spokojną. Nigdzie nie było śladu jakichkolwiek zgrupowań wojska. Jedyną 'dziwną' rzeczą były przytłaczający ryk silników Pożeracza.
-Dzielimy się na dwie grupy. Bierz czterdziestu ludzi i wchodźcie od prawej. My z naszą czterdziestką wchodzimy z lewej - agent skinął na oficera dowodzącego strażnikami i cały oddział ruszył w stronę wyznaczonego wejścia.

09:30
Oddział podzielił się na mniejsze grupki, które penetrowały wszystkie korytarze prowadzące od wejścia, którym weszli aż po mostek kapitański, na którym schroniła się załoga. Borgheim, Topaz, Alexander, Rico i dwóch strażników przeczesywali długi hall o sygnaturze PR/56. Ciemność panująca w nim była gęsta niczym piach pustyni, którą zostawili przed wejściem. Nawet latarki chlorowe nie potrafiły całkiem oświetlić szerokiego przejścia, więc któraś z jego cząstek zawsze skryta była mroku.
-Nikogo nie znaleźliśmy, a Wy? - komunikator strażników przerwał ciszę, Borgheim szybko szarpnął urządzenie i pełnym złości głosem wycedził przez zęby:
-Cisza radiowa! Wiesz co to jest baranie!?
-Kryć się - Rico wrzasnął kryjąc się przed smugą plazmy za jakimś blaszanym wózkiem
Dwie kolejne smugi przeleciały nad głowami kompanów i zmusiły wszystkich do zajęcia pozycji obronnych za porozrzucanymi po hallu gratami.
-Widzę dwóch - szepnął jeden ze strażników
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 26-06-2014, 08:24   #186
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Borheim mówił głośno, aby zagłuszyć ryk silników Szakala.
- Kabikuk na pewno nie odpuści okazji i sam spróbuje przejąć maszynę, więc przy odrobinie szczęścia dorwiemy go tuż pod gąsienicami machiny, oderwanego od swych głównych sił i gotowego do odstrzału...
- To zbyt proste - odpowiedział Crow - I zbyt pochopne jak na człowieka, który zgromadził taką władzę. Ci ludzie naprawdę zdają się go podziwiać - wskazał w stronę, z której przybyli, czyli w kierunku miasta.
Akcja została przeprowadzona wzorcowo. Grupy rozdzieliły się w zwartych szykach. Alexander uzbroił się w swój karabinek. Wolał rewolwery, ale bardzo możliwe że miało przyjść otwierać ogień dużo i gęsto. On i reszta drużyny przeczesywali właśnie zimne, mechaniczne korytarze, na których ścianach widniały ogromne litery PR/56, gdy wtem...
- Kryć się - rzucił Rico.
Rozległy się pierwsze wystrzały. Każdy rzucił się w kierunku najbliższej osłony. W przypadku szeryfa była to okablowana centrala, obecnie wyłączona. Spojrzał na wyświetlacz swojego karabinu. Wszystkie procesy sprawne, magazynek pełny. Czas rozpocząć zabawę.
Między świstem kul i wystrzałów plazmy, zakrzyknął jeszcze:
- Zostawmy jednego żywcem. Pogadamy z obwiesiem.
Zerwał się z miejsca tak szybko, że ptak na jego ramieniu wzleciał do góry i dopiero za chwilę dogonił swojego pana. W tym czasie Alexander wślizgiem posunął się za stertę aluminiowych rur. Położył plackiem na ziemi, wystawiając jedynie głowę oraz lufę broni. Celownik skierował na głowę jednego z napastników. Pociągnął za spust.
 
Caleb jest offline  
Stary 03-07-2014, 00:01   #187
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Topaz większość drogi do miejsca maszyny przesiedział z bezmyślnym wyrazem twarzy i zamknietymi oczami. Pozwalał ciału i umysłowi w stu procentach odzyskać sprawność bojową. Być może jest to ostatnia taka szansa na dłuższy okres. Dlatego nie marnował żadnej sekundy tego czasu. Gdy więc jego drużyna już wychodziła z pojazdu on dopiero zarzucał na siebie pustynne szaty i karabin. Poruszał się szybko, jednak i tak był parę metrów za Borgheimem i resztą. Dlatego też gdy wpadli w małą zasadzkę cofnął się za ściankę. Już sięgał dłonią po granat gdy jego wzrok padł na odchyloną blachę w ścianie.
Jak się okazało nie była to żadna ściana tylko jakieś przejście. Nie zastanawiając się ani chwili najemnik ruszył tą ścieżką. Gdy znikał za załomem usłyszał słowa szeryfa o wzięciu jeńców. Też o tym pomyślał, dlatego przestawił swój blaster na mniejszą moc. Wystarczającą by poparzyć, ale nie na tyle by zabić. Przeczucie go nie zawiodło. Już po chwili był niedaleko miejsca gdzie wystrzały jego towarzyszy kiereszowały blaszane ścianki. Sam pochylił się, podniósł broń trochę wyżej i ruszył. Doszedł do miejsca gdzie widział oby dwóch napastników jak na dłoni. Przycelował w jednego i nacisnął spust dokładnie w tym samym momencie głowa drugiego eksplodowała od wystrzału któregoś z towarzyszy.
Przeciwnik upadł na ziemie z dłoni wysunął mu się karabin. Jego lewe ramię, bark i część szyi zostało przysmażone. W powietrzu unosił się odór spalonego mięsa. Topaz był już po chwili przy nim. Lekkim kopniakiem odrzucił kaburę oraz pasek z granatami z zasięgu drugiej dłoni. Gdy już był pewny, że wróg nie ma broni uklęknął. Wbił wzrok w jeńca i lufą nacisnął usmażony kawałek ciała.
-A teraz szybko powiesz co chce wiedzieć, inaczej będzie bolało mniej...-podniósł na chwilę wzrok gdy zbliżał się szeryf i agent-Albo też będzie bolało bardziej, jednak to nie my Ci sprawimy ból, tylko Kabikuk jak nasi agenci rozpowiedzą, że to przez Ciebie wiedzieliśmy gdzie jest-uśmiechnął się zimno, i plant w lewym oku poruszył się wydając specyficzny dźwięk, to wszystko było dla picu jednak efekt musiał być piorunujący. po tym małym teatrzyku najemnik zaczął się podnosić, jednak w tak jakby w ostatniej chwili coś sobie przypomniał i powiedział cicho-A i nie zapomnij, że kara spotka też pewnie Twoją rodzinę i plemię. W końcu to jest wielki dyshonor.-śmiejąc się zimno wstał i cofnął się poza wzrok tamtego pozostawiając przesłuchanie lepszym specjalistą.
 
Matemaru jest offline  
Stary 08-07-2014, 23:07   #188
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Ściany PR/56 zaorały blizny po wystrzałach. Fala ognia płynąca w stronę dzikich przybiła ich do ziemi i nie dawała nawet chwili wytchnienia. Ich odpowiedzi były sporadyczne i niecelne. Opór jakby powoli malał kurcząc się do rozmiaru ledwo tlącej się nadziei na przyjście posiłków lub skuteczny odwrót. Niestety nie doczekali się ani jednego ani drugiego. Petrae bardzo zręcznie wykorzystał efekt zaskoczenia i okrążył wrogów. Wystrzały ucichły.
Strażnicy, Borgheim, Rico i szeryf podeszli do pojmanego wojownika. Jego twarz zdradzała strach i niepewność. Jeniec nie mógł wiedzieć, czy jego przeciwnicy blefują, czy nie, czy mają zamiar darować mu życie, czy nie... Wszystkie te emocje malowały się na jego spalonej słońcem twarzy.
Borgheim schylił się nad nim rozpoczynając przesłuchanie:
-Gdzie Kabikuk!? - dziki gapił się na niego bezmyślnie - To bardzo proste pytanie... które wymaga prostej odpowiedzi...
-Nie wiem - głos pojmanego przesycony był niepewnością
-Jak to nie wiesz!?
-Moje... nie wiem...
-Gadaj!
-Nie krzycz bo nas namierzą - Rico nerwowo ściskał spust patrząc w głąb ciemnego gardła korytarza
-Pamiętaj co powiedział kolega - Borgheim skinieniem głowy wskazał Topaza
-Będzie tu... my przyszliśmy żeby zdobyć maszynę przed jego przybyciem, ale atak na plemiona zatrzymał Kabikuka
Agent puścił jeńca wolno a ten nie tracąc czasu wstał i pobiegł jak najdalej stąd. Jego kroki zginęły gdzieś daleko, ale echo słów, które wypowiedział brzmiały długo w ich uszach.
-To przywitamy go na zewnątrz - Borgheim warknął pod nosem świadomy, że nie miał tym razem racji
-Krraa Mówił! Krrraa Mówił! - ptak ponuro przypomniał mu o tym
Borgheim zakomenderował zbiórkę przy śluzie, którą tu weszli. Drugi oddział, rozproszony na mniejsze grupy dalej będzie walczył z próbującym zdobyć maszynę dzikusami, ale czterdziestkę żołnierzy mu towarzyszących czekały inne zadania.
Po wyjściu zobaczyli, że bitwa przeniosła się bliżej Pożeracza. Wyglądało to tak jakby dzicy chcieli oprzeć się o machinę w swych działaniach lub tak jakby na siłę chcieli przejąć giganta.
-Chcą rdzeń - Borgheim warknął po swojemu - Dlatego przesuwają tutaj wojska. Z punktu widzenia osadników wygląda to pewnie jakby dzicy chcieli uciec... Jeśli tak dalej to pójdzie to będziemy tutaj mieć nasze własne Termopile.
Agent nie czekał lecz od razu zakomenderował pilotom Szakali by podnieśli statki i ustawili je bokiem w ten sposób zyskując dwie pancerne ściany wyposażone w potężne działka plazmowe. Między nimi osadnicy zaczęli wykopywać prowizoryczne okopy, zbyt płytkie by osłonić dorosłego człowieka, ale na tyle głębokie by dobrze ukryty strzelec mógł się zza nich bronić.
-Będą nacierać jak szaleni! - ktoś krzyknął
-Strzelać bez rozkazu! Oszczędzać baterie!
-Klaus granatnik! Już!
-Ojcze nasz...
Głosy obrońców zamieniały się w kakofonię słów, szumów i huków, które dochodziły od zbliżającej się bitwy. Na razie w ich kierunku jeszcze nikt nie szarżował, ale to była tylko kwestia czasu. Dzicy uderzą i to uderzą mocno.
-Mamy przerąbane jeśli obejdą nas z prawej bo tam jest otwarta przestrzeń - wskazał palcem kilkunastu Strażników, który okopali się w tamtym miejscu - Tutaj między Szakalami będziemy musieli przyjąć główne uderzenie. Daj Boże broń pokładowa wybije większość ataku. Uważajcie na lewą stronę, między drugim Szakalem a skałami jest mało miejsca, ale jeśli ktoś się tam przedostanie może nam tutaj narobić smrodu. Do dzieła!

Nie minęło wiele czasu a żar bitwy przeniósł się jeszcze bliżej linii, którą wyznaczyli obrońcy. Mur walczących stawał się co raz wyraźniejszy. Postaci nie stanowiły już dalekich konturów, ale realne sylwetki, walczących, rannych i tych którzy już umierali. Z tłumu wyłoniły się oddziały, które zaczęły kierować się w stronę Pożeracza...
-Nie marnować baterii! - jeden z dowódców jeszcze raz pouczył podwładnych - Ognia!
Zaczęło się.
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 08-07-2014 o 23:15.
Volkodav jest offline  
Stary 14-07-2014, 11:53   #189
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Szeryf dawno nie widział takiej rzezi. To już nie były błyskawiczne strzelaniny, do jakich przywykł podczas podróży. Tu miała miejsce regularna wojna, bardzo chaotyczna i krwawa. Szakale stanowiły zarówno defensywę, jak i punkt do ataku. Pytanie pozostawało, na jak długo.
Rzeczywiście, gdyby wróg zaatakował z prawej strony, wszyscy mieliby mówiąc krótko, przechlapane. Znajdował się tam otwarty teren, w dodatku kilka wysokich wydm robiło za dobrą pozycję dla ewentualnych strzelców. Prędzej czy później ktoś ten fakt wykorzysta, a wtedy wszyscy zostaną wystrzelani jak kaczki. Crow był człowiekiem czynu. Nie myślał długo, tylko podbiegł do Rico. Na pasku miał przywiązany przenośny palnik, którego czasem używał do swoich prac.

Wyrwał go mu, a gdy zaskoczony spojrzał na Alexandra, szeryf wytłumaczył:
- Tylko pożyczam. Zaraz do ciebie wróci. Mam plan.
- Plan? Co ty sobie myślisz, Crow - wykrzyknął Borgheim. Wyraźnie tracił opanowanie widząc co dzieje się dosłownie metry od niego.
- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie, albo bezsensownie wymieniać ogień. Niech paru chłopaków mnie osłania.
Nie czekał na odpowiedź. Postawił go przed faktem dokonanym. Prawdę mówiąc, sam nie do końca się teraz poznawał. Aż tak impulsywny nigdy nie był. Prawdopodobnie była to reakcja na nadmiar wydarzeń.
Alexander ruszył prawą stroną. Był teraz odsłonięty, ale miał nadzieję, że żołnierze za jego plecami rzeczywiście zapewnią mu zasłonę ogniową. Biegł z zamkniętymi oczyma, modląc się w duchu, aby żaden pocisk nie zakończył sprintu. Jego celem był jeden z pionowych generatorów, które okalały Pożeracza z każdej strony. Były to dodatkowe lub awaryjne źródła zasilania do zewnętrznych sektorów - z każdego wychodziły długie metry okablowania biegnące do głównej jednostki. Crow z duszą na ramieniu dopadł jednego z nich i natychmiast uruchomił palnik. Z ujścia ciemnej lufy wydobył się jaskrawy, błękitny płomyk. Zapachniało benzyną. Alexander przyłożył skrzący się element do generatora i zaczął posuwać nim wzdłuż obwodu kolumny. Miał zamiar ściąć mechanizm niczym wielkie drzewo. Już słyszał pierwsze pęknięcia i zerwane izolacje. Ogień wypluwany pod dużym ciśnieniem powoli, lecz wyraźnie topił podstawę mechanicznego słupa. Jeszcze parę minut i konstrukcja powinna runąć, czyniąc tym samym dogodną barierę oddzielającą walczących.
Błysk. Kolejne spoiwo poszło z dymem, a generator przechylił się o kilka stopni.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 15-07-2014 o 11:17.
Caleb jest offline  
Stary 16-07-2014, 21:05   #190
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Topaz spojrzał na to co zrobił szeryf. Na początku podniósł brew ze zdziwieniem jednak nie miał czasu dziwić się gdy następny Amoryta wleciał przed jego celownik. Nacisnął spust i dopiero po chwili znów spojrzał na Crow'a. Gdy ten zaczął walić w generator zrozumiał jego zamysł. Więc szybko pod oddaniu jeszcze jednego strzału, rozpoczął osłanianie szeryfa. Pocisk za pociskiem pruły w stronę jakichkolwiek dzikich pojawiających się w pobliżu towarzysza.
W pewnym momencie Topaz podniósł wzrok, kilkanaście metrów od Crowa za niewielką przenośną barykadą przybliżało się około 10 wrogów. Szczelna osłona uniemożliwiał celny strzał. Najemnik szybko skalkulował odległośc, sięgnął do kieszeni po granat, ustawił zapalnik na 10s. Wyjął zawleczkę i rzucił. Lot granatu widział jak w zwolnionym tempie. Przyglądał się łukowatej trajektorii, a następnie zobaczył rozbryzg piasku po uderzeniu w ziemie. Granat znajdował się dokładnie tam gdzie powinien. Metr przed posuwającą się przeszkodą. Już chwilę później znalazł się on za osłoną pod stopami szturmujących. Kaxerx jak to zobaczył uśmiechnął się, w myślach odliczając:5...4...3...
 
Matemaru jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172