Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2014, 21:26   #41
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Ostatnio był nieco zirytowany. Drażnił go Tatsu, jego tchórzliwi ludzie, baza kartelu, odprawa na lotnisku, zarekwirowanie sprzętu, pluskwy, błędy w pracy wywiadu, niedoinformowanie co do właściwego celu misji. I to, że najwyraźniej Team Six był na straty, oraz fakt, że nikt się nawet z tym nawet nie krył. Jednak kiedy Derren pociągnął za spust i rozpoczęła się walka, cały stres natychmiast z niego spłynął. Do głosu doszło wyszkolenie, a w walce nie ma czasu na uczucia, bo jak ktoś za dużo rozmyśla a za mało działa to giną przyjaciele z drużyny, a tego nie chciał.
Pocisk plazmowy uderzył w pancerz dowódcy szaserów i eksplodował strugami cieczy o morderczej temperaturze. Będący w pobliżu Atilli żołnierze odczuli skutki strzału – na ich kirysach pojawiły się wypalone miejsca, jednakże na jednostce prowadzącej wybuch nie zrobił większego wrażenia. – Upgrade pancerza – mruknął do siebie Imperialczyk, a chwilę potem rzucił się szczupakiem za kolejną zaspę śnieżną, bo subtelne „spieprzaj” Braxtona na pewno nie sugerowało zawieszenia broni. Rakieta z SSW-5500MP uderzyła w skałę, za którą się krył i eksplodowała z ogłuszającym hukiem, miotając na wszystkie strony kamienne szrapnele i kawałki lodu. Podmuch cisnął Derrenem kilka metrów do przodu, wbijając go w śnieg. Odłamki skał zagrzechotały na płytach balistycznych pancerza. „Kardynałowi niech będą dzięki za ogranicznik fal dźwiękowych zamontowany w hełmie” – pomyślał. „Inaczej pewnie straciłbym słuch” – skonstatował wygrzebując się z białego puchu. Przyłożył oko, czy raczej wizjer do lunety zmocowanej na karabinie i zobaczył, że pluton Cybertronicu wycofuje się. – Lewa jest bezpieczna – zameldował dowódcy, po czym rozejrzał się po polu walki. Prawej strony bronili pozostali członkowie Teamu. Cortez robił legionistom chrzest ognia, Sara strzelała ze snajperki, Marcus uderzył zaklęciem Sztuki. Sytuacja była w miarę opanowana, mimo że do zwycięstwa było jeszcze daleko. Derren przyklęknął za zaspą, z której właśnie się wygrzebał i spojrzał na zamarznięte jezioro. Wtedy ciarki przeszły mu po plecach – dowódca Teamu wyraźnie powiedział „koledzy z Cybertronic” i miał na myśli mordercze maszyny, które dopiero co próbowały ich zabić. „Wszyscy tu już poszaleli?” – zastanowił się. Braxtonowi ufał, ale nie mógł postawić znaku równości między doktorem a morderczymi pół-ludźmi, pół-maszynami z którymi dopiero co walczył.
Nazgrothy, ciężkie karabiny maszynowe niesione przez czerwone bestie brnące po pas w wodzie plunęły ogniem. Rusty słyszał ostre trzaski, przypominające mocne klaśnięcie lub zderzenie dwóch płaskich desek, kiedy pociski przelatywały obok niego. Spokojnie zmienił magazynek na klasyczne pociski predator i wymierzył w lewe ramię pierwszej razydy. Musiał coś zrobić, by zapewnić choć minimum bezpieczeństwa towarzyszom walczącym z prawej strony. W każdym momencie ogień z flanki mógł kogoś ciężko ranić, lub zabić.
Osłaniam środek – poinformował towarzyszy. Czerwone potwory były doskonale widoczne na białym tle pokrytego całunem śniegu jeziora. Imperialczyk podejrzewał, że nie uda mu się szybko zabić przeciwników, więc póki co postanowił ograniczyć ich umiejętności strzeleckie. A niewątpliwie źle się celuje z CKMu, mając kilka pocisków w bicepsie lub strzaskaną kość ramieniową. Rusty delikatnie nacisnął spust. Trzypociskowa seria wbiła się w kończynę idącego na przedzie stwora. Kolejna wyłączyła z użycia rękę drugiej razydy. Od strony jeziora dobiegł go wizg bólu, który słyszał nawet przez odgłosy trwającej strzelaniny. W jego kierunku poszły kolejne serie, strugi pocisków uderzały dookoła wzbijając obłoczki pyłu śniegowego i odłupując fragmenty skał. Nie były jednak bardzo celne – liczba wystrzelonych pocisków nie przekładała się na liczbę trafień. Derren uważnie wycelował w stwora, starając się posłać kilka serii w głowę i tym samym zakończyć jego żywot i wysłać go na audiencję do najwyższej instancji.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 10-03-2014, 12:12   #42
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Gdy okazało się, że Cybertronic nie ma zamiaru pomagać Legionowi Braxton szybko dostosował się do zmiany rozkazów i przeturlał na drugą stronę osłony. Miał nadzieję, że maszyny nagle nie zmienią zdania i nie wlezą mu na plecy. Świszczące wokół pociski sprawiły, że wrócił do starego wypróbowanego sposobu i zaczął martwić się jednym problemem na raz. Drużyna również dostosowała taktykę i już po chwili każdy wiedział, która część przedpola ma pokryć ogniem. Jeśli ktoś zapytał by medyka to pewnie stwierdził by, że i tak mają przesrane. Liczył, że może uda im się załamać lód pod razydami, ale okazało się, że było to ledwie bajoro. Przestawił przyrządy celownicze i krótkimi, mierzonymi strzałami eliminował wrogów, którzy wybrali sobie jego kawałek pola bitwy na miejsce zgonu. Starał się przy tym nie wychylać zbytnio zza kawałka skały, który służył mu za osłonę.
Gdy uznał, że razydy mogą już być w bliższym zasięgu co było łatwo poznać po charakterystycznych hałasie czynionym przez nazgarothy. Braciszek zrobił jakąś sztuczkę, dzięki czemu spora część legionu zmieniła stan skupienia i w chwili obecnej przestała strzelać do Braxtona. Konował wykorzystał ten czas by zmienić pozycję strzelecką tak by widzieć ciężką artylerię legionu. Razydy lada chwila planowały wejść w zasięg granatów. W sumie przy swojej sile Braxton stwierdził, że jest już chyba dorzucić w to miejsce więc pierwszy granat poszybował łukiem w stronę stworów.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 10-03-2014, 16:32   #43
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
"Team six" wyszedł zwycięsko z pierwszej potyczki na Merkurym. Chociaż układ sił zdawał się na początku faworyzować Legion. Zmasowany atak i biegłość we władaniu sztuką przez Marcusa, wydatnie przyczyniły się do wiktorii. Pochwały jednak należały się wszystkim członkom drużyny, bo to ich wyszkolenie i wzajemne zgranie zapewniło sukces. Zwaliste ciała Razydów pokiereszowane pociskami i granatami utknęły pośród kry jak upiorne rzeźby. Mieszanina uszkodzonych rurek oraz płynów ustrojowych zamarzła i okryła się szronem. Na lądzie dopalały się szczątki pozostałych potworów. Śnieg w wielu miejscach stopił się, odkrywając połacie czarnej ziemi i nagie skały. Cortez urzeczony gapił się na pogorzelisko...
- Pora ruszać dalej! - rzekła Sara nacieszywszy się widokiem. - Mamy misję do wykonania...
Derren spojrzał na nią koso. - Może już ją wykonaliśmy? Ta cała sytuacja była sprowokowana, by Mishima dotarła do wyznaczonego celu i abyśmy nie poznali prawdy? - Zbyt wiele przypadków, od początku mamy "pod górkę"...
Marcus przyznałby rację Imperialczykowi, ale nie wtrącał się w tę delikatną kwestię. Każdy podświadomie czuł, że są narzędziem w rękach tajemniczych decydentów. Milczenie Kenshiro zdawało się to tylko potwierdzać...

Mistyk słyszał wcześniej pewne plotki o Lordzie Nozakim. Sukcesja Mishimy interesowała szczególnie Święte Bractwo. To była szansa, by Lord Maru i Dziedziczka Mariko, otwarcie sprzyjająca zakonowi zyskała silną pozycję w korporacji. I kto wie pozwoliła na sojusz z Bractwem. A to poszerzyłoby strefy wpływów i otwarło Merkurego na misjonarzy... Marzenie kardynała miałoby szansę się ziścić...
- Idziemy śladem Tatsu i miejmy baczenie na cyber. Mallory i Kenshiro będą odpowiedzialni za zwiad. - zadecydowała Thorne.
Doktor kiwnął głową. Zastanawiał się czy celem szaserów nie było rozdzielenie ich z grupą Tatsu? Chyba, że maszyny miały jeszcze inne wytyczne, ale wgrywanie większej ilości programów decyzyjnych niosło ze sobą ryzyko. Jednostki Kirasjerów czasami miewały problemy, słyszał już o takich przypadkach. Najwięksi fachowcy w korporacji pracowali nad tym jak wyeliminować błędy SI. Ciekawe czy im się to udało?

Pełni obaw ruszyli ostrożnie brzegiem jeziora, obserwując górujące nad nimi wzniesienia, jak gdyby wypatrując znów sylwetek wrogów...

***

Dalsza droga wiła się pośród olbrzymich głazów, obsypanych śniegiem. Gdzieniegdzie można było dostrzec ślady butów znak, że przechodzili tędy "kamikadze". Cień skał ponad nimi powodował, że zrobiło się szaro i niezwykle ponuro. Za kolejnym zakrętem wąskiej ścieżki pomiędzy stromiznami natknęli się na głęboką wyrwę. Widać było ślady działalności człowieka i konstrukcje dźwigów. Światło olbrzymich reflektorów padało na skały we wnętrzu jamy...



- Jak oni to tu przetransportowali ? Nawet w częściach byłoby to niemożliwe...- zapytał retorycznie Braxton. Stawało się jasne, że ten ekosystem miał więcej innych wiodących doń dróg i tuneli...
- Wywiad nie spieprzył sprawy - stwierdził cicho "Rusty" - Posłali nas tu z premedytacją...
Summers czuł wibrującą moc ciemności, bijącą z wnętrza otchłani. Przez chwilę doznał zawrotu głowy. Część skał była skuta lodem, zauważył że im głębiej, tym szklista tafla połyskiwała intensywniej pośród ulotnej mgiełki.
- Piekło jednak zamarzło... - powiedział "Puszka" na pozór wesoło, ale w głębi duszy nie było mu do śmiechu.

Wbrew obawom i wrażeniu jakie wywoływały, skały nie wymagały wiele, ot podstawowych umiejętności wspinaczki. Z tym, że mieli poruszać się w dół... Nadal jednak w nieznane...
Mistyk pokręcił głową, na pytające spojrzenie Sary. Jasno dał do zrozumienia, iż tym razem będą musieli liczyć na własne kończyny i sprawność...

***

Po mozolnej wędrówce, znaleźli się na dnie około 200 metrowej jamy. Było tam przeraźliwie zimno. Mgła skłębiona jak cukrowa wata, sięgała im po kolana. Spośród oparów wystawały majestatyczne figury, popękane obeliski, ułamane skrzydła wrót... Stosy kamieni różnej wielkości i kształtów. Wszystko przejmowało nienaturalną grozą. Do tego uchwytne wrażenie pełzające po ciele, że są obserwowani... Skierowali się ku ruinom.

Ściany i sufit wykutej jaskini pokryte były lodową czapą. Mieli wrażenie, że znajdują się w sanktuarium zła. Cisza i mrok objęły ich mackowatym uściskiem. Przez maski hełmów słychać było tylko ciężkie oddechy
Tunel rozgałęział się na kolejne odnogi. Zaczynało to przypominać mroczny, lodowy labirynt. Usłyszeli stłumione okrzyki bojowe Mishimczyków i odgłosy wystrzałów. Trudno było je zlokalizować. Marcus miał projekcję, że koszmarne szpony wyłaniają się ze ścian, chwytając go w objęcia. Czuł smród rozkładu i zgnilizny... Wiedział, że siły Demnogonisa znajdują się w tych podziemiach... Nagle po prawej stronie zamajaczyła jakaś postać.. Instynktownie wycelowali broń w jej kierunku. Okazało się, że to jeden z ludzi Tatsu...
- Pomóżcie nam, potrzebujemy wsparcia... - wycharczał wojownik, plując krwią i żółtą wydzieliną, która sączyła się też z porów jego skóry...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 10-03-2014 o 20:36.
Deszatie jest offline  
Stary 13-03-2014, 09:37   #44
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
- Uf – Wyrwało mu się po walce co już samo w sobie świadczyło, że było niewesoło z nimi. W duchu cieszył się, że jego ekskorporacja postanowiła nie mieszać się w bój. Strzelał już do maszyn Cybertronicu i nie miał wątpliwości, że w sytuacji „my albo oni” ponownie pociągnie za spust, ale czuł się jakoś dziwnie gdy przez optykę karabinu widział zieloną literkę C. Jak to się mówi, „nigdy nie opuszczasz Cybertrnonicu, Cyber nigdy nie zostawi ciebie”. Wprawdzie Konował był żywym zaprzeczeniem tej idei no, może nie do końca bo przecież został „wydelegowany” z macierzystej korporacji w szeregi Kartelu. Tajemnicą poliszynela było jednak, że było to delegacja w jedną stronę, czyli tak zwany „wilczy bilet.” Nikt nie wiedział co tam nabroił, ale musiało to być coś poważnego na tyle by się go pozbyć. Dziwił jedynie fakt, że nie zaginał w akcji do tej pory.

- Dobra robota. – Pochwalił Marcusa jednocześnie powstrzymując się przed klepnięciem go po plecach. Ilość żelastwa, które tam nosił sprawiała, że nie było gdzie klepnąć.

- Powiedz mi, jeśli to nie tajemnica. To ustrojstwo, które tachasz na plecach. Jak się tak skupiasz i ktoś by w to trafił z karabinu. To jak myślisz raczej byś eksplodował czy implodował? Tak z ciekawości pytam bo nie wiem czy się cieszyć, że jesteś blisko czy raczej mam się zacząć martwić. – W jego głosie nie słychać było złośliwości, jedynie autentyczną ciekawość.

Thorne wydała rozkazu i znowu wypadła mu czujka. Nastroje w drużynie się poprawiły, więc pozwolił sobie na marudzenie w stylu – „co to za dowódca co każe medykowi iść z przodu i miny wykrywać.” Ponieważ jednak najlepiej się z Kenshiro do tego nadawali, ruszył do przodu. Obaj stawiali na swobodę ruchów więc ich pancerze nie były tak wielkie i krepujące.
Właśnie dla tego, że szli w szpicy im pierwszym dane było ujrzeć kolejne atrakcje Merkurego. Gdy Mallory zastanawiał się jak i komu udało się przenieść takie ilości sprzętu, nadeszła reszta drużyny. Gdy on w myślach próbował rozwiązać zagadkę logistyczną pozostali w milczeniu przyglądali się wyrwie. Zdania tym razem były wyjątkowo zgodne.

- Do dupy. – Ni to stwierdził, ni zapytał Braxton. Humor mu się jednak poprawił troszeczkę gdy zauważył gest mistyka.

- Low mana? – Uśmiechnął się krzywo. – No to spacerek nas czeka. Puszka mogę wziąć cześć twoich gratów. Mam nadzieję, że nie schowałeś do plecaka Nazgarotha.

Czym niżej schodzili tym dziwniej czuł się i miał wrażenie, że znowu jest w swoim śnie. Zwilżył usta i mocniej ścisnął leże karabinu. był czujny i pojawienie się jednego z samurajów go nie zaskoczyło. Zaskoczył go jedynie jego stan. Chciał go dobić strzałem w głowę lecz powstrzymał się. Przypomniało mu się, że jest medykiem. Skrzywił się i zaklął, atmosfera tego miejsca źle na niego działała. Spojrzał pytająco na dowódcę.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 13-03-2014, 15:21   #45
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Marcus odwrócił kopnięciem dymiącego, ruszającego się jeszcze nekromutanta. Szkaradny, wyszczerzony pysk stwora zniknął zmiażdżony opancerzoną stopą mistyka. Chrupot łamanego kręgosłupa oznajmił Marcusowi zagładę kolejnego wroga ludzkości. Gdzieniegdzie jeszcze odgłosy strzałów reszty zespołu oznaczały miłosierny koniec kolejnego legionisty. Wkrótce zaległa cisza, przerywana jedynie sykiem topniejącego w ogniu śniegu.
Kardynał podarował Team Six piękne zwycięstwo. Skoordynowany ogień i agresywne działanie odniosło spodziewany efekt – siły Legionu zostały zniszczone. Marcus zebrał porzuconą broń legionu, wrzucając ją do jeziora. Na bardziej skuteczną neutralizację artefaktów legionu nie było ani czasu, ani środków. A wolał, aby nikt nie zaczął zabawiać się nasyconą mroczną harmonią bronią. Sprawdził też pancerz, wydawało mu się, że w czasie walki został trafiony. Istotnie, prawy naramiennik otrzymał solidne trafienie. Adrenalina musiała go znieczulić. Odmawiając cicho modlitwę do Kardynała za opiekę wydłubał nożem resztki pocisku z naramiennika.

Krótka chwila wytchnienia poprawiła nastroje. Nikt z drużyny nie został ranny, Cybertronik się wycofał. Kardynał zesłał im więc świetne zwycięstwo. Uśmiechnął się na pytanie Braxtona odnośnie trafienia w stabilizator mocy -Boisz się, że wybuchnę? - Podszedł do Mallory`ego i klepnął go w ramię. -Ja też! - zażartował śmiejąc się głośno. -Najwyżej zeskrobiesz mnie z tych skał i poskładasz do kupy.- Mina medyka była bezcenna. Marcus nie chcąc martwić go jednak zbyt długo dodał spokojnie - To jak piorunochron, jak oberwie to będzie działać gorzej i szybciej się zmęczę. Nic dramatycznego. Potem mogą być utraty przytomności, czasowa ślepota, krwawienia z nosa i ust, paraliż....takie tam....drobnostki. Lepiej za dużo się nad tym nie zastanawiać. - wyjaśnił i wzruszając ramionami dołączył do grupy.

Ruszyli tropem samurajów Tatsu, klucząc między ogromnymi, ośnieżonymi głazami. Dotarli do półki skalnej, z której rozpościerał się doskonały widok na wielką nieckę – najpewniej odkrywkową kopalnie. Widać było nieruchome dźwigi wystające zza krawędzi wyrwy niczym gigantyczne sępy. Z dna jamy wyczuwało się tętnienie mocy mrocznej harmonii. Kleiste i ciężkie niczym smoła. Będzie problem Pomyślał Marcus wyjmując spod szat przypiętą łańcuszkiem Księgę prawa. -Saro, muszę zostać przez pewien czas tu na górze. Możecie schodzić, na dole nie ma zagrożenia. Jak zejdziecie, dajcie mi znać, to dołączę do was. To nieco potrwa, a ja potrzebuję czasu. Przydałby się też ktoś do pilnowania tyłów – w razie gdyby coś próbowało mi przeszkadzać
Marcus siadł na półce skalnej przygotowując się do medytacji. Może uda się zlokalizować źródło?
Po jakichś trzech godzinach pisk intercomu i szarpnięcie Kenshiro wybudziło go z transu. Ciało i umysł nieco odpoczęło, medytacja była owocna. Schował Księgę Prawa i przywołał moc telekinezy – tym razem nie musiał się zbytnio wysilać, dawka mocy nie była wielka. Przywołane czerwonawe światło skąpało Marcusa i Kenshiro. Jeden krok na przód i spokojnie lewitowali w dół, prosto w mgłę na dole. Po chwili widzieli z góry znajome sylwetki towarzyszy. Lód chrupnął pod butami, kiedy zaklęcie przestało działać.

- Świątynia? - Zdumiał się Marcus patrząc na zniszczone pomniki i obeliski wyłaniające się z mgły. Obserwował otoczenie, starając się dostrzec jakiekolwiek symbole, które mogłyby by naprowadzić go na jakąś wskazówkę. Weszli do dużej, skutej lodem jaskini. Z oddali dobiegły odgłosy strzałów i walki. Najwyraźniej dogonili drużynę dowodzenia. Smród mocy Demnogonisa stał się nagle bardzo wyczuwalny. Czując zbliżającego się heretyka wycelował AC 41 w stronę wlokącej się powoli sylwetki. -To nie legionista.....ale wiele mu nie brakuje. - stwierdził i podszedł do chorego samuraja. -Pomóżcie mi go przytrzymać - Przywołał światło sztuki, koncentrując się na zaklęciu egzorcyzmu. -Kardynale dopomóż.... - Szepnął sięgając po Księgę Prawa i uwolnił moc zaklęcia.



Samuraj zatrzepotał konwulsyjnie pod dotknięciem mistyka, niczym ryba wyjęta z wody. Wszystko było mocy Kardynała. Złote światło wydobywające się spod ręki Marcusa ogarnęło wpierw samuraja, potem całą drużynę.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 14-03-2014 o 10:07. Powód: literówka
Asmodian jest offline  
Stary 13-03-2014, 20:32   #46
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Płonące truchła ożywionych legionistów i nekromutantów topiły śnieg i zagłębiały się coraz bardziej w białym podłożu, tworząc czarne, parujące jamy. Ciała razydów tkwiły we własnoręcznie wyłamanej przerębli z groteskowo rozrzuconymi ramionami. Z ran na ich ciele sączyła się wielobarwna ciecz a mordercza broń pokrywała się cienką warstewką szronu. Pozostałe czerwone stwory leżały na śniegu – jeden niemal całkowicie spalony, inne ze zmiażdżoną kulami twarzoczaszką. Unosząca się w powietrzu para wodna tworzyła osiadającą na pancerzach marznącą mgiełkę.
- Idziemy śladem Tatsu i miejmy baczenie na cyber. Mallory i Kenshiro będą odpowiedzialni za zwiad. - zadecydowała Thorne.
- Może i ja dołączę do szpicy? Dobrze sobie radzę z czytaniem śladów i wykrywaniem improwizowanych ładunków wybuchowych a Mallory będzie mnie osłaniał w przypadku kontaktu. – podsunął Dunsirn i zabrał się za badanie odcisków podeszew butów na śniegu. Ślady były doskonale widoczne – każdy mógł stwierdzić kierunek przemarszu plutonów, jednak Derrena interesowały niezwykłości, drobiazgi, które mogłyby dostarczyć choć cień informacji zarówno o intencjach Legionu jak i Mishimy.
Oczy miał wyczulone na każdy szczegół, szybko badał wszystkie świadectwa przemieszczania się wrogich i sojuszniczych wojsk. Widział nieskomplikowany szyk, w jakim poruszali się żołnierze ciemności, rozpoznawał płytkie ślady zwiadowców i głębokie, sięgające skalnego podłoża tąpnięcia razyd. Rusty zachowywał się jak pies gończy, który schwycił trop i nie zamierza go stracić. Według jego obserwacji, Legion przyszedł z kierunku południowego, zapewne z jakiejś jaskini prowadzącej do tej pieczary. Nie było jednak czasu, aby wyśledzić jak się tu zjawili. Kiedy Team Six znalazł się po drugiej stronie zamarzniętego jeziora, Derren obejrzał śnieg zorany butami Mishimczyków. Poruszali się szybko, nie nawiązali kontaktu ogniowego z wrogiem, nawet nie zatrzymali się, żeby obserwować walkę. Na białym podłożu nie było ani jednej łuski, brakowało też śladów świadczących, że drużyna zajęła niskie pozycje za głazami, aby móc bezpiecznie ostrzeliwać się zza zasłony.

Maszerowali dalej kierując się trasą wytyczoną przez samurajów. Ich poprzednicy nie tracili czasu na badanie terenu – wyglądało na to, że wiedzą gdzie podążają. Tylko raz zatrzymali się na kilka chwil – Derren odczytał ze śladów, że kilku żołnierzy stanęło obok Tatsu, zapewne czytającego mapę, a pozostali ustawili obronę okrężną… podpatrzoną u Teamu Six podczas treningu, który został przeprowadzony w bazie Kartelu. Rusty gwizdnął z podziwem. „Tatsu, jednak nie jesteś takim idiotą, za jakiego cię brałem. Potrafisz korzystać z doświadczenia innych a to już coś.”

Drużyna kontynuowała podróż. W końcu dotarli do miejsca, w którym stały gigantyczne maszyny, zapewne wykorzystywane w górnictwie. Na podłożu było więcej skał i lodu niż miękkiego śniegu, jednak nawet to nie przeszkadzało wytrawnemu Huntersowi w znajdowaniu śladów - plątaninę odcisków butów czytał jak otwartą księgę. Jak każdy członek klanu Dunsirn polowanie miał we krwi, gdyż był na takie wyprawy zabierany zanim jeszcze nauczył się mówić. Po zejściu na dno rozpadliny znaleźli się w miejscu, które Imperialczykowi skojarzyło się z salą pamięci – figury przedstawiające poległych bohaterów, zatarte inskrypcje i to wrażenie bezruchu i spokoju… jak w grobowcu. Kontemplację otoczenia przerwało pojawienie się Mishimczyka, którego Demnogonis musiał solidnie zahaczyć swoją kosą. Bez pomocy Marcusa zapewne by nie przeżył, a nawet po popisowym rzuceniu zaklęcia wyglądał nieszczególnie. W oddali było słychać odgłosy walki. Strzały, zwielokrotnione przez echo korytarzy, dudniły potępieńczo. Wytężając słuch, można było określić kierunek, w którym należało się udać, ale ocena odległości była problematyczna. Wychowanemu w lasach Dunsirnowi nie było łatwo wychwycić odpowiednie dźwięki i rozpoznać, co jest hukiem wystrzału a co pogłosem. Rusty sprawdził czy dodatkowe magazynki nie przymarzły do kieszeni amunicyjnych i profilaktycznie przetarł zamek karabinu. – Marcus, czy samuraj może nam coś powiedzieć o bieżącej sytuacji, cy na razie nie jest zdolny do konwersacji? – zwrócił się do mistyka.
- Sara, jak nie da się z niego nic wycisnąć, to idziemy tym tunelem, czy szukamy innej drogi? – zapytał dowódcę.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 14-03-2014, 23:10   #47
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Płomienie wylatywały z dyszy miotacza, zamieniając żołnierzy legionu w płonące laleczki, tańczące do brutalnej muzyki. Światło kryształowej kuli dyskoteki zastępowały pomarańczowe języki zachłannie liżące ciała i zwęglone kości. Rozpryskująca się amunicja przeciwników, której jeszcze nie zdążyli wystrzelić dodawała swoje. Oczyszczający ogień, który strawił kości z niezliczonych cmentarzy u zarania Bractwa, teraz ponownie wypełniał swoje zadanie, eliminując zagrożenie ze strony sług Apostołów. Cortez patrzył jak zahipnotyzowany, cały spektakl był piękny, okrutny, bolesny. Był straszny. Nie mógł jednak oderwać oczu przez dłuższą chwilę, nawet kiedy ostatni żołnierz legionu powoli dogasał na stopionym śniegu.
- No, to spłonęli... – Skwitował krótko, zdawało się że nikt nawet nie oberwał za specjalnie. Maszyny najwyraźniej miały kiepski dzień w obliczeniach, przed Cervantesem migała nadzieja, że może nawet gdyby musieli się rozprawić z morderczymi maszynami dadzą radę jakoś wyjść z tego żywi.

Ruszyli dalej, chociaż Puszka z żalem wodził wzrokiem za Nazgarothami wrzuconymi bezceremonialnie do bajora. Kontynuowali śladami Mishimy, w śniegu łatwo było tropić przemarsz nawet lekko opancerzonego oddziału.
- Niestety, nie zmieścił się, ale łap, przydadzą ci się pewnie, a ja póki co mam swój termoforek, skoro nawet tutaj piździ. – Odparł doktorkowi, podając mu jedną z siatek z granatami. – Wywiad wiedział wszystko, tylko ktoś chciał nas się pozbyć, myślą że jak wyślą nas na koniec świata, bez wsparcia, bez pełnej wiedzy o misji, to nie wrócimy, trza znowu pokazać że się mylą. Kto obstawia atak serca u majora jak wrócimy w pełnym składzie? – Cortez zaczął nieco podskakiwać żeby się rozgrzać, był nieco spocony od marszu a tutaj było zdecydowanie za zimno. Widać było że tutejszy robili wykopaliska i grzebali w czymś, co powinno było zostać zakopane na zawsze, całkiem jak dziesiąta planeta.

Kiedy dotarli do samuraja, Cortez nie zdejmował z niego lufy miotacza, niezależnie od wysiłków Marcusa, zwyczajnie nie ufał człowiekowi Tatsu, który ewidentnie był czymś zarażony. Sytuacja nie wyglądała na wesołą, przynajmniej dla sprinterów, których szóstka miała niańczyć. Zaś wszystko to w piekielnej scenerii rodem z koszmarów. Czuć było że w powietrzu wisi nie tylko mgła, ale również pierwotne zło. Co chwila zerkał na lewo, w kierunku przeciwnym do tego, z którego zobaczyli Mishimczyka. Mgła działała mu na nerwy, był niemalże pewien że to pułapka i albo coś ich zaraz weźmie w kleszcze, lub zajdzie z najmniej spodziewanej strony. Gdy tylko to przebiegło mu przez głowę, zaczął profilaktycznie spoglądać również w górę. Tyle że przez mleko praktycznie nic nie widział.
- Trzymamy się oryginalnych rozkazów?Kogo mamy kurwa uratować, samych siebie czy ich? – W tych okolicznościach nasuwały się pewne wątpliwości. Był praktycznie pewien że nikt ze zwiadu czy oddziału inżynieryjnego nie nadaje się do odratowania, co najwyżej do dobicia.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 16-03-2014, 22:24   #48
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zajmowali gorszą pozycję, ale to nie przeszkadzało im stawić czoła oddziałom Legionu. Mieli strategię i działali wspólnie, a to często było kluczowe dla zwycięstwa.
Sara początkowo miała celować w oczy Razyd, jednak zaufała wiedzy Mistyka w kwestii znajomości anatomii, czy też raczej budowy tych stworów. Jej celne strzały skierowane były najpierw do tych, którzy nacierali na jej kompanów. Z tego co widziała przez wizjer, twory Legionu odczuwały jej ostrzał dość poważnie. Co prawda nadal strzelali, nie mniej jednak, jeden kiwał gwałtownie głową, co przypominało walenie młotkiem w radio aby się naprawiło, drugi zaś wyraźnie tracił równowagę chwiejąc się na muskularnych kończynach.
Dla kobiety było to coś nowego. Nie miała jeszcze okazji doświadczyć aż takiej skuteczności przeciwko Razydom. A co ciekawsze, wszystko wskazywało na to, że jej pozycja nadal pozostała niewykryta. Nie zdążyła jednak ostrzelać reszty przeciwników, gdy ich pozycje pokryła pokaźna fala ognia, za którą w dużej mierze odpowiadali zapewne Marcus i Cortez.
Sara skierowała wówczas celownik na Razydy po środku jeziorka. Tutaj jej zadanie było trudniejsze, gdyż istoty nie były skierowane przodem do niej i cel, jakim był koniec ich "nosa", znajdował się właściwie poza polem widoczności. Nie mniej jednak kobieta nie miała zamiaru odpuszczać, zwłaszcza, że ogień Nazgarothów mógł nakryć jej towarzyszy, podczas ich starcia z głównymi siłami przeciwnika.
Podczas gdy prowadziła ten ostrzał, jeden z Razydów spojrzał dokładnie w jej stronę. Sara zdała sobie sprawę, że jej pozycja została zdemaskowana, nie mniej jednak miała okazję posłać nabój swego PSG-99, prosto w słaby punkt przeciwnika.
Jako, że nie była jedyną osobą z drużyny, która brała udział z walce z nimi, zwycięstwo należało do nich.
Okazało się, że nikt z drużyny nie zginął, ani nawet nie został ranny. Wszyscy się spisali na medal... choć znając realia życia, żadnego odznaczenia nie dostaną.

Szybki rekonesans pokazał, że oddział Tatsu zniknął na dobre, podobnie jak oddziały Cybertroniku. W tych okolicznościach Sara jako dowódca decydowała o tym co zrobią dalej. Mogli równie dobrze zawrócić i zdać relacje wymyślając po drodze coś wiarygodnego, w myśl zasady "Niech ten kto ich tam wysłał i zostawił, sam po sobie posprząta".
Nie było to jednak takie proste. Raporty czytać będą ludzie u władzy, zarówno pośród Mishimy, jak i Kartelu. Musieli wykonać zadanie: dowiedzieć się z czym mają do czynienia, wyeliminować wszystkich przeciwników albo przynajmniej zabezpieczyć teren/znalezisko i wrócić cało do koszar... Przy czym nikt poza nimi samymi nie dbał o to ostatnie.

Ruszając dalej, posłała na przód Braxtona i Kenshiro. Doktor i żołnierz ze specjalnością do walki wręcz, może nie wydawali się najlepszym doborem, ale Sara wiedziała co robi. Śledzili oddziały Mishimy, więc Kenshiro powinien się sprawić w śledzeniu ich. Gdzieś tam czaił się oddział Szserów i Atylli, z czym Braxton powinien sobie poradzić jako osoba najlepiej znająca Cybertronik. Ufała doświadczeniu ludzi, oraz ich aktualnej lojalności.
Darren zgłosił się na ochotnika, aby im towarzyszyć, z racji swego doświadczenia. Odmowa była ostatnią myślą kobiety. Wiedza o śledzonych to jedno, a doświadczenie w tropieniu, to drugie. Znając współpracę w drużynie, razem sprawią się idealnie, a jednocześnie może każdy nauczy się czegoś nowego od towarzyszącego mu kolegi.


Wśród pobojowiska i spalonych szczątków oddziału Legionu Ciemności, znajdowało się też sporo żelastwa. Sara bez większego trudu znalazła Voriche. Ciężki pistolet, którego używał Centurion dowodzący Nekromutantami, zanim go zlikwidowała.


Podniosła go, rozważając pewne możliwości. Gdy zabili Soloniusa, musieli za to odpowiedzieć i mimo iż mieli słuszność w swym działaniu, postanowiono zatuszować sprawę. Tatsu był specjalnie wyznaczony przez jakąś szychę z Mishimy - wielkiego Lorda. Po tym jak ich zostawili... cóż, jeśli za jakiś czas znajdą ciało Tatsu z głową przestrzeloną nabojem PGS-99, nie będzie to dobrze wyglądało. Jednak jeśli Tatsu zginie trafiony przez Voriche Centuriona, sprawa będzie jasna.
Warto było mieć taką opcję. A nawet jeśli nie będzie okazji i nie uda się jej stworzyć, zostanie pamiątka i trofeum, po bitwie która wygrali, podczas której mieli zginąć - wedle planów niektórych osób.
Musiało to jednak być dla niej bezpieczne, a z tego co wiedziała o Legionie Ciemności, nie mogła być niczego pewna. Należało zasięgnąć opinii.
- I jak? Sądzę, że wszyscy padli. Wyczuwasz coś? - powiedziała Thorne, gdy zrównała się z Mistykiem.
- Źródło jest przed nami. Tatsu i jego grupa idą bez wsparcia prosto na nie. Proponuję się pospieszyć - odparł Marcus. Oboje przyspieszyli kroku, samoistnie sugerując to pozostałym. Sara miała jednak jeszcze pewną kwestię.
- Powiedz mi, czy jak z tego strzelę, raz czy dwa, to coś mi się stanie? Skazi mnie Mroczna Harmonia? - spytała pokazując mu zdobycznego Voriche'a.
- Może kilka razy dałabyś radę. Efekty są różne, od zwykłego zacięcia po blokady spustu. Czasem strzelisz normalnie, czasem broń po prostu eksploduje, a czasem ożywa i strzela strzelcowi w głowę. Radzę zniszczyć. Nie jestem aż tak biegłym egzorcystą by poza katedrą niszczyć broń legionu, nie ma też na to czasu. Wrzuć jak resztę do jeziora. Pamiątek po Legionie lepiej nie brać. Dla nas nie są groźne, ale nasz sprzęt może ulec skażeniu. Popatrz tutaj - Marcus przewrócił butem jednego z mijanych legionistów, przy którym zatrzymali się na kilka sekund. Resztki munduru i pancerza wskazywały na dawno przemienionego żołnierza Mishimy. W leżącym koło niego Kratachu widać było elementy Windridera.
- Oni używają nie tylko naszych poległych. Broń Legionu to przeważnie nasza przemieniona broń. Czasem tylko wymyślą coś nowego ale większość sprzętu przyjmuje określony wzorzec. Genialne w swojej prostocie, prawda?
- Taa, cwaniaki - odparła Sara, zdając sobie sprawę, że być może trzyma w dłoni jakąś spaczoną i przemienioną chaosem pozostałością Punishera. - Popsułeś mi moje ambitne plany - teatralnie udawała naburmuszoną. - Dzięki - dodała wyrzucając Voriche i przyspieszając kroku, po tym jak dostrzegła, że Derren chyba coś znalazł.

Kiedy obeszli już jezioro, Derren przystanął. Jeszcze raz obejrzał ślady Mishimczyków, po czym zwrócił się do dowódcy i kompanów.
- Zwiali. Nawet nie próbowali strzelać - nigdzie nie ma łusek. Po prostu poszli do przodu zostawiając nas jako mięso armatnie, które opóźni atak przeciwników. Niby nic nowego, ale w tej sytuacji może damy sobie spokój z informowaniem drużyny Tatsu jaki był wynik naszej potyczki z siłami wroga? Po prostu cisza w eterze. Jak ktoś kiedyś podniesie tą sprawę, to zawsze można zrzucić wszystko na zakłócenia łączności i zilustrować to następującym przykładem: nie zarejestrowaliśmy meldunku od Tatsu, że jego team zwiewa. Znaczy się przemieszcza w sobie tylko znanym kierunku - powiedział.
- Zgadzam się z tym. Będzie dla nas znacznie lepiej, jeśli uznają nas za zmarłych - kobieta odparła bez wahania. - Zmieniamy częstotliwość radia na 48! I używamy go tylko w ostateczności. Cisza w eterze - zakomunikowała omiatając wszystkich wzrokiem.
- Zyskujemy element zaskoczenia. Poza tym, mamy czas aby nie niepokojeni powęszyć na własną rękę - muszę przyznać, że mam na to wielką ochotę - dodał Derren.
- Popieram, ale czujności nigdy za wiele. Mogą się spodziewać, że oddział Legionu, który "nas pokonał" ruszy za nimi. Uwaga na pułapki, zasadzki, miny i takie tam... Mam nadzieję, że teraz Atylle powalczą z Tatsu, a my przyjdziemy na gotowe i tylko dobijemy tego który przetrwa - Sara podzieliła się swoim życzeniem, które choć było mało realne, to brzmiało nad wyraz dobrze.

Ruszyli dalej, w ustalonym wcześniej szyku. Wędrówka nie była łatwa, ale tego akurat mogli się spodziewać.
To dlaczego oddziały Tatsu tak wyrwały nagle do przodu, nadal pozostawało tajemnicą. Podobnie jak pozycja i zadanie oddziałów Cybertronik. Co oni tam robili? Sara nie wierzyła w przypadki i zbiegi okoliczności.
Nogi zaczęły meldować, o kolejnych kilometrach ciężkiego terenu nabijanych na liczniku przebiegu. Kiedy dotarli do jakichś konstrukcji. Od razu widać było, że antyczne nie były.
- Mishima musiała tu coś robić. Jakieś wydobycie surowców, albo wykopaliska. Tajne, ale zleceniodawcy Tatsu o nich wiedzieli. Stawiam dłoń narzeczonego, że Tatsu został wtajemniczony i wiedział o wszystkim - powiedziała Sara, uważnie oglądając konstrukcje.
Wiedząc o tym kogo spotkali na swej drodze, oraz to że Marcus wyczuwał Legion Ciemności, Sara wyciągnęła pewne wnioski.
- Sądzę, że Legion Ciemności im tu nabruździł. Pewnie nie zjawił się sam, tylko coś odkryli, a że było tajne i był tu dość ograniczony personel, to w pokonaniu ich Legion miał ułatwioną sprawę. Zanim korporacje zareagują odpowiednio, czytaj masowo, oddziały Legionu urosną w siłę. O ile jeszcze tego nie zrobili - Sara podzieliła się swoimi przypuszczeniami.

Zejście szybem, czy cokolwiek to było, nie należało do najlżejszych. Tym razem nie mogli liczyć na Marcusa. Sara wiedziała, że Sztuka nie jest na zawołanie i każde zaklęcie kosztuje sporo wysiłku. Innymi słowy, mogło się okazać, że polecą na dół ładnie i bezpiecznie, a potem Mistykowi braknie sił, aby wesprzeć ich w walce. Zarządzając mocą należało ustalić pewne priorytety i Marcus wiedział co robi... O ile tak to wyglądało, bo Sara mogła się mylić.
Schodząc na dół, Sara zastanawiała się jak Tatsu i jego ludzie tędy przeszli. Nie zostawili żadnego sprzętu, żadnych lin. Chyba mieli jakieś ze sobą? Jedno było pewne, pod ostrzałem nie pokonaliby takiej przeszkody, więc szybki odwrót, podobnie jak ewakuacja rannych nie wchodziły w grę. Teraz musieli stawić czoło nieznanemu i wszelkim przeciwnością... Aż tak nie różniło się to od innych zadań jakie zwykli wykonywać.
Póki co należało zadbać o to, aby się nie pogubić. Ludzka pamięć była zawodna, więc Sara oznaczała drogę powrotną. Będzie to bardzo pomocne, zarówno w momencie, gdy będą opuszczać to miejsce, jak i wtedy gdy będą się z niego wycofywać - zakładając, że Legion tego nie zauważy i goniąc ich sam pogubi się w swym labiryncie, co było dość optymistycznym założeniem, jeśli już będą musieli się wycofywać.

Mgła zdawała się nie być toksyczna, a przynajmniej nie przeżerała im butów. Jej obecność nie wróżyła jednak nic dobrego. A kolejne znaleziska, zdecydowanie bardziej antyczne niż te wcześniejsze, pasowały do wersji wydarzeń jakie ustaliła Sara. Mishima prowadziła tu wykopaliska i natknęli się na coś odrobinkę innego niż to czego spodziewali się znaleźć... Najwyraźniej to im przyszło posprzątać ten bałagan.
Sara wyraźnie wyczuwała obecność Mrocznej Harmonii, choć już wcześniej wiedziała o niej od Marcusa. Ostatecznym potwierdzeniem było pojawienie się zakażonego Mishimiczyka, który jednak przekazał im pewne relacje.
Teraz to Team Six stanęli przed opcją pomagania w walce lub zostawienia na śmierć, osób które w nieomal identycznej sytuacji ich opuścili. Zrewanżować się komuś to czynność dająca dużą satysfakcję. Sara miała jednak nieco szersze horyzonty. Jeśli oddziały Legionu pokonają ludzi Tatsu, to potem Team Six się będzie z nimi męczył, a i zapewne Mishimiczyków przerobi na swoich, zwiększając swoją liczebność. Jeśli uderzą teraz, podczas gdy Tatsu i reszta nadal walczą, mieli zdecydowanie lepiej.
Mistyk już leczył skażenie, czy cokolwiek to było.
- Ruszamy - powiedziała krótko Sara, podejmując decyzje o ich dalszym działaniu.
Oczywiście do wymarszu musieli się przygotować, a najlepiej zaczekać, aż ich "listonosz" odzyska zmysły i powie gdzie i z kim walczą jego koledzy. Czasu nie było dużo.
- W razie czego tędy, może zostawił trop - odpowiedziała na pytanie Derrena, wskazując tunel, z którego przybiegł mężczyzna.
 
Mekow jest offline  
Stary 17-03-2014, 00:18   #49
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Marcus wyleczył zainfekowanego Hatamoto. Zaklęcie sztuki chwilowo też oczyściło powietrze w krypcie. I dało drużynie pewną dawkę odporności. Czy wystarczającą? Tego Summers nie wiedział...

Młody wojownik patrzył osłupiały na wybawcę. Dopiero po chwili zdołał odpowiedzieć na pytania. Mishimczycy natknęli się na przemienionych Ashigaru. Walczyli mężnie i z pewnością znieśliby doszczętnie pomiot apostoła, ale raptem pojawili się tam również kuratorzy. Jeden z nich miał zarażacz... Na wspomnienie tej piekielnej broni, żołnierz ponownie pobladł, z trudem powstrzymując wymioty.

Ci, którzy mieli z nią kiedykolwiek do czynienia, wcale nie byli zdziwieni. Miotacz plag, twór plugawego Demnogonisa połączony z mroczną biotechniką. Plujący kawałkami zgnilizny i zarodkami najgorszych chorób. Broń niszcząca morale żołnierzy i nierzadko sprawiająca, że w amoku rzucali się na swoich współtowarzyszy. Smród po jej użyciu był wyczuwalny przez długie miesiące, powodując uczucie obrzydzenia. Do wszystkiego, a do własnego ciała w szczególności...

Oby nie musieli posmakować tego na własnej skórze...

***

Odgłosy walki przycichły, po czym całkowicie zanikły. Przez plątaninę korytarzy dotarli do jaskini, w której miała miejsce potyczka. Ochłapy mięsa i fragmenty wnętrzności zaścielały podłoże otulone pierzyną oparów. Plamy posoki pokrywały chropowate ściany fantazyjną mozaiką. Pod nogami chrzęściły odłamki kości, a galaretowata maź kleiła się do wojskowych butów. - Ohyda! - skomentował Braxton, a przecież niejedno już widział w swoim życiu.

Kilka zmasakrowanych ciał leżało u wylotu kolejnego z tuneli. Byli wśród nich dwaj Mishimczycy z drużyny "heroicznych"... Z groty prowadziło kilka wyjść... Zdali się na zdolności Marcusa, który wyczuwał echo zła.

Po drodze natrafili na kilka leżących, zdeformowanych kadłubów. Trudno było stwierdzić kim byli ci ludzie za życia. Czy Ashigaru czy innymi nieszczęśnikami ze strefy wojny na Merkurym?

Wykutymi w skale schodami zstąpili na niższy poziom katakumb. Summers przypomniał sobie zapiski apostaty - brata Ambrosiusa, który przebywał kiedyś w cytadeli Kaleba. Księga była dostępna tylko do wglądu inkwizytorów, zbytnie nią zainteresowanie groziło poważnymi konsekwencjami. Kiedyś miał jednak możliwość rzucić okiem na zakazane pergaminy. - To nie jest cytadela...- pomyślał. - Te podziemia są bardziej złowieszcze...

Sara czuła pulsowanie policzka... Blizna ożyła, rozbudzona miejscem w którym się znajdowali. Przyciągał ją nieopisany magnetyzm. Kobieta starała się zwalczyć to natarczywe uczucie i nie dać się ponieść fali tajemniczej siły.

Doktor oglądał wnikliwiej ściany i dostrzegł starożytne inskrypcje oplecione siecią wzorów symetrii. Niektóre przypominały mu elipsy planet Układu Słonecznego. Miejsce nie było tym z sennego koszmaru, lecz mimo to nie odczuł specjalnej ulgi ...

"Rusty" zrozumiał , że 'Team six" ponownie sięga niebezpiecznie daleko, zbliżając się do kolejnej granicy. Co czeka za nią? Pustka, szaleństwo, zaraza czy śmierć? Ta ostatnia możliwość wydawała się najłaskawsza... Chociaż mogła być dopiero zwiastunem cierpień i koszmarów.

Cortez, ściskając pieszczotliwie swoją "zabawkę", nucił melodię, która miała mu dodać otuchy i przywołać najgorętsze chwile życia...

***

Usłyszeli odgłosy potyczki. Natychmiast przyśpieszyli kroku mając świadomość, że każda chwila jest w tym momencie na wagę złota Bractwa zgromadzonego przez wieki w skarbcu Luny...

Majestatyczna, wyciosana w kamieniu prostokątna komnata do której wpadli, wyglądała na serce tajemniczego sanktuarium. Opalizujące minerały rzucały migotliwą poświatę zza przezroczystej ściany lodu. W jej świetle trwały zmagania elitarnej drużyny Bezcześcicieli z niedobitkami Mishimy. Na ich oczach kolejny samuraj przebity mieczem ohydnego medyka, padł na ziemię zwijając się w agonii. Pozostał tyko zbryzgany posoką Tatsu wraz z pojedynczym kompanem. Kurator mający na plecach zbiornik z plątanina rurek, obrócił się w stronę nowoprzybyłych, wycelowawszy broń zarazy...


Odrażający wygląd przeciwnika, będący kwintesencją makabry i zepsucia poruszył nawet wydawałoby się odporną na takie widoki drużynę szóstą. Broń plunęła płynnymi kawałkami ludzkich ciał. Strumień trafił w mistyka, rozlewając się na innych gnilnymi odłamkami. Smród grobowego rozkładu brutalnie gwałcił zmysły. Marcus i "Rusty" zachowali niezachwiane morale. Reszta była bliska pogrążenia się w amoku...

Niespodziewanie to w Mallorym obudziła się bestia... Z grymasem nienawiści rzucił się na ocalałego samuraja, który im towarzyszył...
 
Deszatie jest offline  
Stary 17-03-2014, 22:16   #50
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Coraz mniej mu się to wszystko podobało i jak zwykle nie omieszkał wyrazić tego w dosadnych słowach. Litanię zaczął od ich dowódcy, potem płynnie przeszedł na jego matkę przy okazji wplątując w to stado, nikomu bliżej nie znanych psów by zatrzymać się na chwilę na Korporacji, która nie rozumie, że jak się nie umie kopać to się nie kopie, a jak już się jakieś gówno wykopie to trzeba mieć na tyle pomyślunku by zalać to wszystko napalmem i patrzeć czy równo się pali. Wszystko na jednym oddechu. Wymownie patrzył przy tym na znalezionego samuraja i na głos wyraził chęć zostawienia go tu, jak on ich przy jeziorze. Jedynie obecność Kenshiro sprawiała, że powstrzymywał swój język.
Oczywiście zamiast w tamtym momencie zarządzić odwrót zeszli jeszcze niżej. Konował trzymając palec na spuście zastanawiał się ich drużynę dobrano według jakiegoś nie odkrytego dla innych klucza.

„Tak kurwa, chyba mamy jakieś samobójcze skłonności. No ja chyba mam na pewno. Jak będę mnie chcieli wysłać na kolejna misję to pójdę i dam w mordę jakiemuś mortyfikatorowi, przynajmniej dłużej pożyje.”

Lazł jednak za wszystkimi choć wcale mu się to nie uśmiechało. Uznał jednak, że skoro mistyk tez idzie to on nie zamierza być gorszy. Gdy tamten powiedział, że nie jest to żadna cytadela, tylko parsknął pod nosem. Sam też do tego doszedł, głownie dzięki przeczuciom, wcale mu to jednak nie poprawiło humoru. Po chwili Cortez zaczął nucić i w tym momencie Konował uznał, że już jest całkiem do dupy. Popełnił nawet ten błąd i pomyślał, że już nie może być gorzej.

Błąd. Duży błąd.

Usłyszeli znajome glosy. Dźwięki walki. Muzykę, którą umieli by poznać nawet we śnie. Bez żadnego rozkazu wyrwali do przodu. Widok wyrzynanych samurajów nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Za to ich przeciwników, jak najbardziej. Miał już do czynienia z Kuratorami Demnogonisa. Byli to medycy legionu eksperymentujący na ciałach, bawiący się w panów życia i śmierci. Ich widok mógł mieć wpływ na morale i obudzić jakieś utajone lęki. Poczuł mrowienie w zranionej nodze choć jego krew dawno wygoiła tą ranę. Krew, która zaczęła krążyć szybciej, a właściwie pulsować. Pulsować w rytm tańca, który tańczyły postacie przed nim. Tańca śmierci.

Zbyt późno zobaczył skierowaną w ich stronę broń. Krzyknął ostrzegawczo i to był jego ostatni błąd. Nie trzeba było otwierać ust. Zakasłał gdy smrodliwe opary dostały mu się do organizmu. Upuścił karabin i złapał się za szyję. Jego nanokrew, która zaprojektowana było do usuwania wszelkich toksyn z organizmu oszalała. Poczuł jak rośnie w nim gniew i coś dziwnego dzieje się z jego głowa, jakby siedział w niej ktoś inny. Zobaczył przed sobą leżącego Marcusa, a za nim śmiejącego się samuraja. Momentalnie wściekł się jeszcze bardziej i rzucił na niego pięściami. Nie czuł bólu gdy rozbijał gołymi pięściami osłonę hełmu tamtego. Osłonę w kształcie śmiejącego się demona.

- Z czego się durniu śmiejesz? Co jest takie kurwa zabawne? To, że nie zeżarły nas tamte razydy, kiedy spieprzaliście jak króliki. No co cię tak kurwa śmieszy? Odpowiadaj, to razem się pośmiejemy. – Wrzeszczał tocząc pianę z ust i zaciskając dłonie na szyi tamtego.

- Uspokój się żołnierzu. – Usłyszał nagle i dopiero wtedy go krew zalała.

- Nie jestem kurwa żadnym żołnierzem. Jestem kurwapierdolonymmajoremwywiadu i masz do mnie mówić Panie Majorze! – Uznał że duszenie to za mało i ponownie zaczął odkładać samuraja. Tym razem metodycznie obiema pięściami, waląc gdzie popadnie, na szczęście tym razem po pancerzu tamtego. Siła jego ciosów musiała jednak być znaczna tamten nie mógł już zaczerpnąć tchu.

- Albo nie. Mów mi Pułkowniku. – Coś mu nagle zaświtało, albo odpaliło zupełnie. – Albo nie, jeszcze lepiej będę twoim Szogunem. Zrozumiałeś? To powtarzaj. – Zaśmiał się opętańczo, a po chwili nagle poczuł, że boli go głowa i światła gasną.
 
malkawiasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172