Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2013, 09:28   #61
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Jack zniknęła tak szybko jak się pojawiła, a Felipa obejrzała sobie ekran proszący ją o podanie hasła. Wayland chrząknął, zaglądając jej przez ramię.
- Daj mi to, zanim coś popsujesz - uśmiechnął się nawet słabo, jego nerwy powoli się uspokajały. Podłączył czip i zaczął coś tam grzebać, gdy latynoska wykonywała telefon do Bulleta.
- No proszę, córa marnotrawna, czy jak to tam szło - usłyszała jego ciężki, opanowany głos. Emocji odczytać wielu nie umiała. Murzyn zawsze był w tym dobry. Albo wychodziło mu to naturalnie, jeden pies. - Od razu do sedna, co? Nie mówił ci nasz znajomy komputerowiec, że robotę mam. Taką z umową i innym badziewiem. Nie mogę tego rzucić i pędzić do ciebie, kochana.
Czyżby na chwilę pojawił się pouczający ton? To byłoby coś nowego, ale kto go tam wie. Zwykle nie tracił energii na dodatkowe słowa.
- Mogę podesłać kumpla czy dwóch. Takich co znają Jin-Tieo. Odpowiada?

Michael uśmiechnął się i sekundę później skrzywił. Zmarszczył brwi i podrapał po policzku, wreszcie unosząc wzrok. Gapił się na Felipę przez moment, ale chyba nawet jej nie widział, myśląc nad czymś.
- Dupa. Znaczy nie twoja - zmieszał się i odwrócił wzrok. - Dupa znaczy tak szybko się tu nie dostanę. Złamałem główne hasło, ale zabezpieczeń jest znacznie więcej. Teraz tylko tematyka. Finanse, kontakty, magazyny. Kompendium wiedzy. Nie wiem tylko czy o Rustlersach czy czymś innym. Jeśli o tym pierwszym, to mógł to dostać od Wujka Li i faktycznie być "spadkobiercą". Ale jeśli nie? Może to należało do tych napaleńców z bronią... - wzruszył ramionami, nie kończąc myśli. Nie musiał. Zgaduj-zgadula zawsze było słabym rozwiązaniem. - Musiałbym podłączyć to do kompa i nad tym kilka godzin posiedzieć.
 
Sekal jest offline  
Stary 18-12-2013, 11:08   #62
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Mogę podesłać kumpla czy dwóch. Takich co znają Jin-Tieo. Odpowiada?
- Si carino. Gracias. Chociaż miałam nadzieję, że przy okazji zobaczę ciebie. Stęskniłam się. De todos modos, na noc wróć do domu! Nie wybaczę jeśli się chociaż nie przywitasz. Pogadamy sobie... o takich tam. Bien?

Rozmowę zakończyło kilka głośnych cmoknięć i latynoskie trajkotanie które znaczyło mniej więcej tyle co wyrzucone na jednym tchu "pa, pa, pa, buziaki, ściskam, bądź grzeczny, zabij wszystkich złych skurwysynów, którzy staną ci na drodze, nie chodź głodny i nie zapomnij popijać pigułek dużą ilością płynów". Co gorsze to ostatnie, choć wypowiedziane radośnie jak cała tyrada, nie było żartem. Felipa zastanawiała się jak Bullet radzi sobie ze swoim PTSD. Przez ostatnie miesiące kiedy dręczyły go problemy ze snem to nikt inny jak Felipa przybiegała z sąsiedniego pokoju tłumacząc mu, że cokolwiek przeżył w wojsku już nie wróci. Czasem zupełnie przysłaniało mu rozsądek i zapadał się w swoje koszmary ale Felipa ciepłym słowem i swoją kojącą obecnością zawsze wyprowadzała go w końcu na prostą. Aż do ostatniej akcji dla Corp-Techu po której zmyła się z Waltersem zostawiając swoich chłopców samych sobie. Obaj, i Bullet i Wayland, byli na swój sposób silni. Ale i obaj byli od niej, od Felipy zależni. Wypięła na nich swoją latynoską opaloną dupę wychodząc z założenia, że sobie poradzą. A teraz, znacznie po fakcie, zaczęła się zastanawiać czy się nie myliła.
Z zamyślenia wyrwała ją analiza hakera.

Całe szczęście, że Wayland odebrał jej kość z danymi zanim rzeczywiście coś zepsuła. W kilka chwil obrysował chociaż kontury możliwości i rzucił delikatne światło na sprawę.
- No dobrze. Jak tylko Bullet podeśle mięśniaków odstawię cię do domu. Podepniesz się pod kompa i dobierzesz do tych plików. Jak się okaże co to właściwie jest zdecydujemy co dalej.

Nie mogła zapanować nad mimiką twarzy i uśmiechem, który układał się w przepraszający grymas. Była suką zostawiając ich samych, po tych wszystkich latach, kiedy dbali o siebie bezwarunkowo. To cud, że w ogóle chcą z nią gadać. Szczególnie Michael... Gdyby zliczyć wszystkie rozczarowania jakich była przyczyną... No ale nadal była jego Felipą... Tą samą pyskatą królewną sierocińca, która podeszła do niego pierwszego dnia jego małoletniego zesłania mówiąc żeby się nie bał, że nie jest tu aż tak źle jak by się mogło wydawać. Był wtedy niższy o głowę od swoich rówieśników. A o dwie od Buletta. Trzymał się na uboczu zdecydowanie lepiej dogadując się z maszynami niż z ludźmi, chociaż ich dwójkę zaczął tolerować, a później... Później zawiązali swoje uroczyste trójprzymierze. Że zawsze będą się o siebie troszczyć, bo reszty świata zwyczajnie nie obchodzą.
Dios mio... Czy od tamtego czasu na prawdę cokolwiek się zmieniło?
 
liliel jest offline  
Stary 18-12-2013, 11:37   #63
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Czy się zmieniło? Na pewno wydorośleli. Stali się mniej lekkomyślni. A może właśnie nie? Teraz podejmowali decyzje mające większy wpływ. I na nich samych i na otoczenie. Bullet pożegnał ją krótko, w swoim stylu, obiecując, że przed dwudziestą kończy robotę. Wayland też już nic nie powiedział, skinąwszy głową i ciągle grzebiąc w holofoniczym komputerku. To właśnie któraś z tych niby "dorosłych" decyzji hakera ściągnęła Felipę ponownie do NYC. Dali radę przez trzy miesiące. Czy daliby dłużej, gdyby latynoska jednak nie wróciła?

W szpitalu pojawiło się dwóch niskich, nie wyróżniających się zbytnio, nie imponujących muskulaturą Meksykanów. Wyglądali jak bracia, pewnie nimi właśnie byli. Rozpoznali latynoskę bez trudu, chociaż ani jeden mięsień im nie drgnął.
- Bullet mówił, że trzeba pomocy. Mów.
Krótka piłka, zresztą jak przez mgłę przypominała sobie, że widziała ich raz czy dwa w jakimś barze. zawsze byli tak samo radośni. Pojawił się także lekarz, dr Phillips zapewne, wskazując jedną z sal pooperacyjnych.
- Tam umieściliśmy pani znajomego. Jest teraz w stanie farmakologicznej śpiączki, ale wyjdzie z tego. Mogę prosić o wypełnienie kilku dokumentów?

Nie było tego dużo, a ona płaciła, więc nikt nie sprawdzał nawet, ile jest prawdy w tym co wpisuje. Chcieli mieć tylko przekładkę na to, co robili. Niezależnie od czasów, pieniądze działały zawsze. Mogli wreszcie wrócić do garażu, gdzie zastali gliny, jakiegoś ratownika medycznego, brak SUV-a należącego do murzyna, który im pomógł... i buty Felipy, stojące sobie grzecznie niedaleko wejścia, przestawione przez kogoś.

Wezwali taksówkę, nie chcąc się tłuc komunikacją miejską z czymś, co mogło się okazać niezwykle ważne. Michael wyglądał na zdeterminowanego, lecz i trochę zirytowanego swoimi próbami złamania zabezpieczeń.
- To może potrwać jeszcze z kilka godzin. Na pewno chcesz czekać?
 
Sekal jest offline  
Stary 18-12-2013, 12:27   #64
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Kojarzyła skądś duet "Radosnych Braci". Pewnie poznała ich kiedyś przez Bulleta ale nie zapamiętała imion. Teraz zresztą także o nie nie pytała. Zaprowadziła ich pod salę Jin-Tieo i przedstawiła sytuację. Opowiedziała o pościgu, trupie na parkingu i uśpionym bandido zgarniętym przez ochroniarzy. Niech mają oczy otwarte, w razie wątpliwości komunikują się z nią. Zostawiła namiar na swój holofon i zajęła się wypełnianiem papierów. Jin-Tieo figurował w nich pod amerykańskim imieniem i nazwiskiem. Cała reszta była równie zmyślona.

Poczuła niewymowną ulgę widząc swoje szpilki od Charlotte Olimii w stanie nienaruszonym.
-Ha! Spójrz Mike, milagro!
Wsunęła w buty skostniałe stopy i szczelniej owinęła się futerkiem.

- To może potrwać jeszcze z kilka godzin. Na pewno chcesz czekać?
- Sama nie wiem... Na razie jedźmy do domu.

W taksówce oboje milczeli. Wayland, bo nadal bawił się swoim podręcznym komputerem a Felipa, bo schodził w niej stres. Gapiła się w śnieżycę szalejącą za samochodową szybą i chyba na moment przysnęła. Zmiana czasu wybiła ją z normalnego rytmu i trochę ogłupiła.

Waylandowi już śmiała się gęba kiedy zasiadł przy swoim sprzęcie, przebierał w kablach i złączach.
Felipa zawsze uważała, że ten pokój ma w sobie jakiś metafizyczny ładunek. Połyskująca metalicznie ściana elektroniki, piętrząca się pod sam sufit, nakrapiana kolorowymi punkcikami diod, podrygującymi strzałkami wskaźników, gałkami pokręteł i surowymi niezagosodarowanymi gniazdami. Jego osobisty ołtarz, własnoręcznie złożony i obłożony najwyższą troską. Hakerzy to kapłani nowego millenium. To oni mają głos, chociaż zazwyczaj są milczącymi ludźmi. To oni potrafią zmieniać świat, chociaż żadni z nich wojownicy. Felipa potrafiła to uszanować. Dlatego nigdy nie wymagała od Michaela żeby ganiał z nią i Bulletem po dzielnicy z bronią za paskiem. Wayland był innym typem. Bardziej... wartościowym.

Usiadła w fotelu obserwując pracę hakera. Przebiegała w powietrzu palcem po hololiście swoich kontaktów. Na moment opuszek palca zatrzymał się przy napisie "Walters". Pomachała jednak przecząco głową jakby upewniała samą siebie, że za wcześnie na rozmowy. Jego też zawiodła tym nagłym wyjazdem. I dobrze. Pierwsze rozczarowanie, lepiej niech zacznie się przyzwyczajać bo to Felipy drugie imię.

Wybrała połączenie. Ann Ferrick... Ciekawe co u niej słychać? Po ostatniej robocie dla Corp-Techu rozstali się niemal w biegu. W zasadzie powinna powłóczyć się po knajpach na dzielni i rozeznać temat ów tajemniczego dragu. Mogłaby przy okazji spotkać się z Azjatką i popitolić o dziewczyńskich tematach. Wayland sam mówił, że mu zejdzie a Bullet najwyżej odrobinę na Felipę poczeka.
 
liliel jest offline  
Stary 19-12-2013, 17:15   #65
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ann weszła do środka rozglądając się za Felipą. Ubrana była w jeansowe spodnie i bluzę, wygodne ciepłe buty na niskim obcasie, kurtkę obszyta futerkiem, a na głowie miała ciepła wełnianą czapkę. Przez ramie przewieszoną miała sporą skórzaną torbę.

Felipa czekała na nią na wsokim stołku przy barze. Dostrzegłszy Azjatkę zamachała do niej energicznie i przywołała gestem. Nogi założone jedna na drugą i zakończone niebotycznie wysokimi szpilkami zdawała się mieć długość lotniskowych pasów startowych. Pewnie dlatego mężczyzna który stał obok Latynoski to nerowo podrzucał to opuszczał głowę lustrując na zmianę nogi i dekolt. Felipa porzuciła rozmówcę bez cienia wyrzutów sumienia, zgarnęła drinka z parasolką z barowego blatu i podbiegła do Ferrick. - Hola! - jej szeroki uśmiech zdawał się być szczery. Pochyliła się i cmoknęła Azjatkę w policzek. - Drinka? - Ann bardziej wyczytała treść z ruchu warg niż dosłyszała. Głośna muzyka i taneczne rytmy wypełniały lokal po brzegi.

- Poproszę - Ferrick krzykneła jej prosto do ucha - Zaproponuj coś i znajdz miejsce gdzie można sie usłyszeć - W jej głowie słychac było rozbawienie. Felipa jak zawsze wygladała niesamowicie.

Skinęła głową na znak zrozumienia i pociągnęła Ferrick do baru. Życzliwy barman pozwolił jej ominąć kolejkę i z flirtującym uśmiechem słuchał serwowanej prosto do ucha tyrady wspomaganej bogato mimiką i gestykulacją. Kiedy skończyła wykładać zamówienie ujęła Ferrick pod ramię i poprowadziła na antresolę na piętrze okalającą tłumnie oblegany parkiet. O dziwo było tam rzeczywiście ciszej. Felipa usiadła przy niewielkim dwuosobowym stoliku i ułożyła brodę na splecionych dłoniach. - No, no... Wyglądasz jak licealistka carino. Nie mogłaś zwinąć swojej madre jakiejś odjazdowej kiecki?

- Przyjechałam tu prosto z zajeć na uczelni. - Ann popatrzyła podejrzliwie na różowy napój przed sobą. W środku coś bulgotało i raczej nie wygladało to na szampana. Wzięła go ostrożnie do ręki i upiła niewielki łyk.

- Aaa, nic nie szkodzi - Felipa nie podzielała obaw co do kolorowego trunku. Upiła kilka łyków jakby była spragniona. - No to... co u ciebie? Ile to już mineło? Kilka miesięcy na pewno.

- Trzy - Azjatka usmiechneła się do Latynoski - Zrobiłam sobie tatuaż, a ty widzę pozbyłaś się swoich...

- Si, si. Nowy start, rozumiesz. A w każdym razie takia była intencion... Ale jak widzisz wróciłam na stare śmieci - Latynoska niewiele się zmieniła. Poza brakiem tatuaży była tym samym wulkanem energii emitującym pozytywne fluidy. - Masz kontakt z... - pstryknęła palcami jakby przez chwilę szukała w pamięci imienia. - Remo, si? Zdawało mi się, że się zbliżyliście.

Ferrick wyraźnie się zarumieniła:
- Tak - powiedziała z pewnym wahaniem - Mamy kontakt. Potrzebujesz od niego czegoś? Myślałam, że masz jego numer.

- Nie, nie potrzebuję. Tak tylko pytam. Czy się bzykacie, z ciekawości, comprende carino? - zawartość drinka zniknęła w ustach Felipy po to aby odstawić pustą szklankę na tacę przechodzęcej kelnerki i zamówić kolejne dwa.

Zmieszanie dziewczyny przeszło w rozbawienie. Felipa nigdy nie owijała w bawełnę:
- Skoro o to pytasz... to rzeczywiście od czasu do czasu spędzamy razem czas zdecydowanie nie na wspólnym czytaniu biblii.

Felipa zaśmiała się głośno.
- Żart? Z twoich ust Ferrick? Staruszek musi mieć na ciebie dobry pływ. Chociaż... no właśnie. Tatuś nie ma nic przeciwko? Remo jest... no wiesz. viejo - pstryknęła znow z palcy. - Stary.

- Nie mam pojęcia. - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Jeszcze nie przedstawiłam go rodzinie. Po za tym nie jest taki stary. Nie ma jeszcze czterdziestu lat.

- Sta-ru-szek - Felipa wycedziła sylaby ewidentnie się drażniąc z Ann, choć złośliwości w tym nie było o czym świadczył uśmiech zafrabiający połowę jej twarzy. - Bien que mal, cieszę się, że się wam układa. Wypijmy za to toast - dwa nowe drinki wjechały akurat na blat.

Ann chwyciła swój i stuknęła nim o szklankę de Jesus:
- Układa - Powiedziała zbliżając twarz do twarzy latynoski. Oczy jej błyszczały. - Nigdy jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze.

- Śpieszysz się? Czy imprezujemy bez hamulców? - Felipa hamulce zostawiła widać dawno temu przed lokalem bo kończyła zachłannie drugiego drinka.

- Jutro nie mam zajęć więc czemu nie? - Ann uśmiechneła się do niej i też pociągneła solidny łyk trunku. - Po za tym mam teraz mieszkanie w centrum, wiec nie muszę się tłumaczyć w jakim stanie i kiedy wracam do domu.

- Nie chcesz powiedzieć, że zamieszkaliście razem? - Felipa prawie się zachłysnęła.

- Nie - Ferricj roześmiała się rozbawiona miną towarzyszki. - A to byłoby takie straszne? Moja kuzynka ma apartament przy Central Parku, z którego wcale nie korzysta. pozwoliła mi w nim zamieszkać. - wyjaśniła.

- Szczęściara... Ja znów wprowadziłam się do chłopaków. Na dodatek dobrali za mnie zastępstwo - skrzywiła się. - Współlokatorkę. I tak wylądowałam z trzema osobami na sześćdziesięciu metrach kwadratowych. Piętro tuż nad głośnym klubem. Ca-ta-stro-fe! - odsunęła kolejną pustą szklaneczkę.

- Zawsze możesz coś przecież wynająć. Za ostatnią robotę dostalismy sporo kasy. - Ann też dopiła zawartośc szklanki. Czuła, ze zaczyna jej szumieć w głowie - Muszę trochę przystopować, bo skończę pod stołę w ciagu pół godziny - Powiedziała do Felipy - Nie mam zbyt mocnej głowy.

- Nieeee, nie będę nic wynajmować. Tam mi dobrze - spojrzała poważniej na Ann dopijając alkohol. - No dobrze, chodźmy potańczyć. A później... Później wsadzę cię w taksówkę i będę musiała trochę tu... popracować.

- Popracować? Co masz na myśli? - Zapytała Azjatka z wyraźną ciekawością.

- Nie Ann... - Felipa pogroziła jej palcem z iście rodzicielską stanowczością. - Nie chcesz się zadawać z dilerami z Bronxu, wierz mi na słowo angel.

- No teraz to dopiero mnie zaintrygowałaś - Azjatka skrzywiła się. - Bo chyba dla nich nie pracujesz? - Zapytała wyraźnie zmartwiona.

- Nie, nie pracuję dla nich - Ferrick odniosła wrażenie, że odpowiedź miała ją zbyć i zakończyć temat. Felipa przepychała się miarowo w stronę parkietu. Muzyka robiła się nieznośnie głośna ale Latynosce chyba to odpowiadało bo z miejsca jej ciało podchwyciło rytm.

Przetańczyły dwie, może trzy godziny uzupełniając poziom alkoholu we krwi. Ferrick była już zdrowo zrobionakiedy Felipa zapakowała ją do taksówki. Sama zaś wróciła do klubu gdzie mignęło jej kilku znajomych dealerów. I pomyśleć, że jeszcze do niedawna sama robiła w tym biznesie... W zasadzie powrót do starego zajęcia może być doskonałym pretekstem aby dowiedzieć się czegoś o odlocie i nawiązać znajomości z ich dystrybutorem na dzielnię.
 
liliel jest offline  
Stary 22-12-2013, 10:09   #66
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 20:14 czasu lokalnego
Poniedziałek, 14 grudzień 2048
Bronx, Nowy Jork


Zanim znalazła kogoś znajomego, minęła chwilka czy dwie. Trzy miesiące w takim interesie to dość sporo, rotacja wśród "płotek" zazwyczaj jest tak duża, że człowiek może nie nadążyć. Z drugiej strony, pewne osoby zawsze potrafią utrzymać się na powierzchni, niezależnie od tego jak wielki jest sztorm. Muzyka dudniła w uszach, specyficzny zapach i fearia zmieniających się kolorów uderzały do oczu. Podziemne kluby Nowego Jorku znane były powszechnie, zwykle stanowiły też miejsce przesiadywania znacznej części populacji, nawet w poniedziałek. Chociaż ludzi tu o tej porze i tego dnia, było mniej niż zazwyczaj. Większość balowała w weekend i dzień później nie nadawała się do niczego.

W międzyczasie odzywał się jej holofon. Bullet, że się spóźni. Ze szpitala, że Jin-Tieo się ocknął i przenoszą go gdzieś indziej. W końcu - od Waylanda, twierdzącego, że przebił się przez część zabezpieczeń i ma "bombę", ale nawet niech Felipa nie myśli, że powie lub napisze jej cokolwiek przez holo. Intensywność życia nie malała i latynoska mogła zacząć zadawać sobie pytanie czy to nie wyłącznie dzięki amfie dawała radę to wytrzymać.

Wreszcie dostrzegła to co chciała. Łepek miał nie więcej niż dwadzieścia lat, zresztą w takich miejscach i dniach rzadko spotykało się starszych. Mały zarobek, więc ustępowano pola płotkom. Tę twarz jednakże kojarzyła, może i słabo lecz lepsze to niż nic. Właśnie przehandlowywał jakieś prochy jakiejś parze wyglądającej na nastolatków. Syntetyczne narkotyki dawno już przejęły tutejszy rynek i amatorów "klasyków" było coraz mniej i mniej. Dealer był murzynem, średniego wzrostu i marnej raczej postury. Ogolony na łyso, z błyszczącym na czerwono tatuażem na łysej czaszce i sztuczną protezą ucha, nadającą jej kształt jakiejś miniaturowej radiostacji, był raczej charakterystycznym gościem. Felipa grzebała w pamięci, ale nie mogła przypomnieć sobie imienia. Frank? Funk? Coś na "f" w każdym razie.
 
Sekal jest offline  
Stary 24-12-2013, 12:48   #67
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Sons of Anarchy - My Life - YouTube

Trzy wiadomości jedna za drugą. W Wielkim Jabłku nie ma czasu na nudę. Wielkie Jabłko toczone przez miliardy małych robaków, wyżerane od środka bo każdy chce wyrwać coś dla siebie, dostać choć ochłapy ze stołu wielkich i wpływowych. Kasa jest motorem działania, nie ma złudzeń, że coś innego. Masz niby trochę forsy ale ta zawsze przelatuje przez palce. Kilka, no może kilkadziesiąt par butów, trochę cybergadżetów wszytych podskórnie, dokooptowanych nadprogramowo do tego w co uposażyła cię bozia. Co on spierdolił naprawią najnowsze cuda myśli technicznej za jedyne tysiąc, dwa tysiące, pięć, siedem... I sumka z pokaźnego niby honorarium zaczyna szczupleć jak nałogowa bulimiczka. A jeszcze by się chciało nową brykę i modny apartament na Manhattanie żeby się odciąć od tego ulicznego gówna które wydało cię na świat i którego zapachem przesiąkłaś już do szczętu. Możesz sobie sprawiać drogie ciuchy, możesz nawet kiedyś kupić sobie status i całą tą otoczkę luksusu ale nie oszukasz starych wyg. Grubych ryb, którzy co dzień obracają kasą większą niż sięga wyobraźnia absolwenta dzielnicowego bidula, którzy patrzą na nas z góry z nastego piętra korporacyjnego biurowca Drapieżniki swoich czasów, wciągną w swoje niezawodne cybernetyczne nozdrza twój zapach i już wiedzą z czym mają do czynienia. Nawet twoja uroda, twoja gadana, cały twój pierdolony urok osobisty podrasowany dozownikiem feromonów nic tu nie zdziała bo dla nich zawsze będziesz niższą kategorią, pariasem podziemi i brudnych zaułków. Czy więc jest sens marzyć? Jest sens aby skakać wyżej niż sięga twoja dupa? Ucieczka na zachodnie wybrzeże miało jej dać nowy start, otworzyć na odkładane zawsze aspiracje. Kiedyś, dawno temu, w innym niemal świecie żył taki gringo, Ikar, i dorobił sobie skrzydła by wznieść się ponad swoje ograniczenia. Puta... gdyby to było takie proste Felipa już dawno popierdalała by w cyber skrzydłach jak jakiś egotyczny ptak, latała sobie między strzelistymi iglicami ze szkła i betonu, dryfowała powyżej samych chmur, ulotna, nieosiągalna. Ale to gównem pisane po piasku... Jak się rodzisz w slumsach nie dane ci latać. Nie dane ci salony, blichtr... Nawet prawdziwa miłość, bo to nie żadna mierde bajeczka ale syf i wojna o przetrwanie, gdzie wszystko musisz wyrwać siłą, wygryźć zębami, rozorać pazurami, aż do krwi.
Puta, puta, puta... Ale się wstawiła... Narąbała nieprzyzwoicie. Sufit kręci się jak śmigło helikoptera, podłoga jakaś nierówna ale na miękkich nogach przyjemnie się ją przemierza.
Pożałowała, po raz bodaj tysięczny, że nie może do alkoholu dołożyć jakiegoś mikro-dodatku.... Takiego chico, chico... Tyciego. Coś pod język, albo siorb, prosto w zatoki sproszkowanym strumieniem optymizmu, magiczny pyłek z Disneylandu opadający błogo na zwoje kory mózgowej niby lód na trawione gorączką czoło. Pieprzone wszczepy filtrujące.... Niemi strażnicy jej dobrego prowadzenia. Powtykani w chrząstki, wkręceni w kości, wstawieni jako zapory dozujące przyjemność w kanałach żył i aort...
Płakać jej się zachciało. Usiadła na zamkniętej muszli w klaustrofobicznym obskurnym kiblu i użalała się nad sobą, choć może nie, to nie ona, to czterdziestoprocentowe stężenie alkoholu w tequili i wódce, w kolorowych drinkach. Przestanie być ćpunką a stanie się pijaczką, terapia substytutów.
Ciemne kreski zmieszały się z łzami i spłynęły po policzkach. Co to za mierda życie... Gówno warte. Co ona tu robi? Samotnie na tronie z porcelany, księżniczka nocnych klubów, pijana i samotna, zagubiona. Nie wie czego chce od życia, miss niekonsekwencji i migania. Wayland powinien trzasnąć ją w pysk i wywalić za drzwi. Zostawiła go, po raz kolejny, już żadna niespodzianka. Święta Felipa od objawień niezapowiedzianych. Jak anioł zwiastujący, ale zawsze złą nowinę, pojawia się, a z nią kłopoty, a później znika, bang, sztuczny dym i puste krzesło, pusty pokój, zapakowane w pudłach ciuchy i buty, jedyny realny znak, że cała jej osoba to nie jest jedno wielkie urojenie...
A teraz Walters... Kiedy już zaczynał budować wokół nich namiastki związku, stawiał rusztowania zaufania, wznosił grube ściany poczucia bezpieczeństwa i łatał dziury, których w Felipie było więcej niż w szwajcarskim serze... Wtedy zwiała, znowu, jak zwykle, de manera estandar. Wayland dał jej pretekst którego wyczekiwała jak bożonarodzeniowej gwiazdki. Po jego telefonie od razu zaczęła się pakować i czuła jedynie... ulgę. Jest toksyczna, zepsuta, wybrakowany egzemplarz, czemu oni wszyscy tego nie widzą?
Ferrick poszła już dobre dwie, trzy godziny temu a Felipa tankowała dalej sama, jak cholerny bak samolotu, potrzeba bez dna. Bo i co z tego, że zalała go benzyną jak jeździła na dieslu? Jeden mały joint... Może na płucach nie ma tego cholernego cyberogranicznika? Hash to żaden drag, kołysanka przed snem, nic więcej...
Przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze ścierając czarne zacieki papierowym ręcznikiem. Płaczliwy nastrój jeszcze nie minął. Walters...
Wykręciła jego numer na holofonie choć była pewna, że to fatalny pomysł. Po kilku sygnałach znajomy baryton polecił zostawić wiadomość bo on, Ed, jest zajęty, nawalony, w kiblu, albo nie ma ochoty zwyczajnie gadać. Obstawiała to ostatnie.
- Eeee, hola carino... - pociągnęła nosem, głos jej się lekko rwał dając jasny obraz zalanej łzami Felipy. - Przepraszam... że tak wyleciałam bez uprzedzenia, że... nie wzięłam pod uwagę twojej opinion... A teraz znów jestem na starych śmieciach i mam wrażenie, że to był tylko sen, między nami. Słońce, jacht, wylegiwanie się do południu w łóżku... Starałam się Eddie, skarbie, na prawdę się starałam. Ale ja czego się tknę to pierdolę, taki talent. I znów wpadłam w kłopoty, po same uszy. Dziś zabiłam dwóch ludzi... nie, nie dwóch, trzech. Znowu to samo. A teraz jestem pijana i nie myślę o niczym innym jak by tu coś przygrzać... Kokaina, amfetamina, heroina... Ślinka mi cieknie. Jestem złą kobietą Walters. Nie wiem za to czy jeszcze jestem twoją kobietą, czy nie odbierasz bo masz mnie dość... Powinieneś mieć mnie dość tak po prawdzie. Mieszkam u mojego byłego. Jak by coś... Jakbyś chciał pogadać albo wpaść. Znasz numer. I adres. Pewnie się z nim prześpię do końca tygodnia jak mnie stąd nie zabierzesz, tak uprzedzam, gdyby ci jeszcze zależało... Z Waylandem tak po prostu jest, co jakiś czas do niego wracam, nawet jeśli na chwilę. A jeśli zginę, to wpadnij na pogrzeb... Gorąco się zrobiło na dzielnicy, wujek Li nie żyje... Och, kochany wujek Li... tak bardzo mi smutno, był mi jak ojciec...

Miała jeszcze coś powiedzieć ale czas minął. Beep, koniec wiadomości. Do dupy takie gadanie do maszyny, można ją zalać słowotokiem i nie doczekasz się reakcji. Wujek Li... Teraz, jak tak bredziła do holofonu zdała sobie sprawę, że może to jest przyczyną. Dlatego chciała się zalać i totalnie rozkleiła. Wujek był jedną z nielicznych stałych w jej życiu i zawsze, zawsze dobrze ją traktował. Kochała go na swój sposób. Jak nigdy nie kochała własnego ojca...

Wydmuchała nos i wróciła na salę. Wypatrzyła małoletniego dealera, znany pysk choć imię uleciało, w tym roju mrówek nie sposób odróżnić jednego robaka od drugiego, choć Felipa robiła to zawodowo. Coś na "f". I tak spora podpowiedź.

- Hola "F" - uśmiechnęła się, choć wcale jej się śmiać nie chciało. Ale musiała wskoczyć w tor osoby popularnej, na którą chce się patrzeć, z którą chce przebywać. - Trochę mnie nie było w mieście. Chodź, postawię ci drinka...

Nic na szybko. Rozmowę trzeba zacząć od kilku niezobowiązujących anegdotek, uwag, popisu elokwencji i poczucia humoru. A później można przejść do konkretów. Wypyta o odlot. I kto nim diluje. Musi złapać namiar, nazwisko, ksywka, punkt zaczepienia. A później wraca do domu. Do jej chłopaków. Felipa zawsze była uczuciowa a teraz dopadło ją przygnębienie. I potrzeba żeby na spokojnie, na swój neurotyczny latynoski sposób opłakać śmierć wujka Li i oswoić się z jego stratą.
 
liliel jest offline  
Stary 27-12-2013, 13:38   #68
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Muzyka


Rytmiczna łupanina, wbijająca się w mózg niczym pneumatyczny młot. Pulsujące jak szalone światła. Tłum ludzi, coraz większy z każdą minutą. Robiło się późno, klub zapełniał się uzależnionymi od tego rytmu życia. Narkotyki nie były potrzebne, by ułatwić wejście w ten ton. Podrygujące jak w drgawkach ciała. Im było to potrzebne, by dać radę. Następny dzień się nie liczył. Ruszająca półnagim tyłkiem kobieta, ubrana jak dziwka lub gorzej - z jedną piersią na wierzchu, migającym na kolorowo sutku, kręcącym się razem z całą prowokującą sylwetką. Felipa przepchnęła się obok, prawie nie tego nie zauważając i prowadząc zaciekawionego dilera do miejsca, gdzie dało się coś słyszeć.

I wypić. Znowu wypić. Przecież nie będzie pił sam. Używki tego świata wolno się zmieniały.

Kilka fałszywych uśmiechów. Rozmowa o niczym, kto jak kto, ale latynoska w gadaniu była świetna. Wpadała w trans, gdy już zaczęła. Ciemność i kolorowe światło ukrywało większość mimiki, o ile ktoś nie miał kosztownych gadżetów w oczach. Ten tutaj raczej nie miał. I lubił kobiety, efektowne zwłaszcza. Oczy mu błyszczały. Do cholery, mógł się zwyczajnie naćpać.

Okręciła go sobie wokół palca w jakieś dziesięć minut. Holofon znów zadzwonił, ale zignorowała go, będąc już tak blisko swojego celu. Facet mówił dość swobodnie o tym co robił. Być może faktycznie pamiętał Felipę, nawet jak nie ją samą, to przynajmniej twarz. Są takie, których się nie zapomina. Była swoja. Dopiero, gdy zeszła na interesujące ją tematy, "F" zaczął kręcić nosem. I głową. I cały sobą. I rozglądać się. Jak siedzącego w tym biznesie gościa, sprawa denerwowała go ponad zwykłą miarę.
- To nie tak łatwo - powiedział. - Syf jest bardzo drogi. I z tego co wiem niebezpieczny. Lepiej się trzymać z daleka.
Musiała urabiać go jeszcze jednym drinkiem i swoją seksowną osobą, zanim się poddał.
- Dobra, dobra. Tylko to nic ci nie da. Trzeba pójść do nich z kimś, kogo już znają. Prześwietlą cię, sprawdzą wszystko. I potem się odezwą, albo nie. A jak odezwą to i tak podpisujesz cyrograf. Więcej nie mogę powiedzieć, nawet jak bym chciał. A nie chcę. O tym się nie gada.
 
Sekal jest offline  
Stary 28-12-2013, 14:38   #69
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Posłuchaj "F", milutki jesteś, tak nam się dobrze rozmawia, pewnie dlatego, że tyle nas łączy. Ta sama dzielnica, ta sama trabajo, te kluby, ten spleen.... Mogłabym tak przegadać z tobą do rana a później, kto wie, może i do południa. Ale się trochę wstawiłam, sam rozumiesz, oblewałam mój powrót na łono La Gran Manzana... Vacaciones to miła odskocznia, ale czas wracać do codzienności. A ja, jak widzisz, jestem kobietą obrotną, kobietą interesu, ale nie jak te korporacyjne ćwoki co im się wydaje, że rozumy pozjadali bo skończyli płatny uniwerek. Doświadczenie i wiedzę trzeba zebrać z ulicy, leży jej wszędzie w bród. Ja i ty to rozumiemy, taki zawód, takie realia. Żadna praca nie hańbi jak ktoś ma sobie kupić błogostan zamknięty w syntetycznej pigułce to sobie i tak kupi, od ciebie lub kogoś innego. Tyle, że, widzisz, ja zwykłam wysoko mierzyć. Moja klientela to nie jakieś nastolatki, żądni wrażeń, nabuzowani od młodzieńczych endorfin, którzy nie odróżnią koksu od efedryny gotowanej w obskurnej kuchni. Każdy ma jakąś target audience i pod nią robi zaopatrzenie. A ten odlot to jak widzę drogie wysublimowane gówno a mnie taki asortyment doskonale pasuje. Ja sprzedaję ludziom dorosłym, zamożnym, o poważnych wymaganiach. Artystom co im się natchnienie kończy. Korporacyjnym zagubionym chłopcom, którzy muszą odreagować napięcie w miejscu pracy. Bogatym gospodyniom domowym, co odwożą do prywatnych szkół swoje idealne dzieciaki, koniecznie chłopca i dziewczynkę, pakiet idealny, a później wracają do swych domów eklektycznie urządzonych, wyrzyganych dizajnem, kładą się na swoich wodnych łóżkach albo pluskają w jacuzzi i przez resztę dnia snują introspekcje, jakie to nie są nieszczęśliwe, niekochane. A ja im sprzedaję tę chwilę refleksji, samospełnienia, indolencji umysłowej, kopa energii czy do czego tam akurat tęsknią. Znów się rozgadałam. Widzisz jak mi się z tobą dobrze konwersuje? Jesteś bratnią duszą "F". "F" jak Freud... kojarzysz kolesia? Tak jakoś mi się z nim kojarzysz. Też miał dużo mądrości życiowej i wiesz, takiej ludzkiej, nie bał się dosadnych stwierdzeń, jak na przykład, że my ludzie, to w gruncie rzeczy zwierzęta, i chociaż z drzew zeszliśmy to tylko nam jedno w głowie - prokreacja. Tak nas matka natura stworzyła i nic tylko się pieprzymy jak króliki i to nie nasza wina, tak jesteśmy uwarunkowani. Ładne masz oczy, Freud... Ładniejsze niż ten prawdziwy uczony od studium popędów i sztuki penetracji. Ale teraz już na prawdę muszę iść, mówię bajo juramento. Ale ty pomów z tymi ludźmi co dystrybuują odlot. Opowiedz im o mnie, jaka ze mnie mujer de negocios. Jestem bardzo zainteresowana współpracą, więc jak już ich przekonasz, że jestem właściwą dla nich osobą ustaw nam jakieś spotkanie i zadzwoń carino, będę ci wdzięczna. Prześlę ci na holo moją wizytówkę...

Wyszła z klubu na plączących się nogach, z obolałymi od uśmiechów mięśniami twarzy i wykończonym językiem, od gadania ma się rozumieć, żadnych tam skoków w bok nie było. Jej życie uczuciowe dość było skomplikowane żeby jeszcze sobie dokładać.

Na holofonie miała nie odebrane połączenie od Jin-Tieo. Oddzwoniła dopiero kiedy załadowała swoje zmaltretowane zwłoki do taksówki. Skoro zabrali go w bezpieczne miejsce znaczy, że wydobrzał. Pewnie chce się z Felipą rozmówić. I odzyskać swoją kostkę.

Za oknem mignęły znajome mury kamienicy i logo klubu "Meduza". Latynoska uregulowała rachunek przez holo i dała taksiarzowi pokaźny napiwek. Tacy to dopiero mają przesrany żywot. Praca w niebezpiecznych warunkach i za psią forsę.
Musiała złapać się poręczy żeby nie przejechać się na oblodzonych schodach. Czy Bullet już wrócił? Strasznie się za nim stęskniła. Zamarzyło jej się żeby skryć się w szerokich barach kochanego amigo i się wypłakać, poczuć się wreszcie bezpiecznie. Bullet nigdy niczego od niej nie oczekiwał, nie chciał zmieniać, brał jaka była z całą gamą zalet i przywar, ot, Felipa de Jesus.

Po kilku sygnałach ktoś odebrał połączenie. Felipa starała się brzmieć normalnie. Nie jak pijana, rozhisteryzowana lekko latynoska, której łzy jeszcze nie wyschły z policzków.
- Jin-Tieo?
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 28-12-2013 o 14:46.
liliel jest offline  
Stary 29-12-2013, 12:35   #70
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dawno już tyle nie wypiła. Zatoczyła się, ale udało się otworzyć drzwi na klatkę. Zaczęła wspinać się po starych, zdradzieckich schodach. Poruszały się niczym ruchome. Zaczęli coś dodawać do tych drinków, czy jak? Elektroniczne zabawki zaburzały wizję jeszcze bardziej. Co kilka sekund na moment traciła obraz. Stopień po stopniu. Nie szybciej. Powoli do góry. Było już późno. Tylko jak późno?
- Felipa? - głos w holofonie, zmęczony, słaby, prawie nie słyszalny w jej obecnym stanie. - Chciałem ci podziękować. Jestem już w bezpiecznym miejscu. Wynagrodzę ci wszystko. Spotkamy się jutro z samego rana? O szóstej trzydzieści, powiem gdzie. Chciałbym, byś przyniosła to co ci powierzyłem.

Stopień po stopniu. Nie szybciej. W górę, prosto do celu. Do zamroczonego umysłu zaczęły dochodzić inne odgłosy. Walenie, jak w drzwi, szybko i gwałtownie. I głos. Kojarzyła już ten głos. Chyba należał do tej murzynki, która tak ją irytowała.
- Michael! Otwórz, proszę cię! Przecież wiem, że tam jesteś, zawsze tam jesteś. Mam coś dla ciebie, słonko.
Tak, to ona. Wreszcie wdrapała się na schody wystarczająco daleko, by ją ujrzeć, stojącą przed zamkniętymi drzwiami do pokoju Waylanda. W szparze między nimi a podłogą nie widać było światła. Haker już spał? Albo pracował w ciemnościach. Jemu w tym światło potrzebne nie było. Tak czy inaczej, nie odpowiadał na trochę za głośne nawoływanie Lexi.

Otworzyły się inne drzwi i na korytarz wyszedł facet, którego Felipa chciała zobaczyć najbardziej.
- Ej, cicho! - Bullet warknął w kierunku kobiety. - Skoro nie otwiera, to nie otwiera.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale chyba wtedy latynoska wydała z siebie jakiś dźwięk, bo obrócił się gwałtownie. A potem prawie uśmiechnął, nieznacznie unosząc brwi.
- Felipa! Myślałem, że się nie doczekam. Ładnie mnie witasz.
To nie była przygana. Rozbawienie, może. Ciężko czasem było go wyczuć. Podszedł do niej i objął, pomagając pokonać resztę schodów i prowadząc do siebie. A Jin-Tieo ciągle czekał na odpowiedź.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172