Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2014, 23:45   #31
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Skryci za osłoną usiłowali lepiej przyjrzeć się tajemniczej postaci. - To chyba jeden z Ashigaru wysłanych przez Daimyo... - powiedział Tatsu. Obserwacje Derrena i Sary zdawały się potwierdzać przynależność. Widoczne były barwy Mishimy. - Przepytajmy go, może coś wie...

Hatamoto wyznaczył dwóch podkomendnych, dołączył do nich "Rusty" i Braxton. Zaczęli ostrożnie iść w stronę celu, osłaniała ich Sara, która zajęła dogodniejszą pozycję strzelecką oraz Marcus, któremu cała sytuacja wydała się podejrzana. Cortez przygotował miotacz ognia, tak na wszelki wypadek...

Pokonali połowę dystansu, a mężczyzna nawet nie drgnął. Nie reagował też na zawołania samurajów. Kiedy dzieliła ich odległość kilkunastu kroków, przyjrzeli mu się dokładniej. Słabe uzbrojenie i lichy pancerz wskazywały na fanatycznie oddanego żołnierza rekrutowanego z pospólstwa społeczeństwa. "Konował" skrzywił się, czując odór bijący od wojownika. - Strasznie cuchnie... - rzucił w eter.
Summers zareagował natychmiast, przeczucie go nie myliło... - Saro rozkaż im, by nie zbliżali się do niego! Wiedziony instynktem "Puszka" z miotaczem w rozgorączkowanych dłoniach, popędził co sił jako dodatkowe wsparcie.

Ashigaru drgnął, gwałtownym ruchem zerwał chroniącą go maskę, szokując ich paskudnym widokiem wrzodów i płatów skóry, odsłaniających mięśnie twarzy. Robactwo wypełzało zza napierśnika osłaniającego przeżarte, zepsute ciało... Rzucił się na nich z ohydnym mlaśnięciem, Mishimczycy odskoczyli na boki, turlając się po śniegu. Dunsirn wpakował w niego serię, wycofując się do tyłu. Spowolniło to plugawego heretyka, rozrzucając wokół ochłapy gnijącego mięsa.. Mallory wiedział, że płyny ustrojowe mogą zainfekować ich nieuleczalną zarazą... Zachowując dystans siekł ogniem nogi przeciwnika. Pomiot padł na śnieg, mimo tego kadłub mozolnie pełzł w kierunku Imperialczyka.
Na szczęście w samą porę zjawił się zziajany Cervantes i podmuchem gehenny spopielił ścierwo Demnogonisa...

Wszystkim zrobiło się gorąco....

***

Jasknia naśladowała jeden z ekosytemów zagubionej w otchłani czasu Ziemi. Ośnieżone pustkowie z monumentalnymi skałami. Co kierowało starożytnymi budowniczymi? Czy tylko tęsknota? Prawdopodobnie nigdy nie poznają odpowiedzi na te pytanie. Stare zapisy zaginęły bądź zostały zniszczone podczas szaleństwa Myślących Maszyn.

Temperatura ciągle spadała, jak skrupulatnie zanotował Braxton do 5 stopni poniżej zera. Doktor sprawiał wrażenie całkowicie niewrażliwego na warunki atmosferyczne.

Było coś w tej krainie, co budziło niepokój nawet w zaprawionej bojami drużynie. Stale mieli przed oczami szczątki Ashigaru naznaczonego piętnem zła. Obecność Marcusa wlewała więcej pewności w serca, lecz w pełni nie wyzwoliła ich z obaw. Dodatkowo samurajowie zachowywali się jakby dobrze znali drogę i cel wędrówki. Nie dzielili się jednak swoją wiedzą z teamem.
Brak zaufania był aż nadto wyczuwalny. Zmarzlina dobrze symbolizowała wzajemne relacje...

Zeszli z grani w dolinę. Przedzierali się przez śnieżne zaspy, co kosztowało ich sporo wysiłku. Mishimczycy napędzani fanatyzmem parli w do przodu. Ich lekkie pancerze i niewielkie zasoby ekwipunku sprawiły, że wysforowali się wyraźnie przed "Szóstkę". Nie zwolnili nawet wtedy, gdy pojawiło się przed nimi zamarznięte jezioro. Weszli na lodową taflę, ignorując potencjalne niebezpieczeństwo. Byli szaleni albo dysponowali jakąś ukrytą wiedzą...

"Team six" zatrzymał się przed przeprawą. Ukształtowanie terenu w postaci okolicznych wzniesień sprzyjało zasadzce, a ci "kamikadze" byli już niemal w połowie drogi. Poza tym obciążenie znacznie zwiększało ryzyko marszu. Cortez sprawdził wytrzymałość lodu i test dał niepokojące sygnały. Grubość pokrywy nie gwarantowała bezpieczeństwa. Mogli obejść jezioro, ale kamieniste i oblodzone brzegi wieszczyły stratę czasu...

Nagle usłyszeli świst. Pocisk eksplodował kilkanaście metrów od Tatsu i jego grupy, wyrzucając w górę gejzer wody wraz z popękanymi fragmentami lodu. Mishimczycy rozproszyli się i biegiem ruszyli pod osłonę z głazów. Po lewej stronie na skarpie około 100 metrów od nich pojawiła się jednostka kirasjerów "Atylla" i drużyna szaserów. Jedna z maszyn obróciła głowę i precyzyjnym ruchem wskazała na "Team six"...



Marcus poczuł obecność mrocznych sił apostoła. Zanim zdołał podzielić się tą informacją, naprzeciw oddziałów Cybertronicu na wzgórzu po przeciwległej stronie jeziorka wyrosły posępne postacie legionistów i nekromutantów. Górowały nad nimi krwistoczerwone, masywne figury pięciu razydów. Centurion dostrzegł mistyka i natychmiast piekielna wrzawa podniosła się wśród zastępów Algerotha...

"Rusty" zauważył jak Tatsu i jego ludzie, szczęśliwie osiągnąwszy drugi brzeg, znikali pośród skał, zostawiając ich osamotnionych na placu boju...
 
Deszatie jest offline  
Stary 01-03-2014, 21:30   #32
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Po niespodziance z fałszywym ashigaru wszyscy starali się mieć oczy wokół głowy. Odbezpieczona broń i palce na spustach. Nawet Braxtonowi przestało się chcieć żartować. Pełne skupienia milczenie przerywało tylko posapywanie i chrzęst śniegu pod nogami. Temperatura spadła do minus pięć i ani kreski niżej. Mallory uznał to za dobry znak, choć tylko on to zauważył.
Po pokonaniu kolejnej grani rozejrzał się po pozostałych. Ich miny wskazywały, że nie tylko on poczuł dreszcz niepokoju. Bez żadnego rozkazu rozproszyli szyk, jakby oczekiwali zasadzki. Szóstka zatrzymała się po dojściu do zamarzniętego jeziora patrząc na plecy oddalających się samurajów. Głupotą było by przekraczać niebezpieczny teren całym oddziałem.
„Konował” wykorzystał chwile i przyklęknąwszy za jakimś kamieniem wyciągnął lornetkę by zlustrować przeciwległy brzeg. Zanim jednak mu się to udało usłyszał huk wystrzału. Nie wiedział kto strzelał lecz już po chwili było mu dane poznać aktorów tego spektaklu. Ku swemu niezadowoleniu spostrzegł, ze z jednej strony atakuje legion, a z drugiej…

- O kurwa. – Wyostrzył dalmierz swojej cudlornetki na znajomych konstruktach z zieloną literką C.

- Sara! – Już sam fakt, w jaki sposób się do niej zwracał na otwartym kanale wiele świadczył o jego stanie emocjonalnym. – To są nowiutkie Atylle 3k. Mogę się mylić, ale prawie na pewno dodatkowo zmodyfikowane. Takie wiesz, od misji specjalnych. Bardzo kurwa mać specjalnych. Widziałaś kto strzelał do tamtych narwańców? Bo jeśli oni ta ja czegoś nie rozumiem. One nie chybiają. Jeśli nie trafili to znaczy, że nie chcieli trafić.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 02-03-2014, 19:16   #33
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ashigaru nie był już tym, kim wcześniej. Wystawiono go na przynętę niczym robaka, a oni połknęli haczyk jak amatorzy. Lepiej było dać mu w czapę od razu, no ale to nie do Sary należała ostateczna decyzja. Pół biedy, że poradzili sobie z plugawym ożywieńcem, bez strat własnych, co w dużej mierze zawdzięczali Cortezowi.
Całe starcie nie wróżyło jednak nic dobrego. Ashigaru, legionista, czy czym on tam był, stał jak najbardziej na widoku, czyli nawet jeśli osobiście nikogo nie zawiadomił, to jego pozycja mogła być z daleka obserwowana. Stracili element zaskoczenia... o ile w ogóle go mieli.
Aby zachować nutę optymizmu, można było śmiało powiedzieć, że przynajmniej przez moment, w obiektywnej ocenie, zrobiło im się cieplej.

Mróz niestety nie odpuszczał i chyba jeszcze bardziej niż przedtem dawał im się we znaki, zasiewając myśl o możliwości odmrożonych palcach i uszach. Na Wenus zdarzało się często, że trzeba było znosić zimno i Sara jak najbardziej umiała sobie z tym radzić, jednak tutaj nie było już tak lekko. W pewnym stopniu, pocieszała ją myśl, że żołnierze Mishimy znacznie trudniej znoszą panujące warunki. Choć pewności co do tego nie miała i naprawdę nie na tym się koncentrowała.
Co do Team Six, maszerując na przód ruszali się nieustannie i dzięki temu nie odczuwali zimna aż tak bardzo. Przynajmniej z tego założenia wychodziła Sara, nie zatrzymując się ani na chwilę. Ciekawym było jak Braxton sobie z tym radził.
Obawy znacznie większe niż mróz, budziła wyczuwalna obecność Mrocznej Harmonii. Teraz wiedzieli też, że coś przemieniło tego żołnierza w sługę ciemności, a to nie odbywa się tak po prostu. Niby warto wiedzieć z czym przyjdzie się zmierzyć, ale to nie napawało optymizmem. Wiedzieli też, że Ashigaru sam tu nie przybył, więc czekało ich więcej tego typu spotkań.

Przedzieranie się przez śnieg po łydki nie było łatwe. Ale kto by zabierał narty do podziemnych jaskiń Merkurego? Takich warunków nie dawało się przewidzieć... choć w tym momencie załoga Tatsu zaczęła radzić sobie z nimi zastanawiająco dobrze.
Ciekawe, że wyrwali do przodu jak szaleni. Było to bardzo podejrzane, zwłaszcza, że wedle wcześniejszych wytycznych to Team Six miał iść na szpicy. Sara dwukrotnie odwracała się omiatając okolicę przez lunetę snajperki, ale niczego nie dostrzegła. Skoro więc nikt ich nie śledził i nie deptał po piętach, to dlaczego żołnierze Mishimy wyrywali się tak do przodu?

Jak by tego było mało, jezioro wyglądało na nawet bardziej niż podejrzanie. Idealne miejsce na zasadzkę! Tatsu ze swymi ludźmi był już daleko w przodzie, ale oni dysponowali zarówno cięższym sprzętem, jak i cięższymi osobami... Cortez był najlepszym przykładem i został wyznaczony na ochotnika do sprawdzenia stabilności lodowego podłoża. Ostatnie czego chcieli żołnierze Team Six, to stąpanie po cienkim lodzie... gdyż nie chodziło tu o majora Weilanda i jego kumpli.

Sara miała zamiar trzymać się protokołu. Sięgała już po radio, aby zawiadomić Tatsu, że muszą obejść jezioro, gdy rozległ się głośny świst. Świst charakterystyczny dla lecącego pocisku z wyrzutni rakiet lub artylerii.
- Padnij - rzuciła odruchowo Sara i jednocześnie rzuciła się na śnieg. Zimny puch, który utrudniał im wszystko przynajmniej teraz przydał się na coś i zapewnił odrobinę wygodniejsze lądowanie.
Jednak to nie do nich strzelano, a do wystawiających się na odstrzał Mishimiczyków. Tylko, że ich nie trafili, ewidentnie marnując doskonałą okazję. Wyraźnie widać było chowających się żołnierzy, ale o dziwo nikt do nich nie strzelał.

Wtedy dostrzegli Kirasjera, w towarzystwie jego pobratymców i Szasrów. Kontrolowane przez Mroczną Harmonię maszyny i heretycy w postaci szaserów, było dość naciąganą wersją. A jednak Atylla wskazał na nich ręką, co nie mogło świadczyć o niczym dobrym.
Ale kim byli? Jeśli dopiero co tam przybyli oznaczało to, że Cybertronic też chciał położyć swoje metalowe łapy na znalezisku, czymkolwiek miałoby ono nie być. Mowa była też o wcześniejszych wyprawach, ale czy musiały to być wyprawy organizowane przez Mishimę? Tylko jeśli byli tu wcześniej to na co czekali? Na nich? Mogli tam przetrwać, skoro Mallory tak dobrze znosił zimno, to tamci szaserzy też mogli.
Różnie mogło być, a tylko czas miał pokazać, która z hipotez okaże się prawdziwa. Póki co wszystko wskazywało na to, że znajdywali się na polu bitwy, więc nie mieli czasu na zastanawianie się i szczegółową analizę sytuacji.

Nie zdążyli nic zrobić, gdy po drugiej stronie jeziora, na przeciwko oddziałów Cybertroniku, pojawiły się oddziały Legionu Ciemności...
Sytuacja stawała się gorsza z każdą sekundą. Fakt, że nie weszli wcześniej na lód uratował im życia. Inaczej teraz znajdowaliby się na zamarzniętym jeziorze - terenie jeszcze gorszym niż pole minowe, złapani w krzyżowy ogień... Nadal jednak zapowiadała się ciężka przeprawa bitewna.

Szybka ocena sił przeciwnika, albo raczej przeciwników, pozwoliła stwierdzić, że głównym zagrożeniem są oddziały Legionu Ciemności. Razydy było bardzo ciężko zatrzymać, a zwykle używane przez nich maszyny Nazgaroth - ciężkie karabiny maszynowe, które ludzie musieli by montować na czołgu - strzelały z ogromną siłą i celnością, na naprawdę daleki zasięg. Fakt, że było ich tam kilka sztuk, wróżył jedynie kłopoty.
Coś musieli zrobić, a decyzja o tym co konkretnie, należała do dowódcy.

Sara nie zastanawiała się długo. Mogliby szybko sprzątnąć Cybretronic i zająć ich pozycję. Wtedy, aby ich dorwać, Legion musiałby się przedzierać albo przez jezioro, albo przez rozproszone oddziały Mishimy. To byłoby znakomite rozwiązanie, ale najpierw musieliby uporać się z Atyllami i wejść pod stromą oblodzoną skałkę, wystawiając się jednocześnie na ostrzał Legionu Ciemności. Nie wykonaliby tego, bez naprawdę solidnych strat...
Biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu, w ogóle nie mieli dobrego pola do manewru. Najbezpieczniej byłoby utrzymać pozycję, albo wycofać się do tyłu. Najbezpieczniejsze nie zawsze jest jednak najlepsze.
- Tatsu słyszysz mnie? Tatsu, ktokolwiek? - spróbowała wezwać przez radio oddziały Mishimy, ale nic to nie dało.

Sara uznała, że muszą zająć pozycje obronną. Miała zamiar posłać Marcusa, Cervantesa i Oishi, aby przekradli się nieco na prawą i znajdując osłonę bronili ich pozycji od natarcia Legionu, a potem aby w miarę możliwości mogli rozpocząć atak. Marcus znakomicie sprawdzał się w boju, ale jej zdaniem to właśnie przeciwko Legionowi Ciemności najbardziej się wykaże i tak należało wykorzystać jego osobę. Cortez pokazał też już skuteczność swego miotacza ognia, a Nekromutanci i Razydzi wydawali jej się bardziej wrażliwi na ogień niż metalowe roboty Cybertroniku.
Dunsirn i Braxton mieli ruszyć na lewą flankę i bronić ich od natarcia Cybertronicu. Mallory najlepiej wiedział z kim się przyjdzie tam mierzyć, a przy użyciu tej wiedzy i wsparciu jej snajperki, Derren na pewno sobie poradzi.
Miała już wydać odpowiednie polecenia, gdy Dr Braxton podzielił się z nią informacjami o oddziałach Cybertroniku. Bardzo ważnymi informacjami, które zmieniały jej pojęcie o sytuacji.

Wyglądało na to, że Cybertronik miał tutaj proporcjonalne siły do tych, którymi dysponował Legion Ciemności... Oczywiście z tego co widzieli. Jeśli chybili celowo do oddziału Tatsu, mogło to oznaczać, że chcieli tylko ich pogonić, zanim wpadną oni w zasadzkę Legionu.
Czas pokaże, czy połączą siły z krewniakami Malory'ego, czy też dojdzie do walki między trzema stronnictwami, w którym każdy będzie walczył za siebie. A może nawet czterema, jeśli liczyć Mishimę?
Mimo iż Atylla wskazał na nich ręką, Sara przyjęła, że Cybertronic nie powinien ich zaatakować. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Legion zaś był bardziej przewidywalny pod tym względem i to na nim postanowiła skoncentrować działania drużyny.

- Dzięki Brax - odpowiedziała krótko. - Zajmijcie pozycje na prawej flance, znajdźcie osłonę. Przyczajmy się, aby Legion skoncentrował ogień na Atyllach, a potem im pomożemy - Thorne wydała polecenia i jednocześnie sama znalazła osłonę przed ostrzałem z godziny 13, choć jako snajper nie wysuwała się do przodu.
Miała nadzieję, że nawet jeśli zostali zauważeni, to Cybertronic też wpadnie Legionowi w oko. Pierwszym zadaniem na polu bitwy było sprawić, aby Legion skierował ogień na Roboty i Szaserów, a nie na Team Six.
Koleje bitwy różnie mogą się potoczyć. Jednak nie jest powiedziane, że pokonanie oddziałów Legionu zakończy bitwę, skoro w walce brało udział więcej niż dwa stronnictwa. Najlepiej dla Team Six by było, aby ich wróg i potencjalny wróg wybili się wzajemnie pozwalając im się dobić. I po części do tego dążyła Sara, ale bardziej ten wymarzony cel, chciała zapewnić porażkę oddziałom Legionu. Najgorzej zaś by było, gdyby wszyscy rzucili się na nich i tego zdecydowanie chciała uniknąć.
- Braxton, miej oko na lewą flankę - powiedziała jeszcze, celując do Centuriona krzątającego się wśród oddziałów Legionu Ciemności.
Ze swej bezpiecznej, jak sądziła, pozycji mogła go śmiało ustrzelić, zwłaszcza że tłumik huku i blasku naprawdę znacząco redukował ryzyko wykrycia jej pozycji. Potem mogła strzelać do nekromutantów, uznając, że osobiście nie ma się co mierzyć z Razydami.
Co mógł zrobić Marcus, to już zostawiła jemu, miała tylko nadzieję, że nie ściągną na siebie uwagi nieprzyjaciela numer 1. Wszystko zależało też od tego, jak się zachowają inni i należało zachować się odpowiednio do tego.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 03-03-2014 o 13:10.
Mekow jest offline  
Stary 03-03-2014, 19:18   #34
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Zaskakująca była obecność śniegu na planecie będącej tak blisko słońca. Cóż, natura płata różne figle. Być może natura nie miała z tym miejscem wiele wspólnego, a przynajmniej nie wiele miała do powiedzenia na temat postaci, która miała zaszczyt powitać ich w tej mroźnej krainie.

Na pierwszy rzut oka wyglądała jak zmęczony, powłóczący nogami, być może ranny Ashigaru Mishimy. Niepozorna i sterana postać niemal zapraszała do pomocy, obiecując być może jakieś ciekawe informacje. Postać emanowała jednak złem. Smród władcy zarazy był aż nadto wyczuwalny w aurze, spowijającej postać wojownika Mishimy. Byłego wojownika – bo w tej chwili był już tylko animowaną mroczną harmonią skorupą, wypełnioną spaczonymi darami swego apostoła. Marcus Wykrzyczał ostrzeżenie w eter i zaczął przedzierać się przez zaspy podążając w stronę wysłanej naprzód szpicy. Stabilizator mocy wibrował od zakłóceń, kiedy Ashigaru podszedł bliżej, zdejmując maskę. Wiedział, co zobaczyli i słysząc staccato strzałów z karabinu „Rusty`ego” modlił się do kardynała by zdołali go zatrzymać. Modlitwa została wysłuchana, bo pierwszy na szpicę dotarł Cortez, który miotaczem Gehenny zakończył litościwie cierpienie przemienionego Ashigaru. Ogień spopielił szczątki legionisty, więc zarazy zostały zniszczone wraz z pustą powłoką.

Incydent z Ashigaru wzmógł ostrożność. Marcus przedzierał się przez zaspy, bacznie obserwując horyzont i otaczający ich teren. Krajobraz zachwycał pierwotnym pięknem, pomimo swej surowości. Wielkie skały, obsypane śniegiem przywoływały wspomnienia z Wenus i pierścieni zimy. Niska temperatura zaczynała dawać o sobie znać – na pancerzu widział lekką warstwę szronu a mróz kąsał nawet pod szatami, które powinny dawać nieco ochrony przed zimnem. Dobrze, że nie pada Pomyślał. Zawsze to lepsze od upału

Jezioro, otoczone wzgórzami było problemem samym w sobie. Cortez wszedł na lód, który niebezpiecznie zatrzeszczał. Czyli opcja marszu na wprost raczej odpadała. Tymczasem grupa dowodzenia za nic mając zdrowy rozsądek weszła na lód i parła w najlepsze dalej. Lżej opancerzeni, i mający na sobie mniej sprzętu ryzykowali najmniej. Po za tym od dłuższego czasu sprawiali wrażenie, że doskonale wiedzą gdzie idą – co akurat mogło nie dziwić. W końcu to ich planeta.

Komenda Padnij! wyrwała go z rozmyślań. Chwilę potem świst i eksplozja upadającego na taflę zamarzniętego jeziora pocisku oznajmił obecność przeciwnika. Zza wzgórz wyłoniła się grupa Cybertronicu – roboty Atilla i szaserzy. Jakby tego było mało stabilizator mocy znów się rozszalał, tym razem oznajmiając przybycie sporej grupy legionistów i nekromutantów, nad którymi widać było ogromne cielska Razyd. Wpierw pomiot plugawca, teraz psy apostoła wojny.
Sytuacja wyglądała naprawdę źle, zwłaszcza kiedy Centurion i jeden z Kirasjerów zaczęli pokazywać sobie Team Six palcami. Jasne było, że otwarcie ognia to tylko kwestia czasu. Drużyna dowodzenia znikła daleko przed nimi. To tyle jeśli chodzi o kontakt z dowódcą. Chyba kogoś za to zabiję. I pewnie nie będzie to najgorsze co może go spotkać pomyślał z wściekłością o młodym samuraju.
W zasadzie każdy atak narażał Team Six na ogień krzyżowy. Spacer między dwoma, prawdopodobnie wrogimi grupami odpadał. Pozostawała walka, lub perspektywa szerokiego obejścia obu grup.
Najgroźniejszy był fakt, że grupa dowodzenia, najwyraźniej przepłoszona ogniem Cybertronicu znikła i nie dawała o sobie znać. Albo było to celowe, albo Tatsu naprawdę nie ogarniał dowodzenia. Pozostawało zdać się na wiedzę i doświadczenie Sary i wspierać ile się da.
Sara miała jednak inne informacje, być może pełniejsze, bo jej początkowo bezsensowny rozkaz zaczynał nabierać coraz więcej sensu. Zwłaszcza, że częściowo pokrywał się z pomysłem który chodził mu po głowie i w zasadzie i tak kończył się jednym - zetrą się z legionem tak jak tego chciał i co jak najbardziej by radził. W ten czy inny sposób.
- Zrozumiałem - Rzucił w interkom dając jednocześnie gestem sygnał Cortezowi i Kenshiro, aby wstrzymali się na moment. Przykucnął za zaspą śniegu przywołując moc żywiołów. Syk powietrza, kształtowanego między palcami mistyka w kulę oznajmił mu, że zaklęcie jest już gotowe, po czym rzucił kulą niczym granatem między stojących na wzgórzu legionistów a pozycją zajmowaną przez Team Six. Kula powietrza, wyzwolona przez Marcusa uderzyła w stok góry, momentalnie zamieniając się w wir, siejący dokoła tumanami śniegu. Marcus dla pewności dodał nieco mocy, aby jego powietrzny diabełek nieco dłużej zajmował się zaspami, utrudniając celowanie legionistom na wzgórzu. Wiejący wiatr robił resztę, zasnuwając stok białym pyłem.
- Ruszamy na pozycję - Rzucił w słuchawkę intercomu i ruszył szybko w stronę majaczącej się w oddali, ośnieżonej skały, która mogłaby służyć za prowizoryczną chociażby osłonę.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 13-03-2014 o 15:53. Powód: korekta czytelności wypowiedzi
Asmodian jest offline  
Stary 03-03-2014, 19:26   #35
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Miał nosa z miotaczem. Gehenna była dobra na wszystko, grila, problemy z przełożonymi, nekromutanty, straszenia niegrzecznych dzieciaków grzebiących przy nie swoich motocyklach. Nie miał zamiaru twierdzić że była rozwiązaniem najlepszym i jedynie słusznym, inaczej niczym by się nie różnił od Legionu, oni też mieli jedno słuszne rozwiązanie. Cortez z kolei czasem dopuszczał opcję negocjacji.

Spalony przed chwilą nekros zwiastował kłopoty i zasadzkę. Cervantesa zdziwiła jedynie skala gówna w jakie wdepnęli. Ostrzał z ciężkiego sprzętu i wymiana ognia między Cybertronikiem a Legionem wprowadziły spore zamieszanie. Przeładował magazynek na swoją specjalną mieszankę przeciwko Razydom, chociaż wątpił by z tej odległości zdziałał coś większego. Sara wskazał na ich trójkę i nową pozycję, którą mieli zająć. Nie uśmiechało mu się to, kiedy przyglądał się zabawie na górze i faktowi, że mimo tego jak cienki był lód, Mishimczycy w całości dotarli na twardy grunt. Coś tu nie grało, było za dużo zmiennych, a skośnych skurczybyków najchętniej by nadział na rożen i podgrzewając wyciągnął wszystko co do najmniejszych detali odnośnie faktycznego celu misji. Zdarzało mu się to już, chociaż nigdy „sojusznikom”.

Pokręcił głową i pognał zakosami na nową pozycję, modlił się do Nataniela, żeby nie zarobić po drodze zbyt wielu kulek. Gdy przebiegał koło Sary, zapytał jedynie uzupełniająco. – Legionowi czy Atyllom? – Podejrzewał że chodziło o pomoc wielbicielom metalowych zabawek, ale wolał się upewnić, w takich momentach różnie bywało.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 03-03-2014, 20:11   #36
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Śnieg skrzypiał pod nogami Dunsirna, Braxtona i dwóch samurajów. Czwórka wojowników zbliżała się do samotnej postaci, odzianej w łachmany i pancerz, który swoje najlepsze lata miał już dawno za sobą. Emitowane przez żarniki umieszczone na sklepieniu jaskini światło odbijało się od tandetnych złoceń ceremonialnego hełmu. Na chroniącej twarz masce była zobrazowana mina człowieka poddawanego torturom, co zapewne wywołałoby strach w sercach przeciwników, gdyby nie komiczne wręcz połączenie z zaniedbanym strojem i brakiem jakiejkolwiek widocznej broni.
- Strasznie cuchnie… – powiedział Braxton. Derren i tak niewiele czuł przez filtry maski p-gaz, ale i jego nozdrza podrażniła delikatna woń zgnilizny. Wtedy zdarzyły się dwie rzeczy jednocześnie – Ashigaru ruszył w ich kierunku a Summers wykrzyczał ostrzeżenie. Imperialczyk niemal natychmiast posłał dwa pociski w głowę nadciągającego Mishimczyka, ale to go nie spowolniło. Przełączył karabin na ogień ciągły i posłał całą serię w korpus przeciwnika, pokrywając biały całun śniegu śladami brunatnej posoki. Smród stał się wyczuwalny nawet przez maskę. – Ładuję! – Krzyknął Dunsirn i zaczął się wycofywać. Braxton celnie mierzonymi strzałami zgruchotał kolana upiornego wojownika. Ten padł na śnieg i wytrwale czołgał się w kierunku Imperialczyka. Derren zerknął na swoich sojuszników z Mishimy i ze zgrozą zauważył… że turlają się po śniegu. Może był ograniczony kulturowo, ale nie rozumiał tej błazenady. Jest przeciwnik, to się z nim walczy, na harce i tańce jest czas później. Kolejny magazynek znalazł się w karabinie, żołnierz miał już nacisnąć spust, lecz struga płynnego ognia z miotacza Corteza otuliła ścierwo Mishimczyka, który wyzionął ducha. Zdaje się na dobre. – Potwierdzone trafienie – ożywiony wojownik ashigaru – przesłali meldunek Sarze. Jeszcze minutę czekali na resztę oddziału, słuchając żarłocznego syku płomieni pożerających zwłoki.
- Tatsu, twoi ludzie stchórzyli podczas walki z jednym przeciwnikiem – Derren beznamiętnym głosem poinformował Hatamoto – czy naprawdę są zdolni do działania przeciwko całym oddziałom Legionu? Z tym właśnie będziemy się mierzyć, gdy już dotrzemy do celu. Musisz wiedzieć, że jak zrobi się gorąco, to nikomu z was nie zaufam na tyle, żeby pozwolić mu kryć moją szóstą. Więc może ponownie podzielimy się na dwie drużyny i będziemy operować oddzielnie trzymając się w zasięgu wzroku? Co ty na to?


Maszerując dnem płytkiej doliny dotarli do zamarzniętego jeziora. Grupa Tatsu śmiało ruszyła przed siebie, zostawiając Team Six nieco w tyle. Może i dobrze, gdyż nagle dało się słyszeć świst RPG i środek lodowej tafli eksplodował gejzerem wody. Na lewej flance pojawiła się drużyna szaserów oraz kirasjerów, na prawej natomiast oddział Legionu ciemności.
Kiedy Rusty szkolił się w Szkole Wojskowej Paxton, instruktorzy i taktycy wpoili mu następującą zasadę: jak masz do wyboru walczyć z Cybertronicem albo z Legionem, to walcz z tym pierwszym. Imperialczyk odruchowo wcielił tą regułę w życie. „Znów między młotem a kowadłem” – pomyślał. Na pierwsze miejsce strzeleckie wybrał śnieżną zaspę kryjącą go przed oddziałami Cybertronicu, jednak nie przed wzrokiem Legionu. „Oby pod śniegiem był jakiś solidny głaz dający osłonę, bo inaczej marnie ze mną. I oby Razydzi nie strzelali zbyt celnie, bo dostanę w plecy”. Obawy Dunsirna rozwiał (dosłownie i w przenośni) Summers, wzniecając podmuchem lodowatego wiatru zamieć śnieżną, skutecznie blokującą widoczność na prawej flance. Imperialczyk załadował broń pociskami plazmowymi i wychylając się delikatnie, wymierzył w prowadzącego Atillę. – Brax? – odezwał się do kolegi przed naciśnięciem spustu. Może tym razem to będą znajomi drużynowego doktora i nie będą musieli ich eksterminować? Jednak z tego co Mallory mówił Sarze, wynikało coś wprost przeciwnego. Dunsirn nacisnął spust. Zamierzał sprawdzić, czy pociski plazmowe będą skuteczne przeciw pancerzom kirasjerów, jeżeli nie, to zamierzał strzelić kilka razy pod nogi żołnierzy wrogiego plutonu i zobaczyć, czy dobrze im się walczy gdy w około unoszą się kłęby pary z roztopionego śniegu a pod nogami, zamiast stabilnego oparcia w głębokim śniegu, pojawia się śliska skała. Gdyby i to nie przyniosło skutku, zawsze miał magazynki z klasycznymi pociskami ppanc, używanymi w walkach z ciężko opancerzonymi przeciwnikami.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 03-03-2014 o 21:55.
Azrael1022 jest offline  
Stary 03-03-2014, 23:36   #37
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Starli się z Legionem, najzacieklejszym wrogiem ludzkości. Siłą, która pragnęła unicestwić populację. Chociaż tak naprawdę zamysły Apostołów były niepojęte. Może walka miała trwać wiecznie? Może zło czerpało moc z nieustannego konfliktu? Karmione nienawiścią oraz wojnami między korporacjami. Na wieki zasiało ziarno, które niezmiennie padało na podatny grunt...

Zasłona żywiołów podniosła tumany śniegu na legionistów, utrudniając celowanie "Team six", za to w pełni uniemożliwiając je nekromutantom. Sara namierzyła centuriona tuż przed wybuchem zamieci. Eliminacja wroga dostarczyła jej satysfakcji. Może nazbyt wielkiej... Czerpanie przyjemności z zabijania mimo pozornego chłodu, karmiło jej serce rozpalone żądzą krwi.

Braxton nie zdołał powstrzymać zapędów Dunsirna, sam zaś nie miał ochoty pierwszy atakować "swojej" korporacji. Pociski plazmowe, lecące wolniej niż konwencjonalne uderzyły w najbardziej wysuniętego Atyllę. Doktor spojrzał na wzgórze, choć domyślał się efektu. Robot stał dalej niewzruszony. - "Rusty", spieprzaj ze swojej pozycji! - warknął ,wiedząc co się szykuje. Szaser z SSW-5500MP był niezwykle precyzyjny. Gdyby nie reakcja doktora i refleks Imperiala, zostałyby z niego strzępy.

Zamieć spowodowała chaos wśród sił Algerotha, ale utrudniła skuteczny ogień drużynie. Kiedy zawieja zaczęła słabnąć sylwetki piechoty Legionu, były zdecydowanie bliższe niż chwilę wcześniej i bardziej wyraźne...



Kratachy rozbrzmiały potępieńczo. Muskularni Razydzi szli na czele, ostrzeliwując ich Nazgarothami. - Piekielna broń - pomyślał Cortez. - wtulony w śnieżną jamę. Ściskał miotacz ognia, czekając, aż mięso zbliży się do jego pozycji.

Marcus wyczerpany nieco zaklęciem, ciężko oddychał skryty za kamieniem. AC-41 trzymał w pogotowiu, lecz nie chciał ryzykować, znając siłę broni Apostoła Wojny. - Jeszcze nie teraz.. - powtarzał sobie. Wiedział, że cierpliwość jest cnotą...

Sara widziała trzech Razydów idących w stronę kompanów. Pozostałe bestie weszły na lód, który załamał się pod ich ciężarem. Mimo tego potwory szły dalej, łamiąc krę niczym lodołamacze. Woda sięgała im, aż po szkarłatne torsy. Thorne musiała zdecydować, kto w tej chwili jest większym zagrożeniem...

Siły Cybertronicu wycofały się z pola bitwy, obliczając szanse "Szóstki" jako znikome...

Maszyny nie są jednak nieomylne...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 03-03-2014 o 23:58.
Deszatie jest offline  
Stary 08-03-2014, 02:06   #38
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Były piękniejsze rzeczy niż twarze nekro mutantów w całkiem niedalekiej odległości. W zasadzie to niemalże wszystko było piękniejsze. Na szczęście miał zaprawiony żołądek na tyle że nie zaczął haftować na prawo i lewo. Zamiast tego ścisnął mocniej zapalniczkę i schował ją głęboko, tak żeby nigdzie jej nie zgubić.


Następnie sięgnął po jeden z granatów, wyczekał moment i rzucił pod nogi nadchodzących sił legionu. Kawałki nekrosów radośnie poleciały dookoła, Razydom niestety za wiele się nie stało, nadal parli na przód. Rozważał dość krótko nad sensownością wystawiania przeciwko tym bestiom czegoś mniejszego niż czołg. Tu z kolei było ich niewielu, śmiesznie mała garstka w porównaniu do przeciwnika. Jednak wychodzili już z nie takich opresji. Chyba. Odczekał aż przeciwnicy będą w zasięgu miotacza i dopiero wtedy wychylił się by rozlać morze ognia.
- Płońcie skurwysyny. – Miał nadzieję że temperatura doprowadzi dodatkowo do zapłonu amunicji przeciwników.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 08-03-2014, 12:03   #39
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Koleje bitwy nie potoczyły się tak, jak Thorne sobie tego życzyła. Nie udało się połączyć sił z oddziałami Cybretronic. Zaś Legion zamiast uznać maszyny za bardziej groźne i skupić się na nich, wybrał sobie za cel Team Six. W efekcie Cybersi postąpili tak, jak Sara miała zamiar postąpić... Przy czym kobieta planowała w kolejnym ruchu czynny udział na polu walki, zaś Team Six obecnie nie mieli co liczyć na czyjąkolwiek pomoc... choć w zaistniałej sytuacji, nawet najmniejszą szansę, warto było wykorzystać i zaapelować do każdego kto może ją usłyszeć.
- Tatsu, ty tchórzliwa myszo, wracaj na pole walki! Nie masz za nic honoru!? - rzuciła przez radio z pogardą i nutą gniewu w głosie. Oczywiście nie miała pewności, czy ktokolwiek z oddziałów Mishimy ją słyszy, gdyż sprzęt techniczny tej korporacji pozostawiał wiele do życzenia... Co innego radia "made by Cybertronic". Na miejscu Szaserów, Sara prowadziłaby nasłuch, aby wiedzieć jak przebiega i jak zakończy się walka "tych tam" z siłami Legionu.
- Koledzy z Cybertronic. To tak korporacje łączą siły w walce z Legionem? To wasz wróg! Zapomnijmy o tamtej pomyłce wynikłej w zamieszaniu. Macie Razydy na otwartej pozycji. Skupiają się na nas, więc nic nie ryzykujecie - powiedziała siląc się na spokój, co niekoniecznie musiało jej się udać.
Nie miała pewności czy ktoś ją słyszał, a nawet jeśli, to nie wiedziała jak ten ktoś zareaguje. Nie miała zamiaru liczyć na niczyją pomoc. Byli sami.

Oczywiście kobieta nie ograniczała swych działań do byle gadania w przestrzeń. Zamieć Marcusa zelżała, więc Sara obserwowała pole walki, dokładnie widząc jak siły Legionu nieuchronnie zbliżały się do pozycji reszty jej drużyny. Domyślała się, że jej koledzy, nakryci takim ogniem nie mogą się zbytnio orientować w sytuacji. Bo niby jak mieli wychylić głowę i zachować ją nietkniętą? Była ich oczami i oprócz rozkazów, musiała przekazywać im co widzi.
- Drużyno! Dwie Razydy idą przez jezioro i powoli zachodzą was z lewej. Póki co spokojnie. Pozostali zbliżają się do waszej pozycji! Trzydzieści metrów. Zaczekajcie jeszcze chwilę i użyjcie na nich granatów. Miotacz ognia się przyda. Marcus liczymy na jakiś cud. Postaram się oślepić Razydy - powiedziała, celując już do jednego z nadchodzących do nich Razyd. Wiedziała, że warunki do strzelania nie są najlepsze, ale nie raz już trafiała do celu podczas podobnej pogody. Przynajmniej nikt nie nakrył jej jeszcze ogniem i mogła spokojnie wycelować, zanim naciśnie na spust. Za cel obrała sobie oczy czerwono-fioletowych monstrów. Miała raczej nikłe szanse, że zniszczy je sama i nie liczyła na to, ale gdyby udało jej się ich oślepić, byłaby to spora szansa dla jej drużyny.
Póki co mogła strzelać im w oczy, albo to coś co pełniło funkcje głów, bez obawy że ktoś z jej kompanów stanie nagle na linii strzału. Nie było takiego ryzyka zważywszy na rozmiary tworów Algerotha. A w zaistniałym tam zamieszaniu powinna pozostać nie wykryta.
Oczywiście musiała cały czas informować ich, jak daleko i gdzie dokładniej są wrogowie. Granaty i wszelkie inne działanie musiały być jak najlepiej zorganizowane.
Jeśli uda się jej dopiąć swego, będzie mogła skupić się na tych dwóch cwanych Razydach, które brały zimną kąpiel. Zachodziły one Team Six od flanki, a Sara nie mogła dopuścić, aby jej towarzysze wpadli w krzyżowy ogień. Postanowiła, że zacznie strzelać im w głowy, gdy tylko zaczną coś robić, albo gdy nie będzie już miała czystego strzału na te pozostałe. Miała zamiar ściągnąć na siebie uwagę tych dwóch... choć w tym celu nie będzie ściągać tłumika. Liczyć na to, że Cybertronic się nimi zajmie byłoby z jej strony zbytnim przejawem optymizmu. Należało działać tak, jakby byli sami... Bo byli sami.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 08-03-2014 o 13:03.
Mekow jest offline  
Stary 09-03-2014, 12:21   #40
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Sylwetki legionistów stawały się coraz bardziej wyraźne w słabnącej kurzawie. Błyski ognia i wizg pocisków broni nasyconej mroczną harmonią stanowiły jasny sygnał, że to Team Six stał się celem Legionu. Marcus cierpliwie czekał przyczajony za ośnieżonym głazem. Powoli koncentrował się na kolejnym zaklęciu Sztuki, odmawiając jednocześnie modlitwę do Kardynała. Pociski rykoszetowały i rozrywały się dokoła, unosząc tumany śniegu. Serie ciężkiej broni razyd szły górą – upiorny wizg broni, podobny do hamowania pociągu na szynach niósł się echem po całej dolinie. Krótsze szczeknięcia Kratachów, i głośne dudnienie Belzarachów dawały niesamowity, koszmarny koncert. Słyszał gorączkowe komendy i chaotyczne komunikaty w intercomie. Zaczęło się, teraz trzeba się skupić na detalach Pomyślał Marcus próbując wyłapać jakieś ważne informacje z bałaganu w eterze.
- Saro, celuj w nos razyd – to szczyt tego dziwnego trójkąta który zasłania im pół twarzy - Rzucił do intercomu słysząc zamiar ich dowódcy. Kombinacja ognia i braku możliwości oddychania powali nawet najcięższego stwora Legionu, niezależnie od tego jak twardy był. Marcus wiedział, ze razyda nie oddycha normalnym powietrzem, i uszkodzenie ich filtra, skomplikowanej aparatury usytuowanej na szczycie plątaniny rurek, i organicznych przewodów wystarczyła, aby w krótkim czasie powalić razydę bez potrzeby wypluwania setki kul. Podobny problem miały ezoghule i niepokalane furie, jednak te pierwsze ciężko było trafiać, bo maski którymi chroniły swoje nozdrza były opancerzone. Furie miały podobny problem jak razydzi jednak razyda potrafił walczyć na ślepo, lub nawet bez połowy mózgu. zwykły strzał w głowę niczego nie załatwiał. Rozważania Marcusa przerwała kumulowana moc, która zaczęła naciskać na naczynia krwionośne. Oddech stał się płytszy i Marcus czuł chrobotanie ciśnienia w uszach i skroniach. Stabilizator rozgrzał się tak, że słychać było trzaski wyładowania mocy i czuć było zapach ozonu. W grupie nekromutantów eksplodował granat. Odłamki siekały dokoła, a strzępy ciała żołnierzy legionu zaczęły fruwać dokoła. To ich jednak nie zatrzymywało. Nekromutanci i legioniści podeszli bliżej, najwyraźniej zamierzając wykończyć przyduszony ogniem zespół – na to czekał Marcus. Czas był najwyższy. Zebrana moc niemal rozsadzała mu głowę – czuł krew wypływającą z nosa i czuł jej metaliczny zapach. Wysunął się zza głazu i uwolnił energię zaklęcia.



Powietrze wyszło z płuc – Marcus nie był w stanie powstrzymać się od krzyku który na moment wypełnił intercom. Słyszał obok szum Miotacza Gehenny – dodatkowy przyciągacz dla uwalnianego żywiołu uderzył w Marcusa, kiedy miotacz plunął ogniem dokładnie w tym samym momencie, co zaklęcie Marcusa. Będzie bolało Pomyślał przez chwilę zaciskając zęby i próbując odzyskać kontrolę nad własnym ciałem. Staccato strzałów z karabinu Kenshiro zagłuszyło na moment myśli, ale nie zagłuszyło bólu.



Kula ognia o sile pocisku artyleryjskiego dużego kalibru poszybowała majestatycznie w stronę legionistów. Marcusowi pociemniało w oczach od ogromnej dawki wyzwolonej w jednym momencie mocy. Stabilizator mocy wytrzymał, co pozwoliło zachować kontrolę nad mocą i uniknąć dalszych, bardziej drastycznych konsekwencji, jednak ból był ogromny. Wyładowanie mocy przeszło przez ciało Marcusa niczym prąd z paralizatora. Pociski legionistów wciąż rozrywały się dokoła – odłamek skały odłupanej pociskiem zabębnił o pancerz. Widział rozmywające się smugi pocisków – horyzont zaczął wariować a tempo akcji jakby zmalało – jakby wszystko znalazło się w kleistym syropie. Zobaczył pełzające po pancerzu, błękitne łuki mocy , widział też dwie prawe ręce próbujące połączyć się w jedną. Potrząsną głową, próbując się otrząsnąć jednak wariujące mięśnie słabły i Marcus padł na kolana, przytrzymując się ręką skały. Wiedział, że za moment może stracić przytomność, szybkim ruchem otworzył maskę, podnosząc hełm na tył głowy. Lodowate powietrze uderzyło go w twarz, momentalnie go otrzeźwiając. Ostrość widzenia powróciła. Władza w kończynach również. Kula kończyła właśnie lot, lądując wprost między razydami a necromutantami – niektórzy już płonęli, zapaleni Miotaczem Gehenny. Kleista, płonąca substancja oblepiła zarówno legionistów, jak i zbocze wzgórza, zamieniając krajobraz w upiorne inferno. Widział Kenshiro rzucającego chyba jakiś granat. Wiedział, że necromutanci i szeregowi legioniści prawdopodobnie nie przeżyją eksplozji, więc wycelował Czyściciela prosto w ogromne sylwetki razyd. Lufy ckmu zaczęły obracać się z metalicznym jękiem a potem broń plunęła ogniem. Fakt, że Marcus był na kolanach zrekompensował ogromny odrzut broni jednak osłabione ciało poczuło solidne kopnięcie. Ból jest dobry Pomyślał Marcus. Póki boli, żyjemy
Pierwsza seria dosięgła piersi prowadzącego razydy, który przystanął na moment aby podziwiać sunącą w jego kierunku kulę mocy. Trafiony serią Razyda zachwiał się i potrząsnął głową, jakby zaskoczony oporem, zielona krew wyciekała z dziur po pociskach. Podniósł Nazgaroth, celując w mistyka aby odpowiedzieć na zaczepkę. Zielone oczy razydy wyrażające czystą i pierwotną nienawiść i wielki karabin maszynowy znikły jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy kula ognia, rzucona przez Marcusa eksplodowała. Wszystko na moment zniknęło w wielkim morzu ognia pochłaniającym po kolei postaci legionistów. Ostatni zniknęli w ogniu legioniści. Podmuch cisnął Marcusowi w twarz dodatkową porcję śniegu, więc przykrył ręką twarz osłaniając oczy i spojrzał na stok oceniając skalę zniszczeń. Prowadzący razyda płonął, wyjąc głośno. Ten był już zgubiony. Pozostali wyglądali na ostro poparzonych i nieźle sponiewieranych - częściowo popalone kończyny dymiące od poparzeń, kamienna skóra zerwana, wystające z ciał rurki bryzgające zielonkawym płynem i poczerniałe od ognia. Część legionistów płonęła, części nie widział wcale. Całe zbocze góry stało w ogniu.
Obok niego przetoczył się dymiący hełm jednego z legionistów. Możliwe, że to było wszystko co zostało z jego przeciwników, których brakowało mu w polu widzenia.
Wycelował do płonących, majaczących się w ogniu sylwetek. Powoli wstał z kolan i ruszył do przodu. Czyściciel wypluł kolejną porcję pocisków z dźwiękiem przypominającym odgłos dartego płótna. Jasne smugi pocisków AC 41 przeskakiwały z sylwetki na sylwetkę, omiatając legionistów, nekromutantów, razydy. Ciężkie pociski kładły wiotkie ciała, lecz żywe trupy powoli podnosiły się. Słyszał znów znajomy szum miotacza gehenny, dolewający kolejną porcję ognia do płonącego piekła przed nimi. Cortez systematycznie zamieniał całe wzgórze w płonące piekiełko z którego nie było ucieczki. Znajomy terkot broni Kenshiro i powiększające zamęt smugi pocisków z karabinu samuraja potwierdziło, że Team Six wciąż walczy.
Kolejne serie Czyściciela wbijały się w legionistów, wyrywając dziury i wyrzucając w powietrze strzępy pancerza i ożywionego ciała. Do piekła psy Ciemności.....wszyscy do piekła
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 13-03-2014 o 15:54. Powód: korekta czytelności wypowiedzi
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172